- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Gru 23, 2017 10:31 pm
Alec wywrócił wymownie oczami, słysząc jej marną wymówkę. Mogła mu powtarzać to miliony razy, ale dla niego wciąż nie było żadnego powodu do zamartwiania się. Zwłaszcza o niego. Był wystarczająco rosłym, wysokim i silnym mężczyzną, by dać sobie radę w praktycznie każdej sytuacji. Zarówno Nokturn, jak i inne miejsca… nie skrywały przed nim tajemnic, bo przecież znał je od podszewki. Mimo to nie skomentował tego. Nie zrobił też wyrzutów odnośnie tego, jak zamartwianie i stres wpływały na stan ich dziecka. Po prostu… uśmiechnął się z politowaniem, odwzajemniając czule jej pocałunek. Przez ten dłuższy urlop nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo zaczynało mu jej brakować. Nie miał pojęcia, jak mieli sobie poradzić od poniedziałku, gdy Greyback w końcu wróci do pracy, ale na samą myśl… odechciewało mu się wszystkiego. Nie tylko ona czuła się bezpiecznie w tym ich małym, niewygodnym łóżku. Tutaj mógł mieć kontrolę nad wszystkim i dopilnować tego, by wszystko było w porządku. Jak u licha miał to robić, siedząc za ladą Borgina i Burkesa? Alec westchnął ciężko, w tym samym czasie wślizgując się do łóżka.
– A dziecko? – zapytał niemal od razu, zastanawiając się, czy jego syn wreszcie postanowił przerwać tą ciszę i niepokój i dał o sobie znać. Utraty tego dziecka Alec obawiał się chyba najbardziej. Już zdążył się przyzwyczaić do posiadania syna i snuć przeróżne plany wobec niego. Więc ewentualna tragedia… prawdopodobnie by go rozbiła. Nie sądził, by którekolwiek z nich byłoby w stanie sobie z tym poradzić. A całe to czekanie było najgorsze. Był konkretnym, niezbyt cierpliwym człowiekiem i to wszystko było dla niego wyjątkowo ciężkie do ogarnięcia. Być może było to spowodowane tęsknotą, a być może chciał po prostu oderwać swoje myśli tymi drobnymi pocałunkami, które składał na jej nogach. Sęk w tym, że nie był w stanie się tak po prostu od niej oderwać, bo ciepło które od niej biło wprawiało go w niesamowicie dobry humor. Mimo to, podniósł na chwilę głowę, by znaleźć dłonią dokumenty i jednocześnie jej podać stertę prosto do ręki, a potem… znowu opuścił głowę. Z tym, że nie całował jej dłużej, przynajmniej nie przez chwilę.
– Zobacz sama – mruknął, nawiązując do teczki, którą jej podał. Początkowo był przeciwko braniu aparatu, bo nie było dla niego nic gorszego niż wyglądanie jak turysta, ale skoro ona tak bardzo się temu upierała, to po prostu jej uległ. I najwidoczniej postąpił słusznie, bo nie musiał jej ani opisywać, ani tym bardziej przekonywać do wybranego domu, bo mogła to wszystko zobaczyć na własne oczy.
– Wioska Allhallows, hrabstwo Kent. Na parterze jest salon, kuchnia z jadalnią i łazienka, a na piętrze cztery sypialnie. Jest też jakaś stara szklarnia – podejrzewam, że ją zagospodarujesz – opowiadał, mając zamknięte oczy. Poniekąd dlatego, ze był nieźle zmęczony, ale próbował podać jej jak najwięcej szczegółów. Wyczuł w jej głosie pewny niepokój i nawet wiedział, czym to było spowodowane. Podjął decyzję za nią, to fakt, ale… ostatecznie wystarczyło spojrzeć na te fotografie. Był przekonany, że cały ten dom, jak i okolica były w jej stylu. – W cenie dostaliśmy meble, dość solidne. Zostanie nam jeszcze trochę oszczędności. – a potem powrócił do całowania jej nóg, jednocześnie sunąc palcami lewej dłoni po zewnętrznej stronie jej ud. W przerwie między pocałunkami wyrzucił z siebie jeszcze pytanie, które w rzeczy samej brzmiało bardziej niż pomruk: – co robiłaś dzisiaj?
– A dziecko? – zapytał niemal od razu, zastanawiając się, czy jego syn wreszcie postanowił przerwać tą ciszę i niepokój i dał o sobie znać. Utraty tego dziecka Alec obawiał się chyba najbardziej. Już zdążył się przyzwyczaić do posiadania syna i snuć przeróżne plany wobec niego. Więc ewentualna tragedia… prawdopodobnie by go rozbiła. Nie sądził, by którekolwiek z nich byłoby w stanie sobie z tym poradzić. A całe to czekanie było najgorsze. Był konkretnym, niezbyt cierpliwym człowiekiem i to wszystko było dla niego wyjątkowo ciężkie do ogarnięcia. Być może było to spowodowane tęsknotą, a być może chciał po prostu oderwać swoje myśli tymi drobnymi pocałunkami, które składał na jej nogach. Sęk w tym, że nie był w stanie się tak po prostu od niej oderwać, bo ciepło które od niej biło wprawiało go w niesamowicie dobry humor. Mimo to, podniósł na chwilę głowę, by znaleźć dłonią dokumenty i jednocześnie jej podać stertę prosto do ręki, a potem… znowu opuścił głowę. Z tym, że nie całował jej dłużej, przynajmniej nie przez chwilę.
– Zobacz sama – mruknął, nawiązując do teczki, którą jej podał. Początkowo był przeciwko braniu aparatu, bo nie było dla niego nic gorszego niż wyglądanie jak turysta, ale skoro ona tak bardzo się temu upierała, to po prostu jej uległ. I najwidoczniej postąpił słusznie, bo nie musiał jej ani opisywać, ani tym bardziej przekonywać do wybranego domu, bo mogła to wszystko zobaczyć na własne oczy.
– Wioska Allhallows, hrabstwo Kent. Na parterze jest salon, kuchnia z jadalnią i łazienka, a na piętrze cztery sypialnie. Jest też jakaś stara szklarnia – podejrzewam, że ją zagospodarujesz – opowiadał, mając zamknięte oczy. Poniekąd dlatego, ze był nieźle zmęczony, ale próbował podać jej jak najwięcej szczegółów. Wyczuł w jej głosie pewny niepokój i nawet wiedział, czym to było spowodowane. Podjął decyzję za nią, to fakt, ale… ostatecznie wystarczyło spojrzeć na te fotografie. Był przekonany, że cały ten dom, jak i okolica były w jej stylu. – W cenie dostaliśmy meble, dość solidne. Zostanie nam jeszcze trochę oszczędności. – a potem powrócił do całowania jej nóg, jednocześnie sunąc palcami lewej dłoni po zewnętrznej stronie jej ud. W przerwie między pocałunkami wyrzucił z siebie jeszcze pytanie, które w rzeczy samej brzmiało bardziej niż pomruk: – co robiłaś dzisiaj?
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Gru 23, 2017 11:38 pm
Bardzo powoli pokręciła głową, krzywiąc nieco usta, bo... Owszem, nie było źle. Czuła się względnie w porządku - teraz już zarówno fizycznie, jak i psychicznie - nie krwawiła, nie działo się z nią nic zbytnio niepokojącego. Jednocześnie nie istniały także powody do jakiejś niesamowitej radości, bo ich dziecko nadal było znacznie spokojniejsze niż kiedykolwiek przed tamtym paskudnym momentem rozpoczynającym cały ciąg wariactwa z przymusowym leżeniem w łóżku i pilnowaniem jej przez cały dzień. Było, jak to niektórzy mawiali, marnie, ale stabilnie. Z tego względu wydała z siebie przeciągłe westchnięcie, zaraz odpowiadając też słownie.
- Nadal jest... Ospały. - Naprawdę chciała wierzyć, iż chodziło o to, iż ich syn zwyczajnie nie miał ochoty na wcześniejsze akrobacje... Albo że obraził się na nią za te wszystkie dietetyczne przekąski, które pewnie nie smakowały mu równie mocno, co Alyssie. Cała reszta opcji nie powinna wchodzić w grę, zwłaszcza że teraz już się przecież pilnowała. Dbała o siebie, leżała, nie wykonywała gwałtowniejszych ruchów, wpychała w siebie monstrualne porcje niekoniecznie smacznych, ale z pewnością zdrowych posiłków... Wierząc w to, iż wkrótce miało polepszyć się na tyle, by dostała jakiś znak. Nawet malutki, najmniejszy byłby dla niej wystarczająco dobry.
- Ezra chciał z tobą porozmawiać o tym, jak powinniśmy nazwać dziecko, wiesz? Chyba już przestał tak bardzo się gniewać. - Dodała z dosyć sporą krztą nadziei na to, że uda jej się uszczęśliwić swoich obu mężczyzn. W tym wypadku - co do proponowanego imienia nienarodzonego jeszcze chłopca. Merlinem a prawdą, chciała już go jakoś nazywać, bo dziecko czy Nargiel były niewystarczające, jakby mało czułe, natomiast Kurt czy Curtis naprawdę podobało się Alyssie. Esdras niewątpliwie miał wyczucie i gust wpisujący się także w upodobania blondynki.
Chociaż nie mogła odmówić tej umiejętności także jego bratu, który - pomimo jednoczesnego doprowadzania jej tymi drobnymi pocałunkami do coraz większego rozproszenia - postanowił najwyraźniej udowodnić to nie tylko samymi zdjęciami potencjalnego domu, lecz także od razu kupnem nowej nieruchomości. Otwierając teczkę, którą jej podał, zajrzała do środka, zaczynając przeglądać fotografie i jednocześnie wysłuchując tych kilku informacji, które dla niej miał. Wolną ręką natomiast dalej mierzwiła mu włosy, zachowując się tak, jakby przeczesywała futro wielkiego kota... Co nie było aż takie znowu niewłaściwe, skoro poniekąd miała do czynienia z - gatunkowo bardziej psem niż kotem - wilkołakiem. Aż uśmiechnęła się na myśl o tym, rozpromieniając się jeszcze bardziej, gdy trafiła na konkretne zdjęcie.
- Ma niebieskie okna! I firanki! - Bezwiednie prawie że piszcząc z nieskrywanego entuzjazmu i zarazem rozbawienia - w końcu wielokrotnie żartowała o niebieskich oknach i firanach - prawie momentalnie przestała być aż tak nieprzekonana. Szklarnia, meble wliczone w cenę i zachowanie części oszczędności przekonały ją jeszcze bardziej, choć to było nawet aż za piękne, by było prawdziwe. - Uszczypnij mnie, bo chyba zasnęłam. - Dodała już ciszej, nie przestając się uśmiechać, bo to było... Tak bardzo pocieszające i napawające ją nadzieją na dobrą przyszłość. Oddalenie od Londynu zaś ostatecznie faktycznie nie miało być aż takim problemem. No, przynajmniej przez jakiś czas i przy częstych wizytach w mieście, bo z pewnością nie zamierzała całkowicie opuszczać rodziny czy przyjaciół. Poza tym był też Zakon... O którym nadal zresztą nie powiedziała Alecowi, myśląc o tym chociażby nawet teraz, jednak w ostateczności odpowiadając tylko na pytanie o to, co robiła. Nic więcej. Nie chciała przecież się z nim kłócić, a widziała, jak bardzo był zmęczony.
- Ciasteczka. - To mówiąc, wskazała głową na talerzyk ciastek z otrębami, rodzynkami i czekoladą stojący na parapecie tuż obok dzbanuszka herbaty ziołowej i częściowo wypełnionej płynem filiżanki z obtłuczonym brzegiem. - Upiekliśmy naprawdę dużo różnego rodzaju ciastek, żeby Ezra mógł zanieść je na pożegnanie z panią Abbott... Ale przy okazji wyszło nam ich jeszcze więcej. Weźmiesz trochę do pracy? - Zaproponowała zupełnie tak, jakby noszenie własnoręcznie wypiekanych domowych słodyczy do Borgina i Burkesa było czymś całkowicie naturalnym, normalnym i naprawdę pasującym do podejścia mężczyzny. Dopiero kilka chwil później zdając sobie sprawę z tego, że nie miało być to raczej nic pasującego do obecnej sytuacji panującej w sklepie. Skoro chcieli zastąpić go już zatrudnionym stażystą... Od biedy mógł nasączyć ciastka eliksirem powodującym rozwolnienie albo czkawkę... Nie podpowiedziała mu tego jednak, kontynuując opowiadanie.
- Poza tym graliśmy w Eksplodującego Durnia i Gargulki. Było naprawdę... - Urwała dosłownie w połowie zdania, nie mogąc już dłużej skupić uwagi na tym, by jak gdyby nic mówić o swoim dniu, kiedy tak bardzo starał się rozproszyć ją swoimi pocałunkami i wodzeniem palcami po jej udach. Już w tej chwili, Alyssie odrobinę plątał się język i choć wiedziała, że powinni zachowywać się znacznie mniej nierozważnie niż zazwyczaj, z jej ust nadal wydobył się pomruk. Cichy, pełen zadowolenia, ale jednocześnie zawodu. - Możemy się... Poprzytulać? - Co najwyżej. Było ciemno, deszczowo, burzowo, a ona się stęskniła. Potrzebowała poczuć jego ramiona otulone wokół jej ciała, nawet jeśli nie mogli pozwolić sobie na nic więcej.
- Nadal jest... Ospały. - Naprawdę chciała wierzyć, iż chodziło o to, iż ich syn zwyczajnie nie miał ochoty na wcześniejsze akrobacje... Albo że obraził się na nią za te wszystkie dietetyczne przekąski, które pewnie nie smakowały mu równie mocno, co Alyssie. Cała reszta opcji nie powinna wchodzić w grę, zwłaszcza że teraz już się przecież pilnowała. Dbała o siebie, leżała, nie wykonywała gwałtowniejszych ruchów, wpychała w siebie monstrualne porcje niekoniecznie smacznych, ale z pewnością zdrowych posiłków... Wierząc w to, iż wkrótce miało polepszyć się na tyle, by dostała jakiś znak. Nawet malutki, najmniejszy byłby dla niej wystarczająco dobry.
- Ezra chciał z tobą porozmawiać o tym, jak powinniśmy nazwać dziecko, wiesz? Chyba już przestał tak bardzo się gniewać. - Dodała z dosyć sporą krztą nadziei na to, że uda jej się uszczęśliwić swoich obu mężczyzn. W tym wypadku - co do proponowanego imienia nienarodzonego jeszcze chłopca. Merlinem a prawdą, chciała już go jakoś nazywać, bo dziecko czy Nargiel były niewystarczające, jakby mało czułe, natomiast Kurt czy Curtis naprawdę podobało się Alyssie. Esdras niewątpliwie miał wyczucie i gust wpisujący się także w upodobania blondynki.
Chociaż nie mogła odmówić tej umiejętności także jego bratu, który - pomimo jednoczesnego doprowadzania jej tymi drobnymi pocałunkami do coraz większego rozproszenia - postanowił najwyraźniej udowodnić to nie tylko samymi zdjęciami potencjalnego domu, lecz także od razu kupnem nowej nieruchomości. Otwierając teczkę, którą jej podał, zajrzała do środka, zaczynając przeglądać fotografie i jednocześnie wysłuchując tych kilku informacji, które dla niej miał. Wolną ręką natomiast dalej mierzwiła mu włosy, zachowując się tak, jakby przeczesywała futro wielkiego kota... Co nie było aż takie znowu niewłaściwe, skoro poniekąd miała do czynienia z - gatunkowo bardziej psem niż kotem - wilkołakiem. Aż uśmiechnęła się na myśl o tym, rozpromieniając się jeszcze bardziej, gdy trafiła na konkretne zdjęcie.
- Ma niebieskie okna! I firanki! - Bezwiednie prawie że piszcząc z nieskrywanego entuzjazmu i zarazem rozbawienia - w końcu wielokrotnie żartowała o niebieskich oknach i firanach - prawie momentalnie przestała być aż tak nieprzekonana. Szklarnia, meble wliczone w cenę i zachowanie części oszczędności przekonały ją jeszcze bardziej, choć to było nawet aż za piękne, by było prawdziwe. - Uszczypnij mnie, bo chyba zasnęłam. - Dodała już ciszej, nie przestając się uśmiechać, bo to było... Tak bardzo pocieszające i napawające ją nadzieją na dobrą przyszłość. Oddalenie od Londynu zaś ostatecznie faktycznie nie miało być aż takim problemem. No, przynajmniej przez jakiś czas i przy częstych wizytach w mieście, bo z pewnością nie zamierzała całkowicie opuszczać rodziny czy przyjaciół. Poza tym był też Zakon... O którym nadal zresztą nie powiedziała Alecowi, myśląc o tym chociażby nawet teraz, jednak w ostateczności odpowiadając tylko na pytanie o to, co robiła. Nic więcej. Nie chciała przecież się z nim kłócić, a widziała, jak bardzo był zmęczony.
- Ciasteczka. - To mówiąc, wskazała głową na talerzyk ciastek z otrębami, rodzynkami i czekoladą stojący na parapecie tuż obok dzbanuszka herbaty ziołowej i częściowo wypełnionej płynem filiżanki z obtłuczonym brzegiem. - Upiekliśmy naprawdę dużo różnego rodzaju ciastek, żeby Ezra mógł zanieść je na pożegnanie z panią Abbott... Ale przy okazji wyszło nam ich jeszcze więcej. Weźmiesz trochę do pracy? - Zaproponowała zupełnie tak, jakby noszenie własnoręcznie wypiekanych domowych słodyczy do Borgina i Burkesa było czymś całkowicie naturalnym, normalnym i naprawdę pasującym do podejścia mężczyzny. Dopiero kilka chwil później zdając sobie sprawę z tego, że nie miało być to raczej nic pasującego do obecnej sytuacji panującej w sklepie. Skoro chcieli zastąpić go już zatrudnionym stażystą... Od biedy mógł nasączyć ciastka eliksirem powodującym rozwolnienie albo czkawkę... Nie podpowiedziała mu tego jednak, kontynuując opowiadanie.
- Poza tym graliśmy w Eksplodującego Durnia i Gargulki. Było naprawdę... - Urwała dosłownie w połowie zdania, nie mogąc już dłużej skupić uwagi na tym, by jak gdyby nic mówić o swoim dniu, kiedy tak bardzo starał się rozproszyć ją swoimi pocałunkami i wodzeniem palcami po jej udach. Już w tej chwili, Alyssie odrobinę plątał się język i choć wiedziała, że powinni zachowywać się znacznie mniej nierozważnie niż zazwyczaj, z jej ust nadal wydobył się pomruk. Cichy, pełen zadowolenia, ale jednocześnie zawodu. - Możemy się... Poprzytulać? - Co najwyżej. Było ciemno, deszczowo, burzowo, a ona się stęskniła. Potrzebowała poczuć jego ramiona otulone wokół jej ciała, nawet jeśli nie mogli pozwolić sobie na nic więcej.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pon Gru 25, 2017 11:18 pm
Wiadomość o braku jakiegokolwiek odezwu ze strony dziecka skwitował cichym westchnieniem, kompletnie nic nie wspominając na ten temat. Gdyby nie ten cichy, praktycznie niedosłyszalny gest zmartwionego, zmęczonego całą sytuacją mężczyzny – można by wręcz sądzić, że kompletnie nie usłyszał słów blondynki. I w tym momencie rzeczywiście chciałby, by tak było. Zamiast tego… to napięcie było jeszcze bardziej odczuwalne i jeszcze bardziej dołujące. Być może to była swego rodzaju kara za jego pierwotne zachowanie i myśli, dotyczące ciąży Meadowes, a jeszcze bardziej prawdopodobnie był to jedynie zbieg okoliczności. Jakkolwiek by to nazwać, nie miało to nic zmienić w kwestii tego, jak podle się czuł i jak cholernie się zamartwiał, prawdopodobnie popadając w nałóg jeszcze bardziej. Ostatnimi dniami miał wrażenie, że nie było sekundy, w której papieros nie ozdabiałby jego ust. On nie palił papierosów, on wręcz je zjadał.
– Lepiej będzie, jak mi powiesz o jakie imię chodzi – powiedział takim tonem głosu, jakby chciał ją uświadomić, że niespodzianki nie były dobrym pomysłem jeśli chodzi o jego osobę. Nie chciał jeszcze bardzie zezłościć Ezrę swoją nieodpowiednią reakcją, czy coś, dlatego wolał być przygotowany i jednocześnie przetrawić w myślach jego propozycje. – Ale ty dobrze o tym wiesz, więc co to za imię? – spytał będąc w rzeczy samej naprawdę zainteresowany tym tematem. Choć teoretycznie zlecił to zadanie Alyssie, nie było chwili w której by nie myślał o ewentualnym imieniu dla ich syna. Problem był jednak taki, że nic nie wydawało mu się wystarczająco odpowiednie, dlatego wszelkie propozycje były dla niego niezwykle ważne.
– Podoba ci się? – spytał niezbyt przekonanym i niezwykle zaskoczonym głosem. Alec zdecydowanie nie spodziewał się ani okrzyków, ani ekscytacji, będąc w stu procentach przygotowanym na pretensje i wyrzuty ze strony Alyssy. Nie powinien kupować domu bez jej zgody, nie musiała mu nawet tego wypominać, by zdał sobie z tego sprawę, a jednak… jej reakcja przechodziła jego najśmielsze oczekiwania. Alec zmrużył oczy, wciąż muskając ustami jej skórę, ale jednocześnie czuł się nieswojo. Nie wiedział na ile była szczera, a na ile udawała, by nie sprawić mu… no właśnie. Czego? Przecież on wybrzydzał. Na każdym jednym kroku, więc to byłaby idealna zemsta. W takim razie w czym tkwił problem?
– Jeśli tylko chcesz to możemy się wprowadzić za dwa tygodnie – dodał, uśmiechając się koniuszkiem ust i wciąż nie potrafiąc się od niej oderwać, bo z każdym kolejnym dniem była dla niego jeszcze bardziej pociągająca. A fakt, że musieli wstrzymać się z jakimikolwiek większymi pieszczotami jakby jeszcze bardziej go nakręcał. Było mu niezwykle gorąco, a całe zmęczenie, które odczuwał jakby z niego uszło. Z rozkojarzeniem wsłuchiwał się w jej słowa, nie tylko ją całując, ale wręcz prowokująco zahaczając rękoma o gumkę jej majtek. Nie był w stanie się powstrzymać, jedynie pomrukując mhm na jej słowa, nad którymi się nawet nie zastanawiał. I w tym momencie nie miał najmniejszego pojęcia o czym tak zawzięcie ględziła, więc zgadzał się praktycznie na wszystko, choć w rzeczy samej nie miał zamiaru brać żadnych ciasteczek ani do Borgina i Burkesa, ani… nigdzie. Dopiero to jedno pytanie wybiło go z rytmu. Na moment, jakby zastopował, obserwując jedynie jak jej bielizna była nieco osunięta z biodra. Nie miał zielonego pojęcia jak daleko był w stanie się posunąć, gdyby nie to, że przypomniał sobie o czymś wybitnie ważnym.
– Mam coś jeszcze dla ciebie – i choć bynajmniej miał zamiar przystać na jej propozycje, nie mógł się oprzeć wręczeniu jej drobnego prezentu z wycieczki do Allhallows. Leniwie się podniósł z łóżka, by wyciągnąć swoją długą rękę i po omacku odnaleźć torbę, z której wyciągnął grubą, starą księgę, której okładka jakby nie stykała z resztą stron.
– Powinno ci się przydać w przyszłości – mruknął bez przekonania bo nie był zbyt dobry w wręczaniu podarunków, jednocześnie kładąc się na poduszce obok i przymykając oczy. Jednocześnie nie mógł się też powstrzymać przed zatrzymaniem wkradającego się na jego usta uśmiechu, gdy podawał jej tę o to książkę o starej, naturalnej magii leczniczej, zakupionej w starym antykwariacie. Rzekomo wszystkie receptury były autorstwa wybitnej, miejscowej czarownicy, ale Alec nie znał się zbytnio na tym, Postanowił jedynie dodać coś od siebie, wkładając do środka naszyjnik Alyssy. Ten sam, w którego kradzież niegdyś go wrobiono i który najwyraźniej był pamiątką dziewczyny po jej matce. Sam nie wiedział, czemu tak długo go trzymał w swoich rzeczach – najprawdopodobniej jednak – po prostu o tym zapomniał.
– Lepiej będzie, jak mi powiesz o jakie imię chodzi – powiedział takim tonem głosu, jakby chciał ją uświadomić, że niespodzianki nie były dobrym pomysłem jeśli chodzi o jego osobę. Nie chciał jeszcze bardzie zezłościć Ezrę swoją nieodpowiednią reakcją, czy coś, dlatego wolał być przygotowany i jednocześnie przetrawić w myślach jego propozycje. – Ale ty dobrze o tym wiesz, więc co to za imię? – spytał będąc w rzeczy samej naprawdę zainteresowany tym tematem. Choć teoretycznie zlecił to zadanie Alyssie, nie było chwili w której by nie myślał o ewentualnym imieniu dla ich syna. Problem był jednak taki, że nic nie wydawało mu się wystarczająco odpowiednie, dlatego wszelkie propozycje były dla niego niezwykle ważne.
– Podoba ci się? – spytał niezbyt przekonanym i niezwykle zaskoczonym głosem. Alec zdecydowanie nie spodziewał się ani okrzyków, ani ekscytacji, będąc w stu procentach przygotowanym na pretensje i wyrzuty ze strony Alyssy. Nie powinien kupować domu bez jej zgody, nie musiała mu nawet tego wypominać, by zdał sobie z tego sprawę, a jednak… jej reakcja przechodziła jego najśmielsze oczekiwania. Alec zmrużył oczy, wciąż muskając ustami jej skórę, ale jednocześnie czuł się nieswojo. Nie wiedział na ile była szczera, a na ile udawała, by nie sprawić mu… no właśnie. Czego? Przecież on wybrzydzał. Na każdym jednym kroku, więc to byłaby idealna zemsta. W takim razie w czym tkwił problem?
– Jeśli tylko chcesz to możemy się wprowadzić za dwa tygodnie – dodał, uśmiechając się koniuszkiem ust i wciąż nie potrafiąc się od niej oderwać, bo z każdym kolejnym dniem była dla niego jeszcze bardziej pociągająca. A fakt, że musieli wstrzymać się z jakimikolwiek większymi pieszczotami jakby jeszcze bardziej go nakręcał. Było mu niezwykle gorąco, a całe zmęczenie, które odczuwał jakby z niego uszło. Z rozkojarzeniem wsłuchiwał się w jej słowa, nie tylko ją całując, ale wręcz prowokująco zahaczając rękoma o gumkę jej majtek. Nie był w stanie się powstrzymać, jedynie pomrukując mhm na jej słowa, nad którymi się nawet nie zastanawiał. I w tym momencie nie miał najmniejszego pojęcia o czym tak zawzięcie ględziła, więc zgadzał się praktycznie na wszystko, choć w rzeczy samej nie miał zamiaru brać żadnych ciasteczek ani do Borgina i Burkesa, ani… nigdzie. Dopiero to jedno pytanie wybiło go z rytmu. Na moment, jakby zastopował, obserwując jedynie jak jej bielizna była nieco osunięta z biodra. Nie miał zielonego pojęcia jak daleko był w stanie się posunąć, gdyby nie to, że przypomniał sobie o czymś wybitnie ważnym.
– Mam coś jeszcze dla ciebie – i choć bynajmniej miał zamiar przystać na jej propozycje, nie mógł się oprzeć wręczeniu jej drobnego prezentu z wycieczki do Allhallows. Leniwie się podniósł z łóżka, by wyciągnąć swoją długą rękę i po omacku odnaleźć torbę, z której wyciągnął grubą, starą księgę, której okładka jakby nie stykała z resztą stron.
– Powinno ci się przydać w przyszłości – mruknął bez przekonania bo nie był zbyt dobry w wręczaniu podarunków, jednocześnie kładąc się na poduszce obok i przymykając oczy. Jednocześnie nie mógł się też powstrzymać przed zatrzymaniem wkradającego się na jego usta uśmiechu, gdy podawał jej tę o to książkę o starej, naturalnej magii leczniczej, zakupionej w starym antykwariacie. Rzekomo wszystkie receptury były autorstwa wybitnej, miejscowej czarownicy, ale Alec nie znał się zbytnio na tym, Postanowił jedynie dodać coś od siebie, wkładając do środka naszyjnik Alyssy. Ten sam, w którego kradzież niegdyś go wrobiono i który najwyraźniej był pamiątką dziewczyny po jej matce. Sam nie wiedział, czemu tak długo go trzymał w swoich rzeczach – najprawdopodobniej jednak – po prostu o tym zapomniał.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Wto Gru 26, 2017 12:59 am
Słysząc tylko bardzo ciche westchnięcie ze strony Aleca, postanowiła nie ciągnąć dłużej trudnego dla nich tematu, lecz zmienić go na coś nadal powiązanego z ich dzieckiem, lecz bardziej pocieszającego. Kazał jej w końcu pomyśleć nad imieniem dla chłopca, a tak się składało, że pomysł Esdrasa chyba najbardziej przypadł Alyssie do gustu. Z pewnością odznaczał się od tych wszystkich ładnych, ale zwykłych imion, jakimi chwilowo dysponowała. Szkoda tylko, że spaliła niespodziankę, poddając się jednak i postanawiając dopalić ją do końca, bo przecież znała Greybacka i jego podejście do niespodzianek.
- Tylko udawaj zaskoczonego, kiedy Ezra postanowi ci o tym powiedzieć. - Burknęła, przeczesując grzywkę palcami. - Najbardziej podoba mu się Kurt. - Nie planowała dodawać, dlaczego, ciągnąc dalej i pokrótce wyjaśniając, od czego wzięło się zdrobnienie. Sama w końcu nie wiedziała, dopóki chłopiec jej o tym nie przypomniał. - Od Curtisa. Uważam, że jest całkiem... Ładne, takie delikatne, ale nie za łagodne. Pasuje do Benjamina. - I nie, nie chodziło tylko o to, iż chciała mieć już wybór imienia z głowy. Owszem, zarówno nazwanie Nargla, jak i kupno domu powinny pójść im jak najszybciej, ale... Kurt naprawdę jej pasował. O dziwo, nie mniej niż wspomniane domostwo, które Alec zakupił kompletnie znikąd. Ot, jadąc w celu oglądania, a wracając z aktem własności, plikiem dokumentów, pakietem zdjęć oraz... Udokumentowanymi fotograficznie niebieskimi oknami!
- Kupiłeś mnie tymi oknami. - Uśmiechnęła się, mrużąc jednocześnie oczy i marszcząc nos, gdy dosyć pogodnie wyszczerzyła zęby, za moment dodając w lekkim zastanowieniu. - Choć firanki wymienię na swoje... - Mruknęła bardziej do samej siebie, niżeli do niego.
Tak, sama nie do końca wiedziała, kiedy zaczęła rozważać wszelkie zmiany, jakie mogła poczynić w domu widzianym przecież chwilowo wyłącznie na zdjęciach. Musiała jednak przyznać, że swego czasu oglądała naprawdę wiele domostw i żadne aż tak bardzo nie przypominało jej tego idealnego miejsca zamieszkania. Nawet oddalenie od Londynu przestało mieć aż takie znaczenie. Sama wychowała się przecież na wsi, w tym momencie chcąc, by jej dzieci także zaznały sielskiego życia pośród łąk i pól... No, tylko może znacznie szczęśliwszego. Jej dzieciństwo nie było w końcu usłane różami, choć niewątpliwie obok rodzinnej posiadłości Aly rosła cała masa krzewów różanych.
Przypominając sobie o tym, że w kartonach pochowanych gdzieś na strychu w kamienicy ojca miała naprawdę śliczne firany, zaczęła nawet rozmyślać, czy pasowałyby do tego rozmiaru okien. Oczywiście, nie skupiała się na tym aż nazbyt mocno, dosyć szybko rezygnując z prób zwizualizowania sobie domu, jaki kupił Alec, bo przy jej fatalnym - ale to naprawdę koszmarnym - widzeniu przestrzennym raczej lepiej było tego nie robić. Nie kryła jednak, że - o ile nadal nie była aż tak bardzo przekonana, co do coraz bardziej rychłej przeprowadzki w nieznane, a także trochę gniewała się na Greybacka, bo całkowicie sam podjął decyzję - cała ta iście bajkowa otoczka widoczna na zdjęciach dosyć mocno ją udobruchała, a niebieskie okna... Niebieskie okna sprawiły, że serce Alyssy jeszcze bardziej zmiękło. Nie potrafiła być na niego tak całkowicie zła, przynajmniej jeszcze nie teraz, bo sama nie wiedziała, co będzie, kiedy przyjdzie im przeprowadzić się w nowe, nieznane miejsce.
- Myślisz, że dwa tygodnie nam wystarczą...? Tyle wspomnień wiąże nas z tym miejscem... Chociaż może faktycznie pora jak najszybciej zacząć coś nowego. Chciałabym czasem ruszyć się na zewnątrz, poleżeć na kocu, wystawić twarz na słońce. Brakuje mi tej swobody. Ale... Nie będzie ci, no... Wiesz, ciężko się stąd wynieść? - Spytała w nikłym zamyśleniu, mrugając i przenosząc spojrzenie na leżącego Aleca, którego włosy znowu potarmosiła, a potem jeszcze raz przygładziła. Lubiła to robić... To i wiele - bardzo wiele - innych rzeczy, na które obecnie raczej nie mogli sobie pozwolić.
Nawet pomimo jego, jakże kuszących, pocałunków i gestów, jakie sprawiały, że jeszcze mocniej żałowała tego paskudnego stanu, w którym się znalazła. Nie dość, że zamartwiali się o dziecko, że musiała praktycznie nieustannie leżeć w łóżku, to jeszcze... Cóż, musiała leżeć, nic więcej. Woląc odsunąć jakoś niepoprawne myśli, skupiając je na jak najbardziej poprawnych rozważaniach o nowym miejscu zamieszkania i przeprowadzce tam.
- Cztery sypialnie to trochę dużo, nie uważasz? - Nie chciała narzekać, nie. Drapiąc się w sam czubek nosa, wydała z siebie przeciągłe hmmm, po czym dopowiedziała w zastanowieniu. - Myślisz, że jedna z sypialni nadawałaby się na bibliotekę? - Cóż, trzy pokoje z pewnością miały im wystarczyć, zwłaszcza że z początku nawet dwa byłyby dobre, bo nie zamierzała zostawiać małego dziecka w osobnym pokoju.
Biorąc jednak pod uwagę długoterminowe plany, jedna sypialnia dla niej i Aleca, druga dla nienarodzonego jeszcze dziecka, trzecia natomiast dla Ezry... Zdecydowanie zostawało miejsce na bibliotekę. A miała przecież naprawdę wiele książek, których nie mogła umieścić w tym mieszkaniu, magazynując je w pudłach, kartonach i kufrach. W nowym domu wreszcie mogłaby zrobić z nimi porządek, mając je na widoku i pod ręką. To było jej dodatkowe życzenie w sprawie zmiany miejsca zamieszkania, bo reszta pomieszczeń - przynajmniej na zdjęciach - wyglądała naprawdę dobrze. Szczególnie zaś kuchnia, w której była w stanie wyobrazić sobie siebie z Ezrą piekących jeszcze więcej ciastek niż tego dnia, a przecież mieli ich już naprawdę horrendalne ilości.
Sama nie wiedziała, co mogli zrobić z taką ilością słodyczy, bo przejedzenie tego wszystkiego z pewnością miało zamienić ich w chodzące - a może raczej taczające się - kulki. Nic więc dziwnego, że naprawdę entuzjastycznie się uśmiechnęła, kiedy Alec odpowiedział twierdząco na jej pytanie dotyczące zabrania ciach do Borgina i Burkesa. Naprawdę się tego po nim nie spodziewała, w tej chwili wpadając jeszcze lepszy nastrój. I choć nadal daleko jej było do pełni alyssowości, zwłaszcza że była jednocześnie na tyle rozproszona, że nie dostrzegła tego, iż mąż wcale a wcale jej nie słuchał... Czuła się lżej, przyjemniej i miała naprawdę, ale to naprawdę dużą ochotę trochę bardziej się z nim poprzytulać.
Zastygając jednak w konsternacji, kiedy - na dodatek zamiast upragnionej odpowiedzi - usłyszała od niego dosyć nieoczekiwane słowa. Alec i prezenty? Być może to się nie aż tak bardzo wykluczało, co raczej do siebie nie pasowało, przynajmniej w oczach Alyssy. Zapamiętała go w końcu z okresu, w którym nawet na jej podarunki wywracał oczami, więc tym bardziej nie spodziewała się, że coś jej przyniesie. Patrząc, jak podnosi się z łóżka i maca ręką po podłodze, ostatecznie triumfalnie wyciągając z torby coś, co było... Książką? Starą, naprawdę grubą, wyglądającą ciekawie już na pierwszy rzut oka księgę, która już wkrótce trafiła do rąk Alyssy wraz z niezbyt wiele jej mówiącym komentarzem.
Z początku pomyślała o czymś dotyczącym dzieci, otwierając książkę i spoglądając na pierwszą stronę w przekonaniu, iż może być to jakiś bardzo wiekowy poradnik lub coś w tym rodzaju. No, ewentualnie książka kucharska, jako że ostatnio w ich kuchni nie miało okazji pojawić się nic za bardzo domowego. Ku zdziwieniu dziewczyny, tytuł dosyć jasno wskazywał jednak na... Medycynę leczniczą, a przekartkowanie księgi wyłącznie to potwierdziło. Nie dziedzina, z której pochodziła treść publikacji, najbardziej zdziwiła jednak Aly, lecz to, co wysunęło się spomiędzy okładki a pierwszej strony wprost na jej brzuch. Widząc bardzo znajomą, być może już trochę zapomnianą rzecz, zwyczajnie zachichotała.
- Nie spodziewałam się, że nadal to masz. Od wtedy...? - Kręcąc głową w niedowierzaniu, a także częściowym rozczuleniu, odłożyła księgę i wisiorek na parapet, opadając na materac w taki sposób, żeby móc wygodnie oprzeć się o pierś mężczyzny. Pochylając się nad nim na tyle, na ile była w stanie, czule musnęła wargami usta Aleca, chwilę później pogłębiając pocałunek i mrucząc. - Myślę, że mama by cię polubiła. Jeśli byłaby taka, jak jej siostra, na pewno.
- Tylko udawaj zaskoczonego, kiedy Ezra postanowi ci o tym powiedzieć. - Burknęła, przeczesując grzywkę palcami. - Najbardziej podoba mu się Kurt. - Nie planowała dodawać, dlaczego, ciągnąc dalej i pokrótce wyjaśniając, od czego wzięło się zdrobnienie. Sama w końcu nie wiedziała, dopóki chłopiec jej o tym nie przypomniał. - Od Curtisa. Uważam, że jest całkiem... Ładne, takie delikatne, ale nie za łagodne. Pasuje do Benjamina. - I nie, nie chodziło tylko o to, iż chciała mieć już wybór imienia z głowy. Owszem, zarówno nazwanie Nargla, jak i kupno domu powinny pójść im jak najszybciej, ale... Kurt naprawdę jej pasował. O dziwo, nie mniej niż wspomniane domostwo, które Alec zakupił kompletnie znikąd. Ot, jadąc w celu oglądania, a wracając z aktem własności, plikiem dokumentów, pakietem zdjęć oraz... Udokumentowanymi fotograficznie niebieskimi oknami!
- Kupiłeś mnie tymi oknami. - Uśmiechnęła się, mrużąc jednocześnie oczy i marszcząc nos, gdy dosyć pogodnie wyszczerzyła zęby, za moment dodając w lekkim zastanowieniu. - Choć firanki wymienię na swoje... - Mruknęła bardziej do samej siebie, niżeli do niego.
Tak, sama nie do końca wiedziała, kiedy zaczęła rozważać wszelkie zmiany, jakie mogła poczynić w domu widzianym przecież chwilowo wyłącznie na zdjęciach. Musiała jednak przyznać, że swego czasu oglądała naprawdę wiele domostw i żadne aż tak bardzo nie przypominało jej tego idealnego miejsca zamieszkania. Nawet oddalenie od Londynu przestało mieć aż takie znaczenie. Sama wychowała się przecież na wsi, w tym momencie chcąc, by jej dzieci także zaznały sielskiego życia pośród łąk i pól... No, tylko może znacznie szczęśliwszego. Jej dzieciństwo nie było w końcu usłane różami, choć niewątpliwie obok rodzinnej posiadłości Aly rosła cała masa krzewów różanych.
Przypominając sobie o tym, że w kartonach pochowanych gdzieś na strychu w kamienicy ojca miała naprawdę śliczne firany, zaczęła nawet rozmyślać, czy pasowałyby do tego rozmiaru okien. Oczywiście, nie skupiała się na tym aż nazbyt mocno, dosyć szybko rezygnując z prób zwizualizowania sobie domu, jaki kupił Alec, bo przy jej fatalnym - ale to naprawdę koszmarnym - widzeniu przestrzennym raczej lepiej było tego nie robić. Nie kryła jednak, że - o ile nadal nie była aż tak bardzo przekonana, co do coraz bardziej rychłej przeprowadzki w nieznane, a także trochę gniewała się na Greybacka, bo całkowicie sam podjął decyzję - cała ta iście bajkowa otoczka widoczna na zdjęciach dosyć mocno ją udobruchała, a niebieskie okna... Niebieskie okna sprawiły, że serce Alyssy jeszcze bardziej zmiękło. Nie potrafiła być na niego tak całkowicie zła, przynajmniej jeszcze nie teraz, bo sama nie wiedziała, co będzie, kiedy przyjdzie im przeprowadzić się w nowe, nieznane miejsce.
- Myślisz, że dwa tygodnie nam wystarczą...? Tyle wspomnień wiąże nas z tym miejscem... Chociaż może faktycznie pora jak najszybciej zacząć coś nowego. Chciałabym czasem ruszyć się na zewnątrz, poleżeć na kocu, wystawić twarz na słońce. Brakuje mi tej swobody. Ale... Nie będzie ci, no... Wiesz, ciężko się stąd wynieść? - Spytała w nikłym zamyśleniu, mrugając i przenosząc spojrzenie na leżącego Aleca, którego włosy znowu potarmosiła, a potem jeszcze raz przygładziła. Lubiła to robić... To i wiele - bardzo wiele - innych rzeczy, na które obecnie raczej nie mogli sobie pozwolić.
Nawet pomimo jego, jakże kuszących, pocałunków i gestów, jakie sprawiały, że jeszcze mocniej żałowała tego paskudnego stanu, w którym się znalazła. Nie dość, że zamartwiali się o dziecko, że musiała praktycznie nieustannie leżeć w łóżku, to jeszcze... Cóż, musiała leżeć, nic więcej. Woląc odsunąć jakoś niepoprawne myśli, skupiając je na jak najbardziej poprawnych rozważaniach o nowym miejscu zamieszkania i przeprowadzce tam.
- Cztery sypialnie to trochę dużo, nie uważasz? - Nie chciała narzekać, nie. Drapiąc się w sam czubek nosa, wydała z siebie przeciągłe hmmm, po czym dopowiedziała w zastanowieniu. - Myślisz, że jedna z sypialni nadawałaby się na bibliotekę? - Cóż, trzy pokoje z pewnością miały im wystarczyć, zwłaszcza że z początku nawet dwa byłyby dobre, bo nie zamierzała zostawiać małego dziecka w osobnym pokoju.
Biorąc jednak pod uwagę długoterminowe plany, jedna sypialnia dla niej i Aleca, druga dla nienarodzonego jeszcze dziecka, trzecia natomiast dla Ezry... Zdecydowanie zostawało miejsce na bibliotekę. A miała przecież naprawdę wiele książek, których nie mogła umieścić w tym mieszkaniu, magazynując je w pudłach, kartonach i kufrach. W nowym domu wreszcie mogłaby zrobić z nimi porządek, mając je na widoku i pod ręką. To było jej dodatkowe życzenie w sprawie zmiany miejsca zamieszkania, bo reszta pomieszczeń - przynajmniej na zdjęciach - wyglądała naprawdę dobrze. Szczególnie zaś kuchnia, w której była w stanie wyobrazić sobie siebie z Ezrą piekących jeszcze więcej ciastek niż tego dnia, a przecież mieli ich już naprawdę horrendalne ilości.
Sama nie wiedziała, co mogli zrobić z taką ilością słodyczy, bo przejedzenie tego wszystkiego z pewnością miało zamienić ich w chodzące - a może raczej taczające się - kulki. Nic więc dziwnego, że naprawdę entuzjastycznie się uśmiechnęła, kiedy Alec odpowiedział twierdząco na jej pytanie dotyczące zabrania ciach do Borgina i Burkesa. Naprawdę się tego po nim nie spodziewała, w tej chwili wpadając jeszcze lepszy nastrój. I choć nadal daleko jej było do pełni alyssowości, zwłaszcza że była jednocześnie na tyle rozproszona, że nie dostrzegła tego, iż mąż wcale a wcale jej nie słuchał... Czuła się lżej, przyjemniej i miała naprawdę, ale to naprawdę dużą ochotę trochę bardziej się z nim poprzytulać.
Zastygając jednak w konsternacji, kiedy - na dodatek zamiast upragnionej odpowiedzi - usłyszała od niego dosyć nieoczekiwane słowa. Alec i prezenty? Być może to się nie aż tak bardzo wykluczało, co raczej do siebie nie pasowało, przynajmniej w oczach Alyssy. Zapamiętała go w końcu z okresu, w którym nawet na jej podarunki wywracał oczami, więc tym bardziej nie spodziewała się, że coś jej przyniesie. Patrząc, jak podnosi się z łóżka i maca ręką po podłodze, ostatecznie triumfalnie wyciągając z torby coś, co było... Książką? Starą, naprawdę grubą, wyglądającą ciekawie już na pierwszy rzut oka księgę, która już wkrótce trafiła do rąk Alyssy wraz z niezbyt wiele jej mówiącym komentarzem.
Z początku pomyślała o czymś dotyczącym dzieci, otwierając książkę i spoglądając na pierwszą stronę w przekonaniu, iż może być to jakiś bardzo wiekowy poradnik lub coś w tym rodzaju. No, ewentualnie książka kucharska, jako że ostatnio w ich kuchni nie miało okazji pojawić się nic za bardzo domowego. Ku zdziwieniu dziewczyny, tytuł dosyć jasno wskazywał jednak na... Medycynę leczniczą, a przekartkowanie księgi wyłącznie to potwierdziło. Nie dziedzina, z której pochodziła treść publikacji, najbardziej zdziwiła jednak Aly, lecz to, co wysunęło się spomiędzy okładki a pierwszej strony wprost na jej brzuch. Widząc bardzo znajomą, być może już trochę zapomnianą rzecz, zwyczajnie zachichotała.
- Nie spodziewałam się, że nadal to masz. Od wtedy...? - Kręcąc głową w niedowierzaniu, a także częściowym rozczuleniu, odłożyła księgę i wisiorek na parapet, opadając na materac w taki sposób, żeby móc wygodnie oprzeć się o pierś mężczyzny. Pochylając się nad nim na tyle, na ile była w stanie, czule musnęła wargami usta Aleca, chwilę później pogłębiając pocałunek i mrucząc. - Myślę, że mama by cię polubiła. Jeśli byłaby taka, jak jej siostra, na pewno.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Wto Gru 26, 2017 9:04 pm
Alec ponaglająco kiwnął głową, jakby chcąc ją zapewnić, że będzie trzymał język za zębami, ale tak naprawdę doskonale wiedział, że ostatecznie jego gra aktorska z pewnością nie będzie przekonująca. Mimo to Greyback przyglądał jej się w zadumie, jednocześnie powtarzając zarówno w myślach, jak i – zupełnie nieświadomie – na głos zasłyszane przed chwilą imię. Kurt, Curtis, Curtis Benjamin. Sam nie wiedział, co dokładnie powinien sądzić o tym imieniu. W jednym jednak miał zamiar jej przyznać rację – te dwa imiona razem zdecydowanie dobrze ze sobą współgrały. Mężczyzna podrapał się po szyi, jednocześnie wykrzywiając dolną wargę w podkówkę.
– Przekonał cię, huh? – zapytał ostrożnie, jakby wciąż próbując sobie wyrobić opinię co do tego całego pomysłu. I choć bardzo chciałby być do tego sceptycznie nastawiony, bo w przeciwieństwie do Alyssy nie pochwalał rozpuszczania Ezry, tak… nie potrafił nawet przed sobą ukryć faktu, że ten cały Kurt z każdą sekundą coraz bardziej go przekonywał. I jak na początku, zmrużył oczy, by ogarnąć skąd w ogóle się to imię brało, tak wystarczyło mu jedynie zerknąć na jej powiększony brzuch i… coś jakby zaiskrzyło. Alec zaplótł dłonie na karku, by naprawdę ostrożnie i powoli mruknąć: – niech będzie Kurt.
Alec ledwo powstrzymał się przed parsknięciem, gdy usłyszał o tych wszystkich zmianach, które planowała jego żona. I choć jego te całe okna zdecydowanie nie kupiły i nawet miał zamiar przemalować je na biało lub całkowicie wymienić, tak teraz zrozumiał, że w tej sprawie raczej nie będzie miał nic do powiedzenia. Zwłaszcza po tym, jak podjął samodzielną decyzję o kupnie domu.
– Dom jest w dobrym stanie, wystarczy się tylko spakować i poprzewozić wszystko. Wezmę Ezrę do pomocy i z pewnością się zmieścimy w czasie – bo dla niego w tej sprawie nie było nic niemożliwego. Posprzątanie kamienicy jej ojca zajęło mu dwa dni. A oni w swoim mieszkaniu mieli o wiele mniej rzeczy, poza tym i tak nie miał zamiaru sprzedawać tego mieszkania. Przynajmniej przez najbliższy okres, toteż przeprowadzkę można było nieco przeciągnąć.
– Powiedzmy, że jedna sypialnia będzie dla naszej córki – odparł z niemałym rozbawieniem, bo ten skryty upór niezwykle go bawił. Rozumiał, że swoją decyzją chciała go ukarać za jego reakcję i tego typu sprawy, ale ostatnimi czasy Greyback rzeczywiście się starał. Dlatego też zaraz potem dodał: – najwyższy czas się stąd wynieść.
Początkowo zdecydowanie nie było mu najłatwiej na myśl o przyszłej przeprowadzce, jednak wystarczył ten jeden incydent, by wszystkie wątpliwości i obawy po prostu wyparowały. I zdecydowanie nie skłamałby, twierdząc, że miał zamiar zrobić wszystko, by przyspieszyć ten cały etap, nawet jeśli oznaczało to ponowne wymykanie się z domu po nocach. Nie dodał jednak nic więcej przyglądając jej się spod uchylonych powiek. Nie był dobry w dawaniu prezentów i zdecydowanie nie lubił tego robić, a sam gest wręczania podarków kosztował go naprawdę wiele. Mimo to Greyback nie mógł się powstrzymać przed wykrzywieniem ust w nikłym uśmiechu.
– Znalazłem go wczoraj gdzieś w szafie – bo rzeczywiście przez tych sześć lat kompletnie nie przypominał sobie, że był w posiadaniu tego wisiorka. Zdecydowanie oddałby go jej wcześniej, bo nie był mu do niczego potrzebny, a dla niej najwyraźniej miał wartość sentymentalną. Nie odpowiedział też na jej komentarz, dotyczący jej matki. Po prostu odwzajemnił namiętnie pocałunek, w przerwie wypowiadając:
- Nigdy nie sądziłem, że do tego dojdzie – bo w rzeczywistości ani czas, ani miejsce, ani ona nie były odpowiednie dla niego. Gdyby kilka lat temu ktoś powiedziałby mu, że ożeni się z Alyssą Meadowes i będzie miał z nią dziecko, najprawdopodobniej uraczyłby go Kedavą. Greyback położył dłoń na jej talii, ponownie powracając do wcześniejszych czynności. Z tym jednak przesunął dłonie na jej tyłek, niepozornie wsuwając ręce pod jej majtki i ściskając nimi jej kształtne, jędrne pośladki.
– A jednak, Meadowes. A jednak… – co w jego słowniku znaczyło tyle co najromantyczniejsze wyznanie miłosne. A potem po prostu wrócił do całowania jej twarzy, z tym że robił to zdecydowanie bardziej nadgorliwie i zdecydowanie.
– Przekonał cię, huh? – zapytał ostrożnie, jakby wciąż próbując sobie wyrobić opinię co do tego całego pomysłu. I choć bardzo chciałby być do tego sceptycznie nastawiony, bo w przeciwieństwie do Alyssy nie pochwalał rozpuszczania Ezry, tak… nie potrafił nawet przed sobą ukryć faktu, że ten cały Kurt z każdą sekundą coraz bardziej go przekonywał. I jak na początku, zmrużył oczy, by ogarnąć skąd w ogóle się to imię brało, tak wystarczyło mu jedynie zerknąć na jej powiększony brzuch i… coś jakby zaiskrzyło. Alec zaplótł dłonie na karku, by naprawdę ostrożnie i powoli mruknąć: – niech będzie Kurt.
Alec ledwo powstrzymał się przed parsknięciem, gdy usłyszał o tych wszystkich zmianach, które planowała jego żona. I choć jego te całe okna zdecydowanie nie kupiły i nawet miał zamiar przemalować je na biało lub całkowicie wymienić, tak teraz zrozumiał, że w tej sprawie raczej nie będzie miał nic do powiedzenia. Zwłaszcza po tym, jak podjął samodzielną decyzję o kupnie domu.
– Dom jest w dobrym stanie, wystarczy się tylko spakować i poprzewozić wszystko. Wezmę Ezrę do pomocy i z pewnością się zmieścimy w czasie – bo dla niego w tej sprawie nie było nic niemożliwego. Posprzątanie kamienicy jej ojca zajęło mu dwa dni. A oni w swoim mieszkaniu mieli o wiele mniej rzeczy, poza tym i tak nie miał zamiaru sprzedawać tego mieszkania. Przynajmniej przez najbliższy okres, toteż przeprowadzkę można było nieco przeciągnąć.
– Powiedzmy, że jedna sypialnia będzie dla naszej córki – odparł z niemałym rozbawieniem, bo ten skryty upór niezwykle go bawił. Rozumiał, że swoją decyzją chciała go ukarać za jego reakcję i tego typu sprawy, ale ostatnimi czasy Greyback rzeczywiście się starał. Dlatego też zaraz potem dodał: – najwyższy czas się stąd wynieść.
Początkowo zdecydowanie nie było mu najłatwiej na myśl o przyszłej przeprowadzce, jednak wystarczył ten jeden incydent, by wszystkie wątpliwości i obawy po prostu wyparowały. I zdecydowanie nie skłamałby, twierdząc, że miał zamiar zrobić wszystko, by przyspieszyć ten cały etap, nawet jeśli oznaczało to ponowne wymykanie się z domu po nocach. Nie dodał jednak nic więcej przyglądając jej się spod uchylonych powiek. Nie był dobry w dawaniu prezentów i zdecydowanie nie lubił tego robić, a sam gest wręczania podarków kosztował go naprawdę wiele. Mimo to Greyback nie mógł się powstrzymać przed wykrzywieniem ust w nikłym uśmiechu.
– Znalazłem go wczoraj gdzieś w szafie – bo rzeczywiście przez tych sześć lat kompletnie nie przypominał sobie, że był w posiadaniu tego wisiorka. Zdecydowanie oddałby go jej wcześniej, bo nie był mu do niczego potrzebny, a dla niej najwyraźniej miał wartość sentymentalną. Nie odpowiedział też na jej komentarz, dotyczący jej matki. Po prostu odwzajemnił namiętnie pocałunek, w przerwie wypowiadając:
- Nigdy nie sądziłem, że do tego dojdzie – bo w rzeczywistości ani czas, ani miejsce, ani ona nie były odpowiednie dla niego. Gdyby kilka lat temu ktoś powiedziałby mu, że ożeni się z Alyssą Meadowes i będzie miał z nią dziecko, najprawdopodobniej uraczyłby go Kedavą. Greyback położył dłoń na jej talii, ponownie powracając do wcześniejszych czynności. Z tym jednak przesunął dłonie na jej tyłek, niepozornie wsuwając ręce pod jej majtki i ściskając nimi jej kształtne, jędrne pośladki.
– A jednak, Meadowes. A jednak… – co w jego słowniku znaczyło tyle co najromantyczniejsze wyznanie miłosne. A potem po prostu wrócił do całowania jej twarzy, z tym że robił to zdecydowanie bardziej nadgorliwie i zdecydowanie.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Wto Gru 26, 2017 11:46 pm
- Był w stanie zrezygnować na tydzień ze słodyczy, poza tym robił te swoje szczenięce oczęta, więęęc... Tak, przekonał mnie. Nie od razu, ale nie zajęło mu to długo. - Przyznała, uśmiechając się w dosyć niezręczny sposób, po czym sama niewinnie zamrugała oczami.
Nie mógł jej przecież winić za to, jak bardzo ulegała jego młodszemu bratu. Kurt od samego początku skradł serce Aly, która już w pierwszym odruchu była w stanie uparcie walczyć o jego dobro, o czym zresztą Alec przekonał się na własnej skórze. Z czasem więź pomiędzy nimi jeszcze bardziej się wzmacniała, praktycznie do momentu, w którym Alyssa stawiała chłopca na równi z nienarodzonym jeszcze biologicznym synem. Poza tym... Kurt naprawdę był bardzo ładnym imieniem, należało po prostu to przyznać.
Kiedy więc dostrzegła minę Aleca, próbując rozszyfrować to, o czym w tej chwili myślał i co naprawdę uważał o nazwaniu syna Curtis, naprawdę mocno trzymała kciuki za jego aprobatę. Nie chciała w końcu robić nic wbrew mężowi, jakiś czas temu dostatecznie dobrze ucząc się, że nie powinna decydować samodzielnie. I choć być może był to dosyć dobry moment, by w jakimś sensie zemścić się za to, iż nie spytał jej o zdanie przy kupnie domu, nie zamierzała tego robić. Nie tylko nie należała do mściwych czy zawziętych ludzi, mając ponadto dosyć sporą i zauważalną słabość do tego mężczyzny.
W gruncie rzeczy, podobało jej się przecież to, co widziała na zrobionych przez niego zdjęciach. W takim miejscu zdecydowanie mogłaby zamieszkać, choć sama miejscowość zaczęła ją zastanawiać. Jak duża była wieś? Jakie mieli tam możliwości zatrudnienia? Czy mogłaby w jakikolwiek sposób spróbować zaliczyć jednak egzaminy z przyszłym siódmym rokiem? Miała w końcu przed sobą naprawdę wiele miesięcy siedzenia w domu czy leżenia w łóżku, o ile tylko dano by jej szansę, za niecały rok mogłaby zaliczyć ten etap. Co prawda, czekając z podjęciem kursu do czasu, gdy mogłaby swobodnie wyjść z domu, lecz z pewnością byłby to jakiś krok ku zagwarantowaniu rodzinie lepszej stabilności finansowej. Naprawdę nie mogła patrzeć na to, ile ostatnio pracował Alec.
- Mamy naprawdę dużo pudeł z mojego ostatniego mieszkania. - Przypomniała, marszcząc nieznacznie brwi w zastanowieniu, nim spytała. - I te z piwnicy ojca. Zmieszczą się? - Fakt faktem, Thomas swego czasu miał naprawdę sporo gratów w piwnicy, nie mówiąc już nic o rzeczach Alyssy znajdujących się na strychu i czekających na dalsze zagospodarowanie... I o tych, jakie nadal znajdowały się w Miejscu-Którego-Nie-Odwiedzała-Od-Wieków tudzież po prostu Keighley. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była w rodzinnej posiadłości, a przecież były tam zbiory matczynych książek, rodzinne pamiątki, cenniejsze meble.
No, o ile jej ojciec nie sprzedał ich, by mieć pieniądze na drogi alkohol czy cygara. Nie spytała go o to, a teraz już na samą myśl robiło jej się ciężko na sercu. Był jaki był, ale kochała tego starego zrzędę. Żałowała, że odszedł w takim momencie, nadal winiąc się za jego śmierć, lecz nie wypowiadając już tego na głos, by nie złościć Aleca. Znała podejście męża do jej żałoby i... Chociaż było jej ciężko, na zewnątrz znowu tłumiła to wszystko w sobie. Spoglądanie w lustro było jednak niemożliwie ciężkie. Miała jego oczy, może tylko nieco mniej zamglone i jaśniejsze, nie tak mocno zgaszone przez życie. Mimo wszystko, cóż, zdecydowanie była córką Thomasa, nawet jeśli ten w ostatnich chwilach swojego żywota już jej za nią nie uważał.
- Zamierzasz przygarnąć jakieś dodatkowe dziecko? Myślałam, że Ezra będzie wyjątkowy. - Odwracając własną uwagę od bycia prawdopodobnie najgorszą córką miesiąca, jak nie całego roku, uniosła brwi. Dosyć jasno powiedziała mu przecież, co sądziła o posiadaniu większej liczby dzieci.
Nawet jeśli jakiś czas temu chciała mieć z nim całą gromadkę słodkich pociech, byli zdecydowanie zbyt mocno narażeni na przegraną. Czy to w kwestii genetyki - jasnowidz i wilkołak z bandą jasnołaczych dzieci? to nie mogło się udać - czy statusu społecznego. Nawet po ślubie nie przestała być w końcu półkrewką budzącą się w ramionach czystokrwistego - ha!, śmierciożerczego - zdrajcy krwi. Musieli na siebie uważać, nie zwracać zbytniej uwagi otoczenia, nawet ona to wiedziała. Poza tym sam uprzedził ją, że prawdopodobnie nigdy nie mieli mieć córki. Zamierzała być w tym naprawdę uparta, nawet jeżeli wewnątrz ją to bolało. Z dwojga złego, wolała sama nie być w pełni szczęśliwa, niżeli narażać na to swoje dzieci.
- Zmieniamy ten pokój w bibliotekę. - Mruknęła z uporem, spoglądając na Aleca, kiedy wspomniał o najwłaściwszym czasie na wyniesienie się. - Tuż po przeprowadzce. - Nie była osobą słabej woli, ale doskonale wiedziała, że miała do niego słabość. Przerobienie nadprogramowej sypialni w taki sposób, by nie móc myśleć o pomieszczeniu, jako o przyszłym pokoju dziecięcym... Cóż, miało być swego rodzaju manifestem. Nie chciała ulec Alecowi w kwestii kolejnych dzieci. Nie w takich okolicznościach, nie z tak niepewną przyszłością. Ten jeden raz w życiu chciała być naprawdę odpowiedzialna, nawet jeśli nadal miała pstro w głowie, a jej nastroje ostatnio zmieniały się niczym w kalejdoskopie.
- Znalazłem go w szafie to jakiś kod na jest mi w nim do twarzy, ale chcę wkupić się w twoje względy, Meadowes? - Tak teraz znowu będąc raczej w dobrym humorze, spytała go z błyskiem w oczach, kradnąc mu kolejny głęboki całus, nim nie odpowiedziała mruknięciem. - Że mi go oddasz? - Nie do końca wiedziała, o co mu chodziło, jednakże z pewnością nie mówił o naszyjniku. Postanowiła jednak trochę pociągnąć go za język, a zadawanie głupich pytań idealnie w tym przypadku działało. Gdyby tylko przy okazji nie próbował przeciągnąć jej uwagi na coś innego...
I choć naprawdę starała się być odpowiedzialna, to nie było takie łatwe, jak mogło się zdawać. Nawet bez alkoholu, który swego czasu naprawdę mocno namieszał Alyssie w głowie, miała naprawdę niepohamowaną ochotę, by się przytulać. Alec zaś zdecydowanie nie fatygował się, by ułatwić jej sprawę, całując i dotykając ją w taki sposób, że zaledwie w następnej chwili złapała się na powolnym zsuwaniu z niego resztek garderoby, kiedy jej usta nadal zajęte były pocałunkami, a myśli zmierzały już w znajomym kierunku.
- Czy to naprawdę będzie baaardzo złe? - Wymruczała z niemałym zawodem już na starcie wyczuwalnym w głosie, ponieważ doskonale wiedziała, jaka powinna być odpowiedź. Nadal jednak oczekiwała, że może jakimś cudem otrzyma inną. Nawet jeśli było to mało prawdopodobne i zdecydowanie jeszcze mniej odpowiedzialne.
Nie mógł jej przecież winić za to, jak bardzo ulegała jego młodszemu bratu. Kurt od samego początku skradł serce Aly, która już w pierwszym odruchu była w stanie uparcie walczyć o jego dobro, o czym zresztą Alec przekonał się na własnej skórze. Z czasem więź pomiędzy nimi jeszcze bardziej się wzmacniała, praktycznie do momentu, w którym Alyssa stawiała chłopca na równi z nienarodzonym jeszcze biologicznym synem. Poza tym... Kurt naprawdę był bardzo ładnym imieniem, należało po prostu to przyznać.
Kiedy więc dostrzegła minę Aleca, próbując rozszyfrować to, o czym w tej chwili myślał i co naprawdę uważał o nazwaniu syna Curtis, naprawdę mocno trzymała kciuki za jego aprobatę. Nie chciała w końcu robić nic wbrew mężowi, jakiś czas temu dostatecznie dobrze ucząc się, że nie powinna decydować samodzielnie. I choć być może był to dosyć dobry moment, by w jakimś sensie zemścić się za to, iż nie spytał jej o zdanie przy kupnie domu, nie zamierzała tego robić. Nie tylko nie należała do mściwych czy zawziętych ludzi, mając ponadto dosyć sporą i zauważalną słabość do tego mężczyzny.
W gruncie rzeczy, podobało jej się przecież to, co widziała na zrobionych przez niego zdjęciach. W takim miejscu zdecydowanie mogłaby zamieszkać, choć sama miejscowość zaczęła ją zastanawiać. Jak duża była wieś? Jakie mieli tam możliwości zatrudnienia? Czy mogłaby w jakikolwiek sposób spróbować zaliczyć jednak egzaminy z przyszłym siódmym rokiem? Miała w końcu przed sobą naprawdę wiele miesięcy siedzenia w domu czy leżenia w łóżku, o ile tylko dano by jej szansę, za niecały rok mogłaby zaliczyć ten etap. Co prawda, czekając z podjęciem kursu do czasu, gdy mogłaby swobodnie wyjść z domu, lecz z pewnością byłby to jakiś krok ku zagwarantowaniu rodzinie lepszej stabilności finansowej. Naprawdę nie mogła patrzeć na to, ile ostatnio pracował Alec.
- Mamy naprawdę dużo pudeł z mojego ostatniego mieszkania. - Przypomniała, marszcząc nieznacznie brwi w zastanowieniu, nim spytała. - I te z piwnicy ojca. Zmieszczą się? - Fakt faktem, Thomas swego czasu miał naprawdę sporo gratów w piwnicy, nie mówiąc już nic o rzeczach Alyssy znajdujących się na strychu i czekających na dalsze zagospodarowanie... I o tych, jakie nadal znajdowały się w Miejscu-Którego-Nie-Odwiedzała-Od-Wieków tudzież po prostu Keighley. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była w rodzinnej posiadłości, a przecież były tam zbiory matczynych książek, rodzinne pamiątki, cenniejsze meble.
No, o ile jej ojciec nie sprzedał ich, by mieć pieniądze na drogi alkohol czy cygara. Nie spytała go o to, a teraz już na samą myśl robiło jej się ciężko na sercu. Był jaki był, ale kochała tego starego zrzędę. Żałowała, że odszedł w takim momencie, nadal winiąc się za jego śmierć, lecz nie wypowiadając już tego na głos, by nie złościć Aleca. Znała podejście męża do jej żałoby i... Chociaż było jej ciężko, na zewnątrz znowu tłumiła to wszystko w sobie. Spoglądanie w lustro było jednak niemożliwie ciężkie. Miała jego oczy, może tylko nieco mniej zamglone i jaśniejsze, nie tak mocno zgaszone przez życie. Mimo wszystko, cóż, zdecydowanie była córką Thomasa, nawet jeśli ten w ostatnich chwilach swojego żywota już jej za nią nie uważał.
- Zamierzasz przygarnąć jakieś dodatkowe dziecko? Myślałam, że Ezra będzie wyjątkowy. - Odwracając własną uwagę od bycia prawdopodobnie najgorszą córką miesiąca, jak nie całego roku, uniosła brwi. Dosyć jasno powiedziała mu przecież, co sądziła o posiadaniu większej liczby dzieci.
Nawet jeśli jakiś czas temu chciała mieć z nim całą gromadkę słodkich pociech, byli zdecydowanie zbyt mocno narażeni na przegraną. Czy to w kwestii genetyki - jasnowidz i wilkołak z bandą jasnołaczych dzieci? to nie mogło się udać - czy statusu społecznego. Nawet po ślubie nie przestała być w końcu półkrewką budzącą się w ramionach czystokrwistego - ha!, śmierciożerczego - zdrajcy krwi. Musieli na siebie uważać, nie zwracać zbytniej uwagi otoczenia, nawet ona to wiedziała. Poza tym sam uprzedził ją, że prawdopodobnie nigdy nie mieli mieć córki. Zamierzała być w tym naprawdę uparta, nawet jeżeli wewnątrz ją to bolało. Z dwojga złego, wolała sama nie być w pełni szczęśliwa, niżeli narażać na to swoje dzieci.
- Zmieniamy ten pokój w bibliotekę. - Mruknęła z uporem, spoglądając na Aleca, kiedy wspomniał o najwłaściwszym czasie na wyniesienie się. - Tuż po przeprowadzce. - Nie była osobą słabej woli, ale doskonale wiedziała, że miała do niego słabość. Przerobienie nadprogramowej sypialni w taki sposób, by nie móc myśleć o pomieszczeniu, jako o przyszłym pokoju dziecięcym... Cóż, miało być swego rodzaju manifestem. Nie chciała ulec Alecowi w kwestii kolejnych dzieci. Nie w takich okolicznościach, nie z tak niepewną przyszłością. Ten jeden raz w życiu chciała być naprawdę odpowiedzialna, nawet jeśli nadal miała pstro w głowie, a jej nastroje ostatnio zmieniały się niczym w kalejdoskopie.
- Znalazłem go w szafie to jakiś kod na jest mi w nim do twarzy, ale chcę wkupić się w twoje względy, Meadowes? - Tak teraz znowu będąc raczej w dobrym humorze, spytała go z błyskiem w oczach, kradnąc mu kolejny głęboki całus, nim nie odpowiedziała mruknięciem. - Że mi go oddasz? - Nie do końca wiedziała, o co mu chodziło, jednakże z pewnością nie mówił o naszyjniku. Postanowiła jednak trochę pociągnąć go za język, a zadawanie głupich pytań idealnie w tym przypadku działało. Gdyby tylko przy okazji nie próbował przeciągnąć jej uwagi na coś innego...
I choć naprawdę starała się być odpowiedzialna, to nie było takie łatwe, jak mogło się zdawać. Nawet bez alkoholu, który swego czasu naprawdę mocno namieszał Alyssie w głowie, miała naprawdę niepohamowaną ochotę, by się przytulać. Alec zaś zdecydowanie nie fatygował się, by ułatwić jej sprawę, całując i dotykając ją w taki sposób, że zaledwie w następnej chwili złapała się na powolnym zsuwaniu z niego resztek garderoby, kiedy jej usta nadal zajęte były pocałunkami, a myśli zmierzały już w znajomym kierunku.
- Czy to naprawdę będzie baaardzo złe? - Wymruczała z niemałym zawodem już na starcie wyczuwalnym w głosie, ponieważ doskonale wiedziała, jaka powinna być odpowiedź. Nadal jednak oczekiwała, że może jakimś cudem otrzyma inną. Nawet jeśli było to mało prawdopodobne i zdecydowanie jeszcze mniej odpowiedzialne.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sro Gru 27, 2017 8:45 pm
Alec wręcz wywrócił teatralnie oczami. Przecież jasno jej powiedział, że się zajmie tą przeprowadzką, więc nie musiała aż tak się przejmować. Był dorosłym mężczyzną i z pewnością miał sobie poradzić z kilkoma, a nawet niech będzie kilkunastoma pudłami. Dlatego nie zdecydował się odpowiedzieć na jej pytania, jedynie nieco drapiąc ją kilkudniowym zarostem po skórze na brzuchu. Sam nie do końca wiedział, kiedy nauczył się podchodzić do tej lubującej się w panikowaniu i dramatyzowaniu blondynki. Ale z czasem rzeczywiście sposób jej rozumowania przestał go irytować i w niektórych sytuacjach uważał to za nieco… urocze za co wciąż czuł do siebie obrzydzenie. Nie spodziewał się, by kiedykolwiek jakakolwiek dziewczyna mogła mieć nad nim aż taką władzę jak Alyssa. Nie był święty w swoim życiu uczuciowym, chociaż na dobrą sprawę to Alyssa była pierwszą, do której poczuł coś tak silnego, że byłby w stanie wyrzec się praktycznie wszystkiego. Ale jednak, jego życie seksualne rozpoczęło się dość szybko i nie ograniczał się do tylko jednej dziewczyny. W pewnym momencie swojego życia był wyjątkowo usatysfakcjonowany z tego jak było. I z pewnością nigdy nie przyznałby się do tego Alyssie, ale był wybitnie blisko, by ulec starym przyzwyczajeniom, gdy byli ze sobą pierwszym razem. Wtedy, kiedy tak naprawdę… jak dostrzegał to przez pryzmat czasu – wcale jej nie kochał, a jedynie – co brzmiało niezwykle egoistycznie w jego głowie – chciał ją mieć dla siebie. Chciał kogoś, kto zrobiłby dla niego wszystko i kochałby bezwarunkowo, a on w zamian… nie musiał robić niczego, jednocześnie oglądając się za innymi panienkami. Więc na brodę Merlina, jakim cudem wreszcie ją pokochał?
– Nie udawaj, głupiej, Krukonko – odparł z niemałym rozbawieniem, choć w głębi serca cały ten jej upór zaczął go okropnie drażnić. Nachylił się nawet nad nią, ale nie po to by ją dalej rozpraszać, czy tym bardziej pocałować, nie. Po prostu chciał przez chwilę spojrzeć w jej błękitne, lśniące oczy i niezwykle poważnie odpowiedzieć: – chcę dla ciebie prawdziwej rodziny, Meadowes. Dla nas.
Nie miał też zamiaru się dłużej z nią kłócić co do koncepcji, dotyczącej wolnej sypialni. Był wręcz przekonany, że biblioteka nie miała tam stać zbyt długo, ale nie powiedział tego w końcu na głos. Przecież nie mogła sobie tak po prostu zadecydować za niego, że nie będą mieli więcej dzieci. W końcu od teraz byli małżeństwem, czyż nie? Decydowali o takich sprawach wspólnie. Jak o każdej innej. Po prostu dał sobie z tym spokój, bo czas miał wszystko zweryfikować. Samo postanowienie, że mieli mieć tylko jedno dziecko było wybitnie głupie, zwłaszcza, że Kurt też nie był planowany i zdecydowanie niechciany.
– Nie, Meadowes. O wiele lepiej wyglądasz bez niego jak bez każdej innej części garderoby, czy biżuterii – odparł takim samym tonem głosu co ona, jednocześnie wznosząc oczy ku górze, bo nie lubił jak zmuszała go do wypowiadania takich rzeczy. A jednak dzisiaj miał zamiar jej ulec, bo to co czuł było prawdziwe. – kocham cię, Alyssa.
Czy musiał dodawać coś więcej? Naprawdę to czuł i w tym momencie ta świadomość go po prostu uszczęśliwiała. Do tego stopnia, że tak jak ona nie miał zamiaru się powstrzymywać, co rzeczywiście było niezwykle nieodpowiedzialne. Przesunął dłonią po jej pośladku, jednocześnie zsuwając z niej koronkową bieliznę, tak że teraz luźno wisiała na jej kostkach. Choć wymruczał zdecydowanie, nie przestał robić tego wszystkiego co doprowadzało zarówno ją, jak i jego samego do palpitacji serca. Ich dziecko było bardzo ważne, ale… miał zamiar być delikatny i ostrożny, był wręcz pewien, że nic złego się nie stanie. Dlatego podniósł się na łokciach, jednocześnie znajdując się nieco wyżej od niej i napierając na nią swoim ciałem. Całował jej szyję, dekolt i piersi, powoli układając się nad nią. W jego mniemaniu wszystko było tak jak należy. Schodząc z pocałunkami nieco niżej na górną granicę jej zaokrąglonego brzuszka, oparł chwilowo czoło o jej skórę, dłońmi, rozchylając jej uda w taki sposób, by wszystko poszło idealnie. Nie spodziewał się jednak tego, że gdy zahaczał palcami o jej pachwinę, poczuł… no właśnie. Jak coś uderza go w czoło. Greyback momentalnie zastygł w bezruchu, mrużąc przy tym oczy, ale wtedy poczuł to po raz drugi. Podniósł się więc do pionu, by zerknąć na twarz Alyssy i sprawdzić, czy to aby nie były tylko jego marne urojenia, ale po zdumionym wyrazie jej twarzy, jedynie zaśmiał się krótko, opadając na drugą połowę łóżka.
– Kurt chyba zgłasza sprzeciw, huh? – nie był w stanie nawet opisać tego, jak szczęśliwy był teraz. Choć przeszkodziło mu to w czymś wyjątkowo ważnym i zdecydowanie nie było niczym nadzwyczajnym u ciężarnych kobiet… sprawiło, że nawet taki Ponurak zaczął mieć nadzieję. Ich dziecko wreszcie się poruszyło, a tego nie miał zamiaru ignorować. Przykrył nagie ciało Alysys kocem, przylegając do niej mocno i obejmując ją ramieniem.
– Powinnaś odpocząć – i musnął ustami jej skronie, po raz pierwszy od dłuższego czasu, czując się naprawdę szczęśliwy. Poza tym… przecież mieli się tylko poprzytulać, czyż nie?
/zt dla obojga
– Nie udawaj, głupiej, Krukonko – odparł z niemałym rozbawieniem, choć w głębi serca cały ten jej upór zaczął go okropnie drażnić. Nachylił się nawet nad nią, ale nie po to by ją dalej rozpraszać, czy tym bardziej pocałować, nie. Po prostu chciał przez chwilę spojrzeć w jej błękitne, lśniące oczy i niezwykle poważnie odpowiedzieć: – chcę dla ciebie prawdziwej rodziny, Meadowes. Dla nas.
Nie miał też zamiaru się dłużej z nią kłócić co do koncepcji, dotyczącej wolnej sypialni. Był wręcz przekonany, że biblioteka nie miała tam stać zbyt długo, ale nie powiedział tego w końcu na głos. Przecież nie mogła sobie tak po prostu zadecydować za niego, że nie będą mieli więcej dzieci. W końcu od teraz byli małżeństwem, czyż nie? Decydowali o takich sprawach wspólnie. Jak o każdej innej. Po prostu dał sobie z tym spokój, bo czas miał wszystko zweryfikować. Samo postanowienie, że mieli mieć tylko jedno dziecko było wybitnie głupie, zwłaszcza, że Kurt też nie był planowany i zdecydowanie niechciany.
– Nie, Meadowes. O wiele lepiej wyglądasz bez niego jak bez każdej innej części garderoby, czy biżuterii – odparł takim samym tonem głosu co ona, jednocześnie wznosząc oczy ku górze, bo nie lubił jak zmuszała go do wypowiadania takich rzeczy. A jednak dzisiaj miał zamiar jej ulec, bo to co czuł było prawdziwe. – kocham cię, Alyssa.
Czy musiał dodawać coś więcej? Naprawdę to czuł i w tym momencie ta świadomość go po prostu uszczęśliwiała. Do tego stopnia, że tak jak ona nie miał zamiaru się powstrzymywać, co rzeczywiście było niezwykle nieodpowiedzialne. Przesunął dłonią po jej pośladku, jednocześnie zsuwając z niej koronkową bieliznę, tak że teraz luźno wisiała na jej kostkach. Choć wymruczał zdecydowanie, nie przestał robić tego wszystkiego co doprowadzało zarówno ją, jak i jego samego do palpitacji serca. Ich dziecko było bardzo ważne, ale… miał zamiar być delikatny i ostrożny, był wręcz pewien, że nic złego się nie stanie. Dlatego podniósł się na łokciach, jednocześnie znajdując się nieco wyżej od niej i napierając na nią swoim ciałem. Całował jej szyję, dekolt i piersi, powoli układając się nad nią. W jego mniemaniu wszystko było tak jak należy. Schodząc z pocałunkami nieco niżej na górną granicę jej zaokrąglonego brzuszka, oparł chwilowo czoło o jej skórę, dłońmi, rozchylając jej uda w taki sposób, by wszystko poszło idealnie. Nie spodziewał się jednak tego, że gdy zahaczał palcami o jej pachwinę, poczuł… no właśnie. Jak coś uderza go w czoło. Greyback momentalnie zastygł w bezruchu, mrużąc przy tym oczy, ale wtedy poczuł to po raz drugi. Podniósł się więc do pionu, by zerknąć na twarz Alyssy i sprawdzić, czy to aby nie były tylko jego marne urojenia, ale po zdumionym wyrazie jej twarzy, jedynie zaśmiał się krótko, opadając na drugą połowę łóżka.
– Kurt chyba zgłasza sprzeciw, huh? – nie był w stanie nawet opisać tego, jak szczęśliwy był teraz. Choć przeszkodziło mu to w czymś wyjątkowo ważnym i zdecydowanie nie było niczym nadzwyczajnym u ciężarnych kobiet… sprawiło, że nawet taki Ponurak zaczął mieć nadzieję. Ich dziecko wreszcie się poruszyło, a tego nie miał zamiaru ignorować. Przykrył nagie ciało Alysys kocem, przylegając do niej mocno i obejmując ją ramieniem.
– Powinnaś odpocząć – i musnął ustami jej skronie, po raz pierwszy od dłuższego czasu, czując się naprawdę szczęśliwy. Poza tym… przecież mieli się tylko poprzytulać, czyż nie?
/zt dla obojga
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sro Gru 27, 2017 10:59 pm
|tydzień po poprzednim wątku w sypialni
Nawet jeśli dziecko - nareszcie mające swoje oficjalne, naprawdę podobające się Aly imię; było coś magicznego w miękkim wypowiadaniu słowa Kurt czy przechodzeniu na nieco delikatniejszego Curtisa - zdecydowanie się ożywiło, znowu dosyć wyraźnie dając o sobie znać, alyssowy areszt domowy wcale nie zbliżał się ku końcowi. Nadal musiała siedzieć w czterech ścianach, od czasu do czasu buntując się przeciw leżeniu na kanapie czy łóżku i spędzając kilka chwil na fotelu wysuniętym pod drzwi niewielkiego balkonu, ale poza tym ani na moment nie wystawiając czubka buta poza próg kamienicy.
Ba!, nawet sprawę urlopu zdrowotnego załatwiła listownie, posyłając sowę do szefa i załączając przy tym stosowne zwolnienie. Na ten moment wyłącznie tymczasowe i kończące się już niedługo, jednakże usprawiedliwiające jakoś jej nieobecność w laboratorium. Co prawda, zdawała sobie sprawę z tego, iż najpewniej musiała całkiem porzucić pracę w szpitalu, jednakże wciąż jeszcze nie chciała tego robić. Nie tylko ze względu na ociupinkę wiary w to, że po porodzie przyjdzie jej powrócić na stare śmieci, lecz także ze względów finansowych.
Naprawdę sporo przepracowała w Mungu, wielokrotnie biorąc nadgodziny czy dyżurując w święta, więc mogła - z niewielkimi tylko wyrzutami sumienia - przejść na pełnopłatne wolne w związku z zagrożoną ciążą, następnie prawdopodobnie mając też przeciągnąć to w urlop macierzyński. Oczywiście, tego nie mogła już załatwić przez sowę, zamierzając pojawić się w szpitalu osobiście, jednakże chwilowo jeszcze wykorzystywała takie zwolnienie, przy którym nie musiała odpowiadać na całą masę wyjątkowo trudnych pytań. Kiedy zaszła w ciążę? Czy od dawna myślała o dzieciach? Kto jest ojcem malucha? Jakie będzie nazwisko dziecka?
Już w tym momencie zastanawiała się, jak powinna to załatwić. Planując nawet poruszyć ten temat z Aleciem, bo przecież nie mogła być całkowicie szczera z tymi wszystkimi ludźmi. Nie po to wzięli cichy ślub w tajemnicy, by teraz oznajmiać światu nie tylko to, że ze sobą byli, lecz także spodziewali się razem potomstwa mieszanej krwi. Chociaż naprawdę chciałaby móc pochwalić się mężem, dumnie nosząc pierścionek zaręczynowy - nie, obrączka nadal nie zagościła na jej palcu i najwyraźniej nie miało się tak stać - i mogąc swobodnie okazać mężczyźnie uczucia w chwili, gdy byliby poza mieszkaniem... Nie była aż tak naiwna, nie.
O ironio, w pewnym sensie wolała nawet siedzieć w mieszkaniu, ponieważ wtedy wiedziała, że Alec wcześniej do niej wróci. Że spędzą razem dłuższą chwilę, kilka naprawdę miłych godzin bez skrępowania i uważania na słowa czy uczynki, a także bez... Cóż, bez seksu. To ostatnie za sprawą znajomego uzdrowiciela, z którym nieopatrznie - no, dobrze: szczęśliwie dla ich dziecka, a przecież o to w tym momencie najmocniej chodziło - się skontaktowała. W dużym skrócie, usłyszała wyłącznie potwierdzenie własnych przypuszczeń, co do przyjemnych chwil na materacu, na które także - prócz męczenia się chodzeniem, długich wypraw, noszenia ciężarów, mocnego schylania się czy gwałtownego prostowania - miała całkowity zakaz aż do porodu albo cudownego ustabilizowania się zagrożonej ciąży.
Całe szczęście, przynajmniej wolno jej było siedzieć, co też wykorzystywała, otaczając się całą masą mniejszych i większych kartonów, do których - wykorzystując do tego różdżkę, żeby się nie przemęczać - wrzucała kolejne przedmioty. Posługując się naprzemiennie Accio! i Pakuj!, mozolnie opróżniała szafy, szafeczki, szuflady i pojemniczki wpierw w sypialni, potem zaś w salonie, łazience i kuchni. Prawdę mówiąc, z początku wcale nie widząc wielkich postępów, jednak po kilku dniach wreszcie zaczynając je dostrzegać. Głównie dlatego, cóż, że Alec z Ezrą powynosili w tym czasie część tych większych gratów, ale... Przecież każda pomoc się liczyła, czyż nie?
Nawet taka, jaką wdrożyła teraz, powracając do sypialni, w której jej mąż męczył się ze starą, naprawdę mocno rozpadającą się szafą, jaka chyba już bardzo dawno temu powinna wylądować na śmietniku, nie zaś w transporcie do ich nowego domu. Było naprawdę gorąco, duszno i parno, choć środek dnia już dawno minął i bliżej było do północy, niżeli południa. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, a Aly... Aly stawiała trochę mniejsze, szurając różowymi kapciami-kotami po podłodze i popychając drzwi łokciem, żeby wejść - a może raczej już powoli zaczynać turlać się - do pomieszczenia.
- Zamiast seksu. - Zażartowała, stawiając przed Aleciem szklankę pełną czystej wody z lodem, po czym wierzchem dłoni odgarnęła mokre od potu loki z czoła. Przysiadając na łóżku, oparła się plecami o ścianę, patrząc na jego dalsze poczynania z szafą. - Nawet bogin nie chciałby w niej mieszkać. Może jednak ją wywalimy?
Nawet jeśli dziecko - nareszcie mające swoje oficjalne, naprawdę podobające się Aly imię; było coś magicznego w miękkim wypowiadaniu słowa Kurt czy przechodzeniu na nieco delikatniejszego Curtisa - zdecydowanie się ożywiło, znowu dosyć wyraźnie dając o sobie znać, alyssowy areszt domowy wcale nie zbliżał się ku końcowi. Nadal musiała siedzieć w czterech ścianach, od czasu do czasu buntując się przeciw leżeniu na kanapie czy łóżku i spędzając kilka chwil na fotelu wysuniętym pod drzwi niewielkiego balkonu, ale poza tym ani na moment nie wystawiając czubka buta poza próg kamienicy.
Ba!, nawet sprawę urlopu zdrowotnego załatwiła listownie, posyłając sowę do szefa i załączając przy tym stosowne zwolnienie. Na ten moment wyłącznie tymczasowe i kończące się już niedługo, jednakże usprawiedliwiające jakoś jej nieobecność w laboratorium. Co prawda, zdawała sobie sprawę z tego, iż najpewniej musiała całkiem porzucić pracę w szpitalu, jednakże wciąż jeszcze nie chciała tego robić. Nie tylko ze względu na ociupinkę wiary w to, że po porodzie przyjdzie jej powrócić na stare śmieci, lecz także ze względów finansowych.
Naprawdę sporo przepracowała w Mungu, wielokrotnie biorąc nadgodziny czy dyżurując w święta, więc mogła - z niewielkimi tylko wyrzutami sumienia - przejść na pełnopłatne wolne w związku z zagrożoną ciążą, następnie prawdopodobnie mając też przeciągnąć to w urlop macierzyński. Oczywiście, tego nie mogła już załatwić przez sowę, zamierzając pojawić się w szpitalu osobiście, jednakże chwilowo jeszcze wykorzystywała takie zwolnienie, przy którym nie musiała odpowiadać na całą masę wyjątkowo trudnych pytań. Kiedy zaszła w ciążę? Czy od dawna myślała o dzieciach? Kto jest ojcem malucha? Jakie będzie nazwisko dziecka?
Już w tym momencie zastanawiała się, jak powinna to załatwić. Planując nawet poruszyć ten temat z Aleciem, bo przecież nie mogła być całkowicie szczera z tymi wszystkimi ludźmi. Nie po to wzięli cichy ślub w tajemnicy, by teraz oznajmiać światu nie tylko to, że ze sobą byli, lecz także spodziewali się razem potomstwa mieszanej krwi. Chociaż naprawdę chciałaby móc pochwalić się mężem, dumnie nosząc pierścionek zaręczynowy - nie, obrączka nadal nie zagościła na jej palcu i najwyraźniej nie miało się tak stać - i mogąc swobodnie okazać mężczyźnie uczucia w chwili, gdy byliby poza mieszkaniem... Nie była aż tak naiwna, nie.
O ironio, w pewnym sensie wolała nawet siedzieć w mieszkaniu, ponieważ wtedy wiedziała, że Alec wcześniej do niej wróci. Że spędzą razem dłuższą chwilę, kilka naprawdę miłych godzin bez skrępowania i uważania na słowa czy uczynki, a także bez... Cóż, bez seksu. To ostatnie za sprawą znajomego uzdrowiciela, z którym nieopatrznie - no, dobrze: szczęśliwie dla ich dziecka, a przecież o to w tym momencie najmocniej chodziło - się skontaktowała. W dużym skrócie, usłyszała wyłącznie potwierdzenie własnych przypuszczeń, co do przyjemnych chwil na materacu, na które także - prócz męczenia się chodzeniem, długich wypraw, noszenia ciężarów, mocnego schylania się czy gwałtownego prostowania - miała całkowity zakaz aż do porodu albo cudownego ustabilizowania się zagrożonej ciąży.
Całe szczęście, przynajmniej wolno jej było siedzieć, co też wykorzystywała, otaczając się całą masą mniejszych i większych kartonów, do których - wykorzystując do tego różdżkę, żeby się nie przemęczać - wrzucała kolejne przedmioty. Posługując się naprzemiennie Accio! i Pakuj!, mozolnie opróżniała szafy, szafeczki, szuflady i pojemniczki wpierw w sypialni, potem zaś w salonie, łazience i kuchni. Prawdę mówiąc, z początku wcale nie widząc wielkich postępów, jednak po kilku dniach wreszcie zaczynając je dostrzegać. Głównie dlatego, cóż, że Alec z Ezrą powynosili w tym czasie część tych większych gratów, ale... Przecież każda pomoc się liczyła, czyż nie?
Nawet taka, jaką wdrożyła teraz, powracając do sypialni, w której jej mąż męczył się ze starą, naprawdę mocno rozpadającą się szafą, jaka chyba już bardzo dawno temu powinna wylądować na śmietniku, nie zaś w transporcie do ich nowego domu. Było naprawdę gorąco, duszno i parno, choć środek dnia już dawno minął i bliżej było do północy, niżeli południa. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, a Aly... Aly stawiała trochę mniejsze, szurając różowymi kapciami-kotami po podłodze i popychając drzwi łokciem, żeby wejść - a może raczej już powoli zaczynać turlać się - do pomieszczenia.
- Zamiast seksu. - Zażartowała, stawiając przed Aleciem szklankę pełną czystej wody z lodem, po czym wierzchem dłoni odgarnęła mokre od potu loki z czoła. Przysiadając na łóżku, oparła się plecami o ścianę, patrząc na jego dalsze poczynania z szafą. - Nawet bogin nie chciałby w niej mieszkać. Może jednak ją wywalimy?
- Mistrz Gry
Re: Sypialnia Aleca
Wto Cze 12, 2018 5:34 pm
Zakończenie sesji z powodu zbyt długiego zwlekania z postami.
[z/t x2]
[z/t x2]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|