- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Czw Wrz 14, 2017 8:55 pm
Choć jego rozum był w pełni świadomy, a on doskonale dobrze odczuwał bodźce z otoczenia, to nie potrafił powiedzieć ile minęło czasu od opuszczenia łazienki, ani tym bardziej jakim cudem znalazł się teraz w łóżku. I może obejmował wszystko swoim czarnym spojrzeniem i kojarzył ten moment podpierania się o ścianę i spoglądanie, jak dziewczyna zmienia pościel, tak też nie do końca był pewien, czy to się naprawdę wydarzyło, a nie było powracającym wspomnieniem sprzed kilku lat, gdy wracał poważnie zraniony. Niby sceneria ta sama, a jednak zmieniło się naprawdę wiele.
Stało się. Leżał w czystej, świeżej pościeli, przyglądając się spod zmrużonych oczu poczynaniom dziewczyny, jednocześnie wysoko unosząc brwi, gdy rzuciła w niego częścią nocnej garderoby. Chory, czy nie – nie potrafił się powstrzymać przed rzuceniem sarkastycznego: - po cholerę mi to?
I choć chciał się wykłócać, był w bojowym nastroju, bo nie rozumiał, dlaczego miałby się ubierać, gdy jeszcze sekundę temu widziała go nago… to jednak wsunął na siebie te nieszczęsne spodnie, które swoją drogą bardziej przypominały bokserki. Nie potrafił nawet panować nad mimiką twarzy, która wyraźnie sugerowała niezadowolenie, kaprys i coś na kształt zniesmaczenia? Przyglądał się jej uważnie i mimo, że widok tej drobnej dziewczyny w jego workowatych ubraniach zawsze mu się podobał, to teraz nie potrafił ukryć rozgoryczenia. Greyback wbił skupione spojrzenie w jej twarz, nie bardzo wiedząc, co dziewczyna dokładnie planuje zrobić. Podążał spojrzeniem za jej ruchami, jedynie lekko się krzywiąc na widok tej paskudnej, czarniejącej rany. Teraz był jeszcze bardziej pewien niż wcześniej, że to była cholerna trucizna. Lub jad. Jak zwał tak zwał. Zignorował jej pytanie, zaciskając mocno zęby i właściwie sam próbując opisać samemu sobie uczucie, jakiego doznał, gdy opuszki jej palców dotknęły jego rany. Pulsowało? Może trochę. Szczypało? Zdecydowanie nie. Drętwieje? Nie, to nie było to uczucie. Coś jakby… po prostu rozgrywało go od środka, powodując, że miał odruch wymiotny. I cóż, zdecydowanie tego nie pragnął, ale w odpowiedzi na jej pytanie jedynie wycedził przez zaciśnięte zęby, choć mogło to zabrzmieć jak nieprzyjemny dla ucha warkot: – Nic mi nie jest.
Może to była ta cholerna męska duma, a może świadomość, że przechodził gorsze rzeczy. Był wojownikiem, uczono go, by przetrwać i nie użalać się nad sobą, więc nie mógł spełnić jej oczekiwań. Natomiast wódka.. cóż, była bardzo mile widziana. Nawet gestem głowy wskazał na szafkę, w której trzymał cały asortyment.
– To trucizna, jestem pewien – i chciał powiedzieć coś jeszcze, ale znowu poczuł metalowy posmak krwi na języku i zerwało go na kaszel – tym razem suchy, bez żadnej wydzieliny, ale to była tylko kwestia czasu. Greyback przekręcił głowę w bok, by wreszcie jej odpowiedzieć na te irytujące pytania: – Jak dotykasz to rana puszcza krew. Wewnętrznie. – powiedział spokojnie, jednocześnie przełykając nagromadzoną w ustach krew, która także zabrudziła jego wargi i zęby. Dzień, jak co dzień. Następnie posłał jej spojrzenie, które jasno mówiło: powiedziałem, zadowolona? gdzie moja nagroda?
Stało się. Leżał w czystej, świeżej pościeli, przyglądając się spod zmrużonych oczu poczynaniom dziewczyny, jednocześnie wysoko unosząc brwi, gdy rzuciła w niego częścią nocnej garderoby. Chory, czy nie – nie potrafił się powstrzymać przed rzuceniem sarkastycznego: - po cholerę mi to?
I choć chciał się wykłócać, był w bojowym nastroju, bo nie rozumiał, dlaczego miałby się ubierać, gdy jeszcze sekundę temu widziała go nago… to jednak wsunął na siebie te nieszczęsne spodnie, które swoją drogą bardziej przypominały bokserki. Nie potrafił nawet panować nad mimiką twarzy, która wyraźnie sugerowała niezadowolenie, kaprys i coś na kształt zniesmaczenia? Przyglądał się jej uważnie i mimo, że widok tej drobnej dziewczyny w jego workowatych ubraniach zawsze mu się podobał, to teraz nie potrafił ukryć rozgoryczenia. Greyback wbił skupione spojrzenie w jej twarz, nie bardzo wiedząc, co dziewczyna dokładnie planuje zrobić. Podążał spojrzeniem za jej ruchami, jedynie lekko się krzywiąc na widok tej paskudnej, czarniejącej rany. Teraz był jeszcze bardziej pewien niż wcześniej, że to była cholerna trucizna. Lub jad. Jak zwał tak zwał. Zignorował jej pytanie, zaciskając mocno zęby i właściwie sam próbując opisać samemu sobie uczucie, jakiego doznał, gdy opuszki jej palców dotknęły jego rany. Pulsowało? Może trochę. Szczypało? Zdecydowanie nie. Drętwieje? Nie, to nie było to uczucie. Coś jakby… po prostu rozgrywało go od środka, powodując, że miał odruch wymiotny. I cóż, zdecydowanie tego nie pragnął, ale w odpowiedzi na jej pytanie jedynie wycedził przez zaciśnięte zęby, choć mogło to zabrzmieć jak nieprzyjemny dla ucha warkot: – Nic mi nie jest.
Może to była ta cholerna męska duma, a może świadomość, że przechodził gorsze rzeczy. Był wojownikiem, uczono go, by przetrwać i nie użalać się nad sobą, więc nie mógł spełnić jej oczekiwań. Natomiast wódka.. cóż, była bardzo mile widziana. Nawet gestem głowy wskazał na szafkę, w której trzymał cały asortyment.
– To trucizna, jestem pewien – i chciał powiedzieć coś jeszcze, ale znowu poczuł metalowy posmak krwi na języku i zerwało go na kaszel – tym razem suchy, bez żadnej wydzieliny, ale to była tylko kwestia czasu. Greyback przekręcił głowę w bok, by wreszcie jej odpowiedzieć na te irytujące pytania: – Jak dotykasz to rana puszcza krew. Wewnętrznie. – powiedział spokojnie, jednocześnie przełykając nagromadzoną w ustach krew, która także zabrudziła jego wargi i zęby. Dzień, jak co dzień. Następnie posłał jej spojrzenie, które jasno mówiło: powiedziałem, zadowolona? gdzie moja nagroda?
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Czw Wrz 14, 2017 10:17 pm
Choć z pozoru mogłoby się zdawać, iż całkowicie pominęła odpowiedź na warknięcie o celu rzucania Alecowi spodni i wyłącznie posłała mu przelotne spojrzenie pełne czegoś na kształt politowania, jej późniejsza wypowiedź była jak najbardziej związana z jego słowami. Dalej zajmując się najważniejszymi obecnie czynnościami, Alyssa odwróciła wzrok od mężczyzny, spokojnie mrucząc pod nosem:
- Zawsze mogę spędzić noc na kanapie. - W założeniu miała przecież dokładnie tak zrobić. Kiedy jeszcze podzielała opinię Ezry, co do tego, jak bardzo niemile była widziana w tym domu i ogólnie rzecz biorąc - w całym otoczeniu Greybacków, ale jednocześnie znała stopień paskudności stanu Allectusa, założyła sobie, że noc w salonie mogła być dostatecznie dobrym wyjściem. Zarazem najbardziej neutralnym ze wszystkich, jak i na tyle dobrym, by mogła trzymać rękę na pulsie. Obecnie wszystko jednak się zmieniło. Zadziwiające, jak szybko coś takiego mogło mieć miejsce, nadal po części nie potrafiła w to uwierzyć, a jednak... Jej plany uległy zmianie. Teraz chciała po prostu położyć się na brzegu materaca w sypialni, ale... Nie nago. Nagość chwilowo nie wchodziła jeszcze aż tak bardzo w grę. Przynajmniej nie przy tym stanie zdrowia Aleca. Później? Kto to wiedział.
Oczywiście, że sama nie była z tego specjalnie zadowolona. Nie chodziło jej o zrobienie mu na złość, uprzykrzenie czegokolwiek albo coś w tym rodzaju. Po prostu starała się myśleć racjonalnie. Priorytetem było dla niego teraz wyzdrowienie, czerpanie korzyści ze związku schodziło na dalszy plan. Mógł sobie warczeć ile chciał, nie miało to zmienić jej postanowienia. Ubranie się - nawet połowiczne - miało stanowić coś na kształt psychicznej bariery mającej za zadanie oddzielenie logicznego od przyjemnego. Choć musiała skrycie sobie przyznać, że nie natrudziła się specjalnie w poszukiwaniu mu czegoś na górę. Tak właściwie, nawet tego nie zrobiła. Jak już wcześniej przyznała, uwielbiała jego skórę, te apetyczne widoki i dotyk. Stęskniła się. Nie potrafiła odmówić sobie tej drobnej przyjemności, jaką miało być patrzenie. Zwłaszcza że i tak musiała zająć się raną, co też dosyć ostrożnie zrobiła.
- Kocham cię, ale jesteś strasznym dzieciakiem. - Westchnęła tylko w odpowiedzi na kolejny warkot ze strony bruneta, co - ponownie tego dnia - dało jej klimaty przeszłości. Dosyć często powtarzała to kiedyś po jego bójkach, gdy musiała zajmować się ranami i siniakami nabytymi przez mężczyznę. - Ile razy przez te lata dałeś sobie znowu połamać nos? Wygląda nieco prościej. - Spytała przy okazji, niby to całkowicie bez zastanowienia, jakby po prostu przeszło jej teraz przez myśl, że musiał składać go ktoś naprawdę umiejętny. W rzeczywistości chciała jednak zyskać sobie trochę czasu na badanie bez wysłuchiwania jego narzekań i widoku tych - jakże znaczących - min tudzież spojrzeń. Tych też zresztą poszerzył mu się wachlarz. Mógłby zrobić karierę w teatrze, gdyby tylko ktokolwiek potrafił sobie go tam zwizualizować... A to mogło być trudne nawet dla marzyciela z rozwiniętą wyobraźnią. Chwilowo zresztą życzyła sobie czegoś zgoła innego. I to chyba jednak był koncert życzeń, bo to otrzymała - niechętnie wypowiedziane, ale jednak - uśmiechając się leciutko. Wstała też na chwilę, przynosząc butelkę wódki i odkręcając ją przed podaniem Alecowi.
- Dwa łyki, nie więcej. - Oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu głosem, rzucając mu bardzo uważne spojrzenie, gdy znowu zaczął kaszleć. Po tym sięgnęła jednak do swojej torby, grzebiąc w niej przez moment w poszukiwaniu kilku rzeczy. Gdy je znalazła, nie wyjęła ich od razu. Wpierw sięgnęła, aby odebrać mężczyźnie butelkę. - A teraz postaraj się zagryźć zęby i patrzeć w sufit, dobrze? - Jej cichy głos był przepełniony obawą. Zaraz zresztą nieco uzupełniła zalecenia. - Po prostu nie patrz na to, co robię.
Namaczając wacik w wódce, przesunęła po okolicach dookoła rany, nie dotykając jednak samego zranienia. Chciała tylko odkazić skórę przed stanowczym wbiciem strzykawki z grubą, wcześniej jałową strzykawką w jego skórę. Spróbowała odciągnąć krew i czarną substancję wypełniającą częściowy zrost rany. Gdy jednak udało jej się to tylko po części... Na samą myśl o tej drugiej opcji zrobiła się bladozielona, lecz odłożyła strzykawkę na szafkę, znowu biorąc butelkę wódki do ręki.
- Pociągnij. Pociągnij dużo... - Rozkazała trzęsącym się głosem, dodając znowu. - Zamknij oczy i lepiej zaciśnij na czymś zęby, bo muszę znowu to rozciąć...
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pią Wrz 15, 2017 8:39 pm
– Nie, nie możesz – odparł takim samym tonem głosu jak ona, jednocześnie odwracając spojrzenie. Ten mały szantaż niezbyt mu się spodobał i nie miał zamiaru tego ukrywać. Jednakże oprócz posłania jej poirytowanego spojrzenia, nie dodał nic więcej. Nie wyobrażał sobie nie mieć jej koło siebie. I mimo, że wcześniej narzekał na jej włosy w ustach, skrępowane ruchy przez to, że go bezwstydnie obejmowała… teraz właśnie tego pragnął. I bynajmniej nie odbierał nagości, tak jak ona myślała, za jedynie fizyczne zbliżenie. Dla niego to raczej było coś na kształt dowodu, że się nie ma nic do ukrycia. Poza tym niezwykle lubił jej delikatną, ciepłą skórę, a także zapach, który spotykał jedynie u niej. Nie oznaczało też, że tej fizyczności nie chciał. Bo pragnął tego bardziej na świecie. Gdyby kosztem tego miał nigdy nie wyzdrowieć, zdecydowanie podjąłby to ryzyko. Uwielbiał uczucie, gdy zmęczona wtulała głowę w jego klatkę piersiową, nie potrafiąc złapać oddechu, a jej splątane włosy łaskotały go po brzuchu. Uwielbiał patrzeć na jej oczy, które w tej jednej chwili były złożone jedynie z białka, a w kącikach pojawiała się mała łza. I nawet na samą myśl o tym, przez jego ciało przeszła fala ciepła – tego samego ciepła, które za każdym razem biło z jej ciała. I mimo tych wspomnień… teraz chciał tak po prostu z nią leżeć. Tylko oni, bez żadnych ubrań, czy pościeli.
– I vice versa – jeśli on był dzieciakiem, to ona przy nim zachowywała się jak noworodek. I na zadane pytanie, które zabrzmiało dla niego bardziej jak podstęp, zapędzający go w kozi róg. Wyczuł w tym nutkę zazdrości? Uśmiechnął się więc znacząco, może odrobinę krzywo, jakby chcąc dać jej do zrozumienia, że to nie jej sprawa. Odeszła, tak po prostu. Nie mogła więc oczekiwać, że nie będzie chciał jej jakoś zastąpić. I miała w tym rację, jego nosem i całą resztą faktycznie zajmowały się zdolne osoby, ale czy to miało znaczenie, gdy chwilę później znów wdawał się w bójkę?
Nie miała tego zrozumieć, ale uwielbiał adrenalinę. Zwłaszcza, kiedy wiedział, że ma nad kimś przewagę. Natomiast uczucie, jak ktoś obija mu twarz nie było takie najgorsze. W pewnym momencie był to jedyny sposób, by wytrzeźwieć i wziąć się w garść. I gdy dziewczyna dała mu wódkę do ręki, wzniósł jedynie oczy ku górze, ale rzeczywiście wziął tylko dwa łyki. Problemem jednak był fakt, że Alyssa najzwyczajniej nie sprecyzowała tego, jak wielkie miały one być, toteż opróżnił butelkę o wiele intensywniej niż ona tego oczekiwała.
– Jestem wilkołakiem, do cholery – odwarknął na jej jakże czułe słówka, ale jeśli myślała, że widok krwi go przerazi to się myliła. A jeszcze bardziej się myliła, myśląc, że odwróci wzrok. Chciał mieć nad wszystkim kontrolę. I to nie tak, że jej nie ufał, po prostu… musiał mieć możliwość zapanować nad sytuacją. I choć widział podwójnie, co chwilę mrugając oczami, dzielnie patrzył na swoją ranę i poczynania blondynki. Bolało, piekło jak cholera, ale jedyne co wydobyło się z jego ust to soczyste ja pierdolę. Coraz bardziej odczuwał spływające po jego skroniach kropelki potu i nie był pewien, czy było to spowodowane gorączką, czy niewyobrażalnym bólem, który paraliżował jego ciało. W pewnym momencie, gdy czuł, jak Alyssa wysysa z jego ciała krew, nie był w stanie dłużej kontrolować gniewnego pomruku i kolejnych niezbyt poprawnych i ładnych epitetów. I cóż, gdy podała mu butelkę, niemal od razu przytknął ją sobie do ust, pijąc tak łapczywie, że po jego brodzie poleciał ciurkiem strumyk nietrafionej do ust wódki.
– Czy to zemsta za to co Ci zrobiłem? – bąknął z wręcz szaleńczym, pełnym bólu uśmiechem. Nie odwrócił jednak wzroku, jedynie zaciskając mocno dłoń na boku łóżka.
– I vice versa – jeśli on był dzieciakiem, to ona przy nim zachowywała się jak noworodek. I na zadane pytanie, które zabrzmiało dla niego bardziej jak podstęp, zapędzający go w kozi róg. Wyczuł w tym nutkę zazdrości? Uśmiechnął się więc znacząco, może odrobinę krzywo, jakby chcąc dać jej do zrozumienia, że to nie jej sprawa. Odeszła, tak po prostu. Nie mogła więc oczekiwać, że nie będzie chciał jej jakoś zastąpić. I miała w tym rację, jego nosem i całą resztą faktycznie zajmowały się zdolne osoby, ale czy to miało znaczenie, gdy chwilę później znów wdawał się w bójkę?
Nie miała tego zrozumieć, ale uwielbiał adrenalinę. Zwłaszcza, kiedy wiedział, że ma nad kimś przewagę. Natomiast uczucie, jak ktoś obija mu twarz nie było takie najgorsze. W pewnym momencie był to jedyny sposób, by wytrzeźwieć i wziąć się w garść. I gdy dziewczyna dała mu wódkę do ręki, wzniósł jedynie oczy ku górze, ale rzeczywiście wziął tylko dwa łyki. Problemem jednak był fakt, że Alyssa najzwyczajniej nie sprecyzowała tego, jak wielkie miały one być, toteż opróżnił butelkę o wiele intensywniej niż ona tego oczekiwała.
– Jestem wilkołakiem, do cholery – odwarknął na jej jakże czułe słówka, ale jeśli myślała, że widok krwi go przerazi to się myliła. A jeszcze bardziej się myliła, myśląc, że odwróci wzrok. Chciał mieć nad wszystkim kontrolę. I to nie tak, że jej nie ufał, po prostu… musiał mieć możliwość zapanować nad sytuacją. I choć widział podwójnie, co chwilę mrugając oczami, dzielnie patrzył na swoją ranę i poczynania blondynki. Bolało, piekło jak cholera, ale jedyne co wydobyło się z jego ust to soczyste ja pierdolę. Coraz bardziej odczuwał spływające po jego skroniach kropelki potu i nie był pewien, czy było to spowodowane gorączką, czy niewyobrażalnym bólem, który paraliżował jego ciało. W pewnym momencie, gdy czuł, jak Alyssa wysysa z jego ciała krew, nie był w stanie dłużej kontrolować gniewnego pomruku i kolejnych niezbyt poprawnych i ładnych epitetów. I cóż, gdy podała mu butelkę, niemal od razu przytknął ją sobie do ust, pijąc tak łapczywie, że po jego brodzie poleciał ciurkiem strumyk nietrafionej do ust wódki.
– Czy to zemsta za to co Ci zrobiłem? – bąknął z wręcz szaleńczym, pełnym bólu uśmiechem. Nie odwrócił jednak wzroku, jedynie zaciskając mocno dłoń na boku łóżka.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pią Wrz 15, 2017 9:33 pm
Musiała wyjątkowo mocno powstrzymać się przed tym, by nie wywrócić oczami w odpowiedzi na słowa Aleca. Od samego początku dobrze wiedziała, co miał jej odrzec i... Zdecydowanie się na nim nie zawiodła. Był w tym bardziej przewidywalny niż środa następująca po wtorku czy obecność tęczy po deszczu przerwanym promieniami słońca, ale... Ale tak naprawdę wcale na to nie narzekała. Wręcz przeciwnie, był to jeden z tych elementów charakteru w takiej postaci, za którą darzyła go uczuciem. Ta wersja uporu jak najbardziej jej pasowała, dlatego następne słowa Alyssy przepełnione były uśmiechem. Lekko wyczuwalnym, ale jednak. Nie mogła nie zareagować na to z czułą pobłażliwością.
- Zdecydowanie wolałabym przytulać się do ciebie, nie do oparcia kanapy. - Przyznała, jednocześnie nawet nie próbując ukryć tego, jak bardzo brakowało jej ich wspólnych wieczorów, nocy i poranków... Po prostu ich dawnego życia. Czerwonego puchatego ręcznika na jej głowie, kąpieli pachnących ulubionym płynem, ciepłej pościeli i dwóch jeszcze cieplejszych poduszek, nieprzespanych godzin spędzonych na pocałunkach i zbliżeniach. Na Merlina!, tęskniła nawet za tym warkotem i minami strzelanymi w momentach, w których odmawiała Alecowi przelotnych igraszek. Lodowaty materac, jedna poducha, względny porządek w samotnie zajmowanym mieszkaniu, odgrzewane gotowe obiady... Nie chciała już tego więcej. I choć nie tylko stosunek ojca miał być przy tym problemem, bowiem samo podejście pewnej części magicznego społeczeństwa stanowiło największy kłopot, była gotowa się z tym zmierzyć. Powolutku, ale z nadzieją na sukces. Nie mogła już dłużej czuć tego ciężaru w piersi, grając szczęśliwą, gdy tak naprawdę szczerze nienawidziła powrotów do własnego mieszkania. Jej obecny dom, choć o ile bardziej zadbany i w znacznie wyższym standardzie, był okropnie pustym miejscem. Praca zaś nie przynosiła tyle radości, ile mogłaby, gdyby Meadowes faktycznie mogła dzielić się z kimś wszystkimi uwagami, spostrzeżeniami i wspomnieniami z nią związanymi. Jednym słowem... Pragnęła nie tylko dziś zostać na tym łóżku, chciała powrócić tu już na stałe. I być może dlatego z jej ust wydostał się niespodziewany przekaz.
- Twoje miejsce wcale nie musi tam być, wiesz? - Spytała cicho, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, bardzo spokojne wyznanie. Pominęła jednocześnie jego vice versa, kontynuując w lekkim zamyśleniu i w pewnym momencie na kilka sekund muskając palcami wierzch dłoni mężczyzny. - Moglibyśmy... Spróbować stworzyć coś razem... Coś... Lepszego niż wtedy... Trwalszego... Ty, ja i Ezra. - Wbrew temu, co mu jeszcze chwilę temu zakomunikowała, oboje byli mniej dziecinni niż wtedy. Wyczuwała to. Cierpliwość, doświadczenie, większą umiejętność zachowania spokoju. Mimo że wtedy uważała się za wielce dorosłą, obecnie patrzyła na to przez zupełnie inny pryzmat. Teraz czuła się dojrzalsza, być może nieco mniej naiwna i idealistyczna, ale... Czy brak dawnych ideałów był czymś złym? Kilka lat temu czuła się tak, jakby przez chwilę miała świat u swoich stóp. Sama niedawno odrosła od ziemi, jednak pragnęła wtedy rodziny w tym pełnym sensie, co obecnie odrobinę się zmieniło. Teraz chciała tylko Esdrasa i Aleca. Mając świadomość, iż nie powinna od razu zakładać, że taki stan rzeczy miał utrzymać się na stałe. To powinna być próba dla nich wszystkich, nie błyskawiczne deklaracje wieczności, jakie robiłaby swego czasu. Zwłaszcza że obecnie bała się, iż mogło nie być nawet tygodni. Rana wyglądała kiepsko, a ona była tylko domorosłym uzdrowicielem, czyż nie? Z wyjątkowo trudnym pacjentem.
- Chyba przeklinakiem. A ja nie jestem magomedykiem specjalizującym się w wilkołakach, więęęc... - Odburknęła mu zadziwiająco opanowanym głosem, jednocześnie pozbawiając go butelki i rzucając mu spojrzenie pełne przygany. To miały być dwa malutkie łyczki. Myślała, że nie musiała tego dodawać. Najwyraźniej było inaczej, jednakże dyskusja po fakcie nie miała już zbytniego sensu, więc Alyssa powoli, od czasu do czasu wzdychając głęboko - i w alecowym wtórowaniu jej jękami boleści - zajęła się medycznymi czynnościami. Do końca miała nadzieję, że odsysanie zatrutej krwi przyniesie skutek, ale... To byłoby chyba za łatwe. Tym razem to ona jęknęła na samą myśl o wyjałowionym skalpelu, który wyjęła z torby i odpakowała powoli.
- To... Odbijam to sobie za nasze przyszłe dzieci, wiesz. - Spróbowała zażartować, woląc przywołać pozornie neutralny temat związany z potencjalną przyszłością, nie z trudnymi wspólnymi wspomnieniami. Jednocześnie palcami wolnej dłoni przetarła brodę Aleca, wycierając kropelki wódki i przełykając ślinę. Nie powinna się wahać, nie mogła tak robić, ale obawiała się jak nigdy. Wreszcie jednak wyciągnęła duży kawałek gazy, kładąc ją sobie na kolanach, a potem wreszcie wykonując nacięcie. Wyjątkowo płynne, szybkie i zarazem niezbyt głębokie, ale wystarczające do tego, by na gazę polała się poczerniała krew.
- Zdecydowanie wolałabym przytulać się do ciebie, nie do oparcia kanapy. - Przyznała, jednocześnie nawet nie próbując ukryć tego, jak bardzo brakowało jej ich wspólnych wieczorów, nocy i poranków... Po prostu ich dawnego życia. Czerwonego puchatego ręcznika na jej głowie, kąpieli pachnących ulubionym płynem, ciepłej pościeli i dwóch jeszcze cieplejszych poduszek, nieprzespanych godzin spędzonych na pocałunkach i zbliżeniach. Na Merlina!, tęskniła nawet za tym warkotem i minami strzelanymi w momentach, w których odmawiała Alecowi przelotnych igraszek. Lodowaty materac, jedna poducha, względny porządek w samotnie zajmowanym mieszkaniu, odgrzewane gotowe obiady... Nie chciała już tego więcej. I choć nie tylko stosunek ojca miał być przy tym problemem, bowiem samo podejście pewnej części magicznego społeczeństwa stanowiło największy kłopot, była gotowa się z tym zmierzyć. Powolutku, ale z nadzieją na sukces. Nie mogła już dłużej czuć tego ciężaru w piersi, grając szczęśliwą, gdy tak naprawdę szczerze nienawidziła powrotów do własnego mieszkania. Jej obecny dom, choć o ile bardziej zadbany i w znacznie wyższym standardzie, był okropnie pustym miejscem. Praca zaś nie przynosiła tyle radości, ile mogłaby, gdyby Meadowes faktycznie mogła dzielić się z kimś wszystkimi uwagami, spostrzeżeniami i wspomnieniami z nią związanymi. Jednym słowem... Pragnęła nie tylko dziś zostać na tym łóżku, chciała powrócić tu już na stałe. I być może dlatego z jej ust wydostał się niespodziewany przekaz.
- Twoje miejsce wcale nie musi tam być, wiesz? - Spytała cicho, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, bardzo spokojne wyznanie. Pominęła jednocześnie jego vice versa, kontynuując w lekkim zamyśleniu i w pewnym momencie na kilka sekund muskając palcami wierzch dłoni mężczyzny. - Moglibyśmy... Spróbować stworzyć coś razem... Coś... Lepszego niż wtedy... Trwalszego... Ty, ja i Ezra. - Wbrew temu, co mu jeszcze chwilę temu zakomunikowała, oboje byli mniej dziecinni niż wtedy. Wyczuwała to. Cierpliwość, doświadczenie, większą umiejętność zachowania spokoju. Mimo że wtedy uważała się za wielce dorosłą, obecnie patrzyła na to przez zupełnie inny pryzmat. Teraz czuła się dojrzalsza, być może nieco mniej naiwna i idealistyczna, ale... Czy brak dawnych ideałów był czymś złym? Kilka lat temu czuła się tak, jakby przez chwilę miała świat u swoich stóp. Sama niedawno odrosła od ziemi, jednak pragnęła wtedy rodziny w tym pełnym sensie, co obecnie odrobinę się zmieniło. Teraz chciała tylko Esdrasa i Aleca. Mając świadomość, iż nie powinna od razu zakładać, że taki stan rzeczy miał utrzymać się na stałe. To powinna być próba dla nich wszystkich, nie błyskawiczne deklaracje wieczności, jakie robiłaby swego czasu. Zwłaszcza że obecnie bała się, iż mogło nie być nawet tygodni. Rana wyglądała kiepsko, a ona była tylko domorosłym uzdrowicielem, czyż nie? Z wyjątkowo trudnym pacjentem.
- Chyba przeklinakiem. A ja nie jestem magomedykiem specjalizującym się w wilkołakach, więęęc... - Odburknęła mu zadziwiająco opanowanym głosem, jednocześnie pozbawiając go butelki i rzucając mu spojrzenie pełne przygany. To miały być dwa malutkie łyczki. Myślała, że nie musiała tego dodawać. Najwyraźniej było inaczej, jednakże dyskusja po fakcie nie miała już zbytniego sensu, więc Alyssa powoli, od czasu do czasu wzdychając głęboko - i w alecowym wtórowaniu jej jękami boleści - zajęła się medycznymi czynnościami. Do końca miała nadzieję, że odsysanie zatrutej krwi przyniesie skutek, ale... To byłoby chyba za łatwe. Tym razem to ona jęknęła na samą myśl o wyjałowionym skalpelu, który wyjęła z torby i odpakowała powoli.
- To... Odbijam to sobie za nasze przyszłe dzieci, wiesz. - Spróbowała zażartować, woląc przywołać pozornie neutralny temat związany z potencjalną przyszłością, nie z trudnymi wspólnymi wspomnieniami. Jednocześnie palcami wolnej dłoni przetarła brodę Aleca, wycierając kropelki wódki i przełykając ślinę. Nie powinna się wahać, nie mogła tak robić, ale obawiała się jak nigdy. Wreszcie jednak wyciągnęła duży kawałek gazy, kładąc ją sobie na kolanach, a potem wreszcie wykonując nacięcie. Wyjątkowo płynne, szybkie i zarazem niezbyt głębokie, ale wystarczające do tego, by na gazę polała się poczerniała krew.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Wrz 16, 2017 7:53 pm
Jedynie uśmiechnął się triumfalnie na jej słowa, co mogło po części sprawiać wrażenie wyzwania, jakie jej rzucił. Sam nie wiedział, dlaczego w tej jednej sekundzie zaczął postrzegać całą tą sytuację zupełnie inaczej, ale prawda była taka, że na ten jeden moment całkowicie zapomniał o swojej chorobie i nawet wyciągnął dłoń, by przyciągnąć ją do siebie, ale pożałował tego praktycznie w tym samym momencie, czując ostry ból w podbrzuszu. Zmrużył oczy, oddychając chrapliwie.
Natomiast kolejna wypowiedź Alyssy wprawiła go w osłupienie. Greyback przejechał dłonią po twarzy, nie bardzo potrafiąc jej cokolwiek na to odpowiedzieć. Po raz kolejny miała tego nie zrozumieć, a on po raz kolejny miał się znowu produkować, by potem zamienić wymianę zdań w kłótnię. Spojrzał na nią kątem oka, by po dłuższej chwili zastanowienia odpowiedzieć:
– Wciąż możemy to zrobić – zakończył nagle na niemym „ale”. Podobno nigdy nie liczyła się pierwsza część zdania do ale, czy tym razem było tak samo? Alec chciał z nią stworzyć to wszystko o czym mówiła, czy myślała. Co do tego nie miał już żadnych wątpliwości. Może i wcześniej nie był co do tego przekonany, teraz jednak jedyne o czym pragnął to, to by dziewczyna już nigdy nie opuszczała tych czterech ścian. Chciał by wciskała mu te cholerne kanapki przy wyjściu do pracy, by narzekała na robienie prania i wspinała się po drabinie, by dosięgnąć do sufitu, którego wciąż nie mogła doprowadzić do perfekcji. Nie potrafił jednak zrezygnować z członkostwa Śmierciożerców. Nie chciał, nie potrafił i przede wszystkim… nie mógł. Nie powinien jednak jej o tym wspominać, tak samo jak cały temat Czarnego Pana powinien być w tej relacji całkowitym tematem tabu. To było niebezpieczne, zwłaszcza dla niej. Jego, by ukarano – natomiast ona mogła przepłacić za to życiem, a tego by nie był w stanie znieść. Całe jego życie byłoby jeszcze mizerniejsze i mniej wartościowe niż w tym momencie.
– Jak zwał, tak zwał – odburknął naburmuszonym tonem głosu, by po chwili uśmiechnąć się do niej arogancko, bo ta pouczająca mina niezwykle go rozbawiła. Nawet wtedy, gdy czuł ten przeraźliwy, pulsujący ból, nikły uśmiech nie znikał z jego twarzy.
– W takim razie będę musiał ich dużo narobić – warknął przez zaciśnięte zęby. I choć wcześniej ta myśl napawała go odrazą, cóż.. teraz patrzył na swoje przyszłe dzieci o wiele przychylniejszym wzrokiem. To nie tak, że ich chciał bo sprowadzanie potomków na ten świat było cholernie nieodpowiedzialne, natomiast dzieci to był problem, wrzód na tyłku – jeszcze większy wrzód niż ten, którym była Alyssa. Sęk jednak w tym, że rozpaczliwie potrzebował dziedzica, bo nie uśmiechało mu się oddanie majątku synowi Setha.
Jednak rozmyślania na ten temat wyjątkowo szybko zostały zaburzone, bo wbijający się w jego skórę skalpel, spowodował, że z jego ust poleciała kolejna wiązanka przekleństw, jednak tym razem już przypominała przeraźliwy krzyk. Pot leciał po jego całej twarzy, natomiast oczy zostały natychmiast zamknięte przez mroczki, które przysłaniały mu wzrok. Było mu słabo, a w uszach szumiało, wręcz gwizdało… Czuł wszystko bardzo dokładnie – rozcinanie, to jak kazała mu pić jakiś eliksir, a także zszywanie. Był przy tym ciałem, jednak nie był w stanie zarejestrować żadnego z tych wydarzeń. Odpływał, będąc na jawie. I choć obserwował ją spod przymrużonych oczu, widział jedynie ciemność.
Natomiast kolejna wypowiedź Alyssy wprawiła go w osłupienie. Greyback przejechał dłonią po twarzy, nie bardzo potrafiąc jej cokolwiek na to odpowiedzieć. Po raz kolejny miała tego nie zrozumieć, a on po raz kolejny miał się znowu produkować, by potem zamienić wymianę zdań w kłótnię. Spojrzał na nią kątem oka, by po dłuższej chwili zastanowienia odpowiedzieć:
– Wciąż możemy to zrobić – zakończył nagle na niemym „ale”. Podobno nigdy nie liczyła się pierwsza część zdania do ale, czy tym razem było tak samo? Alec chciał z nią stworzyć to wszystko o czym mówiła, czy myślała. Co do tego nie miał już żadnych wątpliwości. Może i wcześniej nie był co do tego przekonany, teraz jednak jedyne o czym pragnął to, to by dziewczyna już nigdy nie opuszczała tych czterech ścian. Chciał by wciskała mu te cholerne kanapki przy wyjściu do pracy, by narzekała na robienie prania i wspinała się po drabinie, by dosięgnąć do sufitu, którego wciąż nie mogła doprowadzić do perfekcji. Nie potrafił jednak zrezygnować z członkostwa Śmierciożerców. Nie chciał, nie potrafił i przede wszystkim… nie mógł. Nie powinien jednak jej o tym wspominać, tak samo jak cały temat Czarnego Pana powinien być w tej relacji całkowitym tematem tabu. To było niebezpieczne, zwłaszcza dla niej. Jego, by ukarano – natomiast ona mogła przepłacić za to życiem, a tego by nie był w stanie znieść. Całe jego życie byłoby jeszcze mizerniejsze i mniej wartościowe niż w tym momencie.
– Jak zwał, tak zwał – odburknął naburmuszonym tonem głosu, by po chwili uśmiechnąć się do niej arogancko, bo ta pouczająca mina niezwykle go rozbawiła. Nawet wtedy, gdy czuł ten przeraźliwy, pulsujący ból, nikły uśmiech nie znikał z jego twarzy.
– W takim razie będę musiał ich dużo narobić – warknął przez zaciśnięte zęby. I choć wcześniej ta myśl napawała go odrazą, cóż.. teraz patrzył na swoje przyszłe dzieci o wiele przychylniejszym wzrokiem. To nie tak, że ich chciał bo sprowadzanie potomków na ten świat było cholernie nieodpowiedzialne, natomiast dzieci to był problem, wrzód na tyłku – jeszcze większy wrzód niż ten, którym była Alyssa. Sęk jednak w tym, że rozpaczliwie potrzebował dziedzica, bo nie uśmiechało mu się oddanie majątku synowi Setha.
Jednak rozmyślania na ten temat wyjątkowo szybko zostały zaburzone, bo wbijający się w jego skórę skalpel, spowodował, że z jego ust poleciała kolejna wiązanka przekleństw, jednak tym razem już przypominała przeraźliwy krzyk. Pot leciał po jego całej twarzy, natomiast oczy zostały natychmiast zamknięte przez mroczki, które przysłaniały mu wzrok. Było mu słabo, a w uszach szumiało, wręcz gwizdało… Czuł wszystko bardzo dokładnie – rozcinanie, to jak kazała mu pić jakiś eliksir, a także zszywanie. Był przy tym ciałem, jednak nie był w stanie zarejestrować żadnego z tych wydarzeń. Odpływał, będąc na jawie. I choć obserwował ją spod przymrużonych oczu, widział jedynie ciemność.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Wrz 16, 2017 9:22 pm
Nie była na tyle mało spostrzegawcza, by nie wyczuć tej nuty niedopowiedzenia w wypowiedzi mężczyzny. Nie była także - nie tym razem - na tyle strachliwa, by nie podjąć tematu, który on z jakiegoś względu postanowił pominąć. Choć... Tak właściwie, zdecydowanie zbyt dobrze wiedziała, dlaczego to zrobił i tak naprawdę wcale nie potrzebowała potwierdzenia. Słowa same opuściły jednak jej usta, nim dobrze się nad tym zastanowiła.
- To będzie potwornie trudne, prawda? A ty nie możesz tak po prostu odejść, bo oni... Skrzywdziliby cię... - O dziwo, nie oceniała go. Nie w tym momencie. Sam zdawał się dosyć dobrze wiedzieć, w co się władował. Ona tylko bała się, że obróci się to przeciwko nie mu, że coś mu się stanie. Zwłaszcza że Zakon... Nie darowałaby sobie, gdyby Zakon miał z tym coś wspólnego, a przecież tak się miały fakty. Członkowie zgromadzenia chcieli powstrzymać Śmierciożerców, ona sama pragnęła to zrobić i w tym momencie... W tym momencie czuła wewnętrzny konflikt. Za żadne skarby nie miałaby wątpliwości, czy ponownie chciała być z tym człowiekiem, ale poplecznicy Lorda Voldemorta... Nie chciała tak po prostu im odpuścić. To było tak potwornie skomplikowane, a Meadowes w tym momencie chciała przecież tylko być szczęśliwa. Dawać radość, stworzyć normalny dom, rodzinę. Czy to musiało być prawie że niemożliwe? W pewnym sensie sama zresztą utrudniała sobie myślenie o tym, ponieważ poruszane przez nią tematy - nawet te żartobliwe - nawiązywały do czegoś, czego być może nawet nie mogli mieć. Nie chciała tak o tym myśleć, ale fakt był faktem.
- Dwójkę? Może trójkę? - Brew Alyssy uniosła się, a prawy kącik ust zadrgał w wyrazie rozbawienia. I choć zdecydowanie nie zaliczało się to w tym momencie ani do planowania, ani nawet do snucia marzeń, bowiem Meadowes zwyczajnie chodziło o rozluźnienie niesamowicie napiętej - nie przez nastroje, a przez czynności - atmosfery, nic z tego, co mówiła tak do końca nie mijało się z prawdą. Z tą drobną różnicą, iż Alyssa nie chciała tego teraz, nie dokładnie w najbliższym czasie. Być może kiedyś, ponieważ teraz najbardziej chodziło jej o stworzenie czegokolwiek w miarę stabilnego, dokładnie tak jak wcześniej powiedziała. Cały ten dzień zdecydowanie obfitował zresztą w informacje, które musiała sobie jakoś powoli przetrawić. Tuż po zajęciu się najważniejszymi obecnie sprawami.
Uparcie próbując zapanować nad dygotaniem zarówno rąk, jak i reszty ciała, zabrała się więc za rozcinanie poczerniałej rany, następnie znowu wykorzystując Accio! w celu przywołania miski - najprawdopodobniej przyniesionej przez Ezrę, gdy chłopiec próbował zająć się bratem - i kolejnej nieotwartej butelki z wodą. Przed zrobieniem czegokolwiek więcej z raną, ostrożnie przepłukała ją nad miską, wypłukując poczerniałą krew i naprawdę przerażająco dużo wszelkiego rodzaju skrzepów. Cudem powstrzymała własny jęk, przygryzając sobie wargę aż do krwi.
Po tym miała jednak możliwość, by zacząć działać już w bardziej magiczny sposób, najpierw podając Alecowi porcję jednego z pozostałych dwóch leczniczych eliksirów, zaś później ponownie przepłukując nacięcie i zbierając jego brzegi, by zacząć luźno je zszywać. To było trudne... Sama nie spodziewała się, jak paskudny miał być widok cierpiącej bliskiej osoby - o wiele mocniej zranionej niż kiedykolwiek wcześniej, a przecież już nie raz go leczyła - ale im dłużej zajmowała się tymi czynnościami, tym bardziej potrafiła się na nich skupić. Poniekąd próbowała odgrodzić się od całej zewnętrznej otoczki - od wszystkich tych jęków i krzyków - jednocześnie nie odcinając się jednak od samego Aleca, przy którym starała się działać jak najdelikatniej, ale... Musiała być stanowcza. Oznaczało to bowiem znacznie szybsze poradzenie sobie z tym wszystkim, a o to chodziło przecież im obojgu. O mniejsze boleści. Chwilę po tym zaczęła zresztą zajmować się już podawaniem kolejnej- ostatniej z zakupionych tego dnia w aptece - mikstury ziałającej na zatrucia i poważne rany, jak i przecieraniem okolic zszytego rozcięcia.
- Nie możesz położyć się na płasko... - Zakomunikowała cichym głosem, przyglądając się Alecowi ze zmartwieniem i przykładając kawałek zamoczonej świeżej gazy do jego czoła. Już wcześniej siedział praktycznie tak, że teraz mogła tylko odrobinę bardziej podsunąć go pod ścianę, sadzając w pozycji półleżącej i podkładając mu wszystkie poduchy pod kark i plecy, by miał jak najwygodniej. - To będzie okropna noc, jeśli eliksiry zaczną skutecznie działać, ale jakoś ją przetrzymamy. Przejdzie ci. - Dodając jeszcze ciszej, odstawiła wszystko na podłogę, podciągając nogi na łóżko, żeby ostrożnie przytulić policzek do zdrowego boku mężczyzny, łaskocząc go włosami z czubka głowy w pachę i oddychając głęboko. Odrobinę naciągnęła też na nich kołdrę - dokładnie tak, aby pościel nie dotykała świeżo zszytej rany. Chwytając bruneta za rękę, przeplotła jego palce ze swoimi.
- To okropna sytuacja, bolesna i przerażająca, ale nie mogę skłamać, że jakaś część mnie nie cieszy się z tego, do czego doprowadziła. Inaczej nigdy bym tu nie przyszła. Za bardzo się tego wszystkiego obawiałam, wiesz, zwłaszcza po tamtym spotkaniu na klatce schodowej. Nie wiem, czy umiem przestać uciekać. To mój instynkt... Ale spróbuję. - Podobne wyznanie kosztowało Alyssę naprawdę wiele, dlatego tuż po nim dosłownie zamarła na chwilę, oczekując reakcji. Tym razem nie chciała słyszeć sarkazmu czy warkotu, o ile wcześniej nieco ją to rozczulało, bo tak bardzo przypominało o dobrych częściach ich wspólnej przeszłości, o tyle obecnie... To było zbyt poważne. Ten wieczór był dla niej przełomem. Nigdy sobie tyle nie powiedzieli i zaczynała autentycznie wierzyć w to, iż nie śniła. Mogli wyjść na prostą... Mogli spróbować to zrobić.
- To będzie potwornie trudne, prawda? A ty nie możesz tak po prostu odejść, bo oni... Skrzywdziliby cię... - O dziwo, nie oceniała go. Nie w tym momencie. Sam zdawał się dosyć dobrze wiedzieć, w co się władował. Ona tylko bała się, że obróci się to przeciwko nie mu, że coś mu się stanie. Zwłaszcza że Zakon... Nie darowałaby sobie, gdyby Zakon miał z tym coś wspólnego, a przecież tak się miały fakty. Członkowie zgromadzenia chcieli powstrzymać Śmierciożerców, ona sama pragnęła to zrobić i w tym momencie... W tym momencie czuła wewnętrzny konflikt. Za żadne skarby nie miałaby wątpliwości, czy ponownie chciała być z tym człowiekiem, ale poplecznicy Lorda Voldemorta... Nie chciała tak po prostu im odpuścić. To było tak potwornie skomplikowane, a Meadowes w tym momencie chciała przecież tylko być szczęśliwa. Dawać radość, stworzyć normalny dom, rodzinę. Czy to musiało być prawie że niemożliwe? W pewnym sensie sama zresztą utrudniała sobie myślenie o tym, ponieważ poruszane przez nią tematy - nawet te żartobliwe - nawiązywały do czegoś, czego być może nawet nie mogli mieć. Nie chciała tak o tym myśleć, ale fakt był faktem.
- Dwójkę? Może trójkę? - Brew Alyssy uniosła się, a prawy kącik ust zadrgał w wyrazie rozbawienia. I choć zdecydowanie nie zaliczało się to w tym momencie ani do planowania, ani nawet do snucia marzeń, bowiem Meadowes zwyczajnie chodziło o rozluźnienie niesamowicie napiętej - nie przez nastroje, a przez czynności - atmosfery, nic z tego, co mówiła tak do końca nie mijało się z prawdą. Z tą drobną różnicą, iż Alyssa nie chciała tego teraz, nie dokładnie w najbliższym czasie. Być może kiedyś, ponieważ teraz najbardziej chodziło jej o stworzenie czegokolwiek w miarę stabilnego, dokładnie tak jak wcześniej powiedziała. Cały ten dzień zdecydowanie obfitował zresztą w informacje, które musiała sobie jakoś powoli przetrawić. Tuż po zajęciu się najważniejszymi obecnie sprawami.
Uparcie próbując zapanować nad dygotaniem zarówno rąk, jak i reszty ciała, zabrała się więc za rozcinanie poczerniałej rany, następnie znowu wykorzystując Accio! w celu przywołania miski - najprawdopodobniej przyniesionej przez Ezrę, gdy chłopiec próbował zająć się bratem - i kolejnej nieotwartej butelki z wodą. Przed zrobieniem czegokolwiek więcej z raną, ostrożnie przepłukała ją nad miską, wypłukując poczerniałą krew i naprawdę przerażająco dużo wszelkiego rodzaju skrzepów. Cudem powstrzymała własny jęk, przygryzając sobie wargę aż do krwi.
Po tym miała jednak możliwość, by zacząć działać już w bardziej magiczny sposób, najpierw podając Alecowi porcję jednego z pozostałych dwóch leczniczych eliksirów, zaś później ponownie przepłukując nacięcie i zbierając jego brzegi, by zacząć luźno je zszywać. To było trudne... Sama nie spodziewała się, jak paskudny miał być widok cierpiącej bliskiej osoby - o wiele mocniej zranionej niż kiedykolwiek wcześniej, a przecież już nie raz go leczyła - ale im dłużej zajmowała się tymi czynnościami, tym bardziej potrafiła się na nich skupić. Poniekąd próbowała odgrodzić się od całej zewnętrznej otoczki - od wszystkich tych jęków i krzyków - jednocześnie nie odcinając się jednak od samego Aleca, przy którym starała się działać jak najdelikatniej, ale... Musiała być stanowcza. Oznaczało to bowiem znacznie szybsze poradzenie sobie z tym wszystkim, a o to chodziło przecież im obojgu. O mniejsze boleści. Chwilę po tym zaczęła zresztą zajmować się już podawaniem kolejnej- ostatniej z zakupionych tego dnia w aptece - mikstury ziałającej na zatrucia i poważne rany, jak i przecieraniem okolic zszytego rozcięcia.
- Nie możesz położyć się na płasko... - Zakomunikowała cichym głosem, przyglądając się Alecowi ze zmartwieniem i przykładając kawałek zamoczonej świeżej gazy do jego czoła. Już wcześniej siedział praktycznie tak, że teraz mogła tylko odrobinę bardziej podsunąć go pod ścianę, sadzając w pozycji półleżącej i podkładając mu wszystkie poduchy pod kark i plecy, by miał jak najwygodniej. - To będzie okropna noc, jeśli eliksiry zaczną skutecznie działać, ale jakoś ją przetrzymamy. Przejdzie ci. - Dodając jeszcze ciszej, odstawiła wszystko na podłogę, podciągając nogi na łóżko, żeby ostrożnie przytulić policzek do zdrowego boku mężczyzny, łaskocząc go włosami z czubka głowy w pachę i oddychając głęboko. Odrobinę naciągnęła też na nich kołdrę - dokładnie tak, aby pościel nie dotykała świeżo zszytej rany. Chwytając bruneta za rękę, przeplotła jego palce ze swoimi.
- To okropna sytuacja, bolesna i przerażająca, ale nie mogę skłamać, że jakaś część mnie nie cieszy się z tego, do czego doprowadziła. Inaczej nigdy bym tu nie przyszła. Za bardzo się tego wszystkiego obawiałam, wiesz, zwłaszcza po tamtym spotkaniu na klatce schodowej. Nie wiem, czy umiem przestać uciekać. To mój instynkt... Ale spróbuję. - Podobne wyznanie kosztowało Alyssę naprawdę wiele, dlatego tuż po nim dosłownie zamarła na chwilę, oczekując reakcji. Tym razem nie chciała słyszeć sarkazmu czy warkotu, o ile wcześniej nieco ją to rozczulało, bo tak bardzo przypominało o dobrych częściach ich wspólnej przeszłości, o tyle obecnie... To było zbyt poważne. Ten wieczór był dla niej przełomem. Nigdy sobie tyle nie powiedzieli i zaczynała autentycznie wierzyć w to, iż nie śniła. Mogli wyjść na prostą... Mogli spróbować to zrobić.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Wrz 17, 2017 9:39 pm
Słysząc słowa Alyssy, chłopak zacisnął mocno usta, niemal czując jak zęby wbijają się mu w wargi, raniąc je do krwi. Ten jeden raz przyrzekł sobie milczenie i choć całkowite nabranie wody w usta, wydawało się niezwykle trudne, tak teraz był skłonny ignorować wszelkie chęci do otwierania buzi. Nie musiał jej mówić, że – nawet gdyby czegoś takiego chciał (a przecież nie chciał) – było wręcz niemożliwe. Skończyłoby się to czymś o wiele gorszym niż śmierć, a o tego rodzaju okrucieństwie – Alyssa nie miała pojęcia, bo jej umysł nie był w stanie przyjąć do świadomości istnienia tak okropnego stopnia kreatywności. Alec natomiast wiedział do czego był zdolny jego ojciec, jednak w tym wypadku Fenrir był łagodną owieczką. Dlatego bardzo powoli przekręcił głowę, prostując ją i natrafiając wzrokiem w szary, wilgotny od ulewnych deszczów sufit.
– Nie zejdę poniżej piątki – odmruknął zgryźliwym tonem głosu, chociaż nie był do końca przekonany, że te słowa wypływały z jego inicjatywy, a nie były wywołane przez ból, który paraliżował każdy jeden mięsień w jego ciele. Nie byłby nawet zdziwiony, gdyby przejął również kontrolę nad jego ustami i myślami. Jednak w tej kwestii widział kolejną różnicę między nim, a Alyssą. Patrząc na drzewo genealogiczne rodziny Greyback – dwójka dzieci to było stanowczo za mało. Nie miał zamiaru być ojcem roku, ba, dzieci przyprawiały go o dreszcze. I nawet mieszkając w takim syfie, jakim był Nokturn – te małe, śmierdzące i płaczliwe bestie po prostu go przerażały, nie wspominając o irytacji. A tak się składało, że mimo wieku – Alecowi wciąż brakowało cierpliwości.
I choć czuł wszystko co wykonywała w jego ciele, każde nacięcie, zszycie, obmycie rany… był jakby nieobecny przy tym duchem. Czuł, jak dziewczyna podkłada mu poduszki pod plecy, jednak zupełnie stracił kontrolę nad swoim ciałem. Ból dosłownie zmusił go do opuszczenia ciała i spoglądanie na to całe zjawisko zupełnie z innej perspektywy i musiał przyznać, że piekielnie nie znosił tego uczucia. I choć wciąż czuł zebraną krew w ustach, miał jednak przedziwne przypuszczenie, że krwotok wewnętrzny jakby ustąpił. Metaliczny posmak wciąż był drażniący, wręcz odrzucający, jednak Greyback był w stanie to jakoś przeżyć.
Nie wiedział też ile czasu minęło od samego opatrywania ran i oznajmienia dziewczyny o okropieństwie zbliżającej się nocy – czego zapowiedź odczuwał dosłownie w tej samej chwili, czując jakby Alyssa wznieciła ogień w jego organizmie i postanowiła spalić na popiół każdy jeden nerw i mięsień – ani tym bardziej do momentu, gdy wtuliła się w niego. Jedynie zdobył się na sięgnięcie dłonią do jej kości ogonowej, co było dość nieudaną próbą przytulenia i przysunięcia do siebie dziewczyny. Słowa, które wydobyły się z jej ust zrobiły mu z mózgu jeszcze większą sieczkę niż choroba. Teraz nie tylko jego wewnętrzne narządy płonęły, ale również umysł… Był w stanie wydukać jedynie majaczące:
– Spróbuj – miało zabrzmieć jak prośba, ale nie wiedział, jak ona to odebrała. Wystarczająco zraniła go za pierwszym razem, a on nie dawał drugich szans, teraz jednak miało być inaczej. I może chciał powiedzieć coś jeszcze, ale niebawem po prostu odpłynął – lub być może stracił przytomność. Meadowes nie kłamała w jednym – ta noc miała być wyjątkowo paskudna, co odczuł w tej samej chwili, w której pogrążył się w nicość.
– Nie zejdę poniżej piątki – odmruknął zgryźliwym tonem głosu, chociaż nie był do końca przekonany, że te słowa wypływały z jego inicjatywy, a nie były wywołane przez ból, który paraliżował każdy jeden mięsień w jego ciele. Nie byłby nawet zdziwiony, gdyby przejął również kontrolę nad jego ustami i myślami. Jednak w tej kwestii widział kolejną różnicę między nim, a Alyssą. Patrząc na drzewo genealogiczne rodziny Greyback – dwójka dzieci to było stanowczo za mało. Nie miał zamiaru być ojcem roku, ba, dzieci przyprawiały go o dreszcze. I nawet mieszkając w takim syfie, jakim był Nokturn – te małe, śmierdzące i płaczliwe bestie po prostu go przerażały, nie wspominając o irytacji. A tak się składało, że mimo wieku – Alecowi wciąż brakowało cierpliwości.
I choć czuł wszystko co wykonywała w jego ciele, każde nacięcie, zszycie, obmycie rany… był jakby nieobecny przy tym duchem. Czuł, jak dziewczyna podkłada mu poduszki pod plecy, jednak zupełnie stracił kontrolę nad swoim ciałem. Ból dosłownie zmusił go do opuszczenia ciała i spoglądanie na to całe zjawisko zupełnie z innej perspektywy i musiał przyznać, że piekielnie nie znosił tego uczucia. I choć wciąż czuł zebraną krew w ustach, miał jednak przedziwne przypuszczenie, że krwotok wewnętrzny jakby ustąpił. Metaliczny posmak wciąż był drażniący, wręcz odrzucający, jednak Greyback był w stanie to jakoś przeżyć.
Nie wiedział też ile czasu minęło od samego opatrywania ran i oznajmienia dziewczyny o okropieństwie zbliżającej się nocy – czego zapowiedź odczuwał dosłownie w tej samej chwili, czując jakby Alyssa wznieciła ogień w jego organizmie i postanowiła spalić na popiół każdy jeden nerw i mięsień – ani tym bardziej do momentu, gdy wtuliła się w niego. Jedynie zdobył się na sięgnięcie dłonią do jej kości ogonowej, co było dość nieudaną próbą przytulenia i przysunięcia do siebie dziewczyny. Słowa, które wydobyły się z jej ust zrobiły mu z mózgu jeszcze większą sieczkę niż choroba. Teraz nie tylko jego wewnętrzne narządy płonęły, ale również umysł… Był w stanie wydukać jedynie majaczące:
– Spróbuj – miało zabrzmieć jak prośba, ale nie wiedział, jak ona to odebrała. Wystarczająco zraniła go za pierwszym razem, a on nie dawał drugich szans, teraz jednak miało być inaczej. I może chciał powiedzieć coś jeszcze, ale niebawem po prostu odpłynął – lub być może stracił przytomność. Meadowes nie kłamała w jednym – ta noc miała być wyjątkowo paskudna, co odczuł w tej samej chwili, w której pogrążył się w nicość.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Wrz 17, 2017 10:16 pm
Nie była całkowicie głupia, nawet jeśli swego czasu miała u niego takie przezwisko. Wiedziała swoje, ba!, była świadoma w znacznie większym stopniu, niżeli Alec mógł sądzić. Być może znacznie przyczyniała się do tego jej przynależność do organizacji mającej na celu blokowanie i zwalczanie działań Śmierciożerców, przeciwstawianie się im, jednakże w ogólnym rozliczeniu nie miało to aż tak wielkiego znaczenia. Liczył się bowiem sam fakt, iż Meadowes zdawała sobie sprawę z okrucieństwa członków tej grupy, mogąc po części wyobrazić sobie to, co musiało się wśród nich dziać. Nasłuchała się swoje i... I bolało ją to, iż Alec z nimi był. Nie musiał z nią nawet o tym rozmawiać, by przyglądała mu się z autentyczną boleścią dostrzegalną w jasnych oczach. Po prostu... Gdyby tylko dało się cofnąć czas, zapobiegając temu wszystkiemu, zrobiłaby to bez większego zawahania. Tak jednak musiała z tym żyć - oboje musieli - więc w tym momencie zacisnęła tylko wargi, nie kontynuując tematu, na który reakcją było i tak milczenie.
- Trójka i Ezra... To maksimum. - Odpowiedziała więc zamiast dalszego zagłębiania się w najpaskudniejsze kwestie, nieznacznie mrużąc oczy i marszcząc przy tym nos. Jeśli głębiej by się nad tym zastanowiła, powracając myślami do dalekiej przeszłości, byłaby jeszcze bardziej pewna tego, co mówiła. Oczywiście, nie brała wtedy pod uwagę istnienia kogoś takiego jak Esdras, ale nawet przy tym nie była mu niechętna. Ha!, zdecydowanie zdążyła już przyzwyczaić się do tego dzieciaka, przywiązując się do niego i... Cóż, stwierdzenie, że od samego początku traktowała go jak własnego potomka, nie było kłamstwem. Jednocześnie trójka własnych dzieci zdecydowanie miała wystarczyć Alyssie, co razem dawało... Cztery osoby. Plus dwa koty, plus dwie sowy... To powinno wystarczyć. Kiedyś... W bliższej bądź - co było znacznie bardziej prawdopodobne - dalszej przyszłości. Chwilowo jednak i w ten temat niespecjalnie się zagłębiała. To nie było coś, co należało mocniej poruszać na etapie powolnego wracania do związku. Zwłaszcza podczas choroby jednej z osób.
Im dłużej jednak działała w celu zażegnania kryzysu, tym większą nadzieję zyskiwała. Oczyszczona rana nie wyglądała już tak paskudnie jak na początku. Wręcz przeciwnie, czarne zabarwienie zaczęło znikać, a rozcięcie na powrót przybrało czerwonawy kolor. Krew także jakby przestała płynąć strumieniem, co przysporzyło Aly odrobinę ulgi. Na tyle, iż dziewczyna wkrótce zaprzestała innych działań, po prostu kładąc się przy boku mężczyzny i przytulając się do niego. Na jej twarzy zagościł zaś uśmiech, gdy poczuła jego dłoń na swojej skórze, przysuwając się jeszcze bliżej.
- Nie chcę dłużej odchodzić... - Odszepnęła na jego prośbę, przymykając powieki i leżąc tak do czasu, gdy nie poczuła, że zasnął. Odczekując jeszcze chwilę, wyswobodziła się z jego ramion, chcąc posprzątać z podłogi i pozbyć się zatrutej wody, by nie zaszkodziła im w postaci ewentualnych oparów czy czegoś w tym rodzaju. Wylała ją do toalety, kilka razy spuszczając wodę, a same zakrwawione gaziki - lewitacją transportując je przez okno - umieściła w koszu pod oknami budynku. Krew ze strzykawki zamknęła zaś w szklanej korkowanej fiolce, zamierzając rano cichaczem wysłać ją do Munga. Dopiero po tym wróciła do łóżka, przez dłuższy czas nie mogąc jednak zasnąć. Nie to, by nie była zmęczona. Była wręcz wyczerpana, wypruta z energii, jednakże rozemocjonowanie nie pozwalało jej zasnąć. Niepokoje także robiły swoje, zwłaszcza że co rusz łapała się na chęci sprawdzenia, czy Alec na pewno oddychał. Zasnęła dopiero nad ranem, gdy słońce powoli zaczęło oświetlać czubki dachów Nokturnu...
Meadowes chwyciła go dosłownie w ostatniej chwili, ratując kopertę przed porwaniem przez podmuch wiatru, po czym przekręciła klamkę i powolnym krokiem powróciła do ciepłego łóżka. Dopiero wtedy spojrzała na to, co przyniósł ptak, na moment zamierając z lekko rozdartą kopertą w dłoniach. Przełknęła ślinę...
- Trójka i Ezra... To maksimum. - Odpowiedziała więc zamiast dalszego zagłębiania się w najpaskudniejsze kwestie, nieznacznie mrużąc oczy i marszcząc przy tym nos. Jeśli głębiej by się nad tym zastanowiła, powracając myślami do dalekiej przeszłości, byłaby jeszcze bardziej pewna tego, co mówiła. Oczywiście, nie brała wtedy pod uwagę istnienia kogoś takiego jak Esdras, ale nawet przy tym nie była mu niechętna. Ha!, zdecydowanie zdążyła już przyzwyczaić się do tego dzieciaka, przywiązując się do niego i... Cóż, stwierdzenie, że od samego początku traktowała go jak własnego potomka, nie było kłamstwem. Jednocześnie trójka własnych dzieci zdecydowanie miała wystarczyć Alyssie, co razem dawało... Cztery osoby. Plus dwa koty, plus dwie sowy... To powinno wystarczyć. Kiedyś... W bliższej bądź - co było znacznie bardziej prawdopodobne - dalszej przyszłości. Chwilowo jednak i w ten temat niespecjalnie się zagłębiała. To nie było coś, co należało mocniej poruszać na etapie powolnego wracania do związku. Zwłaszcza podczas choroby jednej z osób.
Im dłużej jednak działała w celu zażegnania kryzysu, tym większą nadzieję zyskiwała. Oczyszczona rana nie wyglądała już tak paskudnie jak na początku. Wręcz przeciwnie, czarne zabarwienie zaczęło znikać, a rozcięcie na powrót przybrało czerwonawy kolor. Krew także jakby przestała płynąć strumieniem, co przysporzyło Aly odrobinę ulgi. Na tyle, iż dziewczyna wkrótce zaprzestała innych działań, po prostu kładąc się przy boku mężczyzny i przytulając się do niego. Na jej twarzy zagościł zaś uśmiech, gdy poczuła jego dłoń na swojej skórze, przysuwając się jeszcze bliżej.
- Nie chcę dłużej odchodzić... - Odszepnęła na jego prośbę, przymykając powieki i leżąc tak do czasu, gdy nie poczuła, że zasnął. Odczekując jeszcze chwilę, wyswobodziła się z jego ramion, chcąc posprzątać z podłogi i pozbyć się zatrutej wody, by nie zaszkodziła im w postaci ewentualnych oparów czy czegoś w tym rodzaju. Wylała ją do toalety, kilka razy spuszczając wodę, a same zakrwawione gaziki - lewitacją transportując je przez okno - umieściła w koszu pod oknami budynku. Krew ze strzykawki zamknęła zaś w szklanej korkowanej fiolce, zamierzając rano cichaczem wysłać ją do Munga. Dopiero po tym wróciła do łóżka, przez dłuższy czas nie mogąc jednak zasnąć. Nie to, by nie była zmęczona. Była wręcz wyczerpana, wypruta z energii, jednakże rozemocjonowanie nie pozwalało jej zasnąć. Niepokoje także robiły swoje, zwłaszcza że co rusz łapała się na chęci sprawdzenia, czy Alec na pewno oddychał. Zasnęła dopiero nad ranem, gdy słońce powoli zaczęło oświetlać czubki dachów Nokturnu...
(...)
Sama nie wiedziała, ile czasu spała, ponieważ nie spojrzała na zegarek ani przed zaśnięciem, ani tuż po tym, gdy się obudziła. Nie od razu chciała też otwierać oczy, bowiem jedno nie zmieniło się przez te wszystkie lata - nadal była ogromnym śpiochem. I gdyby nie fakt, iż ciepło - o dobry Merlinie, tym razem już normalne - bijące od mężczyzny, do boku którego przyciskała policzek, przypomniało jej nieco o wczorajszym wieczorze, a głośne stukanie nie dało ponownie zasnąć... Prawdopodobnie śniłaby dalej. Ostatecznie powoli wysunęła się z łóżka, spuszczając stopy na okropnie zimną podłogę i zaspanymi oczami lokalizując źródło uporczywego dźwięku. Dosłownie na moment otworzyła okno, chcąc wpuścić przez nie sowę, która dziobnęła ją jednak tylko po palcach - widocznie niezadowolona z tempa podnoszenia się Alyssy - i odleciała, pozostawiając list na parapecie. Meadowes chwyciła go dosłownie w ostatniej chwili, ratując kopertę przed porwaniem przez podmuch wiatru, po czym przekręciła klamkę i powolnym krokiem powróciła do ciepłego łóżka. Dopiero wtedy spojrzała na to, co przyniósł ptak, na moment zamierając z lekko rozdartą kopertą w dłoniach. Przełknęła ślinę...
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pon Wrz 18, 2017 6:35 pm
Gdy tylko jego oczy się zamknęły, Greyback jakby przeniósł się do zupełnie innego świata. Obskurne ściany kamienicy Nokturnu zaniedbanego, a jednak w tym momencie niezwykle przytulnego i ciepłego mieszkania zostały pochłonięte przez szpony ciemności… Tej nocy doświadczył czegoś niepojętego, nigdy wcześniej nie sądził, że ból jest w stanie doprowadzić go na skraj otchłani. Budził się zlany potem, ostatkami sił wymykając się z ramion śmierci, by po chwili ponownie stracić przytomność i przeżyć to piekło jeszcze raz. Krew już dawno temu wyparowała z jego żył, a czerwoną substancję zastąpił szarawy popiół, który spowalniał bicie serca i zmuszał go do ponownego zerwania się z łóżka. Czuł niepokój, mając wrażenie, że bierze udział w Krwawej Pełni – legendarnej nocy grzeszników, tej o której czytał w starych zapiskach. Dopiero gdy udało mu się unieść głowę na tyle, by ujrzeć przez okno półokrągły księżyc – jego teorię szlag trafiał. Mógł jednak przysiąc, że uczucie, które odebrało mu zdrowy rozsądek mogło w stu procentach być utożsamiane z bólem przemieniania podczas pełni.
Choć od dłuższego czasu jego sen pozostawał wyjątkowo czujny, co mogło jasno wykluczyć obecność jakiegokolwiek ukojenia, tak dopiero donośne stukanie w szybę – jasno przywróciło mu trzeźwość umysłu. Początkowo chciał to zignorować, chcąc pozwolić sobie na jeszcze kilka chwil odpoczynku, tak jednak czując jak materac łóżka nagle opada, a potem wznosi się do góry, wydając jedynie skrzypnięcie, mężczyzna leniwie otworzył powieki. Nie zdradzał się z obserwowaniem, jak małe ciało Alyssy pojawia się przy nim, a dziewczyna wspina się na palach, by otworzyć okno i wpuścić do pomieszczenia podmuch wiatru. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego ustach, widząc unoszący się skraj koszulki, który odsłonił fragment jej jędrnego, pozbawionego bielizny pośladka. Jeszcze w nocy myślał, że postać Meadowes jest jedynie zjawą, fantazją jego zmęczonego umysłu.. teraz jednak jej zapach nie mógł być bardziej intensywny. Pozwolił dziewczynie w spokoju wrócić do łóżka, by dopiero wtedy przekręcić powoli głowę w jej stronę. I choć niemal od razu otworzył usta, by przywitać ją jakimś kąśliwym powitaniem, jej mina zbiła go z pantałyku. Jego brwi prawie automatycznie wzniosły się do góry, natomiast łokciami oparł się mocno o materac, by podnieść się do siadu. I o dziwo, nie poczuł bólu, jedynie w podbrzuszu coś, co przypominało zbyt rozluźnione, a może i nawet rozleniwione mięśnie.
– Ktoś umarł? – wyrzucił z siebie zachrypniętym głosem, sięgając prawą dłonią, by odgarnąć z alyssowego czoła, opadający kosmyk kręconych blond włosów.
(…)
Choć od dłuższego czasu jego sen pozostawał wyjątkowo czujny, co mogło jasno wykluczyć obecność jakiegokolwiek ukojenia, tak dopiero donośne stukanie w szybę – jasno przywróciło mu trzeźwość umysłu. Początkowo chciał to zignorować, chcąc pozwolić sobie na jeszcze kilka chwil odpoczynku, tak jednak czując jak materac łóżka nagle opada, a potem wznosi się do góry, wydając jedynie skrzypnięcie, mężczyzna leniwie otworzył powieki. Nie zdradzał się z obserwowaniem, jak małe ciało Alyssy pojawia się przy nim, a dziewczyna wspina się na palach, by otworzyć okno i wpuścić do pomieszczenia podmuch wiatru. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego ustach, widząc unoszący się skraj koszulki, który odsłonił fragment jej jędrnego, pozbawionego bielizny pośladka. Jeszcze w nocy myślał, że postać Meadowes jest jedynie zjawą, fantazją jego zmęczonego umysłu.. teraz jednak jej zapach nie mógł być bardziej intensywny. Pozwolił dziewczynie w spokoju wrócić do łóżka, by dopiero wtedy przekręcić powoli głowę w jej stronę. I choć niemal od razu otworzył usta, by przywitać ją jakimś kąśliwym powitaniem, jej mina zbiła go z pantałyku. Jego brwi prawie automatycznie wzniosły się do góry, natomiast łokciami oparł się mocno o materac, by podnieść się do siadu. I o dziwo, nie poczuł bólu, jedynie w podbrzuszu coś, co przypominało zbyt rozluźnione, a może i nawet rozleniwione mięśnie.
– Ktoś umarł? – wyrzucił z siebie zachrypniętym głosem, sięgając prawą dłonią, by odgarnąć z alyssowego czoła, opadający kosmyk kręconych blond włosów.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pon Wrz 18, 2017 7:27 pm
Sama nie do końca wiedziała, dlaczego wizja otrzymania listu od ojca tak bardzo ją zmroziła. Przecież kontaktowali się w miarę regularnie, wymieniając ze sobą zarówno te ważniejsze, jak i mniej istotne informacje, a także dosyć często się spotykając. Ich relacja nie wyglądała już jak kilka lat temu, jednakże w tym momencie Alyssa czuła się zupełnie tak, jakby wróciła do tamtych czasów. Ba, jeszcze gorzej - jakby jakimś cudem cofnęła się do najpaskudniejszego okresu tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego trzeciego roku, kiedy to ojciec wysyłał jej tamte pełne wyrzutu listy, dopiero zaczynając nawiązywać z nią jakiekolwiek kontakty. I choć dobrze wiedziała, że to tak nie funkcjonowało, że sowy po prostu wiedziały, gdzie powinny dotrzeć, poczuła ten irracjonalny lęk, iż jej ojciec także wiedział. Dlatego miętosiła kopertę w palcach, rozrywając ją tylko po części, a potem znowu obracając ją w zdecydowanie zbyt wilgotnych dłoniach.
Czuła gulę w gardle, obawiając się wykonać jakikolwiek kolejny ruch w celu dowiedzenia się, czego chciał od niej Thomas. Oczywiście, istniało naprawdę olbrzymie prawdopodobieństwo, że chciał wyłącznie umówić się na jakieś spotkanie albo spytać ją o samopoczucie, ale... To nie sprawiało, iż zdenerwowanie dziewczyny malało. Aly była w stanie wyłącznie patrzeć na pochyłe, niezgrabne pismo, jakie widniało na przodzie koperty, podświadomie zdając sobie sprawę z tego, jak powinno wyglądać... Jak wyglądało, gdy jej ojciec pisał będąc trzeźwym. Instynkt - czy coś równie wewnętrznego, ponieważ sama nie potrafiła dobrze tego nazwać - podpowiadał blondynce, że mężczyzna był bardziej niż leciutko, typowo dla niego podpity, gdy adresował list do niej. Ten zaś mógł być napisany już wcześniej, mógł zostać zapomniany do czasu upicia się Meadowesa, ale... Nie potrafiła uwierzyć w podobne bujdy, jakich sama nie umiała dobrze sobie wmówić.
Po prostu patrzyła na poblakły od słońca papier, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo zamarła. Dopiero głos Aleca sprawił, że zwróciła uwagę na cokolwiek, prócz tej nieszczęsnej poczty, przenosząc na niego spojrzenie. Nie potrafiła powiedzieć, że nie ulżyło jej, gdy dostrzegła, jak dobrze już wyglądał. Być może nadal nie był w pełni sobą, jeśli o to chodziło, ale zdecydowanie nie przypominał już ucieleśnienia Śmierci z zeszłego wieczoru.
- Jak się czujesz? - Zapytała cicho, nie odpowiadając mu na zasane pytanie. Nie wyglądało też na to, by nie pamiętał ich porozumienia czy chciał ją nagle pogonić. Wręcz przeciwnie, odgarnięcie jej włosów z czoła sprawiło, iż uśmiechnęła się do niego ostrożnie. Jednocześnie pokręciła przy tym głową, ponownie spuszczając wzrok na kopertę, by rozerwać ją do końca...
Rozcinając sobie przy tym palec papierem, ale ostatecznie trzymając list w rękach. Wsunęła sobie zraniony palec do ust, przelotnie rzucając okiem na to, co napisał do niej Thomas i... I po tym, co tam spostrzegła, poczuła się zobowiązana po prostu przeczytać to na głos. Prywatna czy nie, korespondencja odnosiła się do nich obojga.
- To od mojego ojca. - Odchrząkując cicho, zaczerpnęła trochę powietrza, zaczynając już od samej treści wiadomości. - Doniosły mnie słuchy, że znowu zaczęłaś się kręcić wokół Nokturnu. Mam nadzieję, że tylko odwiedzasz starą koleżankę, a nie tego Greybacka, który - jak doniósł mi Anthony - urządził paskudną, tak samo zwierzęcą jak on sam scenę w Mungu. Przykro mi, że musiałaś być świadkiem takiego zachowania, ale nic już na to nie poradzimy. Najważniejsze, byś trzymała się od niego daleko, bo możesz jeszcze dostać pcheł. Jest okropny, ale on po prostu nie potrafi inaczej... - Nawet w jej uszach, cóż, próba podobnego tłumaczenia brzmiała fatalnie, zaś reszta listu była od niej jeszcze gorsza. Mimo to - z bolącym sercem - kontynuowała. - PS Na wszelki wypadek nakażę odpowiedniej osobie przypilnować, byś znowu nie wpadła w tą sieć, czego sobie nie życzę, ale dobrze o tym wiesz, bo jesteś mądrą dziewczyną. Greybackowie to chwasty, które trzeba jak najszybciej wyplewić. Nie chciałabyś ponownie się z nimi zadawać. - Nie wiedziała, co powinna powiedzieć, odruchowo zwyczajnie przytulając się mocno do siedzącego mężczyzny, kryjąc twarz w zgięciu jego ramienia i pozwalając listowi tak po prostu opaść z jej rąk na przykryte kołdrą kolana. Mówiła, że to będzie paskudne. Wiedziała o tym, szepcząc teraz tylko cicho:
- To kłamstwo, chcę się z wami zadawać. Z tobą zadawać, ale... Nigdy tego nie zrozumie... Masz coś do pisania? - Nie wiedziała jeszcze, co tak właściwie chciała zamieścić w odpowiedzi, ale z pewnością nie miała to być szczera prawda. Czuła się zobowiązana do tego, by grać na czas, przynajmniej przez chwilę.
Czuła gulę w gardle, obawiając się wykonać jakikolwiek kolejny ruch w celu dowiedzenia się, czego chciał od niej Thomas. Oczywiście, istniało naprawdę olbrzymie prawdopodobieństwo, że chciał wyłącznie umówić się na jakieś spotkanie albo spytać ją o samopoczucie, ale... To nie sprawiało, iż zdenerwowanie dziewczyny malało. Aly była w stanie wyłącznie patrzeć na pochyłe, niezgrabne pismo, jakie widniało na przodzie koperty, podświadomie zdając sobie sprawę z tego, jak powinno wyglądać... Jak wyglądało, gdy jej ojciec pisał będąc trzeźwym. Instynkt - czy coś równie wewnętrznego, ponieważ sama nie potrafiła dobrze tego nazwać - podpowiadał blondynce, że mężczyzna był bardziej niż leciutko, typowo dla niego podpity, gdy adresował list do niej. Ten zaś mógł być napisany już wcześniej, mógł zostać zapomniany do czasu upicia się Meadowesa, ale... Nie potrafiła uwierzyć w podobne bujdy, jakich sama nie umiała dobrze sobie wmówić.
Po prostu patrzyła na poblakły od słońca papier, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo zamarła. Dopiero głos Aleca sprawił, że zwróciła uwagę na cokolwiek, prócz tej nieszczęsnej poczty, przenosząc na niego spojrzenie. Nie potrafiła powiedzieć, że nie ulżyło jej, gdy dostrzegła, jak dobrze już wyglądał. Być może nadal nie był w pełni sobą, jeśli o to chodziło, ale zdecydowanie nie przypominał już ucieleśnienia Śmierci z zeszłego wieczoru.
- Jak się czujesz? - Zapytała cicho, nie odpowiadając mu na zasane pytanie. Nie wyglądało też na to, by nie pamiętał ich porozumienia czy chciał ją nagle pogonić. Wręcz przeciwnie, odgarnięcie jej włosów z czoła sprawiło, iż uśmiechnęła się do niego ostrożnie. Jednocześnie pokręciła przy tym głową, ponownie spuszczając wzrok na kopertę, by rozerwać ją do końca...
Rozcinając sobie przy tym palec papierem, ale ostatecznie trzymając list w rękach. Wsunęła sobie zraniony palec do ust, przelotnie rzucając okiem na to, co napisał do niej Thomas i... I po tym, co tam spostrzegła, poczuła się zobowiązana po prostu przeczytać to na głos. Prywatna czy nie, korespondencja odnosiła się do nich obojga.
- To od mojego ojca. - Odchrząkując cicho, zaczerpnęła trochę powietrza, zaczynając już od samej treści wiadomości. - Doniosły mnie słuchy, że znowu zaczęłaś się kręcić wokół Nokturnu. Mam nadzieję, że tylko odwiedzasz starą koleżankę, a nie tego Greybacka, który - jak doniósł mi Anthony - urządził paskudną, tak samo zwierzęcą jak on sam scenę w Mungu. Przykro mi, że musiałaś być świadkiem takiego zachowania, ale nic już na to nie poradzimy. Najważniejsze, byś trzymała się od niego daleko, bo możesz jeszcze dostać pcheł. Jest okropny, ale on po prostu nie potrafi inaczej... - Nawet w jej uszach, cóż, próba podobnego tłumaczenia brzmiała fatalnie, zaś reszta listu była od niej jeszcze gorsza. Mimo to - z bolącym sercem - kontynuowała. - PS Na wszelki wypadek nakażę odpowiedniej osobie przypilnować, byś znowu nie wpadła w tą sieć, czego sobie nie życzę, ale dobrze o tym wiesz, bo jesteś mądrą dziewczyną. Greybackowie to chwasty, które trzeba jak najszybciej wyplewić. Nie chciałabyś ponownie się z nimi zadawać. - Nie wiedziała, co powinna powiedzieć, odruchowo zwyczajnie przytulając się mocno do siedzącego mężczyzny, kryjąc twarz w zgięciu jego ramienia i pozwalając listowi tak po prostu opaść z jej rąk na przykryte kołdrą kolana. Mówiła, że to będzie paskudne. Wiedziała o tym, szepcząc teraz tylko cicho:
- To kłamstwo, chcę się z wami zadawać. Z tobą zadawać, ale... Nigdy tego nie zrozumie... Masz coś do pisania? - Nie wiedziała jeszcze, co tak właściwie chciała zamieścić w odpowiedzi, ale z pewnością nie miała to być szczera prawda. Czuła się zobowiązana do tego, by grać na czas, przynajmniej przez chwilę.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pon Wrz 18, 2017 8:24 pm
– Żywy – odparł wymijająco, koniuszkiem języka zwilżając spierzchnięte i poranione od zaciskania zębów wargi. Jednak nie było to kłamstwo – ba! Krew buzowała w jego żyłach, natomiast powietrze bez żadnych trudności wypełniało jego płuca. Po bliskim spotkaniu ze śmiercią, nie mógł bardziej należeć do świata żywych, niż należał w tym momencie. Natomiast widok nie takiego uśmiechu, jakiego od niej oczekiwał, sprawił jedynie, że zmarszczone brwi Greybacka wzniosły się jeszcze wyżej. Przez chwilę myślał, że dziewczyna rzuci się mu na szyję, radośnie oznajmiając, że jego kwarantanna dobiegła końca. Ba! Po cichu liczył na przymknięcie oka na jednego, marnego papierosa, zmartwienie na jej twarzy nie do końca go ucieszyło – toteż wszystkie jego mięśnie niemal natychmiast się napięły. Alec przygryzł policzek od środka, próbując zmusić swój umysł, jak i cały organizm do chwili skupienia, jednak nie należało to do najprostszych zadań. Dopiero to krótkie stwierdzenie, po którym niemal natychmiast do niego dotarło, co miało się wydarzyć, sprawiło, że mężczyzna zamiast się rozluźnić – spiął się jeszcze bardziej. Próbował powstrzymać jakiekolwiek negatywne emocje, ale wściekłość, jak i głośno dudniące o klatkę piersiową serce były zbyt trudne do zamaskowania.
– Wiedziałem, ż ten pierdolony.. – zaczął, mrucząc pod nosem, jednak ton jego głosu z każdym kolejnym słowem stawał się słabszy, aż wreszcie zdanie zostało urwane – a przynajmniej tak mogło się wydawać, bo w myślach dość soczyście dopowiedział, co myślał o tym starym, pozbawionym jaj mugolu. Z zainteresowaniem słuchał słów wypowiadanych przez Alyssę, co jakiś czas prychając w gorzkim, nieprzyjemnym dla uszu śmiechem. Nie było to jednak nic związanego z rozbawieniem, czy pozytywnym uczuciem, nie. Śmiech ten był lodowaty, wręcz mrożący krew w żyłach.
– Zaraz kurwa on dostanie pcheł – wtrącił, czując narastającą wściekłość, jednocześnie posyłając Alyssie spojrzenie mówiące „myślisz, że on jest okropny?”. I w tym cholernym momencie, Alec przestał czuć jakiekolwiek wyrzuty sumienia, co do swojej misji. Egzekucja Thomasa Meadowes miała być dla niego czystą przyjemnością. Stary Meadowes jednak nie zakończył swojej pasjonującej wypowiedzi, która w pewnym momencie zahaczała o granicę absurdu i zdrowego rozsądku.
– Mam to gdzieś, że to Twój ojciec. Jeśli zobaczę go w naszym mieszkaniu, to go po prostu zajebię, Alysso. Podaj mi fajki – warknął w jej kierunku, bo jego ręce wręcz zaczęły się trząść z wściekłości. Może i bójki zaprowadziły go tam, gdzie teraz był – czyli na łoże śmierci, jednak miał to teraz gdzieś. Jeśli Thomas pojawi się na jego drodze, Alec nie będzie zważał na nic. Nawet sięgał dłonią na szafkę nocną, by samemu chwycić paczkę fajek, ale wtedy jakby poczuł wtulającą się w jego ramię dziewczynę i cóż… zastygł w bezruchu, ciężko oddychając.
Przełknął głośno ślinę, nie odpowiadając tak od razu na jej pytanie. Próbował jakoś ochłonąć, zmniejszyć temperaturę swojego ciała oddechem, jednak nie należało to do najprostszych rzeczy. Nachylił się więc, by wtulić nos w jej pachnące szamponem włosy i dopiero wtedy cała złość jakby minęła. Podniósł głowę dopiero po kilku minutach, wyrzucając z siebie chłodne:
– W szafie znajdziesz wszystko – i gestem głowy wskazał na brzydką, rozwalającą się szafę, stojącą na drugim końcu pokoju. Nie potrafił ukryć, że dawno nic go tak nie zabolało. Chociaż nie zależało mu na akceptacji ze strony ojca Alyssy, bo już dawno znał jego zdanie na swój temat, tak samo jak ten stary gbur znał zdanie Aleca na jego temat, to nie mógł zdzierżyć słów, jakimi opisał go w tym pierdolonym liście. Nienawidzili się ze wzajemnością i tak miało być już do śmierci. Śmierci Meadowesa, oczywiście – czego Alec szczerze nie mógł się doczekać.
– Wiedziałem, ż ten pierdolony.. – zaczął, mrucząc pod nosem, jednak ton jego głosu z każdym kolejnym słowem stawał się słabszy, aż wreszcie zdanie zostało urwane – a przynajmniej tak mogło się wydawać, bo w myślach dość soczyście dopowiedział, co myślał o tym starym, pozbawionym jaj mugolu. Z zainteresowaniem słuchał słów wypowiadanych przez Alyssę, co jakiś czas prychając w gorzkim, nieprzyjemnym dla uszu śmiechem. Nie było to jednak nic związanego z rozbawieniem, czy pozytywnym uczuciem, nie. Śmiech ten był lodowaty, wręcz mrożący krew w żyłach.
– Zaraz kurwa on dostanie pcheł – wtrącił, czując narastającą wściekłość, jednocześnie posyłając Alyssie spojrzenie mówiące „myślisz, że on jest okropny?”. I w tym cholernym momencie, Alec przestał czuć jakiekolwiek wyrzuty sumienia, co do swojej misji. Egzekucja Thomasa Meadowes miała być dla niego czystą przyjemnością. Stary Meadowes jednak nie zakończył swojej pasjonującej wypowiedzi, która w pewnym momencie zahaczała o granicę absurdu i zdrowego rozsądku.
– Mam to gdzieś, że to Twój ojciec. Jeśli zobaczę go w naszym mieszkaniu, to go po prostu zajebię, Alysso. Podaj mi fajki – warknął w jej kierunku, bo jego ręce wręcz zaczęły się trząść z wściekłości. Może i bójki zaprowadziły go tam, gdzie teraz był – czyli na łoże śmierci, jednak miał to teraz gdzieś. Jeśli Thomas pojawi się na jego drodze, Alec nie będzie zważał na nic. Nawet sięgał dłonią na szafkę nocną, by samemu chwycić paczkę fajek, ale wtedy jakby poczuł wtulającą się w jego ramię dziewczynę i cóż… zastygł w bezruchu, ciężko oddychając.
Przełknął głośno ślinę, nie odpowiadając tak od razu na jej pytanie. Próbował jakoś ochłonąć, zmniejszyć temperaturę swojego ciała oddechem, jednak nie należało to do najprostszych rzeczy. Nachylił się więc, by wtulić nos w jej pachnące szamponem włosy i dopiero wtedy cała złość jakby minęła. Podniósł głowę dopiero po kilku minutach, wyrzucając z siebie chłodne:
– W szafie znajdziesz wszystko – i gestem głowy wskazał na brzydką, rozwalającą się szafę, stojącą na drugim końcu pokoju. Nie potrafił ukryć, że dawno nic go tak nie zabolało. Chociaż nie zależało mu na akceptacji ze strony ojca Alyssy, bo już dawno znał jego zdanie na swój temat, tak samo jak ten stary gbur znał zdanie Aleca na jego temat, to nie mógł zdzierżyć słów, jakimi opisał go w tym pierdolonym liście. Nienawidzili się ze wzajemnością i tak miało być już do śmierci. Śmierci Meadowesa, oczywiście – czego Alec szczerze nie mógł się doczekać.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pon Wrz 18, 2017 9:22 pm
- A coś więcej? - Słysząc podobną odpowiedź, pokręciła głową z uśmieszkiem politowania widocznym na ustach. Dlaczego tak bardzo mogła się tego spodziewać? Nijak nie zaskoczyło jej to, jak wymijająco zaczął jej znowu odpowiadać, choć zdecydowanie wolałaby, by rozmawiał z nią w ten bardziej otwarty sposób, nie zasłaniając się ochroną męskiej dumy. Podobne myśli nie były jednak tym, co najbardziej zaprzątało głowę Alyssy - wręcz przeciwnie, siedziało tylko w jej kawałku, dzieląc miejsce także z przemożną chęcią dziewczyny, by wyciągnąć się w górę i skosztować smaku wilgotnych warg mężczyzny, które ten tak sugestywnie, a przynajmniej tak to odbierała, oblizywał - i to nie miało się raczej zmienić. Nie w tej chwili, ponieważ list od Thomasa stanowczo zbyt mocno przyciągał wzrok dziewczyny.
Nie potrafiła tak po prostu odłożyć koperty na szafkę, zostawić na później, przeczytać wiadomości w innym momencie. Czuła się pod tym względem poniekąd przymuszona. Tak samo jak do czytania na głos, choć z każdym kolejnym słowem coraz bardziej przekonywała się, że nie powinna była tego robić. Dostrzegając rosnącą wściekłość Aleca, wyjęła rozcięty palec spomiędzy warg, przekładając kawałek papieru do zranionej dłoni, a drugą odszukując rękę mężczyzny i ściskając ją nieco mocniej niż zazwyczaj.
Nie chciała jeszcze bardziej rozdmuchiwać konfliktu pomiędzy tak ważnymi w jej życiu osobami. Nie wiedziała jednak, jak powinna sobie z tym poradzić, co zrobić, więc na ten moment zwyczajnie kontynuowała, nie przerywając nawet wtedy, gdy Greyback zaczął wtrącać swoje komentarze. Po prostu pragnęła mieć to już za sobą, usiłując zignorować nawet jawną zdenerwowaną groźbę zrobienia krzywdy jej ojcu i nijak na to nie odpowiadając, tylko intensywnie kręcąc głową. Tym mocniej, gdy usłyszała o fajkach, które odsunęła jak najdalej przy pomocy łokcia, nim skończyła czytać i przytuliła się do mężczyzny. Tuliła się do niego jeszcze dłuższy czas po zadaniu mu pytania, chcąc opanować zarówno swoje, jak i jego emocje. Nie powinna była czytać mu tego. Teraz już to wiedziała.
- Był pijany, gdy to pisał... Alkohol sprawia, że jest skomplikowanym człowiekiem i sam nie wie, co robi. Tak było zawsze, to normalne, ale on... Nie jest naprawdę zły. Miał trudne życie. - Jęknęła w ramię Aleca, obejmując go ramionami do chwili, gdy ponownie się do niej nie odezwał, a ten chłód... Ten chłód sprawił, że ponownie zadrżała, unosząc przy tym jednak głowę i posyłając błagalne spojrzenie w kierunku bruneta. Wiedziała, jak to się na nim odbiło, w tym momencie złoszcząc się na samą siebie, że w ogóle podjęła ten temat. Powinna była zachować korespondencję tylko dla swoich oczu, bo teraz skrzywdziła nią nie tylko siebie.
- Przepraszam, że musiałeś tego słuchać. Mogłam przerwać. - Zamykając ciężko oczy, odchyliła głowę do tyłu, powoli puszczając objętego Greybacka, by spuścić nogi na podłogę. Odpisanie ojcu nie było sprawą pierwszej wagi, ale pragnęła mieć to już za sobą, ruszając w kierunku wskazanej jej szafy, aby wyciągnąć z niej starą papeterię, pióro i kałamarz. Kiedy wykonała jednak kilka kolejnych kroków w celu powrotu do łóżka, uświadomiła sobie jedno. Nie chciała tego pisać. Przynajmniej nie w takich okolicznościach, mając pustkę w głowie i czując te wszystkie emocje nadal buzujące w jej ciele. Odstawiając wszystkie zdobycze na parapet, momentalnie ponownie wdrapała się na łóżko.
Nie siadła jednak tak po prostu na materacu, od wyciągając się w kierunku Aleca, by obdarzyć go pocałunkiem. Wpierw krótkim, szybkim, wręcz przelotnym, potem kolejnym dłuższym, aby wreszcie pocałować go w ten przeciągły, głęboki sposób, zaplatając swoje dłonie na jego karku.
- Z fajek chwilowo nici... - Mruknęła przy okazji w ten czuły, przymilny sposób. Z jej tonu dało się także wyczytać to, czego nie powiedziała. Nie musiała nawet wspominać o tym, iż byłby to idealny moment na rzucenie tego paskudnego nałogu. Zamiast tego znowu go pocałowała, obdarzając go kilkoma kolejnymi pocałunkami - mającymi na celu udobruchanie go przed odpisywaniem na list - nim sięgnęła po papier.
Zamaczając końcówkę pióra w kałamarzu, przygryzła wargę, rozglądnąwszy się za czymś, co mogłoby jej posłużyć za podkładkę. Nic takiego jednak nie znalazła. Kładąc się zatem na brzuchu, spróbowała pisać na kartce ułożonej bezpośrednio na materacu, co wyszło jej... Niekoniecznie. Sam wstęp był zatem bardziej niż mniej koślawy, a tego nie mogła tak zostawić. Kląskając językiem o podniebienie, ponownie rozejrzała się dookoła, jednocześnie biorąc nowy kawałek papieru... Tym razem jednak nie popełniła tego samego błędu. Tym razem - wyłącznie lekko zmieniając ułożenie ciała i nie zwracając zbytniej uwagi na koszulkę podwijającą się do połowy jej pośladków; a może było to jednak dalsze niezamierzone udobruchanie, cóż - bezczelnie oparła kartkę o kolano Aleca, skrobiąc piórem wszystko od początku.
- Tato. Razem z Pandorą... Pandora to moja kuzynka, nie wiem, czy ją pamiętasz, bo jest sporo od nas młodsza. - Przerywając pisanie, znalazła czas na krótkie wyjaśnienie i... Cóż, nawet leciutko się przy tym uśmiechnęła, zaraz wracając do pisania z jednoczesnym czytaniem tego, co już znalazło się na papierze. - Zajmujemy się dziećmi mojej znajomej. - Unosząc wzrok na Aleca, poruszyła brwiami. - No co? Znałam twoją matkę. - Mruknęła przy okazji, tłumacząc się przed ewentualnymi pytaniami, po czym znowu powróciła do swojego listu.
Nie potrafiła tak po prostu odłożyć koperty na szafkę, zostawić na później, przeczytać wiadomości w innym momencie. Czuła się pod tym względem poniekąd przymuszona. Tak samo jak do czytania na głos, choć z każdym kolejnym słowem coraz bardziej przekonywała się, że nie powinna była tego robić. Dostrzegając rosnącą wściekłość Aleca, wyjęła rozcięty palec spomiędzy warg, przekładając kawałek papieru do zranionej dłoni, a drugą odszukując rękę mężczyzny i ściskając ją nieco mocniej niż zazwyczaj.
Nie chciała jeszcze bardziej rozdmuchiwać konfliktu pomiędzy tak ważnymi w jej życiu osobami. Nie wiedziała jednak, jak powinna sobie z tym poradzić, co zrobić, więc na ten moment zwyczajnie kontynuowała, nie przerywając nawet wtedy, gdy Greyback zaczął wtrącać swoje komentarze. Po prostu pragnęła mieć to już za sobą, usiłując zignorować nawet jawną zdenerwowaną groźbę zrobienia krzywdy jej ojcu i nijak na to nie odpowiadając, tylko intensywnie kręcąc głową. Tym mocniej, gdy usłyszała o fajkach, które odsunęła jak najdalej przy pomocy łokcia, nim skończyła czytać i przytuliła się do mężczyzny. Tuliła się do niego jeszcze dłuższy czas po zadaniu mu pytania, chcąc opanować zarówno swoje, jak i jego emocje. Nie powinna była czytać mu tego. Teraz już to wiedziała.
- Był pijany, gdy to pisał... Alkohol sprawia, że jest skomplikowanym człowiekiem i sam nie wie, co robi. Tak było zawsze, to normalne, ale on... Nie jest naprawdę zły. Miał trudne życie. - Jęknęła w ramię Aleca, obejmując go ramionami do chwili, gdy ponownie się do niej nie odezwał, a ten chłód... Ten chłód sprawił, że ponownie zadrżała, unosząc przy tym jednak głowę i posyłając błagalne spojrzenie w kierunku bruneta. Wiedziała, jak to się na nim odbiło, w tym momencie złoszcząc się na samą siebie, że w ogóle podjęła ten temat. Powinna była zachować korespondencję tylko dla swoich oczu, bo teraz skrzywdziła nią nie tylko siebie.
- Przepraszam, że musiałeś tego słuchać. Mogłam przerwać. - Zamykając ciężko oczy, odchyliła głowę do tyłu, powoli puszczając objętego Greybacka, by spuścić nogi na podłogę. Odpisanie ojcu nie było sprawą pierwszej wagi, ale pragnęła mieć to już za sobą, ruszając w kierunku wskazanej jej szafy, aby wyciągnąć z niej starą papeterię, pióro i kałamarz. Kiedy wykonała jednak kilka kolejnych kroków w celu powrotu do łóżka, uświadomiła sobie jedno. Nie chciała tego pisać. Przynajmniej nie w takich okolicznościach, mając pustkę w głowie i czując te wszystkie emocje nadal buzujące w jej ciele. Odstawiając wszystkie zdobycze na parapet, momentalnie ponownie wdrapała się na łóżko.
Nie siadła jednak tak po prostu na materacu, od wyciągając się w kierunku Aleca, by obdarzyć go pocałunkiem. Wpierw krótkim, szybkim, wręcz przelotnym, potem kolejnym dłuższym, aby wreszcie pocałować go w ten przeciągły, głęboki sposób, zaplatając swoje dłonie na jego karku.
- Z fajek chwilowo nici... - Mruknęła przy okazji w ten czuły, przymilny sposób. Z jej tonu dało się także wyczytać to, czego nie powiedziała. Nie musiała nawet wspominać o tym, iż byłby to idealny moment na rzucenie tego paskudnego nałogu. Zamiast tego znowu go pocałowała, obdarzając go kilkoma kolejnymi pocałunkami - mającymi na celu udobruchanie go przed odpisywaniem na list - nim sięgnęła po papier.
Zamaczając końcówkę pióra w kałamarzu, przygryzła wargę, rozglądnąwszy się za czymś, co mogłoby jej posłużyć za podkładkę. Nic takiego jednak nie znalazła. Kładąc się zatem na brzuchu, spróbowała pisać na kartce ułożonej bezpośrednio na materacu, co wyszło jej... Niekoniecznie. Sam wstęp był zatem bardziej niż mniej koślawy, a tego nie mogła tak zostawić. Kląskając językiem o podniebienie, ponownie rozejrzała się dookoła, jednocześnie biorąc nowy kawałek papieru... Tym razem jednak nie popełniła tego samego błędu. Tym razem - wyłącznie lekko zmieniając ułożenie ciała i nie zwracając zbytniej uwagi na koszulkę podwijającą się do połowy jej pośladków; a może było to jednak dalsze niezamierzone udobruchanie, cóż - bezczelnie oparła kartkę o kolano Aleca, skrobiąc piórem wszystko od początku.
- Tato. Razem z Pandorą... Pandora to moja kuzynka, nie wiem, czy ją pamiętasz, bo jest sporo od nas młodsza. - Przerywając pisanie, znalazła czas na krótkie wyjaśnienie i... Cóż, nawet leciutko się przy tym uśmiechnęła, zaraz wracając do pisania z jednoczesnym czytaniem tego, co już znalazło się na papierze. - Zajmujemy się dziećmi mojej znajomej. - Unosząc wzrok na Aleca, poruszyła brwiami. - No co? Znałam twoją matkę. - Mruknęła przy okazji, tłumacząc się przed ewentualnymi pytaniami, po czym znowu powróciła do swojego listu.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pon Wrz 18, 2017 9:54 pm
I choć powoli się uspokajał, uwaga Alyssy dotycząca życia jej ojca niezbyt mu się spodobała. Nie mógł więc się powstrzymać przed rzuceniem niezbyt przyjemnej – ba! wręcz pełnej jadu i wściekłości – uwagi, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby: – a moje życie niby jest łatwe?
I prychnął pod nosem, kręcąc z niedowierzeniem głową, bo alyssowe próby tłumaczenia jej ojca były dla Aleca żałosne. Nienawidził Thomasa, nienawidził ludzi takich jak on, bo to oni byli odpowiedzialni za zgotowanie piekła jego rodzinie. Fenrir był dzikusem, każdy o tym wiedział, ale gdyby nie to, że Ministerstwo węszyło na każdym kroku – życie Aleca wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. I nawet z tą pierdoloną świadomością, jej ojciec był nieugięty. Greyback kochał Alyssę, Alec co do tego nie miał już żadnych wątpliwości – jednak nie miał zamiaru zważać na swoje słowa i czyny względem tego starego idioty tylo i wyłącznie dla niej. To był jej ojciec, a rodziny się nie wybiera, ale na brodę Merlina, Greyback był świadomy, że ten cały Thomas miał ją najzwyczajniej w świecie gdzieś. Tylko ona, nie wiedzieć czemu wciąż się łudziła. Nie miał zamiaru jednak aż tak jej krzywdzić, więc nie wypowiedział swojej myśli na głos. Jedynie posłał jej pełne politowania i może nawet zniesmaczenia spojrzenie, jednocześnie wodząc wzrokiem za jej drobną sylwetką.
– A ja się cieszę, że to zrobiłaś – bo teraz nie będę miał żadnych wyrzutów. W mniemaniu Aleca ten gnojek zasługiwał na wszystko, co go czekało. I choć, gdy usłyszał o swoim zadaniu, był nawet w stanie bronić tego idioty, tak teraz nie zamierzał okazywać litości. Zresztą Alyssie też miało być lepiej bez ojca, który przez połowę życia miał ją gdzieś. Ze zmarszczonymi brwiami, obserwował jak dziewczyna odkłada przybory do pisania na parapet. Spodziewał się, że pójdzie za ciosem i odpisze na ten cholerny list, a potem on w końcu będzie mógł się nią nacieszyć, jednak wtedy… poczuł pocałunek na swoich wargach, a temu oprzeć się nie mógł. Zaskoczenie szybko wyparowało, natomiast on sam oddał pocałunek, próbując za wszelką cenę maksymalnie go pogłębić.
– Muszę – wycharczał, pomiędzy pocałunkami. Chciał dodać coś jeszcze, ale wolał przejść do czynów, a tak się składało, że nie mógł sobie odmówić przyjemności smakowania jej warg. Miała jednak nigdy nie zrozumieć, że papierosy to był nieodłączny element jego życia. Doskonale wiedział, że nigdy z tego nie zrezygnuje. Potrzebował tytoniu, niczym tlenu – a nawet niczym jej bliskości. Chwilowo była dla niego bardziej pociągająca i uzależniająca, ale po wszystkim… to papieros w ustach dopełni całą rozkosz. Nie musiał nawet ukrywać niezbyt zadowolonej miny, gdy jednak Alyssa postanowiła się od niego oderwać. I nawet widok, nachylającej się po pióro i kałamarz dziewczyny, której koszulka była zbyt luźna przez co Alec był w stanie zobaczyć bardzo interesujące rzeczy, nie miały mu tego wynagrodzić. Ze smakiem ust dziewczyny na ustach, obserwował – opierając się plecami o ścianę – jej poczynania. Czuł wręcz narastające zirytowanie, pragnąć by zakończyła to wszystko, jak najszybciej, a co najwyraźniej nie szło po jego myśli, bo dziewczyna musiała zacząć pisać od początku. Zorientował się, że miała zamiar pisać list na jego kolanie, dopiero wtedy gdy poczuł jak końcówka pióra łaskocze go po skórze.
– Merlinie.. – burknął wyrwany z rozmyślań, w tym samym momencie dostrzegając pozę blondwłosej dziewczyny. Alec zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy aby ten zabieg nie miał na celu jedynie podpuszczenia go, ale dość szybko stwierdził, że nawet jeśli – to co go tam. Nie potrzebował przecież zgody.
– Tak, oczywiście – odpowiedział rozkojarzonym tonem głosu, szczerze mówiąc nie do końca jej słuchając i wpatrując się w okrągłe pośladki dziewczyny. Dość szybko zaschło mu w ustach, przez co musiał i zwilżyć sobie usta językiem i przełknąć ślinę. I pewnie nie słuchałby słów Alyssy, gdyby nie fakt, że ta popatrzyła się na niego, a on głupio – zupełnie jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku -wzniósł brwi wysoko i uśmiechnął się dość sztywno.
– Chcesz mi powiedzieć, że jestem dzieckiem? – odezwał się w końcu, choć nie zabrzmiało to tak jak powinno. Nie było to pełne irytacji i złości pytanie, a jedynie wypowiedziane na odwal się. I niezwykle się ucieszył, gdy odwróciła spojrzenie, wracając do listu, natomiast Alec… cóż. Położył dłoń na jej łopatkach, by niezwykle powoli zacząć zsuwać swoją dłoń po materiale koszulki.
– Napisz, że wyjeżdżasz i że Cię nie będzie – dorzucił od siebie, wreszcie natrafiając opuszkami palców na jędrną skórę jej pośladków. I nie trzeba chyba wspominać, że kąciki jego ust momentalnie drgnęły do góry.
I prychnął pod nosem, kręcąc z niedowierzeniem głową, bo alyssowe próby tłumaczenia jej ojca były dla Aleca żałosne. Nienawidził Thomasa, nienawidził ludzi takich jak on, bo to oni byli odpowiedzialni za zgotowanie piekła jego rodzinie. Fenrir był dzikusem, każdy o tym wiedział, ale gdyby nie to, że Ministerstwo węszyło na każdym kroku – życie Aleca wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. I nawet z tą pierdoloną świadomością, jej ojciec był nieugięty. Greyback kochał Alyssę, Alec co do tego nie miał już żadnych wątpliwości – jednak nie miał zamiaru zważać na swoje słowa i czyny względem tego starego idioty tylo i wyłącznie dla niej. To był jej ojciec, a rodziny się nie wybiera, ale na brodę Merlina, Greyback był świadomy, że ten cały Thomas miał ją najzwyczajniej w świecie gdzieś. Tylko ona, nie wiedzieć czemu wciąż się łudziła. Nie miał zamiaru jednak aż tak jej krzywdzić, więc nie wypowiedział swojej myśli na głos. Jedynie posłał jej pełne politowania i może nawet zniesmaczenia spojrzenie, jednocześnie wodząc wzrokiem za jej drobną sylwetką.
– A ja się cieszę, że to zrobiłaś – bo teraz nie będę miał żadnych wyrzutów. W mniemaniu Aleca ten gnojek zasługiwał na wszystko, co go czekało. I choć, gdy usłyszał o swoim zadaniu, był nawet w stanie bronić tego idioty, tak teraz nie zamierzał okazywać litości. Zresztą Alyssie też miało być lepiej bez ojca, który przez połowę życia miał ją gdzieś. Ze zmarszczonymi brwiami, obserwował jak dziewczyna odkłada przybory do pisania na parapet. Spodziewał się, że pójdzie za ciosem i odpisze na ten cholerny list, a potem on w końcu będzie mógł się nią nacieszyć, jednak wtedy… poczuł pocałunek na swoich wargach, a temu oprzeć się nie mógł. Zaskoczenie szybko wyparowało, natomiast on sam oddał pocałunek, próbując za wszelką cenę maksymalnie go pogłębić.
– Muszę – wycharczał, pomiędzy pocałunkami. Chciał dodać coś jeszcze, ale wolał przejść do czynów, a tak się składało, że nie mógł sobie odmówić przyjemności smakowania jej warg. Miała jednak nigdy nie zrozumieć, że papierosy to był nieodłączny element jego życia. Doskonale wiedział, że nigdy z tego nie zrezygnuje. Potrzebował tytoniu, niczym tlenu – a nawet niczym jej bliskości. Chwilowo była dla niego bardziej pociągająca i uzależniająca, ale po wszystkim… to papieros w ustach dopełni całą rozkosz. Nie musiał nawet ukrywać niezbyt zadowolonej miny, gdy jednak Alyssa postanowiła się od niego oderwać. I nawet widok, nachylającej się po pióro i kałamarz dziewczyny, której koszulka była zbyt luźna przez co Alec był w stanie zobaczyć bardzo interesujące rzeczy, nie miały mu tego wynagrodzić. Ze smakiem ust dziewczyny na ustach, obserwował – opierając się plecami o ścianę – jej poczynania. Czuł wręcz narastające zirytowanie, pragnąć by zakończyła to wszystko, jak najszybciej, a co najwyraźniej nie szło po jego myśli, bo dziewczyna musiała zacząć pisać od początku. Zorientował się, że miała zamiar pisać list na jego kolanie, dopiero wtedy gdy poczuł jak końcówka pióra łaskocze go po skórze.
– Merlinie.. – burknął wyrwany z rozmyślań, w tym samym momencie dostrzegając pozę blondwłosej dziewczyny. Alec zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy aby ten zabieg nie miał na celu jedynie podpuszczenia go, ale dość szybko stwierdził, że nawet jeśli – to co go tam. Nie potrzebował przecież zgody.
– Tak, oczywiście – odpowiedział rozkojarzonym tonem głosu, szczerze mówiąc nie do końca jej słuchając i wpatrując się w okrągłe pośladki dziewczyny. Dość szybko zaschło mu w ustach, przez co musiał i zwilżyć sobie usta językiem i przełknąć ślinę. I pewnie nie słuchałby słów Alyssy, gdyby nie fakt, że ta popatrzyła się na niego, a on głupio – zupełnie jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku -wzniósł brwi wysoko i uśmiechnął się dość sztywno.
– Chcesz mi powiedzieć, że jestem dzieckiem? – odezwał się w końcu, choć nie zabrzmiało to tak jak powinno. Nie było to pełne irytacji i złości pytanie, a jedynie wypowiedziane na odwal się. I niezwykle się ucieszył, gdy odwróciła spojrzenie, wracając do listu, natomiast Alec… cóż. Położył dłoń na jej łopatkach, by niezwykle powoli zacząć zsuwać swoją dłoń po materiale koszulki.
– Napisz, że wyjeżdżasz i że Cię nie będzie – dorzucił od siebie, wreszcie natrafiając opuszkami palców na jędrną skórę jej pośladków. I nie trzeba chyba wspominać, że kąciki jego ust momentalnie drgnęły do góry.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pon Wrz 18, 2017 10:46 pm
Jeśli poprzednim razem znacząco się wzdrygnęła, teraz przeszedł ją jeszcze bardziej lodowaty i wyraźny dreszcz, bowiem ton głosu Aleca nie zaliczał się w tym momencie do takich, jakie kiedykolwiek chciałaby usłyszeć. Wręcz przeciwnie. Kochała tego człowieka, ale szczerze nienawidziła, gdy stawał się tak chłodny, pełen gniewu, a może nawet wręcz na swój sposób nieludzki. Owszem, miłość oznaczała przyjmowanie drugiej osoby takiej, jaką była, a jednak Meadowes nie do końca potrafiła pogodzić się z podobną postawą życiową mężczyzny. Chciała, by był szczęśliwy, nie zaś rozpamiętywał trudną przeszłość czy porównywał, kto miał gorzej w życiu. Pragnęła nie patrzeć na niego z przykrością, ze współczuciem, tylko budować coś pozytywnego i wspominać to z uśmiechem na twarzy. Nie mogła już pomóc ojcu, ponieważ ten tkwił w tym stanowczo zbyt głęboko, ale Alec wcale nie musiał patrzeć na siebie jak na ofiarę trudnego życia. Oboje - ona i on - byli w stanie zamknąć ten rozdział, ale tylko poprzez pogodzenie się z tym elementem historii. I Alyssa starała się to zrobić, naprawdę próbowała. Nawet w tym momencie.
- Nie rób tak. - Burknęła pod nosem, nie zmuszając się nawet do tego, by rozwinąć to, czym rzekomo miało być robienie tak. Sama nie wiedziała, czy sądziła, że sens tego był dostatecznie jasny, czy też chodziło o coś innego. Szczerze mówiąc, niespecjalnie się nad tym zastanawiała, ponieważ na jej głowie znajdowały się teraz znacznie poważniejsze problemy. Tak czy siak, chciała prędzej pocieszyć jakoś towarzysza, rozpogodzić mu tudzież wynagrodzić przykrość sprawioną odczytaniem treści tak nieprzyjemnego i obraźliwego listu, niżeli zagłębiać się dalej w kwestię paskudnej przeszłości. Przeszłość już tak miała, że... Cóż, była kiedyś, nie obecnie. Teraz liczyło się zaś tu i na to właśnie chciała położyć nacisk. Na polepszanie teraźniejszości i budowanie przyszłości. Musieli poradzić sobie jakoś z nadchodzącymi kłopotami, a pierwszy z nich już się pojawił. Jak najszybsza odpowiedź na list była zdecydowanie wskazana.
- Nie chciałam cię tym krzywdzić. - Niezależnie, co jej wcześniej odpowiedział, nie zamierzała przyjąć do informacji tego całego cieszenia się z przykrości, jaką sprawiła mu zawartość wiadomości Thomasa. To było bowiem dla Alyssy na tyle absurdalne, że... Nie, zwyczajnie nie mogła. Chęć zgrywania twardziela chęcią zgrywania twardziela, ale doskonale zauważyła to, jak mocno trząsł się z gniewu, gdy wypowiadała kolejne słowa. Był rozemocjonowany i to w ten negatywny sposób, nie wyczuwała w tym ani grama uciechy. Dlatego też posłała mu bardzo badawcze spojrzenie, nie do końca wiedząc, jak powinna odbierać jego wypowiedź. Gdyby jeszcze wyczuwała w niej sarkazm, ironię, lecz wcale tak nie było. To komplikowało sprawę, doprowadzając przy tym blondynkę do dalszej chęci wynagrodzenia Alecowi doznanych nieprzyjemności. List, choć powinien zostać wysłany jak najszybciej, mógł poczekać kilka chwil. Zwłaszcza że sama miała olbrzymią ochotę pocieszyć tym także siebie.
- Ee. - Zaprzeczyła przeciągłym, niezbyt zdecydowanym pomrukiem typowym dla osoby, która w tym momencie nie była już zbytnio myślami przy poruszanej kwestii. I choć nigdy by mu tego nie powiedziała, przyzwyczaiła się do tego lekko nikotynowego posmaku jego pocałunków. Nie to, by brakowało jej teraz tej nuty, bowiem to od muskania wargami ust mężczyzny była uzależniona - nie smaku od tytoniu na jego języku - ale miała taką świadomość. Papierosy jednak wcale jej nie pociągały. Wręcz przeciwnie. Nienawidziła widoku palaczy i chciała, by wreszcie przestał to robić. Teraz nadarzyła się ku temu okazja, więc mogła chociaż spróbować go do tego przekonać, czyż nie? Zawsze był cień nadziei, choć... Patrząc prawdzie w oczy, w tym momencie pragnęła tylko się całować. Tęsknie i głęboko oddając wymieniane pocałunki do czasu, gdy nie poczuła się zobowiązana wrócić do odpowiedzialnego odpisywania na list.
- O czym myślisz? - Przelotnie unosząc spojrzenie znad kartki, przygryzła policzek od wewnątrz, patrząc pytająco na Aleca, gdy mruknął coś o Merlinie. Bardzo szybko powróciła jednak do dalszego produkowania się przy pisaniu, choć słowa nie chciały przychodzić jej do głowy, więc znacznie więcej marszczyła brwi, niżeli cokolwiek pisała. Cóż, przynajmniej komentarze opuszczały jednocześnie jej usta, zwracając jakąś uwagę mężczyzny, który moment później obdarzył ją pytaniem. Zadziwiająco wręcz spokojnym i... Zwyczajnie zainteresowanym? To było ciekawe.
- Każdy jest czyimś dzieckiem. - Nieznacznie wzruszyła ramionami, uśmiechając się pod nosem, gdy poczuła jego dłoń przesuwającą się po jej plecach. - Poza tym nie chcesz mi mówić, co się dzieje, więęęc... - Już mu to powiedziała. Pod tym względem faktycznie był dzieciakiem i nie miało się to raczej zbyt szybko zmienić, bo i jego podejście było prawie że niezmienne. Od tylu lat, tak niezmiernie długi czas. - Myślę, że muszę odpocząć od Munga. Po tym wszystkim, co się stało, postanowiłam wziąć sobie kilka dni urlopu. Szkocja zdaje się być bardzo ciekawym miejscem, a pora sprzyja wyprawom, więc pomyślałam, że może powinnam skorzystać z okazji i pozwiedzać kilka większych miast. Nie musisz się o mnie martwić. Z pewnością nikt niepowołany mnie tam nie napadnie. - Kontynuowała pisanie, pytając przy tym Aleca z uśmiechem. - Zadowolony? - I cóż, starała się nie kłamać specjalnie, ale nadal nie wiedziała, co powinna pisać, a mężczyzna obok zdecydowanie jej nie pomagał. - Rozpraszasz mnie...
- Nie rób tak. - Burknęła pod nosem, nie zmuszając się nawet do tego, by rozwinąć to, czym rzekomo miało być robienie tak. Sama nie wiedziała, czy sądziła, że sens tego był dostatecznie jasny, czy też chodziło o coś innego. Szczerze mówiąc, niespecjalnie się nad tym zastanawiała, ponieważ na jej głowie znajdowały się teraz znacznie poważniejsze problemy. Tak czy siak, chciała prędzej pocieszyć jakoś towarzysza, rozpogodzić mu tudzież wynagrodzić przykrość sprawioną odczytaniem treści tak nieprzyjemnego i obraźliwego listu, niżeli zagłębiać się dalej w kwestię paskudnej przeszłości. Przeszłość już tak miała, że... Cóż, była kiedyś, nie obecnie. Teraz liczyło się zaś tu i na to właśnie chciała położyć nacisk. Na polepszanie teraźniejszości i budowanie przyszłości. Musieli poradzić sobie jakoś z nadchodzącymi kłopotami, a pierwszy z nich już się pojawił. Jak najszybsza odpowiedź na list była zdecydowanie wskazana.
- Nie chciałam cię tym krzywdzić. - Niezależnie, co jej wcześniej odpowiedział, nie zamierzała przyjąć do informacji tego całego cieszenia się z przykrości, jaką sprawiła mu zawartość wiadomości Thomasa. To było bowiem dla Alyssy na tyle absurdalne, że... Nie, zwyczajnie nie mogła. Chęć zgrywania twardziela chęcią zgrywania twardziela, ale doskonale zauważyła to, jak mocno trząsł się z gniewu, gdy wypowiadała kolejne słowa. Był rozemocjonowany i to w ten negatywny sposób, nie wyczuwała w tym ani grama uciechy. Dlatego też posłała mu bardzo badawcze spojrzenie, nie do końca wiedząc, jak powinna odbierać jego wypowiedź. Gdyby jeszcze wyczuwała w niej sarkazm, ironię, lecz wcale tak nie było. To komplikowało sprawę, doprowadzając przy tym blondynkę do dalszej chęci wynagrodzenia Alecowi doznanych nieprzyjemności. List, choć powinien zostać wysłany jak najszybciej, mógł poczekać kilka chwil. Zwłaszcza że sama miała olbrzymią ochotę pocieszyć tym także siebie.
- Ee. - Zaprzeczyła przeciągłym, niezbyt zdecydowanym pomrukiem typowym dla osoby, która w tym momencie nie była już zbytnio myślami przy poruszanej kwestii. I choć nigdy by mu tego nie powiedziała, przyzwyczaiła się do tego lekko nikotynowego posmaku jego pocałunków. Nie to, by brakowało jej teraz tej nuty, bowiem to od muskania wargami ust mężczyzny była uzależniona - nie smaku od tytoniu na jego języku - ale miała taką świadomość. Papierosy jednak wcale jej nie pociągały. Wręcz przeciwnie. Nienawidziła widoku palaczy i chciała, by wreszcie przestał to robić. Teraz nadarzyła się ku temu okazja, więc mogła chociaż spróbować go do tego przekonać, czyż nie? Zawsze był cień nadziei, choć... Patrząc prawdzie w oczy, w tym momencie pragnęła tylko się całować. Tęsknie i głęboko oddając wymieniane pocałunki do czasu, gdy nie poczuła się zobowiązana wrócić do odpowiedzialnego odpisywania na list.
- O czym myślisz? - Przelotnie unosząc spojrzenie znad kartki, przygryzła policzek od wewnątrz, patrząc pytająco na Aleca, gdy mruknął coś o Merlinie. Bardzo szybko powróciła jednak do dalszego produkowania się przy pisaniu, choć słowa nie chciały przychodzić jej do głowy, więc znacznie więcej marszczyła brwi, niżeli cokolwiek pisała. Cóż, przynajmniej komentarze opuszczały jednocześnie jej usta, zwracając jakąś uwagę mężczyzny, który moment później obdarzył ją pytaniem. Zadziwiająco wręcz spokojnym i... Zwyczajnie zainteresowanym? To było ciekawe.
- Każdy jest czyimś dzieckiem. - Nieznacznie wzruszyła ramionami, uśmiechając się pod nosem, gdy poczuła jego dłoń przesuwającą się po jej plecach. - Poza tym nie chcesz mi mówić, co się dzieje, więęęc... - Już mu to powiedziała. Pod tym względem faktycznie był dzieciakiem i nie miało się to raczej zbyt szybko zmienić, bo i jego podejście było prawie że niezmienne. Od tylu lat, tak niezmiernie długi czas. - Myślę, że muszę odpocząć od Munga. Po tym wszystkim, co się stało, postanowiłam wziąć sobie kilka dni urlopu. Szkocja zdaje się być bardzo ciekawym miejscem, a pora sprzyja wyprawom, więc pomyślałam, że może powinnam skorzystać z okazji i pozwiedzać kilka większych miast. Nie musisz się o mnie martwić. Z pewnością nikt niepowołany mnie tam nie napadnie. - Kontynuowała pisanie, pytając przy tym Aleca z uśmiechem. - Zadowolony? - I cóż, starała się nie kłamać specjalnie, ale nadal nie wiedziała, co powinna pisać, a mężczyzna obok zdecydowanie jej nie pomagał. - Rozpraszasz mnie...
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Wto Wrz 26, 2017 3:44 pm
– Nie rób jak? – te słowa wydobyły się z jego ust automatycznie, zupełnie tak samo jak brew, która gwałtownie wystrzeliła ku górze. Greyback mierzył Alyssę tym swoim nieustępliwym, nieprzejednanym spojrzeniem. Było to czysto retoryczne pytanie, gdyż znał na nie odpowiedź, jedno się jednak nie miało zmienić. Jeśli ona podjęła tę grę, to on nie miał zamiaru ustępować. Mógł żywić do niej skomplikowane uczucia, chcieć jej dobra, ale tego nie miał zamiaru dla niej zrobić. I ktokolwiek powiedział, że dla miłości wszystko, był po prostu ślepym głupcem.
– Mam nie mówić prawdy, Alysso? Z tego co pamiętam, wiecznie tego ode mnie oczekujesz. – i zagryzł usta w cienką linijkę, odwracając wzrok gdzieś w boczną ścianę. Jeśli już grali w grę usprawiedliwiania starego Meadowesa, to cóż, Alec był idealnym kandydatem do tej gry. Sam miał swoje na sumieniu, więc czemu by i tego nie tłumaczyć traumą z dzieciństwa i jak to ona ujęła trudnym życiem? Greyback był prostym człowiekiem, którego żywot składał się z niewielu emocji i uczuć. Głównie jednak znał nienawiść i pożądanie. To właśnie dzięki tym uczuciom wciąż oddychał. A tak się składało, że Thomas dawał mu dużo powodów do nienawiści.
– Nie tak łatwo mnie skrzywdzić – odparł cierpko na jej słowa, jednocześnie uśmiechając się nieco… pobłażliwie? Był pierdolonym Allectusem Greybackiem, byle list od pierwszego-lepszego mugolaka nie był w stanie go skrzywdzić, ba! Thomas Meadowes był dla niego nikim, człowiekiem gorszej kategorii. Mógł sobie myśleć, co chciał, ale w tej wojnie miał wygrać Greyback. Dlatego.. sam nie wiedział kiedy to się stało, ale jego twarz całkowicie złagodniała, a koniuszki jego ust wykrzywiły się w nikłym uśmiechu. Może po części było to spowodowane próbami polepszenia jego humoru, a może po prostu świadomością, że wrzód o nazwie Thomas Meadowes wkrótce miał zniknąć z jego tyłka.
Dlatego jedyne o czym wypadało teraz myśleć to nie zemsta na Flincie, czy myśli o zgromadzeniu majątku, a jej piękne ciało, które miał na wyciągnięcie ręki. I gdy Alyssa zapytała go, o czym myślał.. odpowiedź na to pytanie miała być banalna, a jednak niezwykle szczera.
– O tobie – myślał o niej, a dokładniej o fakcie, że najchętniej rozerwałby tę cholerną koszulkę, nie dbając, czy będzie w stanie ją jeszcze kiedyś założyć. Pragnął Alyssy, to nie była nowość, nie wiedział jednak, czy to wzmożone pożądanie było spowodowane latami rozłąki, czy może faktycznie dziewczyna po prostu się zmieniła. Wcześniej, gdy na nią spoglądał, nie widział tego co teraz. Posiniaczone kolana nie przykuwały już jego uwagi, tylko jej ciało, które stało się bardziej kobiece, jędrniejsze, pełniejsze. Nie przypominała już 17 letniej dziewczynki, a kobietę. Najseksowniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek widział.
– Nie powiesz mi, że to cię nie kręci – odparł jedynie, wciąż skutecznie przesuwając swoją rękę w kierunku jej odkrytego pośladka. I mogła mu mówić, co tylko chciała, ale przecież doskonale widział, jak bardzo pociągała ją ta otoczka twardziela. Nie mogła zaprzeczyć temu, że lubiła odkrywać i na niego narzekać.
– Mhm – mruknął jedynie, ściskając dłonią jej pośladek. To nie tak, że jedyne czego chciał to zbliżenia i seks. Oczywiście, tego chciał bardziej niż czegokolwiek, jednak wciąż próbował dotrzeć do odpowiedzi, zrozumieć, dlaczego aż tak go fascynowała w tym momencie. I dłonią przesunął nieco niżej, drażniąc palcami, którymi sunął zarówno po zewnętrznej, jak i wewnętrznej stronie, skórę pod jej pośladkami.
– Ty mnie bardziej – odparł, przełykając głośno ślinę, by po chwili schylić się do tego stopnia, by złożyć pocałunek na jej odsłoniętym karku.
– Mam nie mówić prawdy, Alysso? Z tego co pamiętam, wiecznie tego ode mnie oczekujesz. – i zagryzł usta w cienką linijkę, odwracając wzrok gdzieś w boczną ścianę. Jeśli już grali w grę usprawiedliwiania starego Meadowesa, to cóż, Alec był idealnym kandydatem do tej gry. Sam miał swoje na sumieniu, więc czemu by i tego nie tłumaczyć traumą z dzieciństwa i jak to ona ujęła trudnym życiem? Greyback był prostym człowiekiem, którego żywot składał się z niewielu emocji i uczuć. Głównie jednak znał nienawiść i pożądanie. To właśnie dzięki tym uczuciom wciąż oddychał. A tak się składało, że Thomas dawał mu dużo powodów do nienawiści.
– Nie tak łatwo mnie skrzywdzić – odparł cierpko na jej słowa, jednocześnie uśmiechając się nieco… pobłażliwie? Był pierdolonym Allectusem Greybackiem, byle list od pierwszego-lepszego mugolaka nie był w stanie go skrzywdzić, ba! Thomas Meadowes był dla niego nikim, człowiekiem gorszej kategorii. Mógł sobie myśleć, co chciał, ale w tej wojnie miał wygrać Greyback. Dlatego.. sam nie wiedział kiedy to się stało, ale jego twarz całkowicie złagodniała, a koniuszki jego ust wykrzywiły się w nikłym uśmiechu. Może po części było to spowodowane próbami polepszenia jego humoru, a może po prostu świadomością, że wrzód o nazwie Thomas Meadowes wkrótce miał zniknąć z jego tyłka.
Dlatego jedyne o czym wypadało teraz myśleć to nie zemsta na Flincie, czy myśli o zgromadzeniu majątku, a jej piękne ciało, które miał na wyciągnięcie ręki. I gdy Alyssa zapytała go, o czym myślał.. odpowiedź na to pytanie miała być banalna, a jednak niezwykle szczera.
– O tobie – myślał o niej, a dokładniej o fakcie, że najchętniej rozerwałby tę cholerną koszulkę, nie dbając, czy będzie w stanie ją jeszcze kiedyś założyć. Pragnął Alyssy, to nie była nowość, nie wiedział jednak, czy to wzmożone pożądanie było spowodowane latami rozłąki, czy może faktycznie dziewczyna po prostu się zmieniła. Wcześniej, gdy na nią spoglądał, nie widział tego co teraz. Posiniaczone kolana nie przykuwały już jego uwagi, tylko jej ciało, które stało się bardziej kobiece, jędrniejsze, pełniejsze. Nie przypominała już 17 letniej dziewczynki, a kobietę. Najseksowniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek widział.
– Nie powiesz mi, że to cię nie kręci – odparł jedynie, wciąż skutecznie przesuwając swoją rękę w kierunku jej odkrytego pośladka. I mogła mu mówić, co tylko chciała, ale przecież doskonale widział, jak bardzo pociągała ją ta otoczka twardziela. Nie mogła zaprzeczyć temu, że lubiła odkrywać i na niego narzekać.
– Mhm – mruknął jedynie, ściskając dłonią jej pośladek. To nie tak, że jedyne czego chciał to zbliżenia i seks. Oczywiście, tego chciał bardziej niż czegokolwiek, jednak wciąż próbował dotrzeć do odpowiedzi, zrozumieć, dlaczego aż tak go fascynowała w tym momencie. I dłonią przesunął nieco niżej, drażniąc palcami, którymi sunął zarówno po zewnętrznej, jak i wewnętrznej stronie, skórę pod jej pośladkami.
– Ty mnie bardziej – odparł, przełykając głośno ślinę, by po chwili schylić się do tego stopnia, by złożyć pocałunek na jej odsłoniętym karku.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|