- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Wto Lis 21, 2017 9:05 pm
Z nikim innym nie czuła się tak jak w tej chwili. Nikt inny nie działał na nią w ten sposób i nie mogła tego w żaden sposób ukryć. Chociaż przez prawie sześć lat starała się ułożyć sobie jakoś życie, fakt pozostawał faktem. Z jakimkolwiek mężczyzną nie czuła się tak dobrze jak z Greybackiem. Nie chodziło nawet o to, co wyprawiał z jej ciałem, lecz... Po prostu. Mimo że się spierali, kłócili, momentami nawet nad wyraz ostro, miała nieodparte wrażenie, że w jej życiu był on...
Albo nikt. Za bardzo go kochała, nie przestając nawet po definitywnym rozstaniu i gdy tak to sobie uświadamiała, prawdopodobnie to właśnie było przyczyną wdawania się w nieudane związki. Podświadomie czuła bowiem, jakby go zdradzała, nawet jeśli wtedy ze sobą nie byli. A teraz czuła się... Oszołomiona.
Być może powinna uznać to za sprytną zagrywkę, jednak nawet nie przemknęło jej to przez myśl. Tak samo jak cała masa innych wniosków, do których zapewne doszłaby, gdyby nie rozpraszające działanie Aleca, którego pieszczoty starała się odwzajemniać. Skupiała całe swoje zainteresowanie właśnie na nim, nie na rozmyślaniu o rzeczach, jakie nie były dla niej teraz tak istotne. Sama pozwoliła sobie wpaść w pułapkę zastawioną przez niego mniej lub bardziej świadomie. Całym sobą odwracał jej uwagę, a ona bez zawahania dawała mu to zrobić.
Był dla niej... Wszystkim. Nawet jeśli nie przypominał typowego ideału - ani z charakteru, ani z wyglądu przypominającego o wielu przetrwanych pełniach księżyca - to dla niej był idealnie nieidealny. Złapała się nawet na tym, iż Mroczny Znak, przed którego widokiem tak bardzo się wzdragała, nie miał w tej chwili większego znaczenia. Owszem, nadal cierpiała z powodu tamtej decyzji, lecz na ten moment odrzuciła od siebie wszystko to, co nie było im potrzebne. Oboje byli tym, kim byli... I nie miało to większego znaczenia, dopóki faktycznie planowali wspólne życie.
Chociaż to nadal nie do końca docierało do Alyssy. Nawet w chwili, w której blondynka usłyszała słowa o umalowaniu się i ubraniu, zwyczajnie wzbudziło to jeszcze większy uśmiech na jej rumianej twarzy. A potem? Potem jęknęła pod wpływem pieszczot, momentalnie zapominając o tym wszystkim, co jej powiedział. Jeśli próbował porozmawiać z nią na poważnie, zdecydowanie nie powinien robić tego w taki sposób... Ale wcale jej to nie przeszkadzało, bo czuła się tak, jakby nigdy nie miała mieć go dosyć, chętnie przyjmując zaoferowane dwie godziny.
Zwłaszcza w chwili, w której przyciągnęła go do siebie, być może nie mając na tyle siły, by przerwać materiał koszulki - uciążliwie zakrywającej to, co zdecydowanie pragnęła obnażyć - ale zaraz zajmując się dalszym rozbieraniem mężczyzny i rewanżując mu się deszczem drobnych pocałunków składanych w najwrażliwszych miejscach na jego szyi, które doskonale pamiętała. A kiedy całkowicie podniósł się do pionu, całując ją w usta, roześmiała się przez nie - cicho, lekko i z zadowoleniem, odwzajemniając pocałunek.
Nie chciała dłużej czekać, wiedząc także, że on również tego nie chciał. Czekała na niego stanowczo zbyt długo - czy to przez ostatnie dni, czy przez ostatnie lata - i dalsza zwłoka była czymś całkowicie niepotrzebnym, przeszkadzającym. Była nawet skłonna jeszcze bardziej nakierować Aleca, poganiając go do tego, czego oboje tak wyraźnie potrzebowali, kiedy on sam przejął inicjatywę. Ona zaś tylko opadła na poduszkę, obejmując go ramionami za szyję i - nie przerwawszy całowania - nieznacznie unosząc biodra.
Nie musiała długo czekać. Atmosfera już dawno nie była tak gęsta, choć zdecydowanie nie chodziło tu o nerwy, a przynajmniej nie te związane z jakimikolwiek problemami. Uniesienia... Uniesienia pozwalały zapomnieć, wypełniając ciało przyjemnością, chęcią wicia się z rozkoszy, powodowały mrużenie oczu i unoszenie kącików ust, szybsze oddechy, kropelki potu na ciele... I satysfakcję. Niezmierne zadowolenie spowodowane widokiem ledwo panującego nad sobą partnera, którego gardłowy pomruk nadal wibrował w uszach Alyssy.
Unosząc dłoń, pogładziła go po zarośniętym policzku, przyglądając mu się czule i nadal próbując uspokoić przyspieszony oddech, gdy spazmy powoli opuszczały jej przyjemnie zmęczone ciało.
- Gdzie wychodzimy? - Spytała po chwili, nie przestając gładzić Aleca po twarzy.
Albo nikt. Za bardzo go kochała, nie przestając nawet po definitywnym rozstaniu i gdy tak to sobie uświadamiała, prawdopodobnie to właśnie było przyczyną wdawania się w nieudane związki. Podświadomie czuła bowiem, jakby go zdradzała, nawet jeśli wtedy ze sobą nie byli. A teraz czuła się... Oszołomiona.
Być może powinna uznać to za sprytną zagrywkę, jednak nawet nie przemknęło jej to przez myśl. Tak samo jak cała masa innych wniosków, do których zapewne doszłaby, gdyby nie rozpraszające działanie Aleca, którego pieszczoty starała się odwzajemniać. Skupiała całe swoje zainteresowanie właśnie na nim, nie na rozmyślaniu o rzeczach, jakie nie były dla niej teraz tak istotne. Sama pozwoliła sobie wpaść w pułapkę zastawioną przez niego mniej lub bardziej świadomie. Całym sobą odwracał jej uwagę, a ona bez zawahania dawała mu to zrobić.
Był dla niej... Wszystkim. Nawet jeśli nie przypominał typowego ideału - ani z charakteru, ani z wyglądu przypominającego o wielu przetrwanych pełniach księżyca - to dla niej był idealnie nieidealny. Złapała się nawet na tym, iż Mroczny Znak, przed którego widokiem tak bardzo się wzdragała, nie miał w tej chwili większego znaczenia. Owszem, nadal cierpiała z powodu tamtej decyzji, lecz na ten moment odrzuciła od siebie wszystko to, co nie było im potrzebne. Oboje byli tym, kim byli... I nie miało to większego znaczenia, dopóki faktycznie planowali wspólne życie.
Chociaż to nadal nie do końca docierało do Alyssy. Nawet w chwili, w której blondynka usłyszała słowa o umalowaniu się i ubraniu, zwyczajnie wzbudziło to jeszcze większy uśmiech na jej rumianej twarzy. A potem? Potem jęknęła pod wpływem pieszczot, momentalnie zapominając o tym wszystkim, co jej powiedział. Jeśli próbował porozmawiać z nią na poważnie, zdecydowanie nie powinien robić tego w taki sposób... Ale wcale jej to nie przeszkadzało, bo czuła się tak, jakby nigdy nie miała mieć go dosyć, chętnie przyjmując zaoferowane dwie godziny.
Zwłaszcza w chwili, w której przyciągnęła go do siebie, być może nie mając na tyle siły, by przerwać materiał koszulki - uciążliwie zakrywającej to, co zdecydowanie pragnęła obnażyć - ale zaraz zajmując się dalszym rozbieraniem mężczyzny i rewanżując mu się deszczem drobnych pocałunków składanych w najwrażliwszych miejscach na jego szyi, które doskonale pamiętała. A kiedy całkowicie podniósł się do pionu, całując ją w usta, roześmiała się przez nie - cicho, lekko i z zadowoleniem, odwzajemniając pocałunek.
Nie chciała dłużej czekać, wiedząc także, że on również tego nie chciał. Czekała na niego stanowczo zbyt długo - czy to przez ostatnie dni, czy przez ostatnie lata - i dalsza zwłoka była czymś całkowicie niepotrzebnym, przeszkadzającym. Była nawet skłonna jeszcze bardziej nakierować Aleca, poganiając go do tego, czego oboje tak wyraźnie potrzebowali, kiedy on sam przejął inicjatywę. Ona zaś tylko opadła na poduszkę, obejmując go ramionami za szyję i - nie przerwawszy całowania - nieznacznie unosząc biodra.
Nie musiała długo czekać. Atmosfera już dawno nie była tak gęsta, choć zdecydowanie nie chodziło tu o nerwy, a przynajmniej nie te związane z jakimikolwiek problemami. Uniesienia... Uniesienia pozwalały zapomnieć, wypełniając ciało przyjemnością, chęcią wicia się z rozkoszy, powodowały mrużenie oczu i unoszenie kącików ust, szybsze oddechy, kropelki potu na ciele... I satysfakcję. Niezmierne zadowolenie spowodowane widokiem ledwo panującego nad sobą partnera, którego gardłowy pomruk nadal wibrował w uszach Alyssy.
Unosząc dłoń, pogładziła go po zarośniętym policzku, przyglądając mu się czule i nadal próbując uspokoić przyspieszony oddech, gdy spazmy powoli opuszczały jej przyjemnie zmęczone ciało.
- Gdzie wychodzimy? - Spytała po chwili, nie przestając gładzić Aleca po twarzy.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sro Lis 22, 2017 7:41 pm
W porównaniu do Alyssy, nigdy jakoś nie było dla niego takie jasne, że w jego życiu blondynka odgrywała aż tak dużą rolę. Nie lubił myśleć o jakimkolwiek zaangażowaniu, a prawda jest taka, że zarówno przed nią, jak i po niej miał wystarczająco dużo panienek, by móc zapomnieć o Meadowes. A jednak, z pewnym trudnych do zrozumienia przez niego przyczyn – nie należało to do najłatwiejszych czynności. Mało tego, wydawało się to wręcz nieosiągalne. I gdy tak w ciągu dnia pogrążał się w pracy – samotność nie doskwierała mu aż tak bardzo, natomiast odrobina za dużo wysokoprocentowych trunków robiła już swoje. W każdej innej dziewczynie – szukał właśnie jej, a w pewnym momencie przeklinając Meadowes wszystkimi możliwymi klątwami czy wulgaryzmami. Teraz jednak nie wyobrażał sobie wrócić do tamtego okresu. Okresu bez niej.
Choć dosłownie trzymał ją w swoich ramionach, całując namiętnie w usta i kochając się z nią, nie do końca potrafił dowierzyć, że tak głupi zbieg okoliczności doprowadził ich ponownie do siebie. Z żadną inną kobietą nie było mu aż tak dobrze, jak z tą głupią Krukonką i bynajmniej nie mogły mieć tu znaczenia, jakieś specjalne umiejętności dziewczyny. W tym przypadku nie potrafił nawet porównać blondynki z żadną inną dziewczyną. Być może dorodne piękności z Nokturnu powinny dać mu o wiele więcej satysfakcji niż drobniutka, krucha Alyssa, tak jednak uczucia, jakie do niej żywił wydawały się z jego punktu widzenia – niemożliwe. Niemożliwe było czuć aż tak dużo względem jednej osoby, a jednak.. to Alyssa skradła jego serce i nie sądził, by kiedykolwiek mógł tak po prostu przestać ją kochać. Opadł powoli na drugą część łóżka, wciąż nie potrafiąc unormować oddechu, ani walącego o klatkę piersiową serca… Stanowczo zbyt dużo czasu minęło odkąd byli ze sobą tak cholernie blisko. I gdyby nie fakt, że mieli coś do zrobienia, prawdopodobnie nie wychodziłby z łóżka do końca dnia, co jakiś czas powtarzając ten akt i doprowadzając Alyssę do cichych jęków.
– Do ministerstwa – odmruknął, przekręcając twarz w bok, w taki sposób, że ręka – którą dziewczyna trzymała na jego policzku teraz leżała na jego ustach. Czule złożył pocałunek na jej delikatnej dłoni, po czym dość niechętnie wyszedł z łóżka, zbierając po drodze tylko swoją dolną część garderoby.
– Idę wziąć prysznic, a potem… – i uśmiechnął się szelmowsko, różdżką celując w drzwi, które wkrótce się otworzyły. Nim jednak przekroczył próg sypialni rzucił jeszcze do Alyssy nieco rozbawionym, ale mimo wszystko niezwykle poważnym i spokojnym tonem głosu: – W końcu bierzemy ślub, nie?
/zt
Choć dosłownie trzymał ją w swoich ramionach, całując namiętnie w usta i kochając się z nią, nie do końca potrafił dowierzyć, że tak głupi zbieg okoliczności doprowadził ich ponownie do siebie. Z żadną inną kobietą nie było mu aż tak dobrze, jak z tą głupią Krukonką i bynajmniej nie mogły mieć tu znaczenia, jakieś specjalne umiejętności dziewczyny. W tym przypadku nie potrafił nawet porównać blondynki z żadną inną dziewczyną. Być może dorodne piękności z Nokturnu powinny dać mu o wiele więcej satysfakcji niż drobniutka, krucha Alyssa, tak jednak uczucia, jakie do niej żywił wydawały się z jego punktu widzenia – niemożliwe. Niemożliwe było czuć aż tak dużo względem jednej osoby, a jednak.. to Alyssa skradła jego serce i nie sądził, by kiedykolwiek mógł tak po prostu przestać ją kochać. Opadł powoli na drugą część łóżka, wciąż nie potrafiąc unormować oddechu, ani walącego o klatkę piersiową serca… Stanowczo zbyt dużo czasu minęło odkąd byli ze sobą tak cholernie blisko. I gdyby nie fakt, że mieli coś do zrobienia, prawdopodobnie nie wychodziłby z łóżka do końca dnia, co jakiś czas powtarzając ten akt i doprowadzając Alyssę do cichych jęków.
– Do ministerstwa – odmruknął, przekręcając twarz w bok, w taki sposób, że ręka – którą dziewczyna trzymała na jego policzku teraz leżała na jego ustach. Czule złożył pocałunek na jej delikatnej dłoni, po czym dość niechętnie wyszedł z łóżka, zbierając po drodze tylko swoją dolną część garderoby.
– Idę wziąć prysznic, a potem… – i uśmiechnął się szelmowsko, różdżką celując w drzwi, które wkrótce się otworzyły. Nim jednak przekroczył próg sypialni rzucił jeszcze do Alyssy nieco rozbawionym, ale mimo wszystko niezwykle poważnym i spokojnym tonem głosu: – W końcu bierzemy ślub, nie?
/zt
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Czw Lis 30, 2017 9:44 pm
/2 tygodnie po Dziurawym Kotle
Przez ostatnie dwa tygodnie w ich życiu zapanowała sielanka. Kłótnie i drobne sprzeczki o fajki, czy późne wracanie z pracy wciąż się pojawiały, jednak miały charakter wyjątkowo nieszkodliwy, w pewnym sensie niezwykle czuły. Choć powinni być zadowoleni z tego stanu rzeczy, Alec nie mógł oprzeć się wrażeniu, że była to jedynie cisza przed burzą. Wszystko, dosłownie wszystko wydawało się iść po jego myśli, a to – powiedzmy sobie szczerze – nie zdarzało się zbyt często.
W końcu udało mu się odzyskać pracę. Być może nie było to jeszcze na pełen etat – przynajmniej nieoficjalnie – to Alec nie zamierzał dawać sobie taryfy ulgowej. Pracował w pełnym wymiarze godzin, nie przejmując się słowami Xariana, że się przepracowuje, czy co gorsza – powinien odpocząć. Greyback nie znał takiego słowa. Dlatego tym szybciej wrócił też do nocnego dealowania, jednocześnie odzyskując ponad połowę niezadowolonych klientów. Nad drugą połową wciąż pracował i doskonale wiedział, że to tylko kwestia czasu. Ludzie nie potrafili przezwyciężyć swoich nawyków. I nawet jeśli znaleźli inne źródło – było to tymczasowe. W końcu i tak mieli wybrać to najtańsze, najdogodniejsze… A tak się składało, że jego zaplecze było najbardziej atrakcyjne cenowo.
Gdy wracał do domu – zazwyczaj czekał na niego obiad i uśmiechnięta, coraz tą krąglejsza Alyssa, której nie potrafił tak po prostu zignorować. Dlatego, gdy tylko witała go przy progu drzwi, całym ciałem napierał na nią, przyciskając ją do ściany, by porządnie ją powitać. Nie przejmował się upomnieniami, krzykami Ezry, że to było fuuuj. Z każdym kolejnym dniem było mu coraz ciężej się od niej odpędzić. Nie wiedział, czy była to sprawka ciąży, czy przypadkiem tego, że wreszcie pozwolił sobie na totalną szczerość co do swoich uczuć. Pracę zabierał ze sobą do domu, aczkolwiek nie były to najproduktywniejsze godziny, bo jego uwaga wiecznie była rozproszona. Tego dnia było tak samo. Obserwował jedynie kątem oka, jak blondynka wymyka się z pokoju Ezry i kieruje do sypialni z pogodnym uśmiechem na ustach. Ślęcząc nad stosem papierków, jedynie przygryzł dolną wargę, powracając do kreślenia czegoś zawzięcie na kartce, ale… to już nie było to samo. Jego myśli nie były przy wycenie czarnomagicznych produktów, czy różnych specyfików, nie tworzył też listy dostaw i klientów. Jego myśli były za drzwiami, spod których śniły promienie lampki nocnej. Minęło 15, a może nawet i pół godziny, gdy wygaszał papierosa o parapet kuchennego okna. Ubrania, które miał na sobie poskładał na najbliższym krześle, pozostając jedynie w ciemnych bokserkach i zwisającym przez jego szyję pentagramie, po czym wreszcie udał się do sypialni. Widział, że dziewczyna czytała, więc nie chcąc jej przeszkadzać – jedynie położył się na drugiej połowie łóżka, wpatrując się beznamiętnie w sufit. Sam zapach damskich perfum, jej perfum, był dla niego wystarczająco przyjemny. Nie zamierzał jednak na tym poprzestawać, dlatego objął ją w pasie, delikatnie wsuwając dłoń pod jej koszulkę nocną, kładąc ją ostrożnie na podbrzuszu dziewczyny. Powoli oswajał się z myślą o dziecku i choć nie pokazywał jej tego na co dzień, dzisiaj nie mógł oprzeć się tej małej pokusie. Dlatego przymknął swoje oczy, jednocześnie trzymając usta wyjątkowo blisko jej odsłoniętego karku, a prawą dłonią delikatnie sunąc po jej brzuchu – od podbrzusza, przez pępek do linii jej piersi – i z powrotem.
Przez ostatnie dwa tygodnie w ich życiu zapanowała sielanka. Kłótnie i drobne sprzeczki o fajki, czy późne wracanie z pracy wciąż się pojawiały, jednak miały charakter wyjątkowo nieszkodliwy, w pewnym sensie niezwykle czuły. Choć powinni być zadowoleni z tego stanu rzeczy, Alec nie mógł oprzeć się wrażeniu, że była to jedynie cisza przed burzą. Wszystko, dosłownie wszystko wydawało się iść po jego myśli, a to – powiedzmy sobie szczerze – nie zdarzało się zbyt często.
W końcu udało mu się odzyskać pracę. Być może nie było to jeszcze na pełen etat – przynajmniej nieoficjalnie – to Alec nie zamierzał dawać sobie taryfy ulgowej. Pracował w pełnym wymiarze godzin, nie przejmując się słowami Xariana, że się przepracowuje, czy co gorsza – powinien odpocząć. Greyback nie znał takiego słowa. Dlatego tym szybciej wrócił też do nocnego dealowania, jednocześnie odzyskując ponad połowę niezadowolonych klientów. Nad drugą połową wciąż pracował i doskonale wiedział, że to tylko kwestia czasu. Ludzie nie potrafili przezwyciężyć swoich nawyków. I nawet jeśli znaleźli inne źródło – było to tymczasowe. W końcu i tak mieli wybrać to najtańsze, najdogodniejsze… A tak się składało, że jego zaplecze było najbardziej atrakcyjne cenowo.
Gdy wracał do domu – zazwyczaj czekał na niego obiad i uśmiechnięta, coraz tą krąglejsza Alyssa, której nie potrafił tak po prostu zignorować. Dlatego, gdy tylko witała go przy progu drzwi, całym ciałem napierał na nią, przyciskając ją do ściany, by porządnie ją powitać. Nie przejmował się upomnieniami, krzykami Ezry, że to było fuuuj. Z każdym kolejnym dniem było mu coraz ciężej się od niej odpędzić. Nie wiedział, czy była to sprawka ciąży, czy przypadkiem tego, że wreszcie pozwolił sobie na totalną szczerość co do swoich uczuć. Pracę zabierał ze sobą do domu, aczkolwiek nie były to najproduktywniejsze godziny, bo jego uwaga wiecznie była rozproszona. Tego dnia było tak samo. Obserwował jedynie kątem oka, jak blondynka wymyka się z pokoju Ezry i kieruje do sypialni z pogodnym uśmiechem na ustach. Ślęcząc nad stosem papierków, jedynie przygryzł dolną wargę, powracając do kreślenia czegoś zawzięcie na kartce, ale… to już nie było to samo. Jego myśli nie były przy wycenie czarnomagicznych produktów, czy różnych specyfików, nie tworzył też listy dostaw i klientów. Jego myśli były za drzwiami, spod których śniły promienie lampki nocnej. Minęło 15, a może nawet i pół godziny, gdy wygaszał papierosa o parapet kuchennego okna. Ubrania, które miał na sobie poskładał na najbliższym krześle, pozostając jedynie w ciemnych bokserkach i zwisającym przez jego szyję pentagramie, po czym wreszcie udał się do sypialni. Widział, że dziewczyna czytała, więc nie chcąc jej przeszkadzać – jedynie położył się na drugiej połowie łóżka, wpatrując się beznamiętnie w sufit. Sam zapach damskich perfum, jej perfum, był dla niego wystarczająco przyjemny. Nie zamierzał jednak na tym poprzestawać, dlatego objął ją w pasie, delikatnie wsuwając dłoń pod jej koszulkę nocną, kładąc ją ostrożnie na podbrzuszu dziewczyny. Powoli oswajał się z myślą o dziecku i choć nie pokazywał jej tego na co dzień, dzisiaj nie mógł oprzeć się tej małej pokusie. Dlatego przymknął swoje oczy, jednocześnie trzymając usta wyjątkowo blisko jej odsłoniętego karku, a prawą dłonią delikatnie sunąc po jej brzuchu – od podbrzusza, przez pępek do linii jej piersi – i z powrotem.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pią Gru 01, 2017 8:20 pm
|dłuższy czas po Dziurawym
Sama nie do końca wiedziała, jak to się stało, jednakże fakt pozostawał faktem. Prawda była zaś taka, iż Alyssa nigdy wcześniej nie czuła się tak... Cóż, duża. I choć nadal widziała swoje stopy, nie mając aż tak pokaźnych rozmiarów brzucha - a przynajmniej nie w racjonalnym osądzie kogoś, kto nie był nią - z pewnością nie wyglądała już niczym osoba, która nieco zbyt wiele zjadła. O zgrozo, zaczęła nawet powoli borykać się z syndromem pełnej, ale pustej szafy i tym, iż zdecydowanie nie miała w co się ubrać. Prawie wszystko było na nią zdecydowanie za ciasne. Czy to spodnie, spódniczki, czy sukienki... Praktycznie cała szafa, a przynajmniej większa część, ubrań nie nadawała się już całkowicie do niczego. Zupełnie tak, jakby Aly dosłownie z dnia na dzień zmieniła się z motylka w niewielkiego słonia i nawet nie dostrzegła, kiedy to nastąpiło. Ostatecznie nie tak dawno udało jej się, co prawda, znaleźć dwie tuniki na krzyż i kilka sukienek - jak to określała - wielkości niedużych namiotów cyrkowych, ale mogła zapomnieć o mieszczeniu się w jakiekolwiek stare i nieelastyczne rajstopy.
Paradowała zatem naprzemiennie w kilku przykrótkich ubraniach, usiłując znaleźć chwilę na zrobienie jakichś zakupów. O ile bowiem w pracy znalazła sobie jakiś przyduży fartuch, mogąc swobodnie poruszać się w nim po laboratorium, o tyle czarodziejskie szaty pod nim także były odrobinkę nazbyt ciasne. Póki mogła jednak zarabiać, chodząc do Munga jak co dzień, póty zamierzała to wykorzystywać. Pieniądze przecież teoretycznie nie rosły na drzewach, a na pomoc finansową nie mogli liczyć. Co prawda, nie rozmawiała o tym z ojcem, nie mając jeszcze nawet odwagi spotkać się z nim oko w oko i powiedzieć mu o zmianach, jakie nastąpiły w jej życiu... Jednakże nawet bez tego wiedziała, iż nie miało to być raczej zbyt przyjemne spotkanie. W najlepszym wypadku miał ją wydziedziczyć. W najgorszym? Wolała nawet o tym nie myśleć.
Miała zresztą dosyć sporo na głowie. Począwszy od szpitala, poprzez zajmowanie się mieszkaniem czy chorowitym Ezrą, który ostatnio naprawdę wiele czasu spędzał zakatarzony pod pierzyną, na próbach pełnienia roli żony i pani domu zakończywszy. Przepadała za przygotowywaniem jedzenia, zabawami z siedmioletnim chłopcem, powrotami Aleca - tak, te szczególnie lubiła - opieką nad kotami, które wciąż jeszcze nie nawykły do zmiany miejsca zamieszkania. Naprawdę czuła się z tym świetnie.
Wbrew wszystkiemu, lubiła tego rodzaju specyficzne zaaferowanie, jednakże dzisiejszego dnia czuła się wyjątkowo zmęczona. Kończąc wykonywane czynności, sprawdziła samopoczucie Esdrasa, opowiadając mu bajkę na dobranoc i dając solidnego buziaka w policzek, po czym wszem i wobec oznajmiła, że idzie do sypialni, by się położyć. Cóż, najwyraźniej nie przekazując tego jednak na tyle wyraźnie, by poinformować o tym dziecko w jej łonie, ponieważ maluch dawno nie był aż tak ruchliwy. Wystarczyło, że tylko wzięła szybki prysznic, ruszając do łóżka, aby Nargiel wyjątkowo mocno się ożywił, oferując Alyssie bardzo wyraźne wrażenia akrobatyczne, po których dosyć jasno wiedziała, że nie dane jej było tak od razu zasnąć.
Wsuwając się pod kołdrę, zaświeciła lampkę nocną i wzięła do ręki obecnie czytaną książkę, jedną dłonią gładząc się po - z dnia na dzień coraz bardziej rosnącym - brzuchu okrytym śliskim materiałem cieniutkiej koszulki nocnej, natomiast palcami drugiej przewracając kolejne strony. Przynajmniej znalazła chwilę, by poczytać, moszcząc się dosyć wygodnie na miękkich poduchach.
Nie zwracała zbytniej uwagi na zegarek, jednak mimo to wiedziała, ile czasu minęło i jaka była godzina. Nie potrzebowała już nawet tego sprawdzać, doskonale wiedząc, że Alec - przynajmniej w takie dni jak ten - zazwyczaj wkradał się do łóżka przed upłynięciem trzydziestu minut od chwili, kiedy mijała go w drodzę do drzwi. Tym razem było podobnie, toteż rzuciła mu przelotne spojrzenie znad krawędzi okładki, przewracając kolejną kartkę, ale wiedząc, że jej czytanie już i tak miało się wkrótce skończyć. Jeśli chodziło o jakiekolwiek interakcje pomiędzy nimi - czy to dotyk, czy rozmowy - nie miała podzielnej uwagi, przygryzając wargę w momencie, w którym obrzuciła męża jeszcze dłuższym spojrzeniem, uśmiechając się czule. Nic nie mówiła, czekając aż ten wślizgnie się pod kołdrę, przesuwając się tylko odrobinę ku ścianie.
Mimo wszystko, nie spodziewała się jednak tego, co zamierzał zrobić, z początku spuszczając wzrok na rękę, którą gładził jej skórę, aby chwilę później spojrzeć na niego w ten pytający, ale zarazem niezmiernie zadowolony sposób. Była szczęśliwa, była naprawdę szczęśliwa, opierając policzek o włosy Aleca i czując jego oddech na swoim karku.
- Wierci się. - Mruknęła po dłuższej chwili, nie zamierzając nawet powstrzymać tego, jak czule to zabrzmiało. Nie odłożyła książki, bez większego zaangażowania w dalsze czytanie, kończąc rozdział, ale jednocześnie ciągle leciutko się uśmiechając. - Chyba trochę cię lubi. - Zażartowała, jedną ręką przytulając się bardziej do Aleca.
Sama nie do końca wiedziała, jak to się stało, jednakże fakt pozostawał faktem. Prawda była zaś taka, iż Alyssa nigdy wcześniej nie czuła się tak... Cóż, duża. I choć nadal widziała swoje stopy, nie mając aż tak pokaźnych rozmiarów brzucha - a przynajmniej nie w racjonalnym osądzie kogoś, kto nie był nią - z pewnością nie wyglądała już niczym osoba, która nieco zbyt wiele zjadła. O zgrozo, zaczęła nawet powoli borykać się z syndromem pełnej, ale pustej szafy i tym, iż zdecydowanie nie miała w co się ubrać. Prawie wszystko było na nią zdecydowanie za ciasne. Czy to spodnie, spódniczki, czy sukienki... Praktycznie cała szafa, a przynajmniej większa część, ubrań nie nadawała się już całkowicie do niczego. Zupełnie tak, jakby Aly dosłownie z dnia na dzień zmieniła się z motylka w niewielkiego słonia i nawet nie dostrzegła, kiedy to nastąpiło. Ostatecznie nie tak dawno udało jej się, co prawda, znaleźć dwie tuniki na krzyż i kilka sukienek - jak to określała - wielkości niedużych namiotów cyrkowych, ale mogła zapomnieć o mieszczeniu się w jakiekolwiek stare i nieelastyczne rajstopy.
Paradowała zatem naprzemiennie w kilku przykrótkich ubraniach, usiłując znaleźć chwilę na zrobienie jakichś zakupów. O ile bowiem w pracy znalazła sobie jakiś przyduży fartuch, mogąc swobodnie poruszać się w nim po laboratorium, o tyle czarodziejskie szaty pod nim także były odrobinkę nazbyt ciasne. Póki mogła jednak zarabiać, chodząc do Munga jak co dzień, póty zamierzała to wykorzystywać. Pieniądze przecież teoretycznie nie rosły na drzewach, a na pomoc finansową nie mogli liczyć. Co prawda, nie rozmawiała o tym z ojcem, nie mając jeszcze nawet odwagi spotkać się z nim oko w oko i powiedzieć mu o zmianach, jakie nastąpiły w jej życiu... Jednakże nawet bez tego wiedziała, iż nie miało to być raczej zbyt przyjemne spotkanie. W najlepszym wypadku miał ją wydziedziczyć. W najgorszym? Wolała nawet o tym nie myśleć.
Miała zresztą dosyć sporo na głowie. Począwszy od szpitala, poprzez zajmowanie się mieszkaniem czy chorowitym Ezrą, który ostatnio naprawdę wiele czasu spędzał zakatarzony pod pierzyną, na próbach pełnienia roli żony i pani domu zakończywszy. Przepadała za przygotowywaniem jedzenia, zabawami z siedmioletnim chłopcem, powrotami Aleca - tak, te szczególnie lubiła - opieką nad kotami, które wciąż jeszcze nie nawykły do zmiany miejsca zamieszkania. Naprawdę czuła się z tym świetnie.
Wbrew wszystkiemu, lubiła tego rodzaju specyficzne zaaferowanie, jednakże dzisiejszego dnia czuła się wyjątkowo zmęczona. Kończąc wykonywane czynności, sprawdziła samopoczucie Esdrasa, opowiadając mu bajkę na dobranoc i dając solidnego buziaka w policzek, po czym wszem i wobec oznajmiła, że idzie do sypialni, by się położyć. Cóż, najwyraźniej nie przekazując tego jednak na tyle wyraźnie, by poinformować o tym dziecko w jej łonie, ponieważ maluch dawno nie był aż tak ruchliwy. Wystarczyło, że tylko wzięła szybki prysznic, ruszając do łóżka, aby Nargiel wyjątkowo mocno się ożywił, oferując Alyssie bardzo wyraźne wrażenia akrobatyczne, po których dosyć jasno wiedziała, że nie dane jej było tak od razu zasnąć.
Wsuwając się pod kołdrę, zaświeciła lampkę nocną i wzięła do ręki obecnie czytaną książkę, jedną dłonią gładząc się po - z dnia na dzień coraz bardziej rosnącym - brzuchu okrytym śliskim materiałem cieniutkiej koszulki nocnej, natomiast palcami drugiej przewracając kolejne strony. Przynajmniej znalazła chwilę, by poczytać, moszcząc się dosyć wygodnie na miękkich poduchach.
Nie zwracała zbytniej uwagi na zegarek, jednak mimo to wiedziała, ile czasu minęło i jaka była godzina. Nie potrzebowała już nawet tego sprawdzać, doskonale wiedząc, że Alec - przynajmniej w takie dni jak ten - zazwyczaj wkradał się do łóżka przed upłynięciem trzydziestu minut od chwili, kiedy mijała go w drodzę do drzwi. Tym razem było podobnie, toteż rzuciła mu przelotne spojrzenie znad krawędzi okładki, przewracając kolejną kartkę, ale wiedząc, że jej czytanie już i tak miało się wkrótce skończyć. Jeśli chodziło o jakiekolwiek interakcje pomiędzy nimi - czy to dotyk, czy rozmowy - nie miała podzielnej uwagi, przygryzając wargę w momencie, w którym obrzuciła męża jeszcze dłuższym spojrzeniem, uśmiechając się czule. Nic nie mówiła, czekając aż ten wślizgnie się pod kołdrę, przesuwając się tylko odrobinę ku ścianie.
Mimo wszystko, nie spodziewała się jednak tego, co zamierzał zrobić, z początku spuszczając wzrok na rękę, którą gładził jej skórę, aby chwilę później spojrzeć na niego w ten pytający, ale zarazem niezmiernie zadowolony sposób. Była szczęśliwa, była naprawdę szczęśliwa, opierając policzek o włosy Aleca i czując jego oddech na swoim karku.
- Wierci się. - Mruknęła po dłuższej chwili, nie zamierzając nawet powstrzymać tego, jak czule to zabrzmiało. Nie odłożyła książki, bez większego zaangażowania w dalsze czytanie, kończąc rozdział, ale jednocześnie ciągle leciutko się uśmiechając. - Chyba trochę cię lubi. - Zażartowała, jedną ręką przytulając się bardziej do Aleca.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pią Gru 01, 2017 8:47 pm
Wciąż czuł się nieco nieswojo z samą myślą wykonywania tego typu gestów. Przez całe życie wmawiano mu, że uczucia to słabość, a prawdziwy mężczyzna powinien być silny, chłodny i męski. A bycie męskim nie oznaczało mówienie co pięć sekund o tym, co mu chodziło po głowie. Miał sprawiać wrażenie zdystansowanego i nieprzejednanego. I taki właśnie był. Przez praktycznie całe swoje życie. W dzieciństwie przejawiał jeszcze oznaki jako-takiej dziecięcej wylewności i niewinności. Czasami przyłapywał się na obejmowaniu matki w pasie i płakania w jej sukienkę, gdy ojciec podnosił na niego głos. Szybko jednak – zarówno ojciec jak i jego dziadek nauczyli go prawdziwego życia, chcąc wyperswadować małemu chłopcu sentymentalne przejawy. Wystarczyło kilka ciosów zadanych w jego małą twarz i kilka kropel krwi, cieknących ze złamanego nosa, by się nauczył…
Być może to dlatego z taką trudnością przychodziło mu pokazywanie Alyssie, jak bardzo mu na niej zależało. Wciąż bijąc się z myślami, gdy przypadkiem zahaczał ręką o jej okrągły brzuch by już chwilę później niczym oparzony cofnąć rękę, próbował zrozumieć to co od kilku dni działo się z jego ciałem i myślami. Świadomość posiadania dziecka przestała go przerażać, a na jego ramionach spoczywał tego typu ciężar, którego zawsze mu brakowało. Teraz – tak naprawdę był w stanie się wykazać i udowodnić wszystkim, że jest prawdziwym mężczyzną. Gdy wchodził do zimnego łóżka, nie spodziewał się wykonania takiego dużego kroku. Wystarczył jednak tylko zapach jej ciała, by ręka automatycznie znalazła się pod jej koszulką i tym razem… nie miał zamiaru tego cofać. Początkowo po prostu trzymał, masując opuszkami palców skórę dziewczyny, gdy nagle… poczuł dziwne wybrzuszenie. Alec ściągnął brwi, nie bardzo rozumiejąc co tu się zdarzyło, ale Alyssa – jakby czytając mu w myślach, wszystko wyjaśniła. Kolejne ruchy dziecka były już dla niego dużo bardziej magiczne. W pewnym sensie kąciki jego ust powędrowały ku górze, a samą dłoń zatrzymał na samym środku brzucha, przyjmując kolejne przyjemne ciosy. Natomiast ustami musnął jej odsłonięty kark, jednocześnie drażniąc kilkudniowym zarostem jej plecy.
- Boli cię to? – nie potrafił wymyślić niczego bardziej kreatywnego. Po prostu zapytał, choć nie do końca oczekiwał odpowiedzi, ale co innego miało wydobyć się z jego ust? Nie chciał po raz kolejny deklarować się, jak bardzo był szczęśliwy. A to.. do tej pory było najlepsze przeżycie, jakiego doświadczył. Dlatego też niezwykle delikatnie, ale i czule gładził jej skórę, po raz kolejny całując ją w kark – tylko teraz nieco bliżej uszu.
– Widziałem w gazecie.. – zaczął zachrypniętym głosem – Domy w Dolinie Godryka i na Memrotkowych Wzgórzach.
Choć było to bardziej oznajmienie, tak naprawdę czekał na opinie dziewczyny. I choć nigdy nie wyobrażał sobie życia poza Nokturnem, teraz – każdy dzień był dla niego męczarnią. Wiedział, że tak naprawdę wielki ciężar spadnie z jego serca, dopiero, gdy opuszczą to miejsce i zamieszkają z dala od tylu niebezpieczeństw… Należało się to im. I ich dziecku, które znowu postanowiło się poruszyć.
– Pokaż swojej mamie odrobinę szacunku – rzucił niby surowym tonem głosu, nie odrywając ust od jej skóry na plecach. I choć odezwał się znowu, to jego głos był dużo bardziej nieśmiały, cichy i… jakby pragnący, by go nie zrozumiano: – Valyria.
Być może to dlatego z taką trudnością przychodziło mu pokazywanie Alyssie, jak bardzo mu na niej zależało. Wciąż bijąc się z myślami, gdy przypadkiem zahaczał ręką o jej okrągły brzuch by już chwilę później niczym oparzony cofnąć rękę, próbował zrozumieć to co od kilku dni działo się z jego ciałem i myślami. Świadomość posiadania dziecka przestała go przerażać, a na jego ramionach spoczywał tego typu ciężar, którego zawsze mu brakowało. Teraz – tak naprawdę był w stanie się wykazać i udowodnić wszystkim, że jest prawdziwym mężczyzną. Gdy wchodził do zimnego łóżka, nie spodziewał się wykonania takiego dużego kroku. Wystarczył jednak tylko zapach jej ciała, by ręka automatycznie znalazła się pod jej koszulką i tym razem… nie miał zamiaru tego cofać. Początkowo po prostu trzymał, masując opuszkami palców skórę dziewczyny, gdy nagle… poczuł dziwne wybrzuszenie. Alec ściągnął brwi, nie bardzo rozumiejąc co tu się zdarzyło, ale Alyssa – jakby czytając mu w myślach, wszystko wyjaśniła. Kolejne ruchy dziecka były już dla niego dużo bardziej magiczne. W pewnym sensie kąciki jego ust powędrowały ku górze, a samą dłoń zatrzymał na samym środku brzucha, przyjmując kolejne przyjemne ciosy. Natomiast ustami musnął jej odsłonięty kark, jednocześnie drażniąc kilkudniowym zarostem jej plecy.
- Boli cię to? – nie potrafił wymyślić niczego bardziej kreatywnego. Po prostu zapytał, choć nie do końca oczekiwał odpowiedzi, ale co innego miało wydobyć się z jego ust? Nie chciał po raz kolejny deklarować się, jak bardzo był szczęśliwy. A to.. do tej pory było najlepsze przeżycie, jakiego doświadczył. Dlatego też niezwykle delikatnie, ale i czule gładził jej skórę, po raz kolejny całując ją w kark – tylko teraz nieco bliżej uszu.
– Widziałem w gazecie.. – zaczął zachrypniętym głosem – Domy w Dolinie Godryka i na Memrotkowych Wzgórzach.
Choć było to bardziej oznajmienie, tak naprawdę czekał na opinie dziewczyny. I choć nigdy nie wyobrażał sobie życia poza Nokturnem, teraz – każdy dzień był dla niego męczarnią. Wiedział, że tak naprawdę wielki ciężar spadnie z jego serca, dopiero, gdy opuszczą to miejsce i zamieszkają z dala od tylu niebezpieczeństw… Należało się to im. I ich dziecku, które znowu postanowiło się poruszyć.
– Pokaż swojej mamie odrobinę szacunku – rzucił niby surowym tonem głosu, nie odrywając ust od jej skóry na plecach. I choć odezwał się znowu, to jego głos był dużo bardziej nieśmiały, cichy i… jakby pragnący, by go nie zrozumiano: – Valyria.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Gru 02, 2017 8:13 pm
- Ciekawe, po kim to ma... - Dodała, poruszając brwiami niby to w zastanowieniu, a jednak dosyć znacząco, bowiem oboje doskonale wiedzieli, kto tu miał lepszy charakterek. Ten, który mimo wszystko lubiła.
Nawet jeśli w tym momencie czuła się niczym podczas sesji karate, było to coś takiego, co nie wzbudzało w Aly jakichkolwiek negatywnych odczuć. Wręcz przeciwnie, przy czym fakt, iż nie była z tym tak całkowicie sama, także robił swoje. Czuła się... Kochana. Ostatnie dni - a nawet można swobodnie rzec, że długie tygodnie - były dla niej niezmiernie pozytywne i sprawiały, że czuła się jak nigdy wcześniej. Nawet w najlepszych okresach życia nie doznawała aż tak kojącego wrażenia bycia potrzebną i ukochiwaną. Prócz tego zaś jeszcze ta chwila... Moment, w którym Nargiel naprawdę wyraźnie dawał o sobie znać... Cieszyła się, że nie była przy tym sama. Obecność Aleca, jego dotyk i pocałunki były ważniejsze niż kiedykolwiek. A ostrożne pytania?
Z początku tylko w milczeniu przecząco pokręciła na nie głową, uśmiechając się przy tym łagodnie i na swój sposób pobłażliwie. Nie, nie uznawała tego za jakkolwiek głupie pytanie, lecz z pewnością ją ono rozbawiło. Chwilę później postanowiła jednak odezwać się w ten właściwy sposób, jednocześnie wyciągając wolną rękę tak, aby móc poczochrać nią mężczyznę po czubku głowy.
- To jak... - Przygryzła wargę, intensywnie myśląc nad dostatecznie dobrym porównaniem. - Naprawdę duże motylki w brzuchu. Bardzo duże i bardzo ruchliwe. - To mówiąc, roześmiała się pod nosem. Nie, nie przeszkadzało jej to. Od momentu, w którym oswoiła się nieco z myślą o zostaniu matką, była pogodzona także z większością tego, co miało mieć miejsce. Cóż, a z pewnością z większością tego, o czym jakkolwiek wiedziała. Bez wątpienia istniały bowiem takie uroki ciąży, o których Alyssa nie miała nawet najmniejszego pojęcia. Ba, pomimo coraz bardziej zaawansowanego stanu, nadal była wyjątkowo kiepska w te klocki, ale nie uważała tego za coś wybitnie strasznego. Ot, po prostu - na równi ze swoim świeżym mężem - powoli zaczynała to wszystko odkrywać i chwilowo naprawdę nie było aż tak fatalnie. Ha, pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, iż wspólne życie i tworzenie rodziny szło im naprawdę dobrze. Bez wątpienia chciała, by tak było już zawsze... I chwilowo starała się nawet nie myśleć inaczej. Było wspaniale.
Nie próbowała już nawet czytać książki, odkładając ją na bok i całkowicie zajmując swoją uwagę tym, co robił Alec. W przeciwieństwie do niego, praktycznie już od dłuższego czasu czuła się jak najlepiej z uczuciowymi gestami, a jego dotyk - zwłaszcza taki - znaczył dla niej niesamowicie wiele. Nie miała nic przeciwko temu, by otwarcie gładził ją po brzuchu czy całował w kark, zwłaszcza że ostatnio zdecydowanie jeszcze bardziej ją pociągał. Prawdę mówiąc, gdyby nie praca i obowiązki, prawdopodobnie miałaby ochotę rankami dłużej pozostawać w łóżku, a wieczorami kłaść się wcześniej. Przedtem też poniekąd tak miała, jednak z pewnością nie na tyle intensywnie to odczuwała, obecnie mając problemy ze skupieniem się na słowach mężczyzny, gdy tak bardzo ją rozpraszał. Mimo to, przyglądając mu się na tyle, na ile była w stanie to zrobić, podjęła poruszony przez niego temat.
- Nie wiem, czy będzie nas stać... - Nieznacznie zmarszczyła kąciki ust, krzywiąc się odrobinę w wyrazie smutnego realizmu, choć przecież zawsze była tak niemożliwie pozytywna. Gdy chodziło jednak o ich dalsze losy, usiłowała myśleć racjonalnie. Prawda była zaś taka, że z pewnością nie mogli pozwolić sobie obecnie na jakikolwiek dom. - Wezmę więcej pracy w laboratorium, póki mogę. Może jakieś lepiej płatne dni świąteczne, weekendy albo coś w tym rodzaju. Odłożymy trochę... - Stwierdziła, opuszczając dłoń niżej i przesuwając ją na zarośnięty policzek Aleca. Owszem, ona także chciała opuścić Nokturn, ale... Czy mieli taką możliwość? Wzdychając cicho, jeszcze bardziej przymknęła powieki, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego maluch był aż tak ruchliwy, gdy chciała się położyć. Przysięgłaby, że wcześniej nie był aż tak ożywiony, jednak teraz wywijał niczym rasowy akrobata.
- Przysięgam, że się przed tobą popisuje. Na pewno chce skupić na sobie całą uwagę. Mały artysta. - Odpowiedziała z rozbawieniem, zamierzając dodać coś jeszcze, gdy usłyszała ten cichutki szept. To właśnie wtedy praktycznie zamarła, wciągając powietrze i oddychając głośno. Nie mogła nic poradzić na to, że w jej oczach zaszkliły się łzy. To była dla niej... Naprawdę ważna chwila. Zdecydowanie tak bardzo istotna. Aby nie stworzyć jednak niezręcznej ciszy między nimi, Alyssa odezwała się już po chwili.
- Śliczne. - Szepnęła miękko, prawie niedosłyszalnie, obracając się na tyle, by móc bardziej go objąć i ponownie odezwać się cichutko. - Powinniśmy powiedzieć Esdrasowi. Oficjalnie, bo on chyba już wie. Jest bardzo mądry.
Nawet jeśli w tym momencie czuła się niczym podczas sesji karate, było to coś takiego, co nie wzbudzało w Aly jakichkolwiek negatywnych odczuć. Wręcz przeciwnie, przy czym fakt, iż nie była z tym tak całkowicie sama, także robił swoje. Czuła się... Kochana. Ostatnie dni - a nawet można swobodnie rzec, że długie tygodnie - były dla niej niezmiernie pozytywne i sprawiały, że czuła się jak nigdy wcześniej. Nawet w najlepszych okresach życia nie doznawała aż tak kojącego wrażenia bycia potrzebną i ukochiwaną. Prócz tego zaś jeszcze ta chwila... Moment, w którym Nargiel naprawdę wyraźnie dawał o sobie znać... Cieszyła się, że nie była przy tym sama. Obecność Aleca, jego dotyk i pocałunki były ważniejsze niż kiedykolwiek. A ostrożne pytania?
Z początku tylko w milczeniu przecząco pokręciła na nie głową, uśmiechając się przy tym łagodnie i na swój sposób pobłażliwie. Nie, nie uznawała tego za jakkolwiek głupie pytanie, lecz z pewnością ją ono rozbawiło. Chwilę później postanowiła jednak odezwać się w ten właściwy sposób, jednocześnie wyciągając wolną rękę tak, aby móc poczochrać nią mężczyznę po czubku głowy.
- To jak... - Przygryzła wargę, intensywnie myśląc nad dostatecznie dobrym porównaniem. - Naprawdę duże motylki w brzuchu. Bardzo duże i bardzo ruchliwe. - To mówiąc, roześmiała się pod nosem. Nie, nie przeszkadzało jej to. Od momentu, w którym oswoiła się nieco z myślą o zostaniu matką, była pogodzona także z większością tego, co miało mieć miejsce. Cóż, a z pewnością z większością tego, o czym jakkolwiek wiedziała. Bez wątpienia istniały bowiem takie uroki ciąży, o których Alyssa nie miała nawet najmniejszego pojęcia. Ba, pomimo coraz bardziej zaawansowanego stanu, nadal była wyjątkowo kiepska w te klocki, ale nie uważała tego za coś wybitnie strasznego. Ot, po prostu - na równi ze swoim świeżym mężem - powoli zaczynała to wszystko odkrywać i chwilowo naprawdę nie było aż tak fatalnie. Ha, pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, iż wspólne życie i tworzenie rodziny szło im naprawdę dobrze. Bez wątpienia chciała, by tak było już zawsze... I chwilowo starała się nawet nie myśleć inaczej. Było wspaniale.
Nie próbowała już nawet czytać książki, odkładając ją na bok i całkowicie zajmując swoją uwagę tym, co robił Alec. W przeciwieństwie do niego, praktycznie już od dłuższego czasu czuła się jak najlepiej z uczuciowymi gestami, a jego dotyk - zwłaszcza taki - znaczył dla niej niesamowicie wiele. Nie miała nic przeciwko temu, by otwarcie gładził ją po brzuchu czy całował w kark, zwłaszcza że ostatnio zdecydowanie jeszcze bardziej ją pociągał. Prawdę mówiąc, gdyby nie praca i obowiązki, prawdopodobnie miałaby ochotę rankami dłużej pozostawać w łóżku, a wieczorami kłaść się wcześniej. Przedtem też poniekąd tak miała, jednak z pewnością nie na tyle intensywnie to odczuwała, obecnie mając problemy ze skupieniem się na słowach mężczyzny, gdy tak bardzo ją rozpraszał. Mimo to, przyglądając mu się na tyle, na ile była w stanie to zrobić, podjęła poruszony przez niego temat.
- Nie wiem, czy będzie nas stać... - Nieznacznie zmarszczyła kąciki ust, krzywiąc się odrobinę w wyrazie smutnego realizmu, choć przecież zawsze była tak niemożliwie pozytywna. Gdy chodziło jednak o ich dalsze losy, usiłowała myśleć racjonalnie. Prawda była zaś taka, że z pewnością nie mogli pozwolić sobie obecnie na jakikolwiek dom. - Wezmę więcej pracy w laboratorium, póki mogę. Może jakieś lepiej płatne dni świąteczne, weekendy albo coś w tym rodzaju. Odłożymy trochę... - Stwierdziła, opuszczając dłoń niżej i przesuwając ją na zarośnięty policzek Aleca. Owszem, ona także chciała opuścić Nokturn, ale... Czy mieli taką możliwość? Wzdychając cicho, jeszcze bardziej przymknęła powieki, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego maluch był aż tak ruchliwy, gdy chciała się położyć. Przysięgłaby, że wcześniej nie był aż tak ożywiony, jednak teraz wywijał niczym rasowy akrobata.
- Przysięgam, że się przed tobą popisuje. Na pewno chce skupić na sobie całą uwagę. Mały artysta. - Odpowiedziała z rozbawieniem, zamierzając dodać coś jeszcze, gdy usłyszała ten cichutki szept. To właśnie wtedy praktycznie zamarła, wciągając powietrze i oddychając głośno. Nie mogła nic poradzić na to, że w jej oczach zaszkliły się łzy. To była dla niej... Naprawdę ważna chwila. Zdecydowanie tak bardzo istotna. Aby nie stworzyć jednak niezręcznej ciszy między nimi, Alyssa odezwała się już po chwili.
- Śliczne. - Szepnęła miękko, prawie niedosłyszalnie, obracając się na tyle, by móc bardziej go objąć i ponownie odezwać się cichutko. - Powinniśmy powiedzieć Esdrasowi. Oficjalnie, bo on chyba już wie. Jest bardzo mądry.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Gru 02, 2017 8:35 pm
Do końca nie rozumiał, dlaczego ktokolwiek miałby mieć w brzuchu motyle, a wręcz opisywane przez nią odczucia były mu kompletnie obce. Mimo to poczuł dziwny spokój. Tak, być może obchodził się z nią jak z jajkiem, ale to wszystko było dla niego tak cholernie nowe. A sama świadomość, że coś mogło pójść nie tak, niezmiernie go przerażała. W pracy – myślał o niej, gdy była przy nim – myślał o niej, dokładnie analizując grymasy na jej twarzy, a gdy spała – przyglądał jej się nieufnie, aż wreszcie po którymś z kolei wypalonym papierosie usnął. To uczucie, poruszające się w brzuchu dziecko dawało mu jakby gwarancję, że rzeczywiście wszystko było w porządku. I w tym momencie – nawet nie ukrywał uśmiechu, który co rusz wkradał się na jego bladą twarz.
– Jest niespokojny – wymruczał do jej ucha, wciąż nie odrywając warg od jej delikatnej skóry. Nawet nie chodziło o to, ze próbował ją uwieść, by doprowadzić do kolejnego zbliżenia. Nie, w tym momencie zupełnie mu o to nie chodziło. A jednak – mimo tego przyciągała go jak magnes. Nigdy wcześniej nie czuł się w podobny sposób i na ten moment nie narzekał. Po prostu… chciał być przy niej w każdym momencie. Chciał ją obejmować i całować, to wszystko. Dlatego – słuchając jej kolejnych słów, złożył kolejny pocałunek na jej karku.
– To normalne? – choć znał odpowiedź na to pytanie, nie mógł się powstrzymać przed zadaniem go. Jeszcze kilka dni temu użalał się nad swoim losem, nie mogąc przyjąć do wiadomości, ze faktycznie mogła mu się przydarzyć wpadka… tak teraz? Pragnął, by z jego synem było wszystko w porządku. Dlatego też szukał tak usilnie tego cholernego domu, nawet nie dbając o finanse. Być może galeony nie rosły na drzewach, ale był dość zaradnym mężczyzną. I miał zamiar zrobić wszystko, by zapewnić bliskim odpowiednią opiekę. A w tym przypadku – bezpieczny dom. Chociaż tyle był winny swojemu dziecku – dzieciństwa, o wiele lepszego, niż on sam miał.
– Nie – powiedział zdecydowanym, ostrym tonem głosu, podnosząc się na łokciach w taki sposób, by móc spojrzeć jej w twarz. Nawet nie chodziło o jego męską dumę – choć ona miała tu największe znaczenie – nie mógł jej aż tak narażać. Alec wziął głęboki oddech, jednocześnie posyłając jej znaczące spojrzenie, po czym ponownie opadł na łóżko.
– Musisz odpoczywać, jak dla mnie – im szybciej rzucisz tą pracę, tym lepiej – nie chciał być zgorzkniały, wiedział, że lubiła pracę w Mungu, ale teraz… było to zbyt niebezpieczne. A ukrywanie ciąży w pewnym sensie bardzo ryzykowne. Po krótkim milczeniu, dodał nieco łagodniej: – Po prostu wybierz co ci się podoba i nie patrz na cenę, skombinuję kasę. Poza tym… mieszkania w Lonydnie są drogie, nawet to.
Miał swoje sposoby, by rzeczywiście zgarnąć niezłą kasę. I nie, nie chodziło o rzucenie nałogów. Sęk w tym, że po prostu miał robić dwa razy więcej i dwa razy dłużej siedzieć w pracy, ale nie była to aż tak zła perspektywa. Zwłaszcza, że miał określony cel. Chciał by chociaż raz zrobili wszystko, tak jak należy. Chciał, by wybrała ten cholerny dom. Jeśli chciała – z firankami i niebieskimi oknami, nie dbał o to. Byle jak najszybciej opuścić to toksyczne środowisko. I choć nie skomentował jej słów, dotyczących Benjamina – jak ostatnio zwykł go nazywać, nie potrafił oprzeć się temu uczuciu… Coś, jakby niewyjaśnionego pochodzenia ciepło, przeszło przez całe jego ciało… Jeszcze czulej pogładził ją po brzuchu, by następnie oderwać dłoń i przesunąć na plecy. Objął ją mocno, opierając podbródek o jej głowę i odzywając się zachrypniętym głosem:
– Niech będzie, możesz mu powiedzieć.
– Jest niespokojny – wymruczał do jej ucha, wciąż nie odrywając warg od jej delikatnej skóry. Nawet nie chodziło o to, ze próbował ją uwieść, by doprowadzić do kolejnego zbliżenia. Nie, w tym momencie zupełnie mu o to nie chodziło. A jednak – mimo tego przyciągała go jak magnes. Nigdy wcześniej nie czuł się w podobny sposób i na ten moment nie narzekał. Po prostu… chciał być przy niej w każdym momencie. Chciał ją obejmować i całować, to wszystko. Dlatego – słuchając jej kolejnych słów, złożył kolejny pocałunek na jej karku.
– To normalne? – choć znał odpowiedź na to pytanie, nie mógł się powstrzymać przed zadaniem go. Jeszcze kilka dni temu użalał się nad swoim losem, nie mogąc przyjąć do wiadomości, ze faktycznie mogła mu się przydarzyć wpadka… tak teraz? Pragnął, by z jego synem było wszystko w porządku. Dlatego też szukał tak usilnie tego cholernego domu, nawet nie dbając o finanse. Być może galeony nie rosły na drzewach, ale był dość zaradnym mężczyzną. I miał zamiar zrobić wszystko, by zapewnić bliskim odpowiednią opiekę. A w tym przypadku – bezpieczny dom. Chociaż tyle był winny swojemu dziecku – dzieciństwa, o wiele lepszego, niż on sam miał.
– Nie – powiedział zdecydowanym, ostrym tonem głosu, podnosząc się na łokciach w taki sposób, by móc spojrzeć jej w twarz. Nawet nie chodziło o jego męską dumę – choć ona miała tu największe znaczenie – nie mógł jej aż tak narażać. Alec wziął głęboki oddech, jednocześnie posyłając jej znaczące spojrzenie, po czym ponownie opadł na łóżko.
– Musisz odpoczywać, jak dla mnie – im szybciej rzucisz tą pracę, tym lepiej – nie chciał być zgorzkniały, wiedział, że lubiła pracę w Mungu, ale teraz… było to zbyt niebezpieczne. A ukrywanie ciąży w pewnym sensie bardzo ryzykowne. Po krótkim milczeniu, dodał nieco łagodniej: – Po prostu wybierz co ci się podoba i nie patrz na cenę, skombinuję kasę. Poza tym… mieszkania w Lonydnie są drogie, nawet to.
Miał swoje sposoby, by rzeczywiście zgarnąć niezłą kasę. I nie, nie chodziło o rzucenie nałogów. Sęk w tym, że po prostu miał robić dwa razy więcej i dwa razy dłużej siedzieć w pracy, ale nie była to aż tak zła perspektywa. Zwłaszcza, że miał określony cel. Chciał by chociaż raz zrobili wszystko, tak jak należy. Chciał, by wybrała ten cholerny dom. Jeśli chciała – z firankami i niebieskimi oknami, nie dbał o to. Byle jak najszybciej opuścić to toksyczne środowisko. I choć nie skomentował jej słów, dotyczących Benjamina – jak ostatnio zwykł go nazywać, nie potrafił oprzeć się temu uczuciu… Coś, jakby niewyjaśnionego pochodzenia ciepło, przeszło przez całe jego ciało… Jeszcze czulej pogładził ją po brzuchu, by następnie oderwać dłoń i przesunąć na plecy. Objął ją mocno, opierając podbródek o jej głowę i odzywając się zachrypniętym głosem:
– Niech będzie, możesz mu powiedzieć.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Gru 03, 2017 7:56 pm
Choć Alec niewątpliwie miał rację, co do tego, iż maluch był w pewnym sensie niespokojny, Alyssa nie potrafiła temu tak po prostu przytaknąć. Nie chodziło o to, że nie chciała o tym rozmawiać. Wręcz przeciwnie, ostatnio naprawdę polubiła ich wspólne wieczory i to nie tylko w kwestii fizycznych zbliżeń - przeciwko którym zdecydowanie nic nie miała - lecz także jakichkolwiek rozmów. Czy to na poważne, czy bardzieł nieistotne tematy. Pragnęła jednak wierzyć, iż ich dziecku nie udzielała się tak bardzo atmosfera niepokoju, jaka mimo wszystko gdzieś tam istniała. Pomimo szczęścia, które na ten moment zapanowało w ich życiu, Aly pod skórą czuła tę lekką obawę, cień zastanowienia nad przyszłością. Starała się o tym nie myśleć i wychodziło jej to naprawdę dobrze, aczkolwiek nie potrafiła nie odczuwać lęku na myśl o tym, że mogło się coś stać. Zwłaszcza wtedy, gdy Alec potajemnie opuszczał ją nocami, a ona przez długi czas stała przy oknie, wpatrując się w ciemną ulicę i próbując cokolwiek na niej dostrzec. Pomimo tego, nie wyznała mu prawdy o tym, że była świadoma jego wypadów. Wręcz przeciwnie, choć teraz przeszło jej to przez myśl, postanowiła podążyć radośniejszą, bardziej pogodną i czułą ścieżką toku rozumowania. Ulegając uśmiechom Aleca, których może nie widziała, lecz które z pewnością podświadomie wyczuwała, odezwała się miękko, prawie mrucząco.
- Jest podekscytowany i zadowolony. Tęsknił za tatą. Ja też tęskniłam. Jeszcze moment, a byłabym zazdrosna o te dokumenty, które tak dotykałeś. - Nieistotne, co więcej mogłaby powiedzieć. Prawda była taka, iż Alyssa naprawdę mocno chciała tego mężczyzny. Odrobinę rozleniwionego, zdecydowanie uwodzicielskiego, bez wątpienia zadowolonego z aktualnej sytuacji, lecz przede wszystkim nie izolującego się od swojego dziecka, czującego z nim coś w rodzaju więzi. To ją uszczęśliwiało i mogło zagwarantować im dobrą przyszłość. I to właśnie z tego powodu szczerze mówiła o tych dobrych, pokrzepiających rzeczach. Chciała, by poczuł dumę. Nie swoją typową męską, ale ojcowską. Ten specjalny rodzaj zarezerwowany dla wyjątkowych ludzi... Zadających masę typowych, ale uroczych pytań.
- Nie zna się jeszcze na zegarku. Poza tym najwyraźniej zachowuje najlepsze popisy dla ciebie. - Odpowiedziała mu pośrednio, zaraz dopowiadając. - To coś dobrego. - I chociaż chętnie by sobie pospała, a malec miał najwyraźniej całkowicie inne plany, nie winiła Nargla za to. Nie mówiąc już nic o tym, iż najwyraźniej razem z jego ojcem dbali o to, by nie położyła się wcześnie spać. Prawda była taka - i Alec mógł mówić, cokolwiek sobie chciał - iż z minuty na minutę odczuwała coraz większy pociąg, nawet nie zastanawiając się już nad tym, z jaką łatwością dawała się uwieść temu człowiekowi. Nie musiał wkładać w to nawet zbyt wielkiego wysiłku. Wystarczały same pocałunki, szepty, dotyk... I dosłownie była jego. No, a przynajmniej miała ochotę być, gdy tematy zeszły na domy i Alec tak nerwowo zareagował na jej deklarację wzięcia dodatkowych godzin pracy. Prawie podskoczyła na ostry ton jego głosu i nagłe uniesienie ciała na łokciach.
- Lubię Munga. Nie jestem uzdrowicielem, ale dobrze mi się tam pracuje. Poza tym przyzwoicie płacą. - W chwili, w której zamilkł, odezwała się na swoją obronę. Wiedziała, że chciał dobrze, ale przecież czuła się całkowicie w porządku. No, może momentami czuła zawroty głowy czy fale gorąca, lecz to było raczej normalne. A oni naprawdę potrzebowali dodatkowych funduszy, nawet jeśli nie na dom, to na życie. Mimo to, nie chciała się kłócić, zwłaszcza teraz, kiedy dostrzegała, jak bardzo jej mężowi zależało na tym, by faktycznie zrobiła to, o co ją prosił. A przecież szukanie czy oglądanie domów nie oznaczało od razu zobowiązania do ich kupna.
- Przyniesiesz jutro jedną z tych gazet? - Spytała więc, z czułością gładząc go po policzku. - Zakreślę najciekawsze oferty, a potem może coś razem wybierzemy... Do obejrzenia. - Byli parą, małżeństwem, co oznaczało, że nie powinna decydować sama. Ba, nie chciała tego robić. Pragnęła, by to była ich wspólna decyzja. Zarówno ta, jak i wszystkie kolejne.
- Powiesz mu ze mną? - Szepnęła, wyciągając ramiona do tyłu, by dodatkowo objąć go za szyję, odpowiadając tym samym na czuły gest. - Jesteś dla niego autorytetem.
- Jest podekscytowany i zadowolony. Tęsknił za tatą. Ja też tęskniłam. Jeszcze moment, a byłabym zazdrosna o te dokumenty, które tak dotykałeś. - Nieistotne, co więcej mogłaby powiedzieć. Prawda była taka, iż Alyssa naprawdę mocno chciała tego mężczyzny. Odrobinę rozleniwionego, zdecydowanie uwodzicielskiego, bez wątpienia zadowolonego z aktualnej sytuacji, lecz przede wszystkim nie izolującego się od swojego dziecka, czującego z nim coś w rodzaju więzi. To ją uszczęśliwiało i mogło zagwarantować im dobrą przyszłość. I to właśnie z tego powodu szczerze mówiła o tych dobrych, pokrzepiających rzeczach. Chciała, by poczuł dumę. Nie swoją typową męską, ale ojcowską. Ten specjalny rodzaj zarezerwowany dla wyjątkowych ludzi... Zadających masę typowych, ale uroczych pytań.
- Nie zna się jeszcze na zegarku. Poza tym najwyraźniej zachowuje najlepsze popisy dla ciebie. - Odpowiedziała mu pośrednio, zaraz dopowiadając. - To coś dobrego. - I chociaż chętnie by sobie pospała, a malec miał najwyraźniej całkowicie inne plany, nie winiła Nargla za to. Nie mówiąc już nic o tym, iż najwyraźniej razem z jego ojcem dbali o to, by nie położyła się wcześnie spać. Prawda była taka - i Alec mógł mówić, cokolwiek sobie chciał - iż z minuty na minutę odczuwała coraz większy pociąg, nawet nie zastanawiając się już nad tym, z jaką łatwością dawała się uwieść temu człowiekowi. Nie musiał wkładać w to nawet zbyt wielkiego wysiłku. Wystarczały same pocałunki, szepty, dotyk... I dosłownie była jego. No, a przynajmniej miała ochotę być, gdy tematy zeszły na domy i Alec tak nerwowo zareagował na jej deklarację wzięcia dodatkowych godzin pracy. Prawie podskoczyła na ostry ton jego głosu i nagłe uniesienie ciała na łokciach.
- Lubię Munga. Nie jestem uzdrowicielem, ale dobrze mi się tam pracuje. Poza tym przyzwoicie płacą. - W chwili, w której zamilkł, odezwała się na swoją obronę. Wiedziała, że chciał dobrze, ale przecież czuła się całkowicie w porządku. No, może momentami czuła zawroty głowy czy fale gorąca, lecz to było raczej normalne. A oni naprawdę potrzebowali dodatkowych funduszy, nawet jeśli nie na dom, to na życie. Mimo to, nie chciała się kłócić, zwłaszcza teraz, kiedy dostrzegała, jak bardzo jej mężowi zależało na tym, by faktycznie zrobiła to, o co ją prosił. A przecież szukanie czy oglądanie domów nie oznaczało od razu zobowiązania do ich kupna.
- Przyniesiesz jutro jedną z tych gazet? - Spytała więc, z czułością gładząc go po policzku. - Zakreślę najciekawsze oferty, a potem może coś razem wybierzemy... Do obejrzenia. - Byli parą, małżeństwem, co oznaczało, że nie powinna decydować sama. Ba, nie chciała tego robić. Pragnęła, by to była ich wspólna decyzja. Zarówno ta, jak i wszystkie kolejne.
- Powiesz mu ze mną? - Szepnęła, wyciągając ramiona do tyłu, by dodatkowo objąć go za szyję, odpowiadając tym samym na czuły gest. - Jesteś dla niego autorytetem.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Gru 03, 2017 8:30 pm
– Nie bądź niedorzeczna – mimo narastającego zadowolenia, nie był w stanie wykrzesać się na coś podobnego. Tak, tęsknił za nią – w każdym momencie tego okrutnego dnia był przy niej myślami i nie mógł się doczekać momentu, w którym położy się na drugiej połowie łóżka i będzie mógł ją całować i dotykać. Ale mimo wszystko podobne słowa nie przeszły przez jego gardło, a jedyna odpowiedzią był tak bardzo w jego stylu sarkastyczny komentarz, w którym mimo wszystko dało się wyczuć tą dziwną czułość i dumę. I nawet jeśli przyzwyczaił się do myśli o dziecku, tak nazywanie go tatą wciąż było takie obce. Tak bardzo przyprawiało go o dreszcze… Alec wstrzymał na moment powietrze, już nawet nie składając na jej ciele żadnych pocałunków. Miał wrażenie, jakby w przeciągu tych dwóch tygodni jego organizm zdecydował sobie odbić te wszystkie stracone lata nie odczuwania lęku, czy strachu. Już nawet nie chodziło o Lorda Voldemorta, czy jego znajomków. To on – tak, on mógł być największym zagrożeniem dla własnego syna.
– Cieszę się, że przy tym jestem – stwierdził w końcu, zatrzymując dłoń w tym jednym miejscu, po czym dodał znowu tym pozornie surowym głosem: – Mam możliwość przywołania go do porządku.
Dawno, naprawdę dawno temu nie żartował. Teraz jednak to wszystko wydawało się takie naturalne. Jeszcze niedawno tak bał się tego wszystkiego, a w tym momencie posiadanie żony i dziecka nie było niczym aż tak strasznym. Ba! Codziennie coraz bardziej oswajał się z myślą i wizerunkiem swojej rodziny i w tym momencie był z siebie tak cholernie dumny. A byłby jeszcze bardziej, gdyby Alyssa rzeczywiście zrezygnowała z pracy i zajęła się sobą. Być może i obchodził się z nią jak z jajkiem, jednak nie potrafił inaczej. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę, świat w jakim przyszło im żyć. Jej bezpieczeństwo i bezpieczeństwo Benjamina było dla niego najważniejsze. Zabawne, jaki świat potrafił być przewrotny.
– Mam gdzieś ile płacą, Alyssa – westchnął ciężko, obejmując ją jeszcze mocniej i całując w czubek głowy. Nawet nie potrafił myśleć o bardzo prawdopodobnym scenariuszu, w którym ich traci… Nie był głupi, był realistą, a szanse, że rzeczywiście mogło im się udać były nikłe. Przynajmniej do czasu, kiedy tułali się po dzielnicach Londynu… – Uważam, że narażasz życie swoje i Benjamina i nie będę udawał, że nie mam nic przeciwko. Po prostu… zajmę się kasą.
Bo taki był plan od początku, czyż nie? To było jego zadanie. Ona miała siedzieć w domu, odpoczywać, gotować mu obiady, a on nie miał nic przeciwko długim godzinom w pracy, którą przecież i tak lubił. Nie, nie znosił kontaktów z ludźmi, ale wmawianie i oszukiwanie ich, widok jak się przed nimi płaszczą? Tak, to dlatego wciąż tam tkwił.
– Są na stole w kuchni – odpowiedział niemal natychmiast, jednocześnie nie komentując samej propozycji udania się na oglądanie domów, chociaż doskonale wiedział, jak to miało wyglądać. Nie nadawał się do tego, zwłaszcza, że miał teraz zarobić zdecydowanie więcej – o jakieś dwa razy – niż zazwyczaj. Nie powiedział jednak tego na głos, odzywając się dopiero, gdy spytała go o Ezrę.
– Jesteś lepsza w te klocki – on nie nadawał się do delikatnych rozmów. Nie nadawał się i jednocześnie nie miał ochoty ich przeprowadzać. Wzruszył więc obojętnie ramionami. – Zrób to sama, a ja będę zarabiał. – i tym jednym zdaniem chciał dać jej do zrozumienia, że nie zamierza uczestniczyć w tej rozmowie. Być może było to trochę brutalne i niezbyt fair z jego strony, ale taki był Alec. Nawet jeśli zdarzały mu się przejawy ludzkiego, czułego zachowania, to wciąż był sobą.
– Cieszę się, że przy tym jestem – stwierdził w końcu, zatrzymując dłoń w tym jednym miejscu, po czym dodał znowu tym pozornie surowym głosem: – Mam możliwość przywołania go do porządku.
Dawno, naprawdę dawno temu nie żartował. Teraz jednak to wszystko wydawało się takie naturalne. Jeszcze niedawno tak bał się tego wszystkiego, a w tym momencie posiadanie żony i dziecka nie było niczym aż tak strasznym. Ba! Codziennie coraz bardziej oswajał się z myślą i wizerunkiem swojej rodziny i w tym momencie był z siebie tak cholernie dumny. A byłby jeszcze bardziej, gdyby Alyssa rzeczywiście zrezygnowała z pracy i zajęła się sobą. Być może i obchodził się z nią jak z jajkiem, jednak nie potrafił inaczej. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę, świat w jakim przyszło im żyć. Jej bezpieczeństwo i bezpieczeństwo Benjamina było dla niego najważniejsze. Zabawne, jaki świat potrafił być przewrotny.
– Mam gdzieś ile płacą, Alyssa – westchnął ciężko, obejmując ją jeszcze mocniej i całując w czubek głowy. Nawet nie potrafił myśleć o bardzo prawdopodobnym scenariuszu, w którym ich traci… Nie był głupi, był realistą, a szanse, że rzeczywiście mogło im się udać były nikłe. Przynajmniej do czasu, kiedy tułali się po dzielnicach Londynu… – Uważam, że narażasz życie swoje i Benjamina i nie będę udawał, że nie mam nic przeciwko. Po prostu… zajmę się kasą.
Bo taki był plan od początku, czyż nie? To było jego zadanie. Ona miała siedzieć w domu, odpoczywać, gotować mu obiady, a on nie miał nic przeciwko długim godzinom w pracy, którą przecież i tak lubił. Nie, nie znosił kontaktów z ludźmi, ale wmawianie i oszukiwanie ich, widok jak się przed nimi płaszczą? Tak, to dlatego wciąż tam tkwił.
– Są na stole w kuchni – odpowiedział niemal natychmiast, jednocześnie nie komentując samej propozycji udania się na oglądanie domów, chociaż doskonale wiedział, jak to miało wyglądać. Nie nadawał się do tego, zwłaszcza, że miał teraz zarobić zdecydowanie więcej – o jakieś dwa razy – niż zazwyczaj. Nie powiedział jednak tego na głos, odzywając się dopiero, gdy spytała go o Ezrę.
– Jesteś lepsza w te klocki – on nie nadawał się do delikatnych rozmów. Nie nadawał się i jednocześnie nie miał ochoty ich przeprowadzać. Wzruszył więc obojętnie ramionami. – Zrób to sama, a ja będę zarabiał. – i tym jednym zdaniem chciał dać jej do zrozumienia, że nie zamierza uczestniczyć w tej rozmowie. Być może było to trochę brutalne i niezbyt fair z jego strony, ale taki był Alec. Nawet jeśli zdarzały mu się przejawy ludzkiego, czułego zachowania, to wciąż był sobą.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Gru 03, 2017 9:57 pm
Miała naprawdę przemożną ochotę, by wywrócić oczami, kiedy wytknął jej domniemaną niedorzeczność. Nawet jeśli wyczuwała w jego głosie ten bardzo charakterystyczny ton świadczący o tym, iż zdecydowanie był zadowolony, nadal musiał rzucić w jej kierunku jakiś wyjątkowo alecowy komentarz. Poniekąd właśnie za to tak bardzo go kochała, za bycie sobą mimo wszystko, a jednak ona także nieustannie była przecież jedną i tą samą Alyssą, tak bardzo znaną z wszelkich niedorzeczności. Taki był jej charakter, tak właśnie zwyczajnie miała i nawet jeśli pewne ideały już dawno w niej umarły, cała reszta miała się wyjątkowo dobrze. Ba, z dnia na dzień coraz lepiej. Z tego względu wyłącznie wyciągnęła rękę do tyłu, żeby poczochrać Aleca po włosach i wzruszyć przy tym ramionami.
- Też cię kocham. - To były bardzo proste słowa wypowiedziane całkowicie zwyczajnym tonem, a jednak włożyła w nie naprawdę dużo serca. Na tym przecież po części polegała miłość. Na kochaniu człowieka ze wszystkimi jego cechami, zaletami czy niedoskonałościami. Czy, jak we wspomnianym przypadku, z sarkazmem i męską dumą. Wiedziała, że bez tego po prostu nie byłby sobą, a przecież pokochała go właśnie za wyjątkowość. I o ile papierosy naprawdę mógłby sobie odpuścić, o tyle charakterek nie przeszkadzał jej aż tak bardzo. Wystarczyło, iż ona bywała naprawdę ciepłą kluchą. To musiało się jakoś równoważyć, na tym poniekąd polegała harmonia w naturze.
- Sama nie wiem, czy się ciebie posłucha. - Mruknęła, śmiejąc się przy tym cicho, gdy dopowiedziała. - Zdaje mi się, że może być z niego mały rebel, zupełnie tak jak z jego taty. - To mówiąc, dosyć znacząco poruszyła brwiami.
Cóż, taka była prawda. Ona być może była energiczna i roztrzepana, czasem także niesamowicie męcząca - wiedziała to po tylu latach patrzenia na reakcje ludzi - a jednak z pewnością nie można jej było nazwać rebeliantką. Nawet jeśli sprzeciwiała się Voldemortowi, należała do Zakonu Feniksa i brała dosyć aktywny udział w życiu tej małej społeczności, zdecydowanie nie była buntowniczką, bardziej już pewnego rodzaju mąciwodą. A tak się składało, iż Nargiel otwarcie - wszystkimi tymi kopniakami i ciosami wymierzonymi w jej brzuch - sprzeciwiał się ustalonym godzinom snu oraz innemu funkcjonowaniu dnia. Jak nic, cóż, był tym rebeliantem. I miał to po ojcu, który także wstawał w środku nocy, kiedy normalni ludzie powinni spać.
- Nie musisz przyjmować roli stereotypowego męża rodziny, wiesz? - W tym jednym zdecydowanie nie był rebelem i to jedno jak najbardziej mogłoby się zmienić. Przecież nie zależało jej aż tak na pieniądzach, nie była materialistką. Zdecydowanie bardziej wolała mieć go przy sobie w domu, ciesząc się wspólnie spędzanym czasem. Nie musiał wychodzić wcześnie rano, spędzać prawie całych dni w robocie i jeszcze dodatkowo opuszczać jej nocami. Martwiła się o niego, obawiała się o jego zdrowie, a nawet życie, bowiem późne eskapady po Nokturnie praktycznie nigdy nie kończyły się całkowicie dobrze, zawsze wchodziło w to jakieś ryzyko. Nic nie odbywało się bez kosztów. Czy to na śnie, czy bardziej... Cóż, materialnych.
Nie powiedziała mu jednak o tym, tymczasowo zachowując to dla siebie. Spędzali przecież naprawdę dosyć przyjemną chwilę, mówiąc o domach - na których wspomnienie pokiwała głową, dając mu tym samym znak, iż zrozumiała słowa o gazetach - i nie tak odległej przyszłości. Wbrew pozorom, do rozwiązania nie pozostało aż tak znowu wiele czasu, była mniej więcej w połowie ciąży, więc faktycznie powinni poszukać czegoś innego. Byleby nie kosztem Aleca...
- Nie jesteś maszynką do zarabiania pieniędzy. Jeśli mam wybierać, zdecydowanie wolę ciebie i to, żebyś przy mnie był, pamiętaj o tym. - Powiedziała spokojnie, prawie że zmęczonym tonem, powstrzymując westchnięcie i jeszcze raz przytulając go mocniej, po czym pokiwała głową. - Powiem mu to sama, ale nadal jesteś dla niego większym autorytetem niż ja. Nie zapominaj. - Ona była łagodna, dawała się traktować podobnie do matki i tak też zachowywała się w stosunku do Ezry, jednak chłopiec potrzebował także męskiej opieki. Nie silnej, nie brutalnej i nie pełnej karcenia czy narzekania, ale po prostu czegoś na kształt oparcia w trudnych chwilach. Do tego mogli jednak dojść w przyszłości.
Obecnie było już dosyć późno, by o tym rozmawiać, a ona czuła się wyczerpana całym tym dniem, obracając się na bok i zsuwając niżej na poduszki, by leniwie przylgnąć do boku Aleca. Książka już dawno znalazła się na parapecie, a powieki Aly zaczęły opadać. Co jak co, po chwili ona sama także stuknęła palcem wskazującym w swój własny brzuch, mrucząc coś, co zabrzmiało niczym karcenie Nargla za nadmierną ruchliwość. Popisywał się, oj, zdecydowanie się popisywał...
- Też cię kocham. - To były bardzo proste słowa wypowiedziane całkowicie zwyczajnym tonem, a jednak włożyła w nie naprawdę dużo serca. Na tym przecież po części polegała miłość. Na kochaniu człowieka ze wszystkimi jego cechami, zaletami czy niedoskonałościami. Czy, jak we wspomnianym przypadku, z sarkazmem i męską dumą. Wiedziała, że bez tego po prostu nie byłby sobą, a przecież pokochała go właśnie za wyjątkowość. I o ile papierosy naprawdę mógłby sobie odpuścić, o tyle charakterek nie przeszkadzał jej aż tak bardzo. Wystarczyło, iż ona bywała naprawdę ciepłą kluchą. To musiało się jakoś równoważyć, na tym poniekąd polegała harmonia w naturze.
- Sama nie wiem, czy się ciebie posłucha. - Mruknęła, śmiejąc się przy tym cicho, gdy dopowiedziała. - Zdaje mi się, że może być z niego mały rebel, zupełnie tak jak z jego taty. - To mówiąc, dosyć znacząco poruszyła brwiami.
Cóż, taka była prawda. Ona być może była energiczna i roztrzepana, czasem także niesamowicie męcząca - wiedziała to po tylu latach patrzenia na reakcje ludzi - a jednak z pewnością nie można jej było nazwać rebeliantką. Nawet jeśli sprzeciwiała się Voldemortowi, należała do Zakonu Feniksa i brała dosyć aktywny udział w życiu tej małej społeczności, zdecydowanie nie była buntowniczką, bardziej już pewnego rodzaju mąciwodą. A tak się składało, iż Nargiel otwarcie - wszystkimi tymi kopniakami i ciosami wymierzonymi w jej brzuch - sprzeciwiał się ustalonym godzinom snu oraz innemu funkcjonowaniu dnia. Jak nic, cóż, był tym rebeliantem. I miał to po ojcu, który także wstawał w środku nocy, kiedy normalni ludzie powinni spać.
- Nie musisz przyjmować roli stereotypowego męża rodziny, wiesz? - W tym jednym zdecydowanie nie był rebelem i to jedno jak najbardziej mogłoby się zmienić. Przecież nie zależało jej aż tak na pieniądzach, nie była materialistką. Zdecydowanie bardziej wolała mieć go przy sobie w domu, ciesząc się wspólnie spędzanym czasem. Nie musiał wychodzić wcześnie rano, spędzać prawie całych dni w robocie i jeszcze dodatkowo opuszczać jej nocami. Martwiła się o niego, obawiała się o jego zdrowie, a nawet życie, bowiem późne eskapady po Nokturnie praktycznie nigdy nie kończyły się całkowicie dobrze, zawsze wchodziło w to jakieś ryzyko. Nic nie odbywało się bez kosztów. Czy to na śnie, czy bardziej... Cóż, materialnych.
Nie powiedziała mu jednak o tym, tymczasowo zachowując to dla siebie. Spędzali przecież naprawdę dosyć przyjemną chwilę, mówiąc o domach - na których wspomnienie pokiwała głową, dając mu tym samym znak, iż zrozumiała słowa o gazetach - i nie tak odległej przyszłości. Wbrew pozorom, do rozwiązania nie pozostało aż tak znowu wiele czasu, była mniej więcej w połowie ciąży, więc faktycznie powinni poszukać czegoś innego. Byleby nie kosztem Aleca...
- Nie jesteś maszynką do zarabiania pieniędzy. Jeśli mam wybierać, zdecydowanie wolę ciebie i to, żebyś przy mnie był, pamiętaj o tym. - Powiedziała spokojnie, prawie że zmęczonym tonem, powstrzymując westchnięcie i jeszcze raz przytulając go mocniej, po czym pokiwała głową. - Powiem mu to sama, ale nadal jesteś dla niego większym autorytetem niż ja. Nie zapominaj. - Ona była łagodna, dawała się traktować podobnie do matki i tak też zachowywała się w stosunku do Ezry, jednak chłopiec potrzebował także męskiej opieki. Nie silnej, nie brutalnej i nie pełnej karcenia czy narzekania, ale po prostu czegoś na kształt oparcia w trudnych chwilach. Do tego mogli jednak dojść w przyszłości.
Obecnie było już dosyć późno, by o tym rozmawiać, a ona czuła się wyczerpana całym tym dniem, obracając się na bok i zsuwając niżej na poduszki, by leniwie przylgnąć do boku Aleca. Książka już dawno znalazła się na parapecie, a powieki Aly zaczęły opadać. Co jak co, po chwili ona sama także stuknęła palcem wskazującym w swój własny brzuch, mrucząc coś, co zabrzmiało niczym karcenie Nargla za nadmierną ruchliwość. Popisywał się, oj, zdecydowanie się popisywał...
[z/t] dla obojga
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pią Gru 08, 2017 11:29 pm
|po salonie i kąpieli
Mimo że praktycznie przez cały pobyt w łazience, cóż, Alyssa dalej milczała, bez słowa pozwalając myć sobie włosy, obmywać się gąbką, szorować czy spłukiwać prysznicem... Czuła się odrobinę lepiej. Nie była to bardzo zauważalna różnica, odczuwalna zresztą też nie, jednakże miała swoje znaczenie. Sprawiła bowiem, iż dziewczyna nie czuła już aż tak wyraźnego ścisku w gardle, przez który wcześniej praktycznie nie była w stanie mówić. Obecny brak odzywania się był już całkowicie inny. Chociaż dalej miała wrażenie, że słowa nie chcą płynąć z jej ust, powoli zaczynała zbierać myśli na tyle, aby nie były one tak chaotyczne jak wcześniej. I paradoksalnie, chciała przez to powiedzieć Alecowi tak wiele, jednocześnie nie wypowiadając zupełnie nic.
Doznawała tylu okropnych odczuć, odczuwając lodowate zimno przenikające jej ciało nawet wtedy, gdy prawie po obojczyki zanurzała się w naprawdę przyjemnej - a przy tym jakże przyjemnie pachnącej - wodzie, zsuwając się nieco po ściance wanny tak, aby być jak najbardziej przykrytą wodą. Z tą chwilą była już pewna, iż lodowaty chłód nie pochodził z zewnątrz. To ona sama czuła się tak zimna i pusta, naprawdę pragnąc teraz także tego innego rodzaju ciepła. Musiała jednak na nie choć trochę poczekać, posłusznie biorąc kąpiel po tym, jak dała się nakarmić ryżem i puddingiem, a także napoić sokiem. Być może to powinno przywołać jakieś wspomnienia z dzieciństwa, sprawiając, że poczułaby się jeszcze gorzej, ale... Przecież takich nie miała. Nie z ojcem, on praktycznie nigdy się nią nie zajmował.
Z tego względu nie skojarzyła tego z niczym innym, jak tylko niezwykłą czułością ze strony męża, którego praktycznie nie miała jeszcze okazji aż tak bardzo poznać z tej strony. Zaskakiwał ją tym, choć nie do końca była tego świadoma, czując tylko coś na kształt rozczulenia, ale nie wiedząc do końca, czy nie myliła tego z kolejnym napadem roztrzęsienia... Po ostatnich momentach naprzemiennego transu i napadów płaczu, niczego nie była już pewna, siebie także nie znając od właśnie tej strony, którą obecnie pokazywała. I skłamałaby, gdyby powiedziała, że się tym na swój sposób nie przerażała. Własny stan był dla niej prawdopodobnie zbliżenie okropny jak dla Aleca - chociaż ten był tu w całkowicie innej sytuacji - lecz myślała o jednocześnie o tylu innych rzeczach, iż odczuwała to wyłącznie momentami.
Podobnymi do właśnie tej chwili, w której - ubrana w jedną z koszulek Aleca - została dosłownie przyniesiona na rękach z łazienki i usadzona na łóżku z przykazem wsunięcia się pod kołdrę i - choć nie powiedział jej tego wprost - nie robienia głupstw, nim mężczyzna nie wróci z kuchni, do której wyszedł na moment. Zgodnie z tym, jak zachowywała się od samego powrotu do domu, spełniła jego prośbę, robiąc to jednak bardzo machinalnie i nie przez to, iż czuła podobną potrzebę, a przez fakt, że ją o to prosił. Nawet - a może zwłaszcza? - w tej sytuacji nie chciała być dla niego ciężarem. Zakopując się pod okryciem i wbijając spojrzenie w swoje paznokcie, z których powoli zaczął zdrapywać się lakier.
Mimo że praktycznie przez cały pobyt w łazience, cóż, Alyssa dalej milczała, bez słowa pozwalając myć sobie włosy, obmywać się gąbką, szorować czy spłukiwać prysznicem... Czuła się odrobinę lepiej. Nie była to bardzo zauważalna różnica, odczuwalna zresztą też nie, jednakże miała swoje znaczenie. Sprawiła bowiem, iż dziewczyna nie czuła już aż tak wyraźnego ścisku w gardle, przez który wcześniej praktycznie nie była w stanie mówić. Obecny brak odzywania się był już całkowicie inny. Chociaż dalej miała wrażenie, że słowa nie chcą płynąć z jej ust, powoli zaczynała zbierać myśli na tyle, aby nie były one tak chaotyczne jak wcześniej. I paradoksalnie, chciała przez to powiedzieć Alecowi tak wiele, jednocześnie nie wypowiadając zupełnie nic.
Doznawała tylu okropnych odczuć, odczuwając lodowate zimno przenikające jej ciało nawet wtedy, gdy prawie po obojczyki zanurzała się w naprawdę przyjemnej - a przy tym jakże przyjemnie pachnącej - wodzie, zsuwając się nieco po ściance wanny tak, aby być jak najbardziej przykrytą wodą. Z tą chwilą była już pewna, iż lodowaty chłód nie pochodził z zewnątrz. To ona sama czuła się tak zimna i pusta, naprawdę pragnąc teraz także tego innego rodzaju ciepła. Musiała jednak na nie choć trochę poczekać, posłusznie biorąc kąpiel po tym, jak dała się nakarmić ryżem i puddingiem, a także napoić sokiem. Być może to powinno przywołać jakieś wspomnienia z dzieciństwa, sprawiając, że poczułaby się jeszcze gorzej, ale... Przecież takich nie miała. Nie z ojcem, on praktycznie nigdy się nią nie zajmował.
Z tego względu nie skojarzyła tego z niczym innym, jak tylko niezwykłą czułością ze strony męża, którego praktycznie nie miała jeszcze okazji aż tak bardzo poznać z tej strony. Zaskakiwał ją tym, choć nie do końca była tego świadoma, czując tylko coś na kształt rozczulenia, ale nie wiedząc do końca, czy nie myliła tego z kolejnym napadem roztrzęsienia... Po ostatnich momentach naprzemiennego transu i napadów płaczu, niczego nie była już pewna, siebie także nie znając od właśnie tej strony, którą obecnie pokazywała. I skłamałaby, gdyby powiedziała, że się tym na swój sposób nie przerażała. Własny stan był dla niej prawdopodobnie zbliżenie okropny jak dla Aleca - chociaż ten był tu w całkowicie innej sytuacji - lecz myślała o jednocześnie o tylu innych rzeczach, iż odczuwała to wyłącznie momentami.
Podobnymi do właśnie tej chwili, w której - ubrana w jedną z koszulek Aleca - została dosłownie przyniesiona na rękach z łazienki i usadzona na łóżku z przykazem wsunięcia się pod kołdrę i - choć nie powiedział jej tego wprost - nie robienia głupstw, nim mężczyzna nie wróci z kuchni, do której wyszedł na moment. Zgodnie z tym, jak zachowywała się od samego powrotu do domu, spełniła jego prośbę, robiąc to jednak bardzo machinalnie i nie przez to, iż czuła podobną potrzebę, a przez fakt, że ją o to prosił. Nawet - a może zwłaszcza? - w tej sytuacji nie chciała być dla niego ciężarem. Zakopując się pod okryciem i wbijając spojrzenie w swoje paznokcie, z których powoli zaczął zdrapywać się lakier.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Gru 09, 2017 1:12 pm
Zajmowanie się Alyssą w tym momencie przypominało mu trochę opiekę nad małym dzieckiem. Była taka krucha i bezbronna, zupełnie jakby nieco mocniejszy uścisk był w stanie ją skrzywdzić. Po tym, jak zanurzył ją w gorącej, zaróżowionej od płynu wody – myślał, że wszystko pójdzie nieco łatwiej, a Alyssa odżyje. Chociażby na tyle, by być w stanie zrobić te najprostsze czynności sama. I zajęło mu zaledwie kilka sekund zrozumienie tego jak bardzo się mylił.
Usiadł więc na skraju wanny, chociaż bardziej przypominało to opieranie się tyłkiem o ściankę mebla, po czym pomógł jej całkowicie się zanurzyć w wodzie, tak by zmoczyła sobie zarówno całe ciało, jak i włosy. Potem po prostu nachylił się nad nią, by wylać trochę szamponu na jej czubek głowy i cóż… zaczął wmasowywać gęsty płyn w jej blond włosy, jednocześnie tworząc sporą ilość piany. Przez ten cały czas czuł się zdecydowanie dziwnie, ale nie było to odczucie upokorzenia, czy złości. W tym momencie był w stanie zrobić dla niej wszystko i nie miało dla niego znaczenia, o co Alyssa miała go poprosić. Jeszcze chyba nigdy nie musiał zajmować się tego typu sprawami, dlatego też nie wiedział do końca, kiedy przestać. W końcu jednak stwierdził, że piany było wystarczająco dużo, więc ponownie zmusił ją do zanurzenia się w wodzie, by jakoś ściągnąć pianę z jej włosów. Potem już po prostu obmywał ją gąbką, gładząc jej plecy, nogi, stopy i szyję, a także samymi dłońmi. Gdy ostatecznie stwierdził, że odwalił kawał dobrej roboty, wziął słuchawkę od prysznica, by spłukać z niej całą pianę i mydło, a potem wyciągnął ją z wody, niedokładnie wycierając ręcznikiem. To właśnie wtedy zauważył też, że zapomniał wziąć jej koszulki nocnej, bielizny, czy czegokolwiek, więc po prostu podał jej jedną ze swoich koszulek, którą musiał wcześniej zostawić na kaloryferze.
Normalnie pewnie taki stan rzeczy, by ją nieźle rozbawił, ale gdy z jego ust wydobywały się przekleństwa i coś na kształt przeprosin – ona w ogóle na to nie zareagowała, wiec po prostu dał sobie spokój. Zamiast tego przeniósł ją na rękach do sypialni i położył na łóżku, nakazując by jak najszybciej przykryła się kołdrą, a on wróci za chwilę. I rzeczywiście – nie było go być może tylko 5 minut. W tym czasie zaparzył jej herbatę, odebrał przesyłkę z apteki, jednocześnie wypalając papierosa i posłał sowę z listem do swojego szefa. Nie widział sensu w jutrzejszym udaniu się do pracy, a skoro i tak chcieli się go pozbyć, to jego urlop powinien być im bardzo na rękę, czyż nie?
Zanim wrócił do sypialni, dodał jeszcze do jej herbaty eliksiru słodkiego snu a także jakiejś dziwnej przyprawy, którą tak bardzo lubiła – by zabić specyficzny zapach eliksiru. Doskonale wiedział, ze dobrowolnie by się na niego nie zgodziła, ale potrzebowała snu. Podstępem, czy nie. Musiała wypocząć. Alec położył herbatę na parapecie w sypialni, po czym sam wsunął się pod kołdrę.
– Musi trochę ostygnąć – oznajmił, ruchem głowy wskazując na kubek, z którego unosiła się para. Greyback położył się na boku, wpatrując się w Alyssę niczym obrazek, po czym włożył jedną dłoń pod kołdrę – by położyć ją na udzie Alyssy i się do niej lekko uśmiechnąć.
– Wziąłem urlop, zostanę z Tobą jutro.
Usiadł więc na skraju wanny, chociaż bardziej przypominało to opieranie się tyłkiem o ściankę mebla, po czym pomógł jej całkowicie się zanurzyć w wodzie, tak by zmoczyła sobie zarówno całe ciało, jak i włosy. Potem po prostu nachylił się nad nią, by wylać trochę szamponu na jej czubek głowy i cóż… zaczął wmasowywać gęsty płyn w jej blond włosy, jednocześnie tworząc sporą ilość piany. Przez ten cały czas czuł się zdecydowanie dziwnie, ale nie było to odczucie upokorzenia, czy złości. W tym momencie był w stanie zrobić dla niej wszystko i nie miało dla niego znaczenia, o co Alyssa miała go poprosić. Jeszcze chyba nigdy nie musiał zajmować się tego typu sprawami, dlatego też nie wiedział do końca, kiedy przestać. W końcu jednak stwierdził, że piany było wystarczająco dużo, więc ponownie zmusił ją do zanurzenia się w wodzie, by jakoś ściągnąć pianę z jej włosów. Potem już po prostu obmywał ją gąbką, gładząc jej plecy, nogi, stopy i szyję, a także samymi dłońmi. Gdy ostatecznie stwierdził, że odwalił kawał dobrej roboty, wziął słuchawkę od prysznica, by spłukać z niej całą pianę i mydło, a potem wyciągnął ją z wody, niedokładnie wycierając ręcznikiem. To właśnie wtedy zauważył też, że zapomniał wziąć jej koszulki nocnej, bielizny, czy czegokolwiek, więc po prostu podał jej jedną ze swoich koszulek, którą musiał wcześniej zostawić na kaloryferze.
Normalnie pewnie taki stan rzeczy, by ją nieźle rozbawił, ale gdy z jego ust wydobywały się przekleństwa i coś na kształt przeprosin – ona w ogóle na to nie zareagowała, wiec po prostu dał sobie spokój. Zamiast tego przeniósł ją na rękach do sypialni i położył na łóżku, nakazując by jak najszybciej przykryła się kołdrą, a on wróci za chwilę. I rzeczywiście – nie było go być może tylko 5 minut. W tym czasie zaparzył jej herbatę, odebrał przesyłkę z apteki, jednocześnie wypalając papierosa i posłał sowę z listem do swojego szefa. Nie widział sensu w jutrzejszym udaniu się do pracy, a skoro i tak chcieli się go pozbyć, to jego urlop powinien być im bardzo na rękę, czyż nie?
Zanim wrócił do sypialni, dodał jeszcze do jej herbaty eliksiru słodkiego snu a także jakiejś dziwnej przyprawy, którą tak bardzo lubiła – by zabić specyficzny zapach eliksiru. Doskonale wiedział, ze dobrowolnie by się na niego nie zgodziła, ale potrzebowała snu. Podstępem, czy nie. Musiała wypocząć. Alec położył herbatę na parapecie w sypialni, po czym sam wsunął się pod kołdrę.
– Musi trochę ostygnąć – oznajmił, ruchem głowy wskazując na kubek, z którego unosiła się para. Greyback położył się na boku, wpatrując się w Alyssę niczym obrazek, po czym włożył jedną dłoń pod kołdrę – by położyć ją na udzie Alyssy i się do niej lekko uśmiechnąć.
– Wziąłem urlop, zostanę z Tobą jutro.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Gru 09, 2017 1:50 pm
Bycie uzależnioną od kogokolwiek zdawało jej się... Nienormalne, ponieważ to zazwyczaj ona sprawowała nad wszystkim pieczę, zajmując się ludźmi, mieszkaniem, obiadami, codziennymi sprawunkami oraz innymi podobnymi rzeczami. Nigdy nie pomyślałaby, iż dosłownie w kilka chwil to ona - będąc jednocześnie przecież całkiem zdrową na ciele - stanie się zdana na drugą osobę. Aż tak mocno i bez dwóch zdań.
Poniekąd cieszyła się jednak, iż był to ktoś, komu tak bardzo ufała. Z dwojga złego, jeśli miała być przy kimś tak bardzo nieporadna, trafienie na człowieka, z którym - co prawda od niedawna, ale wciąż - była po ślubie... Było jedną z pomyślniejszych opcji. Pokrętna wersja w zdrowiu i chorobie, czyż nie? Dlatego też, żeby nie sprawiać większego problemu, po prostu słuchała się Aleca. Nie sądziła przecież, że mógłby... Cóż, na przykład przemycić eliksir w przyniesionej herbacie. Nie było go zaledwie chwilę, co nijak nie wzbudziło podejrzeń dziewczyny.
Nie zastanawiając się nawet zbytnio nad tym, jaką herbatę jej przyniósł - prawdę mówiąc, nawet nie spojrzała w kierunku kubka, choć poczuła znajomy, naprawdę przyjemny zapach; normalnie raczej nie spodziewałaby się, że Alec zwracał uwagę na to, co dodawała do naparu - i nie podejrzewając tego, co jeszcze wlał do środka... Skinęła głową, dając mu do zrozumienia, że faktycznie wypadało poczekać. W Mungu przekonała się o tym, jak bardzo potrafiła być zamyślona i nawet w pewien sposób bezmyślna, parząc sobie wargi za gorącym napojem. Obecnie nie zamierzała powtórzyć tego błędu, zwłaszcza że przypomniał jej o temperaturze parującego picia.
Prawdę mówiąc, naprawdę miała przy tym na nie ochotę, choć zdecydowanie zaprotestowałaby, gdyby raczył jej wspomnieć o eliksirze. Nie była skłonna do przyjmowania mikstur, nawet tych mających przyczynić się do lżejszego spędzenia nocy, ponieważ w tym momencie wcale nie chciała spać. Czuła się zmęczona, obawiając się jednak koszmarów, których wizja była nadzwyczaj realna. Po tym wszystkim, co zdarzyło się tego dnia, Alyssa była niemal pewna, iż to nie będzie spokojna noc. Dzień po niej zresztą także nie. I kolejne, i kolejne, i kolejne... Nawet nie próbowała spekulować, kiedy paskudne myśli staną się łatwiejsze do przełknięcia. Nie akceptowała ich, nie radziła sobie z nimi, a wręcz pogrążała się w emocjonalnym dołku. Nie widząc z niego bliskiego wyjścia.
Nawet nie zauważyła przy tym, kiedy Alec wślizgnął się do łóżka, przenosząc na niego spojrzenie dopiero wtedy, kiedy położył rękę na jej udzie. Czując ciepło bijące od mężczyzny, po raz kolejny tego dnia, przytuliła się dosyć desperacko do jego boku, tym razem nie wtulając jednak twarzy w alecową pierś, a tylko opierając o niego tył głowy. Zdążyła także dostrzec jeszcze tak nieczęsty - choć tym razem zdecydowanie nie radosny - uśmiech z jego strony, wzdychając cicho. Chciała, żeby z nią został, potrzebowała go, ale nie wiedziała jednocześnie, czy poniekąd nie wymusiła na nim tej decyzji. Przecież praca tyle dla niego znaczyła, zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy musiał zadbać o zachowanie stanowiska. Nie chciała przyczynić się do tego, by je utracił.
Nie powiedziała mu tego jednak, pragnąc jak najbardziej docenić podobny gest. I chociaż nadal niespecjalnie była w stanie wydusić coś z siebie, bardzo powoli i ostrożnie zaczęła mówić. Wciąż jeszcze naprawdę mało, ale z pewnością odrobinę więcej niż wcześniej. Nawet jeśli ton jej głosu był równie przytłoczony, co wcześniej.
- Dziękuję i przepraszam. - To właśnie ten moment nasunął jej na myśl to, co mówił Thomas... To, jak bardzo mylił się w swoich osądach, patrząc na wszystko przez pryzmat życiowego cynika. I chociaż nie zamierzała brukać jego pamięci, mimowolnie wydała z siebie coś na kształt parsknięcia gorzkim śmiechem. Chwilę później zaś znowu pogrążyła się w dołku, starając się jednak nie milczeć i mówić, bo skoro Alec tak bardzo się dla niej poświęcał, ona także musiała dać coś od siebie. Nawet jeśli miała ochotę wyłącznie leżeć i wpatrywać się w niezbyt jednolity i zdecydowanie nierówny sufit.
- Co z Ezrą? - Nie spytała o to, czy poradzili sobie po południu, gdy jej nie było, ponieważ sama dostała swoją porcję obiadu, mieszkanie było względnie czyste, a ponadto Alec wyglądał tak, jakby był zdecydowanie zaniepokojony z jej powodu - co nie pasowało Alyssie, ale nie kazała mu się nie martwić, wiedząc, że nie miało to nic dać - nie zaś wściekły na kogokolwiek... No, może prócz tego biednego stażysty, o którym mówił jakiś czas wcześniej.
Poniekąd cieszyła się jednak, iż był to ktoś, komu tak bardzo ufała. Z dwojga złego, jeśli miała być przy kimś tak bardzo nieporadna, trafienie na człowieka, z którym - co prawda od niedawna, ale wciąż - była po ślubie... Było jedną z pomyślniejszych opcji. Pokrętna wersja w zdrowiu i chorobie, czyż nie? Dlatego też, żeby nie sprawiać większego problemu, po prostu słuchała się Aleca. Nie sądziła przecież, że mógłby... Cóż, na przykład przemycić eliksir w przyniesionej herbacie. Nie było go zaledwie chwilę, co nijak nie wzbudziło podejrzeń dziewczyny.
Nie zastanawiając się nawet zbytnio nad tym, jaką herbatę jej przyniósł - prawdę mówiąc, nawet nie spojrzała w kierunku kubka, choć poczuła znajomy, naprawdę przyjemny zapach; normalnie raczej nie spodziewałaby się, że Alec zwracał uwagę na to, co dodawała do naparu - i nie podejrzewając tego, co jeszcze wlał do środka... Skinęła głową, dając mu do zrozumienia, że faktycznie wypadało poczekać. W Mungu przekonała się o tym, jak bardzo potrafiła być zamyślona i nawet w pewien sposób bezmyślna, parząc sobie wargi za gorącym napojem. Obecnie nie zamierzała powtórzyć tego błędu, zwłaszcza że przypomniał jej o temperaturze parującego picia.
Prawdę mówiąc, naprawdę miała przy tym na nie ochotę, choć zdecydowanie zaprotestowałaby, gdyby raczył jej wspomnieć o eliksirze. Nie była skłonna do przyjmowania mikstur, nawet tych mających przyczynić się do lżejszego spędzenia nocy, ponieważ w tym momencie wcale nie chciała spać. Czuła się zmęczona, obawiając się jednak koszmarów, których wizja była nadzwyczaj realna. Po tym wszystkim, co zdarzyło się tego dnia, Alyssa była niemal pewna, iż to nie będzie spokojna noc. Dzień po niej zresztą także nie. I kolejne, i kolejne, i kolejne... Nawet nie próbowała spekulować, kiedy paskudne myśli staną się łatwiejsze do przełknięcia. Nie akceptowała ich, nie radziła sobie z nimi, a wręcz pogrążała się w emocjonalnym dołku. Nie widząc z niego bliskiego wyjścia.
Nawet nie zauważyła przy tym, kiedy Alec wślizgnął się do łóżka, przenosząc na niego spojrzenie dopiero wtedy, kiedy położył rękę na jej udzie. Czując ciepło bijące od mężczyzny, po raz kolejny tego dnia, przytuliła się dosyć desperacko do jego boku, tym razem nie wtulając jednak twarzy w alecową pierś, a tylko opierając o niego tył głowy. Zdążyła także dostrzec jeszcze tak nieczęsty - choć tym razem zdecydowanie nie radosny - uśmiech z jego strony, wzdychając cicho. Chciała, żeby z nią został, potrzebowała go, ale nie wiedziała jednocześnie, czy poniekąd nie wymusiła na nim tej decyzji. Przecież praca tyle dla niego znaczyła, zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy musiał zadbać o zachowanie stanowiska. Nie chciała przyczynić się do tego, by je utracił.
Nie powiedziała mu tego jednak, pragnąc jak najbardziej docenić podobny gest. I chociaż nadal niespecjalnie była w stanie wydusić coś z siebie, bardzo powoli i ostrożnie zaczęła mówić. Wciąż jeszcze naprawdę mało, ale z pewnością odrobinę więcej niż wcześniej. Nawet jeśli ton jej głosu był równie przytłoczony, co wcześniej.
- Dziękuję i przepraszam. - To właśnie ten moment nasunął jej na myśl to, co mówił Thomas... To, jak bardzo mylił się w swoich osądach, patrząc na wszystko przez pryzmat życiowego cynika. I chociaż nie zamierzała brukać jego pamięci, mimowolnie wydała z siebie coś na kształt parsknięcia gorzkim śmiechem. Chwilę później zaś znowu pogrążyła się w dołku, starając się jednak nie milczeć i mówić, bo skoro Alec tak bardzo się dla niej poświęcał, ona także musiała dać coś od siebie. Nawet jeśli miała ochotę wyłącznie leżeć i wpatrywać się w niezbyt jednolity i zdecydowanie nierówny sufit.
- Co z Ezrą? - Nie spytała o to, czy poradzili sobie po południu, gdy jej nie było, ponieważ sama dostała swoją porcję obiadu, mieszkanie było względnie czyste, a ponadto Alec wyglądał tak, jakby był zdecydowanie zaniepokojony z jej powodu - co nie pasowało Alyssie, ale nie kazała mu się nie martwić, wiedząc, że nie miało to nic dać - nie zaś wściekły na kogokolwiek... No, może prócz tego biednego stażysty, o którym mówił jakiś czas wcześniej.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Gru 09, 2017 9:38 pm
Nie musiała przepraszać. Jeśli niebawem miał stracić pracę to zdecydowanie nie ona miała być tego przyczyną. Bójka z Flintem, a potem unikanie klientów było tym co tak naprawdę miało znaczenie w jego relacjach z Borginem i Burkesem. Choć stary Borgin zapewniał go, że może wziąć tyle chorobowego ile tylko chciał, tak naprawdę wyglądało to zupełnie inaczej. Bo przecież i on nie miał żadnego znaczenia w sklepiku, bo stery nad nim wziął Xarian, który nieco inaczej spoglądał na całą tą sytuację.
– Nie przejmuj się tym – powiedział w końcu, bo nawet jeśli mieli go zwolnić to powinna być z tego zadowolona. W końcu nie znosiła jego pracy, która w pewnym sensie była niebezpieczna. Poza tym jeśli mieli się przeprowadzić, to czy nie było to nawet lepszym rozwiązaniem? Nagłe zniknięcie z Londynu nikogo, by wówczas nie zdziwiło. Alec westchnął ciężko, tak naprawdę nie wiedząc co miała przynieść przyszłość. Uwielbiał tę pracę, ale podskórnie czuł, że to jego ostatnie podrygi. Ostatnimi czasy chciał im za wszelką cenę pokazać, że jednak mu zależy, zostawał nawet dużo po godzinach, ale to dla nich nie miało już takiego znaczenia. Wiedział, że musi się zacząć rozglądać za czymś innym, bo nie mogli sobie pozwolić na brak gotówki, która – o ironio – była teraz tak bardzo potrzebna.
– Nadal obrażony – odezwał się w końcu, wzruszając jednocześnie ramionami, bo w rzeczy samej zdanie Ezry było teraz jego najmniejszym ze wszystkich zmartwień. – Przejdzie mu – dodał po chwili, chcąc podnieść ją na duchu. Ezra był najmłodszym dzieckiem w rodzinie i cała uwaga skupiała się na nim, to dość naturalne że był aż tak zazdrosny. I o ile znał Alyssę – doskonale wiedział, że dziewczyna nie przestanie mu poświęcać uwagi, a nawet wręcz przeciwnie.
– Zjadł kawałek steka i poszedł spać. Przysięgam, że się o ciebie pytał, w ten swój dziwny, zawiły sposób – i nachylił się nad Alyssą, by złożyć delikatny pocałunek na jej ustach. Wiedział, że to nie miało jej w niczym pomóc, ale nie potrafił sobie odmówić takiego gestu. Choć trwało to zaledwie kilka sekund, nie oderwał się od niej, pozostając kilki milimetrów od jej twarzy.
– Chciałabyś coś jutro porobić? – zapytał, ale dość szybko zdał sobie sprawę, że to pytanie nie było na miejscu. Tak samo jak to, które wydobyło się z jego ust zaledwie kilka sekund później: – I jak się czujesz?
Doskonale wiedział, że źle i zdawał sobie sprawę z tego, jaka miała być odpowiedź. Nie zadał go jednak w złej wierze, ba! Tak naprawdę bardziej chodziło mu o fizyczne samopoczucie niż to fizyczne. A jeszcze dokładniej – pytał o dziecko, które nosiła pod swoim sercem. Alec przesunął dłoń z jej uda bardziej w górę, by wsunąć dłoń znacznie wyżej pod koszulkę i położyć ją na brzuchu dziewczyny.
– Nie przejmuj się tym – powiedział w końcu, bo nawet jeśli mieli go zwolnić to powinna być z tego zadowolona. W końcu nie znosiła jego pracy, która w pewnym sensie była niebezpieczna. Poza tym jeśli mieli się przeprowadzić, to czy nie było to nawet lepszym rozwiązaniem? Nagłe zniknięcie z Londynu nikogo, by wówczas nie zdziwiło. Alec westchnął ciężko, tak naprawdę nie wiedząc co miała przynieść przyszłość. Uwielbiał tę pracę, ale podskórnie czuł, że to jego ostatnie podrygi. Ostatnimi czasy chciał im za wszelką cenę pokazać, że jednak mu zależy, zostawał nawet dużo po godzinach, ale to dla nich nie miało już takiego znaczenia. Wiedział, że musi się zacząć rozglądać za czymś innym, bo nie mogli sobie pozwolić na brak gotówki, która – o ironio – była teraz tak bardzo potrzebna.
– Nadal obrażony – odezwał się w końcu, wzruszając jednocześnie ramionami, bo w rzeczy samej zdanie Ezry było teraz jego najmniejszym ze wszystkich zmartwień. – Przejdzie mu – dodał po chwili, chcąc podnieść ją na duchu. Ezra był najmłodszym dzieckiem w rodzinie i cała uwaga skupiała się na nim, to dość naturalne że był aż tak zazdrosny. I o ile znał Alyssę – doskonale wiedział, że dziewczyna nie przestanie mu poświęcać uwagi, a nawet wręcz przeciwnie.
– Zjadł kawałek steka i poszedł spać. Przysięgam, że się o ciebie pytał, w ten swój dziwny, zawiły sposób – i nachylił się nad Alyssą, by złożyć delikatny pocałunek na jej ustach. Wiedział, że to nie miało jej w niczym pomóc, ale nie potrafił sobie odmówić takiego gestu. Choć trwało to zaledwie kilka sekund, nie oderwał się od niej, pozostając kilki milimetrów od jej twarzy.
– Chciałabyś coś jutro porobić? – zapytał, ale dość szybko zdał sobie sprawę, że to pytanie nie było na miejscu. Tak samo jak to, które wydobyło się z jego ust zaledwie kilka sekund później: – I jak się czujesz?
Doskonale wiedział, że źle i zdawał sobie sprawę z tego, jaka miała być odpowiedź. Nie zadał go jednak w złej wierze, ba! Tak naprawdę bardziej chodziło mu o fizyczne samopoczucie niż to fizyczne. A jeszcze dokładniej – pytał o dziecko, które nosiła pod swoim sercem. Alec przesunął dłoń z jej uda bardziej w górę, by wsunąć dłoń znacznie wyżej pod koszulkę i położyć ją na brzuchu dziewczyny.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Gru 09, 2017 10:09 pm
Być może w teorii nie musiała przejmować się podobnymi sprawami, ale mimo wszystko to robiła. Był jej mężem, a więc zarówno on, jak i jego praca... To było dla niej istotne. To robiło pewną różnicę. Oczywiście, była praktycznie stuprocentowo pewna, iż z tej roboty nie miało wyjść nic dobrego. Ba, miała także swoje wyjątkowo solidne podejrzenia, co do części źródeł zarobku, nie chcąc jednocześnie, aby Alec kontynuował ten... Proceder. Martwiła się o niego, bała się o niego, wręcz panicznie zamartwiała, gdy w środku nocy otwierała oczy, a jego znowu nie było. Aczkolwiek jednocześnie widziała także, co robił z nim brak zajęć u Borgina i Burkesa.
Tamta przymusowa przerwa ładnie nazwana urlopem była dla niego czymś bardzo złym. Stojąc w obliczu wewnętrznego konfliktu, Aly nie chciała zatem być przyczyną straty tej pracy. Przynajmniej nie w taki sposób. Byłaby niezmiernie szczęśliwa, gdyby rzucił to, ale wyłącznie z własnej nieprzymuszonej woli. Dobrze znała jego męską dumę, domyślając się, jak zadziałałoby wyrzucenie. Dlatego skłonna była nawet powiedzieć mu, by jednak tego dla niej nie robił... No, a przynajmniej - w teorii skłonna, ponieważ w praktyce nie odezwała się w tym temacie ani najmniejszym słówkiem. Zamiast tego spytała o Ezrę, zadowalając się wyjaśnieniami ze strony mężczyzny.
Złość Esdrasa nadal ją bolała, ale nie mogła przecież zbyt wiele zrobić. Chłopiec sam musiał przestać się na nią wściekać, ponieważ wszystkie wcześniejsze próby dotarcia do niego spotykały się ze ścianą milczenia i niechęci, a Alyssa obecnie nie miała już nawet sił, aby dalej próbować. Chciała tylko leżeć w łóżku - najlepiej przytulona właśnie tak jak teraz - gapiąc się to w sufit, to w kołdrę, to zaś w Aleca, którego przelotny pocałunek odwzajemniła bardziej z przyzwyczajenia niż z nagłego przejawu radości. A jednak to był... Pewien postęp. Idący na równi z kolejnym odzywaniem się.
- Powinnam... - Zaczęła, brzmiąc przy tym tak, jakby sama nie do końca była pewna, co tak właściwie powinna, lecz wkrótce kontynuowała. - Poprzeglądać rzeczy... Rzeczy ojca. I załatwić sprawę... - Pogrzebu, o którym już nie powiedziała, momentalnie znowu przygasając i spuszczając wzrok na swoje ręce.
Nie odpowiedziała przy tym także na pytanie o samopoczucie, nie posyłając Alecowi żadnego bardziej znaczącego spojrzenia, tylko - chyba setny raz tego dnia - pokręciła głową, jakby wyłącznie ten gest miał sprawić, by nie musiała mówić nic więcej. To nie było czyste nie pytaj ani także typowe fatalnie, lecz coś pomiędzy. Przymknęła przy tym także oczy w wyrazie zmęczenia, wciągając powietrze przez nos i wydychając je bardzo powoli spomiędzy warg. Pamiętała jednak to, co sobie obiecała, zamierzając po raz kolejny zmusić się do wypowiedzenia tych kilku słów, w których zdecydowanie było czuć jej przygnębienie i psychiczne przemęczenie.
- Winna. - To był praktycznie pierwszy raz, kiedy tak naprawdę to przyznała. Nie tylko na głos, lecz również przed samą sobą. Wcześniej bowiem czuła się dokładnie w ten sam sposób, jednakże usiłowała przy tym zataić przed sobą prawdę, nie powtarzać sobie wprost, jak bardzo czuła się odpowiedzialna za śmierć Thomasa. Teraz to wypowiedziała, a jednak... Wcale jej nie ulżyło. To najwyraźniej nie była jeszcze ta pora. Myśląc nad tym, znowu pogrążyła się w odległym świecie, nie do końca zdając sobie nawet sprawę z gestu Aleca i jego dłoni na jej skórze. Dopiero wtedy, gdy poczuła naprawdę solidnego - wręcz trzeźwiącego - kopniaka praktycznie w sam środek brzucha, zamrugała nieprzytomnie i... Nieświadomie uniosła kąciki ust. Zaledwie odrobinę, ale mimo wszystko.
Tamta przymusowa przerwa ładnie nazwana urlopem była dla niego czymś bardzo złym. Stojąc w obliczu wewnętrznego konfliktu, Aly nie chciała zatem być przyczyną straty tej pracy. Przynajmniej nie w taki sposób. Byłaby niezmiernie szczęśliwa, gdyby rzucił to, ale wyłącznie z własnej nieprzymuszonej woli. Dobrze znała jego męską dumę, domyślając się, jak zadziałałoby wyrzucenie. Dlatego skłonna była nawet powiedzieć mu, by jednak tego dla niej nie robił... No, a przynajmniej - w teorii skłonna, ponieważ w praktyce nie odezwała się w tym temacie ani najmniejszym słówkiem. Zamiast tego spytała o Ezrę, zadowalając się wyjaśnieniami ze strony mężczyzny.
Złość Esdrasa nadal ją bolała, ale nie mogła przecież zbyt wiele zrobić. Chłopiec sam musiał przestać się na nią wściekać, ponieważ wszystkie wcześniejsze próby dotarcia do niego spotykały się ze ścianą milczenia i niechęci, a Alyssa obecnie nie miała już nawet sił, aby dalej próbować. Chciała tylko leżeć w łóżku - najlepiej przytulona właśnie tak jak teraz - gapiąc się to w sufit, to w kołdrę, to zaś w Aleca, którego przelotny pocałunek odwzajemniła bardziej z przyzwyczajenia niż z nagłego przejawu radości. A jednak to był... Pewien postęp. Idący na równi z kolejnym odzywaniem się.
- Powinnam... - Zaczęła, brzmiąc przy tym tak, jakby sama nie do końca była pewna, co tak właściwie powinna, lecz wkrótce kontynuowała. - Poprzeglądać rzeczy... Rzeczy ojca. I załatwić sprawę... - Pogrzebu, o którym już nie powiedziała, momentalnie znowu przygasając i spuszczając wzrok na swoje ręce.
Nie odpowiedziała przy tym także na pytanie o samopoczucie, nie posyłając Alecowi żadnego bardziej znaczącego spojrzenia, tylko - chyba setny raz tego dnia - pokręciła głową, jakby wyłącznie ten gest miał sprawić, by nie musiała mówić nic więcej. To nie było czyste nie pytaj ani także typowe fatalnie, lecz coś pomiędzy. Przymknęła przy tym także oczy w wyrazie zmęczenia, wciągając powietrze przez nos i wydychając je bardzo powoli spomiędzy warg. Pamiętała jednak to, co sobie obiecała, zamierzając po raz kolejny zmusić się do wypowiedzenia tych kilku słów, w których zdecydowanie było czuć jej przygnębienie i psychiczne przemęczenie.
- Winna. - To był praktycznie pierwszy raz, kiedy tak naprawdę to przyznała. Nie tylko na głos, lecz również przed samą sobą. Wcześniej bowiem czuła się dokładnie w ten sam sposób, jednakże usiłowała przy tym zataić przed sobą prawdę, nie powtarzać sobie wprost, jak bardzo czuła się odpowiedzialna za śmierć Thomasa. Teraz to wypowiedziała, a jednak... Wcale jej nie ulżyło. To najwyraźniej nie była jeszcze ta pora. Myśląc nad tym, znowu pogrążyła się w odległym świecie, nie do końca zdając sobie nawet sprawę z gestu Aleca i jego dłoni na jej skórze. Dopiero wtedy, gdy poczuła naprawdę solidnego - wręcz trzeźwiącego - kopniaka praktycznie w sam środek brzucha, zamrugała nieprzytomnie i... Nieświadomie uniosła kąciki ust. Zaledwie odrobinę, ale mimo wszystko.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|