Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
- Cassie Blake
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Pon Maj 11, 2015 12:42 pm
Z całej siły starała się odganiać momenty, gdy strach ją obezwładniał, gdy serce dziko tłukło się o żebra, starając się wyrwać z narzuconej przez naturę klatki – bo zastanówmy się, co by było, gdyby pozwolono mu się swobodnie unosić w przestrzeni, gdyby nie było otoczone niewzruszonymi kośćmi i chronione głosem rozsądku pomagającym odrzucić miłosne ziarno od fałszywych plew chwilowego zakochania – te momenty, w których ogarniało ją przerażenie, że może to nie jest prawda, że może wszystko sobie wyśniła. To były chwile słabości, ludzkiego upadku, gdy nie była już pewna własnej siebie, własnej tożsamości, tego kim była we wnętrzu, schowana przed całym światem. Codzienne uśmiechy, chodzenie na lekcje, nieliczne znajomości i przyjaźnie, by sprawiać wrażenie normalnej uczennicy.
Tak łatwo było grać.
Godziła się na to, bo dzięki temu miała więcej czasu dla siebie. Mniej obowiązków, mniej oczekiwań ze strony kolegów i koleżanek. Mogła zatopić się w świecie swoich fantazji bez żadnych ograniczeń, śnić na jawie przechodząc leniwie korytarzami, na których nikogo nie zauważała, mimo że były zatłoczone, opierać głowę na dłoniach i wpatrywać się w niebieskie niebo na oknem, odpływając w pragnienia i marzenia, nie niepokojona przez nikogo. Od takich dziwaków lepiej się było trzymać z daleka.
Spojrzenie jej oczu przesunęło się po sylwetce Sharon, zupełnie nieskrępowane, bez cienia chorobliwego zainteresowania, zamyślone, błądzące gdzieś w oddali, ale wciąż połączone króciutką ciekną nicią z rzeczywistością. Tak, ich sytuacja była podobna tylko w części, ale obie próbowały sobie z nią radzić na swój własny sposób. Może gdyby Sharon nabyła więcej pewności siebie albo jak Cassie nauczyła się wyłączać swoją świadomość, odcinać ją od tego, co się działo dookoła, może gdyby spróbowała przez chwilę zapomnieć o sobie jako sobie i spojrzeć na wszystko z boku, z perspektywy własnych pragnień i marzeń, może byłoby jej łatwiej.
Kompleksy, kompleksy. W idealnym świecie blondynki nie było na nie miejsca. Nie istniały.
Bo nie miały po co istnieć.
Cassie nie patrzyła na ludzi podziwiając ich wygląd lub kręcąc na ich widok głową. Oceniała ich pod względem przydatności i ich roli w jej życiu – a ta, jak pamiętasz drogi Czytelniku, zazwyczaj była bardzo, bardzo niewielka, bo Cassie rzadko kiedy kogoś do siebie dopuszczała – i większość stanowiła jedynie barwne tło. Gruby, chudy, wysoki, niski, z poczuciem humoru czy urodzony ponurak, to nie miało znaczenia, o ile pasował do jej wymarzonego świata i mógł znaleźć sobie jakieś miejsce w jej kolorowych wyobrażeniach.
- Woda jest niebezpieczna – odezwała się z lekkim odcieniem niepewności w głosie, jakby samo mówienie o przepastnej toni wody mogło stanowić już jakieś ogromne, nieokiełznane zagrożenie, którego trudno byłoby się pozbyć. - Trzeba nie lada odwagi, by poddać się jej nurtowi, pozwolić się unosić i dać nad sobą zapanować. To potężny żywioł, podziwiam osoby, które z taką łatwością potrafią go kontrolować – zakręciła na palcu kolejny kosmyk włosów, które powoli stawały się z tego powodu coraz bardziej potargane i sterczące na wszystkie strony. - Ale jeśli chcesz być szczęśliwa, to pozwól sobie nią być. Przeszłości nie możemy zmienić, skończyła się i stała czymś odległym, co możemy jedynie wspominać... albo marzyć o innej, alternatywnej historii, która nas ominęła. Dlaczego nie skupić się na przyszłości, na tym, co może jeszcze się zdarzyć i nad czym mamy o wiele większą kontrolę? Nie bójmy się przyszłości, Sharon, bo nie wiadomo, co dobrego nam ona przyniesie, czy będzie to przyjaciel, z którym mogłabyś pływać, czy taki, z którym przyjemnie by się milczało, wpatrując się w falujące nad głową liście. Nie bójmy się marzeń o przyszłości, wydostańmy je z zakątków naszych serc i stańmy twarzą w twarz z rzeczywistością, o którą przed chwilą tak walczyłaś. – Jej głos z każdą kolejną sylabą, z każdym słowem nabierał nowej mocy, nowego dźwięku i tonu, zupełnie tak jakby od dawna nie był używany. I rzeczywiście coś w tym było, bo Cassie od dawna, od szalenie dawna nie powiedziała w ciągu jednej rozmowy tyle słów, co obecnie. Jakby krótkie spotkanie, przypadkowe rozpoczęte niemiłym akcentem, zbudziło w niej jakąś skrywaną w środku tamę, odblokowało maleńki strumyczek, który z każdą chwilą stawał się coraz większy, potężniejszy, zalewając dawno wyschnięte koryto.
Patrzyła teraz na Sharon zupełnie inaczej. Spojrzenie blondynki stało się nagle wyraźne, badawcze, szukające.
Dlaczego?
Bo ciało, zwodnicze ciało było najprostszym sygnałem zdrady. Pokazywało każdą reakcję, niezależnie od tego, jak mocno staralibyśmy się ją ukryć: myśli, czytelne, czające się w oczach, ich lekkim zmrużeniu, rozbieganym wzroku, porozumiewawczych spojrzeniach. Niepewne gesty, ruchy dłoni, nerwowe przebieranie palcami. Przekładanie nogi za nogę, szuranie stopami o podłogę, drapanie. Wszystko nas zdradzało. Wszystkiego tego Cassie szukała w reakcji Sharon, w jej drobnych ruchach, prostych gestach, naturalnych reakcjach. Słowa mogły oszukać, zwodzić, mamić i kreować prawdę tam, gdzie było tylko kłamstwo. Ciała nie dało się oszukać.
Znając myśli Sharon mogłaby się uśmiechnąć. Leciutko, ledwie dostrzegalnie, jakby wiedziała o czymś, o czym pulchna Puchonka nie miała pojęcia. Już wcześniej, gdy Sharon wspomniała o błoniach, gdy mówiła o tym, co się dzieje na zamku, Cassie miała wrażenie, jakby dla niej cały świat zamknął się w Hogwarcie. Jakby to, co działo się na zamku było najważniejsze, najistotniejsze i nic innego się nie liczyło. Blondynka już odkryła z gorzkim, palącym rozczarowaniem i rosnącą niechęcią, że Hogwart był jedynie namiastką prawdziwości. Poza zamkiem było więcej osób, które robiły na niej wrażenie. Więcej wampirów, wśród których mógł być On. Nie nastolatków, nie dzieci, które jeszcze same nie wiedziały czego chcą, żyjące chwilą, strzelające do siebie zaklęciami po kątach, obściskujące się na każdym kroku, zatopione w bibliotecznych książkach. Nie tego szukała. To, z czym spotkała się w zamku, w zapatrzonych w siebie uczniów, kręgi znajomych niedopuszczających do siebie nikogo innego, szalonych i gwałtownych świrów – wybacz Czytelniku słownictwo, Cassie też nie lubi tego słowa, ale teraz pasuje bardziej niż żadne inne – widzących tylko czubek własnego nosa, właśnie to sprawiło, że rzucenie się w wir marzeń było o wiele bardziej atrakcyjniejsze, o wiele bardziej piękniejsze.
Bez gorzkich rozczarowań.
Bez przepraszania za to, że nie pasuje się do reszty.
- Oooch, zapomnij, to było głupie – uśmiechnęła się, próbując jak najszybciej zejść z tematu, który wyrwał się jej całkowicie przypadkowo, pod wpływem podświadomości usilnie pragnącej podzielić się z całym światem pragnieniami, których ten by nigdy nie zrozumiał. Entuzjazm Sharon na wzmiankę o słodyczach był tak mocno widoczny, że Cassie nie mogła się powstrzymać od kolejnego uśmiechu. - Moją pierwszą stycznością z magicznym słodyczami były gumowe trytony, które smakowały ohydnie, jeśli najpierw nie zanurzyło się ich w wodzie. Dopiero wtedy zyskiwały swój prawdziwy smak, lekko kwaskowaty. I to nadzienie w środku – westchnęła z lekką nutą nostalgii, wspominając moment, gdy figlarny smak słodyczy drażnił jej kubki smakowe i leniwą falą spływał do gardła. - Niestety przestali je robić, gdy byliśmy w trzeciej klasie. Ale chyba jesteś większym znawcą słodyczy ode mnie, więc zawsze możesz wymyślić coś nowego, z powiedzmy jakimiś zaskakującymi efektami. Parujące uszy po zjedzeniu jakiejś pikantnej czekoladki mogłyby ciekawie wyglądać.
Tak łatwo było grać.
Godziła się na to, bo dzięki temu miała więcej czasu dla siebie. Mniej obowiązków, mniej oczekiwań ze strony kolegów i koleżanek. Mogła zatopić się w świecie swoich fantazji bez żadnych ograniczeń, śnić na jawie przechodząc leniwie korytarzami, na których nikogo nie zauważała, mimo że były zatłoczone, opierać głowę na dłoniach i wpatrywać się w niebieskie niebo na oknem, odpływając w pragnienia i marzenia, nie niepokojona przez nikogo. Od takich dziwaków lepiej się było trzymać z daleka.
Spojrzenie jej oczu przesunęło się po sylwetce Sharon, zupełnie nieskrępowane, bez cienia chorobliwego zainteresowania, zamyślone, błądzące gdzieś w oddali, ale wciąż połączone króciutką ciekną nicią z rzeczywistością. Tak, ich sytuacja była podobna tylko w części, ale obie próbowały sobie z nią radzić na swój własny sposób. Może gdyby Sharon nabyła więcej pewności siebie albo jak Cassie nauczyła się wyłączać swoją świadomość, odcinać ją od tego, co się działo dookoła, może gdyby spróbowała przez chwilę zapomnieć o sobie jako sobie i spojrzeć na wszystko z boku, z perspektywy własnych pragnień i marzeń, może byłoby jej łatwiej.
Kompleksy, kompleksy. W idealnym świecie blondynki nie było na nie miejsca. Nie istniały.
Bo nie miały po co istnieć.
Cassie nie patrzyła na ludzi podziwiając ich wygląd lub kręcąc na ich widok głową. Oceniała ich pod względem przydatności i ich roli w jej życiu – a ta, jak pamiętasz drogi Czytelniku, zazwyczaj była bardzo, bardzo niewielka, bo Cassie rzadko kiedy kogoś do siebie dopuszczała – i większość stanowiła jedynie barwne tło. Gruby, chudy, wysoki, niski, z poczuciem humoru czy urodzony ponurak, to nie miało znaczenia, o ile pasował do jej wymarzonego świata i mógł znaleźć sobie jakieś miejsce w jej kolorowych wyobrażeniach.
- Woda jest niebezpieczna – odezwała się z lekkim odcieniem niepewności w głosie, jakby samo mówienie o przepastnej toni wody mogło stanowić już jakieś ogromne, nieokiełznane zagrożenie, którego trudno byłoby się pozbyć. - Trzeba nie lada odwagi, by poddać się jej nurtowi, pozwolić się unosić i dać nad sobą zapanować. To potężny żywioł, podziwiam osoby, które z taką łatwością potrafią go kontrolować – zakręciła na palcu kolejny kosmyk włosów, które powoli stawały się z tego powodu coraz bardziej potargane i sterczące na wszystkie strony. - Ale jeśli chcesz być szczęśliwa, to pozwól sobie nią być. Przeszłości nie możemy zmienić, skończyła się i stała czymś odległym, co możemy jedynie wspominać... albo marzyć o innej, alternatywnej historii, która nas ominęła. Dlaczego nie skupić się na przyszłości, na tym, co może jeszcze się zdarzyć i nad czym mamy o wiele większą kontrolę? Nie bójmy się przyszłości, Sharon, bo nie wiadomo, co dobrego nam ona przyniesie, czy będzie to przyjaciel, z którym mogłabyś pływać, czy taki, z którym przyjemnie by się milczało, wpatrując się w falujące nad głową liście. Nie bójmy się marzeń o przyszłości, wydostańmy je z zakątków naszych serc i stańmy twarzą w twarz z rzeczywistością, o którą przed chwilą tak walczyłaś. – Jej głos z każdą kolejną sylabą, z każdym słowem nabierał nowej mocy, nowego dźwięku i tonu, zupełnie tak jakby od dawna nie był używany. I rzeczywiście coś w tym było, bo Cassie od dawna, od szalenie dawna nie powiedziała w ciągu jednej rozmowy tyle słów, co obecnie. Jakby krótkie spotkanie, przypadkowe rozpoczęte niemiłym akcentem, zbudziło w niej jakąś skrywaną w środku tamę, odblokowało maleńki strumyczek, który z każdą chwilą stawał się coraz większy, potężniejszy, zalewając dawno wyschnięte koryto.
Patrzyła teraz na Sharon zupełnie inaczej. Spojrzenie blondynki stało się nagle wyraźne, badawcze, szukające.
Dlaczego?
Bo ciało, zwodnicze ciało było najprostszym sygnałem zdrady. Pokazywało każdą reakcję, niezależnie od tego, jak mocno staralibyśmy się ją ukryć: myśli, czytelne, czające się w oczach, ich lekkim zmrużeniu, rozbieganym wzroku, porozumiewawczych spojrzeniach. Niepewne gesty, ruchy dłoni, nerwowe przebieranie palcami. Przekładanie nogi za nogę, szuranie stopami o podłogę, drapanie. Wszystko nas zdradzało. Wszystkiego tego Cassie szukała w reakcji Sharon, w jej drobnych ruchach, prostych gestach, naturalnych reakcjach. Słowa mogły oszukać, zwodzić, mamić i kreować prawdę tam, gdzie było tylko kłamstwo. Ciała nie dało się oszukać.
Znając myśli Sharon mogłaby się uśmiechnąć. Leciutko, ledwie dostrzegalnie, jakby wiedziała o czymś, o czym pulchna Puchonka nie miała pojęcia. Już wcześniej, gdy Sharon wspomniała o błoniach, gdy mówiła o tym, co się dzieje na zamku, Cassie miała wrażenie, jakby dla niej cały świat zamknął się w Hogwarcie. Jakby to, co działo się na zamku było najważniejsze, najistotniejsze i nic innego się nie liczyło. Blondynka już odkryła z gorzkim, palącym rozczarowaniem i rosnącą niechęcią, że Hogwart był jedynie namiastką prawdziwości. Poza zamkiem było więcej osób, które robiły na niej wrażenie. Więcej wampirów, wśród których mógł być On. Nie nastolatków, nie dzieci, które jeszcze same nie wiedziały czego chcą, żyjące chwilą, strzelające do siebie zaklęciami po kątach, obściskujące się na każdym kroku, zatopione w bibliotecznych książkach. Nie tego szukała. To, z czym spotkała się w zamku, w zapatrzonych w siebie uczniów, kręgi znajomych niedopuszczających do siebie nikogo innego, szalonych i gwałtownych świrów – wybacz Czytelniku słownictwo, Cassie też nie lubi tego słowa, ale teraz pasuje bardziej niż żadne inne – widzących tylko czubek własnego nosa, właśnie to sprawiło, że rzucenie się w wir marzeń było o wiele bardziej atrakcyjniejsze, o wiele bardziej piękniejsze.
Bez gorzkich rozczarowań.
Bez przepraszania za to, że nie pasuje się do reszty.
- Oooch, zapomnij, to było głupie – uśmiechnęła się, próbując jak najszybciej zejść z tematu, który wyrwał się jej całkowicie przypadkowo, pod wpływem podświadomości usilnie pragnącej podzielić się z całym światem pragnieniami, których ten by nigdy nie zrozumiał. Entuzjazm Sharon na wzmiankę o słodyczach był tak mocno widoczny, że Cassie nie mogła się powstrzymać od kolejnego uśmiechu. - Moją pierwszą stycznością z magicznym słodyczami były gumowe trytony, które smakowały ohydnie, jeśli najpierw nie zanurzyło się ich w wodzie. Dopiero wtedy zyskiwały swój prawdziwy smak, lekko kwaskowaty. I to nadzienie w środku – westchnęła z lekką nutą nostalgii, wspominając moment, gdy figlarny smak słodyczy drażnił jej kubki smakowe i leniwą falą spływał do gardła. - Niestety przestali je robić, gdy byliśmy w trzeciej klasie. Ale chyba jesteś większym znawcą słodyczy ode mnie, więc zawsze możesz wymyślić coś nowego, z powiedzmy jakimiś zaskakującymi efektami. Parujące uszy po zjedzeniu jakiejś pikantnej czekoladki mogłyby ciekawie wyglądać.
- Sharon Gallagher
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Maj 14, 2015 1:44 pm
Chwilowe zauroczenie, czy też prawdziwa miłość zdolna Cię obezwładnić swoją siłą rażenia? Skąd wiadomo, że z małego ziarenka coś wyrośnie, czy też wręcz przeciwnie..? Łatwo można się dać oszukać w ocenie, a przenikający aż do szpiku strach tylko jeszcze bardziej to potęguje. Rzeczywistość bolała – sprawiała, że Twoje serce mogło pęknąć na pół, jeśli nie byłeś na to wszystko przygotowany. To nie była kolorowa sielanka pełna wszystkich barw, jak w świecie marzeń i Sharon doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ta pulchna dziewczyna, która patrzyła na swoją rówieśniczkę widziała w niej bardziej normalną osobę, niż w swoim odbiciu. Ale może właśnie na tym to polegało? Dzielimy wszystkich wedle swego widzi-mi-się i wydaje się nam, że jeśli ktoś tu jest dziwny i nie pasujący to...właśnie my. Szampon Wspaniały miała o tyle dobrze, że nie musiała w sumie niczego udawać; reagowała całkiem naturalnie, choć nie w pełni, bowiem to mogłoby być za dużo dla świata. Resztki te przechowywała w środku by później za pomocą pióra przenieść to na czysty pergamin. Nie żyła za pomocą gry; nie uważała się za żadną figurę, aktora na scenie, kogoś kto chowa się za maskami. Była zamknięta w swoim wnętrzu, choć znajdowała co jakiś czas klucz, którym otwierała zamek i uwalniała swoje pragnienia, marzenia, cechy o których nikt ją nie podejrzewał. To wszystko tkwiło w jej dzienniku pełnym świeżego i pełnego oddechu powietrza; cały zjawiskowy cyrk niepowtarzalności. I kiedyś, kiedy może zapisze wszystkie strony i zostawi w jakimś miejscu, ktoś to znajdzie i dowie się o niej. Dowie się wszystkiego o Sharon Gallagher, o tym Szamponie Wspaniałym i jej życiu. I nie odrzuci jej. To wydawało się być takie łatwe i przyjemne być kimś takim, jak Cassie, a zarazem...przygnębiające. Bo nie dostrzegała nikogo i nie pozwalała nikomu pozwolić rozjaśnić swą rzeczywistość, bo co z tego że blondynka miała swój świat, skoro...wystarczy moment i to wszystko może runąć? Zapewne akurat Sharon nie powinna nic o tym mówić – nie miała przecież prawa, a jednak nie potrafiła przejść od tak obojętnie obok jasnego kwiatu, który może w każdej chwili zostać zdeptany.
Sama ciemnowłosa próbowała coś zrobić z oczami, ale zupełnie nie miała pomysłu, co dokładnie...tak więc strzelała nimi to w prawo, to w lewo, to prosto, a czasem i do tyłu, jakby coś tam było, oprócz oparcia jej łóżka i żółtych kotar zawiązanych po bokach. Owszem, łatwiej jest uciekać od życia, ale za jaką cenę? Nie korzysta się z niego i nie docenia najmniejszych szczęśliwych gestów, które mogą się przydarzyć. Wolała już w sumie być w tej rzeczywistości, w tym nienawidzeniu samej siebie i szukanie słabych stron, mając szansę na jakąś poprawę, niż aż tak pogrążać się w czymś tak okrutnie pięknym i nierzeczywistym. Ale dzięki temu intensywność doznań była lepsza i głębsza, niż w takim ogrodzie, który w końcu i tak w końcu zostanie zdmuchnięty. Po jakimś czasie z pewnością, choć Blake zapewne o tym nie myślała i nie dopuszczała do siebie tak pesymistycznej myśli.
To zarazem dobre, jak i złe. Te podejście nie posiada jednego koloru, żeby można było go nakreślić w pamiętniku. Przydatność...wykorzystywanie...lecz do jakich celów, do jakich potrzeb? Co jeśli tła zabraknie, jeśli nikogo nie będzie, po kogo mogłaby sięgnąć Cassie? Spekulacje. Czyste spekulacje i nic więcej.
Wyrwana z rozmyślań Sharon, szukała kolejnych odpowiednich zdań, którymi mogłaby się właśnie teraz posłużyć.
- Czasami wystarczy po prostu się położyć i czekać...bez zbędnej potrzeby panowania. Bez kontroli. Zwyczajnie korzystać z życia i...tak bym właśnie chciała, tylko nie sama – odpowiedziała po chwili ostrożnie z bladym uśmiechem. Gdy Cassie znowu się odezwała, grube palce Szamponu Wspaniałego zacisnęły się na kołdrze, która delikatnie wystawała poza granice łóżka. – Może...to są piękne słowa, ale to nie jest takie proste do wykonania. Nie mamy aż takiej kontroli nad przyszłością, która bywa przytłaczająca. Im się jest starszym...tym lepiej się to dostrzega, nie uważasz? Wydobywając coś ze środka swego serca, narażasz je na spore ryzyko...ryzyko, że ktoś je zniszczy. Zmiażdży jednym maleńkim ruchem, a Ty będziesz się mogła tylko temu przyglądać i umierać od środka.
Gdyby mogła, rozszarpałaby właśnie ten materiał na małe fragmenty, niemniej zamiast tego pozwoliła by wszystko gromadziło się w środku. Później...później będzie mogła wyżyć się w pamiętniku i dać upust swoim niepokornym emocjom. Na razie nie mogła sobie na to pozwolić, bo nie ufała aż tak swojej koleżance by otwierać się do takiego stopnia. To wciąż było za mało i za wcześnie. Opuściła głowę na kilkanaście długich sekund, a brązowe pasma włosów opadły na jej okrągłą twarz. Chwilę później, niezwykle powoli uniosła ją, posyłając w stronę blondynki niepewny uśmiech. Chyba jeszcze z nikim nie rozmawiała tak długo i na takie tematy...ciężko było to jednoznacznie określić, ale było coś w tym zarówno cudownego, jak i strasznego. Nie robiła żadnych podejrzanych ruchów, jeśli nie licząc krótkich przechyleń ciała, czy to do przodu, czy do tyłu. Ale tak..? Nic takiego, przynajmniej dla niej. Nie wiedziała w sumie co zrobić z rękoma, które od czasu do czasu wędrowały po kołdrze, kreśląc dziwaczne ścieżki. Oczy były nieco szerzej otworzone niż zwykle, ale to przez to, że tak to się potoczyło. Nie spodziewała się, że nagle...nagle zaczną aż tak gawędzić pomiędzy sobą. Słowa...ach..! Słowa miały niebezpieczną moc, która mogła Nas uwieść, dostarczyć balsamu dla duszy, a nagle, gdyby się okazało, że to tylko kłamstwo...mogły Nas zniszczyć, doprowadzić do najgorszego stanu. Były też słowa, które – bez względu na wszystko – chciało się usłyszeć od kogoś, ale one pomimo upływu czasu...nie przychodziły. I zostawaliśmy zupełnie sami. Sami ze swym gorzkim oczekiwaniem.
Co się więc stanie, jak nadejdzie koniec roku szkolnego? Jak rozpoczną wakacje? Co z nimi wszystkimi...będzie? I jeszcze to, że poza murami była dorosłość. Dorosłość, której chyba najbardziej się bała Sharon, woląc już ten ich mały świat w Hogwarcie, gdzie wszystko wyglądało właśnie tak, a nie inaczej. Nauczyła się tym nie rozczarowywać, przez co oszczędzała sobie większego bólu i żalu, a pamiętnik...pamiętnik rozumiał. I całkowicie wystarczał. Przynajmniej jeszcze. W sumie chciałaby dowiedzieć się o tym więcej, ale nie należała do osób, które naciskają, które interesują się czymś...zbyt bardzo. Kiwnęła więc głową ze zrozumieniem, a po chwili obie pogrążyły się w rozmowie o słodyczach. To było przecież łatwiejsze. To było przecież przyjemniejsze.
- Ooo! Nie słyszałam o czymś takim! Szkoda, z chęcią bym je skosztowała. Musiały być dobre – zaczęła wyobrażać sobie te gumowe trytony i zastanawiać się nad ich smakiem. Kwaskowy..? Taak, to musiało być dobre! – Czy ja wiem? Eee tam – i machnęła ręką, nieco zaczerwieniona od komplementu. – Jaki tam znawca ze mnie. Ale nie powiem! Zajmowanie się słodyczami mogłoby być interesujące, niemniej w mojej obecnej sytuacji...chyba nie wypada. Poza tym przydałoby się zrobić powtórzenia do egzaminów, a pewnie jak zawsze zostawię wszystko na ostatnią chwilę...
Nawet nie zauważyła, kiedy za oknem zaczęło się ściemniać. Jakby ktoś użył nagle Nox na niebie, postanawiając zgasić słońce.
Od aut.: Jak coś to możesz Nam zrobić [z/t] w następnym poście, że dziewczyny zasnęły czy coś ;). Dziękuję za sesję! Naprawdę fajnie mi się z Tobą pisało i mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy. <3
Sama ciemnowłosa próbowała coś zrobić z oczami, ale zupełnie nie miała pomysłu, co dokładnie...tak więc strzelała nimi to w prawo, to w lewo, to prosto, a czasem i do tyłu, jakby coś tam było, oprócz oparcia jej łóżka i żółtych kotar zawiązanych po bokach. Owszem, łatwiej jest uciekać od życia, ale za jaką cenę? Nie korzysta się z niego i nie docenia najmniejszych szczęśliwych gestów, które mogą się przydarzyć. Wolała już w sumie być w tej rzeczywistości, w tym nienawidzeniu samej siebie i szukanie słabych stron, mając szansę na jakąś poprawę, niż aż tak pogrążać się w czymś tak okrutnie pięknym i nierzeczywistym. Ale dzięki temu intensywność doznań była lepsza i głębsza, niż w takim ogrodzie, który w końcu i tak w końcu zostanie zdmuchnięty. Po jakimś czasie z pewnością, choć Blake zapewne o tym nie myślała i nie dopuszczała do siebie tak pesymistycznej myśli.
To zarazem dobre, jak i złe. Te podejście nie posiada jednego koloru, żeby można było go nakreślić w pamiętniku. Przydatność...wykorzystywanie...lecz do jakich celów, do jakich potrzeb? Co jeśli tła zabraknie, jeśli nikogo nie będzie, po kogo mogłaby sięgnąć Cassie? Spekulacje. Czyste spekulacje i nic więcej.
Wyrwana z rozmyślań Sharon, szukała kolejnych odpowiednich zdań, którymi mogłaby się właśnie teraz posłużyć.
- Czasami wystarczy po prostu się położyć i czekać...bez zbędnej potrzeby panowania. Bez kontroli. Zwyczajnie korzystać z życia i...tak bym właśnie chciała, tylko nie sama – odpowiedziała po chwili ostrożnie z bladym uśmiechem. Gdy Cassie znowu się odezwała, grube palce Szamponu Wspaniałego zacisnęły się na kołdrze, która delikatnie wystawała poza granice łóżka. – Może...to są piękne słowa, ale to nie jest takie proste do wykonania. Nie mamy aż takiej kontroli nad przyszłością, która bywa przytłaczająca. Im się jest starszym...tym lepiej się to dostrzega, nie uważasz? Wydobywając coś ze środka swego serca, narażasz je na spore ryzyko...ryzyko, że ktoś je zniszczy. Zmiażdży jednym maleńkim ruchem, a Ty będziesz się mogła tylko temu przyglądać i umierać od środka.
Gdyby mogła, rozszarpałaby właśnie ten materiał na małe fragmenty, niemniej zamiast tego pozwoliła by wszystko gromadziło się w środku. Później...później będzie mogła wyżyć się w pamiętniku i dać upust swoim niepokornym emocjom. Na razie nie mogła sobie na to pozwolić, bo nie ufała aż tak swojej koleżance by otwierać się do takiego stopnia. To wciąż było za mało i za wcześnie. Opuściła głowę na kilkanaście długich sekund, a brązowe pasma włosów opadły na jej okrągłą twarz. Chwilę później, niezwykle powoli uniosła ją, posyłając w stronę blondynki niepewny uśmiech. Chyba jeszcze z nikim nie rozmawiała tak długo i na takie tematy...ciężko było to jednoznacznie określić, ale było coś w tym zarówno cudownego, jak i strasznego. Nie robiła żadnych podejrzanych ruchów, jeśli nie licząc krótkich przechyleń ciała, czy to do przodu, czy do tyłu. Ale tak..? Nic takiego, przynajmniej dla niej. Nie wiedziała w sumie co zrobić z rękoma, które od czasu do czasu wędrowały po kołdrze, kreśląc dziwaczne ścieżki. Oczy były nieco szerzej otworzone niż zwykle, ale to przez to, że tak to się potoczyło. Nie spodziewała się, że nagle...nagle zaczną aż tak gawędzić pomiędzy sobą. Słowa...ach..! Słowa miały niebezpieczną moc, która mogła Nas uwieść, dostarczyć balsamu dla duszy, a nagle, gdyby się okazało, że to tylko kłamstwo...mogły Nas zniszczyć, doprowadzić do najgorszego stanu. Były też słowa, które – bez względu na wszystko – chciało się usłyszeć od kogoś, ale one pomimo upływu czasu...nie przychodziły. I zostawaliśmy zupełnie sami. Sami ze swym gorzkim oczekiwaniem.
Co się więc stanie, jak nadejdzie koniec roku szkolnego? Jak rozpoczną wakacje? Co z nimi wszystkimi...będzie? I jeszcze to, że poza murami była dorosłość. Dorosłość, której chyba najbardziej się bała Sharon, woląc już ten ich mały świat w Hogwarcie, gdzie wszystko wyglądało właśnie tak, a nie inaczej. Nauczyła się tym nie rozczarowywać, przez co oszczędzała sobie większego bólu i żalu, a pamiętnik...pamiętnik rozumiał. I całkowicie wystarczał. Przynajmniej jeszcze. W sumie chciałaby dowiedzieć się o tym więcej, ale nie należała do osób, które naciskają, które interesują się czymś...zbyt bardzo. Kiwnęła więc głową ze zrozumieniem, a po chwili obie pogrążyły się w rozmowie o słodyczach. To było przecież łatwiejsze. To było przecież przyjemniejsze.
- Ooo! Nie słyszałam o czymś takim! Szkoda, z chęcią bym je skosztowała. Musiały być dobre – zaczęła wyobrażać sobie te gumowe trytony i zastanawiać się nad ich smakiem. Kwaskowy..? Taak, to musiało być dobre! – Czy ja wiem? Eee tam – i machnęła ręką, nieco zaczerwieniona od komplementu. – Jaki tam znawca ze mnie. Ale nie powiem! Zajmowanie się słodyczami mogłoby być interesujące, niemniej w mojej obecnej sytuacji...chyba nie wypada. Poza tym przydałoby się zrobić powtórzenia do egzaminów, a pewnie jak zawsze zostawię wszystko na ostatnią chwilę...
Nawet nie zauważyła, kiedy za oknem zaczęło się ściemniać. Jakby ktoś użył nagle Nox na niebie, postanawiając zgasić słońce.
Od aut.: Jak coś to możesz Nam zrobić [z/t] w następnym poście, że dziewczyny zasnęły czy coś ;). Dziękuję za sesję! Naprawdę fajnie mi się z Tobą pisało i mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy. <3
- Cassie Blake
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Pią Maj 15, 2015 11:04 am
Mocna nić tajemnicy niczym pajęcza sieć oplatała duszę blondynki, chroniąc ją przed czyhającymi wszędzie realistami, gotowymi zdeptać każde marzenie dziewczyny, a z drugiej strony chroniąc zewnętrzny świat przed nieugaszonym ogniem wyobraźni Cassie, który rozpalał się nierzadko w najmniej odpowiednich momentach. Czy widziałeś kiedyś, Czytelniku, pogrążonego w sennym letargu przechodnia, ledwie unikającego zderzenia z pędzącym samochodem? Albo pasażera autobusu, z nosem przyklejonym do szyby, zapatrzonego gdzieś w odległą przestrzeń, który już dawno przegapił swój przystanek? Taki letarg, poddanie się chwili, zatopienie w marzeniach było dla panny Blake normalnością, dopadającą ją na lekcjach czy podczas wędrówki korytarzem.
Normalnością, z której czerpała całymi garściami, nie widząc dla siebie żadnej innej alternatywy. Czyż miała należeć do tych nielicznych, którzy znaleźli szczęście w miłości i temu szczęściu oddawali się w zakamarkach Hogwartu, wynajdując tajemnicze miejsca, sekretne sale i pokoiki, w których mogli dać upust swoim pragnieniom bliskości z drugą osobą, gdzie wypowiadane słowa przepełnione miłością nie ulatywały w gwarze rozmów, ale trafiały do rozmówcy? Czyż miała należeć do tych, którzy gardzili tym, co mieli, tym co otrzymali, swoim darem życia, darem zdrowia, wystawiając go na szaleńcze próby, pojedynkując się, eksperymentując, wariacko wymachując różdżką i widząc w tym zabawę, która jej samej wydawała się głupotą i wykroczeniem wobec Natury – tej Natury, która dała życie po to, aby człowiek je chronił, a nie bezsensownie narażał i to w imię czego? W imię zabawy i chwilowej radości – nie, to nie było dla niej. Pogarda dla życia w tak głupi sposób. Po ostatnich atakach – ooooch, wydawało się, że to już tyle czasu minęło, gdy zginął jeden z nauczycieli – często zastanawiała się, skąd w tych młodych ludziach bierze się ta gwałtowna, ta nieuzasadniona, szalona i wariacka potrzeba niszczenia... Niszczenia tego co dobre, co radosne, co innym sprawia radość, a co komuś w jego szale własnego niezrozumienia nagle się nie spodobało. Dlaczego chcemy koniecznie niszczyć, burzyć, dążyć do destrukcji, zamiast budować?
Powinnam sobie sprawić jakieś zwierzątko.
Nagła myśl przemknęła niczym pędzące stado hipogryfów. Była tak absurdalna, niezwiązana z jej przemyśleniami,z treścią rozmowy, ze wszystkim, co się działo, że Cassie z niemałym trudem udało się powstrzymać śmiech rozbawienia. Och, dziewczyno, też Ci się zebrało na moment do przemyśleń o zwierzętach! Zerknęła w okno, za którym powoli zapadała ciemność, ale wciąż jeszcze dość odległa od ponurej czerni nocy, która dla Cassie była czasem wyczekiwania, bo to właśnie wtedy budziła się w niej nadzieja, gasnąca powoli z każdą kolejną godziną, aż w końcu promienie słońca rozgrzewały jej twarz, czasem wilgotną od niewyrażonej słowami rozpaczy.
- Jesteś taką pesymistką, Sharon – podeszła do okna, wyglądając na zewnątrz, jakby spodziewała się tam ujrzeć właśnie teraz, w tej chwili spełnienie swoich marzeń. Owszem tak, nie mamy kontroli nad przyszłością, która jest w rękach zbawiennego albo przeklętego losu. Ale możemy na nią wpływać o wiele bardziej, niż na swoją przeszłość i kontrolować w większym stopniu niż swoją teraźniejszość, nad którą – co trwające właśnie wydarzenia w każdym swoim aspekcie udowadniają – nie panujemy już w ogóle. - Trzeba dojrzeć w końcu to, co możemy zrobić, a nie to, przed czym mamy ochotę chować głowę w piasek. Walczmy o to, co kochamy, czego pragniemy, nie poddawajmy się strachowi, upokorzeniom, palącej nas niepewności co do tego, co będzie kiedyś. Jeśli oddamy całą kontrolę nad naszą przyszłością... czyż to nie tak, jakbyśmy się zgadzali być marionetkami w rękach tych, którzy pociągają za sznurki?
Błękit nieba czuwający nad naszą przyszłością czy zgniła zieleń trawy, powoli pochłaniająca nasze pragnienia, co nas czeka za pięć, dziesięć, dwadzieścia lat? Co przygotowało nam życie za murami Hogwartu, które wcale nie były takie bezpieczne, jak obiecywano; z dyrektorem, który nie zrobił chyba nic, by przeciwdziałać przemocy rozgrywającej się na każdym kroku; z nauczycielami, którzy sami okazywali się jakąś ludzką imitacją zła. Czytelniku, chociaż przyszłość naszej bohaterki mogą zakrywać gęste chmury kotłujące się gwałtownie, to są one jednak tylko nikłą, wręcz chwilową zasłoną. Mogą przykryć szczęście, odegnać powodzenie, ale prędzej czy później zostaną przepędzone przez silny wiatr, nie zmieniając tak naprawdę zupełnie nic w porządku wszechświata, ułożonym przed wiekami i powoli realizowanym. Za tą chmurzastą zasłoną księżyc rozjaśniający naszą przyszłość i gwiazdy wskazujące niczym drogowskazy miejsca, w które należy podążać, cierpliwie czekają, aż chmury zostaną rozwiane na cztery strony świata. Czekają, krążąc od wieków po swojej ustalonej orbicie przeznaczenia.
- Już myślisz o egzaminach? – spojrzała na Sharon z niejakim zdziwieniem, chociaż z drugiej strony... taaaak, w końcu nie zostało wcale tak wiele czasu na powtórki, a Cassie ze swoim podejściem do nauki i problemami z realizacją nawet najprostszych eliksirów i zaklęć powinna się tym zainteresować już dawno temu. Tylko że dziewczyna o wiele bardziej wolała istnieć poza czasem nauki i egzaminów, zatopiona w swoich pięknych marzeniach. - Ojej! To mi przypomniało, że zostawiłam w bibliotece zwój ze swoją pracą domową – machinalnie trzepnęła się w czoło, aż w pomieszczeniu rozległ się nieprzyjemny plask. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na Sharon, po czym wybiegła z pomieszczenia, rzucając na odchodne tylko krótką informację, że wróci jak najszybciej.
(Zt dla nas obu)
Normalnością, z której czerpała całymi garściami, nie widząc dla siebie żadnej innej alternatywy. Czyż miała należeć do tych nielicznych, którzy znaleźli szczęście w miłości i temu szczęściu oddawali się w zakamarkach Hogwartu, wynajdując tajemnicze miejsca, sekretne sale i pokoiki, w których mogli dać upust swoim pragnieniom bliskości z drugą osobą, gdzie wypowiadane słowa przepełnione miłością nie ulatywały w gwarze rozmów, ale trafiały do rozmówcy? Czyż miała należeć do tych, którzy gardzili tym, co mieli, tym co otrzymali, swoim darem życia, darem zdrowia, wystawiając go na szaleńcze próby, pojedynkując się, eksperymentując, wariacko wymachując różdżką i widząc w tym zabawę, która jej samej wydawała się głupotą i wykroczeniem wobec Natury – tej Natury, która dała życie po to, aby człowiek je chronił, a nie bezsensownie narażał i to w imię czego? W imię zabawy i chwilowej radości – nie, to nie było dla niej. Pogarda dla życia w tak głupi sposób. Po ostatnich atakach – ooooch, wydawało się, że to już tyle czasu minęło, gdy zginął jeden z nauczycieli – często zastanawiała się, skąd w tych młodych ludziach bierze się ta gwałtowna, ta nieuzasadniona, szalona i wariacka potrzeba niszczenia... Niszczenia tego co dobre, co radosne, co innym sprawia radość, a co komuś w jego szale własnego niezrozumienia nagle się nie spodobało. Dlaczego chcemy koniecznie niszczyć, burzyć, dążyć do destrukcji, zamiast budować?
Powinnam sobie sprawić jakieś zwierzątko.
Nagła myśl przemknęła niczym pędzące stado hipogryfów. Była tak absurdalna, niezwiązana z jej przemyśleniami,z treścią rozmowy, ze wszystkim, co się działo, że Cassie z niemałym trudem udało się powstrzymać śmiech rozbawienia. Och, dziewczyno, też Ci się zebrało na moment do przemyśleń o zwierzętach! Zerknęła w okno, za którym powoli zapadała ciemność, ale wciąż jeszcze dość odległa od ponurej czerni nocy, która dla Cassie była czasem wyczekiwania, bo to właśnie wtedy budziła się w niej nadzieja, gasnąca powoli z każdą kolejną godziną, aż w końcu promienie słońca rozgrzewały jej twarz, czasem wilgotną od niewyrażonej słowami rozpaczy.
- Jesteś taką pesymistką, Sharon – podeszła do okna, wyglądając na zewnątrz, jakby spodziewała się tam ujrzeć właśnie teraz, w tej chwili spełnienie swoich marzeń. Owszem tak, nie mamy kontroli nad przyszłością, która jest w rękach zbawiennego albo przeklętego losu. Ale możemy na nią wpływać o wiele bardziej, niż na swoją przeszłość i kontrolować w większym stopniu niż swoją teraźniejszość, nad którą – co trwające właśnie wydarzenia w każdym swoim aspekcie udowadniają – nie panujemy już w ogóle. - Trzeba dojrzeć w końcu to, co możemy zrobić, a nie to, przed czym mamy ochotę chować głowę w piasek. Walczmy o to, co kochamy, czego pragniemy, nie poddawajmy się strachowi, upokorzeniom, palącej nas niepewności co do tego, co będzie kiedyś. Jeśli oddamy całą kontrolę nad naszą przyszłością... czyż to nie tak, jakbyśmy się zgadzali być marionetkami w rękach tych, którzy pociągają za sznurki?
Błękit nieba czuwający nad naszą przyszłością czy zgniła zieleń trawy, powoli pochłaniająca nasze pragnienia, co nas czeka za pięć, dziesięć, dwadzieścia lat? Co przygotowało nam życie za murami Hogwartu, które wcale nie były takie bezpieczne, jak obiecywano; z dyrektorem, który nie zrobił chyba nic, by przeciwdziałać przemocy rozgrywającej się na każdym kroku; z nauczycielami, którzy sami okazywali się jakąś ludzką imitacją zła. Czytelniku, chociaż przyszłość naszej bohaterki mogą zakrywać gęste chmury kotłujące się gwałtownie, to są one jednak tylko nikłą, wręcz chwilową zasłoną. Mogą przykryć szczęście, odegnać powodzenie, ale prędzej czy później zostaną przepędzone przez silny wiatr, nie zmieniając tak naprawdę zupełnie nic w porządku wszechświata, ułożonym przed wiekami i powoli realizowanym. Za tą chmurzastą zasłoną księżyc rozjaśniający naszą przyszłość i gwiazdy wskazujące niczym drogowskazy miejsca, w które należy podążać, cierpliwie czekają, aż chmury zostaną rozwiane na cztery strony świata. Czekają, krążąc od wieków po swojej ustalonej orbicie przeznaczenia.
- Już myślisz o egzaminach? – spojrzała na Sharon z niejakim zdziwieniem, chociaż z drugiej strony... taaaak, w końcu nie zostało wcale tak wiele czasu na powtórki, a Cassie ze swoim podejściem do nauki i problemami z realizacją nawet najprostszych eliksirów i zaklęć powinna się tym zainteresować już dawno temu. Tylko że dziewczyna o wiele bardziej wolała istnieć poza czasem nauki i egzaminów, zatopiona w swoich pięknych marzeniach. - Ojej! To mi przypomniało, że zostawiłam w bibliotece zwój ze swoją pracą domową – machinalnie trzepnęła się w czoło, aż w pomieszczeniu rozległ się nieprzyjemny plask. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na Sharon, po czym wybiegła z pomieszczenia, rzucając na odchodne tylko krótką informację, że wróci jak najszybciej.
(Zt dla nas obu)
- Nauczyciele
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Pon Lip 27, 2015 1:37 pm
Opiekunka Hufflepuffu wkroczyła o godzinie 17 do pokoju dziewcząt VI roku - był pusty - kobieta poczekała z 5 minut, a kiedy nikt się nie zjawił, zaczęła przeszukiwać wszystkie szafki, sprawdzać pod łóżkami i wertować co poniektóre książki, wodząc wzrokiem po każdym tytule na stronie okładek - ktoś używał na błoniach czarnej magii, problemem było to, że jak na razie nie wiadomym było, kto - oprócz tego, że Collinsowie, których różdżki przebadano... może to oni byli winni całemu zajściu..? Niewiasta potrząsnęła głową i skupiła się na obecnym zajęciu, nie chcąc wysnuwać teorii, które niepotrzebnie by kogoś oskarżały. Poza tym nie wypadało źle myśleć o zmarłych...
[z/t]
[z/t]
- Addyson Clemen
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 4:22 pm
Kilka dni po niezręcznym spotkaniu z Irytkiem, a później wsłuchaniu się w jego rozmowę z Kaylin, postanowiła nie wychodzić z dormitorium jeżeli nikogo nie będzie obok niej.
Niestety, dziewczyny z jej pokoju wyszły, albo na błonia, albo do Wielkiej Sali, więc została sama z nosem wciśniętym w kartkę leżącą przed nią i z piórem w ręku. Najwyższy czas, żeby odrobić zaległe zadanie z transmutacji! Już zdążyła się dowiedzieć, że jej współlokatorki napisały swój esej, a ona nadal nie mogła skupić się na wypluciu z siebie, choćby jednego akapitu. Zgniotła kartkę w dłoni, kiedy stare pióro zrobiło ogromnego kleksa na środku jej wypocin. Z głośnym westchnieniem ułożyła przed sobą następną kartkę. Wstała z dużego łóżka i zaczęła chodzić po całym pokoju, bawiąc się piórem w ręce. Mrucząc coś pod nosem zaczęła zastanawiać się co mogłaby napisać w swej pracy. Dość szybko okazało się, że powinna zabrać się za zadanie przynajmniej trzy dni temu. Może wtedy udałoby jej się wyrobić na czas.
Niestety, dziewczyny z jej pokoju wyszły, albo na błonia, albo do Wielkiej Sali, więc została sama z nosem wciśniętym w kartkę leżącą przed nią i z piórem w ręku. Najwyższy czas, żeby odrobić zaległe zadanie z transmutacji! Już zdążyła się dowiedzieć, że jej współlokatorki napisały swój esej, a ona nadal nie mogła skupić się na wypluciu z siebie, choćby jednego akapitu. Zgniotła kartkę w dłoni, kiedy stare pióro zrobiło ogromnego kleksa na środku jej wypocin. Z głośnym westchnieniem ułożyła przed sobą następną kartkę. Wstała z dużego łóżka i zaczęła chodzić po całym pokoju, bawiąc się piórem w ręce. Mrucząc coś pod nosem zaczęła zastanawiać się co mogłaby napisać w swej pracy. Dość szybko okazało się, że powinna zabrać się za zadanie przynajmniej trzy dni temu. Może wtedy udałoby jej się wyrobić na czas.
- Irytek
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 4:33 pm
Miau
Ciche miauknięcie rozniosło się po opuszczonym pomieszczeniu. Nie było jednak żadnych zwierząt, nawet w klatkach, więc skąd mogło się ono dobyć?
Miau
Tym razem było donośniejsze, nie pozwalając Addy na uznanie tego za zwykły omam słuchowy. Wydawało się dochodzić spod jej własnego łóżka, lecz co miałby robić tam zapchlony czworonóg? Czy to możliwe by jakimś cudem dostał się tam i ukrywał podczas, gdy ona, niczego nieświadoma, siedziała materac wyżej i jak gdyby nigdy nic odrabiała lekcje?
Miau...
Mogła pragnąć salwować się ucieczką, lecz drzwi i tak nie ustąpiłyby pod jej naciskiem, jakby były zablokowane z drugiej strony. A jeśli już wszyscy wiedzieli...? A jeśli to okrutny żart...? Rudy poltergeist wygadał całej szkole o jej fobii, a koleżanki z roku uznały za zabawne zamknięcie jej z puchatą kulką, gotową wydrapać jej oczy, jeśli tylko za bardzo się zbliży? Mogła stawić czoła swoim lękom, lub czekać w strachu przy ścianie, gdyż nie zapowiadało się by ktokolwiek miał jej przybyć z odsieczą.
Ciche miauknięcie rozniosło się po opuszczonym pomieszczeniu. Nie było jednak żadnych zwierząt, nawet w klatkach, więc skąd mogło się ono dobyć?
Miau
Tym razem było donośniejsze, nie pozwalając Addy na uznanie tego za zwykły omam słuchowy. Wydawało się dochodzić spod jej własnego łóżka, lecz co miałby robić tam zapchlony czworonóg? Czy to możliwe by jakimś cudem dostał się tam i ukrywał podczas, gdy ona, niczego nieświadoma, siedziała materac wyżej i jak gdyby nigdy nic odrabiała lekcje?
Miau...
Mogła pragnąć salwować się ucieczką, lecz drzwi i tak nie ustąpiłyby pod jej naciskiem, jakby były zablokowane z drugiej strony. A jeśli już wszyscy wiedzieli...? A jeśli to okrutny żart...? Rudy poltergeist wygadał całej szkole o jej fobii, a koleżanki z roku uznały za zabawne zamknięcie jej z puchatą kulką, gotową wydrapać jej oczy, jeśli tylko za bardzo się zbliży? Mogła stawić czoła swoim lękom, lub czekać w strachu przy ścianie, gdyż nie zapowiadało się by ktokolwiek miał jej przybyć z odsieczą.
- Addyson Clemen
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 4:49 pm
Chodząc po pokoju i bawiąc się piórem do jej uszu doszło... o nie! To nie mogło być przecież miauknięcie! Zatrzymała się gwałtownie, nasłuchując na pełnym wdechu.
Nie. Nie teraz. Nie kiedy była sama!
Może się jej przesłyszało? Niemniej jednak skierowała szybko swoje kroki do drzwi mając zamiar uwolnić się z dormitorium i to jak najszybciej. Nie miała zamiaru zostać w pokoju sam na sam, oko w oko z żadnym kocurem. Nawet jeżeli miałaby to być puszysta, urocza kuleczka. Szarpnęła za klamkę, ale jak na złość drzwi nie chciały się otworzyć, żeby wypuścić przerażoną Addyson. Odruchowo wyciągnęła różdżkę, ale wiedziała, że najwyżej mogłaby roześmiać kota swoimi nieporadnymi czarami. Nawet proste zaklęcia sprawiały jej trudność, a co dopiero obronić się przed tak strasznym potworem jakim był kot!
Niemniej jednak wskoczyła na pobliskie łóżko z wyciągniętą przed siebie różdżką. Najwyżej wydłubie mu oko. O! Taki był jej plan.
Nie. Nie teraz. Nie kiedy była sama!
Może się jej przesłyszało? Niemniej jednak skierowała szybko swoje kroki do drzwi mając zamiar uwolnić się z dormitorium i to jak najszybciej. Nie miała zamiaru zostać w pokoju sam na sam, oko w oko z żadnym kocurem. Nawet jeżeli miałaby to być puszysta, urocza kuleczka. Szarpnęła za klamkę, ale jak na złość drzwi nie chciały się otworzyć, żeby wypuścić przerażoną Addyson. Odruchowo wyciągnęła różdżkę, ale wiedziała, że najwyżej mogłaby roześmiać kota swoimi nieporadnymi czarami. Nawet proste zaklęcia sprawiały jej trudność, a co dopiero obronić się przed tak strasznym potworem jakim był kot!
Niemniej jednak wskoczyła na pobliskie łóżko z wyciągniętą przed siebie różdżką. Najwyżej wydłubie mu oko. O! Taki był jej plan.
- Irytek
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 4:59 pm
Czy to był taki dobry pomysł z tym wskakiwaniem koleżance na wyrko? Miauknięcia jak na zawołani ucichły, lecz nawet w magicznym świecie straszne koty nie znikały same z siebie spod czyichś łóżek. Musiał tam wciąż być, albo, o zgrozo, przenieść się niezauważony w inne miejsce dormitorium. Nie widziała go, a przecież koty słynęły z bycia dobrymi łowcami. Co jeśli ta kreatura właśnie na nią polowała, czając się w pobliżu? I tylko czekała na okazję żeby...
- MIAU! - na jej twarzy wylądowało czarne futro, które zasłoniło jej widok. Śmierdzące, kujące włosy stworzenia dostały się do jej nosa i ust... czy mogło być coś gorszego?
- MIAU! - na jej twarzy wylądowało czarne futro, które zasłoniło jej widok. Śmierdzące, kujące włosy stworzenia dostały się do jej nosa i ust... czy mogło być coś gorszego?
- Addyson Clemen
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 5:07 pm
Musiała wskoczyć na łóżko. Kot mógł przecież zaatakować jej nogi, a nie umiała latać, żeby wzbić się w powietrze. Nie mogła też znaleźć się na swoim łóżku, skoro to spod jej materaca dochodziły odgłosy.
Machnęła trzymanym patykiem, kiedy została zaatakowana, z tym, że różdźka wyleciała jej z ręki i potoczyła się po podłodze w kierunku jednej ze ścian dormitorium.
Krzyknęła przerażona gdy puszyste kłaki znalazły się na jej twarzy, szamotając się w celu uwolnienia się, z wielkim hukiem (i krzykiem przy okazji) zwaliła się boleśnie z łóżka prosto na twardą podłogę.
Machnęła trzymanym patykiem, kiedy została zaatakowana, z tym, że różdźka wyleciała jej z ręki i potoczyła się po podłodze w kierunku jednej ze ścian dormitorium.
Krzyknęła przerażona gdy puszyste kłaki znalazły się na jej twarzy, szamotając się w celu uwolnienia się, z wielkim hukiem (i krzykiem przy okazji) zwaliła się boleśnie z łóżka prosto na twardą podłogę.
- Irytek
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 5:39 pm
I w tym samym momencie usłyszała powolne, ironiczne klaskanie. Kocur znikł nagle z jej twarzy, przed którą pojawił się Irytek, trzymający kawałek czarnego futra w ręku, najpewniej wycięty z czyjejś szaty balowej.
- Gdyby to był prawdziwy kot, właśnie byłabyś zaprzytulana na śmierć. - oznajmił, widocznie nie pod wrażeniem samoobrony nastolatki. Usiadł na łóżku z którego dopiero co spadła i wyrzucił materiał za siebie. - Nie wiem co cię tak przeraża w kupie kłaków na czterech łapach, ale jeśli już się ich boisz, to chociaż naucz się z nimi walczyć. - uniósł jedną brew, kontynuując swój monolog. - Jak chcesz dać sobie radę poza Hogwartem, skoro przegrywasz z czyimś ubraniem?
"I odkąd mnie obchodzi czy dzieciaki przeżyją po skończeniu szkoły?" Po co tu w ogóle przylazł? Ach, no tak, Kaylin jest zajęta, więc poszedł do jej nieoficjalnej dublerki! Tylko, skoro miał zamiar spędzać z nią czas, to musiała dotrzymywać mu kroku. Nabranie odwagi było pierwszym stopniem na tej długiej drodze jaka ją czekała... czy tego chciała, czy nie. A na jej nieszczęście, Irytek preferował terapie szokowe i nie był szczególnie cierpliwy.
- Gdyby to był prawdziwy kot, właśnie byłabyś zaprzytulana na śmierć. - oznajmił, widocznie nie pod wrażeniem samoobrony nastolatki. Usiadł na łóżku z którego dopiero co spadła i wyrzucił materiał za siebie. - Nie wiem co cię tak przeraża w kupie kłaków na czterech łapach, ale jeśli już się ich boisz, to chociaż naucz się z nimi walczyć. - uniósł jedną brew, kontynuując swój monolog. - Jak chcesz dać sobie radę poza Hogwartem, skoro przegrywasz z czyimś ubraniem?
"I odkąd mnie obchodzi czy dzieciaki przeżyją po skończeniu szkoły?" Po co tu w ogóle przylazł? Ach, no tak, Kaylin jest zajęta, więc poszedł do jej nieoficjalnej dublerki! Tylko, skoro miał zamiar spędzać z nią czas, to musiała dotrzymywać mu kroku. Nabranie odwagi było pierwszym stopniem na tej długiej drodze jaka ją czekała... czy tego chciała, czy nie. A na jej nieszczęście, Irytek preferował terapie szokowe i nie był szczególnie cierpliwy.
- Addyson Clemen
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 5:59 pm
Odetchnęła ciężko, kiedy kot znikł z jej twarzy, a na miejscu kłaków pojawiła się twarz Irytka. Jęknęła ze zrezygnowaniem kładąc głowę na twardej posadzce. Rozmasowała bolące ramię, na którym najprawdopodobniej pojawił się dorodny siniec. Wstała z ziemi i powoli podeszła do swojej różdżki, którą wcześniej upuściła. Kompletnie ignorując słowa poltergeista, odniosła kijek na swoje łóżko i usiadła na nim po turecku.
-Irytku... Naprawdę nie mam ochoty znosić dzisiaj twoich żartów.
Mruknęła oburzona pod nosem. Krew dalej szumiała jej w uszach, jednak już znacznie spokojniej chwyciła za swoje pióro.
-Co cię w ogóle interesuje, czy sobie poradzę czy nie?
Prychnęła pod nosem, marszcząc brwi. Ewidentnie nie miała dzisiaj humoru.
-Irytku... Naprawdę nie mam ochoty znosić dzisiaj twoich żartów.
Mruknęła oburzona pod nosem. Krew dalej szumiała jej w uszach, jednak już znacznie spokojniej chwyciła za swoje pióro.
-Co cię w ogóle interesuje, czy sobie poradzę czy nie?
Prychnęła pod nosem, marszcząc brwi. Ewidentnie nie miała dzisiaj humoru.
- Irytek
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 6:45 pm
Gdyby tak Irytek przejmował się tym, czy ktoś ma ochoty na jego żarty czy nie... Zresztą, nie było sensu się nad tym rozwodzić, skoro już tu był i wcale nie zamierzał znikać.
- Nie interesuje aż tak bardzo. - przyznał z okrutną szczerością i zniknął, pojawiając się naprzeciwko niej, na jej łóżku. Zabrał jej pióro i zaczął je obskubywać z lotek. - Ale nie skończyliśmy naszej ostatniej rozmowy... nieprawdaż? - na jej oczach jego czerwone tęczówki zapełniły całe białko, zaś źrenice zwęziły się do dwóch czarnych igiełek. Wraz ze swoimi nowymi, upiornie kocimi oczami i nienaturalnie szerokim uśmiechem przysunął się bliżej niej. Musiało go to strasznie bawić, lecz najwidoczniej nie na tyle by ryzykować kolejną panikę ze strony puchonki, gdyż w pewnej chwili powrócił do zwykłej postaci. - To czemu właściwie aż tak nie lubisz kotów? - zapytał niewinnie, prostując się i rozglądając po łóżku w poszukiwaniu lepszej zabawki od oskubanego pióra. Fobia przed czymś tak uroczym była na tyle niespotykana, że aż wzbudziła jego zainteresowanie, chociaż sam miał co najmniej jeden okaz tego gatunku za którym mocno nie przepadał.
- Nie interesuje aż tak bardzo. - przyznał z okrutną szczerością i zniknął, pojawiając się naprzeciwko niej, na jej łóżku. Zabrał jej pióro i zaczął je obskubywać z lotek. - Ale nie skończyliśmy naszej ostatniej rozmowy... nieprawdaż? - na jej oczach jego czerwone tęczówki zapełniły całe białko, zaś źrenice zwęziły się do dwóch czarnych igiełek. Wraz ze swoimi nowymi, upiornie kocimi oczami i nienaturalnie szerokim uśmiechem przysunął się bliżej niej. Musiało go to strasznie bawić, lecz najwidoczniej nie na tyle by ryzykować kolejną panikę ze strony puchonki, gdyż w pewnej chwili powrócił do zwykłej postaci. - To czemu właściwie aż tak nie lubisz kotów? - zapytał niewinnie, prostując się i rozglądając po łóżku w poszukiwaniu lepszej zabawki od oskubanego pióra. Fobia przed czymś tak uroczym była na tyle niespotykana, że aż wzbudziła jego zainteresowanie, chociaż sam miał co najmniej jeden okaz tego gatunku za którym mocno nie przepadał.
- Addyson Clemen
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 6:57 pm
Prychnęła po raz kolejny, kiedy Irytek odebrał jej pióro i zaczął się nad nim znęcać. Zaczęła się coraz bardziej denerwować tym, że nie zakończy na czas swojej pracy. Bała się też, że za chwilę jej gęsie pióro będzie kompletnie do niczego i będzie musiała poczekać jeszcze kilka dni, aż rodzice przyślą jej nowe. List z prośbą o zakupy został już do nich wysłany, jednak jak na razie, nie było z ich strony odzewu.
-Masz bardzo ładne oczy Irytku.
Prychnęła od niechcenia, machając na niego ręką, jakby próbując się uwolnić od natrętnej muchy. Chyba w pewnym sensie przywykła do tego, że poltergeist postanowił uprzykrzyć jej życie, upodabniając się do kota na jej oczach.
-Długa historia. Nie mam czasu. Poza tym, po co mam ci to opowiadać? Żeby jutro cała szkoła trąbiła na ten temat i wytykała mnie palcami?
Dodała, otwierając podręcznik do transmutacji. Być może z niego dowie się więcej na zadany temat eseju?
-Masz bardzo ładne oczy Irytku.
Prychnęła od niechcenia, machając na niego ręką, jakby próbując się uwolnić od natrętnej muchy. Chyba w pewnym sensie przywykła do tego, że poltergeist postanowił uprzykrzyć jej życie, upodabniając się do kota na jej oczach.
-Długa historia. Nie mam czasu. Poza tym, po co mam ci to opowiadać? Żeby jutro cała szkoła trąbiła na ten temat i wytykała mnie palcami?
Dodała, otwierając podręcznik do transmutacji. Być może z niego dowie się więcej na zadany temat eseju?
- Irytek
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 8:52 pm
Czy ona robiła coś w swoim życiu poza uciekaniem i prychaniem? Do tego chyba przestały robić na niej wrażenie jego przemiany, co nastąpiło trochę szybciej niż zakładał.
- Ty może nie masz czasu, ale ja go mam. - wyrwał jej książkę i podleciał z nią do okna. Wystawił podręcznik na zewnątrz, trzymając go dwoma palcami z zamyśloną miną. - To mówiłaś, że ile masz przyjaciółek, które pożyczą ci swój egzemplarz? - zerknął na nią z wrednym uśmiechem, potrząsając tomikiem, który wydawał się gotów lada chwila runąć w dół. Przed oczami stanęła mu nagle rozzłoszczona Kaylin, po tym jakby dowiedziała się jak bardzo nie szanował "ksiąg, które posiadają wiedzę i trzeba o nie dbać". No, ale co z oczu to z serca, co nie? A zjawienie się jej w dormitorium Hufflepuffu mu nie groziło, więc mógł robić wszystko co mu do łba strzeliło.
- Ty może nie masz czasu, ale ja go mam. - wyrwał jej książkę i podleciał z nią do okna. Wystawił podręcznik na zewnątrz, trzymając go dwoma palcami z zamyśloną miną. - To mówiłaś, że ile masz przyjaciółek, które pożyczą ci swój egzemplarz? - zerknął na nią z wrednym uśmiechem, potrząsając tomikiem, który wydawał się gotów lada chwila runąć w dół. Przed oczami stanęła mu nagle rozzłoszczona Kaylin, po tym jakby dowiedziała się jak bardzo nie szanował "ksiąg, które posiadają wiedzę i trzeba o nie dbać". No, ale co z oczu to z serca, co nie? A zjawienie się jej w dormitorium Hufflepuffu mu nie groziło, więc mógł robić wszystko co mu do łba strzeliło.
- Addyson Clemen
Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku
Czw Lis 05, 2015 9:08 pm
Addyson najmniej przeszkadzały kocie oczy w wykonaniu Irytka. Gorzej było z innymi częściami ciała, jak na przykład z ogonem, który pojawia się niespodziewanie i oplata się wokół jej ciała, jak to miało miejsce na trzecim piętrze.
-Ty masz zawsze czas...
Mruknęła cicho, kładąc się na poduszkach. Przez to wszystko zaczynała boleć ją głowa. Nie miała już nawet siły żeby bronić swojego podręcznika, który niebezpiecznie zwisał z okna.
-Nie wiem...
Wzruszyła ramionami odkładając kartkę, pióro i różdżkę na stojący obok łóżka kufer. I tak nic już nie napisze. Bolało ją ramię, głowa i wiedziała, że nie będzie mogła się skupić. Poza tym... Irytek szybko jej nie odpuści.
-Znowu znęcasz się nad moim podręcznikiem. Możesz tego nie robic?
Westchnęła cicho, odgarniając grzywkę z czoła.
-Ty masz zawsze czas...
Mruknęła cicho, kładąc się na poduszkach. Przez to wszystko zaczynała boleć ją głowa. Nie miała już nawet siły żeby bronić swojego podręcznika, który niebezpiecznie zwisał z okna.
-Nie wiem...
Wzruszyła ramionami odkładając kartkę, pióro i różdżkę na stojący obok łóżka kufer. I tak nic już nie napisze. Bolało ją ramię, głowa i wiedziała, że nie będzie mogła się skupić. Poza tym... Irytek szybko jej nie odpuści.
-Znowu znęcasz się nad moim podręcznikiem. Możesz tego nie robic?
Westchnęła cicho, odgarniając grzywkę z czoła.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach