Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Dormitorium dziewcząt z VI roku

Pon Wrz 02, 2013 2:29 pm
Dormitorium dziewcząt
W dormitorium znajduje się:
- pięć łózek z baldachimem,
- pięć dużych, dębowych szaf,
- pięć średnich komód,
- łazienka.
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Czw Sty 30, 2014 3:14 pm
Mijając Kyle weszła do dormitorium i cicho zamknęła drzwi, mimo,że nikogo nie było czym była zdziwiona. Podeszłą do swojego środkowego łóżka i położyła się na nim, niemal po chwili zasypiając głębokim snem. Obudziła się nad ranem, całkowicie rozbudzona poszła się ubrać i umyć, następnie związała włosy w kucyk i wyszła z pokoju nie zapominając o swojej różdżce. Rozejrzała się po pokoju jeszcze raz dokładnie spoglądając czy niczego nie zapomniała. Kiedy się upewniła wyszła z dormitorium dla dziewcząt.

z.t
Sharon Gallagher
Hufflepuff
Sharon Gallagher

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Pią Kwi 03, 2015 7:23 pm
Jakoś się tak złożyło, że od czasu tej imprezy Puchonów, Sharon unikała Pokoju Wspólnego, jak ognia. Obawiała się bowiem, że wpadnie na Zordona, a tego absolutnie by nie chciała! No z chęcią by pogadała sobie z taką Kim, albo z Kyoheiem, który wydawał jej się naprawdę w porządku, gdy sobie tak rozmawiali w Izbie Pamięci, no ale cóż...może nie powinna aż tak się wychylać? Zresztą jeszcze było to całe bajkowe wydarzenie, po którym zostały jej bardzo dziwne nawyki. Szkoda było nawet gadać o tym, co sprawdzała Gallagher, gdy zostawała sama w dormitorium. No i jeszcze ta straszna śmierć Elizabeth! Jej duch czasem tu wpadał, a wtedy robiło się bardzo dziwnie, zwłaszcza odkąd jej łóżko zaczęło być zajmowane przez inną osobę. No i jeszcze ta cała sytuacja na zewnątrz. Brrr. Szampon Wspaniały nawet nie miała zamiaru dzisiaj nigdzie wyściubiać nosa spoza swej norki - wystarczało jej to, co widziała z okna.
- Merlinie. Boże. Ktokolwiek. Przecież tam jest strasznie! Dlaczego nikt ich nie powstrzyma..? Gdzie są nauczyciele?! - Mamrotała sama do siebie przerażona dziewczyna, czując jak ciarki przechodzą jej po kręgosłupie. Postanowiła więc schować się z zapasem czekoladowych żab pod kołdrą i modlić się o to, żeby wszystko się uspokoiło i żeby nikt nie umarł.
Strasznie, ale to strasznie Sharon się bała.
Cassie Blake
Oczekujący
Cassie Blake

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Sob Kwi 04, 2015 2:36 pm
Wstawanie skoro świt nie należało do częstych nawyków Cassie, która o wiele bardziej wolała poleżeć w łóżku, najczęściej wpatrzona w sufit, po którym powoli niczym jakieś cienie z ukwieconej letnim słońcem łąki, pachnącej tyloma wspaniałymi zapachami, sączyły się obrazy jej bujnej wyobraźni. Było coś w tej dziecięcej ufności, z jaką dziewczyna wpatrywała się niewidzącymi oczyma w pustą przestrzeń nad sobą, było w tym coś zachłannego i zastanawiającego w swojej prostocie, gdy mogła puścić wodze fantazji i wyobrażać sobie miejsca, ludzi i sytuacje, w których sama była bohaterką. Gdy żadna granica nie ograniczała jej wyobrażeń płynących z samego dna duszy, powoli z dnia z na dzień coraz bardziej zatracającej się w pragnieniu mroku, z którym jakaś część Cassie, ta jeszcze świadoma swojej dziecięcej niewinności, stale walczyła, wznosząc ręce w błagalnym geście modlitwy o pomoc. Zdawała sobie sprawę, że spalające ją od środka pragnienie prędzej czy później wygra. Znała je zbyt długo i zbyt długo mu się opierała wydobywając z siebie resztki piękna, resztki radości i wiecznego optymizmu, starając się mu z całych sił sprzeciwić. Maska, którą codziennie zakładała wychodząc z dormitorium idealnie przylegała do jej twarzy, jakby wykonał ją sam mistrz w tej dziedzinie, przymierzając odlew, poprawiając, rzeźbiąc każdy malutki element, każde zagłębienie, które mogło coś znaczyć, symbolizować, które mogło mieć jakieś ważne znaczenie i bez którego Cassie nie mogła być sobą.
Dzisiaj jednak zerwała się z łóżka wraz z pierwszymi promieniami słońca, które złośliwie przedarły się przez kotarę, łaskocząc jednak jej twarz zaskakująco przyjemnym światłem i napełniając dziewczynę jakąś niespotykaną, zadziwiającą energią, jakiej już dawno nie doświadczyła, skupiona na walce swoich dwóch osobowości. Ubrała się szybko w ciszy, starając się nie obudzić koleżanek z dormitorium i kilka kolejnych godzin spędziła na błoniach, ciesząc się jak dziecko za każdym razem, gdy mogła zakręcić się wokoło, nie niepokojona przez żadne zdziwione spojrzenia, kierowane w jej stronę przez zniesmaczonych właścicieli. Kiedy więc wróciła do dormitorium zastając je puste, była nie tylko w doskonałym humorze, gotowa przenosić na własnych rękach całe masywy górskie, a na barkach dźwigać cały ciężar świata, tego świata, od którego w życiu nie zaznała zbyt wiele radości, poszturchującego ją niebezpieczne, szepczącego do ucha nad stromym klifem, by wykonała jeszcze jeden malutki krok, a pozbędzie się całego bólu, właśnie po powrocie do dormitorium była również przepełniona tak jasnym, wręcz bolesnym optymizmem, że ją samą mocno to zastanowiło. Zapatrzona w przepływające za oknem chmury, zazdroszcząc im tej wspaniałej wolności i niezależności, usiadła na jednym z łóżek, nie zwracając uwagi na dziwnie zmiętoszoną kołdrę.
Dopiero gdy kołdra cicho zaprotestowała jakimś zduszonym odgłosem i nerwowo się przy tym poruszyła, Cassie zrozumiała, że nie tylko nie usiadła na nieswoim łóżku, ale dodatkowo usiadła na kimś. Zeskoczyła natychmiast, stając obok i obserwując, jak kołdra powoli się podnosi, a spod niej wyłania się twarz koleżanki. Miło całej sympatii, jaką obie się darzyły, Cassie nie była pewna, czy ich znajomość była aż tak bliska, by mogły na sobie wzajemnie siadać.
- Ojej, przepraszam – powiedziała z lekkim odcieniem przerażenia w głosie, ale na szczęście udało jej się uniknąć rumieńca zawstydzenia, który ostatnio drażniąco często pojawiał się na jej twarzy, gdy tylko zrobiła jakąś wybitnie zawstydzającą rzecz albo była świadkiem równie zawstydzającej sytuacji. Nienawidziła swojej bladej skóry, która każdy czerwony ślad przyjmowała z irytującą wdzięcznością, zdobiąc jej policzki i szyję w nieprzyjemny sposób, aż Cassie miała ochotę schować się przed całym światem. - Nie miałam pojęcia, że ktoś tu jest – zaczęła nerwowo przebierać palcami w kosmykach swoich włosów, które opadły jej z przodu na ramiona.
Sharon Gallagher
Hufflepuff
Sharon Gallagher

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Wto Kwi 07, 2015 1:30 pm
Sharon też sobie lubiła wyobrażać różne rzeczy; zdawać się być mogło, że miała tysiąc różnych dziwnych scenariuszy, które nigdy nie będą miały szansy na spełnienie się. Ale to było fajne uczucie, choć raz być kimś innym, niż taką grubą Sharon, która przez większość czasu unika ludzi. Nie potrafiła bowiem z nimi normalnie rozmawiać, uważała siebie za wystarczająco dziwną by nie otwierać za często ust, bo pewnie inni nie najlepiej by na to zareagowali. Ot co. Jej pragnienia były niewyobrażalnie...duże, a czasem takie malutkie, że zapewne ktoś taki jak Cassie, gdyby się o nich dowiedział mógłby parsknąć śmiechem. Była zwyczajnym tłem, nie wyróżniała się spośród tłumu...jeśli nie licząc swojej wagi. Ale cóż to było za wyróżnienie? W takich momentach wolałaby się po prostu zapaść pod ziemię. Choć na to nie wyglądało, ta "pulchniutka" Puchonka była wielką pesymistką. I to wystraszoną i pogubioną w tym świecie. Ostatnimi czasy próbowała coś zmienić, jednakże póki co...z marnym skutkiem. Słowa Kyohei'a, owszem dodały jej otuchy, ale potem życie potoczyło się, tak jak chciało i wróciła jakby do punktu wyjścia.
No i przez takie swoje depresyjne myślenie o tym, jak okropnie wygląda, popadała w takie stany, że przestała z uwagą śledzić to, co dzieje się wokół niej. To było naprawdę przykre. Dzisiejszy dzień też jakoś jej mijał; całkiem nieźle w sumie, zważywszy na to, że miała te szczęście, że nie spotkała tego dziwnego chłopaka z VII roku. Oczywiście zdołała do tej pory poznać kilka szczegółów - czy tego chcąc, czy też nie - ale wolała się zbytnio nie "zagłębiać" w temat zwany "Zordon Reid". I tak trafiła do swojego dormitorium z tymi magicznymi zapasami słodyczy i kiedy tylko spojrzała przez okno na błonia, w trybie natychmiastowym wylądowała pod swoją ciepłą pierzyną z czekoladowymi żabami. Kiedy tak sobie Szampon Wspaniały wciskał te smakołyki, trzęsąc się niemiłosiernie, ktoś postanowił na niej usiąść. I to na jej głowie.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuuaaaaaaaaaaa! - Krzyknęła Gallagher, lądując twarzą w czekoladowej żabie, którą trzymała w dłoni. Zapewne ten ktoś usłyszałby ją lepiej, gdyby dziewczyna nie chowała się pod kołdrą. Po chwili wynurzyła się spod niej, próbując dowiedzieć się, któż to na niej usiadł. To było naprawdę dziwne doświadczenie i z całą pewnością Sharon nie chciałaby go powtórzyć. Dojrzała Cassie - jedną z jej współlokatorek i otworzyła szerzej oczy, nie wiedząc już, co ma myśleć.
- Www porządkuuu. Niic sięęę niieee stał-o-o-o - wymamrotała Sharon, jedząc resztę czekoladowej żaby, zanim ta roztopiła się jej w ręce. Po chwili za pomocą swojego rękawa wytarła swoją twarz, żeby przypadkiem nie wypaść źle przed swoją koleżanką. Odchrząknęła, mając nadzieję, że jej oblicze nie zdobią malownicze ślady czekolady i wysunęła się spod kołdry jeszcze bardziej. Przyglądała się blondynce uważnie, jakby zastanawiała się, co by tu jeszcze powiedzieć, by ta nie miała ją za jeszcze większą dziwaczkę. Musiała się jednak przede wszystkim odezwać pewniej.
PEWNIEJ SZAMPONIE WSPANIAŁY, WIĘC DO DZIEŁA!
- Wiesz może...co się dzieje na błoniach? - Spytała ostrożnie, mając nadzieję że nie zabrzmiało to głupio.
Cassie Blake
Oczekujący
Cassie Blake

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Czw Kwi 09, 2015 6:51 pm
Najchętniej ze wstydu schowałaby się kilka metrów pod ziemię, by łagodne tony piasku przykryły całe jej zawstydzenie delikatną kurtyną milczenia i nicsięniestania, ale niestety dla dziewczyny były to tylko czcze marzenia i pragnienia, które nigdy nie mogłyby się ziścić. Może gdyby władała mocą ziemi, może wtedy mogłaby kazać się podłodze rozstąpić, a kamiennym murom ułożyć w bezpieczne schody, którymi zeszłaby do swojej ziemistej samotni. Tak łatwo było gdybać i odpłynąć w świat zachęcających fantazji, które rozbudzona wyobraźnia podsyłała jej co chwilę, zapraszając tęsknie do świata oddalonego miliony mil od puchońskiego dormitorium, w którym spędziła ostatnie lata swojego życia. Tak łatwo było przyodziewać maskę słodkiej i uroczej blondynki, szczęśliwej z samego tylko faktu, że jej stopy mogą płynąć po ziemi, głaskane motylim dotykiem frywolnych źdźbeł łaskoczących jej ciało, gdy w radosnym szale opadała na kobierzec z kwiatów i trawy chcąc być z nimi w jeszcze bliższej, jeszcze mocniejszej, jeszcze bardziej intymnej bliskości. Żałowała, że ta maska przykrywa jedynie zewnętrzną Cassie, że maskowała melancholijny uśmiech i zrezygnowane spojrzenie, ale i cieszyła się, że pod uśmiechem i błyszczącymi oczyma pozwalała chować też obojętność, z jaką prawdziwa Cassie odnosiła się do świata. Świata, który przez tyle minionych latach jej nie rozumiał i który sam nie dawał się rozumieć, rozkoszując się własną władzą nad maluczkimi ludźmi oddanymi pod jego opiekę. Świata, który w swojej fałszywej skromności, pod fałszywym pozorem dbania o ludzkość, pociągał za sznurki, by ludzie równie bezradni i poddani marionetkowo jak ona mogli mieć tylko fałszywe przekonanie o wolności swojego losu. W walce ze światem nikt nie miał szans i świadomość tego była jednym z powodów ponurej rezygnacji i niechęci malującej się w tęczówkach blondynki.
Spurpurowiała jeszcze bardziej, gdy Sharon dokończyła swoją żabę, bo dotarło do niej przykre przeświadczenie, że los właśnie wybawił ją od jeszcze większego wstydu: gdyby usiadła inaczej albo, o nie daj Merlinie! nieco gwałtowniej, to cała zawstydzająca przygoda mogłaby się skończyć dla jej koleżanki rozsmarowaniem żaby po całej twarzy i zabrudzeniem pościeli. Ta ukryta pod maską natura Cassie kazała się jej natychmiast wydostać z pomieszczenia, odejść jak najdalej i pozwolić im obu zapomnieć, że w ogóle do tego doszło, ale maska założona na twarz i przylegająca do niej tak ściśle, że aż niebezpiecznie, kazała jej zostać na miejscu i przywołać w kąciki ust delikatny uśmiech. Ten sam, który czynił jej twarz niewinną, lekko dziecinną, maskujący kotłujące się w głębi duszy pragnienia. Uśmiech zupełnie inny od tego, który pojawiał się ciemnymi nocami, kiedy przed jej oczami przelatywały dziesiątki wizji, mrocznych, zachłannych w swoich pragnieniach, niebezpiecznie kuszących i wabiących.
- Przepraszam, Sharon – jęknęła jeszcze raz, ostrożnie przysiadając na sąsiadującym łóżku, modląc się w duchu o to, aby znów nie usiąść na kolejnej koleżance. Takiej dawki wstydu na pewno by nie zniosła! Żałowała teraz, że noszone maski nie pozwoliły jej dopuścić w swoim życiu takich uczuć jak sympatia i przyjaźń, za którymi w czasie niespokojnych nocy Cassie mocno tęskniła, wpatrując się w ciemną przestrzeń nad sobą i zastanawiając się, jakby to było lubić kogoś tak naprawdę, dla niego samego. Gdyby taka więź łączyła ją z Sharon, ta cała sytuacja nie wydawałaby się jej taka nie na miejscu. Odetchnęła w duszy z ulgą, gdy koleżanka z dormitorium zręcznie zmieniła temat.
- Błonia? - odpowiedziała, znów przybierając swój rozmarzony wyraz twarzy, lekko roztrzepane spojrzenie i tajemniczy uśmiech w kącikach warg, by nikt nie mógł odgadnąć, czy właśnie się śmieje z kogoś czy z czegoś. Nie miała pojęcia, co powinna odpowiedzieć, ani o co dokładnie pytała Sharon, bo, tutaj drogi czytelniku musimy przyznać bez bicia, Cassie była zamknięta w swoim własnym marzycielskim świecie, który przedkładała ponad rzeczywistość, więc jeśli na błoniach akurat nie pojawił się sam książę ciemności, by przyjąć ją w swoje szeregi i zaproponować miejsce wiernej sługi, to nic co się tam działo, nie było przedmiotem jej zainteresowania. - Błonia, taaaak, myślę że są już tam pierwsze kwiaty – powiedziała niepewnie, jakby sama zdziwiona swoją odpowiedzią. Nie wiedziała, że kilkaset metrów dalej za grubymi murami zamku grupa uczniów toczyła dosłowną walkę na śmierć i życie i że Hogwart, uchodzący za tak bezpieczny, oddany pod pieczę Dumbledore'a, o którego potędze pogłoski krążyły po całym świecie, okaże się nic niewartym schronieniem. A może nawet gdyby wiedziała, gdyby miała taką świadomość, gdyby sama stała w tamtej grupce, czy wtedy by uwierzyła, że te wszystkie rzeczy są prawdziwe i realne, a nie absurdalnym wytworem jej wyobraźni? Padające trupy uczniów i brak reakcji nauczycieli, brak reakcji Dumbledore'a, cisza ogarniająca błonia przerywana tylko dudniącymi salwami kolejnych zaklęć, złośliwego śmiechu i mrocznej rozrywki tych nielicznych, którzy się stawili. Nie, nie, dla Cassie ukrytej pod maskami było to nie do pomyślenia. Bezpieczna przystań dormitorium i wizja błoni poddających się kwiecistej delikatności rozsypującej się między trawami, to był obraz, jaki mogła zaproponować Sharon.
Sharon Gallagher
Hufflepuff
Sharon Gallagher

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Pią Kwi 10, 2015 10:43 pm
Sharon jakoś nie rozpatrywała tego w taki sposób. To znaczy, oczywiście, że takie „zderzenie” się z pewną częścią ciała koleżanki nie należała do najprzyjemniejszych, ale na całe szczęście dzieliła je kołdra. Pulchna dziewczyna nie oddalała się nigdzie ani o centymetr, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, przyglądając się z niepokojem Cassie. Znaczy wiedziała w sumie, czego można się spodziewać po tej osóbce, ale nie znały się na tyle by być na sto procent pewnych swoich reakcji. Gallagher zdecydowanie trzymała się na uboczu, nie mogąc, a nawet czasami nie chcąc się przełamać i ruszyć od tak. Nie widziała sensu w tym by narażać zarówno innych, jak i samą siebie na wstyd, litość, obrzydzenie. Nie zaglądała w filozoficzne głębie by próbować odkrywać coraz to nowsze miejsca i teorie. Samo to ile możliwości miała w samym zamku, że mogła obcować z magią...to znaczyło dla niej naprawdę dużo. Może więc kiedyś nadejdzie ten piękny dzień, kiedy Sharon wyjdzie z tej skorupy i spróbuje zasmakować normalnego życia, które nie będzie ograniczało się do ukrywania i pożerania kolejnych porcji jedzenia? Kto tam wie. Na szczęście los jakoś po swojemu zadziałał i nic takiego się nie stało. Dało więc radę! Szampon Wspaniały, znaczy ona...czuła się tak troszeczkę dziwnie, że Cassie się w taki sposób do niej uśmiecha. Ale tylko troszeczkę. Kiedy ta ją przeprosiła, Sharon delikatnie się poruszyła i machnęła na to ręką, jakby to nic takiego nie było. Niestety, jak na złość wszystkie pudełka; zarówno te puste, jak i pełne spadły na ziemię! Zaczerwieniona ze wstydu dziewczyna, podniosła się i wraz z kołdrą zeszła z łóżka by pozbierać to wszystko.
- Nie przejmuj się, to nic takiego – wymamrotała niepewnie Sharon, rozmyślając o tym, jak głupio się teraz czuje w obecności takiej uroczej, Merlinowi winnej blondynce. Ciężko było nawiązywać przyjaźnie, kiedy towarzyszył Ci taki strach, że nie mogłaś nawet normalnie spojrzeć w lustro, a co dopiero w oczy innej osobie i spróbować zawalczyć. Kiedy już wszystko pozbierała, wróciła szybko na swoje łóżko, które jęknęło cicho pod jej ciężarem. Utkwiła dziwne spojrzenie w dziewczynie, czekając niecierpliwie na to, co ma do powiedzenia. Przez okno nawet wolałą nie zaglądać! Kiedy ta się uśmiechnęła...Gallagher tylko szerzej otworzyła oczy, przez co przypominała teraz gigantyczną sowę schowaną pod kołdrą i zaczęła się zastanawiać, czy może czegoś sama nie przekręciła. Na kolejne jej słowa zaś, otworzyła tylko szeroko buzię.
- Eeee. Hyyym. Aaaa. Ooo – niezwykle inteligentne dźwięki wyrwały się Sharon, która zastanawiała się właśnie, co by odpowiedzieć. – W sumie chodziło mi raczej o to, że...czy coś wiadomo w związku z tym...chaosem na błoniach. Ale chyba nie wiesz to...nie pytam. Ale...no fajnie, że kwiaty zakwity, taak.
I zamilkła mając już zupełny mętlik w głowie i zastanawiając się, czy Cassie również będzie milczała i czy skończy się na tym, że obie tak dziwnie zamilkną.

Cassie Blake
Oczekujący
Cassie Blake

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Sob Kwi 18, 2015 2:46 pm
Może faktycznie powinna zaproponować Sharon jakąś paczkę słodyczy w ramach przeprosin? Z drugiej strony nawet krótkie obrzucenie wzrokiem sylwetki tęgiej Puchonki nie mogło zakryć dość oczywistego faktu, że słodycze powinny być absolutnie ostatnią rzeczą, jaką należało proponować w tym wypadku. Może lepiej wyciągnąć ją po spacer na błoniach i sprawdzić, czy rzeczywiście zakwitły już tęczą kolorowego kwiecia, na które Cassie czekała całą zimę, z niecierpliwością wyglądając za każde napotkane okno? Gdyby tylko nie czuła się tak niezręcznie! Ale tak było zawsze, gdy zdarzyło się jej przebywać sam na sam z osobami, które borykały się z jakimiś mniejszymi lub większymi wadami swojego wyglądu. Cassie szczerze podziwiała tych, którzy sobie z tym jakoś radzili, chowali do kieszeni przekonanie o własnej niższej pozycji, machali ręką na potępiające spojrzenia innych. Podziwiała ich tak mocno, z głębi własnej duszy, bo sama chciałaby być taka jak oni, odważnie stawiać czoła wszelkim przeciwnościom, umieć udźwignąć na własnych barkach ciężar każdego upokorzenia, każdego nawet najmniejszego nieszczęścia i krzywdy doświadczonej z ręki bliźniego. Tylko że nigdy, przez ten cały miniony czas, nie znalazła w sobie nawet takiej maleńkiej kropli odwagi, by im tego pogratulować i okazać przez to swoje wsparcie.
Patrząc teraz na swoją koleżankę z dormitorium zrobiło jej się wyjątkowo wstyd z powodu własnej postawy. Chociaż Sharon raczej nie wydawała się osobą, która dzielnie stawia czoło wszelkim przeciwnościom, walcząc ze swoimi słabościami i dumnie idąc korytarzem, nie unikając przy tym prześmiewczych komentarzy, to przez to tym bardziej potrzebowała jakiegoś gestu wsparcia. A przynajmniej taką nadzieję miała Cassie, gdy dość spontanicznie ujęła dłoń koleżanki i pochyliła się w jej stronę.
Och, dziewczyno! Jakże łatwo było wydawać sądy, samej będąc praktycznie idealną, czyż nie? Sylwetka, za którą chłopięce oczy czasami się odwracały, śledząc dziewczęcy krok stawiany z gracją, jakby płynęła unosząc się nad posadzką, wypełniona tym wewnętrznym szczęściem toczącym nieustanny ból z pełzającymi mackami mroku. Jakże łatwo było założyć, że ktoś potrzebuje naszej pomocy, jakby to właśnie nasza osoba była tą najważniejszą, najistotniejszą częścią ich odkupienia. Kimże byłaś, by sądzić, że twoje wsparcie będzie cokolwiek warte? Że nie wpisze się w nurt tych prześmiewczych komentarzy, potępiających spojrzeń i złośliwych dowcipów i to po dwakroć groźniejsze, bo wypływające z litości i współczucia? Chciała cofnąć swoją dłoń, ale powstrzymała się, czując jak uszy jej płoną od niegasnącego wstydu. Nie mogła teraz uciec.
- Chyba będę musiała więcej uwagi skupiać na tym, co się wokół mnie dzieje, bo skoro nie dostrzegłam żadnego chaosu na błoniach, to już poważna sytuacja. Och – skrzywiła się leciutko, zaciskając usta na krótką chwilę – teraz sobie pewnie pomyślisz, że jestem okropną egoistką i widzę tylko koniec własnego nosa!
Niepewny uśmiech zagościł w jej oczach, wypychając na zewnątrz pogodne spojrzenie, które do tej pory władczo królowało, śmiejąc się do każdego i każdego obdarzając małym promyczkiem szczęścia. Mgła rozmarzenia przecięła tęczówki, gdy Cassie wyobraziła sobie, jak do dormitorium wpada reszta ich współlokatorek, zastając ich w tej dziwnej sytuacji, której każda sekunda pełna była poufności, przenikając swoim osobistym charakterem każdy następujący po sobie moment. Dwie puchońskie samotniczki, różniące się między sobą jak woda i ogień, zima i lato, życie od śmierci, skupione na rozmowie, jakby tylko to robiły przez całe życie, przenikając na wskroś wszystkie swoje sekrety i tajemnice, których bały się same przed sobą. Ale czyż to nie ironia losu, jak często chcemy powiedzieć komuś o naszych błędach, słabościach i niedoskonałościach tylko po to, by zrzucić z siebie część tej gryzącej nas od środka samoświadomości własnych potknięć i brzydoty?
- Tylko że moim rozmarzeniem mogę kierować w dowolnym kierunku i kształtować swoją wyobraźnię w najpiękniejsze sny – dodała tonem lekkiego usprawiedliwienia. Za dużo wstydu na dzisiaj, Cassie! Sharon wyglądała ciągle na przejętą tymi nieznanymi wydarzeniami na błoniach, więc blondynka jeszcze raz ścisnęła jej uspokajająco dłoń i dopiero wtedy się cofnęła. - Na pewno nie dzieje się tam nic złego, pewnie znowu jakaś grupka uczniów postanowiła mocniej zaszaleć.
Przygładziła kołdrę, która po niespodziewanym ruchu nieco się wybrzuszyła. Nagle pożałowała, że przez te wszystkie lata alienowała się od innych, unikając bliskości, unikając zaangażowania, kontaktów z ludźmi, którzy wydawali się jej mdli i nijacy. Byli tacy zwyczajni, obdarzeni jedynie magiczną mocą, którą miały setki innych uczniów w zamku. Byli tacy normalni, przyziemni, tacy ludzcy. Czy ona potrzebowała kogoś ludzkiego? Czy jej duszą, jej sercem i ciałem mogła zawładnąć ludzka istota, oferująca jej jedynie to, co sama już dawno uzyskała? Może gdyby była jak Sharon, te wszystkie mroczne pragnienia, to sukcesywne dążenie do poznania najciemniejszych zakątków swojej duszy zeszłoby na dalszy plan. Może wtedy potrafiłaby się skupić na tym, co ważne i osiągalne, a nie odległe. Ale to wciąż tylko może.
Sharon Gallagher
Hufflepuff
Sharon Gallagher

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Nie Kwi 19, 2015 7:33 pm
No tak. Każdy, kto spojrzał na Sharon, spokojnie mógłby stwierdzić, że dawanie jej kolejnych paczek słodyczy nie jest wskazane. Co prawda, Puchonka możliwe, żeby się ucieszyła by później pluć sobie w twarz i z żalem patrząc na puste opakowanie, które wylądowałoby na podłodze. Spacer na błonia był jednak ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę tęga Puchonka. I to nie dlatego, że mogłaby szybko się zmęczyć i paść na ziemię po kilku minutach spaceru - chodziło tu o to, co się obecnie działo, albo już nawet się skończyło nad jeziorem! Dlatego ta beztroska była nieco niezrozumiała dla Sharon i cały ten spokój, jaki towarzyszył Cassie. To było takie nielogiczne. No i do tego ta...niezręczna atmosfera w dormitorium; obie strony nie wiedziały, co zrobić i powiedzieć. Gallagher miała problem sama ze sobą, ale na to nie można było poradzić w żaden wytłumaczalny sposób. No przynajmniej na razie nie było na to żadnych szans. Szkoda tylko, że Sharon nie potrafiła tak dzielnie się temu wszystkiemu przeciwstawiać i stawać naprzeciw własnym lękom i obawom; wolała to wszystko zagłuszać w jedzeniu, a później przy każdym choćby najmniejszym spojrzeniu w lustrach wyzywać i posyłać w samą siebie najgorsze epitety. Oczywiście w myślach, no bo jakby to wyglądało gdyby mówiła do siebie..? Chociaż bywały też takie chwile, kiedy kierowała do własnej osoby jakieś słowa, gdy siedziała gdzieś sama i potrzebowała do kogoś otworzyć usta. Ale ogólnie nie miała jakiegoś żalu do takiej Cassie, czy kogokolwiek innego, że nie rozumie tego w jakim jest położeniu, czy też uważa to za niezwykle zabawne, kiedy obrzuca się ją śmiesznymi - w tego kogoś mniemaniu - komentarzami. I nawet kiedy w takich chwilach niemo krzyczała i wyła, to nie dawała po sobie niczego poznać by nie dawać nikomu satysfakcji. Sharon nigdy nie poznała żadnego ideału; nawet teraz jak patrzyła na Blake, ta wydawała się jej po prostu...inna. Ładna owszem, ale nie idealna. Nie przyglądała się jej na tyle długo by dać się jej zaczarować i spróbować się dostać do tego świata, do którego przecież nigdy nie będzie należeć. Zresztą i tak nie wiedziała, co też takiego czai się w tej blondynce, która wydawała się być taka miła i...poruszona tym, że na niej usiadła. Ciężko było bowiem zaufać komukolwiek w takich czasach, mimo najszczerszych chęci.
No i znikąd żadna droga ucieczki się nie pojawi, poza tym w dormitorium było zdecydowanie bezpieczniej, cieplej i przyjemniej, więc po co bez żadnego większego powodu wychylać głowę z norki? Sharon zamrugała szybciej swoimi dużymi oczami, zastanawiając się nad tym, co odpowiedzieć dziewczynie.
- No w sumie...należałoby być ostrożnym przede wszystkim. Czasy są niespokojne, na każdym kroku czai się coś złego. A teraz błonia...może nauczyciele zrobili już z tym porządek? - Zastanawiała się na głos Gallagher, po czym na dalsze jej słowa zaczęła gwałtownie machać rękoma, czerwieniąc się niesamowicie na twarzy. - Nie! Nie! Nic takiego nie myślę!
Dawno w sumie nie widziała reszty współlokatorek i czasami się zastanawiała, co się z nimi dzieje, no ale cóż. Może to i lepiej, że są teraz we dwie? Im więcej ludzi, tym bardziej niezręcznie się robi, zwłaszcza odkąd zginęła Elizabeth. Przerażająca sytuacja, brr.
Można w sumie i tak powiedzieć, ale w sumie to dlaczego Cassie była samotniczką? Przecież zapewne w każdej chwili mogłaby znaleźć jakąś grupkę i się z nimi trzymać. I to najpewniej prędzej, niż taka Sharon. Może i ironia losu, ale co nią nie było? Zwłaszcza patrząc z punktu widzenia takiej nawet Gallagher, do której coraz częściej mówią ludzie, a jednak ona nie jest na tyle odważna by coś z tym zrobić i zapomina języka w gębie.
Nie do końca zrozumiałą, więc postanowiła zamilknąć i spróbować choć trochę posprzątać na swoim zabałaganionym łóżku. Robiła wszystko byleby czymś zająć ręce. Dziwnie bowiem reagowała na dotyk innej osoby, zupełnie będąc do niego nie przyzwyczajona.
- Mam taką nadzieję - wyszeptała niepewnym głosem, po czym pogładziła swoje naelektryzowane włosy. Sama już nie wiedziała, co jest na wyciągnięcie jej ręki, a co poza nią. Nigdy nie odważyła się aż tak marzyć. Tak marzyć jak Cassie...
- Nie boisz się, że pewnego dnia rzeczywistość Cię zaatakuje i zniszczy Twoje marzenia? - Spytała nagle, odnajdując w sobie dziwną odwagę. Niemalże zasłoniła dłonią usta, zastanawiając się czy przypadkiem nie przesadziła z tym pytaniem. Nie mogła się jednak powstrzymać, zwłaszcza że starała się oderwać uwagę od tego, co mogło się dziać na błoniach.
Cassie Blake
Oczekujący
Cassie Blake

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Sro Kwi 22, 2015 8:11 pm
Bezpieczeństwo było słowem, którego Cassie używała bardzo rzadko. Jakąś dziwną abstrakcją, niezrozumiałą dla blondynki, która widziała w nim tylko same ograniczenia. Nie rób tego, bo to niebezpieczne. Nie celuj różdżką w kota, bo możesz mu zrobić krzywdę. Nie, Cassie, wujek naprawdę nie musi próbować Wywaru Żywej Śmierci, by sprawdzić jaki ma smak. Ale świat czarodziejów miał bzika na punkcie bezpieczeństwa, a już kompletnie zaczęło mu odbijać teraz, gdy z Anglii dochodziły coraz to nowsze doniesienia o szczególnie przykrych wypadkach. Ludzie znikają bez ostrzeżenia, nie wracają z pracy, nie docierają do domów. A w Hogwarcie? Wcale nie było lepiej, chociaż spore zastanowienie budziło w dziewczynie to, że po ostatnich morderstwach, w które zamieszany był nauczyciel, nie wprowadzono surowszych zasad bezpieczeństwa. Jakby każdy, tak jak ona, drwił sobie z niego, uważając je za niepotrzebne i wzbudzające panikę. Nie jesteś bezpieczny, zacznij się bać. Tu nie jest bezpiecznie, chodźmy stąd. Ale po co. Dlaczego uciekać od niebezpieczeństwa?
Niebezpieczeństwo nas formuje. Kształtuje wewnętrzną osobowość. Gdyby Cassie nie drwiła z bezpieczeństwa, zapatrzona w to, co ponad nim, zatopiona we własnym świecie marzeń i fantazji, w których bezpieczeństwo i jego przeciwieństwo nie istniały, nie byłaby Cassie. Byłaby przerażonym małym jagniątkiem, zdanym na łaskę i niełaskę swojego pasterza, otumanioną przekonaniem, że ktoś nad nią czuwa, o nią dba i się o nią troszczy, mimo że tak naprawdę było to tylko fałszywe złudzenie. W świecie Cassie każdy troszczył się o siebie. Więc ona też zaczęła.
Utworzyła własny kokon tej szczególnej samotności typowej dla osób, które chcą zatrzymać jakiś swój sekret. Jakieś pragnienia, które nigdy nie powinny wydostać się na światło dzienne i kusić innych swoim pięknem i swoją tajemniczością, które powinny być zatrzymane w głębi serca i jak ziarnko piasku spośród miliarda innych ziaren ukryte na pustyni, gdzie tylko jedna osoba, właściciel, będzie je mógł odszukać i odpieczętować. Nie chciała się z nikim dzielić swoimi pragnieniami, które przychodziły do niej nocą i za dnia. Gdy na korytarzach wypatrywała Tego lub Tej, których tak usilnie szukała. Wierzyła, że istnieją, że Pan, że Pani Mroku są gdzieś tutaj, a jej jedyną misją i niespełnionym jeszcze marzeniem jest odszukać jedno z nich i pokłonić się głęboko, z oddaniem, z szacunkiem wypływającym z każdego gestu.
Czy chciała przyjaciół, chciała znajomych, którzy mogliby tego nie zrozumieć? Stukać palcami w czoło, gdy zaczynała mówić o swoich pragnieniach? Mogła mieć wokół siebie ludzi, których towarzystwo nieco ukoiłoby zewnętrzną samotność. Ale ich nie potrzebowała, zbyt zapatrzona we własne wewnętrzne marzenia, skutecznie zastępujące każdy przejaw samotności.
- Och, Sharon, strach to coś, co nam, marzycielom, jest zupełnie obce – delikatny uśmiech rozlał się po jej twarzy, a oczy zabłysły marzycielską kotarą skrywanych tajemnic. – Nie boimy się rzeczywistości, bo zawsze wiemy, że możemy od niej uciec w świat naszych marzeń i zapomnieć o tym, czego zwykli śmiertelnicy tak panicznie się boją. Nawet jeśli złośliwa rzeczywistość okaże się silniejsza od marzeń, depcząc je niesprawiedliwie, to są przecież inne marzenia i inne pragnienia, którymi możemy je zastąpić.
To bardzo egoistyczne, bardzo samolubne, ale jak mocno prawdziwe. Mieć marzenia, przez które nie dostrzega się tej strasznej rzeczywistości, czyhającej zza każdego rogu na jeden zły krok. Gdyby Cassie zrezygnowała z marzeń, musiałaby stanąć twarzą w twarz z życiem, które niejednemu dawało w kość i do którego nie była przygotowana. Życiem, które było niebezpieczne, ale nie tym niebezpieczeństwem, które ją kształtowało, lecz innym, nieznanym i niezrozumiałym.
Sharon Gallagher
Hufflepuff
Sharon Gallagher

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Nie Kwi 26, 2015 3:52 pm
Sharon chciała być bezpieczna w sposób, który nie wzbudzałby u nikogo pretensji. Dla niej nie było w tym nic ograniczającego, wręcz przeciwnie! Człowiek, który był bezpieczny i wiedział, że stąpa po pewnym gruncie i nic go nie zaatakuje, może pozwolić sobie na więcej. Chyba jeszcze nigdy nie przekroczyła wyznaczonej granicy...jeśli nie dotyczyło to właśnie jej. Swoim myśleniem już sporo razy złamała wmawiane jej przez rodziców wartości. Rodziców, którzy naprawdę ją kochali i się o nią troszczyli, niemniej...to w jakiś sposób wciąż było za mało dla Puchonki. Zawsze pragnęła doświadczyć czegoś więcej. Czy to było coś złego? Ale...skoro nie akceptowała siebie, to jak inni mieli akceptować ją? Nie mogła ubrać zbyt kolorowych rzeczy, bo rzucałaby się w oczy. Nie mogła mówić o wszystkim na głos, bo wzięli ją za wariatkę...nie mogła tylu rzeczy! A dlaczego? Bo to ona sama ograniczała siebie w tej materii, bojąc się odrzucenia do takiego stopnia, że uznała że trzymanie się z dala od innych ludzi będzie lepszym wyjściem. Chciałaby kiedyś tak po prostu pójść nad wodę z kimś, kogo będzie lubiła, zrobić sobie z tym kimś zdjęcie i wskoczyć do orzeźwiającego jeziora, albo morza. Bez strachu. Bez szyderczych uwag. To byłoby piękne. Ale teraz...w obliczu takich tragedii, jak można było myśleć o spokojnej, ciepłej i pełnej cudownych przeżyć przyszłości? Zwłaszcza, kiedy się nie potrafiło nawet spojrzeć w lustro, bo tak się nienawidziło samego siebie. A Szampon Wspaniały niestety...nienawidziła samej siebie. Czy był więc cień jakichkolwiek szans by pozwolić sobie na śmiech i radość w czasach, kiedy wszystko było pod jednym wielkim znakiem zapytania? Nowe zasady bezpieczeństwa były wdrążane w życie...to przecież nie tak, że nauczyciele zapomnieli, że sobie to odpuścili – o nie, na każdym kroku Sharon widziała coraz więcej zmian. Może i Cassie była gotowa na to, by poddać się niebezpieczeństwu, jednak Gallagher...nie. Zupełnie w tym siebie nie widziała. Nie po tym, co się wydarzyło. Nie patrzyła na to tak, jak blondynka, która miała swój własny fantastyczny świat. To tak nie działało. Ale nie była też zagubioną owieczką potrzebującą swego pasterza. Była...Sharon. Po prostu Sharon, która nauczyła się żyć z tym, że jest przecież sama w tym zamku, że nie ma kogoś na tyle bliskiego by w pełni mu zaufać. Wszelkie pragnienia, marzenia i sekrety ukryte były w jej pamiętniku – to był właśnie jej świat. Jej wyjątkowy świat.
Słuchała tego zazdrośnie, niemalże nie mogąc w to uwierzyć, że dziewczyna w taki sposób podchodzi do życia. Sama by chciała móc się nie bać, ale w jakiś sposób było to wpisane w jej naturę...nie potrafiła inaczej. Nawet chyba nie chciała. Była taka optymistyczna w tych słowach, jakby nic nie mogło ją złamać, ani nawet pokonać! Jakby zawsze istniało jakieś rozwiązanie...
- Pięknie to ujęłaś, Cassie. Rzadko się spotyka kogoś, kto aż tak byłby pewien tego, co mówi – odparła po chwili pulchna dziewczyna, nadal próbując zrobić porządek ze swoimi włosami. Niestety, póki co bezskutecznie. Cassie była otoczona przez swoje piękne kolorowe kwiaty, które sprawiały, że świat przestawał się wydawać taki straszny i niezrozumiały! Ale przecież nie był to ten znany Sharon świat. To był świat, który należał do Blake. Który urzekał, a przy tym mącił zbyt mocno w głowie i kto wie, czy rzeczywistość nie upomni się i nie zniszczy kolorowego ogrodu w którym przebywała blondynka.
- Może chciałabyś jedną czekoladową żabę? Mam ich trochę i tak w sumie... – zaproponowała nieśmiało Gallagher, próbując nawiązać – i chyba nie do końca świadomie – jakąś więź. Chciałaby żeby ta próba potrwała nieco dłużej, niż zazwyczaj.
Chociaż raz.
Cassie Blake
Oczekujący
Cassie Blake

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Nie Kwi 26, 2015 9:45 pm
Ruszyła się i chociaż ten ruch wywołany był przeświadczeniem, że powinna coś zrobić, a nie siedzieć jak kłoda, wpadając w rozmarzenie podczas zwykłej rozmowy, to i tak ledwo co zdołała go wywołać. Jakby każdy mięsień jej ciała protestował na samą myśl, że ma się ruszyć, zgiąć, spiąć i wykonać akcję, do której został przeznaczony przed wiekami. Jakby wykonanie dobrze znanego ruchu, zaprogramowanego w łonie matki, było czymś niedopuszczalnym, nienormalnym w warunkach, w jakich teraz znajdowała się Cassie. Rozmawiając z koleżanką o czymś, co dla jednej było czystą abstrakcją, a drugiej nie spędzało wyrazu przerażenia z twarzy.
Dobrze jej było w swoim ogrodzie marzeń, gdzie nikt nie miał wstępu, gdzie kolorowe barwy kwiatów przeplatały się z krzewowym kwieciem, gdzie drobne płatki przekwitających drzew fantazji opadały łagodnie na stonowany kobierzec radosnych przemyśleń. To był jej świat, bez smutku, bez zła, bez niebezpieczeństw, których należało się lękać w realnym świecie. Świat, który był schronieniem i ucieczką, którym nie chciała się z nikim nigdy dzielić. Chociaż może nigdy... och, Cassie, musiałaś mieć świadomość, gdzieś tam na dnie swojego tęskniącego serca, że nigdy tak naprawdę nie istnieje. Zawsze jest jakieś kiedyś, jakieś coś, jakieś może, które się zdarzy i wypełni pustkę po nigdy. Więc może tak, może kiedyś to nigdy zamieni się w zapraszający gest skierowany do kogoś, kto będzie potrzebował takiej samej ucieczki, takiego samego azylu, z którego ty korzystasz teraz.
Zastanów się, Cassie, czy chcesz się nim dzielić.
Spojrzała na Sharon, nagle świadoma prostego faktu, że choć tak wiele ich dzieliło, w pewnej kwestii były takie same, otoczone murem samotności, nieprzebytym, który kierował większością ich kroków, wytyczał kolejne punkty na mapie losu przygotowanej przez przeznaczenie. Czy to podobieństwo mogło wystarczyć, by zbudować relację, która do tej pory była tak zaniedbywana? Pomyśl Cassie. Sharon byłaby dla ciebie jak każdy nowy człowiek: nieznanym lądem, zaskoczeniem czekającym przy każdym kroku, nieodkrytymi punktami na malowanym przez życie rysunku. Każdy nowy człowiek byłby jak puste lustrzane ramy, w których powoli budowałby sobie twój obraz. Puste ramy, a pomiędzy nimi twój obraz, Cassie, prawdziwy, wydobyty z najmniejszej cząstki ukrywanej przed światem. Czy zastanawiałabyś się – patrząc na niego, milczącego w tajemnicy, nadal strzegącego twoich sekretów – co mógłby pokazać? Jakie tajemnice ujawnić, drażniące, niepotrzebne, nieświadome bólu, które mogłyby sprawić każdemu, kto nieopacznie by na nie nadepnął? I na ile ty gotowa byłabyś się tymi sekretami z nim dzielić?
- Jeśli nie można być pewnym samego siebie, to jaka inna pewność nam pozostaje? - rozmarzony ton ponownie wdarł się w jej głos, rozsypując marzycielskie iskry zdolne rozpalić każdy proch, nawet ten mokry, zepsuty, przez wielu spisywany na straty. - Och, Sharon, na pewno sama musiałaś kiedyś marzyć, a może ciągle marzysz – roześmiała się, wplątując palce w kosmyki swoich włosów, które lekko zawirowały po gwałtownym ruchu głowy. - Czemu mamy się opierać marzeniom, które czynią nasze życie piękniejsze? Czemu masz się zastanawiać tym, co się dzieje na błoniach, co nie dotyczy nas osobiście, skoro świat naszych marzeń jest tak blisko, na wyciągnięcie ręki? I to nasz świat, Sharon, nasz mały prywatny świat, gdzie to my decydujemy o tym, kogo do niego wpuścimy. Wyobrażasz sobie być klucznikiem własnego życia i samemu decydować o wszystkim?
Objęła dłonią drewnianą kolumienkę łóżka, wysłużoną, pamiętającą minione pokolenia, dziesiątki dziewcząt siadających na łóżkach i zwierzających się koleżankom lub chroniącym twarz w poduszkach w tłumionym szlochu, płaczu wywołanym niestałymi uczuciami wybranka. Głupi, głupi, głupi świat, zamknięty na piękno marzeń, w którym rzeczywistość dyktowała warunki. Świat, do którego należy Sharon, do którego kiedyś należała Cassie, zanim odkryła ten drugi, przyjemniejszy, o błogim zapachu szczęścia i delikatnym dotyku radości. Świat, który powinien poznać każdy, a który czasami tak zazdrośnie strzegła, obawiając się, że ktoś obcy zdepcze to, co przez tyle lat budowała w swojej wyobraźni.
- Ooooch, chętnie! Kiedyś wyobrażałam sobie, że to książęta ukryci pod magiczną postacią, wiesz, taka czarodziejska odmiana mugolskich bajek – zaśmiała się lekko, sięgając po czekoladową żabę. - Ale gdy dziesiątki żab uciekły już przede mną chyba bardziej przerażone wizją całowania ich przez jedenastolatkę niż faktem, że mogły być zjedzone, zrozumiałam że coś jest nie tak. W sumie to byłoby nawet zabawne mieć takiego czekoladowego księcia. Pewnie smakowałby jak czekoladka.
Sharon Gallagher
Hufflepuff
Sharon Gallagher

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Pią Maj 01, 2015 6:27 pm
Sharon zaś wolała zupełnie się nie ruszać – nie stawiać ani jednego kroku poza obręb swego łóżka, bo zwyczajnie nie miała po co,  a nawet jeśli to chyba ten nastrój, który się gdzieś unosił nad nimi na to nie pozwalał. Cassie miała swój ogród, a pulchnej dziewczynie pozostała rzeczywistość, która była niczym kartki z jej pamiętnika, gdzie mogła ją upiększać i dodawać swoje komentarze na marginesie. Chyba najlepsze w tym wszystkim było to, że nie musiała mówić je na głos, no i w każdej chwili mogła do nich wrócić i je przeczytać, nie obawiając się konsekwencji od strony rówieśników. Znajdowało się w nim wszystko – począwszy od szczęśliwych, pewnych głupstw chwil, a skończywszy na momentach, kiedy miała ochotę schować zapłakaną, czy też rozgniewaną twarz pod poduszką. Z jednej strony zazdrościła tego, co miała Cassie, ale z drugiej strony obawiała się, że ten bajeczny ogród w końcu runie, a dziewczyna nie będzie w stanie się pozbierać i stanąć na własnych siłach na rzeczywistej powierzchni tego świata. Ponoć wszystko wydaje się prostsze, gdy ma się kogoś obok, kto będzie przy Tobie w najgorszych chwilach. Osobę, która koloruje tę niebezpieczną rzeczywistość różnymi kolorami tęczy, a Ty nagle orientujesz się, jak pięknie może być i to bez konieczności tonięcia w barwnych kwiatach w Twej głowie.
Albo jak w przypadku Sharon w literkach, które stają się obrazami, które może przewracać w każdym możliwym momencie. Pamiętnik był ucieczką, był czymś, co pozwalało przelewać jej myśli i niewypowiedziane w żadną stronę słowa bez potrzeby duszenia tego wszystkiego w sobie. Bycie samotnym w tłumie...to wszystko nabierało głębszego znaczenia.  Szampon Wspaniały nie potrafił tak po prostu – i to z dnia na dzień – otworzyć się na innych i pozwolić by to szło w swoim naturalnym rytmie. Nie wiedziała, jak zaczynać rozmowę, jak ją kontynuować i jak sprawić by ta więź pomiędzy nią a innym człowiekiem przetrwała. Była dziwną jednostką, która nie dość, że wyróżniała się swoim wyglądem, to też tym, co skrywało jej pogmatwane wnętrze. Poznawanie drugiego człowieka wiązało się z wielkim ryzykiem, które mogło zaowocować czymś niesamowitym, albo też wielkim  rozczarowaniem. Nowe lądy, nowe sekrety, niezbadane wnętrza...słowa i sytuacje, które mogłyby zbudować coś znaczącego. Było jeszcze trochę czasu, ale czy to wystarczy by cokolwiek zmienić?  Należało zaryzykować, zamiast ciągle się biernie przyglądać, ale to wymagało niemałej odwagi.
- Nie wiem... chyba żadna. Ale bez pewności też można żyć – odpowiedziała niepewnym tonem, zastanawiając się, czy dobrze to ujęła. To było nie takie proste rozmawiać z kimś tak pogrążonym we własnym świecie. Sharon najchętniej chwyciłaby teraz swój pamiętnik i zapisała wszystkie gorączkowe myśli, które przychodziły jej do głowy. – Marzenia...nie jestem pewna, czy mogę sobie na nie pozwolić. Już nie umiem odróżnić marzeń od wewnętrznych obaw.
Przesunęła swoimi krótkimi palcami po ciemnej brązowej czuprynie i wpatrywała się zaskoczona w blondynkę, która tak szczerze i pewnie mówiła o swoim małym, ale za to pełnym marzeń świecie.
- Nie możemy ciągle w nich tkwić, zwłaszcza że rzeczywistość będzie się o Nas upominać. Jeśli nie  dzisiaj, to jutro, albo za kilka dni! I błonia...przecież błonia też jakoś Nas dotyczą, Cassie! Nie boisz się tego, że pewnego razu może to spotkać nas? Przedwczesna śmierć? Zapomnienie przez wszystkich i...przeraźliwa pustka. Nikt nie usłyszy o tym czarownym świecie i nie zdobędzie do niego klucza... – odparła nagle pewniej, niemalże podnosząc się ze swojego łóżka w imię tych słów, które opuściły jej wargi. Nagle zaczerwieniła się zakłopotana i spojrzała gdzieś w bok, już sama nie wiedząc, co ma uczynić. Łóżko, które tyle rzeczy widziało i pamiętało nadal się trzymało pod grubą dziewczyną, jakby wcale nie warzyła tak dużo. Mogła więc choć przez jakiś czas udawać, że jest dobrze, dopóki jej spojrzenie nie spotykało się z tym w lustrze. Wtedy znikały złudzenia, a przy gwałtowniejszym ruchu, można było usłyszeć jak materac skrzypi pod dużym tyłkiem. Na kolejne słowa Blake, otworzyła szeroko usta, gapiąc się na nią, jakby była jakimś cudacznym zjawiskiem, aż w końcu otrząsnęła się i posłała jej nieśmiały uśmiech.
- Wiem, o co Ci chodzi. W sumie nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób, zawsze po prostu sięgałam po te smakołyki, a później, niczym zaczarowana czytałam te wszystkie opisy kart sławnych czarodziejów. Czekoladowy książę z pewnością byłby smakowity! Ale jakby się go zjadło to już by pewnie nie wrócił  - powiedziała, po raz kolejny zastanawiając się na głos. Nagle roześmiała się, czując jak skrępowanie powoli opuszcza jej ciało.  – W sumie nadal jestem ciekawa tego, jakie karty skrywają opakowania. No i czekoladowe żaby same w sobie są przepyszne.


Ostatnio zmieniony przez Sharon Gallagher dnia Pią Maj 08, 2015 1:26 am, w całości zmieniany 1 raz
Cassie Blake
Oczekujący
Cassie Blake

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Pon Maj 04, 2015 4:43 pm
Gdyby można było uchwycić marzenia w fotografii, nawet nie tej magicznej, ruszającej się jak mugolski film, przypominającej drobnym drgnieniem powiek sfotografowanej osoby o każdym szczególe danego momentu, Cassie miałaby cały pokój i całe dormitorium obklejone zdjęciami. Może wtedy, przy takich drastycznych marzycielskich działaniach, Sharon prędzej przekonałaby się do jej ogrodu kwiatów wyobraźni. Czerwonych róż pełnych wyśnionych obietnic miłości, różowych żonkili, okupionych nocnym szlochem w poduszkę przy każdej zdradzie, różowych tulipanów ofiarowanych przez wymarzonych przyjaciół, którzy nigdy nie posunęliby się do okrutnej zdrady. Życie bywało trudne. Bywało zaskakujące. Gdy budziła się rano z głową pełną pomysłów, a realność świata przytłaczała ją do podłogi i nie pozwalała zrealizować żadnego z nich, podzielić się tłumionym w sobie szczęściem. Drogi Czytelniku, czy uwierzyłbyś w świat, w którym nie ma miejsca na marzenia, ale gdzie jest tylko twardo stąpająca po ziemi rzeczywistość? Czy taki świat wydawałby Ci się prawdziwy albo atrakcyjny? Czy byłby to świat, w którym sam chciałbyś żyć?
Pamiętała słowa rodziców, które zabrzmiały w jej uszach przed odjazdem do Hogwartu. Nigdy nie zapomnij, kim jesteś, Cassie, pamiętaj o swoich słabościach i swoim pochodzeniu, ale nigdy, przenigdy się go nie wstydź. Bo w tym tkwi Twoja siła do walki ze światem, który nie akceptuje takich jak Ty. Jakże prorocze były to słowa teraz, gdy mugolskie dzieci uważane były za te gorsze. Stawianie czoła rzeczywistości, która nas nie chce – jaki był w tym sens? Pocieszenie, ucieczkę znajdowała w marzeniach. W ich prostych, łagodnych stwierdzeniach, gdzie niebo było niebem, szczęście szczęściem, dobro dobrem, gdzie skala szarości istniała tylko w swojej nikłej, ledwie dopuszczalnej formie. Wykreowani bohaterowie jej wyobrażeń nie wahali się, mogąc walczyć za swoje wartości, nie uciekali z pola walki w popłochu, nie wybierali między dobrem a złem, bo zawsze szli jedną, z góry ustaloną ścieżką.
Zanurzenie się w świat fantazji z czasem zaczęło ją jeszcze bardziej oddalać od ludzi, z którymi początkowo się trzymała. Zatapianie się w marzeniach sprawiało, że zaczynała być powoli niezrozumiana, mówiąc rzeczy z którymi innym trudno było się pogodzić, z wiecznie nieobecnym wzrokiem i kołaczącym się w kącikach ust lekkim uśmieszkiem, który mógł im się wydawać drwiną i ironią. Ale marzenia jej wystarczały, nie musiała szukać przyjaciół, nie musiała się na ich otwierać, powierzając im własne tajemnice, których mogli nie dotrzymać; nie musiała im ufać i obnażać przed nikim tych zakątków swojej duszy, do jakich bała się czasem sama podążać. Mimo to czasami odczuwała coś na kształt drobnej igiełki tęsknoty, drażniąco przecinającej jej skórę i domagającej się dopływu krwi; krwi którą była przyjaźń, którą był drugi człowiek, którą był ktoś, z kim mogłaby milczeć, a kto w tym milczeniu wszystko by odczytał.
- Jakie masz marzenia, Sharon? - zapytała nagle, koncentrując wzrok na pulchnej koleżance i nie spuszczając go ani przez chwilę. Takie pytanie zadane z zaskoczenia mogło być niebezpieczne, źle zrozumiane, odczytane jako wścibstwo i nadmierna ciekawość, ale było również najprostszym sposobem na to, by zmusić kogoś do szczerej, prostej odpowiedzi. Danej natychmiastowo, bez zastanowienia, bez szukania wymówek, jakby była czymś najbardziej naturalnym, normalną koleją rzeczy podczas rozmowy o pogodzie.
Coś jakby cień niepewności przemknął po jej twarzy, zdobiąc ją niechcianą zmarszczką na czole, gdy Sharon mówiła dalej. Cassie chciała jej szczerze i bez wahania na to odpowiedzieć, podzielić się tym, co wewnętrznie czuła... co gnębiło ją i jednocześnie nadawało sens jej życiu. Rzeczywistość bolała, marzenia leczyły ból. Świadomość oczekiwania na tego jedynego Władcę Nocy była pulsującą raną, której nie można było zasklepić, dlaczego więc miałaby dalej poddawać się bólowi? Może gdyby wiedziała, co się działo na błoniach... sama stanęłaby tam w jednym szeregu z tymi, którzy poszli, wybrałaby jedną ze stron, nie silniejszą, nie ważniejszą, nie walczącą za słuszną sprawę... po prostu jedną z nich. Może wtedy, czując jej gotowość i pewność oddania życia, może wtedy On by się pojawił? Nie bała się śmierci w takim sensie, jak obawiało się jej tyle osób. Nie przerażało jej samotne umieranie, pustka, która mogła wtedy nastąpić, niepewność tego, co jest „potem”. Przedwczesna śmierć była pięknem, egoistycznie brutalnym, wyrywającym serce najbliższym. Marzyciele nie są tacy nieszkodliwi, tacy niewinni, zatopieni w swojej wyobraźni. Często niosą ze sobą cierpienie, nie swoje, nie własne, ale najbliższych, którzy muszą patrzeć, jak ich ukochani zapominają o sobie i całym świecie, oddalając się, uciekając, umierając. Och, nie, nie. Nie marzyła o niej, o śmierci. Nie chciała umierać tak młodo, ale nie bała się świadomości, że to byłoby możliwe. Nie bała się, bo stanowiła ona największą szansę na to, by Go w końcu spotkać.
- Jest ktoś, komu chciałabym pokazać swój zaczarowany świat ogrodu – powiedziała w końcu niepewnie, w przebłysku realnej świadomości zastanawiając się ile będzie mogła powiedzieć Sharon, by ta ją zrozumiała. - Jest ktoś, dla kogo ten ogród tworzę, upiększam, dbam o każdy kwiat i zamartwiam się zawsze, gdy więdnie, zanim On zdążył go zobaczyć – marzycielski uśmiech na jej twarzy świadczył o tym, że Cassie powoli odpływała w swój świat fantazji. - Ale ilekroć jestem pewna, że to już dzisiaj, gdy szykuję się, strojąc w najlepsze sukienki, wymykając się do lasu i błądząc po błoniach, On nie przychodzi. Głupi, głupi wampir! - ostatnie słowa wypowiedziane z nagłą złością zdobiły kontrastem wciąż zanurzony w wyobraźni wyraz jej twarzy. Nagle jakby wyrwała się z zamyślenia przypominając sobie, gdzie się znajduje i obok kogo w tej chwili siedzi. - Widzisz, a w marzeniach nawet zjedzony książę wraca – dla niej o wiele ciekawszy był książę z marzeń niż opisy kart, z których dowiedziałaby się zaledwie zalążka tego, co mogła znaleźć w bibliotece, ale cieszyła się, że Sharon powoli się rozluźniała, pozwalając sobie nawet na śmiech. Nic tak nie poprawia atmosfery jak szczery i niewymuszony śmiech płynący z głębi własnych pragnień. - W świecie czarodziejów słodycze są jedną z rzeczy, które akceptuję bez żadnego słowa sprzeciwu. Nasze mugolskie czekolady i cukierki wyglądają przy nich naprawdę blado. – Ugryziony kawałek żaby zniknął w jej ustach, mimo że czekoladowe zwierzątko próbowało się wyrywać na wszelkie możliwe sposoby.
Sharon Gallagher
Hufflepuff
Sharon Gallagher

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Pią Maj 08, 2015 2:59 am
Zdjęcia były piękną rzeczą i wartą wszystkiego pamiątką, do której można w każdej chwili wrócić i spojrzeć i przypomnieć sobie daną chwilę. Choć bywały przecież i takie momenty o których nie chciałoby się pamiętać i uwieczniać ich, a po jakimś czasie wracać do znajomych twarzy, widoków i uczuć, które zdawały się wypełniać każdą część Twojego ciała. Ale w momencie, kiedy wykonywało się dane zdjęcie, nie myślało się o czymś takim, czy to będzie wieczne i czy akurat te szczęśliwe wspomnienie zmieni się w najgorszy koszmar, który będzie niczym ciężar, który ktoś umieścił przy Twoim sercu i raz za razem pociągał, by przypomnieć sobie o swym istnieniu. Nie...w momencie pstryknięcia liczył się ten ciepły śmiech i wręcz dziecięca ekscytacja, która temu towarzyszyła. Może by się przekonała, może nie...przez te wszystkie lata zdążyła się zrobić niezwykle nieufna wobec ludzi, nie wiedząc czy te ręce wyciągnięte w jej stronę są prawdziwe, czy też stanowią część jakiegoś chorego żartu do którego chciały ją wciągnąć. Co prawda Cassie wydawała się być taka szczera i ciepła, a kwiaty z jej ogrodu wyobraźni pachniały naprawdę pięknie i kusząco! Czerwone róże groteskowo chyliły ku sobie główki, wybuchając tajemniczym miłosnym chichotem, różowe żonkile, wskazywały tych, którzy ośmielili się je zdradzić i znaleźć rozkosz w innych ramionach, różowe tulipany...one były zaś takie ufne i niewinne! Prawie się nabrała na ten czar...prawie. A gdzieś tam fioletowe irysy o których już nikt nie pamięta smutnie nucą wiosenną pieśń, a srebrzyste łzy lśnią na płatkach i to na nich spoczęło spojrzenie Sharon. Ciężko się żyło, kiedy nikt zdawał się o Tobie pamiętać, kiedy musiałaś się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku, że nie dostrzegasz tych pogardliwych spojrzeń i szyderczych uśmieszków, że w sumie to...zawsze mogło być gorzej.
Więc głowa do góry, Szamponie! Mogło być przecież gorzej!
Dlatego zazdrościła tego, jak blondynka unosi się na swym magicznym obłoczku i unosi się i unosi coraz wyżej i wyżej do swego wspaniałego świata. Chyba każdy by chciał uwierzyć w te cudowne miejsce, zamiast stawiać pełne kroki po tym twardym, nieczułym gruncie. Rzeczywistość bywa okrutna, ale wyglądało to właśnie tak, a nie inaczej. Sięgała po Ciebie do najpiękniejszych krain by zarazić Cię tym, co oferowała ze swojej strony. My...nie mieliśmy wyboru.
Nie zapomnieć o tym kim się jest? Może to było prawidłowe, ale pulchna Puchonka niejednokrotnie chciała zapomnieć o tym, skąd pochodzi, jak wygląda, kim na dobrą sprawę jest i zanurzyć się w czystej magii i w marzeniach. W bardzo bolesnych marzeniach, które przecież tyle ją kiedyś kosztowały. Nie chciała w nich nurkować i ponownie przeżywać tego, co wtedy. Dlatego jej pamiętnik był największym skarbem, najlepszą odpowiedzią na to, co ją otaczało. To było takie problematyczne być tym, kim się jest...mugolaczką i to na dodatek grubą, zupełnie nie pasującą do tego cudownego zamku pełnego rozmaitych tajemnic. Słowa były zarówno jej tarczą, jak i ostrzem...pełnym szczęścia ukojeniem. To było o wiele prostsze, niż mówienie, niż dzielenie się z innymi swoimi myślami i słowami, które mogły być różnie odebrane, albo nawet wręcz zignorowane. Przemilczane i jedyną odpowiedzią mogłoby być pogardliwe wzruszenie ramion. Nie chciała tego. Tak bardzo nie chciała...
Ci, co kiedyś byli jej tacy bliscy zaczynali znikać w wielkiej chmurze, byle tylko mogła się odciąć od tego strachu i żalu. Od tych gorzkich słów, które wtedy usłyszała.
Ale czasami bywały takie momenty w życiu, zwłaszcza nocami, kiedy niewidzialne – albo czasem też całkiem realne – łzy spływały po pulchnych policzkach z tęsknoty za czymś, co już przeminęło, albo nigdy nie miało szansy na to, by się spełnić. Za ludźmi, z którymi dzieliło się częściami swojej duszy, mówiło się o wszystkim, a nagle wystarczy chwila i...to znika. Tak po prostu. Nie było więc już słów, nie było też wspólnego milczenia. Buum i nie ma.
Powinniśmy optymistycznie podejść do tego wszystkiego, ale bywały dni, kiedy trzeba było powiedzieć sobie: „Hey, może dzisiaj jednak sobie odpuścisz ten naiwny uśmiech, pod którym czai się ból?”.
- Nie wiem. Marzenia czy lęki...marzenia? Chyba po prostu chciałabym być szczęśliwa. Chciałabym kogoś zrozumieć i żeby ten ktoś zrozumiał mnie i żebyśmy poszli do takiego miejsca, najlepiej nad rzeką i rozmawiali, albo milczeli. A potem poszlibyśmy pływać, bo byłoby gorąco. I chciałabym...chciałabym żeby ten ktoś nie traktował mnie, jak kogoś gorszego. I mnie nie zapomniał... – słowa gorączkowo się jej wyrwały, a sama Sharon nawet nie zastanawiała się nad tym, co mówi. To po prostu stało się tak szybko! Było na tyle nieprawdopodobne, że jak już się opamiętała, było za późno. Była zła na siebie za to, że tak się otworzyła i zupełnie nie wiedziała, co ma zrobić więc dłońmi zaczęła składać pudełko po czekoladowych żabach i nucić w myślach jakąś melodię, która zakłóciłaby ten strumień. Nie odważyła się nawet spojrzeć po tym wszystkim na Cassie, ponieważ była zupełnie zagubiona – niemalże nie mogła złapać oddechu, jakby nie wiedziała, jak to się robi. Skąd mogła więc wiedzieć, że jej słowa, aż tak zadziałały na Blake? Że aż tak ją dosięgły? Gallagher zaś wolała siedzieć w tym bezpiecznym dormitorium i nie wychylać się zbytnio – nie była na to zupełnie przygotowana, zapewne odpadłaby od razu z miejsca. To było za poważne, za okrutne, za...ciężkie na jej barki. Sharon sama nie wiedziała już, czy boi się śmierci, czy też nie. Po prostu miała wrażenie, że to byłoby za szybko...ale może to nawet lepiej? Nie cierpiałaby już. Raz, a porządnie i po krzyku. Byłaby gdzieś indzej i nikt nie wiedziałby gdzie. W przeciwieństwie do Cassie, Szampon nie była marzycielką; była nieszczęsną pokrzywdzoną pesymistką, której czasem udawało się znaleźć różowe okulary, które zakładała na nos i nie widziała siebie. Po prostu szła i szła i wszystko było inne. Było...lepsze. A potem te słowa i myśli przelewała na szorstki papier.
W końcu zagubiona dziewczyna zwróciła swe spojrzenie na Cassie. Jej brązowe tęczówki pociemniały pod wpływem tych słów; skupiła się na tej wizji, próbując zrozumieć swoją współlokatorkę. Słuchała więc w skupieniu, nie przerywając jej. Cierpliwie czekała na całość, a gdy ją otrzymała...wszystko zamarło na jednym słowie. Na słowie wampir. Wampir? Nie przesłyszała się? Nie pomyliło jej się coś? Ale..! Nie powinno! Wampir...o jednym było już głośno. Był jeszcze kiedyś drugi...ich nauczyciel. Jeden chodził swoimi ścieżkami, drugiego zaś już nie było pośród nich.
- Ale...dlaczego się nie pojawia? Dlaczego nie pojawia się ani razu? Czy On wie...wie o Tobie? – Spytała cicho i ostrożnie, nieco przestraszona tym nagłym wybuchem Cassie. Nie wiedziała, co o tym myśleć. – Może i wraca, ale nie jest rzeczywisty. Nie czujesz go tak naprawdę... – dodała ze smutnym uśmiechem i zwróciła swe oczy w stronę okna, zatapiając się w swoich myślach. Naprawdę chciałaby teraz chwycić swój pamiętnik i coś napisać, ale to nie był najlepszy moment. Nie potrafiła tak przy kimś.
- Dokładnie! Nigdy bym się nie spodziewała...kiedy pierwszy raz zobaczyłam to wszystko i te niesamowite smakołyki i...po prostu to było takie inne! I cała ta magia, to co robimy, co w sobie mamy...nie spodziewałam się – odpowiedziała rozmarzona, nie panując nad swoim językiem, który nagle stał się taki swobodny! – Bardzo lubię jeszcze musy – świstusy, lodowe myszy i słonowodne ciągutki. Chciałabym skosztować pieprznych diabełków, bo nigdy nie miałam okazji. A Ty, Cassie? Masz jakieś swoje ulubione słodycze?
Sponsored content

Dormitorium dziewcząt z VI roku Empty Re: Dormitorium dziewcząt z VI roku

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach