Go down
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Sob Wrz 19, 2015 11:25 pm
Dziewczyna w tym momencie oddałaby naprawdę wiele, by być starszą. By wiedzieć więcej o świecie i móc stanąć z nim jak równy z równym. Być kimś, kto nadążałby za jego tokiem rozumowania. Kimś, kto mógłby wypełnić tak niedostępne dla niej serce. Wiedziała jednak, że przegrywa już na starcie i, choć z dnia na dzień pragnęła tego bardziej, nie miała szans. Za każdym razem jednak, gdy Bułhakow znajdował się w pobliżu czuła to dziwne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Czytała o tym tysiące razy, w niejednej książce, jednak nie spodziewała się, iż będzie to wyglądać właśnie w ten sposób. Ach, jakże los z niej zakpił pozwalając obrać właśnie jego za swoją pierwszą, tak bardzo niedostępną miłość.
Nie miała pojęcia, jak postrzegał ją Vakel. Prawdę mówiąc, przez cały czas myślała, że jest kolejną uczennicą z wielu. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co siedziało w jego głowie. Co znaczył jego wzrok, kiedy na nią patrzył. Była całkowicie tego nieświadoma, jak do niedawna własnych uczuć. Drżała na całym ciele, gdy tylko się zbliżał, lecz nie wiedziała czemu. Co się z nią działo? Czemu to wszystko było takie intensywne?
Chciała go poznać. Odkryć, jak kolejną księgę i kryjącą się w niej tajemnicę. On jednak nie był książką, był człowiekiem. O ile z podręcznikami radziła sobie bardzo dobrze, o tyle z ludźmi szło jej, delikatnie mówiąc, dość nieporadnie. I tak naprawdę, gdyby nie on i jego rady... Pewnie teraz siedziałaby w kącie Pokoju Wspólnego i uczyła się do zbliżających egzaminów. Zamiast tego, stała tu z nim i rozmawiała. W międzyczasie zdążyła porozmawiać z kilkoma osobami i przełamała swój strach, za każdym razem przypominając sobie jego słowa. Każde z osobna i wszystkie razem.
Stała więc w miejscu, bawiąc się skrawkiem szaty i cały czas patrząc na niego tymi samymi, błyszczącymi z podekscytowania oczami. Miała piętnaście lat i jeszcze nie wiedziała, co to znaczy kochać. Z czym to się wiązało i jak bardzo można było zatracić samego siebie. Nie wiedziała też, jak łatwo można zostać skrzywdzonym. Jak łatwo złamać serce, podeptać je i wyrzucić do kosza. Być może właśnie dlatego, bez strachu wpatrywała się w niego jakby czegokolwiek oczekiwała.
- Och. Nie tak od razu. - Znowu zatonęła w jego uśmiechu. Nie miało znaczenia, że śmiał się z niej. Opowiadała mu, po raz kolejny tak naprawdę, o swojej żałosnej egzystencji, a on słuchał. Śmiał się, ale przez cały czas słuchał. Czy nie o tym marzyła? By ktoś w końcu wysłuchał ją od początku do końca?
- Minęło trochę czasu. Jedna zła ocena ich nie odstraszyła. No i... Starszym jeszcze się zdarza. Ale to dlatego, że bywam irytująca. Pewnie na ich miejscu robiłabym to samo. - Dodała przypominając sobie osobistości pokroju Birdie Fleur. To od nich tak często uciekała, starając się nie wchodzić im w drogę. Póki siedziała cicho, gdzieś w tle - nie było problemów.
Spuściła wzrok, wzdychając cicho. Czemu dalej stali w miejscu? Czy nie miał jej odprowadzić do dormitorium a później dokończyć swoją pracę? Chciała na niego spojrzeć, ale powoli robiło się to dla niej za ciężkie.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Nie Wrz 20, 2015 12:07 am
Vakel wbrew wszelkim pozorom rozumiał kobiety. Nosiły maski samych siebie. Zmieniały się, żeby dostosować do mężczyzn, których sobie wybrały. Często je to zawodziło. Myliły się, potykały na własnych czynach i słowach, a jednak brnęły. Dla siebie i dla nich. Śmiały się z niczego, płakały bez powodu, chowały smutek, żal i rozgoryczenie. Czasami wybuchały. Czuły się wyjątkowe i bezwartościowe jednocześnie. Potrzebowały ciągłego przypominania im, że są ważne i mają kogoś, kto się nimi przejmuje. Zdawały się być naiwne, a jednak rozumiały więcej. Nadawały na zupełnie innych falach. Kiedy słuchał swojej żony zdawało mu się czasami, że rozmawia z kimś ponad nim. Dzieliła się z nim spostrzeżeniami, które uzupełniały jego obraz świata. Krucha, cicha i niewinna. A jednak to ona otwierała mu wszystkie słoiki.
Zakochiwały się i trwały przy tym uparcie. Wzdychały do miłości nieudanych nawet po długich latach. A on… on pamiętał wszystko, ale obrazy były chłodne. Wyprane z uczuć, kolorów i zapachów. Była ona. Jedna i jedyna, ale żadna inna. A przecież miał ich wiele… zdarzało się, że kilka jednocześnie. Kiedyś lubił je posiadać na wszelkie możliwe sposoby.
- Z czystej ciekawości: kto? -  nie zamierzał nic z tym zrobić. Pastwienie się nad młodszymi rocznikami zdawało się Vakelowi być normalną, naturalną dla placówek szkolnictwa magicznego rzeczą. Sam tą czynność z rozkoszą praktykował. Ale wciąż pozostała ciekawość. Chęć ujrzenia wśród uczniów swojego odbicia. Szukał go czasami, kiedy te chmary leniwych nicponi mijały go na korytarzach, unikając spojrzenia prosto w oczy. Nie widział. Nie potrafił wyłapać tej pary drżących oczu, która dopiero odkrywa siebie. Młoda dusza przesiąkająca czernią. Czysta furia gotująca się pod nieudolnie założoną maską. Pamiętał. Takich rzeczy się nie zapomina, nawet pomimo upływu lat.
Spuściła głowę. W głowie widział już, jak łapie ją za podbródek, unosi go w górę brutalnym ruchem…
- Chodź. - rzucił, przerywając własne fantazje. To nie był odpowiedni moment na to, żeby coś zepsuć.
Bułhakow ruszył korytarzem.
Powoli.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Nie Wrz 20, 2015 10:19 am
On je rozumiał, ona nie do końca. Chciałaby potrafić przywdziać maskę, jakiej teraz potrzebowała. Była jednak bezsilna, nawet nie próbowała. Co miała bowiem pokazać? Jak zagrać coś, o czym nie ma się bladego pojęcia? I czy to na pewno to, czego chciała? Całe życie była kochana za to, co robiła dla innych. Za bycie posłuszną córką, zdolną uczennicą. Wiedziała, że jedyny sposób by zadowolić rodziców to skupić się na egzaminach, kolejnych latach w Hogwarcie, a potem zasiąść na stołeczku przygotowanym przez ojca w Ministerstwie. Ale czego ona tak naprawdę pragnęła? Czy to się w ogóle liczyło?
Chciała znaleźć swoje miejsce, jak każdy człowiek. Przez ostatnie lata szło jej opornie, nawet rodzinny dom stracił swój urok i magię. Wraz ze śmiercią dziadków przestał być ostoją, w której czuła się bezpiecznie i dlatego wolała siedzieć tu, w Hogwarcie. Otoczona tysiącami ksiąg w bibliotece, masą pomieszczeń na korytarzach. Tu, gdzie choć bywało różnie, mogła czuć się przede wszystkim spełniona. Robiła wszystko tak, jak należało. Jak najlepiej potrafiła. Zawsze przygotowana, znała odpowiedzi na tysiące pytań zadawanych na lekcjach. Teraz jednak stanęła przed czymś, na co nie było gotowa. Przed czymś, na co nie miała ani jednej odpowiedzi. Jak miała sobie z tym wszystkim poradzić?
Choć było to takie ciężkie, nie chciała by się kończyło. Jakże masochistyczne podejście, lecz czy większość kobiet właśnie takiego nie ma? Bolało ją w środku, a jednocześnie to uczucie jej się podobało. Owszem, o wiele łatwiej by było, gdyby wpadł jej w oko ktoś w jej wieku. Ale życie nie bywało łatwe, wiedziała o tym.
- A czy to ma znaczenie? - Zapytała głosem, w którym można było usłyszeć wiele. Smutek, żal, ale także nuta obojętności. Po chwili milczenia westchnęła i zdradziła kilka nazwisk ze starszych roczników. Jakby bez słowa przekonał ją o tym, by się wyżalić. By powiedzieć, kto lubi się na niej wyżywać. Nawet nie liczyła na jakąkolwiek interwencję. Może i była kujonem, ale nie poskarżyła się ani razu. Donieść o przewinieniu - owszem. Ale nie, gdy się na niej wyżywali. Być może zachowała resztki instynktu samozachowawczego, być może miała jakiś swój wewnętrzny rodzaj dumy.
- Czasami sobie myślę, że to im musi być gorzej. Że muszą się na kimś wyżywać. I wtedy cieszę się, że trafia to na mnie, a nie na kogoś, kto by się przejął. Bo tak naprawdę dla mnie liczy się tylko... - Urwała. Co się dla niej liczyło? Dobre oceny? Kolejne przeczytane księgi? Miała wrażenie, że pogubiła się w tym wszystkim. Miała na siebie plan, ale z góry wiedziała, że nie ma on sensu. Czy to znaczy, że powinna go porzucić?
- Cóż, chyba nie do końca sama wiem, co jest dla mnie najważniejsze. - Dodała po chwili wpatrując się uparcie w podłogę. Czuła jak jej policzki różowieją z minuty na minutę. Kolejne słowa mężczyzny wyrwały ją z zamyślenia.
- Ach, racja. - Powiedziała i wreszcie udało jej się na niego spojrzeć. Nim się zorientowała wolna dłoń powędrowała w stronę jego ręki i zacisnęła się na rękawie. Tak, jakby bała się, że gdzieś jej ucieknie. Jakby już widziała, że znika za zakrętem, podczas gdy ona dalej stała w miejscu.
- Czy... Mogłabym czasem przyjść i w czymś panu pomóc? To znaczy, posegregować coś, posprzątać... - Jąkała się, cały czas błądząc wzrokiem po jego szyi. Nie śmiała spojrzeć wyżej, na jego twarz, w jego oczy. - Cokolwiek. - To ostatnie wymruczała bardzo cicho, jakby nie będąc pewną czy chce to wszystko mówić. Choć bardziej... Czy powinna.
Zaciskała dłoń na jego rękawie przez chwilę całkowicie nieświadomie. Gdy zorientowała się, co robi od razu ją cofnęła, przerażona nie tym, jak mógłby zareagować, a własnym zachowaniem.
- Przepraszam. - Szepnęła zawstydzona. Co się z nią działo? Czemu nie wiedziała, co robi? Od nadmiaru myśli i emocji kręciło jej się w głowie. Miała wrażenie, że jeszcze chwila i zemdleje z przejęcia.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Nie Wrz 20, 2015 8:04 pm
Miało znaczenie, chociaż nie dla niej. Po prostu chciał usłyszeć nazwiska. Wiedzieć, na kogo spoglądać na korytarzu, kiedy ten mija go ze spuszczonym, nienawistnym wzrokiem. Chciał wreszcie ujrzeć tą młodą duszę, do której mógł się porównać. Nie lubił jednak robić sobie zbędnych nadziei i takie pytania przychodziły mu dość obojętnie. Nie była to w końcu rzecz priorytetowa, a zwykła ciekawostka, mająca na celu urozmaicenie mu codziennego życia i upierdliwą od jakiegoś czasu pracę nauczyciela.
Vakelowi podobało się bycie profesorem. Podobały mu się pragnące zdobywać wiedzę młodziaki. Nauczanie przychodziło mu więc z naturalną łatwością - dzielenie się doświadczeniem było czymś, w czym młody Bułhakow był po prostu dobry. Najpierw próbował wyrazić się poprzez książki, ale ich nigdy nie było wystarczająco. Czuł bowiem nieustanną potrzebę wpajania innym swojego poglądu na świat, wizje, emocje i zdarzenia. Tu i teraz, kiedyś, w przyszłości - to nie miało znaczenia. Istotnym było jedynie, aby zgadzała się interpretacja. Póki nie odbiegała od jego - czuł się spełniony. Schody pojawiały się w momencie, kiedy na horyzoncie zjawiały się istotny niemożliwe do złamania. W pełni już samodzielne. Posiadające własne opinie. Ku jego radości nie licząc takich ewenementów jak Belanger, czy Izumi - wszyscy bez słowa wykonywali jego polecenia. (Mercedes tak czy siak spisywał na straty - była szlamowatym przygłupem. Każde mądrzejsze zdanie wypowiedziane z ust rudzielca było wyjątkowe.)
- Jestem dość ciekawskim typem człowieka. - wyjaśnił jej spokojnie. Lubił wiedzieć. Lubił zbierać odpowiedzi. Był wielką, chodzącą skarbnicą informacji. Może trochę zepsutą, może trochę szaloną, ale ważną. To, co nosił w swojej głowie czyniło go zwyczajnie potrzebnym. Była to prawdopodobnie jedyna rzecz trzymająca go przy życiu w gronie śmierciożerców.
-Masz w tym sporo racji. - przyznał, bo faktycznie miał to za czystą prawdę. W końcu on sam stał kiedyś na miejscu tych dzieciaków, wyżywając się za wszystkie niespełnione ambicje i marzenia. Agresja była prostym sposobem na zakomunikowanie, że dzieje się z tobą coś złego. Coś zżera cię od środka, a ty nie potrafisz z tym walczyć. Była łatwa, prosta i skuteczna. Niestety często niosła ze sobą duże konsekwencje. Szczególnie tutaj, w Anglii, gdzie nawet niepełnoletni czarodzieje mieli swoje własne, unikalne prawa. Prawa, których on nie posiadał. - Masz jeszcze sporo czasu, żeby się dowiedzieć. - była młoda, ciągle jeszcze młoda. I posiadała tęgi umysł. Świat stał przed nią otworem. Musiała jedynie znaleźć w nim miejsce dla siebie i nie wychylać się zbytnio. Czarny Pan często okazywał się być łaskawy, czego był chodzącym dowodem
Złapanie za rękaw go spłoszyło. Spojrzał na nią podejrzliwie, z furią gotującą się pod powierzchnią szarych tęczówek, ale ona nie mogła tego dostrzec - spoglądała bowiem na jego szyję. Lepiej dla niej.
- Jest kwiecień. Jeżeli chcesz poświęcić na coś swój wolny czas, to sugerowałbym naukę do sumów. - powiedział chłodno, po czym przyłożył zimną rękę do jej pleców i przepchnął ją do przodu. Szedł za nią. Wolał mieć blondynkę na widoku, skoro z taką łatwością przychodziło jej igranie z ogniem.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Nie Wrz 20, 2015 9:06 pm
Kaylin sama w sobie była jedną wielką sprzecznością. Z jednej strony mądra, szybko łapiąca to, co się do niej mówi. Z drugiej zdawała się być głupia i nie rozumieć tak wielu oczywistych rzeczy. Bywała do tego irytująca i lubiła podkreślać, że wie więcej niż inni. Przez pięć lat nauki zdobywała najlepsze stopnie na swoim roku i była oczkiem w głowie swoich rodziców. Rodziców, którzy chcieli dla niej jak najlepiej bez uwzględnienia w planie na przyszłość jej preferencji. I choć do niedawna ani trochę jej to nie przeszkadzało, z miesiąca na miesiąc zdawało się coraz bardziej ciążyć na jej sercu.
Krukonka nie miała pojęcia o preferencjach, celach i ideach życiowych Bułhakowa. Być może, gdyby je znała spoglądałaby na niego inaczej. Ale, kto ośmieliłby się oceniać niewinne, dziewicze serce, które pokochało po raz pierwszy? Wyidealizowana wizja Vakela była już w jej głowie i teraz byle co nie było w stanie zmienić jej w prawdziwy, dość ponury obraz nauczyciela. Choć z drugiej strony, czy dziewczę twierdzące, że wilkołaki i wampiry to urocze stworzenia, mogłoby nazwać profesora potworem? Czy nie umiałaby sobie tego wszystkiego wytłumaczyć? Zapewne potrafiłaby i to.
Nigdy nie zastanawiała się nad swoim stosunkiem do czarodziei mugolskiego pochodzenia. Zdawała sobie sprawę z tego, że ostatnio był to temat wręcz "na czasie" Wszyscy o tym mówili, wyłoniła się bardzo spora grupa gnębiących z tego powodu. Ona jednak zawsze stała obok, miała swoich stręczycieli i swoje sprawy. Nigdy nie wyciągnęła ręki do poszkodowanego, ale i nie przyłączyła się do oprawców. Jej ukochana babcia była mugolem, to samo matka. Często spędzała czas z tą zwyczajną częścią rodziny. A przynajmniej do czasu wypadku, potem nie miała ochoty wybierać się w tamte strony. Potem wolała siedzieć w Hogwarcie. Nawet dom przestał być miejscem, do którego wracałaby z radością bądź chociażby ulgą.
Kaylin chciałaby wiedzieć o świecie więcej. Uczyć się, doświadczać. Na nieszczęście Bułhakowa, przez tą ich jedną z pozoru zwyczajną rozmowę w bibliotece, to właśnie jego obrała za swojego mentora. To od niego chciała się uczyć, to jego postanowiła słuchać. Prawdę mówiąc walczyły w niej dwa bardzo silne uczucia - zwyczajne nastoletnie zauroczenie, a także silne poczucie autorytetu, który w niej wzbudził. I choć zdarzało jej się mówić nieodpowiednie rzeczy, zachowywać (nawet we własnym mniemaniu) nieodpowiednio, przede wszystkim był jej nauczycielem.
- Och, zauważyłam. - Uśmiechnęła się do niego na te słowa. - Lubi pan wiedzieć wiele rzeczy, często zadaje pytania. Chociaż, prawdę mówiąc, wcale nie musi pan tego robić. Ludzie przy panu otwierają usta. A pan umie słuchać. Szkoda, że nie opowiada pan o sobie chociaż jednej setnej tego, co usłyszy. - Też była ciekawa. Zadawała multum pytań i ku swojemu niezadowoleniu, nie dostawała tylu odpowiedzi, ile by chciała. Bułhakow, choć z pozoru sympatyczny nauczyciel Numerologii, owiany był pewnego rodzaju mgłą, tajemnicą, którą bardzo chciała odkryć. Wiedziała jednak, że zbyt bezpośrednim podejściem niczego nie osiągnie.
- Tak pan sądzi? No, wbrew pozorom, umiem obserwować innych. - Dodała kiwając głową, jakby zadowolona z tego, że jej spostrzeżenie było trafne. Lubiła pochwały, a te płynące z jego ust w szczególności.
- Tak, czas. Mam go mnóstwo, całe dwa lata. Podczas których będę błądzić po korytarzach tego zamku zastanawiając się, czego tak naprawdę chcę. Chciałabym być starsza, mieć to już za sobą. - Powiedziała, po czym spojrzała a niego zastanawiając się nad czymś. Westchnęła po czym mruknęła coś pod nosem.
Cała tą, dosyć normalną rozmowę przerwało jej głupie zachowanie. Była zmęczona, właściwie sama nie wiedziała czym bardziej. Zarwanymi nocami, siedzeniem nad książkami czy wzdychaniem do niego. Nie miało to teraz znaczenia, bo zdała sobie sprawę z tego, jak nierozsądnie postąpiła. Zrozumiała to, gdy usłyszała jego zimny głos. Zdenerwował się, co sprawiło, że automatycznie na niego spojrzała.
- Przepraszam. Znowu robię i mówię nieodpowiednie rzeczy. - Dodała jeszcze raz przepraszając. Panowanie nad językiem nigdy nie było jej mocną stroną, ale musiała przyznać, że ostatnio miała z tym większe problemy.
- Ma pan rację, powinnam skupić się na egzaminach, a nie na zawracaniu pana głowy. - Powiedziała i gdy jego dłoń dotknęła jej pleców zadrżała. Ruszyła przed siebie, wolno. Jakby naprawdę nie chciała iść, ale wiedziała, że musi.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Wto Wrz 22, 2015 10:04 pm
Bułhakow przyjmował przeróżne oblicza. Począwszy od surowego nauczyciela, który chłodno wytykał wszelkie napotkane błędy, poprzez błądzącego przez życie wizjonera, widzącego wszędzie sposoby na ulepszenie obecnego systemu, aż po tę najgorszą, ciemną stronę, ukazującą się jedynie w obliczu osób godnych poznania jego prawdziwej twarzy. Bułhakow nie tylko ukrywał swoje prawdziwe poglądy - on uważał, że niektórzy ludzie byli zbyt głupi i naiwni, by zaakceptować nowy, lepszy porządek rzeczy i ujawnianie się było poniżej godności. Był zbyt wyjątkowy na użeranie się z szarą masą. Pragnął potęgi, trwania w centrum uwagi. Pragnął uczniów, którzy oddawali się całkowicie jego słowom, nie podważając ich słuszności nawet wtedy, kiedy pojawią się w nich jakiekolwiek wątpliwości.
Vakel był zarozumiały i pyszny, chociaż nie wszyscy byli w stanie dojrzeć to na pierwszy rzut oka. Lubił użalać się nad swoją niedolą, kontemplować nad tym co zrobił źle, a co dobrze i wewnętrznie gotował się na samo wspomnienie płynącej w jego żyłach, brudnej krwi szlamowatej matki, ale wciąż czuł w duchu, że jest po prostu lepszy. Gotowało się w nim pragnienie bycia autorytetem, które dziewczyna w pewnym stopniu zaspokoiła. Vakel polubił krukonów. Nie wszystkich, bo w każdym domu znajdował nie pasujące do niego w żadnym stopniu ewenementy, ale znaczną większość. Nie tylko tych, którzy zdecydowali się uczęszczać na zajęcia numerologii. Kiedy dołączył do Hogwartu przez dłuższy czas zastanawiał się nad kryteriami przydzielania do poszczególnych domów i nawet człowiekowi z tak rozbudowanym zmysłem obserwacji trochę zajęło dojście do tego, cóż kierowało tą przeklętą czapką.
Krukoni różnili się od siebie w tak wielu aspektach, że czasami warto było się zastanowić, czy cała ta maskarada i segregacja pierwszoklasistów miała jakikolwiek sens. Znajdował wśród nich moli książkowych, tak bardzo wpasowujących się w klimaty niebieskiej wieży, tonącej wręcz w kopiach ksiąg ze szkolnej biblioteki, ale również agresywnych graczy Quidditcha, pozornie nie sprawiających wrażenia, że kalkulują każdy swój ruch. Znajdował wśród nich osoby ciepłe i chłodne, mniej i bardziej leniwe, ale wszystkich łączyła jedna, wspólna rzecz - spojrzenie na rzeczywistość. Nie wszyscy widzieli, ale wszyscy próbowali patrzeć. Oni nie żyli sobą i własnymi przeżyciami - oni żyli życiem innych. Chłonęli opinie niczym gąbka, wyrabiając sobie zdanie na właściwie każdy temat, czasami nie zdając sobie z tego sprawy. Bo nie każdy z nich był bystry. Nie każdy z nich się starał. Ale wszyscy byli otwarci. Nie, otwartość była złym słowem. Oni po prostu łatwo dostrzegali innych, ale niekoniecznie zgadzali się z nimi i przyjmowali odrzucone słowa do siebie.
Bułhakołowi wydawało się, że gdyby zamiast to Hogwartu trafił do Durmstrangu - trafiłby właśnie tam. Przemierzałby korytarze w czarno-błękitnych kolorach. W ciszy. Patrząc na innych z góry swoim chłodnym, pustym spojrzeniem. Spojrzeniem, którego tak wiele osób się obawiało.
- Zaprzeczasz sama sobie, Wittermore. - powiedział dość rozbawiony jej słowami. - Najpierw opisujesz swoje spostrzeżenia, a później twierdzisz, że nie potrafisz obserwować ludzi. - dość trafnie zwrócił jej uwagę. Nie liczył jednak na to, by do dziewczyny to dotarło. Sam miał przecież problemy ze zrozumieniem samego siebie. Żył innymi, żył przyszłością i przeszłością ludzi, których znał i nie znał. Zbierał informacje. Wyciągał je z głowy. Pakował do buteleczek. Był chodzącą skarbnicą wiedzy, ale kluczem do jej otworzenia nie były słodkie oczy krukonki, a siła i potęga, którą oferował mu Czarny Pan. Nie zamierzał otwierać się przed nikim, a na pewno nie przed nią. Była tylko kolejnym pionkiem. Miała zbudować jego obraz w tej szkole. Obraz kogoś poczciwego, zainteresowanego przekazywaniem wiedzy i nauki.
Bułhakow chciał uchodzić za człowieka trudnego, ale godnego zaufania. Takiego, do którego przyjdzie się po pomoc w chwili zawahania. Niekoniecznie zacznie zwierzać się z trudów codziennego życia. Chciał być ostatnią, ale uchodzącą za skuteczną deskę ratunku w sytuacjach krytycznych, bo to o nich właśnie potrzebował się dowiadywać. Wszystko inne napływało jakby samo… On słyszał wszystko. Rozmowy na korytarzu. Szepty przy stole nauczycielskim. Wyłapywał wypowiedzi podejrzanych osób z gwaru panującego w mieście.
- Szkoła… mija szybko. Z perspektywy czasu to zauważysz. - powiedział spokojnie, wciąż lekko poruszony jej zuchwałym zachowaniem. Szedł wciąż, wpatrując się w jej plecy. Szła jak na wyrok. Przeciągała ten moment. Nie rozumiał i rozumiał jednocześnie. Podniecało go to, ale wiedział, że musi od tego uciec. Nie miał zamiaru zawieść Lorda Voldemorta przez głupią Kaylin Wittermore. Szpecące go blizny były dobrym przypomnieniem tego, że nie mógł pozwolić sobie na błędy. Tutaj szło o jego życie.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Wto Wrz 22, 2015 10:43 pm
Jeżeli Bułhakow szukał uczniów, którzy byliby w niego wpatrzeni i słuchali bez mrugnięcia okiem, mógł być pewny, że trafił właśnie na pierwszy okaz. Kaylin może i bywała zuchwała, bezczelna, zadawała dużo pytań. Ale była też skora do trzymania się tego, w co wierzyła. A obecnie wszystko, co mówił jej Vakel zdawało się wwiercać w jej ciało i duszę, jakby gdzieś tam w środku miało zapuścić korzenie. I to już niebawem. Na razie jedynie ją intrygował, w pewien sposób ciekawił i przede wszystkim - pociągał, na ten całkowicie niewinny, jeszcze dziecięcy sposób. Kilkoma rozmowami doprowadził do stanu, w którym dziewczyna byłaby gotowa zaręczać własną głową za jego dobre intencje i wciskać wszystkim pięścią do gardła przekonanie, że Bułhakow to najlepszy nauczyciel jakiego mieli.
- Tak to zabrzmiało? - Zapytała równie rozbawiona, gdy dotarło do niej, jakie głupoty wygadywała. - Musiałam źle się wyrazić. Umiem obserwować innych, profesorze. - Dodała z całą pewnością siebie, jaką tylko miała. W końcu, spędziła ostatnie pięć lat na siedzeniu z boku i wsłuchiwaniu się w rozmowy innych i badaniu ich zachowań z oddali. Wielu rzeczy nadal nie rozumiała, choć wiedziała, że tak właśnie się postępuje w danych sytuacjach.
- Z perspektywy czasu... Być może tak właśnie będzie. Właściwie, nie mam powodu by twierdzić, że będzie inaczej. - Mruknęła rozluźniając się nieco i odwracając głowę w jego stronę. Sytuacja się ostudziła, do niej zaczęło docierać jak bezsensownie postępowała. Ze wstydu aż jęknęła w duszy i gdyby mogła, właśnie uderzyłaby się dłonią w czoło. Wyglądałoby to jednak dziwnie, więc się powstrzymała.
- Panu tak właśnie minęła? - Zadała pytanie próbując się z nim zrównać. Ciężko jej było rozmawiać, gdy musiała przekręcać głowę do tyłu.
- Jak radził pan sobie w szkole? - Kolejne pytanie przecięło ciszę, a ciekawość i pełne niecierpliwości oczy spojrzały wprost na niego. Czy kiedyś skończą jej się pomysły na wścibianie nosa w jego życie?
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Sro Wrz 23, 2015 1:04 am
Bułhakow nabrał powietrza. Opowiadanie dziewczynie o jego czasach szkolnych mijało się z celem - nauczanie w Durmstrangu różniło się nieco od nauczania w Hogwarcie i, szczerze powiedziawszy, nie miał zamiaru opowiadać jej o tym dlaczego nie da się tych systemów porównać. Z jakiegoś powodu ona uczyła się zaklęć czyszczących, a on klątw czarnomagicznych.
- Ukończyłem szkołę z wyróżnieniem. - przyznał się od razu, mając nadzieję, że uniknie w ten sposób nawału pytań, bo to jedno, drobne zdanie odpowie na większość. I nie było tak tylko w przypadku Durmstrangu - ojcowska dyscyplina sprawiła, że Vakel pilnował się przez całe życie, a więc oprócz wstępnego okresu nauczania w grę wchodziły też uczelnie wyższe oraz praktyki zawodowe.
- Idź prosto, Wittermore. Nie chcę podnosić cię z podłogi kiedy upadniesz. - odwrócił jej głowę w kierunku marszu, narzucając przy tym nieco szybsze tempo. Znalezienie się obok dormitorium krukonów stało się teraz jego marzeniem.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Sro Wrz 23, 2015 2:03 pm
Kaylin bardzo chciałaby posłuchać opowieści o Bułhakowie i jego zmaganiach w szkole. Z pewnością chłonęłaby każde jego słowo, każdą opowieść i wychwytywała różnice pomiędzy Durmstrangiem a Hogwartem. Wiedziała jednak, że nie ma co liczyć na długą historię. Wiedziała, że zapewne postanowi ją zbyć czymś krótkim, co według niego zakończy jej ciekawość, przynajmniej na chwilę. Dlatego też, gdy usłyszała jego kolejne słowa zaśmiała się. Krótko, wesoło i zdecydowanie pod nosem.
- Spodziewałam się. Jest pan perfekcjonistą. Mało jest teraz ludzi, którzy robiliby wszystko najlepiej jak się da, a nawet próbowaliby zrobić to jeszcze lepiej. Być może właśnie dlatego... - Urwała w połowie. Pokręciła głową, jakby odpędzała od siebie jakieś myśli i spojrzała w bok. Zdecydowanie powinna bardziej baczyć na słowa. Gdyby mu powiedziała, że być może dlatego tak bardzo go lubi pewnie dostałaby kolejną burę. Choć z drugiej strony, nie było w tych słowach niczego złego.
Kiedy przekręcił jej głowę i przyspieszył zrobiła to samo. Odrobinę zawiedziona, że tak pędzą westchnęła i wpatrywała się w niego jedynie kątem oka.
- Postaram się. Wolałabym zmniejszyć poziom wstydu, jakiego doświadczam za każdym razem, gdy pana spotykam. - Zaśmiała się pod nosem zdając sobie sprawę, że za każdym razem gdy wpada na nauczyciela robi coś, co ją kompromituje. Ze spotkania na spotkanie coraz bardziej. W duszy aż jęknęła z żalu nad samą sobą.
- Ostatnia Numerologia... - Zaczęła po chwili milczenia. - Naprawdę mi się podobała. Wiedziałam, co mam robić i jak. A to wszystko dzięki temu, że mi to pan wytłumaczył. Dziękuję. - Powiedziała przyciągając do piersi książki trzymane w rękach i uśmiechnęła się pod nosem. Do tej pory nienawidziła tego przedmiotu, teraz nie mogła się doczekać kolejnych zajęć.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Pią Wrz 25, 2015 4:04 pm
Bułhakow nigdy nie osiągnął w niczym perfekcji. Przynajmniej tak mu się wydawało. Przez wiele lat próbował zaspokoić rządnego rozgłosu ojca, dla którego czyny chłopca wciąż pozostawały bezwartościowe ze względu na płynącą w jego żyłach, brudną krew. Z tego powodu Bułhakow w niczym nie postawił kropki. Wszystko wciąż było otwartym rozdziałem jego życia, a on... on nie miał siły, aby się tym przejąć. Wolał kiedy wszystko przychodziło samo, jakby naturalnie. Nie można było przecież zaprzeczyć temu, że był nieprzecietnie uzdolniony w wielu magicznych dziedzinach. A oceny... Durmstrang rządził się nieco innymi zasadami niż Hogwart. Chociaż czasami ciężko to było wytłumaczyć.
- Miło mi to słyszeć. - zmarszczył brwi, chociaż dziewczyna nie mogła tego zauważyć. Wciąż mówił lekko rozbawionym głosem, chociaż w środku był nieco... zmieszany? Zawierała w sobie tak wiele sprzeczności, że sam przestawał rozumieć co próbuje jej przekazać i w jaki sposób to ma w ogóle do niej dotrzeć.
- Nie mów sobie, że się postarasz, tylko po prostu to zrób. Liczy się efekt końcowy, a nie ile włożysz w to pracy. - powiedział spokojnie, przypominając sobie przy okazji stos prac domowych na biurku. Po pierwszych dwóch kartach się poddał. Litości, to było zbyt wiele... Bzdurne lanie wody, ubieranie wypowiedzi w słowa, których nie rozumieją. Dzieci były głupie. Za głupie na jego nerwy. Gdyby tylko miał kogoś, komu chciałoby się...
Zaraz.
- Rad jestem, że udało mi się zaszczepić w tobie zainteresowanie moim przedmiotem. - zaczął, nie bardzo wiedząc jak zaproponować dziewczynie wspólne sprawdzanie prac domowych. - Odkąd przeczytałem bzdury, które napisali na kartkach niektórzy twoi koledzy straciłem wiarę w wasz rocznik. Niewielu mam uczniów twojego pokroju. Sprawdzanie prac domowych stało się istną katorgą, a mam ich jeszcze sporo...
Gdzieś głęboko wierzył w to, że Wittermore się na to złapie, a on dalej będzie kontynuował swoją tułaczkę jako chłodny, samowystarczalny nauczyciel numerologii.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Pią Wrz 25, 2015 5:36 pm
Lubiła jego głos. Zwłaszcza, gdy przybierał ten rozbawiony ton, od którego dziewczynie robiło się ciepło na sercu. Podobnie było z jego uśmiechem, który przecież kilka razy dane jej było ujrzeć. W ogóle, jakby miała się nad tym wszystkim zastanowić, bardzo lubiła tą ciepłą aurę, którą wokół siebie roznosił. Z drugiej strony, gdy się złościł wcale nie lubiła go mniej. Już sama nie rozumiała siebie i tego, co czuła i myślała! A przecież to nie jedyny mętlik w głowie, jaki jej się tego dnia przyturlał.
- Hmmm... Coś w tym jest. W takim razie, nie przewrócę się. - Powiedziała z pewnością siebie i obróciła głowę delikatnie w bok. Kątem oka obserwowała jego twarz i uśmiechnęła się mimowolnie. Lubiła go słuchać, wykorzystywać rady. Jak dotąd były przydatne i pozwoliły jej chociaż trochę zmienić nudne życie kujonki.
Przez chwilę szli w milczeniu, bo ani ona ani on nie mieli powodów, by się odzywać. Potem jednak wsłuchała się w jego głos i dopiero po kilku sekundach załapała, o czym mówi. Jak nie trudno się domyślić - od razu połknęła haczyk. W końcu, to była jej szansa!
- Potrzebuje pan pomocy? Bo jednak, jak już wspomniałam wcześniej, mam trochę czasu. - Powiedziała odwracając się w jego stronę trochę zbyt gwałtownie i wbijając się nosem w jego klatkę piersiową.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Pią Paź 02, 2015 8:54 pm
Bułhakow miał ochotę zatrzeć rączki, kiedy jego złowieszczy plan się powiódł. Znalazł sobie właśnie frajera od papierkowej roboty. Ona poskreśla te bzdury, on przeczyta tylko dobre prace, a sam będzie miał więcej czasu na robienie czegokolwiek innego, co nie było powiązanie z rozszyfrowywaniem bazgrołów Belanger.
- Właściwie to... możesz się przydać. - udał obojętny ton i przekroczył próg drzwi prowadzących na klatkę schodową. Wytłumaczy jej wszystko, odprowadzi na górę i pójdzie poszukać innej zbłąkanej duszyczki, która narobi sobie dzisiaj kłopotów. A może nie? Może będzie przemierzał korytarze sam...

[z tematu x2]
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Pon Paź 12, 2015 3:52 pm
A więc czy teraz tak miało wyglądać jej życie, czy naprawdę jedyne co miała robić, to przemieszczać się od ofiary do ofiary, i nie dać się złapać Czy tak naprawdę miało wyglądać życie wampira. Zrobiła już tyle aby dosięgnąć tego czego tak naprawdę pragnęła... no właśnie, ale co to było. Esmeralda była naprawdę specyficzną osobą. Piękne duże szmaragdowe oczy spoglądały na świat spod wachlarza długich i czarnych rzęs, za to jej kruczoczarne włosy spływały spokojnie na jej ramiona i plecy tworząc na jej ubraniach osobliwe wzory które bardzo trudno powtórzyć. Uzupełnieniem tej pięknej lalki były zwiewne ciuchy, oraz jej barwne spódnice, które przy każdym jej kroku wydawały się unosić nad ziemią. Po prostu obraz łagodności i delikatności. Niestety musicie pamiętać o tym, że nie wszystko jest takim jakim się wydaje. Ta z pozoru łagodna dziewczyna do takich wcale się nie zaliczała. Nie wierzysz... podejdź do niej, spróbuj porozmawiać, a możesz być pewny, że zaraz w jakiś sposób wciągnie ciebie w swoją piękną iluzję, obieca się dosłownie cuda, oraz zapragniesz aby każdy taniec był tylko dla ciebie. Nie zauważysz nawet tego ile kości twoich poprzedników znajduje się na tej pajęczej sieci którą ona sama utkała. Bo w końcu tak najbezpieczniej atakować prawda? znienacka, przywieść do siebie ofiarę pięknym zapachem oraz cudownymi barwami, a potem brutalnie wstrzyknąć jej truciznę prosto w żyły. Wiele z was mogłoby powiedzieć, że Esmeralda szuka rozgłosu, że zawsze musi mieć kogoś kto będzie na swój sposób ją adorować? tak to dobre słowo. Otóż moi drodzy jesteś w wielkim błędzie. Ostatnią rzeczą jaką by chciała to rozgłos, ale chciała czy nie wszystko to toczyło się samo, kompletnie straciła kontrolę nad własnym życiem. Chociaż czy kiedy kolwiek tak naprawdę miała nad nim jakąś władzę. Całe życie była niczym pyłek, który co chwila unosił wiatr i rzucał albo na ziemię, albo na płatek jakiegoś pięknego kwiatka. A ona posłusznie się temu zgadzała w nadziei, że odnajdzie to czego tak bardzo potrzebowała, chociaż ta myśl nadal nie została na głos wypowiedziana, bowiem nie było dla tego pragnienia właściwego określenia. No, ale czego można się spodziewać od dziewczyny dla której życie pomimo tego wszystkiego co się wydarzyło było nadal swego rodzaju zabawą. Wiele sytuacji dla niej było bardziej interesujące niż niebezpieczne.
Szła sobie spokojnie przez korytarz rozmyślając o tym wszystkim co miało miejsce. Ventus... oddał jej swoją krew, doceniała ten gest, i to nawet bardzo, ale jak długo to ma trwać, do końca szkoły. Nie wiedzieć dlaczego chociaż ją ciągnęło do ludzi, to nie chciała wcale pić ich krwi, przez co każde spotkanie z człowiekiem było dla niej istną próbą samokontroli. Chociaż od czasu kiedy ślizgon stał się dla niej przenośną stołówką znacznie łatwiej było zapanować nad pragnieniem, chociaż najlepiej by było gdyby on chodził wszędzie z nią. Natomiast Sahir... zniknął, rozmył się gdzieś w morkach nocy, nie dając o sobie nawet znaku życia. Czy dziewczyna go szukała... nie, bowiem doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wcześniej czy później los znowu postawi go na jej drodze. Takie już było ich przeznaczenia, ta wstęga która związała ich dłonie była za bardzo zasupłana aby od tak ją ściągnąć ze swojego nadgarstka. Plus był taki, że była bardzo długa i mogli od siebie chociaż na chwilę odpocząć. Z drugiej, jednak strony w tej chwili odpoczynek wcale nie był wskazany. Sahir miał na głowie młodego wampira, którego powinien pilnować, bo nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć.
Cyganka w końcu się zatrzymała zmęczona tym chodzeniem bez żadnego konkretnego celu, jej zielone oczy w końcu dostrzegły niewielką kamienną ławeczkę pod ścianą, ruszyła do niej powolnym krokiem, a chusta z monetkami przy wtórowała jej cichym brzdąkaniem. Romka zasiadła sobie spokojnie na niej, wyciągając nogi przed siebie, wpatrując się w swoje białe baletki które aktualnie znajdowały się na jej drobnych nóżkach.
Nathaniel Goodleg
Oczekujący
Nathaniel Goodleg

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Pon Paź 12, 2015 4:37 pm
Nathaniel potrzebował dłuższej chwili, żeby pozbierać myśli po popołudniowym lenistwie. Zbyt długie leżenie w łóżku powodowało, że chłopak wędrował myślami w swoje najdziwniejsze zakamarki umysłu. Powinien był już dawno wybrać się gdzieś, gdzie nie byłby sam. Nie lubił samotności, kochał przebywać wśród ludzi, niezależnie od tego jacy oni byli. Czy trafiłby na sztywniaka, który nie potrafi rozmawiać o niczym oprócz ostatniego tematu zajęć, czy na chama, który wytykałby mu każdy błąd w jego życiu. Potrafił dogadać się z każdym, bez wyjątków. Wszystkie złe słowa z reguły spływały po nim jak po kaczce, a każde dobre, pozostawało w jego głowie do czasu, kiedy nie usłyszy jeszcze bardziej pochlebnych komplementów.
Przez życie szedł ciągle zadowolony, zupełnie jakby miał na nosie okulary, które zamieniały każdą jego chwilę w życiu w szczęśliwy moment. Nawet dzięki tym złym sytuacjom stawał się lepszym człowiekiem z dnia na dzień. Był dzisiaj, teraz. Nic innego się nie liczyło.
- No dalej mordo. - mruknął do siebie cicho. Przetarł dłońmi zaspane oczy, które domagały się snu. Godzina była na tyle młoda, ze nie mógł sobie pozwolić na takie marnotrawstwo. Podniósł się z łóżka, a obie dłonie wystrzeliły ku górze pozwalając wszystkim mięśniom się rozciągnąć. Był... Wielki, może z metr dziewięćdziesiąt, kawał chłopa. Jakież to było męczące... Patrzeć na wszystkich z góry. Niedługo będzie wyglądał jak wielbłąd, nabawi się takiego garba. Uśmiechnął się do swoich rozmyślań, postanawiając dłużej nie siedzieć w miejscu. To zdecydowanie nie było w jego stylu. Powinien pomęczyć jakieś swoje młodsze adoratorki, pojawić się w towarzystwie kogoś ciekawego, porozmawiać z kimś, albo sprawić żeby jakiś ślizgon dzisiaj zatańczył (w samych majtkach, gdzieś na błoniach). Pochwycił parę swoich ulubionych, nieco spranych spodni i wciągnął je na siebie. Nie miał w zwyczaju nosić dolnej części garderoby kiedy był sam w dormitorium (albo z jakąś... no).
Stawiał kroki powoli, ociężale, leniwie. Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie należał do tych ładnych, było chłodno i ponuro, połowa zamku chowała się w pokojach wspólnych grzejąc tyłki przy kominkach i popijając gorącą czekoladę. Lubił ludzi, ale nie kiedy było ich za dużo w jednym miejscu. Wtedy zdecydowanie zbyt mało uwagi skupiano a jego osobie, a to niezbyt go radowało. Jaki jest sens siedzenia wśród tłumu ludzi, gadających o niczym i przekrzykiwać ich, aby w ogóle się z kimkolwiek porozumieć? No właśnie, on nie widział żadnych pozytywnych stron w takich wielkich skupiskach tych dziwnych stworzeń.
Zatrzymał się na chwilę, bo jego oczom ukazała się sylwetka dziewczyny. Zmrużył oczy, bo skądś ją znał. Esmeralda... Ale nazwiska ni w ząb nie mógł sobie przypomnieć, dziewczyna była z tego samego roku co on i uczęszczała z nim na wiele zajęć, ale jakoś nigdy nie miał okazji zamienić z nią słowa. Może dlatego, że lekcje nie należały do ulubionej części jego dnia i połowę z nich przesypiał, albo po prostu się na nich nie pojawiał. Także nie za bardzo starał się zacieśniać więzi pomiędzy swoimi rówieśnikami z zajęć, bo nie miał na to zwyczajnie czasu. (Tak, sen jest ważniejszy!)
Przyspieszył trochę kroku i przyodział na usta uśmiech z numerem cztery, pod tytułem "Cześć, spójrz jaki jestem czarujący" i bez zbędnych ceregieli przysiadł się do niej.
- Marnujesz swój czas siedząc tu sama. - powiedział, wlepiając w nią czarne jak węgielki oczy. Kto to wie, co miał na myśli, mówiąc te słowa? Może chciał przez to powiedzieć, że marnuje czas, siedząc samej, bo mogłaby siedzieć z nim? Ot Cały Nathaniel, nic dodać, nic ująć.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Pon Paź 12, 2015 4:54 pm
Przesadna samotność nigdy nie była niczym dobrym, ani czymś pożądanym. Ktoś kto mówił, że lubi być sam tak naprawdę kłamał. Lubienie tutaj nie miało nic do rzeczy, za to przyzwyczajenie już bardzo dużo. Ludzie przyzwyczajali się do naprawdę wielu rzeczy, dlaczego niby nie mieli by przyzwyczaić się do samotności. Cyganka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że powinna była ograniczać kontakty z innymi ludźmi, i robiła to na tyle na ile jej własna osobowość na to pozwalała, ona sama była bardzo towarzyską osobą. Lubiła siedzieć z innymi i przybierać dla nich różne maski tylko po to aby dać im chwilkę złudnego szczęścia, oraz patrzeć jak ci ludzie ślepo kupują jej złudzenie które im sprzedała.
-Niech zgadnę...- Zaczęła cicho i szybkim ruchem ręki odgarnęła parę niesfornych kosmyków z zielonych oczu.
-Masz być dla mnie wybawieniem, które uchroni mnie przed marnowaniem czasu?- Mówiła cicho i spokojnie, było to naprawdę przyjemne. Miła odmiana w tej szkole. Większość uczniów miało tutaj tą brzydką cechę, że marnowali swoje struny głosowe na wykrzykiwanie tego co chcą przekazać, dziewczyna przez to, że ja oszczędzała to teraz jej głosik przywodził na myśl świergot skowronka, który był równie łagodny, i spokojny.
-Szukasz tutaj czegoś?-Zadała kolejne pytanie. Takich jak on mijała prawie codziennie, cała szkoła była pełna podrywaczy którzy zabierali się za tą trudną sztukę troszeczkę z nie tej strony co trzeba. A może to Esme była po prostu dziwna. W końcu im więcej chłopak miał problemów, im bardziej był zamknięty, im bardziej buntowniczy, to ona do niego lgnęła, albo raczej los jakoś ją pchał w ramiona takich ludzi. Nie mogła powiedzieć, że jej to jakoś wyjątkowo przeszkadzało. W końcu ktoś kto nie ma żadnych zmartwień na głowie, nie jest wcale jakoś wyjątkowo interesujący... przynajmniej nie do codziennej egzystencji. Z drugiej strony wszystko wywodziło się od jej temperamentu. Nienawidziła stagnacji, wolała jak coś się działo, przez co teraz to siedzenie w miejscu strasznie ją irytowało. W ogóle w całej szkole zapanował jakiś dziwny spokój, który na dłuższą metę był naprawdę nie do zniesienia.
-Jeżeli nie masz żadnej specjalnej sprawy do mnie to idź sobie... nie chce mi się rozmawiać- Mruknęła i wbiła wzrok w ziemię wracając myślami ponownie do swojej krainy.
Sponsored content

Korytarz - Page 6 Empty Re: Korytarz

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach