Go down
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Pią Paź 21, 2016 4:28 pm
Jedno muśnięcie... jedno więcej, czy może prosi się o zbyt wiele? Nadeszła odpowiedź i spełnienie prośby - więc może jeszcze jedno..? Bez skrępowania, no dalej - aż w ten zabawnie nieporadny sposób wyciągnęły się mocniej ramiona i ciało przylgnęło do ciała, gdy usta znalazły się na tym samym torze, ocierając o siebie wzajem krańce nosów, dotykając miękkiej skóry, badając wszystkie kości na twarzy i każdy włos na głowie z osobna - lub nie badając niczego - jak tutaj na czymkolwiek się skupiać, kiedy umysł stawał się całkowicie pusty? Nauka latania - cześć pierwsza - opowieść zaczyna się od tego, jak bardzo mocno uderzyli plecami o samo dno...
Unieś się wyżej, wyprostuj lotki - kochasz tą miękkość, prawda? - każda z osobna może ci zapewnić gładkość trwania - nie musisz iść do przodu, dlatego nie pytaj o czas - ten oszalał i zamarł w bezruchu, chociaż świat wokół was kręcił się z zawrotną prędkością - oderwani od rzeczywistości nieświadomie skazali się na siebie wzajem - Bóg naprawdę musiał mieć niezły ubaw, chciałbym usiąść obok niego i poobserwować razem z nim - coś się dzieje, coś godnego uwagi? No dalej, powiedz, Jahwe, nie przegapiłem czegoś w ostatnich odcinkach? Nikt im jeszcze nie powiedział, że pomiędzy kobietą i mężczyzną nie może istnieć przyjaźń, może dlatego zgubili swój scenariusz..? Kartki wypadły im już na samym początku, kiedy nikt nie ostrzegł, że cokolwiek może zaistnieć pomiędzy dwiema odcinającymi się od życia sylwetkami - nie mówili o żadnej przyjaźnie, nie szeptali nawet o koleżeństwie - był przecież Ślizgon czystej krwi i Puchonka-Prefekt, nie mniej nie więcej - zupełnie przypadkowi, prawda? - nie łączyło ich przecież zupełnie nic... nic poza tym dotykiem, którego ciągle było więcej i poza tymi pocałunkami, które prowadziły serce do mocniejszego, o wiele bardziej zdrowego bicia.
Oszołomienie tego doznania zupełnie burzyło całkowicie beztroskie, zupełnie nieodpowiedzialne życie Blaise'a Raina - i całkowicie burzyły niedostępne mury Alice Hughes, która przez tyle czasu nie chciała sobie pozwolić na więcej.
- No... w końcu zebrałem się w sobie, żeby cię zaprosić na bal. - Szeptem, mów do mnie szeptem - nie ma potrzeby podnosić głosu, kiedy gorące oddechy zderzały się ze sobą i pozostawiały nas upitych - upitych samym sobą - dzielny Blaise i smutna Alice - doprawdy, jak to było, że role im się pomieszały..? Książę i Księżniczka, którym nigdy nie wyjdzie dom na jednej nóżce pełen rozbitych na ziemi jabłek, spalonej pościeli przez próby pościelenia i poukrywanych w serwetkach ciastek - dlatego gładził jej policzki i ścierał kciukami wylewane spod powiek łzy, oparłszy swoje czoło o jej czoło.
- Mylę, że cebula wpadła ci pod powieki. - Oddałabyś wszystko za jakieś głupoty? Przecież był w tym mistrzem - mistrzem gadania od rzeczy, bez ładu i składu, w najbardziej abstrakcyjny sposób - o jedzeniu mleczy, o pingwinach, o patyczakach i o trutniach oraz wielkiej diecie dotyczącej spożywania piętek od chleba - wcale nie musiałaś daleko szukać - i nie musiałaś się starać. To w końcu nie takie złe - od czasu do czasu sobie popłakać, prawda? - I to jakaś spora. Tylko nie smarkaj w mój mundurek, dopiero go czyściłem. - Chuj tam chuj tam, że cały jest we krwi, to się wytnie. - Kurde, a mogliśmy pójść na ogródek Hagrida, ucieszyłby się, że mu rośliny podlewasz.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Pią Paź 21, 2016 7:39 pm
Scenariusze, zasady, statystyki... Przy nich nic się nie sprawdzało. Nie było sensu niczego zakładać, niczego planować - i tak robili co chcieli, burząc wszystkie schematy i nie bacząc na to, że może nie wypada, że może za wcześnie, że może... Król Korytarzy prześlizgujący się niby przez to życie i Panna Prefekt, która wszystkie swoje ograniczenia ustanowiła sobie sama. Ale jak tu ich pilnować, kiedy ciepło tak rozkosznie otulało ją z każdej ze stron? Kiedy ten miękki dotyk pieścił skórę twarzy, a usta - blade, wygięte teraz w smutnym uśmiechu - chciały więcej... Raz rozbudzone, chciały próbować, doświadczać... Latanie było o wiele prostsze niż się mogło wydawać. I okrutny był Bóg, który na to wszystko zezwolił. Z góry skazani na porażkę, bez przyszłości, którą można by snuć, nie skupiając się nawet wcale na tych niby najważniejszych rzeczach. W dodatku bez pojęcia, jak to wszystko ułożyć... Istnieli tylko w teraźniejszości. W tej małej klasie, w swoich objęciach, w głupich tekstach i gorzkich łzach. Niedostępni teraz dla świata i - chyba właśnie przez to - o wiele prawdziwsi.
Szeptem do mnie mów, mów szeptem.
By nikt obcy twoich słów nie słyszał.
Jak najciszej proszę mów,
A przedtem spójrz w oczy tak,
Jak tylko ty patrzeć na mnie umiesz...

Alice była teraz bardziej bezbronna niż kiedykolwiek w swoim życiu. Odarta z niedostępności, pozorów, z zasad. Obnażona ze smutkiem i pragnieniem, a jednocześnie przyjmująca to bez większych problemów. Nie było upominającego tonu, nakazującego jej by się opamiętała, nie było wyrzutów. Były tylko te zielone oczy, wciąż lekko przekrwione, ale patrzące na nią z jakąś tajemniczą siłą, energią, która nakazywała się nie poddawać, trwać dalej, obojętnie czy z drewnianym mieczykiem u boku czy z pustymi dłońmi. Po prostu być...
- Zaproszenie to jeszcze nic... Będziesz musiał ze mną zatańczyć. - ale zaraz, ale że co? Nie dalej niż dziesięć minut temu "żadnych tańcy", stopy z wełny a teraz..? Ja się może cofnę do tyłu, bo chyba jednak przegapiłam kilka odcinków... Albo postów. Chociaż jak tak patrzę na nich z góry i widzę te smukłe dłonie, przecierające okrągłe policzki, te stykające się ze sobą czoła i poszukujące siebie oczy... Jak słyszę ten cichy szept, który nie przypomina ni rozkazu ni prośby, to jakoś... Jakoś wszystko wydaje się być na swoim miejscu.
Uniosła rękę, by spleść swoje palce z tymi błądzącymi po jej twarzy. Obydwie dłonie zadrżały, kiedy zatrzęsły się policzki.
- Bardzo duża cebula. Bardzo. Na jakimś deszczu rosła. - suchaaary, rozdaje suchary! No bo co, no bo niech sobie Blaise nie myśli, że ma jakiś monopol, że tylko jemu wolno! Chociaż jakby tak porównać poziom żartów, to może faktycznie lepiej, żeby trzymała buzię na kłódkę... - Ehe. A potem wszyscy w zamku jedliby dynie podlewane Alice Hughes. - ... uprzedzałam. Chociaż podobno jeśli coś jest głupie a działa to wcale takie głupie nie jest. A puchonka uśmiechnęła się w ten inny, mniej smutny sposób. Głaszcząc jego dłoń swoją, przesunęła palce wzdłuż jego przedramienia i dalej, po klatce piersiowej aż do ucha, przy którym zatrzymała się by założyć za nie te miękkie, przyjemnie łaskoczące skórę pasemka. Jednocześnie uniosła się jeszcze wyżej. Odrobinę, tylko tyle, by Blaise nie musiał opuszczać głowy, żeby zetknąć ze sobą ich twarze.
- Pocałuj mnie jeszcze... - prośba? Tak, tym razem zdecydowanie była to prośba. Zawstydzona, nosząca na sobie znamiona pytania, ale... Jaka odważna! Na tyle, że te zamglone teraz pragnieniem oczy zrobiły się jeszcze większe a poliki spłonęły rumieńcem.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Sob Paź 22, 2016 12:32 am
- Po pierwszej lekcji baletu już tylko z górki. - Wełna, wełna - miękka wełna splatająca ze sobą nasze losy - lubiłaś, co miękkie? - nie polubisz tej drogi - tej skazującej na bardzo szybki i bardzo nagły koniec, którego data nie została ujawniona - czaił się na horyzoncie, chociaż nikt nie zapytał: kiedy. Nie wolno pytać. Jeszcze nie teraz, z całą pewnością nie dziś - jeszcze przez tych parę miesięcy nacieszmy się zwykłą codziennością, zanim złamię ci serce, moja kochana i odejdę z blizną zabójstwa na drugą stronę - ten romans nie będzie trwał wiecznie - więc to już romans? - i nikt nie przewidział dla niego dobrego zakończenia - na całe szczęście ja go wcale nie potrzebowałem. Wystarczył mi ten dobry początek i bardzo ciepły środek.
Wszystko dlatego, że dzisiaj żyło, a jutro było zaledwie snem.
Daj spokój - nawet jeśli minęło nas kilka rozdziałów w tej opowieści, to wszystko wskazywało na to, że stało się tak, jak było od dawna zaplanowane - przez kogo, kiedy? - nie wiem - wiemy za to, że oczekiwaliśmy subtelności i ciepła tam, gdzie gościło ono od zawsze - od samego początku - od pierwszego nazwania Alice szlamą - ha! - to było przecież tak dawno temu... - w jakiś sposób niespodziewanie w tym oczekiwaniu, jakby cała widownia wstrzymała dech w ten łagodny, nie gwałtowny sposób i wyczekiwała w absolutnej, całkowitej ciszy - nie było słychać nawet bicia ich serc, tylko oni sami słyszeli szum krwi i uderzanie tego ważnego narządu - tego, który bił również w klatkach piersiowych tych dwóch głównych bohaterów tej marnej powieści, gdzie śmierć była metą na pokaz, a słońce spalało skrzydła jeśli tylko wystawiło się je na zbyt duży żar - chowajmy je - i chowajmy też siebie, by nie przestawać być tak boleśnie realnymi - by ta dłoń, w której tkwiło szkło i to kolano, w które wbił się kawałek, nadal bolało (zagoi się, naprawdę zagoi, nawet wcześniej niż przed weselem Alice), by powietrze wciąż pachniało wonią szamponu i mydła używanego przez Alice i smakowało jej ustami - i tym eliksirem wiggenowym, którego posmak Blaise wciąż czuł na krańcu języka. Niech boli. I niech jednocześnie cieszy serca pierwszych doświadczeń - zupełnie jak mały-wielki krok ku...
- Najlepszym deszczu.- Och akurat w tym, że panienka Hughes dorównywała mu abstrakcyjnym myśleniem, chyba się nie zgadzał - nie zgadzał, bo to akurat Alice miała o wiele, wiele bujniejsze od niego... Wyobraźnię. Na tyle bujną, że czasami sam zaczynał tracić wątek i się gubić - ale ona chyba też - siebie godni, ot co - a mimo to oboje świetnie się bawili i nigdy nie było narzekań, że coś było niezrozumiałe. - Plan doskonały jak pozbyć się wszystkich z Hogwartu.
Czy to bardzo śmieszne, że wydawało mu się, że było w tym coś romantycznego? Dziwne? Niepoprawne? Ta historia o dwójce całkowicie zwykłych nastolatków próbujących się odnaleźć w ponurym świecie, w którym dorośli wymachiwali czarnomagicznymi zaklęciami i dawali od dawna znać, że zabiorą życie słabszych, jeśli dzieciaki opuszczą gardę - szukali sobie swojego miejsca, a tragedie wyrastały wokół nich, pozbawiając ich przyjaciół, odsyłając na pogrzeby (pogrzeby własnych przyjaciół w tym wieku..?) i podczas tego wszystkiego kazali się uczyć, mówiąc o tym, jak ważne są egzaminy i jak istotny wpływ mają na przyszłą karierę - zbyt łatwo było wpaść w paranoję i depresję razem wziętych - i w tym świecie właśnie się odnaleźli, odszukując śmiech tam, gdzie biły grobowe dzwony - pewnie dlatego dorośli chcieli im przeszkodzić i machać ostrzegawczo palcem, zabraniając na zabawy w miejscu, gdzie nakazywano ciszę - i to odnaleźli w tej klasie pośród krwi, której nie lubili - ocierając się o szatę Śmierci, o której nie chcieli myśleć. Wciąż szukali - samych siebie, siebie wzajem i świata, do którego powinni należeć.
Tak długo krążył wokół Alice, poszukując jej, aż oto była - w pełnej swej krasie.
Odnalazł ją na planecie wśród galaktyk, chociaż był z nią tu i teraz tak przyziemnie...
Tak, tak, jeszcze jeden pocałunek...
Pochylił głowę i sięgnął po jej usta - pewnie, bez skrępowania, przesuwając zranioną rękę na jej plecy, podczas gdy druga wsunęła się na jej potylicę, na te przyjemnie łaskoczące, krótkie włosy - słodka, strasząca swoimi podkrążonymi, "zmęczonymi", jak to inni mówili, oczami Alice, bladym licem i piorunami z oczu, Alice - zarumieniona, żywa, bardzo żywa, z lekkim wstydem i oczyma jaśniejszymi od wszystkich gwiazd zebranych razem.
Cóż - dla niego była najpiękniejszą kobietą na świecie.
Słyszeliście, że kocha się za wady, a lubi zaledwie za zalety..?
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Sob Paź 22, 2016 3:07 pm
Och, jeśli kochało się za wady, to ta dwójka tutaj bardzo zasługiwała na miłość. Truteń Obronny i Książe Księżniczka w glinianej koronie, przy którym żaden smok parapet nie wydawał się straszny. Kiedyś królestwo miało się zawalić. Bańka, dająca to słodkie ukojenie rozmyje się w powietrzu i... Nie, lepiej o tym nie myśleć. Nie teraz. Masz rację, jeszcze nie dzisiaj. Miesiące? Przecież to nawet nie był rok... Gorące lato, kolorowa jesień, lśniąca zima, ta żywa wiosna... Ile z nich uda im się zobaczyć? Razem? To było tak jawnie niesprawiedliwe - dla tego, który potrafił z nich czerpać zostały już policzone, a dla tej, dla której dni  stapiały się w bezkształtą masę i równie dobrze mogłoby nie być żadnego jutra... A przynajmniej tak było jeszcze godzinę temu. Godzinę? Góra pół.
Kolejny pocałunek. Już świadomy, wyproszony. Jak to możliwe, że był jeszcze przyjemniejszy? Alice przysunęła się do niego na tyle na ile pozwalało ułożenie ich ciał, obydwie już ręce unosząc do jego uszu, za które odgarniała te pachnące włosy. To się Blaise doczekał puchońskiego kleszcza...
Tylko trzymaj mnie mocno...
Upojona, zaczerwieniona, rozluźniona w najlepszy chyba z możliwych sposobów sama opuściła głowę w dół, przykładając rozgrzane czoło do jego ust. Na krótką chwilę, jeden moment... Potem osunęła się cała, przytulając twarz do jego piersi i słuchając. Oddechu czochrającego jej włosy, cichego przesuwania palców po materiale... To była dobra cisza. Przyjemna. Nie było żadnej potrzeby, by ją przerywać...
- A wiesz, że krowa wcale nie ma czterech żołądków? Tylko jeden, ale taki z czterema... pokojami. - komorami, na litość... I kij wie, czemu powiedziała o tej krowie, czemu w ogóle to właśnie ona zagościła teraz w tym puchońskim łbie i o co w tym wszystkim chodziło. Przekręciła lekko głowę i spojrzała w te zielone oczyska, uśmiechając się tak jak to wychodziło jej tylko przy Blaisie. I już nie płakała. Nie chciała. Teraz chciała przekazywać mu tylko ciepło, nie smutek czy niepewność, które - choć ciągle czaiły się gdzieś w tych brązowych oczach - mogły jeszcze poczekać... Wyciągnęła rękę szukając na plecach dłoni Raina, tej zranionej, której kawałki szkła uniemożliwiały zagojenie się i przesunęła ją do twarzy. O swoim kolanie, obitym i rozciętym, jakoś już zupełnie zapomniała.
- Zamknij oczy... - poprosiła niewinnie. Ups... Czy jest na sali lekarz? Pielęgniarka chociaż? No to mamy problem... Trzymała jego dłoń w stanowczym, pewnym uścisku, podczas gdy druga ręka wsunęła się pod sweter i zaczęła szukać różdżki. No to ten, no... Nie bój się Blaise? Tylko lepiej powiedz mi od razu, tak na ucho, w jakim kolorze ci tę rękę wydziergać... Magiczny patyczek znalazł się w końcu w jej dłoni, częściowo zasłonięty przed wzrokiem Blaise'a przez tę kupę brązowym loczków.
Pobaw się nimi Kochanie, nie zwracaj uwagi na to co się dzieje, to nic takiego... No prosiłam, żebyś zamknął oczy..!
- Tergeo. - puf! I słowo stało się ciałem! A raczej ciało zostało oczyszczone z resztek szkła, zaschniętej krwi, brudu i wszystkiego, co tam po drodze się do tej dłoni Padalca zdążyło przyczepić. Alice zgięła mu palce, by chwilę później spowrotem je rozprostować i przekręcała tą łapkę to w jedną, to w drugą stronę, oceniając efekty. Usta rozciągnęły się w naprawdę wielkim uśmiechu, kiedy różdżka została wreszcie schowana a drobne dłonie podtykały Blaisowi tę jego łapę pod nos.
- Patrz. - jaka wreszcie z siebie dumna! Jaka zadowolona! Nie mogła poskładać go całego, naprawić tego co szwankowało i odmienić jego życia. Ale mogła oczyścić tę małą ranę i sprawić, by to życie stało się lżejsze, przyjemniejsze. I bardzo chciała to zrobić.


Tergeo ---> 4,4 = 5,5


Ostatnio zmieniony przez Alice Hughes dnia Sob Paź 22, 2016 3:34 pm, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Sob Paź 22, 2016 3:07 pm
The member 'Alice Hughes' has done the following action : Rzuć kością


'Pojedynek' :
Pusta sala                  - Page 15 Dice-icon
Result : 4, 4
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Sob Paź 22, 2016 5:22 pm
Podobno kleszcze przenoszą boleriozę. Na całe szczęście w tym roku byli jeszcze wolni od tej świadomości - ta wiedza nadejdzie dopiero po wkroczeniu w XXI wiek i prawdopodobnie dla tej dwójki będzie już za późno, żeby się w tym w ogóle przejmować - zresztą, co złego mógł taki kleszcz uczynić? Bardziej pchła, nie kleszcz, ot co! - w końcu nie tkwiła wczepiona w jedno miejsce (och, czyyżby?) i Ślizgon nie czuł, żeby odbierała mu tym przylepianiem się siły - wręcz ich dodawała, słodka Ambrozja, niech się tylko nigdy nie skończy, bo ciężko przewidzieć, kiedy bogowie odmówią błogosławieństwa napełniania nią kielicha - aż spuchnęły i zaczerwieniały usta, wilgotne, od stykania się ze sobą i sięgania po siebie wzajem, wszystko przez tą chęć, aby wskazówki zegara nie przesuwały się dalej - może uda się pod nimi zatańczyć zupełnie niewinnego walczyka - i trzymać się mocno, och tak - bardzo, bardzo mocno...
Byłby w stanie uwierzyć, że ma gorączkę - była taka rozgrzana i tak niesamowicie rumiana, przekreślając zupełnie obrazek ciapowatej, pół-martwej Puchonki snującej się kątem korytarzy - mógłby w to uwierzyć, gdyby nie fakt, że jego ciało miało chyba podobną temperaturę, o ile nie identyczną - i czuł się równie zmęczony (w ten przyjemny sposób) co rozluźniony i jednocześnie... pełen spokoju. Dobrego, sprawiedliwego spokoju, zupełnie innego od tego prezentowanego na co dzień. Zresztą tutaj wszystko było inne.
- Szukasz tych zagubionych żołądków krowy w mojej klatce piersiowej? - Złożony na czole, wyproszony (znów!) pocałunek, taki subtelny, będący ledwo zetknięciem się dwóch ciał - pomijając to, jak szczelnie byli ze sobą spleceni - był jak pieczęć nałożona na dzisiejszy dzień - ha! - na to słodko-gorzkie spotkanie - nie wcinająca się w oczy, nie miażdżąca gwałtem wspomnień - subtelna, delikatna i jak najbardziej pożądana, aby móc sięgać palcami do skóry i zastanawiać się: czy to wydarzyło się naprawdę..? Czy może sen dopadł w najbardziej niepożądanym momencie i tak naprawdę nic się nie zdarzyło..? Oby to nie był sen. Zresztą tak czy siak pewnie jak się rozejdą to strzelą buraki i będą zachodzić w głowę pytaniami, nie "czy" TO się wydarzyło, ale raczej "JAK".
Strach, który zakradł się do jego oczu, powodując ich wyszczerzenie, nie był strachem prawdziwym - ten udawany, gdy już się nieco od niej odsunął i kiedy sięgnęła po jego rękę, żeby obejrzeć ją z każdej strony jak prawdziwa profesjonalistka (może nią jest? Król to podważa!) - i że niby zamykać oczy? Jak, skoro sama doprowadziła do tego, że bardziej je wybałuszył?
- Zwariowałaś? Nie dam się tak łatwo zamienić w ropuchę. - Zaklął się, jakem rycerze najprawdziwszy, ot co! - to i wlepiał gały w to co się wyprawia - halo, halo, panno Hughes, skoro chciała pani macanie wystarczyło znów tak ładnie poprosić, ma pani tutaj dwie całkiem sprawne rączki... no dobra, może jedną... a nie, przepraszam, to jednak tylko poszukiwanie różdżki.
Rzeczywiście - i słowo ciałem się stało...
Sam powtórzył czynność, której ona go poddała i zgiął palce, by podnieść następnie spojrzenie ze swojej dłoni na jej twarz i bardzo łagodnie, bardzo delikatnie, unieść kąciki warg ku górze - niemal niezauważalnie! - spoglądając na nią tak łagodnie... zakochany!
- Zdolna Puchonka.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Sob Paź 22, 2016 9:11 pm
- Tak. - prosta odpowiedź na jeszcze prostsze pytanie. No bo co innego mogła robić, wtulając się w tę schowaną za szkolnym mundurkiem pierś? Opierając się na niej całym ciężarem i błądząc szczupłymi palcami w tą i spowrotem, podczas kreślenia przypadkowych wzorów na materiale? O wiele łatwiej było uwierzyć, że Blaise ma cztery żołądki. Osiem palcy i trzy ręce, a nawet dwa nosy... Wszystko byłoby prostsze do zaakceptowania niż to jedno, wątłe serduszko, które przecież biło teraz tak przekonująco! I to przez nią... Ta słodka myśl, co to aż nie mieściła się w puchońskiej głowie, rozciągając co chwilę wargi w uśmiechu i kolorując okrągłe poliki rumieńcem przysłaniała na razie wszystko inne. Dlatego właśnie wczepiała się w niego, wypraszała pocałunki, muśnięcia... Przecież czegokolwiek by nie zrobiła, nie była w stanie zatrzymać tych pieprzonych wskazówek. W końcu musiało nadejść jakieś "jutro" a wtedy... No właśnie, co wtedy? Kiedy emocje opadną, wszystkie łzy wyschną, z ubrań zniknie metaliczny zapach krwi a delikatne blizny, ta we wnętrzu dłoni i na kolanie, wraz ze spuchniętymi ustami pozostaną jedynymi dowodami tego, że to wszystko nie był sen..? Przecież musieli wpaść na siebie - przed śniadaniem, na lekcji, korytarzu... Cóż. Były pytania, których się nie zadawało.
- Bardzo dobrze traktuję ropuchy. Na twoim miejscu bym to przemyślała. - zabawnie byłoby nosić Blaisa w kieszeni. Dziergać mu sweterki, urządzić domek w kociołku... Ha! Mogłaby nawet zaprzyjaźnić go z Melanią! Ale chociaż ropuchy wcale niebyły takie obślizgłe jak mogło by się na pierwszy rzut oka wydawać (dostrzegacie podobieństwo?) to Blaise był o wiele przyjemniejszy w dotyku. I był z niej dumny! Chyba... No a już na pewno powiedział, że jest zdolna. Najpiękniejszy z komplementów, w połączeniu z tym subtelnym uśmiechem - wlepione w niego oczy nie dałyby teraz rady niczego przegapić - rozciągnął jej usta w wielkim uśmiechu. Szerokim, głupkowatym, radosnym jak chyba żaden wcześniejszy. I wiedzieliście, że spojrzenie mogło łaskotać? A z pewnością potrafiły to te zielone oczy, zerkające na nią teraz z maślaną łagodnością. Przyjemną i rozgrzewającą. Swoją drogą... Dlaczego to zawsze musiało być masło? Budyń był przecież smaczniejszy...
Tak jak nigdy nie padły słowa o koleżeństwie, nie było mowy o przyjaźni ani rozmów o zaufaniu, tak długo też pewnie żadne z nich nie wspomni o miłości. Ba! Potrzeba było jeszcze pewnie wielu spojrzeń, uśmiechów i łagodnych głasknięć spragnionych dotyku dłoni, by Alice powiązała to kołatanie w środku z zakochaniem. Ale przecież wystarczyło zerknąć... Spojrzeć w te brązowe tęczówki, lśniące teraz z jakąś nową siłą by dostrzec, że odbijały w stronę Blaisa wszystkie te emocje, które się w nim malowały.
I wracał do zdrowia! Patrzcie go - ledwie oddech odzyskał, a już same zboczeństwa w tej głowie. Macanek się zachciało... A kwiatki gdzie? Apfe, znalazł sobie sposób na udowodnienie męskości, oj znalazł...  Chociaż sama nie jestem w stanie powiedzieć, w którym momencie Hughes zaczęłaby się opierać...
Kleszcz, Truteń, Pchła czy cokolwiek co tam jeszcze mogło komuś przyjść do głowy - mały robaczek! - odkleił się wreszcie od Raina, choć tylko w połowie. Alice przesunęła się lekko do tyłu, by w całej tej plątaninie rąk znaleźć sobie miejsce na jego nogach. Bez żadnej krępacji, bez pytania o pozwolenie, ułożyła na nich głowę i teraz już nie musiała zadzierać głowy, żeby móc patrzeć w twarz, którą odkrywała na nowo. Ten prosty nos, długie rzęsy, brwi, w których każdy włosek był idealny i szczękę, co to bez wątpienia sam Michał Anioł mu dłutem haratał. Mówiłam wcześniej, że nie wierzyła w anioły? Zapomnijcie...
Ręka ruszyła w poszukiwaniu dłoni, z którą splotła wreszcie palce i ułożyła ją na swoim brzuchu, tuż pod mostkiem, gdzie między kolejnymi uniesieniami klatki piersiowej, dało wyczuć się wciąż przyspieszone bicie a oczy oderwały na chwilę od zielonych tęczówek, by pokrążyć chwilę po suficie i wrócić do nich ze zmienionym, chociaż ciągle ciepłym wyrazem.
- Co będzie jutro? - tak, tak. Były pytania, których się nie zadawało. Nawet po cichu. Ale skąd ona miała o tym wiedzieć? Na bladym czole, opieczętowanym wcześniej pocałunkiem, pojawiła się delikatna zmarszczka.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Nie Paź 23, 2016 3:29 pm
Jutro, pojutrze... za rok. Blaise podchodził do tego może nie tyle co pozytywnie, co ze wzruszeniem ramion, chociaż biorąc pod uwagę jego sytuację raczej można by było uznać go za wielkiego optymistę - no bo dlaczego miałby się przejmować jutrem? Lepiej powiedzieć: jutro będzie spoko, niż zatrzymywać się, chociaż na jeden moment, i pochylać głowę, szukając odpowiedzi na to pytanie w równo wyciętych kaflach zakrywających podłogę, gdzie tej odpowiedzi zwyczajnie nie dało się znaleźć - lepiej oglądać świat wokół nas, w którym pozwolono nam żyć i szukać kolejnych jego cudów mniejszych czy większych - zaczynając od dzierganych sweterków dla Melanii i na pięknych dolinach Irlandii kończąc, niż otulać się kurtyną łez i pozwalać, by zakrywały one obraz, rozmazując go, zapełniając słoną wodą. Po co tracić czas na zatrzymywanie się, płacz i smutek, skoro można było iść do przodu i nie przejmować się niczym? To banalne, trywialne myślenie, wypełniało cały umysł Raina - i nie chodziło nawet o to, czy myślał tak naprawdę (bo nie myślał), tylko o to, by uwierzyć, że właśnie tak się myśli - kłamstwo doskonałe.
Kłamstwo najbardziej okrutne ze wszystkich kłamstw.
Gdzieś tam, zepchnięte w najdalszy, najbardziej ciemny kąt, łypały na niego maleńkie oczka maleńkich, zbitych w tym cieniu w jedną masę stworzonek - nie odzywały się, nawet nie mruczały, dopóki się nie zbliżyło na odpowiednią odległość, by usłyszeć ich ciche piszczenie - gdzieś tam czekał realizm - ta prawda, na którą nie chciał patrzeć i która miała się całkiem dobrze, dopóki siedziała w milczeniu, dlatego nie pozwalał jej się stamtąd poruszyć - nie myślał o niej i o niej nie mówił - wbrew pozorom to było dla niego całkiem łatwe.
- Pewnie kolejny egzamin, który oblejemy. - Bo ponoć pozytywne myślenie wydłuża przyrodzenie, ot co - cały sekret, dla którego Rain nie pozwalał sobie na pesymistyczne myślenie.
Wiedział, że nie o to pyta.
Tyknął ją palcem w tą zmarszczkę, która pojawiła się na jej czole.
- Nie myśl tyle, myślenie ci szkodzi. - Czy jak tam leciało to powiedzonko... nigdy nie był mistrzem przysłów. Uniósł wzrok do sufitu razem z nią. - Hmm... jutro zjem na śniadanie dżem z dyni. Opcham się nim tak, że będą mnie wytaczać z Wielkiej Sali i utknę w przejściu. To chyba moje wszystkie plany na jutro.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Nie Paź 23, 2016 6:09 pm
Gdyby tylko o nich wiedziała, z pewnością nie pozwoliłaby, żeby te stworzonka jak to Blaise pieszczotliwie je nazwał, przekroczyły granicę ich bańki. Gdyby tylko o nich wiedziała, nie pozwoliła by im nawet na niego spoglądać, przysłaniając te maleńkie oczka równie maleńkimi okularami (albo przepaskami! Dzierganymi!) i dodatkowo stworzyła by kurtynę z miękkich pasemek - nadawały się do tego idealnie - żeby przysłaniała ich twarze przed wścibskimi spojrzeniami. No ale Alice nie miała o nich pojęcia... Dlatego nieroztropnie wyciągnęła do nich rękę w zapraszającym geście, chociaż przecież nie potrafiła ich oswoić. Nawet nie chciała... Ale wiecie jak to jest - dacie palec a zaraz... Ech, ten puch(on) marny... No ale jak już słusznie zostało zauważone, była dziewczynką... Z niewieloma zaletami płci pięknej i całym stosikiem możliwych przywar. Jak ta niepewność,  wyraźnie odmalowująca się w tych brązowych oczach, kiedy przecież tak trudno byłoby pożegnać się z tym dotykiem po wyjściu z pustej sali. Ha! Ciężko było odmówić sobie tego na jutro, co tu dopiero gadać o tym, co miało przyjść prędzej czy później i... Nie. Po prostu nie.
- Jutro jest mugoloznawstowo? To chyba ty, księciu jeden. - Hughes była szlamą i w tym momencie było jej z tym bardzo dobrze. No przecież nie mogła uwalić egzaminu z mugoloznawstwa, nie? Phahaha, puchońska łepetyna nie miała pojęcia, że każą jej tam tańczyć. Zwyrodnialcy.
No i nie doczekała się odpowiedzi. Dość dzielnie to przyjęła, zaciskając jedynie mocniej paluchy na tej padalcowatej łapce. Wiedziała, że on wie, że nie o to pyta? Pewnie tak. W końcu sporo wiedziała i z całą pewnością za dużo myślała. Przymknęła powieki, kiedy szczupły palec rozprostował ten tworzący się na jej czole cellulit (tak, tak - mówimy o zmarszczce) i znowu oderwała od niego spojrzenie, śledząc plamy światła i unoszące się w powietrzu pyłki kurzu.
- I dobrze. Będziesz bardziej miękki. Lubię miękkie rzeczy. - mruknęła, ciągle na niego nie patrząc i nie posłuchała go, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- A gdyby... - zagryzła wargę, nagle milknąc. Czy to serce musiało tak jej łomotać? W uszach aż szumiało. Halo! Litości! Własnych myśli nie słychać! Wlepiła wzrok w dłoń Blaisa i zaczęła bawić się jego palcami, nagle zawstydzona. No patrzcie no, ta, która chwilkę wcześniej musiała choć minimalnie się odsunąć, bo Merlin jeden wiedział, gdzie zaraz zapędziłyby się te dziewczęce łapska, teraz zachowywała się jak na wstydliwą panienkę przystało. Jeden oddech, drugi, czternasty... No, dawaj Alice!
- A jak się tak opchasz tym dżemem, to znajdziesz potem trochę miejsca na ciastka? Moglibyśmy... To znaczy... - oj, faktycznie był dzielny skoro zaprosił ją na bal w jednym, nie przerywanym jąknięciami zdaniu! - Tak pomyślałam, że można zrobić piknik... - spojrzy na niego czy nie spojrzy? Spojrzała! Czerwona jak burak.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Pon Paź 24, 2016 3:46 pm
Nie o to chodzi, nie o to chodzi - pozostańmy w tej współczesnej bajce jeszcze przez parę minut, jeszcze przez parę chwil - w naszej bańce, która popękała dzisiaj - albo i nie popękała? - chyba pojawiło się ustalenie, że niektórzy goście po prostu znali tajemne przejścia, które pozwalały im do tej bajki przenikać - no cóż, nie ma miejsca na tym świecie, które doskonale by przed wszystkim chroniło - to spisywało się całkiem nieźle, to nasze obecne - więc proszę mi wybaczyć, że teraz dobrowolnie wpuszczam tutaj parę zamazań, że gumka przejeżdża po słowach nakreślonych ołówkiem na papierze - niedomówienia, przemilczenia - już tak było zapisane w tych Ślizgońskich genach - bardzo niebezpieczna i niesprawiedliwa cecha stanowiąca wadę długowłosego chłopaka - mocno wypychająca się na wierzch, kiedy tamte pozornie niewinne stworzonka zaczynały się poruszać, kiedy zaczynał słyszeć ich piszczenie i drapanie drobnych pazurków o kamień - nikt tutaj nikogo nie obwiniał, jak mi się wydawało: ani ją o nieświadome wybudzanie ich, ani ona jego o to, że temat prześlizgnął się w niedomówieniu i został zastąpiony czymś... zwyklejszym. Rutynowo przyziemnym. Tylko dlaczego Rain czuł się z tym gorzej, niż gdyby odpowiedział wprost na to pytanie i stanął naprzeciwko chociażby jednej istotki, by się z nią zapoznać, oswoić, zanim wróci do swojego konta? Dziwne - miał odczucie, jakby to nie on, a tamte istotki w kącie były pokrzywdzone (przecież były częścią jego) i przeszkadzało mu to. Przeszkadzało chyba dlatego, że kucająca przed nimi Alice, która wyciągała doń dłoń, sprawiała, że przestawały być demonami - potworami rodem z dziecięcej szafy, przed którymi broniła tylko kołysanka matki na dobranoc - a zaczynały być... raczej niewinne - cierpiące, ponieważ nie poświęcało się im wystarczająco wiele uwagi.
Nie można przecież ucinać się w pół i udawać, że jest się całością.
Głupie myśli.
- Zamierzam je zdać lepiej od ciebie, Trutniu. - Wygiął usta w podkówkę, komentując tym samym jej oświadczenie, że on miałby cokolwiek oblewać. Phew! Niedoczekanie jej... - Nie martw się o jutro, dobra? - Znów użył tego bardziej miękkiego tonu - i ten knykieć, którym wodził po jej kości policzkowej, tera ledwo ją muskał - i te palce, które dotknęły jej włosów - dotyk, dotyk, dotyk... kto go nie pragnął? Kto nie pragnął chociaż odrobiny miłości? - Głowa do góry, nawet gdy dzisiaj umiera to jutro nigdy nie śpi. - Zdecydowanie mogła to uznać za obietnicę - a on sądził... nie, wiedział!, że może jej dotrzymać - i nie zamierzał puszczać. Tak samo jak i jej nie zamierzał wypuszczać, skoro postanowiła zalegnąć na jego nogach. - O tak, będziesz mogła się wręcz zatapiać w moich grubych udach. - Uniósł ręce, żeby fizycznie jej pokazać jaki szeroki będzie - oj bardzo! - i jeszcze bardziej miękki, istna puszystość! - chociaż jego ciału tak na dobrą sprawę niczego nie brakowało - nawet jeśli nie był maczo i daleko było mu do klasycznie przystojnego mężczyzny, to przynajmniej nie można było go postawić obok Bananowego Nolanka ani Gabriela Foksa. Zawsze jakieś osiągnięcie.
No i w przeciwieństwie do obu chyba właśnie zdobył dziewczynę!
Nawet Shane Collins by mu pozazdrościł.
Voldemort pewnie też, bo z takim ryjem zapewne nigdy nie zamoczy.
Rozchylił mocniej powieki i pochylił się nad niewiastą, przysłaniając ich kurtyną długich włosów.
- Psst... czy to randka?
Oborzeborzeborzeborze..! Jak cudownie uroczo się rumieniła!
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Pon Paź 24, 2016 8:17 pm
Nie, nie, nie. Żadnych pretensji. Nie teraz, nie dzisiaj. Te niedopowiedzenia..? Ginęły w natłoku innych niepewności. Przecież tak na dobrą sprawę, było ich tak wiele... No bo co oni o sobie wiedzieli? Nie znali ulubionych kolorów, muzyki, nie wiedzieli czy drugie woli koty czy psy (podpowiedź - ropuchy!) ani nawet gdzie poza Hogwartem znajdują się ich domy. Wolał kasze czy ziemniaki? Lubił książki? Historia! Nie mieli jeszcze pojęcia, że może ich połączyć nie tylko jeśli chodziło o ten wspólnie spędzony czas. A mimo to jakoś... Zdawali się dostrzegać całkiem sporo. Gdy tylko te brązowe oczy zaczęły patrzeć na niego a nie patrzeć gdzie by się schować to wszystko malowało się jak podane na tacy.
Nie wiem czy dam radę je oswoić, Kochanie... Ale jeśli tylko będziesz chciał, to spróbuję Ci pomóc...
Obydwoje na dobrą sprawę przepołowieni, niekompletni i udający, że to wcale nieprawda - razem wydawali się jacyś pełniejsi...
- Zobaczymy kto wygra! - i już sama na dobrą sprawę nie wiedziała o co się właściwie zakładali. Ale czy to nie lepiej? Jak przyjdzie co do czego to obydwoje będą mogli czuć się jak zwycięzcy, a może nawet odrobinę powarczeć, usiłując dostać się na podium. Było malutkie, ale gdyby mocno do siebie przylgnęli... Dotyk, dotyk, dotyk... To był bardzo dobry dotyk. Nawet ten delikatny, na policzku, który zaczął drżeć gdy Blaise tak łagodnie muskał go dłonią.
- Łaskocze. - szepnęła, mrużąc oczy i nadymając policzki jak chomik. O słodka naiwności, Hughes ty puchonie marny... Naiwne dziewcze jeszcze nie wiedziało, że nigdy - ale to ABSOLUTNIE przenigdy - nie należało się przyznawać do łaskotek.
- Nie będę... - usta same uśmiechnęły się w ten łagodny sposób, kiedy mówił do niej tym tonem. To było jak pieszczota.  
Taki będzie duży! O taaaki! Parsknęła cicho, widząc nagle nad sobą przerośniętego dzieciaka, który chwalił się jaką to dużą złowił rybę. I wiedziała już, że spoglądała by na niego w ten sam sposób, nawet gdyby zamiast wielkiego suma (rekina od razu!) przyniósł do domu płotkę. Domu, który miał nigdy nie powstać. Ale nie był potrzebny. W zupełności starczała jej ta kurtyna z orzechowych włosów, muskająca teraz twarz swoimi miękkimi pasmami.
To znaczyło, że się zgodził? Czy jeszcze nie? Matuchno moja, jak to dobrze, że leżała! Inaczej jak nic zaraz zaliczyła by glebę.
- Ra... Randka? - powtórzyła za nim, a twarz zaczęła ją aż palić z gorąca. - Ale ja nie chodzę na randki... - tak, tak panno Hughes. Nie całuje się też pani w pustych klasach ani nie układa głowy na nogach ślizgonów. Phah, ten łomot w piersi, wzrok na granicy omdlenia... Po co ona właściwie się od niego odsunęła? Oborzeborzeborzeborze..! I CZY ON MUSIAŁ TAK NA NIĄ PATRZEĆ?! - A... A poszedł byś ze mną na randkę..? - zdanie, którego końcówka prawie zaniknęła przez jeszcze wyższy niż zazwyczaj głos. Przez przyjemny dreszcz, który przesunął się wzdłóż jej kręgosłupa, kiedy te zielone oczy znowu były tak blisko i przez próbę podniesienia głowy, żeby tylko znaleźć się jeszcze bliżej...
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Pon Paź 24, 2016 11:48 pm
To było w tym wszystkim najzabawniejsze - oni się nie znali. Oni się wyczuli. Ot - ogrodnik i pies ogrodnika - ten jeden biegający wokół nogawki i ten drugi, który zamiast spierdzielać gdzie pieprz rośnie, to jeszcze się pochylał, żeby pogłaskać po łbie i rzucić dodatkową gazetę pod budę tym razem - ta spod drzwi już porwana na strzępy od jakże intensywnego "czytania" - jeden wiedział, kiedy ten drugi przychodził i chociaż między nimi nie było żadnych słów i żadnej wymiany zdań, to oswoili się ze sobą do takiego stopnia, że słowa były zbędne - nie musieli znać swoich imion, ulubionych kolorów czy zainteresowań - gazeta, buda, drzwi, ciągniecie nogawki, rower - czasami jakieś zabawy, o - może dzisiaj listonosz przyniesie dobre ciasteczka, a jutro pies dzielnie wykopie mamucią kość z ogródka, którą będzie mógł się pochwalić i podarować w prezencie? Rzeczywiście - wystarczyło tylko, by oczy Alice przestały patrzeć, gdzie by się tutaj schować - oto o ile świat nagle stawał się prostszy i przyjemniejszy. Ten świat pomiędzy dotykami, tworzony między jednym błyśnięciem oka a drugim - w każdej przyjemności, uśmiechu i zmarszczce na czole.
Zakłady zostały przyjęte i zawody rozpoczęte - tylko nikt nie podał waluty, jaka tutaj obowiązuje, nie było też żadnego sprawiedliwego sędziny - no może nie licząc tych wszystkich egzaminatorów, co mieli sprawdzać ich wiedzę, ale oni byli szemrani - na pewno Hughes ich przekupi, weźmie i się sprzeda, zrobi im ciasteczka czy podaruje poobijane jabłka, nie można ufać nikomu w tej szkole, z kim panna Hughes miała do czynienia! - no i dalej nie wiedzieli, czy w sumie rywalizują o najlepsze czy najgorsze wyniki. Podejrzewam, że były po prostu dwie konkurencje - a ponieważ było tylko dwóch zawodników, to można było uznać, że oboje tak czy siak będą zwycięzcami... bo chyba trudno mieć najlepsze i najgorsze wyniki jednocześnie... prawda? Znając tą dwójkę i ich możliwości, to chyba nie można tutaj wciskać słowa "niemożliwe". Jeszcze sobie narobią siniaków przy próbach stanięcia na dwóch podium na raz i jednoczesnym trącaniu się łokciami.
- Łaskocze? - Podłapał natychmiast i tyknął ją tak samo, przejeżdżając po jej skórze, tylko tym razem nakreślił dłuższą wędrówkę, żeby zaraz potem złapać kraniec swoich włosów i zaatakować ją nimi, merdając po nosie. Oj bardzo naiwna. Zwłaszcza, że zdradziła się na samym już początku w stosunku do kogoś, komu tykanie jej i macanie sprawiało niebotyczną przyjemność - i, o zgrozo!, jej także - nie odgryzała rąk przy łokciach i nie raziła prądem.
Blaise Rain sir Węgorze Alico-odporny.
- Raaandkaaa. - Powtórzył za nią, przeciągając wyraz, by bardzo dokładnie i poprawnie wymówić wszystkie sylaby - ha! - każdą literkę, pochylając się jeszcze niżej - ale zaraz się uniósł, bo jak był tak nisko, że ich nosy niemal się stykały, to nie mógł ogarniać jej oczu i rumieńców zarazem - i nie żeby się jakoś z tym krył! - gapił się na jej twarz i brakowało mu tylko psiego ogona, którym merdałby na wszystkie strony i wywieszonego jęzora, żeby obrazek został dopełniony.
Idealnie - pies ogrodnika i pchła.
- Ahaaa, z tobą bym poszedł. - Pokiwał bardzo poważnie głową. - I to nawet z... tymi tamtymi ładnymi kwiatkami. - Nie żeby właśnie nie wytknął jej kompetencji w kwestii obeznania z florą, skądże znowu..! To przecież... niemal poprawnie polityczna nazwa. Bo poprawna, no nie? Kiedyś oboje pewnie będą wiedzieć, czym są "no tamte ładne kwiatki" i nie będą potrzebowali wielce profesjonalnych nazw.
Och nie wytrzymał - znów musiał dotknąć swoimi ustami jej ust.
Ostatni całus..? Och, na pewno nie pierwszy - ale może też nie ostatni..?
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Sro Paź 26, 2016 1:35 pm
Kto by pomyślał, że tak przyjemnie będzie być pchłą? Robalem? Phah, Alice mogłaby być teraz nawet dżdżownicą. Taką dużą, co by się wiła na nogach Padalca (?) i... Dobra, może jednak zostawmy ten temat, bo chociaż ta dwójka tutaj pewnie uznała by to za coś zupełnie normalnego, to dla mnie poziom absurdu został przekroczony. Padalce z nogami, a idźcie w...
Nawet jeśli ciężko zaprzeczyć, że ten tutaj Padalec miał nogi i to - o zgrozo - całkiem wygodne. I może nawet polubiłby ją jako dżdżownicę? Przecież to nadambitne stworzenie, co to całemu światu starało się coś udowodnić, wcale nie zaprezentowało mu się z dobrej strony, nie? Zaakceptował ją kiedy chciała wyrwać mu jabłko. Kiedy spitoliła najprostsze na świecie accio. Kiedy straciła równowagę siedząc, kiedy ciągała go za te miękkie włosy, kiedy ciskała mu w twarz błyskawice i kiedy rozrzucała notatki, które chwilę wcześniej tak ładnie ułożył. Ile razy starała się go odepchnąć, nawet nie do końca świadomie? Matuchno moja i po co jej to było...
Dobrze, że się nie udało.
Nawet kiedy menda jedna tak perfidnie wykorzystała nieprzemyślaną chwilę szczerości i zaczęła łaskotać. No co za łajza! Ale brązowe oczyska lśniły, kiedy głowa nawet nie próbowała uciec przed gilgoczącymi knykciami a tęczówki zezowały na to panoszące się po jej nosie pasemko. I faktycznie - nie raziła prądem! Ani nawet nie odgryzała rąk przy łokciach, kiedy tak jawnie się z niej naśmiewał. Raaandkaaa. Co za głupie słowo. Sprawiało, że policzki pokrywały się jeszcze większym rumieńcem, którego nikt przy zdrowych zmysłach raczej nie nazwał by uroczym. No ale... To był Blaise. I więcej wyjaśnień nikomu chyba nie potrzeba.
Tak, tak, tak! Niżej, jeszcze troszeczkę, jeszcze troche... Uch. Brwi aż zbiegły się ze sobą - jak u obruszonego dziecka - kiedy tak po prostu się cofnął. No jak tak można! Jak?! Miał on rozum i godność człowieka? Urywany oddech puchonki musiał być bardzo widoczny, kiedy Blaise sobie tak nad nią wisiał... I chciał iść z nią na randkę! Raaandkęęę... Nie. To nadal było bardzo głupie słowo.
- Ładne kwiatki są ładne... - parzcie jaka erudytka. Merlinowi dzięki, że przynajmniej egzaminów nie musieli pisać razem. Wtedy faktycznie wygraliby jednocześnie, ale tylko w jednej kategorii... Ale jak tu myśleć o egzaminach, kiedy te zielone oczka, których białko oczyściło się już z czerwonych żyłek i tak pięknie kontrastowało z zielenią tęczówek znowu były tak blisko? Bardzo blisko... Bardzo, bardzo... No wreszcie no. Alice przylgnęła do niego z całą swoją pewnością i pragnieniem, dodatkowo wplatając palce - cwaniara - w te pachnące włosy, żeby jej tylko skubany znowu nie uciekł. Nie ma, nie ma. Faktycznie jak powiedziało się A to wypadało powiedzieć jeszcze B, a jak przygarnęło się pchłę... To trzeba było ją trzymać. Mocno. I już, zabrania się podważania.
Och, i to nie mógł być ostatni pocałunek... Jestem pewna, że jeszcze wiele ich padnie w tej pustej klasie, zanim zdrętwiałe ręce wyplączą się z ciasnych objęć a do otumanionych umysłów dotrze, że chyba zaczyna się ściemniać... Może więc zostawmy ich teraz na tej podłodze i oszczędźmy sobie pożegnań. W końcu nawet jeśli starali się o tym nie mówić, to ciągle mieli jeszcze jakieś jutro... Prawda?


z/t x2
Simon Jordan
Oczekujący
Simon Jordan

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Sob Gru 03, 2016 3:26 pm
Simon zdawał sobie sprawę, że nie są zbyt mile widziani w kuchni, zwłaszcza z kotem. Tamta para była tu pierwsza, może chcieli być sami i szukali odpowiedniego miejsca? Oboje z Isaac'iem postanowili zatem zmienić miejsce. Wpadli na pomysł, by udać się do klasy i przy okazji pouczyć zaklęć. A co jeśli ten kocur wezwie woźnego?
- Wiesz, że byłbyś świetnym doradcą ministra? Takim asystentem na przykład. Pomyśl o tym, dobrze? Może jeszcze razem zmienimy świat - zaśmiał się Simon, gdy obładowani jedzeniem znaleźli się w pierwszej lepszej sali. Nie wyglądała na używaną, toteż położył cały zapas żarcia na stole, a kotu zwyczajnie rzucił na podłogę kawałki mięsa, jakie udało im się zdobyć.
Coraz bardziej zaczynał go lubić. Z początku myślał, że chłopak okaże się jakimś nadętym, głupim mięśniakiem, ale im bliżej go poznawał i dłużej rozmawiał zmieniał zdanie na jego temat. Teraz było mu trochę wstyd z tego powodu, że tak pochopnie go ocenił.
- To co? Może jak napełnimy już brzuchy, to trochę po czarujemy? - zaproponował z uśmiechem Simon i wziął od razu sobie ze stosu słodyczy ciastko z czekoladą.
Isaac Fawler
Ravenclaw
Isaac Fawler

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Sob Gru 03, 2016 8:39 pm
Wielka Sala była już o tej porze zamknięta jednak na szczęście okazało się, że całkiem niedaleko znajdowała się inna sala, którą mogli zająć. Isaac upewnił się, że kot zdąży wejść za nimi nim cicho zamknął do niej drzwi. Nie był do końca pewny, czy mogą tu przebywać o tej porze... nie było jeszcze co prawda ciszy nocnej jednak nie chciał ryzykować podczas gdy był z nimi kot woźnego. A ten miał przed soba nie lada gradkę, gdyż skrzaty okazały się wyjątkowo hojne obdarowując ich jedzeniem. Chłopak położył wszystkie nagromadzone zapasy na stoliku obok tego, co wcześniej wysywał Simon i usiadł na ławce obok. - Pierw musiałbym lepiej zrozumieć, co jest nie tak z tym światem. Mam wiele przemyśleń na ten temat ale muszę to sobie lepiej poukładać w głowie. Szczerze mówiąc nigdy nie interesowałem się specjalnie polityką w świecie magicznym - odpowiedział traktując słowa Puchona całkiem poważnie. W końcu widział jak on sam do tego podchodzi. Prawdą jednak było, że o wiele lepiej znał się na polityce mugoli przez wpływ jego rodziców oraz fakt, że mugolska Anglia miała ustrój demokratyczny i koniec końców lud miał wpływ na wybór rządzących. - Poza tym raczej na niczym się nie znam, co mogłoby pomóc... może poza quidditchem i hodowlą stworzeń, ale to dla świata wielkiej polityki nie ma aż takiej wartości - zakończył swoją wypowiedź uśmiechem. Nie do końca mu sie to podobało ale niestety wiedział, że tak już jest. Była cała masa ważniejszych spraw i tyle departamentów w całym ministerstwie, że sam wszystkich nie pamiętał. Coś tam jednak do niego docierało ze strzępków informacji wyczytanych w Proroku Codziennym, a mianowicie, że na specjalną uwagę zwykle zasługiwały sprawy bezpieczeństwa oraz międzynarodowej współpracy magicznej. Czyli z jego punktu widzenia straszne nudy. - Ja już jestem gotowy, zdążyłem się najeść zanim przyszedłeś - powiedział jednak jakby na zaprzeczenie swoich słów również wziął ze sterty ciastko, tym razem cytrynowe. Przytrzymując je w buzi sięgnął do torby po podręczniki, miał niestety przy sobie tylko Transmutację dla Zaawansowanych, gdyż to ona sprawiała mu największe problemy, podręcznik od Wróżbiarstwa tkwił za to bardzo bezpiecznie schowany na samym spodzie torby. Isaac bardzo się starał sprawiać wrażenie jakoby gardził tym przedmiotem tak jak większość jego kolegów z Ravenclawu. Nie miał na tyle pewności siebie, aby przyznać się otwarcie, że bardzo go lubi. - Masz materiał z Obrony Przed Czarną Magią? Wiem, że mamy go wcześniej ale najbardziej obawiam się Transmutacji dlatego zawsze mam ją przy sobie w trakcie egzaminów.
Sponsored content

Pusta sala                  - Page 15 Empty Re: Pusta sala

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach