Go down
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Czw Gru 11, 2014 4:10 am
Znowu ta sama odpowiedź, która dopełniała całego obrazu - obrazu osoby, która zamurowała się w sobie już dawno temu i nałożyła na oczy klapki, w uszy zaś wetknęła waciki - nie widzieć, nie słyszeć, nie dostrzegać i nie próbować niczego zmienić - niech wszystko płynie swoim torem - takie osoby były zdecydowanie gorsze od tych, które przynajmniej jeszcze potrafiły wykazać swój gniew, dając jakiekolwiek ujście emocjom, dość łatwo było do nich dotrzeć, wystarczyło je sprowokować, aby wystarczająca ilość tego gniewu uleciała i aby sami wyważyli barykady, za którymi się schowali, zaś tutaj? Zapukałaś w tą ściankę jej jestestwa, ale tylko burknięcie dobiegało zzań, po którym następowała cisza idealna - ni widu, ni słychu po jakichkolwiek obrońcach tego zamku - toksyczna cisza, która zapewne większość odstraszała i odpychała, lecz Ty zamiast odejść zaczęłaś obchodzić ten zamek z każdej strony, jak drapieżnik swoją ofiarę, powoli, niezrażona, z ciekawością oglądająca zabudowania z każdej strony - wszędzie znajduje się słaba strona, w którą da się puknąć, żeby wszystko runęło, lub aby dojrzeć tego, co siedzi wewnątrz i wyciągnąć na zewnątrz. Jeśli zaś wystarczająco długo będzie się krążyć - ta osoba sama wychodziła. W końcu było to podstawą oblężenia - odcięcie dostaw wody i jedzenia.
- Radość jest bardzo ulotna i dopóki nie odnajdzie się spokoju ducha przynosi więcej smutku w chwilach oglądania się za nią. - A ta osoba przed nią, choć obojętna, spokoju ducha nie posiadała. Ona miażdżyła swą duszę, aby ta się nie śmiała odzywać, aby nie przywoływała bólu, smutku i wyrzutów sumienia. System obronny w niej działał, aby przetrwała. Tylko co? Wszystko miało swój powód, ale na razie nie zamierzałaś naciskać ni nakłaniać do zwierzeń. To nie był ten czas. Jeszcze nie.
Neve uśmiechnęła się do niej, słysząc tą odpowiedź - ta malutka dziecina, ta Laleczka o oczach jak szkiełka,porażająco jasnych, w które Ty, Elizabeht, nie bałaś się spojrzeć.
- Chwila... I tą chwilą człowiek żyje. Teraz przechodzi w historię i spycha coraz dalej przeszłe wydarzenia, im więcej "teraz" wypowiemy. - Wszystko można obrócić w taki sypki śnieg, który lśnił jak cud w cieple słońca. - To smutne, że upierasz się, by dusić twą cierpiącą duszę i nakrywasz ją stalową wolą obojętności. - Przecież upartość była dobrą cechą, jeśli dobrze się ją ukierunkowało... Czemu ludzie sami sobie to robią? Ten świat zadziwiał cię coraz bardziej. Kyohei miał rację. Świat jest zły. - Nie mów tak okrutnych rzeczy. Cóż z Ciebie za wojowniczka, skoro chcesz zostawić swego przyjaciela, który jedynie chciał walczyć ramię przy ramieniu z tobą? Nie uchronisz samej siebie, ni jego, takim czynem. I ja miałabym pozwolić wojowniczce odejść z opuszczoną głową i bronią? To się nie godzi. - Biła od niej duma, biła od niej siła, biła od niej mądrość, która ją prowadziła i czystość dłoni, którą oferowała, by podnieść się z bagna, w które się wpadło.

Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Czw Gru 11, 2014 1:48 pm
Chyba sama powoli zaczęła rozumieć dlaczego chłopak potrafił się z nią porozumieć.  Jednak dostrzegła w dziewczynie wszystko to czego jej samej brakowało. Szkoda tylko, że nie potrafiła okazać swoich uczuć w danej chwili, choć przez większość czasu to są dla niej plusy niż minusy. Przyzwyczaiła się już do takiego stanu rzeczy, a że nikt jej nie chce bliżej poznać i porozmawiać to zamknęła się w swoim małym świecie.  Bo w nim jest miło i bezpiecznie.
- ja spokoju ducha nie mam, no jakoś staram się to wszystko poskładać w całość. - Jak tak patrzyła na siebie to wszystko z nią było coś nie tak. Denerwuje tych, których nie powinna, rani tych na których jej zależy,  zaś na innych nie potrafi się otworzyć. Zrobiła z ust cienką linie. Po chwili schowała nos do swojego szalik spoglądając na dziewczynę swoimi piwnymi oczami.
- Bo ja wiem. Nie...Nie nakrywam swojej duszy, ja jestem...po prostu...inna. - Przez gardło nie mogła powiedzieć wrażliwa,  jakoś nie wiedziała czemu, ale tak jakoś czuła,  że powiedzieć tego nie mogła,  a to było głupie.  Przecież była by to normalna ludzka reakcja, a ona beznadziejna jeszcze bardziej zamyka się  swoim świecie.
- Ja wojowniczka?  Nie rozśmieszaj mnie. Próbowałam mu pomóc, ale się nie udało. Po prostu nie jestem odpowiednią osobą by mu pomóc i tyle. - Mówiła jedno zaś drugie myślała.  Dziewczyna miała pełną rację,  jednak sama nie chciała się przyznać,  że po prostu nie dała rady mu o pomóc.  Zrezygnowana chce odejść w milczeniu nic nie mówiąc,  bo w końcu na nią i tak nikt nie zwróci szczególnej uwagi.


Ostatnio zmieniony przez Elizabeth Cook dnia Pią Gru 12, 2014 1:16 pm, w całości zmieniany 2 razy
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Pią Gru 12, 2014 1:14 pm
Jestem po prostu inna..? To znaczyło tyle, co nic - każdy był inny, czy nie zostało to już dokładnie wytłumaczone?
- Brzmisz jakbyś rozpaczliwie próbowała powiedzieć, że inną nie chcesz być. - Delikatny, cichy głos kojący myśli, doskonale wypływała od pozoru nieistnienia, który nie pozwalał zamknąć jej w ramach ziemskiego bytu - cud będzie, jeśli pod dotknięciem ta niewiasta się nie rozpłynie i nie zniknie, uśmiechając, by wraz z jasnym blaskiem powrócić do Nieba, z którego przybyła aż tutaj - przebyła całą tą drogę, nie wiadomo po co - świat nie miał jej ponoć nic do zaoferowania, wszystko było w nim obojętne i szare według Puchonki, która barwy wszystkie utraciła - ale czy Neve szara była również..? Nie kierowana żadnymi złymi odruchami, ta co wędrowała z czystym sercem i chciała się nim dzielić... Zamykanie się w sobie jest czymś strasznym, ale jednocześnie nie stanowi przeszkody niemożliwej do pokonania. ta Księżna Śniegu widziała doskonale, że spokoju ducha w tobie nie ma, obojętnie jaką maską nie starałaś się go zakryć, inaczej w ogóle nie byłoby tej rozmowy - zostałaby ona skierowana na zupełnie inne tory.
- Każdy jest żołnierzem, tak została zaprojektowana ta plansza szachowa, którą stanowi świat. - Tylko że jedni są generałami, inni wojownikami, którzy kryją się w cieniu sztandarów, co Elizabeth teraz robiła, choć jeszcze niedawno stała w blasku pożogi wojennej, mimo że drżała ze strachu, to jednak stała z obnażoną bronią. - Nie widzę w tym nic śmiesznego. - Wszak żadnego żartu nie powiedziała. - Cóż z tego, że zawiodłaś? Jedna przegrana bitwa to nie przegrana wojna. Nie istnieją rzeczy, których nie da się naprawić. Nie tłumacz tego wymówką przegranej. Przyznaj przed samą sobą, że zwyczajnie się boisz. Boisz się ran, które możesz odnieść. - Białowłosa patrzyła, jak dziewczyna się obraca, chcąc odejść, więc zrobiła te parę kroków i wyciągnęła drobną dłoń, by położyć ją na jej ramieniu, w drugiej ściskając sopel lodu. - Jesteś ranna. Kyohei może ci pomóc. - Neve nie miała pojęcia, że Elizabeth żywiła do niego nieco głębsze uczucia, niż przyjaźń, bo i skąd miała wiedzieć?
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Pią Gru 12, 2014 2:40 pm
- Nie chce być inna, ale chcę...- Urwała, bo tak naprawdę sama nie wiedziała czego chce. Była po prostu jak zagubione dziecko, które szuka wskazówki jaką drogą powinna podążyć.
- Chce być silna, ale taka nie jestem. - Nie była silna i o tym doskonale wiedziała, nigdy nie walczyła o tych, którzy byli dla niej cenni. Z reguł stawiała siebie na straconej pozycji, bo wiedziała, że i tak nic nie zyska czy nie wygra.
-Jeżeli miałabym być na planszy szachowej to byłabym zwykłem pionkiem, a nie żadnym żołnierzem. - W końcu i tak nie posuwała się dużo do przodu, jeżeli zrobi krok do przodu, to wtedy ma dwa do tyłu. I tak jakoś się to wszystko kręci, powoli i bez celu. Następne słowa białowłosej był tak kłujące, że odwróciła się na pięcie i zrobiła kroków przed sobą by odejść, jednak została zatrzymana. Bałą się ran i bólu, w końcu w swoim krótkim życiu i tak już wiele razy kopa w dupsko dostała. Więcej nie chciała być skrzywdzona.
-On ma Ciebie, a mi pomóc nie może. - Z resztą wiedziała, że on kocha ją, a ona jego. Nie będzie teraz wchodzić między młot, a kowadło, bo znając ją znowu coś zepsuje. Lepiej zostawić dwójkę zakochanych samych sobie, a ona...zajmie się własnymi sprawami i może w końcu oduczy się wtykać nosa tam gdzie nie trzeba. A z resztą ona sama już się przyzwyczaiła do chowania swoich prawdziwych uczuć na dnie swojego serca tak by nie ujrzały światła dziennego.
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Pią Gru 12, 2014 3:56 pm
Siła przejawiała się w bardzo wielu rzeczach, chociaż ludzie tak już mieli, że potrafili się skupiać tylko na tym, w czym są słabi i kompletnie nie potrafili docenić swoich mocnych stron - bo każdy taki posiadał, nikt nie był beznadziejny we wszystkim, przynajmniej nikt zdrowy, na kogo nie rzucono klątwy, zaś mówiąc o mocnych stronach nie chodzi przecież o to, by być najlepszym na cały świat... niektórzy nie potrafili tego zrozumieć, zaś Ty nie wiedziałaś, skąd w społeczeństwie taka skłonność do zaniżania swej samooceny i autodestrukcji, która wszak nie była wpisana w naturę żadnego stworzenia... Może to wynik tego, jak rasa ta się rozwinęła i jak coraz szybciej zagarnia coraz większe zakamarki planety? Może to mechanizm obronny świata, żeby zniszczyć nadmiar ludzi? Okrutny mechanizm... ale świat bronił się jak mógł. Wszyscy się bronimy jak najlepiej potrafimy.
- Te pionki również walczą. I jeśli zamiast patrzeć w tył i uciekać idą do przodu, w końcu dotykają krańca planszy i zamieniają się w znacznie silniejsze. - Ot i cała prawda, wystarczyło mieć odwagę, wystarczyło się nie mazać w kącie i się nad sobą nie użalać. Wszyscy wokół mają jakieś problemy, a jednak radzą sobie dość dobrze.
Palce białowłosej ześlizgnęły się z ramienia Elizabeth, kiedy ta ruszyła do przodu.
- Ty nie chcesz dać sobie pomóc. Jednak pamiętaj, że ludzie wokół nadal na Ciebie czekają. Otwórz wreszcie oczy, Złamany Kwiecie. - Białowłosa... zdawało się, że się rozpłynęła w powietrzu. Ostatnie jej słowa poniósł szeptem wiatr, a gdy się odwrócić - jej już nie było, choć nie było słychać, by biegła, by jej stopy uderzały o ziemię... pozostał po niej tylko zeszyt, kałamarz i pióro, których zabrać zapomniała.
[z/t]
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Pią Gru 12, 2014 4:23 pm
Ech miała już dość tej rozmowy, chciała już po prostu pójść na zajęcia.
-Silniejsze są one tak, ja nie. - Odpowiedziała po czym westchnęła cicho pod nosem. Też miała kłopoty, ale radziła sobie z nimi, po swojemu jak widać. Pokręciła głową lekko na boki.
-Tak tak. - Odpowiedziała i skierowała swoje nogi ku wejściu d zamku. Jakoś chciała już mieć spokój i ciszę.

z.t
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Wto Gru 16, 2014 11:09 pm
Poczuła się najnormalniej w świecie szczęśliwa. Powoli układało się jej z Kyo, a dodatkowo spędziła bardzo miło czasz Tobiasem, a jej zmartwienia odeszły w bok. Porozmawiała z Kyoheiem i poczuła się lepiej na ciele i duchu. Dodatkowo cieszyła się niezmiernie z faktu iż jej dar nie dał się ostatnio aż tak bardzo we znaki. Z reguły i tak te same wizje w sobie są dziwne i nie mogła ich połączyć coś do czegoś by wyszła jej spójna całość. Ale na razie tym faktem nie będzie się przejmować, bo wie, że im dalej o tym myśli to tak naprawdę nic się nie polepsza. Odetchnęła głęboko świeżym powietrzem, kiedy jej nogi weszły na dziedziniec w obrzeża ławek. To właśnie tutaj ostatnio rozmawiała z Neve, dziwną dziewczyną z piękną i niezwykłą aparycją. Również w tym miejscu rzucała się śnieżkami z Tobiasem, więc to miejsce kojarzyło się z wieloma bardzo miłymi wspomnieniami. A w dodatku takie chłodniejsze dni rzadko kto przebywał na dziedzińcu więc mogła sobie pochodzić w spokoju z głową w chmurach, myśląc o wszystkim i niczym. Bo kto jej zabroni?
James Potter
Oczekujący
James Potter

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Sro Gru 31, 2014 4:01 am
Wracał właśnie z treningu Quidditcha. Postanowił przejść się przez dziedziniec, odłączając się na chwilę od grupy. Dał drużynie mocno popalić, w dodatku sam się zmęczył, ponieważ tłuczki dawały im tego dnia niesamowicie w kość. Był to ostatni trening przed meczem z Puchonami i drużyna spisywała się nad wyraz dobrze. Z Evans też układało się dobrze, gdyby nie to, że od ostatnich zajęć z ONMS, których omówienia nie mógł sobie przypomnieć, poza tym, że były to zajęcia o Buchorożcach i Syriusz nawet zabłysnął wiedzą na ich temat. Cofnął się pamięcią dalej w przeszłość, wspominając spotkanie z Evans w Pokoju Życzeń i momentalnie na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech. O mały włos wszedłby prosto na jakąś postać, w porę jednak zahamował, mrugając instynktownie. Spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynę przed sobą, której o mały włos nie staranował.
- Wybacz, zamyśliłem się. Elizabeth, prawda? – Spytał, marszcząc kruczoczarne brwi, jakby starając sobie przypomnieć imię dziewczyny.
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Sro Gru 31, 2014 12:13 pm
Niby powoli układało się jej z Kyo, a tak naprawdę porozumieć się ze sobą nie potrafili. Kyo to był skomplikowany chłopak, którego za wszelkie grzechy rozgryźć nie umiała i nie mogła. Po prostu nie było jej to dane. Westchnęła cicho pod nosem ostatnie zdarzenia z Kyo cieszyły ją, jednak teraz zastanawiała się czy aby nie widziała w nim czegoś sztucznego. Nie miała pojęcia. Bo w końcu i myślenie o przeszłych zdarzeniach nic jej nie da, więc pozostawi je w spokoju, tak by jej myśli swobodnie kręciły się po jej głowie. Po chwili wpadła na kogoś i cofnęła się o dwa kroki do tyłu spoglądając na wysokiego chłopaka przed sobą.
-Uważaj. - Mruknęła cicho masując swój obolały nos. Jakim cudem ona nie zauważyła tego dryblasa przed sobą? Musiała się naprawdę mocno zamyślić skoro wpada już na takich wielkoludów, choć to też była jej błąd. Ostatnio zbyt często zdarza się jej zamyślić czy zastanawiać zbyt długo nad odpowiedzią. Cóż taki jej urok, że często bywa głową w chmurach i nie bardzo rozgląda się dookoła. Zamrugała kilka razy słysząc swoje imię.
-Owszem a ty...jesteś? - Ktoś ją znał? Oż to pierwszy raz, kiedy ktoś ją rozpoznał po imieniu, jeszcze się jej taka sytuacja nie zdarzyła. Toż to jakaś nowość w jej życiu. Ale pewnie pierwsza i ostatnia znając jej szczęście w nieszczęściu. Wsunęła powoli obie ręce do płaszcza po czym spoglądała na chłopaka unosząc brew do góry. Zastanawiała się czy powinna go znać albo chociażby kojarzyć skądś, jednak nic jej aktualnie nie przychodziło do głowy. Po chwili zastanowienia stwierdziła, że mógłby to ten chłopak co gra w meczach Quidditcha co jednak nie oznaczało, że ten mógł ją znać. To było trochę dla niej bez sensu.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Sob Sty 03, 2015 3:53 am
James ostatkiem sił powstrzymał się przed wybałuszeniem oczu na dziewczynę. Rozumiał, oczywiście, że nie każdego trzeba było znać. Ale on był od tak dawna członkiem drużyny Gryffindoru, że chyba mogło się obić jego imię i nazwisko innym uczniom Hogwartu o uszy. Nie miał pojęcia na jakim ta dziewczyna świecie żyła, ale właśnie sprawiała wrażenie jakby była całymi milami od tego dziedzińca. Coś w jej spojrzeniu dawało mu alarmująco znać, że to nie jest coś, o czym on miałby chęć i siłę słuchać. Zwłaszcza, że to był wzrok typowo zakochanej lub tęskniącej za czyjąś uwagą dziewczyny. Hmm, ciekawe kto był tym szczęśliwym wybrankiem. Chociaż z drugiej strony, bez tej informacji też był w stanie przeżyć. W pierwszym odruchu bezwarunkowym miał ochotę jej palnąć prawdą w oczy, kim jest i jakim cudem ona może go nie rozpoznawać? Przymknął jednak usta, które przez chwile zdawały się za szeroko otworzyć w jego zdziwieniu. Twarz Pottera stała się teraz maską, by po chwili rozjaśnić się w iście wesolutkim uśmiechu.
- Frank Longbottom, miło mi! – Rzekł bez mrugnięcia okiem, wyciągając do dziewczyny rękę. Serio to zrobił. Przedstawił się nazwiskiem kolegi z roku. Na początku miał zamiar udawać Syriusza Blacka, jednak stwierdził, że ten jednak cieszy się zbyt dużą popularnością wśród płci pięknej, by się pod niego podszywać. Szybko zostałby zdemaskowany. Chociaż ta dziewczyna mogła w ogóle nie rozpoznawać żadnych nazwisk z innych domów, kto ją tam wiedział.
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Sob Sty 03, 2015 1:37 pm
Uniosła lekko brew do góry spoglądając na chłopaka. W sumie to dopiero po chwili udało się jej skojarzyć, że chłopak gra w meczach. Uświadomiła sobie, że nazywa się James Potter. Jezus dzisiaj jej mózg działał naprawdę bardzo powoli i łączył wszystkie wątki w całość. Pokręciła delikatnie głową na boki po czym uśmiechnęła się pod nosem. Wyciągnęła rękę do chłopaka i uścisnęła ją delikatnie.
-Miło mi Potter. - Uśmiechnęła się nieco szerzej do chłopaka. W sumie ostatnio po kłótni z Kyo jakoś nie miała na rozmowy z kimkolwiek. Zaczynało jej brakować energii na cokolwiek, a i tak ostatnio kręci się sama po zamku jakby szukała pocieszenia, choć wie, że teraz żadnego nie znajdzie.
-Nie ładnie podszywać się pod kogoś innego. - Dodała po chwili marszcząc śmiesznie brwi. Puściła dłoń chłopaka i po chwili wsunęła ją do kieszeni swojego płaszcza. Westchnęła cicho pod nosem i minęła chłopaka, chodziła wolnym krokiem blisko ławek zastanawiając się czy powinna na nich usiąść.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Pią Sty 09, 2015 5:33 am
Również uniósł brew do góry. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a James doszedł do wniosku, że ta sytuacja będzie się zaliczać do tych dziwniejszych wydarzeń, jakie można było przeżyć w Hogwarcie, w dodatku z wpadającą na ludzi Puchonką z szóstego roku. Odwrócił wzrok, spoglądając na niebo. Gdyby się uparł, mógłby usłyszeć przeskakujące z trudem trybiki w jej ciemnowłosej głowie. Niestety chodziły one z wyraźnym trudem i trzeba było je wreszcie naoliwić. James był niczym oliwa na zardzewiałe trybiki. Jasnością na ciemność. Uścisnęli sobie dłonie, a kiedy dziewczyna nazwała go prawdziwym nazwiskiem, tylko burknął coś pod nosem.
- Nieładnie dawać mi ku temu powody. Zwłaszcza, że jeszcze przed chwilą nie miałaś pojęcia kim jestem! – Złapał się pod boki i spojrzał z góry na dziewczynę. Mimo tego, że jej zachowanie wydawało mu się co najmniej dziwne, odwzajemnił uśmiech dziewczyny. Widział po jej oczach, że chętnie poszukałaby pocieszającego słowa, związanego pewnie z jakąś historią miłosną. On bynajmniej nie nadawał się do tego typu zachowań, więc nawet nie wychodził z inicjatywą. Kiedy dziewczyna oddaliła się do ławek, krążąc wokół nich jak duch. James odwrócił się z kwaśną miną za dziewczyną i przeczesując palcami włosy, zapytał.
- Czemu krążysz wokół tych ławek jak jakiś duch, zamiast grzać się w zamku?

[z/t]
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Pią Sty 09, 2015 6:23 pm
-Bo ja wiem. - Wzruszyła lekko ramionami na jego słowa po czym odwróciła się do niego przodem spoglądając na chłopaka. No tak. Ostatnio jest w nie humorze, lecz nie powinno to jej przeszkadzać w codziennym trybie życia. Uśmiechnęła się lekko choć sztucznie do chłopaka.
-Ostatnio sama czuje się jak duch, wiec całkiem ładnie ująłeś to w słowa. Chciałam odetchnąć świeżym powietrzem i tak sobie pochodzić. - Podeszła do najbliżej ławki i wyciągnęła nogi wsuwając ręce do kieszeni swojego płaszcza. Nie mogła ostatnimi czasy na niczym się skupić. Ale może to i lepiej? Choć wolała nie opuszczać żadnych zajęć, bo wtedy miała by kłopoty w nauce. Westchnęła cicho pod nosem, wolała zniknąć pod ziemią albo schować się do jakiejś szafy by nikt jej nie znalazł i nie zobaczył. Czuła się tak jak jej świat właśnie się zawalił w jednej chwili nie dając szansy się jej podnieść i złapać oddechu. Prawie jak tonąca osoba w wodzie oddechu złapać nie mogła, lecz nie potrafiła ani utonąć ani unosić się na tafli wody. Lecz teraz wiedziała, że zwrócić się do nikogo o pomoc nie mogła, a może nie chciała? Obie te rzeczy były prawidłowe. Głupia jesteś nigdy się niczego nie nauczysz. Otwórz się na ludzi, zrób coś z sobą usłyszała w głowie głosik mówiący jej prawdę, lecz ona tego słuchać nie chciała i nie mogła. Przecież sama zrobic nic nie mogła i nie umiała. Była beznadziejna w każdej dziedzinie swojego życia i nic sama zrobić nie potrafiła więc i teraz nic się nie poprawi.
-Będę się zbierać na zajęcia. Pa. - Wstała po chwili z ławki i pomachała chłopakowi na do widzenia. Nie chciała się spóźnić na żadne zajęcia.

z.t
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Pon Mar 16, 2015 2:36 pm
To był absolutnie i niezaprzeczalnie najbardziej popierdolony pomysł, na jaki Colette wpadł w całym swoim stosunkowo krótkim życiu. Właściwie już i tak można by posądzić go o bycie zaawansowanym (z powinnością oddania do leczenia) masochistą, jakiemu nie wystarczała już adrenalinka związana z zaczepianiem szkolnego straszaka. Teraz zamierzał zaczepić....!!!!! Bogu Ducha. Winnego. Gryfona. Właśnie tak. Oto moc. Ofiarę miał już upatrzoną, koronkowy plan jej ataku też już został sporządzony i wyuczony na pamięć; potrzebował tylko kilku artefaktów do jego zrealizowania. Miotła sztuk: jedna, łyżki sztuk: dwie, wiadro sztuk: jedno. Tyle wystarczy, wprawny konstruktor zbudowałby z tego łódź podwodną, a on postanowił popełnić pełne zwrotów akcji samobójstwo.
W ciągu ostatnich dni ociepliło się i zwłaszcza w ten weekend uczniowska gawiedź strumieniami wylewała się na dwór, sprawiając, że wreszcie puste błonia i dziedziniec, pokryły się plątaniną sporej ilości czerni ich szat, oraz delikatnymi akcentami określającymi domy. Dodatkowo jeszcze był to akurat ten weekend, kiedy Hogwart otwierał swoją bramę i jego podopieczni mogli lawirować pomiędzy Szkołą Magii a pobliska wioską. Szkoła świeciła więc pustkami, jeśli nie liczyć kujonów pogrążonych w nauce w ciszy i kurzu biblioteki, kilku grupek wzajemnej adoracji jakie pozbijały się w ciasne grupki w Wielkiej Sali oraz innych wyrzutków i outsiderów, którzy spacerowali po korytarzach. Dormitoria z reguły były puste. A raczej to Warp chciał, żeby były puste, bo inaczej cały jego plan weźmie w łeb. Prześledził większość uczęszczanych przez wszystkich zakamarków zamku, drałując jak sprzątaczka z tą nieszczęsną szczotą, ale jak długo by nie lawirował i śledził wzrokiem czerwonych barw, nie zoczył niczego nie podejrzewającej ofiary. Wiec został dwór i tam... tam dopiero zaczęły się prawdziwe problemy. Zamek był wielki, ale w porównaniu z jego terenami zielonymi był przemiłym, ograniczonym terenem poszukiwań. To było dobre podłoże do tracenia rezonu wszelakiego i zaprzestanie przeciskania się przez luzującymi na trawniku uczniami, przydeptywać im szaty, machać kijem od szczoty tuż przed twarzą i o mało nie zaliczać gleby co krok. Ale nie tracił rezonu jak dzielny żołnierz i w pewnym momencie zobaczył go...
Był tam. Siedział na ławce pogrążony w lekturze, opanowując drewniane siedzisko dla siebie na własność i niepodzielnie sprawując rządy na danym kawałku podłogi. Wydawał się być niesamowicie wciągnięty w jakąś spisaną na papierze historię i jego spokojną twarz ledwie co dłuższą chwilę przecinał delikatny grymas niezrozumienia, jaki malował się wdzięczną zmarszczką pomiędzy brwiami. Zastygły w bezruchu dawał miłosiernie podziwiać rysy spokojnej, pociągłej twarzy. W oczach Colette zawsze był tym... 'najbardziej opanowanym' w bandzie Pottera. Erin na dobrą sprawę nie znał, a Syriusz... z Syriuszem na pewno można było konie kraść. Remusa... tak, zdecydowanie tak miał chyba na imię, zawsze miał za najbardziej enigmatycznego; to dodawało nieco pasji do tego, co zamierzał zrobić i... Oh. Stał już za tym biednym Gryfinem.
Nabrał tylko cicho głębszego wdechu i z rozmachem wsunął mu blaszane wiadro na głowę, kompletnie odcinając dopływ światła i dwiema, drewnianymi łychami zaczął walić w niego z dwóch stron, sprawiając, że kakofonia kompletnie wybiła starszego ucznia ze świata niebieskich migdałów i z pierdolnięciem posłała z powrotem w teraźniejszość.
- Dalej towariszu! - krzyknął tuż nad nim, doskonale imitując rosyjski akcent. - Co to za opeirdalanie się, dalej ruszać na front! - śmiał się i wcisnął mu ręce, które na pewno wypuściły książkę, miotłę. Po czym pchnął go całkiem sugestywnym ruchem do błyskawicznego podniesienia tyłka z ławki, a sam rzucił się w natychmiastową ucieczkę w drugą stronę.
Remus J. Lupin
Oczekujący
Remus J. Lupin

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Pon Mar 16, 2015 2:38 pm
Cisza i spokój. Jeszcze lepiej: więcej ciszy i spokoju. A już naprawdę cudowną wizją byłaby absolutna cisza i spokojów bez czterech gamoni kręcących się po dormitorium, z czego jeden wyglądał na tak zakochanego, że Remusowi żołądek zwijał się jak naleśnik, gdy tylko na niego spojrzał. Doprawdy są przecież granice jakiejś normalności, a rysowanie serduszek i ozdabianie ich skrzydełkami i słoneczkami daleko wykraczało nawet poza pojęcie nienormalności. Wyrwał się więc z dormitorium najszybciej jak mógł, podążając w stronę biblioteki, która jawiła mu się teraz jak raj na ziemi. A gdzie mogłoby być ciszej, jak właśnie nie w raju?
Wpadające przez witraże promienie słoneczne sprawiły jednak, że stosunkowo szybko zmienił zdanie i zamiast do świątyni rozpusty, wróć! świątyni dumania, wróć jeszcze raz! świątyni spokoju, udał się na zewnątrz, by cieszyć wzrok i bladotrupią twarz (chociaż znowu nie tak trupią jak pewnego psora sztywniaka) pierwszymi prawie że wiosennymi figlarnymi promieniami. Ufając naiwnie, że puchońska prefekt utrzyma względny porządek w zamku, gdy on odda się chwili rozpusty w towarzystwie ukochanych książek, przeszedł przez wielkie drzwi wejściowe i skierował się w najbliższej wolnej ławki, którą mógłby objąć w niepodzielne panowanie, a potem rozmnożyć swój ród i podzielić ławkę na mniejsze królestwa, by każde z jego doskonałych w każdym calu dzieci mogło tytułować się władcą czegokolwiek.
Oczywiście powinien najpierw uzgodnić plany tego rozmnażania z Erin, ale podejrzewał, że dziewczyna miałaby niewiele do powiedzenia. W sumie mało kto miałby cokolwiek do powiedzenia siedząc związany i zakneblowany w schowku na miotły, a taki był plan Remusa, gdyby Potterówna chciała mu się sprzeciwić. Podejrzewał, że jej kochany braciszek pewnie by jakoś zareagował, ale wtedy wystarczyło mu tylko dać do zabawy ruszające się zdjęcie Evans, na którym w perwersyjny i niedający się opisać grzecznymi słowami sposób kręciła sobie włosy wokół palca i Potter zostałby całkowicie unieszkodliwiony.
Póki co jednak wizja związanej Erin i sapiącego ze szczęścia Jamesa była dość odległa od remusowych wyobrażeń. Groźnym spojrzeniem, o ile wykończony siedzeniem do późnej nocy i grzebaniem w tonach pergaminów Gryfon w ogóle mógł mieć groźne spojrzenie, przegonił z ławki siedzącą pierwszoklasistkę i usadowił swój wilczy tyłek na samym środku, rozkładając dookoła książki i opasłe tomiszcza. I zanurzył się w lekturze, kompletnie zapominając o całym świecie i nawet w najgorszych koszmarach nie przypuszczając, że ktokolwiek mógłby mu teraz przeszkodzić. A już na pewno nigdy by nawet nie pomyślał, że ktokolwiek mógłby wpaść na durny pomysł zarzucenia mu na głowę jakiegoś śmierdzącego wiadra i, o zgrozo Merlinie, nawalania w niego czymś, co przypuszczanie było najgorszym narzędziem tortur na świecie.
Poderwał się z ławki, popychany czymś z tyłu, co śmiało się paskudnie i wpychało mu w ręce (oj, Lunatyk miał sporo szczęścia, że to były tylko ręce, a nie na przykład jego przewspaniałe uszy, ale te siłą rzeczy były w obecnym momencie niedostępne dla napastnika) jakiś długi przedmiot, który Remus machinalnie mocno objął palcami. W końcu miał doświadczenie, a co!
Dudnienie narastało i przenikało do samego centrum jego wilkołaczego jestestwa, wyzwalając w Remusie żądzę mordu porównywalną z tą, którą odczuwał kilka lat temu, gdy Peter zwinął mu spod łóżka kolekcję mugolskich zabawek z kinder-niespodzianek, które ojciec w ogromnych ilościach przywiózł mu z Włoszech. Zaletą Petera było to, że potrafił się zamienić w szczura i mu zwiać. Błędem tego idioty stojącego za nim było to, że zaraz sam skończy jak szczur w wersji laboratoryjnej, rozpłatany na pół i poprzybijany mikroskopijnymi szpilkami do szklanej płytki.
Zdążył zdjąć wiadro z głowy dokładnie w tym momencie, gdy przyszły samobójca oddalał się już od niego w takim tempie, jakby złapała go silna biegunka połączona z promocją trójwarstwowego  papieru toaletowego. Zrzucił blaszany przedmiot na ziemię i rzucił się w pogoń za swoją kolacją, przysięgając sobie w duszy, że zaprowadzi go prosto do Wrzeszczącej Chaty, zwiąże porządnie i odwiedzi podczas najbliższej pełni. Złość sprawiła, że uciekający nie miał żadnych szans i już po chwili prawie że wisiał w powietrzu, a wkurzone spojrzenie Remusa świdrowało go na wylot.
- I co, kochanieńki towariszu – warknął, nie przejmując się tym, że dookoła powoli zaczęło się robić małe zbiegowisko. Nie każdego dnia gryfoński prefekt spożywa przecież kolację na samym środku dziedzińca i to bez obróbki cieplnej. - Front zawrócił i komuś zaraz zrobi z dupy jesień średniowiecza – postawił Puchona na ziemi, dopiero teraz rozpoznając w nim osobę aż za dobrze sobie znaną, a przynajmniej doskonale znaną z opowiadań innych prefektów i niektórych nauczycieli. Podejrzanie przyjrzał się jego dłoniom, ale nigdzie nie było śladu sławnej dżdżownicy. A szkoda, bo Remus z chęcią by patrzył, jak Puchon przełyka swojego obślizgłego przyjaciela.


Ostatnio zmieniony przez Remus J. Lupin dnia Pon Mar 16, 2015 2:40 pm, w całości zmieniany 1 raz
Sponsored content

Ławki                - Page 5 Empty Re: Ławki

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach