- Mistrz Labiryntu
Kręte Schody
Pon Wrz 02, 2013 1:24 pm
Prowadzą donikąd. Ciągle pną do góry i do góry, ale i tak się nie dojdzie do ich końca.
- Caroline Rockers
Re: Kręte Schody
Wto Sie 05, 2014 12:00 am
Czas tak szybko upływa, choć mogłoby się wydawać, że wszystko stoi w miejscu i nie chce ruszyć dalej. Nie, to nie jest zupełnie tak. Ziemia się obraca, następują kolejne dni, tygodnie, miesiące, kolejne pory roku, a potem płyną lata... i tak ciągle. Jeden wielki cykl - machina, której nie da się zatrzymać.
Wraz z czasem ponoć zmieniają się ludzie, lecz ile w tym prawdy? Czy jest chociaż cień szansy, że i ją to dotknie? Wydaje mi się, że jest to bardzo wątpliwe.
C. bowiem coraz bardziej tonęła w morzu swej nienawiści i rozpaczy, nie mogąc i nie chcąc stamtąd wypłynąć. Tak przecież było prościej i lepiej nie? Ale to odbijało się na jej stanie psychicznym i fizycznym na tyle mocno by można było ujrzeć pewne zmiany. Cienie pod oczami, szaleńczy błysk i drwiący uśmieszek to było coś, co zaczęło jej towarzyszyć każdego dnia.
Ależ...przecież czuję się znakomicie! Wszystko tak tańczy wokół mnie, zatacza niepełne koło i ucieka. Niebezpieczeństwo, powiadasz? To nie jest nic nowego, jedynie kolejna kreska na chropowatej powierzchni. Jedynie czarne skrzydła, jakby stały się większe.
Nie była świadoma tego, co wokół niej się działo, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie jest i jaki jest jej cel. Dawała się za to coraz częściej porywać różnym impulsom.
I właśnie teraz jeden z nich kazał iść jej na V piętro ku schodom, które nie mają swojego zakończenia. Czego tu szukała? Nie wiedziała sama. Zarzuciła swoje włosy na plecy i oparła się o poręcz, przymykając powieki. Może znajdzie ukojenie dla siebie, któż to wie.
Wraz z czasem ponoć zmieniają się ludzie, lecz ile w tym prawdy? Czy jest chociaż cień szansy, że i ją to dotknie? Wydaje mi się, że jest to bardzo wątpliwe.
C. bowiem coraz bardziej tonęła w morzu swej nienawiści i rozpaczy, nie mogąc i nie chcąc stamtąd wypłynąć. Tak przecież było prościej i lepiej nie? Ale to odbijało się na jej stanie psychicznym i fizycznym na tyle mocno by można było ujrzeć pewne zmiany. Cienie pod oczami, szaleńczy błysk i drwiący uśmieszek to było coś, co zaczęło jej towarzyszyć każdego dnia.
Ależ...przecież czuję się znakomicie! Wszystko tak tańczy wokół mnie, zatacza niepełne koło i ucieka. Niebezpieczeństwo, powiadasz? To nie jest nic nowego, jedynie kolejna kreska na chropowatej powierzchni. Jedynie czarne skrzydła, jakby stały się większe.
Nie była świadoma tego, co wokół niej się działo, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie jest i jaki jest jej cel. Dawała się za to coraz częściej porywać różnym impulsom.
I właśnie teraz jeden z nich kazał iść jej na V piętro ku schodom, które nie mają swojego zakończenia. Czego tu szukała? Nie wiedziała sama. Zarzuciła swoje włosy na plecy i oparła się o poręcz, przymykając powieki. Może znajdzie ukojenie dla siebie, któż to wie.
- Sahir Nailah
Re: Kręte Schody
Wto Sie 05, 2014 12:27 am
Oddech się rwał, coraz bardziej się od wszystkiego odcinałeś i coraz trudniej było ci tutaj wytrzymać - ciągnie cię wola, ciągle łamana, raz za razem z każdym życzeniem, by stąd uciec i zamieszkać w jakiejś dziczy, gdzie nikt nie naruszy twego spokoju... lub raczej gdzie ty nie będziesz zagrożeniem dla kogokolwiek. Tak się czujesz - jak bomba, która może wybuchnąć niezależnie od swego nastroju - jesteś pozornie spokojny, pozornie nieistniejący chłopak, który jak cień przenikał między żywymi, zostawiając po sobie jedynie pomruk chłodu na karkach, stawiających dęba włoski. Nie rozmawiał z tobą niemal nikt, jak i ty z nikim nie rozmawiałeś, coraz więcej opuszczałeś zajęć i coraz trudniej było do nich wrócić nie dlatego, że nie chciałeś, że byłeś leserem - uczyłeś się wciąż tak samo dużo, nadal nadrabiałeś w przód materiały, ale w samotności. Gdzieś, gdzie nie musiałeś się martwić o to, że skoczysz nauczycielowi, lub pierwszemu lepszemu uczniowi do gardła. Cały Hogwart był cichy, tutaj, gdzieś na szczycie, pozornym i utkanym tylko przez twoją wyobraźnie, nie dochodziły szepty, głośne rozmowy, mimo to wszystko i tak huczało w twym umyśle, kuliłeś się, to napinałeś to rozluźniałeś mięśnie, raz po raz wbijając kły w swoje nadgarstki, nie potrafiąc znieść bólu, jaki szarpał całym tobą, rozpalając każdą komórka wysoką gorączką odbierającą zmysły. Czy dużo tak czasu spędziłeś? W tej swojej samotności, o wiele za wysoko, o wiele za daleko, by ktokolwiek mógł cię sięgnąć, zresztą niewielu szukało, po co by mieli? Nadal istniało parę tych istot, które paradoksalnie chciały być przy tobie, które mogły rozmawiać z potworem, jakim się jawiłeś w swych zwierciadłach duszy - dlatego też nie przeglądałeś się w lustrze. I dlatego starałeś się z tymi osobami nie spotykać. Tak było dla nich bezpieczniej. Ile razy już ten temat przerobiłeś sam ze sobą, ile biłeś się z myślami... ach, no przecież - twa walka nigdy nie ustawała i była cięższa już z dnia na dzień, kiedy marniałeś, topniałeś, a w oczach, czarnych jak sama pustka, w której tylko pozostało wypatrywać dzikiej, szamocącej się na dnie bestii...
Drżały ci dłonie, kiedy schodziłeś po schodach w dół - jedną sunąłeś po obręczy, stawiają powolne i ostrożne kroki, jeden za drugim, drugą podtrzymywałeś dwie książki, z których próbowałeś się czegoś nauczyć - dziś nic z tego nie wyszło, miałeś jeden z większych napadów, które, jak sądziłeś, doprowadzały cię na skraj ze śmiercią - prezentowałeś sobą najgorszy widok z możliwych, sama śmierć na chorągwi z pewnością godniej się prezentuje. Posiniałe wargi trzymałeś rozchylone, unosiłeś klatkę piersiową w tak minimalnych oddechach, że wydawało się, jakby tlen nie był ci w ogóle potrzebny do egzystowania, że jesteś trupem - uch, och, wreszcie jakieś poprawne skojarzenia! Nie było w tym wszak nic mylnego.
Krukon powoli uniósł wzrok, kiedy patrząc pod swoje nogi zorientował się, że ktoś stoi mu na drodze, że kogoś musi wyminąć, że musi się odkleić od barierki - a stał zaledwie parę stopni od Caroline Rockers.
Zamarł w bezruchu ze strachem, który zagościł w jego oczach.
Drżały ci dłonie, kiedy schodziłeś po schodach w dół - jedną sunąłeś po obręczy, stawiają powolne i ostrożne kroki, jeden za drugim, drugą podtrzymywałeś dwie książki, z których próbowałeś się czegoś nauczyć - dziś nic z tego nie wyszło, miałeś jeden z większych napadów, które, jak sądziłeś, doprowadzały cię na skraj ze śmiercią - prezentowałeś sobą najgorszy widok z możliwych, sama śmierć na chorągwi z pewnością godniej się prezentuje. Posiniałe wargi trzymałeś rozchylone, unosiłeś klatkę piersiową w tak minimalnych oddechach, że wydawało się, jakby tlen nie był ci w ogóle potrzebny do egzystowania, że jesteś trupem - uch, och, wreszcie jakieś poprawne skojarzenia! Nie było w tym wszak nic mylnego.
Krukon powoli uniósł wzrok, kiedy patrząc pod swoje nogi zorientował się, że ktoś stoi mu na drodze, że kogoś musi wyminąć, że musi się odkleić od barierki - a stał zaledwie parę stopni od Caroline Rockers.
Zamarł w bezruchu ze strachem, który zagościł w jego oczach.
- Caroline Rockers
Re: Kręte Schody
Wto Sie 05, 2014 6:05 pm
Pokonywała raz za razem swoje destrukcyjne instynkty by nie zwariować do końca. Było z nią źle, nawet bardzo, ale nie aż tak...tragicznie by nie móc tego kontrolować. Zachowywała wszakże te ostatnie resztki pozornej normalności, te pozostałe ludzkie odruchy, które pozwalały jej jakoś funkcjonować tutaj. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, co działo się w środku czarnowłosej. Przez te wszystkie gry z każdym z Was stawała się bezdusznym kreatorem innej rzeczywistości, wpływając nie tylko na otoczenie, ale też i na samą siebie. A przecież nie miało tak być! To nie miało tak wyglądać! Ale stało się! Nieustające przedstawienie, które nigdy się nie zakończy. To już grubsza sprawa bez rozwiązania. Wciąż na nowo i na nowo odtwarzała każde silniejsze wspomnienie, próbując stworzyć portret własnej osoby. Mieszanina głębokiej czerwieni, szarych cieni i ciemniejszych pociągnięć pędzla czyż nie?
Zaśmiała się głucho, wbijając paznokcie w swoją białą, jak pergamin skórę. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała w jedno z tych małych zamkowych okienek, by móc spokojnie przeglądać się wspanialej bieli spadającego śniegu. Chciała wreszcie odpocząć od tego wszystkiego, ale nie mogła znaleźć żadnego skutecznego lekarstwa, które powstrzymałoby ją przed sięganiem po swoje gorsze oblicze przy każdej możliwej okazji. To już nie było głupie odstraszanie tych szkodników, znanych jako ludzie. To już nie były drobne zabawy z Lestrange, Averym, czy z Collinsem. To było COŚ znacznie silniejszego i gorszego.
Tak jakby pewne łańcuchy ochronne opadły na ziemię podczas balu zimowego i nic nie wskazywało na to, że potwór czyhający w niej wnętrzu miał zostać ponownie uwięziony.
Ależ... powinnaś się cieszyć, słodka C! Czyż nie o to Ci chodziło? I tak nikomu nie zależy!
Usłyszała kroki i kiedy się już ocknęła i spojrzała w tamtą stronę ujrzała Jego. Osobę przez którą czuła słabość i upokorzenie. Osobę, która wiecznie robiła z siebie ofiarę. Zmrużyła gniewnie lodowate oczy i krzywo się uśmiechnęła.
- Witaj ponownie, wampirku. Czegoż taka nieszczęsna dusza, jak Ty szuka, hm?
Różdżka nie została nawet wyciągnięta, bo to tylko był wstęp. Do historii na pozór podobnej, a przecież tak różnej od całej reszty.
Zaśmiała się głucho, wbijając paznokcie w swoją białą, jak pergamin skórę. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała w jedno z tych małych zamkowych okienek, by móc spokojnie przeglądać się wspanialej bieli spadającego śniegu. Chciała wreszcie odpocząć od tego wszystkiego, ale nie mogła znaleźć żadnego skutecznego lekarstwa, które powstrzymałoby ją przed sięganiem po swoje gorsze oblicze przy każdej możliwej okazji. To już nie było głupie odstraszanie tych szkodników, znanych jako ludzie. To już nie były drobne zabawy z Lestrange, Averym, czy z Collinsem. To było COŚ znacznie silniejszego i gorszego.
Tak jakby pewne łańcuchy ochronne opadły na ziemię podczas balu zimowego i nic nie wskazywało na to, że potwór czyhający w niej wnętrzu miał zostać ponownie uwięziony.
Ależ... powinnaś się cieszyć, słodka C! Czyż nie o to Ci chodziło? I tak nikomu nie zależy!
Usłyszała kroki i kiedy się już ocknęła i spojrzała w tamtą stronę ujrzała Jego. Osobę przez którą czuła słabość i upokorzenie. Osobę, która wiecznie robiła z siebie ofiarę. Zmrużyła gniewnie lodowate oczy i krzywo się uśmiechnęła.
- Witaj ponownie, wampirku. Czegoż taka nieszczęsna dusza, jak Ty szuka, hm?
Różdżka nie została nawet wyciągnięta, bo to tylko był wstęp. Do historii na pozór podobnej, a przecież tak różnej od całej reszty.
- Sahir Nailah
Re: Kręte Schody
Sro Sie 06, 2014 1:16 am
Tak został ułożony świat i nie przeskoczysz tego, panno Rockers - są drapieżnicy, są i ofiary - gorzej tylko, kiedy drapieżnik nie może się pogodzić z tym, jaką rolę mu nadano i kompletnie się jej sprzeciwia, grając swą rolę na opak, udręczając, na przekór całemu światu? Paradoksalnie tylko na przekór samemu sobie. Oboje tutaj jesteście i gracie, ale stoicie po przeciwnych stronach barykady - niepoprawny protagonista chadzający swoimi ścieżkami, który realiów nie chce dotykać i Ty, antagonistka w pełnej krasie, która zna smak szaleństwo równie dobrze, jak on sam, może i nawet lepiej... W innej odsłonie, może z choroby psychicznej, którą powinna wykurować w odpowiednich ośrodkach, może z własnej woli, bo chciała, bo cieszyła ją męka, którą mogła zesłać na przeciwną stronę, bardziej ta psychiczna, niż fizyczna, choć często jedna z drugą się wiązała... Mówisz, że powstrzymywanie samej siebie zatruwało od środka, że cię męczy - ach, jego też, może macie więcej wspólnego, niż wam się wydaje..? Narzucono wam gdzieś z góry tak kiepską poezję i powiedzieli: "teraz się bawcie!" i by było jeszcze śmieszniej postanowiono, że spotkacie się wiele razy, choć wasze bajki były całkowicie inne - może on miał ci służyć jako upustnik dla jadu czających się w kłach, które nie istniały. Powinno być inaczej. To Ty powinnaś być tym drapieżnikiem, dumną Panią Nocy, co się zowie, nie mającą ograniczeń, by cieszyć się obdarowanymi przez naturę zdolnościami, bo On? Zupełnie wydawał się ich nie doceniać, marnował tylko talenta, które mogłyby posłużyć... wielu sprawom. Tym bardziej czy mniej prywatnym, bez znaczenia. Istotne tutaj było to, że dar był marnowany... dla niego przekleństwo, oj tak, bo tak jak Ty kochasz krzywdzić, tak on nie chciał tego nawet w najmniejszym stopniu.
Czarnowłosy nie odpowiedział, mocniej zacisnął palce na krawędziach książek przez siebie trzymanych, czując, jak cały drży z zimna, którego nie powinien odczuwać, może maczał w tym palce strach? Ten malował się w czarnych oczach, przebiegł przez nie zdradliwym cieniem, wyrażając obawę wnętrza i niepewność - nie dlatego, że nie potrafił się bronić, rozumiecie? Wszystko kręciło się wokół tego samego faktu, że bał się utracić kontrolę nad samym sobą, a do tego jeszcze dochodziło to, jaka persona mu się objawiła właśnie w tym momencie, który śmiało można nazwać jednym z bardziej krytycznych.
- Nie twój interes, wiedźmo. - Padły w końcu słowa wypowiedziane stonowanym, głębokim głosem - wzbiera ci gula w gardle, bestia chce krwi, bestia chce się uwolnić... Pacznicnie łapiesz ją za fraki i wpychasz wgłąb siebie... Rockers miała talent do prowokowania, prowokowanie ciebie wychodziło jej nadmiernie dobrze, co się stanie, jeśli teraz do prowokacji jakiejś dojdzie? Strach było o tym szeptać - była nieobliczalna, popieprzona wariatka, która tylko krwią znaczyła swą drogę... Czy lepszy jesteś od niej, że tak surowo ją oceniasz? Zawsze jej współczułeś. Zawsze sądziłeś, że ją rozumiesz w tym ogniu, który ją trawił... Wyprostowany zmierzyłeś ją wzrokiem pełnym dystansu, ten strach..? On tlił się głęboko w otchłani, ale każdy uważny mógłby go dojrzeć. Jedynie nie pozwalał, by grał pierwsze skrzypce... Tylko drżenia ciała powstrzymać nie potrafił.
Oderwał wreszcie nogę od ziemi i postawił ją schodek niżej, następną postawił jeszcze niżej, zaczął bardzo powoli schodzić, chciał zwyczajnie ją minąć, zignorować, przejść obok - tak było bezpieczniej... na pewno dla twojej psychiki, jak z resztą i jak się cielesność wszystkich wokół do tego miała, cóż... Szczęście w nieszczęściu, że tutaj nikogo nie ma...
Czarnowłosy nie odpowiedział, mocniej zacisnął palce na krawędziach książek przez siebie trzymanych, czując, jak cały drży z zimna, którego nie powinien odczuwać, może maczał w tym palce strach? Ten malował się w czarnych oczach, przebiegł przez nie zdradliwym cieniem, wyrażając obawę wnętrza i niepewność - nie dlatego, że nie potrafił się bronić, rozumiecie? Wszystko kręciło się wokół tego samego faktu, że bał się utracić kontrolę nad samym sobą, a do tego jeszcze dochodziło to, jaka persona mu się objawiła właśnie w tym momencie, który śmiało można nazwać jednym z bardziej krytycznych.
- Nie twój interes, wiedźmo. - Padły w końcu słowa wypowiedziane stonowanym, głębokim głosem - wzbiera ci gula w gardle, bestia chce krwi, bestia chce się uwolnić... Pacznicnie łapiesz ją za fraki i wpychasz wgłąb siebie... Rockers miała talent do prowokowania, prowokowanie ciebie wychodziło jej nadmiernie dobrze, co się stanie, jeśli teraz do prowokacji jakiejś dojdzie? Strach było o tym szeptać - była nieobliczalna, popieprzona wariatka, która tylko krwią znaczyła swą drogę... Czy lepszy jesteś od niej, że tak surowo ją oceniasz? Zawsze jej współczułeś. Zawsze sądziłeś, że ją rozumiesz w tym ogniu, który ją trawił... Wyprostowany zmierzyłeś ją wzrokiem pełnym dystansu, ten strach..? On tlił się głęboko w otchłani, ale każdy uważny mógłby go dojrzeć. Jedynie nie pozwalał, by grał pierwsze skrzypce... Tylko drżenia ciała powstrzymać nie potrafił.
Oderwał wreszcie nogę od ziemi i postawił ją schodek niżej, następną postawił jeszcze niżej, zaczął bardzo powoli schodzić, chciał zwyczajnie ją minąć, zignorować, przejść obok - tak było bezpieczniej... na pewno dla twojej psychiki, jak z resztą i jak się cielesność wszystkich wokół do tego miała, cóż... Szczęście w nieszczęściu, że tutaj nikogo nie ma...
- Caroline Rockers
Re: Kręte Schody
Sro Sie 06, 2014 6:47 pm
Wyobrażasz sobie, co by było gdyby ona posiadała jego możliwości? Jego nadludzką siłę, konieczność żerowania i wachlarz niezliczonych talentów?! Przecież teraz nie mając nawet zbyt dużych możliwości potrafiła zmusić drugą osobę do chociaż odrobiny uległości. Potrafiła zaszczepić w nim iskierkę cierpienia i nienawiści do własnej osoby. Czyż nie było tak? Czyż te puzzle nie układały się w jedną doborową całość? Taka...niewinna z Ciebie na pozór istota, która zakosztowała smaku niesprawiedliwości, którą zmuszono do bycia...potworem. Niezależnie od okoliczności zawsze nim będziesz, zawsze będziesz łaknął życiodajnego nektaru. Ale pięknie jest patrzeć na taki wewnętrzny dramat! Na takie głupiutkie rozterki! Nie mogąc zaspokoić własnych pragnień będziesz czerpał radość z rzeczy, którą masz wiecznie pod ręką; z bólu. Nawet nie wiesz, jak mnie to bawi. Bardziej niż grecka tragedia. Masz tyle perspektyw, tyle wizji do spełnienia! Krzywdzenie ludzi jest jedną z największych namiętności! Ale najwyraźniej Ty nie jesteś w stanie tego pojąć. Nie jesteś w stanie zrozumieć, jak to jest widzieć ból w oczach innych od Twoich. Ból, który odchodzi od Ciebie by wejść w ciało tej drugiej osoby, a wtedy Twoje krzywdy są pomszczone.
Ja tylko wymierzam sprawiedliwość swoimi rękoma, zapewniając ludziom godziwą zapłatę za ich istnienie. To są tylko pełzające robaki wyżerające innych od środka...
Ale Ty tego nie zrozumiesz nigdy. Nie zrozumiesz tego całego chaosu, który siedzi w mym środku. Dla Ciebie to tylko objawy szaleństwa i utraty nad sobą kontroli. Ja tylko jestem sędzią śmierci. Jej słodką obietnicą. Kładę na usta jej niebiańskie błogosławieństwo.
Objęła się ramionami, jakby było jej chłodno, a jej szata załomotała od wiatru, który przywiał z nie wiadomo z której strony. Przybliżała się za każdym razem, gdy stawiał krok na schodku, czując od niego beznadziejną desperację. Przyciągał ją, był niczym światło, które chciała za wszelką cenę wchłonąć.
- A myślę, że mój... - bawiła się kosmykiem swoich czarnych włosów, obserwując każde jego poczynanie niezwykle uważnie. - Boisz się. Tak bardzo się boisz! Naiwny głupcze, śmierć już dawno miała Cię na swojej liście. To że wymknąłeś się jej nagle o niczym nie świadczy. Twoje istnienie rzuca się niezmiernie w oczy, nie znikniesz tak łatwo, nie uciekniesz od świata, bo on nie zapomni. Będzie Cię trzymał mocno w swych szponach, a ja... będę się przyglądać, jak gubisz kolejne dusze. Kto jest gorszy; ja czy Ty? Kto..? - Zaczerpnęła powietrza i chwyciła go nagle za szatę, spoglądając w jego ciemniejsze, niż zwykle oczy. Uśmiechnęła się złośliwie. - Wiesz doskonale, że oni wszyscy Cię zniszczą. Ludzie już tacy są; bezlitośni. Nie unikniesz kary! Boisz się mnie?! Powiedz... tak bardzo przeraża Cię tak zwyczajna śmiertelniczka, jak ja?! No patrz! Nawet nie wyciągnęłam różdżki, a nigdzie nie ma Twojej biednej zauroczonej w Tobie Puchonki! Nie chcesz problemów?! Ależ... ONE SAME CIĘ ZNAJDUJĄ! - Wysyczała mu to głośno w twarz, jakby tylko czekała na kolejny jego ruch, na swoistą akceptację tego, co się działo. Zacisnęła palce na jego szyi, spoglądając w jego oczy, jakby czekając na jakąkolwiek zmianę.
Ja tylko wymierzam sprawiedliwość swoimi rękoma, zapewniając ludziom godziwą zapłatę za ich istnienie. To są tylko pełzające robaki wyżerające innych od środka...
Ale Ty tego nie zrozumiesz nigdy. Nie zrozumiesz tego całego chaosu, który siedzi w mym środku. Dla Ciebie to tylko objawy szaleństwa i utraty nad sobą kontroli. Ja tylko jestem sędzią śmierci. Jej słodką obietnicą. Kładę na usta jej niebiańskie błogosławieństwo.
Objęła się ramionami, jakby było jej chłodno, a jej szata załomotała od wiatru, który przywiał z nie wiadomo z której strony. Przybliżała się za każdym razem, gdy stawiał krok na schodku, czując od niego beznadziejną desperację. Przyciągał ją, był niczym światło, które chciała za wszelką cenę wchłonąć.
- A myślę, że mój... - bawiła się kosmykiem swoich czarnych włosów, obserwując każde jego poczynanie niezwykle uważnie. - Boisz się. Tak bardzo się boisz! Naiwny głupcze, śmierć już dawno miała Cię na swojej liście. To że wymknąłeś się jej nagle o niczym nie świadczy. Twoje istnienie rzuca się niezmiernie w oczy, nie znikniesz tak łatwo, nie uciekniesz od świata, bo on nie zapomni. Będzie Cię trzymał mocno w swych szponach, a ja... będę się przyglądać, jak gubisz kolejne dusze. Kto jest gorszy; ja czy Ty? Kto..? - Zaczerpnęła powietrza i chwyciła go nagle za szatę, spoglądając w jego ciemniejsze, niż zwykle oczy. Uśmiechnęła się złośliwie. - Wiesz doskonale, że oni wszyscy Cię zniszczą. Ludzie już tacy są; bezlitośni. Nie unikniesz kary! Boisz się mnie?! Powiedz... tak bardzo przeraża Cię tak zwyczajna śmiertelniczka, jak ja?! No patrz! Nawet nie wyciągnęłam różdżki, a nigdzie nie ma Twojej biednej zauroczonej w Tobie Puchonki! Nie chcesz problemów?! Ależ... ONE SAME CIĘ ZNAJDUJĄ! - Wysyczała mu to głośno w twarz, jakby tylko czekała na kolejny jego ruch, na swoistą akceptację tego, co się działo. Zacisnęła palce na jego szyi, spoglądając w jego oczy, jakby czekając na jakąkolwiek zmianę.
- Sahir Nailah
Re: Kręte Schody
Sro Sie 06, 2014 9:28 pm
Gdyby tak mogli zamienić się ciałami... Gdyby byli po przeciwnych stronach, jak by to wyglądało? Czy jako człowiek Nailah stałby się tak wyzuty, tak niepoprawnie masochistyczny w całym swym jestestwie? Czy Rockers, zamieniona w potwora, nadal byłaby taka sama, czy jej słodkie pragnienie czynienia osądów nad duszyma wokół wzmogłoby się może i za niedługo trafiłaby do Azkabanu? Czy w ogóle chciałbyś być taka, Rockers? Wiesz, że wiąże się to z tym minusem, że czerpiesz życie z innych, wszystkie te zepsute treści trafiałby do Ciebie, nie miałabyś innego wyboru, choć przy twym dystyngowaniu, przy całym artyzmie zaklętym w woli zniszczenia, na pewno dobierałabyś sobie tylko godne ciebie ofiary, prawda..? To gdybanie było ciężkim orzechem do zgryzienia, bo jedno mogę napisać na pewno - Nailah był silnym, promieniującym spokojem, pewnym siebie chłopakiem, który zawsze służył pomocną radą, który wyciągał do każdego pomocną dłoń, nosił w sobie przeświadczenie, że choć zbawienie całego świata jest niemożliwe, to można choć zbawić ten kawałek, który mamy wokół siebie. A teraz? Teraz tylko próbował ten świat przed samym sobą bronić, marnował się, próbując innym życia nie zatruwać, a przez co zatruwał je samemu sobie... Ty tylko ten proces ułatwiałaś. Był tak podatny, był jak plastelina w twoich dłoniach, teraz zimna, o pewnym kształcie, ale wystarczyło, byś doń wyciągnęła dłonie, zaczęła ugniatać i zaraz zacznie się poddawać temu ciepłu, rozmiękać, aż w końcu roztopi się do tego stopnia, że przyjdzie tylko ją porzucić i wrócić następnym razem, bo jej struktura zacznie się kleić do palców. Królowo Śniegu, masz władzę... Lecz łatwo może zostać naruszona twa szklana, bajeczna korona - wszak ten, który teraz prezentuje sobą strach, który uciekł oczyma na bok, który się zatrzymał, widząc, że nie zechcesz go przepuścić, a nawet cofnął stopień wyżej, miał w sobie Bestię, która już raz cię pokonała... I niewątpliwie mogła to zrobić po raz drugi, jeśli znów się wymknie spod kontroli. A nawet jeśli nie pokonać, to na pewno pazurami potrafiła nieprzyjemnie zadrasnąć cenny artefakt zdobiący skronie.
Pozwoliłeś na to, aby cię złapała i szarpnęła za rąbek czarnego płaszcza - niby taka słaba, niby zwykła śmiertleniczka, a nie próbowałeś się nawet bronić, jak lalka, która nie posiada własnej duszy; wpatruje się w twe oczy, a ty? Ty jej kontaktu nie oddajesz, nie chcąc patrzeć w zwierciadło całkowitego zatracenia, dziwnych cieni, które w niej tańczyły nieuzasadnioną agresją. Skąd jej tyle? Dlaczego jest pełna gwałtu, dlaczego pragnie swój ból wylewać na innych? Jest jak żmija, tylko że żmije polują w samoobronie, lub gdy chcą zdobyć pożywienie, a ona..? Ona więc jest gorsza, nie masz wątpliwości... Zadane przez nią pytanie mijało się z celem - odpowiadałeś w myślach, lecz nie na głos - lepiej się z nią w dyskusję nie wdawać, może się znudzi i po prostu sobie pójdzie, jeśli niczego po sobie nie okażesz, jeśli ją kompletnie zignorujesz? Próbowałeś już różnych sposób, by stać się dla niej jak mgła, ale... lgnęła do ciebie jak ćma do ognia, czemu? Co z tobą było nie tak? Czy byłeś po prostu łatwym celem dla jej zabaw, tak cię odbierała? Najlepiej odetnij się od wszystkiego, zdobądź na kompletny marazm w tym momencie, na znieczulicę, o! To jest dobry pomysł, im mniej emocji, tym ona mniej będzie miała pożywki, ten demon chłepcący jedynie z misy cierpienia...
Rozchyliłeś wargi, kiedy złapała cię za szyję, wreszcie zmuszony, by spojrzeć w jej oczy i odebrać wszystko, co ci do przekazania miała - a nie było to nic przyjemnego...
- Więc co, powinienem ich niszczyć, zanim zniszczą mnie? Nie jestem takim ścierwem, jak ty. - Syknąłeś, a twe usta wykrzywiło obrzydzenie - to było silniejsze od ciebie, twe cienie coraz częściej lubiły przejmować nad tobą kontrolę, zamieniać cię w kogoś, kim tak naprawdę nie byłeś... a może byłeś? Już widać było wydłużone kły, ciemność oczu pochłaniała, jakby już pożarła Ślizgonkę swą mocą - otchłań była bezwzględna, w jej obliczu wszyscy byli równi, lecz Ty - najwyraźniej mogłaś znaleźć tam idealne miejsce dla siebie... tylko daj się poddać tej czerni - ona zaopiekuje się tobą tak dobrze, jak nikt inny. - Nie jesteś nawet warta, bym wyciągnął swoją. - Rzecz jasna chodziło o różdżkę...
Pozwoliłeś na to, aby cię złapała i szarpnęła za rąbek czarnego płaszcza - niby taka słaba, niby zwykła śmiertleniczka, a nie próbowałeś się nawet bronić, jak lalka, która nie posiada własnej duszy; wpatruje się w twe oczy, a ty? Ty jej kontaktu nie oddajesz, nie chcąc patrzeć w zwierciadło całkowitego zatracenia, dziwnych cieni, które w niej tańczyły nieuzasadnioną agresją. Skąd jej tyle? Dlaczego jest pełna gwałtu, dlaczego pragnie swój ból wylewać na innych? Jest jak żmija, tylko że żmije polują w samoobronie, lub gdy chcą zdobyć pożywienie, a ona..? Ona więc jest gorsza, nie masz wątpliwości... Zadane przez nią pytanie mijało się z celem - odpowiadałeś w myślach, lecz nie na głos - lepiej się z nią w dyskusję nie wdawać, może się znudzi i po prostu sobie pójdzie, jeśli niczego po sobie nie okażesz, jeśli ją kompletnie zignorujesz? Próbowałeś już różnych sposób, by stać się dla niej jak mgła, ale... lgnęła do ciebie jak ćma do ognia, czemu? Co z tobą było nie tak? Czy byłeś po prostu łatwym celem dla jej zabaw, tak cię odbierała? Najlepiej odetnij się od wszystkiego, zdobądź na kompletny marazm w tym momencie, na znieczulicę, o! To jest dobry pomysł, im mniej emocji, tym ona mniej będzie miała pożywki, ten demon chłepcący jedynie z misy cierpienia...
Rozchyliłeś wargi, kiedy złapała cię za szyję, wreszcie zmuszony, by spojrzeć w jej oczy i odebrać wszystko, co ci do przekazania miała - a nie było to nic przyjemnego...
- Więc co, powinienem ich niszczyć, zanim zniszczą mnie? Nie jestem takim ścierwem, jak ty. - Syknąłeś, a twe usta wykrzywiło obrzydzenie - to było silniejsze od ciebie, twe cienie coraz częściej lubiły przejmować nad tobą kontrolę, zamieniać cię w kogoś, kim tak naprawdę nie byłeś... a może byłeś? Już widać było wydłużone kły, ciemność oczu pochłaniała, jakby już pożarła Ślizgonkę swą mocą - otchłań była bezwzględna, w jej obliczu wszyscy byli równi, lecz Ty - najwyraźniej mogłaś znaleźć tam idealne miejsce dla siebie... tylko daj się poddać tej czerni - ona zaopiekuje się tobą tak dobrze, jak nikt inny. - Nie jesteś nawet warta, bym wyciągnął swoją. - Rzecz jasna chodziło o różdżkę...
- Caroline Rockers
Re: Kręte Schody
Pią Sie 08, 2014 9:07 pm
Czy rzeczywiście rozważasz taką możliwość....? Ona posiadające moce wampira, zdolna do siania jeszcze większego chaosu - przecież to wręcz wykonanie na sobie wyroku, Sahirze! Ale nigdy nic nie wiadomo, nieprawdaż? Zawsze ktoś mógłby zabawić się z nią okrutnie, tworząc z niej kolejnego nocnego stwora. A Sahir? Sahir już nigdy nie stanie się człowiekiem, to zwyczajnie niewykonalne! Wszystko szło zgodnie z pewnym planem i to niekoniecznie z tym, który powstał w jej głowie. Zresztą on ma dopiero dojść do skutku, o ile reszta elementów jej na to pozwoli. Nie, to ktoś inny nimi wszystkimi sterował, doprowadzając do tysięcy różnych nieprzewidywalnych wydarzeń. Wiesz, jak go zwą? Pan los. Ma on bowiem Nas wszystkich w swych rękach i bawi się nami, w zależności od swoich humorków. Najwyraźniej jego spokój nie jest wcale taki duży, jak myśli.
Przecież nie raz mu udowodniła, że wystarczy nieco większy podmuch mrozu i on... przestaje nad sobą panować. To było takie niezwykłe! Jedynie odrobina wewnętrznej mocy i już bariera wokół niego zaczynała się kruszyć.
Ja mam się obawiać? Mam się obawiać żałosnego marnego gryzonia? Ja, Królowa Śniegu, jak to kiedyś ładnie zostałam nazwana...
Może i raz to zadziałało, kiedy Cię nie doceniłam i dałam się zaskoczyć. Ale to był jeden jedyny raz, kiedy uległam tej słabości, temu przechytrzeniu przez kogoś, kto z ofiary nagle przeskoczył na drapieżnika. Ma korona zawsze wraca na swoje miejsce, zdobiąc oblicze tak nienawistne przez Was wszystkich. Z każdym razem ma w sobie coraz więcej mocy, wiesz? A każde spotkanie z Tobą, czy z Collinsem jeszcze bardziej ją wzmacnia.
Bawię się po raz kolejny z Tobą, chcąc wciągnąć Cię do głębin ciemności, gdzie istnieje jedynie pustka.
Wystarczył jeden kamyczek by potoczyła się lawina, która zupełnie zmieniła C. Wydawać się mogło, że to był jedynie błahy powód, a zdeterminował całe jej istnienie. Tonęła coraz bardziej, oddając się rozkoszy ciemnych mocy. Nieprzejrzysta tafla lodu, czyż nie? I raczej nikt jej z tego jednego wielkiego chaosu nie wyciągnie. Nikt bowiem nie ma na tyle siły i chęci by spróbować.
Jadowity wąż - witamy w realnym świecie koszmarów. Takie potwory, jak ja mogą śmiać się, ile chcą, bo to im dedykuję te niezliczone wewnętrzne rozdarcia. Czy rozumiesz mnie choć trochę, drogi czytelniku? Potrafiłbyś nazwać ten jad, który sączy się z jej bladych warg? I nie zapomnij, że każde draśnięcie jej białych chudych palców niesie za sobą ból temperatur poniżej zera.
Przekrzywiła głowę na bok, lustrując dokładnie jego kamienną na pozór twarz. Zmrużyła leniwie powieki, a kilka kosmyków opadło jej na czoło. Tak więc, który demon jest większy? Twój czy mój, Sahirze? Chcesz się o tym przekonać? Ja wszakże mam tylko różdżkę ii...słowa.
Słowa ponoć bolą najbardziej.
- Jestem ścierwem dla Ciebie? Jakaś nowa odmiana widzę! Kolejne określenie do kolekcji, szkoda tylko że nie trafione, jeśli chodzi o Twój stosunek do mnie. Bo gdybym była, jak to określasz "ścierwem" to czy przejmowałbyś się mną na tyle, by w jakikolwiek sposób na mnie reagować? - Wyszeptała wprost do jego ucha rozbawiona, mocniej zaciskając palce na jego lodowatej szyi, jakby chcąc cokolwiek zmienić. Jednak jego chłód był bardziej odczuwalny. Nienaturalne zimno ciała, porównywalne tylko do tego, które one trzymała w środku. - Otóż reagujesz mimowolnie, nie przechodzisz obojętnie obok z pozoru nieznaczących nic słów...
Odsunęła się od niego, wyciągając z kieszeni różdżkę i bawiąc się nią. To tylko ochrona, wyjście awaryjne w razie jakichkolwiek komplikacji.
Boisz się, Sahirze? Tak bardzo bym chciała, żebyś się bał. Żeby Twój widok sprawiał Ci choć małe cierpienie. Marzę o tym. Marzę o Twej wewnętrznej agonii.
- Zima to moja ulubiona pora roku, wiesz? Jest wtedy tak przyjemnie chłodno. Ale Ty zdajesz sobie z tego wszystkiego sprawę, nieprawdaż? Będziesz czuł tylko wieczne zimno i wieczną samotność. I każdy kto pozna Twoją prawdziwą naturę będzie uciekał z krzykiem i patrzył jak na najgorsze gówno. Nawet ta Twoja blondyneczka. Myślisz, że jej słowa są prawdziwe, że znaczysz dla niej coś więcej, niż tylko przelotny zwiastun koszmaru?
Spojrzała na niego drwiąco, nadal bawiąc się swoją różdżką.
Nie było burzy.
Nie było decydującego ciosu, ani szaleństwa.
Był jedynie czysty zjawiskowy lód niebieskich tęczówek.
Przecież nie raz mu udowodniła, że wystarczy nieco większy podmuch mrozu i on... przestaje nad sobą panować. To było takie niezwykłe! Jedynie odrobina wewnętrznej mocy i już bariera wokół niego zaczynała się kruszyć.
Ja mam się obawiać? Mam się obawiać żałosnego marnego gryzonia? Ja, Królowa Śniegu, jak to kiedyś ładnie zostałam nazwana...
Może i raz to zadziałało, kiedy Cię nie doceniłam i dałam się zaskoczyć. Ale to był jeden jedyny raz, kiedy uległam tej słabości, temu przechytrzeniu przez kogoś, kto z ofiary nagle przeskoczył na drapieżnika. Ma korona zawsze wraca na swoje miejsce, zdobiąc oblicze tak nienawistne przez Was wszystkich. Z każdym razem ma w sobie coraz więcej mocy, wiesz? A każde spotkanie z Tobą, czy z Collinsem jeszcze bardziej ją wzmacnia.
Bawię się po raz kolejny z Tobą, chcąc wciągnąć Cię do głębin ciemności, gdzie istnieje jedynie pustka.
Wystarczył jeden kamyczek by potoczyła się lawina, która zupełnie zmieniła C. Wydawać się mogło, że to był jedynie błahy powód, a zdeterminował całe jej istnienie. Tonęła coraz bardziej, oddając się rozkoszy ciemnych mocy. Nieprzejrzysta tafla lodu, czyż nie? I raczej nikt jej z tego jednego wielkiego chaosu nie wyciągnie. Nikt bowiem nie ma na tyle siły i chęci by spróbować.
Jadowity wąż - witamy w realnym świecie koszmarów. Takie potwory, jak ja mogą śmiać się, ile chcą, bo to im dedykuję te niezliczone wewnętrzne rozdarcia. Czy rozumiesz mnie choć trochę, drogi czytelniku? Potrafiłbyś nazwać ten jad, który sączy się z jej bladych warg? I nie zapomnij, że każde draśnięcie jej białych chudych palców niesie za sobą ból temperatur poniżej zera.
Przekrzywiła głowę na bok, lustrując dokładnie jego kamienną na pozór twarz. Zmrużyła leniwie powieki, a kilka kosmyków opadło jej na czoło. Tak więc, który demon jest większy? Twój czy mój, Sahirze? Chcesz się o tym przekonać? Ja wszakże mam tylko różdżkę ii...słowa.
Słowa ponoć bolą najbardziej.
- Jestem ścierwem dla Ciebie? Jakaś nowa odmiana widzę! Kolejne określenie do kolekcji, szkoda tylko że nie trafione, jeśli chodzi o Twój stosunek do mnie. Bo gdybym była, jak to określasz "ścierwem" to czy przejmowałbyś się mną na tyle, by w jakikolwiek sposób na mnie reagować? - Wyszeptała wprost do jego ucha rozbawiona, mocniej zaciskając palce na jego lodowatej szyi, jakby chcąc cokolwiek zmienić. Jednak jego chłód był bardziej odczuwalny. Nienaturalne zimno ciała, porównywalne tylko do tego, które one trzymała w środku. - Otóż reagujesz mimowolnie, nie przechodzisz obojętnie obok z pozoru nieznaczących nic słów...
Odsunęła się od niego, wyciągając z kieszeni różdżkę i bawiąc się nią. To tylko ochrona, wyjście awaryjne w razie jakichkolwiek komplikacji.
Boisz się, Sahirze? Tak bardzo bym chciała, żebyś się bał. Żeby Twój widok sprawiał Ci choć małe cierpienie. Marzę o tym. Marzę o Twej wewnętrznej agonii.
- Zima to moja ulubiona pora roku, wiesz? Jest wtedy tak przyjemnie chłodno. Ale Ty zdajesz sobie z tego wszystkiego sprawę, nieprawdaż? Będziesz czuł tylko wieczne zimno i wieczną samotność. I każdy kto pozna Twoją prawdziwą naturę będzie uciekał z krzykiem i patrzył jak na najgorsze gówno. Nawet ta Twoja blondyneczka. Myślisz, że jej słowa są prawdziwe, że znaczysz dla niej coś więcej, niż tylko przelotny zwiastun koszmaru?
Spojrzała na niego drwiąco, nadal bawiąc się swoją różdżką.
Nie było burzy.
Nie było decydującego ciosu, ani szaleństwa.
Był jedynie czysty zjawiskowy lód niebieskich tęczówek.
- Sahir Nailah
Re: Kręte Schody
Pią Sie 08, 2014 9:42 pm
Właśnie tak - mogli zobaczyć, co się stanie, gdy Caroline dostanie większą moc, by niszczyć, lecz nie zobaczą, jak to będzie, gdy Nailah wróci znów do człowieczej formy - bo nie było odwrotu od przemiany, nie można było wymknąć się sidłom lodu, które zaciskały palce na ramionach i nie było szansy, aby puściły - pozostawały nawet po śmierci. Kajdany, które nie miały dziurki do klucza, które zespalały się z ciałem od razu, gdy je tylko założyć - niektórzy się ich bali, inni ich pragnęli, lecz większość wciąż sądziła, że to tylko marne bajki... ten wampiryzm. Wilkołaków było zdecydowanie więcej, choć może to tylko kwestia tego, że łatwiej było je zauważyć, gdy traciły nad sobą kontrolę podczas pełni i trudniej było dotrzymać sekretu, któż to wie... Z jakiegoś powodu Książę Nocy postanowił, że czas mu opuścić bezpieczną kryjówkę w Azkabanie i na nowo zabawić się ze światem... Czy w takim wypadku można mówić, że to wynik zabawy Losu? Na ile On miał mocy, by mieszać jestestwami, a na ile pojawiały się jednostki zdolne go nawet prześcignąć, przemieniając na planszy Losu piony szachowe, zamieniając się z pozornej Królowej do roli gracza - wszak trudno, by Los sam miał grać w szachy, prawda..? Wszak dwuosobowa to gra... Najwyraźniej przyjmował do swego stolika tych, którzy byli godni stanąć z nim twarzą w twarz i podjąć rozgrywkę.
Przełknął czarnowłosy mocniej ślinę, czując, jak i mocniej palce niewieście ściskają jego gładką, nieprzyjemnie chłodną skórę - dziw, że nie parzyła i nie odtrącała tym chłodem, że to jednak istota się poruszająca i rozumująca, a nie będąca kostką lodu, niemą i bezinteresowną. Szybciej twa dłoń powędrowała do jej nadgarstka od ręki dzierżącej różdżkę, niż sam byś chciał to przyznać - może i to prawda, że głód był nie do wytrzymania, a ona właśnie łamała wszelakie granice, które pozwoliłyby ci na najmniejsze utrzymanie bestii na wodzy, ale jednocześnie wyostrzały zwierzęcą naturę, nakłaniając do działań, których normalnie byś się nie podjął. Instynkt mówił, by nie pozwolić przeciwnikowi na wyciągnięcie broni, inaczej będziesz zmuszony do tego samego, a najlepiej, żeby jak najmniej się tutaj działo, dopóki były to tylko słowa... Niech będą, mogłeś je przyjąć, bo mniej cię zabolą niż możliwość stracenia nad sobą kontroli... Przynajmniej z tego punktu widzenia byłeś o tym przekonany, zobaczymy, czy zdania nie zmienisz, gdy maskarada ruszy porządnie do przodu.
Zdecydowanie za mocno zaczynały zaciskać się palce na jej nadgarstku, nie mając ludzkiego poczucia, kiedy należy się zatrzymać, by go nie zmiażdżyć...
- Zamknij się Rockers i zejdź mi z drogi... - Zwolniłeś drugą dłoń, którą trzymałeś książki, mając głos ściszony, by wyciągnąć ramię do jej drugiego nadgarstka, tego, którym przytrzymywała szyję i siłą oderwać ją od ciała, następny ruch był już tylko mgnieniem oka, niemożliwym do zmierzenia w realnym czasie, gdy wpadł na nią z impetem i rozciągnął ramiona, przyciskając do barierki, niespokojnie oddychając, próbując się zmusić, by nie słuchać bicia jej serca, nie wyszukiwać tętna w żyłach... I puściłeś ją. Puściłeś i odsunąłeś w tył, przenosząc palce na własny przegub, lekko skulony - czemu jej po prostu nie zaatakujesz, przecież na to zasługuje..! Jej słowa celnie do Ciebie trafiały i obnażały największe obawy, rozdzierały najgłębsze rany - czym jesteś wobec tego świata, co? Tylko tym potworem skazanym na samotność, jest smutny sens w tych ponurych słowach, jednak... Amber... Wierzysz w nią, prawda? Ma w sobie coś, co sprawiło, że obdarzyłeś ją niezdrowym cieniem zaufania. Nie zamierzałeś pozwolić temu tak szybko runąć.
- Jesteś chora. - Zacisnąłeś powieki i objąłeś się ramionami, zbierając fałdy materiału płaszcza.
Przełknął czarnowłosy mocniej ślinę, czując, jak i mocniej palce niewieście ściskają jego gładką, nieprzyjemnie chłodną skórę - dziw, że nie parzyła i nie odtrącała tym chłodem, że to jednak istota się poruszająca i rozumująca, a nie będąca kostką lodu, niemą i bezinteresowną. Szybciej twa dłoń powędrowała do jej nadgarstka od ręki dzierżącej różdżkę, niż sam byś chciał to przyznać - może i to prawda, że głód był nie do wytrzymania, a ona właśnie łamała wszelakie granice, które pozwoliłyby ci na najmniejsze utrzymanie bestii na wodzy, ale jednocześnie wyostrzały zwierzęcą naturę, nakłaniając do działań, których normalnie byś się nie podjął. Instynkt mówił, by nie pozwolić przeciwnikowi na wyciągnięcie broni, inaczej będziesz zmuszony do tego samego, a najlepiej, żeby jak najmniej się tutaj działo, dopóki były to tylko słowa... Niech będą, mogłeś je przyjąć, bo mniej cię zabolą niż możliwość stracenia nad sobą kontroli... Przynajmniej z tego punktu widzenia byłeś o tym przekonany, zobaczymy, czy zdania nie zmienisz, gdy maskarada ruszy porządnie do przodu.
Zdecydowanie za mocno zaczynały zaciskać się palce na jej nadgarstku, nie mając ludzkiego poczucia, kiedy należy się zatrzymać, by go nie zmiażdżyć...
- Zamknij się Rockers i zejdź mi z drogi... - Zwolniłeś drugą dłoń, którą trzymałeś książki, mając głos ściszony, by wyciągnąć ramię do jej drugiego nadgarstka, tego, którym przytrzymywała szyję i siłą oderwać ją od ciała, następny ruch był już tylko mgnieniem oka, niemożliwym do zmierzenia w realnym czasie, gdy wpadł na nią z impetem i rozciągnął ramiona, przyciskając do barierki, niespokojnie oddychając, próbując się zmusić, by nie słuchać bicia jej serca, nie wyszukiwać tętna w żyłach... I puściłeś ją. Puściłeś i odsunąłeś w tył, przenosząc palce na własny przegub, lekko skulony - czemu jej po prostu nie zaatakujesz, przecież na to zasługuje..! Jej słowa celnie do Ciebie trafiały i obnażały największe obawy, rozdzierały najgłębsze rany - czym jesteś wobec tego świata, co? Tylko tym potworem skazanym na samotność, jest smutny sens w tych ponurych słowach, jednak... Amber... Wierzysz w nią, prawda? Ma w sobie coś, co sprawiło, że obdarzyłeś ją niezdrowym cieniem zaufania. Nie zamierzałeś pozwolić temu tak szybko runąć.
- Jesteś chora. - Zacisnąłeś powieki i objąłeś się ramionami, zbierając fałdy materiału płaszcza.
- Caroline Rockers
Re: Kręte Schody
Sob Sie 09, 2014 12:37 am
Ciężko stwierdzić, skoro zarówno wampiry i wilkołaki wrzucano do jednego worka; tak było przecież na rękę ludziom, po co więc to zmieniać? A jeszcze zastanawiać się nad tym, czy nadal mają w sobie człowieka, czy też nie. Na co to komu? Ona nie wgłębiała się w te tematy, po prostu działała, tak jak dyktowało jej zniszczone wszystkim wnętrze. Gdybym komuś powiedziała, że w gruncie rzeczy czarnowłosa była kiedyś dobrą, nieco zamkniętą w sobie dziewczyną, która uwielbiała tańczyć w deszczu i słuchać starych opowieści przy kominku, nikt by w to raczej nie uwierzył. Takie normalne rzeczy i ona? Przecież... to niemożliwe! To wszak żmija, okrutna Królowa Śniegu, która nienawidzi każdego z osobna, która chełbi się cierpieniem i strachem. Może jedynie Rabastan zauważał kiedyś więcej, niż powinien i zapamiętał kilka drobniejszych szczegółów z jej dawnego życia. Ale przecież jego teraz tu nie było! Nie pilnował jej ten ukochany, narzeczony z romantycznych snów! I co? I co?
Zacznie się swoiste polowanie! Nikt go nie przetrwa! Czyżby to były jedynie puste słowa? A może ostrzeżenie przed tym, co ma się dopiero zacząć? Chociaż kto mógłby brać na serio taką wariatkę, jak Rockers? No właśnie.
Nasze spotkanie to też gra, czyż nie, Sahirze? Tylko my gramy o Twoją, wydawałoby się nieskazitelną duszę.
Boisz się, że jednak Cię sprowokuję co? Ale przecież doskonale zdajesz sobie sprawę, że o to mi chodzi. Że czekam tylko na jeden Twój fałszywy krok, na okazanie mi choć odrobiny słabości, a wtedy Cię zniszczę. Poniżę Cię, jak tylko będę mogła, tak jak Ty wtedy to zrobiłeś. Tylko, że to będzie tysiąc razy gorsze. A wiesz dlaczego? Bo demon nigdy nie zapomina o swoich krzywdach.
Zaatakowałeś. Użyłeś odrobiny swej mocy, ale to wystarczyło.
C. syknęła cicho pod nosem, pod wpływem jego dotyku, który był mocniejszy, niż poprzednio. Wciągała go jednak za pomocą swej nici w swoją pajęczą pułapkę. Lodową niszczycielską pułapkę.
Zaśmiała się cicho i o dziwo dźwięcznie, kiedy przycisnął ją wraz z jej różdżką do barierki. Jeszcze troszkę, jeszcze wręcz odrobinka a być może wyleciałaby stamtąd na swych zniszczonych skrzydłach.
- Prawda jednak boli, co? Zwłaszcza, że to ja Ci ją daję. Wiem, co siedzi w Twoim środku. Wiem, czego się obawiasz. Wiem o Tobie więcej, niż Ci się wydaje. Bo... - tu zrobiła pauzę i znowu się do niego zbliżyła, tym razem z wysoko uniesioną różdżką, by w razie potrzeby się obronić przed nim. - Bo w gruncie rzeczy Ty i Ja mamy ze sobą więcej wspólnego, niż sądzisz, mój maleńki wampirku.
To ostatnie mogłoby zabrzmieć nawet pieszczotliwie, gdyby nie to, że w jej oczach zabłysły złośliwie iskierki, a na twarz wkradł się drwiący wyraz, świadczący o nowym rozdziale tej przedziwnej sytuacji. Jeszcze bardziej się zbliżyła, mierząc w niego różdżką.
Chcesz ją zachęcić by jej użyła, mój drogi? Wszak zdajesz sobie sprawę, jak to może się zakończyć...
Zacznie się swoiste polowanie! Nikt go nie przetrwa! Czyżby to były jedynie puste słowa? A może ostrzeżenie przed tym, co ma się dopiero zacząć? Chociaż kto mógłby brać na serio taką wariatkę, jak Rockers? No właśnie.
Nasze spotkanie to też gra, czyż nie, Sahirze? Tylko my gramy o Twoją, wydawałoby się nieskazitelną duszę.
Boisz się, że jednak Cię sprowokuję co? Ale przecież doskonale zdajesz sobie sprawę, że o to mi chodzi. Że czekam tylko na jeden Twój fałszywy krok, na okazanie mi choć odrobiny słabości, a wtedy Cię zniszczę. Poniżę Cię, jak tylko będę mogła, tak jak Ty wtedy to zrobiłeś. Tylko, że to będzie tysiąc razy gorsze. A wiesz dlaczego? Bo demon nigdy nie zapomina o swoich krzywdach.
Zaatakowałeś. Użyłeś odrobiny swej mocy, ale to wystarczyło.
C. syknęła cicho pod nosem, pod wpływem jego dotyku, który był mocniejszy, niż poprzednio. Wciągała go jednak za pomocą swej nici w swoją pajęczą pułapkę. Lodową niszczycielską pułapkę.
Zaśmiała się cicho i o dziwo dźwięcznie, kiedy przycisnął ją wraz z jej różdżką do barierki. Jeszcze troszkę, jeszcze wręcz odrobinka a być może wyleciałaby stamtąd na swych zniszczonych skrzydłach.
- Prawda jednak boli, co? Zwłaszcza, że to ja Ci ją daję. Wiem, co siedzi w Twoim środku. Wiem, czego się obawiasz. Wiem o Tobie więcej, niż Ci się wydaje. Bo... - tu zrobiła pauzę i znowu się do niego zbliżyła, tym razem z wysoko uniesioną różdżką, by w razie potrzeby się obronić przed nim. - Bo w gruncie rzeczy Ty i Ja mamy ze sobą więcej wspólnego, niż sądzisz, mój maleńki wampirku.
To ostatnie mogłoby zabrzmieć nawet pieszczotliwie, gdyby nie to, że w jej oczach zabłysły złośliwie iskierki, a na twarz wkradł się drwiący wyraz, świadczący o nowym rozdziale tej przedziwnej sytuacji. Jeszcze bardziej się zbliżyła, mierząc w niego różdżką.
Chcesz ją zachęcić by jej użyła, mój drogi? Wszak zdajesz sobie sprawę, jak to może się zakończyć...
- Sahir Nailah
Re: Kręte Schody
Pon Sie 11, 2014 4:45 pm
Po co to komu, pytasz... Może to jednak jest istotne... Nie dla wszystkich, ale skoro już w mrokach nocy czają się bestie tak podobne nam, ludziom, niektórzy zapytają, czy jednak ludźmi nie są - ludźmi, którzy zostali obdarowani przekleństwem... Nie ma co zaprzeczać, że większość wkłada te istoty między bajki, którymi straszy się nieposłuszne dzieci... Zdania w tym temacie są tak przeróżne, jak i różne są charaktery, jednak co w tym wszystkim może być najistotniejsze to odczucia tych właśnie bestii, których losy ważą się między zwierzęciem, a pojmowaniem człowieka. Ty się nie wgłębiałaś, taaak, bo należałaś do tych, których świat niewiele interesuje - ten świat, który Cię zniszczył, doprowadzając do ponurego stanu szaleństwa, na które nie było już lekarstwa. Ten świat, którym teraz się nie przejmowałaś, i w którym wypatrywałaś piękno jedynie w cierpieniu - w najwyższych ludzkich uczuciach, które wiązały mocniej, niźli miłość - w nienawiści... Wybrałaś idealne podmioty, one syciły idealnie, dawały ci poczucie powiązania z tym padołem, czyż nie? Poszukujesz kontaktu tak podświadomie i w spaczony sposób, prowadzona wewnętrznymi impulsami - uważaj, bo im więcej będziesz się im poddawać, tym niżej możesz się stoczyć... I twa misja? Zabrać ze sobą jak najwięcej w tą otchłań bez granic, prawda..? Nie będziesz wtedy samotna, oj nie - w twym cierpieniu skrywanym pod niebezpiecznym chichotem towarzyszyć będzie ci cały korowód tych, których ze sobą pociągnęłaś - Księżniczka Zniszczenia, aj! Królowa Śniegu..? Chyba jednak nie, przecież w Tobie płonie żywy ogień... Nie jesteś zamarznięta.
Nikt Cię tutaj nie weźmie na serio, gdybyś powiedziała, że kochałaś tańczyć i siedzieć przed kominkiem, że byłaś delikatną dziewczyną, której wolę i serce złamano. Złamała je własna rodzicielka. Nie, niewielu by uwierzyło... Sahir? Taaak... Jednak przeszłość była czymś, o czym nie będziecie rozmawiać, żadne z was wolało nie wypominać jej magicznego tabu, skupiając się na beznadziei teraźniejszości, w której wasza gra sprawiała jednostronną, zasadniczą radość, dodając świeżości upadku nowego pojęcia swego rodzaju wyzwolenia i zniewolenia jednocześnie, w którym to stawką była pokalana już grzechami, ale nadal zadziwiająco jasna dusza - bo dobra, chciałoby się rzec, tylko jak niby wampir mógłby mieć dobrą duszę? Czy one w ogóle dusze posiadają? Podobno są martwi.
- Różni nas to, że ty jesteś słaba psychicznie i upadłaś, wiedźmo, a ja przetrwałem. - Na wpół zgięty, obejmował brzuch jednym ramieniem, uniósł głowę, by skierować jedno oko na Caroline - na tych zadziwiająco szerokich schodach dzielił ich już niecały krok, jej różdżka była już prawie przy tobie - prawda okrutna, rzeczywiście, prawda zawsze boli, dlatego kłamstwo nie raz było lepsze... Dla niektórych. Wolałeś prawdę otrzymać w pierwotnej postaci, by potem rozczarowania nie czekały na rogu, gotowe zadać cios w nieodpowiedniej chwili, bo wyrzucona prosto w twarz mogła zszokować, uderzyć raz w splot słoneczny... Lecz dało się ją przyjąć i zmierzyć z jej istotą.
Nikt Cię tutaj nie weźmie na serio, gdybyś powiedziała, że kochałaś tańczyć i siedzieć przed kominkiem, że byłaś delikatną dziewczyną, której wolę i serce złamano. Złamała je własna rodzicielka. Nie, niewielu by uwierzyło... Sahir? Taaak... Jednak przeszłość była czymś, o czym nie będziecie rozmawiać, żadne z was wolało nie wypominać jej magicznego tabu, skupiając się na beznadziei teraźniejszości, w której wasza gra sprawiała jednostronną, zasadniczą radość, dodając świeżości upadku nowego pojęcia swego rodzaju wyzwolenia i zniewolenia jednocześnie, w którym to stawką była pokalana już grzechami, ale nadal zadziwiająco jasna dusza - bo dobra, chciałoby się rzec, tylko jak niby wampir mógłby mieć dobrą duszę? Czy one w ogóle dusze posiadają? Podobno są martwi.
- Różni nas to, że ty jesteś słaba psychicznie i upadłaś, wiedźmo, a ja przetrwałem. - Na wpół zgięty, obejmował brzuch jednym ramieniem, uniósł głowę, by skierować jedno oko na Caroline - na tych zadziwiająco szerokich schodach dzielił ich już niecały krok, jej różdżka była już prawie przy tobie - prawda okrutna, rzeczywiście, prawda zawsze boli, dlatego kłamstwo nie raz było lepsze... Dla niektórych. Wolałeś prawdę otrzymać w pierwotnej postaci, by potem rozczarowania nie czekały na rogu, gotowe zadać cios w nieodpowiedniej chwili, bo wyrzucona prosto w twarz mogła zszokować, uderzyć raz w splot słoneczny... Lecz dało się ją przyjąć i zmierzyć z jej istotą.
- Caroline Rockers
Re: Kręte Schody
Pon Sie 11, 2014 6:02 pm
Przekleństwa? Przekleństwa takiego rodzaju, są dość nieistotne, wydają się być błahe przy słowach, które mogą doprowadzić do wiecznej tułaczki przez odmęty bólu i cierpień, o których nawet ona nie śmiała śnić. Powiesz, że łatwo jej wyobrażać sobie takie rzeczy, że przecież to ma znaczenie, że ona mimo wszystko ma tam gdzieś w środku bijące serce, że przecież może spokojnie umrzeć bez potrzeby żywienia się na ludziach i bez obawy o to, czy księżyc jest w pełni, czy też raczej nie. Ale... doskonale zdajesz sobie sprawę z potrzeb, jakie ona ma. Na ślepo tworzysz jej profil psychologiczny, by móc wytłumaczyć tak jadowite czyny i słowa na pozór słabej czarnowłosej.
Cierpienie jest pięknem, jest namiętną słabością, która mnie wzywa i kusi, to coś znacznie więcej, niż miłość, której również poznałam smak. To... nie da się do niczego porównać. A zarazem zdaję sobie sprawę, że to największe uzależnienie, wiesz? Po miłości została pełna goryczy pustka, którą wypełniłam nienawiścią. Studia bez dna. Tylko, że to uczucie szybko się kończy, a potwór w mym środku łaknie więcej i więcej i tak bez końca...
Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Czy będę wyżej, czy niżej? Piekło czeka Nas wszystkich, to swoistego rodzaju wezwanie. To się tak łatwo nie skończy. W życiu nie ma przecież jedynie happy endów. Mój portret duszy miałby już sporo śladów zgnilizny, zwłaszcza, że brnę w to dalej i dalej, nie mogąc się zatrzymać.
Nie czujesz tego chłodu, Sahirze? We mnie ogień? Chyba tylko zimny podmuch szaleństwa, musisz wreszcie to pojąć! Nie doszukuj się choć jednego usprawiedliwienia na te czyny...
Cierpienie.
Ból.
Nienawiść.
Słabość.
Wszystko tworzy jedną doskonałą całość.
Idealny pokarm dla obślizgłych robaków pełzających w mym wnętrzu. Okropieństwo, czyż nie?
Przeszłość nie ma znaczenia, nikogo ona nie obchodzi. Wszyscy wolą skupiać się na tym, co jest teraz, lub na tym, co dopiero będzie miało miejsce. Poza tym każdy ma swoją tragedię na barkach, więc po co dodawać sobie do tego jeszcze więcej ciężaru i to jeszcze cudzego? Na koniec wszyscy odegramy słynny dance macabre, gdzie Śmiercią będę Ja. Tak jak już od początku było to zaplanowane.
I będziecie iść w ramię w ramię tuż za mną, odgrywając ten dziwaczny taniec rozpaczliwej bezsilności.
Roześmiała się na jego słowa, krzywiąc usta w uśmiechu godnym satyra. Ona słaba? Słaba? I upadła? Naprawdę? Co za wymyślna bajeczka! Te słowa brzmiały jak błagalna modlitwa w ostatnich sekundach życia!
Więc nie chcesz się tak łatwo poddać, mój drogi? Twoje cierpienia byłby za to krótsze i mniej bolesne. A jednak Ty nadal w to tak łatwo brniesz, tak jak ona w swym zniszczeniu i nienawiści.
Jedną rękę położyła mu na karku by jeszcze bardziej się do niego zbliżyć, by czuł jej dotyk, tak niepożądany na swym ciele. Różdżkę przyłożyła do jego torsu. Z ust nie znikał ten okrutny szyderczy uśmieszek, natomiast w oczach...w oczach pociemniało, jak na dzisiejszym niebie.
Znów miał na widoku jej trupiobladą twarz z sinymi workami pod lodowatymi szaleńczymi oczami.
- Przetrwałeś...? Co przetrwałeś, Sahirze? Pojedynek jeszcze się nie skończył, to nie jest rozdział, który raz przeczytany może już zostać wyrzucony z głowy i zapomniany. To trwa i trwa! Nigdzie nie widać jego końca! - Wyszeptała do jego ucha, śmiejąc się. Dalej, no dalej! Poczęstuj go czymś wyjątkowym. Niech zapamięta.
Spojrzała prosto w jego oczy, wbijając mu jeszcze mocniej różdżkę w kamienny tors, godny lodowatych rzeźb.
Czas na prezent. Czas na Twą nagrodę! To jest takie piękne!
- Qorfotia - wymruczała zaklęcie, którego nie powinna nigdy używać. Ale przecież.. nikt nie patrzy! Wszystko w rękach losu, czy zadziała.
Cierpienie jest pięknem, jest namiętną słabością, która mnie wzywa i kusi, to coś znacznie więcej, niż miłość, której również poznałam smak. To... nie da się do niczego porównać. A zarazem zdaję sobie sprawę, że to największe uzależnienie, wiesz? Po miłości została pełna goryczy pustka, którą wypełniłam nienawiścią. Studia bez dna. Tylko, że to uczucie szybko się kończy, a potwór w mym środku łaknie więcej i więcej i tak bez końca...
Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Czy będę wyżej, czy niżej? Piekło czeka Nas wszystkich, to swoistego rodzaju wezwanie. To się tak łatwo nie skończy. W życiu nie ma przecież jedynie happy endów. Mój portret duszy miałby już sporo śladów zgnilizny, zwłaszcza, że brnę w to dalej i dalej, nie mogąc się zatrzymać.
Nie czujesz tego chłodu, Sahirze? We mnie ogień? Chyba tylko zimny podmuch szaleństwa, musisz wreszcie to pojąć! Nie doszukuj się choć jednego usprawiedliwienia na te czyny...
Cierpienie.
Ból.
Nienawiść.
Słabość.
Wszystko tworzy jedną doskonałą całość.
Idealny pokarm dla obślizgłych robaków pełzających w mym wnętrzu. Okropieństwo, czyż nie?
Przeszłość nie ma znaczenia, nikogo ona nie obchodzi. Wszyscy wolą skupiać się na tym, co jest teraz, lub na tym, co dopiero będzie miało miejsce. Poza tym każdy ma swoją tragedię na barkach, więc po co dodawać sobie do tego jeszcze więcej ciężaru i to jeszcze cudzego? Na koniec wszyscy odegramy słynny dance macabre, gdzie Śmiercią będę Ja. Tak jak już od początku było to zaplanowane.
I będziecie iść w ramię w ramię tuż za mną, odgrywając ten dziwaczny taniec rozpaczliwej bezsilności.
Roześmiała się na jego słowa, krzywiąc usta w uśmiechu godnym satyra. Ona słaba? Słaba? I upadła? Naprawdę? Co za wymyślna bajeczka! Te słowa brzmiały jak błagalna modlitwa w ostatnich sekundach życia!
Więc nie chcesz się tak łatwo poddać, mój drogi? Twoje cierpienia byłby za to krótsze i mniej bolesne. A jednak Ty nadal w to tak łatwo brniesz, tak jak ona w swym zniszczeniu i nienawiści.
Jedną rękę położyła mu na karku by jeszcze bardziej się do niego zbliżyć, by czuł jej dotyk, tak niepożądany na swym ciele. Różdżkę przyłożyła do jego torsu. Z ust nie znikał ten okrutny szyderczy uśmieszek, natomiast w oczach...w oczach pociemniało, jak na dzisiejszym niebie.
Znów miał na widoku jej trupiobladą twarz z sinymi workami pod lodowatymi szaleńczymi oczami.
- Przetrwałeś...? Co przetrwałeś, Sahirze? Pojedynek jeszcze się nie skończył, to nie jest rozdział, który raz przeczytany może już zostać wyrzucony z głowy i zapomniany. To trwa i trwa! Nigdzie nie widać jego końca! - Wyszeptała do jego ucha, śmiejąc się. Dalej, no dalej! Poczęstuj go czymś wyjątkowym. Niech zapamięta.
Spojrzała prosto w jego oczy, wbijając mu jeszcze mocniej różdżkę w kamienny tors, godny lodowatych rzeźb.
Czas na prezent. Czas na Twą nagrodę! To jest takie piękne!
- Qorfotia - wymruczała zaklęcie, którego nie powinna nigdy używać. Ale przecież.. nikt nie patrzy! Wszystko w rękach losu, czy zadziała.
- Mistrz Gry
Re: Kręte Schody
Pon Sie 11, 2014 6:02 pm
The member 'Caroline Rockers' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 1
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 1
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 1
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 1
- Sahir Nailah
Re: Kręte Schody
Wto Sie 12, 2014 1:10 am
Wytłumaczyć... tutaj tliła się maleńka iskra niezrozumienia w tym, że on tego nie próbował wytłumaczyć. Przyjął to, co jest, tworząc to, co było, jednak nie patrzył na nią przez pryzmat tego - przecież to widać, widać po jego zachowaniu, w którym nie było krzty żalu, błagania, by przestała, mówienia, że przecież może się zmienić - tak, podobno świat można uratować, ale tylko ten wokół nas, więc na pierwszy ogień winny iść zagubione dusze takie, jak ona, ale tutaj właśnie diabeł tkwił w szczegółach, których nie dało się oszukać, czy pominąć - Rockers chciała taka być, potrzebowała tego jak powietrza - przecież jej się to podobało... Jej spojrzenie na świat mieniło się intensywną czerwienią cierpień, które niczym żniwiarz mogła ścierać kosą z pól, zagarniając wszystko, co najbardziej gorzkie, dla siebie. Gorzkie dla nas - dla niej słodsze niźli cukier. Dla nas coś brzydkiego, dla niej piękno, którym zapchać próbowała swój świat - poronione poczucie wartości, można powiedzieć, ale podobno... o gustach się nie dyskutuje. Prawda wygląda inaczej, dobrze o tym wiemy - nasze oglądy ścierały się ze sobą na każdym polu, a to, co inne i niezrozumiałe zawsze było postrzegane, jako to "złe" i automatycznie odrzucane z pragnieniem oddania do kasacji - takim tworem jesteś, Caroline, czy to dlatego tak bardzo starasz się skryć swą naturę w głębi siebie, opanować się, mając czającą się w zakamarkach umysłu wiedzę o tym, jak możesz skończyć, gdy puścisz wodzę fantazji i z dłoni wypadną ci lejce kontroli?
- Przynajmniej będę oglądać z przyjemnością, jak pożera cię czas, albo wyniszcza choroba. - Przy Twych zdolnościach pakowania się we wszystkie kłopoty i brak szacunku dla własnego życia (przecież i tak jesteś martwy), bardzo możliwe, że wcale tego nie doczekasz, ale według prawideł rasowych tak właśnie będzie - ona skona, przegra w ostatecznym rozrachunku, bo co? Zabije go tu i teraz? Trudno, miałby się tym przejąć? Przecież ona zresztą nie należała do tych, co chciałyby śmierci swych ofiar, nie tak szybko, kiedy wachlarz możliwych zabaw rozciągał się szerokim pasmem na drodze, po której kroczyła.
Spoglądał w jej oczy, unosił głowę, kiedy była tak blisko, aż zacisnęła palce na jego ramieniu - zaczął oddychać tylko mocniej, gdyby tylko jego serce biło na pewno by przyśpieszyło właśnie w tym momencie, gdy zmysły na nowo otumanił zapach i szum krwi siejący obietnicę uspokojenia bestii - aż jęknąłeś z bólu, który rozdzielał od środka - gdyby nie różdżka, która została wbita w twoją pierś, gdyby nie jej podtrzymujące cię ramię, pewnie już osunąłbyś się w dół, do pozycji siedzącej i zwinąłbyś jeszcze bardziej. W tym momencie tylko zwiesiłeś głowę, pochylony na tyle, na ile możliwe to było dzięki tej nienaturalnej bliskości przekraczającej jakiekolwiek dozwolone normy.
Wstrzymał wdech tylko wtedy, gdy z jej pełnych jadu ust wysączyło się słowo zaklęcia, jednak nic się nie stało, zupełnie, znów mogłeś oddychać - tylko co to za zaklęcie, masz się spodziewać jakiś skutków za chwilę? Więc ona chce zaklęcia rzucać?! Sądziłeś, że to tylko dla przestrachu, póki sam po nią nie sięgniesz i jej nie zaatakujesz..!
- Co jest? - Wysapałeś między oddechami z kpiną. - Prostego zaklęcia rzucić już nawet nie potrafisz? - Idioto, po co prowokujesz?! Mało ci? Chcesz więcej? Może to coś pomoże wyładować wewnętrzny gniew, a na kim lepiej, jak nie na niej..?
Gwałtownie, szybciej, niźli jakikolwiek człowiek zdążyłby zarejestrować, wyprostowałeś się i rzuciłeś na jej szyję - była zbyt blisko, by choć zdążyła drgnąć, gdy twoje kły przebijały jej skórę - nie było ci nawet żal, nie było ci nawet wstyd - puściłeś całą swoją furię wolną... Bo czemu nie? Skoro ona pierwsza zdecydowała się na przemoc, nie zamierzałeś pozostać jej dłużnym; w tym samym ruchu wyprostowania się machnąłeś ręką na brzuchu, by z całej siły uderzyć ją w dłoń i odtrącić wycelowaną w ciebie różdżkę.
- Przynajmniej będę oglądać z przyjemnością, jak pożera cię czas, albo wyniszcza choroba. - Przy Twych zdolnościach pakowania się we wszystkie kłopoty i brak szacunku dla własnego życia (przecież i tak jesteś martwy), bardzo możliwe, że wcale tego nie doczekasz, ale według prawideł rasowych tak właśnie będzie - ona skona, przegra w ostatecznym rozrachunku, bo co? Zabije go tu i teraz? Trudno, miałby się tym przejąć? Przecież ona zresztą nie należała do tych, co chciałyby śmierci swych ofiar, nie tak szybko, kiedy wachlarz możliwych zabaw rozciągał się szerokim pasmem na drodze, po której kroczyła.
Spoglądał w jej oczy, unosił głowę, kiedy była tak blisko, aż zacisnęła palce na jego ramieniu - zaczął oddychać tylko mocniej, gdyby tylko jego serce biło na pewno by przyśpieszyło właśnie w tym momencie, gdy zmysły na nowo otumanił zapach i szum krwi siejący obietnicę uspokojenia bestii - aż jęknąłeś z bólu, który rozdzielał od środka - gdyby nie różdżka, która została wbita w twoją pierś, gdyby nie jej podtrzymujące cię ramię, pewnie już osunąłbyś się w dół, do pozycji siedzącej i zwinąłbyś jeszcze bardziej. W tym momencie tylko zwiesiłeś głowę, pochylony na tyle, na ile możliwe to było dzięki tej nienaturalnej bliskości przekraczającej jakiekolwiek dozwolone normy.
Wstrzymał wdech tylko wtedy, gdy z jej pełnych jadu ust wysączyło się słowo zaklęcia, jednak nic się nie stało, zupełnie, znów mogłeś oddychać - tylko co to za zaklęcie, masz się spodziewać jakiś skutków za chwilę? Więc ona chce zaklęcia rzucać?! Sądziłeś, że to tylko dla przestrachu, póki sam po nią nie sięgniesz i jej nie zaatakujesz..!
- Co jest? - Wysapałeś między oddechami z kpiną. - Prostego zaklęcia rzucić już nawet nie potrafisz? - Idioto, po co prowokujesz?! Mało ci? Chcesz więcej? Może to coś pomoże wyładować wewnętrzny gniew, a na kim lepiej, jak nie na niej..?
Gwałtownie, szybciej, niźli jakikolwiek człowiek zdążyłby zarejestrować, wyprostowałeś się i rzuciłeś na jej szyję - była zbyt blisko, by choć zdążyła drgnąć, gdy twoje kły przebijały jej skórę - nie było ci nawet żal, nie było ci nawet wstyd - puściłeś całą swoją furię wolną... Bo czemu nie? Skoro ona pierwsza zdecydowała się na przemoc, nie zamierzałeś pozostać jej dłużnym; w tym samym ruchu wyprostowania się machnąłeś ręką na brzuchu, by z całej siły uderzyć ją w dłoń i odtrącić wycelowaną w ciebie różdżkę.
- Caroline Rockers
Re: Kręte Schody
Wto Sie 12, 2014 10:53 pm
Nie boję się niczego! Nie boję się krzywych i nieprzyjaznych spojrzeń, bo przecież sama się o to postarałam! Ten widok wszakże wzbudza jedynie me zadowolenie, bo to znaczy, że mój chory plan działa i wszystko zmierza w dobrą stronę. Może i zwariowałam, może i jestem szalona i należę do tych elementów "niepożądanych". ale nie obchodzi mnie to. Zresztą mało co mnie obchodzi...
Szkoda tylko, że w środku Ślizgonka czuła inaczej. Bo mimo wszystko ta bryła lodu zawierała ludzkie odruchy. Nieznaczące odruchy o których nie chciała pamiętać w żaden możliwy sposób. Zabawne, że akurat wspominasz o Nim, o Szatanie, w obliczu tak niezdrowych wydarzeń. W obliczu zagrożenia z którego nawet nie zdajesz sobie sprawy. Czerwień? Nie tylko ona lubuje się w czerwieni, powiedziałabym nawet, że dla Ciebie to bardziej znaczący kolor, czyż nie?
Krew. Krew. Krew. Każda kropla jest drogocenna, choć dla Ciebie to jedynie ułamek chwili ii... już.
Zwykły nektar.
Bawię się Tobą. Kuszę. Zaplątuję jeszcze bardziej w swą pajęczą sieć, marząc o twym dotkliwym upadku! Nie tylko ja tu będę cierpieć, wiesz? Nie tylko mnie spotka wysoka cena! To jest równanie z którego muszę wyjść zwycięsko!
Zaśmiała się, a jej oczy rozbłysły dziwnym blaskiem, kiedy wymówił te słowa. Nawet jedna ciemna brew pofrunęła do góry, nadając jej twarzy kłamliwego zdziwienia. To wszystko to jedyne sztuczki, które mają na celu urozmaicić Nam te przedstawienie, mój drogi!
Mój Ty dramatyczny książę!
- Najpierw musiałabym przeżyć ten kawałek życia! Naprawdę sądzisz, że będziesz miał okazję by widzieć mnie w takich okolicznościach? Cóż za pycha! - Prychnęła rozbawiona, obnażając białe zęby. Jak Ty ją dobrze znałeś! Istotnie, nie chciałaby zbyt szybkiej śmierci dla niego. Ogólnie jakoś sobie tego nie wyobrażała, wiesz? Dla niej zabawa była wtedy, kiedy mogła przyglądać się słabości, która malowała się na twarzy ofiary. To była wystarczająca nagroda.
Jej oczy coraz bardziej błyszczały, kiedy te wszystkie niezdrowe emocje zaczęły przejmować nad nią kontrolę. To było jak sygnał, jak odurzenie się najdroższym alkoholem. To była właśnie ta niezdrowa adrenalina! Tylko ona mogła wciągnąć ją w to bagno i też z niego ją wyciągnąć. Przynajmniej tak się wydawało tej głupiutkiej czarnowłosej czarownicy. Ale jej radość nie była wieczna, czyż nie? Coś poszło nie tak, czegoś zabrakło by mógł zapłonąć ogień i teraz musiała działać na ślepo, zanim będzie za późno i wszystko skończy się za wcześnie.
Warknęła na jego słowa, jak dzikie zwierzę, chcąc opanować drżenie dłoni. Złość była ślepa, ale też dodawała mocy. A teraz... no cóż była bardzo, ale to bardzo zła. To nie tak miało się przecież potoczyć! Demon w jej środku wściekle ujadał i gdyby tylko Sahir mógł go zobaczyć...
No cóż, może zrozumiałby, że to czym jest, nie jest aż takie straszne, jak portret tej obrzydliwej duszy.
I znowu to zrobił! Znowu pozwolił sobie na więcej niż powinien, wykorzystując jej chwilową niedyspozycję. Dotknął tego, czego nie powinien, chcąc się w tym zatracić. Ale zapominał jednak, że ona też tu miała coś do powiedzenia i to całkiem sporo. Jej trucizna wszakże miała sączyć się jedynie z jej warg, a nie z szyi wprost do jego brudnych heretyckich warg. Zasyczała, kiedy różdżka spadła na ziemię i błądząc oczami po jego ciele, próbowała znaleźć słaby punkt tej pijawki. Wszak miała jeszcze wolne nogi, czyż nie? I ręce. Przynajmniej częściowo. Wymierzyła mu najmocniejszy, jaki zdołała cios z łokcia, by choć trochę go odepchnąć i korzystając z jego dezorientacji, kopnęła go w między nogi, mając nadzieję, że choć trochę czasu dzięki temu zyska. Była wściekła, a na dodatek krwawiła z szyi i to niczego dobrego nie zwiastowało.
Ale o to Ci chodziło wampirku, czyż nie? Chciałeś ją złamać, chciałeś by poniosła cenę za krzywdy, których się dopuściła! Ale... to nie było takie proste, bo wiesz, nie masz do czynienia z byle nowicjuszem, z kimś, kto nie zdaje sobie sprawy z kim tak naprawdę jesteś.
Ja przecież... wymierzam tylko swą sprawiedliwość, a Ty nie poniosłeś wystarczającej kary. To wszystko jest tylko próbą sił, badaniem swego terenu i tego na co możemy sobie pozwolić!
Schyliła się szybko po różdżkę, zostawiając krwawe ślady na schodkach i omal się nie wywracając, skierowała ją ponownie na niego, tym razem celując w jego gardło. Dyszała ciężko z tego całego zrobionego pospiesznie wysiłku, ale cóż nie spodziewała się, że to przybierze taki obrót.
Zraniony wąż zawsze syczy najgłośniej.
- Qorfotia!
Powtórzyła jeszcze raz tym razem głośniej i wyraźniej, licząc, że w końcu jej się uda! Musiało jej się udać!
A jak nie... miała w zanadrzu inny plan na atak i odepchnięcie tego potwora. Bo czymże innym, niż potworem byłeś dla niej, Sahirze? Może jedynie zabawką, która lubiła sprawiać jej problemy? Albo też jednym z cieni z mroku, które chodziły za nią krok w rok, niczym zapowiedź rychłej zguby i otchłani zapomnienia?
Szkoda tylko, że w środku Ślizgonka czuła inaczej. Bo mimo wszystko ta bryła lodu zawierała ludzkie odruchy. Nieznaczące odruchy o których nie chciała pamiętać w żaden możliwy sposób. Zabawne, że akurat wspominasz o Nim, o Szatanie, w obliczu tak niezdrowych wydarzeń. W obliczu zagrożenia z którego nawet nie zdajesz sobie sprawy. Czerwień? Nie tylko ona lubuje się w czerwieni, powiedziałabym nawet, że dla Ciebie to bardziej znaczący kolor, czyż nie?
Krew. Krew. Krew. Każda kropla jest drogocenna, choć dla Ciebie to jedynie ułamek chwili ii... już.
Zwykły nektar.
Bawię się Tobą. Kuszę. Zaplątuję jeszcze bardziej w swą pajęczą sieć, marząc o twym dotkliwym upadku! Nie tylko ja tu będę cierpieć, wiesz? Nie tylko mnie spotka wysoka cena! To jest równanie z którego muszę wyjść zwycięsko!
Zaśmiała się, a jej oczy rozbłysły dziwnym blaskiem, kiedy wymówił te słowa. Nawet jedna ciemna brew pofrunęła do góry, nadając jej twarzy kłamliwego zdziwienia. To wszystko to jedyne sztuczki, które mają na celu urozmaicić Nam te przedstawienie, mój drogi!
Mój Ty dramatyczny książę!
- Najpierw musiałabym przeżyć ten kawałek życia! Naprawdę sądzisz, że będziesz miał okazję by widzieć mnie w takich okolicznościach? Cóż za pycha! - Prychnęła rozbawiona, obnażając białe zęby. Jak Ty ją dobrze znałeś! Istotnie, nie chciałaby zbyt szybkiej śmierci dla niego. Ogólnie jakoś sobie tego nie wyobrażała, wiesz? Dla niej zabawa była wtedy, kiedy mogła przyglądać się słabości, która malowała się na twarzy ofiary. To była wystarczająca nagroda.
Jej oczy coraz bardziej błyszczały, kiedy te wszystkie niezdrowe emocje zaczęły przejmować nad nią kontrolę. To było jak sygnał, jak odurzenie się najdroższym alkoholem. To była właśnie ta niezdrowa adrenalina! Tylko ona mogła wciągnąć ją w to bagno i też z niego ją wyciągnąć. Przynajmniej tak się wydawało tej głupiutkiej czarnowłosej czarownicy. Ale jej radość nie była wieczna, czyż nie? Coś poszło nie tak, czegoś zabrakło by mógł zapłonąć ogień i teraz musiała działać na ślepo, zanim będzie za późno i wszystko skończy się za wcześnie.
Warknęła na jego słowa, jak dzikie zwierzę, chcąc opanować drżenie dłoni. Złość była ślepa, ale też dodawała mocy. A teraz... no cóż była bardzo, ale to bardzo zła. To nie tak miało się przecież potoczyć! Demon w jej środku wściekle ujadał i gdyby tylko Sahir mógł go zobaczyć...
No cóż, może zrozumiałby, że to czym jest, nie jest aż takie straszne, jak portret tej obrzydliwej duszy.
I znowu to zrobił! Znowu pozwolił sobie na więcej niż powinien, wykorzystując jej chwilową niedyspozycję. Dotknął tego, czego nie powinien, chcąc się w tym zatracić. Ale zapominał jednak, że ona też tu miała coś do powiedzenia i to całkiem sporo. Jej trucizna wszakże miała sączyć się jedynie z jej warg, a nie z szyi wprost do jego brudnych heretyckich warg. Zasyczała, kiedy różdżka spadła na ziemię i błądząc oczami po jego ciele, próbowała znaleźć słaby punkt tej pijawki. Wszak miała jeszcze wolne nogi, czyż nie? I ręce. Przynajmniej częściowo. Wymierzyła mu najmocniejszy, jaki zdołała cios z łokcia, by choć trochę go odepchnąć i korzystając z jego dezorientacji, kopnęła go w między nogi, mając nadzieję, że choć trochę czasu dzięki temu zyska. Była wściekła, a na dodatek krwawiła z szyi i to niczego dobrego nie zwiastowało.
Ale o to Ci chodziło wampirku, czyż nie? Chciałeś ją złamać, chciałeś by poniosła cenę za krzywdy, których się dopuściła! Ale... to nie było takie proste, bo wiesz, nie masz do czynienia z byle nowicjuszem, z kimś, kto nie zdaje sobie sprawy z kim tak naprawdę jesteś.
Ja przecież... wymierzam tylko swą sprawiedliwość, a Ty nie poniosłeś wystarczającej kary. To wszystko jest tylko próbą sił, badaniem swego terenu i tego na co możemy sobie pozwolić!
Schyliła się szybko po różdżkę, zostawiając krwawe ślady na schodkach i omal się nie wywracając, skierowała ją ponownie na niego, tym razem celując w jego gardło. Dyszała ciężko z tego całego zrobionego pospiesznie wysiłku, ale cóż nie spodziewała się, że to przybierze taki obrót.
Zraniony wąż zawsze syczy najgłośniej.
- Qorfotia!
Powtórzyła jeszcze raz tym razem głośniej i wyraźniej, licząc, że w końcu jej się uda! Musiało jej się udać!
A jak nie... miała w zanadrzu inny plan na atak i odepchnięcie tego potwora. Bo czymże innym, niż potworem byłeś dla niej, Sahirze? Może jedynie zabawką, która lubiła sprawiać jej problemy? Albo też jednym z cieni z mroku, które chodziły za nią krok w rok, niczym zapowiedź rychłej zguby i otchłani zapomnienia?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach