Strona 22 z 23 • 1 ... 12 ... 21, 22, 23
- Marlene McKinnon
Re: Pusta Sala
Wto Mar 21, 2017 5:05 pm
[ I przed zwinięciem różdżki Nero ]
Ostatnimi czasy Marlene opuszczała swoje dormitorium dopiero po zapadnięciu zmroku ponieważ ludzie, którzy pałętali się po zamku w ciągu dnia niesamowicie ją irytowali. Oczywiście problem nie leżał w ludziach tylko w niej samej dlatego dzisiaj, po stoczeniu ze sobą długiej i męczącej walki, zwlekła się ze swojego łóżka i z nadąsaną miną zrobiła wszystkie te czynności, które powinni robić normalni ludzi. Ubrała się, zjadła śniadanie, poszła na spacer i gdy w końcu, po kilkugodzinnej wędrówce brzegiem jeziora, wracała do zamku z zaskoczeniem stwierdziła, że czuje się już całkiem nieźle. No kto by pomyślał, że świeże powietrze i zmęczenie zadziałają na nią lepiej niż całodniowe wpatrywanie się w sufit?
W Sali Wejściowej natknęła się na zapłakaną, małą blondynkę, której twarz skądś kojarzyła więc prawdopodobnie dziewczynka była z jej domu. Czując się w obowiązku, Marlene zatrzymała się przy niej i wysłuchała jej historii - jak się okazało, młoda Krukonka zostawiła swój pamiętnik w jednej z pustych sal, a teraz, nie wiedzieć czemu, bała się po niego wrócić. To znaczy dziewczę na pewno miało jakieś swoje powody jednak widocznie nie potrafiło ich po prostu głośno wyartykułować. Chcąc nie chcąc Marlene poszła więc do wskazanego przez nią miejsca, wcześniej mówiąc, że pamiętnik odda jej w Pokoju Wspólnym. Nie rozumiała co takiego strasznego mogło w nim być żeby trzeba było aż płakać, ale widocznie dzieci mają inną wrażliwość. Ona sama nigdy żadnego pamiętnika nie pisała więc skąd niby miała wiedzieć jaki to stres gdy ktoś nieodpowiedni dowie się o twoich sekretach?
Będąc na piątym piętrze, całkowicie normalnym krokiem weszła do pustej sali i na kilka sekund zamarła. Następnie, całkowicie odruchowo i raczej dość głupio odwróciła się na pięcie i opuściła pomieszczenie tylko po to by po kilkunastu sekundach znów do niego wejść. Idiotka. Z całkowitą obojętnością na twarzy (tak przynajmniej jej się wydawało) rozejrzała się po sali i już miała sięgać po pamiętnik, kiedy uświadomiła sobie jak będzie to wyglądało. Na pewno pomyśli, że to jej własność. Starając się więc nie patrzeć na chłopaka otworzyła pierwszą lepszą szafkę z brzegu i zaczęła czegoś w niej szukać. Merlinie, niech on sobie gdzieś idzie, niech idzie - powtarzała w myślach, chociaż, jeżeli mamy być szczerzy, wcale nie miała pewności czy naprawdę chciała żeby chłopak sobie poszedł.
Ostatnimi czasy Marlene opuszczała swoje dormitorium dopiero po zapadnięciu zmroku ponieważ ludzie, którzy pałętali się po zamku w ciągu dnia niesamowicie ją irytowali. Oczywiście problem nie leżał w ludziach tylko w niej samej dlatego dzisiaj, po stoczeniu ze sobą długiej i męczącej walki, zwlekła się ze swojego łóżka i z nadąsaną miną zrobiła wszystkie te czynności, które powinni robić normalni ludzi. Ubrała się, zjadła śniadanie, poszła na spacer i gdy w końcu, po kilkugodzinnej wędrówce brzegiem jeziora, wracała do zamku z zaskoczeniem stwierdziła, że czuje się już całkiem nieźle. No kto by pomyślał, że świeże powietrze i zmęczenie zadziałają na nią lepiej niż całodniowe wpatrywanie się w sufit?
W Sali Wejściowej natknęła się na zapłakaną, małą blondynkę, której twarz skądś kojarzyła więc prawdopodobnie dziewczynka była z jej domu. Czując się w obowiązku, Marlene zatrzymała się przy niej i wysłuchała jej historii - jak się okazało, młoda Krukonka zostawiła swój pamiętnik w jednej z pustych sal, a teraz, nie wiedzieć czemu, bała się po niego wrócić. To znaczy dziewczę na pewno miało jakieś swoje powody jednak widocznie nie potrafiło ich po prostu głośno wyartykułować. Chcąc nie chcąc Marlene poszła więc do wskazanego przez nią miejsca, wcześniej mówiąc, że pamiętnik odda jej w Pokoju Wspólnym. Nie rozumiała co takiego strasznego mogło w nim być żeby trzeba było aż płakać, ale widocznie dzieci mają inną wrażliwość. Ona sama nigdy żadnego pamiętnika nie pisała więc skąd niby miała wiedzieć jaki to stres gdy ktoś nieodpowiedni dowie się o twoich sekretach?
Będąc na piątym piętrze, całkowicie normalnym krokiem weszła do pustej sali i na kilka sekund zamarła. Następnie, całkowicie odruchowo i raczej dość głupio odwróciła się na pięcie i opuściła pomieszczenie tylko po to by po kilkunastu sekundach znów do niego wejść. Idiotka. Z całkowitą obojętnością na twarzy (tak przynajmniej jej się wydawało) rozejrzała się po sali i już miała sięgać po pamiętnik, kiedy uświadomiła sobie jak będzie to wyglądało. Na pewno pomyśli, że to jej własność. Starając się więc nie patrzeć na chłopaka otworzyła pierwszą lepszą szafkę z brzegu i zaczęła czegoś w niej szukać. Merlinie, niech on sobie gdzieś idzie, niech idzie - powtarzała w myślach, chociaż, jeżeli mamy być szczerzy, wcale nie miała pewności czy naprawdę chciała żeby chłopak sobie poszedł.
- Evan Rosier
Re: Pusta Sala
Czw Mar 23, 2017 10:04 am
Ludzie byli prawdziwymi idiotami, skoro swoje cenne - tak to określali - rzeczy przechowywali na widoku. To ktoś paczkę papierosów przykleił od spodu do blatu starej ławki - Rosier schował je sobie do kieszeni, ktoś wcisnął bimber do środka wielkiego wazonu i raczej więcej już go nie zobaczy. Rosier odkorkował buteleczkę i pociągnął łyk. Wzruszył ramionami, bo nie był to najlepszy trunek na świecie, lecz przeglądając zakurzone zakątki pomieszczenia pił dalej. Kolejny notatnik - na tyle stary i cały zapisany, że raczej nikt po niego już nie wróci. Za to jego treść bardziej zainteresowała chłopaka. Niewielki szkic mapy Hogwartu z zaznaczeniem ciekawych miejsc w zamku oraz sekretnych przejść najbardziej przykuł jego uwagę.
Na dźwięk otwieranych drzwi oderwał wzrok od pożółkłych kartek i odwrócił głowę, lecz nikogo nie zobaczył w progu. Drzwi na nowo się zamknęły, a następnie ponownie się otworzyły. Bezwiednie wywrócił oczami, jak zirytowana panienka. Musiał się napić, więc pociągnął łyk z zakurzonej butelki. Usiadł na niegdyś stylowym fotelu, mając przed sobą widok Krukonki przeszukującej szafki po drugiej stronie pomieszczenia. Sam zaczął przeglądać swoje nowe znalezisko i ku jego uciesze była to ciekawsza lektura. Jednak hałasująca dziewczyna stawała się coraz bardziej irytująca. Trzaskała drzwiczkami, obijała się o drewno, wyraźnie czegoś szukała, gdy prawie wchodziła do szaf. A pamiętnik z różową okładką leżał na widoku na stoliku, więc mogłaby w końcu przestać zgrywać głupią.
- Pewnie tego szukasz - podniósł książkę i uśmiechnął się półgębkiem, czekając na reakcję uczennicy. Oj, wcale nie był zaskoczony, że to ona mogła napisać takie arcydzieło nastoletniego romansu... Dla niego każda dziewczyna była taka sama.
Na dźwięk otwieranych drzwi oderwał wzrok od pożółkłych kartek i odwrócił głowę, lecz nikogo nie zobaczył w progu. Drzwi na nowo się zamknęły, a następnie ponownie się otworzyły. Bezwiednie wywrócił oczami, jak zirytowana panienka. Musiał się napić, więc pociągnął łyk z zakurzonej butelki. Usiadł na niegdyś stylowym fotelu, mając przed sobą widok Krukonki przeszukującej szafki po drugiej stronie pomieszczenia. Sam zaczął przeglądać swoje nowe znalezisko i ku jego uciesze była to ciekawsza lektura. Jednak hałasująca dziewczyna stawała się coraz bardziej irytująca. Trzaskała drzwiczkami, obijała się o drewno, wyraźnie czegoś szukała, gdy prawie wchodziła do szaf. A pamiętnik z różową okładką leżał na widoku na stoliku, więc mogłaby w końcu przestać zgrywać głupią.
- Pewnie tego szukasz - podniósł książkę i uśmiechnął się półgębkiem, czekając na reakcję uczennicy. Oj, wcale nie był zaskoczony, że to ona mogła napisać takie arcydzieło nastoletniego romansu... Dla niego każda dziewczyna była taka sama.
- Marlene McKinnon
Re: Pusta Sala
Czw Mar 23, 2017 3:11 pm
Być może ludzie byli idiotami, jednak z drugiej strony, o wiele prawdopodobniejszą opcją była ta, że nikt się po prostu nie spodziewał tego, że w tak piękną pogodę nauczyciele zamiast błoni, będą patrolowali szkolne klasy w poszukiwaniu przedmiotów, które można by uznać za niezgodne z regulaminem szkoły, ani tym bardziej, w poszukiwaniu właścicieli tychże przedmiotów. Bo przecież większość fantów znalezionych przez chłopaka wyglądała na rzeczy ukryte właśnie przed ciałem pedagogicznym, a nie przed kolegami czy koleżankami. Wyjątek stanowił różowy pamiętnik, ale tutaj z kolei nie można było przecież obwiniać dziecka za brak zdolności do przewidywania pewnych zdarzeń. Zresztą, ta sala była na tyle niepopularna, że chyba nikt nie spodziewałby się spotkać tutaj kogoś znajomego.
Mimo, że bardzo starała się na niego nie patrzeć, jej spojrzenie, raz czy dwa, powędrowało w kierunku chłopaka gdy dziewczyna zmierzała w stronę starej szafy. Nie przyglądała mu się uważnie, ale dostrzegła, że w dłoniach trzymał butelkę i coś na kształt książki. Czyżby zapijał swoje smutki próbując czytać Romea i Julię? - Przemknęło jej przez myśli, chociaż nie wiedziała dlaczego to akurat ta książka przyszła jej do głowy.
Przekładając stare kałamarze, pożółkłe pergaminy, szklane fiolki i inne, dawno już zapomniane, pomoce szkolne, próbowała się uspokoić, wdech i wydech, McKinnon, wdech i wydech. Przecież to normalne, to szkoła, a w szkole często się na kogoś wpada, nawet w pustych i zapomnianych klasach można spotkać kogoś znajomego. A jednak wcale nie potrafiła się uspokoić. Ostatnie ich spotkanie, sposób w jaki ją upokorzył, to wszystko ciągle do niej wracało, a jego parszywa gęba, która w tej chwili, była tego niemal pewna, wpatrywała się w nią za jej plecami, sprawiała, że szlag ją trafiał. To właśnie dlatego kilka razy upuściła jakąś fiolkę i stuknęła kałamarzem o kałamarz - bo ręce jej drżały.
Słysząc jego słowa zamarła, a następnie, bardzo powoli odwróciła się w jego stronę. Niepewnie zerknęła na notes. Wchodząc tutaj była pewna, że chłopak pomyśli, że jest jego właścicielką jednak teraz nie była tego taka pewna. Było tyle możliwości, mógł się z nią przecież po prostu droczyć, chociaż akurat to słowo lepiej pasowało do słodkiego Labradora niż do niego, ale...Nie, na pewno pomyślał, że to ona jest autorką, a skoro tak, to na pewno pomyślał też, że pisze o nim, co prawda, nie sądziła żeby miał ku temu jakieś racjonalne powody, ale przeczucie jej mówiło, że na pewno tak jest. Skoro już została zmuszoną żeby się przyznać do bycia właścicielką (bo powrót do Pokoju Wspólnego z pustymi rękami jakoś nie przyszedł jej do głowy) to jedynym wyjściem jakie jej zostało było przekonanie go, że nie o nim tutaj mowa. Prawdopodobnie gdyby była w nieco lepsze formie wolałaby zakpić z chłopaka, przyznając się, że wszystkie serduszka na 'i' dotyczą jego osoby, ale chwilowo było na to zbyt roztrzęsiona. Chociaż, trzeba przyznać, trzymała się całkiem nieźle.
Bardzo powoli, z bardzo zawstydzoną miną (której nawet nie musiała udawać), sięgnęła po różowy zeszycik. - Chyba tak - zgodziła się. - Ale jeśli dobrze pamiętam, zostawiłam go w innym miejscu. - Przynajmniej tak wynikało ze słów dziewczynki, która rzeczywiście go tutaj zostawiła.
Dopiero teraz odważyła się na niego spojrzeć. Butelka, którą trzymał wydzielała z siebie obrzydliwy zapach alkoholu więc dziewczyna, z drobną satysfakcją, stwierdziła, że jej pierwsze spostrzeżenie było trafne. Kto wie? Może i z Romeo i Julią trafiła? - Upijasz się z rozpaczy? - Zadrwiła. - Ktoś Cię porzucił? - Odruchowo spojrzała na palec, na którym jeszcze kilka dni temu widniał pierścień z zielonym oczkiem, bo może...Niestety, wciąż tam był.
Mimo, że bardzo starała się na niego nie patrzeć, jej spojrzenie, raz czy dwa, powędrowało w kierunku chłopaka gdy dziewczyna zmierzała w stronę starej szafy. Nie przyglądała mu się uważnie, ale dostrzegła, że w dłoniach trzymał butelkę i coś na kształt książki. Czyżby zapijał swoje smutki próbując czytać Romea i Julię? - Przemknęło jej przez myśli, chociaż nie wiedziała dlaczego to akurat ta książka przyszła jej do głowy.
Przekładając stare kałamarze, pożółkłe pergaminy, szklane fiolki i inne, dawno już zapomniane, pomoce szkolne, próbowała się uspokoić, wdech i wydech, McKinnon, wdech i wydech. Przecież to normalne, to szkoła, a w szkole często się na kogoś wpada, nawet w pustych i zapomnianych klasach można spotkać kogoś znajomego. A jednak wcale nie potrafiła się uspokoić. Ostatnie ich spotkanie, sposób w jaki ją upokorzył, to wszystko ciągle do niej wracało, a jego parszywa gęba, która w tej chwili, była tego niemal pewna, wpatrywała się w nią za jej plecami, sprawiała, że szlag ją trafiał. To właśnie dlatego kilka razy upuściła jakąś fiolkę i stuknęła kałamarzem o kałamarz - bo ręce jej drżały.
Słysząc jego słowa zamarła, a następnie, bardzo powoli odwróciła się w jego stronę. Niepewnie zerknęła na notes. Wchodząc tutaj była pewna, że chłopak pomyśli, że jest jego właścicielką jednak teraz nie była tego taka pewna. Było tyle możliwości, mógł się z nią przecież po prostu droczyć, chociaż akurat to słowo lepiej pasowało do słodkiego Labradora niż do niego, ale...Nie, na pewno pomyślał, że to ona jest autorką, a skoro tak, to na pewno pomyślał też, że pisze o nim, co prawda, nie sądziła żeby miał ku temu jakieś racjonalne powody, ale przeczucie jej mówiło, że na pewno tak jest. Skoro już została zmuszoną żeby się przyznać do bycia właścicielką (bo powrót do Pokoju Wspólnego z pustymi rękami jakoś nie przyszedł jej do głowy) to jedynym wyjściem jakie jej zostało było przekonanie go, że nie o nim tutaj mowa. Prawdopodobnie gdyby była w nieco lepsze formie wolałaby zakpić z chłopaka, przyznając się, że wszystkie serduszka na 'i' dotyczą jego osoby, ale chwilowo było na to zbyt roztrzęsiona. Chociaż, trzeba przyznać, trzymała się całkiem nieźle.
Bardzo powoli, z bardzo zawstydzoną miną (której nawet nie musiała udawać), sięgnęła po różowy zeszycik. - Chyba tak - zgodziła się. - Ale jeśli dobrze pamiętam, zostawiłam go w innym miejscu. - Przynajmniej tak wynikało ze słów dziewczynki, która rzeczywiście go tutaj zostawiła.
Dopiero teraz odważyła się na niego spojrzeć. Butelka, którą trzymał wydzielała z siebie obrzydliwy zapach alkoholu więc dziewczyna, z drobną satysfakcją, stwierdziła, że jej pierwsze spostrzeżenie było trafne. Kto wie? Może i z Romeo i Julią trafiła? - Upijasz się z rozpaczy? - Zadrwiła. - Ktoś Cię porzucił? - Odruchowo spojrzała na palec, na którym jeszcze kilka dni temu widniał pierścień z zielonym oczkiem, bo może...Niestety, wciąż tam był.
- Evan Rosier
Re: Pusta Sala
Pią Kwi 07, 2017 7:48 pm
Pogardliwy uśmieszek i wielkie oczy szaleńca pozostawały na swoim miejscu - jego twarzy. Jeszcze trudniej było przewidzieć, co zamierza zrobić, nie wspominając o jego myślach. Co mogły skrywać te ciemne oczy, na tyle głęboko osadzone, że zwykle padał na nie cień i jeszcze bardziej podkreślał mroczną osobowość Rosiera Juniora. Pewnie nie jedna osoba marzyła, aby odkryć, kim tak właściwie jest ten chłopak. W końcu do tej pory uchodził za osobę dość okrutną, nie raz chamską. Marlene z pewnością się o tym przekonała, gdy najcenniejszy przedmiot dla czarodzieja od tak stracił swoją wartość. W sumie, jakby nad tym się zastanowić, to dlaczego różdżki są robione z lichego drewna? Tak łatwo jest je zniszczyć. Wystarczy tylko złapać za dwa przeciwległe końce, użyć nieco siły i trach! Wciąż upajał się tą chwilą. Ten uśmieszek (właściwie grymas przypominający uśmiech - tak z pewnością uśmiechają się wszystkie czarne charaktery w mugolskich filmach) ciągle nie schodził mu z buzi, gdy oparł się o stolik i przyglądał się, jak dziewczyna bierze nowy, bardzo dziewczęcy notatnik. I jakimś dziwnym trafem olśniło go. O, w końcu włączył mózg! Siedemnastolatka (prawie osiemnastolatka) nie mogła napisać takich głupot. Zmrużył powieki, a trybiki i kołatki w jego (powiedzmy) mózgu zaczęły pracować, dudnić i stukać. Dlaczego twierdzi, że jest jej? Co jeśli, to ten pod jego pachą - fuj! - jest tym właściwym. Nie... Nie wygląda na taką osobę, która mogłaby analizować nauczyciela Slughorna i McGonagall na tyle, aby zapisać ich przyzwyczajenia i upodobania - wzmianka, aby profesor McGonagall kolekcjonowała czekoladowe żaby, wydawała się wielce wątpliwa. Raczej też nie korzystała z sekretnych przejść między pomieszczeniami - w końcu to Krukonka, już nie wspominając o jej nieczystokrwistym statusie, lecz na chwilę o tym zapomnijmy. Tylko Rosier nigdy nie zapomina.
- Ciekawe - odpowiedział przedłużając samogłoski w taki "ciekawym" słowie. - Ja tam nie wiem, gdy wcześniej był - dodał nieco skrzeczącym głosem - wyraźnie alkohol powoli wpływał na funkcjonowanie całego organizmu, bowiem musiał się podpierać, aby nie chwiać się na boki. Głos również mu się zmienił, a uśmiech powoli wydawał się być jakiś bardziej przyjazny. Kto wie ile lat ta butelka czekała, aż ją ktoś znajdzie. A może czekała na jakieś czasy prohibicji i co? Nie doczeka ich.
- Rozpaczy? Porzucił? Chyba tobie bardziej by się przydała - wyciągnął zakurzoną butelkę w stronę dziewczyny. - Jak tam? Masz już nową różdżkę, którą mogę też złamać?
Przy czym pokazał niesamowicie białe ząbki - no, niekoniecznie, aż tak białe to nie były. Uzębienie było w przeciętnym stanie, nieco lepiej z higieną osobistą, bo włosy to mu się nigdy nie przetłuszczały. Brawo.
Rozpacz i porzucenie było mu obce. Chociaż w pewnym sensie mógłby czuć się załamany, że wciąż nosi TYLKO sygnet z zielonym oczkiem. Ych, już mu się znudziła ta biżuteria - zresztą nigdy nie był fanem błyskotek. Jakieś to bardzo kobiece, a on zdecydowanie się w ten sposób nie chciał czuć. Więc tak w między czasie przyglądał się swojej ręce z pierścieniem i zastanawiał się z jakiego powodu mógłby się upijać. Czy alkoholicy zawsze mają jakieś powody, czy po prostu zaczyna im smakować?
Podniósł wzrok znad pierścienia na dziewczynę.
- Musi być powód, aby pić? - ponownie machnął butelką w stronę dziewczyny. Miał podejrzanie dobry humor. Niech jednak cię nie zmyli. W końcu wąż jest nieprzewidywalnym stworzeniem.
PS. Mam szlaban na pisanie pod wpływem alkoholu (dokładnie całej butelce wina).
- Ciekawe - odpowiedział przedłużając samogłoski w taki "ciekawym" słowie. - Ja tam nie wiem, gdy wcześniej był - dodał nieco skrzeczącym głosem - wyraźnie alkohol powoli wpływał na funkcjonowanie całego organizmu, bowiem musiał się podpierać, aby nie chwiać się na boki. Głos również mu się zmienił, a uśmiech powoli wydawał się być jakiś bardziej przyjazny. Kto wie ile lat ta butelka czekała, aż ją ktoś znajdzie. A może czekała na jakieś czasy prohibicji i co? Nie doczeka ich.
- Rozpaczy? Porzucił? Chyba tobie bardziej by się przydała - wyciągnął zakurzoną butelkę w stronę dziewczyny. - Jak tam? Masz już nową różdżkę, którą mogę też złamać?
Przy czym pokazał niesamowicie białe ząbki - no, niekoniecznie, aż tak białe to nie były. Uzębienie było w przeciętnym stanie, nieco lepiej z higieną osobistą, bo włosy to mu się nigdy nie przetłuszczały. Brawo.
Rozpacz i porzucenie było mu obce. Chociaż w pewnym sensie mógłby czuć się załamany, że wciąż nosi TYLKO sygnet z zielonym oczkiem. Ych, już mu się znudziła ta biżuteria - zresztą nigdy nie był fanem błyskotek. Jakieś to bardzo kobiece, a on zdecydowanie się w ten sposób nie chciał czuć. Więc tak w między czasie przyglądał się swojej ręce z pierścieniem i zastanawiał się z jakiego powodu mógłby się upijać. Czy alkoholicy zawsze mają jakieś powody, czy po prostu zaczyna im smakować?
Podniósł wzrok znad pierścienia na dziewczynę.
- Musi być powód, aby pić? - ponownie machnął butelką w stronę dziewczyny. Miał podejrzanie dobry humor. Niech jednak cię nie zmyli. W końcu wąż jest nieprzewidywalnym stworzeniem.
PS. Mam szlaban na pisanie pod wpływem alkoholu (dokładnie całej butelce wina).
- Marlene McKinnon
Re: Pusta Sala
Sob Kwi 08, 2017 4:40 pm
[Chwilowo zawieszone bo event, aleee mocno czekam na ten odpis]
W przeciwieństwie do Rosiera dziewczyna wcale nie upajała się wspomnieniem ich ostatniego spotkania. Od kilku dni w kółko odtwarzała chwile spędzone z nim na trybunach i za każdym razem dochodziła do tych samych wniosków. Po pierwsze - chłopak był bezwzględnym draniem, dupkiem i chamem, a po drugie, serce Marlene było niesamowicie idiotycznym i niesłownym organem bo chociaż bardzo chciała nie potrafiła go znienawidzić. A przecież to właśnie podpowiadał jej rozsądek i logika - znienawidzić, a później zapomnieć. Tak po prostu.
Dźwięk, który towarzyszył złamaniu jej różdżki, co rusz wybrzmiewał w uszach dziewczyny wprawiając ją na przemian, a to w irytację, a to w głęboki smutek. Na początku była wściekła, że coś co stanowiło o potędze każdego czarodzieja było takie delikatne i kruche jednak później dostrzegła w tym jakąś nadzieję na przyszłość. Bo skoro różdżka stanowiła symbol siły i władzy i skoro tak łatwo było ją złamać to może jej kruchość miała być pewnego rodzaju ostrzeżeniem dla każdego czarodzieja i miała przypominać mu o tym, że nic nie trwa wiecznie? Tak, biorąc pod uwagę wojnę jaka w niedługim czasie miała wybuchnąć (a miała, każdy to czuł) taka teoria bardzo podnosiła na duchu.
- Czyżby? - Uniosła brew. - Wydaje mi się, że skoro zostawiłam go w innym miejscu niż ten stolik - wskazała podbródkiem na ów stolik - to ktoś musiał go stamtąd zabrać. Aż tak bardzo interesujesz się moją osobą, że musisz za mną łazić i podglądać gdzie zostawiłam swój pamiętnik? Nie łudź się, o sobie i tak niczego tam nie przeczytasz. - No dobra, pamiętnik nie był jej więc doskonale wiedziała, że chłopak wcale za nią nie chodził, ale tak trudno było powstrzymać się od drobnych złośliwości. Szczególnie, że wciąż miała ochotę porządnie przyłożyć mu w pysk.
Z tym uśmiech, dziwnie skrzekliwym głosem i zamglonymi oczami wyglądał nieco idiotycznie. Taki image zdecydowanie nie pasował do arystokraty.
- Rosier, Rosier - pokręciła głową z politowaniem. - Mógłbyś się bardziej szanować. Co by powiedział twój mentor na to, że w niemal biały dzień, oddajesz się tak pospolitym i mało mrocznym czynnością jak spożywanie wątpliwej jakości alkoholu w towarzystwie zwykłej szlamy? - Ostatnie słowo podkreśliła przesłodkim uśmiechem. Nie potrafiła mu odpuścić. Słysząc jednak jego kolejne słowa mina jej zrzedła, a w oczach znów zaświeciły się wojownicze iskry. - Pieprz się - z satysfakcją pozwoliła sobie na ten odspożywczy czasownik. - Sugeruję żebyś zajął się tym lichym kijkiem, który nosisz w kieszeni swojej szaty, przypuszczam, że niedługo nie będzie Ci już potrzebny.
Przez dłuższą chwilę przyglądała mu się w zastanowieniu. - Nie musi - powiedziała w końcu cicho starając się ukryć swoje rozczarowanie. Niepewnie wzięła od niego butelkę. Nie chciał jej chyba otruć bo po pierwsze sam z niej pił, a po drugie nie miał przecież pojęcia, że ona tutaj przyjdzie, ale pewności stu procentowej nie miała. A jednak, bardzo powoli upiła z niej bardzo niewielkiego łyka (zupełnie nie przejmując się tym, że jako dama powinna poszukać sobie jakiegoś kielicha/kubka/szklanki bo skoro on jako arystokrata na to nie wpadł...) i nieznacznie się skrzywiła. Tak jak przypuszczała, zawartość butelki smakowała okropnie.
Pij sobie pij. Może przez to Rosier stanie się nieco łatwiejszy...
W przeciwieństwie do Rosiera dziewczyna wcale nie upajała się wspomnieniem ich ostatniego spotkania. Od kilku dni w kółko odtwarzała chwile spędzone z nim na trybunach i za każdym razem dochodziła do tych samych wniosków. Po pierwsze - chłopak był bezwzględnym draniem, dupkiem i chamem, a po drugie, serce Marlene było niesamowicie idiotycznym i niesłownym organem bo chociaż bardzo chciała nie potrafiła go znienawidzić. A przecież to właśnie podpowiadał jej rozsądek i logika - znienawidzić, a później zapomnieć. Tak po prostu.
Dźwięk, który towarzyszył złamaniu jej różdżki, co rusz wybrzmiewał w uszach dziewczyny wprawiając ją na przemian, a to w irytację, a to w głęboki smutek. Na początku była wściekła, że coś co stanowiło o potędze każdego czarodzieja było takie delikatne i kruche jednak później dostrzegła w tym jakąś nadzieję na przyszłość. Bo skoro różdżka stanowiła symbol siły i władzy i skoro tak łatwo było ją złamać to może jej kruchość miała być pewnego rodzaju ostrzeżeniem dla każdego czarodzieja i miała przypominać mu o tym, że nic nie trwa wiecznie? Tak, biorąc pod uwagę wojnę jaka w niedługim czasie miała wybuchnąć (a miała, każdy to czuł) taka teoria bardzo podnosiła na duchu.
- Czyżby? - Uniosła brew. - Wydaje mi się, że skoro zostawiłam go w innym miejscu niż ten stolik - wskazała podbródkiem na ów stolik - to ktoś musiał go stamtąd zabrać. Aż tak bardzo interesujesz się moją osobą, że musisz za mną łazić i podglądać gdzie zostawiłam swój pamiętnik? Nie łudź się, o sobie i tak niczego tam nie przeczytasz. - No dobra, pamiętnik nie był jej więc doskonale wiedziała, że chłopak wcale za nią nie chodził, ale tak trudno było powstrzymać się od drobnych złośliwości. Szczególnie, że wciąż miała ochotę porządnie przyłożyć mu w pysk.
Z tym uśmiech, dziwnie skrzekliwym głosem i zamglonymi oczami wyglądał nieco idiotycznie. Taki image zdecydowanie nie pasował do arystokraty.
- Rosier, Rosier - pokręciła głową z politowaniem. - Mógłbyś się bardziej szanować. Co by powiedział twój mentor na to, że w niemal biały dzień, oddajesz się tak pospolitym i mało mrocznym czynnością jak spożywanie wątpliwej jakości alkoholu w towarzystwie zwykłej szlamy? - Ostatnie słowo podkreśliła przesłodkim uśmiechem. Nie potrafiła mu odpuścić. Słysząc jednak jego kolejne słowa mina jej zrzedła, a w oczach znów zaświeciły się wojownicze iskry. - Pieprz się - z satysfakcją pozwoliła sobie na ten odspożywczy czasownik. - Sugeruję żebyś zajął się tym lichym kijkiem, który nosisz w kieszeni swojej szaty, przypuszczam, że niedługo nie będzie Ci już potrzebny.
Przez dłuższą chwilę przyglądała mu się w zastanowieniu. - Nie musi - powiedziała w końcu cicho starając się ukryć swoje rozczarowanie. Niepewnie wzięła od niego butelkę. Nie chciał jej chyba otruć bo po pierwsze sam z niej pił, a po drugie nie miał przecież pojęcia, że ona tutaj przyjdzie, ale pewności stu procentowej nie miała. A jednak, bardzo powoli upiła z niej bardzo niewielkiego łyka (zupełnie nie przejmując się tym, że jako dama powinna poszukać sobie jakiegoś kielicha/kubka/szklanki bo skoro on jako arystokrata na to nie wpadł...) i nieznacznie się skrzywiła. Tak jak przypuszczała, zawartość butelki smakowała okropnie.
Pij sobie pij. Może przez to Rosier stanie się nieco łatwiejszy...
- Mistrz Gry
Re: Pusta Sala
Sro Cze 21, 2017 1:54 am
Zakończenie sesji pomiędzy Evanem a Marlene z powodu kończenia sesji w zamku.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Rudolf Greengrass
Re: Pusta Sala
Pon Sty 07, 2019 11:02 pm
Kiedy w pokoju wspólnym niektórzy uczniowie pytali się Rudolfa, dlaczego ten po pierwsze uśmiecha się tak głupkowato, a po drugie czemu jest tak podekscytowany. Pukali się w głowę w chwili kiedy dowiadywali się, że wszystko było spowodowane przez fakt, że młody Greenggrass po prostu dostał szlaban. Blondyn nie był masochistą, ale dla tego jednego szlabanu, i tej jednej kobiety był w stanie zrobić pewien wyjątek. Nawet zaryzykować wyjca od ojca (a jego wyjce były wyjątkowo mało przyjemne) Kilka minut lekcyjny w towarzystwie Pani Charlotty dla gryfona było błogosławieństwem, a kilka godzin...musiał być to już istny cud. On wiedział, że jego uczucie nigdy nie znajdzie odzwierciedlenia w rzeczywistości, ani też nie znajdzie odwzajemnienia, a nawet jeżeli coś takiego miałoby by miejsce, to jego ojciec prędzej by sam odebrał sobie życie niż pozwoliłby własnemu synowi na takie mezalians. Dlatego blondyn musiał pocieszać się tym, że od czasu do czasu będzie mógł spędzić trochę czasu z nauczycielką opieki nad magicznymi stworzeniami.
Kilka chwil przed wyznaczoną godziną blondyn wyszedł z pokoju wspólnego, a swoje kroki skierował do jednej z pustych sal, które znajdowały się na piątym piętrze. Nie miał pojęcia dlaczego psorka chciała go widzieć akurat tam, ale myśl o tym, że będą tylko w dwójkę, w pustej sali, sprawiała, że dłonie chłopaka zaczęły się zdecydowanie nadmiernie pocić, a serce załomotało jak oszalałe. Przez jakiś czas miał nawet w głowie czy nie wykorzystać tego i nie zdradzić swoich uczuć, ale uznał, że przez te wszystkie lata w szkole zrobił z siebie już dostatecznego idiotę, i nie ma sensu pogarszać tej sytuacji. Szczególnie, że jego ojciec i bez tego był na granicy załamania nerwowego.
Blondyn w końcu dotarł pod drzwi pustej sali.
-Spokojnie Rudolf...to tylko szlaban...z piękną kobietą- Chciał teraz uciec, odwrócić się i czmychnąć niczym mysz, ale w końcu zdobył się na tę odwagę, i nacisnął klamkę drzwi, aby wsunąć się do środka. Ku jego poniekąd uciesze nie odnotował jeszcze obecności nauczycielki, a to oznaczało, że się nie spóźnił. Chociaż...gdyby się spóźnił może by jeszcze wyrwał dla siebie kilka cudownych...a przynajmniej tak mu się wydawało, że będą to cudowne chwile.
Kilka chwil przed wyznaczoną godziną blondyn wyszedł z pokoju wspólnego, a swoje kroki skierował do jednej z pustych sal, które znajdowały się na piątym piętrze. Nie miał pojęcia dlaczego psorka chciała go widzieć akurat tam, ale myśl o tym, że będą tylko w dwójkę, w pustej sali, sprawiała, że dłonie chłopaka zaczęły się zdecydowanie nadmiernie pocić, a serce załomotało jak oszalałe. Przez jakiś czas miał nawet w głowie czy nie wykorzystać tego i nie zdradzić swoich uczuć, ale uznał, że przez te wszystkie lata w szkole zrobił z siebie już dostatecznego idiotę, i nie ma sensu pogarszać tej sytuacji. Szczególnie, że jego ojciec i bez tego był na granicy załamania nerwowego.
Blondyn w końcu dotarł pod drzwi pustej sali.
-Spokojnie Rudolf...to tylko szlaban...z piękną kobietą- Chciał teraz uciec, odwrócić się i czmychnąć niczym mysz, ale w końcu zdobył się na tę odwagę, i nacisnął klamkę drzwi, aby wsunąć się do środka. Ku jego poniekąd uciesze nie odnotował jeszcze obecności nauczycielki, a to oznaczało, że się nie spóźnił. Chociaż...gdyby się spóźnił może by jeszcze wyrwał dla siebie kilka cudownych...a przynajmniej tak mu się wydawało, że będą to cudowne chwile.
- Charlotte Everglade
Re: Pusta Sala
Wto Sty 08, 2019 1:45 am
[Po rozgrywce na cmentarzu w Dolinie Godryka]
Charlotte nie była zadowolona z faktu, że jeden z jej lepszych uczniów w ostatnim czasie aż dwa razy pod rząd spóźnił się na jej zajęcia. Uważała to za wyjątkowy brak taktu i przez chwilę nawet odniosła wrażenie że jej zajęcia nie są na tyle interesujące by pojawiać się na nich o odpowiedniej porze. Oczywiście nie mogła zignorować takiej niekompetencji kogoś, kto miał całkiem spore szanse na otrzymanie bardzo pozytywnej oceny z jej przedmiotu to też musiała wystosować odpowiednie kroki, a pierwszym z nich miał być dzisiejszy, kilkugodzinny szlaban który, miała nadzieję że czegokolwiek chłopaka nauczy.
Kobieta przyszła na miejsce zaledwie dwie, bądź trzy minuty po wyznaczonej godzinie, nie widziała jednak chłopaka przed salą i przez chwilę miała wrażenie że ten, znów się spóźnia mimo iż właśnie przez to dostał szlaban. Westchnęła cicho, po czym weszła do pomieszczenia. Ubrana w dobrze dopasowaną czarodziejską szatę w dłoni trzymała metalowe wiadro a za nią lewitowało kilka obszernych ksiąg.
- Dzień dobry, Rudolfie- rzuciła miękko i spokojnie, nie posłała mu jednak uśmiechu jak zawsze gdy witała się z nim na korytarzu bądź wykonał poprawnie jakieś zadanie, dając mu tym samym do zrozumienia że jest niezadowolona z jego ostatniego zachowania. Po chwili księgi wylądowały na jednej z ławek, wzbijając w niebo kłąb kurzu, na co tylko się skrzywiła.
-Następne kilka godzin, czy Ci się to podoba czy nie spędzisz w moim towarzystwie, przygotowałam kilka zadań dla ciebie byś się nie nudził - spojrzenie kobiety padło wprost na oczy młodego gryfona a ona sama podeszła do chłopaka, wręczając mu metalowe wiadro wypełnione wodą, przez którego bok przewieszona była szmatka i miotełka do kurzu. - Najpierw powycierasz wszystkie kurze w tej sali, tylko bez żadnych czarów Greengrass. Kiedy to skończysz przydzielę ci kolejne zadanie.- oznajmiła, informując gryfona o tym, co przynajmniej przez najbliższe kilkanaście, a raczej kilkadziesiąt minut przyjdzie mu robić w końcu ona sama nie miała zamiaru siedzieć w pokrytej kurzej sali gdyż najzwyczajniej w świecie nie było to zdrowym ani dla ciała, ani dla ducha.
Kobieta odsunęła się od mężczyzny, stając w niewielkiej odległości a ręce założyła na piersi czekając czy chłopak posłusznie przystąpi do pracy, czy będzie się z nią wykłócał jak pewien naprawdę irytujący ślizgon.
- Zdawać by się mogło że moje zajęcia cię nudzą skoro spóźniłeś się na nie aż dwa razy pod rząd. - zagadnęła po chwili, ciekawa powodu przez który chłopak opuszczał jej,jakże cenne zajęcia.
Charlotte nie była zadowolona z faktu, że jeden z jej lepszych uczniów w ostatnim czasie aż dwa razy pod rząd spóźnił się na jej zajęcia. Uważała to za wyjątkowy brak taktu i przez chwilę nawet odniosła wrażenie że jej zajęcia nie są na tyle interesujące by pojawiać się na nich o odpowiedniej porze. Oczywiście nie mogła zignorować takiej niekompetencji kogoś, kto miał całkiem spore szanse na otrzymanie bardzo pozytywnej oceny z jej przedmiotu to też musiała wystosować odpowiednie kroki, a pierwszym z nich miał być dzisiejszy, kilkugodzinny szlaban który, miała nadzieję że czegokolwiek chłopaka nauczy.
Kobieta przyszła na miejsce zaledwie dwie, bądź trzy minuty po wyznaczonej godzinie, nie widziała jednak chłopaka przed salą i przez chwilę miała wrażenie że ten, znów się spóźnia mimo iż właśnie przez to dostał szlaban. Westchnęła cicho, po czym weszła do pomieszczenia. Ubrana w dobrze dopasowaną czarodziejską szatę w dłoni trzymała metalowe wiadro a za nią lewitowało kilka obszernych ksiąg.
- Dzień dobry, Rudolfie- rzuciła miękko i spokojnie, nie posłała mu jednak uśmiechu jak zawsze gdy witała się z nim na korytarzu bądź wykonał poprawnie jakieś zadanie, dając mu tym samym do zrozumienia że jest niezadowolona z jego ostatniego zachowania. Po chwili księgi wylądowały na jednej z ławek, wzbijając w niebo kłąb kurzu, na co tylko się skrzywiła.
-Następne kilka godzin, czy Ci się to podoba czy nie spędzisz w moim towarzystwie, przygotowałam kilka zadań dla ciebie byś się nie nudził - spojrzenie kobiety padło wprost na oczy młodego gryfona a ona sama podeszła do chłopaka, wręczając mu metalowe wiadro wypełnione wodą, przez którego bok przewieszona była szmatka i miotełka do kurzu. - Najpierw powycierasz wszystkie kurze w tej sali, tylko bez żadnych czarów Greengrass. Kiedy to skończysz przydzielę ci kolejne zadanie.- oznajmiła, informując gryfona o tym, co przynajmniej przez najbliższe kilkanaście, a raczej kilkadziesiąt minut przyjdzie mu robić w końcu ona sama nie miała zamiaru siedzieć w pokrytej kurzej sali gdyż najzwyczajniej w świecie nie było to zdrowym ani dla ciała, ani dla ducha.
Kobieta odsunęła się od mężczyzny, stając w niewielkiej odległości a ręce założyła na piersi czekając czy chłopak posłusznie przystąpi do pracy, czy będzie się z nią wykłócał jak pewien naprawdę irytujący ślizgon.
- Zdawać by się mogło że moje zajęcia cię nudzą skoro spóźniłeś się na nie aż dwa razy pod rząd. - zagadnęła po chwili, ciekawa powodu przez który chłopak opuszczał jej,jakże cenne zajęcia.
- Rudolf Greengrass
Re: Pusta Sala
Wto Sty 08, 2019 11:56 am
Gryfon nie czekał długo, bowiem już po kilku chwilach drzwi prowadzące do pustej sali uchyliły się nieznacznie, i do środka weszła ona. Blondyn odwrócił się twarzą do nauczycielki i przez chwilę zamarł. Wodził błękitnymi tęczówkami, od jej idealnie ułożonych włosów, po doskonale dobrane buty. Ona od samego początku wydawała się być kompatybilna, tworzyła jedną spójną całość.
-Dzi...dzień dobry- Wydusił z siebie, kiedy dotarło do niego, że stoi i wgapia się w nią wielkimi oczami. Domyślił się, że mogło być to dla niej krepujące. Chociaż kto wie, może lubiła być w centrum uwagi...a nawet jeśli tak było to na pewno nie chodziło tutaj o uwagę uczniów. Dłonie miał już tak mokre, że w sumie nie potrzebował nawet szmatki do ścierania kurzy. Dlatego dla niepoznaki wytarł ręce w swoje spodnie, udając tym samym, że po prostu je poprawia, po czym na lekko drżących nogach zbliżył się do kobiety, aby odebrać od niej wiadro, szmatki i inne przybory potrzebne do wysprzątania tej sali. Nie miał najmniejszego zamiaru się z nią sprzeczać, że nie będzie tego robić. Rudolf należał do tego typu ludzi, którzy woleli zapisać się w pamięci innych ludzi w ten pozytywny sposób. Może dlatego też niektórzy zarzucali mu, że po prostu był nudny, ale w dzisiejszych czasach nuda nie była niczym złym, a przynajmniej z jego punktu widzenia.
Greengrass, po otrzymaniu swoich narzędzi pracy nie ociągał się tylko od razu wziął się do roboty. Nim, jednak zaczął od czegoś konkretnego, wytarł dokładnie jedną z ławek, oraz krzesło.
-P...proszę może pani usiądzie- Zaproponował grzecznie. Przecież nie pozwoli kobiecie tyle czasu stać. Dobre wychowanie z domu przynosiło jakieś efekty. Blondyn niestety chociażby chciał to nie potrafiłby zachować się inaczej. A słysząc francuski akcent kobiet, zaczynał żałować, że nie przykładał się do lekcji, które usiłowała udzielać mu jego matka. Nigdy nie lubił francuskiego, a teraz...można by rzecz, że nawet pokochał ten język.
W końcu wziął się za sprzątanie, a przynajmniej tak było przez chwilę bo nauczycielka o dziwo postanowiła z nim po prostu porozmawiać. Był za to nawet wdzięczny. Nie chciał spędzić kilku godzin w ciszy wsłuchany jedynie w swoje własne bicie serca.
-NIE...to znaczy- Odpowiedział być może nawet odrobinę za głośno, co skutkowało tym, że spuścił głowę i przymknął lekko oczy, czując jak złapanie tchu staje się znacznie większym wyzwaniem.
-Te zajęcia są cudowne...naprawdę, po prostu...- Nie wiedział jak się z tego wykaraskać. To nie było do końca tak, że on się specjalnie spóźnił, aby dostać ten szlaban.
-Ja...po prostu tak już mam. Chcę dobrze, ale nie zawsze mi to wychodzi- Taka była niestety smutna prawda. Przez swoje nazwisko dużo ludzi chciałoby widzieć w nim idealnego Greengrassa, a wymagania rodziców w żaden sposób mu nie pomagały. Dlatego też w jego życiu pełno różnych potknięć, do których niechętnie, ale musiał się przyznać.
-Dzi...dzień dobry- Wydusił z siebie, kiedy dotarło do niego, że stoi i wgapia się w nią wielkimi oczami. Domyślił się, że mogło być to dla niej krepujące. Chociaż kto wie, może lubiła być w centrum uwagi...a nawet jeśli tak było to na pewno nie chodziło tutaj o uwagę uczniów. Dłonie miał już tak mokre, że w sumie nie potrzebował nawet szmatki do ścierania kurzy. Dlatego dla niepoznaki wytarł ręce w swoje spodnie, udając tym samym, że po prostu je poprawia, po czym na lekko drżących nogach zbliżył się do kobiety, aby odebrać od niej wiadro, szmatki i inne przybory potrzebne do wysprzątania tej sali. Nie miał najmniejszego zamiaru się z nią sprzeczać, że nie będzie tego robić. Rudolf należał do tego typu ludzi, którzy woleli zapisać się w pamięci innych ludzi w ten pozytywny sposób. Może dlatego też niektórzy zarzucali mu, że po prostu był nudny, ale w dzisiejszych czasach nuda nie była niczym złym, a przynajmniej z jego punktu widzenia.
Greengrass, po otrzymaniu swoich narzędzi pracy nie ociągał się tylko od razu wziął się do roboty. Nim, jednak zaczął od czegoś konkretnego, wytarł dokładnie jedną z ławek, oraz krzesło.
-P...proszę może pani usiądzie- Zaproponował grzecznie. Przecież nie pozwoli kobiecie tyle czasu stać. Dobre wychowanie z domu przynosiło jakieś efekty. Blondyn niestety chociażby chciał to nie potrafiłby zachować się inaczej. A słysząc francuski akcent kobiet, zaczynał żałować, że nie przykładał się do lekcji, które usiłowała udzielać mu jego matka. Nigdy nie lubił francuskiego, a teraz...można by rzecz, że nawet pokochał ten język.
W końcu wziął się za sprzątanie, a przynajmniej tak było przez chwilę bo nauczycielka o dziwo postanowiła z nim po prostu porozmawiać. Był za to nawet wdzięczny. Nie chciał spędzić kilku godzin w ciszy wsłuchany jedynie w swoje własne bicie serca.
-NIE...to znaczy- Odpowiedział być może nawet odrobinę za głośno, co skutkowało tym, że spuścił głowę i przymknął lekko oczy, czując jak złapanie tchu staje się znacznie większym wyzwaniem.
-Te zajęcia są cudowne...naprawdę, po prostu...- Nie wiedział jak się z tego wykaraskać. To nie było do końca tak, że on się specjalnie spóźnił, aby dostać ten szlaban.
-Ja...po prostu tak już mam. Chcę dobrze, ale nie zawsze mi to wychodzi- Taka była niestety smutna prawda. Przez swoje nazwisko dużo ludzi chciałoby widzieć w nim idealnego Greengrassa, a wymagania rodziców w żaden sposób mu nie pomagały. Dlatego też w jego życiu pełno różnych potknięć, do których niechętnie, ale musiał się przyznać.
- Charlotte Everglade
Re: Pusta Sala
Wto Sty 08, 2019 1:39 pm
Charlotte, czekając aż uczeń jej odpowie, bądź też i nie czuła się, delikatnie mówiąc obserwowana i trochę oceniana, jednak w sposób inny niż ostatnio oceniał ją starszy do Rudolfa uczeń i szczerze mówiąc, nie za bardzo się jej to podobało. Doskonale wiedziała że nie jest nauczycielką lubianą wśród uczniów, oni jednak nie musieli wcale jej lubić. Jedyne co należało do ich obowiązków to okazywac jej szacunek i chłonąć wiedzę którą ona im przekazuje... A może Greengrass tak naprawdę jej nie ocenia? Coś nie pasowało jej w tym wszystkim.
Wydawał się jej dziwnie zdenerwowany, a może nawet i
przestraszony? Tak naprawdę Charlotte nie była zbyt dobra w odgadywaniu czyichś emocji, nawet jeśli chodziło o jej uczniów. A co do ich uwagi, przyznać trzeba było że panna Everglade naprawdę za nią przepadała, zwłaszcza na lekcjach gdy słuchali tego co im przekazuje. Szczerze mówiąc, jeszcze nie zdarzyło się jej by któryś z uczniów wybrał ją na obiekt swoich westchnień, głównie przez fakt, że cholernie dużo od nich wymagała. Kobieta przyglądała się uważnie jak ten, jakby nie pewnie podchodzi do niej uważnie lustrując go spojrzeniem.
- Wszystko w porządku?- zapytała po chwili, cały czas mając wrażenie że coś jest nie tak, w końcu na jej lekcjach nie zachowywał się tak, a może po prostu tego nie zauważała? Cóż, to też jest możliwe.
Kobieta posłała uczniowi lekki uśmiech gdy ten przetarł dla niej ławkę i jedno z krzeseł, szczerze mówiąc nie wielu było uczniów, tak dobrze wychowanych jak gryfon. A na samo wspomnienie o tym, jak odzywał się do niej jeden ślizgon jeszcze bardziej doceniała uprzejmość swojego ucznia, w końcu tak niewielu dobrze ułożonych chłopców uczyło się w tej szkole. I naprawdę nie mogła powstrzymać trochę szerszego uśmiechu, jaki pojawił się na jej twarzy gdy odsunęła krzesło.
-Rudolfie, jeśli proponujesz kobiecie miejsce do spoczęcia, warto by było aby to miejsce nie było pokryte wodą. Mokre szaty nie prezentują się należycie. - pouczyła go, wskazując na plamę wody jaką pozostawił na siedzeniu krzesła swoją szmatką. Zamiast usiąść na krześle oparła się nonszalancko o blat biurka, czekając aż krzesło wyschnie a ona będzie mogła zacząć przygotowywać kolejne zadanie,jakie wymyśliła dla niego na ten szlaban. W końcu nie mógł przez kilka godzin siedzieć i nic nie robić, wtedy z pewnością nie miałoby to nic wspólnego ze szlabanem.
Charlotte przyjrzała się uważnie chłopakowi słysząc jego, dość głośną odpowiedź, no nie wyglądało jej to na zupełnie normalne zachowanie, nie miała jednak pojęcia o co może chodzić, gdyż jak wcześniej było wspominanie, od życia prywatnego uczniów o wiele bardziej interesowały ją ich osiągnięcia w nauce.
- Miło mi to słyszeć, że uważasz moje zajęcia za cudowne, to nie zmienia faktu że jeden z moich lepszych uczniów nagle zaczął się na nie spóźniać. Jeśli masz problem z którąś częścią materiału zawsze możesz do mnie przyjść a ja go ci wytłumaczę.- Odpowiedziała spokojnie, przyglądając się uczniowi i mając wrażenie że to o to chodzi w tym jego całym, dość dziwnym zachowaniu.
- „Tak już mam” nie jest tłumaczeniem ani odpowiednim usprawiedliwieniem, drogi Rudolfie. To od ciebie zależy to jaki jesteś i jaką drogę obierzesz, zamiast chcieć dobrze, powinieneś zacząć działać gdyż to z pewnością przyniesie o wiele lepsze skutki - dodała jeszcze, cały czas mówiąc spokojnie i próbując w jakiś sposób przemówić do swojego ucznia mimo iż była w tym, naprawdę kiepska.
Wydawał się jej dziwnie zdenerwowany, a może nawet i
przestraszony? Tak naprawdę Charlotte nie była zbyt dobra w odgadywaniu czyichś emocji, nawet jeśli chodziło o jej uczniów. A co do ich uwagi, przyznać trzeba było że panna Everglade naprawdę za nią przepadała, zwłaszcza na lekcjach gdy słuchali tego co im przekazuje. Szczerze mówiąc, jeszcze nie zdarzyło się jej by któryś z uczniów wybrał ją na obiekt swoich westchnień, głównie przez fakt, że cholernie dużo od nich wymagała. Kobieta przyglądała się uważnie jak ten, jakby nie pewnie podchodzi do niej uważnie lustrując go spojrzeniem.
- Wszystko w porządku?- zapytała po chwili, cały czas mając wrażenie że coś jest nie tak, w końcu na jej lekcjach nie zachowywał się tak, a może po prostu tego nie zauważała? Cóż, to też jest możliwe.
Kobieta posłała uczniowi lekki uśmiech gdy ten przetarł dla niej ławkę i jedno z krzeseł, szczerze mówiąc nie wielu było uczniów, tak dobrze wychowanych jak gryfon. A na samo wspomnienie o tym, jak odzywał się do niej jeden ślizgon jeszcze bardziej doceniała uprzejmość swojego ucznia, w końcu tak niewielu dobrze ułożonych chłopców uczyło się w tej szkole. I naprawdę nie mogła powstrzymać trochę szerszego uśmiechu, jaki pojawił się na jej twarzy gdy odsunęła krzesło.
-Rudolfie, jeśli proponujesz kobiecie miejsce do spoczęcia, warto by było aby to miejsce nie było pokryte wodą. Mokre szaty nie prezentują się należycie. - pouczyła go, wskazując na plamę wody jaką pozostawił na siedzeniu krzesła swoją szmatką. Zamiast usiąść na krześle oparła się nonszalancko o blat biurka, czekając aż krzesło wyschnie a ona będzie mogła zacząć przygotowywać kolejne zadanie,jakie wymyśliła dla niego na ten szlaban. W końcu nie mógł przez kilka godzin siedzieć i nic nie robić, wtedy z pewnością nie miałoby to nic wspólnego ze szlabanem.
Charlotte przyjrzała się uważnie chłopakowi słysząc jego, dość głośną odpowiedź, no nie wyglądało jej to na zupełnie normalne zachowanie, nie miała jednak pojęcia o co może chodzić, gdyż jak wcześniej było wspominanie, od życia prywatnego uczniów o wiele bardziej interesowały ją ich osiągnięcia w nauce.
- Miło mi to słyszeć, że uważasz moje zajęcia za cudowne, to nie zmienia faktu że jeden z moich lepszych uczniów nagle zaczął się na nie spóźniać. Jeśli masz problem z którąś częścią materiału zawsze możesz do mnie przyjść a ja go ci wytłumaczę.- Odpowiedziała spokojnie, przyglądając się uczniowi i mając wrażenie że to o to chodzi w tym jego całym, dość dziwnym zachowaniu.
- „Tak już mam” nie jest tłumaczeniem ani odpowiednim usprawiedliwieniem, drogi Rudolfie. To od ciebie zależy to jaki jesteś i jaką drogę obierzesz, zamiast chcieć dobrze, powinieneś zacząć działać gdyż to z pewnością przyniesie o wiele lepsze skutki - dodała jeszcze, cały czas mówiąc spokojnie i próbując w jakiś sposób przemówić do swojego ucznia mimo iż była w tym, naprawdę kiepska.
- Rudolf Greengrass
Re: Pusta Sala
Wto Sty 08, 2019 8:00 pm
-Tak...myślę, że tak, jest dobrze- Odpowiedział na tyle przekonywując na ile tylko potrafił, chociaż tak naprawdę chciał przekonać głównie samego siebie. Jeżeli jego serce wykona jeszcze kilka takich gwałtownych uderzeń, najpewniej chłopak padnie tutaj trupem na zawał, a to na pewno nie wyglądałoby zbyt dobrze w dokumentach nauczycielki opieki nad magicznymi zwierzętami. Blondyn powrócił do wykonywania wcześniejszej czynności, czyli starannym wycieraniu kurzy, i zdejmowaniu pajęczyn z niektórych ławek, kiedy po raz kolejny oderwała go od tego psorka. Błękitne tęczówki powędrowały na mokrą plamę, którą niestety zostawił na krześle. Odruchowo pacnął się otwartą dłonią w czołu zrzucając w myślach na siebie samego tonę wyzwisk jakie tylko przyszły mu do głowy.
Temat jego nieobecności na lekcji dalej się ciągnął, a on dalej nie wiedział co powiedzieć, aby załagodzić całą sytuację. Naprawdę te zajęcia wcale go nie nudziły, i najpewniej nie znudzą go tak szybko jak mogłoby się wydawać. Wiedział, że w razie problemów z konkretnym działem mógł się do niej zgłosić, ale nie w tym leżał problem. Na kolejne słowa Greengrass skrzywił się lekko.
-Ojciec wystarczająco często mi to samo powtarza- Chłopak dla swoich rodziców nigdy nie był dostatecznie dobry. Matka unikała towarzystwa swojego jedynego syna z którym przecież łączyło ją tak dużo, a ojciec...ojciec cały czas stawiał przed nim jakieś wymagania. Rudolf oczywiście starał się im sprostać jak tylko mógł, ale jednocześnie nie chciał zatracić w tym wszystkim samego siebie oraz swoich poglądów.
-Wszystko zależy ode mnie...gdyby to było takie proste- Odpowiedział odrywając na chwilę wzrok od pająka, który sennie spacerował po swojej utkanej pajęczynie. Życie chłopaka mogłoby się wydawać, że było już zaplanowane w każdym nawet najmniejszym szczególe. Z góry ktoś mu narzucił to co może, a czego nie powinien był robić, a im bardziej on się buntował, tym mocniej czuł, że te cugle się na nim zaciskają.
Temat jego nieobecności na lekcji dalej się ciągnął, a on dalej nie wiedział co powiedzieć, aby załagodzić całą sytuację. Naprawdę te zajęcia wcale go nie nudziły, i najpewniej nie znudzą go tak szybko jak mogłoby się wydawać. Wiedział, że w razie problemów z konkretnym działem mógł się do niej zgłosić, ale nie w tym leżał problem. Na kolejne słowa Greengrass skrzywił się lekko.
-Ojciec wystarczająco często mi to samo powtarza- Chłopak dla swoich rodziców nigdy nie był dostatecznie dobry. Matka unikała towarzystwa swojego jedynego syna z którym przecież łączyło ją tak dużo, a ojciec...ojciec cały czas stawiał przed nim jakieś wymagania. Rudolf oczywiście starał się im sprostać jak tylko mógł, ale jednocześnie nie chciał zatracić w tym wszystkim samego siebie oraz swoich poglądów.
-Wszystko zależy ode mnie...gdyby to było takie proste- Odpowiedział odrywając na chwilę wzrok od pająka, który sennie spacerował po swojej utkanej pajęczynie. Życie chłopaka mogłoby się wydawać, że było już zaplanowane w każdym nawet najmniejszym szczególe. Z góry ktoś mu narzucił to co może, a czego nie powinien był robić, a im bardziej on się buntował, tym mocniej czuł, że te cugle się na nim zaciskają.
- Charlotte Everglade
Re: Pusta Sala
Wto Sty 08, 2019 11:17 pm
Charlotte pokiwała jedynie głową na słowa swojego ucznia, cóż skoro sądził że wszystko z nim w porządku zapewne tak jest, a nawet jeśli doskonale wiedziała że gryfon nic jej nie powie. W końcu była przecież tylko wymagającą nauczycielką jednego z przedmiotów, czyż nie? Tak czy siak, panna Everglade nie ciągnęła dalej tematu, uznając to za bezsensownie.
Kobieta posłała mu jedynie uśmiech, widząc jego reakcję na mokrą plamę znajdującą się na krześle, nie uznała jednak tego za nic złego, w końcu każdemu zdarzają się wpadki, czyż nie? Ona sama, za swoich szkolnych czasów zaliczyła ich naprawdę sporo. Co prawda po latach ze wszystkich z nich śmiała się ze swoimi byłymi nauczycielami, a później kolegami z pracy, gdy jednak była młoda zdawały się być one nie do przeżycia.
Kobieta pokiwała głową, słysząc słowa dotyczące ojca chłopaka, sama nie miała jeszcze przyjemności go poznać domyślała się jednak że może być nadopiekuńczy, jak większość rodziców z resztą.
- Twój ojciec na pewno chce dla ciebie jak najlepiej, Rudolfie.- odpowiedziała spokojnie, posyłając mu o dziwo miłe spojrzenie. W jej rodzinie to matka była tą, która naciskała na dobre wykształcenie i wybranie odpowiedniej przyszłości, słuchała w tym jednak głosu swojego dziecka. Doświadczenie pedagogiczne Charlotte podpowiadało jej jednak, że nie wszyscy rodzice tacy są.
- Ależ oczywiście że jest to proste, powiedziałabym nawet że bardzo proste.- zaczęła, przestępując z nogi na nogę po czym podeszła do jednego z krzeseł, wyczyszczonych przez chłopaka, tego które nie było uciapane wodą i usiadła na nim, zakładając nogę na nogę a jej spojrzenie powędrowało ku uczniowi.
- Powiedz mi Rudolfie, co jest twoim najgłębszym, najbardziej skrytym pożądaniem?- zapytała uważnie się mu przyglądając. Co prawda dla większości uczniów nie była taka przyjemna, w tych chłopaku widziała jednak ukryty potencjał którego on nie umiał znaleźć i byłoby wielką stratą gdyby go nigdy nie odkrył.
Kobieta posłała mu jedynie uśmiech, widząc jego reakcję na mokrą plamę znajdującą się na krześle, nie uznała jednak tego za nic złego, w końcu każdemu zdarzają się wpadki, czyż nie? Ona sama, za swoich szkolnych czasów zaliczyła ich naprawdę sporo. Co prawda po latach ze wszystkich z nich śmiała się ze swoimi byłymi nauczycielami, a później kolegami z pracy, gdy jednak była młoda zdawały się być one nie do przeżycia.
Kobieta pokiwała głową, słysząc słowa dotyczące ojca chłopaka, sama nie miała jeszcze przyjemności go poznać domyślała się jednak że może być nadopiekuńczy, jak większość rodziców z resztą.
- Twój ojciec na pewno chce dla ciebie jak najlepiej, Rudolfie.- odpowiedziała spokojnie, posyłając mu o dziwo miłe spojrzenie. W jej rodzinie to matka była tą, która naciskała na dobre wykształcenie i wybranie odpowiedniej przyszłości, słuchała w tym jednak głosu swojego dziecka. Doświadczenie pedagogiczne Charlotte podpowiadało jej jednak, że nie wszyscy rodzice tacy są.
- Ależ oczywiście że jest to proste, powiedziałabym nawet że bardzo proste.- zaczęła, przestępując z nogi na nogę po czym podeszła do jednego z krzeseł, wyczyszczonych przez chłopaka, tego które nie było uciapane wodą i usiadła na nim, zakładając nogę na nogę a jej spojrzenie powędrowało ku uczniowi.
- Powiedz mi Rudolfie, co jest twoim najgłębszym, najbardziej skrytym pożądaniem?- zapytała uważnie się mu przyglądając. Co prawda dla większości uczniów nie była taka przyjemna, w tych chłopaku widziała jednak ukryty potencjał którego on nie umiał znaleźć i byłoby wielką stratą gdyby go nigdy nie odkrył.
- Rudolf Greengrass
Re: Pusta Sala
Sro Sty 09, 2019 6:03 pm
Nie lubił rozmawiać o swojej rodzinie, oraz o stosunkach jakie panowały między nim a jego ojcem. Może dlatego, że były to trudne relacje, na tyle trudne, że sam Rudolf nie zawsze był w stanie zrozumieć ich sens.
-Mój ojciec to człowiek bez jakiej kolwiek wizji pani profesor- Powiedział wracając do sprzątania sali. Trudno było mu uwierzyć, że człowiek, który nie potrafi nawet spojrzeć chociażby w niedaleką przyszłość, wie co jest dobre dla syna. Blondyn był w tej chwili nawet lekko zdziwiony tym jak potoczyła się ta sytuacja. Mogłoby się wydawać, że spędzi nudny czas podczas szlabanu, a nauczycielka nie odezwie się przez cały okres jego trwania ani słowem, jak widać mylił się. Co więcej nawet doceniał to, że interesowała się życiem swoich uczniów. Pozostawało pytanie na ile była to faktyczna troska, a na ile chęć zabicia czasu.
-Chce pani się zamienić?- Zaproponował po czym sam uśmiechnął się lekko w jego stronę kobiety, a w błękitnych tęczówkach chłopaka zatańczyło kilka iskierek.
-Pani weźmie moje nazwisko i moją rodzinę, a ja pani życie- Owszem bycie sobą nie było trudne, ale komplikowało się w momencie kiedy każdy zaczynał mieć jakieś oczekiwania. Sam Rudolf chociaż nadal usiłował stawać na wysokości zadania, zaczynał rozumieć, że nie zadowoli wszystkich...a raczej póki co nie udało mu się zadowolić jeszcze nikogo.
Kiedy padło pytanie jakie blondyn ma najskrytsze marzenie przez chwilę zdębiał nie wiedząc co odpowiedzieć. Nikogo do tej pory to nie interesowało, nawet w chwili kiedy starał się o tym mówić, ludzie zbywali go wzruszeniem ramion, albo zarzuceniem mu, że jest głupim dzieciakiem, który potrafi tylko marzyć.
-Chciałbym...- Zaczął cicho starając się jakoś ułożyć swoje myśli w jedną logiczną całość.
-Chciałbym znaleźć się w przyszłości, stworzyć ją. Nie dla siebie, dla innych, aby im żyło się lepiej. Stworzyć świat w którym jedynie będzie się liczyć wartość człowieka. A teraz szansa na zmiany wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Zaprzepaszczenie tej szansy, oznaczać może nienawiść przyszłych generacji- Wierzył w to, naprawdę wierzył w swoje własne idee. Nawet jeżeli w oczach wielu była to utopia, jeżeli inni zaczną w to wierzyć, przestanie być to marzeniem, a może zacząć być rzeczywistością. Świat można było zmienić, wystarczyło tylko przerwać milczenie.
-Mój ojciec to człowiek bez jakiej kolwiek wizji pani profesor- Powiedział wracając do sprzątania sali. Trudno było mu uwierzyć, że człowiek, który nie potrafi nawet spojrzeć chociażby w niedaleką przyszłość, wie co jest dobre dla syna. Blondyn był w tej chwili nawet lekko zdziwiony tym jak potoczyła się ta sytuacja. Mogłoby się wydawać, że spędzi nudny czas podczas szlabanu, a nauczycielka nie odezwie się przez cały okres jego trwania ani słowem, jak widać mylił się. Co więcej nawet doceniał to, że interesowała się życiem swoich uczniów. Pozostawało pytanie na ile była to faktyczna troska, a na ile chęć zabicia czasu.
-Chce pani się zamienić?- Zaproponował po czym sam uśmiechnął się lekko w jego stronę kobiety, a w błękitnych tęczówkach chłopaka zatańczyło kilka iskierek.
-Pani weźmie moje nazwisko i moją rodzinę, a ja pani życie- Owszem bycie sobą nie było trudne, ale komplikowało się w momencie kiedy każdy zaczynał mieć jakieś oczekiwania. Sam Rudolf chociaż nadal usiłował stawać na wysokości zadania, zaczynał rozumieć, że nie zadowoli wszystkich...a raczej póki co nie udało mu się zadowolić jeszcze nikogo.
Kiedy padło pytanie jakie blondyn ma najskrytsze marzenie przez chwilę zdębiał nie wiedząc co odpowiedzieć. Nikogo do tej pory to nie interesowało, nawet w chwili kiedy starał się o tym mówić, ludzie zbywali go wzruszeniem ramion, albo zarzuceniem mu, że jest głupim dzieciakiem, który potrafi tylko marzyć.
-Chciałbym...- Zaczął cicho starając się jakoś ułożyć swoje myśli w jedną logiczną całość.
-Chciałbym znaleźć się w przyszłości, stworzyć ją. Nie dla siebie, dla innych, aby im żyło się lepiej. Stworzyć świat w którym jedynie będzie się liczyć wartość człowieka. A teraz szansa na zmiany wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Zaprzepaszczenie tej szansy, oznaczać może nienawiść przyszłych generacji- Wierzył w to, naprawdę wierzył w swoje własne idee. Nawet jeżeli w oczach wielu była to utopia, jeżeli inni zaczną w to wierzyć, przestanie być to marzeniem, a może zacząć być rzeczywistością. Świat można było zmienić, wystarczyło tylko przerwać milczenie.
- Charlotte Everglade
Re: Pusta Sala
Pią Sty 11, 2019 1:25 am
Charlotte nie wiedziała, jak to jest mieć rodziców którzy wyznaczają ci przyszłość, owszem jej matka miałą wysokie oczekiwania co do jej przyszłości, nigdy jednak nie narzuciła jej drogi, którą powinna obrać nawet jeśli ta, na którą się zdecydowała nie była dla wielu spełnieniem marzeń. Nauczanie, zwłaszcza o magicznych stworzeniach to ciężki kawałek chleba.
Słyszała niechęć w głosie chłopaka to też nie zamierzała drążyć z nim tematu jego ojca, zwłaszcza że, jeśli był taki jak chłopak mówił, z pewnością będzie miała okazję z nim porozmawiać.
Prawda była taka, że Rudolf należał do niewielkiego grona uczniów których panna Everglade darzyła sympatią a fakt, że jest ostatnio mocno rozkojarzony i opuszczał się w nauce sprawił, że zaniepokoiła się stanem młodego Greengrassa. Ach, wielkie byłoby jej zdziwienie gdyby dowiedziała się że za ten stan chłopaka odpowiada również i ona...
Charlotte gdy tylko usłyszała propozycję posłała chłopakowi przyjazny uśmiech.
- Uwierz mi że moje życie wcale nie jest takie wspaniałe, jak mogłoby się wydawać.- odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. Co prawda wykonywała zawód, który uwielbiała była jednak czasem zmęczona sprawdzaniem wypracowań do późnej nocy, uczniami którzy mieli ją za nic i tymi, którzy nie słuchali jej poleceń na prowadzonych przez nią zajęciach. Gdzieś w głębi była również trochę zmęczona samotnością, oczywiście nikomu by tego nie przyznała, ale ostatnio coraz częściej odczuwała tykanie biologicznego zegara.
Kobieta słuchała słów swojego ucznia z zamyśleniem i lekkim uśmiechem, w tym momencie była cholernie dumna z ucznia, którego przyszło jej kształcić, gdyż takie słowa bardzo rzadko idzie usłyszeć z ust tak młodej osoby. Panna Everglade wstała z krzesła, na którym siedziała po to, by podejść do chłopaka. Słodki zapach jej perfum dotarł do nozdrzy chłopaka a ona zatrzymała się o wiele bliżej, niż zwykła przez co mógł się jej uważnie przyjrzeć. Jej delikatne dłonie ostrożnie spoczęły na ramionach chłopaka, delikatnie zmuszając go by oderwał wzrok od blatu stołu i spojrzał na nią.
- To bardzo piękna wizja Rudolfie, nadwyraz dorosłe podejście jak na tak młodą osobę. Jestem pewna, że jeśli mocno się postarasz na pewno to osiągniesz i cieszę się, że przyszło mi cię uczyć.- powiedziała niespiesznie, uważnie wypowiadając każde słowo, co niestety, nie zniwelowało francuskiego akcentu.
Słyszała niechęć w głosie chłopaka to też nie zamierzała drążyć z nim tematu jego ojca, zwłaszcza że, jeśli był taki jak chłopak mówił, z pewnością będzie miała okazję z nim porozmawiać.
Prawda była taka, że Rudolf należał do niewielkiego grona uczniów których panna Everglade darzyła sympatią a fakt, że jest ostatnio mocno rozkojarzony i opuszczał się w nauce sprawił, że zaniepokoiła się stanem młodego Greengrassa. Ach, wielkie byłoby jej zdziwienie gdyby dowiedziała się że za ten stan chłopaka odpowiada również i ona...
Charlotte gdy tylko usłyszała propozycję posłała chłopakowi przyjazny uśmiech.
- Uwierz mi że moje życie wcale nie jest takie wspaniałe, jak mogłoby się wydawać.- odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. Co prawda wykonywała zawód, który uwielbiała była jednak czasem zmęczona sprawdzaniem wypracowań do późnej nocy, uczniami którzy mieli ją za nic i tymi, którzy nie słuchali jej poleceń na prowadzonych przez nią zajęciach. Gdzieś w głębi była również trochę zmęczona samotnością, oczywiście nikomu by tego nie przyznała, ale ostatnio coraz częściej odczuwała tykanie biologicznego zegara.
Kobieta słuchała słów swojego ucznia z zamyśleniem i lekkim uśmiechem, w tym momencie była cholernie dumna z ucznia, którego przyszło jej kształcić, gdyż takie słowa bardzo rzadko idzie usłyszeć z ust tak młodej osoby. Panna Everglade wstała z krzesła, na którym siedziała po to, by podejść do chłopaka. Słodki zapach jej perfum dotarł do nozdrzy chłopaka a ona zatrzymała się o wiele bliżej, niż zwykła przez co mógł się jej uważnie przyjrzeć. Jej delikatne dłonie ostrożnie spoczęły na ramionach chłopaka, delikatnie zmuszając go by oderwał wzrok od blatu stołu i spojrzał na nią.
- To bardzo piękna wizja Rudolfie, nadwyraz dorosłe podejście jak na tak młodą osobę. Jestem pewna, że jeśli mocno się postarasz na pewno to osiągniesz i cieszę się, że przyszło mi cię uczyć.- powiedziała niespiesznie, uważnie wypowiadając każde słowo, co niestety, nie zniwelowało francuskiego akcentu.
- Rudolf Greengrass
Re: Pusta Sala
Pią Sty 11, 2019 1:58 pm
-Zazwyczaj pragniemy tego czego sami nie posiadamy- Zauważył błyskotliwe i uśmiechnął się lekko. Rudolf tak jak każdy normalny człowiek uważał, że pewnie ma gorzej niż, niektórzy ludzie na tej ziemi. A może nawet ma najgorsze życie na świecie. Całe szczęście, że w pewnych momentach pojawiał się głosik, który przypominał mu o tym, że niektórzy mają na pewno znacznie gorzej niż on. On po prostu nie potrafił porozumieć się ze swoją własną rodziną...rodziną, która codziennie go mijała i nie zauważała. Nie było to nic złego, czy niespotykanego. Ludzie w jego wieku często nie potrafili znaleźć wspólnego języka z rodzicami. W wypadku Rudolfa był to ojciec, bo z matką nawet nie rozmawiał, a tak bardzo chciałby tego. Niestety w życiu było tak, że nie zawsze dostawaliśmy to czego pragnęliśmy. Gryfon pojął tą trudną lekcję życia, ale czy pogodził się z nią, nie do końca.
W pewnym momencie do jego uszu doszedł dźwięk obcasów odbijających się od kamiennej posadzki, cichy szelest materiału, a zaraz potem ten zapach. Blondyn przymknął lekko oczy zamierając przez chwilę w miejscu, by po chwili pod wpływem dłoni profesorki odwrócić się w jej stronę. Stała tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Wpatrywał się w kobietę, a jego źrenice lekko zadrżały. Nie spodziewał się tego typu słów, raczej nie często je słyszał. Serce przyśpieszyło, po raz kolejny, a dłonie zalały się nową porcją potu. Całe szczęście, że i tak były mokre od wody, która pochodziła ze szmatki.
-Ja...- Zaczął stosunkowo cicho, a głos mu w pewnym momencie zadrżał, by utknąć gdzieś w gardle już na dobre. Dopiero kiedy przełknął ślinę i wziął nowy dech poczuł, że jest w stanie dalej to kontynuować.
-Miła jest to odmiana. Większość osób nazywa mnie marzycielem, a dla ojca są to tylko ślepe sny- Odsunął się od nauczycielki, bo czuł, że jeżeli dłużej będzie w takiej pozycji to serce mu wyskoczy z klatki piersiowej, i jak tutaj żyć bez serca.
-Życie jest dużo bardziej...- Urwał...nie lubił tego słowa...ciągnęło się za nim przez całe życie niczym cień. Dlatego bez żadnego więcej słowa wrócił do czyszczenia ostatniej ławki.
W pewnym momencie do jego uszu doszedł dźwięk obcasów odbijających się od kamiennej posadzki, cichy szelest materiału, a zaraz potem ten zapach. Blondyn przymknął lekko oczy zamierając przez chwilę w miejscu, by po chwili pod wpływem dłoni profesorki odwrócić się w jej stronę. Stała tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Wpatrywał się w kobietę, a jego źrenice lekko zadrżały. Nie spodziewał się tego typu słów, raczej nie często je słyszał. Serce przyśpieszyło, po raz kolejny, a dłonie zalały się nową porcją potu. Całe szczęście, że i tak były mokre od wody, która pochodziła ze szmatki.
-Ja...- Zaczął stosunkowo cicho, a głos mu w pewnym momencie zadrżał, by utknąć gdzieś w gardle już na dobre. Dopiero kiedy przełknął ślinę i wziął nowy dech poczuł, że jest w stanie dalej to kontynuować.
-Miła jest to odmiana. Większość osób nazywa mnie marzycielem, a dla ojca są to tylko ślepe sny- Odsunął się od nauczycielki, bo czuł, że jeżeli dłużej będzie w takiej pozycji to serce mu wyskoczy z klatki piersiowej, i jak tutaj żyć bez serca.
-Życie jest dużo bardziej...- Urwał...nie lubił tego słowa...ciągnęło się za nim przez całe życie niczym cień. Dlatego bez żadnego więcej słowa wrócił do czyszczenia ostatniej ławki.
Strona 22 z 23 • 1 ... 12 ... 21, 22, 23
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach