Strona 2 z 23 • 1, 2, 3 ... 12 ... 23
- Shane Collins
Re: Pusta Sala
Sro Paź 02, 2013 7:19 pm
Gdy przysunęła się do niego znieruchomiał. Zastygł w bezruchu. Prawdopodobnie nawet nie zauważył jak jego serce niezauważalnie przyspieszyło, a oddech zatrzymał się równie szybko co praca jego mięśni. Wodził jedynie za nią wzrokiem, przekręcając ostrożnie głowę.
Nie, nie była po prostu bliżej. Oczywiście, że musiała usiąść obok. Tracił swoją przestrzeń osobistą, zawężając ją coraz bardziej. Przymknął oczy, gdy jej dłoń dotknęła jego czoła. Zesztywniał, bał się drgnąć. Kieliszek z Whisky wisiał na wysokości jego klatki piersiowej zamknięty w dłoni.
Czy kiedykolwiek chciałeś umrzeć, panie... Shane..?
Czy chciał? Na boga, nie marzy o niczym innym. W każdej chwili wyobraża sobie swoich bliskich, którzy w końcu go doceniają. Widzi wreszcie życie nie w skali szarości, a w pełnej palecie neonowych barw. Jednak ta wizja jak każda inna, znika jak w koszmarnej abstrakcji, oddając to miejsce codziennemu życiu.
-Tak. - wyszeptał.
Miał szczerą nadzieją, że zawarł w tym wszystko, co odpowiedziałoby na nurtujące ją pytania. Bał się tej bliskości, bo oznacza ona prawdę. Odsłonięcie się. Łatwiej jest powiedzieć niż zrobić. Jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w jej błękit oczu. Lustrował krzywiznę jej warg. Zarys jej szczęki i linię karku. Jednak co chwila powracał do oczu. Opróżnił kolejny kieliszek, który znów się napełnił.
Nie, nie była po prostu bliżej. Oczywiście, że musiała usiąść obok. Tracił swoją przestrzeń osobistą, zawężając ją coraz bardziej. Przymknął oczy, gdy jej dłoń dotknęła jego czoła. Zesztywniał, bał się drgnąć. Kieliszek z Whisky wisiał na wysokości jego klatki piersiowej zamknięty w dłoni.
Czy kiedykolwiek chciałeś umrzeć, panie... Shane..?
Czy chciał? Na boga, nie marzy o niczym innym. W każdej chwili wyobraża sobie swoich bliskich, którzy w końcu go doceniają. Widzi wreszcie życie nie w skali szarości, a w pełnej palecie neonowych barw. Jednak ta wizja jak każda inna, znika jak w koszmarnej abstrakcji, oddając to miejsce codziennemu życiu.
-Tak. - wyszeptał.
Miał szczerą nadzieją, że zawarł w tym wszystko, co odpowiedziałoby na nurtujące ją pytania. Bał się tej bliskości, bo oznacza ona prawdę. Odsłonięcie się. Łatwiej jest powiedzieć niż zrobić. Jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w jej błękit oczu. Lustrował krzywiznę jej warg. Zarys jej szczęki i linię karku. Jednak co chwila powracał do oczu. Opróżnił kolejny kieliszek, który znów się napełnił.
- Caroline Rockers
Re: Pusta Sala
Sro Paź 02, 2013 7:26 pm
Zaułki. Opuszczone sale. Lekcje. Zaułki. Lochy. Wszędzie. Nigdzie...
Pewna trasa tego dnia właśnie trwała. Jej absurdalna droga pośród tego całego zgiełku, który panował na korytarzach.
No i oczywiście był jeszcze ten jeden.
Wyjątkowy.
Zamknięty.
Niedostępny dla niej.
Wręcz czuła, jak gorąco atakuje jej twarz na samą myśl by się tam dostać i odkryć niebezpieczeństwo! By stanąć oko w oko z samą śmiercią i poddać się jej słodyczy. Ile by oddała by poczuć ciarki przerażenia na swym ciele - nie pamiętała, kiedy ostatnio się tak zdrowo bała.
Bo epizod z Sahirem się nie liczył - to było coś zupełnie innego. To tak jakby zakosztowała...nicości i bólu jednocześnie.
Poprawiła czarnobrązowe kosmyki wpadające jej do oczu i otworzyła kolejne drzwi. Weszła pewnie do środka, unosząc wysoko głowę z beznamiętnym wyrazem twarzy. Oczy delikatnie jej rozbłysły na widok Collinsa.
Przypomniała sobie bal, który przecież był nie tak dawno, a jednak czuła się, jakby minęło przynajmniej kilka miesięcy.
Nie powiedziała nic. Zamiast tego spojrzała w stronę April.
Gryfonka.
Zmrużyła powieki, czując o dziwo dziwną... obojętność. Nie miała nawet siły się odezwać, czy też pluć jadem.
Przynajmniej nie teraz. Zamiast tego prychnęła i usiadła na jednej z ławek. Wdychała kurz, zupełnie się nie przejmując, że może im przeszkadzać. Nic z tych rzeczy.
- Uroczy widok. Iście wyciągnięty z jakiegoś tandetnego romansidła. - Pomyślała, a kąciki warg uniosły się, tworząc coś na kształt jej zwyczajnego ironicznego uśmiechu.
Nie miała zamiaru nic mówić niepotrzebnie. Rozkoszowała się ich zaskoczeniem. Ich skrępowaniem - bo miała wręcz pewność, że ono się pojawi.
W końcu.
Skrzyżowała nogi, stukając jednym glanem w ławkę. Oczy natomiast uważnie śledziły ruchy i Ryan i Collins'a, jak gdyby to był spektakl.
Grajcie więc dalej.
Przedstawienie musi trwać, czyż nie?
Pewna trasa tego dnia właśnie trwała. Jej absurdalna droga pośród tego całego zgiełku, który panował na korytarzach.
No i oczywiście był jeszcze ten jeden.
Wyjątkowy.
Zamknięty.
Niedostępny dla niej.
Wręcz czuła, jak gorąco atakuje jej twarz na samą myśl by się tam dostać i odkryć niebezpieczeństwo! By stanąć oko w oko z samą śmiercią i poddać się jej słodyczy. Ile by oddała by poczuć ciarki przerażenia na swym ciele - nie pamiętała, kiedy ostatnio się tak zdrowo bała.
Bo epizod z Sahirem się nie liczył - to było coś zupełnie innego. To tak jakby zakosztowała...nicości i bólu jednocześnie.
Poprawiła czarnobrązowe kosmyki wpadające jej do oczu i otworzyła kolejne drzwi. Weszła pewnie do środka, unosząc wysoko głowę z beznamiętnym wyrazem twarzy. Oczy delikatnie jej rozbłysły na widok Collinsa.
Przypomniała sobie bal, który przecież był nie tak dawno, a jednak czuła się, jakby minęło przynajmniej kilka miesięcy.
Nie powiedziała nic. Zamiast tego spojrzała w stronę April.
Gryfonka.
Zmrużyła powieki, czując o dziwo dziwną... obojętność. Nie miała nawet siły się odezwać, czy też pluć jadem.
Przynajmniej nie teraz. Zamiast tego prychnęła i usiadła na jednej z ławek. Wdychała kurz, zupełnie się nie przejmując, że może im przeszkadzać. Nic z tych rzeczy.
- Uroczy widok. Iście wyciągnięty z jakiegoś tandetnego romansidła. - Pomyślała, a kąciki warg uniosły się, tworząc coś na kształt jej zwyczajnego ironicznego uśmiechu.
Nie miała zamiaru nic mówić niepotrzebnie. Rozkoszowała się ich zaskoczeniem. Ich skrępowaniem - bo miała wręcz pewność, że ono się pojawi.
W końcu.
Skrzyżowała nogi, stukając jednym glanem w ławkę. Oczy natomiast uważnie śledziły ruchy i Ryan i Collins'a, jak gdyby to był spektakl.
Grajcie więc dalej.
Przedstawienie musi trwać, czyż nie?
- April Ryan
Re: Pusta Sala
Sro Paź 02, 2013 7:41 pm
Widziała strach w jego oczach. Widziała, że czeka na coś, że pragnie czegoś, co było nieosiągalne... a przynajmniej nie takie łatwe, jakie mogłoby się wydawać.
Tkwiła w bezruchu, lustrując go tym jasnobłękitnym spojrzeniem, które zawierało w sobie dziwny, nieodgadnięty spokój. Zupełnie tak, jakby samym wzrokiem chciała doprowadzić jego duszę do zaczerpnięcia choć odrobiny oddechu... gdyż cały czas miała wrażenie, że w środku się dusił.
Przytłoczony negatywnymi emocjami, przytłoczony ludźmi wokół, przytłoczony obowiązkami, światem, jego szarością... powodów mogło być tysiące. Ale tylko on je znał.
I nikt poza nim.
Trwałaby tak w bezruchu i milczeniu jeszcze przez długi czas, gdyby nie huk otwieranych drzwi i stojąca w nich osoba, której najmniej się tutaj spodziewała.
Niejaka Rockers, znana niemal w całym Hogwarcie. W odróżnieniu od niej, szarej, nijakiej mugolaczki-Gryfonki, która nic nie miała zmienić dla świata.
Odsunęła się delikatnie od Ślizgona i zmierzyła czarnowłosą spojrzeniem. Nie wyglądała na ani odrobinę zdziwioną, raczej jedynie przywołała na swe usta delikatny uśmiech, cały czas podążając za nią wzrokiem.
Zaprawdę interesująca istota. Czyżby każdy Ślizgon był teraz zagubiony w tym wielkim, mrocznym świecie..?
Tkwiła w bezruchu, lustrując go tym jasnobłękitnym spojrzeniem, które zawierało w sobie dziwny, nieodgadnięty spokój. Zupełnie tak, jakby samym wzrokiem chciała doprowadzić jego duszę do zaczerpnięcia choć odrobiny oddechu... gdyż cały czas miała wrażenie, że w środku się dusił.
Przytłoczony negatywnymi emocjami, przytłoczony ludźmi wokół, przytłoczony obowiązkami, światem, jego szarością... powodów mogło być tysiące. Ale tylko on je znał.
I nikt poza nim.
Trwałaby tak w bezruchu i milczeniu jeszcze przez długi czas, gdyby nie huk otwieranych drzwi i stojąca w nich osoba, której najmniej się tutaj spodziewała.
Niejaka Rockers, znana niemal w całym Hogwarcie. W odróżnieniu od niej, szarej, nijakiej mugolaczki-Gryfonki, która nic nie miała zmienić dla świata.
Odsunęła się delikatnie od Ślizgona i zmierzyła czarnowłosą spojrzeniem. Nie wyglądała na ani odrobinę zdziwioną, raczej jedynie przywołała na swe usta delikatny uśmiech, cały czas podążając za nią wzrokiem.
Zaprawdę interesująca istota. Czyżby każdy Ślizgon był teraz zagubiony w tym wielkim, mrocznym świecie..?
- Shane Collins
Re: Pusta Sala
Sro Paź 02, 2013 7:58 pm
Machnął niechętnie różdżką nad swoim kieliszkiem, a ten posłusznie się rozdwoił. Do nowo powstałego naczynia nalał whisky i podał Rockers, która wpadła raczej nie po to by poplotkować o nowościach w Hogwarcie.
-Rockers.
Skinął sztywno głową, otrząsając się stopniowo z tej nieoczekiwanej bliskości. Pociągnął kolejny łyk ze swojego kieliszka. Czuł jak alkohol sieje spustoszenie w każdej kolejnej barierze jego mózgu. Zalewa go fala uczuć, które wolał zachować na nocne zalewanie robaka.
Kolejny niedopałek pofrunął po łuku za okno, zastąpiony świeżym papierosem. Wyciągnął do połowy już opróżnioną paczkę do obu dam obecnych w... do niedawna nieużytkowanej sali.
-Cóż za miła niespodzianka. Co Ciebie sprowadza moja zagubiona duszo? Nie mamy żadnych noworodków które mogłabyś schrupać.
Posłał jej uroczy uśmiech.
-Rockers.
Skinął sztywno głową, otrząsając się stopniowo z tej nieoczekiwanej bliskości. Pociągnął kolejny łyk ze swojego kieliszka. Czuł jak alkohol sieje spustoszenie w każdej kolejnej barierze jego mózgu. Zalewa go fala uczuć, które wolał zachować na nocne zalewanie robaka.
Kolejny niedopałek pofrunął po łuku za okno, zastąpiony świeżym papierosem. Wyciągnął do połowy już opróżnioną paczkę do obu dam obecnych w... do niedawna nieużytkowanej sali.
-Cóż za miła niespodzianka. Co Ciebie sprowadza moja zagubiona duszo? Nie mamy żadnych noworodków które mogłabyś schrupać.
Posłał jej uroczy uśmiech.
- Caroline Rockers
Re: Pusta Sala
Sro Paź 02, 2013 8:15 pm
Przerwała coś. To można było łatwo wyczuć, było wręcz namacalne.
Może gdyby ją coś to obchodziło być może byłaby w stanie się zawstydzić. Niestety, a może stety było inaczej. Nie myślała o takich rzeczach, wolała swoją uwagę skoncentrować na obserwacji i wyciąganiu wniosków.
By potem móc spokojnie odpychać ludzi, by móc nimi manipulować i odsłaniać ich dusze. Niezdrowe, wręcz chorobliwe hobby.
Hobby, które stało się jednym z celów jej istnienia.
Potrząsnęła delikatnie głową i przyjęła kieliszek. Mruknęła coś pod nosem, po czym z obojętnością przyglądała się uśmiechowi Ryan.
Delikatny. Uznawany wręcz za miły w niektórych przypadkach, tym razem jednak to wątpliwe...
Zaczęła obracać kieliszek swoimi długimi białymi palcami.
Odnóża pająka.
Pokręciła głową na jego propozycję papierosa.
- Mam swoje Smocze Języki. - Odparła zwięźle i dość oschle, posyłając mu długie ciemne spojrzenie.
W końcu wzięła łyk Ognistej. - Bardziej preferuję starszych osobników, Collins. Ale nie wątpię, iż na noworodkach znasz się, jak mało kto - odwzajemniła się tym samym, wypijając resztę i oblizując wargi.
- Nic. Tak o, po prostu. Bez żadnego większego celu... - przymknęła powieki. Cisza przed burzą? Być może. - Oboje wiemy, że nic Cię to nie obchodzi, ani tym bardziej twoją... przyjaciółkę.
Na razie nic nie ma. Zupełnie nic.
A fortuna różne karty rozdaje.
Może gdyby ją coś to obchodziło być może byłaby w stanie się zawstydzić. Niestety, a może stety było inaczej. Nie myślała o takich rzeczach, wolała swoją uwagę skoncentrować na obserwacji i wyciąganiu wniosków.
By potem móc spokojnie odpychać ludzi, by móc nimi manipulować i odsłaniać ich dusze. Niezdrowe, wręcz chorobliwe hobby.
Hobby, które stało się jednym z celów jej istnienia.
Potrząsnęła delikatnie głową i przyjęła kieliszek. Mruknęła coś pod nosem, po czym z obojętnością przyglądała się uśmiechowi Ryan.
Delikatny. Uznawany wręcz za miły w niektórych przypadkach, tym razem jednak to wątpliwe...
Zaczęła obracać kieliszek swoimi długimi białymi palcami.
Odnóża pająka.
Pokręciła głową na jego propozycję papierosa.
- Mam swoje Smocze Języki. - Odparła zwięźle i dość oschle, posyłając mu długie ciemne spojrzenie.
W końcu wzięła łyk Ognistej. - Bardziej preferuję starszych osobników, Collins. Ale nie wątpię, iż na noworodkach znasz się, jak mało kto - odwzajemniła się tym samym, wypijając resztę i oblizując wargi.
- Nic. Tak o, po prostu. Bez żadnego większego celu... - przymknęła powieki. Cisza przed burzą? Być może. - Oboje wiemy, że nic Cię to nie obchodzi, ani tym bardziej twoją... przyjaciółkę.
Na razie nic nie ma. Zupełnie nic.
A fortuna różne karty rozdaje.
- April Ryan
Re: Pusta Sala
Pią Paź 04, 2013 2:36 pm
Gadali coś... tak, podjęli jakiś dialog, pomrukiwali coś w swoim kierunku, ale ona... ona zbytnio nie zwracała na to uwagi. Stwierdziła, że już i tak zyskała to, co chciała uzyskać - mianowicie wenę - tak więc spełniła swoją robotę. A co dalej... to już nie jej biznes.
Co prawda Shane okazał się być jednak dość interesującą osobą, ba - można by rzec, że nawet przejęła się jego losem... Zwłaszcza, że to, co mówił o swym szczęściu - czy raczej jego braku - pozostawiło ją w lekkim niepokoju. Mimo wszystko nie chciała, by coś sobie zrobił i zaczęła się lekko o niego obawiać... Ale, z drugiej strony... Cóż mogła uczynić?
Ześlizgnęła się z ławki, odstawiając na nią kieliszek, który ostatecznie opróżniła do końca. Spakowała do swej torby szkicownik, ołówek, założyła ją na ramię i ostatni raz spojrzała na Ślizgona, posyłając mu lekki uśmiech.
- Dzięki za rozmowę, papierosa i za ognistą. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy.
Rockers niemal całkowicie zignorowała, potraktowała ją zupełnie tak, jakby była powietrzem. Czuła, że tych dwoje ma do załatwienia pomiędzy sobą parę spraw, toteż jej obecność prawdopodobnie była tu zbędna - dlatego też ruszyła w stronę drzwi i, nie obracając już się za siebie, wyszła z pomieszczenia.
[z/t]
Co prawda Shane okazał się być jednak dość interesującą osobą, ba - można by rzec, że nawet przejęła się jego losem... Zwłaszcza, że to, co mówił o swym szczęściu - czy raczej jego braku - pozostawiło ją w lekkim niepokoju. Mimo wszystko nie chciała, by coś sobie zrobił i zaczęła się lekko o niego obawiać... Ale, z drugiej strony... Cóż mogła uczynić?
Ześlizgnęła się z ławki, odstawiając na nią kieliszek, który ostatecznie opróżniła do końca. Spakowała do swej torby szkicownik, ołówek, założyła ją na ramię i ostatni raz spojrzała na Ślizgona, posyłając mu lekki uśmiech.
- Dzięki za rozmowę, papierosa i za ognistą. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy.
Rockers niemal całkowicie zignorowała, potraktowała ją zupełnie tak, jakby była powietrzem. Czuła, że tych dwoje ma do załatwienia pomiędzy sobą parę spraw, toteż jej obecność prawdopodobnie była tu zbędna - dlatego też ruszyła w stronę drzwi i, nie obracając już się za siebie, wyszła z pomieszczenia.
[z/t]
- Shane Collins
Re: Pusta Sala
Nie Paź 06, 2013 8:42 am
Uśmiechnął się słodko do wychodzącej April. Mógłby w tej chwili stwierdzić nawet, że miło spędził z nią czas. Pomimo, że na rozmowie. Tylko rozmowie. Nie przywykł do tak prostych przyjemności.
Zwrócił swoją uwagę na Rockers, siedzącą i lustrującą. Spoczywającą na szczycie Loży Szyderców.
-Moja mała, słodka Rockers jak zwykle żądna świeżych plotek, prawda?
Wąż subtelnie i bez pośpiechu wysunął się ze swojego przytulnego mieszkanka, jakim był jego rękaw. Syczał nie tyle ostrzegawczo, co badawczo, z zaciekawieniem obserwując nowo przybyłą.
-Poznajcie się. Astaroth, to Rockers. Rockers, Astaroth.
Prześlizgnął się spokojnie po ławce, usatysfakcjonowany na tę chwilę wymianą uprzejmości. Oplótł butelkę by zniknąć wraz z nią w czeluściach kuferka w jego pokoju.
Zwrócił swoją uwagę na Rockers, siedzącą i lustrującą. Spoczywającą na szczycie Loży Szyderców.
-Moja mała, słodka Rockers jak zwykle żądna świeżych plotek, prawda?
Wąż subtelnie i bez pośpiechu wysunął się ze swojego przytulnego mieszkanka, jakim był jego rękaw. Syczał nie tyle ostrzegawczo, co badawczo, z zaciekawieniem obserwując nowo przybyłą.
-Poznajcie się. Astaroth, to Rockers. Rockers, Astaroth.
Prześlizgnął się spokojnie po ławce, usatysfakcjonowany na tę chwilę wymianą uprzejmości. Oplótł butelkę by zniknąć wraz z nią w czeluściach kuferka w jego pokoju.
- Caroline Rockers
Re: Pusta Sala
Nie Paź 06, 2013 8:01 pm
Dzięki za rozmowę, papierosa i za ognistą. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy.
Te słowa rozbrzmiewały co chwilę w jej głowie i nie wiedząc czemu w pewnym sensie ją...bawiły.
Dzięki za rozmowę, papierosa i za ognistą...
I kolejny raz i kolejny i tak ciągle ktoś naciskał jej repeat w głowie, wraz z odtworzeniem głosu April. Nawet gdzieś w tle majaczył uśmiech gryfonki.
Mam nadzieję...
Nie wytrzymała. Puściły jej hamulce. Roześmiała się.
Tak jest. Wybuchnęła głośnym śmiechem, którym przesiąknęła cała ta sala z której dawno nikt nie korzystał.
Kiedyś się spotkamy.
I znowu. I raz za razem. I tylko jej śmiech tworzył ścieżkę dźwiękową pod te słowa.
Zimny, szaleńczy wręcz.
Jej głowa odchyliła się do tyłu, a lodowate oczy skierowała na sufit.
Wąż ciągle się bawił sam, w oczekiwaniu na krok drugiego węża.
I doczekała się.
- Mylisz jedno z drugim, Collins... - mruknęła i zeskoczyła z ławki, ruszając w jego stronę.
Co dalej czeka mnie i ciebie właśnie tutaj? Zwłaszcza, że nie ma już panny o miłej aparaturze i charakterze.
Gryf rozpłynął się. Uciekł.
Zignorował i zlekceważył. Ale to nieważne.
Śliczny jest...
Zaintrygowana C. przyglądała się gadowi, jej oczy dziwni rozbłysły, wargi delikatnie się rozchyliły.
Taki... niebezpieczny. Cichy zabójca.
Obserwowała każdy najmniejszy chociażby ruch zwierzęcia, po czym kiedy ten zniknął w swoim "pokoju", wyrwała się, jakby z transu i spojrzała na ślizgona.
Jej chmurne tęczówki wręcz wierciły mu dziurę w brzuchu. Nie musiała nic mówić, wystarczyło samo spojrzenie.
Inne. Nieznane. Niezrozumiałe...
A może i zrozumiałe?
Krótka chwila i nikt nie wie, co dalej...
Te słowa rozbrzmiewały co chwilę w jej głowie i nie wiedząc czemu w pewnym sensie ją...bawiły.
Dzięki za rozmowę, papierosa i za ognistą...
I kolejny raz i kolejny i tak ciągle ktoś naciskał jej repeat w głowie, wraz z odtworzeniem głosu April. Nawet gdzieś w tle majaczył uśmiech gryfonki.
Mam nadzieję...
Nie wytrzymała. Puściły jej hamulce. Roześmiała się.
Tak jest. Wybuchnęła głośnym śmiechem, którym przesiąknęła cała ta sala z której dawno nikt nie korzystał.
Kiedyś się spotkamy.
I znowu. I raz za razem. I tylko jej śmiech tworzył ścieżkę dźwiękową pod te słowa.
Zimny, szaleńczy wręcz.
Jej głowa odchyliła się do tyłu, a lodowate oczy skierowała na sufit.
Wąż ciągle się bawił sam, w oczekiwaniu na krok drugiego węża.
I doczekała się.
- Mylisz jedno z drugim, Collins... - mruknęła i zeskoczyła z ławki, ruszając w jego stronę.
Co dalej czeka mnie i ciebie właśnie tutaj? Zwłaszcza, że nie ma już panny o miłej aparaturze i charakterze.
Gryf rozpłynął się. Uciekł.
Zignorował i zlekceważył. Ale to nieważne.
Śliczny jest...
Zaintrygowana C. przyglądała się gadowi, jej oczy dziwni rozbłysły, wargi delikatnie się rozchyliły.
Taki... niebezpieczny. Cichy zabójca.
Obserwowała każdy najmniejszy chociażby ruch zwierzęcia, po czym kiedy ten zniknął w swoim "pokoju", wyrwała się, jakby z transu i spojrzała na ślizgona.
Jej chmurne tęczówki wręcz wierciły mu dziurę w brzuchu. Nie musiała nic mówić, wystarczyło samo spojrzenie.
Inne. Nieznane. Niezrozumiałe...
A może i zrozumiałe?
Krótka chwila i nikt nie wie, co dalej...
- Shane Collins
Re: Pusta Sala
Nie Paź 06, 2013 8:23 pm
Ona JEST psychicznie chora, prawda?
Nie tyle już bił się z myślami, co skupił cała swoją uwagę na jej twarzy. Nie miał zielonego pojęcia, o co może się tej dziewczynie teraz rozchodzić. Może to i lepiej? Czasem ignorancja jest błogosławieństwem. Zabójstwo przez przemilczenie, jak to mawiał Morrison. Najpiękniejsza forma śmierci.
Trzask zapalniczki, która na chwilę rozświetliła jej oczy. Jej śliczne oczy, które teraz wyglądały jak pochmurne niebo przed burzą. Zaciągnął się dymem i wypuścił go w jej kierunku, podnosząc się z ławki zaraz po niej. Nie wiedział o co chodzi, prawdopodobnie nie chciał wiedzieć. Niestety, zapewne miał się dowiedzieć.
Papieros wisiał w kąciku jego ust, gdy ten na nieco zbyt miękkich kolanach, zrobił mało pewny krok w jej stronę.
-Coś nie tak, moja miła?
Uśmiechnął się łagodnie, jednak uśmiech nie sięgnął oczu, skrytych za kurtyną czarnych włosów. Zrzucił z siebie szatę, pod która skrywała się czarna koszula, jego porwane już jeansy i para mocno sfatygowanych glanów. Przeciągnął się leniwie, wsłuchując się w charakterystyczny trzask kości i chwytając jedyny, zagubiony kieliszek. Dobrze, że był na tyle pomysłowy, by zakląć go zanim wąż postanowił zabrać resztę trunku ze sobą. Cóż za bystrość umysłu.
Pociągnął zdrowy łyk whisky, która już nie ogrzewała jego wnętrza. Spływała natomiast delikatną strugą wzdłuż jego przełyku, pozwalając by jego umysł na chwilę wskoczył na wyższe obroty.
-Co Cię tak naprawdę tutaj sprowadza, moja mała Caroline?
Wyszeptał w stronę jej ucha, stojąc wyjątkowo blisko niej. Kolejny potężny wdech, a trujący dym rozpalił jego płuca. Tym razem to nie grymas wykrzywił jego oblicze, a faktyczny, szczery uśmiech spowodowany tylko jemu znanymi powodami.
Nie tyle już bił się z myślami, co skupił cała swoją uwagę na jej twarzy. Nie miał zielonego pojęcia, o co może się tej dziewczynie teraz rozchodzić. Może to i lepiej? Czasem ignorancja jest błogosławieństwem. Zabójstwo przez przemilczenie, jak to mawiał Morrison. Najpiękniejsza forma śmierci.
Trzask zapalniczki, która na chwilę rozświetliła jej oczy. Jej śliczne oczy, które teraz wyglądały jak pochmurne niebo przed burzą. Zaciągnął się dymem i wypuścił go w jej kierunku, podnosząc się z ławki zaraz po niej. Nie wiedział o co chodzi, prawdopodobnie nie chciał wiedzieć. Niestety, zapewne miał się dowiedzieć.
Papieros wisiał w kąciku jego ust, gdy ten na nieco zbyt miękkich kolanach, zrobił mało pewny krok w jej stronę.
-Coś nie tak, moja miła?
Uśmiechnął się łagodnie, jednak uśmiech nie sięgnął oczu, skrytych za kurtyną czarnych włosów. Zrzucił z siebie szatę, pod która skrywała się czarna koszula, jego porwane już jeansy i para mocno sfatygowanych glanów. Przeciągnął się leniwie, wsłuchując się w charakterystyczny trzask kości i chwytając jedyny, zagubiony kieliszek. Dobrze, że był na tyle pomysłowy, by zakląć go zanim wąż postanowił zabrać resztę trunku ze sobą. Cóż za bystrość umysłu.
Pociągnął zdrowy łyk whisky, która już nie ogrzewała jego wnętrza. Spływała natomiast delikatną strugą wzdłuż jego przełyku, pozwalając by jego umysł na chwilę wskoczył na wyższe obroty.
-Co Cię tak naprawdę tutaj sprowadza, moja mała Caroline?
Wyszeptał w stronę jej ucha, stojąc wyjątkowo blisko niej. Kolejny potężny wdech, a trujący dym rozpalił jego płuca. Tym razem to nie grymas wykrzywił jego oblicze, a faktyczny, szczery uśmiech spowodowany tylko jemu znanymi powodami.
- Caroline Rockers
Re: Pusta Sala
Nie Paź 06, 2013 9:06 pm
Może jest, może nie jest - tego pewnym być nie można. Powiedziałabym, że po prostu jest specyficzna, no i może psychiczna. I chora.
Psychiczna i chora, ale osobno, a nie razem.
Milczenie jest wszystkim. Czasem lepiej po prostu nic nie mówić, bo słowa nie potrafią wyrazić tego wszystkiego, co się czuje.
Wszystko przecież w końcu się kończy, a każdego bierze na chwile słabości. Nawet ją, zwłaszcza kiedy wszystko powoli zaczyna się sypać.
Lecz to dopiero początek końca. I albo coś się stanie i coś się zmieni, albo całkiem da się pochłonąć tej słodkiej ciemności, która sprowadzi na nią zgubę.
Wdychała ten dym. Nawet na chwilę przymknęła powieki i pozwoliła by włosy spokojnie opadły jej na twarz.
A potem on się odezwał. Otworzyła powoli oczy.
Chmury i nic więcej. Dziś nie będzie burzy... być może.
Nie odezwała się, zamiast tego sięgnęła po jego papierosa i zaciągnęła się, nie przerywając spojrzenia.
Wąż się uspokoił... Pozwolił, żeby nieznana fala nim kierowała.
Dmuchnęła dymem w jego twarz.
- Chęć zniszczenia i bólu. Zawsze. Przecież wiesz, nieprawdaż? - Wyszeptała, odpychając go od siebie.
Nie zbliżaj się.
Pluję jadem.
Nie zbliżaj się...
Psychiczna i chora, ale osobno, a nie razem.
Milczenie jest wszystkim. Czasem lepiej po prostu nic nie mówić, bo słowa nie potrafią wyrazić tego wszystkiego, co się czuje.
Wszystko przecież w końcu się kończy, a każdego bierze na chwile słabości. Nawet ją, zwłaszcza kiedy wszystko powoli zaczyna się sypać.
Lecz to dopiero początek końca. I albo coś się stanie i coś się zmieni, albo całkiem da się pochłonąć tej słodkiej ciemności, która sprowadzi na nią zgubę.
Wdychała ten dym. Nawet na chwilę przymknęła powieki i pozwoliła by włosy spokojnie opadły jej na twarz.
A potem on się odezwał. Otworzyła powoli oczy.
Chmury i nic więcej. Dziś nie będzie burzy... być może.
Nie odezwała się, zamiast tego sięgnęła po jego papierosa i zaciągnęła się, nie przerywając spojrzenia.
Wąż się uspokoił... Pozwolił, żeby nieznana fala nim kierowała.
Dmuchnęła dymem w jego twarz.
- Chęć zniszczenia i bólu. Zawsze. Przecież wiesz, nieprawdaż? - Wyszeptała, odpychając go od siebie.
Nie zbliżaj się.
Pluję jadem.
Nie zbliżaj się...
- Shane Collins
Re: Pusta Sala
Nie Paź 06, 2013 9:21 pm
Chwycił ją łagodnym, płynnym ruchem za włosy, zatapiając w nich dłoń. Odchylił jej głowę stanowczym ruchem, wolną dłonią odbierając papierosa.
-Wiem, tyle ile pozwalasz by wiedzieli inni, moja słodka.
Nie odrywał spojrzenia od jej oczu, gdy przycisnął ją do siebie.
-Zapytam jeszcze raz. Czemu tu przyszłaś? Właśnie tutaj. Czego pragniesz, zagubiona duszyczko? Cierpienia? Właśnie tego w tej chwili potrzebujesz? Może bólu?
Pociągnął gwałtownie, choć nie mocno za jej włosy. Spoglądał z góry na jej oblicze, różniło ich dwoje dobre kilkadziesiąt centymetrów. Studiował rysy jej twarzy, łuk jej warg. Niedopałek pofrunął za nią, lądując na zapomnianej przez świat ławce. Jego rozszerzone źrenice chłonęły grę świateł na jej skórze.
-Nie przyszłaś tu po ból. Co zabawniejsze, nie przyszłaś tu nawet po to by go zadać. Jesteś w tej chwili za słaba. Cierpisz.
Zbliżył swoje usta do jej ust.
-Co. Się. Dzieje.
Zaakcentował każde z poszczególnych słów. To nie jest tak, że mu zależy czy coś. Wcale. Prawdopodobnie nie chce wiedzieć co ją gnębi. Ale ta rozpacz... ona go przyciągała. Od zawsze. I ta pieprzona ciekawość.
Zatrzymał się kilka centymetrów od jej ust. Pachniała... urzekająco. Z trudem zapanował nad opadającymi pod wpływem tej mieszanki powiekami. Nie pachniała słodko, odurzająco. Jej zapach był ostry, ciężki, piżmowy. Przeplatał się z zapachem papierosów i Ognistej Whisky. To było jak obietnica.
I jednego był pewien. Bał się cholernie tej obietnicy, bo nie wróżyła nic dobrego.
-Wiem, tyle ile pozwalasz by wiedzieli inni, moja słodka.
Nie odrywał spojrzenia od jej oczu, gdy przycisnął ją do siebie.
-Zapytam jeszcze raz. Czemu tu przyszłaś? Właśnie tutaj. Czego pragniesz, zagubiona duszyczko? Cierpienia? Właśnie tego w tej chwili potrzebujesz? Może bólu?
Pociągnął gwałtownie, choć nie mocno za jej włosy. Spoglądał z góry na jej oblicze, różniło ich dwoje dobre kilkadziesiąt centymetrów. Studiował rysy jej twarzy, łuk jej warg. Niedopałek pofrunął za nią, lądując na zapomnianej przez świat ławce. Jego rozszerzone źrenice chłonęły grę świateł na jej skórze.
-Nie przyszłaś tu po ból. Co zabawniejsze, nie przyszłaś tu nawet po to by go zadać. Jesteś w tej chwili za słaba. Cierpisz.
Zbliżył swoje usta do jej ust.
-Co. Się. Dzieje.
Zaakcentował każde z poszczególnych słów. To nie jest tak, że mu zależy czy coś. Wcale. Prawdopodobnie nie chce wiedzieć co ją gnębi. Ale ta rozpacz... ona go przyciągała. Od zawsze. I ta pieprzona ciekawość.
Zatrzymał się kilka centymetrów od jej ust. Pachniała... urzekająco. Z trudem zapanował nad opadającymi pod wpływem tej mieszanki powiekami. Nie pachniała słodko, odurzająco. Jej zapach był ostry, ciężki, piżmowy. Przeplatał się z zapachem papierosów i Ognistej Whisky. To było jak obietnica.
I jednego był pewien. Bał się cholernie tej obietnicy, bo nie wróżyła nic dobrego.
- Caroline Rockers
Re: Pusta Sala
Pon Paź 07, 2013 9:50 am
Zamrugała szybciej oczami, popełniając na krótki moment niewybaczalny błąd - pozwoliła się mu zaskoczyć.
I to odmalowało się w tych lodowatych oczach - na kilka sekund, ale jednak....
- Skąd. Ty. Możesz. To. Wiedzieć - warknęła i odwzajemniła się tym samym, chwytając go za jego włosy. Jej ciało rozpaliło się nieznanym ogniem, które w jednej chwili było, a w drugiej niezmiernie szybko zgasło, zastąpione przez drgawki z zimna. Z jej wewnętrznego zimna.
- Nie ja potrzebuje, lecz jak widzę Ty. Nie wystarczy Ci wiedzieć tyle...? - Wyszeptała, niemalże rozbawiona. Syknęła ostrzegawczo.
Nie igraj z lodem.
- Jakże pięknie bredzisz, Collins. Jakże mylnie wyciągasz wnioski, myśląc, że odgadłeś wszystko. A przecież... wiesz, że to niekoniecznie musi być prawda, czyż nie? Ale i tak drążysz... i drążysz... - mruknęła, a na jej twarzy pojawił się grymas. Zbliżyła się bardziej do niego, nie przestając patrzeć w te jadowicie żółte tęczówki.
Nawet jeśli miał racje, nawet choć część z tego, co mówił było prawdą, to i tak to nic nie znaczy. Bo nic nie znaczy, prawda?
To tylko szaleństwo. Opętanie.
Nigdy nie znaczyło nic więcej. Nawet jeśli cierpiała.
Nawet jeśli migotała jej przed oczami ciemność, a ona sama grała ze sobą w grę, w której nigdy nie miała wygrać.
Palcami dotknęła jego ust, nie przerywając napiętego spojrzenia. Błądziła na zmianę po jego górnej i dolnej wardze, byle tylko zbadać ich strukturę.
Wbiła mu paznokieć. Mocno, czekając na coś. Na choćby najmniejszą reakcję.
- To nie twoja sprawa, to Cię nie obchodzi. Bądź chociaż raz ze sobą szczery, głupcze.
Nagle nieoczekiwanie popchnęła go z całej siły do tyłu na ławkę i wbiła mu łokieć w żebro.
Jesteś głupcem, że pozwalasz na to.
Ale ona również nie przerywa tej gry.
Kto tu jest bardziej winny?
Dłonie skierowała ku jego szyi, nogami swymi zablokowała jego nogi.
Obietnica, którą może i jego zaprowadzić do krainy rozpaczy - bo jeśli on się nie wycofa, ona go tam pociągnie.
Przekrzywiła głowę, uśmiechając się drwiąco, chociaż w oczach czaiła się kraina cierpienia.
Zaczął się taniec.
I to odmalowało się w tych lodowatych oczach - na kilka sekund, ale jednak....
- Skąd. Ty. Możesz. To. Wiedzieć - warknęła i odwzajemniła się tym samym, chwytając go za jego włosy. Jej ciało rozpaliło się nieznanym ogniem, które w jednej chwili było, a w drugiej niezmiernie szybko zgasło, zastąpione przez drgawki z zimna. Z jej wewnętrznego zimna.
- Nie ja potrzebuje, lecz jak widzę Ty. Nie wystarczy Ci wiedzieć tyle...? - Wyszeptała, niemalże rozbawiona. Syknęła ostrzegawczo.
Nie igraj z lodem.
- Jakże pięknie bredzisz, Collins. Jakże mylnie wyciągasz wnioski, myśląc, że odgadłeś wszystko. A przecież... wiesz, że to niekoniecznie musi być prawda, czyż nie? Ale i tak drążysz... i drążysz... - mruknęła, a na jej twarzy pojawił się grymas. Zbliżyła się bardziej do niego, nie przestając patrzeć w te jadowicie żółte tęczówki.
Nawet jeśli miał racje, nawet choć część z tego, co mówił było prawdą, to i tak to nic nie znaczy. Bo nic nie znaczy, prawda?
To tylko szaleństwo. Opętanie.
Nigdy nie znaczyło nic więcej. Nawet jeśli cierpiała.
Nawet jeśli migotała jej przed oczami ciemność, a ona sama grała ze sobą w grę, w której nigdy nie miała wygrać.
Palcami dotknęła jego ust, nie przerywając napiętego spojrzenia. Błądziła na zmianę po jego górnej i dolnej wardze, byle tylko zbadać ich strukturę.
Wbiła mu paznokieć. Mocno, czekając na coś. Na choćby najmniejszą reakcję.
- To nie twoja sprawa, to Cię nie obchodzi. Bądź chociaż raz ze sobą szczery, głupcze.
Nagle nieoczekiwanie popchnęła go z całej siły do tyłu na ławkę i wbiła mu łokieć w żebro.
Jesteś głupcem, że pozwalasz na to.
Ale ona również nie przerywa tej gry.
Kto tu jest bardziej winny?
Dłonie skierowała ku jego szyi, nogami swymi zablokowała jego nogi.
Obietnica, którą może i jego zaprowadzić do krainy rozpaczy - bo jeśli on się nie wycofa, ona go tam pociągnie.
Przekrzywiła głowę, uśmiechając się drwiąco, chociaż w oczach czaiła się kraina cierpienia.
Zaczął się taniec.
- Shane Collins
Re: Pusta Sala
Pon Paź 07, 2013 5:24 pm
Cichy syk. Trzask guzików jego koszuli. Lekko rozchwiany obraz, który zamazał się w smugę światła. Sapnął, gdy jej łokieć wylądował głucho na jego żebrach. Kolejny syk tym razem głośniejszy, prawie namacalny. Chciał sięgnąć po różdżkę, została jednak w szacie, walającej się teraz po zakurzonej podłodze.
Marzył. Marzył by wróciła April, bo ona była spokojem. Marzył o pieprzonej fajce i butelce. Pragnął siedzieć i milczeć. Milczeć siedząc. Pozwolić nocy ogarnąć jego zmysły, pozostawiając go nad ranem z bólem głowy. Czy on naprawdę był zbyt wymagający?
Gdy jej długie palce, zacisnęły się na jego grdyce, zapragnął usiąść jak nigdy dotąd.
-SSSSSSTÓJ!
Wrzasnął, gdy wreszcie przypisał ten znajomy dźwięk do miejsca z którego się wydobywał. Astaroth spoczywał już na jego ramieniu, owinąwszy się na pozór leniwie wokół nadgarstka dziewczyny, pnąc zbyt szybko wzdłuż jej przedramienia. Nie chciał się tłumaczyć ze swojego stanu przed Dumbledorem, a co dopiero, gdyby miał do tego dodać martwe, zimne ciało Ślizgonki.
Oba Gady wpatrywały się teraz w dziewczynę. Jeden zaciśnięty na jej ręce, drugi zaciskany przez jej dłonie.
-Raczej nie przepadasz za byciem martwą, prawda? Z lekka chujowe uczucie. Zaufaj mi.
Puścił jej oczko, krzywiąc się delikatnie w chwili gdy strzał z jakim zniknął wąż go ogłuszył. Nie chciał jednak czekać, aż słodka morderczyni postanowi złożyć mu Ostatni Pocałunek, więc silnym uderzeniem przedramion w zgięcie jej łokci, wyślizgnął się jak Gad z uścisku.
Po wieczności, która trwała ułamek sekundy trzymał pewnie w dłoni różdżkę. Znów uśmiechnął się radośnie.
-Masz wyjątkowo dużo siły jak na ofiarę losu, Rockers.
Wsunął drzewiec do rękawa swojej koszuli, tam gdzie było jego miejsce. Podszedł do na nowo pełnego kieliszka i opróżnił go łapczywie. Zakaszlał, gdy poczuł jak ściśnięte gardło boleśnie reaguje z whisky.
-Jak masz na mnie ochotę, to wiesz... mam radę. "Rzucać się na kogoś" rozumiesz zbyt dosłownie.
Marzył. Marzył by wróciła April, bo ona była spokojem. Marzył o pieprzonej fajce i butelce. Pragnął siedzieć i milczeć. Milczeć siedząc. Pozwolić nocy ogarnąć jego zmysły, pozostawiając go nad ranem z bólem głowy. Czy on naprawdę był zbyt wymagający?
Gdy jej długie palce, zacisnęły się na jego grdyce, zapragnął usiąść jak nigdy dotąd.
-SSSSSSTÓJ!
Wrzasnął, gdy wreszcie przypisał ten znajomy dźwięk do miejsca z którego się wydobywał. Astaroth spoczywał już na jego ramieniu, owinąwszy się na pozór leniwie wokół nadgarstka dziewczyny, pnąc zbyt szybko wzdłuż jej przedramienia. Nie chciał się tłumaczyć ze swojego stanu przed Dumbledorem, a co dopiero, gdyby miał do tego dodać martwe, zimne ciało Ślizgonki.
Oba Gady wpatrywały się teraz w dziewczynę. Jeden zaciśnięty na jej ręce, drugi zaciskany przez jej dłonie.
-Raczej nie przepadasz za byciem martwą, prawda? Z lekka chujowe uczucie. Zaufaj mi.
Puścił jej oczko, krzywiąc się delikatnie w chwili gdy strzał z jakim zniknął wąż go ogłuszył. Nie chciał jednak czekać, aż słodka morderczyni postanowi złożyć mu Ostatni Pocałunek, więc silnym uderzeniem przedramion w zgięcie jej łokci, wyślizgnął się jak Gad z uścisku.
Po wieczności, która trwała ułamek sekundy trzymał pewnie w dłoni różdżkę. Znów uśmiechnął się radośnie.
-Masz wyjątkowo dużo siły jak na ofiarę losu, Rockers.
Wsunął drzewiec do rękawa swojej koszuli, tam gdzie było jego miejsce. Podszedł do na nowo pełnego kieliszka i opróżnił go łapczywie. Zakaszlał, gdy poczuł jak ściśnięte gardło boleśnie reaguje z whisky.
-Jak masz na mnie ochotę, to wiesz... mam radę. "Rzucać się na kogoś" rozumiesz zbyt dosłownie.
- Caroline Rockers
Re: Pusta Sala
Pon Paź 07, 2013 5:55 pm
Rozpoczęły się błyski w chmurach - gad dołączył do swoistego tańca, który ona rozpoczęła.
I robiło się coraz ciekawiej, kiedy role się odwróciły i to on zaczął dyktować jej kolejne ruchy.
Przyglądała się jego poczynaniom, nie reagując, kiedy jego wąż oplótł jej rękę. Tak jakby była w zupełnie innym świecie.
W świecie, gdzie ciemność szczelnie okrywała całe jej ciało, a nicość tworzyła jedynie tło.
Spokój... Spokój?
I tu zaczynają się komplikacje, choć przecież Ty się odwzajemniłeś jej właśnie teraz.
Zrobiłeś, co chciała. A teraz czas na zjawiskowy występ. Właśnie tutaj.
Właśnie teraz.
Uśmiechnęła się zimno, czując jak coraz bardziej przyzwyczaja się z powrotem do swego chłodu.
I znów zamigoczą ich cienie. Gdzieś.
Chyba lepiej nie sprawdzać, kto miałby czyje ciało nosić ze sobą, aż do gabinetu dyrektora.
- Ponoć śmierć to jedynie początek... Może chciałbyś się przekonać? - Odparła, poprawiając swoje ciemne włosy i czując, jak kąciki ust unoszą się delikatnie do góry.
Wyciągnęła więc i ona swą różdżkę, zaczynając się nią bawić i patrząc gdzieś w bok.
- Nie wystarczającą dużo, by kogoś zabić.
Uśmiechnęła się pod nosem, zmrużyła swoje chmurne tęczówki i zagryzła dolną wargę, pogrążając się na chwilę w myślach.
Wszystko mogłoby być inne. Lepsze. Doskonalsze.
A tak to wszystko zależy od losu.
Na jego słowa zwróciła spojrzenie w jego stronę, ale nic nie powiedziała. Czuła jak zaczynają drgać jej policzki. Przyglądała się, jak cienie muskają jego twarz, jak mrok zaczyna wkradać się do sali.
Przekrzywiła delikatnie głowę, a w jej oczach znowu coś błysnęło.
- Dlaczego? Dlaczego starasz się być miły?
Nadal mimo wszystko było spokojnie.
Nie ma eksplozji...
I robiło się coraz ciekawiej, kiedy role się odwróciły i to on zaczął dyktować jej kolejne ruchy.
Przyglądała się jego poczynaniom, nie reagując, kiedy jego wąż oplótł jej rękę. Tak jakby była w zupełnie innym świecie.
W świecie, gdzie ciemność szczelnie okrywała całe jej ciało, a nicość tworzyła jedynie tło.
Spokój... Spokój?
I tu zaczynają się komplikacje, choć przecież Ty się odwzajemniłeś jej właśnie teraz.
Zrobiłeś, co chciała. A teraz czas na zjawiskowy występ. Właśnie tutaj.
Właśnie teraz.
Uśmiechnęła się zimno, czując jak coraz bardziej przyzwyczaja się z powrotem do swego chłodu.
I znów zamigoczą ich cienie. Gdzieś.
Chyba lepiej nie sprawdzać, kto miałby czyje ciało nosić ze sobą, aż do gabinetu dyrektora.
- Ponoć śmierć to jedynie początek... Może chciałbyś się przekonać? - Odparła, poprawiając swoje ciemne włosy i czując, jak kąciki ust unoszą się delikatnie do góry.
Wyciągnęła więc i ona swą różdżkę, zaczynając się nią bawić i patrząc gdzieś w bok.
- Nie wystarczającą dużo, by kogoś zabić.
Uśmiechnęła się pod nosem, zmrużyła swoje chmurne tęczówki i zagryzła dolną wargę, pogrążając się na chwilę w myślach.
Wszystko mogłoby być inne. Lepsze. Doskonalsze.
A tak to wszystko zależy od losu.
Na jego słowa zwróciła spojrzenie w jego stronę, ale nic nie powiedziała. Czuła jak zaczynają drgać jej policzki. Przyglądała się, jak cienie muskają jego twarz, jak mrok zaczyna wkradać się do sali.
Przekrzywiła delikatnie głowę, a w jej oczach znowu coś błysnęło.
- Dlaczego? Dlaczego starasz się być miły?
Nadal mimo wszystko było spokojnie.
Nie ma eksplozji...
- Shane Collins
Re: Pusta Sala
Sro Paź 09, 2013 5:03 pm
Kolejny łyk whisky sprawił, że szum w głowie przybrał na sile. Obraz chwiał się już nie delikatnie, a zupełnie jakby jego świadomość dryfowała na statku pijaństwa. Potrząsnął głową, zupełnie jakby próbował odpędzić od siebie ten stan, śmiejąc się perliście na jej słowa.
Wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni.
Nie przestawał się śmiać.
Widzisz... czasem śmiech oznacza radość.
Czasem jednak, niezmiernie rzadko na szczęście, jest to po prostu bezwiedne wycie rozpaczy.
Ze łzami w oczach, odrzucił różdżkę na bok, rozkładając szeroko ramiona.
Chwiejnie i niepewnie zrobił krok w jej stronę. Włosy zasłaniały jego oczy, prawie całkowicie, jedynie usta rozciągnięte w martwym uśmiechu, widoczne były spod burzy włosów.
-Wal tak żebym nie zaznał jutra, maleńka.
Łzy spływały po jego policzkach napiętych pod wpływem przerażającego uśmiechu.
Wąż sunął za jej plecami, niewidoczny, skryty w półmroku klasy.
Jak mawiają: Nie bój się tych co mają wiele do stracenia. Bój się tych, którzy nie mają do stracenia nic więcej.
Wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni.
Nie przestawał się śmiać.
Widzisz... czasem śmiech oznacza radość.
Czasem jednak, niezmiernie rzadko na szczęście, jest to po prostu bezwiedne wycie rozpaczy.
Ze łzami w oczach, odrzucił różdżkę na bok, rozkładając szeroko ramiona.
Chwiejnie i niepewnie zrobił krok w jej stronę. Włosy zasłaniały jego oczy, prawie całkowicie, jedynie usta rozciągnięte w martwym uśmiechu, widoczne były spod burzy włosów.
-Wal tak żebym nie zaznał jutra, maleńka.
Łzy spływały po jego policzkach napiętych pod wpływem przerażającego uśmiechu.
Wąż sunął za jej plecami, niewidoczny, skryty w półmroku klasy.
Jak mawiają: Nie bój się tych co mają wiele do stracenia. Bój się tych, którzy nie mają do stracenia nic więcej.
Strona 2 z 23 • 1, 2, 3 ... 12 ... 23
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach