Go down
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Wto Mar 21, 2017 11:43 pm
Jego głowa poruszyła się nieznacznie w geście potwierdzenia. Kiwając nią, jeszcze raz spojrzał dziewczynie prosto w oczy, po czym już tylko wzruszył ramionami. Nie mógł przyznać, że nie bawiły go te jej oględziny materiału sukienki. Zupełnie tak, jak gdyby sama nie do końca była świadoma tego, co założyła. Czyżby – tak jak jakieś dziewięćdziesiąt procent spośród innych dziewczyn – była zbyt podekscytowana wizją najprawdziwszego balu, by spamiętać całą masę szczegółów, jakie musiały towarzyszyć jej przygotowaniom? Dotychczas nie miał o niej takiej opinii, więc podświadomie nijak nie chciał tego weryfikować. Wystarczyło mu samo rozbawienie, które w nim wywołała.
- Gryffindoru. – Powtórzył zaraz po niej, nadal nie tracąc tego swojego uśmieszku. - Nie inaczej. – Przynajmniej nie postanowiła ubrać się na zielono. To samo w sobie już o czymś świadczyło. O rozsądku – niewątpliwie… Jakiejś logice czy czymś takim. Nieistotne. Najważniejsze, że zdecydowanie wystarczało mu tyle mchowej, bagnistej zieleni, ile widział dookoła. A jeszcze nawet nie przekroczyli progu głównego pomieszczenia. Swoją drogą, spóźnialstwo Ślizgonów było naprawdę taaaakim zaskoczeniem. Przeogromnym. Gdyby nie to, że sam zaliczył potrojony kwadrans uczniowski, pewnie z zadowoleniem obserwowałby ich potyczki z Filchem. Tym samym, do którego aktualnie coraz bardziej się zbliżał. Niechybnie i nieubłaganie. Jak… Pies w pajęczynę? Ha!
- To zależy, wiesz, do czego aspirujesz. Jeśli chcesz zostać aż tak atrakcyjna, wszystko da się wykonać. – Wyszczerzył się pogodnie, po raz kolejny kwitując wszystko prostym wzruszeniem ramion. Na swój sposób satysfakcjonowało go to, iż dziewczyna podjęła jego gierkę, przynajmniej mógł być pewny, że nie zanudzi się w tym ogonku. Oczywiście, nie zamierzał otwarcie dać tego po sobie poznać. Wręcz przeciwnie, nigdy nieokreślone wyzwanie już się rozpoczęło. A on nie zamierzał tego sknocić. W żadnym wypadku. Parskając tylko śmiechem na wspomnienie o randkach.
- Czyżby? – Odpowiadając jej niczym więcej, jak tylko jednym, krótkim, nadzwyczaj prostym, ale także na swój sposób prowokacyjnym pytaniem, odpowiedział uśmiechem na uśmiech, jednocześnie w szarmancki – no, w pewnym stopniu – sposób dając jej znać, dosyć teatralnym gestem dłoni, że mogła poczuć się przepuszczona w kolejce do naczelnego piernika tej szkoły. Zupełnie tak, jakby pierwotnie nie stała przed nim. Zupełnie tak, jakby faktycznie należało wystawiać dziewczęta na potencjalną linię ostrzału.
Sam stanął tuż za nią, czekając na to, czy zacznie się jakieś przedstawienie, czy zwyczajnie będą mogli przejść gdzieś dalej. A potem? Nie miał żadnych szeroko pojętych planów. Tylko te związane z nazwą tego wydarzenia. To był bal, nie? Co należało robić na balu? Balować. I tyle. Ot, niewielka filozofia.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Sro Mar 22, 2017 1:04 am
Sprawdzał i sprawdzał, a tych cholernych smarków przybywało. Jak na złość! Skrzywił się, widząc kolejną parę. W nosie miał kolejkę i inne takie, niech każdy troszczy się o siebie, on tutaj w głos sumienia nie zamierzał się bawić.
- Hę?! A co to tam błyszczy z ostrymi końcami?! Tę, uważaj lepiej - burknął, ostrzegawczo machając swoim wykrywaczem i obnażając pożółkłe zęby na to "przedstawienie". Co to ma być, do teatru niech idą a nie marnują jego czas jakimiś niepotrzebnymi głupotami. Poprawił swój elegancki garnitur, który bardzo dobrze mu służył od kilku lat i zaczął od sprawdzania Ślizgona.
- Ty to baba czy chłop jesteś, takie rude kudły długie - dodał, nie obchodząc się z nim delikatnie podczas sprawdzania. Chłopak okazał się jednak być "czysty", ale i tak jak dla woźnego był podejrzany. Kolejna była ta panieneczka, co to go kiedyś wprowadziła błąd i obietnice bez pokrycia składała! Argus Filch dokładnie wszystko pamiętał, nie ma to czy tamto. Sprawdził ją też, ale już ostrożniej, bo to z uczennicami trzeba uważać, ostatnio jakieś niemądre ruchy się uruchomiły, trąbią w gazetach o jakichś prawach, zmianie czy wolności. Pal licho. Przy niej też nic nie znalazł, choć sprawdzał dobrze, bo jakaś maska jakieś rękawiczki, też wystrojona jak jakaś muza starożytna.
- Ić se i z dala ode mnie z tymi kolcami czy co to tam masz.
Kilka spojrzeń młodych mężczyzn jednak mimowolnie ją odprowadziło, zapewne za sprawą sukienki Ślizgonki.
Rozległy się magiczne fanfary po przestąpieniu progu, a Rockers otrzymała bukiecik pod kolor sukienki i fioletową podwiązkę czystości, zaś Rabastan chusteczkę jedwabną, która odpowiadała kolorem.
Profesor Slughorn posłał im pełne aprobaty spojrzenie.
Kolejka się przesunęła i teraz przyszła kolej na Ismael. Jako że Syriusz był za nią, był liczony osobno. Filch burknął coś pod nosem o niewdzięcznych uczniach i ich dziwach balowych, sprawdził, czy wszystko się zgadza i ją przepuścił, bo mimo wszystko była skromnie ubrana i nie było czego przeszukiwać i możliwości przejeżdżania tysiąc razy wykrywaczem.
Dziewczynie został wręczony bukiecik pod kolor jej sukienki, a także fioletowa podwiązka czystości. Rozległy się ciche fanfary, choć jakiś głosik wspomniał coś o biżuterii, a raczej jej braku. Otrzymała również ciepły uśmiech profesor Sprout.
Kolejny był Syriusz i było widać, że woźny był dziwnie zadowolony. Uśmiechał się bardzo paskudnie, niemalże podwijając rękawy. Był pewny, że coś u niego znajdzie.
- No, no, no. Kogo my tu mamy - warknął przyjemnie, a jego oczy błysły złośliwie. Od razu zajął się "delikatnym" uderzaniem swoim sprzętem by sprawdzić dokładnie tego dobre mu znanego nicponia. Sprawdził buty, szatę, kołnierz, twarz, nawet włosy i... nic. Uśmiech zszedł z ust woźnego, teraz pojawił się na nich niezadowolony grymas.
- Przyznaj się, smarkaczu! Już ja ciem znaaam, oj znaaam cię. Gdzie to masz?! Co ukrywasz?! - Warknął i sprawdził go z każdej strony, ale okazało się, że wykrywacz nie zaczął piszczeć, ba!, nawet nie świecił. Tupnął nogą niezadowolony i w końcu się odsunął od Gryfona.
- Powinieneś mieć zakaz wstępu... bezczelny... będzie zamieszanie... znowu coś kombinuje... Pottera nie wpuszcę ani resztę bandy... taaaak.... nie uda im się - mruczał pod nosem do siebie, w końcu się otrząsając z tych myśli. - No ić i nie pokazuj mi się na oczy!
I tym razem rozległy się fanfary, a także otrzymał kilka chichotów od dziewcząt stojących w kolejce - z pewnością szata w której się zaprezentował zrobiła swoje. Otrzymał jedwabną chusteczkę, a także nieco podejrzliwe spojrzenie profesor McGonagall, która jednak po chwili na kilka sekund uniosła kąciki warg do góry.
Wielka Sala Was wszystkich witała.

Ismael Blake
Hufflepuff
Ismael Blake

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Sro Mar 22, 2017 1:26 am
Gdyby Ismael postanowiła wybrać sobie kreację na ten wieczór, zapewne stałaby teraz obok niego otulona w coś czarnego. Lubiła tę barwę chyba najbardziej spośród wszystkich innych i znaczna część jej szafy zamykała się właśnie w niej. Niestety dla niej - to nie ona wybierała sobie dzisiejszy strój, więc gryfonowe barwy były zasługą jej matki, która postanowiła zrobić z kolorystycznymi upodobaniami córki porządek. Przynajmniej tego jednego dnia. Ale może to i lepiej? Ujmowało jej to nieco typowego ponuractwa i nieprzystępności, zachęcając raczej - jakoś delikatnie i subtelnie - do zagadania. Chociaż w żaden sposób nie gwarantowało przyjemnej konwersacji. Rodzicielka zapewne próbowała w ten sposób walczyć o jakąś nadzieję dla przyszłości rodziny, jak to prawdziwa, czystokrwista wiedźma. Prychnęła, mrużąc na moment oczy i nadymając piegowate policzki.
- Zatem wyznacznikiem kobiecej urody jest dla Ciebie zwierzę? Niewątpliwie - ciekawa informacja. - zapytała, a pozorne nadąsanie szybko ustąpiło delikatnemu uśmiechowi. Lubiła słowne przepychanki i gierki, więc w pewien sposób jego towarzystwo było dla niej... przyjemne. Pewnie gdyby przyszłoby się jej obrzucać z kimś mięsem, szybko dałaby sobie spokój lub straciła cierpliwość i zabrała się do rękoczynów, jednak to, co proponował jej Syriusz nie narażało go na jeden ze wspomnianych końców.
- Ależ oczywiście. - kiwnęła głową, splatając ręce na piersi. - Jak na razie miałam nieszczęście otrzymać twoją jakże cenną uwagę. Do tego - nie widzę, żeby zanosiło jak na razie na to, żeby ktoś tutaj zaraz się do Ciebie zgłosił, a przynajmniej nikogo płci żeńskiej. Chyba, że postanowiłeś zaskoczyć tłum i zawieść fanki, zabierając ze sobą kogoś... no nie wiem... na przykład Remusa? - dłoń powędrowała w kierunku twarzy i palcem wskazującym oparła się o usta w zastanawiającym geście. A może Potter? A może Peter? Chyba Potter nadawał się do tego najlepiej. - Nie ważne. Na pewno czujesz na sobie te wszystkie zawiedzione spojrzenia rozmawiając ze mną. Ale niestety, wszystkie odważniejsze spadły z balkonu.
Uśmiechnęła się do niego niby to niewinnie, ponownie nawiązując do rozważań pod posągiem Cliodny. Bo czy to nie on wtedy rzucił, że jeśli pospada z niego zbyt dużo, to już mu nic nie zostanie do zabrania na bal? No i proszę - tkwił obok niej i najwyraźniej owe obawy zostały spełnione.
Widząc jego gest, przemieściła się nieznacznie, przy okazji wywracając teatralnie oczyma. Ot, łaskawy pan pozwalał jej zająć należne jej miejsce, z pełną szarmancją. Nie powiedziała jednak nic, powstrzymując się od jakiejś złośliwej uwagi, bo też zaraz okazało się, że oto jej kolej. Spojrzała na woźnego z wyraźną niechęcią. Gdyby tylko mogła spróbowałaby czekać szybciej na to, aż skończy. Otrzymawszy przynależne jej rupiecie wyszczerzyła się do opiekunki swojego domu po czym ruszyła przed siebie. Przystanęła jednak parę kroków dalej, niemal tuż za drzwiami i obejrzała na się na Gryfona, nad którym to teraz z kolei pastwił się Filch. Może i nie przyszli tutaj razem, ale wdali się rozmowę. Rozmowę, albo raczej gierkę czy też przepychankę słowną, której nie chciała tak po prostu przerywać.
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Sro Mar 22, 2017 7:14 pm
- Wiele jeszcze o mnie nie wiesz. – Zażartował, choć fakt faktem, że nawet on sam nie do końca się znał. Codziennie odkrywał o sobie coś nowego. Taki był zaskakujący. Niemal sam sobie przyklasnął. Wtedy jednak Ismael postanowiła w pełni podjąć ich drobną gierkę. To mu pasowało.
- Nieszczęście, czyżby? – Jedna z jego brwi poruszyła się w górę w niedowierzającym wyrazie. Najwyraźniej ktoś tutaj nie potrafił odczytać komplementu i to w zupełnie czystej, przynajmniej jak na jego oko, postaci. Co innego, gdyby powiedział jej coś o uroku osobistym śmierciotuli, a w tym wypadku... Była po prostu niewdzięczna, ot co, nie umiejąc w pełni korzystać z tak wartościowej – faktycznie, przy tym akurat niewątpliwie miała rację – uwagi.
- Jestem zaskakującym człowiekiem, wiesz. To ten typ osobowości, który może jeszcze sam cię zadziwić. Nawet nie myśl, że podam ci swoje plany na srebrnej tacy. – Powiedział, unosząc kącik ust i kląskając językiem o podniebienie. To, że z nikim nie przyszedł, nie oznaczało, że nie miał się z nikim bawić. Tylko tym razem nieszczęśliwie trafił na ogonek pełen Ślizgonek, z którymi raczej niespecjalnie chciał mieć do czynienia. Za to już na balu… Na balu z pewnością miało być znacznie ciekawiej. Niezależnie od tego, czy któryś z jego znajomków zamierzał ostatecznie się tam pojawić. Syriusz jakoś niespecjalnie w to ostatnie wierzył, bo wszyscy jakby wyparowali albo zostali – jak to było w przypadku Lupina – opętani przez nadgorliwego ducha sprzątaczki, ale zdecydowanie lepiej dla wszystkich byłoby, by nie musiał samotnie wynudzić się jak mops. Oczywiście, obecnie mu to nie groziło.
Pozwalając sobie na dosyć ciche, ale jednak dostatecznie wymowne chrząknięcie, poprawiając jednocześnie brzeg szaty i wstrzymując się z odpowiedzią do czasu, gdy nie przesunęli się o miejsce do przodu. Wtedy to bowiem rozejrzał się dookoła, jakby faktycznie przeszukiwał pomieszczenie wzrokiem, ostatecznie wzruszając jednak ramionami. Owszem, parsknięcia niezadowolenia, gdy wepchnął się w kolejkę, towarzyszyły mu przez dłuższy moment, ale na żadne przeciągle tęskne spojrzenia już się nie załapał. Nic zresztą dziwnego, skoro otaczali ich praktycznie sami Ślizgoni. Rywalizacja domów, śmiertelni wrogowie i te sprawy. Poza tym, przez ten cały czas spędzony w zamku, chyba dostatecznie dał błotoryjom znać, że nie był aż takim fanem powieści dla nastoletnich romantyczek, żeby chcieć plątać się w takie zakazane miłostki, więc… Cóż, wyjątkowo nie czuł się świdrowany przez spojrzenia dziewcząt. Tylko przez jedno, aktualnie takiego niewiniątka, że aż diablicy. Ta jej aureolka trzymała się na maleńkich rogach. Niewątpliwie.
- Aj, faktycznie. Z pewnością to zrobiły. Jak lemingi... – Dopowiedział krótko do stwierdzenia Ismael, faktycznie pamiętając rozmowę, do której nawiązała. I dochodząc do szeroko pojętego wniosku, że być może coś było w tym całym spadaniu, skoro w rzeczywistości nie znalazł żadnej partnerki na bal. Niespecjalnie jakiejkolwiek szukając, ale także nie otrzymując żadnych wartościowych propozycji wyjścia na imprezę. Zupełnie tak, jakby Blake maczała w tym swoje paluszki. Mógłby nawet pokusić się o stwierdzenie, że widział to oczami swojej wyobraźni – taką samą niewinną minkę i wszystkie te fanki. Spadające zupełnie tak, jak opadały jego szanse na dobry podryw. I kto mu teraz powie, że życie nie jest wredne? Chociaż na towarzystwo aktualnie nie narzekał.
Przynajmniej do czasu, ponieważ nagle całe sprawdzanie osób z kolejki jakby nabrało tempa. Na tyle, iż wkrótce oboje niewygodnie zbliżyli się do Filcha, w którego paskudnie ustrojone – nawet jak dla Syriusza – ramiona poniekąd pchnął Ismael, wystawiając ją na pierwszy ogień, a samemu z założonymi rękami czekając na swoją kolej. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się, że tak szybko nadejdzie. Czyżby ten stary stary pryk był aż takim fanem Blacka?
W końcu ten niezdrowy uśmieszek, jaki pojawił się na ustach mężczyzny… Cóż, wyglądał niepokojąco zadowolenie. Gryfon, owszem, na pewno miał wielu wielbicieli – szczerze w to nie wątpił, okej, ale tego akurat wolałby natychmiastowo wykreślić ze swojego fanklubu. Jego i jego natrętne łapska, na których widok jednak bezczelnie się uśmiechnął, pozwalając Filchowi przeszukać się od stóp do głów. Wszystko w akompaniamencie nucenia jakiejś skocznej melodyjki pod nosem. Black się nie odzywał. Tym razem postanowił to sobie darować, doskonale wiedząc, że takie podśpiewywanie rozjuszy woźnego znacznie bardziej, a jeszcze dodatkowo nikt nie będzie mu mógł nic zarzucić. W końcu grzecznie dawał się obszukiwać, nie? Nie dając Filchowi tej satysfakcji z odszukania czegoś, co mogłoby spowodować jakiś chaos. W końcu, jakby nie patrzeć, Black niczego takiego nie potrzebował. Sam w sobie był wystarczająco pomysłowy, by móc wykorzystać choćby i połowę balowego asortymentu, gdyby tylko zechciał.
Ostatecznie został przepuszczony, rzucając przez ramię szeroki uśmiech i szczerząc w nim zęby do Filcha, dołączył do Ismael. Jednocześnie jednak ponownie uśmiechając się do całej tej rozchichotanej publiczki, a nawet nieznacznie się kłaniając. Pora rozpocząć balety.

|z/t dla Syriusza i Ismael
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Pon Kwi 24, 2017 2:21 am
Niemała ulga ogarnęła Charlotte gdy Giotto bez zbędnego zwlekania i prób dalszego siania zamętu zgodził się na to aby opuścili Wielką Salę. Coś w kościach mówiło jej, że jeszcze chwila, a atmosfera na sali stałaby się nie do zniesienia, a po tym co zobaczyła, po Peterze na ziemi, po krwi na jego ustach i ludziach z zaskoczeniem przyglądających się jej partnerowi nie sądziła, że kolejne nieprzyjemności byłyby na tym samym bądź niższym poziomie. Dlatego tak bardzo cieszyła się wychodząc za Giotto, nabierając głęboko powietrza w płuca gdy tylko przekroczyli te same drzwi którymi weszli do środka.
Słysząc pytanie Ślizgona kiwnęła wyłącznie głową, po chwili łapiąc go jednak za dłoń i odciągając gdzieś bardziej w kąt, nie chcąc po pierwsze stać w przejściu, a po drugie być na widoku wszystkich, którzy by chociażby rzucili wzrokiem w kierunku wejścia.
Szczelnie objęła się ramionami, obserwując przez parę chwil swoje buty, zastanawiając się przy tym co tak naprawdę chce powiedzieć, jednak żadne mądre słowa nie przychodziły jej do głowy. A wiec pozostawały tylko te mniej inteligentne.
- Miałeś racje, to zdecydowanie będzie niezapomniany wieczór. - mruknęła, podnosząc nieznacznie głowę aby przyjrzeć się jego twarzy zastygniętej w minie, którą pokazywał wszystkim dookoła i którą także Charlotte do pewnego czasu obdarowywał. Po ostatnich dniach trudno jej jednak było przywyknąć do tego chłodnego obejścia, trudno było się do niego przyzwyczaić wiedząc, że może to wyglądać z goła inaczej.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Pon Kwi 24, 2017 5:21 pm
Mógł jebnąć jeszcze jedną bombardą na pożegnanie, ale pomimo tego, że już trochę wypił, dalej jeszcze trzeźwo myślał i tak naprawdę, całą tę scenę zrobił tylko po to, by uświadomić huncwelom, że z Nero się nie zadziera. Skoro oni robili sobie żarty, Giotto mógł się odpłacić pięknym za nadobne, atakując jednego z nich, który może nie brał w tym udziału, ale jednocześnie będzie przestrogą dla wszystkich tych śmieszków, którzy mają jeszcze takie pomysły jak ci żartownisie od krzeseł. Do Mendez nic nie miał i nawet jej komentarz niczego nie zmienił, poza tym, obiecał być względnie grzeczny i spełniać każdą zachciankę Charlotte - chciała wyjść, więc wyszli.
Podejrzewał, że partnerka jego brata również zaczęła poszukiwania Enzo, któremu jednak odrobinę dłużej schodziły wszystkie te poszukiwania, być może dlatego, że widział sprawców i gonił za nimi. Giotto postanowił olać ten fakt i skupić się na chwili bieżącej, jak mawiał Qui-Gon Jinn, a w chwili obecnej należało się martwić wyłącznie o stan samopoczucia Macmillan, które z pewnością zostało mocno nadszarpnięte tym całym zajściem oraz wszystkim po nim.
Przesunął się na bok, uciekając wraz z Gryfonką gdzieś w kąt i jak wcześniej zostało wspomniane - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, prezentując swoją typową, chłodną postawę. Niby mógł się nieco rozpogodzić przy niej, byłoby to nawet naturalne, ale jednak w głowie dalej miał fakt, że cały ten bal ewidentnie nie poszedł po ich myśli. Nie tak to miało wyglądać.
Przeniósł swój wzrok na nią i spojrzał z góry, spuszczając nieco z tonu. Teraz wyglądał na nieco bardziej zmęczonego, niż chłodnego bądź rozgniewanego przez zaistniałą sytuację.
- Jeśli zepsułem Ci ten wieczór, to przepraszam, ale ja już nie daję rady. - zaczął dość spokojnie, choć potem można było dostrzec mniej pewności na jego twarzy. - To kompletnie nie mój świat.[/color] - przyznał się.
Mógł sobie wmawiać, że jest przyzwyczajony do takich imprez i wielokrotnie pokazywał się na podobnych balach z rodzicami, prawda była jednak taka, że od kiedy żył chęcią zemsty, nie potrafił docenić tak naprawdę tych spotkań i dobrze się na nich bawić. Początkowo starał się być w porządku wobec swojej partnerki, nie chcąc zaprzepaścić jej tego balu, w końcu ma go raz w życiu, ale im dalej w las, tym było tylko gorzej - kolejni ludzie przy stole, coraz więcej uczniów na parkiecie, coraz śmielsze próby sprowokowania go albo wyciągnięcia Macmillan gdzieś przez tłum wielbicieli. To było dla niego trochę za wiele, choćby nie wiadomo jak się starał, to nigdy nie będzie jego środowisko, klimat czy sposób na odreagowanie. Teraz najchętniej poszedłby na wieżę astronomiczną i po prostu gapił się na gwiazdozbiory, oparty o barierki balkonu.
Wyciągnął jedną rękę z kieszeni i skierował ją na kosmyk włosów Charlotte po lewej stronie jej głowy, mierzwiąc go palcami przez jakąś chwilę.
- Ślicznie wyglądasz. - rzucił, uśmiechając się kącikiem ust. Może i trzeba mu było kilka kielichów alkoholu, ale w końcu przyznał to bezpośrednio, a nie tylko zwykłym "wow". Miejmy nadzieję, że Charlotte weźmie to do serca i nigdy nie zapomni tych słów, bowiem nieczęsto można spotkać się z tak bezpośrednim, a jednocześnie tak szczerym wyznaniem z jego strony. Był pewien siebie i czasem sugerował jej to i owo, ale to była jednak pierwsza sytuacja, w której tak dosadnie to stwierdził. Najwidoczniej zadziałał jakiś impuls, który kazał mu to zrobić.
Uśmiech jednak zniknął z jego twarzy po jakimś czasie, a wszystko skwitował westchnięciem i krótkim spojrzeniem w górę. Czas mijał, bal się powoli chylił ku końcowi, a do rozstania coraz bliżej.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Pon Kwi 24, 2017 6:39 pm
Brunetka nawet nie próbowała zastanawiać się nad tym co było głównym powodem takiej reakcji Giotto, alkohol, kumulacja wszystkich odczuć, ogólne poddenerwowanie czy też cokolwiek innego - to nie miało najmniejszego znaczenia. Cieszyła się wyłącznie, że udało jej się wyciągnąć stamtąd chłopaka i kryzys został zażegnany na dobre, a z niej mogło zejść dziwne napięcie, które narastało od momentu zniknięcia krzeseł.
Dlatego też, aby jeszcze większy spokój zyskać oddychała głęboko, czując jak dłonie jak i ramiona przestają jej się trząść. I tak jak u Ślizgona cały wybuch mógł być efektem wszystkiego, tak ona sama czuła coraz nieprzyjemniejsze ciążenie myśli, że to tak naprawdę koniec. Że kończy się bal, a to oznacza, że być może w pociągu do Londynu zobaczy Giotto po raz ostatni. I niesamowicie zaczynało ją to dobijać w tym momencie. Nie znalazła przecież wciąż sposobu na poradzenie sobie z jego wyjazdem i każdym niebezpieczeństwem jakie się z tym wiązało. I szczerze wątpiła czy kiedykolwiek znajdzie.
Wysłuchała go spokojnie, a ciepły uśmiech wdarł się na wargi Charlotte kiedy dostrzegła jak szóstoklasista schodzi powoli z tonu, stając się tym Giotto, którego miała okazję poznać przez kilka ostatnich tygodni.
- Nie zepsułeś. - zapewniła Ślizgona cicho, dłoń niepewnie przykładając do jego policzka, tym samym chcąc aby skupił swój wzrok na niej. - To też nie moja bajka. Wiesz doskonale, że milion razy lepiej bawię się mogąc spędzić dzień z książką czy z tobą. Poza tym było miło! I naprawdę cieszę się, że mogłam spędzić ten czas w gronie najbliższych mi osób. - o tym co wydarzyło się potem nastolatka prawdopodobnie szybko zapomni, pozostawiając w swojej pamięci miejsce tylko na przyjemne rzeczy i na to, co było warte zapamiętania. Niesnaski, kłótnie, jakieś awantury, to zdecydowanie nie było coś, co Macmillan rozpamiętywałaby dniami i nocami, na pewno nie takie, jakie miały dzisiaj miejsce.
- Dziękuję bardzo. - z uśmiechem na ustach dygnęła lekko, unosząc nawet odruchowo krańce swojej sukni, jednak bardzo szybko powróciła do zwyczajnego stania i zadzierania głowy aby móc na Giotto spojrzeć. Nawet mając na nogach obcasy była od niego sporo niższa, chociaż faktem było, że nie miała na stopach najwyższych szpilek w jakich dałaby radę ustać. Teraz jednak, zamiast myśleć o butach wolała skupić się na chyba pierwszym tak bezpośrednim komplemencie od Giotto, który zdecydowanie rozmiękczył jej serce i sprawił, że zapragnęła jeszcze jednej rzeczy.
- Chciałam zrobić coś jeszcze przed końcem balu i przed naszym pożegnaniem. - wykonała powoli krok w kierunku chłopaka, tak, że stykała się z nim praktycznie klatką piersiową, dłonią przyłożoną na powrót do jego policzka zmuszając, aby przestał patrzeć w górę, a na nią. Niewiele więcej się zastanawiając wspięła się na palce, i podtrzymując się jedną ręką jego ramienia pocałowała go niepewnie, nie będąc przekonaną czy Ślizgon tego chce i czy nie odsunie się zaraz, nie powie czegoś czego nie chciałaby usłyszeć. Ale cokolwiek by się nie działo wiedziała, że nie będzie żałowała. Potrzebowała tego nim straci go na nie wiadomo jak długi czas.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Pon Kwi 24, 2017 7:22 pm
Nie chciał w żaden sposób jej wystraszyć, ani też popsuć jej humoru, jednak pewne rzeczy były ponad kontrolą nad samym sobą czy też jej samopoczuciem. Giotto odebrał cały ten "atak", jako pewną formę krzywdzącą nie tylko jego, ale również wszystkich jego bliskich. Dla kogoś z włoskimi korzeniami było to jak samozapłon, bo mieszkańcy tego kraju bardzo cenili wartości rodzinne, a niewątpliwie jak rodzinę traktował Charlotte. Mało tego, skutecznie w osiągnięciu tego stanu pomógł mu alkohol, a także wcześniejsze wydarzenia, jak choćby liścik, który Macmillan od kogoś dostała. Tylko głupiec myślałby, że Nero tego nie zauważył i że jest mu to obojętne - na twarzy oczywiście nie było nic widać, ale w środku wrzało. Był zazdrosny?
Jej wyjaśnienia tylko częściowo pomogły mu pozbyć się poczucia winy, że spieprzył jej ten wieczór, albo przynajmniej nie będzie go wspominać jako idealnego. Wszystko mogło przecież pójść lepiej: Giotto mógł mniej pić, mogli olać sprawę z krzesłami, mogli skupić się tylko i wyłącznie na sobie, tymczasem wystarczyło jedno wydarzenie, by przeniósł swoją uwagę na kompletnie co innego. Niemniej jednak cieplej w sercu zrobiło mu się, gdy stwierdziła, że zwykły dzień z nim i tak jest bardziej magiczny, niż cały ten magiczny bal. Nie mógł pozostać czemuś takiemu obojętny, dlatego gdy tylko wszystko to do niego dotarło, od razu stał się milszy, dokładnie taki, jaki Charlotte chciała, żeby był.
Wyglądała doprawdy zjawiskowo i nie chodziło tu już nawet o odzież i biżuterię, która swoją magią przyciągała spojrzenia. Pomimo wszelkich wyobrażeń i różnych wersji pięknej Charlotte, które powstawały w jego głowie, ta dzisiejsza skutecznie deklasowała wszystkie pozostałe. Być może był nieco ślepo zapatrzony w nią, by nie dostrzegać jakichś małych niedoskonałości, ale czy to miało teraz jakieś znaczenie? Miał namacalny dowód tego, jak bardzo jego idealne wyobrażenia nie były idealne.
Kiedy zwróciła się do niego ponownie, mówiąc o tym, że chciała zrobić coś jeszcze, Giotto w pierwszej chwili pomyślał o... tańcu. W końcu nigdy ze sobą nie tańczyli, a okazję ku temu mieli już kilka razy - czy to na balu zimowym, czy to właśnie dzisiaj. Gdy jednak wykonała pierwszy ruch, wszystkie jego myśli przeszły na zupełnie inny tor - nawet taki laik miłosny jak on, wiedział, że Macmillan chce go pocałować. Opuścił posłusznie wzrok i stał jak wryty, gdy powoli zaczęła się do niego zbliżać. Przez moment chciał nawet ją odepchnąć, żeby później nie żałowali tego co tu zaszło. Pragnienia jednak wzięły nad nim górę i dał się pocałować. Nie pozostał jednak bierny w żaden sposób - zgiął delikatnie kolana i opuścił głowę, by zniwelować możliwie jak najlepiej różnicę wzrostu, pozostając jednak przy względnej wygodzie. Odwzajemnił pocałunek, obejmując Charlotte jedną dłonią w dole pleców oraz przysuwając ją do siebie, co jednak nie dało żadnego efektu, gdyż i tak byli już bardzo blisko. W pewnej chwili, sam z siebie pogłębił pocałunek, wymuszając na niej niejako delikatne odchylenie się, cały czas oczywiście asekurując ją swoją ręką.
Trwało to dosyć długo i mogło trwać jeszcze dłużej, gdyby nie fakt, że powoli i z dużą dozą niechęci, Giotto w końcu odsunął się i przekręcił głowę w bok, patrząc na ścianę z może nie przybitym, ale na pewno skonsternowanym, w negatywnym tego słowa znaczeniu, wzrokiem.
- Nie powinniśmy. - rzekł dość szorstkim tonem, choć nie było w tym ani krzty jej winy. Miał mętlik w głowie - jedno mówiło mu, że za bardzo się otworzył i zaangażował, drugie, że w końcu zrobił coś, czego tak naprawdę chciał, a nie tylko to co musi zrobić, bądź zaplanował.
Jego ręka bezwładnie opadła z jej talii, a on sam wyprostował się i celowo unikając z nią kontaktu wzrokowego, przeniósł spojrzenie znów na sufit, próbując doszukiwać się tam odpowiedzi na nurtujące go pytania.
- Uznajmy, że byłem Ci to winien. - dodał już swoim zwyczajnym, spokojnym, ale chłodnym tonem i schował obie ręce do kieszeni, próbując samemu poradzić sobie ze wszystkimi niepokojącymi go myślami. Najgorsze w tym wszystkim jednak było to, że zaczęła przemawiać przez niego chęć ponownego zbliżenia, pomimo tego, że chwilę wcześniej odtrącił ją po jakimś czasie i starał się wszystko sprowadzić do czegoś mniej poważnego. Tylko ostatki jego zaciętości pozwalały mu na to, by ponownie nie zainicjować pocałunku. Wiedział, że oszukiwał sam siebie, ale z tyłu głowy cały czas miał gdzieś to, że im dalej w las, tym bardziej to wszystko będzie bolało. I teraz już nawet nie chodziło tylko o nią...
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Pon Kwi 24, 2017 10:04 pm
Cały ten cholerny liścik, który wcześniej otrzymała? Nawet o nim nie pamiętała, całkiem wyrzucając z głowy, że w ogóle coś takiego zaistniało. Nie interesowało ją to, że ktoś zwracał na nią uwagę bo i dlaczego miałoby? W końcu była na balu z chłopakiem, z którym chciała być, który interesował ją znacznie bardziej niż każdy inni przedstawiciel płci przeciwnej w tej szkole więc równie szybko jak rozwinęła karteczkę - zapomniała o niej, pozwalając tańczącej na papierze parze odejść w niepamięć. Przynajmniej jej własną niepamięć.
Nie wiedziała czego się spodziewać gdy podjęła decyzję o tym, że chce go pocałować. Odepchnie ją, powie aby szła do diabła, odwzajemni pocałunek czy może wymyśli cokolwiek innego? Po Giotto była gotowa spodziewać się dosłownie wszystkiego dlatego też do chwili, w której poczuła jak ją obejmuje i odwzajemnia pocałunek nie czuła się pewnie. Dopiero wtedy Macmillan objęła go za szyję, chcąc tym samym znaleźć się bliżej o ile to było w ogóle możliwe.
Zamierzała przedłużać ten pocałunek w nieskończoność, wiedząc, że jest to prawdopodobnie pierwszy i ostatni przed jego wyjazdem, nie mówiąc już o tym, że wciąż miała w pamięci niepewność związaną z tym czy Ślizgon do niej wróci, dlatego też westchnęła z niemałym rozczarowaniem czując jak chłopak się od niej odsuwa. Nie zamierzała jednak robić nic na siłę, dlatego też posłusznie zabrała dłonie z jego szyi, cofając się nawet o krok.
Na początku postanowiła, że jakiekolwiek odpowiadanie na jego słowa nie ma najmniejszego sensu, jednak widząc jego początkową minę, a także słysząc jego szorstki głos stwierdziła, że trzeba jakkolwiek zareagować.
- Hej, Giotto, spokojnie. - zaczęła powili i chociaż bardzo chciała go dotknąć to jednak splotła dłonie za plecami, chcąc je w ten sposób okiełznać. - Nie powinniśmy, rozumiem. Już więcej nie spróbuję cię pocałować skoro tego nie chcesz. - przyrzekła, próbując pochwycić chociaż na moment jego wzrok, jednak było to z goła niemożliwe skoro non stop patrzył wszędzie tylko nie na nią. - Po prostu musiałam... Nie wybaczyłabym sobie gdybym tego nie zrobiła. Wybacz jeśli nie chciałeś. - lekko zawstydzony uśmiech wdarł się na jej twarz, w końcu jednak sama zaczęła uciekać spojrzeniem gdzieś po ścianach z dziwnym, narastającym poczuciem, że Giotto robił to wszystko wbrew sobie, tylko dlatego, że Charlotte chciała. A to zdecydowanie sprawiało, że uśmiech zmienił się w lekki grymas wykrzywiający jej zazwyczaj rozradowaną twarz.
- Nigdy nic nie byłeś i nie będziesz mi winien. - lekko wzruszyła ramionami, nie rozumiejąc nawet skąd w jego głowie wziął się taki pomysł. Przecież starała się nie oczekiwać od niego niczego, zawsze przyjmując i zgadzając się na warunki, które dyktował. To, że ona pragnęła go jeszcze raz pocałować wcale nie oznaczało, że to zrobi. Zamierzała w obecnych okolicznościach zadowolić się tym co miała, świadoma, że gdy przyjdą gorsze dni to wspomnienie będzie jednym z tych ogrzewających jej serce i dających wiarę w lepsze jutro.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Wto Kwi 25, 2017 12:07 am
Sam Giotto nie wiedział, czego może się po sobie spodziewać. W głębi duszy pragnął tego, by stało się to, co właśnie zaszło, ale jednak świadomość zranienia jej i tego, że tak naprawdę robią to tylko dlatego, bo nie zdecydowali się na to wcześniej i się rozstają, była wręcz wyniszczająca. Przeklinał samego siebie za to, że nie ma na tyle odwagi, by powiedzieć, że chciałby jeszcze więcej i przyznać się, że chciał to zrobić już dawno temu. Stać go było tylko na to, by sprowadzić wszytko to głupiej "przysługi", którą odpłacił w formie pocałunku. Czuł się z tym żałośnie, ale jednocześnie wiedział, że pozwolenie sobie na więcej, może przyprawić go tylko o większy ból. Z drugiej strony, zrobili to, więc przed czym tak naprawdę teraz się cofają?
Jej słowa w niczym mu nie pomagały, to nie była jej wina, że on był tak do tego nastawiony. Wewnątrz niego narastał konflikt, który powoli zaczął wychodzić na światło dzienne - podczas gdy jeszcze wypowiadane przez niego słowa nie miały aż takiej mocy, to jednak gesty i czyny były już dużo poważniejszym przedsięwzięciem. Mógł jej mówić, że jest piękna, że o niej myśli, że go wspiera i docenia te wszystkie lata przyjaźni, jednakże to dalej były tylko słowa. Pocałunek zmienił wszystko, dlatego teraz jest tak rozdarty - chce więcej, a wie, że nie może.
Spojrzał na nią, gdy ta zaczęła potęgować wrażenie, że pożądał tego pocałunku.
- Chciałem tego. - wyznał szczerze. - I dalej chcę... - dodał już mniej pewnie, bowiem wiedział doskonale, że jest to tylko wzbudzanie złudnych nadziei. Oboje mieli świadomość tego, że przed nimi wiele miesięcy, może nawet lat, rozłąki i że wiadomości, które będą wymieniać, oglądanie się na zdjęciach, wspominanie czy ciągłe myślenie o sobie, nijak nie pomoże im być szczęśliwymi. Ktoś jednak musiał być tutaj głosem rozsądku i padło na Giotto - im dłużej zbliżaliby się do siebie, tym bardziej bolałaby rozłąka. Chociaż teraz to już nie ma raczej znaczenia, skoro aż tak się odsłonili.
Westchnął lekko, ale bardziej z żalu i bezsilności, niż z jakiegoś zmęczenia psychicznego. Przeniósł wzrok ponownie na bok, gapiąc się przez moment na ścianę po prawej stronie.
- Mylisz się. - zaczął. - Powinienem był to zrobić sam i to już dawno temu. - dodał nieco niespokojnie. Nie użalał się nad sobą, ani nad tą sytuacją, ale jednak był bardzo zły na siebie za to, że to ona dopiero zdecydowała się na ten ruch i że tak naprawdę stało się to dopiero teraz. Może gdyby zaiskrzyło między nimi wcześniej, inaczej wyglądałaby jego przyszłość? Może cała ta podróż wydałaby mu się zbędna, może by z nią został, może zostałby w Hogwarcie, może stałby się tym, kim chciał kiedyś zostać - aurorem i walczył by ze złem, a nie gonił za zemstą? Teraz, gdy już praktycznie wszystko było postanowione, ciężko było mu przyznać, że jest jeszcze jedna droga. Do dziś jej nie dostrzegał, a przecież to było takie proste.
Spojrzał w górę, odchylając nieco głowę, przymknął oczy i wziął głęboki wdech, starając się uspokoić wszystkie zszargane nerwy, czy bębniące w jego głowie myśli. Po chwili spojrzał z powrotem na Macmillan i był przez chwilę cicho, obserwując wyłącznie wyraz jej twarzy. Serce zabiło mu szybciej.
- Być może to nasze ostatnie spotkanie, więc ja też muszę coś zrobić. - zaczął przybliżając się nieco do niej. Pochylił się nieznacznie, by móc swobodnie patrzyć jej w oczy, bez potrzeby spoglądania na nią z góry, tak jak do tej pory. Z każdą chwilą narastała w nim niepewność, wściekłość, ekscytacja i pewna myśl, która pozwalała mu sądzić, że jest jeszcze dla nich jakaś szansa.
- Kocham Cię. - wykonał nieco gwałtowny ruch i znowu złączył ich usta w pocałunku, obejmując ją jedną ręką u dołu pleców, przyciągając ją ponownie dla siebie. Skoro ona już się odważyła, to on też powie to, co od dawna chciał jej powiedzieć. Teraz nie liczyły się żadne konsekwencje, ani nawet to, że mają za sobą dopiero pierwszy pocałunek. On wiedział co do niej czuje i wiedział, że nikt nigdy nie będzie mu już tak bliski, jak ona. Pomimo swojej nieprzystępności i chłodu, nie mógł pozostawić tej sprawy bez zakończenia. Zbyt długo trzymał to w sobie i zbyt dużo ryzykuje, by zachować to wyłącznie dla siebie. Jeśli to ma być ich koniec, to on zezwala tylko na takie zakończenie.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Wto Kwi 25, 2017 5:25 pm
Gdyby uważała, że przez ten pocałunek jego wyjazd będzie dla niej jeszcze bardziej dotkliwy prawdopodobnie nigdy by się nie zdecydowała na ten krok, chcąc oszczędzić i sobie i Giotto niepotrzebnych problemów, jednak... Wiedziała, że to i tak będzie bolało, będzie cholernie bolało, że tak naprawdę nie było na świecie niczego co mogłoby chociaż trochę zniwelować ten ból, więc dlaczego miałaby odmawiać sobie jednego pocałunku? Tylko tego jednego, nie chciała na nim przecież niczego wymuszać i doskonale rozumiała, że nie oznacza nie.
Nie zastanawiała się jednak co by było gdyby któreś z nich wcześniej zdecydowało się na jakiś ruch, a nie pozostawało tylko w strefie słów. Może wtedy całkiem inaczej wszystko by się potoczyło, a ich początek nie oznaczałby jednocześnie końca wszystkiego? Trudno jej było powiedzieć jak sprawy potoczyłyby się w takim wypadku. W końcu doskonale pamiętała o chęci zemsty jaką odczuwał Giotto i wiedziała, że nie jest w stanie go od tego pomysłu odwieść. Ba, nawet nie zamierzała tego robić, uważając, że nie jest kimś, kto ma szczególne względy i może sobie na to pozwolić. Dlatego też w jej głowie nie było żadnej szczęśliwej wizji, zwrotu akcji w którym zemsta schodzi na drugi plan. Charlotte akceptowała wszystko takim, jakie to było, starając się cieszyć z tego co było dane jej dostać, nie wymagając niczego więcej.
I chociaż o tym co by się działo gdyby Giotto został nie myślała, niejednokrotnie zastanawiała się nad chwilami w których dotrzyma on danej jej obietnicy i wróci. Ile to zajmie? Czy wciąż będą względem siebie tak samo nastawieni czy może coś po drodze się zmieni? Wciąż będzie czuła dziwne drżenie i ekscytację na myśl o zwyczajnym spotkaniu ze Ślizgonem, czy Giotto wciąż będzie uważał ją za kogoś ważnego w swoim życiu? Tak wiele pytań, tak niewiele odpowiedzi, a wszystkie one szalały w głowie Gryfonki obserwującej ściany, swoje buty, czasem nawet sufit, nie mogącej poradzić sobie z narastającym napięciem, które rodziło się między nią i jej partnerem.
- Przez te wszystkie lata w Hogwarcie zauważyłam, że nie zawsze udaje się zrobić to, co uważa się za konieczne. I nie powinieneś się przez to ani trochę obwiniać. - może jej głos był trochę smętniejszy niż na początku tego dnia, jednak powiedzieć, że była rozczarowana albo zasmucona w chwili obecnej byłoby kłamstwem. Jasne, było jej trochę przykro, jednak wieczór się jeszcze nie skończył, mieli z Giotto jeszcze chwilę dla siebie i nie zamierzała w tym już momencie rozpaczać z powodu rozstania. Przyjdzie na to czas gdy rzeczywiście do niego dojdzie. Teraz miała plan korzystać z tych ostatnich minut, może godzin, wspólnie spędzonych.
Gdy przez tę chwilę Giotto obserwował Charlotte w ciszy, dziewczyna posyłała mu lekki uśmiech, nie wiedząc prawdę mówiąc co jeszcze mogłaby dodać w tej sytuacji. Zwykle rozgadanej Gryfonce zabrakło słów, to zdecydowanie trzeba gdzieś w kalendarzu zaznaczyć.
Z zaciekawieniem uniosła jedną brew słysząc słowa Giotto. W najśmielszych snach nie spodziewała się jednak takiego obrotu spraw, takiego wyznania, które wywołało najpierw jedną łzę spływającą po jej policzku, potem następną, a na koniec całą lawinę. Nie chcąc jednak żeby Ślizgon pomyślał, że zrobił coś nie tak Charlotte objęła go z całych sił za szyję, ani myśląc pozwolić mu się w tym momencie odsunąć. Sama wręcz pogłębiła pocałunek, palce jednej dłoni wplątując we włosy Giotto, a następnie zaciskając je na nich nieznacznie, nie chcąc aby ten moment się skończył.
Po dość długiej chwili, kiedy zaczęło jej brakować oddechu odsunęła się od niego nieznacznie, na tyle tylko, aby móc oprzeć się czołem o czoło Giotto, oddychając ciężko i nierówno.
- Też cię kocham Giotto. - wyszeptała cicho, całkowicie pewna swoich słów. Była świadoma swojego uczucia do Ślizgona już od dłuższego czasu i tylko myśl, że jest ono nieodwzajemnione powstrzymywało Charlotte przed wyznaniem tego.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Wto Kwi 25, 2017 5:54 pm
Jeszcze kilka tygodni temu podróż wydawała mu się być jedyną metodą, by dokonać zemsty i spełnić w końcu to, co poprzysiągł wiele lat temu. Była to jego jedyna motywacja do życia, tak naprawdę tylko dlatego chciał być sam, chciał opuścić szkołę i kształcił się w takich, a nie innych kierunkach magii. Sprawa jednak zaczęła się mocno komplikować, gdy do gry weszło coś, przed czym starał się wzbraniać już wiele razy - uczucie. Pomimo tego, że nie narzekał na brak powodzenia, to jednak z żadną dziewczyną nie zaszło to tak daleko, jak z Charlotte. Ze wszystkimi kontrolował przebieg tej relacji, nie dawał złudnych nadziei i starał się utrzymywać przyjazne stosunki, jednocześnie stawiając pewną zaporę, której nikt nie mógł pokonać.
Z nią jednak było inaczej - to się po prostu stało samo, nie miał nad tym w ogóle kontroli. Wspólne lata trwania w przyjaźni odcisnęły na nim swój ślad w postaci pewnej dozy zaufania do niej, a także z każdym dniem bliższym końca ich znajomości, zaczęło mu coraz bardziej na niej zależeć. Dotychczas, gdy spędzali ze sobą jeden, góra dwa wieczory w tygodniu, teraz widywali się codziennie, poszli ze sobą na bal, wyjawił jej nawet swoje plany, a teraz się całują, mało tego - wyznali sobie miłość.
Nie oczekiwał od niej żadnej reakcji, nie strzelał, ani nie przewidywał jak ona może na to zareagować. Od pewnego czasu domyślał się, że jest między nimi coś więcej, aniżeli zwykła przyjaźń, jednakże zbyt bał się konsekwencji otwarcia, czemu i tak nie udało się zapobiec. Kiedy jednak go pocałowała, był nieco zszokowany, ale jednocześnie uświadomił sobie, że nie tylko on darzy ją tak głębokim uczuciem - przecież równie dobrze mogła to zrobić wcześniej, miała na to tyle okazji, była tak otwarta, a jednak dopiero dziś się na to zdecydowała. Jak widać kierowały nimi te same pobudki - strach przed rozstaniem, a to tylko wzmagało wszystkie uczucia. Do końca świata będzie pamiętać tę chwilę, bo w końcu oboje otrzymali jasną deklarację i nagle pojawiła się szansa, że być może kiedyś, kiedy Giotto już wróci, odetnie się od wszystkich dotychczasowych problemów, skupiając się tylko na tym co istotne, na niej.
Tym razem pocałunek był dużo bardziej łapczywy, przynajmniej z jego strony. Pierwszy przecież był tylko delikatny, w dodatku w większości prowadzony przez Charlotte, która nie spotkała się co prawda z jego oporem, ale jednak nie starał się też tak mocno, jak teraz. I nawet nie spostrzegł, kiedy się od niego odsunęła. Dla niego była to tylko chwilka, choć całowali się dobre kilkadziesiąt sekund.
Te słowa wywarły na nim ogromne wrażenie, był świadom jej uczuć, dała mu do zrozumienia, że go kocha poprzez zainicjowanie pocałunku, będąc niepewną jego podejścia, kiedy jednak wypowiedziała to, co chciał usłyszeć już dawno temu, serce zabiło mu mocniej i nijak mógł się przed tym wzbraniać, nawet pomimo bycia mistrzem niepoznaki, utrzymywania chłodu i spokoju.
Odetchnął lekko, starając się uspokoić szybsze bicie serca, co jednak nijak mu się udawało. Nie był przyzwyczajony do aż takich emocji.
- Mam dość tego balu. - zaczął spokojnie. - Chodźmy gdzieś tylko we dwoje. - dodał i żeby nie wyszło to zbyt szorstko czy też poważnie, przysunął się jeszcze twarzą do niej, by obdarować ją krótkim, ale dalej pełnym uczucia pocałunkiem.
Wyprostował się po chwili i poluzował nieco krawat, gdyż zrobiło się dosyć gorąco od tych emocji. Złapał ją za rękę, splatając palce ich dłoni i ruszył powoli przed siebie, chcąc znaleźć jakieś spokojne miejsce, w którym będą mogli cieszyć się wyłącznie sobą.

zt oboje
Enzo Nero
Slytherin
Enzo Nero

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Pią Maj 12, 2017 12:30 am
Enzo szedł sobie spokojnie w stronę swojego dormitorium. Miał w sumie cichą nadzieję że krzyknie ona za nim, bo tego by się pofatygowała aż do biegu to się nie spodziewał, i nawet na to nie liczył. Jakże wielkie było jego zdziwienie kiedy usłyszał jak jej bose stopy dotykają posadzki zamku. Na początku był zszokowany, jednak później na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Księżniczka przyszła wcisnąć mi swój pantofelek? - Zapytał chowając ręce do kieszeni.
Możliwe że było to bardzo aroganckie z jego strony, no ale czego innego mogła się spodziewać po tym jak go potraktowała. Zamknął oczy i westchnął, kręcąc tylko głową.
- Załóż buty bo się rozchorujesz, głupia - Powiedział cały czas czekając na to co ma mu do powiedzenia.
W sumie to już dużo usłyszał, no ale cóż czas na drugą rundę.
Marlene McKinnon
Oczekujący
Marlene McKinnon

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Pią Maj 12, 2017 12:56 am
Chociaż od momentu w którym wybiegła za nim z Wielkiej Sali minęło dopiero kilka minut, Marlene czuła się tak, jakby właśnie przebiegła maraton. Jeśli ktoś z was uważa, że lawirowanie pomiędzy ciasno zbitymi grupami ludzi w stanowczo zbyt obcisłej kiecce jest rzeczą łatwą i przyjemną niech powie o tym głośno, McKinnon będzie pierwszą, która wyrwie język temu plugawemu kłamcy.
Dopadła go, kiedy był już przy wyjściu. Ze stanowczo zbyt szybko bijącym sercem i nierównomiernych oddechem (czyżby nadeszła pora, w której powinna była zacząć biegać?), lekko zaróżowionymi policzkami i zburzoną fryzurą stanęła przed nim niczym żywy obraz nędzy i rozpaczy. - Enzo - powiedziała, jednak słysząc jego słowa urwała w połowie. Merlinie, ależ on był bezczelny! - Wiem, że bardzo byś tego chciał - odparowała, bo z ludźmi złośliwymi rozmawiało jej się dużo łatwiej niż z takimi, którzy byli dla niej mili - ale niestety nie. Chociaż jeśli ładnie poprosisz to mogłabym je tutaj zostawić - mówiąc to postawiła szpilki na posadzce i za pomocą dwóch, szybkich ruchów, rozpuściła włosy. Fryzura i tak była już do niczego, a jeśli chłopak miał ją zabić to ona chciała chociaż dobrze wyglądać.
- No to będę - przytaknęła. - Najwyżej Charlie się mną trochę poopiekuje. Nieważne - machnęła ręką.  - Nie chcę żebyś sobie bardzo schlebiał, nie goniłam Cię dlatego, że miło było poczuć twoje wargi na moich, chociaż owszem, to było przyjemne uczucie - powiedziała z nutą...Złośliwości? Tak, to chyba była złośliwość. Westchnęła głęboko. - Obiecałam, że odzyskasz swoją różdżkę, prawda? - Zapytała głupio, licząc na to, że zaprzeczy. - Ale jej nie odzyskasz, wiesz? Zgubiłam ją. Dzisiaj rano leżała na mojej półce, a później przestała tam leżeć. Oczywiście, odkupię Ci ją, tzn inną. To znaczy, sam sobie odkupisz, ja za nią zapłacę i... - tak, nadmierny słowotok z całą pewnością był spowodowany stresem. Była młoda, nie chciała ginąć za czyjąś różdżkę, mimo, że przecież wiedziała jak ważną rzeczą potrafi być dla czarodzieja. W końcu, jej patyk był dla niej bardzo ważny. - Nie gniewaj się. - O tak, McKinnon wyglądała jak tysiąc nieszczęść, mimo to, próbowała trzymać fason, pozę mówiąc ''to tylko głupi kije, wyluzuj'', poza oczywiście jej nie wychodziła więc końcowy efekt był komiczny.
Enzo Nero
Slytherin
Enzo Nero

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Pią Maj 12, 2017 1:11 am
Słysząc jej słowa tylko lekko się uśmiechnął. Lubił zadziorne dziewczyny. To o butach całkowicie zignorował ponieważ no nie miał chęci ani potrzeby z nimi spacerować po zamku toteż wolał to przemilczeć. Kiedy zaś rozprawiała o chorobie chciał jej przerwać by powiedzieć że niezbyt interesuje go kto będzie się nią zajmował ale wtedy wtrąciła ten jakże istotny fragment o tym delikatnym muśnięciu jej ust przez jego.
- Od razu było widać że Ci się podobało - Po tych słowach się zaśmiał.
Może to było nieprofesjonalne i trochę niegrzeczne no ale cóż, zaraz po tym gdy powiedziała o różdżce nie było mu już tak do śmiechu.
- Czyli chcesz powiedzieć że złamałaś naszą umowę? Jak mam Ci teraz zaufać że nie złamiesz kolejnej? W końcu nie mogę wy... - Przerwał w połowie zdania i odwrócił wzrok.
Nie chciał jej mówić że niedługo może opuścić ten zamek, a nawet zginąć. Bez różdżki jego śmierć była nawet bardziej niż pewna.
- Sam sobie kupię. Nie potrzebuję nic od Ciebie. To co chciałem, a raczej wydawało mi się że chcę... No nie ważne - Mruknął i odwrócił się.
Nie miał zamiaru okazywać jej więcej swoich uczuć. Teraz liczyło się tylko to by wyjść stąd i zapomnieć o tym balu.
Sponsored content

Gwiezdne Wejście - Page 3 Empty Re: Gwiezdne Wejście

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach