- Ventus Zabini
Re: Mały zakątek między regałami
Sro Mar 11, 2015 9:33 pm
Chciał mu potarmosić włosy, zrobić odwet za to, że ten wcześniej macał jego, ale nie zdążył. Nie wiedział co właściwie się stało. Nie wiedział nawet jak to się stało. Zamrugał kilka razy powiekami próbując ogarnąć, to że jakiś Krukon posadził go sobie na kolanach, ale jakoś nie docierało to do niego. Usłyszał jak torba spada, a potem głos chłopaka. Spojrzał na niego naprawdę zaskoczony. Pokręcił głową, aby wyjść z tego szoku. Chciał mu się wyrwać, ale jego krucze łapska za mocno go trzymały.
- Czy ciebie do reszty pogięło?- zapytał szeptem patrząc ponad jego ramieniem na wejście do zaułka, czy czasem nikogo tam nie było. Pustka.
Nie wiedział co miał o tym myśleć. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie w takiej sytuacji. Przeczesał swoje włosy i popatrzył na Krukona. Uśmiechnął się w ten swój złośliwy sposób mrużąc oczy. Co za człowiek. Przez niego ma jeszcze więcej pytań.
Jego oddech trochę mu przyspieszył, bo za bardzo został zaskoczony. Nie lubił, gdy tracił kontrolę nad sytuacją, dlatego chciał wyjść, a teraz siedzi na kolanach u jakiegoś chłopaka. Odchylił się trochę bardziej do stolika, aby być dalej od niego. Nie wiedział do czego był zdolny ten osobnik, ale zaczynał się obawiać.
W prawdzie nie interesowała go opinia innych. Nie obchodziło go to, że ktoś mógłby się dowiedzieć o tej sytuacji i zacząć puszczać plotki, że jest homosiem, ale to jest męczące. Musiałby się użerać z homofobami, a to upierdliwe – oznaczałoby, że ludzie zaczęli by zwracać na niego uwagę, a przecież to jest straszne. Popatrzył na Ślizgona.
- Serio? Musisz się rzucać na mnie w takim miejscu?- zapytał, zaczynał się droczyć. Chciał po prostu zobaczyć jego reakcję na coś innego, niż zapewne się spodziewać. On musi odzyskać kontrolę.- Trzeba było to zrobić w składziku – wyszczerzył się chytrze.
W rzeczywistości irytowało go to, że nie mógł wstać i odsunąć się na bezpieczną odległość. Nie czuł się za dobrze siedząc na kolanach u jakiegoś faceta. To było dziwne.
[zt]
- Czy ciebie do reszty pogięło?- zapytał szeptem patrząc ponad jego ramieniem na wejście do zaułka, czy czasem nikogo tam nie było. Pustka.
Nie wiedział co miał o tym myśleć. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie w takiej sytuacji. Przeczesał swoje włosy i popatrzył na Krukona. Uśmiechnął się w ten swój złośliwy sposób mrużąc oczy. Co za człowiek. Przez niego ma jeszcze więcej pytań.
Jego oddech trochę mu przyspieszył, bo za bardzo został zaskoczony. Nie lubił, gdy tracił kontrolę nad sytuacją, dlatego chciał wyjść, a teraz siedzi na kolanach u jakiegoś chłopaka. Odchylił się trochę bardziej do stolika, aby być dalej od niego. Nie wiedział do czego był zdolny ten osobnik, ale zaczynał się obawiać.
W prawdzie nie interesowała go opinia innych. Nie obchodziło go to, że ktoś mógłby się dowiedzieć o tej sytuacji i zacząć puszczać plotki, że jest homosiem, ale to jest męczące. Musiałby się użerać z homofobami, a to upierdliwe – oznaczałoby, że ludzie zaczęli by zwracać na niego uwagę, a przecież to jest straszne. Popatrzył na Ślizgona.
- Serio? Musisz się rzucać na mnie w takim miejscu?- zapytał, zaczynał się droczyć. Chciał po prostu zobaczyć jego reakcję na coś innego, niż zapewne się spodziewać. On musi odzyskać kontrolę.- Trzeba było to zrobić w składziku – wyszczerzył się chytrze.
W rzeczywistości irytowało go to, że nie mógł wstać i odsunąć się na bezpieczną odległość. Nie czuł się za dobrze siedząc na kolanach u jakiegoś faceta. To było dziwne.
[zt]
- Liadon Ichimaru
Re: Mały zakątek między regałami
Nie Maj 10, 2015 9:13 pm
Hogsmead okazało się sukcesem. Sukcesem w porównaniu do tego co zastali w Hogwarcie. Zgliszcza po bitwie, która nie powinna mieć miejsca. Nie wiedzieć czemu takie rzeczy zaczynały przytrafiać się nawet tutaj w Hogwarcie, gdzie Dumbledore powinien być wstanie nad wszystkim zapanować. Mimo to co się stało to się nie odstanie. Można było jedynie zapobiec eskalacji tych wydarzeń w przyszłości. By jednak to osiągną trzeba było zacząć działać. To właśnie miał zamiar uczynić Liadon. Powrócić do wcześniejszych zwyczajów i zająć się tym wszystkim po swojemu. Systematycznie i skutecznie. Dlatego zaczął od rozwiązania podstawowego problemu. Początkowo uważał, że to Bazyliszek wciąż chowający się w czeluściach zamku powinien wskoczyć na szczyt listy. Teraz jednak był stosunkowo nie groźny i wystarczy tylko zaczopować jego norę, albo pozbyć się go później. Nie, prawdziwy problem stanowili uczniowie. Był więcej niż pewny, że to oni dopuścili się niedawnych wydarzeń a temu można było zaradzić w jeden sposób. Pośród nich musi zasiać kilka takich, którzy będą wstanie działać. Jak to jednak uczynić, tego nie był pewien. A to nie był jedyny problem. Od kilku godzin Liadon siedział w Bibliotece zajmując długą ławę i przeglądając coraz to nowe księgi. Szukał czegoś jednak nie wiedział jeszcze czego. W co jakiś czas uczniowie wkraczali do jego zakątka. Widząc jednak srogie spojrzenie nauczyciela szybko się wycofywali zostawiając go pochłoniętego w „Straż Wartowników: Czyli jak się zabezpieczyć”.
- Alice Hughes
Re: Mały zakątek między regałami
Nie Maj 10, 2015 10:45 pm
Trzy dni... Z całą pewnością zbyt mało czasu, by pogodzić się z tym co się wydarzyło. Zapomnieć o istnieniu tych których nigdy więcej miało się nie zobaczyć. Zaakceptować fakt, że zło jest w stanie przeniknąć wszelkie bariery... Wystarczająco jednak by niedowierzanie przemieszane ze wstrętem które zagościło w młodym sercu w ostatni weekend stopniowo przerodziło się w bliżej nieokreśloną potrzebę, zmuszająca do tego by pochwycić wszystkie wydarzenia i...
I co dalej Hughes? Zapanować nad nimi? Nie rozśmieszaj mnie...
Alice weszła do biblioteki. Nie miała zamiaru panować nad niczym poza własną głową. Miała zamiar zrozumieć... Nawet jeśli wymagało by to podjęcia kroków, których nigdy nie miała zamiaru stawiać...
Śmierciożercy siejący zamęt w magicznym świecie, który miał być jej wybawieniem przedarli się do Hogwartu... Miejsca które uważała za dom... Dom, który już niedługo będzie musiała opuścić na zawsze. Jako szlama... Skończył się czas na ślepe oddanie zasadom. Nie regulaminom. Te w razie potrzeby potrafiła naginać bez większego problemu. Nastała pora by odsunąć na bok własny system wartości. I choć aspiracje Puchonki nadal mijały się z tym wszystkim - życie po raz kolejny okazało się być bezdusznym trenerem.
Wpatrywała się w regał marszcząc brwi. Chciałaś być silna... Mruczał głos z tyłu jej głowy. I choć chciała - nie była nadal w stanie przemóc się na tyle by sięgnąć po niektóre tytuły. Ostatecznie skierowała lekko drżącą dłoń w stronę egzemplarza "Praktycznej magii obronnej i jej zastosowania w walce z czarną magią". Wydawało się być to dobrym początkiem. Mizernym, ale jednak krokiem.
Przytuliła książkę do piersi rozglądając się jednocześnie i szukając wolnego miejsca. Wraz z nastaniem kwietnia frekwencja w bibliotece zwiększyła się co najmniej dwukrotnie. Przechadzała się tak między regalami gotowa już by usiąść po prostu na ziemi w jednym z kątów kiedy jej wzrok natrafił na pustą ławę. Skierowała się więc w jej stronę w połowie drogi dostrzegając, że wcale nie była pusta... Liadon Ichimaru... Jeszcze kilka dni wcześniej wycofała by się. Ale tak jak nie było już czasu na osobiste refleksje - zabrakło go na osobiste obawy. Nie zwalniając więc kroku podeszła do drugiego końca ławy i kiwając nauczycielowi głową zajęła miejsce.
I co dalej Hughes? Zapanować nad nimi? Nie rozśmieszaj mnie...
Alice weszła do biblioteki. Nie miała zamiaru panować nad niczym poza własną głową. Miała zamiar zrozumieć... Nawet jeśli wymagało by to podjęcia kroków, których nigdy nie miała zamiaru stawiać...
Śmierciożercy siejący zamęt w magicznym świecie, który miał być jej wybawieniem przedarli się do Hogwartu... Miejsca które uważała za dom... Dom, który już niedługo będzie musiała opuścić na zawsze. Jako szlama... Skończył się czas na ślepe oddanie zasadom. Nie regulaminom. Te w razie potrzeby potrafiła naginać bez większego problemu. Nastała pora by odsunąć na bok własny system wartości. I choć aspiracje Puchonki nadal mijały się z tym wszystkim - życie po raz kolejny okazało się być bezdusznym trenerem.
Wpatrywała się w regał marszcząc brwi. Chciałaś być silna... Mruczał głos z tyłu jej głowy. I choć chciała - nie była nadal w stanie przemóc się na tyle by sięgnąć po niektóre tytuły. Ostatecznie skierowała lekko drżącą dłoń w stronę egzemplarza "Praktycznej magii obronnej i jej zastosowania w walce z czarną magią". Wydawało się być to dobrym początkiem. Mizernym, ale jednak krokiem.
Przytuliła książkę do piersi rozglądając się jednocześnie i szukając wolnego miejsca. Wraz z nastaniem kwietnia frekwencja w bibliotece zwiększyła się co najmniej dwukrotnie. Przechadzała się tak między regalami gotowa już by usiąść po prostu na ziemi w jednym z kątów kiedy jej wzrok natrafił na pustą ławę. Skierowała się więc w jej stronę w połowie drogi dostrzegając, że wcale nie była pusta... Liadon Ichimaru... Jeszcze kilka dni wcześniej wycofała by się. Ale tak jak nie było już czasu na osobiste refleksje - zabrakło go na osobiste obawy. Nie zwalniając więc kroku podeszła do drugiego końca ławy i kiwając nauczycielowi głową zajęła miejsce.
- Liadon Ichimaru
Re: Mały zakątek między regałami
Pon Maj 11, 2015 12:55 pm
Magia to obszerne zagadnienie. Pomimo lat nauki większość czarodziejów nie zgłębiać nawet ułamka tajemnic jakie skrywa czarodziejstwo. Nie oznacza to że nie próbują. Tu i ówdzie pojawiają się Makowie głodni wiedzy. Czasem są to tacy ludzie jak Dumbledor. Mądrzy dojrzali, wszechwiedzący i dobrotliwi. To jednak była rzadkość. Częściej trafili się tacy jak Liadon, prowadzeni obsesyjnym pragnieniem szukali rozwiązania swego problemu za wszelka cenę. Nawet swego i cudzego życia. Głęboko w sercu dobrzy byli gotowi podjąć tragiczne decyzje by zaspokoić swe pragnienie. Ci nie byli jednak najgorsi. O nie byli jeszcze tacy jak Tom Riddle, lub Voldemort jak go swą teraz. Spragnieni władzy i potęgi. Gotowi na wszystko by ja osiągnąć, nienasyceni prędzej czy później po mimo nawet najszczerszych, najszlachetniejszych pobudek, zwracają się ku ciemnej stronie. Tak, tacy byli nie bezpieczni. W dodatku ich było najwięcej nawet tu w Hogwarcie. Jak jednak ich rozpoznać skoro nawet Dumbledore nie potrafil przejrzeć Toma.
-Witam…- odpowiedział powoli przerzucając kolejne strony w bbezowocnych poszukiwaniach. Nawet nie podniósł spojrzenia. Zapach Alice dla tak wrażliwych nozdrzy był dobrze wyczuwalny.
-Jakaś ponad programowa praca, czy normalne obowiązki uczniowskie?
Zapytał. Miedzy wierszami można było się domyślić że pije do ostatnich wydarzeń
-Witam…- odpowiedział powoli przerzucając kolejne strony w bbezowocnych poszukiwaniach. Nawet nie podniósł spojrzenia. Zapach Alice dla tak wrażliwych nozdrzy był dobrze wyczuwalny.
-Jakaś ponad programowa praca, czy normalne obowiązki uczniowskie?
Zapytał. Miedzy wierszami można było się domyślić że pije do ostatnich wydarzeń
- Alice Hughes
Re: Mały zakątek między regałami
Pon Maj 11, 2015 8:23 pm
Alice otworzyła książkę i zatopiła się w spisie streści. Zaklęcia,zaklęcia, zaklęcia... Miała nadzieję znaleźć jakiekolwiek wprowadzenie. Odrobinę teorii, niekoniecznie - ku własnemu przerażeniu - dotyczącej obrony... Mogła się tego brzydzić. Mogła tym gardzić. Nie mogła już jednak tego ignorować... Przekładała kolejne strony wpatrując się w zdobiące je ilustracje z których większość przyprawiała ją o mdłości. Nie rozumiała czemu ludzie robią niektóre rzeczy a żadne tłumaczenie nie przekonywało jej do tego, że istnieje powód dla którego warto wyrządzić takie okrucieństwo. Własny umysł po raz kolejny splatał jej figla i podsunął pod nos smród, który poczuła gdy tylko wraz z niewielką grupą uczniów powróciła do zamku tej pamiętnej soboty... Przełknęła ślinę chcąc nad tym zapanować. Wiedziała że jeśli podda się emocjom nic nie zdziała. Ale czy to przypadkiem nie one zmusiły ją do tego co właśnie robiła? Mogła zwalać to na poczucie obowiązku czy naturalną i logiczną kolej rzeczy. I to właśnie miała zamiar robić...
- Nazwijmy to obowiązkami prefekta, panie profesorze. - Mruknęła cicho nie odwracając wzroku od książki. Samej siebie nie mogła jednak oszukać. Świadomość zagrożenia, która nigdy jeszcze nie była tak silna wypełniała każdą komórkę jej ciała. Zmuszała do pokonania granic i stanięcia na wysokości zadania jeśli (a raczej - kiedy w końcu) będzie to konieczne. Nigdy nie darowała by sobie gdyby komukolwiek w jej obecności stała się prawdziwa krzywda. Taki Colette... Zamknęła oczy nie chcąc sobie tego nawet wyobrażać.
Ale czy będąc tamtego dnia w zamku mogła by czemukolwiek zapobiec? Z pewnością nie... A nieudolny pokaz magii który zaserwowała Remusowi dwa dni wcześniej po lekcji zaklęć zakrawał wręcz o kpinę. Nie pozostawało jej więc nic innego niż skorzystanie z wolnego popołudnia (większość uczniów z jej rocznika znajdowała się teraz na polanie ONMS) i udanie się do biblioteki w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek.
Co jakiś czas rzucała dyskretne spojrzenia w stronę nauczyciela transmutacji zastanawiając się co takiego tu robi. Profesorowie zazwyczaj korzystali z uroków posiadania własnego gabinetu i to tam planowali kolejne zajęcia. Kilka razy starała się też dojrzeć tytuł leżącej przed nim książki. Niestety bezskutecznie.
- Nazwijmy to obowiązkami prefekta, panie profesorze. - Mruknęła cicho nie odwracając wzroku od książki. Samej siebie nie mogła jednak oszukać. Świadomość zagrożenia, która nigdy jeszcze nie była tak silna wypełniała każdą komórkę jej ciała. Zmuszała do pokonania granic i stanięcia na wysokości zadania jeśli (a raczej - kiedy w końcu) będzie to konieczne. Nigdy nie darowała by sobie gdyby komukolwiek w jej obecności stała się prawdziwa krzywda. Taki Colette... Zamknęła oczy nie chcąc sobie tego nawet wyobrażać.
Ale czy będąc tamtego dnia w zamku mogła by czemukolwiek zapobiec? Z pewnością nie... A nieudolny pokaz magii który zaserwowała Remusowi dwa dni wcześniej po lekcji zaklęć zakrawał wręcz o kpinę. Nie pozostawało jej więc nic innego niż skorzystanie z wolnego popołudnia (większość uczniów z jej rocznika znajdowała się teraz na polanie ONMS) i udanie się do biblioteki w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek.
Co jakiś czas rzucała dyskretne spojrzenia w stronę nauczyciela transmutacji zastanawiając się co takiego tu robi. Profesorowie zazwyczaj korzystali z uroków posiadania własnego gabinetu i to tam planowali kolejne zajęcia. Kilka razy starała się też dojrzeć tytuł leżącej przed nim książki. Niestety bezskutecznie.
- Caroline Rockers
Re: Mały zakątek między regałami
Czw Lip 16, 2015 11:45 pm
Można wierzyć w wiele rzeczy. W przeznaczenie. W wiedzę. W potęgę. W miłość. W przyjaźń. W niebo. W piekło. Otwiera się niezwykle bogaty wachlarz możliwości, z którego pozornie bezproblemowo można korzystać - dopiero po pewnym czasie okazuje się, że to nie jest do końca tak, jak się wydaje. Nikniemy pod wpływem jego ciężaru, który z każdą podjętą decyzją robi się coraz to większy. Dlatego C. starała się nie wierzyć w nic i w nikogo. Już i tak wystarczająco nadwerężyła swój organizm tym, przez co ostatnio przeszła. Co prawda, miała jakieś eliksiry ze Skrzydła Szpitalnego i sporo przez te dwa dni spała, ale nadal jej ciało dawało znaki, że to nie jest do końca satysfakcjonujące, zwłaszcza, że stan psychiczny Rockers...no cóż, pozostawiał więcej do życzenia, niż zwykle. Wiele chaotycznych myśli przewijało się przez głowę, na dodatek wszelkie dźwięki z zewnątrz działały irytująco, dostarczając kolejnych migren, a ciche słowa wydobywający się z nieświadomych słabych robaków...to tworzyło istny huragan wbijających się w nią szpileczek. Dlatego starała się, jak najmniej opuszczać swoje dormitorium w przeświadczeniu, że dzięki temu będzie mogła odzyskać siły do dalszego realizowania swoich planów.
Dla Zwycięstwa w końcu nie ma rzeczy niemożliwych, prawda? I pomyśleć, jak bardzo jest to absurdalne!
Odgarnęła swój ciemny warkocz, wepchnęła różdżkę głębiej w kieszeń i przekroczyła próg szkolnej biblioteki, do której niezwykle rzadko się udawała. Zadała kilka pytań pani Pince, która podejrzliwie jej się przyglądała i ruszyła do odpowiedniej części pomieszczenia, którą wskazała jej bibliotekarka. Gdy już znalazła się w małym, dawno już nieuczęszczanym zakątku, w jej nozdrza uderzyła chmura kurzu. Ślizgonka krótko odkaszlnęła, po czym zaczęła szukać wśród zakurzonych ksiąg, tomiszczy, które mogłoby się jej przydać. Jej wysokość zdecydowanie sprzyjała tutaj dziewczynie. Chmurne tęczówki błądziły po okładkach, próbując je odczytać i znaleźć upragniony tytuł.
Bo w końcu należało zrobić wszystko, żeby zadbać o własne cztery litery, zwłaszcza, kiedy nie miało się nikogo.
Zupełnie nikogo po swojej stronie.
Przynajmniej nie na stałe.
Dla Zwycięstwa w końcu nie ma rzeczy niemożliwych, prawda? I pomyśleć, jak bardzo jest to absurdalne!
Odgarnęła swój ciemny warkocz, wepchnęła różdżkę głębiej w kieszeń i przekroczyła próg szkolnej biblioteki, do której niezwykle rzadko się udawała. Zadała kilka pytań pani Pince, która podejrzliwie jej się przyglądała i ruszyła do odpowiedniej części pomieszczenia, którą wskazała jej bibliotekarka. Gdy już znalazła się w małym, dawno już nieuczęszczanym zakątku, w jej nozdrza uderzyła chmura kurzu. Ślizgonka krótko odkaszlnęła, po czym zaczęła szukać wśród zakurzonych ksiąg, tomiszczy, które mogłoby się jej przydać. Jej wysokość zdecydowanie sprzyjała tutaj dziewczynie. Chmurne tęczówki błądziły po okładkach, próbując je odczytać i znaleźć upragniony tytuł.
Bo w końcu należało zrobić wszystko, żeby zadbać o własne cztery litery, zwłaszcza, kiedy nie miało się nikogo.
Zupełnie nikogo po swojej stronie.
Przynajmniej nie na stałe.
- Jasper Larsson
Re: Mały zakątek między regałami
Pią Lip 17, 2015 10:06 pm
Jeszcze tylko tutaj go brakowało - w bibliotece! Osobiście wolał aktywność fizyczną niż umysłową, lecz nie oznaczało to, że był za głupi na książki! Lubił wypożyczyć sobie coś lekkiego, usiąść pod drzewem i zatopić w fikcyjnym świecie, podjadając kanapki i rozkoszując się ciszą, oraz spokojem. Oczywiście w jego przypadku zawsze kończyło się to w tragikomiczny sposób, gdy od zacięcia papierem upuszczał tom ze strachu przed poplamieniem go. Ten lądował mu na nodze, akurat na małym palcu u stopy, doprowadzając do ukłucia bólu, nagłego podskoku, uderzenia o coś głową, stracenia przytomności... Gdy się budził nie pamiętał nic z fabuły dzieła i ponownie zasiadał do lektury, tylko po to by historia zatoczyła koło. Niestety, Jas miał dobre serce, ale ktoś tam na górze nie kochał go i uznawał za zabawne zrobienie z niego największej łamagi pod słońcem.
A teraz ta łamaga snuła się pomiędzy regałami, wlepiając psi wzrok w mijane grzbiety okraszone tytułami, nie zdając sobie sprawy, że jego pozaklejana plastrami buzia już za chwilę trafi na coś czego w życiu nie spodziewałby się spotkać na swojej drodze. A już na pewno nie w taki sposób. Przygarbiony, ze wzrokiem zawieszonym na prawym regale, nawet nie zauważył, gdy tuż przed nim wyrosła damska sylwetka, a jego policzek ten jeden raz w życiu zderzył się z czymś miękkim i miłym, zamiast ze ścianą czy podłogą. Wyhamowany przez poduszki powietrze (dosłownie) o wiele wyższej od niego panny, zadarł głowę do góry i zamrugał zaskoczony, dopiero po chwili ogarniając całą sytuację. Nazwać jego reakcję przesadną to mało powiedziane. Gryfon wrzasnął jak porażony prądem, odskoczył na bok, z impetem zarył całym ciałem w ciężki regał i padł znokautowany na podłogę, przykryty paroma niedosuniętymi lekturami, którym wystarczył taki wstrząs do wypadnięcia z półek. Jego twarz, a przynajmniej to co było z niej widać spod książek, włosów i opatrunków, była koloru dojrzałego pomidora, zaś serce na zmianę stawało, po czym szaleńczo nadrabiało zaległości, jakby nie mogło zdecydować się czy chce jeszcze pracować czy już daje sobie spokój.
A teraz ta łamaga snuła się pomiędzy regałami, wlepiając psi wzrok w mijane grzbiety okraszone tytułami, nie zdając sobie sprawy, że jego pozaklejana plastrami buzia już za chwilę trafi na coś czego w życiu nie spodziewałby się spotkać na swojej drodze. A już na pewno nie w taki sposób. Przygarbiony, ze wzrokiem zawieszonym na prawym regale, nawet nie zauważył, gdy tuż przed nim wyrosła damska sylwetka, a jego policzek ten jeden raz w życiu zderzył się z czymś miękkim i miłym, zamiast ze ścianą czy podłogą. Wyhamowany przez poduszki powietrze (dosłownie) o wiele wyższej od niego panny, zadarł głowę do góry i zamrugał zaskoczony, dopiero po chwili ogarniając całą sytuację. Nazwać jego reakcję przesadną to mało powiedziane. Gryfon wrzasnął jak porażony prądem, odskoczył na bok, z impetem zarył całym ciałem w ciężki regał i padł znokautowany na podłogę, przykryty paroma niedosuniętymi lekturami, którym wystarczył taki wstrząs do wypadnięcia z półek. Jego twarz, a przynajmniej to co było z niej widać spod książek, włosów i opatrunków, była koloru dojrzałego pomidora, zaś serce na zmianę stawało, po czym szaleńczo nadrabiało zaległości, jakby nie mogło zdecydować się czy chce jeszcze pracować czy już daje sobie spokój.
- Caroline Rockers
Re: Mały zakątek między regałami
Pią Lip 17, 2015 10:54 pm
Jak dla niej nikogo tutaj nie brakowało - wręcz było jej na rękę, że nikt nie kręcił się w tym rzadko uczęszczanym zakątku biblioteki. Skoro już zdecydowała się tu zawędrować i przeszukiwać stare tomiszcza, to nie zamierzała stąd wyjść, dopóki nie znajdzie tego, czego szuka. Zbyt dużo poświęciła, by teraz wszystko stracić z powodu jednego błędu - w końcu skoro Nailahowi udało się sprawę z różdżką jakoś załatwić, to i jej musi. A jak nie...to pociągnie za sobą tylu straceńców, ile tylko będzie mogła; i z pewnością wśród nich będą Ci, których zaznaczyła na swojej specjalnej liście. Jej myśli na szczęście nie zajmowały takie trywialne rzeczy, jak tego małego Gryfona. Zresztą, co to miało ją obchodzić, co też w głowie ma taki przegrany?
Uważaj wilkołaczku, żebyś przypadkiem nie spadł ze swojej wieży.
Gdy już myślała, że coś znalazła, usłyszała, jak ktoś kręci się niedaleko niej. Z początku to zignorowała, zajmując się swoim zadaniem i starając się nie stracić z oczu poszczególnych książek, po które właśnie miała sięgnąć, kiedy kroki stały się wyraźniejsze. Rockers chwyciła więc jedną z książek i odwróciła się w tamtą stronę, chcąc sprawdzić, kto jej przeszkadza. Niestety, zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, ktoś się z nią zderzył i to w taki sposób, że...powinien już leżeć martwy. Najlepiej w kałuży własnej krwi. Na początku nie do końca do niej dotarło, co się stało, dopiero odbicie się chłopaka od jej klatki piersiowej, jego zadarcie głowy - wtedy dostrzegła szarobłękitne oczy chłopaczka, który był sporo od niej niższy -sprawiło, że zrozumiała, gdzie obecnie się znajduje i że ten ktoś przed nią ma mocno przesrane. Już chciała mu przyłożyć, albo chociaż zwyzywać, gdy ten odskoczył, jak porażony jakimś zaklęciem, wpadając na regał. Ślizgonka nie wiedząc, jak się zachować, westchnęła zirytowana i przejechała dłonią po swojej twarzy, nie wierząc, że na świecie istnieją takie łamagi. No cóż, najwyraźniej istniały. I oto miała tego dowód pod samym nosem. Po chwili, gdy chłopak siedział pod tymi wszystkimi książkami, które spadły mu na głowę, C. ruszyła w jego stronę, przyciskając do siebie jedno tomiszcze, które wcześniej wyciągnęła. Nachyliła się nad nim, ściągnęła z jego twarzy wolumin i odłożyła go na na najbliższą półkę, po czym wlepiła w niego ciężkie, niezbyt zachęcające spojrzenie.
- Przydaj się na coś i posprzątaj to, łamago. Gdyby nie to, że jesteśmy w szkolnej bibliotece to bym Ci przyłożyła za Twoją nieuwagę - mruknęła szorstko i wyprostowała się, zarzucając swój warkocz na plecy, po czym, gdy już sprawdziła, czy nie kręci się tutaj ktoś jeszcze, kopnęła go w nogę.
- Ruchy.
Uważaj wilkołaczku, żebyś przypadkiem nie spadł ze swojej wieży.
Gdy już myślała, że coś znalazła, usłyszała, jak ktoś kręci się niedaleko niej. Z początku to zignorowała, zajmując się swoim zadaniem i starając się nie stracić z oczu poszczególnych książek, po które właśnie miała sięgnąć, kiedy kroki stały się wyraźniejsze. Rockers chwyciła więc jedną z książek i odwróciła się w tamtą stronę, chcąc sprawdzić, kto jej przeszkadza. Niestety, zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, ktoś się z nią zderzył i to w taki sposób, że...powinien już leżeć martwy. Najlepiej w kałuży własnej krwi. Na początku nie do końca do niej dotarło, co się stało, dopiero odbicie się chłopaka od jej klatki piersiowej, jego zadarcie głowy - wtedy dostrzegła szarobłękitne oczy chłopaczka, który był sporo od niej niższy -sprawiło, że zrozumiała, gdzie obecnie się znajduje i że ten ktoś przed nią ma mocno przesrane. Już chciała mu przyłożyć, albo chociaż zwyzywać, gdy ten odskoczył, jak porażony jakimś zaklęciem, wpadając na regał. Ślizgonka nie wiedząc, jak się zachować, westchnęła zirytowana i przejechała dłonią po swojej twarzy, nie wierząc, że na świecie istnieją takie łamagi. No cóż, najwyraźniej istniały. I oto miała tego dowód pod samym nosem. Po chwili, gdy chłopak siedział pod tymi wszystkimi książkami, które spadły mu na głowę, C. ruszyła w jego stronę, przyciskając do siebie jedno tomiszcze, które wcześniej wyciągnęła. Nachyliła się nad nim, ściągnęła z jego twarzy wolumin i odłożyła go na na najbliższą półkę, po czym wlepiła w niego ciężkie, niezbyt zachęcające spojrzenie.
- Przydaj się na coś i posprzątaj to, łamago. Gdyby nie to, że jesteśmy w szkolnej bibliotece to bym Ci przyłożyła za Twoją nieuwagę - mruknęła szorstko i wyprostowała się, zarzucając swój warkocz na plecy, po czym, gdy już sprawdziła, czy nie kręci się tutaj ktoś jeszcze, kopnęła go w nogę.
- Ruchy.
- Jasper Larsson
Re: Mały zakątek między regałami
Pią Lip 17, 2015 11:23 pm
Przed niechybną śmiercią w grobowcu z najprzedniejszej literatury wyratowała go ta sama niepozorna osóbka, która prawie przyprawiła go o zawał serca. Jeśli dziewczę kiedykolwiek widziało minę psa przyłapanego na gryzieniu butów, zarazem zażenowanego, przerażonego jak i z pustką w małym łebku, to właśnie taki wyraz twarzy miał w tej chwili gryfon. Jak to szło z jego domem? Odwaga? Męstwo? Tiara miała gorszy dzień, albo straciła swoje specjalne właściwości na czas, gdy na prędko dopasowała Larssona do Gryffindoru.
- T-tak jest! - miauknął posłusznie, wstając spod przykrycia z oprawionych w skórę tomów, nie reagując na kuksańca jakim dodatkowo uraczyła go czarownica. Bez ociągania zajął się odkładaniem książek na miejsce, a ponieważ dopiero co wbijał w nie swój maślany wzrok, dokładnie zapamiętał ich położenie. Poprawił nawet wolumin odłożony przez ciemnowłosą, przenosząc go na właściwie mu miejsce, nieco wyżej niż sięgał, wyjątkowo elegancko stając na palcach by dosięgnąć odpowiedniej półki. Po wykonaniu zadania, spojrzał nieśmiało na uczennicę, wyraźnie speszony sposobem w jaki przyszło im się zapoznać. - Przepraszam. - schylił głowę, jeszcze bardziej skulony niż zwykle. Przy jego niewielkim wzroście wyglądało to aż nazbyt uroczo. - Nazywam się Jasper Larsson. Jestem w Gryffindorze. - zawahał się, ostatecznie kontynuując wypowiedź. - To tak, jakbyś chciała to gdzieś zgłosić. - spojrzał na nią wielkimi, psimi ślepiami. Brakowało mu tylko podwiniętego ogona i oklapłych uszek do kompletu. - Jeśli mogę ci to jakoś wynagrodzić... - nie ruszał się, gotowy na karę za swoje oburzające zachowanie. Może i nie przejmował się tym jak źle niektórzy traktowali jego osobę, ale wobec innych zawsze starał się być jak najuczciwszy. I chyba tylko ta jedna cecha przeważyła u Tiary podczas wyboru dla niego barw.
- T-tak jest! - miauknął posłusznie, wstając spod przykrycia z oprawionych w skórę tomów, nie reagując na kuksańca jakim dodatkowo uraczyła go czarownica. Bez ociągania zajął się odkładaniem książek na miejsce, a ponieważ dopiero co wbijał w nie swój maślany wzrok, dokładnie zapamiętał ich położenie. Poprawił nawet wolumin odłożony przez ciemnowłosą, przenosząc go na właściwie mu miejsce, nieco wyżej niż sięgał, wyjątkowo elegancko stając na palcach by dosięgnąć odpowiedniej półki. Po wykonaniu zadania, spojrzał nieśmiało na uczennicę, wyraźnie speszony sposobem w jaki przyszło im się zapoznać. - Przepraszam. - schylił głowę, jeszcze bardziej skulony niż zwykle. Przy jego niewielkim wzroście wyglądało to aż nazbyt uroczo. - Nazywam się Jasper Larsson. Jestem w Gryffindorze. - zawahał się, ostatecznie kontynuując wypowiedź. - To tak, jakbyś chciała to gdzieś zgłosić. - spojrzał na nią wielkimi, psimi ślepiami. Brakowało mu tylko podwiniętego ogona i oklapłych uszek do kompletu. - Jeśli mogę ci to jakoś wynagrodzić... - nie ruszał się, gotowy na karę za swoje oburzające zachowanie. Może i nie przejmował się tym jak źle niektórzy traktowali jego osobę, ale wobec innych zawsze starał się być jak najuczciwszy. I chyba tylko ta jedna cecha przeważyła u Tiary podczas wyboru dla niego barw.
- Caroline Rockers
Re: Mały zakątek między regałami
Sob Lip 18, 2015 12:34 am
Przed śmiercią...? Śmiesz o niej mówić, będąc zaledwie pod ciężarem książek? Co Ty możesz o niej wiedzieć? Nic.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się mylił, choć "niepozorna" to naprawdę kluczowe słowo - w końcu grała taką przed publicznością i choć życie to nie teatr, to jednak nie potrafiła się powstrzymać; możliwe, że towarzystwo takiego osobnika, jak Avery, również odcisnęło na niej swoje piętno. Gdy w oczy rzuciła jej się ta mina a'la piesek, który moknie przed domem, bo właściciele kazali mu spaść w budzie, wzdrygnęła się z lekką odrazą. Nie, nie dlatego, że nie przepadała za psami - w gruncie rzeczy wolała zdecydowanie zwierzęta od ludzi - ale dlatego, że był dla niej taki żałosny, że nie miała nawet chęci się z nim "pobawić". Udawała, że ziewa, kiedy w końcu się podniósł i oparła się delikatny o równoległy regał, przyglądając się mu ze zmrużonymi oczami.
- Szybciej - dodała zniecierpliwiona, kiedy odkładał książki na odpowiednie miejsca. Niemalże parsknęła śmiechem, widząc, jak ten gnom staje na palcach, by odłożyć ostatni wolumin. Na jego przeprosiny, które zostały wykonane z niezwykłą skruchą, jej ciemne brwi uniosły się wysoko, a wargi zadrgały z powodu złośliwego uśmiechu, który cisnął się na jej usta.
- Daruj sobie, skrzacie - mruknęła chłodnym tonem. Uroczo? UROCZO?! Zdecydowanie obrzydliwość. Z uroczymi osobami robi się dużo rzeczy, by przestawały tak wyglądać, np. wykręca się im ręce. A jeśli nadal będzie się tak zachowywał, to z całą pewnością, w końcu tak się to właśnie skończy. - O jaaa, ale słodko! A ja jestem Kim Miracle i chcę się z Tobą zaprzyjaźnić, wiesz? A tak serio to...mam to gdzieś kim jesteś i skąd. Sama zajmuję się takimi sprawami, dla Twojej informacji - wysyczała, krzyżując ręce na klatce piersiowej i odpychając się lekko od regału, robiąc kilka kroków w jego stronę. Na kolejne słowa Gryfona prychnęła rozbawiona, jakby opowiedział jej niezły dowcip. W końcu zbliżyła się do Larssona wystarczająco, by móc na niego spoglądać z góry. Chmury w jej oczach leniwie się poruszały, nie mając jednak zamiaru odsłaniać lodu.
- Wynagrodzić mi? A jak? Skoczyłbyś no nie wiem...z okna? Podpaliłbyś kogoś? Niósłbyś mi torbę do klasy? - Pytała szyderczo, obnażając na chwilę swoje białe zęby. - Jesteś Ty w ogóle facetem?
Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się mylił, choć "niepozorna" to naprawdę kluczowe słowo - w końcu grała taką przed publicznością i choć życie to nie teatr, to jednak nie potrafiła się powstrzymać; możliwe, że towarzystwo takiego osobnika, jak Avery, również odcisnęło na niej swoje piętno. Gdy w oczy rzuciła jej się ta mina a'la piesek, który moknie przed domem, bo właściciele kazali mu spaść w budzie, wzdrygnęła się z lekką odrazą. Nie, nie dlatego, że nie przepadała za psami - w gruncie rzeczy wolała zdecydowanie zwierzęta od ludzi - ale dlatego, że był dla niej taki żałosny, że nie miała nawet chęci się z nim "pobawić". Udawała, że ziewa, kiedy w końcu się podniósł i oparła się delikatny o równoległy regał, przyglądając się mu ze zmrużonymi oczami.
- Szybciej - dodała zniecierpliwiona, kiedy odkładał książki na odpowiednie miejsca. Niemalże parsknęła śmiechem, widząc, jak ten gnom staje na palcach, by odłożyć ostatni wolumin. Na jego przeprosiny, które zostały wykonane z niezwykłą skruchą, jej ciemne brwi uniosły się wysoko, a wargi zadrgały z powodu złośliwego uśmiechu, który cisnął się na jej usta.
- Daruj sobie, skrzacie - mruknęła chłodnym tonem. Uroczo? UROCZO?! Zdecydowanie obrzydliwość. Z uroczymi osobami robi się dużo rzeczy, by przestawały tak wyglądać, np. wykręca się im ręce. A jeśli nadal będzie się tak zachowywał, to z całą pewnością, w końcu tak się to właśnie skończy. - O jaaa, ale słodko! A ja jestem Kim Miracle i chcę się z Tobą zaprzyjaźnić, wiesz? A tak serio to...mam to gdzieś kim jesteś i skąd. Sama zajmuję się takimi sprawami, dla Twojej informacji - wysyczała, krzyżując ręce na klatce piersiowej i odpychając się lekko od regału, robiąc kilka kroków w jego stronę. Na kolejne słowa Gryfona prychnęła rozbawiona, jakby opowiedział jej niezły dowcip. W końcu zbliżyła się do Larssona wystarczająco, by móc na niego spoglądać z góry. Chmury w jej oczach leniwie się poruszały, nie mając jednak zamiaru odsłaniać lodu.
- Wynagrodzić mi? A jak? Skoczyłbyś no nie wiem...z okna? Podpaliłbyś kogoś? Niósłbyś mi torbę do klasy? - Pytała szyderczo, obnażając na chwilę swoje białe zęby. - Jesteś Ty w ogóle facetem?
- Jasper Larsson
Re: Mały zakątek między regałami
Sob Lip 18, 2015 1:08 am
Nie spodziewał się by sama skrucha i puste słowa wynagrodziły jego nowej koleżance całą nieprzyjemną sytuację, ale iskierka nadziei zapaliła się w nim, gdy przedstawiła mu się i zaproponowała przyjaźń. Niestety szybko zgasiła go kolejnymi słowami, jakie padły z jej ust, przepełnionych niepotrzebnym jadem i chłodem. Gdy zbliżyła się, tylko wzrosła kłębiąca się w nim niepewność. Z całych sił starał się nie zniżać wzroku z bladej twarzy, tak przerażony przypadkowym zerknięciem w niewłaściwą stronę, że nie reagował nawet na narastający ból szyi, nieprzywykłej do zadzierania głowy tak wysoko, na aż tyle czasu.
- Z biologicznego punktu widzenia jestem stuprocentowym samcem... - na to jedno pytanie mógł odpowiedzieć bez wahania. Gorzej miała się sprawa z pomysłami czarownicy na wyrównanie z nim rachunków. Torbę mógł ponosić, nie ma sprawy, ale żeby kogoś podpalać? Albo skakać z okna? Chociaż... - Zależy z którego piętra. - o ile dobrze pamiętał, zdarzało mu się lądować bez większych obrażeń nawet po upadku z dziesięciu metrów. Wytrzymałe wilcze kości i całe życie ćwiczeń oraz w miarę zdrowej diety przynosiły jednak jakieś korzyści. - Torbę też mogę nosić. - dodał, przemilczając jednak ostatnią opcję. Jakkolwiek by na to nie spojrzał, nie umiał wyobrazić sobie sytuacji w której byłby w stanie podpalić inną żywą... - Właściwie, to mógłbym podpalić kogoś, o ile byłby już martwy. W moim kraju był to kiedyś bardzo popularny sposób żegnania zmarłych. - uśmiechnął się lekko, czując jak ciężar spadł mu z serca. Nie musiał odmawiać poszkodowanej jej zadośćuczynienia, a bardzo zależało mu na dobrych stosunkach ze wszystkimi w szkole. Co przypomniało mu pierwszą osobę, którą tu poznał. Było to jakby męskie wcielenie jego rozmówczyni. Równie zastraszający typ, który miał jednak serce i wystarczyło pozwolić mu być sobą, aby pokazał na jak wiele go stać... a przynajmniej tak widział to Jasper Larsson, najniewinniejszy z niewinnych, naiwne dziecko tęczy, kwiatków i mocy przyjaźni. - Przypominasz mi Sahira. - stwierdził z rozbrajającą szczerością, mając to porównanie za szczyt komplementów. Tylko on jeden w tej szkole, nowy i nieświadomy sytuacji, mógł wypowiedzieć następujące zdanie. - Dogadalibyście się ze sobą.
- Z biologicznego punktu widzenia jestem stuprocentowym samcem... - na to jedno pytanie mógł odpowiedzieć bez wahania. Gorzej miała się sprawa z pomysłami czarownicy na wyrównanie z nim rachunków. Torbę mógł ponosić, nie ma sprawy, ale żeby kogoś podpalać? Albo skakać z okna? Chociaż... - Zależy z którego piętra. - o ile dobrze pamiętał, zdarzało mu się lądować bez większych obrażeń nawet po upadku z dziesięciu metrów. Wytrzymałe wilcze kości i całe życie ćwiczeń oraz w miarę zdrowej diety przynosiły jednak jakieś korzyści. - Torbę też mogę nosić. - dodał, przemilczając jednak ostatnią opcję. Jakkolwiek by na to nie spojrzał, nie umiał wyobrazić sobie sytuacji w której byłby w stanie podpalić inną żywą... - Właściwie, to mógłbym podpalić kogoś, o ile byłby już martwy. W moim kraju był to kiedyś bardzo popularny sposób żegnania zmarłych. - uśmiechnął się lekko, czując jak ciężar spadł mu z serca. Nie musiał odmawiać poszkodowanej jej zadośćuczynienia, a bardzo zależało mu na dobrych stosunkach ze wszystkimi w szkole. Co przypomniało mu pierwszą osobę, którą tu poznał. Było to jakby męskie wcielenie jego rozmówczyni. Równie zastraszający typ, który miał jednak serce i wystarczyło pozwolić mu być sobą, aby pokazał na jak wiele go stać... a przynajmniej tak widział to Jasper Larsson, najniewinniejszy z niewinnych, naiwne dziecko tęczy, kwiatków i mocy przyjaźni. - Przypominasz mi Sahira. - stwierdził z rozbrajającą szczerością, mając to porównanie za szczyt komplementów. Tylko on jeden w tej szkole, nowy i nieświadomy sytuacji, mógł wypowiedzieć następujące zdanie. - Dogadalibyście się ze sobą.
- Caroline Rockers
Re: Mały zakątek między regałami
Sob Lip 18, 2015 4:22 pm
I nie znalazłoby się nic, co mogłoby w pełni jej to wszystko wynagrodzić - no ale skąd ktoś taki, jak on, miał to wiedzieć? Był takim naiwnym, zupełne uległym kundelkiem, który byłby w stanie chwycić swoimi łapkami za jej nogę, byle tylko nie odchodziła. Idiotyzm. Ten chłopak nie posiadał zupełnie w sobie niczego, co pozwoliłoby utrzymać się na powierzchni wody - co więcej! - gdyby sięgały po niego liszajowate ręce Topielicy, nie oponowałby by iść na samo dno. Mogłaby mu powiedzieć wszystko, a on by w to uwierzył. Tak po prostu. Nawet nie musiałaby się uciekać do żadnych sztuczek, używać jakichkolwiek metod, które były przez niektórych znane.
Chłód? Jad? Dopiero poznasz prawdziwy smak życia, kły węża na swojej skórze i wtedy trucizna dostanie się do Twojego krwiobiegu.
Nie spuszczała go oczu, przyglądając się uważnie jego twarzy, badając każde, choćby najmniejsze drgnięcie. Po chwili uśmiechnęła się. Leniwie, zimno, nieprzystępnie.
- Nie syp mi tutaj formułkami, zwłaszcza, że najwyraźniej przyroda w Twoim przypadku się pomyliła. I to bardzo - odparła znudzona i pchnęła go lekko do tyłu z otwartej dłoni, ale nie tak, żeby wylądował na regale. Kolejny hałas i bałagan nie był wskazany. Aż dziw, że bibliotekarka nie przybiegła tutaj od razu - być może ten zakątek był dalej od jej stanowiska, niż sądziła? Ponownie się odezwał, odpowiadając na jej zaczepkę i to w taki sposób, jakby...rzeczywiście brał to na poważnie. Nie przerywała mu, czekając, aż powie wszystko. O dziwo, była dzisiaj niezwykle cierpliwa! Aż sama sobie się dziwiła, że było ją stać na coś takiego!
- To co mówisz jest smutne. I żałosne - odparła, krzywiąc się ze wstrętem, a po chwili otworzyła książkę, którą trzymała w rękach, szybko ją przejrzała i jak się okazało, że nie zawiera tego, czego potrzebuje, przyłożyła mu nią w twarz. Konkretniej w nos. Może mu się coś stało, może go zabolało, ale jakoś się tym nie przejmowała.
- Och, tak mi przykro! - Wyszeptała z fałszywym współczuciem, po czym odłożyła książkę na miejsce; mogły przecież zaraz zacząć działać zaklęcia ochronne, które nałożyła na nią pani Pince, a C. wolała nie ryzykować. Na jego kolejne słowa, zesztywniała, czując jak palce uwolnione od tomiszcza zaciskają się na jej spodniach. Nagle chłodne spojrzenie powędrowało z powrotem do Jaspera, a wśród ciemnych chmur zaczął wystawać lód. Przy ostatnim zdaniu Gryfona, jej oblicze rozjaśnił kpiący uśmieszek.
- Ach tak? Z Sahirem powiadasz? Ciekawe, doprawdy... - wysyczała niemalże rozbawiona, a jedna z jej dłoni spoczęła na ramieniu chłopaka. - Lubisz Sahira, skrzacie? Sądzisz, że pomógłby Ci, gdybyś...no nie wiem, znalazł się w niebezpieczeństwie, hm?
Jej palce zaczęły mocniej wbijać się w materiał ubrania Jaspera.
Chłód? Jad? Dopiero poznasz prawdziwy smak życia, kły węża na swojej skórze i wtedy trucizna dostanie się do Twojego krwiobiegu.
Nie spuszczała go oczu, przyglądając się uważnie jego twarzy, badając każde, choćby najmniejsze drgnięcie. Po chwili uśmiechnęła się. Leniwie, zimno, nieprzystępnie.
- Nie syp mi tutaj formułkami, zwłaszcza, że najwyraźniej przyroda w Twoim przypadku się pomyliła. I to bardzo - odparła znudzona i pchnęła go lekko do tyłu z otwartej dłoni, ale nie tak, żeby wylądował na regale. Kolejny hałas i bałagan nie był wskazany. Aż dziw, że bibliotekarka nie przybiegła tutaj od razu - być może ten zakątek był dalej od jej stanowiska, niż sądziła? Ponownie się odezwał, odpowiadając na jej zaczepkę i to w taki sposób, jakby...rzeczywiście brał to na poważnie. Nie przerywała mu, czekając, aż powie wszystko. O dziwo, była dzisiaj niezwykle cierpliwa! Aż sama sobie się dziwiła, że było ją stać na coś takiego!
- To co mówisz jest smutne. I żałosne - odparła, krzywiąc się ze wstrętem, a po chwili otworzyła książkę, którą trzymała w rękach, szybko ją przejrzała i jak się okazało, że nie zawiera tego, czego potrzebuje, przyłożyła mu nią w twarz. Konkretniej w nos. Może mu się coś stało, może go zabolało, ale jakoś się tym nie przejmowała.
- Och, tak mi przykro! - Wyszeptała z fałszywym współczuciem, po czym odłożyła książkę na miejsce; mogły przecież zaraz zacząć działać zaklęcia ochronne, które nałożyła na nią pani Pince, a C. wolała nie ryzykować. Na jego kolejne słowa, zesztywniała, czując jak palce uwolnione od tomiszcza zaciskają się na jej spodniach. Nagle chłodne spojrzenie powędrowało z powrotem do Jaspera, a wśród ciemnych chmur zaczął wystawać lód. Przy ostatnim zdaniu Gryfona, jej oblicze rozjaśnił kpiący uśmieszek.
- Ach tak? Z Sahirem powiadasz? Ciekawe, doprawdy... - wysyczała niemalże rozbawiona, a jedna z jej dłoni spoczęła na ramieniu chłopaka. - Lubisz Sahira, skrzacie? Sądzisz, że pomógłby Ci, gdybyś...no nie wiem, znalazł się w niebezpieczeństwie, hm?
Jej palce zaczęły mocniej wbijać się w materiał ubrania Jaspera.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach