Strona 19 z 19 • 1 ... 11 ... 17, 18, 19
- Ventus Zabini
Re: Mały zakątek między regałami
Sob Paź 27, 2018 9:12 pm
Ven od zawsze wypełniał się mrokiem, wypełniał się gęstą mazią, która splatała każdy centymetr jego duszy. Nie pozwalał na to, aby jakikolwiek promień światła się z niego wydostał. Nie mógł na to pozwolić, nie w miejscu, w którym się wychował. Nie mógł nawet na sekundę pomyśleć o tym, aby jakkolwiek czuć się szczęśliwy. Musiał chować się w cieniu i czekać na kolejny dzień. Liczyć na to, że nikt go nie zobaczy, a jeśli zobaczy to zignoruje. Dlatego tak ciężko było mu być przy tobie droga Esmeraldo. Ty go próbowałaś zauważyć, nie ignorowałaś go, lecz twardo przy nim stąpałaś raz po raz zmuszając do tego, aby cię łapał, gdy próbowałaś pokazać mu jak odlatujesz i może cię stracić, ale zawsze była to iluzja. Zawsze była przy nim i ściągałaś w światła reflektorów. On się tego boi. Boi się być zauważonym, dlatego nigdy nie myślał nawet o tym, aby robić coś ze swoim talentem muzycznym, aby iść i pokazać światu jak potrafi grać, jak go to wciąga, jak kocha muzykę. Zawsze będzie próbował się kryć za kotarą, zawsze będzie szedł brzegiem drogi patrząc w dół, aby tylko nie być zauważonym. Kiedyś jeszcze spoglądał na ludzi, którzy go mijali i popychali, gdy brakowało im miejsca w pięciu się na szczyt ścieżki życia. Jakiś czas temu wyszedł na jej środek i to on był panem swojego losu, ale gdy wróciłaś?
Ponownie zszedł na bok, aby dać ci miejsce, abyś obwiązała go sznurem i ciągnęła za sobą, abyś próbowała pokazać mu świat, ale on nie da rady. Teraz może cię obejmować jak największy skarb, ale za parę sekund ponownie wstanie i ucieknie pozostawiając cię tu samą. Teraz, ta chwila mogła trwać i trwać, ale jeśli on się ponownie spłoszy... nie złapiesz go tak szybko, a jak dojdzie do tego momentu to będzie musiała mocno zaciągnąć cugi, aby znowu się nie wyrwał. On łapał się na krótkich chwilach, zapamiętywał je, rozdrapywał do krwi, ale gdy dochodziło do poważnego wyboru, do momentu, gdy ma zdecydować o własnym szczęściu uciekał raniąc przy tym też tych, których chciał uszczęśliwić. Nie dawał rady, aby być kowalem swojego losu.
Był tchórzem.
Nie odpowiedział. Było jasne, że skoro pytał to chciał wiedzieć. Ven był prosty jak drut, czasami się gdzieś zagiął jeśli coś go mocno złamało, ale zwykle był prosty. Widząc jej spojrzenie z automatu objął ją mocniej jakby chciał ją zatrzymać, ściągnąć do siebie i nie pozwolić nikomu, aby znowu ktoś ją zabrał. Czuł silną potrzebę trzymania jej w swoich objęciach. Chciał czuć, że ona tu była, że nie była tylko jego urojeniami. Czasami miał problemy z odnalezieniem się w świecie, co równało się z tym, że po prostu nie wiedział co jest snem, a co jawą. Przymknął oczy słuchając jej głosu, próbując ułożyć sobie to, że tu była.
I co ci to da? Co zrobisz jak już przekonasz się, że tu jest? Jak złapiesz ją na tyle mocno, że nie będzie w stanie odlecieć? Może nawet złamiesz jej skrzydła. I co wtedy? Cały czas przecież chciałeś, aby ona odleciała. Ty zakłamany, egoistyczny tchórzu. Nienawidzisz kłamstw, a sam mamisz swój umysł, mamisz swoje słowa, a przede wszystkim gesty. Łapiesz ja garściami, wyciągasz do niej ręce jak desperat, aby za sekundę strzelić ją z liścia w twarz. Słyszysz to głuche uderzenie? To właśnie ty, ty zataczasz się i niszczysz życie innym ludziom. Najpierw swojemu ojcu tak, że cię nienawidzi, potem swojej siostrze, która próbowała się do ciebie dostać, potem sobie, a na końcu jej. Ptaszynie, która wiła gniazdko dla ciebie i siebie, abyś ty egoisto mógł żyć w cieple i szczęściu.
Mocniej ją objął, gdy słyszał te myśli. Nie chciał tego słuchać, nie chciał udowadniać sobie jak wielkim gównem był. Chciał wierzyć w to, że Esmeralda, jego szmaragd będzie szczęśliwy. Jej głos docierał do niego zza grubej szyby, ale sens rozumiał, co powodowało u niego jeszcze większe zapadanie się.
— Ale ja umrę – wyrzucił z siebie jak pocisk przerywając ciszę, która zapadła na kilka chwil swoim zachrypniętym i zniszczonym głosem. — Byłaś wtedy szczęśliwa? – chrząknął próbując odgonić od siebie myśli o tym, że mimo jej powrotu i tak nie będzie z nią. W końcu on umrze, a nie wiedział, czy chciał być wiecznie żywy. Zawsze pragnął swojej śmierci, ale nie miał na tyle dużo odwagi, aby je sobie odebrać.
— Ale ja umrę – wyrzucił z siebie jak pocisk przerywając ciszę, która zapadła na kilka chwil swoim zachrypniętym i zniszczonym głosem. — Byłaś wtedy szczęśliwa? – chrząknął próbując odgonić od siebie myśli o tym, że mimo jej powrotu i tak nie będzie z nią. W końcu on umrze, a nie wiedział, czy chciał być wiecznie żywy. Zawsze pragnął swojej śmierci, ale nie miał na tyle dużo odwagi, aby je sobie odebrać.
- Esmeralda Moore
Re: Mały zakątek między regałami
Sob Paź 27, 2018 9:40 pm
Byłeś głupi...i to strasznie głupi. Siedziałeś z nią, ze swoim skarbem, który był na wyciągnięcie ręki. Mogłeś po nią sięgnąć, i doskonale wiesz, że ona na to by tobie pozwoliła. A mimo to chociaż stoisz blisko, to cały czas zachowujesz ten pewien bezpieczny dystans. Pozwalasz jej podchodzić do siebie, ale ty do niej nigdy się nie zbliżysz. Nie sięgniesz po to co mogłoby się wydawać, że wręcz się tobie należy. A ona...nie pokazuje nic po sobie, tylko dalej cierpliwie czeka. Gra w tę grę wedle zasad jakie ustaliłeś. Być może nawet przeczuwa, że nic dobrego z tego nie wyniknie, dlatego powstaje pytanie dlaczego mimo wszystko wiernie przy tobie trwa. Czyż nie jest tak, że w chwili zagrożenia każda żywa istota ucieka? czemu więc ona nadal jest, i nie czuje tego...kolejnego zagrożenia które może sprowadzić na siebie.
Esmeralda siedziała spokojnie, nawet nie drgnęła, a kiedy poczuła jak chłopak mocniej ją obejmował uśmiechnęła się tylko delikatnie sama do siebie. Odwróciła się do ciebie, aby spojrzeć w twoje oczy. Jej delikatna dłoń zaczęła błądzić gdzieś po twojej głowie, jej palce wplątywała się w twoje włosy, a ona po prostu wpatrywała się i łagodnie się uśmiechała.
-Co mam ci odpowiedzieć...- Szepnęła cicho i oparła głowę o jego ramię przymykając leniwie oczy. Czułeś teraz jej łagodny i powolny oddech na swojej szyi. Czy tego potrzebowała? przecież wszystko co ludzkie już dawno za nią, a mimo wszystko nadal zachowywała się jak człowiek.
-Jak odpowiem ci, że umrę razem z tobą? będziesz szczęśliwy, zadowoli ciebie tak odpowiedź...- Wiedziałeś, że jak tylko tego zażądasz to uzyskasz taką obietnicę, wiesz, że ją dotrzyma...tylko czy będziesz na tyle odważny aby żądać takich rzeczy.
-A tak w ogóle, czy jest sens myśleć o tym co będzie za jakiś czas. Czemu ludzie cały czas nie potrafią żyć tym co jest tutaj i teraz...- Czy Esme byłaby w stanie dać Venowi życie wieczne. Nie wiedziała jak to się robi, nie wiedziała czy ona może tego dokonać...a nawet jeśli...nie zrobiłaby tego.
Esmeralda siedziała spokojnie, nawet nie drgnęła, a kiedy poczuła jak chłopak mocniej ją obejmował uśmiechnęła się tylko delikatnie sama do siebie. Odwróciła się do ciebie, aby spojrzeć w twoje oczy. Jej delikatna dłoń zaczęła błądzić gdzieś po twojej głowie, jej palce wplątywała się w twoje włosy, a ona po prostu wpatrywała się i łagodnie się uśmiechała.
-Co mam ci odpowiedzieć...- Szepnęła cicho i oparła głowę o jego ramię przymykając leniwie oczy. Czułeś teraz jej łagodny i powolny oddech na swojej szyi. Czy tego potrzebowała? przecież wszystko co ludzkie już dawno za nią, a mimo wszystko nadal zachowywała się jak człowiek.
-Jak odpowiem ci, że umrę razem z tobą? będziesz szczęśliwy, zadowoli ciebie tak odpowiedź...- Wiedziałeś, że jak tylko tego zażądasz to uzyskasz taką obietnicę, wiesz, że ją dotrzyma...tylko czy będziesz na tyle odważny aby żądać takich rzeczy.
-A tak w ogóle, czy jest sens myśleć o tym co będzie za jakiś czas. Czemu ludzie cały czas nie potrafią żyć tym co jest tutaj i teraz...- Czy Esme byłaby w stanie dać Venowi życie wieczne. Nie wiedziała jak to się robi, nie wiedziała czy ona może tego dokonać...a nawet jeśli...nie zrobiłaby tego.
- Ventus Zabini
Re: Mały zakątek między regałami
Pon Paź 29, 2018 7:32 pm
Zawsze był głupi. Zawsze taki był. Nigdy nie był osobą mądrą jeśli chodziło o dobre decyzje dotyczące jego życia. Zawsze uciekał, zawsze marnował swoje szanse na coś lepszego. Zawsze wypuszczał balony, które miały dać mu szczęście, każdy kwiat w jego dłoni usychał natychmiastowo, a ty Esmeraldo również tak skończysz jeśli sama go nie zostawisz. Zrozum, że jego nie da się uratować, ponieważ on nigdy nie chciał być uratowany, a nie uratujesz tonącego jeśli ten tonący nie będzie chciał złapać się koła, które mu rzucisz. Dla niego zagrożeniem jest właśnie uwaga drugiej osoby, a ty mu jej dajesz za dużo. Będzie do ciebie biegł, ale zawsze zboczy z drogi, gdy będzie zbyt blisko.
Objął cię tak, że wtulił głowę w twój obojczyk. Zamknął oczy i oddychał płytko delektując się tą chwilą. Zdając sobie sprawę, że jutro będzie wściekły bardziej niż zwykle, że nie da rady kroczyć za tobą jak cień. Będzie chciał uciekać, będzie stawiać kolejne cegły. Miał ochotę wrzeszczeć jak opętany, ale z jego gardła nic się nie wydostało. Tak jakby stracił swój głos na wieki.
— Nie pozwoliłbym na to, abyś umarła, ponieważ nie chcesz umierać, a ja chcę umrzeć – mruknął. — Nie chcę być aż takim egoistą, ale jednocześnie wiem, że jeśli zostaniesz ze mną to cię zranię – dodał czując tak wielki ciężar na ramionach jakby właśnie coś na nich usiadło.
— Myślę o tym, ponieważ... – w każdym momencie mogę umrzeć, ponieważ nie chce żyć. Dokończył w myślach. Gdyby nie to, że Esme siedziała mu na nogach wstałby, odsunąłby się i po prostu uciekł.
— Nie pozwoliłbym na to, abyś umarła, ponieważ nie chcesz umierać, a ja chcę umrzeć – mruknął. — Nie chcę być aż takim egoistą, ale jednocześnie wiem, że jeśli zostaniesz ze mną to cię zranię – dodał czując tak wielki ciężar na ramionach jakby właśnie coś na nich usiadło.
— Myślę o tym, ponieważ... – w każdym momencie mogę umrzeć, ponieważ nie chce żyć. Dokończył w myślach. Gdyby nie to, że Esme siedziała mu na nogach wstałby, odsunąłby się i po prostu uciekł.
- Esmeralda Moore
Re: Mały zakątek między regałami
Pon Paź 29, 2018 7:55 pm
-Wszystko umiera...- Odpowiedziała spokojnie cyganka. Nie bała się śmierci. Nigdy nie czuła tego mrożącego krwi w żyłach lęku, przed myślą, że któregoś dnia po prostu zniknie. Pogodziła się z nią, zaakceptowała jej istnienie, i jej zasady. Wiedziała, że ze śmiercią nie wygra...nigdy.
-Nawet gwiazdy, które wydają się być nieśmiertelne...dawno są martwe- Ona zawsze potrafiła o takich rzeczach, mówić z wielkim spokojem. Zupełnie tak jak by była to tylko dziecinna igraszka i nic więcej. Świat dla niej był placem zabaw. Biegała radośnie po ziemi, i kosztowała wielu rzeczy, przyjmowała do siebie radość i smutek, z taką samą otwartością. Nie wyrzekała się niczego - niczego nie pragnęła bardziej.
-Kusi ciebie upadek...to zrozumiałe- Powiedziała po chwilce milczenia po czym uwolniła ciebie od swojego ciężaru. Nie trzymałeś już jej, ponownie ci się wymknęła, zawsze robiła to kiedy chciała, bo wiedziała, że ci na to pozwoli. A ty chociaż wiesz, że utknąłeś w jej dziwnej, i być może nawet niezrozumiałej przez ciebie grze...dalej w nią grasz, chociaż nie bardzo pojmujesz zasady. Zielonooka w końcu stanęła za twoimi plecami, i położyła dłonie na twoich ramionach. Zacisnęła je mocniej, zupełnie tak jakby chciała ciebie przytrzymać. Powoli nachyliła się nad twoim uchem, kątem oka mogłeś zobaczyć jak jej czarne włosy spływają po twoim ciele. Zapach jaśminu ponownie mogłoby się wydawać, że zawładnął całym twoim ciałem.
-Chcesz wiedzieć jak tam jest? ja tam byłam...mogę ci opowiedzieć- Szeptała cicho do ucha, ale ten szept nadal był spokojny, łagodny i delikatny. Nie chciała ciebie spłoszyć, nie teraz kiedy sam prawie wszedłeś do klatki.
-Nie czujesz nic...nie ma niczego, twoich myśli, twojego serca, czy oddechu. Wszystkie uczucia są zaledwie dalekim echem, które przestaje być słyszalne. Ta nicość pożre wszystko. Miłość, nadzieję, żal. Nie czujesz nawet własnego ciała, nie możesz się ruszyć...i po prostu toniesz...toniesz w tej nicości- Znała to uczucie, teraz mogłeś zrozumieć, że znała je lepiej niż nawet ty. A mimo to tego nie dostrzegałeś, tak bardzo pragnąłeś tego w czym ona tkwiła od...właśnie od kiedy, ile czasu minęło od chwili kiedy to co pragnąłeś chronić zatopiło się w tej nicości, której tak bardzo pragnąłeś. Poczułeś jak jej dłonie odrywają się od twoich ramion, uwolniła ciebie...na chwilę.
-Czasami przez tę nicość przedostanie się słaby promyk światła, a ty wówczas jedyne czego pragniesz to go pochwycić, sprawdzić czy jest prawdziwe...pragniesz poczuć co kolwiek...co kolwiek.- Ponownie stanęła przed tobą i delikatnie pochwyciła twoją twarz w swoje delikatne chociaż chłodne dłonie. Wpatrywała się łagodnie swoimi szmaragdami w twoje oczy, i prosiła...niemo prosiła abyś zawrócił póki jest czas.
-Chwyć to światełko Ven...póki masz na to szansę, bo potem nie będzie odwrotu...potem nie będzie już nic- Nie chciała oglądać twojego upadku. Jeżeli w całym swoim życiu mogła kogoś uratować, to chciała uratować własnie ciebie, nawet za cenę własnego szczęścia, czy własnego światła.
-Nawet gwiazdy, które wydają się być nieśmiertelne...dawno są martwe- Ona zawsze potrafiła o takich rzeczach, mówić z wielkim spokojem. Zupełnie tak jak by była to tylko dziecinna igraszka i nic więcej. Świat dla niej był placem zabaw. Biegała radośnie po ziemi, i kosztowała wielu rzeczy, przyjmowała do siebie radość i smutek, z taką samą otwartością. Nie wyrzekała się niczego - niczego nie pragnęła bardziej.
-Kusi ciebie upadek...to zrozumiałe- Powiedziała po chwilce milczenia po czym uwolniła ciebie od swojego ciężaru. Nie trzymałeś już jej, ponownie ci się wymknęła, zawsze robiła to kiedy chciała, bo wiedziała, że ci na to pozwoli. A ty chociaż wiesz, że utknąłeś w jej dziwnej, i być może nawet niezrozumiałej przez ciebie grze...dalej w nią grasz, chociaż nie bardzo pojmujesz zasady. Zielonooka w końcu stanęła za twoimi plecami, i położyła dłonie na twoich ramionach. Zacisnęła je mocniej, zupełnie tak jakby chciała ciebie przytrzymać. Powoli nachyliła się nad twoim uchem, kątem oka mogłeś zobaczyć jak jej czarne włosy spływają po twoim ciele. Zapach jaśminu ponownie mogłoby się wydawać, że zawładnął całym twoim ciałem.
-Chcesz wiedzieć jak tam jest? ja tam byłam...mogę ci opowiedzieć- Szeptała cicho do ucha, ale ten szept nadal był spokojny, łagodny i delikatny. Nie chciała ciebie spłoszyć, nie teraz kiedy sam prawie wszedłeś do klatki.
-Nie czujesz nic...nie ma niczego, twoich myśli, twojego serca, czy oddechu. Wszystkie uczucia są zaledwie dalekim echem, które przestaje być słyszalne. Ta nicość pożre wszystko. Miłość, nadzieję, żal. Nie czujesz nawet własnego ciała, nie możesz się ruszyć...i po prostu toniesz...toniesz w tej nicości- Znała to uczucie, teraz mogłeś zrozumieć, że znała je lepiej niż nawet ty. A mimo to tego nie dostrzegałeś, tak bardzo pragnąłeś tego w czym ona tkwiła od...właśnie od kiedy, ile czasu minęło od chwili kiedy to co pragnąłeś chronić zatopiło się w tej nicości, której tak bardzo pragnąłeś. Poczułeś jak jej dłonie odrywają się od twoich ramion, uwolniła ciebie...na chwilę.
-Czasami przez tę nicość przedostanie się słaby promyk światła, a ty wówczas jedyne czego pragniesz to go pochwycić, sprawdzić czy jest prawdziwe...pragniesz poczuć co kolwiek...co kolwiek.- Ponownie stanęła przed tobą i delikatnie pochwyciła twoją twarz w swoje delikatne chociaż chłodne dłonie. Wpatrywała się łagodnie swoimi szmaragdami w twoje oczy, i prosiła...niemo prosiła abyś zawrócił póki jest czas.
-Chwyć to światełko Ven...póki masz na to szansę, bo potem nie będzie odwrotu...potem nie będzie już nic- Nie chciała oglądać twojego upadku. Jeżeli w całym swoim życiu mogła kogoś uratować, to chciała uratować własnie ciebie, nawet za cenę własnego szczęścia, czy własnego światła.
- Ventus Zabini
Re: Mały zakątek między regałami
Czw Lis 01, 2018 1:33 pm
On nie potrafił zachowywać spokoju jeśli chodziło o pewne rzeczy. Ogólnie w jego postawie zawsze była jakaś nerwowość. Był jak tykająca bomba. Po prostu czekał na moment, na ten zapalnik, aby wybuchnąć. Często tak było. Wystarczyło, że ktoś mu w czymś przerwał reagował od razu, impulsywnie, bez zastanowienia. Dlatego za tobą poszedł i dlatego od ciebie uciekł. Wszystko było w nim wzburzone, a Ven nigdy nie potrafił zapanować nad emocjami. Płynęły wartkim nurtem, aby pewnego dnia spaść z wodospadu i wylać się na zewnątrz.
Oni dwoje byli jak karuzela. Kręcili się próbując dogonić, ale nigdy tego nie zrobią, chyba, że coś zniszczy tę karuzelę i oboje zejdą na ziemie i oboje pozwolą sobie na krok do przodu. Ventus zawsze będzie spowalniał twoje ruchy Esme, zawsze będzie próbował się cofać, abyś nigdy nie mogła wyprowadzić go na prostą. On chciał upadku i zawsze będzie do niego dążyć. Gdy wypowiedziała słowa o upadku lekko go zamurowało. Nie rozumiał jak ona to robiła, że zawsze wypowiadała jego myśli na głos, że zawsze to rozumiała, mimo iż było głupsze od buta. W momencie, gdy ciężar jej ciała przestał znajdować się na jego kolanach nieświadomie zacisnął dłonie na powietrzu. Położył je na kolanach i ciężko westchnął. Jakby jej nieobecność w jego przestrzeni osobistej była czymś złym, jakby czuł lekkość, gdy ona się tam znajdowała.
Chciał wstać, chciał uciec, chciał odejść. Bał się jej zrozumienia. Bał się tego, że w końcu uda się jej go złapać. Nie miał siły. Złapała jego ramiona, a on poddał się zapachowi jaśminu. Zamknął oczy czując jakby ten zapach był jakimś zaklęciem, który zniewala jego umysł i ciało. Spojrzał na jej włosy i czekał aż skończy mówić. Jej głos mamił go jak amortencja naiwnych głupców.
Nicość. Coś czego zawsze pragnął. Zawsze pragnął nie czuć nic, ponieważ wtedy stawał w takiej sytuacji. W sytuacji, w której musiał wybierać, czy ma być egoistą, czy pozwolić, aby ta dziewczyna wpadła w jego ramiona i w końcu, żeby oboje byli szczęśliwi. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie powinien tego robić, że nie powinien zapadać się w nicość, ale to było znacznie lepsze niż wybieranie. Nie lubił wybierać. Lubił iść. Lubił, gdy to za niego decydowano. Nie lubił naiwnych głupców, więc dlaczego miał to robić? Dlaczego miał się nim spać.
A ty kim jesteś? Nie jesteś naiwnym głupcem? Masz to wymalowane na czole. Powinieneś zrównać ją z błotem, powinieneś odepchnąć ją i wyśmiać, że próbuje znaleźć serce u Ślizgona. TY NIE MOŻESZ MIEĆ SERCA. Zastanów się, co powie twój ojciec jeśli się dowie. Zastanów się. Jesteś w publicznym miejscu. W każdej chwili ktoś może tu wpaść, ktoś może was zobaczyć, a wtedy nie będziesz miał życia. BĄDŹ DO KURWY NĘDZY ZABINIM!
Poderwał się gwałtownie, gdy dziewczyna wpatrywała mu się w oczy, gdy prosiła, aby złapał promyk, aby wypłynął z nicości. Nie mógł tego zrobić.
— Ty nic nie wiesz – syknął i cofnął się przewracając krzesło. — Nie mogę tego zrobić. To jest lepsze od... – od zaangażowania.
— Ty nic nie wiesz – syknął i cofnął się przewracając krzesło. — Nie mogę tego zrobić. To jest lepsze od... – od zaangażowania.
Odwrócił się i szybko uciekł z biblioteki. Nie słuchał nawet tego jak bibliotekarka krzyczy za nim, aby nie biegał. Nie było tu zbyt wielu osób, ale miał nadzieję, że Esme opuści to miejsce później od niego. Szedł przed siebie, z dala od niej, z dala od jej zaklęć i zapachu. Od oczu pełnych nadziei niczym zielone pole w blasku słońca.
[z tematu]
Strona 19 z 19 • 1 ... 11 ... 17, 18, 19
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach