Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Mały zakątek między regałami Empty Mały zakątek między regałami

Pią Sty 02, 2015 10:44 pm
Miejsce, w którym prawie nikogo nie ma. Mało osób tu przebywa, ponieważ regały z książkami jakie tu są, nie są w żadnym stopniu ciekawe. Dawno zapomniane miejsce przez uczniów na końcu całej biblioteki. Jest tu stolik z czterema krzesłami i bardzo dobre oświetlenie.
Ventus Zabini
Slytherin
Ventus Zabini

Mały zakątek między regałami Empty Mały zakątek między regałami

Pon Sty 05, 2015 2:56 pm
Zaciągnął cię w miejsce, w którym zazwyczaj przesiadywał, gdy chciał odpocząć od innych ludzi. Czasami zdarzyło mu się zapalić, ale już przestał to robić, gdy raz bibliotekarka na niego nakrzyczała i dała mu szlaban, który polegał na segregowaniu nowych tomów i czyszczeniu starych książek z kurzu. Najgorsze 3 godziny w jego życiu. Wciągnął cię między regały po drodze zabierając od bibliotekarki pergamin z piórem i kałamarzem. Położył wszystko na stoliku i usiadł na krześle.
- Usiądź obok mnie - wskazał krzesło.
Zastanowił się od czego powinien zacząć, ale wiadomo było, że od alfabetu. W końcu może znać litery, ale nie wie jak wyglądają. Napisał na kartce cały alfabet potem powiedział jak każda literka się nazywa. Może na początek nauczyć ją pisać jej własne imię? Może jednak nie? Westchnął ciężko. Nigdy nie uczył nikogo pisać, więc nie wiedział od czego zacząć. Może niech najpierw nauczy się pisać każdą literkę. Napisał na kartce duże A i małe a.
- To jest a duże i małe - zaczął patrząc na swoje literki. Zauważył, że pierwszy raz zaczął się starać, gdy pisze. Spojrzał na nią z uśmiechem.
Ten widok w oczach osoby trzeciej musiałby być śmieszny. Szczególnie dla osoby, która znałaby Ventusa.
- Spróbuj napisać tą literkę kilka razy na tej kartce - podał jej pióro, aby sama spróbowała.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pon Sty 05, 2015 3:52 pm
Dziewczyna szła spokojnie obok niego, splotła ręce za sobą i tak po prostu szli w milczeniu. Tylko od czasu do czasu z gardła dziewczyny wydobywały się pojedyncze nuty jakieś bliżej nie znanej melodii, którą nuciła sobie pod nosem z delikatnym uśmiechem na ustach. Każdemu normalnemu człowiekowi takie milczenie najpewniej by przeszkadzało, ale nie wam. Mogło się wydawać, że rozmawiacie nawet w chwili kiedy nie otwieracie ust, a właśnie takie nieme rozmowy są najbardziej owocne. Wtedy przemawia dusza która nie zna czegoś takiego jak ograniczenie. Nie zamyka się w swoim świecie i jest gotowa wyśpiewać dosłownie wszystko. Tylko od czasu do czasu zielone oczy dziewczyny spoglądały na chłopaka obok niej. Był tak blisko, wydawał się być tak bardzo realny, wydawało by się, że mogła go prawie dotknąć... nie nie może tego zrobić, nie może wejść dobrowolnie do klatki, bo wtedy zginie. Dlatego pozostało jej tylko śnić o tej prawdziwej miłości, o tym dotyku męskich rąk które pragnęły ofiarować kobiecie tyle ciepła. Niestety wystarczyło, że na twarz dziewczyny padły promienie słońca, ona otwierała swoje powieki odsłaniając zielone oczy, i zdawała sobie sprawę z tego, że to był tylko sen. I to przelotne uczucie szczęście przeradzało się w rozczarowanie. I takim sposobem ponownie była całkiem sama. Zupełnie obcy był jej dom, i jedynie noc łaskawie ją przygarniała okrywając swoją czarną peleryną, i pozwalała jej poczuć się chociaż chwile spełniona.
W końcu dotarli do biblioteki. Aż głupio się przyznać, dziewczyna była tutaj tak naprawdę dopiero pierwszy raz. Nie widziała wcześniej sensu przychodzenia do tego miejsca, bo co niby mogła by tutaj robić. Cyganka która nie znała pisma. Mogła oglądać tylko ładne obrazki, i musiała sama pisać fabułę danej książki na podstawie ilustracji. Owszem, przychodziło jej to bardzo łatwo, bo ona sama wydawała się być wyrwana z jakiejś powieści, ale z czasem chciało by się poznać myśli innych, a nie tylko swoje.
Romka w końcu zasiadła obok chłopaka i przyglądała się temu co on robi z nie małym zainteresowaniem. Nie wyglądała kompletnie na zmieszaną, że pomimo tego iż jest już dorosłą kobietą, to musi uczyć się takich rzeczy. Nie przejmowała się tym bo była zbyt zafascynowana tą nową rzeczą której miała się nauczyć. Cyganka była głodna wiedzy i bardzo chętnie wchłaniała w siebie dosłownie wszystko. Ale jeszcze bardziej pragnęła tego co dla niej mogło być nieosiągalne.
-Tylko się nie śmiej...- Mruknęła cicho i odebrała od niego piór i popatrzyła na pergamin. Nie raz zastanawiała się jaki ona by miała charakter pisma. Czy był by tak samo delikatny jak jej osobowość, czy może raczej przemówiła by jej wybuchowość. Już końcówka pióra zetknęła się z pergaminem i wykonała pierwsze kreski. Cóż rzeczywistość była niestety zupełnie inna. Ręka dziewczyny kompletnie nie przyzwyczajona do pisania bardzo szybko zdrętwiała, a na pergaminie pojawiły się jakieś koślawe literki z których stosunkowo trudno było wywnioskować czy oby na pewno to są litery.
-Nie sądziłam, że to jest takie trudne- Mruknęła cicho masując sobie swój nadgarstek który jej ścierpnął.
Ventus Zabini
Slytherin
Ventus Zabini

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pon Sty 05, 2015 5:01 pm
- Nie będę się z ciebie śmiać - powiedział spokojnie z delikatnym uśmiechem.
Jak mógłby śmiać się ze swojego anioła, który jest dla niego niedostępny, który znajduje się dla niego za szklaną ścianą. Patrzył na twoją dłoń jak piszesz literę. Wiedział, że na początku ci nie będzie wychodzić, ale tak już jest. Jak się czegoś uczysz zawsze na początku nie będzie wychodzić, ale potrenujesz i będzie dobrze. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jak na początek idzie ci dobrze, nie poddawaj się i z czasem będziesz mistrzem - powiedział wesoło.
Dał ci chwilę odpocząć, abyś nie przemęczała swojej ręki za bardzo. Zastanawiał się, czy może już przejść z tobą do następnej litery, ale jeszcze kilka minut potrenował z tobą "a", a potem wziął inny pergamin i zapisał małe b i duże B.
- To jest b, jest dosyć łatwe, więc chyba sobie poradzisz - uśmiechnął się.
Miał zamiar nauczyć cię dzisiaj tylko trzech liter, abyś łatwiej je zapamiętała, a nie, że wszystko tak szybko pójdzie, że z czasem zapomnisz co każda literka oznacza. Potem pokazał ci C i tak zleciało kilka godzin z przerwami na odpoczynek i takie tam.
Oparł się wygodniej o krzesło i uśmiechnął szeroko.
- I jak?- zapytał patrząc na ciebie z małymi iskierkami zadowolenia w oczach.
Naprawdę chciał ci pomóc. Jesteś chyba jedyną osobą, której w czymś naprawdę chciał pomóc. Co z tego, że nie wie o tobie za wiele. Po prostu tak dziwnie na niego działałaś.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pon Sty 05, 2015 8:24 pm
Liczyłeś na to, że jeżeli spędzisz z nią chociaż trochę czasu to uzyskasz odpowiedź na pytanie które kiedyś padło z twoich ust. "Kim jesteś?", nie dziwota, że chciałeś się tego dowiedzieć, ale zastanów się czy chwilami lepiej nie pozostawać w słodkiej niewiedzy. Twoje oczy widzą anioła, bo ona pozwoliła ci na siebie tak patrzeć, ale czy nie czujesz się przypadkiem przez nią osaczony, nigdy nie pomyślałeś, że ta która rzucała czar na ciebie za pomocą swoich zielonych oczu nie jest wcale aniołem. Może jest duchem nieczystym który podszył się pod anioła. Spójrz na nią. Siedzi obok ciebie niewzruszona niczym, nawet przez myśl jej nie przeszło, że serce może ciebie boleć na samą myśl, że nigdy nie będziesz mógł wsunąć swoich palców w jej czarne włosy, że nigdy nie poznasz bliżej tego zapachu jaśminu który zawsze unosił się wokół dziewczyny. Nigdy nie odkryjesz tego wszystkiego co ona skrywa pod swoimi ubraniami. Czyż dla niej nie jesteś tylko kolejnym marnym obserwatorem w ogrodzie w którym kwitła, a ona łaskawie pozwala ci posiedzieć przy niej jeszcze dłużej, ale nie da żadnego znaku, że będzie mogła kiedy kolwiek stać się twoją własnością. Czy tak piękna istota może jednocześnie być tak bardzo bezlitosna. A może ona o tym wszystkim wie, tylko bawi ją jak widzi twoje rozterki, twoje bezcelowe próby zbliżenia się do niej. Nie, na pewno nie, przecież ona nie może mieć złych zamiarów.
Dziewczyna dzielnie pisała kolejne literki, i z każdą kolejną próbą wydawało się, że zaczęły nabierać już jakiś bardziej normalny kształt. Za każdym razem kiedy się nachylał jej włosy osuwały się na stół zasłaniając jej tym samym widok, dlatego też była zmuszona co chwile je odrzucać do tyłu. Raz nawet musnęła nimi twoją twarz, miękkie prawda? chciało by się po prostu wsunąć w nie swoją twarz i tak trwać rozkoszując się zapachem i delikatnością.
-Jesteś naprawdę dobrym nauczycielem, może powinieneś był pomyśleć aby iść w tym kierunku?- Zaproponowała i szturchnęła go delikatnie w bok uśmiechając się do niego wesoło. Po chwili jednak zamyśliła się. Błądziła swoimi zielonymi oczami po bibliotece zupełnie tak jak by gdzieś na ścianach tego pomieszczenia chciała znaleźć odpowiedź na to pytanie które ją męczyło.
-Każde słowo coś oznacza prawda? ...- Urwała na chwilę zastanawiając się nad tym jak miała by sformułować to pytanie.
-Więc... co oznacza imię Ventus?- Zapytała się zaciekawiona. Było bardzo ładne przynajmniej jej się podobało i zastanawiała się czy jego znaczenie było równie piękne.
Ventus Zabini
Slytherin
Ventus Zabini

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Wto Sty 06, 2015 7:13 pm
Chciał się tego dowiedzieć, ale ty zgrabnie unikasz odpowiedzi. Wiesz co powiedzieć, aby on nie pytał, lecz on nigdy nie pomyślał o tobie źle. Tyle dni o tobie myślał, o tych oczach, że może tylko dwa razy pomyślał inaczej niż o aniele. Wie, że jest przez ciebie osaczony, a ty wiesz, że on dla ciebie zrobi wszystko, abyś była szczęśliwy. Poleciałby nawet na miotle po gwiazdę, bo każda chwila z tobą sprawia, że on czuje iż musi być tylko dla ciebie. Wszystko jednak mija, gdy znikasz. Pozostawiasz w jego sercu, tylko ciepły zalążek tęsknoty. Będzie za tobą tęsknił, ale też będzie potrafił z tym żyć. Rób tak dalej i nie dawaj mu złudnej nadziei. Jednak nie odchodź od niego bez żadnego słowa. Jak będziesz musiała odejść pożegnaj się z nim, aby wiedział, że nic ci nie jest. On wie, że nie możesz być zła. Jesteś zbyt niewinna, zbyt delikatna. Będzie zawsze wierzył w to, że jesteś aniołem o czystym sercu i nigdy nie próbuj tego zmieniać, bo on by tego nie zniósł. Nikt kto cię zna na pewno nie chciałby zobaczyć w tych zielonych oczach mroku.
Patrzył na twoją sylwetkę, sunął po twoich lśniących włosach, a gdy go dotknęły miał ochotę je złapać i zatopić w nich dłoń. Nawet  miał ją uniesioną, aby to zrobić, a jednak nie mógł. Jesteś dla niego zbyt daleko, niedostępna. Uśmiechnął się ciepło.
- Nie mam cierpliwości. Nie mógłbym być nauczycielem, bo większe grono osób by mnie irytowało - powiedział z wesołymi iskierkami w oczach. Tak na niego działałaś. Dawałaś mu szczęście.
On nie lubił swojego imienia. Nie było dla niego dobre. Wolał już bardziej skrót Ven, niż swoje imię, ale ci odpowiedział.
- Ventus oznacza wiatr z języka łacińskiego i tak większość słów coś oznacza. Moja siostra nazywa się Gaia, czyli ziemia - wytłumaczył spokojnie.
- Jak już nauczysz się wszystkich literek mogę poszukać jakąś książkę ze znaczeniami imion - zaproponował.- A jak będziesz miała czas to poucz się tych liter, które ci pokazałem - uśmiechnął się.
Po chwili podniósł się i spojrzał na ciebie z delikatnym uśmiechem. Przez chwilę milczał patrząc na ciebie uważnie.
- Do zobaczenia, Esme - powiedział zmysłowo i subtelnie.- Jesteś jedyną osobą, którą naprawdę polubiłem, bo jesteś prawdziwa - wyszeptał ci na ucho. Cóż, jego natura zawsze musi się pokazać. Musnął twoje czoło i odwrócił się. Ruszył do wyjścia zostawiając cię z kartkami zapisanymi twoimi literkami i jedna z całym alfabetem, który on dla ciebie napisał.

[z/t]
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Nie Sty 11, 2015 11:28 pm
Chciałeś aby Esmeralda się z tobą pożegnała gdy odejdzie, ale z drugiej strony doskonale zdawałeś sobie sprawę z tego, że tak nie będzie. Jeżeli będzie musiała odejść to zrobi to najpewniej po cicho, w nocy kiedy mrok okryje świat. Nikt nie będzie o tym wiedział, i jedyne co zostawi to wspomnienie swoich zielonych oczu.
-Hmmm... wiatr- Mruknęła cicho kiedy ten odszedł. Zastanawiała się czy rodzice dali mu tak na imię bo chcieli aby miał jakieś specjalne cechy, czy może raczej nadali mu od tak pierwsze lepsze imię. W jej wypadku takie imię było nadane jej celowo. Esmeralda oznacza szmaragd. A wszystko przez jej zielone, prawie, że szmaragdowe oczy. No i duży wpływ na to miał też wisiorek ze szmaragdem który przeważnie kołysał się na jej szyi.
Wbijałaś przez chwilę swoje zielone oczy w plecy chłopaka. Jakaś twoja część nie chciała aby odchodzi, ale wiedziałaś, że to było nieuniknione. Z resztą ty podobnie robiłaś. Odchodziłaś w najmniej oczekiwanym momencie, taka była kolej rzeczy. Dziewczyna spojrzała na kartki pergaminu które aktualnie były zapisane małymi literkami. Uśmiechnęła się sama do siebie i zaczęła je powoli zbierać, kiedy w końcu to zrobiła przytuliła je delikatnie do swojej klatki piersiowej i po prostu wyszła z biblioteki. Nie widziała sensu aby dalej tutaj siedzieć. Po za tym chciała dalej poznawać te literki, chciała dowiedzieć się o nich jak najwięcej i w końcu przeczytać tą książkę którą znalazła na poddaszu.
z/t
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pią Lut 27, 2015 1:45 am
Ostatnie 24 godziny (a może nawet więcej?) zlały mu się w jakąś papkę, dziwnie wyjątkowo długi okres zastoju. Cały czas chodził niewyspany, potrafił zapomnieć wątku rozmowy w połowie wypowiadania własnego zdania albo przysypiać w losowych miejscach. Do Skrzydła Szpitalnego oczywiście ani razu się nie udał, chociażby po jakiś napar wzmacniający... za duże ryzyko, a poza tym... mógł polec już po drodze. A kumple oczywiście zgodnie z przewidywaniami dobrze znającego ich Colette, nie pytali w pierwszej kolejności czy wszystko w porządku, tylko śmiali się do rozpuku, kiedy po sekundzie przerwy w stałym kontakcie Puchon już spał jak zabity. Nie byłoby to tak dziwne, gdyby Warp nie wysypiał się nocami, ale wcale tak nie było. I tak reszta facetów z jego dormitorium założyła mu śliczny, kolorowy ranking najczęstszych 'łóżek'. Oczywiście to w dormitorium miało najwięcej kresek. Tuż za nim były: „ściany korytarzy”, „fontanna na dziedzińcu”, „powietrze (zasypianie na stojąco)” i ich ulubieniec: „beczki przy wejściu do Pokoju Wspólnego”. Mieli z niego polewkę nie z tej ziemi, a o n nawet nie miał siły, żeby się odgryźć tylko... zasypiał na beczkach. Nie potrafił nad tym zapanować, jakby cały czas nie mógł doładować sobie baterii... i jeszcze prawie wymiotował buraczkami, jakie jadł na ostatnie dwie kolacje, dwa śniadania i jeden obiad (póki co) , naiwnie wierząc, że według starej wiary jego ludu miały jakiś zbawienny wpływ na krew. A po prostu sprawiały, że język miał jakiś taki bardziej czerwony...
Z nauki i skupienia też nici ale tym razem już z nieco innych powodów; owszem nadal zmęczenie zabierało swoje słuszne 70% winy, ale umysł odbiegał w sferę królestwa niebieskich migdałów, kiedy myślał o całym tym zajściu na błoniach. No bo myślał, jak mógłby nie myśleć?! Zdarzyło się tyle, że dopiero do niego to w właściwej ilości doszło... sam nie mógł wytłumaczyć tego zjawiska, ale wtedy tematy i słowa jakoś same płynęły; urywały się, wznawiały, rozwijały – wszystko według kaprysów i upodobań dwojga uczniów. I choćby nie wiadomo ile czasu spędził po prostu na mieleniu jęzorem przy Nailah'u, to nigdy nie miał go dość. Ba nawet od czasu ich pierwszego, niezbyt dobrze rokującego na przyszłość spotkania, gdzie musiał wymyślać jakieś żenujące tematy na poczekaniu, taka sytuacja więcej się nie powtórzyła. Wręcz każde spotkanie kończył z niedosytem, kiedy wyliczał jeszcze w głowie ile tematów nie zdążył rozwinąć. Ile jeszcze miał powiedzieć i o co zapytać, gadanie o czym przerwała im kolejna quasi-kłótnia albo wybuch któregokolwiek z nich. Tego było tak cholernie dużo... a minął chyba niecały miesiąc. Ta dzika, chyba nawet trochę toksyczna, zażyłość działała na niego jak kocimiętka, mógłby ją ćpać dniami i nocami, ale zdrowy rozsadek i umiłowanie do rytuału przystępowania do zażywania takiego narkotyku, nakazała mu wszystko odpowiednio dawkować. Wszystko w nadmiarze w końcu jest trucizną.
No i znowu przebudził się niedaleko kominka, skulony na miękkim, puchatym dywanie (najprawdopodobniej z owcy).
- Ha! A nie mówiłem? W końcu „podłoga” dojdzie do listy! - Col usłyszał gdzieś za sobą głos jednego z współlokatorów dormitorium i charakterystyczny dźwięk pióra, sunącego po pergaminie. Zdaje się, że ranking po raz kolejny się powiększył, a Kotlet Kosmiczny tylko przekręcił się na plecy i podźwignął do pozycji pionowej, przelotnie zerkając na pocinających w magiczne szachy, kumpli.
- Idę się przewietrzyć. - mruknął tylko, zgarniając swoją torbę spod nóg żółtej kanapy i zarzucił ją sobie na ramię. Chciał może... przespać się bez docinek w miejscu, które nie znajdzie się w rankingu.

*

Było późne popołudnie i zrobił sobie przeprawę przez korytarz drugie piętro, właściwie to do pewnego momentu szedł bezmyślnie z klapkami na oczach; póki nie zoczył w tłumie pierwszego ducha dzisiaj. Jaki mimo całych sześciu lat przyzwyczajenia, nadal w tej konkretnej sekundzie wydał mu się na tyle interesujący, żeby zbić dotychczasowe zamulenie gdzieś na drugi tor. A potem przyszło mocniejsze tąpnięcie, bo czarna czupryna, której nie pomyliłby z żadną inną, i wyprostowana dumna postura posłała mu tylko jeden treściwy sygnał: „Polowanie”. I zareagował zupełnie jak mysz, która zobaczyła koga albo antylopa namierzającą drzemiącego w wysokiej trawie geparda. Po prostu odskoczył praktycznie, odbijając w inną stronę i natychmiast wtapiając z powrotem w tłum, póki nie zatrzymał się za zakrętem i nie przykleił plecami do ściany. Niby drapieżnik nie musiał mieć złych zamiarów, niby syty mógł sobie spokojnie drzemać i mieć gdzieś obiad, jaki przebiega obok na cienkich nóżkach. Ale on pamiętał co sobie powiedzieli wtedy na pożegnanie. Że tym razem to Sahir miał na niego zapolować, a Colette miał się na to właściwie przygotować. I przygotował. Po prostu puścił niespokojnym truchtem na schody prowadzące na wyższe piętro, a potem jeszcze wyższe... bez oglądania czując jakiś śmieszny niepokój na żołądku. W końcu.... jakie było prawdopodobieństwo, że Sahir go tam znalazł wzrokiem Albo wyczuł...? Było mnóstwo innych uczniów.
Ale i tak przyspieszył. I obejrzał się za siebie.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pią Lut 27, 2015 1:46 am
Nie szukał Coletta pierwszego dnia – wspaniałomyślność, czy może coś więcej..? Brak potrzeby tak szybkiego kontaktu? Może w gruncie rzeczy zupełny brak zainteresowania Puchonem? Kiedy tylko zmył z siebie zapach krwi i jej wspomnienie zostało wypłukane z ust, pozostając jedynie wetkniętą plakietką z podpisem: "Ofiara warta zachodu słońca"... i chyba tylko ktoś tak chory i niepoważny jak Colette mógłby to uznać za komplement, ponieważ Ty, jako ten, kto obiecał, że ruszy na polowanie, jeśli Puchon sam nie przyjdzie, doskonale zdawał sobie sprawę, że pragnienie będzie go ciągnąć w jego stronę – nie teraz, oj nie – było ono zaspokojone, choć skłamałbym, drodzy czytelnicy, gdybym wam powiedział, iż znaczyło to tyle samo co "najedzenie się" w ludzkim terminem – Nailah był po prostu w pełni sił, nie mniej, nie więcej, ale mógłby wypijać tą juchę całymi litrami, tego smaku nigdy nie było dość... zwłaszcza, kiedy miał tak znakomite walory. Więc płynęły godziny – jedna po drugiej, które upływały mu na siedzeniu z nosem w książkach, odrabianiu zadań domowych i zaglądania do przyszłych lekcji, jakie miały się niedługo pojawić, żeby być gotowy zarówno w tył, jak i w przódy, by nie dać się niczym zaskoczyć – wydawało się to być może abstrakcyjne, ale Sahirowi ułatwiało to przyswajanie wiedzy, przez co potem w zasadzie nie musiał wkładać żadnego wysiłku w realną naukę – jego umysł łapał wszystko w mig i w przerażający wręcz sposób każdy szczegół potrafił zapisywać, jeśli tylko tego chciał – szkoda tylko, że nie bardzo tyczyło się to samych wspomnień, które zazwyczaj mu się rozmazywały i łączyły w jeden, mdły zlepek – kolejny z systemów obronnych, by w poszukiwaniu tych gwałtownych emocji nie czuć za wiele. Jednak już następnego dnia miarka została przechylona na niekorzyść samego Warpa – drapieżnik stwierdził, że nie da jego ofierze więcej czasu na zastanawianie się i wyruszył na łowy... Cierpliwość zaś mu towarzysząca była cierpliwością iście anielską. Siostra chyba mu ją zsyłała, czule tuląc do jego pleców, kiedy znów tym miękkim gestem ją do siebie przywołał, prosząc o wybaczenie za swe karygodne zachowanie – jakże Ty, Władca Nocy, mógłbyś ją odrzucić na zawsze? Domagała się teraz pieszczot, ocierała kapturem o twój policzek, lecz ją ignorowałeś – szukałeś teraz istotniejszego, kogoś, kto działał na ciebie jak magnes, kogo krwi zakosztowałeś i miałeś wrażenie, że wraz z nią przepływa przez ciebie całe życie, jakbyście stanowili jeden byt – cokolwiek to było, pozwalałeś się temu prowadzić – w końcu instynkt był twym najlepszym i niezawodnym sługą – niewielu ich miałeś, nie mając na tyle tupetu, by zasiąść na należnym ci tronie... Objaw skromności, a może mądrości i zapobiegliwości przed skutkami takiego czynu?
Pojawienie się przed tobą, w tłumie uczniów, tego, kogo szukałeś, było jak przebłysk światła – oczy, które chyba były w stanie ciąć z mocą diamentowego ostrza, prześlizgnęły się po sylwetce kasztanowowłosego i ruszyłeś gładko w jego kierunku, nawet gdy się odwrócił i uciekł – ucieka? Świetnie... Niech marny śmiertelnik myśli, że jest ci w stanie uciec.
Uśmiechnąłeś się paskudnie, idąc dalej niezmiennym tempem, sycząc już w umyśle jego imię niczym mantrę, którą ściągałeś go do siebie – trasa, którą biegł, pomimo tylu zapachów wokół, była dla ciebie jasna i wyrazista – bez problemu potrafiłeś skupić się na jednej, konkretnej nici – kiedyś nie miałeś aż tak wrażliwych zmysłów, a jednocześnie nie potrafiłeś aż tak dobrze odgrodzić je od otoczenia, by powierzyć całe swe zainteresowanie tylko jednemu, konkretnemu – ale to kiedyś... Kiedy byłeś tylko słabym wampirkiem czekającym z drżeniem na pierwsze promienie słońca.
Zatrzymałeś się, kiedy dotarłeś do skrętu i powiodłeś oczyma po schodach, unosząc głowę, by nabrać głębokiego tchu... Ach tak, tutaj...
Colette, nadchodzę... - Słyszysz już ten upiorny zew..?
Noc się zbliża... - Noc nadchodzi, a intuicja ostrzega...
Zacząłeś przeskakiwać po dwa schodki, minimalnie nawet nie zmęczony – jedno piętro, po którym się przesunąłeś, żeby znów odzyskać ślad zapachu, potem kolejne – musiałeś jednak przyznać, że nie miałeś jeszcze odpowiedniej w tym wprawy, przyprawiała Cię ta zabawa o migrenę, ale przerwać? Nie chciałeś tego przerywać – chciałeś dalej podążać za postawionym przed tobą wyzwaniem, a raczej słodką obietnicą nagrody na końcu – kąsać go znów? To by była głupota, ale... ostrzegałeś.
Colette sam postanowił podrażnić Czarnego Kota.
Zawędrowałeś w końcu na jeden z korytarzy – wyczuwałeś tutaj zapach tego, którego krew wrzała w twoich żyłach, więc najwyraźniej nie poszedł wyżej – teraz tylko pytanie, do którego z tutejszych pomieszczeń się udało... Cierpliwie, krok za krokiem, sprawdzałeś każdy metr, każde drzwi... Aż zostały ostatnie – biblioteka.
Otworzyłeś je i wsunąłeś się do środka, przejeżdżając spojrzeniem po regałach i paru uczniach siedzących przy stolikach.
Gdzie jesteś, Colette..?
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pią Lut 27, 2015 1:47 am
Dookoła panował spokój, zwłaszcza w bibliotece, gdzie niezmienna, nakazana wszystkim cisza, sprawiało, że słyszało się wręcz delikatny szelest dryfującego pomiędzy regałami kurzu. Nawet mimo nadchodzącego powolnymi krokami wieczoru, nikt nie kwapił się, by zapalać główne światło i całość oświetlały mdłe promienie słońca, wdzierające przez wysokie okna, oraz osobne lampki na stolikach, pozapalane przez pilnie studiujących uczniów.
Tak, Colette postanowił podrażnić Czarnego Kota i wybrał do tego otoczenie idealne, gdzie wśród labiryntu ksiąg i tomisk, mógł spokojnie wodzić drapieżnika za nos. Początkowo, tuż po pospiesznym wślizgnięciu się do wnętrza obszernej sali, przebiegł od razu truchtem główną ścieżkę i ukrył za jednym z dalszych regałów, spoglądając w stronę głównych drzwi. Czuł delikatne, płynne skoki adrenaliny i to niesamowite - aż wstyd powiedzieć – podniecające uczucie bycia ściganym. Niby nie miał absolutnie żadnej pewności co do tego, czy Sahir w ogóle zaczął go gonić, zwłaszcza, że przy każdym obejrzeniu się nie zauważał go wśród ludzi (Prawie jak: Gdzie jest Wally?), ale coś wewnętrznie podpowiadało mu, żeby spinał się i przyspieszał ruchy. Można by lekką ręką zrzucić to na instynkt. I ten instynkt na niedługi czas zabił w nim potrzebę snu i zniwelował niewielką ilość zmęczenia. Dlatego też postanowił po raz koleiny postawić na cierpliwość, niż bezsensowne bieganie między regałami – to pozostawi sobie na kiedy indziej.
Główne, spore wrota skrzypnęły i mięśnie Puchona spięły się machinalnie; ale trwał w bezruchu, wychylony naprawdę minimalnie za sporym meblem i jak tylko czarna czupryna mignęła mu w prześwicie drewnianych drzwi, cofnął się i schował cały. Tyle mu wystarczyło. A jednak... poszedł za nim. Colette aż uśmiechnął się do siebie, bzdurnie i nieodpowiedzialnie biorąc to za swój pokaźny sukces. Znać, że wampir jednak nie miał nic przeciwko niewinnej zabawie.
Chłopak odstawił swoją torbę pod regałem, naiwnie wierząc, że może i nasiąknęła w jakiś sposób jego zapachem i sprawi, że nagle na terenie biblioteki znajdą się jego dwa źródła. To w końcu zawsze coś godnego do odwrócenia uwagi, a sam czmychnął kilka metrów dalej, powoli, spokojnie... przesuwając pacami po starych tomiskach, podnosząc więcej kurzu i sprawiając, że były one całkiem słyszalne; choć może nie dla ludzi. Kardynalnym błędem jest spuszczanie drapieżnika z oka, ale... trzymał się tego, że nie walczył o życie, po prostu bawił się zmienioną wersję gry w chowanego. Obiekt szukany ciągle był w ruchu, tak samo jak szukający.
Arlekin podskakując, tanecznym wręcz krokiem, czmychał przed Rumakiem czarnym jak najciemniejsza noc, z lekkością, trochę igraszką, wciągając go na tę chwilę na psotną część tej ciągle zmieniającej się szachownicy, gdzie plansza była nierówna, połamana, a jej zepsute kawały, nieomal sięgające nieba, sprawiały, że błazen miał gdzie się schować. Śmiał się cicho z echem roznoszącym dookoła spokojnego pionka i skakał te czy we wte, pozwalając, żeby dzwoneczki, przytwierdzone po dwóch końcach jego kaptura, cicho pobrzdękiwały przy każdym lądowaniu. Nie czuł presji, nie pozwalał sobie jej czuć, zupełnie jakby postukiwaniem drewnianego miecza zarządził przerwę na jego ulubione igraszki i zabawę, bez deptania kopytami, tłuczenia się i zdzierania sobie masek z twarzy. Bez spychania pod ścianę albo na kraniec planszy. Coś na zasadzie pauzy, swoistej „przerwy na żądanie” w ich wspólnej grze, aby zmniejszyć ciśnienie i pełną presji atmosferę. No i... taką Arlekin chciał zapłatę. Za swoją krew, której szkarłat Czarny Koń nadal miał na chrapach.
Tak samo Col w końcu wyobrażając sobie tę cichą, przystojną śmierć, sunącą jego śladem... biorącą udział w tej zabawie, zaśmiał się cicho i wyjrzał delikatnie zza regału, żeby spojrzeć za siebie. Zauważył przy okazji, że niektóre z książek, jakie mijał są tak rzadko wyciągane, ze jego palce zostawiły na równomiernej warstwie kurzu, wyraźnie odznaczające się ślady. To też mógł być jakiś trop. Nasłuchiwał i wyciszał oddech.. a raczej spowalniał go.
Dookoła słyszał szmery przesuwających się po papierze piór, cichuteńkie chlupnięcia atramenty i szelesty delikatnie i z namaszczeniem przerzucanych stronic. A chciał skupić na zbliżających krokach.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pią Lut 27, 2015 1:48 am
Kroczek za kroczkiem, powolne zbliżanie się, powolne uchylenie drzwi, które skrzypnęły pod naporem siły, z jaką się zetknęły – wszystko bez pośpiechu, naturalnie, bo przecież po co się śpieszyć, kiedy ofiara sama wpadła do miejsca, z którego jedynym wyjściem były te drzwi? Sposób więc na złapanie jej był prosty – zostać w miejscu i po prostu czekać, kiedy przymus nakaże Puchonowi na opuszczenie pomieszczenia – mogłeś i tutaj przestać całą noc, proszę bardzo... albo jeszcze lepiej – wyjść i czekać na zewnątrz, by dać złudną nadzieję, że drapieżnik odpuścił... Lecz niee, nie tym razem – instynkt ciągnął cię do przodu, wciąż nie mogąc pozbyć się z pamięci cudownego smaku krwi. Czy to naprawdę była niewinna zabawa? Jeśli w głowie Arlekina taką się jawiła, to lepiej, by nie zaglądał on do głowy Czarnego Konia, który powoli sunął po rozbitych kawałkach planszy, ciągnąc za sobą smugi czarnego dymu przysłaniających nawierzchnię; ani razu jego kopyta nie szczęknęły o marmur, nawet kiedy wybijał się z ziemi i przeskakiwał nad szczelinami.
Drzwi w końcu się zamknęły, podczas gdy czarnowłosy rozglądał się wokół po regałach i siedzących wokół ludziach, próbując wypatrzeć tą jedną, konkretną czuprynę... To nie ten, to nie ta... Nie ma... Przymykas zoczy i przesuwasz głowę, wciągając głęboko w płuca powietrze, by wreszcie obrać odpowiedni kierunek – jeszcze stąd woń była całkiem wyraźna i to coraz bardziej się zbliżała – czyżby ofiara przystanęła? Zbliżasz się, zbliżasz, szelesty kartek, chrząknięcia, oddechy i bicia serc mieszały się w umyśle, każdy odróżniany od każdego, kiedy wyostrzałeś zmysły do maksymalnych stu procent dalece możliwościami wybiegając ponad ludzkie – twój spokój się zaburzył, serce uderzyło mocniej, mocno wypuściłeś powietrze z nozdrzy... Niee, to nie Colette – znowu nie ma... Zjechałeś oczyma do torby leżącej niemal pod twoimi nogami i kucnąłeś, węsząc niczym pies – to zdecydowanie z tego punktu dobiegała cię kwintesencja tego zapachu... bardzo sprytna Mysz, która igra z Kocurem... Podniosłeś się i ponownie rozglądnąłeś, mijając torbę i przesuwając się dalej – teraz jednak zapach otaczał cię ze wszystkich stron i nie byłeś w stanie powiedzieć, czy chłopak poszedł w lewo, czy w prawo – brawo, braaawo, bardzo dobrze, Colette... udało ci się oszukać zmysły drapieżnika... Nie sposób było wszak też powiedzieć, które kroki mogłyby akurat do tej jednej osoby należeć, który szmer mógłby być tym konkretnym... I poszedłeś w zupełnie do Arlekina stronę przeciwną, po paru krokach uświadamiając sobie, że to nie jest odpowiedni wybór – tutaj już w ogóle nie czułeś jego śladów, a więc pozostał kierunek przeciwny... Obróciłeś się i wędrówka została wznowiona – szedłeś coraz dalej, dalej – przez chwilę byłeś pewien, że jesteś na dobrym tropie, ale potem wzburzony kurz nakazał ci się od razu cofnąć, łapiąc za gardło, kiedy zbyt intensywnie nabrałeś powietrza w płuca z uczuciem, że zaraz się udusisz – zakaszlałeś, by zaraz zawarczeć gardłowo z niezadowolenia, otrzepując płaszcz będący częścią mundurku szkolnego, chociaż bardzo wątpliwe, by oko ludzkie było w stanie osiadłe na nim pyłki zauważyć – nie ważne, ty mogłeś, akurat co sobie ludzie pomyślą było mało istotne...
Ruszyłeś dalej.
Nie wiem, czy się cieszyć, czy gratulować, że Nailah miał tyle pierdolonej cierpliwości dnia dzisiejszego; nie wiem, czy było to spowodowane najedzeniem, wyspaniem, ale żadna oznaka oznaka nerwów nie pokazała się na jego twarzy – gościł na niej przerażający wręcz spokój... tym nie mniej powoli jego natura zaczynała być rozdrażniona wodzeniem jej za nos – Bestia zaciskała swą łapę coraz mocniej na wnętrznościach z zimnego gniewu wykorzystywania jej zmysłów przeciwko niej – zagłębiali się coraz bardziej między regałami, w których właściwie jedynym odwiedzającym był kurz, odgłosy z czytelni coraz bardziej się wyciszały, każdy szelest teraz był na wagę złota – przyśpieszyłeś, wykonałeś parę zgrabnych susów dalej – słowo daję! - bardziej stąpając w powietrzu, niż rzeczywiście po ziemi...
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pią Lut 27, 2015 1:48 am
Początkowo było łatwo, wystarczyło opuścić główny szeroki korytarz, lawirować zręcznie (choć trochę ospale i z kilkoma szturchnięciami) pomiędzy uczniami, przetruchtać przez część słabo uczęszczaną przez uczniów i zamknąć za sobą drzwi biblioteki. Tutaj gra ograniczała się z wielkiego terenu Hogwartu, gdzie do woli mógł się chować nawet cały dzień, na ograniczony czterema ścianami poligon półkowy, gdzie ich partyjka nie będzie niebezpiecznie widowiskowa. A przynajmniej nie dla specjalnie dużej publiki, bo po drodze Colette zoczył jedynie czterech, może pięciu, siedzących w centrum i między półkami mijał trzy, cicho rozmawiające ze sobą dziewczyny. To póki co tyle. Wiec nie powinni tez nikomu specjalnie przeszkadzać, zwłaszcza, że Smoczydło nie biegało jak szalone na złamanie karku, ale powoli, acz roztropnie stawiało kroki i sunęło łuskowatym cielskiem, które mimo swej mocy i gabarytów, nie straciło żadnej książki, a długie, imponujące skrzydła nie orały sufitu. W ciszy oddalał się od środka biblioteki i hamował od pokasływania przez kurz, który unosił się w powietrzu.
Colette nie wiedział czy numer z torbą wypalił i czy kupił sobie tym samym kilka cennych sekund, ale parł wciąż, póki nie zakręciło mu się w głowie i nie musiał przystanąć, oparty plecami o bok ogromnego regału. I czekał, z ręką zaciśniętą na gardle. Nawet po kilku chwilach zmienił pozycje i od strony ściany, schował się za książkami, wpatrując w całą dostępną mu przestrzeń i prześwity, zza których widział te nieco dalszą. Przyznawał, że lepiej mógł to rozegrać, ale jak na improwizacje, to pościg trwał już dość długo i póki co bez chwil, w których Arlekin tracił panowanie and sytuacją. Wiec teraz, by mieć cichego rumaka na oku, przystawał z zakapturzoną głową za jednym z przypominających ogromny ząb, wyrębem skalnym i stłumił nawet oddech. Zapadła głucha cisza.
Nie było słychać ani zgrzytania piór na pergaminach, ani cichych rozmów, szelestu kartek, przesuwanych ksiąg... nic. Tylko oddech Cola i cichy szum krwi w jego uszach, kiedy tak zaciskał palce na drewnie starego mebla i mrużył oczy. O dziwo nawet przez myśl mu nie przeszło, że stoi tu na marne. Że może Sahir dał sobie spokój z tym wariactwem i wrócił do normalnych zajęć albo, że jednak zgubił go w tym przesiąkniętym zapachem wiedzy miejscu, albo, że tamten specjalne się nie spieszył i Puchonowi przyjdzie tu umrzeć z ciśnienia. Chociaż... to ostatnie jednak pojawiło się w cichej rozkmince polaka. Ale nie czuł, że wampir odpuścił... znajdzie siew tej okolicy prędzej czy później, najgorsze było jednak to z której konkretnie strony...? Mógł podążać śladem Colette i przyjść od strony wejścia, gdzie akuratnie chłopak spoglądał, ale mógł też zarzucić nań pułapkę, okrążyć i zajść od boku albo od tyłu – niezależnie do tego jak to brzmi.
Arlekin przylgnął mocniej do swojej kryjówki i nasłuchiwał, ale jak Boga kochał (albo i nie) nie słyszał zupełnie nic, nagle nawet jego tętno zaczęło mu przeszkadzać w rejestrowaniu jakichkolwiek zmian, zupełnie jakby faktycznie był tu całkiem sam. Dlatego zdziwienie było tym większe (bo o ile Sahir potrafił zręcznie i naprawdę po mistrzowsku oszukać słuch, to wzroku już nie do końca,a przynajmniej w tak spokojnej, i wolnej rozgrywce) kiedy nagle wysoka, ubrana praktycznie cała na czarno, wysunęła się nagle zza jednej z obserwowanych ścian starych książek o tematyce Historii Magii. Wyglądał spokojnie, choć coś dziwnego, nawet trochę zatrzymującego krew w żyłach, igrało na jego twarzy. Nieco irytacji, może, ale blade wargi wyginały się nieco, nie chcąc się upodobnić ani do uśmiechu, ani do grymasu nieskończonej złości czy nawet furii. To tak wyglądał przyczajający się gepard, który już zoczył czmychająca mu antylopę, tak samo sunął wąż w stronę zajadającego sobie ziarno ptaszka, oraz tak samo na cichych, miękkich łapach, zgarbiony przesuwał się Czarny Kocur. Dokładnie tak samo. A ściganej, cichutko przycupniętej w kącie myszy, która nerwowo poruszała wąsikami, wyrwało się ciche kaszlnięcie.
Kaplica.
Colette podniósł głowę i napotkał oczy koloru bezdennej czerni i nie mając już większego pola do popisu, kaszlnął, drugi raz, nieco głośniej i uśmiechnął pod nosem.
- Cholerny kurz... - i już szurnął, robiąc sus, do następnej pułki, żeby znowu mu czmychnąć.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pią Lut 27, 2015 1:50 am
Żaden szmer nie zagłuszał spokoju zaułka, w którym się znalazłeś – jedynym, co drażniło, był kurz, który podniesiony wzbijał się w powietrze i wciskał się do nozdrzy, osiadał na ubraniu i ciskał do oczu, tylko przeszkadzając – doprawdy, dlaczego przy czymś tak drogocennym, jak książki, nikt nie ustanowił stałej warty do sprzątania? Czyż nie wystarczyło jedno machnięcie różdżką, żeby się pozbyć nadmiaru szarości czy to z podłogi, czy to z opasłych wolumów, które ważyły zdecydowanie za dużo – wycięte drewno uginało się aż pod nimi, przytłoczone ciężarem i dałbym słowo, że zaraz się złamią, że wystarczy je tknąć palcem – Colette to robił i jakoś nadal się trzymały, żaden huk nie poprowadził drapieżnika do obiecanego źródła krwi, które wyznaczało mu trasę zapachem – nie dostrzegał jednak śladów na książkach, nie wypatrywał ich nawet, bardziej wpatrywał się w podłogę, by tam szukać śladów, a jak nie w nią, to wodził uważnym, choć niby tak spokojnym spojrzeniem, po otoczeniu, wyszukując najmniejszego ruchu, który mógłby zdradzić zdobycz – był coraz bliżej, zbliżał się nieubłaganie, tak jak i wskazówki na zegarze nie były chętne do nagłego ukazania znaczenia słowa "stop" – raz rzucone wyzwanie zostało przyjęte z pełną satysfakcją świadomości, jak ta przygoda się skończy... A może skończy zupełnie inaczej, niż próżna, wampirza duma dyktowała? Może przegrasz, chociaż twój umysł nie widzi teraz nawet takiej opcji – ja jednak, wierny Twemu jestestwu, szepcę ci do ucha – uznasz to za szept wrogi i zdradziecki, uznasz to za głos Bestii? Czy dotrze do Ciebie cokolwiek? Suniesz miękko na opuszczkach poprzez zacienione korytarze, wśród których jedynym blaskiem był ten od wąskich okien tutaj wpadający, nikt się nie kwapił z zapalaniem pochodni, wszak nikt tu specjalnie nie chodził... Więc jak miałbyś słyszeć cokolwiek, gdy twe uszy, nie ważne, czy wewnętrzne, czy zewnętrzne, słyszeć tylko chciały fałszywe nuty wkradające się w naturalne skrzypienie starych mebli i spokój – cudowny spokój kładący się iluzoryczną płachtą na jestestwo – wypatrywałeś bicia serca, szumu krwi, oddechu, podczas gdy twoje biło tak zatrważająco wolno i równomiernie, a dech? Niemal nie ruszałeś klatką piersiową, słowo daję, że można by cię było za trupa uznać...
Twoja ofiara musiała przystanąć, skoroś się zbliżał, wydawało ci się, że huk jego walącego serca odbija się od ścian, atakując z każdej strony – sam przystanąłeś, by zbadać otoczenie zmysłem wzroku – często to, co jedno nie przyuważy, drugie zdziała cuda... Tym razem było to jednak zdecydowane połączenie wszystkich zmysłów na raz – ruch, węch i słuch poszły ze sobą w parze – gdyby tylko dało odróżnić się źrenice od tęczówek, to właśnie teraz by się zwęziły, nagle skoncentrowane na znalezionym skarbie... Oj tak, skarb... Jak inaczej miałby go nazwać? Nie było wielu takich głupich, którzy by ci powiedzieli w twarz: "dobrze, poluj na mnie..!" - czy On chociaż wiedział, CZYM polowanie jest?
Mysz i Kot zamarły, obydwoje świadomi, że jedno widzi drugie...
Mysz ruszyła pierwsza.
Sahir bezszelestnie wystartował z miejsca do biegu, wyciągając zza pazuchy różdżkę, którą jeden tylko raz machnął zdecydowanie w miejscu w jednym, bardzo konkretnym miejscu...
A było to zaklęcie Aresto Monumentum.
To jedno zaklęcie w zupełności wystarczyło.
Czas zwolnił wokół wampira, podczas gdy on jeden poruszał się nadal w takim samym tempie – wystarczyło już tylko zaledwie parę susów, by dopaść do Puchona i popchnąć go na ścianę z bardzo wątpliwą delikatnością, by zaraz przystawić mu różdżkę do gardła.
- Martwy by usłyszał twoje walenie serca. - Kąciki warg wampira drgnęły – dosłownie drgnęły, bo nie utrzymały się w uniesieniu nawet przez 5 sekund. - Bang, śmiertelniku... - Uniósł wolną dłoń i ułożył ją na kształt pistoletu, wykonując ten charakterystyczny odruch strzelania, gdy mocniej wbił swoją różdżkę w gardziel Coletta – żaden więcej czar z niej nie popłynął, chwilowe spowolnienie czasu przestało działać wraz z pchnięciem Smoka o mur – kto by pomyślał – Kot polujący na Smoka..?
Czerń polująca na Smoka, pożądająca jego kolorowych łusek...
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pią Lut 27, 2015 1:52 am
Owszem, wielki, dziewiczy i oczywiście opóźniony przez słabość organizmu sprint, nie miał być specjalnie długi i widowiskowy, ale Col za nic nie uwierzyłby, że nie uda mu się przebiec nawet dwóch metrów. Z racji odwrócenia się od przeciwnika, nawet nie zauważył zaklęcia i zanim się obejrzał, ba zanim zdążył chociażby postawić stopę po powziętym, drugim kroku, nagle ciśnięto nim o ścianę, a przecież dzieliło ich dobre... może nawet 10 metrów. Wampir wyrósł niewyłuskiwanie jak z podziemi i przystawiał już broń do gardła Puchona, a ten tylko przygryzł spierzchniętą wargę i znowu parsknął, wpatrując w oponenta z delikatnie przyspieszonym oddechem i delikatnie podkrążonymi ze zmęczenia oczami.
- To już drugi raz.... celujesz we mnie. Tym razem mi się dostanie? - uniósł brwi i mocniej przywarł do ściany, na moment mrużąc powieki po swoistym 'strzale'.
Dobrze wiedział, iż prawda byłaby taka, że gdyby się naprawdę postarał, to mógłby skrzętnie tu kluczyć, bez żadnego przystanku, wyjść na zewnątrz i na przykład zarządzić sobie fajrant w Pokoju Wspólnym Hufflepuffu, gdzie był dla Sahira nie do dosięgnięcia. Ale z drugiej strony... wiedział też, ze gdyby Nailah się naprawdę postarał, to sam nie dobiegłby nawet o piętro wyżej... Czyli tak czy siak nadal był na plusie. W tym ciemnym zaułku, z kurzem fruwającym w powietrzu i wampirem przysposobionym teraz w pozycji, w której mógłby zadać naprawdę dużo zniszczeń.
Uczniak obsunął się o kilka milimetrów po murze i przełknął głośno ślinę, sprawiając, że czubek niekomfortowo wbity w jego przełyk, zatańczył tuż przy jabłku Adama.
- Oh, przyznaj, że gdybym nie kaszlnął, to nawet byś mnie nie zauważył. Tylko poszedł dalej i wtedy zamienilibyśmy się automatycznie rolami. - aż wstyd przyznać, że młodemu cisnęło się na usta żartobliwe: „To na twój widok”, ale powstrzymał się. To byłoby wyjątkowo nierozważne. Ostrożnie oparł palce na samym czubku różdżki i sugestywnym ruchem postarał się nakłonić czarnowłosego do cofnięcia jej albo chociaż przesunięcia gdzieś na bok, bo aż ciężko mu się funkcjonowało. Ale wyglądał na wielce uradowanego, nawet jeśli potylica od tego uderzenia nadal mu pulsowała. - Brawoo. Ale(!), skoro wtedy przy ławce przysposobiłeś się do jedzenia zanim zdążyłem nakreślić zasady i ewentualne, wynikające z wygranej, nagrody to tym razem nie dostaniesz nic.
Brawo kocie, nastroszyłeś sierść na karku, pokazałeś ukryte za wargami ząbki i wysunąłeś zza miękkich kuleczek łap ostre jak igiełki, pazurki. I już pradawne stworzenie siedziało pod murem z gładko ułożonymi wzdłuż ciała skrzydła i wpatrywało w kotka. Smok dobrze wiedział, że pazurki nie przebiją jego pancerza, że ząbki, nawet wbijające się w jego mięsistą powiekę, są za krótkie, by chociażby sięgnąć oka. A jednak siedział spokojny, nie skulony, po prostu spokojny, po zderzeniu ze ścianą i poddawał władczym decyzjom dzikiego drapieżnika. Bardzo specyficzna kombinacja. A kolorowe łuski wydawały się prawie być lepszym źródłem światła niż wysoko zawieszone okna.
- No... może poza sycącą satysfakcją, zagoniłeś Katedralnego Smoka w kozi róg. - uśmiech zaigrał Warpowi na ustach i odruchowo drugą dłonią, poprawił kołnierzy, jaki miał upięty i opasany krawatem aż pod podbródek niemalże. A zwykle dawał sobie nieco wolności w postaci niedopięcia guziczka czy dwóch... Teraz wszystko pod linijkę, pod regulamin... jak przykładny uczeń. ...który chował krwawy, zakryty cienkim, ale sporym plastrem, ślad po zębach. To był owoc opieki medycznej „Colette 2000”, która ograniczała się do przemycia tego wodą utlenioną (bardzo delikatnie, by niczego nie naruszyć, ani nie pootwierać) oraz zalepieniem plastrem. Koniec. Musiało wystarczyć i wystarczy o ile Sahir przed posiłkiem nie pchał zębów w jakieś brudne, niepożądane miejsca. Bo poza tym powinno goić się ładnie, rany były głębokie, ale nie poszarpane. Nie-wyrywanie się opłaciło. - Auć... - tak potylica dawała się we znaki. - Kto by pomyślał, że weźmiesz tę zabawę tak serio... i zaczniesz mną miotać. Nikt ci nie mówił, że nie bawi się jedzeniem?
Pocieranie obolałego miejsca dłonią mało dawało, ogólnie Colette ostatnimi czasy był jakiś bardziej podatny i wrażliwy na wszelkiego rodzaju szkody. ...koszmar firm ubezpieczeniowych.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Pią Lut 27, 2015 1:52 am
Zaklęcie trafiło prosto w Smoka Katedralnego, czyniąc go kompletnie zależnym od ruchów wampira, któremu miłosierdzie było w tym momencie obce – swoista irytacja wreszcie została uwolniona i mogła zostać odzwierciedlona w tym mocnym dość popchnięciu chłopaka na lodowaty mur – wymierzył dobrze, spokojnie, żeby czasem ofiara nie uciekła mu na okno – byłoby nieprzyjemnie, gdyby mu obiad uciekł przez szkło, pozostawiając po sobie tylko przyjemny zapach i więcej już by go nie było – z prostej, kurwa, przyczyny – z tego pięta po zderzeniu z ziemią zostałoby z niego... niewiele. Tyle, by musieć zeskrobywać przed włożeniem do trumny i liczyć na to, że będzie to sylwetka w miarę rozpoznawalny, jeśli liczyć dodatkowe obijanie się o ostre dachy i mury zostało doliczone, rzecz jasna, a zdaje się, że to dość istotna kwestia...
- Już Ci się dostało. - Padła gładka odpowiedź miękkim, jakże spokojnym głosem – przerażająco wręcz spokojnym – głos ten pełzła po granicach świadomości i rozbijał się membraną w przestrzeni, zdając się zanikać podejrzanie przedwcześnie – pozostawiał po sobie pytanie, czy słowa, które zostały wypowiedziane, byly jedynie złudzeniami, czy może były normalne... Oj tak – dostało się dostarczająco wiele, aby bez większego wysiłku, pełni zdrów drapieżnik, dopadł do swojej połowicznie wyczerpanej ofiary, której bladość skóry odcinała się na tle wspomnienia jego naturalnej karnacji wraz z cieniami, które pod oczyma zagościły – dlatego właśnie wampiry były typowymi pasożytami, zabawne, że uznano je za... "gatunek ludzki". Można by powiedzieć, co było jeszcze zabawniejsze, że wręcz "podgatunek" z ludzkiego punktu widzenia, chociaż z wampirzego i patrząc na to trzeźwo – wręcz przeciwnie. Stanowili ulepszoną wersję śmiertelnych, przeciwwagę dla ich zadzwiająco szybkiego przyrostu naturalnego...
- Jesteś nadmiernie pyskliwy. Już nie będziesz uciekać z podkulonym ogonem..? - Ręka Nailaha uderzyła mocno o mur tuż obok głowy Coletta, ponad jego ramieniem, gdzie też pozostała oparta – różdżkę zaś pozwolił odsunąć, ba – nie zrywając kontaktu wzrokowego wsunął ją za pazuchę, bo i po co ona? Przy możliwości pomyśleniu o jednym słowie, które mogło zabić na miejscu, nie było z takiej gierki, w którą Puchonowi pozwolił się wkręcić, żadnej większej zabawy.
Druga dłoń walnęła o ścianę równolegle po drugiej stronie głowy nieszczęsnego czarodzieja, który musiał mieć wielkie skłonności masochistyczne, skoro podjął tą walkę na zasadach, które sam nakreślił – tylko jaką miał gwarancję tego, że pionek na planszy który nadciągał z przeciwnej strony się do tych reguł zastosuje..? Jak wielką wiarę musiał w nim pokładać i zaufanie..? Był to delikatny margines, który był do naruszenia już teraz – czarnowłosy pochylił się ku szyi, tam, gdzie parę dni temu pozostawił ślad po swych kłach, powoli sycąc się wonią i ani myślał pozwolić temu niemądremu człowieczkowi gdzieś uciekać – Czarny Kot, choć mniejszy od barwnego Smoka, dosłownie wlazł mu na głowę, by pokazać, jaki to ważny nie jest, a cóż tak naprawdę prócz stroszenia sierści mógł zrobić..? Czary – mała myszka przemieniła się w wielkiego Gada o łuskasz twardszych niż stal... Sahir zdawał sobie z tego sprawę i go to drażniło. Nawet bardzo drażniło. Słyszał wyraźny głos wnętrza, który kazał przełamać granicę i ugryźć, a jednocześnie jakieś niewidzialne sznury pętały jego ciało nie pozwalając tego zrobić... i im dłużej się miotał, tym bardziej się zaplątywał, a więc też coraz mocniej wściekła, a to znów prowadziło do gwałtowniejszego szarpania... Głupota tworząca ślepe koło.
- Drażnisz mnie, Colette. - Wyprostował się i odsunął na pół kroku, nawiązując na nowo kontakt wzrokowy, by opuścić ręce i uwolnić Arlekina ze swego więzienia. Nie umknął jego uwadze charakterystyczny ruch poprawienia kołnierza, nie umknęło jego uwadze to, że równie dobrze mógł polecieć do Dumbledora, a tego nie zrobił, czy to budowało zaufanie..? - Z czego się tak cieszysz? To takie zabawne twoim zdaniem? - Nie odwzajemnił uśmiechu – nadal miał to samo, na pewien sposób lodowate spojrzenie, na pewien sposób obłędnie obojętne, wykraczające dalece poza spojrzenie zwykłego śmiertelnika, choć niewiele to miało wspólnego z byciem wampirem... Zwyczajnie... Trudno było się przyzwyczaić do barwy tych tęczówek. I do tego, że Otchłań tutaj odpowiadała spojrzeniem.
- Dla Ciebie to zabawa... Ja polowałem na poważnie.
Sponsored content

Mały zakątek między regałami Empty Re: Mały zakątek między regałami

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach