Go down
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Sro Maj 20, 2015 8:29 pm
Twoje maski... Twoje złote kraty klatki, Ptaszyno, w jakie zostałaś wsunięta - zobacz, masz w niej bardzo ładną huśtawkę, zapleć na niej swoje palce i spoglądaj na wielki, kolorowy świat, jaki będzie się przesuwać przed twoimi lśniącymi oczami przypominającymi czyste tafle, nie musisz nic robić - bądź tam, milcz, kryj się dalej, to życie będzie dalej tak przesuwać się obok, ten metal cię chroni, choć i więzi zarazem - ty rośniesz, lecz klatka przecież nie urośnie razem z tobą - kiedyś wydawała się taka wielka, kiedyś mogłaś w niej mieścić całą rodzinę i przyjaciół, kiedy twa rzeka zaczynała dopiero swój bieg, a była rzeką dzieciństwa - dziś ta rzeka szumi dla ciebie niezrozumiale, a czy chociaż chcesz ją wspominać, czy porzuciłaś i nawet nie starasz się wyrywać chwastów z jej brzegów..? Im więcej lepisz kłamstw, tym bardziej rosną twe piórka - takie śliczne, przyciągają wzrok, ludzie lubią słyszeć kłamstwa, wiesz? Wbrew pozorom prawda jest zawsze bardzo okrutna i większości służy unikanie jej, by nie musieć stać się kamieniami, głazami, jakich nie będą mogli potem poruszyć... Sama już takim głazem jesteś. Robisz to dla dobra innych, czy dla własnej... satysfakcji? Uważaj, ta linia jest bardzo wąska - otworzę dla ciebie drzwi do klateczki, chcesz? Ta dłoń, która sięga do kłódki, jest bardzo lodowata, jest koścista, już dwa razy prześlizgnęła się przez mury twojego chaotycznego, pozbawionego radości życia, chociaż winnaś zostać do niej stworzona - zaglądałaś w lustro kiedykolwiek? Widziałaś swoje oczy? Te cenne kamienie, które przypominałyby rozgwieżdżone milionami gwiazd niebo, gdybyś tylko dała im szanse. Gdybyś tylko dała szanse sobie samej.
ON ci tej szansy nie da.
On ofiaruje ci dłoń Kostuchny, swej drogiej siostry, żebyś mogła jeszcze raz z nią zatańczyć - tym razem będzie to dłuższy taniec, będzie walcem, który rozpocznie się dość ostro, lecz możesz wnieść do niego swoje nuty - stworzycie pokład muzyczny razem, więc może pora zastanowić się, czego pragniesz, Liv Mendez, a nie nad tym, czego chciałaby jedna z twoich masek... o ile jeszcze w ogóle pamiętasz, kim jest dziewczyna o imieniu "Liv" - odnajduję w tym dobry żart, wszak słowo "live" oznaczało życie... a ty prezentujesz sobą tylko marny cień życia. W oczach Nailaha było na to jedno słowo, którym mógł cię określić, mijając się z tobą na korytarzach, widząc cię na lekcjach, a było to słowo "żałosne". Słaba, ludzka istotka, która nosiła tak dumne miano, a taka krucha... I ten głos, te wystraszone oczy - zaczynasz być jak łania, podczas gdy on był wielkim, Czarnym Kotem, który bardzo lubił sięgać do tętnicy takich łań, sprawdzać, jak szybko potrafią uciekać i czy będą w stanie nie ugiąć się pod naciskiem ostrych pazurów. Wiesz, zdradzę ci pewną ciekawostkę - tak jak dumnie się mówi czasem, że zwierzęta są lepsze od ludzi, ponieważ zabijają tylko z głosu, tak koty były wyjątkowymi skurwysynami. Koty potrafiły zabijać dla zabawy. Koty zawsze bawią się najpierw swoją ofiarą, zanim ją pożrą - podduszają, ranią, a potem puszczają i dają złudną szansę na ucieczkę... To nie mogła być informacja pocieszająca, heh, wiem o tym doskonale, ale cóż zrobić - już przyciągnęłaś uwagę pewnego Kocura - pochłaniając twoją sylwetkę swymi oczyma zrobił jeden gładki, miękki, bezszelestny krok w twoją stronę, jakby płynął nad ziemią, a wiatr chętnie użyczał mu do tego swych skrzydeł, nawet jeśli to nie noc teraz opatulała swego władcę, a dzień i słońce, jakie nie było mu miłym, czy przyjemnym - nie słońce w tej formie, w każdym razem... bo jak każda Ciemność, tak i on posiadał własną, Ognistą Gwiazdę, która potrafiła rozpromienić jego mrok.
- Tylko..? - Zachęcił cię, jakże spokojnie, bez żadnego zdenerwowania, byś w końcu mogła to dokończyć i nie plątać się we własnych słowach. - Myślałaś, że tu nikogo nie ma... - I tak krok po kroku... i już stał tuż przed nią, ledwo na wyciągnięcie dłoni, spoglądając na nią z góry, z dłońmi wsuniętymi w kieszenie czarnych spodni. - Więc myślałaś, że nikogo tutaj nie ma, czy dziwiłaś się, że nikogo tutaj nie ma? Jesteś bezmózgiem, czy tylko taką udajesz? - Mówił to z takim pierdolonym spokojem, jakby rozmawiali o wczorajszej pogodzie... roztaczał wokół siebie taką popierdolenie czystą aurę, że to aż bolało. I mówił rzeczy, które wszak były jawną obrazą.
Tak, choć, naiwna jasności, zatop się w tej czerni, ona rozkłada już dla ciebie ramiona, jeśli tylko przetrzymasz pierwsze ciosy, pierwsze zatrute ostrza, które wbiją się w twe delikatne ciało...
Lodowata dłoń Nailaha znalazła się na policzku dziewczyny, wysunięta z kieszeni, by unieść jej twarz i pochylić się lekko ku niej, nawiązując z nią kontakt wzrokowy - jego twarz? Nie było na niej nawet minimalnego odcienia jakichkolwiek emocji. I tylko ta Otchłań, tylko ta Otchłań...
- Wyglądasz, jakbyś zaraz miała zacząć drżeć... - Nie mówił specjalnie głośno, jego głos stał się bardziej miękki, ale obojętnie w jakiej formie, nie mógł wyzbyć się swojej lekkiej mrukliwości w formie głosu, który ludzie uwielbiali określać jako "przepity". - Boisz się mnie?
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Czw Maj 21, 2015 5:05 pm
Nie można być sobą, nie przyjmując wszystkiego co za tym idzie. Wszystkie radości i smutki, ulotne chwile szczęścia jak i trwające wiecznie chwile bólu i cierpienia, całą samotność i bliskość. I wiele, wiele innych uczuć. To wszystko zawiera się w byciu sobą. Nie da się tego rozłączyć ani przeskoczyć. Jeśli próbujesz, nie jesteś już prawdziwym sobą. Jesteś kimś innym. Udajesz. Zakładając maski odpychasz to, co dla ciebie nie wygodne, zachowujesz jedynie to, co daje ci energię i siłę na dalsze przemierzanie przez ten pokręcony świat. Wszystko ma swoją cenę. Nie można zjeść jabłko i mieć jabłko. Nie da się. Niektórzy mówią, że niczym się nie przejmują, że nie da się ich skrzywdzić. To nie prawda. Ukrywają swoje emocje, odrzucają bolesne uczucia, które, gdy tylko maska opadnie, uderzają z podwójną siłą. Czyż nie tworzy się wtedy destrukcyjnego potwora zaprogramowanego na unicestwienie samego siebie? Zabijasz siebie, choć tak naprawdę próbowałeś się ocalić. Absurd. Nie chcesz doświadczać, całego nieszczęścia, które będąc sobą, jest dawkowane małymi porcjami, a przecież każdy upadek, każda krzywda, każde cierpienie nas czegoś uczy. Sprawia, że jesteśmy silniejsi, pewniejsi siebie, bogatsi o nowe doświadczenia. Nie, wolisz odizolować się od tego i później zostać tak pobitym, że nie masz siły się poruszyć. I tak leżysz, na zimnej, brudnej ziemi. Pozostawiony na pastwę losu. A przecież można było tego uniknąć. Jednak ludzie to idioci. Wybierają najbardziej pokręcone drogi, choć obok nich biegnie ta prosta, bezpieczna i przyjemna. Chyba to tej kategorii ludzi zalicza się Liv. Zrobiła maszynę do torturowania samej siebie, a myślała, że zaprojektowała idealne bezpieczną klatkę. Jak bardzo się myliła…
Każdy zna te mugolskie, głupie, mało strasznie horrory. Każdy widział sytuacje kiedy główny bohater, przeważnie młoda dziewczyna, znajduje się na strychu, w piwnicy, w lesie czy gdzieś tam indziej i tuż za rogiem czai się ogromne niebezpieczeństwo, a nawet i śmierć. Każdy zna ten moment, kiedy owa postać usłyszy jakiś dziwny dźwięk, szept, szelest i oczywiście co robi??? Na pewno nie ucieka… Brnie w najmroczniejsze miejsce sprawdzić o co chodzi, co tam się stało, kto tam jest. Mimo iż jest to głupie i jakże niebezpieczne posunięcie. Zawsze w tych momentach widownia krzyczy ‘Nie idź tam!’, ‘Zawróć!’. W każdej głowie znajduje się myśl, że będąc na jej miejscu na pewno nie postąpiliby tak jak ona. Czy mogą mieć stu procentowa pewność? Chyba nie. Gryfonka jest najlepszym przykładem na to. Ona również znała te wszystkie horrory. Wiedziała jak się kończą i ona również zawsze w momencie kulminacyjnym filmu krzyczała ‘Jesteś idiotką. Powinnaś uciekać.’ Jednak teraz, znalazła się w podobnej sytuacji i zachowywała się dokładnie jak osoba z filmu. Wkroczyła w najmroczniejszą ciemność, choć to najgłupsza rzecz jaką mogła zrobić. Za późno. Nie ma odwrotu. Tym bardziej jeśli w tak głupi sposób zwróciła uwagę na swoją osobę, zainteresowała Zagrożenie. Pamiętajmy, to nie film. Jej losy mogą potoczyć się zupełnie inaczej. Może nie znalazła się aż w takim niebezpieczeństwie. Może to jedynie początek czegoś niezwykłego, niezrozumiałego...
Kolejny raz drgnęła, gdy chłopak ponownie się odezwał. Musiał to zobaczyć. Próbowała panować nad swoim ciałem. Jednak gdy usłyszała jawną obrazę na temat jej inteligencji jej serce zaczęło walić jak oszalałe. Jakby mały koliber spłoszył się i próbował uwolnić się z klatki, jaką jest jej ciało.
- To trochę… - zauważyła jak zaczął zmniejszać odległość między nimi, jednak nie poruszyła się nawet na krok – zawiłe…- dokończyła. Chłopak prawie bezszelestnie stawiał kolejne kroki. – Nie ma sensu tego ciągnąć – nie chciała mu tłumaczyć o czym wcześniej myślała, ale też nie chciała by uważał ją za jakiegoś bezmózga czy osobę, która udawała, że właśnie takim kimś jest. Oczywiście jej głos drżał. Z każdym jego krokiem coraz bardziej nie panowała nad nim.
Dzielił ich metr.
Nie wiedziała co zamierzał zrobić, ale nie broniła się.
Pół metra.
Stała dalej nieruchomo, jedynie jej klatka piersiowa rytmicznie unosiła się i opadała pozwalając złapać życiodajny oddech.
Jego dłoń na jej policzku.
Czas na chwile się zatrzymał. Czarne oczy, które kojarzyły się jedynie z niebezpieczeństwem, nicością, otchłanią i Śmiercią wpatrywały się w brązowe oczy, które przypominały słodką, ciepłą, czekoladę, ale w których można było dostrzec, gdzieś głęboko strach. Autentyczny strach. Jednak twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tak dobrze nauczona kłamać.
- A powinnam? – odezwała się bardzo cicho i o dziwo głos tym razem był jak czysty dźwięk. Być może to przez adrenalinę, która teraz buzowała w jej żyłach. Ciepły oddech Gryfonki ogrzał choć na chwilę przestrzeń między nimi. – Znamy się od tylu lat i nigdy nic mi nie zrobiłeś… - nie uciekała od jego przeszywającego spojrzenia. Czas rozpocząć taniec. Pozwoli się poprowadzić. – A więc teraz…? Powinnam się bać i uciekać?
Nie odpowiedziała wprost na jego pytanie. Odbiła piłeczkę. Być może później będzie tego żałowała, o ile będzie miała okazję, ale w tym momencie i tak była już poobijana, cała poraniona. Na jej duszy znajdowało się mnóstwo ran, a mimo to, właśnie pozwoliła na stworzenie kolejnej.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Czw Maj 21, 2015 5:34 pm
Te rany... coś wczepia się w nie pazurami, drąży palcami, ogarnięte pragnieniem posiadania ciała w nie tak banalny sposób, w jaki tylko ludzie mogli myśleć - seks? Seks to obrzydliwy akt, który tylko udowadnia płytkość ludzkiego gatunku, prowadząc niby do wspaniałych zbliżeń, w którym udowadniało się drugiej stronie swoją wielką "miłość" przez maleńkie "m". Jednak przyciągasz... Jednak Liv przyciąga do siebie, bo jest niczym niewinny płomień, który rozpala się nad zapalniczką, kiedy chcemy zapalić papierosa, który ma nas uspokoić i zapewnić odpowiednią dawkę nikotyny rozkołatanym nerwom, naszemu uzależnieniu, które by ciągle się tliło niepokojem i zatruwało od wewnątrz - przyciągała swym życiowym pierwiastkiem, który gładko wytaczał krew z tych ran - bardzo starych ran, powstałych na wcześniejszych, już zasklepionych bliznach, które nie zanieczyszczała w banalny sposób ropa. Jak większość ludzi - ona nie śmierdziała zgnilizną - w swym naruszeniu przez świat ciągle nie pozwalała naruszać swojej cierpiącej duszy, utrzymując ją w tej cudownej czystości, która wywoływała te nieziemskie pragnienie, by rozrywać ją coraz bardziej i bardziej, sprawdzać próg jej wytrzymałości, gdzie w końcu się złamie, padnie na kolana i zamieni w bezmyślną lalkę, z którą będzie można zrobić to, co się tylko chce. To łatwiejsze, niż można sądzić - ptaszek w klatce, ptaszek, który nie ma gdzie uciec i po którego Śmierć wyciąga już dłoń - nie będzie jednak łodzi i Charona czekającego na nią przy brzegu - oj nie, nie, nie, to nie jest takie proste, słodka Liv - niestety, widzisz, ograniczają nas reguły tego świata, nędzne, ludzkie reguły, które nie pozwalają temu Przewodnikowi Śmierci wyciskać żywot z każdego ciała, by zostawiać za sobą tylko trupy i zgliszcza, by jego kroki odciskały się spalenizną w bujnych trawach - to chyba dobrze, tak osobiście sądzę, inaczej stałby się całkowitym kłębkiem niepowstrzymanego szaleństwa i pozostałoby mu dosiąść Trupiobladego konia, by oczyma sięgać do samego Królestwa Niebieskiego - Otchłań i je by pochłonęła. Wystarczyłoby mu tylko znaleźć odpowiednie schody do Nieba... Bóg zresztą chyba i tak musiał już dawno stracić życie, skoro na swego Anioła Zagłady wybrał właśnie tego wampira, w którego teraz dłoni tkwiła delikatna, ciepła twarz zniszczonego, małego Anioła, w którego zwierciadłach duszy tańczył podniecający strach - drapieżniki uwielbiają, kiedy ich ofiary się boją, wiecie? Instynkt polowania nie uruchamia się, kiedy tego strachu nie ma, nie ma wtedy zabawy - po co rozdzierać pazurami sarnę, która nie będzie się bronić i uciekać, skoro adrenalina właśnie wtedy była najsilniejsza i miało się pewność, że się żyje? Zaś Liv - Liv by się broniła... w swojej kruchości próbowałaby zachować nędzne życie, jakie prowadziła, ukrywając się po kątach i starając zlać z cieniami, bojąc się świadczyć sama o sobie w pozytywnym świetle - może dlatego podświadomoścć przygnała ją właśnie w to miejsce, do tej fontanny, zamiast ciągnąć dalej na błonia, do całkowitej pustki, gdzie zostałaby tylko sama ze sobą..? Ach, jeszcze to drżenie głosu - śpiewaj, śpiewaj mi, ptaszyno, masz taki cudowny wokal..! Jak by brzmiał w krzykach? Jak wysoko byłabyś w stanie nagiąć swoją skalę?
- Oczywiście... - Sarkazm? Tak, to na pewno musiała być ironia, o - cynizm! - cynizm, którym to krótkie słowo opłynęło, zgodnie z wolą panienki zakańczając temat jej własnego niezdecydowania i bezmózgowia, jak to niedelikatnie czarnowłosy jej wykłócił. Te czasy w pewnym sensie wymagały szacunku wobec kobiet - ale z reputacją Nailaha już nic mu nie mogło gorzej zaszkodzić, więc jakoś nie widział najmniejszych powodów, dla których miałby traktować z szacunkiem kogoś, kto w jego oczach sobie na niego nie zasłużył - oto więc byłaś karaluchem w jego dłoniach, którego trzymał, zastanawiając się, co z nim zrobić - bardzo ładniutkim karaluszkiem, aż szkoda by było takiego rozdeptać... W dodatku, jak się okazywało, nawet wyszczekanym.
Bardzo dobrze, Liv... Baaaardzo dobrze...
Sahir uniósł lekko jedną brew, przestając łapać za gardło samą jej duszę, z której wyrywał sekret po sekrecie, zabierając każdy z nich łapczywie łapskami, by spojrzeć na nią, jako całokształt, na reszcie, dopiero teraz, wydając się dostrzegać jej twarz, a nie jej wnętrze, które zaatakował - wszystko to dzięki pobudzaniu przez dziewczę coraz większego zainteresowania jej osobą, tym, że nie spodziewał się usłyszeć takiej odpowiedzi, odbicia piłeczki, tym, że na swojej twarzy doskonale zapanowała nad emocjami, nawet nad swoim głosem - taki oczyszczony brzmiał jeszcze lepiej... bez skaz... Przesunąłeś zimnymi palcami po jej skórze, muskając miękkie włosy, by w końcu cofnąć swoją rękę zgodnie z kaprysem nim kierującym, bo na pewno nie była to czysta przyzwoitość - można uznać, że był to jego gest, wyraz akceptacji tego, że Liv postanowiła zawalczyć o swoją przestrzeń i nie pozwoli jej tak łatwo zdominować... Choć w mniemaniu Sahira kwestia dominacji była zbyt oczywista, żeby ją rozstrzygać.
- Znamy się? - Och, to słowo było takie mocne, miało takie istotne znaczenie... I wywołało lekki uśmiech, który był zaplątaniem pobłażliwego niedowierzania i rozbawienia, który zagościł na jego równo wyciętych wargach. - Jakie ambitne słowa... - Nawet jeśli chciał coś dopowiedzieć, to tego nie zrobił, pozwalając, żeby słowa zawisły między nimi i przeciągnęły się w chwilowej przerwie. - Jeśli chciałabyś się przekonać, czy powinnaś się mnie bać, możemy pójść w bardziej ustronne miejsce... - Uśmiechnął się szerzej, niczym zadowolony kocur, poruszając ramionami dla rozluźnienia zastygłych mięśni - nie był nawet pewien, ile czasu spędził w bezruchu wpatrując się w pluskającą fontannę.
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Pią Maj 22, 2015 12:49 am
‘Znamy się’ dwa słowa, a mogą tyle oznaczać dla różnych ludzi, w różnych kontekstach. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Liv nie znała go naprawdę. Wiedziała, że nazywa się Sahir Nailah, że są na tym samym roku, że jest w Domie Roweny Ravenclaw, że w jego oczach kryje się bezdenna otchłań zdolna pochłonąć każdego kto się zbliży, że czuła chłód bijący od Krukonem. Tyle wiedziała, wszystko inne, to domysły. Właśnie to, kryło się pod słowami ‘znamy się’ bo przecież nie miała pojęcia kim tak właściwie jest. Jak wiele posiada Demonów, czy w głębi serca posiada pierwiastek dobroci, czy lubi krzywdzić, czy też, nienawidzi samego siebie? Nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Zapewne i na wiele, wiele innych również by nie odpowiedziała. Nie mogła go poznać, przecież on również mógł być, o ile nie był, kimś zupełnie innym na zajęciach, korytarzach, wśród ludzi i kimś innym przebywając sam ze sobą. To, że wydawał się jej człowiekiem wolnym od jakichkolwiek ram, nie oznaczało, że taki był.
Może źle to ujęłam – wyszeptała, choć jej głos i tak był idealnie słyszalny. – Wiemy o swoim istnieniu od kilku lat. Pasuje? Hm…? – przymrużyła delikatnie oczy jakby chciała się ukryć. Potrafił idealnie czytać, wydzierać z niej sekrety skrywane przed ludźmi, a robił to jedynie patrząc w jej oczy. Chciała zmniejszyć dostęp do siebie. To była nierówna walka. Z jego ciemnych tęczówek nie dało się nic odczytać. Nic. Otchłań, czerń, skrywała wszystko. Musiałaby zagłębić się w niej całkowicie. Dopiero wtedy, tak jak gdy wchodzisz do ciemnego pomieszczenia i twój wzrok dopiero po kilku chwilach zaczyna rejestrować wszystkie przedmioty, mogłaby spróbować go poznać. Poznać jego mroczne sekrety. Teraz wszystko zależy od niego. To on rozdaje karty. Nie mogła temu zaprzeczyć.
Odsunęła się o kilka milimetrów, gdy tylko chłopak oderwał od jej policzka swoją dłoń, pozostawiając jedynie uczucie wszechogarniającego zimna. Wciąż utrzymywali kontakt wzrokowy. Żadne z nich nie odpuszczało. Nie miała pojęcia jak długo tam tkwili, jak długo stała bez ruchu. Wydawało jej się, że są w zupełnie innym miejscu, a może nawet wymiarze, gdzie nikt poza nimi nie ma dostępu, gdzie nikt inny, oprócz nich nie istnieje. A przecież wciąż znajdowali się na terytorium Hogwartu. Wciąż stali na Dziedzińcu przy Fontannie. Jak to możliwe? Chyba nie ma sensu szukać odpowiedzi na to pytanie. Tak jest i już. Mają swój własny parkiet, na którym odbywa się ten dziwny taniec, ale bez widowni. Nikt nie bije brawa za piękne figury czy też buczy za nieudane pozy. Sami są sobie tancerzami, widownią i juri…
I nagle usłyszała jego, nawet nie pytanie, a stwierdzenie... Zobaczyła jego uśmiech, jednak jej twarz nawet nie drgnęła. Analizowała wszystko. Czy nie posuwa się za daleko? Zaraz straci całkowitą kontrolę, nad tym co się dzieje, choć już teraz posiadała ją w niewielkim stopniu, ale zawsze to coś.
- Przecież i tak nikogo tu nie ma – udało jej się wypowiedzieć te kilka słów panując nad swoim głosem. Nawet się nie rozejrzała. Jednak czy jest jakiś sens to przeciągać??? Czy słyszał jak szybko bije jej serce? Liv czuła, jakby ten dźwięk roznosił się po całych błoniach i każdy mógł je usłyszeć.
- Co uważasz za ustronne miejsce? – zaśmiała się niepewnie. Zaprowadzi ją do swojego tajemniczego pomieszczenia w którym torturuje i zabija ludzi? No proszę, może to zrobić tu i teraz. Bawił się z nią. Wyszukiwał jej słabego punktu, przeciągał jej granice. A ona na to pozwalała. Jednak im dłużej z nim przebywała, tym pewniejsza się stawała. Sama odnajdowała w sobie nowe furtki. Furtki, o których istnieniu nie miała pojęcia. Przekraczała je i pchała się w ręce Mroku.
- A co jeśli chce…? - urwała i wszystko wokół zamarło. Naprawdę to powiedziała??? W głowie ułożyła sobie zupełnie inną odpowiedź. Sama dziwiła się gdy usłyszała swoje słowa.
Czy ona całkowicie zwariowała?
To jedyne rozsądne wytłumaczenie jej czynów.
Czy całkowicie chce doprowadzić się do destrukcji?
Najwidoczniej tak.
Jak mogła zaufać komuś kto wciąż udaje...?
Zaufała sobie, co chyba było najgorszą rzeczą jaką mogła zrobić. To chęć sprawdzenia, czy jej przypuszczenia są prawdziwe, sprawiła, że wypowiedziała te słowa. Gdzieś w głębi tliła się mała iskierka nadziei, że Sahir nie jest zły, że jedynie stwarza takie wrażenie, że przecież nie musi się go bać.
Jednak słowo się rzekło. Czasu się nie cofnie, a słowa wypowiedziane wciąż krążyły między nimi.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Pią Maj 22, 2015 2:34 am
Wiesz, co mógłbym dla Ciebie zrobić? Spalić świat - spopielić to wszystko, co cię otaczało, by został tylko pył, który tańczyłby wokół naszych sylwetek i nie pozostawiał miejsca dla rzeczywistości - byłyby tylko złudzenia i czerń, w której byśmy tonęli - gdzie w oddali wstawałaby ognista łuna - gdzieś bardzo daleko, żebyś miała choć jeden promyk, choć jedną drogę ucieczki z Mojego Królestwa - to bardzo smutne miejsce, wiesz? Bardzo puste - widzisz przecież, prawda? Nie ma tutaj żadnych ruchów oporów, żadnej armii, która poruszałaby się po tej spalonej trawie, jaka nie pozostawiała na nas popiołu, chociaż przemieszczaliśmy się dalej i dalej, aż do miejsca, w którym zatrzymaliśmy się i płynęły rzeki naszych myśli poprzez proste spojrzenie, w sposób tak podejrzanie łagodny, że wszystkie syreny w mózgu się odzywały, bijąc na alarm. Nie uciekniesz. Nie uciekaj. Zostań w tym świecie - tutaj nie ma nikogo, tylko My dwoje i te ścieżki, na których znaleźliśmy się wspólnie, których początek dawno został zapomniany - tu nawet czas przemijał inaczej, by wpasować się w iluzoryczność każdego atomu tworzącego spektakl tańczących cieni i wiedźm, które już wypaliły wszystkie ogniska i odprawiły wszystkie czarnomagiczne rytuały. To dzwoni cisza. To cisza wyje w twoich uszach, to nie żaden alarm - przecież nie wystraszysz się jednego dotyku, jednego gestu, który wypalił się na twoim policzku? Jeśli przyciągasz i mamisz, musisz się liczyć z tym, że również zostaniesz omamiona - zbieraj plony swych decyzji, co pchnęły cię w ramiona odzianego w czerń chłopaka, zwykłego siedemnastolatka, który uśmiecha się teraz do Ciebie z rozbawieniem, opierając swe długie palce kontrastujące z hebanem ubrania, na zgięciach łokci, a choć stoicie na tym samym poziomie, to jego cień wydawał się pożerać ciebie w całości - już tylko pozostało wysłuchiwać szelestu lotek, spróbować dojrzeć czarne skrzydła Upadłego Anioła, który za mocno uderzył o ziemię, by pozostać tak ludzkim, jak pragnęło się wierzyć, że ludzki mógłby być - nie ma jednak kosy, może jest obłaskawienie? Czy kosa zaginęła się w tym wcale nie łagodnym tańcu, który dopiero teraz zaczynał zwalniać, kiedy już nabrałaś odwagi, by nie truchleć w jego silnych ramionach, a po prostu dać się poprowadzić, prostując się dumnie, jak na partnerkę do tańca Śmierci przystało - cudownie się prezentujesz, masz takie gładkie ruchy, takie płynne - tak, tańcz dalej, tańcz dla mnie, Liv..! Porywaj dalej moje oczy swą słodkością, oddaję ci teraz cały swój umysł, wszystkie myśli, poddając się fascynacji wtłaczanej w moje żyły - rozjaśniasz mi dzień okrutnymi, jakże cudownymi myślami... Jesteś cudowną zabawką.
Jesteś cudownym nadczłowiekiem.
- To już brzmi sensownie. - A przynajmniej "znali się" od momentu, kiedy Nailah nie zdał do VII klasy, ponieważ zwyczajnie nie było go przez cały rok w szkole - zniknął, rozpłynął się, a kiedy wrócił wszystko było inne - inne twarze, inne nazwiska i ta banalność wtopienia się w tło, jakby był jedną ze ścian, a jednocześnie nie sposób go było przeoczyć - przez tą pierdoloną czerń, jaka go obejmowała, jakby nie znał innego koloru - jak można byłoby ją znać mają TAKIE oczy..? Tak nienaturalne, że wydawały się wyjęte rodem z jakiegoś przerobionego zdjęcia - może on sam został wyjęty z jakiegoś koszmaru i po prostu wstawiony do tej rzeczywistości, do której nigdy nie zamierzał dostosować się dokładnie tak, jakby ludzie chcieli - już i tak był wystarczającą ofiarą ludzkiej głupoty i uprzedzeń. Ofiarą, ha!
Czujesz chłód? To dobrze, bo on czuje ciepło w oczach niczym gorąca czekolada - jak to możliwe, że nie unosił się z nich delikatny dym, świadectwo nagrzania tęczówek? Mijały chwile, mijały kolejne sekundy, lub może ułożone na te sekundy eony, którymi były gdzieś tam, w tym świecie niby "rzeczywistym", czymkolwiek rzeczywistość miałaby teraz być - blask kontra jego pochłanianie, bardzo podobało mi się ta potyczka, w której nie przelewano krwi - nikt nie trzymał broni - po cóż im? Ta wojna rozgrywała się gdzieś tam, głęboko, na tym parkiecie, do którego widownia dostępu rzeczywiście nie miała, w ich samodzielnie wykreowanym świecie - czy może raczej wykreowanym przez Nailaha, w którym brakowało tej delikatnej, kobiecej dłoni, by usadziła jakiś kwiat na tej pustej, wypalonej glebie - jednak ta niewiasta była zbyt zakłopotana walką o przetrwania, poznawaniem coraz głębszych warstw przerażającego świata, żeby pomyśleć o takiej rzeczy, a prowadzący ją nieutartymi, dzikimi ścieżkami brat Śmierci był zbyt zajęty pożeraniem kawałek po kawałku jej osoby i tego, co mogłaby zostawić po sobie, żeby choćby w najmniejszym kawałku swej duszy zapragnąć skrawka zieleni na tym niesprzyjającym życiu terenie.
Bang! - przełamane szkło, przełamana granica - pamiętasz, że to jest tak: jest akcja, jest reakcja, a wbrew złudnemu wrażeniu, to ty tutaj jesteś akcją, moja droga Liv - on jest tylko początkowym prowokatorem, jakby od początku wszystko zaplanował i wodził cię za nos, byś powiedziała dokładnie to, czego pragnął - nędzne złudzenia, on w końcu był Jej reakcją, dostosowując się do ułożonych przez nią gestów - tutaj wszystko rządzi się prawami grawitacji, a grawitacja, jak wiadomo, jedyne, czego potrzebuje, to maleńkie pchnięcie...
Znowu znalazł się przy Liv - jedno mgnienie, jedna chwila - teraz jednak nie tak łagodnie, jak wcześniej - teraz jego ręka oplotła ją w pasie, a jego wargi znalazły się przy jej uchu, czując na swej skórze jej mięknie, oszałamiająco pachnące włosy - kobiety! Jakże je uwielbiałeś... Kobiety takie, jak Liv: unikalne okazy, które od razu budziły najwstrętniejsze żądze, nad którymi musiałeś potem resztkami zdrowego rozsądku panować, by nie rozerwać ich na strzępy w swoich dłoniach... a tu, przy fontannie, już kiedyś miało miejsce niefortunne zdarzenie, które zrujnowało twoje w miarę spokojne życie - zdarzenie, przez które cała szkoła potem wiedziała, że jesteś wampirem, przez które wszędzie widziałeś tylko te pełne strachu i nienawiści spojrzenia - chcieli potwora? Więc, specjalnie dla nich potworem się stałeś.
Na ich własne życzenie.
- Jeśli byś chciała... - Szeptał jej prosto do uszka, niczym kochanek swojej kochance, obezwładniony pięknem, jakie w niej odnajdywał i charakterem, który się wybudzał i dawał coraz mocniej o sobie znać. - ... nie byłoby to takie zabawne. - Pochylił się nieco niżej, muskając krańcem nosa linię jej szczęki, wdychając głęboko jej zapach, wsłuchując się w mocne walenie serca - jej szyja, jej łabędzia szyja... - Więc jak..?
Bezruch wznowiony, czy może go przerwiesz, Liv, czy go odepchniesz, czy zechcesz się bronić? Szalona, oj tak - jesteś szalona...
Ale tylko szaleni potrafili odnaleźć cenne skarby, do których nikt wcześniej nie był w stanie dotrzeć.
Tylko szaleni odnajdywali w drugich szaleńcach ten rąbek człowieczeństwa, który odkryło tak niewielu...
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Pią Maj 22, 2015 5:43 pm
Więc podpal to wszystko. Niech wszystko zniknie. Niech ogarnie ją ciemność. Niech nauczy się w niej poruszać. Niech nauczy się na nowo chodzić. Stąpać, swoimi drobnymi, bladymi stópkami po twoim świecie. Będzie mnóstwo upadków, gdyż jak na razie jest ślepa,  ale przecież jesteś obok. Oprowadzisz ją po swoim Królestwie, nie pozwolisz by nieumyślnie sama zrobiła sobie krzywdę. Być może tam, nauczy się oddychać, choć będzie trwało to tylko chwilę. Zaczerpnie powietrza z twojego świata w swoje płuca, które zaczną na nowo funkcjonować. Ujrzy zupełnie inną rzeczywistość. Tak nową, tak mroczną, tak… Niebezpieczną… Tylko uważaj. Nie spal jej samej. Możesz ranić, przecież już wiesz, że to wytrzyma, ale nie zduś jej całkowicie, nie pozwól by ciepło bijące od niej przestało emanować, nie pozwól by został po niej… No właśnie… Co…? Na pewno nie chłód. Chłodem jesteś przecież ty. Pustka…? Tak, to najlepsze słowo. Nie pozwól by zniknęła. Przecież ciemność do istnienia potrzebuje też światła. Niech będzie twoim promykiem nadziei, chociaż, ten jeden jedyny raz. Pokaż jak mroczny jesteś. Jakie posiadasz demony, ale oszczędź ją. A przekonasz się, że było warto. Gdy zaufacie sobie, gdy poznacie siebie, tak naprawdę, gdy wyjdziecie z ukrycia, jej jasność będzie ślinić coraz bardziej, tak żebyś i ty mógł pogłębiać swoją ciemność. Stworzy ogród niedaleko Twojego Królestwa, nie będzie duży. Nie martw się. Już teraz wie jak bardzo cenisz sobie swój mrok, swoją ciemność, więc będzie malutki, ale będziesz mógł nim nacieszyć oko. Przecież go potrzebujesz, mimo iż teraz temu zaprzeczasz. Być może zniszczysz każdy kwiatek, który zasadzi, każdą roślinkę, która będzie powoli rosnąć, tworząc nowe życie. Wiedz, że to jej nie zniechęci. Taka jest. Nie rezygnuje tak szybko, nie poddaje się, walczy. Więc stworzy nowy ogród. Taki sam. A jak i ten zniszczysz, stworzy następny i następny. Aż w końcu do któregoś się przyzwyczaisz. Uwierz mi… Kawałek jej na zawsze pozostanie w tobie. Wydzierając jej sekrety, zrzucając wszystkie maski, zdejmując każdą pokrywę, którymi tak dokładnie się okryła, zabierasz kawałek jej duszy. Nie możesz go wyrzucić, ale możesz go zniszczyć. To twój wybór, ale jeśli go oszczędzisz zostanie z toba do końca jej dni, twoich dni, a może i dłużej. To działa w dwie strony. Ona też otrzyma kawałek ciebie. Już otrzymała ten pierwiastek mroku. Zadba o niego. Będzie pielęgnować. Może nie chciałeś jej tym obdarzyć, ale stało się to w momencie gdy porwałeś ją do tańca.
Pamiętaj, że będzie też chciała Cię opuścić. Pożyć w swojej jasności, nałożyć swoje maski. Już taka jest. Nie zmienisz jej aż tak bardzo. Oczywiście, możesz próbować. Do odważnych świat należy, ale pozwól jej ze spokojem udać się w stronę tej łuny światła, by powróciła do swojego świata. Nie zostaniesz sam. Będziesz miał jej ogród. Jeśli pozwolisz, powróci, obiecuję ci to. Będzie dbała o twoją ciemność i o ogród, byś sam nie utoną całkowicie w swojej czerni. Chyba, że popełnisz błąd. Wyrządzisz jej ranę tak głęboką, że przebije całkowicie jej serce, które przestanie pompować krew przez jej ciało. Wtedy zostaniesz sam. Ogród zniknie razem z nią. Nie będziesz miał towarzyszki tańca. Możesz znajdziesz następną, ale nie będzie to ONA. Nie znajdziesz w oczach tamtej tyle ciepła, nie zauważysz błąkającego się gdzieś w głębi strachu, nie będzie to osoba, która mimo ogarniającej ją zewsząd ciemności, wciąż będzie stała nieruchomo, pozwalając ci na wbijanie ostrzy w jej ciało, tylko po to byś poczuł się lepiej. Ona chce Cię uleczyć. Zabliźnić niektóre rany, które wciąż są otwarte. Przecież widziałeś jak dobrze sama sobie poradziła. Jednak to zależy od ciebie. W tym momencie to ty posiadasz kontrolę. Masz tego zupełną świadomość, tak samo i ona.
Odsunęła się delikatnie, ale i tak wystarczył ułamek sekundy, aby chłopak znalazł się przy niej. I to jeszcze bliżej niż poprzednio. Jego zimna dłoń objęła ją w pasie. Znów znieruchomiała, ale przecież to było do przewidzenia. Cały czas się tak zachowywała. Jego ręka pozostawiała niewidzialny ślad na jej ciele. Mimo iż była tak lodowała, Liv czuła jakby wypalała jej ciało. To bolało, ale wciąż stała w tym samym miejscu. Zmieniła się w posąg??? Nie… Jej źrenice poszerzyły się, ale tego Sahir nie mógł zobaczyć. Ich policzki się stykały, tym razem to jego zimny oddech oplatał ich ciała. Organizm tej drobnej brunetki był gotowe do ucieczki. Jeden ruch i będzie wolna. Ucieknie, zapomną o całej sytuacji, ale czy naprawdę tego chciała? Zamknęła oczy, gdy chłopak się odezwał. Czuła, że gdyby tylko je otworzyła nie potrafiłaby ukryć już wszechogarniającego strachu. Musiała zapanować nad sobą, nie mogła złamać się właśnie w tym momencie.
- Po tym co powiedziałeś – wciąż szeptała. – Stwierdzam, że powinnam się bać… - Zawahała się gdy chłopak ponownie się odezwał. Jego dotyk sparaliżował jej szczękę. Kolejny niewidzialny ślad. Jej całe ciało miało pamiątki, nie zauważalne dla oka, po dotyku upadłego Anioła. Zebrała całą silną wolę i zrobiła trzy kroki do tyłu. Znów miała swoją przestrzeń. Zauważyła cień zdziwienia, który na ułamek sekundy zagościł na jego twarzy. Uważał, że nie potrafi odmówić? Potrafi… Jednak jest coś gorszego. Nie chce odmówić. Już prawie cała zanurzyła się w czerni, ale jej światełko wciąż gdzieś się tam tliło. Już raz tonęła. Będzie tonąć jeszcze raz?
- Pokaż – te jedno słowo powiedziała głośno i wyraźnie. Był to głos Liv, która ukrywała się pod tymi wszystkimi maskami, a teraz stała przed nim bezbronna. Nie zważała na to, że zapewne widział strach w jej oczach. Nie próbowała go już ukrywać. Jednak jeśli dobrze się przyjrzy to zauważy również pewność i siłę. – Ale pamiętaj, jeśli będzie jakikolwiek powód, że powinnam się ciebie bać, nie ulegnę. Nie poddam ci się – pierwszy raz się uśmiechnęła. Myślała, że nie będzie w stanie tego zrobić, a przyszło jej to z dziwną łatwością. Sahirze Nailah – pamiętaj, że jeszcze dużo o niej nie wiesz. Jeszcze możesz się zaskoczyć.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Pią Maj 22, 2015 7:12 pm
Pozwalasz mi wszystko spalać i zabierać cię głębiej tam, gdzie czekają łańcuchy, klatki, stosy ustawione przez wiedźmy, na których nie one, a człowieczeństwo płonęło, gdzie pewna Bestia śpi, pomrukując głośno - oj, nie śpi, czuwa, przebudzona czyjąś obecnością, ma otwarte jedno ślepie, a Ty już możesz je dojrzeć, jak lśni w tym mroku niczym zgubny ognik, niczym... świetlik... Widziałaś kiedyś świetlika, moja piękna? Miałaś szansę zanurzyć jego blaknące i wzmacniające się, złote światełko w swych oczach barwy gorącej czekolady, która potrafiła zamierać w bezruchu, jak i płynąć, płynąć w kole, zamknięte przez ciemny zarys tęczówki, której epicentrum była mała wysepka w barwie węgielków - jak wir wodny - czy wiesz, że wiry wodne potrafiły pochłaniać równie łatwo, co Otchłań? Różniła ich tylko jedna, jedyna rzecz - sposób, w jaki to robiły: to pierwsze wykorzystywało swoją siłę - twój wodny wir poruszał się wyjątkowo leniwie, nie wiem, czy dałem się złapać w magię złudzeń, jaka się wokół Ciebie unosiła i sprawiała, że nie chciało się z niej wychodzić, czy jednak to tylko moje omamy wzrokowe - twa niewinność, twa bezbronność - wszystko to budowało zamek z drewnianych klocków na tej wymizerniałej ziemi, na której zaoferowałaś się, że zasadzisz swój ogród, by pozostawić na niej cząstkę siebie - Demon, Pan tych włości, zaśmiał się okrutnie, gotów rozpłakać w tym napadzie wesołości - cóż ty mu proponujesz, droga panno, jakże myśli takie błądzić ci mogą pod jedwabiem pachnących bzem włosów, w których miał ochotę zanurzać palce i szukać zabłąkanych płatków wspomnianego kwiecia - że sadzić chcesz rośliny, które on będzie mógł potem wyrywać z korzeniami..?
Proszę, zrób to.
Proszę - ułagodzić swoim światłem i delikatną dłonią tą spierzchniętą ziemię, odgarnij kamienie, odgarnij pył - przyszykuję ci wszystkie potrzebne narzędzia; i proszę, nie poddawaj się, trwaj w swych przekonaniach, nawet jeśli ogień będzie trawił zieleń raz za razem, nawet jeśli Jego zimne palce będą je wyrywać w furii, lecz za każdym razem będzie omijać to Ciebie - świat wokół będzie płonąć, na twe życzenia, Pani tego Grodu, Ty jednak pozostaniesz nie tknięta - jakżeby mógł zniszczyć prezent, który Los pchnął mu w jego żądne krwi łapska..? Jeszcze nie zna twej wartości, a ty już tak śmiało się wokół rozglądasz i chcesz poznawać, chcesz zwiedzać - ile w tym strachu, ile naiwności, ile emocji, które zagwarantowało to spotkanie - zobacz, jakie krótkie. Widzisz? Zobacz, jak ściany rujnują się jedna za drugą, jak wznieca się pył, a wszystko to w błogiej ciszy, gdzie nie docierają do ciebie żadne głosy ludzkie, jakby sam Bóg, czy Diabeł wetknięty ci na ramię, wskazał ci palcem ten skrawek brukowanej kostki przy fontannie i rzekł: tu znajdziesz szczęście i przekleństwo życia twego.
Sama zdecyduj, co dalej zrobisz.
Ja... przywykłem... do zostawania... w samotności... A Ty?
Och, to serce tak mocno bije, uderza o klatkę piersiową, lecz biegu swego nie przyśpiesza - nie, nie to twoje - to jego, gdy przymykać musi powieki, kiedy słychać, jak głęboko oddycha, mamią samego siebie, skazując się na masochistyczną przyjemność możliwości podziwiania i adorowania bez możliwości dotknięcia tego, czego dotknąć by pragnął, a gdzie myśli przywiewał wiatr nadziei sądzenia, że to w porządku - to dzięki jakiemuś dobru, które musiało jeszcze krążyć pod warstwą gładkich, czarnych niczym krucze pióra włosów, co układały się w każdą stronę świata, przesuwane przez wiatr niczym stronice księgi, do której wy oboje nie mieliście względu - gdzieś tutaj pojawiła się jedna ze ścian, która nie mogła runąć... Chcesz wiedzieć, czego metaforą ściany miały być? Tego porozumienia między wami, który tworzył most między waszymi światami różnymi od siebie, a jednocześnie jakoś dziwnie podobnymi - za łatwo było wam znaleźć drogę, na której na siebie trafiliście. Więc może to palce Przeznaczenia was tutaj ustawiły? Wiesz, drogi Czytelniku - tak jak Wielki Gracz ustawia na planszy szachowej pionki, tak ktoś wziął ich, ledwie marne laleczki, za krańce ubrań i ustawił przy tej fontannie - jasne, to wszak My, ci narratorzy, którzy mogą delikatnie się uśmiechać, obserwując, jak coś ledwo zależne od naszej woli kwitnie na naszych oczach - to chyba pierwszy z kwiatków w tej Pustce, w której Liv nie miała się rozpłynąć. Nigdy nie było to wpisane w Karty jej Przyszłości - jesteś tak samo bezpieczna, jak ta delikatniutka istotka, co nieśmiało rozkłada płatki o najczystszej bieli i rozkłada listki wysunięte z cienkiej łodyżki. Wszystko, co tak kruche, co tak niewinne, wzbudza jeden odruch - zniszcz. Był taki duży, czerwony przycisk w jego głowie... Więc gdy Ty tworzysz, on naciska się automatycznie - tak został zaprogramowany, a programisty dawno zabrakło wśród żywych, próżno było go szukać, żeby maszynę naprawił.
Odsuwasz się więc..? Wymykasz się z objęcia, które tak, jak łatwo mogłoby cię złamać w pół, tak i łatwo mogłoby złamać każdego niepowołanego, kto by przekroczył Jego terytorium..? Świat jest o wiele niebezpieczniejszy, ten na zewnątrz, gdzie nie było niewidzialnej bariery, jaka pozwalała ci milczeć, niczego nie mówić, rozbijać maski ze śmiechem szaleństwa, lub przerażeniem - deski do naszego tańca... czujesz je jeszcze pod nogami? Chyba dość mocno zaczęliśmy w nie uderzać butami, albo to tylko ja mam takie wrażenie, gdy moje ciało stało się tak nieprzyjemne ciężkie po przedawkowaniu narkotyku w postaci zapachu..? Sahirze - stoisz przecież nadal, wyprostowany, z zamkniętymi powiekami i delikatnym uśmiechem błądzącym na wargach - zgrozo, jakże wiele arogancji i cynizmu potrafił zawierać twój jeden uśmiech, to tylko bogowie wiedzą, że zapełnić nim można było cały maleńki kraj - uchylasz lekko powieki, by znowu na nią spojrzeć - chciała zobaczyć? Jaka dzielna kobiecina..!
- Nie na darmo nosisz godło Lwa, co, Maleńka..? - Leniwe pytanie, Kocur staje się coraz bardziej rozluźniony, coraz mniej cięty, coraz mniej gotów skoczyć do gardła - lub to takie złudzenie, chwilowa zagrywka..? W zasięgu jego dłoni pojawił się jego osobisty wschód słońca - Liv była jak prezent sam w sobie, sama się obwiązała wstążką i podarowała Śmierci na taniec, niczym samobójczyni, która da się pociąć za chociaż kroplę nowego powietrza w jej marnym, nudnym życiu - oj, przepraszam, jak można nudnym życiem nazywać egzystowanie w miejscu, gdzie każdy dzień jest niepewny, gdzie ginęli uczniowie..? A wiesz, że przed sobą masz osobę, która do masakry na Błoniach doprowadziła i splamiła tamte ziemię taką dawką czarnej magii, że prawdopodobnie zostanie ona już na zawsze spaczona..? Że ofiar, których krew spijała jego różdżka, dawno spalona, by razem z nią został spalony swoisty, ostatni świadek, nie dało się policzyć na palcach obu dłoni..? Nie, oczywiście, że nie wiesz - wolisz doszukiwać się źdźbła dobra i zagubienia tam, gdzie niebezpieczeństwo groziło realną utratą życia, przelewając w niego siłę, która nagle zabiła mocą w twoim sercu, a którą on widział w twych oczach dzięki temu jasnemu promieniowi zdecydowania, nawet jeśli wciąż wyżerał cię od środka robal strachu. Masz tupet. Masz talent - zastanów się, czy to ciepło aby na pewno opłaca się roztrwaniać na Czarnego Kota, który sprowadzał tylko nieszczęścia - i pamiętaj, że obojętnie, jak bardzo będziesz się starała, to choć twe wspomnienie nigdy nie zostanie zamienione na wspomnienie o żadnej innej istocie, choć i może ogród przetrwa, tak jak na razie udawało się trwać temu kwiatkowi pod nogami Śmierci o białych płatkach, tak to Ty tutaj stracisz wszystko - grozi ci wyrywanie przez tego Pasożyta wszystkiego z twych myśli, serca, ciała i duszy, kawałek po kawałku, rąbek po rąbku, aż staniesz się tak zimna, jak on. Aż dotkniesz dna, choć w nicość nie zamienisz się nigdy, obiecuję.
To jedno mogę ci obiecać...
Tylko pamiętaj, że nie zwykłem dotrzymywać obietnic, hehe.
Tańcz dalej, Mała Liv!
Kocur wysunął jęzor i przejechał nim po górnej wardze, niemal już czując smak krwi na jego krańcu, która to krew krążyła w żyłach tej istoty przed nim - nie mógł jej jednak tknąć, wiedział o tym doskonale - Zakazany Owoc poza tym tracił swą doskonałość, jeśli się go naruszyło... Azaban szczerzył swe kły o wiele większe od twoich, jeśli pozwolisz sobie na własne słabości... Ten, który rozdawał Karty, Wielki Mistrz Gry, sprawdził, co też ma na ręce - gracie w pokera przy maleńkim stoliku, jaki został przygotowany specjalnie dla Ciebie - och, Nailah naprawdę uwielbiał tą grę, kochał ją wręcz, bo choć nie wiedział, jakie karty trzymał w dłoniach przeciwnik, nie odczuwał potrzeby, że musi wiedzieć - uwielbiał dawać się zaskakiwać w ten pozytywny sposób, kiedy na blat kładła się karta, której istnienia nie podejrzewał.
Był Mistrzem tej gry, wcale nie dlatego, że rozdawał karty.
Rozegrał już tak wiele partii, że nie zdołałbym zliczyć, a jego twarz była twarzą Pokerzysty Doskonałego... Nie przejmuj się, że twoja nie jest - właśnie to daje ci całego tego uroku, który był magnetyczny, wyzwalał zdecydowanie zbyt wiele zwierzęcej potrzeby osaczenia sarenki, której nogi przestawały drżeć. Jeszcze trochę i zaczniesz hardo zadzierać podbródek.
Dobrze.
Przeciwstawiaj się.
Walcz.
- Twój słodki zapach strachu przyprawia mnie o pełne podniecenia dreszcze. - Wzdragnął się lekko, przymrużając oczy z wyraźnym zadowoleniem, by obnażyć kły i jakże znacząco przejechać tym razem po nich językiem. - Och, to bardzo dobrze... Choć przemawia przez Ciebie zgubna pycha. - Zaśmiał się krótko, ponuro, zwierzając na moment głowę, by pokręcić nią w lekkim niedowierzaniu, zanim powrócił do kontaktu wzrokowego. - Wiesz... czym się charakteryzują koty wśród wszystkich drapieżników..? - Pytanie było czysto-retoryczne, pozwolił na to, by zawisło na chwilę między nimi, zanim sam sobie na nie odpowiedział. - Są skurwysynami. Potrafią zabijać nie z głodu, tylko dla samej przyjemności zabawy. Bawią się ofiarami. Sycą ich strachem, ich próbami ucieczki, ich oporem... A śmierć jest tego skutkiem ubocznym... - Kolejne zawieszenie. - Jednak nie dajmy się zwariować, jestem w końcu zwykłym, siedemnastoletnim gówniarzem, racz, Maleńka, nie przejmować się zbytnio mymi słowami...
Świat..? Nie ma świata... Tylko wy dwoje i granice oznaczone czekoladowymi tęczówkami...
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Sob Maj 23, 2015 5:11 pm
Powiadasz, że przywykłeś do zostawania w samotności…? Pamiętaj, że wcześniej jej nie znałeś. Nie wiedziałeś kim tak naprawdę jest dla ciebie, kim się stała. Wcześniej była jedynie jakąś Gryfonką przesadnie się uśmiechającą, niezdarną, ciągle z głową w chmurach, na która nie warto było zwracać uwagi, która zasługiwała jedynie na twoją pogardę. A teraz... Jest twoim Wschodem, który zwiastuje dzień, jasność. Jest twoim Aniołem, który chce na nowo nauczyć Cię latać, uleczyć twoje czarne jak węgiel skrzydła. Byś chociaż na jeden lot wzniósł się pod niebo i zobaczył to piękno, które widzi ona. Zapewne znowu upadniesz, ale ten obraz pozostanie gdzieś głęboko zakopany w twoim sercu i za każdym razem gdy zobaczysz jej uśmiech, będziesz widział w nim to całe piękno, które pokazała Ci właśnie ona. Czy dalej uważasz, że samotność będzie wciąż taka sama, że teraz będziesz mógł się do niej przyzwyczaić tak jak zawsze? Teraz, gdy zabraknie tej drobniutkiej brunetki o tych czekoladowych oczach? Nie zostaniesz sam… Wciąż będzie żyła w twoich wspomnieniach. Za każdym razem gdy przyjdziesz w to miejsce, przypomnisz sobie wasz parkiet, wasz taniec, który staje się coraz piękniejszy. Nie popychacie się, nie depczecie sobie po palcach. W końcu dopasowaliście się do siebie, wiecie kiedy zrobić obrót, a kiedy puścić swoje dłonie by samemu zrobić pokazową figurę, by znów powrócić do siebie. Gdy zobaczysz kwiaty przypomnisz sobie jaka jasność od niej biła, jak kwitła, rozwijała płatki swojej korony przed tobą. Gdy zobaczysz ten zwykły napój, serwowany w każdym barze, nawet w Wielkiej Sali – czekoladę – nie ujrzysz cieszy, ale ujrzysz jej oczy, w których chciałbyś kolejny raz utonąć. Będzie razem z tobą w twoich wspomnieniach. To właśnie wiąże się z posiadaniem kawałka jej duszy. Czy nie uważasz, że owe wspomnienia będą jeszcze większą katorgą niż życie w samotności, gdy jej nie znałeś? Uwierz, będzie to jeszcze gorsze, tym bardziej jeśli będziesz miał świadomość, że już nigdy nie stanie przed tobą. Nie ujrzysz strachu w jej oczach, nie wypalisz kolejnego śladu na jej ciele, nie popchniesz ją w ciemność. Nie chcesz żyć w takiej samotności. Ta samotność będzie inna niż wszystkie poprzednie. Wcześniej nie miałeś jej. Zapamiętaj to dobrze. Jedynie cię ostrzegam.
Jeżeli ona była twoim Wschodem, ty byłeś jej Zachodem, po którym przychodziła noc, mroczna, ciemna, niebezpieczna, ale jakże piękna. Wiesz, że Liv kocha oglądać niebo w nocy, na którym znajdują się tysiące gwiazd? Jak nie, to już wiesz… Jesteś Nocą. W tobie również można odnaleźć gwiazdy. Ona je zapali. Tylko jej pozwól. Tak bardzo się dopełniacie. Jakże możliwe, że dopiero teraz się spotkaliście, że nastąpiło wielkie BUM! I powstało coś niezwykłego. Tutaj dosłownie dzieje się magia. Nie potrzebują różdżek, eliksirów. Powietrze przesycone jest tą dziwną magią, która krąży wokół nich, tworzy niewidzialny sznur, którym obwiązuje oba ciała, łącząc je już na zawsze. Nikt oprócz nich nie będzie w stanie rozerwać tej nici. Nikt nie zrozumie co stało się przy Fontannie. Nie muszą… Tyle razy mijali się na korytarzach, widzieli się na zajęciach, na spotkaniach Klubu Magii Nut, tak długo żyli obok siebie i nie wiedzieli, że jedno potrzebuje drugiego. Tyle lat. Być może dlatego Liv nie potrafiła odnaleźć sobie miejsca. A teraz, prowadzisz ją w stronę Śmierci, a ona jakby zaczynała dopiero żyć. Mimo iż to życie jest związane z ciągłym strachem, ale jest związane również z tobą...
Sahirze jeśli ona jest Prezentem, ty jesteś Darem i Misją. Dajesz jej nadzieję, siłę, mimo iż nie jesteś tego świadom. Nie zepchniesz jej na samo dno. Nie wypalisz jej żaru. Nie stanie się Chłodem. Nie bój się. Jej jasność jest zbyt mocno zakorzeniona w sercu. Jest ono przepełnione ciepłem, którym chce obdarzyć właśnie ciebie. W odpowiedniej dawce, byś ją zniósł. Jej Jasność dopiero zgaśnie, gdy serce przestanie bić w jej piersi, gdy z oczu ucieknie całe życie. Wtedy stanie się Mrokiem i Ciemnością, ale czy tego właśnie chcesz. Przemyśl to dobrze. Przecież to jej oczy napędzają cię do działania. Wywołują ten dreszcz rozchodzący się po całym ciele. Twoja twarz ukrywa wszystkie emocje. Twoje serce bije, jednak jest jak lód. Pozwól jej ogrzać cię, aby nie stał się całkowitym głazem z lodu.
Może i jesteś mordercą, może na swoich dłoniach masz krew wielu ludzi, może twoje kły wbiły się w niezliczoną ilość szyi, to ją nie obchodzi. Teraz nie jesteś tym Sahirem. Liczy się tylko tu i teraz. Jaki jesteś właśnie w tym momencie. Liczy się, że tańczysz z nią, że pokazujesz świat o którym nie miała bladego pojęcia, że pchnąłeś w nią życie. Jak mogłaby cię karcić, nienawidzić…? Czasu się nie cofnie, ale nie rozmyślajmy nad tym co już się wydarzyło. Skupmy się na tym dziwnym, ale jakże pięknym tańcu. Jesteśmy na twojej ziemi Nailah, ale jeśli pozwolisz, następny pokaz odbędzie się u niej. W jej światłości. Zobaczymy czy będziesz potrafił wpasować się w jej rytm, czy również stworzysz swój mały budynek ogarnięty zgliszczami, gdzie światło nie dociera. Tak by mogła ze swojego zamku dostrzec go i zatęsknić za tobą, za twoim światem i powrócić do ciebie, i dalej pielęgnować ogród. Będziecie odwiedzać swoje światy, tak aby wciąż istniało w nich życie. Bo cóż to będzie za życie Światłości bez jej Ciemności i Mroku bez jego Blasku?
Pytanie. Tak oczywiste, przecież już dała na nie odpowiedź. Odpowiedź przez swoje czyny. Tak proste, ale jakże wymowne. Chcesz kolejny??
- Tiara przydziału wie co robi – przekręciła delikatnie głowę. Wciąż utrzymywała bezpieczną odległość. Nie ucieknie. Przecież nie może zakończyć tańca bez ostatniego ukłonu. Byłoby to karygodne i tak… niepodobne do niej. Chcesz żeby tańczyła. Proszę bardzo. Czas na solówkę. Zobacz jak wpasowuje się w twoją muzykę, tak jakby była do niej stworzona. Uważnie wsłuchiwała się w słowa chłopaka, ale tym razem to ona zbliżała się do niego. Po malutku. W zupełnie innym stylu niż Krukon. Z gracją, nie spiesząc się. Myślisz, że strach ulotnił się? Nie, chyba zostanie z nią na zawsze, będzie wiązał się z twoją obecnością. Kilka chwil i znalazła się przed chłopakiem. Kąciki jej ust delikatnie, prawie niezauważalnie drgnęły, gdy wspomniał o dreszczu. Ale co ona robi? Coraz bardziej pcha się w paszcze kocura. Wystawia go na próbę. Podniosła się na palce żeby być bliżej jego czarnych ślepi. Opuszkami palców przejechała po linii jego szczęki, zaczynając od lewego ucha i kończąc na podbródku. Krótka droga, ale również zapragnęła zostawić ślad swoje ciepłej dłoni na jego ciele.
Oszalała? Wy, czytelnicy, zapewne na jej miejscu dawno byście uciekli, nie zbliżalibyście się do tego Demona. No właśnie, tym od was różniła się Liv. Robiła nieprzewidywalne rzeczy kiedy już zrzuciła swoje maski. Dlatego zmuszacie ją by była taka i taka. Boicie się jej reakcji, a co na to Krukon?
Liv opadła miękko na palce, ale nie odsunęła się. Wpatrywała się w jego czarne oczy. Nie mogła nawet stwierdzić, gdzie była granica między tęczówką a źrenicą. Były tego samego koloru. Jego słowa ją trochę zaniepokoiły, ale przecież już wcześniej stwierdziła, że powinna się bać… A czy się boi? Oczywiście, ale balansuje na granicy, ciesząc się tym życiem, które właśnie otrzymała.
- To jest Twoje ciało – również zrobiła przerwę. – A jaki jesteś naprawdę? Kto kryje się tam w środku? – palcem wskazującym delikatnie dźgnęła jego klatkę piersiową. – Jesteś Kotem? A ja jestem Twoją zabawka? – sama zdziwiła się swoją bezpośredniością. –Powinnam już uciekać?
Proszę, stoi przed tobą, zaledwie kilka centymetrów. Co zrobisz? Pamiętaj, że później nie będzie odwrotu. Pamiętaj, że jeśli zrobisz jej za duża krzywdę już nie zaświeci dla ciebie słońce. Utracisz ją. Jesteś na to gotowy?
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Sob Maj 23, 2015 10:03 pm
Pycha - to ta pycha, o której wspomniał Sahir Nailah - ta, która pozwalała ci zwiedzać to Królestwo Pustki - dobrze, że nosiłaś w sobie strach, nigdy o nim nie zapomnij, on w pewnym momencie może cię uratować, kiedy naprawdę dojrzysz, ze nie możesz tak lekko igrać z tą mocą, z jaką igrać poczęłaś - wiesz, jesteś tutaj zaledwie chwilkę, a już składasz obietnice, na które Śmierć nie może zareagować inaczej, niż delikatnie się uśmiechnąć, lecz nie chodziło wyśmianie cię - Śmierć rozumie, Śmierć jest spokojna, Śmierć jest bardzo cierpliwa - przychodzi po wszystkich w odpowiedniej porze, w odpowiednim miejscu, obojętnie, coby sobie czarodzieje w tych głowach nie roili - może wcześniej postraszyć - to taki jej rodzaj zabawy, czasem grzecznie uprzedza, tak jak ciebie już uprzedziła - słyszałaś takie porzekadło, że tylko do trzech razy sztuka? Na pewno słyszałaś, przecież jest takie popularną - no więc mamy ten trzeci raz. Nic ci tutaj nie grozi, z pewnością - mimo wszystko pod ścianami przemykają sylwetki uczniów, nawet jeśli teraz nie jesteś w stanie ich dostrzec, zbyt pochłoniętą silną, przebudzoną w tobie pasją, która odzywała się coraz mocniejszym płomieniem, im więcej tych śmiałych kroków w stronę cieni robiłaś, dlatego też ten, który zwał się Bratem Śmierci nie zrobi ci nic złego - mógł tylko cię mamić, mógł parzyć dotykiem, ale tak naprawdę nie zrobi niczego złego - zastanawiasz się, jakie to jest ustronne miejsce? Takie, gdzie nikt nie pojawi się przypadkiem jak mógł się zjawić tutaj, na środku dziedzińca, gdzie nie będzie żadnych par oczu, które mogłyby zobaczyć, jak wbija w twoją szyję swoje kły - a bardzo chciał to zrobić... tylko nie mógł sobie pozwolić na nieuwagę. Był słaby, był teraz nawet za bardzo słaby - wszystko, co sobą prezentował było grą Pokerzysty, w której nie można było się do końca odnaleźć - w czym ta słabość drzemała, gdzie miała się znajdować, skoro nijak nie dało się jej wyczuć ni w jego spojrzeniu, ni w niezłomnie zimnej, niewzruszonej postawie? Mógłby być jedną z rzeźb, które odłączyły się od fontanny, przeraźliwie realny i namacalny od góry do dołu, nawet jeśli odzwierciedlał Noc i był jej swoistym Władcą, ukochawszy kąpanie się w blasku księżyca, ukochawszy zbieranie hołdu z błyskających gwiazd - jednak nawet tacy, jak on, lubili wschody słońca... albo raczej ten jeden konkretny wampir je polubił dzięki pewnemu niesfornemu Puchonowi, który pokazał mu, że promienie słońca i barwy, jakie ze sobą tworzą, nie muszą parzyć. Ty się już kiedyś poparzyłaś, Liv? Pewnie nie raz - widać to po tobie, wiesz? Te wszystkie blizny, które on badał, po których przejeżdżał palcami, żłobiąc szlaki w twym nagim, obnażonym przez niego ciele - takie piękne, z całą historią nań wyrytą, z mocno bijącym sercem, które mimo przeciwności wrzeszczy do jego uszu, że chce żyć! - chce przynieść do cieni trochę światła, lecz chce też przeżyć i nie będzie bawić się w samobójcę do końca - stawiała jasny, bardzo klarowny dla ciebie warunek: coś za coś. Nie krzywdź, a ja nie stanę się duchem, ulotnym marzeniem, ulotnym wspomnieniem. Lecz wiesz - ludzie mają wspólną cechę: przemijają.
Doszukujesz się zbyt wiele dobra w Złu, którym wypchane były jego żyły i tętnice, doszukujesz się zbyt wiele dbania w całej obojętności, jaka okalała jego sylwetkę - zdecydowanie zbyt wiele, moja droga Liv, w nim nie ma aż tak wiele do odratowywania, jak wiele chciałabyś wyciągnąć, lecz jest pewna cecha, która sprawia, że chętnie podąży twym krokiem - jest to bowiem ciekawość. Czysta ciekawość, która jak na razie nie dawała żadnych gwarancji na to, że Władca Nocy w pewnym momencie nie odwróci się, tracąc te zainteresowanie i podziękuje uprzejmie za zabawę, a potem odejdzie w swoją stronę - nieprzewidywalność, licz się z tym. Niemożliwość przewidzenia przyszłych wydarzeń - twój świat może się bardzo drastycznie zmienić, jesteś aby na pewno na to gotowa? Otwórz więc przejście do twego świata - nie wyjdzie z tobą do światła, ale wybuduje własną norę i będzie stamtąd wszystko obserwował - czasami wyjdzie z tobą nocą do ogrodu, żebyś pokazała mu te pełne zieleni sady, piękne salony... Lecz hej, kochanie, zapominasz, żeś sama ruiną... Tak szybko potrafisz stanąć na nogi? Widzisz ten paradoks? Zupełnie jakby niezachwiana pewność siebie Sahira Nailaha przesiąkała pod twoją skórę i naturalnie udzielała ci się, wzmacniając struktury twego własnego "ja", które nie kryło się pod żadną z masek. Czy może właśnie to maska? A ty bawisz się w doskonałą aktoreczkę? Nie sądzę. Nie widzę w tobie fałszu, przekłamania... i bez tego stałaś się właśnie godną uwagi jednostką.
Uważaj, jakimi kartami zagrywasz - raz zagrasz i nie będzie już potem żadnego odwrotu.
- Tiara przydziału często działa też siłą auto-sugestii. - Czy coś chciał tym zasugerować? Ależ owszem - był to przytyk, było to wypomnienie - wypomnienie jej słabości i tego, jak zazwyczaj się zachowywała, choć teraz tak chętnie i tak łatwo pochylił swoją głowę, jakby miał dotknąć zaraz jej ust swoimi, pozwalając, by dotknęła tych jego, choć gardził bliskością, to w takim stopniu nosiła ona na sobie piętno zmysłowości, jaką można było się bezkarnie bawić - nie w nadmiarze, nie w nadmiarze - była częścią gry między drapieżnikiem i jego ofiarą, który chciał pokazać, że jest ofiarą nie taką znowu drżącą, nie taką łatwą do zdobycia - zupełnie, jakby nowy duch wstąpił w dziewczynę, która nazywała się Liv Mendez i jednym ruchem zmiażdżył cały bajzel, jaki nie pozwalał jej znaleźć samej siebie, po czym cisnął tą niepotrzebną kulką do kosza.
Wyprostowałeś się, uśmiechając jeszcze szerzej, ciągle tak samo enigmatycznie i arogancko zarazem, ze światem owleczonym w nieuleczalny cynizm, który niezmiernie bawił i pozwalał dostarczyć z prostej rozmowy więcej, niżby ktokolwiek inny mógł wyciągnąć - może to dlatego, że wciąż tańczyli na dość niebezpiecznej granicy - ich parkiet zamienił się w krawężnik - po prawej przepaść, po lewej przepaść... więc tylko iść do przodu - gdziekolwiek ten "przód" miałby być i gdziekolwiek miałby mieć swój koniec.
Wirujemy dalej.
Nailah zaśmiał się krótko, ponuro i pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem.
- Masz strasznie dużo pytań, panno Mendez. - Po przymknięciu powiek uchylił jedną, by łypnąć na nią czarnym ślepięciem - i było w tym jakieś zadowolenie posiadania ciekawego rozmówcy, w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu... Los naprawdę potrafił być niezłym żartownisiem. - Choć akurat pytanie o Kota i bycie Myszką w moich pazurach... uznam za retoryczne. - Pozwolił, by jego wargi rozświetlił łagodniejszy uśmiech - masz skłonności do ubierania masek, więc śmiało, ucz się - ucz się, jak być aktorem idealnym - tylko pamiętaj, że koszta są ogromne... musisz zaprzedać duszę, by zyskać tą samą Otchłań, w której nie ma nic - myśleć o tym, że w tej gorącej czekoladzie już nigdy nie znajdzie się to samo ciepło, ten sam strach, ten sam płomień zdecydowania? Nie, to było zbyt smutne i przygnębiające myślenie... Więc nie sprzedawaj samej siebie, Liv. Tylko spróbuj w twoim świecie pełnym światła obrać tą odpowiednią drogę, bo jak widzisz - masz piękne królestwo. Nie potrzebujesz żadnych masek. - Wyjaśnij mi, dlaczego chowasz się niczym najgorszy okaz szczura po kątach, skoro masz światu tak przyjemny płomień Zwierciadeł Dusz do zaoferowania, hmm..? - Pozostawało to dla ciebie niejasne - dokonała się, dosłownie na twych oczach, metamorfoza z poczwarki w cudnego motyla, po którego nawet nie chciałeś sięgać swoimi brudnymi od krwi łapami, żeby nie uczynić mu krzywdy - latający tak wolno, czysty, był o wiele piękniejszy - na tyle, by powstrzymać nawet twoje pragnienie niszczenia... na ten moment. - Nie sądzę, żebyś miała na tyle cierpliwości, by dowiedzieć się, co skryłem w mym Oceanie Tajemnic... Jednak jeśli chcesz, może próbować w nim nurkować... P.S. Uważaj, żeby nie zatonąć. - Mrugnął do niej, czy to tylko przewidzenie, jakaś gra świateł..? Nie, chyba naprawdę puścił jej ten Czarny Kocur oczko, obserwując, co też myszka zacznie robić.
Nie zamierzał trzymać jej siłą.
Och, zobacz, Ptaszyno - Twoja Złota Klatka została otworzona.
Czy ta wolność nie przeraża bardziej, niż zostanie w znajomych czterech ścianach..?
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Nie Maj 24, 2015 4:50 am
Och… Posiadałeś już swój Prywatny Wschód Słońca… I na pewno nie była nim ona. Przepraszam, przecież nie możesz mieć ich dwóch. Chociaż… Może na ten jeden, jedyny raz? Widzisz jak ją omamiłeś, jak okręciłeś wokół palca, wepchnąłeś złudną myśl w jej głowie, gdzie zaczęła się rozwijać, jak rozpaliłeś ten ogień, który wcześniej jedynie się tlił? Dlaczego to zrobiłeś? Wystarczył jedne mocniejszy podmuch i zgasłby…  Teraz coraz bardziej podnosi podbródek. Tak już wcześniej to przewidziałeś. Jesteś świetnym Graczem, najlepszym jakiego spotkała, rewelacyjnie rozgrywasz każdą partię Pokera, ale dobrałeś złą przeciwniczkę. Tak sądzę. Mimo iż w tańcu prezentuje się bardzo dobrze, tak grając z tobą, przy tym małym stoliczku, który stworzyłeś właśnie dla nich, była okropna. Nie potrafiła ukryć swoich emocji, nie miała tak pasującej do ciebie i zarazem nieodłącznej twarzy pokerzysty. Nie musiała pokazywać ci kart, a i tak odgadywałeś prawie każdą. Jednak czasem ci się nie udawało. Wtedy zaskakiwała cie. Budziła twoje zainteresowanie, choć zapewne tylko na chwilę... Czy jednak nie będzie to zgubne? Masz rację… Zapomniała z kim się spotkała, zapomniała, że przecież Śmierć wciąż czuwa przy twoim boku. To przez tą wszechogarniającą ciemność, która pozwala jej lśnić. A może nie świeci tak jasno jak się jej wydaje? Może to tylko w tej ciemności, w której i tak nie ma światła, wydaje się jakby  rozbłysnęła  tysiącami gwiazd, a gdy powróci, nie będzie Światłością, a ponownie nędznym Płomykiem… Albo po prostu tak przyzwyczaiła się do Anioła Śmierci, który trzymał stale rękę na twoim ramieniu, że przestała na niego zwracać uwagę… Jej przeczucia się sprawdziły. Dlatego zawsze cie unikała. Za bardzo pokochała wolność, którą poczuła właśnie przy tobie, a przecież będzie musiała powrócić.
A więc jest bezpieczna. Przynajmniej w tym miejscu. Wciąż tkwiliście przy Fontanie, a przecież jasno już wcześniej stwierdziła, że chce zobaczyć czy powinna się bać. Co powstrzymuje cie, przed zabraniem jej w to ustronne miejsce? Wciąż tańczycie, jednak taniec ponownie stał się ostrzejszy, niebezpieczniejszy. Ale przecież nie zepchniesz ją w tą przepaść, gdzie nie ma już kompletnie nic. Mówisz, że to ciekawość, ale podpaliłeś dla niej wszystko. Pozwoliłeś na  połączenie się nicią, z tą drobniutką, słabą Gryfonką. Jeśli to jedynie zaciekawienie to odejdź, odejdź w tym momencie. Odwróć się i zamknij bramy do swego Królestwa. Zaczynasz wyrywać kwiatki, które dopiero co posadziła. Sahirze, twoja natura… Nie da się jej zmienić. Już taki jesteś. Jednak ona dotrzymuje obietnic, w przeciwieństwie do ciebie. Póki nie zamknąłeś swojego świata przed nią, już biegnie by naprawić to co zdeptałeś swoimi butami.  A mówią, że nie powinno się dbać o to co cie niszczy. Być może przesadnie szuka rzeczy, które można naprawić, które można jeszcze uratować, ale to jej natura. Jej też nie da się zmienić. Zawsze będzie szukała w tobie najlepszego. Spróbuje uratować to co się da, nawet jeśli to będzie to tylko niewielka, prawie niezauważalna cząstka ciebie. Zaprasza cie do swojego świata. Proszę, rozgość się, narób bałaganu. Kiedyś posprząta. Nie zatańczysz do jej muzyki? Nie spojrzysz na deski jej sceny? Nie? Dobrze… A więc będziecie tańczyć tylko pod twoim niebem, ale zajrzyj czasem do niej. Wyszepcz jej imię, zawołaj… Pomóż kolejny raz zerwać maski.
- Masz rację – odsunęła się od niego, jakby obecność tak bliska nagle stała się uciążliwa. Wyrywasz jej sekrety, ale już nie robisz tego jedynie poprzez spojrzenie w oczy. Teraz robisz to na głos. Tego boi się jeszcze bardziej niż utonięcia w Mroku. Widzisz jak się wycofuje, jak wcześniej tak pozornie odważna, ponownie chowa się za swoimi murami. – Miałam wybór… Mogłam znaleźć się w Twoim domu – odpowiedziała, i o zgrozo, głos kolejny raz zaczął jej drżeć. Sahirze gdzie zmierzasz…? Brniesz za daleko. Wyciągasz sprawy, o których nikt nie powinien wiedzieć. Czyli nie jest aż taką dobrą aktorką skoro nie potrafiła okłamać ciebie. Masz racje, niszczysz ją. Robisz to tak, jakbyś miał zaplanowany dokładnie cały misterny plan, ale przecież to niemożliwe. Nie możesz przewidzieć wszystkiego. To ta twoja cholerna twarz Pokerzysty, ten twój pieprzony uśmieszek… Wydaje się przez to, że wiesz wszystko, a wiesz tak naprawdę niewiele. Jaką przewagę masz dzięki temu nad innymi. Nad nią. Idealnie wybrano ciebie, nadano miano Anioła Zagłady. Zobacz, na pewno to dostrzegasz, do czego ją popychasz, jak zmienia się przy tobie, jak szybko przechodzi z jednej emocji w druga.
- Dużo pytań, a żadnej odpowiedzi – ucieka wzrokiem przed twoim spojrzeniem. Dobrze wie do czego zmierzasz. Nie ma odwrotu. Czujesz jak serce zaczyna jej łomotać, jak krew zaczyna przyśpieszać bieg w jej żyłach…? Zbyt naga. I ten brak czasu na nasunięcie kolejnej maski. Rozgryzł cie Mendez. Musisz się z tym zmierzyć. Już nie ma sensu udawać, zgrywać kogoś kim nie jesteś.
- Dlaczego miałabym ci wyjaśniać? – próba odbicia piłeczki. Znowu… Tym razem jakże nieudana. Krótkie spojrzenie w jego czarne ślepia. Przez tą chwile mógłeś zobaczyć już w nich jedynie strach. Paniczny. Dopiąłeś swego. Gratulacje. Brunetka odwróciła się od chłopaka. Zacisnęła mocno powieki, jak i swoje dłonie w małe piąstki. Nie… Nie chciała się bić. Chciała fizycznie stłamsić te uczucie, które w niekontrolowany już sposób ogarniało każdą cząsteczkę jej ciała. Centymetr po centymetrze.
- Żeby uważać na takich jak ty… - wyszeptała. Nie była pewna czy usłyszał jej słowa, ale nie była w stanie powiedzieć ich głośniej. – Promień…? Proszę Cię… Ale przez to jestem słaba i jakże łatwo mnie złamać – spróbowała jeszcze raz, ale wciąż stała plecami do chłopaka.  – Taka jestem. W tym momencie widzisz każdą moją słabość, znasz moje słabe punkty, tak łatwo możesz mnie zranić – jej ramiona opadły, jakby cały czas utrzymywała spięte mięśnie. Poddała się. Wypowiadała słowa, które od zawsze krążyły jedynie po jej głowie, których nikt nie miał prawa usłyszeć. Odwróciła się do Krukona. – Nie potrafię przyjąć twarzy pokerzysty, więc chowam się po kątach – rozłożyła dłonie, jakby chciała pokazać, że nic nie da się z tym zrobić. Wszystko nagle stało się takie ciężkie, takie uciążliwe. Spuściła głowę. Oczekiwała na salwę śmiechu ze strony Czarnookiego. Jeszcze chwila… Raz…
Dwa…
Trzy…
No już…
- Skoro tak uważasz… - spojrzała na niego. Wcześniej stała jak jakiś głaz, nieruchomo, teraz jakby nie mogła ustać w jednym miejscu. – Nawet jeśli zatonę, świat zbyt wiele nie straci – wzruszyła ramionami z powagą wypowiadając te słowa. – Nie pociągnę cię za sobą… - puścił do niej oczko? Czy on w ogóle potrafi robić takie rzeczy? Czy było to jedynie złudzenie?
Czyżby dopiero teraz zaczynała się prawdziwa zabawa? Mocno chwyciła rękę Brata Śmierci. Prowadź… Nawet jeśli to będzie jej koniec.


Ostatnio zmieniony przez Liv Mendez dnia Nie Maj 24, 2015 7:52 am, w całości zmieniany 1 raz
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Nie Maj 24, 2015 5:48 am
Do tego zostają stworzone Upadłe Anioły, które nie zdołały utrzymać się w chmurach - do mącenia... Widzisz, jak zaburza coraz bardziej tą taflę wody, w której próbujesz się przejrzeć i zrozumieć coś - cokolwiek, czy to świat, który czeka po drugiej stronie, czy to samą siebie, czy wreszcie Jego samego - jesteś Aniołem Wschodu Słońca, nigdy nie powiem, że nie, nigdy nie powiem, że nie lśnisz dostatecznie mocno - w jego oczach jesteś piękna... Inaczej myślisz, że stałby tutaj..? I mącił tą wodę - specjalnie dla Ciebie, żebyś wytężała swój umysł, żebyś była zmuszona ściągać kolejne maski, jedna za jedną, które tylko dodawały ci tej brzydoty - nawet jeśli obnaża jesteś bezbronna, to czego tu się bać? Upadłego? Och, on może ci zrobić krzywdę nawet wtedy, kiedy przyodziewasz się w wymyślne szaty - nie bój się.
Nie bój się, Aniele.
Myślę, że obydwoje wiedzieli, że byli ze sobą połączeni silną linią życia, dlatego oboje mijali się na korytarzach, udając, że nie istnieją - i myślę, że obydwoje zrozumieli to bardzo dokładnie, kiedy tutaj, w ten słoneczny dzień, spotkali się przy fontannie, okoleni jej miękkim pluskaniem wody, że Przeznaczenie by im tego spotkania nie odpuściło. Byli sobie przeznaczeni - tylko do czego i w jaki sposób mieli zacząć siebie wykorzystywać? - to było ich zadanie, by się tego dowiedzieć... lub spróbować przeciąć nożycami pożyczonymi od samej Mojry łączące ich wstążki - co zrobić prościej, do czego mocniej ciągnie serce i która wolność jest tą prawdziwą - nie pytam o to Sahira, on znajduje się poza zasięgiem prawideł pojmowania wolności i wielkiego słowa "serce" - pytam o to Ciebie, Liv, Aniele Wschodzącego Słońca, która stoisz tu, naga, a jednak nie zawstydzona - ciągną cię do przodu twoje zgrabne, długie nogi i dobra ręka mącącego przestrzeń i czas Upadłego odsuwa wszystkie kamyczki - widzisz, jak znowu mąci? To takie podchody, swoista partyzantka, o wiele skuteczniejsza od posiadania całej armii za swymi plecami, bo wiesz, jeśli przyrównalibyśmy świat do szachownicy, a ludzi do pionku, to On byłby Wiatrem. A Ty? Jaki kształt byś przyjęła? Byłabyś skoczkiem, pionem, czy może wieżą..? Przed chwilą było deptanie kwiatków, przed chwilą wyrywanie kwiatów z ziemi i wracanie do swej Nicości, by trzasnąć wrotami, niemal jak urażone dziecko - to dość zabawne... a teraz znów się pojawił, nie wiadomo skąd, kiedy wyczuł twoje wycofanie, twoją słabość, by podać ci dłoń, złapać cię, kiedy te smukłe, zdrowe nogi odczuły słabość - sądzisz, że zostawiłby cię w tym Królestwie Zguby, skoro przyprowadził Cię tutaj..? Ciekawość - pierwszy stopień do Piekła - czy rozumiesz już to powiedzenie? Nabiera ono zupełnie nowego wymiaru, prawda? Huh - już drugi raz wykładam mądre, ludowe przysłowie - jak widać nie trzeba daleko szukać, by coś znaleźć, prawda, Liv..? A Ty naprawdę jesteś szalona, że nadal się zatracasz, że nadal tutaj jesteś, a nie uciekasz...
Twoje światło jest piękne.
Twój Ogród jest piękny.
Spójrz - nie zadeptał tego jednego kwiatu, który zasadziłaś - spójrz, wyciąga ten kwiat do Ciebie - bezpieczny, w donicy, jeszcze silniejszy, niż był wcześniej, a jednak nadal tak samo delikatny, gotowy złamać się pod najmniejszym dotykiem palców Śmierci... Podtrzymaj go - w twoich ramionach będzie się prezentował jeszcze lepiej, jeśli tylko obdarzysz tą roślinę łaską siły...
O takich ludziach jak Ty, Liv, nie da się zapomnieć.
Uśmiech... no właśnie, ten uśmiech - taki arogancki i pełen zadowolenia, kiedy przyznałaś mu rację - wszystko można u człowieka zauważyć, wystarczy się dobrze przyjrzeć... Uważasz, że nie jesteś godnym przeciwnikiem, lecz gra nie zawsze jest dobra, kiedy z kimś intensywnie się rywalizuje. Szczerze? Nailah dość miał już walczenia, potyczek z tymi, którzy byli w stanie odciąć mu łeb - byłaś więc jak ten Wschód, ja świeża, Morska Bryza, niczym nimfa, która wynurza się z odmętów tych czarnych wód, nowonarodzona, a jednak już dotknięta bólem świata, który jej nie zaakceptował i nie rozumiał, choć niczemu nie zawiniła - przecież... on nie wymuszał na tobie żadnej stawki. Czy może to też przegapiłaś, kiedy tak zwinnymi palcami przeczesywał dłoni i odwracał twą uwagę od stołu, byś nie mogła się skupić na grze, na tym, co się dzieje - emocje miały cię rozsadzać, niszczyć... a wiesz, co przyjdzie po wybuchu? Nie wiesz, on... chyba też tego nie wie. Ale każdy potrzebuje czasami swoistego khatarsis, zwłaszcza, jeśli nazbierane uczucia w pudełeczku opatrzonym napisem: nie dotykać, stawało się niebezpiecznie napchane... Jak mówiłem: chyba jednak próżno dopatrywać się w tym jakiegoś większego celu, to nadal była dla niego przyjemność z zabawy - bo tak, dla niego to była zabawa, choć ty cierpiałaś... Przecież od początku jednak wiedziałaś, że to jest akurat obowiązkowe wpisowe go tego Pokera. Widział ktoś grę bez wpisowego..?
O coś się jednak toczy ta gra, choć nie ma stawek przy kolejnych rozegraniach kartami - a stawką, zdaje się, byłaś sama ty, Liv. Twoja dusza.
- Słaba jesteś przez te żałosne maski, którymi panicznie próbujesz się bronić. - Tak, kolejne mocne wytknięcie, udowodnienie tego, jak bardzo żałosna jesteś w jego oczach, głośne wypowiedzenie twojej sromotnej porażki, którą poniosłaś, stając z nim w szranki - faktycznie, ktoś na pewno kiedyś powiedział, choćby rodzice winni byli to zrobić, że nie wolno karmić bestii, która nas niszczy - lecz ludzie tak ukochali sobie auto-destrukcję..! Wszak jest ona tak słodką rzeczą, że żaden z nas czasami nie może się jej oprzeć... Tak i destrukcja nie może się oprzeć, by czasem samej po ludzkość sięgać, obojętnie, jaką przyjęłaby postać, zawsze dąży do tego samego... - Wyszła ci jakaś marna próba samo-usprawiedliwienia. - Nie poruszył się z miejsca, ciągle w tej samej pozycji, ciągle z tą samą mimiką, podczas gdy ty zaczynałaś się kulić w sobie - a On był tego świadkiem.
Jesteś Moim Bogiem.
Jesteś Moją Religią.
Wzywam Cię na świadka Mojego upadku.
- Próby uchronienia się przed takimi jak ja? Po pierwsze: nie ma drugiego takiego jak ja. - Wysunął kąciki warg w górę mocniej, przymykając powieki - ale ta zmiana tylko na drobną chwilę, nim powieki uniósł, wbijając otchłań w jej potylicę. - A po drugie: bardzo mnie irytują takie szczurki, które mając potencjał prowadzą się na drogę zniszczenia. - Kryła się w tym zdaniu resztka człowieczeństwa, która aktualnie przeważała ponad tą naturą bestii, która kazała niszczyć wszystko na swej drodze: ta natura nadal pozostawała bardzo niestabilną i nie pozwalała na niebanie się jej, ale w przeciwieństwie do tej drugiej - budowała.
Tak to działało - świat nas łamie, a potem twardniejemy w wybranych miejscach.
Złamania naprawiają się i dokładają dodatkową, ochronną warstwę, chociaż zdaje nam się, że wszystko jest takie samo, jakim było przed złamaniem.
- Musisz być ślepa, żeby nie widzieć, że ten Promień przykryłby wszystko, gdybyś nie próbowała go tak uparcie stłamsić. - Widzisz, na jakie tory cię doprowadził? Chciałaś odkrywać Jego Królestwo... tymczasem nie dowiedziałaś się niczego i wszystko skupiało się na Tobie - od samego początku tak było. Twoje Królestwo, to cudne, bajeczne królestwo - w nim jeszcze warto było siać nowe kwiaty, w nim warto było budować - skup się może na tym, miast zapraszać w te mury bestię, która wszystko zrówna z ziemią, hmm..? Czy jednak aż tak zakochałaś się w auto-destrukcji..?
I nie było żadnego śmiechu...
Dopóki nie powiedziała, że nie pociągnie go za sobą.
Wtedy się roześmiał - nawet tak szczerze, a miał zadziwiająco czysty śmiech, zadziwiająco łagodny, który chyba powinien kompletnie nie pasować do jego osoby, chociaż, co ja tam wiem..? Zakaszlał i złapał się delikatnie w pasie, pochylając do przodu z wesołym uśmiechem, choć śmiech ten nie trwał wcale długo.
- Oooch, teraś mnie poważnie rozbawiła, Aniołku. - Wyprostował się i głęboko wciągnął powietrze nosem, by następnie odetchnąć. - Ja rozumiem, że możesz być pewna siebie, ale żeby aż tak, by zapewniać mnie o nie-tonięciu..? - Zapytał z rozbawieniem i podszedł do niej... by położyć dłoń na czubku jej głowy i poczochrać ją lekko, niczym starszy brat swoją siostrę. - Zgoda, będę pilnował, żebyś za dużo się wody nie nałykała, skoro nie ma nikogo innego, kto by cię wyłowił, Panno-Samobójczyni.
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Pon Maj 25, 2015 5:31 pm
Działasz na nią. To takie widoczne. Jesteś jak Składnik niezbędny do powstania właściwej formy Eliksiru. Widzę, że bardzo chętnie wskoczyłeś do kociołka, który jest jej życiem, aby zobaczyć co z tego powstanie. Ciekawość, jak już wspomniałeś... Lubisz Piekło, skoro schodzisz pomalutku w dół ciągnąć ją za sobą?  Mącisz tą wodę, która przybrała barwę czarną, tak jak twoje oczy. Powiedz mi tylko, czy aby na pewno ten eliksir jest dobry? Czy może przypadkiem nie stworzyliście nowej mikstury do zabijania. Przecież widzisz jak bardzo auto-destrucyjna jest Liv, a  ty jesteś Bratem Śmierci... Czy w ogóle możliwe jest żeby powstało coś dobrego z połączenia waszych istnień? Cóż, może spróbujecie stworzyć możliwe z niemożliwego… Gdyż w tej czerni jest tyle piękna.  Twoja Ciemność, twoja Mrok, jest tak niebezpieczny, ale jakże piękny. Kryje się w tym ogromny urok, dlatego brunetka nie uciekała, nie potrafiła odejść, pozostawić cie samego przy tej fontannie. Jesteś początkiem jej nowego Życia. Jesteś cudownym Unikatem, choć uważasz, że nie ma w tobie aż tyle dobra. Nie musisz być dobry aby być piękny. Twoja Otchłań jest podniecająca, sprawia, że całe jej ciało drży, jak i tak już to zauważyłeś.
Podpaliłeś wszystko na jej żądanie. Sama tego chciała. Spełniłeś tą jedną małą prośbę. Spaliłeś wszystkie mury, wszystkie zaułki, w których mogła się schować. Również o dziwo dotrzymałeś swojej obietnicy. Twój ogień jej nie dotknął. Uważnie ominąłeś jej nagie ciało. Została jedynie pustka, a w ogół niej unosiły się małe paprochy jej świata. A ty…? Ty stałeś w oddali, z tym twoim uśmiechem i wszystkiemu się przyglądałeś, czekając na odpowiedni moment by zacząć ponownie wasz taniec. Niech tylko jej wzrok przyzwyczai się do tej wolnej przestrzeni, gdzie nie znajdowały się żadne przedmioty. Spaliłeś nawet jej maski, które tak zgrabnie zdarłeś z jej twarzy, chociaż nie bezboleśnie. Wyzwoliłeś w niej emocje, które tak skrzętnie skrywała… I wiesz co? Sama zapłonęła. Spalała się. Nastąpił wybuch, ale może to dobrze… Powstanie jak Fenix z popiołu, może nie piękna od razu, ale będzie silniejsza, i płatki jej korony będą jeszcze barwniejsze. Nacieszysz nimi oko. Nie będą cię razić, ale głębia ich koloru być może na chwile cię pochłonie, zainteresuje jeszcze bardziej. Chyba jednak potraficie uczynić coś z niemożliwego. Ona już wie czemu twoje życie zostało z nią połączone. Choć jak na razie nie chce przyjąć tego do wiadomości. Po prostu się tego boi. Musisz być jej Upadłym Aniołem, który będzie za każdym razem wyrywał z niej te wszystkie maski, będziesz podpalał wszystkie nowe mury, które postawi, aby zakryć się, uciec, schować. Przecież dla ciebie to też będzie świetna zabawa… Tak, chyba dlatego Los postawił właśnie ciebie na drodze Liv. W takim razie pozostało nam odgadnąć, do czego potrzebna jest ci ona. Zastanów się dobrze… Uwierz, jest gotowa zrobić prawie wszystko. Chociaż, sam to widzisz…
Bardzo dobrze odciągałeś jej uwagę od tych kart, które trzymała w swoich słabych, smukłych dłoniach. Ale Aniele Nocy, czy wiedziałeś, że ona nigdy nie grała w Pokera, że nie wie z czym się wiąże, że nie zna jego zasad? Liv na ślepo rzuca przypadkowymi kartami, które właśnie otrzymała. Mając nadzieję, że któraś będzie właśnie tą zwycięską. W tej grze cie nie zmiażdży. Możesz jedynie przybierać uśmiech Pokerzysty i pozwalać dalej naginać zasady tej gry, które były dla niej tak niezrozumiała. Jednak zasadę o wpisowym doskonale znała… I powoli przeczuwała czym była wygrana. Chcesz całkowicie posiąść jej dusze, skoro i tak posiadasz już kawałek, który sam wyrwałeś za jej niemym pozwolenie?. Przecież nie broniła się… Czy może pozwolisz jej wygrać? Aby kolejny raz zaprosić ją do gry, która sprawia ci tyle przyjemności.
- Co Ty możesz o mnie wiedzieć – podniosła o jeden ton swój głos, aby po chwili powrócić do naturalnego dźwięku. – Nie usprawiedliwiam się – widzisz jak unika twojego wzroku? Kłamie i boi się, że zostanie przyłapana. – Chyba nie potrzebnie zaczynamy ten temat – odrzekła. W jej głowie powtarzała jedną myśl jak mantrę ‘Przyznaj rację i zapomnijmy o tym, przyznaj rację i zapomnijmy o tym’. Chyba musiała być głupia skoro myślała, że to się uda. Nie chcesz jeszcze rezygnować z tej zabawy, co nie?
Założyła za ucho kosmyk, który niesfornie opadał jej na twarz. Normalnie w ogóle by jej to nie przeszkadzało, ale teraz każdy dotyk, nawet nie Twój, a jej sam, był tak strasznie bolesny. Jakby źle czuła się w swoim ciele, jakby to nie było jej ciało. Czy aż tak bardzo podporządkowała siebie pod swoje maski, że teraz niemożliwym wydawało się powrócić do swojego prawdziwego ja? Czy może to jedynie kwestia przyzwyczajenia?
- Jasne – dlaczego koleiny raz przyznawała mu racje? Nie spierała się? Bo i po co… Skoro tak właśnie było. – Nie ma nikogo identycznego jak Ty, ale mówiłam o ogóle. O ludziach... – ściszyła swój głos. Był prawie niedosłyszalny. – ...takich jak ty, którzy wzbudzają strach – miała nadzieję, że nie usłyszysz końcówki, że sam sobie dopowiesz resztę.
Wzięła głęboki oddech, ze świstem wypuściła powietrze, które ciążyło w jej płucach. Zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu. ‘Uspokój się! Uspokój!’. Nie mogła przeciągać ciszy w nieskończoność. Kolejny raz musiała się z tobą zmierzysz. Otworzyła oczy i spojrzała na ciebie. Wciąż ją obserwowałeś, ale ona jakby wcześniej nie była w stanie znieść  kolejnego razu, gdy wasze spojrzenia połączyłyby się w ten dziwny sposób. Teraz musiała, jeśli chciała być wiarygodna musiała to uczynić. Tak też i zrobiła.
- Skąd możesz mieć pewność co do mojego, jak to powiedziałeś…? A.. no… Płomienia. Pierwszy raz ze mną rozmawiasz i uważasz mnie za osobę żałosną i bezmózgową. Nie wymyślaj na poczekaniu takich tekstów. Nie musisz mnie pocieszać – widzisz jak rzuca w twoim kierunku małe kamyczki, które nie zabrałeś spod jej stóp? Zapewne nawet nie czujesz ich uderzeń, ale tylko to jej pozostało do obrony przed jej nagością, przed tobą, który nie pozostawiasz na niej suchej nitki, chcąc by w końcu się otworzyła. Nawet przed takim Demonem, jakim jesteś ty.  – Powiedz mi, dlaczego przejmuje cie taka osoba jak ja? I nie mów mi, że chodzi o mój potencjał… Myślałam, że masz wszystkich i wszystko w dupie, że pragniesz jedynie, aby wszyscy się odczepili i dali ci spokój – kamyczki się kończą, zbyt dobrze wyczyściłeś jej drogę.
I ten nagły śmiech wywołany jej słowami, które były przecież tak poważne. O dziwo nie sprawił jej bólu. Był inny, taki łagodny, taki ciepły. Uspokoił ją na jedną krótką chwilę… Poczuła się jakby przed nią stał właśnie jej starszy brat. I to zdrobnienie ‘Aniołku’ użyte jakby do dziecka pięcioletniego.
- Myślałam, że za dobrze się znasz żebyś mógł utonąć sam w swoim Mroku – wyszeptała gdy zacząłeś się do niej zbliżać. Wcześniej, twój dotyk taki zmysłowy, przyprawiający o dreszcz, magnetyzujący, nie pozwalający się poruszać zmienił się w dotyk tak zabawny, żartobliwy, ale jakże irytujący. Nie podobał jej się, ani trochę. Odsunęła się i podeszła bliżej fontanny, skupiając swój wzrok na własnym odbiciu w wodzie.
- Skoro już tą kwestię omówiliśmy, może pora się zanurzyć? – wiatr rozwiał włosy Liv, odsłaniając jej twarz, na której zagościł spokój. Nailah, sprawdźmy dlaczego twoja siostra, Śmierć, podarowała ci taki prezent…
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Wto Maj 26, 2015 3:42 pm
Piekło..? Jestem jego honorowym mieszkańcem... Piekło potrafi być piękne na swój sposób, wiesz? Oczywiście, że wiesz, przecież sama mówisz, że podoba ci się mrok, że widzisz tutaj coś fascynującego, że we mnie - Istocie Upadłej, Istocie Zniszczonej, dostrzegasz to, czego ja nigdy nie dojrzę - co dzień rano powinienem chyba spojrzeć w lustro i choćby przejechać palcami po włosach, upewnić się, że mundurek szkolny dobrze leży - nic takiego nie miało miejsca, nie zaryzykuję spotykania się sam na sam ze sobą, nie jestem tak szalony, jak Ty, na to wychodzi - wolę trwać w Nocy i pozwalać, by otulała mnie ramionami, okrywała swoim płaszczem, zza którego nie można było dostrzec blasku dnia - bezpieczeństwo przede wszystkim, heh, chyba każdy z nas chce je odczuwać... Tyle że ja pragnę namiętności - tej namiętności płynącej z wrzenia krwi, a to wrzenie zapewnia tylko i wyłącznie woń strachu u kłębiącej się pod stopami ofiary... Co w tym takiego... pięknego? Wolę spoglądać na idylliczny promień Wschodzącego Słońca, mój Mały Aniołku, który stoisz przede mną - w Tobie jest prawdziwa magia, ach, taka cudowna, że gdybym tylko mógł wycisnąć ci ją przez gardło i zamknąć w magicznej szkatułce, nie wahałbym się nawet przez chwilę - zacisnąłbym palce na twojej szyi i obserwował, jak gaśnie piękny blask w twoich oczach... właśnie - te oczy... może nie tak trudnym byłoby zatopienie je w bursztynie i zachowanie pięknej barwy gorącej czekolady przy sobie, która już na zawsze pozostałaby zimna? Nie, gorąca czekolada nie smakuje tak dobrze, kiedy wystygnie, a twoje kruche ciało nie może jeszcze trafić do trumny - musisz mi przynieść jeszcze więcej dogłębnych namiętności, więcej zabawy, która rozerwie moją codzienność - gdybyś wiedziała, co czai się w moich myślach, och, gdybyś wiedziała..! Wtedy pewnie nie byłoby dla Ciebie takim zdziwieniem, że gdy sprezentowałaś mi kociołek, w którym warzyłaś miksturę, której ostatnim składnikiem miałem być Ja - wskoczyłem tam bez żadnego zastanowienia, z tym samym uśmieszkiem, tak samo zadowolony, wiedząc, że nie utonę, że nie masz w sobie siły, która mogłaby mnie spalić... Co tak naprawdę masz? Co w sobie masz oprócz tej niewinności? Zadałem sobie to pytanie i drażniącym okazał się brak odpowiedzi - okazuje się, że pod kurtyną strachu i szczurzej, nędznej skóry jest naprawdę wiele enigmatycznych, ślicznych wartości, które trzeba bardzo ostrożnie dotykać, żeby nie uległy połamaniu - nie ukrywam, tańczę na granicy własnego opanowania, by ich nie uszkodzić - i nie ukrywam, że nie chcę ich uszkadzać, ponieważ to ta ciekawość pcha mnie naprzód w tym Piekle, po którym cię oprowadzam - ciekawość tego, jak będziesz się zbroić z każdym naszym spotkaniem i o jaki gram mądrości będziesz bogatsza.
Unosisz jedną brew w lekkim zdziwieniu i nawet powstrzymałeś się przed pobłażliwością, kiedy odwróciła wzrok - ohoho, proszę bardzo, lekko rozjuszona Lwica, lekko poddenerwowana Lwica... Urocze kociątko, nie Lwica, którego jednak nie zamierzałeś żałować i głaskać po główce, mówiąc, jak to bardzo ci przykro, że przeżyła w życiu trudne chwile i że nie ma osoby, która zaakceptowałaby ją taką, jaka jest naprawdę, która pomogłaby jej pozbyć się tych domen, które uważała, że chronią ją przed "takimi jak on - tymi, którzy wzbudzają strach" - jakież to było obłędne myślenie... toć właśnie szczury najwięcej uwagi przyciągały, drapieżnik z daleka wyczuwa słabość swej ofiary i kiedy wybornie się nudzi, kończy się tak, jak ta rozmowa - niewinną igraszką Czarnego Kota z Białą Myszką, który pacał ją łapą i nawet nie uzbrajał jej w pazury, bo wiedział, że jeśli naciśnie zbyt mocno, może ją połamać nawet i bez nich - co dopiero by było, gdyby je jednak wysunął... Nic jednak zgodnie z jej wolą nie dodałeś do tego tematu - och, wystarczyło jedno spojrzenie, by widzieć, że fałszuje - chociaż, co tak naprawdę mogłeś o niej wiedzieć? Nic o niej nie wiedziałeś - niezaprzeczalny fakt - wszystko, co wyciągałeś, wyciągałeś z jej Zwierciadeł Duszy, które były niczym otworzona księga jej życia i osobowości - skoro więc była otworzona, to niby dlaczego miałbyś do niej nie zerkać? Opierałeś się na założeniach, jak zawsze, na doświadczeniu obcowania z istotami wokół siebie, a worek ten, bagaż niesiony na plecach, był pełen magii i niezwykle ciężki - służył jednak bardzo dobrze - wiecie, coś na zasadzie: niczego nie żałuję... - przynajmniej jeśli mówimy tylko i wyłącznie o tym worku - bo biblioteka, którą był umysł Nailaha, wielopiętrowa i zapomniana, bogata była w półki, na których zawartość najbezpieczniej było nawet nie zerkać...
Gdyby nie był wampirem, na pewno by nie dosłyszał tego cichego szeptu, pomruku, który z siebie wydobyła, mówiąc bardziej do samej siebie - stety czy niestety tym wampirem był - i kolejna rzecz, która dodała parę punktów do obrazu jej osobowości - poświęcił Liv Mendez spory regał, który oświetlił blaskiem świecy i przy którym to regale układał właśnie na stoliku puzzle - był zachwycony obrazem, który mu powstawał - zachwycony i czasami skonsternowany, kiedy dochodził jakiś kawałek, który zmieniał nieco rzut na całość, pozwalając się mu zaskoczyć - huh, chociaż "pozwalanie sobie" niewiele miało z całością wspólnego, jeśli miałbym być szczery... to Liv NIE POZWALAŁA popaść ci w rutynę. Wspaniała. Zjawiskowa..!
- Mówię to, co widzę. - Wampir skrzywił się niezadowolony, oj baaardzo niezadowolony - jego spojrzenie znowu stwardniało, znów na włam wkraczało do jestestwa, by siać w nim spustoszenie - oskarżać, jego, o wymyślanie na poczekanie rzeczy, które miały tylko zapewnić komfort..? Hahaha, nie, nie, nieee, nie ma tak dobrze - chyba ciągle nie bierzesz poprawki, że on nie stoi po tej "dobrej stronie", której zależałoby na tym, żebyś czuła się jak najlepiej - taaak, owszem, pokazywał jej w krzywym zwierciadle, jak wygląda jej jestestwo, bo kiedy się zmieniała, bo kiedy brała do siebie fakty i próbowała wziąć na nie poprawkę, doszukując się błędu w swoich dotychczasowych obliczeniach, stawała się jeszcze ciekawsza - było to niczym hodowanie sobie Białej Myszki, by stała się silniejsza - kiedy stanie się silniejsza, można będzie też coraz mocniej pacać ją łapą i zacząć nawet drażnić pazurami... Oj, a teraz te pazurki się wysunęły, kiedy myszka spróbowała zębami złapać jego miękki opuszek - może i rzucane kamyki były malutkie, ale któż to widział rzucać we właściciela włości czymkolwiek..? - Ohohoho, jaka groźna pannica, patrzcie ją... - Chcesz szczerość? Proszę bardzo - ciągle ją masz... Choć twa auto-destrukcja pcha do tego, by była to szczerość o bardzo negatywnym wydźwięku, lecz nie ma sprawy: nasz klient, nasz pan... Skoro już spalił dla Ciebie świat, może też podsunąć płomień, by oparzyć Ciebie, jeśli bardzo tego chcesz... - Nie psuj lepiej mojego nastroju swoim żałosnym emo-pierdoleniem o swojej bezużyteczności, bo zbiera mi się na wymioty. - Wreszcie opuścił spojrzenie z twojej sylwetki i poruszył palcami w kieszeni spodni, żeby wyciągnąć zeń paczkę papierosów, w którą wsuniętą miał mugolską zapalniczkę - lekko wstrząsnął paczką i wysunął jednego peta, by wyciągnąć go i wsunąć między wargi, odpalając, by skierować otchłań na uczniów przesuwających się gdzieś obok, pod murami, z dala od fontanny - i nadal byliście tylko Ty i Ona... Tak, zostań tutaj - jesteś jak ta prześliczna Nimfa, która zrasza zwiędły ogród, po którym nie ma już śladu - tylko ten cholerny popiół... Ale choć jesteś tak blisko, nadal niczego nie jestem pewien - kim jesteś, skąd się tutaj wzięłaś, dlaczego tak mocno do siebie przyciągasz, jakbyś posiadała od samego początku jeden z maleńkich fragmentów mojej duszy dawno rozerwanej i rzuconej na wiatr...
- Jesteś ciekawa. - Zaciągnął się dymem papierosowym, stojąc do niej bokiem. - Kiedy nie włóczysz się jak zbity kundel pośród cieni korytarza, stojąc tu i teraz - jesteś bardzo ciekawa... a ja bardzo lubię ciekawych rozmówców. - Ta dziwaczna, dość zjebana, przyznam szczerze, systematyka, w której, w logice Nailaha był pusty, szary tłum, bardzo nudny szary tłum, na który starał się nie zwracać uwagi, potem byli... nadludzie - nie wiem, jak inaczej to określić - ludzie, którzy mieli swoje wyraźne, jasne barwy, którzy meli swój charakter, swoje konkretne myśli - i takim "nadczłowiekiem" była właśnie Liv. Nimfa. - Gdy długo spoglądamy w Otchłań, Otchłań spogląda również w Nas. Ten więc, który walczy z Potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się Potworem. - Więc, dlaczego przejmuje Cię taka osoba, jak Ona? Dlaczego wydawało się jej, że nie możesz zatonąć w Mroku? Znasz ten Mrok zapewne najlepiej ze wszystkich w tej szkole, ale nawet Ty nie możesz wchodzić w niego zbyt głęboko - nie można ufać temu, czego się nie widzi i nie wyczuwa żadnymi zmysłami, a ta kłębiąca się czerń właśnie taka była - niemożliwa do uchwycenia, za to z dziecinną łatwością łapała nas samych - tylko głupiec by to zignorował - i dlatego to głupcy tak często się w nie zatracali i już nigdy nie mogli zawrócić - heh, dla Ciebie też było za późno, by mówić o jakimkolwiek "wracaniu" - wracać nie chciałeś, stałeś się Potworem i odczuwałeś słodki smak Zwycięstwa - wszak człowieczeństwo jest czymś, co winno zostać pokonanym - nie było świetniejszego filozofa od Nietschego... Oby ziemia mu lekką była - choć patrząc na Mrok jego umysłu - zapewne nie będzie.
Wiatr... wiatr, który przywiódł ze sobą cudowny zapach białych kwiatów, a może bzu..? Kwiatów tak delikatnych, że nie mogłeś się oprzeć, by znów nie zwrócić na Liv ponurego spojrzenia podkrążonych oczu, nawiązując z nią kontakt wzrokowy - dobrze, dobrze, przyznam, że ta Biała Mysz potrafiła równie łatwo, jak sprowokować Czarnego Kota do wyciągnięcia pazurów, tak i do ich schowania - więc Kocur położył łeb, położył łapy i wpatrywał się w swoją Zabaweczkę, jakby gotów był ułożyć się w jej towarzystwie do snu, tak bezczelnie pewien, że ta nie przegryzie mu tętnicy, choć już tego, czy nie capnie go w nos wcale nie był takie pewien... ale przecież cieplej było, kiedy spało się razem, ciało przy ciele, prawda?
- Ktoś, kto nie zna samego siebie, chciałby zanurzyć się w Otchłani? - Wygiąłeś jeden kącik warg w cynicznym uśmieszku. - Doprawdy, ciągle się zastanawiam, czy to głupota, czy jednak odwaga wypełnia te żyły... - Coraz bardziej ci się podobała wraz z każdą następną mijającą chwilą, wraz z każdym następnym zdaniem... Może i to prawda, że chciałaś tonąć, chciałaś spożyć ten Przeklęty Eliksir - ale przy tym nie byłaś głupia. Oj nieee, byłaś inteligentna...
Gra o duszę Nimfy - to musiała być ciężka gra... ale Fortuna ci dopisywała, Liv - te karty wyrzucane ze swojej talii były naprawdę dobre.
- Zgoda. - Och, proszę bardzo, jaki obłaskawiony Władca Nocy..! - Odpowiem na jedno twoje pytanie całkowicie szczerze i bez żadnych manipulatorskich sztuczek. - Wystawił palec. - Tylko jedno pytanie.
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Sro Maj 27, 2015 12:50 pm
W sumie… To dobrze, że jesteś stałym bywalcem w Piekle… Musisz znać wszystkie jego zakamarki, a co najmniej główne ścieżki i parę pobocznych. To bardzo dobrze… Bo wiesz, ona, mimo iż powoli przyzwyczajała wzrok do tego Mroku, wraz nie znała jego kształtu. Gdy tylko puściłaby Twoją zimną dłoń, zapewne od razu by się zgubiła. Więc, chyba czujesz jak mocno ściska Twoją rękę, w obawie, że wystarczy tylko jedno Twoje mocne pociągnięcie i pozostanie w tej Ciemności sama. Nie puść jej. Proszę… Wydziała piękno w tej całej Otchłani, ale tylko wtedy kiedy Ty byłeś obok. Obiecałeś… Nie, to za duże słowo. Powiedziałeś… Powiedziałeś, że nie pozwolisz by utonęła w tym wszystkim. Powiedziałeś, że wyciągniesz ją. Uwierzyła Ci. To dziwne.. Bardzo… Jednaj nie da się ukryć, ale zaufała Ci. Tobie, który ciągle z niej drwisz, ośmieszasz ją, sprawiasz, że ma ochotę podejść i uderzyć Cię w twarz. Nikt wcześniej nie odważył się, nie próbował tak śmiało z nią rozmawiać. Tak bardzo szczerze, ale tak jak sam stwierdziłaś, sama się prosiła o brutalną szczerość i sama kierowała tak rozmowę tak, żeby dostawać kolejne kopniaki w brzuch, kopniaki, po których sińce można ukryć pod każdą koszulką. Wiesz co… Ona po prostu zbyt długo dusiła to w sobie. Musiała to komuś wykrzyczeć, powiedzieć w twarz i zmierzyć się z tym wszystkim. Nawet jeśli rany miałby się goić bardzo długo albo nawet pozostać na wieczność. Jednak zaufała Ci, więc spróbuj, aby Twoje słowa nie zostały rzucone jedynie na wiatr, które w mgnieniu oka je rozwieje i nie będzie żadnych śladów. Nic. Chociaż to może dla Ciebie będzie bardzo wygodne… Hm…?
Ja długo będziesz potrafił powstrzymać się od zniszczenia jej? Od wbicia swoich kłów w jej ciepłą szyję? Gdy tylko przestanie Cię interesować, wciąż zaskakiwać, pokazywać nowe oblicza, które przecież kiedyś się skończą…? Powiedz. Wyjaw tą tajemnicę. Czy może, w ogóle przestałeś ją spostrzegać jako swój pokarm? Jak długo zapanujesz nad tą Bestią? Przepraszam… Za dużo pytań, których odpowiedzią będzie zapewne cisza. Ciągle milczysz. Przecież każdy ma swoją granicę wytrzymałości. Wystarczy jeden zły krok, a wpadasz w tą Przepaść niekontrolowanego pożądania, wpadasz w wir swych pragnień skrywanych głęboko w sercu. Kreujesz ją, tworzysz na nowo, tak.. Hodujesz jak własne zwierzątko. Czy będzie tym zwierzątkiem, które po pewnym czasie się nudzi i zostaje wyrzucony na bruk, czy może zostanie przyjacielem, który gdzieś zawsze będzie stał obok Ciebie? Znowu pytanie… Po prostu jestem ciekawa.
To było dziwne, jak za każdym razem, gdy o to prosiła, kończyłeś tematy, których dalej nie chciała ciągnąć. Też ją zadziwiasz. Spojrzała na ciebie, ponownie stając przed twoją osoba. Chciała powiedzieć dziękuję, ale to słowo jakoś nie potrafiło przejść przez jej gardło. Jednak była wdzięczna, że w końcu odeszliście, choć na kilka metrów od jej słabości, od jej masek. Miała czas żeby przybrać nową, ale nie było sensu. I tak jednym ruchem zdarłbyś ją, pozostawiając małe ranki, z którym pomału sączyłaby się ciepła krew. Nie chciała nawet udawać. Zmęczyło ją te ciągłe dopasowywanie siebie do kolejnych wcieleń. Teraz zostanie sobą… Przynajmniej w czasie tej rozmowy, gdyż to wszystko zamieniało się w Syzyfową pracę. Zawsze, gdy myślała, że zdołała Cię oszukać, ten kamień, maska opadała. Nie miała siły kolejny raz rozpoczynać wszystkiego od początku, gdy i tak znała finał tej wspinaczki.
Nawet nie spodziewała się, że będzie potrafiła tak szybko zmieniać Twoje emocje. Chociaż, Ty, robisz to samo u niej. Jednak nie spodziewała się bo przecież wciąż miałeś tą twarz Pokerzysty, z której nic nie dało się wyczytać. Uspokajała Cię… To chyba dobrze, może udałoby jej się na chwilę uśpić Twoją Bestie, aby móc podejść bliżej i pomału, delikatnie leczyć twoje rany. Połóż się obok. Nie zrobi Ci krzywdy, ta Biała Myszka, odpocznij, zaczerpnij powietrza, ułóż się do snu. Może i małymi ząbkami ugryzie Cię, ale to jedynie po to by sprawdzić jak mocno śpisz, na ile może sobie pozwolisz. Niechciała rządzić się w Twoim świecie. Przecież i tak już założyła ogród, który ponownie odbudowywała. Został jej kwiatek, ten którego nie zdeptałeś, to on da nowe życie wszystkim kolejnym roślinkom. Jest silniejszy, piękniejszy.
I naglę, tak niespodziewanie mogłeś usłyszeć jej śmiech, tak szczerzy, tak czysty, bez skaz, który był też dziwny. Czyżby tak bardzo oszalała? Twoje słowa, ich dobór, rozbawił ją. Nigdy nie spodziewała się, że ktoś może uważać jej wypowiedzi za ‘emo-pierdolenie’.
- Przepraszam – powiedziała kiedy uśmiech znikł z jej twarzy, a Ty w tym czasie odpaliłeś papierosa – Nie chce psuć jakże dobrego nastroju mojego rozmówcy – powiedziała z powagą. Wystarczy. Nie mogła dalej kąsać Kocura bo jeszcze się obudzi i wyciągnie swoje pazury, które, nie ukrywajmy, będą dla niej śmiertelne.
Jej źrenice poszerzyły się tak bardzo, ze prawie całkowicie znikł czekoladowy kolor. Myślała, że się przesłyszała. Mimo wszystkich docinek, podkładania belek pod nogi, o które wciąż się potykała, uważałeś ją za interesującą, ciekawą. Zapadła długa cisza, a ona wciąż wpatrywała się w twoje tęczówki.
- Zaskoczyłeś mnie… Naprawdę – powiedziała szczerze. Och, i tak widzisz jej karty, więc po co udawać, że tak nie jest. Jednak to ona musi zadecydować, którą położy dokładnie przed tobą.
Jej dobroć, ta którą miała od zawsze w sobie, była głęboko zakorzeniona, mimo iż czasem o niej zapominała. Nie bój się. Nie stanie się Potworem do Ciebie podobnym, przecież jest Aniołem Wschodzącego Słońca, musi pokazać Ci, że nie musisz żyć sam, ze jesteś skazany na samotność. Nie chciała Cię zmieniać, pasujesz do Mroku, nie da się ukryć. Bez niego nie byłbyś taki sam. A wiesz przecież, że polubiła Ciemność, choć nie zapominała, gdzie jest jej prawdziwy dom, że jedynie jest gościem w Twoim Zamku.
- Nie chce z Tobą walczyć, Sahirze – chyba pierwszy raz wypowiedziała Twoje imię. – Nie pragnę stać się Potworem – chwila ciszy, jakby szukała odpowiednich słów. – Chce… Po prostu rozświetlić choć na chwilę Twoją drogę, abyś zawędrował w miejsca, o których nie miałeś pojęcia – wyciągnęła dłoń w Twoją stronę, jakby chciała dotknąć Twojego policzka, ale w połowie drogi zawróciła i schowała dłoń w kieszeń płaszcza, spuszczając przy tym głowę.
- Wiesz jak to mówią… Podobno tylko szaleńcy są coś warci – delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy. Nawet nie pamiętała czy gdzie słyszała te słowa, czy przeczytała, czy sama wymyśliła… Jednak nie zastanawiała się dłużej nad tym. Nailah, czy nie za wiele razy już ją zaskoczyłeś. Twoje ostatnie słowa bardziej niż kiedykolwiek. Automatycznie swoje spojrzenie wbiła w te czarne ślepia Kocura, który leżał obok niej i ze stoickim spokojem otworzył malutkie drzwi do jednego z zamkniętych pokoi. Jej głowa eksplodowała. Miała jedno jedyne pytanie. A w jej myślach pojawiły się tysiące. Jak wybrać jedno? Przez kilka minut otwierała delikatnie usta jakby miała zadać pytanie, jednak szybko je zamykała. Wyglądała jak ryba, która dopiero co wyłowiona z wody, próbuje zaczerpnąć powietrza.
- Dobrze – odezwała się w końcu. – Wiesz jak trudno zadać tylko jedne pytanie, jak cały jesteś Tajemnicą… - przygryzła dolną wargę. – Hm… Co sprawiło, że tak bardzo ukochałeś sobie Mrok? – może i banalne, ale tych pytań było tyle. Może to będzie najlepsze na start. Sama już nie wiedziała, ale nie mogła cofnąć swoich słów.
- A co chcesz w zamian za tą odpowiedź – musiałeś widzieć w tym jakiś swój cel… Teraz ona będzie musiała odpowiedzieć na Twoje? – Mam nadzieję, że kiedyś, być może, jeśli będzie nam dane spotkać się jeszcze raz, zaufasz mi i sam odkryjesz kilka tajemnic… Daj się poznać – ostatnie słowa wyszeptała.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Sro Maj 27, 2015 7:37 pm
Przepraszam, bo są pewne rzeczy, których uczynić nie mogę - gwarancja twojego bezpieczeństwa jest wyjątkowo obślizgłym wężem, czy też ropuchą, która łatwo wymyka się z dłoni, a zmiażdżyć jej nie możemy, skoro staramy się ją utrzymać, kiedy wydaje się, że robię dla ciebie wiele rzeczy - spalam świat, prowadzę przez Piekło, odsuwam przeszkody z drogi, żebyś się nie potknęła, w zamian jednak nie ofiarowałaś mi nic - bo co tak naprawdę możesz zaoferować? Uważasz, że ten piękny kwiat, który zaczyna kwitnąć w twoich dłoniach, a w moich tylko więdnie, jest dla mnie rekompensatą? Nie chcę, byś mi darowywała cokolwiek, nie chcę wychodzić na światło dnia twojego królestwa, które wolę podziwiać z daleka, wiedząc, że przecięcie przez Czarnego Kota pewnych ścieżek sprowadza natychmiastową katastrofę, nawet jeśli sam Kot nie jest temu winny - w gruncie rzeczy, jeśli tak na to spoglądamy, to masz też jedno wielkie "nic" ode mnie - zaczynamy koegzystować - ty mi dajesz, ja odbieram, a Ciebie to odbieranie cieszy - ja odbieram - ty dostajesz. Dostrzegasz patologię tego układu? No jasne, że tak, uważnie obserwujesz własne wnętrze i zmęczenie, które zaczyna się nakładać warstwami na wszystkie przywołane dotychczas emocje, by sprowadzić wreszcie odrobinkę spokoju - nie, jednak nie, spokój to rzecz co najmniej względna, gdy ścierają się ze sobą tak różne sobie światy, tym nie mniej jego namiastka zawsze może do nas przyjść i przeprosić się z nami, zapewniając, że niebezpieczeństwa zrobiły sobie urlop i możemy odetchnąć pełną piersią, ucząc się na nowo, jak nabiera się tlen w płuca i jak wymienia go na dwutlenek węgla - razem prowadzimy do powiększania się dziury ozonowej - fantastycznie, czyż nie? Jednak wiemy też, że nasza śmierć by niczego nie zmieniła w planie wszechświata, łatwiej nam więc zbudować nasz maleńki światek i zamknąć w nim, udając, że nic poza tym tutaj i teraz nie ma - jesteśmy wygodnickimi stworzeniami, nie będę się z tym ukrywał - byłoby to co najmniej nie na miejscu z mojej strony...
- Ja myślę. - Przyznałeś, kierując na nią spojrzenie lekko zmrużonych oczu - oooj taaak, oto jest ten charakter ze stali, o który się obijają rzucane w niego kamyczki, a który jak ściana się przesuwa, kiedy wyczuwa, że coś może zachmurzyć jego pierdolony spokój - zachowanie pozorów - wiesz, co to znaczy zachowanie pozorów, nie muszę ci tego tłumaczyć, droga Liv - chcesz tutaj też mieć swoją opcję, swoje dwa grosze, które będziesz mogła dodać do ogólnej skarbonki, w której brzęczało parę monet - jesteś zbyt krucha, by było więcej odważnych, którzy by cię tak bezczelnie obijali, poza tym - spotykając się z tobą na pierwszy rzut oka można cię polubić - gdy nie widzi się masek, dostrzega się twoje ciepło - łagodne spojrzenie czekoladowych oczu i to wystarcza, by się do ciebie uśmiechnąć - dlaczego więc zamiast tego ktoś miałby cię pierdolnąć w twarz? Musiałaś dopiero natknąć się na niego, żeby się to zdarzyło, no i masz - wcaleś nie zrażona - świetnie, lepiej złap oddech, bo nasza górska kolejka, którą dla ciebie uruchomiłem, jest w stanie osiągnąć o wiele większe prędkości, niż przedstawiłem ci dotychczas, niedługo znowu rusza, zapnij pasy... Wszystko zapowiada nieuniknione, w którym Los uderzy cię obuchem w brzuch, a Upadły Anioł puści twą dłoń, tylko po to, by popatrzeć, jak będziesz się miotać, próbując odnaleźć drogę tam, gdzie żadnej drogi nie było - będziesz się kręcić, nawoływać go, czy może spróbujesz pójść przed siebie? Musi cię sprawdzić i zrobi to nie bacząc na konsekwencje, bo już przyobiecałem (mówiłem - nie ufaj mi...), że ci nie pozwolę tutaj zatonąć - więc wrócę... Tylko czy będziesz czekać, czy twoje zaufanie i wiara w ludzi jest aż taka ogromna..? Oj, Mały, Naiwny Kociaczku... Jesteśmy dla siebie istotami obcymi, dlaczego więc miałbym ci wyjawiać jakikolwiek z tych sekretów? Poczekaj, a zobaczysz - o ile wcześniej nie przestraszysz się na tyle, by jednak dać dyla, zabierając swoje zabawki z tej piaskownicy, w której leżał tylko jeden, Czarny Kocur, a inne dzieci tak się go bały, że żadne nie odważyło się choćby tknąć piasku, na którym leżał, by zachować swoje rączki przy sobie, nie dowierzając, że ty w niej siedzisz i próbujesz budować swoje babki, a Kocur śpi dalej niewzruszony - czy Kot też jest naiwny? Mówią, że cicha woda brzegi rwie - kolejna mądrość ludowa... Jesteś w stanie zerwać brzegi i powiększyć tą przepaść? Dobrze, dobrze, coś ci szepnę, tak na uszko, tylko nikomu nie mów, dobrze? Istnieją pewne odruchy ludzkie w tej Bestii w człowieczej skórze, tak i nie jest niemożliwym zaskarbić sobie jego sympatię, jeśli jest się odpowiednio cierpliwym, odpowiednio przygotowanym na to, że choć jednego dnia może czule pogładzić po włosach, to drugiego wbije kły w szyję - teraz ja cię o coś zapytam - czy uważasz, że to byłoby zakończenie tej znajomości? Oznaka znudzenia?
- To brzmi bardzo pięknie, optymistycznie, i tak dalej... - Pstryk w papierosa i pył został porwany przez wiatr, gdy on już na Ciebie nie spoglądał, obserwując przesuwających się uczniów - huh, trzeba kończyć to palenie, bo zaraz się zbiegną nauczyciele, albo Filch i szlaba - nie pierwszy, nie ostatni, ale po co dokładać oliwy do ognia, kiedy płomień już był i tak zbyt gorący? Czułeś jego żar na swojej skórze, chociaż wcale nie miałeś go fizycznie przy sobie... ach, a może to gorączka znowu się o ciebie upomina, dręcząc umysł i ciało? - ...Tylko że ja nie chcę zwiedzać jakichkolwiek innych miejsc. - Dokończyłeś, przechyliwszy głowę, by znów na nią zerknąć, przywdziewając lekki uśmieszek na równo wykrojone, wąskie wargi. - Co do szaleństwa... wiesz, jak to jest. - Zrobił maleńką pauzę na zaciągnięcie się dymem, zanim kontynuował. - Normalność zawsze zrobi z kogoś szaleńca. - Pochylił się do fontanny, by o jej zewnętrzną stronę murku przygasić papierosa i wrzucić go do pustej paczki po fajkach, którą zaraz schował spowrotem do kieszeni płaszcza. - Wśród szaleńców zaś wszystko jest normalne. - Co było szaleństwem według ciebie, a co według niej? Chyba patrzyliście na to mniej więcej tak samo - przez pryzmat "ogółu", który wyrobił te swoje "normy" - tak, tak, tego "szarego tłumu", o którym wyrażam się ciągle tak niepochlebnie, a mam nadzieję, Drogi Czytelniku, że już pojąłeś dostatecznie mocno, o co mi chodzi. Poniekąd można to określić blokowaniem kreatywności, jakiegoś nowatorskiego sposobu postrzegania - z drugiej strony - jak mało oryginalny mógłby być Sahir Nailah ze wszystkimi wiedźmami i cieniami pośród jego myśli, z Bestią w klatce, której drzwi były otworzone, a ona tylko spokojnie spała w tym momencie, dlatego też nie pokazywała się poza nią? Wszytko w nim wydawało się oznaczone tabliczką: "to skomplikowane" - i tak też było, nic więc dziwnego, że wolał iść naprzód i nie próbować spoglądać w samego siebie, by jakoś zachowywać swoją równowagę i nie postradać zmysłów do stopnia, w którym nie mógłby funkcjonować w obecnym społeczeństwie. I nie mógłby spotkać takiej Nimfy, która ukochała ogrody...
- Życie w swej całej okazałości. - Och, zgrozo - a jak dokładniej, inaczej miałbyś odpowiedzieć na jej pytanie? Twoja odpowiedź mieściła w sobie bardzo wiele, choć zdawała się być zdawkową... Mógłbyś się bardziej rozwinąć, no jasne - to leżało tylko w kwestii twojego dobrego gestu, twojego aktualnego humoru... Albo właśnie w tym, że lubiłeś, kiedy twój rozmówca wytężał umysł i był zmuszony do podejmowania gry dalej, wciąż i bezustannie - dlatego patrzyłeś jej prosto w oczy, zapraszając do czytania swojej księgi - szkoda tylko, że ktoś napisał ją w starożytnym, dawno zapomnianym języku i wokół nie widać było żadnego aktualnego słownika, który pomógłby w jej przetłumaczeniu.
- Tak bardzo ci na tym zależy? - Zapytałeś z kpiną, opierając jedną rękę na biodrze, by lekko unieść podbródek. - Jestem głodny. Możesz mi to wynagrodzić swoją krwią... wtedy pomyślę nad kolejną serią ewentualnych pytań.
Sponsored content

Fontanna - Page 7 Empty Re: Fontanna

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach