- Neve Collins
Re: Fontanna
Sro Lis 26, 2014 12:45 am
Chciała, żeby chwycił tą dłoń, żeby poszli już do zamku, lecz to, jak ją przyciągnął, jak objął - zupełnie stopniała, przylegając do niego całym ciałem i przysuwając ucho do jego klatki piersiowej, by wsłuchiwać się w to cudowne bicie serca, jakie jej oferował - ta nagroda była najpiękniejszą ze wszystkich, wszak majętność? - potrafiła docenić sztukę drogocennych klejnotów, rzeźb i malunków, jednak nadal były to martwe przedmioty, które jako jedyne ją otaczały, dopóki nie przybyła do Hogwartu, a które nie mogły się równać z tym uściskiem. Nie sądziła, że jest to coś, czego mogłoby jej brakować. Nie sądziła, że jej wola wystrzeli potężnym promieniem, który będzie roztrącał wszystko, co stanie jej pod nogami, kiedy miała cel - a jej celem była opieka nad tym, który obdarzył ją czymś takim niesamowitym. Nie chciała go zamykać w złotej klatce i podziwiać - chciała, by szedł przed siebie, by siebie odnalazł, by uwierzył - uwierzył w siebie samego, bo przecież wszyscy jesteśmy dziećmi, którym Bóg oferował to, czego natura nie potrafiła wytworzyć - duszę. Tak więc teraz, znajdując się tak blisko niego, nie chciała się już odsuwać - nagle zrobiło się ciepło, a ona straciła wszystkie siły, wzdychając cichutko i zamykając oczy, by sycić się spokojem, jaki zaczął ją ogarniać i wysuszać łzy z czerwieniejących oczu - strach odpływał, pozostawiając jedynie niepokój mocno tłuczący twym połowicznie teraz zamarzniętym sercem.
- Ciepło... - Wyszeptała na tyle głośno, by zostać dosłyszaną. Czego pragnąć więcej?
Chwilo trwaj, jesteś piękna, nawet jeśli za tą cenę diabeł miałby skalać Jej duszę.
- Broń mnie... Ja też cię ochronię pod swymi skrzydłami. Obiecuję. - A obietnicy nie zamierzała złamać, ani zapomnieć o tej złożonej. - I będę zawsze w zasięgu twoich dłoni... Nigdy nie słyszałam piękniejszej muzyki niż bicie twojego serca...
[z/t x2]
- Ciepło... - Wyszeptała na tyle głośno, by zostać dosłyszaną. Czego pragnąć więcej?
Chwilo trwaj, jesteś piękna, nawet jeśli za tą cenę diabeł miałby skalać Jej duszę.
- Broń mnie... Ja też cię ochronię pod swymi skrzydłami. Obiecuję. - A obietnicy nie zamierzała złamać, ani zapomnieć o tej złożonej. - I będę zawsze w zasięgu twoich dłoni... Nigdy nie słyszałam piękniejszej muzyki niż bicie twojego serca...
[z/t x2]
- Kyohei Takano
Re: Fontanna
Sro Lis 26, 2014 1:29 am
Jeżeli to wszystko co się do tej pory wydarzyło było snem... wytworem jego wyobraźni, to nie chciał się budzić. Chciał aby ta bajka trwała tak długo jak to było możliwe.
-Jeżeli tak bardzo je lubisz... to chętnie ci je oddam- Powiedział cicho i uśmiechnął się lekko. Jego ciałem przez chwilę wstrząsnęły dreszcze zimna. A to uznał, ze ostateczny znak aby pójść gdzieś, gdzie jest odrobinkę cieplej. Odsunął się od dziewczyny i wplótł swoje pace w jej, zaciskając swoją dłoń.
-Chodźmy gdzieś, gdzie jest cieplej- Zaproponował i ponownie się wzdrygnął. Chociaż tak naprawdę najchętniej by tutaj został. Z nią w swoich ramionach obsypywany coraz to większą ilością tych lśniących płatków. Był tylko jeden problem było naprawdę zimno. Ona może i lubiła chłód, ale on był zdecydowanie ciepłolubny. Kiedy padał śnieg to on wolał wtedy zakopać się w ciepłej kołdrze i po prostu udać, że go nie ma. Wyciągnął z kieszeni spodni chusteczkę i podał dziewczynie.
-Otrzyj sobie jak na razie to kolano- Wydawało się, że on kompletnie nie martwił się swoim zadrapaniem na policzku które zaczynało powoli przybierać fioletowy kolor. Oj siniak zostanie, ale teraz najważniejsza była ona. Sobą zajmie się później.
-Jeżeli tak bardzo je lubisz... to chętnie ci je oddam- Powiedział cicho i uśmiechnął się lekko. Jego ciałem przez chwilę wstrząsnęły dreszcze zimna. A to uznał, ze ostateczny znak aby pójść gdzieś, gdzie jest odrobinkę cieplej. Odsunął się od dziewczyny i wplótł swoje pace w jej, zaciskając swoją dłoń.
-Chodźmy gdzieś, gdzie jest cieplej- Zaproponował i ponownie się wzdrygnął. Chociaż tak naprawdę najchętniej by tutaj został. Z nią w swoich ramionach obsypywany coraz to większą ilością tych lśniących płatków. Był tylko jeden problem było naprawdę zimno. Ona może i lubiła chłód, ale on był zdecydowanie ciepłolubny. Kiedy padał śnieg to on wolał wtedy zakopać się w ciepłej kołdrze i po prostu udać, że go nie ma. Wyciągnął z kieszeni spodni chusteczkę i podał dziewczynie.
-Otrzyj sobie jak na razie to kolano- Wydawało się, że on kompletnie nie martwił się swoim zadrapaniem na policzku które zaczynało powoli przybierać fioletowy kolor. Oj siniak zostanie, ale teraz najważniejsza była ona. Sobą zajmie się później.
- Neve Collins
Re: Fontanna
Sro Lis 26, 2014 1:45 am
Potrząsnęła lekko głową - jakże miałaby mu odbierać serce, jak mógłby wtedy żyć? Ona musiała iść swoim torem, a on swoim, nie powinna się przywiązywać na tyle, by pragnąć tego, co potrafi tak mocno i ciepło bić, jedynie dla siebie. Bo nie dla niej to serce było przeznaczone - i myśl ta, z niewiadomych powodów, kiedy tylko się odsunęła i znów objął ją chłód, ponownie naprowadziła łzy do jej oczu - stała z opuszczoną głową, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy - to, co wiedziała, że się stanie, a co sądziła, że jest odległą przyszłością, działo się tu i teraz - oto dowód, jak wróżby i wizje mogą grać na nosie. I znów - zamiast odpowiedzi na głos skinęła głową i wzięła od niego chusteczkę, by wreszcie unieść głowę i skrzyżować z nim spojrzenie, które sprawiało, że jej serce uderzyło jeszcze mocniej - powinno chyba pozostać jednak zamarznięte raz na zawsze, coś się zepsuło w misternym mechanizmie, z której Cię złożono, droga Neve. Czy to nie jest dla Ciebie troszkę za dużo?
Pociągnęła go więc do środka, zaciskając palce na jego dłoni, by pociągnąć go w stronę Wielkiej Sali, gdzie było ciepło, przyjemnie i była szansa napić się gorącej czekolady, której smak zamarzył się teraz Porcelanowej Lalce.
Przecież nie chcesz znowu stać sama obok wszystkich pięknych kosztowności, lichtarzy i porcelany, nie chcesz, żeby twój porcelanowy rycerz się rozbił. Chcesz zobaczyć, jak wznosi się ponad codzienność i smakuje tego, co powinien dostać od początku...
To chyba właśnie nazywa się miłość.
Kiedy przestajemy widzieć samych siebie i chcemy jedynie obserwować, jak droga nam osoba co dzień się uśmiecha, porzucając smutki. A może to tylko wina zmęczenia i dostarczonych tego dnia wrażeń, które zwalały z nóg?
- Kyohei... Nie powinieneś mi tak śmiało oferować tak drogocennego daru... Chciałaby go wziąć dla siebie... Lecz powinno ono bić dla kogoś innego. Ona zapewni ci więcej szczęścia, niż ja, wiesz? - Podniosła ponownie głowę, którą opuściła znów, kiedy zaczęli iść w kierunku Wielkiej Sali i uśmiechnęła się do niego tak, jak zawsze - ciepło, radośnie, z zamkniętymi powiekami, spod których na nowo zaczęły wypływać łzy - gotowa była się rozkleić na dobre.
[z/t x2]
Pociągnęła go więc do środka, zaciskając palce na jego dłoni, by pociągnąć go w stronę Wielkiej Sali, gdzie było ciepło, przyjemnie i była szansa napić się gorącej czekolady, której smak zamarzył się teraz Porcelanowej Lalce.
Przecież nie chcesz znowu stać sama obok wszystkich pięknych kosztowności, lichtarzy i porcelany, nie chcesz, żeby twój porcelanowy rycerz się rozbił. Chcesz zobaczyć, jak wznosi się ponad codzienność i smakuje tego, co powinien dostać od początku...
To chyba właśnie nazywa się miłość.
Kiedy przestajemy widzieć samych siebie i chcemy jedynie obserwować, jak droga nam osoba co dzień się uśmiecha, porzucając smutki. A może to tylko wina zmęczenia i dostarczonych tego dnia wrażeń, które zwalały z nóg?
- Kyohei... Nie powinieneś mi tak śmiało oferować tak drogocennego daru... Chciałaby go wziąć dla siebie... Lecz powinno ono bić dla kogoś innego. Ona zapewni ci więcej szczęścia, niż ja, wiesz? - Podniosła ponownie głowę, którą opuściła znów, kiedy zaczęli iść w kierunku Wielkiej Sali i uśmiechnęła się do niego tak, jak zawsze - ciepło, radośnie, z zamkniętymi powiekami, spod których na nowo zaczęły wypływać łzy - gotowa była się rozkleić na dobre.
[z/t x2]
- Zordon Reid
Re: Fontanna
Czw Gru 04, 2014 10:19 pm
Fontanna może i była miłym miejscem na różnego typu schadzki, nie schadzki. Stwarzała naprawdę miły klimat, niemalże rhomantyczny*. Heh, trudno taki znaleźć w zamku, gdzie wszystko się kojarzy z nudnymi lekcjami, dziwnymi wypracowaniami, no i niesprawiedliwymi szlabanami. A fontanna była fontanną. No dobra, zdarzyło się raz w życiu Zordonowi szorować jej dno w ramach rekompensaty za niezbyt dużą (zerową) frekwencję na zajęciach z historii magii, ale wcale jej źle nie kojarzył. Ba. Zabrałby tu nawet Sharon, jeżeli tylko miałaby na to ochotę. Ale że nie miała, z niewiadomych dla Zordona powodów (bo 'spierdalaj' było dla Zordona niewiadomym powodem), przybył tutaj dziś z Esmeraldą Moore. A co! Oczywiście, nie żeby na randkę. Zordi nigdy w życiu nie zrobiłby tego dla Sharon, przecież wiedział jak wiele ich łączyło. Przyszedł tu z Esmeraldą, bo jako jedyna nie odeszła od niego, patrząc z pogardą, gdy zaproponował to co zaproponował. Znaczy nic niemoralnego nie proponował! Zabrzmiało to jakby proponował coś niemoralnego? Raz rozdawał pierwszaczkom lizaki i go Minerwka zjechała od czubków butów, po antenkę w berecie. Coś strasznego, ta kobieta powinna poważnie się zastanowić nad swoją dalszą karierą w pedagogice! Nie wiem... Niech spróbuje trochę stonować! W Huffcu nie mają takiego strasznego opiekuna. Ale do rzeczy, bo już za daleko odbiegliśmy od tematu. Zordon proponował to wielu, ale tylko Esme, kochanie te moje, się zgodziła i w tej chwili Zordon poczuł, że to jest jego człowiek! To jest dziewczyna z jajami!
Także Zordon, z kilofem zarzuconym na plecy, staną przed zamarzniętą fontanną i patrzył na nią jak na jakiś nieoszlifowany kryształ.
- To co zrobimy, Eska, będzie epickie! Na skalę przynajmniej trzech domów w Hogwarcie! - Krukonów nie liczył, bo ich zazwyczaj nie interesują takie klimaty. Chociaż wiadomo? - Napiszą o nas książkę, a jak nie książkę to na pewno nakręcą film! Pierwszy czarodziejski film, wyobrażasz sobie?
*Zapomniałam dopisać co oznaczała gwiazdka, hehe, to nie napisze. Będzie o tym w taktyce.
Także Zordon, z kilofem zarzuconym na plecy, staną przed zamarzniętą fontanną i patrzył na nią jak na jakiś nieoszlifowany kryształ.
- To co zrobimy, Eska, będzie epickie! Na skalę przynajmniej trzech domów w Hogwarcie! - Krukonów nie liczył, bo ich zazwyczaj nie interesują takie klimaty. Chociaż wiadomo? - Napiszą o nas książkę, a jak nie książkę to na pewno nakręcą film! Pierwszy czarodziejski film, wyobrażasz sobie?
*Zapomniałam dopisać co oznaczała gwiazdka, hehe, to nie napisze. Będzie o tym w taktyce.
- Esmeralda Moore
Re: Fontanna
Czw Gru 04, 2014 10:41 pm
Jeżeli ktoś chciał coś odwalić to tylko z Esme. W końcu dziewczyna miała tą duszę dziecka która pragnęła tylko się śmiać i wygłupiać, nie brała kompletnie pod uwagę tego, że może w końcu na tym ucierpieć. I na pewno wcześniej czy później to się stanie. Przekroczy tą granicę gdzie było bezpiecznie i w najgorszym wypadku może nawet pożegna się z życiem. Z resztą, ze chociaż by ze względu na swoją urodę tym bardziej powinna była uważać. Zazdrośni mężczyźni są zdolni do różnych rzeczy. Przynajmniej tak jej mówili wszyscy dookoła.
Zordona, jednak traktowała tylko jako dobrego kolegę. Nie przyszło jej nawet przez chwilę do głowy aby zacząć wokół niego pleść nici która go uwięzi i uniemożliwi dalsze funkcjonowanie bez jej osoby przy nim. Dokładnie ta mała wróżka była chwilami łaskawa i nie skazywała wszystkich jak idzie na wieczne cierpienie. Dziewczyna szła z nim w milczeniu zastanawiając się nad jedną bardzo ciekawą rzeczą. Nikt ich nie zatrzymał i nie zapytał się po co chłopakowi kilof... ale w tej szkole na każdym kroku pojawiają się jakieś pytania na które nie ma odpowiedzi.
-Epickie... fakt na pewno będzie. Czy napiszą książkę... nie wiem, ale na pewno jak dojdą do tego kto to zrobił to o ile sami zainteresowani nas nie zabiją to zrobią to nauczyciela uziemiając nas- Ona akurat tego gniewu się nie bała. Była cyganką i miała wielu przeciwników do których po prostu się przyzwyczaiła i po pewnym czasie przestała na to zwracać uwagę. Zasiadła sobie wygodnie na krawędzi zamarzniętej fontanny i popatrzyła sowimi zielonymi szkiełkami na chłopaka.
-To od czego zaczynamy. Przydała by się chyba jakaś podstawa... nadać tej byle jakiś kształt.- Nie znała się na rzeźbie... była artystycznym beztalenciem, ale warto było się postarać chociaż by dla miny uczniów którzy tędy przechodzili.
Zordona, jednak traktowała tylko jako dobrego kolegę. Nie przyszło jej nawet przez chwilę do głowy aby zacząć wokół niego pleść nici która go uwięzi i uniemożliwi dalsze funkcjonowanie bez jej osoby przy nim. Dokładnie ta mała wróżka była chwilami łaskawa i nie skazywała wszystkich jak idzie na wieczne cierpienie. Dziewczyna szła z nim w milczeniu zastanawiając się nad jedną bardzo ciekawą rzeczą. Nikt ich nie zatrzymał i nie zapytał się po co chłopakowi kilof... ale w tej szkole na każdym kroku pojawiają się jakieś pytania na które nie ma odpowiedzi.
-Epickie... fakt na pewno będzie. Czy napiszą książkę... nie wiem, ale na pewno jak dojdą do tego kto to zrobił to o ile sami zainteresowani nas nie zabiją to zrobią to nauczyciela uziemiając nas- Ona akurat tego gniewu się nie bała. Była cyganką i miała wielu przeciwników do których po prostu się przyzwyczaiła i po pewnym czasie przestała na to zwracać uwagę. Zasiadła sobie wygodnie na krawędzi zamarzniętej fontanny i popatrzyła sowimi zielonymi szkiełkami na chłopaka.
-To od czego zaczynamy. Przydała by się chyba jakaś podstawa... nadać tej byle jakiś kształt.- Nie znała się na rzeźbie... była artystycznym beztalenciem, ale warto było się postarać chociaż by dla miny uczniów którzy tędy przechodzili.
- Zordon Reid
Re: Fontanna
Czw Gru 04, 2014 11:23 pm
Trochę to brzmiało jakby Eska próbowała go przestraszyć, ale pewnie wcale tak nie było. Zresztą Zrodon strachu wcale nie czuł. Nigdy go nie czuł, więc żadne eliksiry na odwagę nie powinny się go kleić, a jednak! Mimo jego nieustraszoności, przebiegłości i mądrości, rzeczywiście niósł kilof przez całą drogę na widoku. Ale w porównaniu do żywej małpy w zeszłym roku, chmary jaskrawo zielonych much miesiąc temu, czy oka hipogryfa w formalinie w zeszłym tygodniu, chyba żadna rzecz ciągnąca się z Zordonem nie mogła zdziwić mieszkańców zamku. (Może rzeczywista - nie dmuchana - dziewczyna, ale Zord nie dopuszczał tej myśli do siebie). Także widok kilofa wywoływał właściwie ulgę, nie zaniepokojenie. Życzliwi ludzie sobie myśleli: o idzie chłopiec porzeźbić, w końcu znalazł jakieś hobby! Złośliwi natomiast: oby szedł robić podkop, by wydostać sie z zamku i nigdy tu nie wrócić!
Dla takich właśnie ludzi (tych złośliwych dla jasności) Zordon miał specjalne miejsce w swoim serduszku z podpisem: "Jest dla nich Nadzieja". Ale ta Nadzieja to Rosjanka w Mungu, robiąca magiczną akupunktorturę. Zordon wiedział o czym mówił. W wakacje często chodził do Munga rozśmieszać dzieciaki, a Nadzieja była niczym taki buldog szczekający na niego z daleka i nie pozwalający mu robić Szczęścia! Ale ludzie złośliwi. Zordon był przekonany, że ludzie złośliwi potrzebowali tylko odrobinę pozytywnych uczuć, jakiegoś drobnego dowodu na to, że się ich lubi i od razu zmienią swoje nastawienie! W tym też celu Zordon obmyślił projekt rzeźby lodowej, dwóch zacnych postaci.
I Eska mu w tym pomoże.
- Pamiętaj Es, cel uświęca środki, łagodzi kary! Wszystko robimy w imię pokoju, zgody i harmonii! - Serio w to wierzył. - Także zaczniemy może od powycinania kwadracików z zamarzniętej wody, potem ułożenia kwadracików, zlepienia je zaklęciem, i zaczniemy rzeźbić!
Zordon może i nie afiszował się z tym często, ale artysta z niego był. Był, był. Nie dość, że dniami nocami umilał czas swoich współlokatorów i sąsiadów brzdąkaniem na ukelele, pisał wiersze miłosne o Sharon, to jeszcze pięknie rzeźbił i malował! Coś musiał umieć, skoro w pozostałych dziedzinach życia cosik mu nie szło.
Dla takich właśnie ludzi (tych złośliwych dla jasności) Zordon miał specjalne miejsce w swoim serduszku z podpisem: "Jest dla nich Nadzieja". Ale ta Nadzieja to Rosjanka w Mungu, robiąca magiczną akupunktorturę. Zordon wiedział o czym mówił. W wakacje często chodził do Munga rozśmieszać dzieciaki, a Nadzieja była niczym taki buldog szczekający na niego z daleka i nie pozwalający mu robić Szczęścia! Ale ludzie złośliwi. Zordon był przekonany, że ludzie złośliwi potrzebowali tylko odrobinę pozytywnych uczuć, jakiegoś drobnego dowodu na to, że się ich lubi i od razu zmienią swoje nastawienie! W tym też celu Zordon obmyślił projekt rzeźby lodowej, dwóch zacnych postaci.
I Eska mu w tym pomoże.
- Pamiętaj Es, cel uświęca środki, łagodzi kary! Wszystko robimy w imię pokoju, zgody i harmonii! - Serio w to wierzył. - Także zaczniemy może od powycinania kwadracików z zamarzniętej wody, potem ułożenia kwadracików, zlepienia je zaklęciem, i zaczniemy rzeźbić!
Zordon może i nie afiszował się z tym często, ale artysta z niego był. Był, był. Nie dość, że dniami nocami umilał czas swoich współlokatorów i sąsiadów brzdąkaniem na ukelele, pisał wiersze miłosne o Sharon, to jeszcze pięknie rzeźbił i malował! Coś musiał umieć, skoro w pozostałych dziedzinach życia cosik mu nie szło.
- Esmeralda Moore
Re: Fontanna
Sob Gru 06, 2014 5:29 pm
Cyganka była odrobinę innego zdania. Cel nigdy nie złagodzi kary, nie było takiej opcji, ale w umyśle człowieka ta kara wydawała się być lżejsza bo przeżywał ją w przekonaniu, że zrobił coś słusznego. W tej chwili nie wydawało się jej, że chcieli zrobić coś dobrego. Dla Romki w tej chwili był to zwykły dziecinny wybryk, a nie jakaś wielka ważna misja. Chociaż chłopak wydawał się wziąć tą całą sprawę na prawdę poważnie.
Esmeralda wstała ze swojego miejsca i odrzuciła czarne niczym skrzydła kruka włosy z ramiona na plecy.
-Dobra do roboty... bo samo to się nie zrobi- Powiedziała cicho i postawiła swoją małą nóżkę na której znajdował się biały zgrabnie zawiązany trzewiczek na krawędzi fontanny. Musiała podciągnąć delikatnie spódnice do góry aby przypadkiem nie zlecieć, a przez to odkryła kawałek tej tajemnicy którą tam chowała. A mianowicie jej zgrabne nogi które z resztą podobnie jak jej całe ciało miały odcień lekko złocisty
-Co masz zamiar robić kiedy skończysz szkołę?- Zapytała się zaciekawiona. W sumie nim się człowiek obejrzy będzie koniec roku. Ona sama nie mogła uwierzyć w to, że jakimś cudem udało się jej uchować w tej szkole nie zdradzają przy tym kilka jej malutkich sekrecików.
Esmeralda wstała ze swojego miejsca i odrzuciła czarne niczym skrzydła kruka włosy z ramiona na plecy.
-Dobra do roboty... bo samo to się nie zrobi- Powiedziała cicho i postawiła swoją małą nóżkę na której znajdował się biały zgrabnie zawiązany trzewiczek na krawędzi fontanny. Musiała podciągnąć delikatnie spódnice do góry aby przypadkiem nie zlecieć, a przez to odkryła kawałek tej tajemnicy którą tam chowała. A mianowicie jej zgrabne nogi które z resztą podobnie jak jej całe ciało miały odcień lekko złocisty
-Co masz zamiar robić kiedy skończysz szkołę?- Zapytała się zaciekawiona. W sumie nim się człowiek obejrzy będzie koniec roku. Ona sama nie mogła uwierzyć w to, że jakimś cudem udało się jej uchować w tej szkole nie zdradzają przy tym kilka jej malutkich sekrecików.
- Zordon Reid
Re: Fontanna
Sro Gru 10, 2014 7:35 pm
Zordi zaraz po tym jak zakomunikował swój plan, zaraz przystąpił do roboty. Naprawdę nieźle się przygotował na te całe rzeźbienie, bo nawet znał i zaklęcie tnące i sklejające lód. Choć czy to na pewno było to zaklęcie? Bardziej wyglądało jak zamrażanie i rozmrażanie miejscowe wody. Ważne, że DZIAŁAŁO. Wyciął dwa, trzy, cztery, dwanaście bloków i poustawiał je w piramidę. Ale żeby nie przesadzać bardziej to przypominało piramidę wieku społeczeństwa, niż taką egipską. Swoją drogą, nie wiem czy wiecie, ale aktualnie Zordon był mistrzem Yengi w rodzinie Reid. Także ułożyłby, przełożyłby dosłownie wszystko i nie było mu mocnych.
Właściwie Esmeralda nie miała chyba za wiele do roboty poza staniem i wyglądaniem ładnie, bo Zordi z wielką chęcią wszystko robił sam, oby tylko nie musiał być sam! Niestety samotność źle wpływała wpływała na Zordona. Jego wena twórcza zanikała, pomysły ulatywały, a on był bliski depresji jak nie gorzej. NO ALE. Fakt faktem, że Zordon była na tyle zmyślny, że nigdy nie był sam.
Chłopak zauważył uchylony spod spódnicy kawałek nogi dziewczyny i nawet zawiesił na nim swój wzrok. Od razu do głowy napłynęła mu myśl, w postaci takiego zapytania, a nawet egzystencjonanego braku: Dlaczego SHARON nie chodzi w spódnicach? Sukienkach? NAGO? Hehehehe, będzie musiał się jej zapytać na następnej randce.
- Eeee - zmiażdżyła go swoim pytaniem, bo kto by się po Zordonie spodziewał takich wielkich planów czy cokolwiek. - Eee - dalej kontynuował swoją rozbudowaną wypowiedź. - Zawsze chciałem być astronautą! - wypalił w końcu. - I rozplantować hodowlę jakiś magicznych ziółek na księżycu. A ty?
Bo jak Zordon miał już jakiś plan to był on zajebisty.
Właściwie Esmeralda nie miała chyba za wiele do roboty poza staniem i wyglądaniem ładnie, bo Zordi z wielką chęcią wszystko robił sam, oby tylko nie musiał być sam! Niestety samotność źle wpływała wpływała na Zordona. Jego wena twórcza zanikała, pomysły ulatywały, a on był bliski depresji jak nie gorzej. NO ALE. Fakt faktem, że Zordon była na tyle zmyślny, że nigdy nie był sam.
Chłopak zauważył uchylony spod spódnicy kawałek nogi dziewczyny i nawet zawiesił na nim swój wzrok. Od razu do głowy napłynęła mu myśl, w postaci takiego zapytania, a nawet egzystencjonanego braku: Dlaczego SHARON nie chodzi w spódnicach? Sukienkach? NAGO? Hehehehe, będzie musiał się jej zapytać na następnej randce.
- Eeee - zmiażdżyła go swoim pytaniem, bo kto by się po Zordonie spodziewał takich wielkich planów czy cokolwiek. - Eee - dalej kontynuował swoją rozbudowaną wypowiedź. - Zawsze chciałem być astronautą! - wypalił w końcu. - I rozplantować hodowlę jakiś magicznych ziółek na księżycu. A ty?
Bo jak Zordon miał już jakiś plan to był on zajebisty.
- Esmeralda Moore
Re: Fontanna
Sro Gru 10, 2014 8:28 pm
Dla dziewczyny nigdy nie była głupich planów. Każdy pomysł na siebie był czymś cudownym. Nawet jeżeli oznaczało to zostanie bezdomnym (bo jak na razie taka przyszłość się przed nią malowała). Odrzuciła swoje czarne włosy i zaczęła ostrożnie chodzić po oblodzonej krawędzi fontanny.
-Hmmm... po szkole mam zamiar iść przed siebie- Odpowiedziała krótko, odpowiedź niby tak oczywista i prosta, a jednocześnie pod nią może kryć się tyle opcji. I właśnie to miała na myśli. Nie miała pojęcia co jej da los, gdzie ten cygański wiatr ją pogna na jaki szlak. Może jak wyjdzie ze szkoły wyląduje gdzieś po drugiej stronie kraju, a może zostanie na miejscu. Wiele osób mówiło o niej "pyłek na wietrze" w ich oczach nie było to czymś dobrym, bo takie osoby podobno nie miały kontroli nad własnym życiem. I jej to kompletnie nie przeszkadzało. Nie była wcale od tego biedniejsza, nie przeżyła wcale mniej. Można nawet spokojnie stwierdzić, że miała na swoim koncie dzięki temu więcej wspaniałych chwila i pięknych wspomnień niż ten który cały czas się ograniczał. Oczywiście miało to swoje minusy, przeżyła przez to też dużo smutnych chwil, ale dzięki temu jej życie nie było ubogie i mogła powiedzieć, że zyskała pewne doświadczenie pomimo swojego tak młodego wieku. Miała tylko więcej historii do opowiadania przy letnim ognisku. Z resztą we wakacje kiedy wracała do "domu" często tak robiła. Kiedy zapłonęło ognisko i cała społeczność romska z którą mieszkała zbierała się wokół niego ona rozpoczynała swoją gawędę. Oczywiście wszyscy mieli to za zmyślone opowiadania, dla niej były to wspomnienia chwil które przeżyła w tym magicznym świecie.
-Krótko mówiąc mam zamiar zarzucić torbę na plecy i zobaczyć co przygotowało dla mnie życie- Chciała tego nawet jeżeli oznaczało to, że miało ją znienawidzić reszta społeczeństwa, chociaż nawet teraz nie miała wielu fanów. Nikt nie przepada za cyganami, może to ich kultura odstraszała, w końcu jak można cieszyć się ze wszystkiego, może to, że mieli obraz świata wolnego i uważali, że wszystko jest wspólne (w końcu jeżeli się pije wodę to się nie kradnie, tak samo jest z innymi rzeczami. Wszystko co stworzył Bóg wolno brać) dlatego Romka nie widziała niczego złego w tym, że schowała do torby bochenek chleba. W sumie całe jej życie było jakąś jedną wielką ironią. Była pięknym ptakiem którego pragnęli wszyscy, ale z drugiej strony była w ich oczach wyrzutkiem który nie ma prawa bytu. Ona którą wszyscy mają za uliczną dziewkę bez żadnej wartości, w chwili kiedy otwiera tylko swoje malinowe usteczka i wydobywa z wnętrza swoje ciała tak piękne dźwięki, kiedy podczas tańca jej suknia która tworzy prawdziwa tęcza odsłania kawałki jej nóg, nagle zdaje się dźwigać krzyż ludzkości. Pomimo tych pięknych oczu które rzucają czar na niewinnego człowieka nikt nadal jej nie skalał swoim dotykiem, była tą białą owieczką która jeszcze nie splamiła swojej wełny błotem z gór. I pomimo tego, że ludzie dostrzegali w niej diabelską sztuczkę nie bali się odwrócić wzroku aby spojrzeć na nią, nawet jeżeli oznaczało by to przemianę w słup soli.
-Hmmm... po szkole mam zamiar iść przed siebie- Odpowiedziała krótko, odpowiedź niby tak oczywista i prosta, a jednocześnie pod nią może kryć się tyle opcji. I właśnie to miała na myśli. Nie miała pojęcia co jej da los, gdzie ten cygański wiatr ją pogna na jaki szlak. Może jak wyjdzie ze szkoły wyląduje gdzieś po drugiej stronie kraju, a może zostanie na miejscu. Wiele osób mówiło o niej "pyłek na wietrze" w ich oczach nie było to czymś dobrym, bo takie osoby podobno nie miały kontroli nad własnym życiem. I jej to kompletnie nie przeszkadzało. Nie była wcale od tego biedniejsza, nie przeżyła wcale mniej. Można nawet spokojnie stwierdzić, że miała na swoim koncie dzięki temu więcej wspaniałych chwila i pięknych wspomnień niż ten który cały czas się ograniczał. Oczywiście miało to swoje minusy, przeżyła przez to też dużo smutnych chwil, ale dzięki temu jej życie nie było ubogie i mogła powiedzieć, że zyskała pewne doświadczenie pomimo swojego tak młodego wieku. Miała tylko więcej historii do opowiadania przy letnim ognisku. Z resztą we wakacje kiedy wracała do "domu" często tak robiła. Kiedy zapłonęło ognisko i cała społeczność romska z którą mieszkała zbierała się wokół niego ona rozpoczynała swoją gawędę. Oczywiście wszyscy mieli to za zmyślone opowiadania, dla niej były to wspomnienia chwil które przeżyła w tym magicznym świecie.
-Krótko mówiąc mam zamiar zarzucić torbę na plecy i zobaczyć co przygotowało dla mnie życie- Chciała tego nawet jeżeli oznaczało to, że miało ją znienawidzić reszta społeczeństwa, chociaż nawet teraz nie miała wielu fanów. Nikt nie przepada za cyganami, może to ich kultura odstraszała, w końcu jak można cieszyć się ze wszystkiego, może to, że mieli obraz świata wolnego i uważali, że wszystko jest wspólne (w końcu jeżeli się pije wodę to się nie kradnie, tak samo jest z innymi rzeczami. Wszystko co stworzył Bóg wolno brać) dlatego Romka nie widziała niczego złego w tym, że schowała do torby bochenek chleba. W sumie całe jej życie było jakąś jedną wielką ironią. Była pięknym ptakiem którego pragnęli wszyscy, ale z drugiej strony była w ich oczach wyrzutkiem który nie ma prawa bytu. Ona którą wszyscy mają za uliczną dziewkę bez żadnej wartości, w chwili kiedy otwiera tylko swoje malinowe usteczka i wydobywa z wnętrza swoje ciała tak piękne dźwięki, kiedy podczas tańca jej suknia która tworzy prawdziwa tęcza odsłania kawałki jej nóg, nagle zdaje się dźwigać krzyż ludzkości. Pomimo tych pięknych oczu które rzucają czar na niewinnego człowieka nikt nadal jej nie skalał swoim dotykiem, była tą białą owieczką która jeszcze nie splamiła swojej wełny błotem z gór. I pomimo tego, że ludzie dostrzegali w niej diabelską sztuczkę nie bali się odwrócić wzroku aby spojrzeć na nią, nawet jeżeli oznaczało by to przemianę w słup soli.
- Zordon Reid
Re: Fontanna
Sro Gru 10, 2014 10:41 pm
Kilof ruszył w obrót. Tylko nie kojarzcie tego kilofa z jakimś wielkim krasnoludzkim orężem służącym do rozłupywania skał w głębokiej głębi ziemskiej. Chociaż właściwie dobra, kojarzcie z czymś właśnie takim, bo przecież wiadomo, że krasnoludy są mniejsze od ludzi, więc i mniejszych narzędzi potrzebowali do swojej pracy. Chociaż też nie, bo przecież mimo tego, że krasnoludy były mniejsze, to ręce miały jak łopaty... No dobra, koniec filozofowania na temat krasnoludów, chodzi głównie o to, że kilof był mały i zręczny i idealnie nadawał się rozłupywania w odpowiednich miejscach bryły lodu. Oj, Zordon naprawdę czuł się w tej chwili jak artysta. Dajcie mu tylko bereta i zacznie parledufrąse bążur żemapel.
- Iść, ciągle iść... Z plecakiem? W niewiadome - zastanowił się na głos nie patrząc na Eskę tylko na swoje palce by przypadkiem nie walnąć w nie ostrym narzędziem. - W sumie potrafię cię CZUĆ, ale... Jednocześnie cię też w tym trochę nie czuję, Es. Takie podróżowanie może i wydawać się ekscytujące, ale za mnie to jednak zbyt wielki leń jest. Ja to bym mógł chwycić za plecak, gdybym na przykład wiedział, że połowę trasy przewiezie mnie osioł, a kolejne polecę balonem, by w końcu dotrzeć na plażę, gdzie rozdają drinki za darmo, a leżak pod palmą jest twoim jedynym domem. Taak, to jest coś pięknego. Chociaż gdyby zaproponowali mi mieszkanie w igloo i zajmowanie się zaprzęgiem psów husky to nie mówię, że byłbym odmówił. Uwielbiam psy! Jeszcze takie zimowe, to w ogóle! Pewnie gdybym miał ten zaprzęg wyruszyłbym w poszukiwanie Dziadka Mroza, hehe. - Rozgadał się troszkę, ale to dobrze. Przynajmniej już widać było jak na dłoni jak wielkie pojęcie ma Zordon na temat swojej przyszłości. A raczej jak bardzo mu tego pojęcia brakuje. Całe szczęście, że był otwarty na różne propozycje, to może jakoś uda mu się przeżyć.
- Iść, ciągle iść... Z plecakiem? W niewiadome - zastanowił się na głos nie patrząc na Eskę tylko na swoje palce by przypadkiem nie walnąć w nie ostrym narzędziem. - W sumie potrafię cię CZUĆ, ale... Jednocześnie cię też w tym trochę nie czuję, Es. Takie podróżowanie może i wydawać się ekscytujące, ale za mnie to jednak zbyt wielki leń jest. Ja to bym mógł chwycić za plecak, gdybym na przykład wiedział, że połowę trasy przewiezie mnie osioł, a kolejne polecę balonem, by w końcu dotrzeć na plażę, gdzie rozdają drinki za darmo, a leżak pod palmą jest twoim jedynym domem. Taak, to jest coś pięknego. Chociaż gdyby zaproponowali mi mieszkanie w igloo i zajmowanie się zaprzęgiem psów husky to nie mówię, że byłbym odmówił. Uwielbiam psy! Jeszcze takie zimowe, to w ogóle! Pewnie gdybym miał ten zaprzęg wyruszyłbym w poszukiwanie Dziadka Mroza, hehe. - Rozgadał się troszkę, ale to dobrze. Przynajmniej już widać było jak na dłoni jak wielkie pojęcie ma Zordon na temat swojej przyszłości. A raczej jak bardzo mu tego pojęcia brakuje. Całe szczęście, że był otwarty na różne propozycje, to może jakoś uda mu się przeżyć.
- Esmeralda Moore
Re: Fontanna
Czw Gru 11, 2014 12:29 am
Gdyby cyganka zatrzymała się chociaż na chwilę najpewniej by jej serce stanęło by razem z nią. To, że podróżowała napędzało ją do życia. Nie lubiła stabilizacji i nie chciała jej bo wtedy drzwiczki tej klatki zatrzasnęły by się na zawsze.
-]b\Wiesz... czasami pragnienie jest tak silne, że nie umiesz się jemu przeciwstawić. Zdarza się czasami coś tak silnego, że nasza siła nagle gdzieś znika a tych chcesz zaufać tej sile która ciebie pcha byś szedł przed siebie[/b]- Mówił, że to czuje, ale czy tak było naprawdę. Ci którzy nigdy nie zasmakowali prawdziwej wolności, którzy nie nocowali w lesie pod gołym niebem nigdy nie zrozumieją prawdziwego sensu wolności... nigdy nie zrozumieją jej. I Esmeralda była tego świadoma dlatego tez z drugiej strony zaczynała czuć się coraz bardziej samotna.
-Zostałam jedną z niewielu...- Zaczęła i zeskoczyła zgrabnie z krawędzi fontanny a kawałki odpadającego lodu wplątały się w jej włosy migocząc pięknie czym najprawdziwsze diamenty.
-Cyganie zaczynają zatracać swoje dziedzictwo. Dają się zamykać w klatkach zbyt zmęczeni wieczną walką. Wędruję i nigdy się nie zatrzymuję bo nie chcę tego. Wiem, że gdyby ktoś mnie złapał w sieć moja dusza by umarła, ja bym umarła a życie jest mi zbyt drogie aby od tak stawiać je na szali. Chociaż jeżeli los zdecyduje, że światło w moich oczach ma zgasnąć nie będę miała innego wyjścia. Po prostu uśmiechnę się ostatni raz i odejdę- Odejdzie w kolejną podróż której nie miała zamiaru porzucać. Taki los cygana. Cały czas wędruje bez chwili wytchnienia. Nawet po śmierci jego... jej dusza nie ma prawa zaznać tego przyjemnego uczucia odpoczynku. Taka była jej cena za pragnienie wolności a ona przyjęła ją z pokorą świadoma tego czego pragnie.
-]b\Wiesz... czasami pragnienie jest tak silne, że nie umiesz się jemu przeciwstawić. Zdarza się czasami coś tak silnego, że nasza siła nagle gdzieś znika a tych chcesz zaufać tej sile która ciebie pcha byś szedł przed siebie[/b]- Mówił, że to czuje, ale czy tak było naprawdę. Ci którzy nigdy nie zasmakowali prawdziwej wolności, którzy nie nocowali w lesie pod gołym niebem nigdy nie zrozumieją prawdziwego sensu wolności... nigdy nie zrozumieją jej. I Esmeralda była tego świadoma dlatego tez z drugiej strony zaczynała czuć się coraz bardziej samotna.
-Zostałam jedną z niewielu...- Zaczęła i zeskoczyła zgrabnie z krawędzi fontanny a kawałki odpadającego lodu wplątały się w jej włosy migocząc pięknie czym najprawdziwsze diamenty.
-Cyganie zaczynają zatracać swoje dziedzictwo. Dają się zamykać w klatkach zbyt zmęczeni wieczną walką. Wędruję i nigdy się nie zatrzymuję bo nie chcę tego. Wiem, że gdyby ktoś mnie złapał w sieć moja dusza by umarła, ja bym umarła a życie jest mi zbyt drogie aby od tak stawiać je na szali. Chociaż jeżeli los zdecyduje, że światło w moich oczach ma zgasnąć nie będę miała innego wyjścia. Po prostu uśmiechnę się ostatni raz i odejdę- Odejdzie w kolejną podróż której nie miała zamiaru porzucać. Taki los cygana. Cały czas wędruje bez chwili wytchnienia. Nawet po śmierci jego... jej dusza nie ma prawa zaznać tego przyjemnego uczucia odpoczynku. Taka była jej cena za pragnienie wolności a ona przyjęła ją z pokorą świadoma tego czego pragnie.
- Zordon Reid
Re: Fontanna
Sob Gru 13, 2014 7:42 pm
Rozbawiony pokręcił głową, jednocześnie nadal stukając kilofem o lód.
- O pragnieniach nie do opanowania, nie musisz mi nic mówić. Właściwie w moim przypadku nie istnieją inne, bo i tak zawsze staram się robić wszystko tak by je wszystkie spełniać i nigdy nic sobie nie odmawiać - przyznał się. Zordon może i zachowywał się w niezbyt cywilizowany sposób, ale doskonale o tym wiedział i zdawał sobie sprawę, że nie jest to do końca normalne.
Niestety jego zachowanie nie związane było z żadnym dziedzictwem, tak jak to było u Esmeraldy. Ona miała za sobą lata historii swoich krewniaków, wielkie opowieści z przeszłości, miała fundamenty swojej postaci. Z kolei Zordon jedyne co miał to czystą kartkę, którą z premedytacją zapełniał bazgrołami. Taak, Esmeralda bardziej przypominała wielką księgę z mnóstwem ilustrowanych inicjałów zapełniającymi miliony stronic w tysiącach rozdziałów. A Zordon był kartką. Właściwie nawet nie kartką, a jakąś ulotką, którą ktoś postanowił zabrać ze sobą do domu i podać kolorowe kredki. Nie wiedział skąd pochodził, jakich ma przodów... Może był Norwegiem? Może Niemcem? Wszystko było możliwe. Jednak Zordonowi wcale nie było smutno z tego powodu. Niektórzy nie dostają nawet kolorowych kredek do swojej ulotki.
- Ale do tego okropnego czasu ostatniego uśmiechu, zdołasz zainspirować sobą wielu ludzi, Eska. Uwierz. Masz informacje z pierwszej ręki - rzucił wesoło, bo nawet jeśli temat jest dołujący Zordon potrafi zobaczyć światełko w tunelu. - Naprawdę, jak tak na ciebie patrzę, mam ochotę zrobić zdjęcie, przylepić sobie do koszulki i opowiadać wszystkim kim jesteś i że właśnie ja cię znam!
- O pragnieniach nie do opanowania, nie musisz mi nic mówić. Właściwie w moim przypadku nie istnieją inne, bo i tak zawsze staram się robić wszystko tak by je wszystkie spełniać i nigdy nic sobie nie odmawiać - przyznał się. Zordon może i zachowywał się w niezbyt cywilizowany sposób, ale doskonale o tym wiedział i zdawał sobie sprawę, że nie jest to do końca normalne.
Niestety jego zachowanie nie związane było z żadnym dziedzictwem, tak jak to było u Esmeraldy. Ona miała za sobą lata historii swoich krewniaków, wielkie opowieści z przeszłości, miała fundamenty swojej postaci. Z kolei Zordon jedyne co miał to czystą kartkę, którą z premedytacją zapełniał bazgrołami. Taak, Esmeralda bardziej przypominała wielką księgę z mnóstwem ilustrowanych inicjałów zapełniającymi miliony stronic w tysiącach rozdziałów. A Zordon był kartką. Właściwie nawet nie kartką, a jakąś ulotką, którą ktoś postanowił zabrać ze sobą do domu i podać kolorowe kredki. Nie wiedział skąd pochodził, jakich ma przodów... Może był Norwegiem? Może Niemcem? Wszystko było możliwe. Jednak Zordonowi wcale nie było smutno z tego powodu. Niektórzy nie dostają nawet kolorowych kredek do swojej ulotki.
- Ale do tego okropnego czasu ostatniego uśmiechu, zdołasz zainspirować sobą wielu ludzi, Eska. Uwierz. Masz informacje z pierwszej ręki - rzucił wesoło, bo nawet jeśli temat jest dołujący Zordon potrafi zobaczyć światełko w tunelu. - Naprawdę, jak tak na ciebie patrzę, mam ochotę zrobić zdjęcie, przylepić sobie do koszulki i opowiadać wszystkim kim jesteś i że właśnie ja cię znam!
- Esmeralda Moore
Re: Fontanna
Sob Gru 13, 2014 7:59 pm
Ulotki są bardzo fajne. Małe, można je schować do kieszeni i wszędzie ze sobą zabrać, no i niektóre przechowują naprawdę ważne informacje. Kiedy się nudzi można z nich zrobić samolocik, albo wiele innych ciekawych figurek. Ludzie naprawdę nie doceniali tego.
-Staram się jak mogę. Ludzie za często dają się złapać melancholii w sieć. Może są zbyt słabi aby tego uniknąć. Dlatego wydaje mi się, że nie można tak obojętnie przejść obok tej osoby. Szczególnie jeżeli można dać coś co takiemu człowiekowi poprawi nastrój. A na dodatek to nic nie kosztuje- Mały uśmiech, poklepanie po ramieniu, jakiś żart rzucony w odpowiedniej chwili. Niby nic, ale jednak chwilami potrafi robić naprawdę cuda. I niestety coraz mniej osób to potrafiło docenić, bo wszyscy jakoś zaczynają oczekiwać nie wiadomo jakich cudów, a to przecież w tych najmniejszych rzeczy siedzi największa moc.
Kiedy ten powiedział jej tak miłą rzecz na jej twarz wpełzł delikatny rumieniec. Pierwszy raz coś takiego usłyszała przez co troszeczkę się zakłopotało.
-Jej... dzięki- Wyszeptała cicho i weszła ponownie na krawędź fontanny aby złożyć delikatny pocałunek na jego policzku. Wiedziała, że była kolorowa, ale nigdy nie pomyślała by, że aż tak to odbierają niektórzy ludzie.
-Staram się jak mogę. Ludzie za często dają się złapać melancholii w sieć. Może są zbyt słabi aby tego uniknąć. Dlatego wydaje mi się, że nie można tak obojętnie przejść obok tej osoby. Szczególnie jeżeli można dać coś co takiemu człowiekowi poprawi nastrój. A na dodatek to nic nie kosztuje- Mały uśmiech, poklepanie po ramieniu, jakiś żart rzucony w odpowiedniej chwili. Niby nic, ale jednak chwilami potrafi robić naprawdę cuda. I niestety coraz mniej osób to potrafiło docenić, bo wszyscy jakoś zaczynają oczekiwać nie wiadomo jakich cudów, a to przecież w tych najmniejszych rzeczy siedzi największa moc.
Kiedy ten powiedział jej tak miłą rzecz na jej twarz wpełzł delikatny rumieniec. Pierwszy raz coś takiego usłyszała przez co troszeczkę się zakłopotało.
-Jej... dzięki- Wyszeptała cicho i weszła ponownie na krawędź fontanny aby złożyć delikatny pocałunek na jego policzku. Wiedziała, że była kolorowa, ale nigdy nie pomyślała by, że aż tak to odbierają niektórzy ludzie.
- Zordon Reid
Re: Fontanna
Sob Gru 13, 2014 11:32 pm
W sumie Zord nie wiedział, że Esme się starała, właściwie myślał, że wszystko przychodzi jej samo z się. Ale skoro jednak się starała, to czyniło ją to o wiele lepszą osobą, niż się spodziewał i w ogóle pełen szacun dla niej. Rispekt. Dzielnia jest z ciebie dumna. Zordon ci załatwi ci najlepszą miejscówkę na Wspólnej... WSPÓLNYM. Oj za dużo seriali, za dużo.
Zaczerwienił się trochę i zapeszył, bo jednak nie spodziewał się całusa w policzek. No, Esme to nie był byle kto, więc nie mógł też to przyjąć ot tak... Co mnie to. Nie mógł. Z drugiej strony niby mógł odnaleźć spodnie i przyjąć dzielnie na klatę, ale czy na pewno tego chciał?
Oj, chyba nie.
Przez to rozproszenie się, Zordon w końcu walną nie tam gdzie trzeba i obłupał całą dłoń, nad którą pracował ciężkie osiemnaście sekund (ale była prawie gotowa). No cóż, Regi najwyżej będzie trzymał rękę w kieszeni. Albo za czyimś dekoldem, mehehehehhe.
- A ty, Esme, wiesz w ogóle co rzeźbimy? - zapytał nagle zmieniając temat, bo czuł się w potrzebie zmienienia tematu. Właściwie to jeżeli Esme by nie wiedziała (choć zapewne wypaplał jej już to zawczasu, a teraz tylko zadziałała jego skleroza), to zagrałby z nią w kalambury i niech zgaduje. Zgadywanki zawsze są fajne. Zordon był jedynym oficjalnym członkiem Klubu Magicznym Rebusów, które wymyślił dosłownie jedenaście sekund temu. Bo życie Zordona dzieliło się jedynie na sekundy, dlatego też nie miał planów, jak było to wspomniane już i wcześniej.
Po co planować, kiedy można balangować!
Zaczerwienił się trochę i zapeszył, bo jednak nie spodziewał się całusa w policzek. No, Esme to nie był byle kto, więc nie mógł też to przyjąć ot tak... Co mnie to. Nie mógł. Z drugiej strony niby mógł odnaleźć spodnie i przyjąć dzielnie na klatę, ale czy na pewno tego chciał?
Oj, chyba nie.
Przez to rozproszenie się, Zordon w końcu walną nie tam gdzie trzeba i obłupał całą dłoń, nad którą pracował ciężkie osiemnaście sekund (ale była prawie gotowa). No cóż, Regi najwyżej będzie trzymał rękę w kieszeni. Albo za czyimś dekoldem, mehehehehhe.
- A ty, Esme, wiesz w ogóle co rzeźbimy? - zapytał nagle zmieniając temat, bo czuł się w potrzebie zmienienia tematu. Właściwie to jeżeli Esme by nie wiedziała (choć zapewne wypaplał jej już to zawczasu, a teraz tylko zadziałała jego skleroza), to zagrałby z nią w kalambury i niech zgaduje. Zgadywanki zawsze są fajne. Zordon był jedynym oficjalnym członkiem Klubu Magicznym Rebusów, które wymyślił dosłownie jedenaście sekund temu. Bo życie Zordona dzieliło się jedynie na sekundy, dlatego też nie miał planów, jak było to wspomniane już i wcześniej.
Po co planować, kiedy można balangować!
- Esmeralda Moore
Re: Fontanna
Nie Gru 14, 2014 6:21 pm
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i przeczesała palcami swoje czarne włosy.
-Coś tam wyłapałam w tym potoku słów które wypowiedziałeś do mnie kiedy tutaj szliśmy- Zaśmiała się wesoło. No tak, chłopak był gadułą, ale to dobrze. Oznaczało to, że miał w sobie sporo życia przez co dziewczyna dobrze czuła się w jego towarzystwie.
-Czy mi się wydaje, czy zauważyłam rumieniec na twoich policzkach.- Usiadła sobie spokojnie i założyła nogę na nogę. Nie miała w sumie tutaj wiele rzeczy do roboty, ale domyślała się, że chłopak nie chciał sam odwalać czegoś głupiego. Z resztą jak już ponosić jakąś karę to lepiej w dwójkę. A cyganka przywykła do czegoś takiego. Stosunkowo często dostawała jakieś szlabany, chociaż mistrzem zbrodni to ona nie była. Starała się raczej pokojowo żyć ze wszystkimi na tej ziemi... no, ale niestety nie było to do końca możliwe. Nie zmieniało to jednak faktu, że nawet jak z kimś miała na pieńku to po prostu starała się unikać taką osobę.
-Pierwsza dziewczyna złożyła ci taki pocałunek na policzku?- Zapytała się zaciekawiona odchylając spokojnie głowę do tyły a jej czarne włosy spłynęły po jej ramionach kołysząc się delikatnie nad lodową powłoką fontanny.
-Coś tam wyłapałam w tym potoku słów które wypowiedziałeś do mnie kiedy tutaj szliśmy- Zaśmiała się wesoło. No tak, chłopak był gadułą, ale to dobrze. Oznaczało to, że miał w sobie sporo życia przez co dziewczyna dobrze czuła się w jego towarzystwie.
-Czy mi się wydaje, czy zauważyłam rumieniec na twoich policzkach.- Usiadła sobie spokojnie i założyła nogę na nogę. Nie miała w sumie tutaj wiele rzeczy do roboty, ale domyślała się, że chłopak nie chciał sam odwalać czegoś głupiego. Z resztą jak już ponosić jakąś karę to lepiej w dwójkę. A cyganka przywykła do czegoś takiego. Stosunkowo często dostawała jakieś szlabany, chociaż mistrzem zbrodni to ona nie była. Starała się raczej pokojowo żyć ze wszystkimi na tej ziemi... no, ale niestety nie było to do końca możliwe. Nie zmieniało to jednak faktu, że nawet jak z kimś miała na pieńku to po prostu starała się unikać taką osobę.
-Pierwsza dziewczyna złożyła ci taki pocałunek na policzku?- Zapytała się zaciekawiona odchylając spokojnie głowę do tyły a jej czarne włosy spłynęły po jej ramionach kołysząc się delikatnie nad lodową powłoką fontanny.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach