- Mistrz Labiryntu
Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Czw Lut 16, 2017 7:11 pm
Ulubione miejsce tych, którzy lubią "zaszaleć" w samotności. Fontanna Radości jest wypełniona szampanem, oczywiście bezalkoholowym, który tryska sobie wesoło, czekając aż wypełni się nim swój kieliszek. Nad fontanną unosi się złote konfetti, które wylatuje również z uszu konsumenta tegoż zacnego trunku. Efekt ten utrzymuje się przez kilka sekund i towarzyszy mu uczucie łaskotania.
Tam chętnie wysyła się również samotne, błąkające się bez celu istoty by znalazły sobie partnera do tańca. Nie jest jednak gwarantowane, że ów towarzysz bądź towarzyszka okaże się piękną gwiazdą, która spadła z nieba.
Tam chętnie wysyła się również samotne, błąkające się bez celu istoty by znalazły sobie partnera do tańca. Nie jest jednak gwarantowane, że ów towarzysz bądź towarzyszka okaże się piękną gwiazdą, która spadła z nieba.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Sob Mar 04, 2017 2:57 am
Odnalazł sobie doprawdy wspaniałe miejsce. Z pewnością żaden inny nauczyciel nie wpadłby na tak rozsądny pomysł by przystanąć sobie przy fontannie z bezalkoholowym szampanem. Obłędny żart, mógłby się nawet roześmiać, gdyby nie fakt, że jeszcze jakiś uczeń przyłapałby go na gorącym uczynku. Ubrany w nowe szaty kupione specjalnie na tę okazję, tak samo jak buty, biżuterię, specjalną kieszeń z przygotowaną uprzednią zawartością, a nawet i kwiaty. Sam nie wiedział po co je kupił, może stwierdził że komuś je wręczy - drogiej pani Corleone chociażby, bo rozsądna pani Thynn umykała ostatnimi czasy jego uwadze. Najwyraźniej nie można było mieć wszystkiego. Drgnął nieco pod wpływem tych bąbelków, które zaatakowały jego krtań i rozejrzał się. Szczególną uwagę przyciągał chłopak w sukience, z tej odległości nie był w stanie stwierdzić, kto to dokładnie był. Może to i lepiej. Włosy mężczyzny były rozpuszczone, kilka guzików elegancko odpiętych, bo wszak w każdej chwili mogłoby się mu zrobić za gorąco. Kiedy nikt nie patrzył pospiesznie wyciągnął ze swej kieszeni buteleczkę, nieco ją powiększył za pomocą swojej różdżki i posterował nią tak by wlała odpowiednią ilość alkoholu do jego kieliszka, który uprzednio odłożył - nie miał przecież dziesięciu rąk. Po skończonej czynności, zamknął ją, pomniejszył i ponownie schował, upijając w lepszym nastroju łyk trunku. No tak to on mógł się bawić na tym balu.
Dobrze, że nauczyciele nie byli sprawdzani, nawet jeśli byłaby to całkiem zabawna sytuacja.
Dobrze, że nauczyciele nie byli sprawdzani, nawet jeśli byłaby to całkiem zabawna sytuacja.
- Rossie Moody
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Sro Mar 08, 2017 10:26 pm
Rossalie sunęła godnie i dumnie przez wielką salę. Co jakiś czas zatrzymywała się na chwilkę w konkretnych miejscach, aby popodziwiać ozdoby, albo po zachwalać pomysłowość nauczycieli co do zaklęć, które miały dostarczyć im znacznie więcej rozrywki. W miedzy czasie minęła parę znajomych twarzy z jej domu. Przystanęła więc na chwilę aby zamienić z nimi parę słów, po czym ponownie lekkim kiwnięciem głowy pożegnała ich i wznowiła swoją wycieczkę. Tak naprawdę nie wiedziała czego szukała, gdzie chciała dotrzeć. Na balach nigdy nie mogła sobie znaleźć miejsca. Może dlatego, że po prostu jej natura wcale nie pasowała do tego typu wytwornych zabaw. Była tylko kolejną twarzyczką w namalowaną na obrazie. Twarzyczką która musiała się uśmiechać wtedy kiedy ktoś jej to nakazał. Nawet nie wyobrażacie sobie ile razy nasza Rossalie miała ochotę porzucić na chwilę te cugle, tematy tabu, zapomnieć o dobrym wychowaniu, i całym świecie. Chciała chociaż raz w życiu zrobić to na co miała ochotę. Tak jak było kiedyś, kiedy jej ojciec jeszcze żył. Wtedy wydało się być wszystko proste, matka nie była pod wpływem starszych ciotek, które lubowały się w plotkach, i w plątaniu prostych tak naprawdę spraw. Nic dziwnego, że uwzięły się akurat na blondynkę. Była inna, nie pasowała do tego idealnego obrazka rodzinnego, który wymyśliły sobie w głowie. Chciały ja wytresować... niczym jakieś zwierze.
Brązowym oczom dziewczyny w końcu ukazała się fontanna z której to wypływał szampan. W sumie czemu by się nie napić, skoro i tak najprawdopodobniej przez cały bal będzie stała niczym ta figura woskowa i jedynym jej zadaniem będzie ładnie wyglądać. Rossie zaczęła powoli iść w kierunku fontanny, próbując nie potrącić przy okazji innych ludzi, którzy stali na jej drodze. Zgrabnie zaczęła ich wymijać, aż w końcu dotarła do celu. Nie czekając na słowa zachęty po prostu wzięła kieliszek do dłoni, i podstawiła tak aby wypływająca ciecz z fontanny napełniła jej kieliszek. Przystawiła go powoli do swoich ust, po czym dosłownie tylko lekko je umoczyła.
-"Rossie... nie wypada pić tak zachłannie... dama nie pije jak pierwszy lepszy opijus... dama powinna sączyć"- Ah Matula i te jej dobre rady, które tak naprawdę tylko irytowały dziewczynę, ale nie dało się ukryć, że w pewien sposób Rossalie się do nich dostosowała. Nie oznaczało to, jednak, że udało się ją złamać. Dziewczyna po prostu wyczekiwała na najlepszą okazję, aby jeszcze raz tupnąć nóżką i wyraźnie pokazać, że będzie żyć tak jak chce. Puchonka kątem oka zauważyła, że przy fontannie nie była tak naprawdę sama. Stał tam jeszcze ktoś... profesor obrony przed czarną magią. Nie miała z nim tak naprawdę nigdy przyjemności rozmawiać na osobności, bowiem nie pojawiła się ku temu sposobność. Aż do tego momentu. Jedyny powód który przemawiał za tym, że dziewczyna mimo wszystko powinna była rozpocząć konwersacje był fakt, że najprawdopodobniej resztę tego balu przestoi w tym miejscu. Więc, jeżeli już ma stać, to wolała z kimś jeszcze w między czasie rozmawiać.
Nie czekając długo posłała profesorowi spojrzenie i skinęła głową na powitanie po czym bez chwili namysłu podeszła do niego powolnym krokiem.
-Witam, Panie Profesorze- Zwróciła się do niego zmuszając się do jak najbardziej delikatnego głosu. W końcu damie nie wypada krzyczeć, czy mieć irytującego głosu.
-Jak miewam czuwa Pan nad tym aby na tym balu nie doszło do zachowań, które powszechnie byłyby uznane za conajmniej...- Urwała tutaj na chwilkę szukając odpowiedniego słowa.
-Oburzające- Wyrecytowała bardzo ładną formułkę zasłyszaną niegdyś od matki, zmieniając tylko niektóre słowa aby bardziej pasowały do zaistniałej sytuacji. Rossalie nie miała tak naprawdę wielu przyjaciół, jeżeli miałaby być szczera nie miała ich tak naprawdę wcale. Przez to w jaki sposób była zmuszana się zachowywać wiele osób niestety traktowało ją jako kogoś strasznie sztywnego, pozbawionego jakiej kolwiek radości życia. A przecież to nie była prawda, ona nie była taka, była zupełnie inna, chciała czegoś innego, ale na chwilę obecną nie mogła tego w żaden sposób dosięgnąć, chociaż już nie raz i nie dwa próbowała.
Rossie przystawiła ponownie kieliszek do ust, i upiła kolejny łyczek przyjemnie musującego napoju, czując przyjemne łaskotanie w gardle. No i najpewniej wszystko byłoby idealne, gdyby nie fakt, że dziewczyna nie wzięła pod uwagę, że tego typu napoje na pewno musiały mieć pewien haczyk. Nagle z uszu dziewczyny wystrzeliło konfetti, które łagodnie opadło na ziemię. Dziewczyna mimo własnej woli zachichotała niczym mała dziewczynka, która właśnie wynalazła doskonałą zabawę w piaskownicy. Stan ten nie utrzymał się długo, bo po chwilce Rossie zdała sobie sprawę z tego, że własnie uchybiła manierom których nauczyła ją matka. Dlatego też szybko zakryła dłonią usta, spoglądając na profesora.
-Wybaczy Pan... to trochę łaskotało- Spróbowała od razu naprawić swój błąd, wracając ponownie do tej samej sztywnej postaci, która to prezentowała jeszcze przed chwilą.
Brązowym oczom dziewczyny w końcu ukazała się fontanna z której to wypływał szampan. W sumie czemu by się nie napić, skoro i tak najprawdopodobniej przez cały bal będzie stała niczym ta figura woskowa i jedynym jej zadaniem będzie ładnie wyglądać. Rossie zaczęła powoli iść w kierunku fontanny, próbując nie potrącić przy okazji innych ludzi, którzy stali na jej drodze. Zgrabnie zaczęła ich wymijać, aż w końcu dotarła do celu. Nie czekając na słowa zachęty po prostu wzięła kieliszek do dłoni, i podstawiła tak aby wypływająca ciecz z fontanny napełniła jej kieliszek. Przystawiła go powoli do swoich ust, po czym dosłownie tylko lekko je umoczyła.
-"Rossie... nie wypada pić tak zachłannie... dama nie pije jak pierwszy lepszy opijus... dama powinna sączyć"- Ah Matula i te jej dobre rady, które tak naprawdę tylko irytowały dziewczynę, ale nie dało się ukryć, że w pewien sposób Rossalie się do nich dostosowała. Nie oznaczało to, jednak, że udało się ją złamać. Dziewczyna po prostu wyczekiwała na najlepszą okazję, aby jeszcze raz tupnąć nóżką i wyraźnie pokazać, że będzie żyć tak jak chce. Puchonka kątem oka zauważyła, że przy fontannie nie była tak naprawdę sama. Stał tam jeszcze ktoś... profesor obrony przed czarną magią. Nie miała z nim tak naprawdę nigdy przyjemności rozmawiać na osobności, bowiem nie pojawiła się ku temu sposobność. Aż do tego momentu. Jedyny powód który przemawiał za tym, że dziewczyna mimo wszystko powinna była rozpocząć konwersacje był fakt, że najprawdopodobniej resztę tego balu przestoi w tym miejscu. Więc, jeżeli już ma stać, to wolała z kimś jeszcze w między czasie rozmawiać.
Nie czekając długo posłała profesorowi spojrzenie i skinęła głową na powitanie po czym bez chwili namysłu podeszła do niego powolnym krokiem.
-Witam, Panie Profesorze- Zwróciła się do niego zmuszając się do jak najbardziej delikatnego głosu. W końcu damie nie wypada krzyczeć, czy mieć irytującego głosu.
-Jak miewam czuwa Pan nad tym aby na tym balu nie doszło do zachowań, które powszechnie byłyby uznane za conajmniej...- Urwała tutaj na chwilkę szukając odpowiedniego słowa.
-Oburzające- Wyrecytowała bardzo ładną formułkę zasłyszaną niegdyś od matki, zmieniając tylko niektóre słowa aby bardziej pasowały do zaistniałej sytuacji. Rossalie nie miała tak naprawdę wielu przyjaciół, jeżeli miałaby być szczera nie miała ich tak naprawdę wcale. Przez to w jaki sposób była zmuszana się zachowywać wiele osób niestety traktowało ją jako kogoś strasznie sztywnego, pozbawionego jakiej kolwiek radości życia. A przecież to nie była prawda, ona nie była taka, była zupełnie inna, chciała czegoś innego, ale na chwilę obecną nie mogła tego w żaden sposób dosięgnąć, chociaż już nie raz i nie dwa próbowała.
Rossie przystawiła ponownie kieliszek do ust, i upiła kolejny łyczek przyjemnie musującego napoju, czując przyjemne łaskotanie w gardle. No i najpewniej wszystko byłoby idealne, gdyby nie fakt, że dziewczyna nie wzięła pod uwagę, że tego typu napoje na pewno musiały mieć pewien haczyk. Nagle z uszu dziewczyny wystrzeliło konfetti, które łagodnie opadło na ziemię. Dziewczyna mimo własnej woli zachichotała niczym mała dziewczynka, która właśnie wynalazła doskonałą zabawę w piaskownicy. Stan ten nie utrzymał się długo, bo po chwilce Rossie zdała sobie sprawę z tego, że własnie uchybiła manierom których nauczyła ją matka. Dlatego też szybko zakryła dłonią usta, spoglądając na profesora.
-Wybaczy Pan... to trochę łaskotało- Spróbowała od razu naprawić swój błąd, wracając ponownie do tej samej sztywnej postaci, która to prezentowała jeszcze przed chwilą.
- Mistrz Gry
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Nie Mar 12, 2017 6:21 pm
Bal, bal, bal. Jakże wspaniałe przedsięwzięcie. Na pewno wiele osób starało się by było idealnie zorganizowane, przebiegało bez żadnych problemów, by każdy stosował się do etykiety i postępował zgodnie z ustalonymi zasadami. Tego oczekiwało właśnie grono pedagogiczne od uczniów oraz od siebie nawzajem jednak nikt nie wziął pod uwagę duchów, a szczególnie tego jednego którym był Irytek który właśnie pojawił się przy fontannie. Unosił się spokojnie nad fontanną i przyglądał się profesorowi oraz uczennicy ziewając przeciągle jednak bezgłośnie, tak by nie zdradzić swojej obecności bo co to by była za zabawa gdyby oni wiedzieli że tu jest? No przecież że żadna. Widząc nieporadne zachowanie nauczyciela który to pił jak jakiś Miecio spod sklepu pokręcił tylko głową. Używając swoich zdolności postanowił trochę ożywić tą jakże sztywną atmosferę i pchnął uczennicę prosto w objęcia tego alkoholika z Bożej łaski.
- Świetnie, teraz zobaczymy co będzie dalej - Pomyślał i zaśmiał się cichutko obserwując dalej poczynania dwójki czarodziei.
- Świetnie, teraz zobaczymy co będzie dalej - Pomyślał i zaśmiał się cichutko obserwując dalej poczynania dwójki czarodziei.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Pią Mar 17, 2017 2:42 am
Był przyzwyczajony do balów, może aż nadto, mimo że przez ostatnie lata znacząco je ograniczał, nie mając ochoty na te same konwersacje i formy rozrywki uznawanych przez czystokriwste towarzystwo. Zresztą jako osoba ogólnie się maskująca i dobrze kryjąca ze swoją nieco neurotyczną naturą szybko na takich przedsięwzięciach się zwyczajnie męczył, nie mogąc odnaleźć w nich upragnionej ulgi, bardziej angażując się w swoje badania czy prace. No może jedynie jedzenie i alkohol były przystępne, no i oczywiście piękne kobiety. Bal szkolny to jednak zupełnie inna sprawa; z alkoholem musiał się ukrywać jak nieletni czarodziej, z papierosami także, a ładne panie nauczycielki się dzisiaj mu nie pokazywały, znikając wśród roztańczonych uczniów. Nawet jeśli podczas spożywania tegoż wspaniałego trunku z uszu wylatywały mu confetti i tak zamierzał dobrze spędzić ten czas, choć muzyka w niektórych momentach była aż nadto ordynarna jak na gust Hucksberry'ego. O nie, zaczyna się godzina, kiedy cicha, zrzędliwa strona nauczyciela pokazuje się częściej niż powinna. Bardzo smutne zjawisko. Z tego wszystkiego przestał zwracać uwagę na to, kto podchodzi do fontanny a kto odchodzi. Po pomyślnym zakończeniu operacji z szampanem bezalkoholowym, przestało mieć to znaczenie. Zamyślony, bez większej refleksji odwzajemnił kiwnięcie głową, pociągając kolejnego łyka i pewnie by sobie tak dalej pił, gdyby uczennica się do niego nie zwróciła. Skupił się więc na niej, poruszając nogami w miejscu by przypadkiem niezdrętwiały. Zignorował niepoprawną formę "witam", gdyż często zdarzało się to innym ludziom.
- Dobry wieczór, panno... - zmarszczył czoło, próbując sobie przypomnieć jej nazwisko. - Moody.
Wykonał krótki, elegancki ukłon. Kolejne słowa już łatwiej trafiły do jego uszu, a i odpowiedź nie trwała tak długo. Jedna brew mimowolnie uniosłaby się wyżej, gdyż nie zajmował się tym pilnowaniem tak jak powinien.
- Dokładnie tak, panno Moody. W końcu należy zadbać o bezpieczeństwo uczniów, a także i oto by pamiętali o odpowiednim zachowaniu - odparł spokojnie i uprzejmie i upił tym razem mniejszy łyk, dostrzegając jak szybko idzie mu opróżnianie kieliszka a dolewka specjalnego "eliksiru" w najbliższym czasie nie będzie możliwa. Sam Hucksberry musiał przyznać, że ten efekt, gdy był w roli postronnego obserwatora, był wyjątkowo udany i zabawny. Nagła reakcja dziewczyny to jedynie potwierdzała.
- Nic nie szkodzi - odpowiedział, czując jak kąciki jego ust mimowolnie drgają. Sam niemniej nie zamierzał być aż taki "sztywny", choć oczywiście pewnych granic przestrzegać zamierzał. Zerknął jeszcze w stronę sceny by zobaczyć czy coś tam się już dzieje, ale jak na razie nadal trwały przygotowania. Chciał spojrzeć tym razem na fontannę, gdy nagle dostrzegł jak ktoś leci w jego stronę.
Upuścił swój kieliszek, łapiąc uczennicę i starając się zachować równowagę. Zamrugał zdezorientowany, po czym po kilku sekundach, odsunął się jakby został oparzony zaklęciem, mając nadzieję, że dziewczyna sama sobie poradzi.
- Powinna pani bardziej uważać, panno Moody - odparł neutralnie, sprzątając resztki pozostałe z kieliszka za pomocą różdżki i kierując się do fontanny po nowy.
Cóż, nie ma to jak bezalkoholowe szaleństwo. I uczennice lecącego w jego stronę.
Dzień jak co dzień.
- Dobry wieczór, panno... - zmarszczył czoło, próbując sobie przypomnieć jej nazwisko. - Moody.
Wykonał krótki, elegancki ukłon. Kolejne słowa już łatwiej trafiły do jego uszu, a i odpowiedź nie trwała tak długo. Jedna brew mimowolnie uniosłaby się wyżej, gdyż nie zajmował się tym pilnowaniem tak jak powinien.
- Dokładnie tak, panno Moody. W końcu należy zadbać o bezpieczeństwo uczniów, a także i oto by pamiętali o odpowiednim zachowaniu - odparł spokojnie i uprzejmie i upił tym razem mniejszy łyk, dostrzegając jak szybko idzie mu opróżnianie kieliszka a dolewka specjalnego "eliksiru" w najbliższym czasie nie będzie możliwa. Sam Hucksberry musiał przyznać, że ten efekt, gdy był w roli postronnego obserwatora, był wyjątkowo udany i zabawny. Nagła reakcja dziewczyny to jedynie potwierdzała.
- Nic nie szkodzi - odpowiedział, czując jak kąciki jego ust mimowolnie drgają. Sam niemniej nie zamierzał być aż taki "sztywny", choć oczywiście pewnych granic przestrzegać zamierzał. Zerknął jeszcze w stronę sceny by zobaczyć czy coś tam się już dzieje, ale jak na razie nadal trwały przygotowania. Chciał spojrzeć tym razem na fontannę, gdy nagle dostrzegł jak ktoś leci w jego stronę.
Upuścił swój kieliszek, łapiąc uczennicę i starając się zachować równowagę. Zamrugał zdezorientowany, po czym po kilku sekundach, odsunął się jakby został oparzony zaklęciem, mając nadzieję, że dziewczyna sama sobie poradzi.
- Powinna pani bardziej uważać, panno Moody - odparł neutralnie, sprzątając resztki pozostałe z kieliszka za pomocą różdżki i kierując się do fontanny po nowy.
Cóż, nie ma to jak bezalkoholowe szaleństwo. I uczennice lecącego w jego stronę.
Dzień jak co dzień.
- Rossie Moody
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Pon Mar 27, 2017 6:44 pm
Udawanie tej dobrze wychowanej, z dobrego domu nigdy tak naprawdę nie wychodziło jej dobrze. Nie ważne jak bardzo by się starała i tak zawsze gdzieś popełniłaby jakąś gafę. Po prostu wtedy nie była sobą. Całe to aż za nadto kulturalne zachowanie było jej zupełnie obce. Czasami zastanawiała się nad tym jak by wyglądało jej życie, gdyby ojciec nadal żył. Może jej życie wyglądało by zupełnie inaczej. Możliwe, że podczas obiadu nadal mogłaby by trzymać swojego ukochanego psa na kolanach, i wyłapywać z niego pchły, oraz układać gdzieś obok talerza. A ojciec najpewniej by zanosił się śmiechem. Rossie miał niezwykle proste życie, nikt nie przywiązywał wcześniej większej wagi do tego jak się zachowywała, z kim się zadawała. Teraz odnosiła wrażenie, że była traktowana jak zwierzę, zwierze które trzeba było zamknąć w klatce, wytresować, i oddać w dobre ręce. Dla matki nie był już córką, a kawałkiem mięsa, który miał tylko ładnie reprezentować jej rodzinę. Gdyby tylko raz mogła spojrzeć na świat jej oczami. Na pewno by już nigdy nie zrozumiała jej błędnie. Niestety było to nie możliwe, i były niczym dwie łodzie, które nigdy tak naprawdę się nie spotkają. Cóż... mówi się trudno.
-Zaiste... w dzisiejsz...- Zaczęła już coś mówić, ale nie udało się jej tego dokończyć. Poczuła bowiem jak ktoś z całkiem sporą siłą pcha ją w kierunku nauczyciela. Gdyby się tego spodziewała najpewniej by jeszcze zaparła się mocno, ale wszystko to działo się szybko. Tak też jej wątłe ciałko straciło równowagę. Nogi się poplątały, a buty na obcasie tak naprawdę wcale nie sprzyjały w utrzymaniu pionu. Po prostu leciała do przodu, jedyne co jej w tej chwili tak naprawdę zostało to zamknięcie oczu i modlenie się o to, że refleks profesora jest wystarczająco szybki. Ostatecznie wpadła idealnie w jego ramiona, a temu towarzyszył dźwięk tłuczonego szkła. Uchyliła oczy, aby okazać wystraszone jeszcze tęczówki. Wypuściła cicho powietrze z płuc które nabrała w chwili lotu. Była na tyle oszołomiona, że przez chwilę kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że nadal tkwi w objęciach mężczyzny. Dopiero po dłuższej chwilce, kiedy dotarło do niej, że w każdej chwili ktoś może zrobić im zdjęcie, i gdyby to doszło do matki. Musiałaby z tego tłumaczyć się do końca swojego życia. Dlatego też szybko odsunęła się od profesora, upewniając się w między czasie, że wszystko jest na swoim miejscu, że warkocz się nie rozleciał zbyt mocno.
-Przepraszam, ale kto....- Zaczęła i odwróciła się aby spojrzeć w miejsce gdzie najprawdopodobniej ktoś ustał i ją popchnął. Niestety nikogo tam konkretnego nie zauważyła. Dlatego też wzruszyła tylko lekko sama do siebie ramionami, i odwróciła się twarzą ponownie do rozmówcy.
-Bywam czasami wielką niezdarą- Lepiej było przyznać się do tego, niż zwalać winę na jakąś nieistniejącą istotę. Tym bardziej, że w tej chwili nawet nie miałaby na kogo zrzucić winy.
//sory, że tak długo, ale życie trochę daje mi w kość, ale teraz już jest spoko ;) //
-Zaiste... w dzisiejsz...- Zaczęła już coś mówić, ale nie udało się jej tego dokończyć. Poczuła bowiem jak ktoś z całkiem sporą siłą pcha ją w kierunku nauczyciela. Gdyby się tego spodziewała najpewniej by jeszcze zaparła się mocno, ale wszystko to działo się szybko. Tak też jej wątłe ciałko straciło równowagę. Nogi się poplątały, a buty na obcasie tak naprawdę wcale nie sprzyjały w utrzymaniu pionu. Po prostu leciała do przodu, jedyne co jej w tej chwili tak naprawdę zostało to zamknięcie oczu i modlenie się o to, że refleks profesora jest wystarczająco szybki. Ostatecznie wpadła idealnie w jego ramiona, a temu towarzyszył dźwięk tłuczonego szkła. Uchyliła oczy, aby okazać wystraszone jeszcze tęczówki. Wypuściła cicho powietrze z płuc które nabrała w chwili lotu. Była na tyle oszołomiona, że przez chwilę kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że nadal tkwi w objęciach mężczyzny. Dopiero po dłuższej chwilce, kiedy dotarło do niej, że w każdej chwili ktoś może zrobić im zdjęcie, i gdyby to doszło do matki. Musiałaby z tego tłumaczyć się do końca swojego życia. Dlatego też szybko odsunęła się od profesora, upewniając się w między czasie, że wszystko jest na swoim miejscu, że warkocz się nie rozleciał zbyt mocno.
-Przepraszam, ale kto....- Zaczęła i odwróciła się aby spojrzeć w miejsce gdzie najprawdopodobniej ktoś ustał i ją popchnął. Niestety nikogo tam konkretnego nie zauważyła. Dlatego też wzruszyła tylko lekko sama do siebie ramionami, i odwróciła się twarzą ponownie do rozmówcy.
-Bywam czasami wielką niezdarą- Lepiej było przyznać się do tego, niż zwalać winę na jakąś nieistniejącą istotę. Tym bardziej, że w tej chwili nawet nie miałaby na kogo zrzucić winy.
//sory, że tak długo, ale życie trochę daje mi w kość, ale teraz już jest spoko ;) //
- Mistrz Gry
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Sro Kwi 12, 2017 2:07 am
Irytek widząc uczennicę lecącą w objęcia nauczyciela zachichotał. Było to właśnie to co chciał osiągnąć. Korzystając ze swoich magiczno-duchowych zdolności otworzył także szerzej drzwi do głównej sali by inni uczestnicy balu mogli zobaczyć jakie to ciekawe rzeczy dzieją się przy tej fontannie z szampanem.
- Czyżby nauczyciel i uczennica mieli się ku sobie - powiedział głośno będąc niewidzialnym.
Spodziewał się jeszcze większego zażenowania na twarzy Charlesa który puścił Rossie tak jakby paliła żywym ogniem.
Duch jeszcze bardziej niż uczniom lubił dokuczać nauczycielom, a skoro mógł zrobić żart jednej i drugiej stronie oczywiście wykorzystał znakomity moment do psot.
- Czyżby nauczyciel i uczennica mieli się ku sobie - powiedział głośno będąc niewidzialnym.
Spodziewał się jeszcze większego zażenowania na twarzy Charlesa który puścił Rossie tak jakby paliła żywym ogniem.
Duch jeszcze bardziej niż uczniom lubił dokuczać nauczycielom, a skoro mógł zrobić żart jednej i drugiej stronie oczywiście wykorzystał znakomity moment do psot.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Pon Kwi 17, 2017 12:55 pm
Czuł się dobrze w swojej skórze, zupełnie jakby wszelkie maniery i odpowiednie słowa dobrze współgrały z jego istnieniem i może tak w istocie było. Z błędów się rozliczał całkiem szybko, a tych, co nie zauważał same znikały pod gładkimi warstwami. Dawno już przestano go pilnować, uczyć, jedynie tylko listy, wyjce bądź nagłe wizyty próbowały go ustawić do pionu, przypomnieć o rodzinnych obowiązkach. Odkąd był w Hogwarcie to się na jego szczęście uspokoiło, choć coraz więcej miejsca w głowie zajmowały inne sprawy, czasem zupełnie niechciane i Delilah. Oczywiście, że Delilah. Nie miał nawet czasu by wykonać podsumowanie tegorocznego roku szkolnego, zresztą kompletnie nie wiedział, co będzie odpowiednie, od czego należałoby zacząć. Jego życie potrafiło być czasem proste, tak zupełnie zwyczajne, choć i w tym znajdywał niejakie zapewnienie, że to może ulec zmianie. Tak o, z dnia na dzień, bo Fortuna i Los lubili mieszać. Po śmierci rodziców, zwłaszcza ojca, łatwiej było się mu ukrywać ze swoimi znajomościami, choć w sumie nigdy tak naprawdę nie stanowiło to problemu, nawet za tamtych, niemalże sennych czasów. No może oprócz kwestii małżeństwa; ta zawsze tworzyła pretekst by miał pełną świadomość tego, co tak naprawdę jest od niego wymagane jako jedynemu męskiemu dziedzicowi fortuny. Ciotki bywały w tych kwestiach nieznośne. Czy rzeczywiście jej życie było złe? Czy brakowało jej bucików, szat, wstążek, ładnych opakowań, rękawiczek, szczęścia, uwagi i miłości? Czy rzeczywiście należałoby się zastanowić nad biednym losem dziewczęcia w klatce? Może mogła sama się uwolnić, ale nie chciała, może klatka tak naprawdę nigdy nie była zamknięta tylko jej mózg podsuwał takie wizje, bo śmierć rodzica w tak młodym wieku jest ciężka, zwłaszcza z perspektywy dziecka. Choć i matki mają niełatwo - może istniał eliksir, który pomógłby zrozumieć inne spojrzenia na świat, kto to wie. Na eliksirach Charles się nie znał, to nie był odpowiedni przedmiot dla niego. Oto w tym chodziło. Nikt się nie spodziewał i pewnie taki miał cel niesforny poltergeist o czym oczywiście ani on ani ona nie mogli wiedzieć. Roweno te buty to była istna śmierć, jeśli tylko by nimi inaczej pokierowała, choćby na jego całkiem nowe buty.
Oboje więc w porę się odsunęli, Hucksberry nie przepadał za nieporozumieniami, zwłaszcza, gdy chodziło tutaj o niedozwolone stosunki z uczniami, czego skrupulatnie przestrzegał. Żadnych zdjęć, zdecydowanie. I jemu byłoby to nie na rękę. Latające wstążki na szczęście też trzymały się z dala od nich, bo ostatnie czego by pragnął to taniec i to jeszcze za młodą panienką. Kiedy już wrócił z wypełnionym bezalkoholowym szampanem kieliszkiem rozejrzał się jak gdyby liczył, że zauważy kogoś podejrzanego. Na nic się to zdało. Zmrużył oczy pod wpływem tego komentarza, że niby on i panna Moody mieli się ku sobie - było to dla niego nie dość, że niegrzeczne to jeszcze kompletnie nie na miejscu, co zasługiwało tylko na dezaprobatę a nie zaskoczenie. Nie odnalazł jednak tego "kogoś", kto to mówił.
- Albo tak jest w istocie, panno Moody albo dzisiejszego dnia duchy robią sobie z pani i mnie żarty - odpowiedział dość spokojnie i upił spory łyk, mając nadzieję, że znajdzie się chwila by ponownie wzbogacić trunek.
- Dobrze się panienka bawi? Podoba się panience wystrój?
Skoro już tu stoją to mogą przynajmniej porozmawiać.
Oboje więc w porę się odsunęli, Hucksberry nie przepadał za nieporozumieniami, zwłaszcza, gdy chodziło tutaj o niedozwolone stosunki z uczniami, czego skrupulatnie przestrzegał. Żadnych zdjęć, zdecydowanie. I jemu byłoby to nie na rękę. Latające wstążki na szczęście też trzymały się z dala od nich, bo ostatnie czego by pragnął to taniec i to jeszcze za młodą panienką. Kiedy już wrócił z wypełnionym bezalkoholowym szampanem kieliszkiem rozejrzał się jak gdyby liczył, że zauważy kogoś podejrzanego. Na nic się to zdało. Zmrużył oczy pod wpływem tego komentarza, że niby on i panna Moody mieli się ku sobie - było to dla niego nie dość, że niegrzeczne to jeszcze kompletnie nie na miejscu, co zasługiwało tylko na dezaprobatę a nie zaskoczenie. Nie odnalazł jednak tego "kogoś", kto to mówił.
- Albo tak jest w istocie, panno Moody albo dzisiejszego dnia duchy robią sobie z pani i mnie żarty - odpowiedział dość spokojnie i upił spory łyk, mając nadzieję, że znajdzie się chwila by ponownie wzbogacić trunek.
- Dobrze się panienka bawi? Podoba się panience wystrój?
Skoro już tu stoją to mogą przynajmniej porozmawiać.
- Rossie Moody
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Sro Kwi 19, 2017 4:48 pm
Rossie dziwiła się od zawsze, że matka puszczała ją do szkoły. Nie raz słyszała jak ta żaliła się jakiejś kuzynce. Hogwart traktowała jak miejsce gdzie można wyjść na ludzi, ale jednocześnie można zejść równie dobrze na psy. Dla matki ta szkoła była miejscem które zrzeszało ludzi z najróżniejszych środowisk. Za życia ojca kompletnie tym się nie przejmowała. Rossie pamiętała, że niegdyś kobieta ta była człowiekiem który nie przejmował się aż tak tymi cuglami. Nie raz widywała jak podczas kolacji brała swojego ukochanego pieska na kolana, i wyskubywała z jego sierści pchły, a potem kładła je na talerzyku. W ogóle dom rodzinny dziewczyny był niezwykle dziwny. Ojciec od zawsze wolał bardziej podróże po świecie, przygody, być może nawet jakieś przelotne romanse, niż dostojne życie czystokrwistego czarodzieja. Matka za to wychowywała dzieci sama, chociaż trudno było to nazwać wychowaniem. Po prostu sprawiała aby dzieciństwo jej małych szkrabów było radosne. A potem wszystko się zmieniło.
Gdyby Rossalie przedstawiała inny poziom społeczny najpewniej takim wypadkiem jaki miał miejsce przed chwilą nawet by się nie przejęła. Cóż w zasadzie nawet teraz nie bardzo tym się przejmowała. Uznała to nawet za stosunkowo zabawny wypadek, ale problem nadal leżał w jej matuli, która w chwili kiedy tylko o tym się dowie najpewniej dostanie szału, że jej córka rzuca się w ramiona obcego człowieka... ba profesora szkoły. Gdyby Pannienka Moody pozwoliła sobie na romans z nauczycielem byłby to wstyd dla całej rodziny. Stąd też taka była reakcja dziewczyny, że niezwykle szybko odsunęła się na bezpieczną odległość od nauczyciela. Nie chciała ewentualnej powtórki z rozrywki.
-Na chwilę obecną Panie Profesorze tylko jeden duch przychodzi mi na myśl- Irytek, nadworny dowcipniś szkoły. Wedle niego żarty które robił były niezwykle zabawne, i może faktycznie niektóre z nich były zabawne, ale biedny duszek rzadko kiedy zdawał sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów. Eh biedna Rossie... myśli już o tak przyziemnej sprawie jak konsekwencje.
-Muszę przyznać, że są imponujące- U niej w domu raczej częściej odbywało się coś w rodzaju bankietów niż bali, ale atmosfera była jeszcze bardziej sztywna niż teraz. Gdyby ktoś podsłuchał rozmowę profesora i Rossie najpewniej uznałby, że obydowje połknęli kij od szczotki. Cóż blondynka była jak była, ale podstawowe zasady miała wpojone. Szacunek do rodziców, starszych, oraz nauczycieli którzy dbali o to aby wyszła z tej szkoły jak najbardziej wyedukowana.
-Wybaczy mi pan tą śmiałość, ale jestem niezwykle tego ciekawa- Zaczęła dziewczyna po czym ponownie lekko skinęła głową w kierunku nauczyciela, aby po raz kolejny okazać mu jak by na to nie patrzeć należący mu się szacunek.
-Koniec roku się zbliża... gdzie zamierza pan spędzić wakacje?- W zasadzie od zawsze ją to interesowało. Ona najpewniej spędzi je z rodziną, wyjadą na wieś do ich posiadłości, i tam będzie musiała znosić towarzystwo albo zrzędliwych ciotek, albo nowych kandydatów matki, którzy będą starać się o jej względy. A jeżeli sama kogoś sobie nie wybierze najpewniej zrobi to jej rodzicielka. Cóż... wakacje wymarzone.
Gdyby Rossalie przedstawiała inny poziom społeczny najpewniej takim wypadkiem jaki miał miejsce przed chwilą nawet by się nie przejęła. Cóż w zasadzie nawet teraz nie bardzo tym się przejmowała. Uznała to nawet za stosunkowo zabawny wypadek, ale problem nadal leżał w jej matuli, która w chwili kiedy tylko o tym się dowie najpewniej dostanie szału, że jej córka rzuca się w ramiona obcego człowieka... ba profesora szkoły. Gdyby Pannienka Moody pozwoliła sobie na romans z nauczycielem byłby to wstyd dla całej rodziny. Stąd też taka była reakcja dziewczyny, że niezwykle szybko odsunęła się na bezpieczną odległość od nauczyciela. Nie chciała ewentualnej powtórki z rozrywki.
-Na chwilę obecną Panie Profesorze tylko jeden duch przychodzi mi na myśl- Irytek, nadworny dowcipniś szkoły. Wedle niego żarty które robił były niezwykle zabawne, i może faktycznie niektóre z nich były zabawne, ale biedny duszek rzadko kiedy zdawał sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów. Eh biedna Rossie... myśli już o tak przyziemnej sprawie jak konsekwencje.
-Muszę przyznać, że są imponujące- U niej w domu raczej częściej odbywało się coś w rodzaju bankietów niż bali, ale atmosfera była jeszcze bardziej sztywna niż teraz. Gdyby ktoś podsłuchał rozmowę profesora i Rossie najpewniej uznałby, że obydowje połknęli kij od szczotki. Cóż blondynka była jak była, ale podstawowe zasady miała wpojone. Szacunek do rodziców, starszych, oraz nauczycieli którzy dbali o to aby wyszła z tej szkoły jak najbardziej wyedukowana.
-Wybaczy mi pan tą śmiałość, ale jestem niezwykle tego ciekawa- Zaczęła dziewczyna po czym ponownie lekko skinęła głową w kierunku nauczyciela, aby po raz kolejny okazać mu jak by na to nie patrzeć należący mu się szacunek.
-Koniec roku się zbliża... gdzie zamierza pan spędzić wakacje?- W zasadzie od zawsze ją to interesowało. Ona najpewniej spędzi je z rodziną, wyjadą na wieś do ich posiadłości, i tam będzie musiała znosić towarzystwo albo zrzędliwych ciotek, albo nowych kandydatów matki, którzy będą starać się o jej względy. A jeżeli sama kogoś sobie nie wybierze najpewniej zrobi to jej rodzicielka. Cóż... wakacje wymarzone.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Sob Maj 06, 2017 1:06 am
Hogwart podczas tego roku stracił w wielu oczach i teraz musiał odbudowywać swoją reputację; ścisła współpraca z Ministerstwem Magii była jednym z tych kroków, które szkoła wykonała. Z pewnością fakt, że dyrektor był głównie w swoim gabinecie i wszystko z niego nadzorował również swoje robił. Zresztą nie było potrzeby by powtarzać informacje, będące wszystkim - a przynajmniej większości, znane. Za jego czasów było spokojniej, ale i też swoje przeżył, ucząc się przede wszystkim na swoich błędach przy niewielkiej pomocy książek, które same wpadały w jego dłonie. O swoim domu rodzinnym wolał zbytnio nie wspominać, uważał, że dzielenie się ze swoimi wspomnieniami, albo porównywanie jednej rodziny do drugiej było niestosowne. Jego rodzice nie żyli, rodzeństwa nie posiadał, a ekscentryczne ciotki, gdy tylko mogły, wystarczająco mieszały się do jego spraw. Rozumiał ich potrzebę dbania o niego i przede wszystkim o ród, ale osobiście bywał tym nieraz zmęczony. Może powinien się poddać, oddać w ich ręce i dać się ciągnąć na te wszystkie niepotrzebne bale, bankiety w celu znalezienia odpowiedniej, dorównującej mu poziomem narzeczonej? Oszukiwał się jednak, że ma jeszcze czas, przecież nie umrze jutro podczas ostatniej uczty. Zresztą nadal miał sporo pracy i również go ciągnęło do podróży, nieznanych miejsc, które widywał głównie w książkach. Nie oszukiwał się jednak, że zostanie kolejnym wspaniałym odkrywcą, w końcu czarodzieje zawędrowali już wszędzie. Wielce prawdopodobne, że tak właśnie było. Przerażające, prawda? Z jednej strony zabawna sytuacja, z drugiej potencjalnie szkodliwa, a jednak Charlesowi było bliżej do znużenia. Trudno było go czymkolwiek rozbawić, choć z pewnością czułby się skrępowany samą myślą, że mógłby mieć romans z uczennicą - status nie miał nic do rzeczy, chodziło o zasady i zgodność z samym sobą. Prawidłowo zareagowała, tego nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią nie negował, sam wszak się odsunął. Teraz, już po napełnieniu nowego kieliszka, mógł spokojnie trzymać się ściany i mieć pewność, że nikt go od tyłu nie zaatakuje. Muzyka ponownie się zmieniła, a wedle tego, co zauważył na scenie, teraz zaczynały się występy Klubu Magii Nut.
Nadal nie wiedział, co zrobić z kupionymi kwiatami, chyba rzeczywiście zaraz poszuka profesor Thynn albo chociaż profesor Corleone, ewentualnie pozostaje profesor McGonagall lub profesor Sprout. Przyjrzał się nowemu sygnetowi i stwierdził, że wygląda dość intrygująco i rzeczywiście był to trafny zakup.
- Możliwe, ale z tego, co mi wiadomo, pan Filch przygotował się na taką ewentualność, gdyby Irytek, bo mniemam, że o tego konkretnego ducha, a właściwie poltergeista panience chodzi, pojawił się na balu - powiedział spokojnie, pociągając kolejnego łyka i czując jak ponownie konfetti wylatuje z jego uszu. Cóż, balowe urozmaicenia, Charles był przekonany, że stoi za tym sam dyrektor. Kiwnął krótko głową na odpowiedź dziewczyny, czując się trochę jak podczas ostatniego balu w rodzinnej posiadłości. Jego samego nie było stać na spoufalanie się z młodzieżą, mimo że kilka razy przekroczył pewną granicę, kiedy tylko został wytrącony z równowagi. Ale to były zupełnie inne sytuacje. Spojrzał na nią z uprzejmym zainteresowaniem, czekając na potencjalne pytanie. Również krótko kiwnął głową, jakby chciał tym samym okazać przyzwolenie na to by mówiła dalej. Gdy już słowa padły, nieco się zdziwił, ale cóż, pytanie było całkiem neutralne, niewymagające jakichkolwiek konkretów. Wypił resztę bezalkoholowego szampana, niemalże wzdychając na myśl o alkoholu, którego nie mógł się napić. Cóż, najwyżej przeczeka i wtedy odnajdzie miejsce, gdzie uzupełni zawartość kieliszka odpowiednim trunkiem.
- Szczerze powiedziawszy, panno Moody, nie myślałem jeszcze o tym, aczkolwiek sądzę, że trochę popracuję i wyruszę w kilka miejsc by pozwiedzać, posprawdzać i wysnuć wnioski, które pomogłyby mi w badaniach. A panienka ma już plany? A może będzie panienka oczekiwać listu z wynikami z egzaminów i zapoznawać się z najbliższą okolicą?
Nadal nie wiedział, co zrobić z kupionymi kwiatami, chyba rzeczywiście zaraz poszuka profesor Thynn albo chociaż profesor Corleone, ewentualnie pozostaje profesor McGonagall lub profesor Sprout. Przyjrzał się nowemu sygnetowi i stwierdził, że wygląda dość intrygująco i rzeczywiście był to trafny zakup.
- Możliwe, ale z tego, co mi wiadomo, pan Filch przygotował się na taką ewentualność, gdyby Irytek, bo mniemam, że o tego konkretnego ducha, a właściwie poltergeista panience chodzi, pojawił się na balu - powiedział spokojnie, pociągając kolejnego łyka i czując jak ponownie konfetti wylatuje z jego uszu. Cóż, balowe urozmaicenia, Charles był przekonany, że stoi za tym sam dyrektor. Kiwnął krótko głową na odpowiedź dziewczyny, czując się trochę jak podczas ostatniego balu w rodzinnej posiadłości. Jego samego nie było stać na spoufalanie się z młodzieżą, mimo że kilka razy przekroczył pewną granicę, kiedy tylko został wytrącony z równowagi. Ale to były zupełnie inne sytuacje. Spojrzał na nią z uprzejmym zainteresowaniem, czekając na potencjalne pytanie. Również krótko kiwnął głową, jakby chciał tym samym okazać przyzwolenie na to by mówiła dalej. Gdy już słowa padły, nieco się zdziwił, ale cóż, pytanie było całkiem neutralne, niewymagające jakichkolwiek konkretów. Wypił resztę bezalkoholowego szampana, niemalże wzdychając na myśl o alkoholu, którego nie mógł się napić. Cóż, najwyżej przeczeka i wtedy odnajdzie miejsce, gdzie uzupełni zawartość kieliszka odpowiednim trunkiem.
- Szczerze powiedziawszy, panno Moody, nie myślałem jeszcze o tym, aczkolwiek sądzę, że trochę popracuję i wyruszę w kilka miejsc by pozwiedzać, posprawdzać i wysnuć wnioski, które pomogłyby mi w badaniach. A panienka ma już plany? A może będzie panienka oczekiwać listu z wynikami z egzaminów i zapoznawać się z najbliższą okolicą?
- Rossie Moody
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Nie Maj 07, 2017 3:31 pm
Rossie niestety żyła w świadomości, że nigdy nie będzie taka sama jak jej siostra. No, ale przecież Helena była już dorosłą kobietą, miała męża, nim człowiek się obejrzy już na świat przyjdzie ich potomstwo. A Rossie, cóż ona była dzieckiem, dziewczynką, która przesiadywała godzinami w bibliotece, i bynajmniej nie uczyła się tam, a wyszukiwała jakiś romansów które mogła by pochłaniać w dormitorium. Czasami siadała i pisała dziecinne wierszyki, wylewając na papier to co siedzi w jej duszy, a czego nikt tak naprawdę w tej chwili nie był w stanie zrozumieć. Ile ona by oddała aby jej matka mogła spojrzeć jej oczami... na pewno już nigdy by nie zrozumiała jej błędnie. Niestety było to nie możliwe, i jedyne co jej pozostało to próba walki, aby nie pozwolić zamknąć się cuglach.
Błękitne oczy dziewczyny spoczęły najpierw na profesorze, a zaraz potem zwróciła się ku sali. Ich rozmowa, gdyby podsłuchiwał ją ktoś trzeci najpewniej wydałaby się niezwykle nudna. Pewnie wiele osób uważałoby, że pomiędzy tą dwójką doszło do jakiegoś dziwnego wydarzenia, skoro zachowują się w stosunku do siebie w aż tak sztywny sposób. Cóż rodziny czarodziejów czystej krwi na swój sposób byli zacofani. Ross przyglądając się niektórym odnosiła dziwne wrażenie, że rodzice tych dzieci nadal trzymali się czasów w których to oni sami się wychowali. Dzieci były tak naprawdę inne, ale nikomu nie chciało się sprzeczać z rodzicami. Tym bardziej jeżeli były to szlachetne rody. Tam hierarchia i porządek był ustalony od dawien dawna, i rzadko się zdarzało aby ten porządek był zmieniany.
-Obawiam się, że nie mogę się zgodzić panie profesorze. Nasz woźny który niezwykle sumiennie wykonuje swoją pracę, niestety słabo radzi sobie z Irytkiem- Nie raz widziała jak ten człowiek wpadał w prymitywne pułapki Irytka. Każdy wiedział, że z czym jak z czym, ale Filch z tym duchem nie radził sobie w żaden sposób. No, ale czym by był Hogwart bez wrzasków i przekleństw woźnego, które niosły się po korytarzu.
-A nie lepiej po prostu pozwiedzać?- Skierowała swoją twarzyczkę na profesora, a w jej oczach pojawił się niewiadomego pochodzenia błysk... coś jak by jakiś diabełek właśnie w nich się pojawił.
-Nim człowiek się obejrzy nastanie koniec. Myśląc o tym w ten sposób można dojść do wniosku, że szkoda czasu na zajmowanie się tylko pracą- Matka pewnie już by dawno skarciła ją za to co powiedziała Przecież nie ładnie było wtrącać się w życie innych, a tym bardziej w życie nauczyciela. Wyczucie taktu Rossie od czasu do czasu ustępowało czemuś innemu. Zwykłej dziecięcej ciekawości.
-Ja w najgorszym wypadku wyruszę do kilku ciotek, które najpewniej będą próbować wmówić matce, że dziewczyna w moim wieku powinna już dawno mieć partnera, albo conajmniej odpowiedniego kandydata. Na skutek czego ich synowie będą się prześcigać w próbach oczarowania mnie- Tutaj zachichotała lekko. Kto jak kto, ale ona już dawno miała plan jak dać im dobitnie do zrozumienia, że nie muszą się męczyć bo i tak nic z tego nie będzie. Matula dostanie szału, ciotki pewnie zejdą na zawał, trudno. Musiała się jakoś bronić.
Błękitne oczy dziewczyny spoczęły najpierw na profesorze, a zaraz potem zwróciła się ku sali. Ich rozmowa, gdyby podsłuchiwał ją ktoś trzeci najpewniej wydałaby się niezwykle nudna. Pewnie wiele osób uważałoby, że pomiędzy tą dwójką doszło do jakiegoś dziwnego wydarzenia, skoro zachowują się w stosunku do siebie w aż tak sztywny sposób. Cóż rodziny czarodziejów czystej krwi na swój sposób byli zacofani. Ross przyglądając się niektórym odnosiła dziwne wrażenie, że rodzice tych dzieci nadal trzymali się czasów w których to oni sami się wychowali. Dzieci były tak naprawdę inne, ale nikomu nie chciało się sprzeczać z rodzicami. Tym bardziej jeżeli były to szlachetne rody. Tam hierarchia i porządek był ustalony od dawien dawna, i rzadko się zdarzało aby ten porządek był zmieniany.
-Obawiam się, że nie mogę się zgodzić panie profesorze. Nasz woźny który niezwykle sumiennie wykonuje swoją pracę, niestety słabo radzi sobie z Irytkiem- Nie raz widziała jak ten człowiek wpadał w prymitywne pułapki Irytka. Każdy wiedział, że z czym jak z czym, ale Filch z tym duchem nie radził sobie w żaden sposób. No, ale czym by był Hogwart bez wrzasków i przekleństw woźnego, które niosły się po korytarzu.
-A nie lepiej po prostu pozwiedzać?- Skierowała swoją twarzyczkę na profesora, a w jej oczach pojawił się niewiadomego pochodzenia błysk... coś jak by jakiś diabełek właśnie w nich się pojawił.
-Nim człowiek się obejrzy nastanie koniec. Myśląc o tym w ten sposób można dojść do wniosku, że szkoda czasu na zajmowanie się tylko pracą- Matka pewnie już by dawno skarciła ją za to co powiedziała Przecież nie ładnie było wtrącać się w życie innych, a tym bardziej w życie nauczyciela. Wyczucie taktu Rossie od czasu do czasu ustępowało czemuś innemu. Zwykłej dziecięcej ciekawości.
-Ja w najgorszym wypadku wyruszę do kilku ciotek, które najpewniej będą próbować wmówić matce, że dziewczyna w moim wieku powinna już dawno mieć partnera, albo conajmniej odpowiedniego kandydata. Na skutek czego ich synowie będą się prześcigać w próbach oczarowania mnie- Tutaj zachichotała lekko. Kto jak kto, ale ona już dawno miała plan jak dać im dobitnie do zrozumienia, że nie muszą się męczyć bo i tak nic z tego nie będzie. Matula dostanie szału, ciotki pewnie zejdą na zawał, trudno. Musiała się jakoś bronić.
- Mistrz Gry
Re: Gwiezdny Kąt z Fontanną Radości
Pon Maj 15, 2017 1:27 am
Muzyka grała, a Klub Magii Nut czynnie brał udział w urozmaicaniu balu swoimi wykonaniami. Uczniowie bawili się na całego, parkiet był zapełniony uczniami i nauczycielami, praktykantów ledwo było widać, bo dobrze wtapiali się w tłum. Nikt więc nie spodziewał się końca, który nadszedł szybko, mimo że niebo pociemniało - tak samo jak sufit Wielkiej Sali. Po rozmowie z Rossie, Charles się oddalił, spożył resztę alkoholu i mimo wszystko zatańczył na sam koniec z niektórymi nauczycielkami. Profesor McGonagall, cała zarumieniona od ostatniego tańca z profesorem Hucksberrym, ogłosiła koniec zabawy i kazała wszystkim rozejść się do swoich dormitoriów. Nikt z nią nie dyskutował, a po wszystkim nauczyciele wraz z woźnym posprzątali pomieszczenie i zadbali o to by żaden maruder nie szwendał się nocą po zamku. W końcu juro miała być ostatnia, pożegnalna uczta w tym roku szkolnym.
[z/t dla wszystkich]
Każdy obecny otrzymuje po 2 PD i pamiątkowym magicznym zdjęciu.
[z/t dla wszystkich]
Każdy obecny otrzymuje po 2 PD i pamiątkowym magicznym zdjęciu.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach