Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Gwiezdny Ogród Empty Gwiezdny Ogród

Czw Lut 16, 2017 8:41 pm
Dostać się do niego można poprzez specjalne wejście, które znienacka, co jakiś czas, pojawia się w Wielkiej Sali. Jest to miejsce, gdzie zakochana para może romantycznie spędzić czas obserwując gwiazdy, a samotnicy znaleźć zaciszny kąt, aby złapać oddech. Rozciąga się od wyjścia po samo jezioro. By dostać się do serca ogrodu należy przejść piękny, pokryty kwiatami i błyszczącymi gwiazdami labirynt. W samym środku znajduje się niezwykłe, potężne drzewo na niewielkiej wysepce. Świeci się na jasnozielony kolor dzięki magicznym świetlikom. Po drugiej stronie jest przystań z łódkami.
Podobno jest gdzieś tutaj ukryta altanka z której jest wspaniały widok na nocne niebo.
Ismael Blake
Hufflepuff
Ismael Blake

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Sro Mar 22, 2017 11:53 pm
- Zatem czekam, aż rozwiejesz wszelkie moje wątpliwości. - odpowiedziała zaczepnie. Było to swojego rodzaju zaproszenie, prowokacja, jednak z drugiej strony - w żaden sposób zobowiązująca. Chyba ani ona, ani on, nie czuli potrzeby uświadamiania tego drugiego w jakiś skomplikowany, pogłębiony sposób, kim na prawdę byli. Jakie mieli nawyki lub pokręcone przyzwyczajenia. Bardzo dobrze szło im poruszanie się w sferze okazjonalnych znajomych - z pełną swobodą i żartobliwością, więc czy można było nazwać to całe spotkanie nieszczęściem? Poniekąd. Oczywiście biorąc na to poprawkę, odnośnie sposobu w jaki pogawędki prowadzili, szybko gdzieś znikało to nie, przyklejone do słowa właściwego. W końcu dobrze się bawili, prawda?
Obecna sytuacja jednak dość szybko zaczęła budzić jej podejrzenia. Co prawda - spóźniła się, podobnie jak i Black, ale nie widziała do tej pory reszty Huncwotów, a oczekiwała, że pojawią się wszyscy razem w tym samym momencie. W końcu dzielili jedno dormitorium, prawda? Czy ta nieobecność, czy też niedopatrzenie, zmierzała w kierunku braku jakichkolwiek konkretnych planów by uświetnić całą zabawę. Przez moment patrzyła na niego dość nieufnie, w głowie rozważając jakieś mgliste, pojawiające się na wyrywki w jej głowie opcje, jednak trwało to na tyle krótko by nie wzbudzić niczyich podejrzeń. A przynajmniej nie jakichś większych. Ostatecznie doszła do wniosku, że jakoś wybaczy to kłamstewko i Syriuszowi i całej reszcie jego kompanów. W ciężkim sercem, ale zawsze.
- Jedna po drugiej. - wymruczała cicho, nie wiedzieć czy bardziej do siebie czy też do niego, jednocześnie takim tonem i z taką miną, jakby była tego naocznym świadkiem. Słowa jednak szybko rozpłynęły się pod wpływem przeszukiwania Filcha. Cierpliwie czekała, aż obleśne łapska woźnego skończą także z gryfonem, jednocześnie przyglądając się jakiejś grupce ślizgonek, które dopadły do jednego z bliższych stolików i zaopatrzyły się odpowiedni zapas soków w kolorze ich domu. Wesołe chichoty świadczyły dobitnie, że zdążyły wypić już odpowiednią ilość napojów, a razem z nimi eliksir rozweselający. W sumie nie miała nic konkretnego do ślizgonów. Oczywiście - żywiła do niech sceptycyzm czy niechęć, jednak wynikało to raczej z ogólnie przyjętych norm, a nie własnych doświadczeń. Sami nigdy nie zaleźli je za skórę, a ona też nie garnęła się do kontaktów z nimi. Wszystko więc ograniczało się do mijania na korytarzach, albo spotykania na boisku. Chociaż nieco bawił ją cały konflikt na linii Gryffindor - Slytherin. Czasem było na co popatrzeć.
Gdy tylko Black do niej dołączył, ruszyła przed siebie, rozglądając się po sali w poszukiwaniu jakichś strategicznych punktów i czegoś do picia. Chciała mniej więcej rozeznać się w aktualnym rozmieszczeniu wszelkich atrakcji. Dość szybko znalazła i pochwyciła napój, tym razem pozostając wierną kolorowi swojego domu. Dookoła pełno było stolików, w pewnej odległości czaił się parkiet świecący pustkami, jakaś fontanna z której tryskała kolejna porcja czegoś do picia, a gdzieś pobłyskiwała kula dyskotekowa. Zauważyła też coś jeszcze; na znajdującej się obok ścianie pojawiły się drzwi prowadzące na zewnątrz. Widząc nadarzającą się okazję i nie zamierzając zwlekać, ruszyła w ich kierunku, automatycznie niemal sięgając do rękawa Blacka i ciągnąć go za sobą, nawet się nie oglądając. Dopiero gdy znaleźli się na zewnątrz, puściła go, oddychając nieco głębiej ciepłym, letnim powietrzem nocy.
- No no. Całkiem przyjemnie. Przynajmniej nie ma ślizgonów, a jako rasowy gryfon, na pewno się z tego cieszysz. - odwróciła się do niego na moment, uśmiechając wesoło, po czym zrobiła parę kroków w tył, ostatecznie znów kierując się w kierunku dalszej części ogrodu.
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Czw Mar 23, 2017 5:30 pm
Uśmiechnął się nieznacznie, miękko i na swój sposób wyjątkowo tajemniczo - na tyle, ile podobnej sekretności mogło kryć się w człowieku jego pokroju, często określanym mianem otwartej księgi - słysząc słowa Ismael. Nie wyglądał jednak tak, jakby jakoś specjalnie palił się ku odkrywaniu przed nią wszystkich swoich myśli i planów. Jak sam w końcu napomknął, niewiele o nim wiedziała, ale nigdy nie dodał przy tym, że zamierzał zmieniać ten stan nieświadomości. Byli przeciętnymi znajomymi, widującymi się raz na jakiś czas i to zazwyczaj w formie typowego przypadku, bez jakichkolwiek umów na spotkanie. Nie czuł się zatem do niczego zbytnio zobowiązany. Obecnie nie, choć nie wykluczał jakichś zmian. Jego życie opierało się na niestałościach.
- Kto wie, ponoć oczekiwanie czasem się opłaca. - Odpowiedział tylko, kręcąc przy tym głową. Powiedzmy sobie szczerze, może przez większość czasu był naprawdę sporą gadułą, jednakże to nie był jeden z tych momentów. I tylko on sam wiedział, co było elementem ich gierki, a co należało uznać za powiązane z nastrojem.
Zresztą - ten ostatni miał przecież lepszy niż zazwyczaj, no, lepszy niż zazwyczaj w ostatnim czasie. Mimo to chwilami mówił naprawdę sporo, w innych tylko obserwując swoją obecną towarzyszkę, otwarcie jej się przyglądając, gdy snuła swoje nawiązania. Filchowi nie warto było poświęcać nawet jednego spojrzenia, towarzystwo w kolejce też nie trafiło im się zbyt wyborowe, a więc zdecydowanie najwięcej uwagi poświęcał Blake. Czy jej się to podobało, czy nie. A był prawie pewien - nawet mimo wspomnienia o nieszczęściach wszelkiej maści - że w grę wchodziła bardziej ta pierwsza opcja. Nie każdy mógł poczuć się na tyle zauważony przez Blacka, okej? Jeśli o to chodziło, był nadzwyczaj pewny siebie. Uśmiechając się, jedną ręką tarmosząc i tak potargane włosy, no i oddając się Filchowi. Na ofiarę, a jakże inaczej. Ten stary kapeć zawsze go o wszystko podejrzewał. Trzęsienie ziemi na Madagaskarze? To od teraz nie miało związku z jakimikolwiek motylami. To niewątpliwie był efekt Syriusza Blacka, skrzydlate mogły odetchnąć z ulgą.
Łapa ostatecznie także, choć tego nie zrobił. Fakt był jednak faktem - wyjątkowo nie przemycał niczego podejrzanego, więc woźny nie miał na niego żadnego haka. Najpewniej ku jeszcze większej podejrzliwości tego pryka, a jednak jednoczesnemu braku możliwości zatrzymania Blacka, no i pewnej uldze psorki, która nawet się uśmiechnęła. Święto, normalnie najprawdziwsze święto, kumulacja dnia dobroci dla ludzi, zwierząt i animagów. Chłopak nie chciał jednak specjalnie przeginać z dobrotliwością losu, dlatego jak najprędzej oddalił się od drzwi, dołączając do rudej, której posłał specjalny, wyjątkowo zadowolony uśmiech. Aż na swój sposób trochę podejrzany. A otoczenie? Dostrzegł wszystkie te bajery, oczywiście, ale niespecjalnie był nimi zainteresowany. Na pewno jeszcze nie teraz. Teraz bowiem względnie grzecznie kroczył jakąś jedną czwartą kroku za dziewczyną, posyłając znajomym uśmiechy tuż nad jej głową. Przynajmniej do czasu, kiedy nie postanowiła pociągnąć go za sobą w tylko sobie bliżej znanym kierunku. Dał się. Z mieszanką czegoś pomiędzy zaskoczeniem, zdziwieniem, niezbyt rozumnym aha, a rozbawieniem, bo wyobraził sobie, jak to musiało wyglądać dla kogoś z zewnątrz. Drobniutka kobietka ciągająca znacznie wyższego chłopaka za rękaw. Istnie komediowy widok. Cóż, przynajmniej dobrze wiedziała, gdzie zmierzali - na zewnątrz. I wkrótce faktycznie się tam znaleźli. Kontynuując rozmowę.
- Moje gryfońskie serce przepełnia najczystsza radość i uciecha. Skąd wiedziałaś? - Pytając, starał się zachować pełnię powagi, jednakże błysk w jego ciemnych oczach świadczył zupełnie inaczej. Nawet on nie był w stanie tego powstrzymać, poza tym nie widział takiej potrzeby. Zamiast dalej odgrywać niewzruszonego człowieka-głaz, rozejrzał się dookoła. Było... Ładnie. A on nie mógł tego nie skomentować. - Czyżby jakaś wyższa szkoła podrywu, Blake? Kolejny krok po ubolewaniu nad tragicznym losem tych wszystkich biednych dziewcząt? Tiu, tiu, tiu. - Zagwizdał cicho, kierując się jednak za dziewczyną. Dokładnie tam, gdzie to sobie wymyśliła. Nigdy w końcu nie przeczył, że był ciekawski. Interesował go ten cały przypadek, przez który znaleźli się akurat na zewnątrz, zamiast w sali. Nie dowierzał bowiem temu, że Ismael chciała go tylko odciążyć od wpływu towarzystwa Ślizgonów. Nie była aż tak prosta.
Ismael Blake
Hufflepuff
Ismael Blake

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Czw Mar 23, 2017 10:28 pm
Oczywiście - czasem czekanie się opłacało. I na pewno w tym wypadku też by tak było, ale czy mieli czas? Czy mieli go wystarczająco dużo by pozwolić sobie na coś takiego jak czekanie na to co przyniesie rozwinięcie tej znajomości? Oto właśnie Gryfon kończył siódmy rok nauki i miał wyfrunąć z gniazda, czyli opuścić na stałe te chłodne kamienne mury. Miał myśleć o swojej przyszłości i zająć się nią już na poważnie, bo czas przygotowywania i stuprocentowej beztroski się skończył, a przynajmniej tak było w domyśle. Nie mówiąc już o atmosferze jaka była tam, za bezpiecznymi murami. I niekoniecznie daleko. W końcu jeszcze tak nie dawno w Hogsmeage niektórzy doświadczyli strachu, bezradności i śmierci. Śmierci takich jak oni - niedoświadczonych życiowo podlotków. Do tego właśnie tam umarła Erin, siostra Pottera i ukochana Remusa. Oto teraz Syriusz miał wkroczyć pełnoprawnie do tego ciemnego, mrocznego świata. Wątpliwe było by mieli szansę wejść na wyższe poziomy znajomości. Ale nie niemożliwe. Sprawa dodatkowo się komplikowała, bo przecież jej został jeszcze rok. Kolejne dwa semestry pod okiem profesorów, którzy mieli poszerzyć jej wiedzę i umiejętności. Którzy mieli opiekować się nią, co w pewien sposób napełniało ją goryczą. Sprawiało to, że czuła się w pewien sposób bezbronna i słaba. Niedoceniona. Podobnie do tego jak podczas ataku Śmierciożerców gdy więcej czasu spędziła na przepychance nie z nimi, a Remusem.
- Intuicja. - uśmiechnęła się, po czym upiła parę łyków soku i wykonała parę kolejnych, wolnych kroków, rozglądając się dalej z zaciekawieniem. Przed nimi rozpościerał się labirynt, a drzewo obsiane świetlikami błyszczało się urokliwie. Romantycznie. Na tę myśl parsknęła cicho, rozbawiona, nieznacznie odwracając się bokiem w kierunku chłopaka. Ich dwójka pasowała do tej scenerii jak pies do jeża. Wcale.
- Oczywiście. Wszystko zgodnie z planem. - posłała mu delikatny, zaczepny uśmieszek. Wyciągnęła do niego rękę z napojem. - Najpierw pozbyć się konkurencji, a potem wyciągnąć w jakieś osamotnione, klimatyczne miejsce. Bez świadków, bez kogoś, kto mógłby przeszkadzać. Przepis z taniego romansidła od dziewczyn z domitorium.
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Pią Mar 24, 2017 2:12 am
|ja to tu tylko zostawię, bo akurat mi leciało z płyty xd

Jeśli chodziło o ten rodzaj znajomości, jaka się między nimi wytworzyła, Syriusz aktualnie podchodził do tego zgoła inaczej niż mogła to robić Ismael. I nie było w tym dla niego nic złego. Po prostu… Był bardziej człowiekiem chwili. Nie snuł kosmicznych planów na daleką przyszłość, choć czasami faktycznie zdarzało mu się spekulować i mówić o tym, co mogłoby być kiedyś. Czy to na poważnie, czy w formie lekkiego żartu albo sarkastycznego smęcenia. Ostatecznie nie czuł jednak potrzeby zastanawiania się nad sytuacjami, które nie obejmowały sobą okresu poniżej roku wprzód i dopiero po takim czasie mogły ewentualnie mieć miejsce. Po tym wszystkim, co już zdążyło się wydarzyć, po tych wszelkich tragediach… Myślenie zbyt mocno do przodu było czymś robionym niebezpiecznie na wyrost. Jak to szło? Nie mów hop, zanim nie przeskoczysz… Przez następny dzień, tydzień, miesiąc, rok. Nie był ponury, ale nawet on miał w sobie trochę racjonalizmu. Zwłaszcza ostatnio.
Poza tym, na ten moment… Cóż, podobały mu się ich dyskusje. Naprawdę mu się podobały, a jednak nie patrzył na Blake w taki sposób, by wykraczać zbytnio ponad jej rolę dobrej towarzyszki ciętej, ostrej, ale jednocześnie zabawnej rozmowy. Nie oznaczało to, że od czasu do czasu nie przeszła mu przez głowę jakaś pojedyncza myśl dotycząca tegoż przeskoku, ale zbywał ją równie szybko, co jej doświadczał. A wszelkie nawiązania do oczekiwania, wyczekiwania czy ogólnie jakiegokolwiek czekania oraz tego, że takie sprawy mogły się opłacać – mówił tak, bo tak sądził. Dokładnie w tej chwili. Myślał w ten sposób, na co dodatkowo wpływał jeszcze fakt, iż taka a nie inna odpowiedź mogła mu zapewnić trochę możliwości porobienia tych wielce tajemniczych min. Korzystał z tego, z własnych szybkich reakcji.
Nie snuł jednak wielkich planów na to, co miało być później. Świat faktycznie był na to zbyt niepewny, niebezpieczny. I nawet szeroko rozwinięta intuicja, choćby ta wspomniana przez dziewczynę, nie zawsze mogła się przydać, bowiem nie wszystko było tak oczywiste jak jego niechęć do Ślizgonów. On ją okazywał, względnie często – warto dodać. Nie kryjąc się specjalnie z tym, iż przebywanie w towarzystwie tej grupy uczniów bywało momentami zbyt uciążliwe nawet dla niego. Nie zawsze mógł im w końcu dogryzać, nieprawdaż? Czasami najlepiej było zrobić sobie od nich szeroko pojęte wolne, zwłaszcza w tak doborowym towarzystwie.
- Wy… Kobiety... Wy i ta wasza intuicja. Nieziemska. Skąd wy pochodzicie? – Potrząsnął głową, uśmiechając się półgębkiem i odrobinę żałując w tej chwili tego, iż sam nie skombinował sobie czegoś do picia. Miałby powód, by zająć czymś usta i dać rudowłosej milczące zezwolenie na większe rozgadanie się, bo na ten moment oboje nie byli zbyt rozmowni. A taki piękny wieczór zasługiwał na trochę więcej… Czegoś. Zaangażowania w towarzyską dyskusję? Sam do końca nie wiedział, czego.
- Oj, widać, widać, że nie czytałaś najlepszego. – Momentalnie odpowiedział na jej zaczepne słowa, przekrzywiając nieznacznie głowę i rzucając jej uśmiech. Krótki, nietrwały, ale jakże rozbawiony. Mógłby nawet śmiało rzec, że znacznie bardziej niż wcześniej. – Jeśli chodzi o tanie romansidła, w takiej scenerii zawsze znajdzie się coś, co przeszkadza. Nie to, żebym się na tym jakoś specjalnie znał. – To mówiąc, wzruszył ramionami. – Obraca się czasem w towarzystwie młodych romantyków. Tak czy siak, lepiej uważajmy, nim niebo spadnie nam na głowy. – Profilaktycznie jeszcze rozejrzał się dookoła, dodatkowo komentując barwę napoju w wyciągniętej dłoni rudej. – Tym razem nie Gryffindor? To jakaś propozycja domowego sojuszu?
Ismael Blake
Hufflepuff
Ismael Blake

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Pią Mar 24, 2017 2:27 pm
/ o njeeee D:

- Jeśli wierzyć niektórym to z innej planety. - odpowiedziała na jego uśmiech, jednocześnie spoglądając na usiane jaśniejącymi punktami niebo. Od pewnego czasu za każdym razem gdy patrzyła ku górze, na granatowy nieboskłon, na którym ćmiły się delikatnie gwiazdy, przypominał jej się Remus. On i jego problem. Do tej pory nie wiedziała co w niego wtedy wstąpiło, że postanowił podzielić się z nią swoją tajemnicą. Znaczy... wiedziała, ale wciąż nie uważała, że było to rozsądne. Oczywiście - lepiej, że to jej zapłakał na ramieniu i wyrzucił z siebie żale, a nie jakiejś osobie, która niekoniecznie mogła mieć pozytywne zamiary wobec niego... ale wciąż... Nawet ona nie pokusiłaby się w chwili załamania na taką szczerość z osobą zupełnie przypadkową.
Może rzeczywiście było coś w tym stwierdzeniu, że kobiety są z zupełnie innej planety. W końcu hołdowały nieco innym wartościom, w przeciwieństwie do mężczyzn, a przynajmniej tak było w większości. W większości, którą raczej napędzały emocje, a nie logika i Ismael w tym momencie mogłaby niechętnie, ale przyznać, że częściej polegała właśnie na tych niestałościach, na uczuciach, często gwałtownych, a nie na tym co mówił umysł. Rekompensowała to w pewien sposób intuicja, która tkwiła jakoś pomiędzy, wymykając się zarówno logice jak i emocjom. Nie pozwalała wtłoczyć się  w jasno określone ramy, definiowane w jakikolwiek sposób.
- Czyli rozumiem, że jesteś specjalistą w tej dziedzinie? - poruszyła znacząco brwiami, w pewien sposób też jakby zachęcająco. Uśmiechnęła się też przy tym delikatnie. - Oh, rozumiem. - Wymruczała, uśmiechając się do niego kpiąco. Zasłaniał się znajomościami z romantykami, ale romansiskowe stereotypy miał w małym paluszku. Chociaż pewnie szły za tym lata doświadczenia z osobnikami płci żeńskiej, którzy czasem odstawiali zapewne wręcz komediowe scenki, podczas gdy uczucia przysłaniały im możliwość trzeźwego myślenia. W sumie mogło tak być. W końcu wokół tego oto wyklętego paniczyka, którego miała przy sobie, zawsze ktoś się kręcił, o ile nie byli to jego wierni kumple. Black bez kobiet lub nie uganiający się za nimi, jej zdaniem był czymś niezwykle abstrakcyjnym. To tak, jakby wyobrażać sobie motyka bez skrzydeł lub smoka bez zębów - coś było nie tak. Taka sytuacja mogłaby zaistnieć zaledwie w jakiejś dalekiej, odległej i zapomnianej przez wszystkich alternatywnej rzeczywistości.
- Można tak powiedzieć. - parsknęła. - No masz, masz. Nie otrujesz się, a może zrobimy się nieco bardziej... śmieszni. - dodała jeszcze, posyłając mu zachęcający uśmiech, który równie dobrze mógł sprawić, że Black zacznie mieć jakieś podejrzenia co do bezpieczeństwa oferowanego mu napitku. - Wracając do twoich rozważań na temat tanich romansideł - na razie nie widzę niczego i nikogo co mogłoby nam przeszkadzać. Mam więc propozycję, abyśmy ruszyli dalej, może do labiryntu, może nawet nad samo jezioro i sprawdzili gdzie te twoje obowiązkowe przeszkadzajki. Póki ich nie ma wymykamy się kanonom romansideł tanich i w sumie w ogóle, jeśli ufać twoim słowom. Całe szczęście.
Nie czekała już dłużej. Wzięła jego dłoń i wcisnęła mu w nią sok. Nie zadbał pod tym względem o siebie, więc ona zadba o niego, a jednocześnie pozbędzie się niewygodnego do noszenia przedmiotu. - Pij pij, będziesz łatwiejszy. - parsknęła jeszcze, cofając się parę kroków, żeby przypadkiem nie spróbował jej tego oddać.
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Pią Mar 24, 2017 11:14 pm
|o taaak! a na ćmę jest zgoda administracji, jak coś <3

Tak, tej teorii nawet nie śmiał podważać, bo coś w niej niewątpliwie musiało być. Tak samo jak w tym, iż nikt jeszcze chyba nie napisał instrukcji obsługi tak skomplikowanych tworów, jakimi były kobiety. Po prostu były na to zbyt pogmatwane i niezrozumiałe, za bardzo nie z tego świata. A jakaś solidna podstawa do interpretacji niektórych kobiecych zachowań z pewnością by mu się przydała. Być może nie tylko w przypadku Ismael, nie tylko i wyłącznie –  choć był z niej wyjątkowo ciekawy przypadek, ale przy kontaktach ze wszystkimi dziewczynami.
Owszem, nie miewał z tym zbyt dużych problemów, przynajmniej nie na ogół, bo zazwyczaj kręcił się wokół niego chociaż jeden ktoś, kto nawet gadkę o wpływie północno-zachodniego światła słonecznego na wzrost zielonych naci selera uznałby za schlebiającą i czarującą. To wynikało jednak z naturalnego uroku osobistego, a nie jakiejś specjalnej wiedzy o kobiecej psychice. Z niczego szczególnego, ku jego niespecjalnemu zadowoleniu. Doceniał ten swój czar, umiejętność odpowiednio szybkiego odpowiadania przy równoczesnym wkładaniu w to minimum istotnego wysiłku, oczywiście, ale czasem nawet on miał tego serdecznie dosyć.
Dzisiaj wyjątkowo miał więcej spokoju niż czegokolwiek innego i naprawdę to doceniał. Kierując wzrok w niebo, tak jak to zrobiła Blake, i równocześnie z nią przyglądając się gwiazdom. Przez krótką chwilę próbował przy tym nawet wypatrzeć swoją własną, chociaż nie aż tak osobistą gwiazdę – inaczej zwaną Kanikułą lub, o ironio, Psią – ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Niespecjalnie kręciły go te wszystkie astrologiczne śmiechy-chichy. Zdecydowanie nie odziedziczył tego po większości członków swojej rodziny. Tego ani… Cóż, znacznej większości upodobań. I nie to, by czegokolwiek z tego żałował. Nie w tym życiu. W innym też raczej nie. Zresztą, ewentualne braki wiedzy w rodowych dziedzinach rekompensował sobie czymś innym. Na przykład tym, czym obecnie podzielił się ze swoją towarzyszką.
- Mógłbym być. – Sprostował, po czym kiwnął głową z uznaniem dla własnych możliwości. – Gdybym tego rzeczywiście chciał, migusiem zobaczyłabyś we mnie prawdziwego specjalistę od takich spraw. – Mówiąc to dokładnie tak, że nie potrzebował już dodawać ani słowa na temat tego, iż specjalizacja z romantyzmu nie była w jego życiowych planach, odpowiedział zadowolonym uśmieszkiem na kpiący wyraz twarzy Ismael, uśmiechając się do tego stopnia, że w kącikach jego oczu pojawiły się drobne zmarszczki. Niezbyt wyraźne i urocze, jak sam je oceniał. No, cóż. Nigdy nie mówił, że nie zwracał na siebie uwagi w lusterku. Nawet jeśli jego fryzura wyglądała tak, jak gdyby od zarania dziejów nie widział ani fryzjera, ani żadnej powierzchni płaskiej chociaż trochę odbijającej jego obraz.
- Zarzucasz mi bycie nieśmiesznym? Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, z kim rozmawiasz? – Spytał, ni to się oburzając, ni to parskając szczerym rozbawieniem. Co jak co, ale jeśli chciała zadawać się z kimś, kto potrzebował dodatkowych specyfików, aby być zabawniejszym, zdecydowanie trafiła pod zły adres. Mimo jakże romantycznej i klimatycznej atmosfery, nie pozbył się w końcu istoty samego siebie. Prawdopodobnie nie dałby rady nawet wtedy, gdyby chciał to zrobić. Nawet ostatnie trudne wydarzenia nie zabiły w nim w końcu tego, z czym się urodził. No... Albo z czym został podrzucony, bo chyba lepiej było uznawać, że nie przyszedł ot tak – sam jeden; ironiczne przypomnienie, że w każdym rodzie pojawiały się niepoważne czarne owce odstające od ogólnie przyjętych norm – na świat w rodzinie pełnej ponuractwa i mroku. Już chyba wolał być przyniesiony przez bociana, zrzucony w kosmicznej asteroidzie z innej planety albo znaleziony w kapuście.
- Ty ryzykantko. – Zaśmiał się, wyrwany z wcześniejszych rozważań, ostatecznie kiwając głową. – Jak sobie życzysz, señorita. Jeśli się zgubimy i ominie nas jakaś przezabawna akcja, będę wiedział, do kogo zwrócić się z reklamacją. A jeśli jakieś niebo ostatecznie postanowi spaść nam na głowę, bo znajdziemy się w złym miejscu o złym czasie, zacznę cię nawiedzać. Zapamiętaj to sobie. – Powiedział, uśmiechnąwszy się przy tym z miną typowego niewiniątka. No co? On tylko określał warunki! Nie dając jej się aż tak wcisnąć pod pantofel, choć chwilowo próbowała… Go odurzyć? Nie skomentował tego, nie próbując jej też oddać napoju, tylko wypijając go jednym haustem i wyciągając różdżkę, żeby stuknąć nią w puste naczynie, transmutując je w dosyć dużą ćmę, która zatrzepotała skrzydełkami, wyrywając mu się z ręki i odlatując gdzieś za głowę Ismael, gdy Syriusz ponownie wsunął patyk do kieszeni spodni. Doskonale słysząc odzywkę rudej, ale czekając. Wyczekując momentu, kiedy ta zaczęła ruszać w stronę labiryntu.
- Chyba faktycznie jesteś z kosmosu, bo masz tyłek nie z tej ziemi. – Parsknął cicho, lecz jednocześnie na tyle teatralnym szeptem, by doskonale mogła go usłyszeć. Wyprzedzając ją w krokach do wnętrza ogrodu i trącając po drodze kilka krzaczków, czym uwolnił całą masę świetlików. Przeuroczo.
Ismael Blake
Hufflepuff
Ismael Blake

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Sob Mar 25, 2017 12:12 am
Zawsze lubiła niebo. Szczególnie to ciemne, usiane migotliwymi punktami, które układały się w przeróżne wzory - konstelacje. Każdy z tych zbiorów posiadał jakąś historyjkę, która kryła się za jego nazwą. Każdy oznaczał co innego. Gwiazdy pomagały też odnaleźć się zagubionym - zawsze były tam, w górze, gotowe by na nie spojrzeć, by wskazać drogę. Było to w pewien sposób pocieszające, a z drugiej... Bezkres nieba wydawał się mimo całego swojego czaru przytłaczający; sprawiał, że żartobliwa uwaga Syriusza stawała się jakby nieco bardziej prawdziwa. Jakby nieboskłon rzeczywiście mógł zwalić im się w pewnym momencie na głowy. Uśmiechnęła się delikatnie na tę niedorzeczność, szybko wyławiając na niebie znajome trzy gwiazdy, które tworzyły pas Oriona.
- Nie wiem czy ty byś tego chciał. Ostatnia osoba, która próbowała się przy mnie wykazać znajomością terminu romantyczność, nie wspomina chyba tego zbyt dobrze. - parsknęła nieco rozbawiona, a po części też nieco zażenowana na wspomnienie Colette, który wręczał jej kwiaty. Było jej wtedy dość głupio, gdy tylko sytuacja się wyklarowała, ale na szczęście chłopak nie chował do niej żadnej urazy. A przynajmniej miała taką nadzieję.
- Tego nie powiedziałam. - zastrzegła, machając wystawionym palcem przed sobą, dla podkreślenia swoich słów. Wciąż jednak była w wyraźnie dobrym humorze, bo mimo że wyraźnie chciała pozostać poważna, to kąciki ust drgały, a oczy mrużyły się w rozbawieniu co chwilę. - W końcu rozmawiam z Mistrzem kawalarzy. Teoretycznie więc najśmieszniejszą osobą w szkole. Nastrój chyba jednak zrobił swoje. - rozłożyła ręce. Nie sądziła, że potrzebował dodatkowych specyfików, ale... no cóż... skoro ona sama już się napiła to on też musiał. I nawet nie chodziło tutaj o jakiś szczególny efekt, bo puchonka szczerze wątpiła, żeby taka marna ilość soku z kroplą eliksiru rozweselającego miała im zrobić cokolwiek.
- Obawiam się, że duchy nie mogą nawiedzać duchów. Jeśli niebo spadnie nam na głowę... to oboje skończymy tak samo. - pouczyła go z iście protekcjonalna miną i głosem. - Aaaalbo... będziemy nawiedzać jednocześnie Hogwart. Albo też moglibyśmy się wtedy zamknąć w jakiejś pętli i cały czas przeżywać to samo do momentu, gdy niebo spadnie nam na głowy... - mugole wykorzystywali podobne motywy w książkach, albo filmach. Seria czynności powtarzanych po sobie tylko po to, żeby zacząć od początku. Pętla z której istota nie mogła się oswobodzić bo była w zbyt dużym szoku by zauważyć, że tak na prawdę nie żyje... Gdy mu to wykładała, zaczęła machać nieco żywiej rękoma, dopiero po chwili zreflektowała się co robi i zamarła na moment, spoglądając najpierw na swoje dłonie, wciąż uniesione w powietrzu, a potem na niego. - Podobno czasem tak się dzieje, jak ktoś umiera nagle. Tak słyszałam.... - uśmiechnęła się niewinnie, jakby przyłapał ją czymś niewłaściwym, chociaż tak niekoniecznie było. W końcu tylko wykładała mu dostępne możliwości w taki wypadku. Wypadku, który przecież nigdy nie mógł mieć miejsca, ale... był ciekawy. Do rozważania.
Z satysfakcją pokiwała głową, gdy gryfon wypił to, co mu podała. Albo raczej bezczelnie wcisnęła do dłoni. Uśmiechnęła się też delikatnie widząc, jak wyciąga różdżkę i transmutuje naczynie, który trzymał w dłoni. Ćma pofrunęła, a za nią odwróciła się Isma, jakby chwilowo oczarowana czymś, co przecież w ich świecie wcale nie było takie niezwykłe. Czasem jednak łapała się na tym, że potrafiła się ucieszyć taką właśnie błahostką. W sumie tego typu drobne, ładne czary, które cieszyły wzrok i nikomu nie wyrządzały szkody, sprawiały że można było w pewien sposób docenić urok magii. Szczególnie łatwe było to dla tych, którzy mieli styczność z mugolskim światem, pozbawionym tego typu udziwnień. Jej samej zdarzało się pomieszkiwać u rodziców ojca, którzy byli mugolami lub bawić się z kuzynostwem i tymi właśnie drobnymi czarami wywoływać uśmiech na ich twarzach.
Zrobiła też to, na co czekał Black - ruszyła dalej, w kierunku labiryntu. Zaraz jednak do jej uszu doszedł jego teatralny szept. W pierwszym odruchu parsknęła krótkim śmiechem, czując jednak jak oblewa się rumieńcem. Ten bezpośredni komplement dość ją zaskoczył; nie słyszała ich zazwyczaj zbyt wiele - czy tych pokroju właśnie wypowiedzianego czy tych nieco bardziej delikatnych i finezyjnych. W pewien sposób też ich nie lubiła - zawsze węszyła gdzieś podstęp, jak rasowa kobieta. Bo w sumie jeśli komplement padał to znaczyło to, że pewnie coś chciał. Zwalczyła odruch, żeby się odwrócić, żeby posłać mu pełne podejrzliwości spojrzenie.
- Wiem. - odpowiedziała tylko rozbawionym, jednak pewnym siebie głosem, idąc dalej. Chłopak z resztą dość szybko ją wyprzedził, przy okazji płosząc świetliki, które przysiadły na gałązkach, przez co ich stado wzbiło się w powietrze, nadając scenerii jeszcze więcej bajkowości.
- Wiesz, że świetliki często interpretowane były jako dusze zmarłych, błąkające się po świecie? Trochę to ujmuje scenerii... w pewien sposób. - wyciągnęła dłonie i złapała jednego z latających obok niej owadów. Spojrzała na niego przez palce. - Czasem mylono je z błędnymi ognikami, które mają pojawiać się na bagnach i torfowiskach, kiedy ktoś tam umarł i wabić kolejnych nieszczęśników. Potem jednak stały się też symbolem studentów. Miały oświecać przy nauce i takie tam. Ale na to chyba już za późno. - rozplotła dłonie i wypuściła swój egzemplarz znowu na wolność. Ten dość szybko się ulotnił. - Gdzie masz Remusa i resztę? - zapytała jeszcze, idąc jakieś trzy kroki za nim i rozglądając się z zaciekawieniem dookoła. W końcu mieli szukać kogoś, kto miał im przeszkadzać. No to szukała.
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Sob Mar 25, 2017 2:07 am
- Powiadasz? – Mruknął, jednocześnie odrobinę mrużąc oczy, gdy tak przyjrzał się Ismael. Nie jak zazwyczaj. Dokładniej, znacznie dokładniej, wyczuwając w jej wypowiedzi nutę… Zmieszania? Zakłopotania? I choć w to nie wnikał, wyjątkowo darował sobie zadawanie tysiąca pytań, które pozwoliłyby mu drążyć temat, z zaciekawieniem poruszył brwiami. W końcu pod takimi słowami mogło kryć się dosłownie wszystko. Zarówno zwyczajne, coś na zasadzie wzgardy, pogardy i kłótni, jak i bardziej gwałtowne. Ta akcja, te pościgi, te wybuchy. Tak, zdecydowanie był sobie bowiem w stanie wyobrazić panienkę Blake tłukącą kogoś w sam środek nosa choćby nawet za wspomnienie o czymś romantycznym. Nie do końca wiedział, co w niej skłaniało go ku takiemu wyobrażeniu, ale fakt pozostawał faktem. Mimo że drobna, malutka i z pozoru wyjątkowo delikatna, z pewnością była większą diablicą niż ktokolwiek sądził. Miał do tego nosa, zwłaszcza po tych kilku spotkaniach.
- Praktycznie najśmieszniejszą osobą w całej szkole. Nie wiem, jak sobie beze mnie poradzicie, bo jestem niezastąpionym królem kawalarzy. Co pragnę tutaj nieskromnie podkreślić. – Stwierdzając, dodatkowo zadarł jeszcze głowę w górę, unosząc podbródek i patrząc na rudowłosą z góry, jakby chciał powiedzieć zginiecie z nudów. Cała jego postawa była wystarczająco wymowna. Chociaż niewiele w niej było z faktycznego wywyższania się, przynajmniej na poziomie żartobliwości. Tak naprawdę sądził jednak, iż Hogwart miał co nieco stracić po odejściu zacnego grona Huncwotów. Z pewnością nic nie miało być po tym już takie jak wcześniej. Czy to na zupełnie negatywne, czy może choć trochę dobre, bo w końcu niekiedy biednemu Filchowi niewiele brakowało do zawału. Przez nich, a jakże inaczej. Chociaż… Jego zdaniem, woźny i tak nieustannie wyglądał jak trzy ćwierci do śmierci, ale mimo to uporczywie trzymał się życia. Uparty człowiek. Ten to nawet za życia potrafił nieźle nawiedzać. Zarówno ludzi, jak i duchy.
- Obawiasz się? Czyli chciałabyś być przeze mnie nawiedzana i wyrażasz obawę, że tak nie będzie? Nieźle, nieźle. – Nie, nie mógł jej przepuścić tego tonu. Musiał się w jakiś sposób odegrać, a łapanie Ismael za słówka było tutaj najwygodniejszą opcją. Zdecydowanie najlepiej mu pasowało. Chociaż jednocześnie na pewno nie znał się na tym wszystkim tak bardzo jak ona. Na pętlach, nawiedzeniach, przeżywaniu wszystkiego raz po raz… Choćby nawet dwoił się i troił, nie wnikał nigdy w ten temat, zatem nie mógł zbyt racjonalnie podważyć jej wypowiedzi. Co nie oznaczało, że nie zamierzał tego zrobić. Na moment zagryzając dolną wargę i przesuwając językiem po wewnętrznej stronie zębów. Aż wreszcie wypalił.
- Ile osób zabiłaś, żeby mieć taką wiedzę? – Tak. To była dla niego wręcz perfekcyjna odpowiedź na gadkę Blake. Z wykorzystaniem niepodważalnej logiki, oczywiście, bo skoro nie wspomniała o czytaniu na ten temat z książek, posługując się określeniem słyszałam, zatem realistyczną zdawała się ta wizja, w której rudowłosą nieustannie prześladowały duchy ofiar-lemingów. Być może nawet będące przy nich właśnie w tym momencie? Skoro opowiadała aż tak szczegółowo i z takim poinformowaniem. Profilaktycznie rozejrzał się dookoła. Bardzo, ale to bardzo zauważalnie. Nie dało się nie dostrzec, że wyraźnie czegoś szukał. Czy to w szczerym przekonaniu, czy dla zwyczajnych jaj. To wiedział już tylko on sam, a nie zamierzał kwestionować powagi wydźwięku własnej wypowiedzi.
Zwłaszcza że zaraz zajął się czymś innym. Bardziej imprezowym, co całkowicie mu pasowało. I… Prowokacyjnym? Oj, być może ociupinkę, na którą całkowicie świadomie sobie pozwolił, bo nie spodziewał się dostać w twarz za jeden krótki tekścik. Na dodatek żywcem wyjęty z książeczki, którą znalazł pod łóżkiem jednego z kolegów – dyskretnie nie wspominając, którego – w dormitorium. I zaiste – nie oberwało mu się. Ku jego zawodowi, dziewczyna nijak jednak nie zareagowała. Niby zachowała tym twarz, ale jednocześnie… Podświadomie chciał usłyszeć lub dostrzec coś więcej niż pewnie wypowiedziane wiem. Tymczasem ona kompletnie zeszła z tematu. Wysłuchał jej słów, oczywiście, coraz bardziej unosząc brwi.
- Ponowię pytanie. Ile osób zamordowałaś, co, Blake? – Mruknął z rozbawieniem, utrzymując tempo stawiania kroków, ale też jednocześnie przyglądając się świetlikom latającym mu dookoła głowy. Być może zaraz któryś miał szepnąć mu do ucha coś w rodzaju cichuteńkiego help me? A nuż. – Czyli to byli studenci, huh? – Dodał po chwili, uściślając. – Twoje ofiary.
Jeśli zaś chodziło o Remusa i resztę, na ten moment nie zamierzał jej odpowiadać. Choćby nawet go o to prosiła. Zamiast tego posłużył się kartą żartobliwości.
- Może ty mi powiesz? – Spytał, zatrzymując się w połowie kroku, obracając głowę w jej stronę i wymownie spoglądając na świetliki dookoła niej.
Ismael Blake
Hufflepuff
Ismael Blake

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Sob Mar 25, 2017 5:27 pm
N pewno dadzą sobie jakoś radę. Fakt - szkoła niewątpliwie nieco traciła na swoim uroku wraz z odejściem Huncwotów, jednak na pewno ktoś już planował wcisnąć się na ich miejsce. W sumie to osób, które sprawiały problemy było więcej jak tych cichych i miłych, które stanowiły podręcznikowy wzór dobrego ucznia. Na pewno więc ktoś już planował wskoczenie na miejsce Blacka i trójki jego przyjaciół - w końcu ktoś musiał zająć ich niszę, a że do tego owa rola kojarzyła się ze swoistym blichtrem to tym lepiej dla chętnych. W samym Hufflepuffie coś szybko by się znalazło i nie miałaby tu na myśli siebie, chociaż swoje za uszami też miała.
Prychnęła rozbawiona słysząc jego domniemania, w swojej naturze będące dość wątpliwe. Nawiedzający ją Syriusz Black był chyba jedną z ostatnich rzeczy jakich w życiu potrzebowała. Albo raczej odnosząc się mocniej do kontekstu zarysowanej przez nich sytuacji - po życiu. Nie to, żeby miała coś do jego skromnej osoby, ale chyba wszyscy po śmierci chcieliby spokoju, a on? On na pewno nie gwarantowałby jej tego komfortu. Mogła się o to zakładać. Miała też wrażenie, że gdyby Black miałby włóczyć się po świecie po śmierci, to najpewniej byłby czymś w roli Irytka. Wszędzie byłoby go pełno i uprzykrzałby innym życia w mało przyjemne sposoby, a dodatkowo nie dałoby się nijak nad nim zapanować.
- Ta-je-mni-ca. - uśmiechnęła się do niego, przykładając palec do ust. Jednocześnie coś w wyrazie jej twarzy sugerowało, że za tym jednym słowem kryło się coś w stylu gdybym ci powiedziała musiałabym cię zabić. Nie mogła przecież zdradzać takich rzeczy: liczba ofiar na jej koncie pozostawała i pozostać musiała ściśle tajna. Jakoś wątpliwym było by Black został jej partnerem w zbrodni.
Żeby rzuciła się na niego z rękoma musiałby się o wiele bardziej postarać. Skomplementowanie w tak bezpośrednio sposób jej tyłka nie było niczym niewłaściwym, a przynajmniej jej to nie przeszkadzało. Nie umiała reagować na komplementy - chęć droczenia się w tym momencie czy wyjścia z jakąś prowokacją rozpłynęła się gdzieś i zniknęła pod warstewką zawstydzenia i delikatnych rumieńców, które wypełzły na jej policzki, a których on, na całe szczęście, nie zauważył. Może gdyby była świadoma, że oczekiwał od niej czegoś więcej w odpowiedzi, to wtedy postarałaby się w pewien sposób ubarwić swoją reakcję, a tak? Pozostawiła go z zawodem sam na sam.
- Oh, czy to w ogóle ważne? Tyle ile było potrzeba do uzyskania satysfakcjonujących wyników. - zaśmiała się, wyciągając dłoń w kierunku żywopłotu i urywając niewielką jego gałązkę czym pobudziła kolejną chmarę świetlików do lotu. - Nie tylko. - dodała jeszcze, zaczynając powoli oskubywać z listków gałązkę, którą przed chwilą zerwała. Kręciła głową dookoła, ostatecznie zatrzymując wzrok na wejściu, które ponownie zmaterializowało się na ścianie zamku w zupełnie przypadkowym miejscu. Na moment dobiegły ich dźwięki muzyki, a na trawę przed wejściem wylało się światło Wielkiej Sali. Zatrzymała się w ostatnim momencie, omal na niego nie wpadając. Potrząsnęła głową, skupiając spojrzenie na jego oczach.
- Jaa? - wymruczała niewinnie, przekrzywiając głowę na lewą stronę i uśmiechając się zaraz delikatnie. - Nie śmiałabym. Nie mogłabym pozbawić cię twoich wspaniałych towarzyszy, a Hogwartu grupy tak wspaniałych kawalarzy. - uśmiech zmienił się na nieco bardziej kpiący, a w jej głosie dało się wyczuć nutę ironii. Oderwała kolejny listek od dzierżonej gałązki i rzuciła mu go w twarz. - Ale myślałam, że będziecie wszyscy razem. W sensie... że będziecie coś planować, coś robić. Coś większego. A zamiast tego... spacerujesz sobie po ogrodzie jakby nigdy nic. To jakiś podstęp? Zmyłka dla uspokojenia McGonnagall? A może czekacie na sam koniec? Spodziewałam się po prostu czegoś... innego? W każdym razie czegoś, kiedy się tutaj wybierałam - rozłożyła ręce, wzruszając przy tym ramionami. Niby była nieco zawiedziona, ale czy tak było na prawdę? Nie koniecznie. W końcu nikt jej niczego tak na prawdę nie obiecywał, bo też nie brała na poważnie zapewnień Blacka na balkonie. Po prostu jej zdaniem żal było nie wykorzystać balu do zrobienia ostatniego, porządnego żartu przed opuszczeniem szkoły.
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Sob Mar 25, 2017 11:52 pm
- Cóż, moja droga panno tajemnico... – Mruknął, stukając się kilka razy palcem wskazującym o wargę. – Powiedziałbym nawet, że to wyjątkowo istotna kwestia, która może zaważyć na całej twojej najbliższej przyszłości. Zadaj sobie pytanie, jaką miejscówkę w Azkabanie wolisz. Taką od podwórka czy może z malowniczym widoczkiem na skały, skały, skały, trochę bezkresnych wód, skały, skały, skały... Skały… A czy wspominałem już, jakie rozkoszne skały możesz oglądać, jeśli tylko odpowiednio przysłużysz się ludzkości w swoich niewątpliwie naukowych badaniach nad umieralnością? Jak sama sugerujesz, postępujących w iście szaleńczym tempie. Ta liczba to przyszłość, Blake. No i spójrz na te wszystkie nagłówki. – Niby to wzdychając w zamyśleniu, zupełnie tak, jak gdyby faktycznie oczami wyobraźni widział te wszystkie teksty z Proroka Codziennego. Wpierw traktujące o największej pomocnicy śmierci w tym stuleciu, a za pięćdziesiąt lat o niezrozumianej, niedocenionej badaczce.
Faktycznie jednak wolałby, by w Ismael nie było zbyt wiele z morderczej modliszki tudzież innej czarnej wdowy. Każdy miał w sobie odrobinę z typowego psychopaty – nawet on – ale zdecydowanie powinno być to wyważone. Nie potrzebowali w końcu kolejnego wielkiego złego albo nawet pretendenta do tego miana. Tych magiczny świat od zawsze miał na pęczki. Gorzej za to z tą drugą stroną, jak zwykle zresztą. Czy to u czarodziejów, czy pośród mugoli.
Aczkolwiek zdecydowanie nie była to pora na podobne rozważania, więc się ich nie dopuszczał. Bardziej tylko operując pomniejszymi żarcikami na podobne tematy, bo ten wieczór powinien opierać się na jak najczystszej zabawie. Wszelkie paskudztwa i tak zapewne wyczekiwały już na nich za murami Hogwartu. Być może się mylił, ale czuł, jakby miał co do tego niczym niezmąconą pewność. Zupełnie jakby trzecie oko wyrosło mu na czole albo jakby zyskał jakieś talenty jasnowidza, choć szczerze wierzył w to, iż większość z gadek takich ludzi była wyłącznie tanią ściemą. Cóż.
- Oj, nie bądź już taka nieśmiała. Zrobiłabyś to. – Powiedział, prawie całkowicie ignorując nagłe przerwanie klimatu i towarzyszące temu śmiechy-chichy, zamiast tego, patrząc prowokacyjnie na Blake. Zupełnie tak, jakby odpowiadał jakąś milczącą formą kpiny na jej własne pokpiewania. – Oboje wiemy, że nie jesteś byle lemingiem. Nie mów mi, że jest inaczej. – I jakby idealnie do tego, spojrzał na gałązkę w jej dłoni i na listek, którym w niego rzuciła. Bez słowa… Cóż, próbując złapać go w zęby. Dumnie przenosząc go z języka w kącik dolnej wargi i poruszając przy tym brwiami. Powiedzmy, że nawet w ludzkiej postaci miał w sobie coś z psa. Jednocześnie pragnąc chyba też na swój sposób odwrócić uwagę dziewczyny od tego, co tak czy siak padło. Westchnął, jakby miał ponad sto pięćdziesiąt lat na karku, a ktoś właśnie powiedziałby mu, że szykowała się następna dwusetka. Albo jak naprawdę, ale to naprawdę!, zawiedziony nauczyciel.
- Pierwsza reguła Huncwotów, Ismael, nigdy nie rób tego, czego się po tobie spodziewają. To powinno ci teraz wystarczyć. Wszystko w swoim czasie. – Zakląskał językiem o podniebienie, rozglądając się wokoło. – Skoro ty masz swoje tajemnice, ja też mam do nich prawo. To co? Idziemy szukać tego wyśnionego miejsca w labiryncie? Czy wolisz poobserwować Ślizgonów na wybiegu w balowym zoo? – To mówiąc, kiwnął głową w stronę, z której jakiś czas wcześniej dobiegały głośne dźwięki dzikiej zabawy.
Ismael Blake
Hufflepuff
Ismael Blake

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Nie Mar 26, 2017 1:12 am
- Zapomniałeś jeszcze o... skałach. - uśmiechnęła się kwaśno, nie wytrzymując tak jednak długo. Zaraz wyrwało jej się kolejne rozbawione parsknięcie, kwitujące te jego nagłówki. Oczywiście, wyobraźnia pogalopowała do przodu, we wskazanym jej przez słowa Syriusza kierunku. Już jej oczami widziała te wszystkie nagłówki, które pojawiły by się w gazetach. Niewątpliwie - jej geniusz pozostałby niezrozumiany, jednak wciąż biegłaby za nim sława. - Może cię to zaskoczy, ale pragnę rozwijać się w innym kierunku. Pozbywanie się ludzi nie do końca zaspokaja moje zainteresowania. Jest też zbyt pracochłonne. - Trzeba było w końcu przecież najpierw znaleźć odpowiednią ofiarę, a potem jakoś zgrabnie zaplanować wszystko krok po kroku - czego użyć, jak postąpić, jak pozbyć się ciała i jak zatrzeć ślady. Mnóstwo rzeczy, które dodatkowo wszystko utrudniały i wydłużały cały proces morderstwa. Pomijając ten jej chwilami całkiem ponury humor, wcale nie było tak źle. W końcu do tej pory jakoś dzielnie wstrzymywała się przed popełnianiem mordów, nie mówiąc już o jakichś masowych.
- Pozbycie się takiego skarbu byłoby czymś niewybaczalnym. - patrzyła na niego dokładnie tak samo jak on na nią. - I jeśli jeszcze nie zauważyłeś to do leminga mi akurat daleko. - uśmiechnęła się, a potem zaśmiała widząc jak Black łapie rzucony w jego kierunku listek. Poruszenie przez niego brwiami sprawiło tylko, że śmiech przybrał nieco na sile, a jej wolna dłoń powędrowała w kierunku ust, nieznacznie je przysłaniając. Dość szybko przeszła do nieznacznego chichotu, a gdy w końcu się uspokoiła obdarzyła go szerokim, ciepłym uśmiechem. Nie trwało to jednak długo bo grymas szybko zyskał prowokacyjny wyraz. - Jak ci rzucę patyk to też go złapiesz? - tym razem przekrzywiając głowę w drugą stronę i wpatrując się w niego, przez co przypominała raczej zaciekawione zwierzątko.
Kiwnęła też zaraz głową, dając mu tym samym poniekąd do zrozumienia, że niech mu będzie - przyjmuje jego tłumaczenie i daje mu spokój. Nie zamierzała więcej ciągnąć go za język w tej kwestii bo też niezbyt palił się do tego, żeby udzielić jej jakichkolwiek informacji. No cóż... mówi się trudno. Musiały jej starczyć jego słowa i jej własne domniemania i przypuszczenia.
- Hmmmm.... - zmrużyła dwukolorowe ślepia, przygryzając dolną wargę, jakby rzeczywiście zastanawiając się nad podjęciem decyzji. Zaraz też odjęła dłoń od twarzy i uniosła też drugą, udając tym samym szalki wagi, jakby właśnie próbowała zważyć która propozycja jest lepsza. - Ślizgoni czy wyśnione miejsce... - poruszyła rękoma na przemian w górę i w dół, ważąc dane jej przez Syriusza opcje. Chwilę tak machała łapami z miną myśliciela, która w końcu zniknęła, ustępując uśmieszkowi szelmy.
- Wyśnione miejsce.
Podjęła wreszcie decyzję i ruszyła, wymijając go, a jednocześnie zatrzymując na nim wzrok do oporu. Odgłosy balu rozmyły się, podobnie jak wejście do sali. Pozostali więc znowu wśród przyjemnej ciszy, świetlików i otoczeni labiryntem. Aż dziw, że to miejsce zdawało się świecić pustkami. Albo inni jeszcze się nie zmęczyli, albo nie załapali na otwarte przejście, albo... albo poznajdowali sobie inne ustronne miejsca.
W pewnym momencie przeszła jej przez moment dość głupia myśl, nawiązująca do jego wcześniejszego komplementu. W pierwszej chwili po prostu uśmiechnęła się do siebie kpiąco, przez moment rozważając, albo próbując rozważyć czy powinna powiedzieć to, co właśnie wlazło jej do łba. Nie dokończył jednak tego procesu, bo zanim w mózgu zapaliła się czerwona, ostrzegawcza lampa, zdążyła już wymruczeć teatralnym szeptem, tak żeby słyszał:
- Teraz masz szansę patrzeć na ten tyłek nie z tej ziemi. Nie zmarnuj okazji.
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Nie Mar 26, 2017 7:07 pm
- Patrz! Jak mogłem o nich nie pamiętać?! – Rzucił w udawanym szoku i zatrwożeniu własnym, naprawdę rzeczywistym zapominalstwem. Chociaż chyba znacznie bardziej powinien obawiać się rudej, która mu towarzyszyła. Nawet pomimo jej, jakże uspokajającej, odpowiedzi. – Nadal mówisz jak najprawdziwsza znawczyni, więc nie powiesz mi, że kompletnie nic w tym nie ma. – Z miną najprawdziwszego znawcy, pokiwał głową, jakby sam wiedział lepiej od niej, jakby znał ją znacznie lepiej niż ona sama się znała. Co, oczywiście, dalekie było od stanu rzeczywistego. Tak mocno jak tylko mogło być.
- Byłabyś przeklęta na wieki... – Szepnął, nagle poważniejąc na kilkanaście sekund, jakby powierzał jej największy, najmroczniejszy sekret na tym świecie. Po czym znowu powrócił do poprzedniego uśmieszku i odpowiadającego mu wyrazu twarzy. Jakby był zarazem Gollumem i Smeagolem. – I dobrze. Lemingi nie są najciekawszymi stworzeniami na świecie. – Czy to miał być komplement, czy cokolwiek innego, tego nie powiedział. Zaraz skupił się na czymś innym. W końcu dokładnie takim człowiekiem był. Wielozadaniowym, często zmieniającym zdanie, robiącym wiele rzeczy naraz i przeskakującym z jednej czynności w drugą, z jednej myśli w kolejną. Po takim czasie obcowania z nim w Hogwarcie, cóż, nikogo nie powinno to specjalnie zdziwić. Naprawdę.
- To zależy. – Poruszył głową w jeden i drugi bok, znowu targając sobie włosy ręką. – Czy trafisz w moje upodobania, co do drewna, czy po prostu postanowisz rzucić jakiś tam sobie patyczek. – Nie, wbrew pozorom, nigdy nie łapał gałęzi. Nie w swojej normalnej formie, a i w tej psiej znacznie częściej dostawał nimi po twarzy, zwłaszcza podczas pobytu na obrzeżach Zakazanego Lasu, niż za nimi ganiał tudzież je łapał.
- Widać, że czerwona kiecka nie zrobiła z ciebie prawdziwej Gryfonki. – Skomentował z teatralnym smutkiem, wzruszając jednak przy tym ramionami. – Pewnie za dużo Puchona w Puchonie. Czy jakoś tak. – Stwierdzając, po raz kolejny bezradnie rozłożył dłonie, jakby na znak, że nie mógł kompletnie nic poradzić na jej kiepską umiejętność odczytywania upodobań towarzystwa. A ponoć mieszkańcy domu Helgi Hufflepuff byli tacy empatyczni i wyrozumiali. Ha. Ha. Ha.
- Zgodnie z życzeniem, señorita. – Mruknął, gdy już go wyminęła, jeszcze przez chwilę pozostając w swoim miejscu, nim za nią ruszył. Wspominał coś o tym, że brakowało mu tego świdrowania go wzrokiem? Oto otrzymał je w naprawdę końskiej dawce, nieustannie mając je teraz serwowane na srebrnej tacy przez Ismael. Tylko i wyłącznie przez nią, bo im dalej zmierzali, tym mniejszą mieli szansę na spotkanie kogokolwiek. Czy to żywego, czy martwego. Byli więc zatem całkowicie sami, ale on bynajmniej nie wyczuwał żadnej specjalnej atmosfery, choć klimacik był niczego sobie. Ten księżyc, labirynt, te świetliki… I nagła cisza, jaka zapadła między nimi na całkiem przydługawą chwilę, dopóki Blake jej nie przerwała.
- Uwierz mi, zawsze może być wiele okazji, o których nie musisz nawet wiedzieć. – To mówiąc, wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu. Doskonale wiedział, że mógł sobie tym zasłużyć na pierwszego prawdziwego liścia prosto w tą rozbawioną twarz, jednakże i tak nie mógł się powstrzymać. Jak sądził, pozostawiając Ismael z zastanowieniem nad tym, co dokładnie miał na myśli.
Oczywiście, tak naprawdę nie było w tym nic nazbyt głębokiego, tak naprawdę zupełnie nic w tym nie było, ale chciał wprawić ją w choć drobną konsternację. Dosłownie tego potrzebował – potrzebował nawet odrobinę zaburzyć jej nazbyt konsekwentnie trwałą pewność siebie. Zdecydowanie znacznie bardziej wolał, gdy okazywała więcej różnorodnych uczuć. A żeby jeszcze bardziej wzmocnić wydźwięk swojej zmyślnej wypowiedzi, przyspieszył kroku, najpierw się z nią zrównując, a zaraz ponownie ją wyprzedzając. Idąc jednak przodem do niej i stawiając kroki w tył, a przy tym także jakby kompletnie nie przejmując się ewentualnymi przeszkodami, jakich mógłby nie dostrzec.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Nie Mar 26, 2017 10:32 pm
Piękna sceneria, z pewnością każda zakochana para by tak uznała. No i jeszcze ta dwójka, dość różna od siebie by się tak zdawało na pierwszy rzut oka a jednak! Ha! A jednak, coś sprawiło, że razem ruszyli przed siebie, zostawiając za sobą zgiełk balu i większość towarzystwa, nie dostrzegając nawet dobrze maskujących się par w labiryncie, gdzie uczniowie mówili sobie tak przerażająco słodkie rzeczy jak wiersze o jednorożcach i wodospadach uczuć, o smokach i królewnach, nawet i o wojowniczych goblinach i złowieszczych szeptach lasu, a to wszystko po to by móc zakończyć pięknie puentą o miłości i wyjątkowości tej chwili. Udało się tej dwójce tego uniknąć, prawdziwe szczęście i nawet dostali się blisko drzewa, gdzie wręcz zapierało wdech w piersiach! Magia, czyż nie była cudowna? Kiedy jednak postanowili udać się na poszukiwania tajemniczego miejsca, ukrytego gdzieś w ogrodzie, rozbrzmiał głos z zamku obwieszczający wyboru króla i królowej balu, a także przypominający o wysyłaniu pozdrowień, które mogą zostać przeczytane przez dyrektora bądź któregoś z nauczycieli. Ponoć pierwsze ciepłe słowa od tajemniczych ktosiów się już pojawiły! I jeszcze występ Klubu Magii Nut, Syriusz i Ismael nie mogli jednak już tego popisu umiejętności muzycznych usłyszeć.
Iście jednak tak zupełnie na opak mogło sporo kosztować, nic więc dziwnego, że w końcu się przewrócił. I to o coś.
To coś okazało się śpiącym niuchaczem, który wydał z siebie niezadowolony dźwięk i skoczył na leżącego na ziemi Syriusza, próbując wyrwać mu guziki szaty. Bo ładnie błyszczały i postanowił je mieć, skoro już został obudzony.
Ismael Blake
Hufflepuff
Ismael Blake

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Nie Mar 26, 2017 11:23 pm
Wzruszyła tylko ramionami, zostawiając temat morderstw i widoków z Azkabanu w spokoju. Delikatne niedopowiedzenia jeszcze nikomu nie zaszkodziły, a ciągnięcie tego dalej... czy było tego w ogóle warte? Nawet jeśli - skakali po tematach dość żwawo, zmieniali je szybko więc nie było nic zdrożnego w porzuceniu jednego i zastąpieniu go czymś następnym.
Uśmiechnęła się do niego drwiąco, obracając w palcach zerwaną gałązkę, całkowicie pozbawioną już liści. Nie była duża - mógł ją z równą łatwością złapać w zęby co uprzednio posłany mu listek. Po chwili pstryknęła wymęczonym fragmentem krzaka w jego stronę, pozbywając się śmiecia lub też - sprawdzając rzekome gusta jej rozmówcy o których sam przed chwilą wspomniał.
- Ma mi być w niej do twarzy, a przynajmniej taki był ogólny koncept. Na szczęście o robieniu ze mnie Gryfonki nie ma mowy. - wzruszyła ramionami, papugując go i też rozkładając ręce. W jej głosie można było wyczuć, że jest jej z tego powodu przykro, jednak oczywiście - było to tylko i wyłącznie dla lepszego efektu.
Pomaszerowała przed siebie całkiem dziarsko, jednak gdy tylko usłyszała jego odpowiedź rzuciła mu oburzone spojrzenie przez ramię. Była pewna siebie bo też i cóż innego miała robić? Czuła się dobrze - odpowiadało jej zarówno towarzystwo jak i otoczenie. Syriusz sprawiał się w roli rozmówcy całkiem dobrze, a labirynt sprawiał, że nikt im nie przeszkadzał - można więc było stwierdzić, że czuła się bezpiecznie. Zapewne gdyby dalej siedzieli w sali byłaby o wiele bardziej nerwowa lub rozproszona przez wszystko co działo się naokoło. Nawet, jeśli byli tutaj inni ludzie, to jakoś umykali ich uwadze i nie wchodzili im w drogę, zajmując się swoimi sprawami, albo po prostu sobą nawzajem - podobnie w sumie jak oni, zajęci rozmową.
Teraz jednak przez moment wyglądała, jakby rzeczywiście miała skrócić dystans i zetrzeć ten jego wieczny, rozradowany uśmieszek z twarzy. Nie zrobiła tego jednak, ograniczając się do chwilowych, złowrogich spojrzeń, które śledziły każdy jego krok, gdy to zbliżał się do niej, żeby ją wyprzedzić. Może nie pokwapiła się o zaserwowanie mu liścia, ale gdy tylko Black znalazł się obok niej, uderzyła go pięścią w ramię, w sumie dość mocno jak na taką kruchą istotę jaką była, posyłając mu kolejne, złowrogie spojrzenie, a wszystko kończąc niezadowolonym prychnięciem.
Chciał zaburzyć jej trwałą pewność siebie? No to mu się udało. Trudno jednak było zamienić ją na coś mało... silnego lub delikatnego. Najczęściej w takich przypadkach irytowała się i okazywała niezadowolenie i jeśli Black chciałby zobaczyć ją zawstydzoną, oblaną rumieńcem za tą niepoprawną odzywkę lub nagle o wiele bardziej onieśmieloną to nie miał na to zbyt dużych szans. Przynajmniej nie teraz.
Rzuciła pojedyncze spojrzenie w kierunku zamku, z którego to dotarł ich głos informujący o jakichś balowych rozrywkach; wyborze pary i wysyłaniu pozdrowień. Cóż... niezbyt ją to interesowało, więc słowa wleciały jednym uchem, a wyleciały drugim. Wątpiła też, żeby Black był zainteresowany we wspomnianych obwieszczeniach. Spojrzała w bok, kierując wzrok na oświetlone drzewo, ręce chwilowo trzymając splecione przed sobą. Nie zaszli jednak daleko, w poszukiwaniu tego wyśnionego miejsca, bo Black runął na ziemie. Wywinął pięknego orła o coś, co na początku wzięła po prostu za nierówność terenu, cały jego upadek kwitując krótkim parsknięciem i wciąż naburmuszoną miną.
Szybko jednak jej urażona kobieca duma zniknęła, bo owo coś, co posłało Gryfona na ziemię poruszyło się i skoczyło na niego, szarpiąc guziki jego szaty. Otworzyła usta, chyba chcąc coś powiedzieć, ale chwilę tak po prostu tkwiąc i chyba próbując zidentyfikować stworzenie, które napadło na Blacka.
- Niuchacz! - zakrzyknęła wreszcie, niemal klaszcząc w dłonie i podskakując w miejscu. Nie spodziewała się, że w tym Tajemniczym Ogrodzie znajdą się jakieś magiczne stworzenia, tym bardziej, że niuchacz powinien spać słodko gdzieś pod ziemią.
Oczy zabłysły jej wesoło, a buzia rozciągnęła się w uśmiechu, pełnym jednak jakiejś niepokojącej determinacji. Powiedzmy sobie szczerze - kiedy Isma widziała jakiekolwiek stworzenie magiczne stawała się nagle pobudzona i gotowa na wszystko. Teraz więc błyskawicznie rzuciła się do leżącego na plecach chłopaka, przyklękając przy nim i sięgając do czarnego stworzenia i próbując je złapać i odciągnąć od błyszczących guzików, które niewątpliwie były dla niego niezwykle kuszące. I niech nikt sobie nie myśli, że robiła to, by komukolwiek pomóc. Chciała po prostu złapać stworzenie, żeby chociaż przez chwilę mieć je tylko i wyłącznie dla siebie.
Sponsored content

Gwiezdny Ogród Empty Re: Gwiezdny Ogród

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach