- Liv Mendez
Re: Fontanna
Czw Maj 28, 2015 5:57 pm
Wasze dwa światy. Tak różne. Tak przeciwne. To nie mogło się udać. Jednak znaleźliście wyjście. Może nawet nieświadomie, ale stworzyliście mały świat. Może nie świat, a przestrzeń. Przestrzeń, małe koło, w którym miejsca było niewiele. Tylko na was twoje. Na wasze ciała. Przestrzeń, która była wyznaczona z jednej strony, tęczówkami należącymi do Upadłego Anioła, a z drugiej strony, tęczówkami Anioła Wschodzącego Słońca. Ta przestrzeń znajduje się między Mrokiem a Światłem. Każdy z was, ma za swoimi plecami furtkę, którą szybko może uciec do siebie i spokojnie spoglądać na wasze Miejsce. Wasz parkiet, wasza scena, wasz mały stoliczek do gry. To tu wszystko się zaczęło. To tu wszystko się skończy. Co prawda, przeprowadziłeś Liv przez drzwi do swojego świata i oprowadziłeś ją. Zaproponowała Ci to samo, jednak nie skorzystałeś. Może kiedyś się odważysz… No cóż.. Chyba trzeba się przyzwyczaić, że będąc razem będziecie balansować na granicy tego koła, które zapewnia wam tę chwile ciszy i spokoju. Okay. Dobrze, że nie obiecujesz. Nie będzie mogła Ci niczego zarzucić. Nie złamiesz żadnej obietnicy. Niech tak się stanie. Na stół właśnie upadła ta jedna, jedyna karta ‘Bezpieczeństwo’. Co teraz wyrzucisz Sahirze? W końcu gracie o jej duszę.
Robiłeś dla niej wiele. Większość na jej żądanie. Spełniałeś prawie każdą jej prośbę, jakby była Księżniczką, a przecież dobrze wiemy, że tak nie jest. Bardzo dobrze widzi tą patologię, ale nie sprzeciwia się jej. To taka nowa, choć niebezpieczna odskocznia od jej życia. Wciąż podsuwała Ci nowe propozycje, ale żadną z nich nie byłeś zainteresowany. Nie będzie naciskała. Wszystko ma swoje granice. Uszanuje Twoje zdanie. Wycofa się, odczeka. Kiedy przyjdzie ten odpowiedni moment, kolejny raz, znowu ze spokojem, zaproponuje Ci odwiedziny. Nie musisz się zagłębiać daleko. Możesz stanąć jedynie przy tej furtce...Wychodzi na to, że jesteś mądrzejszy niż ona. Przecież Liv przeszła o wiele dalej niż kilka kroków od wyjścia. I wciąż idzie dalej nie oglądając się za sobą. Brnie przez Mrok… Jak daleko musicie zajść abyś puścił jej rękę?
Zbyt mało odważnych, masz racje, a Ty? Ty chyba nie miałeś co stracić, chyba nawet nic nie ryzykowałeś wbijając maleńkie szpilki w jej ciało. Ale już wcześniej wspomniałeś, że początek wale nie będzie bezbolesny. Jednak z każdą kolejną szpilką, jej chęć życia wzrastała, jakby dzięki nim rozumiała coraz dokładniej jaką drogę powinna obrać. A Ty wciąż ją sprawdzasz, jej granice, jej zachowanie w różnych sytuacjach. A ona na to pozwala. Powiem Ci, że Liv sama pragnie sprawdzić jak daleko może się posunąć, zapominając o konsekwencjach swoich kroków. W tym momencie, liczyła się tylko obecna chwila, nie to co może zdarzyć się za kilka minut, za moment. Dlatego też bez zastanawiania się weszła do tej piaskownicy i zaczęła rozkładać zabawki. Pytanie, co w niej już robił Kocur…? Czekał na ofiarę? Czasem tak pewna spokoju Zwierzęcia, podsuwała zabawki jeszcze bliżej aby Kocur pobawił się z nią, choć on za każdym razem odsuwał się, odtrącał, wyrzucał przedmioty. A ona bez pośpiechu zbierała je i zajmowała swoje poprzednie miejsce. I tak w kółko. Czasem nawet pozwoliła sobie obsypać Kocura piachem. Och, moglibyście usłyszeć z oddali pisk paniki innych dzieci. A ona jedynie z zaciekawieniem patrzyła jak zareaguje. Szaleństwo, doprawdy…
- Dlaczego? – czyste pytanie z ciekawości. Nie chciał, nie będzie wiecznie namawiała. Na pewno nie teraz. Po co rozjuszać Kocura skoro wyraził się tak jasno. Spróbuje kiedy indziej. – Nie tylko w Twojej duszy panuje Mrok, każdy ma mniejszą, większą jego cząsteczkę w sobie. To prawda, Ty jesteś nim cały ogarnięty, ale… - zamilkła. W jej głowie ta wypowiedź brzmiała lepiej, dlatego też nie skończyła zdania. Pozwoliła aby te słowa zawisły między nimi. – Nie nudzi Cię patrzenie ciągle na to samo? A może boisz się? – powiedziała niepewnie. Bała się, że zapędza się za daleko. Ale jak już puścił jej dłoń musiała chwytać się czegokolwiek aby nie zatonąć w tej Otchłani. Nie zawoła Twojego imienia, aż takiej słabości nie okaże. – Boisz się, że Tam nie będziesz znał w ogóle gruntu pod nogami. W swoim świecie znasz prawie każdy zakamarek, a Tam będziesz w całkiem nowym miejscu. Lubisz kontrolować swoje życie? Hm..? – nie odrywała od niego swojego wzroku. Powiedziała to bez jakiegokolwiek zawahania w głosie. Był czysty, głośny i dobitny. Widzisz, walczyła pozostawiona wśród Ciemności. Choć zupełnie go nie znała, choć na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo. Dobrze się bawisz? Tego chciałeś? To patrz, ruszyła jedną z dróg, w ogóle nie wiedząc czy poszła w prawidłowym kierunku. Jednak nie będzie stała w jednym miejscu. Tym razem jej nie złamiesz.
- Tak – kiwnęła głową. – Odpowiedziałeś szczerze i bez żadnych manipulacyjnych sztuczek, ale jakże okrężną drogą – zawołała może trochę za głośno. Przeniosła wzrok na korytarz. Jak wielkie zaskoczenie dało się przez chwile zauważyć w jej oczach, gdy widziała jak uczniowie mijając dziedziniec nawet na niego nie spoglądali. Jakby ten jeden czyn miał sprowadzić na nich ogromne niebezpieczeństwo.
A później wydarzyło się TO.
Nie skomentowała nawet pytania, gdyż późniejsze słowa wciąż grążyły po jej głowie. Zaczęła się bać. Naprawdę. A powiedziałeś przecież to z takim spokojem. Uwierzysz, że nie miała pojęcia kim jesteś. Nie miała pojęcia, że jesteś Wampirem. Słyszała różnie pogłoski, ale nigdy w nie nie wierzyła. Zawsze gdy rozpoczynał się ten temat odchodziła w drugi kąt Sali. Chyba nie chciała przyjąć do wiadomości, że ktoś z uczniów może być kimś takim. Za bardzo wierzyła w dobro ludzi. Odsunęła się kilka kroków. Ale czy ucieczka miała jakiś sens? Czy chciała uciekać. Strach kolejny raz sparaliżował jej ciało. A czuła się już tak swobodnie w Twojej obecności.
- Słucham? – wydusiła z siebie jakby miała nadzieję, że to żart. Jednak nie przyszły zbawienne słowa ‘Ale dałaś się nabrać.’ Nie było śmiechu. Krukon mówił poważnie – Chyba nawet nie mam możliwości odmówić – wyszeptała. Jej serce kolejny raz zaczęło walić jak szalone. Oddech się przyśpieszył, ale znów magia Twoich oczu ją przyciągała i nie pozwalała poruszyć się choć na jedne krok. Minęło kilka chwil, a strach się ulotnił jakby wszystko sobie poukładała, połączyła jakieś kawałki dziwnej układanki, która dopiero teraz nabiera sensownych kształtów. W jej oczach pojawił się ból i troska – Kto zrobił Ci coś takiego? Przecież jesteś taki młody – Tyle emocji w niej teraz buzowało. Strach przeplatał się z niezrozumieniem jak ktoś może być tak okrutnym i skrzywdzić tak młodą osobę.
Długo milczała, a może to tylko jej się tak wydawało.
Chwile zamieniały się w minuty.
Minuty w godziny.
Czy nie minęła cała wieczność zanim wypowiedziała ostatnie zdanie…?
- Czy tak mogę Ci pomóc? – to była zapłata za to wszystko co zrobiłeś dla niej, tak? Mówiłam, że jest w stanie zrobić wiele dla innych, nawet jeśli to było tak bardzo niebezpieczne dla niej samej.
Czy to koniec...?
...
Robiłeś dla niej wiele. Większość na jej żądanie. Spełniałeś prawie każdą jej prośbę, jakby była Księżniczką, a przecież dobrze wiemy, że tak nie jest. Bardzo dobrze widzi tą patologię, ale nie sprzeciwia się jej. To taka nowa, choć niebezpieczna odskocznia od jej życia. Wciąż podsuwała Ci nowe propozycje, ale żadną z nich nie byłeś zainteresowany. Nie będzie naciskała. Wszystko ma swoje granice. Uszanuje Twoje zdanie. Wycofa się, odczeka. Kiedy przyjdzie ten odpowiedni moment, kolejny raz, znowu ze spokojem, zaproponuje Ci odwiedziny. Nie musisz się zagłębiać daleko. Możesz stanąć jedynie przy tej furtce...Wychodzi na to, że jesteś mądrzejszy niż ona. Przecież Liv przeszła o wiele dalej niż kilka kroków od wyjścia. I wciąż idzie dalej nie oglądając się za sobą. Brnie przez Mrok… Jak daleko musicie zajść abyś puścił jej rękę?
Zbyt mało odważnych, masz racje, a Ty? Ty chyba nie miałeś co stracić, chyba nawet nic nie ryzykowałeś wbijając maleńkie szpilki w jej ciało. Ale już wcześniej wspomniałeś, że początek wale nie będzie bezbolesny. Jednak z każdą kolejną szpilką, jej chęć życia wzrastała, jakby dzięki nim rozumiała coraz dokładniej jaką drogę powinna obrać. A Ty wciąż ją sprawdzasz, jej granice, jej zachowanie w różnych sytuacjach. A ona na to pozwala. Powiem Ci, że Liv sama pragnie sprawdzić jak daleko może się posunąć, zapominając o konsekwencjach swoich kroków. W tym momencie, liczyła się tylko obecna chwila, nie to co może zdarzyć się za kilka minut, za moment. Dlatego też bez zastanawiania się weszła do tej piaskownicy i zaczęła rozkładać zabawki. Pytanie, co w niej już robił Kocur…? Czekał na ofiarę? Czasem tak pewna spokoju Zwierzęcia, podsuwała zabawki jeszcze bliżej aby Kocur pobawił się z nią, choć on za każdym razem odsuwał się, odtrącał, wyrzucał przedmioty. A ona bez pośpiechu zbierała je i zajmowała swoje poprzednie miejsce. I tak w kółko. Czasem nawet pozwoliła sobie obsypać Kocura piachem. Och, moglibyście usłyszeć z oddali pisk paniki innych dzieci. A ona jedynie z zaciekawieniem patrzyła jak zareaguje. Szaleństwo, doprawdy…
- Dlaczego? – czyste pytanie z ciekawości. Nie chciał, nie będzie wiecznie namawiała. Na pewno nie teraz. Po co rozjuszać Kocura skoro wyraził się tak jasno. Spróbuje kiedy indziej. – Nie tylko w Twojej duszy panuje Mrok, każdy ma mniejszą, większą jego cząsteczkę w sobie. To prawda, Ty jesteś nim cały ogarnięty, ale… - zamilkła. W jej głowie ta wypowiedź brzmiała lepiej, dlatego też nie skończyła zdania. Pozwoliła aby te słowa zawisły między nimi. – Nie nudzi Cię patrzenie ciągle na to samo? A może boisz się? – powiedziała niepewnie. Bała się, że zapędza się za daleko. Ale jak już puścił jej dłoń musiała chwytać się czegokolwiek aby nie zatonąć w tej Otchłani. Nie zawoła Twojego imienia, aż takiej słabości nie okaże. – Boisz się, że Tam nie będziesz znał w ogóle gruntu pod nogami. W swoim świecie znasz prawie każdy zakamarek, a Tam będziesz w całkiem nowym miejscu. Lubisz kontrolować swoje życie? Hm..? – nie odrywała od niego swojego wzroku. Powiedziała to bez jakiegokolwiek zawahania w głosie. Był czysty, głośny i dobitny. Widzisz, walczyła pozostawiona wśród Ciemności. Choć zupełnie go nie znała, choć na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo. Dobrze się bawisz? Tego chciałeś? To patrz, ruszyła jedną z dróg, w ogóle nie wiedząc czy poszła w prawidłowym kierunku. Jednak nie będzie stała w jednym miejscu. Tym razem jej nie złamiesz.
- Tak – kiwnęła głową. – Odpowiedziałeś szczerze i bez żadnych manipulacyjnych sztuczek, ale jakże okrężną drogą – zawołała może trochę za głośno. Przeniosła wzrok na korytarz. Jak wielkie zaskoczenie dało się przez chwile zauważyć w jej oczach, gdy widziała jak uczniowie mijając dziedziniec nawet na niego nie spoglądali. Jakby ten jeden czyn miał sprowadzić na nich ogromne niebezpieczeństwo.
A później wydarzyło się TO.
Nie skomentowała nawet pytania, gdyż późniejsze słowa wciąż grążyły po jej głowie. Zaczęła się bać. Naprawdę. A powiedziałeś przecież to z takim spokojem. Uwierzysz, że nie miała pojęcia kim jesteś. Nie miała pojęcia, że jesteś Wampirem. Słyszała różnie pogłoski, ale nigdy w nie nie wierzyła. Zawsze gdy rozpoczynał się ten temat odchodziła w drugi kąt Sali. Chyba nie chciała przyjąć do wiadomości, że ktoś z uczniów może być kimś takim. Za bardzo wierzyła w dobro ludzi. Odsunęła się kilka kroków. Ale czy ucieczka miała jakiś sens? Czy chciała uciekać. Strach kolejny raz sparaliżował jej ciało. A czuła się już tak swobodnie w Twojej obecności.
- Słucham? – wydusiła z siebie jakby miała nadzieję, że to żart. Jednak nie przyszły zbawienne słowa ‘Ale dałaś się nabrać.’ Nie było śmiechu. Krukon mówił poważnie – Chyba nawet nie mam możliwości odmówić – wyszeptała. Jej serce kolejny raz zaczęło walić jak szalone. Oddech się przyśpieszył, ale znów magia Twoich oczu ją przyciągała i nie pozwalała poruszyć się choć na jedne krok. Minęło kilka chwil, a strach się ulotnił jakby wszystko sobie poukładała, połączyła jakieś kawałki dziwnej układanki, która dopiero teraz nabiera sensownych kształtów. W jej oczach pojawił się ból i troska – Kto zrobił Ci coś takiego? Przecież jesteś taki młody – Tyle emocji w niej teraz buzowało. Strach przeplatał się z niezrozumieniem jak ktoś może być tak okrutnym i skrzywdzić tak młodą osobę.
Długo milczała, a może to tylko jej się tak wydawało.
Chwile zamieniały się w minuty.
Minuty w godziny.
Czy nie minęła cała wieczność zanim wypowiedziała ostatnie zdanie…?
- Czy tak mogę Ci pomóc? – to była zapłata za to wszystko co zrobiłeś dla niej, tak? Mówiłam, że jest w stanie zrobić wiele dla innych, nawet jeśli to było tak bardzo niebezpieczne dla niej samej.
Czy to koniec...?
...
- Sahir Nailah
Re: Fontanna
Pią Maj 29, 2015 1:00 am
Słyszałem kiedyś, że wokół Nas nie ma Aniołów, bo Jesteśmy potępieni - i rzeczywiście ich nie było, jeśli tylko zrozumiesz, kim jesteśmy "My" w całej swojej okazałości - to Moi przyjaciele, którzy udowadniają mi co dzień, że nigdy nie będę sam, jeśli tylko zostanę w Piekle - dołącz do mnie! Zostań tutaj na zawsze, och szlag - idziesz dalej i nawet się nie oglądasz, już nauczyłaś się wzruszać ramionami i mówić: trudno! - oj, wiesz, dla mnie kłamstwa zawsze lepiej smakowały niż prawda, więc sądzę, że wolałbym się okłamywać, iż zaraz się zagubisz, ale równie dobrze mogłabyś tym przetartym szlakiem wrócić do swego królestwa, niemalże wypraszany - już, już, spokojnie, to, że dasz radę, to nie żadna ściema i już coraz mocniej zaczynasz odczuwać, że możesz sobie poradzić, zaczynasz pojmować, jak silne i młode masz nogi, że nie uginają się pod ciężarem ciała, kiedy to jest nagie i nie przywdziewa żadnych wymyślnych przebrań twoim gestem projektowanych - jeno dlaczego wybrałaś samotność? Tak wiele jeszcze nie wiem, choć wydawać by się mogło, że wiem wszystko - nie wiem, skąd to przeświadczenie, zapewne chodzi o tą niezłomną pewność siebie, która mnie opatulała i umożliwiała rozkładanie skrzydeł nawet kiedy nie było ku temu żadnych sensownych warunków - więc kiedy twoje białe skrzydła sczernieją od popiołu w tym syfie, gdzie ziemię znaczyły plamy krwi po przelanej pasji, kiedy jednak nie będziesz mogła dalej zajść, bo twe oczy zmęczą się od próby dostrzeżenia czegoś w czerni, ja będę obok, choć nie będziesz mnie widzieć - a może jednak ta karta "Bezpieczeństwo" znaczyła dla ciebie o wiele więcej, niż mógłbym podejrzewać? Proszę, weź ją - należy do ciebie, wiem, że będziesz ją posiadać, gwarantując sobie samej nietykalność w nieprzyjaznych murach, gdzie twe delikatne lotki zaczynają opływać smołą - tu, kiedy Słońce przestanie błyszczeć, tu, gdzie za rogiem możesz kupić wszystko, w tym zagłębiu Istot niepogodzonych z losem, królestwie zmarłych dusz, kiedy Zejdzie Słońce powstaną Upadłe Anioły - właśnie takie, jak ja, chociaż zapewniałem cię, że jestem jedyny - chyba skłamałem. Jestem jednym z tych budzących strach, tych, którzy niosą ze sobą obietnicę, że Noc po tym dniu będzie Nocą ostatnią - może i to prawda, że noszę niewidzialną koronę z jadowych kolców, by po mojej skroni mogły płynąć szkarłatne krople, doskonale przerywające biel skóry i czerń oczu, włosów i odzienia - koronę tej pory doby, w której tacy, jak właśnie Ty muszą czym prędzej umykać do swoich bezpiecznych domów, żywiąc złudną nadzieję na to, iż tam nie zostaną dopadnięci - ofiar jest wszak tyle, dlaczego musiało paść na Ciebie..? Musiałem podświadomie wyczuwać, że kiedy już zbyt głęboko zajrzę w twoje Zwierciadła Dusz, już nie będę chciał ich wypuścić, zagarniając jak najwięcej dla samego siebie - jak egoistycznie, czyż nie? A ja tutaj próbuję ci wmówić, że daję ci wszystko, czego tylko zapragniesz, jak prawdziwy Diabeł, co wodzi na pokuszenie, oferując bogactwa, sławę i powodzenie, aby potem i tak wbić sztylet między łopatki, szepcąc do ucha: wszak sama się na to zgodziłaś, mon cheri... - ach, stal tak przyjemnie chłodziła, rozprowadzała po ciele dreszcze, byśmy mogli wydać ostatni dech z naszej piersi - znasz to uczucie? Czy kiedykolwiek ktoś dźgnął cię nożem, poczęstował zaklęciem, które wyciskało ostatnie łzy z oczu..? Co sprawiło, że tak bardzo się wycofałaś - bo na pewno nie byłaś taka od samego początku, przecież widzę to dokładnie po wszystkich twoich reakcja, a bacz, że obserwuję bardzo dobrze - i ty masz swój Mrok, swoje Tajemnice, których nie mogę z ciebie samym spojrzeniem wydusić - zresztą, o zgrozo, za kogo niby ja się mam, by penetrować ludzkie myśli nie mając nawet do tego zaproszenia... a, nie, przepraszam - ty mnie zaprosiłaś już w pierwszym momencie skrzyżowania spojrzeń, jak i ja zaprosiłem Ciebie - chyba oboje naprawdę powariowaliśmy i widzimy to, chociaż oboje wychodzimy na szaleńców - bardzo niedobrze... Co zrobić, gdy Anioł Wschodzącego Słońca zdawał się być tym, którego miękkie spojrzenie przepędzało koszmary i koiło nawet Bestię we wnętrzu..? Tak bajać, wierząc w niemożliwe, starając się zagarnąć jeszcze więcej - tak, tak! - tego właśnie chciałem, Liv!
- Czuję się bardzo starym i leniwym Kocurem. - Uśmiechnąłeś się z lekkim rozbawieniem, rzecz jasna przez ten swój pieprzony cynizm, od którego nigdy wolny nie będziesz. - Lubię pochłaniać Mrok innych... Jednak razem z tym pochłaniam zdecydowanie więcej Jasności. - Złapał cię za dłoń - gdzie ty idziesz,niemądra! Nie tam, nie tam - tam czeka Bestia, tam zostaniesz pożarta..! - I pociągnął w innym kierunku, niby naburmuszony pięciolatek, który nie mógł uwierzyć, że młodsza koleżanka podejmuje tak lekkomyślne kroki, kiedy tylko spuścił z niej oko - a właśnie nie spuścił - prędzej czy później będzie musiał: to spotkanie będzie musiało się zakończyć, a oni oboje będą mieli wyuczoną drogę swych oczu na pamięć, by powracać do nich myślami i zastanawiać się, kiedy spotkacie się następnym razem... Kroczek po kroczku, puzzelek po puzzelku - jak mówiłem: jeśli jesteś wystarczająco cierpliwa, to w końcu będziesz w stanie mniej-więcej spojrzeć na tą układankę tak, by dojrzeć szerszy obraz istoty nazywanej Sahirem Nailahem - niby zwykły człowiek, no przecież - wszak wyglądał... chyba... na dość normalnego... chło... paka..? Takiego... normalnego? - Oczywiście, że lubię kontrolować swoje życie. - W twoim głosie pobrzmiało zadowolenie, z którym nawet nie zamierzałeś się kryć - może i nie była to duma, bo czymże w końcu ona była dla kogoś, kto nie powinien mieć najmniejszego prawa wspominania o niej, tym nie mniej - tak, lubiłeś trzymać wszystko wokół siebie za gardło, nakręcać wszystko wokół własnej woli okupionej ciężką pracą. - Być może dlatego lubią mnie znajdować ci, którzy nie mają siły kontrolować swojego. - Cokolwiek miało to znaczyć, prawda..? No dalej, Liv: jesteśmy przecież oboje Aniołami, jesteśmy tacy sami! Cóż z tego, że ja upadłem - kiedyś też miałem białe skrzydła! Kiedyś moje spojrzenie również było miodem na rany, kiedyś również miałem ciepłe ręce! Obojgu nam splątali skrzydła i nie pozwolili latać - mordercy! Zabiję ich wszystkich, mmm..? Chcesz? Zabiję wszystkich, którzy podnieśli na ciebie dłoń, dzierżąc weń kamień. Chcesz? Szepnij mi słówko - możesz być w tym momencie Księżniczką, pozwól się adorować - skradłabyś mi serce, gdybym je posiadał, oddałbym ci duszę, ale dawno ją oddałem - dam ci więc serca i dusze innych, czy to nie będzie piękny dla Ciebie hołd? Chcesz stworzyć mi ogród, więc ja stworzę ci tron - godny Księżniczki, której skroń winien dekorować diadem - może stworzę go z żeber poległych i oplotę pięknymi kwiatami róż..?
Armia Poległych byłaby na Twoje zawołanie, a Ja dowodziłbym tą armią dla Ciebie - już tyle dni, tyle miesięcy, tyle lat wlepiałem oczy w tą gęstą, lepką czerń, że Twój Świt jest mi zbawieniem.
- Ogólne pytanie zasługuje na ogólną odpowiedź. - Odpowiedziałeś łagodnie, rozkładając ręce w akcie bezradności - i cóż więcej było tutaj do dodania? Ona dość pilnie starała odbijać się twoje piłeczki, które przyjmowałeś na siebie i milknąłeś, kiedy pragnęła, byś zamilknął - tylko widzisz, co się dzieje, kiedy tego życzenia nie składasz - nie istnieje taryfa ulgowa, którą by tobie podarował - ma do ciebie słabość, ale tylko dlatego jeszcze ze sobą rozmawiacie - czy zaś zbliżysz się tak, jak dotąd, mogę zliczyć je na palcach jednej dłoni, niewiele osób się zbliżyło - to pokarze czas, który w życiu tej Nieśmiertelnej istoty był bardzo ważnym czynnikiem - dawno się już nauczył, że obdarzenie zaufaniem kogoś zbyt szybko prowadzi potem do kolejnych ran, kolejnej przelanej krwi w twym Miniaturowym Ogrodzie Kłamstw - tym kompletnie spalonym i zrównanym z ziemią, po którym pozostał tylko popiół - ale to nic, dasz szansę Liv na jego odbudowanie - tylko wszystko w swoim czasie, wszystko w swoim czasie... Naprawdę zbyt łatwo się utopić, kiedy nie było się przystosowanym do tak szalonych, słonych wód szarpanych ciągłymi sztormami.
Opuszczasz ręce i wpatrujesz się w nią przybierając swą kamienną maskę, na której próżno szukać jakichkolwiek emocji i nawet wyobrażenia nie pozwalają ułatwić sobie znalezienia odpowiedzi na to, jak on teraz się czuje - bo jak czujesz się Ty, miła Liv, widać na otwartej dłoni - przerażenie, to nie jest do końca odpowiednie słowo - ale szok zmieszany ze strachem - bardzo wyraziste kolory twojej aury aż by go raziły, gdyby tylko był w stanie je dostrzec - jak widać - nie musiał...
- Masz problemy ze słuchem? - Zapytał z kpiną, unosząc kącik warg, który drgnął mu niebezpiecznie, zwodniczo, słysząc kolejne pytanie i wytrącając z równowagi - oj, lekki cios poniżej pasa - przymrużył oczy i już postawił nogę w przód, już pokonał kilkoma szybkimi krokami przestrzeń między wami, by zacisnąć palce na twoim gardle i przyciągnąć cię do siebie, nachylając się, by wasze oczy znalazły się na tym samym poziomie, na tym samym, szalonym torze.
Kolejka ruszyła.
Trzymaj się, Liv..!
- A co cię to niby obchodzi, kto mi to zrobił? - Lód... znów wrócił ten lód, ten drapieżnik, który spojrzeniem rozrywał na kawałki i gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać - to jego robiłoby to z dziecinną łatwością. Mówił bardzo cicho, jednak ona z pewnością nie miała problemu ze zrozumieniem jego napiętego szeptu. - Co cię obchodzi moja młodość? Nie twój zasrany interes, Maleńka. - Pchnął ją, mocniej naciskając na gardziel, na chwilę mocniej zaciskając palce na bokach jej szyi, by wyprostować się i znowu zbliżyć się o krok - niewzruszony, zimny posąg, z twarzą wykrzywioną w jakimś grymasie obrzydzenia. - Chcesz mi pomagać? Nie potrzebuję żadnej jałmużny.
Potrzebujesz.
Tylko jesteś o wiele za dumny, by... coś takiego przyjąć.
Kolejny szybki ruch, by znaleźć się przy niej i złapać ją za włosy, przechylając jej głowę na bok, by swoim ciałem zepchnąć ją na bok, za róg, gdzie nie było niewygodnych świadków - to zaciszne miejsce... ach, sama chciałaś się zatopić w czerni. Sama chciałaś sprawdzić, czym jest niebezpieczeństwo.
Więc masz, czegoś była taka ciekawa.
Czarnowłosy pchnął ją na ścianę, ale nie puścił - swoim ciężarem ciała dobił ją do niej, a przez jego twarz przemknął chwilowy grymas bólu, jakby to właśnie on był tym szarpany.
- Tak bardzo Cię ciekawi Mrok, co? - Wolną dłonią złapał ją za nadgarstek, by wyciągnąć go w swoim kierunku i przejechać po jego wewnętrznej stronie nosem, odgarniając kawałek materiału zasłaniającego żyłę... i spoglądając Liv w oczy - wbił weń kły, czując, jak po całym jego ciele przepełzają potężne dreszcze niemal zwalające go z nóg.
- Czuję się bardzo starym i leniwym Kocurem. - Uśmiechnąłeś się z lekkim rozbawieniem, rzecz jasna przez ten swój pieprzony cynizm, od którego nigdy wolny nie będziesz. - Lubię pochłaniać Mrok innych... Jednak razem z tym pochłaniam zdecydowanie więcej Jasności. - Złapał cię za dłoń - gdzie ty idziesz,niemądra! Nie tam, nie tam - tam czeka Bestia, tam zostaniesz pożarta..! - I pociągnął w innym kierunku, niby naburmuszony pięciolatek, który nie mógł uwierzyć, że młodsza koleżanka podejmuje tak lekkomyślne kroki, kiedy tylko spuścił z niej oko - a właśnie nie spuścił - prędzej czy później będzie musiał: to spotkanie będzie musiało się zakończyć, a oni oboje będą mieli wyuczoną drogę swych oczu na pamięć, by powracać do nich myślami i zastanawiać się, kiedy spotkacie się następnym razem... Kroczek po kroczku, puzzelek po puzzelku - jak mówiłem: jeśli jesteś wystarczająco cierpliwa, to w końcu będziesz w stanie mniej-więcej spojrzeć na tą układankę tak, by dojrzeć szerszy obraz istoty nazywanej Sahirem Nailahem - niby zwykły człowiek, no przecież - wszak wyglądał... chyba... na dość normalnego... chło... paka..? Takiego... normalnego? - Oczywiście, że lubię kontrolować swoje życie. - W twoim głosie pobrzmiało zadowolenie, z którym nawet nie zamierzałeś się kryć - może i nie była to duma, bo czymże w końcu ona była dla kogoś, kto nie powinien mieć najmniejszego prawa wspominania o niej, tym nie mniej - tak, lubiłeś trzymać wszystko wokół siebie za gardło, nakręcać wszystko wokół własnej woli okupionej ciężką pracą. - Być może dlatego lubią mnie znajdować ci, którzy nie mają siły kontrolować swojego. - Cokolwiek miało to znaczyć, prawda..? No dalej, Liv: jesteśmy przecież oboje Aniołami, jesteśmy tacy sami! Cóż z tego, że ja upadłem - kiedyś też miałem białe skrzydła! Kiedyś moje spojrzenie również było miodem na rany, kiedyś również miałem ciepłe ręce! Obojgu nam splątali skrzydła i nie pozwolili latać - mordercy! Zabiję ich wszystkich, mmm..? Chcesz? Zabiję wszystkich, którzy podnieśli na ciebie dłoń, dzierżąc weń kamień. Chcesz? Szepnij mi słówko - możesz być w tym momencie Księżniczką, pozwól się adorować - skradłabyś mi serce, gdybym je posiadał, oddałbym ci duszę, ale dawno ją oddałem - dam ci więc serca i dusze innych, czy to nie będzie piękny dla Ciebie hołd? Chcesz stworzyć mi ogród, więc ja stworzę ci tron - godny Księżniczki, której skroń winien dekorować diadem - może stworzę go z żeber poległych i oplotę pięknymi kwiatami róż..?
Armia Poległych byłaby na Twoje zawołanie, a Ja dowodziłbym tą armią dla Ciebie - już tyle dni, tyle miesięcy, tyle lat wlepiałem oczy w tą gęstą, lepką czerń, że Twój Świt jest mi zbawieniem.
- Ogólne pytanie zasługuje na ogólną odpowiedź. - Odpowiedziałeś łagodnie, rozkładając ręce w akcie bezradności - i cóż więcej było tutaj do dodania? Ona dość pilnie starała odbijać się twoje piłeczki, które przyjmowałeś na siebie i milknąłeś, kiedy pragnęła, byś zamilknął - tylko widzisz, co się dzieje, kiedy tego życzenia nie składasz - nie istnieje taryfa ulgowa, którą by tobie podarował - ma do ciebie słabość, ale tylko dlatego jeszcze ze sobą rozmawiacie - czy zaś zbliżysz się tak, jak dotąd, mogę zliczyć je na palcach jednej dłoni, niewiele osób się zbliżyło - to pokarze czas, który w życiu tej Nieśmiertelnej istoty był bardzo ważnym czynnikiem - dawno się już nauczył, że obdarzenie zaufaniem kogoś zbyt szybko prowadzi potem do kolejnych ran, kolejnej przelanej krwi w twym Miniaturowym Ogrodzie Kłamstw - tym kompletnie spalonym i zrównanym z ziemią, po którym pozostał tylko popiół - ale to nic, dasz szansę Liv na jego odbudowanie - tylko wszystko w swoim czasie, wszystko w swoim czasie... Naprawdę zbyt łatwo się utopić, kiedy nie było się przystosowanym do tak szalonych, słonych wód szarpanych ciągłymi sztormami.
Opuszczasz ręce i wpatrujesz się w nią przybierając swą kamienną maskę, na której próżno szukać jakichkolwiek emocji i nawet wyobrażenia nie pozwalają ułatwić sobie znalezienia odpowiedzi na to, jak on teraz się czuje - bo jak czujesz się Ty, miła Liv, widać na otwartej dłoni - przerażenie, to nie jest do końca odpowiednie słowo - ale szok zmieszany ze strachem - bardzo wyraziste kolory twojej aury aż by go raziły, gdyby tylko był w stanie je dostrzec - jak widać - nie musiał...
- Masz problemy ze słuchem? - Zapytał z kpiną, unosząc kącik warg, który drgnął mu niebezpiecznie, zwodniczo, słysząc kolejne pytanie i wytrącając z równowagi - oj, lekki cios poniżej pasa - przymrużył oczy i już postawił nogę w przód, już pokonał kilkoma szybkimi krokami przestrzeń między wami, by zacisnąć palce na twoim gardle i przyciągnąć cię do siebie, nachylając się, by wasze oczy znalazły się na tym samym poziomie, na tym samym, szalonym torze.
Kolejka ruszyła.
Trzymaj się, Liv..!
- A co cię to niby obchodzi, kto mi to zrobił? - Lód... znów wrócił ten lód, ten drapieżnik, który spojrzeniem rozrywał na kawałki i gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać - to jego robiłoby to z dziecinną łatwością. Mówił bardzo cicho, jednak ona z pewnością nie miała problemu ze zrozumieniem jego napiętego szeptu. - Co cię obchodzi moja młodość? Nie twój zasrany interes, Maleńka. - Pchnął ją, mocniej naciskając na gardziel, na chwilę mocniej zaciskając palce na bokach jej szyi, by wyprostować się i znowu zbliżyć się o krok - niewzruszony, zimny posąg, z twarzą wykrzywioną w jakimś grymasie obrzydzenia. - Chcesz mi pomagać? Nie potrzebuję żadnej jałmużny.
Potrzebujesz.
Tylko jesteś o wiele za dumny, by... coś takiego przyjąć.
Kolejny szybki ruch, by znaleźć się przy niej i złapać ją za włosy, przechylając jej głowę na bok, by swoim ciałem zepchnąć ją na bok, za róg, gdzie nie było niewygodnych świadków - to zaciszne miejsce... ach, sama chciałaś się zatopić w czerni. Sama chciałaś sprawdzić, czym jest niebezpieczeństwo.
Więc masz, czegoś była taka ciekawa.
Czarnowłosy pchnął ją na ścianę, ale nie puścił - swoim ciężarem ciała dobił ją do niej, a przez jego twarz przemknął chwilowy grymas bólu, jakby to właśnie on był tym szarpany.
- Tak bardzo Cię ciekawi Mrok, co? - Wolną dłonią złapał ją za nadgarstek, by wyciągnąć go w swoim kierunku i przejechać po jego wewnętrznej stronie nosem, odgarniając kawałek materiału zasłaniającego żyłę... i spoglądając Liv w oczy - wbił weń kły, czując, jak po całym jego ciele przepełzają potężne dreszcze niemal zwalające go z nóg.
- Liv Mendez
Re: Fontanna
Pią Maj 29, 2015 11:46 am
Chyba najgorszą rzeczą jaką mógłbyś zrobić to spełnienie swoich słów o zabójstwie wszystkich oprawców. Taką Księżniczką Liv nie chciała być. W ogóle nie chciała nią być. Wystarczało jej to życie bez kryjówek, bez murów, za którymi się kryła. Ono było wystarczająco interesujące. Nienawidziła zadawania komukolwiek bólu i cierpienia. Może Ty nie masz z tym problemu, ale ona ma i to duży. Nie chciała ich zniszczyć, mimo wszystkiego co zrobili. Jak już wspomniane było kilka razy, wszystko nas czegoś uczy. I tak, jej wiara. Wciąż wierzyła, że mogą się zmienić, że nie trzeba posuwać się do aż tak radykalnych metod. Chociaż Śmierć to chyba najprostsze rozwiązanie… Chwila bólu i koniec. Nie musisz się niczym przejmować. Gorzej jest zmierzyć się z tym wszystkim, tak jak ona zmierzyła się jeszcze kilka chwil temu ze swoimi słabościami. Odpowiedź na Twoje pytanie, mój Upadły Aniele to ‘nie’. Nie chciała Armii Poległych, korony z żeber. To ją odpycha. Chciała Ciebie, rozmowy z Toba. Ona leczyła pomału stare rany, chociaż przy okazji stwarzała nowe lecz nie tak głębokie jak tamte.
Brnęła wciąż do przodu, a Mrok było coraz ciemniejszy. Nie zostanie z Toba na zawsze. Przykro mi. Mrok ją pociągał i interesował, ale wszystko ma swoje granice. Coraz mniej pewniej czuła się w miejscach, które odwiedzała. Nie odwracała się, bo gdyby tylko to uczyniła zapewne zapragnęłaby powrócić do swojego Światła, a jeszcze chciała trochę pozwiedzać. Gdyby się odwróciła, bez zastanowienia biegiem udałaby się do waszego kręgu. Blisko swojej furtki, bo to co tam widziała, mimo iż było dziwnie piękne, było straszne. Gdzieś w podświadomości czuła, że jest bliska granicy swojej wytrzymałości, że jeszcze parę kroków, a nie będzie potrafiła wyjść, powrócić do stoliczka, gdzie mieliście swoje bezpieczne Miejsce. Ale wciąż szła. To jeszcze nie ten moment. Nawet nie szukała Twojej dłoni, nie krzyczała, nie miotała się, jakby dokładnie wiedziała gdzie zmierza, chociaż wcale tak nie było. Szaleństwo… Ale ten temat już przerabialiśmy…
Twoi przyjaciele, w Piekle… Tak, tam nie będziesz samotny, będziesz wśród podobnym tobie. Jednak ona przyszła do Twojego świata, aby pokazać Ci kawałek swojego. Ogród. O niego mi chodzi. A tym samym chciała zapewnić Cię, że w jej świecie, ona będzie Ci przyjaciółką i ona nie puści Twojej dłoni. Nie będzie się z Toba bawić, ciągnąć za nos. Nie zostaniesz sam. Nie zostaniesz sam. Nigdy. Ona będzie wciąż obok. Jak Twój cień. Będzie prowadzić Cię za rękę. Przecież sam byłeś kiedyś Aniołem o białych jak śnieg skrzydłach. Nie mogłeś całkowicie zapomnieć jakie szlaki biegną przez Jasność. Te główne. Ich zarys na pewno musi gdzieś głęboko tkwić w Twojej głowie. Książka o Świetle, na pewno znajduje się w Twoje bibliotece. Może na najniższej półce, dawno zapomnianej, ale jest. Trzeba jedynie odświeżyć Ci pamięć. Trzeba przeszukać Twoją bibliotekę. Pozwól jej.
- Jeśli pochłaniasz Światło, to dlaczego aż ta się go boisz…? – kolejne pytanie i chyba o jedno za dużo. Kocur się zbudził. Przeciągnął się w piaskownicy i zaczął czaić się na te niewinne małe dziecko. Już nawet inne młodociane osobniki opuściły cały plac zabaw. Skoro sama weszła do paszczy Zwierzęcia, niech i sama sobie z tym poradzi. Nie będą patrzeć na jej koniec. A więc kolejka szarpnęła i ruszyliście prawie po równej pochyłej w dół… Przecież widzisz jaka jest cierpliwa. Większość osób już dawno uciekłaby, a ona z zaciekawieniem czeka na dalszy bieg wydarzeń. Cierpliwie czeka aż dopuścisz ją do siebie. Chociaż to trochę zgubne bo nie ma pewności, czy otworzysz bramy swego serca dla niej, a czekaniem przypłaca swoje życie. – Rozumiem co chcesz przez to powiedzieć. Ale brak kontroli może czasem przynieść rzeczy o których nawet nie mieliśmy pojęcia – tak, miała namyśli Ciebie, Upadły Aniele. Gdyby się kontrolowała, gdyby nad wszystkim czuwała zapewne nie stalibyście teraz naprzeciwko siebie połączeni linią życia, której już nawet wy nie jesteście w stanie zerwać. Nawet jeśli bardzo byście tego chcieli…
- Ono nie było ogólne – zaprzeczyła bo taka była prawda – Po prostu zawierało w sobie zbyt wiele do opowiadania. Zbyt wiele Kart musiał byś odkryć przede mną, ale dobrze, na tym poprzestańmy – chyba dalsze próby wyciągnięcia jakichkolwiek informacji, nie miałyby sensu, bo i tak nic by nie powiedział. Ponownie na twarzy Krukona zagościła ta maska. Widzisz, Ty też je posiadasz… Mogła patrzeć i patrzeć na Ciebie a i tak nic by nie wyczytała. Zamknąłeś swą księgę. Ona poczeka, poczeka na Twoje zaufanie. Kiedy już przekonasz się, ze jest warta miejsca nie tylko w Twoje bibliotece, a w Twoim sercu, które posiadasz, chociaż uważasz, że nic tam nie ma, nie pożałujesz tego. Obiecuje. A ja obietnic dotrzymuje.
I wszystko zaczęło tak szybko się dziać, a ona jakby patrzyła na to z oddali, w zwolnionym tempie. Jakby nie mogła wpasować się w czas, który zaczął szalenie biec do przodu. Słowa, które się rozmyły, gdy tylko chwyciłeś ją za gardło. Trochę zbyt mocno. Każde słowo uderzało w nią i wbijało się w jej dusze, jak rzutki w tarcze. Tkwiły tam i pojawiały się coraz nowe. Kiedy trafisz w sedno? Kiedy zwyciężysz? Jesteś bliski celu… Właśnie przekroczyła granicę i dopiero gdy postawiła o jeden krok za dużo ciemność ogarnęła ją w całości. Nie mogła się wycofać. Teraz już nie. Nie mogła, dopóki trzymałeś ją w swoich lodowatych dłoniach. Kiedy trzymałeś jej gardło i kontrolowałeś kiedy mogła wziąć życiodajny oddech. – Gdybyś nie potrzebował – wyg chrapała, gdy stawałeś się coraz brutalniejszy. Powinna się bać. Powinna. Zanurzyła się w całości w tej Otchłani i nie próbowała wypływać. Dała się ponieść. – Już dawno wziąłbyś sobie to co chcesz bez uprzedzenia, bez pytania– kolejny zachłanny oddech aby napełnić płuca powietrzem. Nie była na Ciebie zła. To nie Twoja wina, że jesteś tym kim jesteś… Tak brutalnie wepchnięta w róg. Nikt ich nie widział. Nie mógł. Może udało by się wezwać pomoc krzykiem, ale Liv milczała. Mówią, że wariaci w sytuacji bez wyjścia odczuwają czasami niedorzeczne opanowanie. Wiedziała dokładnie co zaraz nastąpi. Nie sprzeciwiała się. ‘Pomogę Ci’ cichy głos odezwał się w jej głowie. Bardzo słaby i przestraszony, ale wciąż tam był.
Uważnie patrzyła na to co się dzieje. Jak sięgasz po jej nadgarstek, jak odsuwasz materiał bluzki i w końcu jak wgryzasz się w jej dłoń.
…
…
…
Nie była w stanie spojrzeć Ci już w oczy. Zacisnęła mocno powieki. Dziwny ból przeszywał jej ciało, zaczynając od tego nadgarstka, przy którym wciąż tkwiłeś. Mrok ogarniał jej ciało. I czuła się coraz słabsza, i nogi jakby odmawiały jej posłuszeństwa. Nie wiedziała ile już krwi straciła, ale tak szybka utrata wstrząsnęła jej ciałem. Traciła siły.
- Sahir –wyszeptała z cichym błaganiem. – Wystarczy.
Wiedziała już czym jest Twój Mrok. Zobacz jak zaczęła się wycofywać. Ciągle patrząc w Twoje oczy zaczęła wracać do swojej furtki. Miałeś jej nie zranić… Miałeś uważać, żeby nie zachłysnęła się tą wodą… Miałeś…
Brnęła wciąż do przodu, a Mrok było coraz ciemniejszy. Nie zostanie z Toba na zawsze. Przykro mi. Mrok ją pociągał i interesował, ale wszystko ma swoje granice. Coraz mniej pewniej czuła się w miejscach, które odwiedzała. Nie odwracała się, bo gdyby tylko to uczyniła zapewne zapragnęłaby powrócić do swojego Światła, a jeszcze chciała trochę pozwiedzać. Gdyby się odwróciła, bez zastanowienia biegiem udałaby się do waszego kręgu. Blisko swojej furtki, bo to co tam widziała, mimo iż było dziwnie piękne, było straszne. Gdzieś w podświadomości czuła, że jest bliska granicy swojej wytrzymałości, że jeszcze parę kroków, a nie będzie potrafiła wyjść, powrócić do stoliczka, gdzie mieliście swoje bezpieczne Miejsce. Ale wciąż szła. To jeszcze nie ten moment. Nawet nie szukała Twojej dłoni, nie krzyczała, nie miotała się, jakby dokładnie wiedziała gdzie zmierza, chociaż wcale tak nie było. Szaleństwo… Ale ten temat już przerabialiśmy…
Twoi przyjaciele, w Piekle… Tak, tam nie będziesz samotny, będziesz wśród podobnym tobie. Jednak ona przyszła do Twojego świata, aby pokazać Ci kawałek swojego. Ogród. O niego mi chodzi. A tym samym chciała zapewnić Cię, że w jej świecie, ona będzie Ci przyjaciółką i ona nie puści Twojej dłoni. Nie będzie się z Toba bawić, ciągnąć za nos. Nie zostaniesz sam. Nie zostaniesz sam. Nigdy. Ona będzie wciąż obok. Jak Twój cień. Będzie prowadzić Cię za rękę. Przecież sam byłeś kiedyś Aniołem o białych jak śnieg skrzydłach. Nie mogłeś całkowicie zapomnieć jakie szlaki biegną przez Jasność. Te główne. Ich zarys na pewno musi gdzieś głęboko tkwić w Twojej głowie. Książka o Świetle, na pewno znajduje się w Twoje bibliotece. Może na najniższej półce, dawno zapomnianej, ale jest. Trzeba jedynie odświeżyć Ci pamięć. Trzeba przeszukać Twoją bibliotekę. Pozwól jej.
- Jeśli pochłaniasz Światło, to dlaczego aż ta się go boisz…? – kolejne pytanie i chyba o jedno za dużo. Kocur się zbudził. Przeciągnął się w piaskownicy i zaczął czaić się na te niewinne małe dziecko. Już nawet inne młodociane osobniki opuściły cały plac zabaw. Skoro sama weszła do paszczy Zwierzęcia, niech i sama sobie z tym poradzi. Nie będą patrzeć na jej koniec. A więc kolejka szarpnęła i ruszyliście prawie po równej pochyłej w dół… Przecież widzisz jaka jest cierpliwa. Większość osób już dawno uciekłaby, a ona z zaciekawieniem czeka na dalszy bieg wydarzeń. Cierpliwie czeka aż dopuścisz ją do siebie. Chociaż to trochę zgubne bo nie ma pewności, czy otworzysz bramy swego serca dla niej, a czekaniem przypłaca swoje życie. – Rozumiem co chcesz przez to powiedzieć. Ale brak kontroli może czasem przynieść rzeczy o których nawet nie mieliśmy pojęcia – tak, miała namyśli Ciebie, Upadły Aniele. Gdyby się kontrolowała, gdyby nad wszystkim czuwała zapewne nie stalibyście teraz naprzeciwko siebie połączeni linią życia, której już nawet wy nie jesteście w stanie zerwać. Nawet jeśli bardzo byście tego chcieli…
- Ono nie było ogólne – zaprzeczyła bo taka była prawda – Po prostu zawierało w sobie zbyt wiele do opowiadania. Zbyt wiele Kart musiał byś odkryć przede mną, ale dobrze, na tym poprzestańmy – chyba dalsze próby wyciągnięcia jakichkolwiek informacji, nie miałyby sensu, bo i tak nic by nie powiedział. Ponownie na twarzy Krukona zagościła ta maska. Widzisz, Ty też je posiadasz… Mogła patrzeć i patrzeć na Ciebie a i tak nic by nie wyczytała. Zamknąłeś swą księgę. Ona poczeka, poczeka na Twoje zaufanie. Kiedy już przekonasz się, ze jest warta miejsca nie tylko w Twoje bibliotece, a w Twoim sercu, które posiadasz, chociaż uważasz, że nic tam nie ma, nie pożałujesz tego. Obiecuje. A ja obietnic dotrzymuje.
I wszystko zaczęło tak szybko się dziać, a ona jakby patrzyła na to z oddali, w zwolnionym tempie. Jakby nie mogła wpasować się w czas, który zaczął szalenie biec do przodu. Słowa, które się rozmyły, gdy tylko chwyciłeś ją za gardło. Trochę zbyt mocno. Każde słowo uderzało w nią i wbijało się w jej dusze, jak rzutki w tarcze. Tkwiły tam i pojawiały się coraz nowe. Kiedy trafisz w sedno? Kiedy zwyciężysz? Jesteś bliski celu… Właśnie przekroczyła granicę i dopiero gdy postawiła o jeden krok za dużo ciemność ogarnęła ją w całości. Nie mogła się wycofać. Teraz już nie. Nie mogła, dopóki trzymałeś ją w swoich lodowatych dłoniach. Kiedy trzymałeś jej gardło i kontrolowałeś kiedy mogła wziąć życiodajny oddech. – Gdybyś nie potrzebował – wyg chrapała, gdy stawałeś się coraz brutalniejszy. Powinna się bać. Powinna. Zanurzyła się w całości w tej Otchłani i nie próbowała wypływać. Dała się ponieść. – Już dawno wziąłbyś sobie to co chcesz bez uprzedzenia, bez pytania– kolejny zachłanny oddech aby napełnić płuca powietrzem. Nie była na Ciebie zła. To nie Twoja wina, że jesteś tym kim jesteś… Tak brutalnie wepchnięta w róg. Nikt ich nie widział. Nie mógł. Może udało by się wezwać pomoc krzykiem, ale Liv milczała. Mówią, że wariaci w sytuacji bez wyjścia odczuwają czasami niedorzeczne opanowanie. Wiedziała dokładnie co zaraz nastąpi. Nie sprzeciwiała się. ‘Pomogę Ci’ cichy głos odezwał się w jej głowie. Bardzo słaby i przestraszony, ale wciąż tam był.
Uważnie patrzyła na to co się dzieje. Jak sięgasz po jej nadgarstek, jak odsuwasz materiał bluzki i w końcu jak wgryzasz się w jej dłoń.
…
…
…
Nie była w stanie spojrzeć Ci już w oczy. Zacisnęła mocno powieki. Dziwny ból przeszywał jej ciało, zaczynając od tego nadgarstka, przy którym wciąż tkwiłeś. Mrok ogarniał jej ciało. I czuła się coraz słabsza, i nogi jakby odmawiały jej posłuszeństwa. Nie wiedziała ile już krwi straciła, ale tak szybka utrata wstrząsnęła jej ciałem. Traciła siły.
- Sahir –wyszeptała z cichym błaganiem. – Wystarczy.
Wiedziała już czym jest Twój Mrok. Zobacz jak zaczęła się wycofywać. Ciągle patrząc w Twoje oczy zaczęła wracać do swojej furtki. Miałeś jej nie zranić… Miałeś uważać, żeby nie zachłysnęła się tą wodą… Miałeś…
- Sahir Nailah
Re: Fontanna
Pią Maj 29, 2015 5:11 pm
Masz rację, każdy ma swoje Demony... Namalowałem Koszmar na czarnym płótnie, żeby mnie pożarł i strawił wszystko, bym mógł tylko ranić i dławić w sobie smutek, zapijając go co noc, kiedy nie wiszą na mnie niczyje spojrzenia, siedząc w miejscu pośród ciszy, gdzie nikogo nie mogę dosłyszeć i nikt nie zakłóci mojej pierdolonej ostoi spokoju - siedzę po drugiej stronie lustra, w krzywym zwierciadle, przez które czasami wyglądam, a które czasami zamieniają się we wrota dla tych bardziej ciekawskich, dla tych... szalonych, jak samą siebie określiłaś, nie mogąc znaleźć prawidłowego równoważnika dla swojego nierozsądnego zachowania - ha, więc nie będziesz jednak krzyczeć? Nie szkodzi, i tak dzisiaj nie usnę, nawet jeśli pozwolimy się pożreć namalowanym przeze mnie Demonom - Ty masz swoją klatkę, a Ja mam swoją, w której uwielbiam siedzieć, w samym kącie, gdzie na pewno nikt mnie nie dopadnie - wiesz, to te chwile kompletnej słabości, kiedy nie mogę zdławić w sobie pewnych dogmatów i uciec - bo gdzie miałbym uciec, skoro wszędzie czerń? Chyba tylko do tego ogrodu, bo przecież nie do Twojego Królestwa, które zniszczyłbym nader szybko - w całym swoim okrucieństwie chyba mogę dostrzec niekiedy jakiś przykry schemat automatycznych zachowań i odruchów, kiedy przekraczana jest linia bezpiecznej przestrzeni, na którą się wsunęłaś - cholera, nie zdołałem cię uchronić przed sobą samym... nie to, żebym szczególnie próbował, ale ta karta, to "Bezpieczeństwo" - właśnie pęka w pół w twojej dłoni i rozsypuje się w pył - nie masz co liczyć na jej rychłą naprawę, dopóki Mistrz rozdania, miast zachowywać swoją kamienną maskę, wpada w furię i rzuca wokół talią, przewraca stolik - dość, dość! - dalsza droga tylko z Pustką za dłoń - uciekaj już, odejdź z tej Czerni, zaczynam wariować, zaczynam na oślep machać pazurami - zabiję cię... Nie podchodź, bo Cię zabiję. Opuść Mój Krzywy Świat i wróć do swojego, do tego prawdziwego - musisz się nauczyć sama oddychać, Ja nie mogę być twoim filtrem powietrza, nie mogę ciągle wchłaniać negatywnych spojrzeń tych, którzy cię otaczają, skoro nie życzysz sobie, bym ich wszystkich zabił - chyba rozumiem, chyba pamiętam, co to znaczy "Życie" i jaką ma wartość - z tych dawnych czasów, z tych wspomnień, które mgliście mogę do siebie przywołać - to wszystko okraszone tym "chyba", nie mogę przecież przyrównywać swojego robaka wyżerającego moje wnętrzności do tego twojego - ten mój już posiadł całe moje ciało, nie jetem w stanie się go pozbyć, ale ty jeszcze możesz - Ty, Blady Przebiśnieg, który wysunął nieśmiało pierwsze płatki na słońce po srogiej zimie, ulepiona z wiązek świateł, który przysłoniła ludzkość, a przed którą to ludzkością starałaś się uchronić - najłatwiej byłoby ci uciec więc do krainy snu, ale to takie okrutne, kiedy możemy wędrować po baśniowych krainach własnej świadomości, tylko po to, żeby potem obudzić się i już nie wiedzieć, czy jesteśmy człowiekiem, który śnił, że jest motylem, czy może jesteśmy motylem, który śni, że jest człowiekiem - pękają iluzje, pękają złudzenia, a wszystko to zostało nazwane bardzo mądrze "dorastaniem". Dorosłem już bardzo dawno temu, wiesz, Liv? Nie wiem, czym są te kolorowe foremki podsuwane przez ciebie w piaskownicy. Otwieram leniwie kocie ślepie, ale nie odkrywam w nich nic ciekawego - nikt mnie tego nie nauczył, świat nie ulepił mnie do bawienia się w tym piasku - spójrz tylko na moje czarne łapy - są stworzone do zabijania, mają ostre pazury, które z łatwością przecinają tętnicę, nikt ich nie przystosował do niewinnych, ludzkich zabaw - ale nawet ja mogę śnić o tym motylu, a potem zastanawiać się, tuż po przebudzeniu, kim tak naprawdę jestem.
Słowa bądź sobą nigdy nie były tak abstrakcyjne.
- To nie ja się boję światła. To ludzie baliby się mnie, gdyby zobaczyli moją prawdziwą formę. - Już się boją, czy nie widzisz? Właśnie dlatego, że za dużo przebywa w świetle, że musi mijać się w blasku słońca z innymi na korytarzach, chodzić na lekcje, udawać, że jest częścią tego społeczeństwa, chociaż został dawno temu z niego wykreślony, nawet nie zapisany na margines, a na listę "tych do likwidacji" - naciskają, by zniknął z ich życia, z ich otoczenia, chcą się go pozbyć, ponieważ nigdy nie wpasowywał się w formę "tego idealnego społeczeństwa", ponieważ był inny od czubka głowy po krańce palców i ta pierdolona duma nie pozwalała udawać, jak udawałaś ty, by się wbić w jakiś szablon, by kogoś zadowolić, mimo to - taak, używał masek, nawet bardzo wielu masek, by... dlaczego? Dlaczego to robiłeś, Sahirze? - Brak kontroli daje ludziom poczucie, że żyją. Odcinam ich od codzienności i zapraszam do Królestwa Strachu, gdzie serce mocniej uderza i samoświadomość staje dęba, zmuszona do wykonywania najwyższych obrotów... - Ludzie byli, są i będą najbardziej fascynującymi obiektami badawczymi - zwłaszcza tacy, którzy mieli "swoje Barwy" - nieustannie zaskakujący, nieustannie pasjonujący - mogłeś ich testować bez końca, poddając pod nos najbardziej dziwaczne kartki z pytaniami, by ich prowokować, wodzić za nos, sprawdzając, jak sobie poradzą, podczas gdy ty stałeś gdzieś poza ich zasięgiem, jakże opanowany - co jednak, kiedy ktoś przesunie linie i odpowie na któreś z pytań tak, że zwala cię z nóg? Gdzieś tam w środku jesteś taki, jak oni wszyscy - bardziej ludzki, niż sam chciałbyś to przyznać - i... taki punkt poruszyła właśnie Liv - temat tabu, którego nie powinna poruszać - wyrwała z siebie... smutek, niedowierzanie... współczucie? Nie do końca było to współczuciem... Ale wyciągnęła w twoim kierunku cały żal za grzechy na tobie dopuszczone, którego nie chciałeś - bo nie chciałeś, by ktokolwiek widział w tobie to, co ludzkie - wolałeś, by patrzyli na Ciebie jak na Potwora, którym cię wykreowali - skoro tak bardzo chcieli mieć z ciebie Bestię, to oto jesteś! Stoisz tutaj z otwartymi ramionami! Lecz dostrzegać w tobie coś więcej..? To obnażało, przypominało o samotności w świecie skazanym na porażkę i tych kwiatach wśród popiołów, którym okazywałeś sentyment, zamiast od razu je zniszczyć, jak na Bestię przystało...
Kocham ciszę i samotność tak bardzo... Więc mów do mnie głośno, bym mógł słyszeć. Trzymaj mnie mocno, bym nie mógł Cię zostawić.
Wysunął kły z rany - On rósł w oczach, Ona w nich malała - On nabierał sił, Ona je traciła - tak i Władca Nocy muskał wargami dwie głębsze rany, posiniałe lekko od siły zaciśnięcia na skórze zębów, by nie pozwolić zbierającym się wokół nim kroplom zmarnować - nie spoglądał już nawet jej twarz, w pełni skupiony na krwi, która błogosławieństwem rozeszła się po jego ciele, odbierając zmęczenie, klarując gorączkę, która zeszła na dalszy plan, regenerując utracone siły, przez które nie można było normalnie funkcjonować - och, nie wziąłeś aż tak wiele, by miała ci mdleć w rękach, jeszcze miałeś w sobie to minimum opanowania - wszak gdyby ją ktoś znalazł, zemdloną, z odciskiem kłów na nadgarstku, mógłbyś od razu się pożegnać z Hogwartem i pakować walizki do Azkabanu, natomiast do tego uroczego zamku stróżowanego przez dementorów ci się jakoś nie śpieszyło...
Ludzie boją się śmierci.
Ja boję się życia.
Rozluźniłeś zacisk palców na jej włosach, na jej ręce, by wreszcie ją puścić i oprzeć te dłonie ponad jej ramionami, po bokach jej głowy, nachylając się ku niej tylko po to, żeby po raz kolejny wyłapać mglistą, nieco ostygłą teraz, gorącą czekoladę - rzeczywiście oplatające was wstążki były zbyt mocne, choć wykonane z jedwabiu, byście mogli je ot tak zerwać, chociaż musiałbym zacząć od tego, czy w ogóle chcielibyście je zrywać, bo to dość istotne, prawda?
- To ludzie... - Wyszeptałeś jej, przejeżdżając językiem po zaczerwienionych od krwi wargach. - Ludzie wytknęli pewną osobę palcami, która nikt im nigdy niczego nie zrobiła i powiedzieli: potwór... Wzięli do dłoni kamienie i rzucili nimi. Ze swych plugawych ust wyrzucili oszczerstwa. Pocięli dłonie, które próbowały ich podnieść. Złamali nogi, które nikomu nie wadzili. Obdarli z szat i powiedzieli: potwór. Potrzebowali Potwora. Potrzebowali kogoś, kto walcząc z Bestią w końcu by się nią stał. Ta osoba była po prostu ziszczeniem ich życzeń.
Czarnowłosy odepchnął się od ściany i odwrócił do niewiasty tyłem, niemal od razu znikając za rogiem, postawiwszy kołnierz długiego płaszcza, by scalić się z cieniami i zniknąć, pozostawiając po sobie tylko wspomnienia - chciałaś odpowiedzi? Więc je masz, ułożone do twych stóp, nadal bardzo oględne, nadal okolone grą słów, metaforami - coś za coś, pamiętasz?
Wygrawszy Twoją duszę Brat Śmierci ułożył ją na stole, przybraną w dodatkową zbroję i zniknął w świecie swojego Mroku.
Bo widzisz, świat łamie każdego po równo: tych odważnych, tych bystrych i tych przygłupich.
Potem wielu twardnieje w złamanych miejscach.
Więc nadszedł i czas na Ciebie, Liv - jak widzisz, możesz być pewna, że wróci, by połamać dalej, tylko nie będzie się szczególnie śpieszyć...
[z/t]
Słowa bądź sobą nigdy nie były tak abstrakcyjne.
- To nie ja się boję światła. To ludzie baliby się mnie, gdyby zobaczyli moją prawdziwą formę. - Już się boją, czy nie widzisz? Właśnie dlatego, że za dużo przebywa w świetle, że musi mijać się w blasku słońca z innymi na korytarzach, chodzić na lekcje, udawać, że jest częścią tego społeczeństwa, chociaż został dawno temu z niego wykreślony, nawet nie zapisany na margines, a na listę "tych do likwidacji" - naciskają, by zniknął z ich życia, z ich otoczenia, chcą się go pozbyć, ponieważ nigdy nie wpasowywał się w formę "tego idealnego społeczeństwa", ponieważ był inny od czubka głowy po krańce palców i ta pierdolona duma nie pozwalała udawać, jak udawałaś ty, by się wbić w jakiś szablon, by kogoś zadowolić, mimo to - taak, używał masek, nawet bardzo wielu masek, by... dlaczego? Dlaczego to robiłeś, Sahirze? - Brak kontroli daje ludziom poczucie, że żyją. Odcinam ich od codzienności i zapraszam do Królestwa Strachu, gdzie serce mocniej uderza i samoświadomość staje dęba, zmuszona do wykonywania najwyższych obrotów... - Ludzie byli, są i będą najbardziej fascynującymi obiektami badawczymi - zwłaszcza tacy, którzy mieli "swoje Barwy" - nieustannie zaskakujący, nieustannie pasjonujący - mogłeś ich testować bez końca, poddając pod nos najbardziej dziwaczne kartki z pytaniami, by ich prowokować, wodzić za nos, sprawdzając, jak sobie poradzą, podczas gdy ty stałeś gdzieś poza ich zasięgiem, jakże opanowany - co jednak, kiedy ktoś przesunie linie i odpowie na któreś z pytań tak, że zwala cię z nóg? Gdzieś tam w środku jesteś taki, jak oni wszyscy - bardziej ludzki, niż sam chciałbyś to przyznać - i... taki punkt poruszyła właśnie Liv - temat tabu, którego nie powinna poruszać - wyrwała z siebie... smutek, niedowierzanie... współczucie? Nie do końca było to współczuciem... Ale wyciągnęła w twoim kierunku cały żal za grzechy na tobie dopuszczone, którego nie chciałeś - bo nie chciałeś, by ktokolwiek widział w tobie to, co ludzkie - wolałeś, by patrzyli na Ciebie jak na Potwora, którym cię wykreowali - skoro tak bardzo chcieli mieć z ciebie Bestię, to oto jesteś! Stoisz tutaj z otwartymi ramionami! Lecz dostrzegać w tobie coś więcej..? To obnażało, przypominało o samotności w świecie skazanym na porażkę i tych kwiatach wśród popiołów, którym okazywałeś sentyment, zamiast od razu je zniszczyć, jak na Bestię przystało...
Kocham ciszę i samotność tak bardzo... Więc mów do mnie głośno, bym mógł słyszeć. Trzymaj mnie mocno, bym nie mógł Cię zostawić.
Wysunął kły z rany - On rósł w oczach, Ona w nich malała - On nabierał sił, Ona je traciła - tak i Władca Nocy muskał wargami dwie głębsze rany, posiniałe lekko od siły zaciśnięcia na skórze zębów, by nie pozwolić zbierającym się wokół nim kroplom zmarnować - nie spoglądał już nawet jej twarz, w pełni skupiony na krwi, która błogosławieństwem rozeszła się po jego ciele, odbierając zmęczenie, klarując gorączkę, która zeszła na dalszy plan, regenerując utracone siły, przez które nie można było normalnie funkcjonować - och, nie wziąłeś aż tak wiele, by miała ci mdleć w rękach, jeszcze miałeś w sobie to minimum opanowania - wszak gdyby ją ktoś znalazł, zemdloną, z odciskiem kłów na nadgarstku, mógłbyś od razu się pożegnać z Hogwartem i pakować walizki do Azkabanu, natomiast do tego uroczego zamku stróżowanego przez dementorów ci się jakoś nie śpieszyło...
Ludzie boją się śmierci.
Ja boję się życia.
Rozluźniłeś zacisk palców na jej włosach, na jej ręce, by wreszcie ją puścić i oprzeć te dłonie ponad jej ramionami, po bokach jej głowy, nachylając się ku niej tylko po to, żeby po raz kolejny wyłapać mglistą, nieco ostygłą teraz, gorącą czekoladę - rzeczywiście oplatające was wstążki były zbyt mocne, choć wykonane z jedwabiu, byście mogli je ot tak zerwać, chociaż musiałbym zacząć od tego, czy w ogóle chcielibyście je zrywać, bo to dość istotne, prawda?
- To ludzie... - Wyszeptałeś jej, przejeżdżając językiem po zaczerwienionych od krwi wargach. - Ludzie wytknęli pewną osobę palcami, która nikt im nigdy niczego nie zrobiła i powiedzieli: potwór... Wzięli do dłoni kamienie i rzucili nimi. Ze swych plugawych ust wyrzucili oszczerstwa. Pocięli dłonie, które próbowały ich podnieść. Złamali nogi, które nikomu nie wadzili. Obdarli z szat i powiedzieli: potwór. Potrzebowali Potwora. Potrzebowali kogoś, kto walcząc z Bestią w końcu by się nią stał. Ta osoba była po prostu ziszczeniem ich życzeń.
Czarnowłosy odepchnął się od ściany i odwrócił do niewiasty tyłem, niemal od razu znikając za rogiem, postawiwszy kołnierz długiego płaszcza, by scalić się z cieniami i zniknąć, pozostawiając po sobie tylko wspomnienia - chciałaś odpowiedzi? Więc je masz, ułożone do twych stóp, nadal bardzo oględne, nadal okolone grą słów, metaforami - coś za coś, pamiętasz?
Wygrawszy Twoją duszę Brat Śmierci ułożył ją na stole, przybraną w dodatkową zbroję i zniknął w świecie swojego Mroku.
Bo widzisz, świat łamie każdego po równo: tych odważnych, tych bystrych i tych przygłupich.
Potem wielu twardnieje w złamanych miejscach.
Więc nadszedł i czas na Ciebie, Liv - jak widzisz, możesz być pewna, że wróci, by połamać dalej, tylko nie będzie się szczególnie śpieszyć...
[z/t]
- Liv Mendez
Re: Fontanna
Pią Maj 29, 2015 6:37 pm
Nie da się ukryć. Przestraszyła się. A miała stać ciągle przez Twoim boku. Wspierać Cię. Pomóc Ci. A wystraszyła się, Twoje prawdziwej Bestii, tej skrywanej, tej najgorszej. Wystraszyła się jak mała Biała Myszka. Więc miotała się w Mroku poszukując wyjścia, poszukując tej właściwej ścieżki. Potykała się, zahaczała o przedmioty, których w ogóle nie widziała przed sobą. Słysząc głośny ryk Bestii za sobą biegła ile miała sił w nogach. Nie mogłeś jej zabić, nie mogłeś jej złamać w pół, ale ta rana… Była zbyt bolesna. Sama musiała ją wyleczyć, musiała nabrać sił. Jej Światło prawie zgasło, a nie mogła na to pozwolić. Sam chyba byś tego nie chciał. Wpadłeś w szał, już nie mogła próbować różnych sztuczek, nie… Weszła na teren surowo zabroniony dla obcych. Przekroczyła granice, nieświadomie… Chyba… W końcu jest tu tak ciemno, wszystko wydaje się podobne do siebie. Oczywiście, nie dla Ciebie. Zbyt dobrze to znałeś, a jej Blask w tym zakątku prawie zgasł. Może jeszcze zdąży wejść na wasza scenę, gdzie znów będzie bezpieczna. Oddałeś jej karte ‘Bezpieczeństwo’. Powiedziałeś, że może ją zachować, ale jakże znowu, w przypływie tych wszystkich skrywanych emocji wyrwałeś ją i na jej oczach podarłeś na tysiąc małych kawałeczków. Wirowały wokół jej osoby, jak płatki śniegu. Chciała przekonać się czy powinna się bać. No i o to odpowiedzieć. Powinna. Wiatr rozwiewał jej włosy w biegu, pozostawiając po sobie jedynie zapach bzu…
Przepraszam.
Milczała, wciąż milczała. Bała się. Jeszcze kilka kroków. Już widziała zarys kręgu. Parę metrów. Tak… Była bezpieczna. Dopiero teraz się zatrzymała próbując unormować oddech. Próbując ułożyć wszystko w głowie. Wszystko było rozwalone. Nawet tutaj. Stolik roztrzaskany, karty porozwalane, deski wyrwane z parkietu, nawet umilkła muzyka. A więc tak kończy się wasz Taniec. Oboje zranieni. Zarówno Ty i Ona, zanurzyliście się zbyt głęboko, odkrywając coś co nie miało prawa wyjść na światło dzienne. Ty, zdarłeś jej maski przez co stała się zupełnie naga. Ona odgrzebała jakimś cudem w tej Otchłani, szkatułkę z napisem ‘Nie otwierać’. To chyba o wiele za dużo na wasze pierwsze wspólne spotkanie. Te prawdziwe. Już wystarczy. Dopiero po chwili odwróciła się w Twoją stronę. Jeszcze raz spojrzała na Twój Mroczny Świat. Jeszcze raz spotkała czarne ślepia Bestii, który stał u wrót swojego zamku i patrzył na nią z tą furią. Patrzył i po chwili zatrzasnął drzwi z ogromnym hukiem, który odbił się echem w jej głowie.
Wystraszyła się.
Przepraszam.
Dopiero teraz mogła zobaczyć całą układankę. Na pewno większą jej część. Już wiedziała z czym się mierzy, co jej zagraża. I wiesz co…? Wiedziała jeszcze jedną rzecz. Wiedziała, że i tak tam powróci. Nie dzisiaj. To pewne. Bestia musi się uspokoić, zaszyć w swojej Ciemności, a i ona musi podleczyć wszystkie nowe rany, tak precyzyjnie wyżłobione. Powróci, na nowo stworzy Ogród, który zapewne, za kilka chwil obróci się w pył, ale przecież obiecała. A obietnic zawsze dotrzymuje.
Obiecuje.
Będziecie mijać się na korytarzach, na zajęciach, w różnych innych miejscach. Oboje będziecie pamiętać to spotkanie. Nie będziecie mogli wyrzucić go z głowy, ze wspomnień. No właśnie… Wstążka. Na niej wszystko jest zapisane. Każde słowo, każdy gest, każde uczucie. Ona nie chciała jej zerwać. Nie potrafiła, mimo iż poznała już wszystkie konsekwencje połączenia was dwojga. Jedno dawało, drugie traciło. Któż pisze się na taki układ? Ona. On.
Obiecałam, że Ci pomogę.
Gdy jej nadgarstek był wolny, dopiero teraz była w stanie otworzyć oczy. Gdzieś głęboko, za całym bólem i strachem, odczuła ulgę, gdy zobaczyła, że nabrałeś sił. Było to dobrze widać, w Twojej postawie, w Twoich ruchach, w Twoim głosie.
Przecież dotrzymuję obietnic.
Na chwile wstrzymała oddech, gdy chłopak ponownie spojrzał w jej oczy. Na tą jedną krótka chwile ponownie weszli to ich wspólnej przestrzeni. Ostatnie ruchy, ostatnie figury. Wsłuchała się w każde słowo wypowiedziane prze Upadłego Anioła. Każde. Zapamiętała. Schowała je w specjalną szufladkę. Jeszcze długo będzie nad nimi rozmyślała. Oj… Bardzo długo, ale chyba zrozumiała o co Ci chodziło. To jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu, że te spotkanie na pewno nie będzie waszym ostatnim. Jeszcze będziecie musieli zmierzyć się z Demonami, ale to w odpowiednim momencie.
Wygrałeś tą bitwę.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale chłopak ulotnił się bardzo szybko pozostawiając ją zupełnie samą. Odczekując chwile odsunęła się od ściany. Delikatnie mroczki błądziły jej przed oczami. Musiała stąd odejść… Musiała ulotnić się, tak jak zrobiłeś to Ty. Zsunęła rękaw bluzki, sprawdzając czy aby na pewno nie widać rany oraz czy krew przestała się sączyć z rany. Możecie wyobrazić sobie jej zdziwienie, chociaż nie… Było jej już wszystko jedno, ale wcześniej Dziedziniec zupełnie pusty stał się nagle przepełniony uczniami. Oni naprawdę się Ciebie bali… Sami stworzyli tą Bestie… Szybkim krokiem przeszła przez plac i po chwili zniknęła w zaułkach korytarza…
Dla mnie nie jesteś Potworem.
[z/t]
Przepraszam.
Milczała, wciąż milczała. Bała się. Jeszcze kilka kroków. Już widziała zarys kręgu. Parę metrów. Tak… Była bezpieczna. Dopiero teraz się zatrzymała próbując unormować oddech. Próbując ułożyć wszystko w głowie. Wszystko było rozwalone. Nawet tutaj. Stolik roztrzaskany, karty porozwalane, deski wyrwane z parkietu, nawet umilkła muzyka. A więc tak kończy się wasz Taniec. Oboje zranieni. Zarówno Ty i Ona, zanurzyliście się zbyt głęboko, odkrywając coś co nie miało prawa wyjść na światło dzienne. Ty, zdarłeś jej maski przez co stała się zupełnie naga. Ona odgrzebała jakimś cudem w tej Otchłani, szkatułkę z napisem ‘Nie otwierać’. To chyba o wiele za dużo na wasze pierwsze wspólne spotkanie. Te prawdziwe. Już wystarczy. Dopiero po chwili odwróciła się w Twoją stronę. Jeszcze raz spojrzała na Twój Mroczny Świat. Jeszcze raz spotkała czarne ślepia Bestii, który stał u wrót swojego zamku i patrzył na nią z tą furią. Patrzył i po chwili zatrzasnął drzwi z ogromnym hukiem, który odbił się echem w jej głowie.
Wystraszyła się.
Przepraszam.
Dopiero teraz mogła zobaczyć całą układankę. Na pewno większą jej część. Już wiedziała z czym się mierzy, co jej zagraża. I wiesz co…? Wiedziała jeszcze jedną rzecz. Wiedziała, że i tak tam powróci. Nie dzisiaj. To pewne. Bestia musi się uspokoić, zaszyć w swojej Ciemności, a i ona musi podleczyć wszystkie nowe rany, tak precyzyjnie wyżłobione. Powróci, na nowo stworzy Ogród, który zapewne, za kilka chwil obróci się w pył, ale przecież obiecała. A obietnic zawsze dotrzymuje.
Obiecuje.
Będziecie mijać się na korytarzach, na zajęciach, w różnych innych miejscach. Oboje będziecie pamiętać to spotkanie. Nie będziecie mogli wyrzucić go z głowy, ze wspomnień. No właśnie… Wstążka. Na niej wszystko jest zapisane. Każde słowo, każdy gest, każde uczucie. Ona nie chciała jej zerwać. Nie potrafiła, mimo iż poznała już wszystkie konsekwencje połączenia was dwojga. Jedno dawało, drugie traciło. Któż pisze się na taki układ? Ona. On.
Obiecałam, że Ci pomogę.
Gdy jej nadgarstek był wolny, dopiero teraz była w stanie otworzyć oczy. Gdzieś głęboko, za całym bólem i strachem, odczuła ulgę, gdy zobaczyła, że nabrałeś sił. Było to dobrze widać, w Twojej postawie, w Twoich ruchach, w Twoim głosie.
Przecież dotrzymuję obietnic.
Na chwile wstrzymała oddech, gdy chłopak ponownie spojrzał w jej oczy. Na tą jedną krótka chwile ponownie weszli to ich wspólnej przestrzeni. Ostatnie ruchy, ostatnie figury. Wsłuchała się w każde słowo wypowiedziane prze Upadłego Anioła. Każde. Zapamiętała. Schowała je w specjalną szufladkę. Jeszcze długo będzie nad nimi rozmyślała. Oj… Bardzo długo, ale chyba zrozumiała o co Ci chodziło. To jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu, że te spotkanie na pewno nie będzie waszym ostatnim. Jeszcze będziecie musieli zmierzyć się z Demonami, ale to w odpowiednim momencie.
Wygrałeś tą bitwę.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale chłopak ulotnił się bardzo szybko pozostawiając ją zupełnie samą. Odczekując chwile odsunęła się od ściany. Delikatnie mroczki błądziły jej przed oczami. Musiała stąd odejść… Musiała ulotnić się, tak jak zrobiłeś to Ty. Zsunęła rękaw bluzki, sprawdzając czy aby na pewno nie widać rany oraz czy krew przestała się sączyć z rany. Możecie wyobrazić sobie jej zdziwienie, chociaż nie… Było jej już wszystko jedno, ale wcześniej Dziedziniec zupełnie pusty stał się nagle przepełniony uczniami. Oni naprawdę się Ciebie bali… Sami stworzyli tą Bestie… Szybkim krokiem przeszła przez plac i po chwili zniknęła w zaułkach korytarza…
Dla mnie nie jesteś Potworem.
[z/t]
- Colette Warp
Re: Fontanna
Pon Lip 25, 2016 9:07 pm
Ostatnie dni nie należały do specjalnie obfitujących w słońce, ale i tak temperatura pokazywała, że Panna Zima została przepędzona daleko wgłąb Zakazanego Lasu i przestała obejmować swoimi zimnymi dłońmi okolice Hogwartu. Można było odetchnąć od rażącej bieli śniegu i nacieszyć się typowo angielskimi początkami lata, czyli zachmurzeniem z okresowymi przejaśnieniami i odrobinką deszczu, ale powietrze nie mroziło już płuc od środka, można było odrzucić zimową szatę z powrotem na dno kufra i siedzieć na zewnątrz bez ryzykowania złapaniem wilka, grypy czy uporczywego kaszlu albo kataru. Colette, jak na ciepłolubnego gada przystało, wychodził tym częściej na zewnątrz - zwłaszcza, że potrzebował nieco oddechu od nauki do egzaminów. Nawet jeśli mógł sobie jeszcze pomarzyć o wylegiwaniu się na kamieniu w świetle słońca (zwłaszcza tym ulubionym głazie obok jeziora), to nadal mógł bardzo powoli otwierać się na nadejście lata z pełną pompą, pakując się na dziedziniec i szemrzącą tam już fontannę, która na zimę, wyłączona, milczała jak zaklęta. Odgłos wody odprężał, tak jak ciche szepty uczniów, którzy przemieszczali się tędy co jakiś czas albo innych, którzy poszukiwali odrobiny samotności do robienia notatek. Tak więc panował tu niepodzielnie szum fontanny, ciche skrobanie pióra, szmery urwanych rozmów, kroki na miękkiej trawie i wycie wiatru, ślizgającego się po zimnych murach zamczyska. Miejsce w sam raz na drzemkę.
Nawet jeśli murkowi otaczającemu fontannę daleko było do wygodnego i miękkiego materaca z poduszką, w której można by zatopić potylicę, to poczucie wolności z racji spania na zewnątrz potrafiło zrekompensować wszelkie braki w komforcie. Colette odłożył torbę obok murku, a sam ulokował się na nim na plecach, krzyżując nogi w kostkach, a dłonie splatając ze sobą na wysokości brzucha. Początkowo oczy miał otwarte i obserwował równomierną pierzynkę szarych chmur, sunącą leniwie po niebie, potem obserwował kątem oka przechadzających się dziedzińcem uczniów, a na końcu zajął się wnikliwą obserwacją wewnętrznej strony swoich powiek, kiedy ich kotary zasunęły się na dobre, odcinając go od świata zewnętrznego i skazując na badanie go tylko gromadą pozostałych zmysłów. Wszystko bardzo powoli tonęło w niebycie - wygłuszało się, rozmazywało, mieszało z wyobrażeniami podsuwanymi przez usypiający umysł.
Nawet jeśli murkowi otaczającemu fontannę daleko było do wygodnego i miękkiego materaca z poduszką, w której można by zatopić potylicę, to poczucie wolności z racji spania na zewnątrz potrafiło zrekompensować wszelkie braki w komforcie. Colette odłożył torbę obok murku, a sam ulokował się na nim na plecach, krzyżując nogi w kostkach, a dłonie splatając ze sobą na wysokości brzucha. Początkowo oczy miał otwarte i obserwował równomierną pierzynkę szarych chmur, sunącą leniwie po niebie, potem obserwował kątem oka przechadzających się dziedzińcem uczniów, a na końcu zajął się wnikliwą obserwacją wewnętrznej strony swoich powiek, kiedy ich kotary zasunęły się na dobre, odcinając go od świata zewnętrznego i skazując na badanie go tylko gromadą pozostałych zmysłów. Wszystko bardzo powoli tonęło w niebycie - wygłuszało się, rozmazywało, mieszało z wyobrażeniami podsuwanymi przez usypiający umysł.
- Alexandra Grace
Re: Fontanna
Pon Lip 25, 2016 9:56 pm
Piękne dni są problematycznym czasem dla osoby, która próbuje ograniczać opuszczanie pomieszczeń zamkniętych i to tych najlepiej szczelnie. Nie da się jednak żyć w zamknięciu, szczególnie lubiąc spacery i świeże powietrze. W dodatku Alexandra wyrosła już trochę ze swojej paranoi na temat tego, że cały świat połączył siły, by wyeliminować ją z krainy żyjących. Nie mogła przegapić okazji do potwierdzenia tego przed samą. Równie idiotyczny plan, jak pójście do Zakazanego Lasu, by sprawdzić, czy za drugim razem nie przydarzy się jej coś złego. Tyle, że panna Grace nie był geniuszem i brakowało jej trochę racjonalnego spojrzenia na świat, ale kto niby o tym wie? W całym tym chaosie jakaś jedna milionowa na pewno ma jakikolwiek sens. Dobrze, że chociaż tyle. Nic więc jej nie powstrzymało przed tym, by znaleźć taki idiotyczny pomysł na wyjście, jak założenie się sama ze sobą. Jakiś jednak trzeba mieć, prawda? Uczyła się na zajęciach, w bibliotece i dormitorium. Tak urokliwe miejsce nie powinno być skażone czymś tak prozaicznym, jak edukacja. W końcu trzeba kiedyś wypoczywać i musi być to jakieś miejsce w którym nie istnieje aura zmęczenia zbliżającymi się egzaminami i całoroczną pracą. Coś świeżego, miłego i nie niebezpieczne.
Jasne, dla Alexandry nawet stokrotka stałaby się trująca, a jedwabne ubranie niczym papier ścierny.
Spacerowała sobie miło, aż wpadło jej do głowy, że warto byłoby przysiąść gdzieś, by po prostu zagapić się na coś i nie rozmyślać zbyt wiele. Szkoda tylko, że rzeczywiście wpatrzyła się w coś za bardzo, bo popędziła na murek fontanny i już w momencie stanięcia na nim ujrzała, że ktoś tam pod nim leży. Próbowała więc zidentyfikować osobnika, który zajął sobie wygodne miejsce i szła dalej, co w połączeniu z prześladującym ją pechem nie dało dobrego połączenia. Gapienie się na człowieka zamiast pod własne nogi to jeszcze głupszy plan niż bezsensowny spacer. Przypłaciła więc to mało przyjemnym upadkiem do wody, który przysporzył jej milion siniaków i zmoczoną do cna szkolną koszulę i spódnicę. Jako dodatek zakrztuszenie się wodą i oblanie wypoczywającego chłopaka. Pewnie zapytałaby siebie, czy może być gorzej, ale wolała nie rzuć Losowi wyzwania.
Jasne, dla Alexandry nawet stokrotka stałaby się trująca, a jedwabne ubranie niczym papier ścierny.
Spacerowała sobie miło, aż wpadło jej do głowy, że warto byłoby przysiąść gdzieś, by po prostu zagapić się na coś i nie rozmyślać zbyt wiele. Szkoda tylko, że rzeczywiście wpatrzyła się w coś za bardzo, bo popędziła na murek fontanny i już w momencie stanięcia na nim ujrzała, że ktoś tam pod nim leży. Próbowała więc zidentyfikować osobnika, który zajął sobie wygodne miejsce i szła dalej, co w połączeniu z prześladującym ją pechem nie dało dobrego połączenia. Gapienie się na człowieka zamiast pod własne nogi to jeszcze głupszy plan niż bezsensowny spacer. Przypłaciła więc to mało przyjemnym upadkiem do wody, który przysporzył jej milion siniaków i zmoczoną do cna szkolną koszulę i spódnicę. Jako dodatek zakrztuszenie się wodą i oblanie wypoczywającego chłopaka. Pewnie zapytałaby siebie, czy może być gorzej, ale wolała nie rzuć Losowi wyzwania.
- Colette Warp
Re: Fontanna
Wto Lip 26, 2016 7:10 pm
Przysnął. I to całkiem twardo jak na siebie w miejscu, w którym odprężanie się nie było zbyt bezpieczne - wiadomo w szkole mają miejsce rzeźnie na nierozważnych uczniach oraz mury zamku pełne są śmieszków gotowych robić kawały takim bezbronnym, jakim on był w tej chwili. Zresztą sam do takich śmieszków należał. W końcu to nigdzie indziej jak właśnie tu założył kiedyś wiadro na głowę zaczytanego w książce Lupina i walił w nie drewnianymi łyżeczkami, by potem uciekać i ratować swoje życie. Piękne czasy. Sam tymczasem mógł skończyć z co najmniej wiadrem na głowie, ale jego drzemkę ukoronowano nieco inaczej. Nie więcej niż garść wody chlusnęła na niego, częściowo na twarz, na koszule oraz spodnie, na szczęście nie na tyle charakterystycznie, by wyglądał, jakby nie zdążył do toalety. Poderwał się od razu do siadu, szybko i niedbale ocierając twarz z wody i rozglądając się na boki. Rozbudzony w tak drastyczny sposób był gotów po krótkim poleceniu chwycić za mopa i pobiec na wrogą armię. Na szczęście nie był na froncie, ale na dziedzińcu a zamiast wroga darowano mu niewiastę trenującą pływanie w niewielkim zbiorniku fontanny. Woda z lekka zabarwiła się gdzieniegdzie krwią z obdartych nóg dziewczyny.
Puchon zsunął nogi z murku i nachylił się, by podać dziewczynie dłoń i pomóc jej wyjść z sadzawki.
- Złapałaś chociaż tego królika? - zaśmiał się serdecznie lecąc wyświechtanym tekstem typowej mamy, która nakryła dziecko na efektownej wywrotce.
Był chyba świadkiem pierwszych ofiar sesji nauki przedegzaminacyjnej w Hogwarcie, ludzie chodzili albo tak zaczytani albo tak zmęczeni i zaspani, że w końcu ktoś się kiedyś potknie o parapet i będzie tragedia. Kolejna. Na szczęście śliczna i doszczętnie teraz mokra brunetka miała jeszcze o tyle szczęścia, że obdarła sobie jedynie łydki i trafiła na blaszanego rycerzyka, który z troską usadził ją na murku i przyklęknął przed nią, by obejrzeć broczące posoka ranki na jej kolanach. Syknął i sięgnął po różdżkę, puszczając dziewczynie oczko.
- Może najpierw zajmiemy się wodą, co? Tergeo. - machnął różdżką niedbale w górę i woda wyparowała ze skóry ubrań i włosów dziewczyny wraz z krwią, która jak dotąd zmieszała się z nią i spłynęła po jej łydkach. Z tym, że zaraz pojawiła się nowa, tworząca charakterystyczne kropelki na jej jasnej skórze. - Do wesela się zagoi. Ciekawe tylko czy twojego czy mojego. Gdzie moje maniery...? Jestem Colette, Smok Katedralny, okazjonalnie poławiacz księżniczek w szkolnych fontannach, ale to tylko na jedną trzecia etatu, wciąż się uczę i nie mam wszystkich uprawnień. A ciebie jak zwą, Polująca na Króliki?
Puchon zsunął nogi z murku i nachylił się, by podać dziewczynie dłoń i pomóc jej wyjść z sadzawki.
- Złapałaś chociaż tego królika? - zaśmiał się serdecznie lecąc wyświechtanym tekstem typowej mamy, która nakryła dziecko na efektownej wywrotce.
Był chyba świadkiem pierwszych ofiar sesji nauki przedegzaminacyjnej w Hogwarcie, ludzie chodzili albo tak zaczytani albo tak zmęczeni i zaspani, że w końcu ktoś się kiedyś potknie o parapet i będzie tragedia. Kolejna. Na szczęście śliczna i doszczętnie teraz mokra brunetka miała jeszcze o tyle szczęścia, że obdarła sobie jedynie łydki i trafiła na blaszanego rycerzyka, który z troską usadził ją na murku i przyklęknął przed nią, by obejrzeć broczące posoka ranki na jej kolanach. Syknął i sięgnął po różdżkę, puszczając dziewczynie oczko.
- Może najpierw zajmiemy się wodą, co? Tergeo. - machnął różdżką niedbale w górę i woda wyparowała ze skóry ubrań i włosów dziewczyny wraz z krwią, która jak dotąd zmieszała się z nią i spłynęła po jej łydkach. Z tym, że zaraz pojawiła się nowa, tworząca charakterystyczne kropelki na jej jasnej skórze. - Do wesela się zagoi. Ciekawe tylko czy twojego czy mojego. Gdzie moje maniery...? Jestem Colette, Smok Katedralny, okazjonalnie poławiacz księżniczek w szkolnych fontannach, ale to tylko na jedną trzecia etatu, wciąż się uczę i nie mam wszystkich uprawnień. A ciebie jak zwą, Polująca na Króliki?
- Mistrz Gry
Re: Fontanna
Wto Lip 26, 2016 7:10 pm
The member 'Colette Warp' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 5, 4
'Pojedynek' :
Result : 5, 4
- Alexandra Grace
Re: Fontanna
Wto Lip 26, 2016 8:57 pm
Niewiasta nie planowała treningu. Zdecydowanie nie czuła potrzeby sprawdzania swoich umiejętności pływackich w fontannie, jednak Los jest tak uprzejmy, że zafundowała jej tę nieproszoną lekcję. Ona naprawdę wolała nie otrzymać od życia pełnego pakietu dostępnych nieszczęść, ale jak widać nikt jej nie zapytał o zdanie, co skomplikowało nieco sprawę. Może fontanny potrzebowały od czasu do czasu dostawy świeżej krwi? W końcu bycie nieskazitelnym bywa nudne, a tak chociaż pojawiła się jakaś rozrywka. Jeśli woda posiada jakieś potrzeby i pragnienia to przy zapędach prześladowczych pasowałoby i to. Niestety marna szansa na to, iż wszystko można zrzucić na fontannę i płyn znajdujący się w niej. To ona się zagapiła na istotę, które nota bene pomogła jej potem podnieść cztery poobijane litery i całą resztę. Świeża krew, omnonmomonomonomonom - to mogła czuć fontanna, gdyby była wampirem. Ona chyba jednak, jak przystało na obiekty martwe, miała działanie najmniej destrukcyjne do chwili, kiedy dziewczynki takie, jak Alexandra nie próbują sobie spacerować po nich nie patrząc na własne stopy tylko na młodzieńców ucinających sobie drzemkę.
- Jeśli jesteś królikiem to chyba tak - R.I.P króliczku, miło było Cię poznać mimo tego, że nigdy nie istniałeś. Nawet jeśli jakiś tam był to zginął tragicznie przygnieciony masą jej ciała. Chyba, że zatwierdzą jej wersję i okaże się, że jej ratownik niczym ze Słonecznego Patrolu okaże się czworonożną, kicającą istotką. Wtedy to daleko mu będzie to rycerzyka, bo jak tu takie futerkowe maleństwo miałoby przywdziać zbroję i dzierżyć miecz? Kicać to może kica, ale żeby łaził na czterech łapkach? I gdzie by się podziało futerko do miziania?
Z drugiej zaś strony, gdzie zbroja, miecz i tarcza?
Wolała skupiać się na tym durnym rozmyślaniu po raz kolejny niż analizować fakt, że podała komuś rękę. Chyba już nawet przyzwyczaiła się do tego, że to, iż ktoś kogoś tyknie nie zagraża natychmiast życiu i zdrowiu. I to, iż pytał i nie czekał na odpowiedź tylko zajmował się tym, czym chciał. W sumie to nie miała nic przeciwko, bo kiedy jest się przemoczonym i poobijanym to człowiekowi zależy tylko na tym, by przywrócono go do względnie dobrego stanu, umożliwiającego poruszanie się bez wżynających się w tyłek zmoczonych gaci, które lepią się do ciała. Zdecydowanie brakowało jej tylko choroby nerek albo przeziębienia do osiągnięcia pełni szczęścia w tym roku szkolnym.
- Twojego, szansę na mój ślub wynoszą zero lub są na minusie. Alexandra Maria Grace, miło mi poznać. Gaduła, Przemądrzała, Panienka Od Wykładów, a także masa innych epitetów, którymi mnie określają. Zależy, kogo spytasz. Preferuję po prostu Alex, jeśli można prosić. Na pełen etat jestem największym pechowcem tego zamku, więc radzę uważać, bo na mnie nawet w drewnianej chatce spadnie cegła - Pół żartem, pół serio, ale ta druga połowa chyba jakimś cudem jest większa mimo swej nazwy. Nie traciła jednak humoru i uśmiechała się do tego człowieczka. Przeszedł jej okres załamania i jakoś przyszło jej do głowy, że komuś muszą dziać się nawet najgłupsze nieszczęścia, by ktoś inny nie oberwał. Da się żyć dalej? To nie ma większego problemu i trzeba, bo egzaminy same się nie napiszą, szkoła sama nie skończy, a rany i zatarcia po upadku... no dobra, zejdą w końcu same, ale czemu by im niby nie pomóc?
- Jeśli jesteś królikiem to chyba tak - R.I.P króliczku, miło było Cię poznać mimo tego, że nigdy nie istniałeś. Nawet jeśli jakiś tam był to zginął tragicznie przygnieciony masą jej ciała. Chyba, że zatwierdzą jej wersję i okaże się, że jej ratownik niczym ze Słonecznego Patrolu okaże się czworonożną, kicającą istotką. Wtedy to daleko mu będzie to rycerzyka, bo jak tu takie futerkowe maleństwo miałoby przywdziać zbroję i dzierżyć miecz? Kicać to może kica, ale żeby łaził na czterech łapkach? I gdzie by się podziało futerko do miziania?
Z drugiej zaś strony, gdzie zbroja, miecz i tarcza?
Wolała skupiać się na tym durnym rozmyślaniu po raz kolejny niż analizować fakt, że podała komuś rękę. Chyba już nawet przyzwyczaiła się do tego, że to, iż ktoś kogoś tyknie nie zagraża natychmiast życiu i zdrowiu. I to, iż pytał i nie czekał na odpowiedź tylko zajmował się tym, czym chciał. W sumie to nie miała nic przeciwko, bo kiedy jest się przemoczonym i poobijanym to człowiekowi zależy tylko na tym, by przywrócono go do względnie dobrego stanu, umożliwiającego poruszanie się bez wżynających się w tyłek zmoczonych gaci, które lepią się do ciała. Zdecydowanie brakowało jej tylko choroby nerek albo przeziębienia do osiągnięcia pełni szczęścia w tym roku szkolnym.
- Twojego, szansę na mój ślub wynoszą zero lub są na minusie. Alexandra Maria Grace, miło mi poznać. Gaduła, Przemądrzała, Panienka Od Wykładów, a także masa innych epitetów, którymi mnie określają. Zależy, kogo spytasz. Preferuję po prostu Alex, jeśli można prosić. Na pełen etat jestem największym pechowcem tego zamku, więc radzę uważać, bo na mnie nawet w drewnianej chatce spadnie cegła - Pół żartem, pół serio, ale ta druga połowa chyba jakimś cudem jest większa mimo swej nazwy. Nie traciła jednak humoru i uśmiechała się do tego człowieczka. Przeszedł jej okres załamania i jakoś przyszło jej do głowy, że komuś muszą dziać się nawet najgłupsze nieszczęścia, by ktoś inny nie oberwał. Da się żyć dalej? To nie ma większego problemu i trzeba, bo egzaminy same się nie napiszą, szkoła sama nie skończy, a rany i zatarcia po upadku... no dobra, zejdą w końcu same, ale czemu by im niby nie pomóc?
- Colette Warp
Re: Fontanna
Czw Lip 28, 2016 12:39 pm
Tej szkole wystarczyło już wampirów, mordercza, krwiożercza fontanna byłaby dla nich tylko niezbyt pożądaną konkurencją, która z racji swojej nie-mobilności, byłaby raczej nisko na liście zagrożeń. A mimo to Alexandra trafiła akurat na nią tego popołudnia i postanowiła złożyć jej swój hołd - z wiadomych względów.
- Nie, to żaden pech, przyznaj, że złożyłaś jej ofiarę z krwi dla powodzenia na egzaminach. - odparł, pukając końcem różdżki o wargę i myśląc nad zaklęciem leczącym odpowiednim dla tego typu zadrapań. Żaden był z niego medyk. - I dodatkowo wciągnęłaś mnie w ten rytuał, okradając z czegoś nieuchwytnego i niematerialnego. Jakby tak na to spojrzeć, to naprawdę brzmi jak jakiś tajemny obrzęd. Brakuje tylko wiszących w powietrzu świec, pentagramu i stojących w kole zakapturzonych postaci - i już Powyżej oczekiwań z OPCM gwarantowany.
Zaklęcie wyszło lepiej niż się spodziewał, własnymi mokrymi śladami zamierzał zająć się później, w jego przypadku nie wisiało nad głową zagrożenie przeziębienia, a jeśli jego towarzyszce znudzi się głupie gadanie Puchona, to mogła zagrać na jego koszulce i spodniach w "Połącz kropki".
- Ja? To całkiem spory ten twój królik, ale daje ci plusa z polowania za pół-zręczne skradanie się. W końcu do ostatniej chwili nie wiedziałem co mnie czeka. - Colette-królik. Nigdy tak o sobie nie myślał, zawsze miał przed oczami ogromnego, złotołuskiego smoka - gadzinę pozbawioną gracji, strącającą wszystko ogonem albo skrzydłami, która rozpalała wszystkich do czerwoności swoim ognistym oddechem. Nie to, żeby był jakimś złym bohaterem tej opowieści, ale miał swoje za uszami i stanowczo nie porównywały się do futrzaka z puchatym ogonkiem i długimi uszami postawionymi na sztorc, który namiętnie poruszał noskiem i żuł trawę. O nie! Colette był pełnoprawnym mężczyzną, na którego półmisku miejsce było tylko na mięso i narkotyki. No i na pomoc dla kobiet - za dużą miał do nich słabość, by przejść obojętnie wobec którejkolwiek z nich. I nawet jeśli do caranovy było mu daleko, to raz jego szarmanckie zagrywki doprowadziły do tego, że przed wyjściem do Hogsmeade do ściany przybiła go gromadka dziewczyn. A i tak skończył naparzając się ze Śmierciozercą w motelu.
Życie czasem bywa szalone.
- Miałem skończyć na półmisku, jako rękawiczki czy dywanik? - spytał, by odwrócić uwagę dziewczyny od ewentualnego bólu i przybliżył koniec różdżki do jej odrapanego kolana. - Episkey.
Łuna zaklęcia widocznie omiotła ranki, ale działanie ledwie lekko zatamowało krew. Otarcia pozostały, wiec Col syknął tylko pod nosem zawiedziony. No tak: żaden z niego medyk.
- Wybacz, w tej dziedzinie nie jestem specjalnie dobry, a wole drugi raz nie próbować, bo jeszcze ci coś zrobię. Przynajmniej już się nie czerwieni, a strupki podobno są sexy. Nudne jest wstawianie do trumny fabrycznie nowego ciała. - podjął i podniósł się z przyklęknięcia siadając obok dziewczyny i chowając różdżkę do kieszeni szaty. - Heh... Nie wiesz co mówisz.
W konkursie na to kto pierwszy założy sobie normalną rodzinę Colette przegrywał na przedbiegach - z wiadomych względów, o których nikt nie miał się dowiedzieć. Choć na pewnym etapie swojego życia pogodził się z wizją, że w końcu spotka jakąś kobietę, która da mu wystarczająco dużo wolności, by mógł kochać ją jak swoją Muzę i wmówić sobie, że kocha ją również jako kochankę. I że mogliby mieć dzieci. I mógłby się zestarzeć wiodąc całkiem normalne i społecznie akceptowalne życie. Ale na razie jeszcze wolał być szczęśliwy.
- No więc prócz próby poćwiczenia kraula w szkolnej fontannie co ci się jeszcze ostatnio pechowego przydarzyło?
- Nie, to żaden pech, przyznaj, że złożyłaś jej ofiarę z krwi dla powodzenia na egzaminach. - odparł, pukając końcem różdżki o wargę i myśląc nad zaklęciem leczącym odpowiednim dla tego typu zadrapań. Żaden był z niego medyk. - I dodatkowo wciągnęłaś mnie w ten rytuał, okradając z czegoś nieuchwytnego i niematerialnego. Jakby tak na to spojrzeć, to naprawdę brzmi jak jakiś tajemny obrzęd. Brakuje tylko wiszących w powietrzu świec, pentagramu i stojących w kole zakapturzonych postaci - i już Powyżej oczekiwań z OPCM gwarantowany.
Zaklęcie wyszło lepiej niż się spodziewał, własnymi mokrymi śladami zamierzał zająć się później, w jego przypadku nie wisiało nad głową zagrożenie przeziębienia, a jeśli jego towarzyszce znudzi się głupie gadanie Puchona, to mogła zagrać na jego koszulce i spodniach w "Połącz kropki".
- Ja? To całkiem spory ten twój królik, ale daje ci plusa z polowania za pół-zręczne skradanie się. W końcu do ostatniej chwili nie wiedziałem co mnie czeka. - Colette-królik. Nigdy tak o sobie nie myślał, zawsze miał przed oczami ogromnego, złotołuskiego smoka - gadzinę pozbawioną gracji, strącającą wszystko ogonem albo skrzydłami, która rozpalała wszystkich do czerwoności swoim ognistym oddechem. Nie to, żeby był jakimś złym bohaterem tej opowieści, ale miał swoje za uszami i stanowczo nie porównywały się do futrzaka z puchatym ogonkiem i długimi uszami postawionymi na sztorc, który namiętnie poruszał noskiem i żuł trawę. O nie! Colette był pełnoprawnym mężczyzną, na którego półmisku miejsce było tylko na mięso i narkotyki. No i na pomoc dla kobiet - za dużą miał do nich słabość, by przejść obojętnie wobec którejkolwiek z nich. I nawet jeśli do caranovy było mu daleko, to raz jego szarmanckie zagrywki doprowadziły do tego, że przed wyjściem do Hogsmeade do ściany przybiła go gromadka dziewczyn. A i tak skończył naparzając się ze Śmierciozercą w motelu.
Życie czasem bywa szalone.
- Miałem skończyć na półmisku, jako rękawiczki czy dywanik? - spytał, by odwrócić uwagę dziewczyny od ewentualnego bólu i przybliżył koniec różdżki do jej odrapanego kolana. - Episkey.
Łuna zaklęcia widocznie omiotła ranki, ale działanie ledwie lekko zatamowało krew. Otarcia pozostały, wiec Col syknął tylko pod nosem zawiedziony. No tak: żaden z niego medyk.
- Wybacz, w tej dziedzinie nie jestem specjalnie dobry, a wole drugi raz nie próbować, bo jeszcze ci coś zrobię. Przynajmniej już się nie czerwieni, a strupki podobno są sexy. Nudne jest wstawianie do trumny fabrycznie nowego ciała. - podjął i podniósł się z przyklęknięcia siadając obok dziewczyny i chowając różdżkę do kieszeni szaty. - Heh... Nie wiesz co mówisz.
W konkursie na to kto pierwszy założy sobie normalną rodzinę Colette przegrywał na przedbiegach - z wiadomych względów, o których nikt nie miał się dowiedzieć. Choć na pewnym etapie swojego życia pogodził się z wizją, że w końcu spotka jakąś kobietę, która da mu wystarczająco dużo wolności, by mógł kochać ją jak swoją Muzę i wmówić sobie, że kocha ją również jako kochankę. I że mogliby mieć dzieci. I mógłby się zestarzeć wiodąc całkiem normalne i społecznie akceptowalne życie. Ale na razie jeszcze wolał być szczęśliwy.
- No więc prócz próby poćwiczenia kraula w szkolnej fontannie co ci się jeszcze ostatnio pechowego przydarzyło?
- Mistrz Gry
Re: Fontanna
Czw Lip 28, 2016 12:39 pm
The member 'Colette Warp' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 5, 1
'Pojedynek' :
Result : 5, 1
- Alexandra Grace
Re: Fontanna
Pią Lip 29, 2016 12:28 pm
Mordercza fontanna okazałaby się najmniejszą zmorą tego zamku. Wystarczyłoby ją wysadzić na kawałki i byłoby po problemie. Nudny taki złoczyńca, co dałby się rozgnieść w drobny mak. Biorąc pod uwagę atrakcje, które w tej placówce były im dostarczane to rzeczywiście fontanna okazywała się zaledwie martwym obiektem, który posłużył Alexandrze czysto przypadkiem za narzędzie krzywdzące. W końcu nie planowała do niej wpaść i się poharatać. Aż tak głupia nie była, wierzcie mi.
- Ofiarę składałabym raczej w jakiejś świątyni, a nie zwykłej fontannie. Zresztą teraz to nawet siła wyższa już nie ocali, jeśli głowa pusta - Nie żeby była aż tak źle. Zaczęła się uczyć, kiedy już pozbierała się ze strachu przed wszystkim, co się rusza. Tyle, że czuła, iż niezależnie od ilości wiedzy w głowie, zawsze może czegoś zabraknąć. W końcu nie da się spamiętać wszystkiego, a informacje gromadzone przez lat mogą umykać niespostrzeżenie. Jeśli ktoś nie zaczął powtarzać to nawet wszystkie ściany przyozdobione pentagramami, działanie diabła, szatana, czy Wielkiego Zła, czy co tam by ktoś chciał... nie pomoże. Tak samo i Bóg, Pan, Lord, Siła Wyższa, Moc, Energia, czy jak się tego nie zatytułuje. Nie ma takiej siły, co w magiczny sposób wbije do głowy wiedzę. Gdyby istniała to nie musieliby siedzieć w zamku, gdzie ludzie padają jak muchy. Na szczęście to, co działo się teraz nie należało do żadnego rytuału. Alexandra uciekała od nauki, ponieważ nagle wszyscy zaczęli się nią zajmować, a to męczyło nawet, kiedy się tylko na to spoglądało. Chłopaczyna została wybudzony przez nieszczęśliwy zbieg zdarzeń. Co nie zmienia faktu, że mimo siniaków Alexandry rozbawił ją, więc może nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło?
- Powiedziałabym, że nawet ogromny z Ciebie królik. Prawdopodobnie potrawką z takiego zwierzaka można by było wyżywić sporo ludzi. W planach jednak miałam tylko identyfikację gatunku osobnika, który zajął miejsce w którym chciałam samotnie popatrzeć na cokolwiek, co nie jest z gatunku Utrudzonus Pracowitus Podręcznikus Ucznius. Nie należę do kłusowników, czy jak to tam nazywają, wyrośnięty króliku, więc możesz się nie obawiać. - Świat zmienia się każdego dnia, więc kto wie, czy króliki nie ewoluowały (niczym Pokemony...), stając się krwiożerczymi władcami dżungli. Najmniejsi czasami mają najwięcej sprytu i potrafią czyhać w zakamarkach o których nam się nawet nie śniło, więc cóż... jak to mówią - wszystko może się zdarzyć. Być może ta wymiana sił już nastąpiła i teraz nawet puchate stworzonka pod futerkiem kryją kolczatkę. Tyle lat żywienia się tylko trawą musiało się w końcu znudzić. Niepostrzeżenie zaczęły zdobywać zaufanie, by po pewnym czasie odgryźć komuś rękę. To ma sens. Cichy zabójca jest skuteczniejszy przecież.
- Nie ma się co martwić. Moje ciało na pewno nie będzie w trumnie nieskazitelne. Kilka dodatkowych zadrapań nie robi żadnej różnicy - Uśmiechnęła się przy tych słowach pokrzepiająco, by dać znać, że naprawdę te strupki nie były wielką tragedią. W końcu królik się starał, prawda?
- Oj wierz mi, że wiem - Alexandra brutalnie nie wróżyła sobie posiadania wystarczającej ilości szczęścia, by dożyć zakończenia szkoły. Nie wspominając o tym, iż po jej zakończeniu będzie jak kret, więc rokowania i chęci, by znaleźć sobie drugą połowę mocno spadają. Biorąc po uwagę, że padnie trupem w przeciągu 2 lat, jeśli spojrzy się na prześladującego ją pecha to... cóż, Colette miał zdecydowanie większą szansę na założenie rodziny. Gryfonka nie miała już żadnych planów, wszystkie się posypały, więc pal licho całą tę przyszłość.
- Bliższe ostatnio jest stosunkowo dobre, nie licząc tej fontanny, ale to pikuś. Dalsze za to jest tragiczną serią pecha. Ale zdarza się, prawda? Hogwart funduje sporo... wrażeń - Małe słowo, jak na to wszystko, ale przynajmniej kulturalne.
- Ofiarę składałabym raczej w jakiejś świątyni, a nie zwykłej fontannie. Zresztą teraz to nawet siła wyższa już nie ocali, jeśli głowa pusta - Nie żeby była aż tak źle. Zaczęła się uczyć, kiedy już pozbierała się ze strachu przed wszystkim, co się rusza. Tyle, że czuła, iż niezależnie od ilości wiedzy w głowie, zawsze może czegoś zabraknąć. W końcu nie da się spamiętać wszystkiego, a informacje gromadzone przez lat mogą umykać niespostrzeżenie. Jeśli ktoś nie zaczął powtarzać to nawet wszystkie ściany przyozdobione pentagramami, działanie diabła, szatana, czy Wielkiego Zła, czy co tam by ktoś chciał... nie pomoże. Tak samo i Bóg, Pan, Lord, Siła Wyższa, Moc, Energia, czy jak się tego nie zatytułuje. Nie ma takiej siły, co w magiczny sposób wbije do głowy wiedzę. Gdyby istniała to nie musieliby siedzieć w zamku, gdzie ludzie padają jak muchy. Na szczęście to, co działo się teraz nie należało do żadnego rytuału. Alexandra uciekała od nauki, ponieważ nagle wszyscy zaczęli się nią zajmować, a to męczyło nawet, kiedy się tylko na to spoglądało. Chłopaczyna została wybudzony przez nieszczęśliwy zbieg zdarzeń. Co nie zmienia faktu, że mimo siniaków Alexandry rozbawił ją, więc może nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło?
- Powiedziałabym, że nawet ogromny z Ciebie królik. Prawdopodobnie potrawką z takiego zwierzaka można by było wyżywić sporo ludzi. W planach jednak miałam tylko identyfikację gatunku osobnika, który zajął miejsce w którym chciałam samotnie popatrzeć na cokolwiek, co nie jest z gatunku Utrudzonus Pracowitus Podręcznikus Ucznius. Nie należę do kłusowników, czy jak to tam nazywają, wyrośnięty króliku, więc możesz się nie obawiać. - Świat zmienia się każdego dnia, więc kto wie, czy króliki nie ewoluowały (niczym Pokemony...), stając się krwiożerczymi władcami dżungli. Najmniejsi czasami mają najwięcej sprytu i potrafią czyhać w zakamarkach o których nam się nawet nie śniło, więc cóż... jak to mówią - wszystko może się zdarzyć. Być może ta wymiana sił już nastąpiła i teraz nawet puchate stworzonka pod futerkiem kryją kolczatkę. Tyle lat żywienia się tylko trawą musiało się w końcu znudzić. Niepostrzeżenie zaczęły zdobywać zaufanie, by po pewnym czasie odgryźć komuś rękę. To ma sens. Cichy zabójca jest skuteczniejszy przecież.
- Nie ma się co martwić. Moje ciało na pewno nie będzie w trumnie nieskazitelne. Kilka dodatkowych zadrapań nie robi żadnej różnicy - Uśmiechnęła się przy tych słowach pokrzepiająco, by dać znać, że naprawdę te strupki nie były wielką tragedią. W końcu królik się starał, prawda?
- Oj wierz mi, że wiem - Alexandra brutalnie nie wróżyła sobie posiadania wystarczającej ilości szczęścia, by dożyć zakończenia szkoły. Nie wspominając o tym, iż po jej zakończeniu będzie jak kret, więc rokowania i chęci, by znaleźć sobie drugą połowę mocno spadają. Biorąc po uwagę, że padnie trupem w przeciągu 2 lat, jeśli spojrzy się na prześladującego ją pecha to... cóż, Colette miał zdecydowanie większą szansę na założenie rodziny. Gryfonka nie miała już żadnych planów, wszystkie się posypały, więc pal licho całą tę przyszłość.
- Bliższe ostatnio jest stosunkowo dobre, nie licząc tej fontanny, ale to pikuś. Dalsze za to jest tragiczną serią pecha. Ale zdarza się, prawda? Hogwart funduje sporo... wrażeń - Małe słowo, jak na to wszystko, ale przynajmniej kulturalne.
- Colette Warp
Re: Fontanna
Pon Sie 08, 2016 10:12 pm
- Co byłoby świątynią ofiar dla edukacji? Biblioteka? Sądzę, że Pan Yaxley przerwałby nam w połowie rytuału i dokończył z nami jako barankami na ołtarzu ze swojego masywnego biurka. No i pewnie nie byłby zbyt zadowolony z racji brudzenia posadzki i grożenia książkom mokrymi substancjami wszelakimi. I hałasem. Może więc poszukamy czegoś innego? Odpalenie dzisiaj rytuału za zdanie egzaminów brzmi jak dobry sposób na spędzenie reszty popołudnia. No i mogę przypilnować, żebyś bardziej nie zdarła sobie kolan. - ożywił się nagle. Skoro spanie miał już za sobą (przerwane mokrą niespodzianką), to mógł spożytkować nadmiar energii i ciekawe towarzystwo na odpalenie jakiegoś zakazanego egzorcyzmu, który sprowadzi na szkołę Dementorów, Aurorów i ZUS. Tak się bawią, tak się bawią, Pu-cho-ny! - A potem przysięgam, że grzecznie zaprowadzę cię na wieżę wprost pod tajne wejście do waszego Gryfowego królestwa.
Colette Tomiczny - niekoronowany król składania niewinnym dziewczętom niemoralnych propozycji. Nawet pomimo jego cipkopedałkowatości nadal łasy był na ich dziewictwo, z tym, że nie brał go dla siebie, ale oddawał SZATANOWI w zamian za co najmniej P z Eliksirów.
Hehe.
Nie było jednak aż tak źle z odgrywaniem roli złego wilka w futrze królika, bo Alexandra nie pozostawała dłużna ze swoimi morderczymi zapędami przerobienia go na pasztet, polecający się na stoły na Wielkanoc. Głównie przez Biedronkę. Podziw zamieszkał w dwukolorowych oczach skrytych za pinglami z grubą oprawą.
- Eeej... No co ty, ja już od dawna stwierdziłem, że ta szkoła pełna jest outsiderów z wyboru i nawet tak ogromny gmach jak Hogwart nie ma wystarczająco samotnych kątów, żeby ich wszystkich pomieścić. Zamierzam więc rozpocząć zachęcanie do ekspansji do rogów sufitowych, które jak dotąd leżą, a raczej trwają sobie, odłogiem. A ty mi tu teraz jeszcze o samotnym wysiadywaniu fontanny... - pokręcił głową aktorsko. - Jeszcze chwilka, a będziemy mieli nowe gargulce w postaci zdesperowanych uczniów.
Wszystko półżartem, w końcu każdy potrzebował odrobiny samotności co jakiś czas. Dlatego też Colette z całym szacunkiem, które mieściło jego wielkie Puchońskie serce, przerywał takie chwile i wciągał swoje ofiary w jakieś dzikie tango na pograniczu łamania regulaminu. Kończył mu się ostatecznie czas w tej placówce, a jego kartoteka była żałośnie pusta. Nic po sobie nie zostawi w tej szkole. NIC.
- Chyba ma swój sposób nieskazitelne ciało jest zapłatą za kozackie wspomnienia i barwna historię życia, nie uważasz? Nadaje spojrzeniu głębi i znaczenia, a twarzy charakteru. Nie ma nic za darmo: ograbiasz się z ozdób ciała, dla ozdób wnętrza. ...rany boskie znowu filozofuje. Możesz mnie ciągnąc za włosy, uszy albo nos, jak zacznę to robić, czasem mi się załącza jakiś Alvaro i tworzę sobie jakąś odmienną rzeczywistość. Na przykład taką, gdzie pozjadałem wszystkie rozumy albo jestem potrawką dla trzech wsi. - puścił dziewczynie oko i poderwał się z zimnego murku. - Dobra, dość grzania się, bo zamiast królika, złapiesz wilka.
Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. Jego propozycja egzorcyzmów była nadal aktualna. Może istniała tez jakaś szansa, ze przy okazji uda im się odpędzić tego koszmarnego pecha- kto wie.
Colette Tomiczny - niekoronowany król składania niewinnym dziewczętom niemoralnych propozycji. Nawet pomimo jego cipkopedałkowatości nadal łasy był na ich dziewictwo, z tym, że nie brał go dla siebie, ale oddawał SZATANOWI w zamian za co najmniej P z Eliksirów.
Hehe.
Nie było jednak aż tak źle z odgrywaniem roli złego wilka w futrze królika, bo Alexandra nie pozostawała dłużna ze swoimi morderczymi zapędami przerobienia go na pasztet, polecający się na stoły na Wielkanoc. Głównie przez Biedronkę. Podziw zamieszkał w dwukolorowych oczach skrytych za pinglami z grubą oprawą.
- Eeej... No co ty, ja już od dawna stwierdziłem, że ta szkoła pełna jest outsiderów z wyboru i nawet tak ogromny gmach jak Hogwart nie ma wystarczająco samotnych kątów, żeby ich wszystkich pomieścić. Zamierzam więc rozpocząć zachęcanie do ekspansji do rogów sufitowych, które jak dotąd leżą, a raczej trwają sobie, odłogiem. A ty mi tu teraz jeszcze o samotnym wysiadywaniu fontanny... - pokręcił głową aktorsko. - Jeszcze chwilka, a będziemy mieli nowe gargulce w postaci zdesperowanych uczniów.
Wszystko półżartem, w końcu każdy potrzebował odrobiny samotności co jakiś czas. Dlatego też Colette z całym szacunkiem, które mieściło jego wielkie Puchońskie serce, przerywał takie chwile i wciągał swoje ofiary w jakieś dzikie tango na pograniczu łamania regulaminu. Kończył mu się ostatecznie czas w tej placówce, a jego kartoteka była żałośnie pusta. Nic po sobie nie zostawi w tej szkole. NIC.
- Chyba ma swój sposób nieskazitelne ciało jest zapłatą za kozackie wspomnienia i barwna historię życia, nie uważasz? Nadaje spojrzeniu głębi i znaczenia, a twarzy charakteru. Nie ma nic za darmo: ograbiasz się z ozdób ciała, dla ozdób wnętrza. ...rany boskie znowu filozofuje. Możesz mnie ciągnąc za włosy, uszy albo nos, jak zacznę to robić, czasem mi się załącza jakiś Alvaro i tworzę sobie jakąś odmienną rzeczywistość. Na przykład taką, gdzie pozjadałem wszystkie rozumy albo jestem potrawką dla trzech wsi. - puścił dziewczynie oko i poderwał się z zimnego murku. - Dobra, dość grzania się, bo zamiast królika, złapiesz wilka.
Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. Jego propozycja egzorcyzmów była nadal aktualna. Może istniała tez jakaś szansa, ze przy okazji uda im się odpędzić tego koszmarnego pecha- kto wie.
- Alexandra Grace
Re: Fontanna
Wto Sie 09, 2016 8:51 pm
Jeśli udałaby się do biblioteki to raczej nikt nie musiałby pilnować stanu jej kolan. Chociaż w jej przypadku wszystko może się zdarzyć, więc jakkolwiek durnie to nie brzmi - nawet ochrona takiej części ciała może okazać się bezcenna. Poważnie, jeśli ktoś ze wszystkich możliwych miejsc potrafi wybrać to jedno jedyne, gdzie nagle wybucha mała wojna to rzeczywiście albo jest przeklęty albo Los sobie robi jaja. Wyobrażam to sobie tak, jest wielkie pudełko z nazwiskami i imionami, codziennie spośród milionów ludzi na świecie losuje się tych, którym musi przydarzyć się coś złego. WIĘC JAKIM CUDEM ALEXANDRA JEST TAKĄ SZCZĘŚCIARĄ, ŻE TO ONA WYGRYWA W LOSOWANIU CODZIENNIE!? Tego nie wiem, może ma mały magnesik przy swojej karteczce, by Los losował (he he, Los zdaje się na los, czujecie?) nieuczciwie, bo tak go bawi znęcanie się nad jedną żałosną Gryfonką. Nie tylko jego, tak przy okazji. Chyba wszyscy się zgodzą, że czasami z nieszczęść można się tylko śmiać. Więc w sumie...
Może jakiś rytuał odpędziłby pecha? Skoro normalne sposoby nie pomogły?
- Wszystko, byle nie znowu książki. Ale pod warunkiem, że w razie czego przyznajesz się do winy i pełnej odpowiedzialności za potencjalnej szkody, bo jeszcze kilka punktów odebranych przeze mnie mojemu domowi i nikt mnie do tego królestwa nie wpuści żywcem. Wbrew pozorom nie jest to wejście tajne, a może ja o czymś nie wiem, ale nic mnie nie uratuje przed gniewem rówieśników. Chyba, że znasz genialny rytuał, który nie kończy się śmiercią, a uwalnia od tego. Nie licząc alkoholu. To iście magiczny sposób na zapominanie o wielu rzeczach, ale niestety brak mi go na stanie - Hmm... Aurorzy już byli, ZUS pewnie ściga od dłuższego czasu, Dementorzy... TAK TEGO JESZCZE NIE BYŁO. Magicznego Wydziału Do Spraw Nieletnich Zdeprawowanych Czarodziejów również. O ile Ministerstwo Magii w ogóle posiada jakąś część poświęconą mniej magicznym sprawom, skupiającą się na wychowaniu zdrowych psychicznie, społecznych ludzi. W Howarcie przydałby się psycholog. A może nawet psychiatra. Tak, to drugie zdecydowanie bardziej. Dementorzy umarliby z głodu przy tych dzieciakach to może ostatnim ratunkiem jest coś tak prostego, jak rozmowa. Może wtedy byłoby mniej niemoralnych propozycji, morderców, potencjalnych psychopatów, tych prawdziwych również i debili. Chociaż z tego ostatniego prawdopodobnie nikogo się nie wyleczy, więc panna Grace nie miała o czymś marzyć.
- Sądzę, że gdyby wmówiło się im, że wrzucając galeony do niej zapewnią sobie zdanie egzaminów to ktoś, kto zabrałby się za nurkowanie po nie zarobiłby na tym miliony. A to ja byłam tam pierwsza, niezależnie od tego ile mam gargulców potencjalnych! Przysługuje mi prawo do pobrania odszkodowania. - To NIC musi być niesamowite. Alexandra miała nadzieję, że jej jeszcze nikt nie zechciał uzupełniać. Byłaby bogata w milion bezsensownych sytuacji z których tłumaczenie się jest tak trudne, że nie da się zrobić tego w logiczny sposób, by nie wzięli jej za kogoś niepoczytalnego. Cóż ona jednak poradzi na to, że z zasady pierw robi, potem myśli? Taka jej natura, wolała coś zrobić, a że zawsze wydawało jej się to mądrą decyzją... ech, życie. Nie przyszło jej zostać Krukonem, by zdawać sobie sprawę z tego, jak wiele musi się jeszcze dowiedzieć. Nawet jeśli wcale tacy nie byli i nie szukali kątów wolnych do nauki. Ba! Sama szukała takich kątów, może nie pod sufitem, ale jednak. Faktem jest jednak, że odosobnione punkt okazują się w ostatnim czasie szalenie zatłoczone. Może wraz z przyjściem wakacji wszyscy odżyją i wrócą na nowy rok radośniejszy? Przebywanie w zamku pełnym ludzi może źle wpływać na osobistą aurę, więc może wszyscy przesadzali ze wszystkim przez to, ciągle ze sobą siedzą to tylko wydaje się, że jest beznadziejna, a tak naprawdę są po prostu nieobiektywni?
- Pierwszy raz spotykam kogoś, kto mówi więcej niż ja, więc zdecydowanie mi to nie przeszkadza. Filozofuj sobie ile w lezie. To zawsze jakaś odmiana, bo nie trzeba ściągać Cię z wolnego rogu sufitu w którym się chowasz - Zaskakujące zjawisko. Co z nim nie tak? Zaraz rzuci w nią Avadą, czy też okaże się jej złudzeniem? To nie jest normalne być normalnym, radosnym uczniem w Hogwarcie. To oksymoron. Może to rzeczywiście transmutowany w człowieka królik? Może to możliwe?
- Skoro nie złapałam rybek w moim prywatnym stawie to mogę spróbować Cię gonić, króliku - Nie przyjęła uprzejmej rączki, była przecież samodzielnym łowcą, więc jak to tak? Tyle, że jej nie stykło, nie pykło wszystko, bo nie spodziewała się, że jednak nóżka zaboli. No cóż, koza skakała to dostała. Syknęła cichutko i szybko wróciła do swojego uśmiechu. W końcu nic wielkiego się nie stało. Boli nóżka, phi. Gorsze rzeczy się z nią działy.
- Dobra, jednak nie pogonię królika. Polowanie zakończone zanim się zaczęło. Prawdopodobnie złapie mnie wilk i umrę na Morderczej Fontannie. Chyba, że miły królik wciąż podtrzymuje swoją propozycję rytuałów, wtedy mogę potowarzyszyć mu, o ile nie zechce złożyć mnie w ofierze duchom Edukacji - Stała na swoich nóżkach i robiła kroki, spokojnie. Naprawdę nie było jej nic wielkiego. Tyle, że chciała być super feministką i łowcą to rąsi nie tknęła i przez trochę doturbowała już poturbowane lekko ciało. Niech idą walczyć z Wyższymi Siłami o egzaminy zanim fontanna naprawdę rzuci się na nich, by ich pożreć w ramach zemsty za wredotę.
Może jakiś rytuał odpędziłby pecha? Skoro normalne sposoby nie pomogły?
- Wszystko, byle nie znowu książki. Ale pod warunkiem, że w razie czego przyznajesz się do winy i pełnej odpowiedzialności za potencjalnej szkody, bo jeszcze kilka punktów odebranych przeze mnie mojemu domowi i nikt mnie do tego królestwa nie wpuści żywcem. Wbrew pozorom nie jest to wejście tajne, a może ja o czymś nie wiem, ale nic mnie nie uratuje przed gniewem rówieśników. Chyba, że znasz genialny rytuał, który nie kończy się śmiercią, a uwalnia od tego. Nie licząc alkoholu. To iście magiczny sposób na zapominanie o wielu rzeczach, ale niestety brak mi go na stanie - Hmm... Aurorzy już byli, ZUS pewnie ściga od dłuższego czasu, Dementorzy... TAK TEGO JESZCZE NIE BYŁO. Magicznego Wydziału Do Spraw Nieletnich Zdeprawowanych Czarodziejów również. O ile Ministerstwo Magii w ogóle posiada jakąś część poświęconą mniej magicznym sprawom, skupiającą się na wychowaniu zdrowych psychicznie, społecznych ludzi. W Howarcie przydałby się psycholog. A może nawet psychiatra. Tak, to drugie zdecydowanie bardziej. Dementorzy umarliby z głodu przy tych dzieciakach to może ostatnim ratunkiem jest coś tak prostego, jak rozmowa. Może wtedy byłoby mniej niemoralnych propozycji, morderców, potencjalnych psychopatów, tych prawdziwych również i debili. Chociaż z tego ostatniego prawdopodobnie nikogo się nie wyleczy, więc panna Grace nie miała o czymś marzyć.
- Sądzę, że gdyby wmówiło się im, że wrzucając galeony do niej zapewnią sobie zdanie egzaminów to ktoś, kto zabrałby się za nurkowanie po nie zarobiłby na tym miliony. A to ja byłam tam pierwsza, niezależnie od tego ile mam gargulców potencjalnych! Przysługuje mi prawo do pobrania odszkodowania. - To NIC musi być niesamowite. Alexandra miała nadzieję, że jej jeszcze nikt nie zechciał uzupełniać. Byłaby bogata w milion bezsensownych sytuacji z których tłumaczenie się jest tak trudne, że nie da się zrobić tego w logiczny sposób, by nie wzięli jej za kogoś niepoczytalnego. Cóż ona jednak poradzi na to, że z zasady pierw robi, potem myśli? Taka jej natura, wolała coś zrobić, a że zawsze wydawało jej się to mądrą decyzją... ech, życie. Nie przyszło jej zostać Krukonem, by zdawać sobie sprawę z tego, jak wiele musi się jeszcze dowiedzieć. Nawet jeśli wcale tacy nie byli i nie szukali kątów wolnych do nauki. Ba! Sama szukała takich kątów, może nie pod sufitem, ale jednak. Faktem jest jednak, że odosobnione punkt okazują się w ostatnim czasie szalenie zatłoczone. Może wraz z przyjściem wakacji wszyscy odżyją i wrócą na nowy rok radośniejszy? Przebywanie w zamku pełnym ludzi może źle wpływać na osobistą aurę, więc może wszyscy przesadzali ze wszystkim przez to, ciągle ze sobą siedzą to tylko wydaje się, że jest beznadziejna, a tak naprawdę są po prostu nieobiektywni?
- Pierwszy raz spotykam kogoś, kto mówi więcej niż ja, więc zdecydowanie mi to nie przeszkadza. Filozofuj sobie ile w lezie. To zawsze jakaś odmiana, bo nie trzeba ściągać Cię z wolnego rogu sufitu w którym się chowasz - Zaskakujące zjawisko. Co z nim nie tak? Zaraz rzuci w nią Avadą, czy też okaże się jej złudzeniem? To nie jest normalne być normalnym, radosnym uczniem w Hogwarcie. To oksymoron. Może to rzeczywiście transmutowany w człowieka królik? Może to możliwe?
- Skoro nie złapałam rybek w moim prywatnym stawie to mogę spróbować Cię gonić, króliku - Nie przyjęła uprzejmej rączki, była przecież samodzielnym łowcą, więc jak to tak? Tyle, że jej nie stykło, nie pykło wszystko, bo nie spodziewała się, że jednak nóżka zaboli. No cóż, koza skakała to dostała. Syknęła cichutko i szybko wróciła do swojego uśmiechu. W końcu nic wielkiego się nie stało. Boli nóżka, phi. Gorsze rzeczy się z nią działy.
- Dobra, jednak nie pogonię królika. Polowanie zakończone zanim się zaczęło. Prawdopodobnie złapie mnie wilk i umrę na Morderczej Fontannie. Chyba, że miły królik wciąż podtrzymuje swoją propozycję rytuałów, wtedy mogę potowarzyszyć mu, o ile nie zechce złożyć mnie w ofierze duchom Edukacji - Stała na swoich nóżkach i robiła kroki, spokojnie. Naprawdę nie było jej nic wielkiego. Tyle, że chciała być super feministką i łowcą to rąsi nie tknęła i przez trochę doturbowała już poturbowane lekko ciało. Niech idą walczyć z Wyższymi Siłami o egzaminy zanim fontanna naprawdę rzuci się na nich, by ich pożreć w ramach zemsty za wredotę.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach