- Rudolf Greengrass
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 12:57 am
18.12.1978
Hogsmeade podczas zimy był naprawdę urokliwym miejscem. Wszędzie leżały sterty śniegu, i chociaż trudno było się przedrzeć przez niektóre zaspy, uśmiechy z twarzy małych dzieci, czy nawet dorosłych, którzy nagle postanowili urządzić sobie bitwę na śnieżki, nie schodził. Nawet Rudolf musiał kilka razy się uchylić, aby nie dostać centralnie w głowę twardo zbitą śnieżką. Chociaż w normalnych okolicznościach sam by ulepił śnieżkę, i zaczął by naparzać w przechodniów, tym razem musiał zachować powagę, bowiem czekało go pewne zadanie do wykonania. Jego ojciec w ostatnim liście wyraził się niezwykle jasno, co do tego co ma zrobić podczas tego wypadu do wioski. Miał zaprosić pewną młodą dziewczynę, a może raczej kobietę. Calliope...była piękną młodą kobietą, i tego nawet sam Rudolf nie mógł w żaden sposób podważyć. I chociaż znali się z dzieciństwa, często bawili się na terenach zaczarowanego lasu w Szkocji, to o dziwo nie wiele o sobie wiedzieli. Kiedy zaczęli dorastać ich kontakt drastycznie zaczął spadać, o czym nie raz i nie dwa wspominała matka chłopaka, kiedy znalazła dla swojego syna chociaż odrobinę czasu. Ostatnie rozmowy w jego domu dotyczyły głównie tego, iż młodzieniec powinien był zacząć szukać sobie odpowiedniej kandydatki na żonę, a jeżeli on tego nie zrobi, zrobią to za niego rodzice. Zapewnienie ciągłości rodu to jego obowiązek, jak to mawiał często jego ojciec. Dlatego też blondyn wysłał do dziewczyny sowę, z propozycję spotkania w zaczarowanym parku.
Czy miał jakiś pomysł co do tego spotkania? nie bardzo. Liczył na to, że uda im się jakoś porozmawiać, spędzić może trochę miłego czasu, a potem...cóż czas pokaże co się dalej wydarzy. Blondyn wszedł na teren parku, a kiedy dostrzegł, że dziewczyny jeszcze nie ma odetchnął z ulgą. Jego wrodzony talent do spóźniania się wszędzie, w szkole chyba przejdzie do historii, tym bardziej nie wskazane byłoby spóźnienie się na tak ważne spotkanie. W końcu dobre stosunku czystokriwstych rodów były ważne nawet dla Rudolfa. Być może nie aż tak, jak dla jego matki, ale jednak przykładał do tego sporą uwagę. Młody Greengrass zatrzymał się przy jednej ze ośnieżonych ławek, i poprawił swój szalki, oraz rękawiczki na dłoniach. Tego dnia było naprawdę zimno, a przecież gryfon nie chciał nabawić się żadnego przeziębienia.
- Calliope Selwyn
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 1:33 am
Faktycznie, tego dnia Hogsmeade wyglądało zupełnie, jak na jednej z magicznych pocztówek sprzedawanych na miejscowej poczcie. Wszystkie domy wyglądały jak polukrowane, a dodatkowego uroku dodawali wiosce rozszczebiotani uczniowie Hogwartu, toczący zażarte bitwy na śnieżki. Calliope może nawet napawałaby się tym widokiem, gdyby nie było jej okropnie zimno. Ślizgonka nie przepadała za chłodem, a co za tym idzie, także za śniegiem i lodem. I nie tylko dlatego, że były zimne. Głównym powodem jej awersji była oczywista trudność w utrzymaniu równowagi na śliskiej nawierzchni. Od dawna starała się zachować wizerunek osoby poważnej, a przecież nikt nie wygląda poważnie w pozycji horyzontalnej na środku ulicy.
Właśnie dlatego początkowo planowała odpuścić sobie wycieczkę do magicznej wioski i spędzić leniwie dzień w dormitorium. Niestety, jej plan spalił na panewce w obliczu nieoczekiwanego zaproszenia ze strony Rudolfa Greengrassa. Ślizgonka w pierwszej chwili była bardzo zaskoczona, że Gryfon postanowił się do niej odezwać po długiej przerwie. Kultura nakazywała jej przyjąć zaproszenie, jednak wciąż pozostała podejrzliwa względem natury jego propozycji. Zaczęła coraz śmielej podejrzewać, że jego zamiary mogą mieć bezpośredni związek z ostatnią rozmową, jaką odbyła ze swoją matką. Kobieta wręcz nachalnie wypytywała ją o Gryfona, by zaskakująco płynnie przejść do tematu aranżowanych małżeństw. Mimo wszystko Call nadal miała słabość do Rudolfa, więc nie zastanawiając się dłużej nad wszelkimi za i przeciw, poszła do Hogsmeade.
Zauważyła go stojącego nieopodal ławki. Był odwrócony do niej tyłem i jakiś złośliwy głosik zasugerował, żeby przyciągnąć jego uwagę rzucając w niego śnieżką. Prawdopodobnie jeszcze parę lat temu, kiedy ich relacje były cieplejsze, zrobiłaby to bez żadnych skrupułów. Teraz ich sytuacja wyglądała odrobinę inaczej, więc powstrzymała się od pierwszego pomysłu, lecz nie zrezygnowała całkiem z drobnej złośliwości. Postanowiła zakraść się do niego od tyłu i głośno się przywitać. Bardzo powoli i niemal bezszelestnie stawiała stopy na śniegu i gdy znalazła się bardzo blisko pleców Gryfona pochyliła się lekko w jego stronę.
- Mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo - odparła, z trudem powstrzymując wpełzający na usta uśmiech. Jej walka trwała jednak bardzo krótko i już po chwili wbrew swoim postanowieniom wyszczerzyła się szeroko.
Właśnie dlatego początkowo planowała odpuścić sobie wycieczkę do magicznej wioski i spędzić leniwie dzień w dormitorium. Niestety, jej plan spalił na panewce w obliczu nieoczekiwanego zaproszenia ze strony Rudolfa Greengrassa. Ślizgonka w pierwszej chwili była bardzo zaskoczona, że Gryfon postanowił się do niej odezwać po długiej przerwie. Kultura nakazywała jej przyjąć zaproszenie, jednak wciąż pozostała podejrzliwa względem natury jego propozycji. Zaczęła coraz śmielej podejrzewać, że jego zamiary mogą mieć bezpośredni związek z ostatnią rozmową, jaką odbyła ze swoją matką. Kobieta wręcz nachalnie wypytywała ją o Gryfona, by zaskakująco płynnie przejść do tematu aranżowanych małżeństw. Mimo wszystko Call nadal miała słabość do Rudolfa, więc nie zastanawiając się dłużej nad wszelkimi za i przeciw, poszła do Hogsmeade.
Zauważyła go stojącego nieopodal ławki. Był odwrócony do niej tyłem i jakiś złośliwy głosik zasugerował, żeby przyciągnąć jego uwagę rzucając w niego śnieżką. Prawdopodobnie jeszcze parę lat temu, kiedy ich relacje były cieplejsze, zrobiłaby to bez żadnych skrupułów. Teraz ich sytuacja wyglądała odrobinę inaczej, więc powstrzymała się od pierwszego pomysłu, lecz nie zrezygnowała całkiem z drobnej złośliwości. Postanowiła zakraść się do niego od tyłu i głośno się przywitać. Bardzo powoli i niemal bezszelestnie stawiała stopy na śniegu i gdy znalazła się bardzo blisko pleców Gryfona pochyliła się lekko w jego stronę.
- Mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo - odparła, z trudem powstrzymując wpełzający na usta uśmiech. Jej walka trwała jednak bardzo krótko i już po chwili wbrew swoim postanowieniom wyszczerzyła się szeroko.
- Rudolf Greengrass
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 1:58 am
Rudolf akurat zaczął wpatrywać się w pobliskie drzewo, którego gałęzie wręcz uginały się pod naporem śniegu. Była to jedna z nielicznych rzeczy, za które blondyn lubił zimę. Śnieg, piękne wzory na szybach, to zdecydowanie dodawało uroku całej tej mroźnej otoczce. A warto wspomnieć, że gryfon nie był zwolennikiem zimy, ale jej klimatu już jak najbardziej. Lubił ten moment, kiedy mógł zasiąść z kubkiem gorącej czekolady przed przyjemnie trzaskającym ogniem w kominku. W takim momencie na zewnątrz mogłaby rozpętać się istna zamieć śnieżna, a Rudolf i tak by sobie z tego absolutnie nic nie zrobił.
Tym razem, jednak kiedy tylko usłyszał za sobą czyiś głos, podskoczy momentalnie, i prawie już sięgnął po swoją różdżkę, kiedy dotarło do niego, że był to niezwykle łagodny kobiecy głos. Odwrócił się powoli w stronę dziewczyny i odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że przed nim stała sama Calliope.
-mogłem zrobić ci krzywdę- Powiedział spokojnie, i mimo wszystko odwzajemnił jej uśmiech. Gdyby w ostatniej chwili nie dotarł do niego głos rozsądku, to kto wie jakim zaklęciem potraktował by dziewczynę. No, ale całe szczęście, że nic takiego się nie wydarzyło, dlatego całe to wydarzenie można wrzucić w niepamięć.
-Długo nie...chociaż zacząłem to odczuwać w nogach- Faktycznie zdał sobie sprawę z tego, że jego uda naprawdę zmarzły, co skutkowało tym, iż podejście do dziewczyny było dla niego nie lada wyzwaniem.
Rodzice gryfona byli znacznie bardziej subtelni. Nie próbowali dać mu jasno do zrozumienia czego od niego oczekują. Wierzyli w to, że ich syn, jest na tyle bystry iż zrozumie, że czystokrwisty czarodziej powinien był związać się tylko z inną czystokrwistą czarownicą. Czy on się z tym zgadzał? tak naprawdę było mu to poniekąd obojętne. Chociaż nie przeczył temu, że z inną szlachetnie urodzoną osobą, miałby znacznie więcej wspólnych tematów.
-Pozwolisz się zaprosić na krótki spacer?- Zapytał się ofiarując dziewczynie tym samym swoje ramie, aby ta mogła się w razie czego podeprzeć, i nie wywrócić na śliskiej nawierzchni.
Tym razem, jednak kiedy tylko usłyszał za sobą czyiś głos, podskoczy momentalnie, i prawie już sięgnął po swoją różdżkę, kiedy dotarło do niego, że był to niezwykle łagodny kobiecy głos. Odwrócił się powoli w stronę dziewczyny i odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że przed nim stała sama Calliope.
-mogłem zrobić ci krzywdę- Powiedział spokojnie, i mimo wszystko odwzajemnił jej uśmiech. Gdyby w ostatniej chwili nie dotarł do niego głos rozsądku, to kto wie jakim zaklęciem potraktował by dziewczynę. No, ale całe szczęście, że nic takiego się nie wydarzyło, dlatego całe to wydarzenie można wrzucić w niepamięć.
-Długo nie...chociaż zacząłem to odczuwać w nogach- Faktycznie zdał sobie sprawę z tego, że jego uda naprawdę zmarzły, co skutkowało tym, iż podejście do dziewczyny było dla niego nie lada wyzwaniem.
Rodzice gryfona byli znacznie bardziej subtelni. Nie próbowali dać mu jasno do zrozumienia czego od niego oczekują. Wierzyli w to, że ich syn, jest na tyle bystry iż zrozumie, że czystokrwisty czarodziej powinien był związać się tylko z inną czystokrwistą czarownicą. Czy on się z tym zgadzał? tak naprawdę było mu to poniekąd obojętne. Chociaż nie przeczył temu, że z inną szlachetnie urodzoną osobą, miałby znacznie więcej wspólnych tematów.
-Pozwolisz się zaprosić na krótki spacer?- Zapytał się ofiarując dziewczynie tym samym swoje ramie, aby ta mogła się w razie czego podeprzeć, i nie wywrócić na śliskiej nawierzchni.
- Calliope Selwyn
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 2:46 am
Czy wspominałam już, że Calliope w bardzo pokraczny sposób wyrażała sympatię? Myślę, że już widać to jak na dłoni. Trudno jednak powiedzieć, że Ślizgonka w tej kwestii odstaje od pozostałych członków domu węża. Im dłużej im się przyglądam, tym śmielsze odnoszę wrażenie, że wszyscy Ślizgoni zwracają się do siebie w dość szorstki sposób, nawet posiadając dobre intencje. W każdym razie podchodząc kolegę nie kierowała się jedynie rekreacją, ale poniekąd chciała swoim zachowaniem przełamać lody. Uznała, że wyprowadzony z równowagi pokaże jej prawdziwego Rudolfa i chwilowo odchyli maskę dumnego arystokraty. Niestety jej plan nie poszedł do końca tak, jakby sobie tego życzyła, o czym świadczyła jego dłoń, która odruchowo sięgnęła po różdżkę.
- Nie pozwoliłabym ci na to - odparła brzmiąc bardzo pewnie, jednak w jej tonie można było poczuć narastający dystans. Czyżby Gryfon się czegoś obawiał? Jego reakcja wyraźnie na to wskazywała, lecz panienka Selwyn nie chciała się tym w tamtej chwili przejmować. Zgodziła się na niezobowiązujące spotkanie, więc szybko odpędziła od siebie tamtą myśl.
- Wobec tego przepraszam. Pozwól, że zrzucę odpowiedzialność na niekorzystną do szybkich spacerów aurę - odpowiedziała, przyglądając mu się uważnie. Temperatura definitywnie nie sprzyjała przebywaniu na świeżym powietrzu, ale zapewniała względną prywatność, ponieważ większość uczniów prawdopodobnie przebywała w Trzech Miotłach.
- Oczywiście, prowadź - przyjęła propozycję, a po krótkim namyśle także i jego ramię. Mimo że kontakt fizyczny był ostatnim, na co miała ochotę, to zapewniał jej większą stabilność, a poza tym zignorowanie wyciągniętej ręki byłoby niegrzeczne. Bez dalszego namysłu Ślizgonka ruszyła niespiesznym krokiem pod rękę z Gryfonem.
- Nie pozwoliłabym ci na to - odparła brzmiąc bardzo pewnie, jednak w jej tonie można było poczuć narastający dystans. Czyżby Gryfon się czegoś obawiał? Jego reakcja wyraźnie na to wskazywała, lecz panienka Selwyn nie chciała się tym w tamtej chwili przejmować. Zgodziła się na niezobowiązujące spotkanie, więc szybko odpędziła od siebie tamtą myśl.
- Wobec tego przepraszam. Pozwól, że zrzucę odpowiedzialność na niekorzystną do szybkich spacerów aurę - odpowiedziała, przyglądając mu się uważnie. Temperatura definitywnie nie sprzyjała przebywaniu na świeżym powietrzu, ale zapewniała względną prywatność, ponieważ większość uczniów prawdopodobnie przebywała w Trzech Miotłach.
- Oczywiście, prowadź - przyjęła propozycję, a po krótkim namyśle także i jego ramię. Mimo że kontakt fizyczny był ostatnim, na co miała ochotę, to zapewniał jej większą stabilność, a poza tym zignorowanie wyciągniętej ręki byłoby niegrzeczne. Bez dalszego namysłu Ślizgonka ruszyła niespiesznym krokiem pod rękę z Gryfonem.
- Rudolf Greengrass
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 9:45 am
Odruch chwycenia za różdżkę w momencie, kiedy czarodziej poczuje się zagrożony, w dzisiejszych czasach może być uważany, za wręcz pożądany. W końcu czyż nie o to chodzi w walce, aby wyprowadzić cios jako pierwszy. Nie mniej nie wskazane było atakowanie niewinnej dziewczyny, co więcej z którą to dziewczyną samemu się umówiło. Blondyn uśmiechnął się lekko w stronę swojej obecnej towarzyszki.
-To dobrze świadczy, jesteś zaradną kobietą- Arystokratki, Rudolf miał to nieszczęście trafiania na takie, które wymagały ochrony, były bardzo delikatne, do tego stopnia, że odrobinę mocniejszy uścisk ich dłoni, a one już piszczały z bólu. Calliope była trochę inna, a przynajmniej tak zapisała się w pamięci Rudolfa. Za dzieciaka wymyślali różne zabawy, od wspinania się na drzewa, po zwykłe dziecięce przepychanki. Dziewczyna podczas tych zabaw nigdy nie zostawała w tyle, chociaż czasami się irytowała, kiedy to Rudolf okazywał się być tym silniejszym i szybszym, to i tak udało się im stworzyć kilka naprawdę fajnych wspomnień z dzieciństwa.
Kiedy dziewczyna pochwyciła jego ramię Gryfon od razu ruszył powoli przed siebie. Przez chwilę milczał, słuchając jedynie jak śnieg skrzypi pod ich stopami. Nie mniej wypadałoby w końcu przerwać tę ciszę. Tego w końcu wymagało dobre wychowanie.
-Mam nadzieję, że ta zima nie daje ci się za mocno we znaki- Arystokraci, zawsze kierowanymi sztywno określonymi zasadami. Na przykład, w świecie szlachetnie urodzonych nie było z pozoru miejsca na smutne, czy nieodpowiednie tematy. Każde spotkanie jakie organizowali miało przebiegać w przyjemnej atmosferze. A to oznacza, że jak ognia należało unikać rozmów, które mogłyby zburzyć tą idealną harmonię.
-Lubię zimę, nie mniej uważam, że wiosną świat jest zdecydowanie bardziej urokliwy. I nie trzeba nosić na sobie kilograma ubrań- Gdyby zimą było ciepło, i nie trzeba było ubierać kilku warstw, może i ta pora roku byłaby nawet znośna. Niestety przenikliwy mróz, który panował na dworze skutecznie odbierał uroki zimy.
-To dobrze świadczy, jesteś zaradną kobietą- Arystokratki, Rudolf miał to nieszczęście trafiania na takie, które wymagały ochrony, były bardzo delikatne, do tego stopnia, że odrobinę mocniejszy uścisk ich dłoni, a one już piszczały z bólu. Calliope była trochę inna, a przynajmniej tak zapisała się w pamięci Rudolfa. Za dzieciaka wymyślali różne zabawy, od wspinania się na drzewa, po zwykłe dziecięce przepychanki. Dziewczyna podczas tych zabaw nigdy nie zostawała w tyle, chociaż czasami się irytowała, kiedy to Rudolf okazywał się być tym silniejszym i szybszym, to i tak udało się im stworzyć kilka naprawdę fajnych wspomnień z dzieciństwa.
Kiedy dziewczyna pochwyciła jego ramię Gryfon od razu ruszył powoli przed siebie. Przez chwilę milczał, słuchając jedynie jak śnieg skrzypi pod ich stopami. Nie mniej wypadałoby w końcu przerwać tę ciszę. Tego w końcu wymagało dobre wychowanie.
-Mam nadzieję, że ta zima nie daje ci się za mocno we znaki- Arystokraci, zawsze kierowanymi sztywno określonymi zasadami. Na przykład, w świecie szlachetnie urodzonych nie było z pozoru miejsca na smutne, czy nieodpowiednie tematy. Każde spotkanie jakie organizowali miało przebiegać w przyjemnej atmosferze. A to oznacza, że jak ognia należało unikać rozmów, które mogłyby zburzyć tą idealną harmonię.
-Lubię zimę, nie mniej uważam, że wiosną świat jest zdecydowanie bardziej urokliwy. I nie trzeba nosić na sobie kilograma ubrań- Gdyby zimą było ciepło, i nie trzeba było ubierać kilku warstw, może i ta pora roku byłaby nawet znośna. Niestety przenikliwy mróz, który panował na dworze skutecznie odbierał uroki zimy.
- Calliope Selwyn
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 1:13 pm
U Selwynów z Talacre model rodziny delikatnie odbiegał od większości czystokrwistych familii. Pani domu miała ostateczny głos w większości podejmowanych decyzji i nie tylko ze względu na bycie bardziej majętną od swojego męża, ale także charakter. Call już od dziecka pilnie obserwowała zachowanie kobiety i wręcz podświadomie dążyła do tego, aby być jak matka. Mając autorytet w silnej czarownicy starała się być twarda i nie okazywać swoich słabości. Oczywiście nie wszystkim chłopcom to odpowiadało. Rudolf niestety nie miał specjalnie wyboru, ponieważ podczas spotkań obu rodzin był skazany na wspólną zabawę z Calliope. Mimo wszystko Ślizgonka nigdy nie odniosła wrażenia, żeby jej towarzystwo było dla niego uciążliwe, ale wręcz doceniał obecność partnera do wspólnych rozrywek.
Co zaś się tyczy zagrożeń czyhających poza murami Hogwartu, to panienka Selwyn nie odczuwała ich tak jak Rudolf. Przynajmniej ze strony Śmierciożerców. Dwoje z nich przecież mieszkało z nią pod jednym dachem przez wiele lat i najprawdopodobniej byliby ostatnimi ludźmi na świecie, którzy chcieliby ją skrzywdzić. Mowa tutaj oczywiście o jej rodzicach. Za dnia szanowani dystrybutorzy składników do eliksirów, nocą zaś zamaskowani czarnoksiężnicy.
Słysząc słowa swojego towarzysza, delikatnie się uśmiechnęła. Miała już przygotowaną odpowiedź, jednak w obliczu ich obecnych relacji zdecydowała się powstrzymać od komentarza. Skoro mieli zamiar prowadzić rozmowę w jak najbardziej neutralnym tonie, nie powinna rzucać żartobliwych uwag.
- Tylko odrobinę. Wiesz jak to bywa w lochach, latem przynoszą wytchnienie w upale, jednak zimą przeciągi bywają naprawdę nieprzyjemne - odparła, przyglądając się drzewom pokrytym skrzącym się w słońcu śniegiem. Po chwili przeniosła wzrok na swojego kompana.
- Mam nadzieję, że tobie także nie daje się we znaki... Oczywiście, pomijając dzisiejszy incydent - dodała błyskawicznie, przybierając przepraszający wyraz twarzy. Sama nigdy nie była w wieży Gryffindoru, jednak nawet nie mając wiedzy o tym jaka temperatura panuje w dormitorium Gryfonów, mogła z całą pewnością stwierdzić, że jest tam cieplej niż w lochach.
- W pełni się z tobą zgadzam. Te warstwy ubrań są szczególnie uciążliwe podczas zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami. Trudno jest należycie zająć się zwierzęciem, kiedy płaszcz ogranicza swobodę ruchów. Już nie wspominając o tym, że ciężko jest się skupić, gdy jedyne o czym się myśli, to powrót do ciepłego zamku. - Powiedziała, całkowicie pomijając fakt, że wszystkie zwierzęta, z którymi miała styczność zwyczajnie jej nie ufały. Nie miała do nich podejścia i zdecydowanie zima nie była w tym przypadku winna.
Co zaś się tyczy zagrożeń czyhających poza murami Hogwartu, to panienka Selwyn nie odczuwała ich tak jak Rudolf. Przynajmniej ze strony Śmierciożerców. Dwoje z nich przecież mieszkało z nią pod jednym dachem przez wiele lat i najprawdopodobniej byliby ostatnimi ludźmi na świecie, którzy chcieliby ją skrzywdzić. Mowa tutaj oczywiście o jej rodzicach. Za dnia szanowani dystrybutorzy składników do eliksirów, nocą zaś zamaskowani czarnoksiężnicy.
Słysząc słowa swojego towarzysza, delikatnie się uśmiechnęła. Miała już przygotowaną odpowiedź, jednak w obliczu ich obecnych relacji zdecydowała się powstrzymać od komentarza. Skoro mieli zamiar prowadzić rozmowę w jak najbardziej neutralnym tonie, nie powinna rzucać żartobliwych uwag.
- Tylko odrobinę. Wiesz jak to bywa w lochach, latem przynoszą wytchnienie w upale, jednak zimą przeciągi bywają naprawdę nieprzyjemne - odparła, przyglądając się drzewom pokrytym skrzącym się w słońcu śniegiem. Po chwili przeniosła wzrok na swojego kompana.
- Mam nadzieję, że tobie także nie daje się we znaki... Oczywiście, pomijając dzisiejszy incydent - dodała błyskawicznie, przybierając przepraszający wyraz twarzy. Sama nigdy nie była w wieży Gryffindoru, jednak nawet nie mając wiedzy o tym jaka temperatura panuje w dormitorium Gryfonów, mogła z całą pewnością stwierdzić, że jest tam cieplej niż w lochach.
- W pełni się z tobą zgadzam. Te warstwy ubrań są szczególnie uciążliwe podczas zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami. Trudno jest należycie zająć się zwierzęciem, kiedy płaszcz ogranicza swobodę ruchów. Już nie wspominając o tym, że ciężko jest się skupić, gdy jedyne o czym się myśli, to powrót do ciepłego zamku. - Powiedziała, całkowicie pomijając fakt, że wszystkie zwierzęta, z którymi miała styczność zwyczajnie jej nie ufały. Nie miała do nich podejścia i zdecydowanie zima nie była w tym przypadku winna.
- Rudolf Greengrass
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 7:25 pm
Czemu Rudolf wolał póki co utrzymać tę znajomość na bardziej oficjalnym tonie. Nie bardzo wiedział z kim ma do czynienia w tej chwili. Chłopak pamiętał ją jako dziecko, które biegało razem z nim po terenach rezydencji jego rodziców, oraz po zaczarowanym lesie. To ona wspinała się z nim na drzewa, a teraz? Przy nim znajdowała się młoda kobieta, która może mieć trochę inne poglądy co do tego jak powinni zachować się ci "lepiej" urodzeni.
-No i w lochach też raczej nie uświadczy się zbyt dużo naturalnego światła- Młody Greengrass sam nie przepadał za lochami. Schodził do nich tak naprawdę w dwóch celach. W momencie kiedy zgłodniał, lub kiedy odbywały się lekcje eliksirów, których to notabene również średnio lubił.
-incydent?- Mruknął cicho lekko zdziwiony. Przez pewien czas nie docierało do niego o jakim incydencie mówiła dziewczyna, ale w końcu synapsy się połączyły, a blondyn pacnął się lekko otwartą dłonią w czoło.
-No tak...czasami reaguję zbyt...gwałtownie. Wybacz- Może był zbyt zestresowany, a może zbyt często czytuje proroka codziennego, który to z dnia na dzień, przynosił coraz to gorsze informacje ze świata czarodziejów. Blondyn na chwilę się zatrzymał, puszczając tym samym dłoń dziewczyny, po czym schylił się udając, że poprawia swojego buta, chociaż w rzeczywistości jedną dłonią zagarnął trochę śniegu, lepiąc z niego nawet zgrabną śnieżkę.
-Wiesz co...może...odrzucimy te sztywne konwenanse...nikt nas nie widzi...chyba nie musimy udawać- Mruknął po czym cisnął po prostu śnieżką w stronę dziewczyny.
-No i w lochach też raczej nie uświadczy się zbyt dużo naturalnego światła- Młody Greengrass sam nie przepadał za lochami. Schodził do nich tak naprawdę w dwóch celach. W momencie kiedy zgłodniał, lub kiedy odbywały się lekcje eliksirów, których to notabene również średnio lubił.
-incydent?- Mruknął cicho lekko zdziwiony. Przez pewien czas nie docierało do niego o jakim incydencie mówiła dziewczyna, ale w końcu synapsy się połączyły, a blondyn pacnął się lekko otwartą dłonią w czoło.
-No tak...czasami reaguję zbyt...gwałtownie. Wybacz- Może był zbyt zestresowany, a może zbyt często czytuje proroka codziennego, który to z dnia na dzień, przynosił coraz to gorsze informacje ze świata czarodziejów. Blondyn na chwilę się zatrzymał, puszczając tym samym dłoń dziewczyny, po czym schylił się udając, że poprawia swojego buta, chociaż w rzeczywistości jedną dłonią zagarnął trochę śniegu, lepiąc z niego nawet zgrabną śnieżkę.
-Wiesz co...może...odrzucimy te sztywne konwenanse...nikt nas nie widzi...chyba nie musimy udawać- Mruknął po czym cisnął po prostu śnieżką w stronę dziewczyny.
- Calliope Selwyn
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 8:31 pm
Prawdopodobnie gdyby Call wiedziała o czym Rudolf myśli, to przyznałaby mu rację. Od ich ostatniego spotkania poza szkolną klasą minęło sporo czasu i dziewczyna faktycznie zdążyła się bardzo zmienić. I chociaż pewne cechy charakteru nadal pozostawały u niej na swoim miejscu, to pojawiło się sporo nowych. Przestała być dzieciakiem obojętnym na sytuację polityczną kraju, bardzo spoważniała i pochłodniała. Oczywiście miewała chwile słabości, takie jak kilka minut temu, kiedy to rozważała rzucenie śnieżką w dawnego znajomego.
- I tu się nie do końca z tobą zgodzę. Mamy duże okno na jezioro, więc w bezchmurne dni promienie słońca docierają nawet do lochów. Musisz mi wierzyć na słowo, że wygląda to naprawdę pięknie - odparła, nie będąc do końca pewną, czy jej uwierzy. Oczywiście jest to kwestia gustu, lecz panienka Selwyn uwielbiała przyglądać się tańczącym pod wodą snopom światła. Było w tym coś wyjątkowego i zarezerwowanego tylko dla członków domu Salazara Slytherina, którzy jako jedyni mieli pewność co do tego, czy wielka kałamarnica naprawdę istnieje.
Zmarszczyła brwi słysząc jego słowa. Chyba nie do końca się dogadali i postanowiła wyprowadzić go z błędu.
- Oj, chyba nie do końca precyzyjnie się wyraziłam. Miałam na myśli moje drobne spóźnienie - błyskawicznie sprostowała. Chłopak jednak gwałtownie się zatrzymał i już zaczynała się zastanawiać, czy nie powiedziała czegoś nie tak. Krótkie zerknięcie za plecy wyprowadziło ją z błędu. Majstrował coś przy bucie, więc zdecydowała, że nie będzie zbyt nachalnie mu się przyglądać. Przeniosła wzrok na zamarzniętą wodę, jednak nie było dane jej zbyt długo napawać się pięknem przyrody. Nie wobec tego, co przed sekundą usłyszała.
Wlepiła wzrok w podnoszącego się Rudolfa i zaskoczona jego słowami nawet nie dostrzegła śnieżki w jego ręce. Przyglądała mu się uważnie, zastanawiając się, czy robi sobie z niej żarty, lecz odpowiedź dotarła do niej zaskakująco szybko. Ba! Odpowiedź uderzyła ją w sam środek brzucha! W pierwszej chwili zareagowała zszokowanym wyrazem twarzy, jednak błyskawicznie zmarszczyła brwi.
- Przysięgam, że jeszcze pożałujesz tej decyzji, Greengrass! - Odparła, wyraźnie podnosząc głos. Niestety nie udało jej się długo utrzymać kamiennej twarzy i wybuchnęła śmiechem. - Wiesz, że to oznacza wojnę? - Dodała formując śnieżkę w dłoniach, która kilka sekund później pomknęła w stronę Gryfona.
- I tu się nie do końca z tobą zgodzę. Mamy duże okno na jezioro, więc w bezchmurne dni promienie słońca docierają nawet do lochów. Musisz mi wierzyć na słowo, że wygląda to naprawdę pięknie - odparła, nie będąc do końca pewną, czy jej uwierzy. Oczywiście jest to kwestia gustu, lecz panienka Selwyn uwielbiała przyglądać się tańczącym pod wodą snopom światła. Było w tym coś wyjątkowego i zarezerwowanego tylko dla członków domu Salazara Slytherina, którzy jako jedyni mieli pewność co do tego, czy wielka kałamarnica naprawdę istnieje.
Zmarszczyła brwi słysząc jego słowa. Chyba nie do końca się dogadali i postanowiła wyprowadzić go z błędu.
- Oj, chyba nie do końca precyzyjnie się wyraziłam. Miałam na myśli moje drobne spóźnienie - błyskawicznie sprostowała. Chłopak jednak gwałtownie się zatrzymał i już zaczynała się zastanawiać, czy nie powiedziała czegoś nie tak. Krótkie zerknięcie za plecy wyprowadziło ją z błędu. Majstrował coś przy bucie, więc zdecydowała, że nie będzie zbyt nachalnie mu się przyglądać. Przeniosła wzrok na zamarzniętą wodę, jednak nie było dane jej zbyt długo napawać się pięknem przyrody. Nie wobec tego, co przed sekundą usłyszała.
Wlepiła wzrok w podnoszącego się Rudolfa i zaskoczona jego słowami nawet nie dostrzegła śnieżki w jego ręce. Przyglądała mu się uważnie, zastanawiając się, czy robi sobie z niej żarty, lecz odpowiedź dotarła do niej zaskakująco szybko. Ba! Odpowiedź uderzyła ją w sam środek brzucha! W pierwszej chwili zareagowała zszokowanym wyrazem twarzy, jednak błyskawicznie zmarszczyła brwi.
- Przysięgam, że jeszcze pożałujesz tej decyzji, Greengrass! - Odparła, wyraźnie podnosząc głos. Niestety nie udało jej się długo utrzymać kamiennej twarzy i wybuchnęła śmiechem. - Wiesz, że to oznacza wojnę? - Dodała formując śnieżkę w dłoniach, która kilka sekund później pomknęła w stronę Gryfona.
- Rudolf Greengrass
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 8:51 pm
Nieporozumienia, opaczne zrozumienie słów drugiego człowieka, to coś w czym Rudolf się specjalizował. Nikt nie potrafił zaliczyć tak pięknej gafy jak on sam, nic więc też dziwnego, że stosunkowo szybko chciał przestać udawać bardziej obytego w zasadach dobrego wychowania, niż w rzeczywistości. Chociaż naturalnie rodzice wpoili w niego to, jak powinien się zachowywać, i jak najbardziej praktykował to...tylko w chwili kiedy jego rodzice byli gdzieś w pobliżu. W innych przypadkach, raczej usiłował być po prostu sobą. Tak jak w tej chwili, przerwał dziwnie sztywną atmosferę, i spróbował ją rozluźnić po prostu niewinną zabawą. Chciał może nawet wywołać na ustach dziewczyny trochę weselszy uśmiech, rozruszać ją, a przede wszystkim po prostu od tak beztrosko się pobawić. Nie mieli przecież ostatnio ku temu wielu sposobności. A nawet jeżeli mogliby oddać się beztroskiej zabawie, nie zostałoby to przyjęte przez ich bliskich w najlepszy sposób. A przynajmniej tak było w wypadku Rudolfa. Od razu zostałby strofowany, i przypomniano by mu, że powinien był zachowywać się odpowiednie do swojego wieku.
-Oh...czyżby Selwyn- Odpowiedział jej uśmiechając się złośliwie. Blondyn ponownie schylił się ku ziemi, aby ulepić kolejny śnieżny pocisk. Nie mniej tym razem jego plan ostrzały Calliope nie był skazany na sukces. Dziewczyna bowiem, podjęła jego wyzwanie, i sama dzierżyła w dłoni śnieżkę, która to leciała już prosto na chłopaka. Rudolf odskoczył na tyle nie fortunie, że on sam wpadł w pobliską zaspę, a śnieżka i tak uderzyła go, w kawałek nogi.
-Osz ty- Mruknął wygrzebując się z białego puchu, na którym miękko wylądował. Poczuł jak trochę śniegu wpadło mu za ubranie, i stopił się w chwili kiedy zetknął się z jego ciepłą skórą, sprawiając tym samym, że gryfon czuł teraz mały dyskomfort. Mimo to, nie przeszkodziło mu to w ponownym rzuceniu śnieżką w stronę dziewczyny, i tym razem zrobił ku niej kilka kroków do przodu.
-Oh...czyżby Selwyn- Odpowiedział jej uśmiechając się złośliwie. Blondyn ponownie schylił się ku ziemi, aby ulepić kolejny śnieżny pocisk. Nie mniej tym razem jego plan ostrzały Calliope nie był skazany na sukces. Dziewczyna bowiem, podjęła jego wyzwanie, i sama dzierżyła w dłoni śnieżkę, która to leciała już prosto na chłopaka. Rudolf odskoczył na tyle nie fortunie, że on sam wpadł w pobliską zaspę, a śnieżka i tak uderzyła go, w kawałek nogi.
-Osz ty- Mruknął wygrzebując się z białego puchu, na którym miękko wylądował. Poczuł jak trochę śniegu wpadło mu za ubranie, i stopił się w chwili kiedy zetknął się z jego ciepłą skórą, sprawiając tym samym, że gryfon czuł teraz mały dyskomfort. Mimo to, nie przeszkodziło mu to w ponownym rzuceniu śnieżką w stronę dziewczyny, i tym razem zrobił ku niej kilka kroków do przodu.
- Calliope Selwyn
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 9:23 pm
Państwo Selwyn również wpoili swojej córce zasady dobrego wychowania, jednak ona posługiwała się nimi wedle własnego uznania. Przez znaczną większość czasu stosowała się do nich, ale kiedy jej się odwidziało, to potrafiła w niezwykle kwiecisty sposób powiedzieć, żeby ktoś spadał. Trudno powiedzieć czy bardziej kierował nią kaprys czy zwykłe zmęczenie, albo może Ślizgońska natura potrzebowała znaleźć jakieś ujście. W każdym razie zdarzało się, że złośliwość wygrywała z konwenansami.
Tak też stało się dzisiaj. Zasady podpowiadały, aby otrzepała się i odeszła w swoją stronę, ale potrzeba rewanżu była znacznie silniejsza od zdrowego rozsądku. Wbrew pozorom Call podjęła słuszną decyzję rzucając śnieżką w Gryfona, bo chyba obydwoje potrzebowali chwili beztroski i rozluźnienia atmosfery.
- Nie mów do mnie po nazwisku, Greengrass! - Odpowiedziała i znowu się zaśmiała, kiedy wylądował w zaspie, a śnieżna kulka dosięgnęła jego nogi. Mimo rozbawienia chciała podejść w jego stronę i wyciągnąć go za rękę, żeby wyrównać szanse, jednak Rudolf już po chwili stał na nogach i w dłoni przygotowywał amunicję.
Nie zastanawiając się zbyt długo puściła się biegiem w kierunku najbliższego drzewa. Nie zdążyła uciec przed pociskiem zmierzającym w stronę jej pleców, który to rozbił się o płaszcz, a kilka niesfornych grudek śniegu wylądowało za jej szalikiem. Kiedy dotarła do drzewa, schroniła się za jego pniem i zaczęła przygotowywać broń do kolejnego ataku. Gdy uformowała kolejną kulkę, wstrzymała chwilowo oddech, próbując odgadnąć, z której strony może zaatakować Gryfon. W obawie, że dostanie śniegiem w twarz, postanowiła chwilowo się nie wychylać i zaczekać na rozwój wydarzeń.
Tak też stało się dzisiaj. Zasady podpowiadały, aby otrzepała się i odeszła w swoją stronę, ale potrzeba rewanżu była znacznie silniejsza od zdrowego rozsądku. Wbrew pozorom Call podjęła słuszną decyzję rzucając śnieżką w Gryfona, bo chyba obydwoje potrzebowali chwili beztroski i rozluźnienia atmosfery.
- Nie mów do mnie po nazwisku, Greengrass! - Odpowiedziała i znowu się zaśmiała, kiedy wylądował w zaspie, a śnieżna kulka dosięgnęła jego nogi. Mimo rozbawienia chciała podejść w jego stronę i wyciągnąć go za rękę, żeby wyrównać szanse, jednak Rudolf już po chwili stał na nogach i w dłoni przygotowywał amunicję.
Nie zastanawiając się zbyt długo puściła się biegiem w kierunku najbliższego drzewa. Nie zdążyła uciec przed pociskiem zmierzającym w stronę jej pleców, który to rozbił się o płaszcz, a kilka niesfornych grudek śniegu wylądowało za jej szalikiem. Kiedy dotarła do drzewa, schroniła się za jego pniem i zaczęła przygotowywać broń do kolejnego ataku. Gdy uformowała kolejną kulkę, wstrzymała chwilowo oddech, próbując odgadnąć, z której strony może zaatakować Gryfon. W obawie, że dostanie śniegiem w twarz, postanowiła chwilowo się nie wychylać i zaczekać na rozwój wydarzeń.
- Rudolf Greengrass
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 10:02 pm
-A ty nie mów mi co mam robić- Odpowiedział dziewczynie po czym sam się zaśmiał. Przecież nie pozwoli, aby jej zdanie było na wierzchu, tak samo jak nie miał zamiaru dać jej wygrać w tej małej śnieżnej wojnie. Chociaż w tej chwili mu wcale nie chodziło o wygraną czy przegraną. Chciał się dobrze bawić, pobiegać, i odnowić trochę znajomość, która z niewiadomych powodów nagle podupadła.
Gryfon obserwował uważnie, jak jego śnieżka podąża za dziewczyną, uderzając ją prosto w plecy. Chłopak nie mógł powstrzymać się od skrytego gestu triumfu, który to nie trwał długo, bo po chwili dostrzegł, że jego towarzyszka obrała sobie za swoją kryjówkę sporych rozmiarów drzewo. Skrywała się za wielkim pniem, czekając na jego dalszy ruch.
-Calliope...ale ty wiesz, że ja wiem gdzie ty jesteś- Powiedział, zbliżając się do drzewa, a w dłoni dzierżył już kolejną śnieżkę. Nie minęło dużo czasu, a blondyn po prostu zaczął obchodzić drzewo, co najpewniej skutkowało tym, że parka zaczęła bawić się w ganianego dookoła drzewa.
-No chodź tu...- Rudolf usiłował pochwycić jakoś ślizgonkę, ale nie było to wcale takie łatwe. Od ich ostatnich zabaw, Calliope poprawiła trochę swoje umiejętności biegacza, i dogonić ją, to teraz spore wyzwanie, a głęboki śnieg wcale tego nie ułatwiał. W końcu musiało się to stać, blondyn znowu potknął się o zaspę śnieżną, i wylądował na częściowo odśnieżonym chodniku przejeżdżając na plecach spory kawałek. Leżał na zimnej ziemi, i wpatrywał się w niebo, a w dłoni nadal dzierżył śnieżkę, która pod wpływem upadku i tak trochę się już rozleciała. Tak Gryfon nie należał do najzgrabniejszych ludzi, często się przewracał, czy potykał. Taka już była jego uroda, a lód, i śnieg tylko temu sprzyjały.
Gryfon obserwował uważnie, jak jego śnieżka podąża za dziewczyną, uderzając ją prosto w plecy. Chłopak nie mógł powstrzymać się od skrytego gestu triumfu, który to nie trwał długo, bo po chwili dostrzegł, że jego towarzyszka obrała sobie za swoją kryjówkę sporych rozmiarów drzewo. Skrywała się za wielkim pniem, czekając na jego dalszy ruch.
-Calliope...ale ty wiesz, że ja wiem gdzie ty jesteś- Powiedział, zbliżając się do drzewa, a w dłoni dzierżył już kolejną śnieżkę. Nie minęło dużo czasu, a blondyn po prostu zaczął obchodzić drzewo, co najpewniej skutkowało tym, że parka zaczęła bawić się w ganianego dookoła drzewa.
-No chodź tu...- Rudolf usiłował pochwycić jakoś ślizgonkę, ale nie było to wcale takie łatwe. Od ich ostatnich zabaw, Calliope poprawiła trochę swoje umiejętności biegacza, i dogonić ją, to teraz spore wyzwanie, a głęboki śnieg wcale tego nie ułatwiał. W końcu musiało się to stać, blondyn znowu potknął się o zaspę śnieżną, i wylądował na częściowo odśnieżonym chodniku przejeżdżając na plecach spory kawałek. Leżał na zimnej ziemi, i wpatrywał się w niebo, a w dłoni nadal dzierżył śnieżkę, która pod wpływem upadku i tak trochę się już rozleciała. Tak Gryfon nie należał do najzgrabniejszych ludzi, często się przewracał, czy potykał. Taka już była jego uroda, a lód, i śnieg tylko temu sprzyjały.
- Calliope Selwyn
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 10:29 pm
- Będę! I co mi zrobisz? - Ich poziom rozmowy coraz drastyczniej spadał, niemniej Call doskonale się bawiła. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniła za dziecinnymi przepychankami. Owszem, potyczki słowne na poziomie sprawiały jej przyjemność, ale okazjonalne przerzucanie się argumentami pokroju "nie, bo ty", okazało się być równie zabawne. Oczywiście, także nie mogła pozwolić na to, aby ostatnie słowo należało do drugiej strony, dlatego wymyślała coraz bardziej infantylne riposty.
- A ty wiesz, że zaraz dosięgnie cię moja śnieżka? - Odkrzyknęła zza drzewa, słysząc jego kroki coraz bliżej i bliżej. Kiedy odgłosy stąpania nóg na śniegu ustały, Ślizgonka przygotowała się do ucieczki. Nadal nie chciała się wychylić, więc miała pięćdziesiąt procent szans na to, że uda jej się odskoczyć w odpowiednią stronę. Podjęła błyskawiczną decyzję i ku jej własnemu zaskoczeniu udało jej się wybrać odpowiedni kierunek odwrotu.
- Po moim trupie! - Odparła i udało jej się zrobić zaledwie kilka kroków, jak usłyszała za sobą głośne łupnięcie. Przez moment zastanawiała się czy to nie podstęp, lecz ciekawość wygrała i odwróciła się, by dostrzec Rudolfa znowu leżącego w śniegu. Zaśmiała się cicho i skierowała kroki w jego stronę.
- No i jak ja mam rzucić w ciebie śnieżką, kiedy leżysz? - Zapytała, odrobinę się nad nim pochylając. Po chwili namysłu zdecydowała się mu pomóc i wyciągnęła do niego rękę. Nie było zabawy, kiedy przeciwnik leżał znokautowany i niezdolny do obrony. Pozostawało jej tylko liczyć na to, że Rudolf nie chciał podstępem natrzeć ją śniegiem, albo wywalić w zaspę.
- A ty wiesz, że zaraz dosięgnie cię moja śnieżka? - Odkrzyknęła zza drzewa, słysząc jego kroki coraz bliżej i bliżej. Kiedy odgłosy stąpania nóg na śniegu ustały, Ślizgonka przygotowała się do ucieczki. Nadal nie chciała się wychylić, więc miała pięćdziesiąt procent szans na to, że uda jej się odskoczyć w odpowiednią stronę. Podjęła błyskawiczną decyzję i ku jej własnemu zaskoczeniu udało jej się wybrać odpowiedni kierunek odwrotu.
- Po moim trupie! - Odparła i udało jej się zrobić zaledwie kilka kroków, jak usłyszała za sobą głośne łupnięcie. Przez moment zastanawiała się czy to nie podstęp, lecz ciekawość wygrała i odwróciła się, by dostrzec Rudolfa znowu leżącego w śniegu. Zaśmiała się cicho i skierowała kroki w jego stronę.
- No i jak ja mam rzucić w ciebie śnieżką, kiedy leżysz? - Zapytała, odrobinę się nad nim pochylając. Po chwili namysłu zdecydowała się mu pomóc i wyciągnęła do niego rękę. Nie było zabawy, kiedy przeciwnik leżał znokautowany i niezdolny do obrony. Pozostawało jej tylko liczyć na to, że Rudolf nie chciał podstępem natrzeć ją śniegiem, albo wywalić w zaspę.
- Rudolf Greengrass
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 10:48 pm
I pomyśle, że mimo wszystko oni byli prawie dorośli. Niedługo osiągnąć pełnoletność, i powinni zacząć planować w jakiś sensowny sposób swoją przyszłość, obrać jakąś życiową ścieżkę. A co oni robili? ganiali się po parku, obrzucali śnieżkami i wymyślali coraz to głupsze i infantylne docinki. Rudolf był tym typem chłopaka, który czasami potrafił pociągnąć za włosy jakąś dziewczynę, aby tylko zwrócić na siebie uwagę. Nic więc też dziwnego, że w oczach wielu ludzi był naprawdę strasznie zdziecinniały. Chociaż co ciekawsze, by czarodziejach, którzy nie byli związani z magicznymi salonami potrafił zachowywać się bardziej kulturalnie, niż w towarzystwie takich osób jak Calliope. Blondyn bowiem umiał kalkulować to co mu się bardziej opłacało. Wiadomo, że zrobi większe wrażenie na kimś, kto na co dzień nie spotyka się z tym, że kobietę całuje się w dłoń, lub uważnie dobiera się każde słowo, które chce się wypowiedzieć. Na arystokratach to nie robiło zbyt wielkiego wrażenia, byli do tego przyzwyczajeni. Za to szokowały ich momenty, kiedyś ktoś pozwolił sobie na uchylenie manierom.
Gryfon leżał na ziemi, dysząc ciężko wyraźnie zmęczony, a kiedy nad nim pojawiła się twarz dziewczyny uśmiechnął się jedynie do niej, podając dłoń, ale najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru się podnosić. Po prostu pociągnął ją w dół, zmuszając tym samym do wylądowania obok niego.
-Widzisz...nie ma co litować się nad przeciwnikiem- Powiedział ze śmiechem, po czym przeniósł się na kolana i po prostu rozłupał śnieżkę nad dziewczyną, posypując tym samym jej ubrania śniegiem.
-To było fajne...- Dodał po chwilce milczenia zbierając się z ziemi, i tym razem to on podał dziewczynie rękę oferując tym samym pomoc w staniu. Naprawdę przez chwilę poczuł się znowu jak kilkuletni dzieciak, który nie miał żadnych większych zmartwień.
-O ile twoja duma nie ucierpiała za mocno...mogę liczyć na to, że dasz się zaprosić na herbatę?- Było już trochę zimno, a Rudolf nie chciał się przeziębić, ani też nie chciał, aby to samo spotkało jego towarzyszkę.
-Ogrzejemy się, wysuszymy, i porozmawiamy- Herbaciarnia wydawała się chłopakowi w tej chwili najlepszym rozwiązaniem. Było tam przytulnie, ciepło, i względnie spokojnie.
Gryfon leżał na ziemi, dysząc ciężko wyraźnie zmęczony, a kiedy nad nim pojawiła się twarz dziewczyny uśmiechnął się jedynie do niej, podając dłoń, ale najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru się podnosić. Po prostu pociągnął ją w dół, zmuszając tym samym do wylądowania obok niego.
-Widzisz...nie ma co litować się nad przeciwnikiem- Powiedział ze śmiechem, po czym przeniósł się na kolana i po prostu rozłupał śnieżkę nad dziewczyną, posypując tym samym jej ubrania śniegiem.
-To było fajne...- Dodał po chwilce milczenia zbierając się z ziemi, i tym razem to on podał dziewczynie rękę oferując tym samym pomoc w staniu. Naprawdę przez chwilę poczuł się znowu jak kilkuletni dzieciak, który nie miał żadnych większych zmartwień.
-O ile twoja duma nie ucierpiała za mocno...mogę liczyć na to, że dasz się zaprosić na herbatę?- Było już trochę zimno, a Rudolf nie chciał się przeziębić, ani też nie chciał, aby to samo spotkało jego towarzyszkę.
-Ogrzejemy się, wysuszymy, i porozmawiamy- Herbaciarnia wydawała się chłopakowi w tej chwili najlepszym rozwiązaniem. Było tam przytulnie, ciepło, i względnie spokojnie.
- Calliope Selwyn
Re: Magiczny Park
Nie Lut 17, 2019 11:54 pm
Niestety zamiary Rudolfa okazały się być sprzeczne z zamiarami Calliope. Pomyśleć, że to Ślizgonka zachowała się honorowo, a Gryfon postanowił to wykorzystać! To było sprzeczne z naturą! Och, niech tylko poczeka, a panienka Selwyn odpłaci się pięknym za nadobne. Zemsta najlepiej smakuje na zimno, więc chwilowo wyrok młodego Greengrassa został odroczony, ale niech nie myśli, że nie dosięgnie go ręka sprawiedliwości. Ręka, która razem z całym człowiekiem aktualnie wylądowała niezbyt majestatycznie na śniegu.
- Nie tak się buduje zaufanie, Rudolfie - jęknęła, otrzepując się ze śniegu. Przynajmniej miała świadomość, że chłopak także miał przemoczone całe ubranie i nie będzie jako jedyna wyglądała, jakby właśnie miała za sobą kilkugodzinną sesję robienia orłów na śniegu. Kiedy wreszcie podniosła wzrok znad płaszcza, odkryła, że to tym razem jej towarzysz oferuje jej pomoc przy wstaniu. Przyjrzała się uważnie jego twarzy, kalkulując, czy znowu nie próbuje spłatać jej psikusa. Wyglądał, jakby miał dobre zamiary, więc podjęła ryzyko i chwyciła jego rękę, a następnie podniosła się ze śniegu.
- Zdecydowanie. Dlatego jestem w stanie wybaczyć ci finał - odparła i otrzepała resztki białego puchu z odzienia.
- Tak, chodźmy na herbatę. A jakby ktoś pytał, to złapała nas śnieżyca - powiedziała żartobliwie i ruszyła energicznym krokiem w kierunku herbaciarni.
[z/t dla obojga]
- Nie tak się buduje zaufanie, Rudolfie - jęknęła, otrzepując się ze śniegu. Przynajmniej miała świadomość, że chłopak także miał przemoczone całe ubranie i nie będzie jako jedyna wyglądała, jakby właśnie miała za sobą kilkugodzinną sesję robienia orłów na śniegu. Kiedy wreszcie podniosła wzrok znad płaszcza, odkryła, że to tym razem jej towarzysz oferuje jej pomoc przy wstaniu. Przyjrzała się uważnie jego twarzy, kalkulując, czy znowu nie próbuje spłatać jej psikusa. Wyglądał, jakby miał dobre zamiary, więc podjęła ryzyko i chwyciła jego rękę, a następnie podniosła się ze śniegu.
- Zdecydowanie. Dlatego jestem w stanie wybaczyć ci finał - odparła i otrzepała resztki białego puchu z odzienia.
- Tak, chodźmy na herbatę. A jakby ktoś pytał, to złapała nas śnieżyca - powiedziała żartobliwie i ruszyła energicznym krokiem w kierunku herbaciarni.
[z/t dla obojga]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach