- Sahir Nailah
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Sob Paź 29, 2016 12:23 pm
Ten ciepły szalik, ten ciepły zapach, ten ciepły blask - wszystko, co ona uznawała za szarość, za nie istnienie - ten wiatr, co niby obojętnie przemykał obok i z którym styczność była zauważalna dopiero, kiedy naprawdę chciało się go poczuć we włosach, lub gdy gniewnie próbował urwać głowy i porwać w świat - wszystko to dla niego było istnieniem, które nie mogło osądzić, oddać w obce ręce - a nawet gdyby oddała - gdyby złapała za ramię i szarpnęła, lub rzuciła czar, siłą zaciągając do tych zamkniętych pomieszczeń, gdzie mieli "pomagać", gdzie pogoń za edukacją, by młodym ludziom było w życiu "dobrze", stawiano ponad dobrem jednostki, to nie potrafiłby się gniewać, mieć jej coś za złe, wyrywać się - przecież chciałaby dobrze. Zaufałby tym obcym rękom, tak jak teraz ufał jej - nie mogło być w tym niczego niepoprawnego.
Niepoprawna była cała ta sytuacja - od nauczycielki, która zamiast ciągnąć natychmiast ucznia do Skrzydła Szpitalnego zaoferowała mu swój szalik, po samego ucznia, który zbyt często był w centrum wszelakich zamieszań i na ustach nauczycieli, którzy chyba musieli mieć go już dosyć - i w środku tego wszystko, wszystkich sum niepoprawności, które zbierały im się na głowy, zebrana była myśl, że całym Crescendo było uznanie tej osoby i nazwanie jej swoją matką.
Jak to się stało, że oboje zamiast od siebie uciekać - i od tego szaleństwa, które skakało wokół nich nieźle się podśmiewając pod nosem, znaleźli się na tym samym poziomie?
Przez głowę Sahira przeszła jedna, bardzo ważna myśl - przecież ten szalik się zabrudzi! - jego krańce szurnęły o zakurzoną, zabrudzoną podłogę - lepiej nie dociekać, skąd wzięły się poszczególne plamy i jaką substancją te plamy były - zbierały brud, przed którym Sahir nagle chciał ten szalik uchronić - przyciągnął go bliżej siebie, ale bliżej niego też było źle - on był brudny, jego ręce były brudne, więc może lepiej trzymać go z dala..? Chciał nawet to powiedzieć - mamo, pobrudzę ci szalik... - ale kiedy uniósł spojrzenie, nauczycielka już nie wisiała nad jego osobą - nauczycielka? Przykro mi, pani Prudence, dziś znalazła się pani w bardzo niekomfortowej roli - więc może lepiej jednak uciec, zanim ta rola zacznie bardziej ciążyć, zanim gorączka jednego przejdzie również na panią w tej ciszy, która jemu najwyraźniej wcale nie wadziła..? Cisza, którą tak kochał - przecież on tą ciszę czuł - dlatego nie musiały brzmieć żadne kołysanki, żadne słowa pocieszenia... Po co, kiedy w ciszy wystarczyło wyciągnąć ramiona i przyciągnąć do siebie struchlałe, słabe ciało..?
Zabawne - pewnie gdyby wstał, byłby wyższy od Prudence.
Nabrał głębszego, urwanego już w zalążku wdechu, gdy jego nos zatonął w jej ramieniu - nagle szalik przestał być aż taki ważny - w tym szoku, po którym przyszła łagodna przytulność - wszystko w tej ciszy, która akceptowała. Uczucie ukojenia serca było obezwładniające - na szczęście było to bezwładnienie tego typu, któremu każdy chciał się poddać.
- Na...naprawdę się starałem, mamo. Wi-widziałaś? - Szalik zsunął się na przeguby dłoni, kiedy je uniósł, by złapać szatę Prudence i zacisnąć je na niej niemrawo.
Bądź ze mnie dumna, Mamo.
Chociaż ten jeden raz.
Niepoprawna była cała ta sytuacja - od nauczycielki, która zamiast ciągnąć natychmiast ucznia do Skrzydła Szpitalnego zaoferowała mu swój szalik, po samego ucznia, który zbyt często był w centrum wszelakich zamieszań i na ustach nauczycieli, którzy chyba musieli mieć go już dosyć - i w środku tego wszystko, wszystkich sum niepoprawności, które zbierały im się na głowy, zebrana była myśl, że całym Crescendo było uznanie tej osoby i nazwanie jej swoją matką.
Jak to się stało, że oboje zamiast od siebie uciekać - i od tego szaleństwa, które skakało wokół nich nieźle się podśmiewając pod nosem, znaleźli się na tym samym poziomie?
Przez głowę Sahira przeszła jedna, bardzo ważna myśl - przecież ten szalik się zabrudzi! - jego krańce szurnęły o zakurzoną, zabrudzoną podłogę - lepiej nie dociekać, skąd wzięły się poszczególne plamy i jaką substancją te plamy były - zbierały brud, przed którym Sahir nagle chciał ten szalik uchronić - przyciągnął go bliżej siebie, ale bliżej niego też było źle - on był brudny, jego ręce były brudne, więc może lepiej trzymać go z dala..? Chciał nawet to powiedzieć - mamo, pobrudzę ci szalik... - ale kiedy uniósł spojrzenie, nauczycielka już nie wisiała nad jego osobą - nauczycielka? Przykro mi, pani Prudence, dziś znalazła się pani w bardzo niekomfortowej roli - więc może lepiej jednak uciec, zanim ta rola zacznie bardziej ciążyć, zanim gorączka jednego przejdzie również na panią w tej ciszy, która jemu najwyraźniej wcale nie wadziła..? Cisza, którą tak kochał - przecież on tą ciszę czuł - dlatego nie musiały brzmieć żadne kołysanki, żadne słowa pocieszenia... Po co, kiedy w ciszy wystarczyło wyciągnąć ramiona i przyciągnąć do siebie struchlałe, słabe ciało..?
Zabawne - pewnie gdyby wstał, byłby wyższy od Prudence.
Nabrał głębszego, urwanego już w zalążku wdechu, gdy jego nos zatonął w jej ramieniu - nagle szalik przestał być aż taki ważny - w tym szoku, po którym przyszła łagodna przytulność - wszystko w tej ciszy, która akceptowała. Uczucie ukojenia serca było obezwładniające - na szczęście było to bezwładnienie tego typu, któremu każdy chciał się poddać.
- Na...naprawdę się starałem, mamo. Wi-widziałaś? - Szalik zsunął się na przeguby dłoni, kiedy je uniósł, by złapać szatę Prudence i zacisnąć je na niej niemrawo.
Bądź ze mnie dumna, Mamo.
Chociaż ten jeden raz.
- Prudence Grisham
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Pon Paź 31, 2016 10:08 pm
Można mieć wrażenie, że szalik zaczynał prowadzić bardziej istotny żywot od własnej właścicielki. Nagle miał znaczenie, był wyrazem czegoś i kogoś jego los obchodził. To niesamowite, że jeden głupi przedmiot może zyskać tyle czyichś uczuć, a przynajmniej czyjąkolwiek uwagę, która nie była tylko zwyczajną ciekawością. Szalik miał niemal cel - zyskał funkcję tak rzeczywistą, że nie można byłoby mieć wątpliwości, że jego rola w tym spotkaniu to nie tylko samo bytowanie w Wielkim Złym Świecie. Jego prosta przyczyna wejścia do całej akcji stała się nagle skomplikowana i głębsza niż zakładała kobieta. Naprawdę zwykły szalik zasłużył na więcej uczuć od człowieka niż nauczycielka zyskała przez swoje życie. Niby emocje te były od chłopca, który ewidentnie zamknął się gdzieś w chaosie, który z jakiegoś powodu stworzył się w jego duszy, ale to wciąż więcej niż dostała ona. Wolałaby emocje od szaleńców niż ich brak, a z drugiej strony przecież sama chciałaby teraz uciec. Uciec od natłoku uczuć, które swoimi ciężarem przytłaczały. Zaangażowanie to wybór. Wybór, który kosztuje. Dlaczego więc wciąż tam była mimo tego, że zmierzenie się z jakimikolwiek emocjami to nie jej bajka? Cóż, dobre pytanie. Ktoś jednak wierzy w to, że ludzie postępują w rozsądny i logiczny sposób? Prudence zaczynała podejrzewać, że tak naprawdę nie zna nawet samej siebie skoro nie jest w stanie zostawić tutaj chłopca i pójść po kogokolwiek, kto zakończyłby to, co właśnie ma miejsce. Nagle okazało się, że ma serce. To znaczy... wiecie, każdy je posiada, ale panny Grisham zawsze było ułomne. Nigdy też nie pozwalała mu nosić jej decyzji tak daleko, jak teraz wszystko się posunęło. Przestawała mieć cokolwiek przeciwko siedzeniu w zniszczonej cieplarni pełnej rozpaczy, której nie pojmowała. Nie znała żadnej przyczyny, nie wiedziała, co się tak naprawdę dzieje, ale to chyba ten typ sytuacji w której po prostu się coś czuje, a nie pojmuje.
Czuła się źle ze świadomością, że mimo tego, że wszyscy w tym zamku chcą bezpieczeństwa uczniów to tak naprawdę są obrzydliwie bezsilni. O nim tyle się mówi, tak? A czy ktokolwiek rozmawiał z nim? Czy ktokolwiek spróbował zrozumieć? Nie znała odpowiedzi na te pytania. Nie miała pojęcia o niczym, bo nigdy słuchać za wiele nie chciała. Im więcej człowiek wie, tym bardziej chce coś zmienić, a to jest tak rzadko możliwe... Ona czuła się bezsilna nawet w obliczu czegoś oczywistego - smutek przecież spotyka każdego. Tyle, że to nie jest zwyczajny lament. Tutaj dużą rolę odgrywała nieświadomość. Mimo wszystko jednak gdzieś w tym ułomnym sercu chciała wierzyć, że to właśnie teraz powinna robić. Siedzieć tam, tulić, słuchać w ciszy, której nigdy nie lubiła. Może to dlatego, że po prostu nie widziała innego wyjścia z sytuacji w której w jej własnych oczach zbierały się łzy.
Dlaczego ktoś cierpi, skoro ponoć wszyscy dookoła próbują zrobić wszystko, by to się nie działo?
Potakiwała głową, bo co innego?
Czy widziała? Nie. Wierzyła w to, że tak było, bo ludzie zawsze się starają, to chyba naturalne. Zresztą niewiele miała do powiedzenia, teraz przytaknęłaby wszystkiemu, bo napięcie emocjonalne były zbyt wysokie. Przytuliła go jeszcze mocniej, jakby chciała udowodnić, że można kogoś zasłonić przed Wielkim Złym Światem.
Czuła się źle ze świadomością, że mimo tego, że wszyscy w tym zamku chcą bezpieczeństwa uczniów to tak naprawdę są obrzydliwie bezsilni. O nim tyle się mówi, tak? A czy ktokolwiek rozmawiał z nim? Czy ktokolwiek spróbował zrozumieć? Nie znała odpowiedzi na te pytania. Nie miała pojęcia o niczym, bo nigdy słuchać za wiele nie chciała. Im więcej człowiek wie, tym bardziej chce coś zmienić, a to jest tak rzadko możliwe... Ona czuła się bezsilna nawet w obliczu czegoś oczywistego - smutek przecież spotyka każdego. Tyle, że to nie jest zwyczajny lament. Tutaj dużą rolę odgrywała nieświadomość. Mimo wszystko jednak gdzieś w tym ułomnym sercu chciała wierzyć, że to właśnie teraz powinna robić. Siedzieć tam, tulić, słuchać w ciszy, której nigdy nie lubiła. Może to dlatego, że po prostu nie widziała innego wyjścia z sytuacji w której w jej własnych oczach zbierały się łzy.
Dlaczego ktoś cierpi, skoro ponoć wszyscy dookoła próbują zrobić wszystko, by to się nie działo?
Potakiwała głową, bo co innego?
Czy widziała? Nie. Wierzyła w to, że tak było, bo ludzie zawsze się starają, to chyba naturalne. Zresztą niewiele miała do powiedzenia, teraz przytaknęłaby wszystkiemu, bo napięcie emocjonalne były zbyt wysokie. Przytuliła go jeszcze mocniej, jakby chciała udowodnić, że można kogoś zasłonić przed Wielkim Złym Światem.
- Sahir Nailah
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Czw Lis 03, 2016 10:47 am
Nie musiała tak naprawdę widzieć. Wystarczyło mu to piękne kłamstwo, które otuliło jego ciało tak samo jak otuliły go ramiona nauczycielki – w nich tonął, w nich się zamykał – i w nich o wiele łatwiej było się uspokoić. Ciało przestawało drżeć, pociągnął nosem, znieruchomiał i z piekących oczu przestały płynąć łzy, pozostawiając chłód na policzkach, kiedy wiosenne powietrze otaczało ich w tej zamkniętej szklarni, o której zapomniał nawet Bóg. Niepoprawność? Może i było to niepoprawne, że nie chciał słyszeć prawdy – może niepoprawne było też to, że Prudence wolała kłamać, ale nie było tutaj nikogo, kto mógłby ich osądzić, oskarżyć, wytknąć palcami – lepiej ci z tym, Prudence? Swoim świadkiem jesteś ty sama – chłopak pewnie nie będzie nawet za bardzo pamiętać o tym wydarzeniu, pewnie uzna to za sen, albo majaki z powodu gorączki, które znikną wraz z samą chorobą, która nie była chorobą ciała, o zgrozo – była tą o wiele gorszą, która trawiła wnętrze, którą nie mogły uleczyć żadne medykamenty – ale taki uścisk..? Jak widać działał o wiele lepiej, niż ktokolwiek mógłby sądzić – niech trwa więc to błogosławieństwo, niech nie przemija – czarnowłosy topniał w tych ramionach, taki maleńki, bezbronny – dziecko swojej matki, które potrzebuje jedynie usłyszeć bicie serca drugiej żywej istoty i poczuć jej ciepło, aby samemu uwierzyć, że żyje – i że nie ma bardziej bezpiecznego miejsca na tym padole niż to jedno, konkretne, w którym w końcu się znalazł. W końcu! Tyle lat błąkania się, walki, tyle prób odnajdywania samego siebie pośród harmidru wojny – i tyle lat życia w szarości i obojętności samej Prudence – kto by pomyślał, że to kiedykolwiek może dojść do skutku..?
Chłopak całkowicie rozluźnił mięśnie, jego ręce oparły się na jego własnych udach, lekko wisząc na Prudence – złapał ją za skraj szaty, chociaż nie było w tych dłoniach siły, chciał trzymać – i nie wypuszczać jej, wydłużać ten moment najdłużej jak się dało – nie potrzebował więcej zapewnień, przytaknięć, więcej słów – on ciszę kochał, ona nienawidziła – tylko że on aktualnie nie wsłuchiwał się w ciszę. Wsłuchiwał się w bicie serca, które było najpiękniejszą kołysanką na świecie – oparł głowę na jej obojczyku, chowając twarz w jej cieniu, który niby faktycznie powinien przerażać groźbą kary – on uznał go za schronienie idealne przed całym Złym Światem – gdyby tylko można było tak trwać w nieskończoność... Oddech wampira uspokoił się.
Wszystko stanęło w błogosławionym spokoju i uldze.
Chłopak całkowicie rozluźnił mięśnie, jego ręce oparły się na jego własnych udach, lekko wisząc na Prudence – złapał ją za skraj szaty, chociaż nie było w tych dłoniach siły, chciał trzymać – i nie wypuszczać jej, wydłużać ten moment najdłużej jak się dało – nie potrzebował więcej zapewnień, przytaknięć, więcej słów – on ciszę kochał, ona nienawidziła – tylko że on aktualnie nie wsłuchiwał się w ciszę. Wsłuchiwał się w bicie serca, które było najpiękniejszą kołysanką na świecie – oparł głowę na jej obojczyku, chowając twarz w jej cieniu, który niby faktycznie powinien przerażać groźbą kary – on uznał go za schronienie idealne przed całym Złym Światem – gdyby tylko można było tak trwać w nieskończoność... Oddech wampira uspokoił się.
Wszystko stanęło w błogosławionym spokoju i uldze.
- Prudence Grisham
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Sob Lis 05, 2016 5:24 pm
Najlepiej byłoby jej w sytuacji, w której nie musiałaby się zastanawiać nad, co robi. Wiecie, są takie zdarzenia z którymi człowiek obchodzi się w bardzo określony sposób. Wszyscy wiedzą, że młodszy kłania się starszemu na powitanie, każdy myje zęby i inne bzdury. Oczywiście każdy wie, że tak to powinno wyglądać, ale zdarza się, że jest inaczej. Ta opcja jednak oficjalnie nie istnieje. Nie ma czegoś takiego, a jeśli się wydarzy to jest karane, niwelowane, usuwane - jakkolwiek chcecie to nazwać. Sedno tkwi w tym, że są pewne rzeczy, które robi się w jakiś sposób, bo tak wypada. Prudence więc czuła się lepiej z myślą, że nikt nie może ocenić tego, co robiła. Nie lubiła sytuacji w których musi się tłumaczyć... Ludzie zadają wiele pytań na które odpowiadałaby ciszą, której nie lubi. Można coś zarówno kochać, jak i nienawidzić? Bo ona właśnie to robiła. Niby niewygodnie żyć tak, by nie móc przerwać milczenia, ale z drugiej strony pozwala to na nieodpowiadanie, niedopowiedzenia i zapewnienie sobie świętego spokoju. Gdyby tak jeszcze potrafiła znikać w oczach ludzi, kiedy zechce. Bo co teraz niby ma zrobić? Sytuacja się uspokoiła.
Powinna zachować się, jak nauczyciel. Nikt Ameryki tym nie odkrył, co więcej ona na pewno tego nie zrobi. Patrząc na to, co się dzieje jaka słuszność byłaby w ściągnięciu kogoś, kto by przepytywał skrzywdzone dziecko? Nieważne, co się wydarzyło, panna Grisham przekonana była tylko o tym, że nikt nie wpada w taki stan bez powodu. Co więcej nie wszystko w życiu człowieka musi zostać omówione, prawda? O tych najcięższych sprawach i tak nie mówimy. Zresztą wyciąganie tego na siłę zrozpaczonych istot powinno być karalne. Teraz była spokojna, bo i on się uspokoił. Bardziej bała się tego niewiadomego później, które przecież nadchodzi nieubłaganie i w końcu ich dosięgnie. Co wtedy? Nie miała planu i nie podobało się jej to. Chciałaby się poruszyć, ale jaki to będzie miało skutek?
Spróbowała, chciała pomóc mu wstać i wyjść z pomieszczenia, które... cóż, trudno nazwać do końca pomieszczeniem, skoro jego ściany powoli się rozpadają. Podnosiła się powoli, licząc na to, że będzie z nią współpracował, bo ona o to nie poprosi przecież.
Powinna zachować się, jak nauczyciel. Nikt Ameryki tym nie odkrył, co więcej ona na pewno tego nie zrobi. Patrząc na to, co się dzieje jaka słuszność byłaby w ściągnięciu kogoś, kto by przepytywał skrzywdzone dziecko? Nieważne, co się wydarzyło, panna Grisham przekonana była tylko o tym, że nikt nie wpada w taki stan bez powodu. Co więcej nie wszystko w życiu człowieka musi zostać omówione, prawda? O tych najcięższych sprawach i tak nie mówimy. Zresztą wyciąganie tego na siłę zrozpaczonych istot powinno być karalne. Teraz była spokojna, bo i on się uspokoił. Bardziej bała się tego niewiadomego później, które przecież nadchodzi nieubłaganie i w końcu ich dosięgnie. Co wtedy? Nie miała planu i nie podobało się jej to. Chciałaby się poruszyć, ale jaki to będzie miało skutek?
Spróbowała, chciała pomóc mu wstać i wyjść z pomieszczenia, które... cóż, trudno nazwać do końca pomieszczeniem, skoro jego ściany powoli się rozpadają. Podnosiła się powoli, licząc na to, że będzie z nią współpracował, bo ona o to nie poprosi przecież.
- Sahir Nailah
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Sob Lis 12, 2016 1:09 pm
Ona się bała, on się nie bał - nie miał już czego się bać, nie miał nad czym się zastanawiać - każde dziecko w ramionach matki powinno czuć się tak, jak on czuł się teraz - najbezpieczniej, przy jej falującej od oddechu, potwierdzającego, że żyje, piersi, przy bijącym sercu, które stanowiło najlepszą kołysankę, najpiękniejszą ze wszystkich, których żadne struny gitary, żaden instrument nie był w stanie z siebie wydusić - uspakajająca jeszcze przed poczęciem, szeptająca: nic ci tutaj nie grozi... Słodkie kłamstwo, w które naiwnie się wierzyło, ponieważ chciało się nim oplatać - do głowy nie wpadało nawet, że może być fałszem - coś tak cudownego nie może być skazane bluźnierstwami tego węża, którego głowę Bóg zmiażdżył i posłał między zwierzęta, skazując go na pełzanie po brzuchu jako najniższemu ze wszystkich stworzeń - nie, nie - te słowa, ta melodia, ten gest przytulenia - to wszystko musiało być pobłogosławione delikatnością aniołów - pochylały się pewnie teraz z chmur z ciepłymi uśmiechami, idyllicznie wspaniałe, wyciągające dłonie do serca, by zdjąć z niego ciężar i zastąpić go ciepłem i spokojem - chociaż odrobinę, chociaż jeden gram - tak się właśnie ta opowieść ciągnęła - świat parł do przodu, a on stał w miejscu - wraz ze swoją bajką, z której nie chciało się wynurzać.
Był pół przytomny, kiedy poczuł ruch - oderwał głowę od jej klatki piersiowej, która zaraz niemal bezwładnie poleciała na bok, ale utrzymał ją w miejscu, nie próbując nawet się rozglądać na boki, czy pytać, co tak właściwie się wydarzyło - w zapomnieniu bezpiecznych ścian królestwa dnia, w tym Dobrym Świecie, nie było potrzeby przypominać sobie, że jest się w starej cieplarni, do której trafiały rośliny-porażki, albo te najbardziej dogorywające - pewnie znalazłyby się między nimi wciąż pięknie kwitnące, ale kto by ich tutaj szukał? - zacisnął mocniej zdrętwiałe palce na jej płaszczu, kiedy zaczęła podnosić się coraz wyżej i wyżej, podtrzymując go i podnosił się razem z nią, bardzo grzecznie, bardzo posłusznie, nie pytając o nic i nie żądając wyjaśnienia, tak jak ona ich nie żądała - w końcu po co? Przecież w tym świecie wszyscy rozumieli się bez słów.
Podniósł się, chociaż nie o własnych siłach - z pomocą nauczycielki - szalik zsunął się z jego rąk, bo go nie podtrzymywał i opadł na zakurzoną podłogę - powędrował za nim wzrokiem: o nie, pobrudzi się... - oderwał jedną z rąk od Prudence i pochylił, zjeżdżając i tą drugą niżej, aż puścił zupełnie, by sięgnąć po ten cenny dar - zacisnął na nim palce jeszcze bardziej kurczowo niż na ubraniu kobiety, która wolnymi krokami poprowadziła go do wyjścia z bezpiecznej, ciepłej cieplarni.
Złe miejsce?
Miejsce najwspanialsze na świecie - kawałek raju, na który czekało się z bezdechem.
Był pół przytomny, kiedy poczuł ruch - oderwał głowę od jej klatki piersiowej, która zaraz niemal bezwładnie poleciała na bok, ale utrzymał ją w miejscu, nie próbując nawet się rozglądać na boki, czy pytać, co tak właściwie się wydarzyło - w zapomnieniu bezpiecznych ścian królestwa dnia, w tym Dobrym Świecie, nie było potrzeby przypominać sobie, że jest się w starej cieplarni, do której trafiały rośliny-porażki, albo te najbardziej dogorywające - pewnie znalazłyby się między nimi wciąż pięknie kwitnące, ale kto by ich tutaj szukał? - zacisnął mocniej zdrętwiałe palce na jej płaszczu, kiedy zaczęła podnosić się coraz wyżej i wyżej, podtrzymując go i podnosił się razem z nią, bardzo grzecznie, bardzo posłusznie, nie pytając o nic i nie żądając wyjaśnienia, tak jak ona ich nie żądała - w końcu po co? Przecież w tym świecie wszyscy rozumieli się bez słów.
Podniósł się, chociaż nie o własnych siłach - z pomocą nauczycielki - szalik zsunął się z jego rąk, bo go nie podtrzymywał i opadł na zakurzoną podłogę - powędrował za nim wzrokiem: o nie, pobrudzi się... - oderwał jedną z rąk od Prudence i pochylił, zjeżdżając i tą drugą niżej, aż puścił zupełnie, by sięgnąć po ten cenny dar - zacisnął na nim palce jeszcze bardziej kurczowo niż na ubraniu kobiety, która wolnymi krokami poprowadziła go do wyjścia z bezpiecznej, ciepłej cieplarni.
Złe miejsce?
Miejsce najwspanialsze na świecie - kawałek raju, na który czekało się z bezdechem.
- Prudence Grisham
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Sro Gru 28, 2016 6:59 pm
Bała się wszystkiego, czego nie mogła zaplanować, na co nie miała scenariusza. W końcu nawet najlepsi aktorzy przygotowują się do improwizacji. Ona tej nie przećwiczyła i czuła się z tym dziwnie. Dziwnie się czuła w miejscu pełnym brudu i obumarłych roślinek w towarzystwie nieszczęśliwego dziecka. Dziecka, które chciała ochronić mimo tego, że nie było jej. Wszystko było niezwykłe, ale Prudence naprawdę szukała w swoim postępowaniu logiki. Przecież chciała po prostu by ominęło go spotkanie z tymi ludźmi, którzy będą zadawać pytania. Nie powinien na nie odpowiadać, bo nikt kto pragnie pomocy nie chowa się tutaj. W miejscu, gdzie szansa na pojawienie się kogokolwiek jest niewielka. Wystarczy, że ona wprosiła się tutaj. Do miejsca, gdzie chyba wróciło do niego coś. Chyba? Nie była pewna, jak rozumieć to wszystko. Chyba nawet nie musiała. Wszystko sprowadzało się do tego, że muszą stąd wyjść. Raj to może piękne miejsce, ale przecież nie jest to miejsce dla grzesznych ludzi. Zostali z niego wypędzeni i teraz muszą sobie na niego zapracować, a nie wbijać się tam z buciorami. Będą musieli jeszcze potrwać w tym bezdechu.
Jeszcze nie czas na to.
Spokój może przyjść nie tylko w krainie której istnienia nikt jeszcze nie potwierdził. A może nigdy nie przyjdzie. Nieważne. Liczyło się tylko to, że panna Grisham znowu go objęła i pokierowała dalej. Nie będą siedzieć w tym miejscu, jakby czas mógł się zatrzymać. Prudence ma przecież ograniczony czas, wieczność jeszcze jej nie spotkała. Więc w drogę i koniec historii, tylko cieplarnia będzie miała w swej historii to wydarzenie. Za jakiś czas może się rozpadnie i nie będzie już żadnych świadków. Może nauczycielka będzie jedyną osobą, która zapamięta, co do szczegółu, co się tutaj wydarzyło.
A może spróbuje zapomnieć, że poczuła się mamą mimo tego, że nie powinna.
Może zapomni, że Wielki Zły Świat stworzyli sobie Dobry Świat.
Dobry Świat, który więcej jej nie spotka nawet w żadnym amoku.
Oby na drodze do zamku podobnie nikogo nie spotkali.
/zt
Jeszcze nie czas na to.
Spokój może przyjść nie tylko w krainie której istnienia nikt jeszcze nie potwierdził. A może nigdy nie przyjdzie. Nieważne. Liczyło się tylko to, że panna Grisham znowu go objęła i pokierowała dalej. Nie będą siedzieć w tym miejscu, jakby czas mógł się zatrzymać. Prudence ma przecież ograniczony czas, wieczność jeszcze jej nie spotkała. Więc w drogę i koniec historii, tylko cieplarnia będzie miała w swej historii to wydarzenie. Za jakiś czas może się rozpadnie i nie będzie już żadnych świadków. Może nauczycielka będzie jedyną osobą, która zapamięta, co do szczegółu, co się tutaj wydarzyło.
A może spróbuje zapomnieć, że poczuła się mamą mimo tego, że nie powinna.
Może zapomni, że Wielki Zły Świat stworzyli sobie Dobry Świat.
Dobry Świat, który więcej jej nie spotka nawet w żadnym amoku.
Oby na drodze do zamku podobnie nikogo nie spotkali.
/zt
- Nauczyciele
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Sro Lut 08, 2017 3:02 am
Wielki dzień w końcu nadszedł, nawet szybciej niż by się tego spodziewał Horacy Slughorn! Oczywiście wszystko solidnie przygotował, zadbał o każdy, nawet najmniejszy szczegół, jako że w końcu to było ostatnie spotkanie Klubu Ślimaka w tym roku szkolnym, więc jakby to tak bez żadnych atrakcji, konkretnych wizji? Nawet udało mu się załatwić to piękne miejsce na uroczyste przyjęcie! Tym razem miała być zaledwie para ekskluzywnych gości z zewnątrz i to na chwilkę, na momencik wręcz, gdyż resztę wieczoru chciał profesor spędzić na uroczystym pożegnaniu tych, którzy opuszczali Hogwart - najpewniej na zawsze. Och jakże opiekun Slytherinu ubolewał! Nawet łza mu popłynęła na myśl, że takiego Severusa nie będzie obok by zachwycił go swoim talentem. Ale cóż, nowe osoby przyjdą, może ktoś się ujawni... może... ach, niech to Salazar przysiądzie i pomyśli dwa razy zanim śliskim językiem przesunie po podniebieniu! Oczywiście, że takie diamenciki się nie zdarzają, ale... zamierzał pozostać z nimi w kontakcie! O tak, tak, tak. Z pewnością młodzież, która wyrusza dalej ma przed sobą świetlaną, ambitną przyszłość!
I tak zadowolony profesor podyktował ostatnie polecenia by sprawić by to miejsce zaczęło tętnić życiem! Unoszące się balony zmieniające łagodnie swój kolor, latające i przyklejające się na chwilę serpentyny, które nie jedną osobę skierują w stronę stołu, poruszające się kwiaty na szybach cieplarni, gwiazdki a nawet ślimaki, które z dziwną pewnością wysuwały się ze swoich skorup. Gramofon stał w rogu, zaś ostatnim elementem była kula dyskotekowa. Dokładnie tak! Wyśmienita zabawa czekała na gości.
Pięknie zakryty stół przy najlepszym widoku na błonia również.
I tak zadowolony profesor podyktował ostatnie polecenia by sprawić by to miejsce zaczęło tętnić życiem! Unoszące się balony zmieniające łagodnie swój kolor, latające i przyklejające się na chwilę serpentyny, które nie jedną osobę skierują w stronę stołu, poruszające się kwiaty na szybach cieplarni, gwiazdki a nawet ślimaki, które z dziwną pewnością wysuwały się ze swoich skorup. Gramofon stał w rogu, zaś ostatnim elementem była kula dyskotekowa. Dokładnie tak! Wyśmienita zabawa czekała na gości.
Pięknie zakryty stół przy najlepszym widoku na błonia również.
- Lily Evans
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Nie Lut 12, 2017 7:31 pm
Gubiła się w sobie, w swoim życiu jeszcze bardziej, będąc taką a nie inną osobą. Swoją przeciwną, pod względem płciowym odmianą. Uczyła się od nowa funkcjonować, dopasowywać spodnie, koszule, nawet skarpetki, dbać o schludność w prezentowanym przez nią wyglądzie. A nie, przepraszam, przez niego. Była przecież nim. Lyndonem Evansem, który miał pewnie o cztery piegi mniej niż ona, włosy które bez czesania i odpowiedniego specyfiku odstawały na wszystkie strony, potrzebę oddawania moczu na stojąco, gdzie pierwsze próby były jedną wielką katastrofą i potrafił być bardziej stanowczy od niej, kiedy tylko się uparł. Stawał się jej bliższy, będąc nim zaczęła pojmować wiele spraw, które wcześniej tak uparcie ignorowała, a z czasem nawet bez metody prób i błędów reagowała odpowiednio, realistycznie nawet na pewne niewygodne sytuacje.
Kiedy otrzymał zaproszenie od profesora Slughorna, nie wiedział zupełnie, co ma ze sobą począć, jak właściwie zaprezentować się w "takim" wydaniu nauczycielowi Eliksirów, który mógł wszak źle to zrozumieć, może nawet się zdenerwować. Tak bardzo jednak pragnął pojawić się na ostatnim przyjęciu, że nie mógł, zwyczajnie nie potrafił odmówić. Swoją sukienkę pozmieniał tak by przypominała bardziej szatę, którą mógłby przywdziać wraz z klasyczną koszulą i spodniami. W ciemnozielonym wydaniu, poprawionymi również butami i niewielką czarną muchą udał się do odpowiedniej cieplarni, czując rosnące zdenerwowanie.
Co się stanie? Czy zostanie wyśmiany? Wyproszony? Nie... na pewno nie. Profesor Slughorn by go tak nie potraktował, prawda? Poczuł się nieco pewniej, choć przed drzwiami nieużywanej cieplarni numer 3, ledwo przełykał ślinę.
Wszedł do środka, rozglądając się za opiekunem Slytherinu albo chociaż za Shirley. Ciekawe czy ona się pojawi na dzisiejszym przyjęciu. I ciekawe, czy będzie Remus i...
Zupełnie o nim zapomniał.
Remus.
Jęknął mimowolnie.
Kiedy otrzymał zaproszenie od profesora Slughorna, nie wiedział zupełnie, co ma ze sobą począć, jak właściwie zaprezentować się w "takim" wydaniu nauczycielowi Eliksirów, który mógł wszak źle to zrozumieć, może nawet się zdenerwować. Tak bardzo jednak pragnął pojawić się na ostatnim przyjęciu, że nie mógł, zwyczajnie nie potrafił odmówić. Swoją sukienkę pozmieniał tak by przypominała bardziej szatę, którą mógłby przywdziać wraz z klasyczną koszulą i spodniami. W ciemnozielonym wydaniu, poprawionymi również butami i niewielką czarną muchą udał się do odpowiedniej cieplarni, czując rosnące zdenerwowanie.
Co się stanie? Czy zostanie wyśmiany? Wyproszony? Nie... na pewno nie. Profesor Slughorn by go tak nie potraktował, prawda? Poczuł się nieco pewniej, choć przed drzwiami nieużywanej cieplarni numer 3, ledwo przełykał ślinę.
Wszedł do środka, rozglądając się za opiekunem Slytherinu albo chociaż za Shirley. Ciekawe czy ona się pojawi na dzisiejszym przyjęciu. I ciekawe, czy będzie Remus i...
Zupełnie o nim zapomniał.
Remus.
Jęknął mimowolnie.
- Severus Snape
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Pon Lut 13, 2017 4:58 pm
W natłoku wszystkich spraw związanych z zakończeniem roku, ale również niefortunnym wypadkiem który przytrafił się jej i Lil... to znaczy Lyndonowi, kompletnie zapomniała o istnieniu instytucji zwanej Klubem Ślimaka. Po przeczytaniu listu z zaproszeniem na przyjęcie parsknęła cicho - co po przemianie zdarzało jej się nad wyraz często - i już, już sięgała kościstą dłonią w kierunku płomieni ślizgających się w kominku pokoju wspólnego Ślizgonów, kiedy coś ją tknęło. Już niedługo prawdopodobnie na zawsze opuści mury Hogwartu. Nie będzie już następnego razu, nie będzie mogła pojawić się za miesiąc.
Te kilka linijek tekstu dobitnie uświadomiło jej, że zbliża się nieuniknione. Jeszcze raz dokładnie sprawdziła godzinę i miejsce spotkania po czym zmięła pergamin w dłoni. Nie potrafiłaby tak po prostu się nie pojawić, już nigdy nie byłaby w stanie spojrzeć w oczy profesorowi. Poza tym Lyndon też najpewniej tam będzie... A dla Shirley i tych nieco obcych, nowych uczuć każda chwila spędzona z rudym gryfonem była niezwykle cenna, zwłaszcza teraz, gdy ich drogi niebezpiecznie rozbiegały się w różne strony.
Udało jej się uniknąć konfrontacji z członkami domu, w końcu nikt za Severusem nie tęsknił, nikt nigdy go nie szukał, nie istotne było wiec gdzie zniknął, a jedna dodatkowa uczennica w tą czy tamtą - nie robiła nikomu różnicy. Zmierzając się z problemem stroju wyjściowego, zdecydowała się zmniejszyć jedyną stosunkowo elegancką szatę jaką posiadała jeszcze jako 'on'. Po przebraniu całkowicie w czerń, od niechcenia przeczesała dłonią poskręcane włosy i nieco bardziej niż kiedykolwiek by się na to zdecydowała rozpięła szatę przy szyi. Ubranie wciąż wyglądało na oczywiście męskie, jednak w dziwny sposób wpasowywało się ono w jej nową, androgyniczną urodę. Starając się nie myśleć za wiele ruszyła w wyznaczone miejsce.
Przy cieplarniach pojawiła się znacznie szybciej niż by się tego spodziewała i zaklęła w myślach, czując ogarniającą ją panikę. Jak ma się niby wytłumaczyć profesorowi z... tego? Powiedzieć, że Severus poczuł nagle zew natury i postanowił zamienić się w Shriley? To było takie niedorzeczne. Z zamyślenia szybko wyrwał ją jednak widok ognistej czupryny, zaraz po tym jak wkroczyła do cieplarni. Odetchnęła z ulgą i niczym cień przysunęła się do przyjaciela, który również sprawiał wrażenie nieco zaniepokojonego.
-Całe szczęście, że się pojawiłeś. - Mruknęła na przywitanie, lekko ściskając przy tym jego ramie, nie do końca pewna czy ten gest miał dodać otuchy jemu czy jej. Zaraz po tym cofnęła dłoń i zaczęła ukradkiem rozglądać się po cieplarni, licząc, ze Slughorna nie ma nigdzie w pobliżu.
Te kilka linijek tekstu dobitnie uświadomiło jej, że zbliża się nieuniknione. Jeszcze raz dokładnie sprawdziła godzinę i miejsce spotkania po czym zmięła pergamin w dłoni. Nie potrafiłaby tak po prostu się nie pojawić, już nigdy nie byłaby w stanie spojrzeć w oczy profesorowi. Poza tym Lyndon też najpewniej tam będzie... A dla Shirley i tych nieco obcych, nowych uczuć każda chwila spędzona z rudym gryfonem była niezwykle cenna, zwłaszcza teraz, gdy ich drogi niebezpiecznie rozbiegały się w różne strony.
Udało jej się uniknąć konfrontacji z członkami domu, w końcu nikt za Severusem nie tęsknił, nikt nigdy go nie szukał, nie istotne było wiec gdzie zniknął, a jedna dodatkowa uczennica w tą czy tamtą - nie robiła nikomu różnicy. Zmierzając się z problemem stroju wyjściowego, zdecydowała się zmniejszyć jedyną stosunkowo elegancką szatę jaką posiadała jeszcze jako 'on'. Po przebraniu całkowicie w czerń, od niechcenia przeczesała dłonią poskręcane włosy i nieco bardziej niż kiedykolwiek by się na to zdecydowała rozpięła szatę przy szyi. Ubranie wciąż wyglądało na oczywiście męskie, jednak w dziwny sposób wpasowywało się ono w jej nową, androgyniczną urodę. Starając się nie myśleć za wiele ruszyła w wyznaczone miejsce.
Przy cieplarniach pojawiła się znacznie szybciej niż by się tego spodziewała i zaklęła w myślach, czując ogarniającą ją panikę. Jak ma się niby wytłumaczyć profesorowi z... tego? Powiedzieć, że Severus poczuł nagle zew natury i postanowił zamienić się w Shriley? To było takie niedorzeczne. Z zamyślenia szybko wyrwał ją jednak widok ognistej czupryny, zaraz po tym jak wkroczyła do cieplarni. Odetchnęła z ulgą i niczym cień przysunęła się do przyjaciela, który również sprawiał wrażenie nieco zaniepokojonego.
-Całe szczęście, że się pojawiłeś. - Mruknęła na przywitanie, lekko ściskając przy tym jego ramie, nie do końca pewna czy ten gest miał dodać otuchy jemu czy jej. Zaraz po tym cofnęła dłoń i zaczęła ukradkiem rozglądać się po cieplarni, licząc, ze Slughorna nie ma nigdzie w pobliżu.
- Nauczyciele
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Sro Lut 15, 2017 11:38 pm
Profesor Slughorn był człowiekiem, który rozumiał dużo rzeczy. Naprawdę sporo, to nie ma co się dziwić, skoro już tyle widział i doświadczył w swoim życiu. No może były takie zachowania, śmiało wyprowadzające go z równowagi, ale żeby od razu jego diamenciki, swoiste wisienki na torcie miały się nieodpowiednio zachować i wytrącić tak po prostu z równowagi? Skądże znowu! Ukontentowany lawirował po cieplarni dopieszczając różne szczegóły by wszystko ze sobą współgrało. To było przecież istotne spotkanie, bardzo istotne, wszystko miało być wspaniałe. Różni uczniowie pozgłaszali się do pomocy by zadbać o poczęstunek i picie, wyświadczając mu tę drobną przysługę. Horacy oczywiście miał zamiar ich odpowiednio wynagrodzić, gdy już będzie po wszystkim.
Pierwsi goście zawitali! Radosny nauczyciel Eliksirów powitał ich, podarował kilka komplementów, wskazał odpowiednie krzesła, gdy jego uwagę zwróciły dwie osoby. I trzecia, która nagle dołączyła. Tę rozpoznał bez problemu. Również i on tam zawędrował.
- Witaj droga Nathalie. Cieszę się, że wszystko już w porządku. Czyżby to były Twoje osoby towarzyszące...? Niezwykle - już miał zachichotać, gdy lepiej się im przyjrzał. Oczy zrobiły mu się nagle tak duże jak galeony, kiedy rozpoznał Lily i Severusa.
- Wielkie nieba! Na brodę Salazara! I Wy również... i jeszcze trwa... fascynujące, ale jakim sposobem...? Nic się nie martwcie! O wszystko zadbam, bardzo się cieszę, że się pojawiliście i do tego razem! Panno... Snape. Panie... Evans. Proszę, proszę. I panią, panno Powell również zachęcam by weszła głębiej.
Pierwsi goście zawitali! Radosny nauczyciel Eliksirów powitał ich, podarował kilka komplementów, wskazał odpowiednie krzesła, gdy jego uwagę zwróciły dwie osoby. I trzecia, która nagle dołączyła. Tę rozpoznał bez problemu. Również i on tam zawędrował.
- Witaj droga Nathalie. Cieszę się, że wszystko już w porządku. Czyżby to były Twoje osoby towarzyszące...? Niezwykle - już miał zachichotać, gdy lepiej się im przyjrzał. Oczy zrobiły mu się nagle tak duże jak galeony, kiedy rozpoznał Lily i Severusa.
- Wielkie nieba! Na brodę Salazara! I Wy również... i jeszcze trwa... fascynujące, ale jakim sposobem...? Nic się nie martwcie! O wszystko zadbam, bardzo się cieszę, że się pojawiliście i do tego razem! Panno... Snape. Panie... Evans. Proszę, proszę. I panią, panno Powell również zachęcam by weszła głębiej.
- Nathalie Powell
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Czw Lut 16, 2017 1:47 pm
Ciężki dzień miał się zakończyć jeszcze gorzej. Przypomnienie sobie o nadchodzącym spotkaniu w Klubie Ślimaka nie pocieszył Nathalie. Jako nieszczęsny Nathan, udała się do swojego dormitorium. Nawet przez moment nie spojrzała na osoby, które przechodziły obok niej. Jaki to miało sens? Przecież nagle się nie zmieni w damską wersje, bo sobie tak życzyła.
Przeszła po schodach do swojego pokoju i usiadła na skrawku łóżka. Gdyby była sobą, to pewnie już by szykowała jakieś ubrania i brała ciepłą kąpiel. No może nie przepadała za tymi wypadami, ale obiecała ojcu, że jeśli dostanie kiedykolwiek zaproszenie od Slughorna, nie odmówi. Czego się nie robi dla rodziny... Szkoda tylko, że nie wiedział o tym co się teraz dzieje.
Ogarnięta rozpaczą i rezygnacją siedziała tak przez jakiś czas. Nie wiedziała ile minęło czasu, ale w końcu, z wielkim bólem udała się do łazienki. Starała się nawet nie zerkać w stronę lustra, które z pewnością ukaże to czego nie chciała zobaczyć. Zdjęła powoli bluzę i zebrała swoje kosmetyki do kąpieli w jedno miejsce. Ukradkiem jej wzrok powędrował w stronę odbicia.
Chwila...
Szok...
Niedowierzanie?
Odwróciła się jednak by upewnić się czy nie miała przypadkiem zwidów.
Podeszła do lustra i dotknęła swojej twarzy.
- NA MERLINA - pisnęła z zachwytu.
Znów miała długie blond włosy, swoją twarz, tą twarz, która zawsze miała. Jak ona tęskniła za tym widokiem. Pierwszy raz w życiu doceniała to co zobaczyła w odbiciu lustrzanym. Nigdy nie uważała siebie za jakąś wielką piękność, ale w porównaniu do tego męskiego odpowiednika, była PRZEŚLICZNA. Uśmiech wręcz nie schodził jej z twarzy. Dokładnie zbadała wszystkie miejsca na swoim ciele by upewnić się, że jest tak jak powinno. Szczęście nie miało zamiaru ją już dzisiaj opuścić.
- Jak dobrze - powiedziała do siebie z wyraźną ulgą i ruszyła znów do pokoju by wybrać ciuchy na spotkanie.
Wybrała skromną, czarną spódnicę. Do tego delikatną, kremową koszulę z niewielkimi falbankami. Balerinki i sweterek, bo jak znała życie - będzie marzła. Szybko zabrała wszystko do łazienki, umyła się, spięła włosy z zgrabny koczek i skierowała się do wyjścia.
Każdy kto przechodził obok niej, z pewnością pomyślał, że coś jej się stało. Tak dobrego humoru jeszcze dawno nie miała. Zwinnie, wręcz nawet tanecznym krokiem przemknęła do ogromnych drzwi by dostać się do cieplarni.
Gdy już z daleka dostrzega swój cel, zwolniła przy tym krok. Przy wejściu były dwie osoby, których za nic w świecie nie potrafiła rozpoznać. No wyglądały jakoś znajomo, ale nie dokładnie. Uśmiech z jej twarzy delikatnie zbladł.
Czyżby czar się jednak nie skończyło?
Zatrzymała się nagle i zaczęła przyglądać ręce, potem nogi i na końcu dotykać swojej twarzy.
Nie no, ja to ja...
Czuła się nieco otumaniona tym wszystkim. Przeszła dalej dość wolno, ale w końcu i tak musiała się natknąć na dwójkę osób, które już widocznie czekały.
- Cześć - powiedziała nieśmiało.
Przez moment wpatrywała się w niebo z widocznym pragnieniem unikania ich wzroku. Nie wiedziała jak ma się zachować i co właściwie zrobić. Ciekawość rozsadzała ją od środka. Czuła, że jeszcze chwila a nie wytrzyma...
Nagle wyłonił się profesor Slughorn i z wielkim uśmiechem na ustach powitał swoich pierwszych gości. Po słowach mężczyzny Nath zrobiła zdziwioną minę i już miała wyjaśniać mu, że właściwie to pomyłka, ale na całe szczęście nie zdążyła. W tym momencie Horacy rozwiał wszelkie wątpliwości.
- Lily? - zwróciła się do rudowłosego chłopaka - Severus? - następnie jej wzrok spoczął na dziewczynie. Oboje wydawali się dość zaniepokojeni, lecz nie zaprzeczali tym stwierdzeniom.
To nie tak, że znała ich nie wiadomo ile lub rozmawiała by każdej nadarzającej się okazji. Trudno było jednak nie znać króla eliksirów i ulubienicy wszystkich nauczycieli. W ciągu tych lat może zamienili kilka słów, ale nie da się ukrywać, że mimo wielkości Hogwartu, większość uczniów się znała.
Weszła do środka za nauczycielem i zmienionymi uczniami. Przewidywała to, że oni byli ofiarami tego samego czaru, ale nie wiedziała, że on jeszcze trwa.
- Panie profesorze, mi przeszło nie więcej niż pół godziny temu. - poinformowała go bez zbędnych tłumaczeń, bo Slughorn po prostu wiedział o jej przypadku - Myślałam, że skoro u mnie się wszystko zmieniło, to i reszta wróciła do normy...
Próbowała skupić swoja uwagę na nauczycielu. Czuła się nieco zakłopotana w tej sytuacji, że ona już stała przed nimi w swojej prawdziwej postaci, a Sev i Lily męczyli się w tych zmienionych ciałach.
Przeszła po schodach do swojego pokoju i usiadła na skrawku łóżka. Gdyby była sobą, to pewnie już by szykowała jakieś ubrania i brała ciepłą kąpiel. No może nie przepadała za tymi wypadami, ale obiecała ojcu, że jeśli dostanie kiedykolwiek zaproszenie od Slughorna, nie odmówi. Czego się nie robi dla rodziny... Szkoda tylko, że nie wiedział o tym co się teraz dzieje.
Ogarnięta rozpaczą i rezygnacją siedziała tak przez jakiś czas. Nie wiedziała ile minęło czasu, ale w końcu, z wielkim bólem udała się do łazienki. Starała się nawet nie zerkać w stronę lustra, które z pewnością ukaże to czego nie chciała zobaczyć. Zdjęła powoli bluzę i zebrała swoje kosmetyki do kąpieli w jedno miejsce. Ukradkiem jej wzrok powędrował w stronę odbicia.
Chwila...
Szok...
Niedowierzanie?
Odwróciła się jednak by upewnić się czy nie miała przypadkiem zwidów.
Podeszła do lustra i dotknęła swojej twarzy.
- NA MERLINA - pisnęła z zachwytu.
Znów miała długie blond włosy, swoją twarz, tą twarz, która zawsze miała. Jak ona tęskniła za tym widokiem. Pierwszy raz w życiu doceniała to co zobaczyła w odbiciu lustrzanym. Nigdy nie uważała siebie za jakąś wielką piękność, ale w porównaniu do tego męskiego odpowiednika, była PRZEŚLICZNA. Uśmiech wręcz nie schodził jej z twarzy. Dokładnie zbadała wszystkie miejsca na swoim ciele by upewnić się, że jest tak jak powinno. Szczęście nie miało zamiaru ją już dzisiaj opuścić.
- Jak dobrze - powiedziała do siebie z wyraźną ulgą i ruszyła znów do pokoju by wybrać ciuchy na spotkanie.
Wybrała skromną, czarną spódnicę. Do tego delikatną, kremową koszulę z niewielkimi falbankami. Balerinki i sweterek, bo jak znała życie - będzie marzła. Szybko zabrała wszystko do łazienki, umyła się, spięła włosy z zgrabny koczek i skierowała się do wyjścia.
Każdy kto przechodził obok niej, z pewnością pomyślał, że coś jej się stało. Tak dobrego humoru jeszcze dawno nie miała. Zwinnie, wręcz nawet tanecznym krokiem przemknęła do ogromnych drzwi by dostać się do cieplarni.
Gdy już z daleka dostrzega swój cel, zwolniła przy tym krok. Przy wejściu były dwie osoby, których za nic w świecie nie potrafiła rozpoznać. No wyglądały jakoś znajomo, ale nie dokładnie. Uśmiech z jej twarzy delikatnie zbladł.
Czyżby czar się jednak nie skończyło?
Zatrzymała się nagle i zaczęła przyglądać ręce, potem nogi i na końcu dotykać swojej twarzy.
Nie no, ja to ja...
Czuła się nieco otumaniona tym wszystkim. Przeszła dalej dość wolno, ale w końcu i tak musiała się natknąć na dwójkę osób, które już widocznie czekały.
- Cześć - powiedziała nieśmiało.
Przez moment wpatrywała się w niebo z widocznym pragnieniem unikania ich wzroku. Nie wiedziała jak ma się zachować i co właściwie zrobić. Ciekawość rozsadzała ją od środka. Czuła, że jeszcze chwila a nie wytrzyma...
Nagle wyłonił się profesor Slughorn i z wielkim uśmiechem na ustach powitał swoich pierwszych gości. Po słowach mężczyzny Nath zrobiła zdziwioną minę i już miała wyjaśniać mu, że właściwie to pomyłka, ale na całe szczęście nie zdążyła. W tym momencie Horacy rozwiał wszelkie wątpliwości.
- Lily? - zwróciła się do rudowłosego chłopaka - Severus? - następnie jej wzrok spoczął na dziewczynie. Oboje wydawali się dość zaniepokojeni, lecz nie zaprzeczali tym stwierdzeniom.
To nie tak, że znała ich nie wiadomo ile lub rozmawiała by każdej nadarzającej się okazji. Trudno było jednak nie znać króla eliksirów i ulubienicy wszystkich nauczycieli. W ciągu tych lat może zamienili kilka słów, ale nie da się ukrywać, że mimo wielkości Hogwartu, większość uczniów się znała.
Weszła do środka za nauczycielem i zmienionymi uczniami. Przewidywała to, że oni byli ofiarami tego samego czaru, ale nie wiedziała, że on jeszcze trwa.
- Panie profesorze, mi przeszło nie więcej niż pół godziny temu. - poinformowała go bez zbędnych tłumaczeń, bo Slughorn po prostu wiedział o jej przypadku - Myślałam, że skoro u mnie się wszystko zmieniło, to i reszta wróciła do normy...
Próbowała skupić swoja uwagę na nauczycielu. Czuła się nieco zakłopotana w tej sytuacji, że ona już stała przed nimi w swojej prawdziwej postaci, a Sev i Lily męczyli się w tych zmienionych ciałach.
- Lily Evans
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Nie Lut 26, 2017 7:56 pm
Przerażające, że zegar tak szybko pędził, za każdym razem przyspieszał, gdy tylko Lyndon odważał się zerknąć w jego stronę. Już nie będzie więcej beztroskich poranków w dormitorium, chociaż przecież już dawno przeminęły odkąd Dorcas i Erin nie było, zabraknie również wspólnych śniadań podczas których mógł obserwować innych uczniów, uśmiechać się do swoich wspomnień wraz z nimi, przeżywać porażki, chwile zwątpienia i smutku. Chciałby już wiedzieć, która droga będzie właściwa, gdzie właściwie podążyć - czy wrócić po wakacjach w to samo miejsce na praktyki czy też udać się w inne krainy, by je odkryć, zgłębiać wiedzę i zdobywać praktyczne umiejętności? Jakże by chciał, żeby to ktoś inny za niego zdecydował, nim pokierował, wskazał konkretny punkt i powiedział: "Tam masz iść, Lyndon. Tam będzie Ci dobrze". Merlinie, a miał być bardziej pogodny i spontaniczny a zaczynał mówić gorzej od Remusa będącego w naprawdę podłym nastroju.
Najwyraźniej oboje będą mieli problem z wyjaśnieniem zaistniałego problemu, ale to nic... dziwnego. Prawda? W końcu z pewnością profesor Slughorn niejednokrotnie miał do czynienia z takimi... sytuacjami. Myśli Evansa były przepełnione błagalną nadzieją.
Drgnął zaskoczony, słysząc cichy, podejrzanie znajomy głos. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić, że to właśnie Shirley tak brzmi. Zamrugał zielonymi oczami, zerkając na dziewczynę ubraną w podobnym stylu jak zawsze. Uśmiechnął się do niej, próbując dodać Ślizgonce otuchy.
- Cześć Shirley. Już myślałem, że nie przyjdziesz - mruknął równie cicho, sam się rozglądając po ładnie przygotowanej cieplarni. Trzeba było przyznać, że robiło to wrażenie. Z podziwiania pomieszczenia wyrwał go kolejny głos. Zerknął na dziewczynę ze zmarszczonym czołem, próbując sobie przypomnieć skąd ją zna. Łączone zajęcia? Na pewno. Jakiś jeszcze klub? Zapewne. Skoro tu była to przecież należała do Klubu Ślimaka. Co prawda mogła być czyjąś osobą towarzyszącą, ale skoro ją kojarzył to pewnie opcja pierwsza była bardziej prawdopodobna.
- Hm... Cześć - odparł dość niepewnie, śmiejąc się zdenerwowany i drapiąc po rudej czuprynie. W końcu musiał czymś zająć ręce, albo przynajmniej tę jedną. Aż pojawił się sam nauczyciel Eliksirów. Chłopak zamarł, nie do końca wiedząc, co ma powiedzieć. Już chciał zacząć się tłumaczyć, przedstawić to, co się stało, gdy spojrzenie profesora stało się inne. Pełne zaskoczenia. Niedowierzania.
- My... ja... - i odchrząknął zakłopotany, nieco szurając butem po ziemi, jakby to miało przynieść odpowiednią odpowiedź. Zerknął jeszcze rozpaczliwie na Shirley, jakby prosił ją o pomoc. Szybko to wrażenie jednak minęło, gdyż profesor okazał się rozumieć ich sytuację. Posłał jeszcze blady uśmiech jasnowłosej dziewczynie, idąc tuż obok Snape dalej, odkrywając jeszcze więcej niezwykłości. Nieomal nie przywitał się z kilkoma znajomymi uczniami, na chwilę zapominając, że jest Lyndonem a nie Lily. Odetchnął głęboko, sięgając po kieliszek musującego wina. Nie uznałby tego za "męczenie się". Po prostu było to coś... innego, niezwykłego. W jakiś sposób to doceniał, w tym czysto naukowym aspekcie, magicznym. Wziął łyka wina, czując jak bąbelki przyjemnie uderzając o jego podniebienie. Zainteresował się jednak tym, że Nathalie również była przemieniona i już zdążyła wrócić do swojej dawnej postaci, ale postanowił elegancko milczeć. Przynajmniej na razie. Przystanął przy długim stole, który był już zajmowany przez kilka uczniów.
- Jestem niezmiernie ciekaw, co też takiego pan przygotował, panie profesorze - dodał szczerze, chcąc poniekąd zmienić ten dość niezręczny temat. Po minie Shirley widział, że i ona niezbyt chętnie chciała o tym rozmawiać. A przynajmniej tak się wydawało Lyndonowi.
Najwyraźniej oboje będą mieli problem z wyjaśnieniem zaistniałego problemu, ale to nic... dziwnego. Prawda? W końcu z pewnością profesor Slughorn niejednokrotnie miał do czynienia z takimi... sytuacjami. Myśli Evansa były przepełnione błagalną nadzieją.
Drgnął zaskoczony, słysząc cichy, podejrzanie znajomy głos. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić, że to właśnie Shirley tak brzmi. Zamrugał zielonymi oczami, zerkając na dziewczynę ubraną w podobnym stylu jak zawsze. Uśmiechnął się do niej, próbując dodać Ślizgonce otuchy.
- Cześć Shirley. Już myślałem, że nie przyjdziesz - mruknął równie cicho, sam się rozglądając po ładnie przygotowanej cieplarni. Trzeba było przyznać, że robiło to wrażenie. Z podziwiania pomieszczenia wyrwał go kolejny głos. Zerknął na dziewczynę ze zmarszczonym czołem, próbując sobie przypomnieć skąd ją zna. Łączone zajęcia? Na pewno. Jakiś jeszcze klub? Zapewne. Skoro tu była to przecież należała do Klubu Ślimaka. Co prawda mogła być czyjąś osobą towarzyszącą, ale skoro ją kojarzył to pewnie opcja pierwsza była bardziej prawdopodobna.
- Hm... Cześć - odparł dość niepewnie, śmiejąc się zdenerwowany i drapiąc po rudej czuprynie. W końcu musiał czymś zająć ręce, albo przynajmniej tę jedną. Aż pojawił się sam nauczyciel Eliksirów. Chłopak zamarł, nie do końca wiedząc, co ma powiedzieć. Już chciał zacząć się tłumaczyć, przedstawić to, co się stało, gdy spojrzenie profesora stało się inne. Pełne zaskoczenia. Niedowierzania.
- My... ja... - i odchrząknął zakłopotany, nieco szurając butem po ziemi, jakby to miało przynieść odpowiednią odpowiedź. Zerknął jeszcze rozpaczliwie na Shirley, jakby prosił ją o pomoc. Szybko to wrażenie jednak minęło, gdyż profesor okazał się rozumieć ich sytuację. Posłał jeszcze blady uśmiech jasnowłosej dziewczynie, idąc tuż obok Snape dalej, odkrywając jeszcze więcej niezwykłości. Nieomal nie przywitał się z kilkoma znajomymi uczniami, na chwilę zapominając, że jest Lyndonem a nie Lily. Odetchnął głęboko, sięgając po kieliszek musującego wina. Nie uznałby tego za "męczenie się". Po prostu było to coś... innego, niezwykłego. W jakiś sposób to doceniał, w tym czysto naukowym aspekcie, magicznym. Wziął łyka wina, czując jak bąbelki przyjemnie uderzając o jego podniebienie. Zainteresował się jednak tym, że Nathalie również była przemieniona i już zdążyła wrócić do swojej dawnej postaci, ale postanowił elegancko milczeć. Przynajmniej na razie. Przystanął przy długim stole, który był już zajmowany przez kilka uczniów.
- Jestem niezmiernie ciekaw, co też takiego pan przygotował, panie profesorze - dodał szczerze, chcąc poniekąd zmienić ten dość niezręczny temat. Po minie Shirley widział, że i ona niezbyt chętnie chciała o tym rozmawiać. A przynajmniej tak się wydawało Lyndonowi.
- Severus Snape
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Pon Lut 27, 2017 7:32 pm
Na jej odmienionej twarzy szybko zagościł wyraz ulgi po usłyszeniu słów Gryfona. Gdyby nie była sobą, o ironio, prawdopodobnie mogłaby nawet posłać mu niemal ciepły uśmiech, teraz jednak ta rozluźniona mina była jedynym na co była w stanie się zdać. Na horyzoncie szybko zamajaczyła jej nieco przysadzista sylwetka profesora i nagle zapragnęła zapaść się pod ziemię, albo chociaż skryć za plecami Lyndona, który, co z zaskoczeniem spostrzegła, zdawał się być od niej wyższy. Chociaż mogło tylko jej się zdawać.
Prawie wydała z siebie długi, nieprzyjemny syk kiedy usłyszała kolejny głos. Świetnie. Ostatnie czego chciała, to spoufalanie się z ludźmi wokół w takiej formie. Przy przyjacielu czuła się pewna, ale poza nim wszyscy i wszystko zdawało się tak obce i niepasujące do reszty, zupełnie jakby pokryte było żrącą trucizną. Zamiast syku mruknęła jedynie od niechcenia, co prawdopodobnie przypominać miało prychnięcie, niewiele miało z nim jednak wspólnego. Szybko odwróciła wzrok od Puchonki próbując sprawiać wrażenie, że wcale jej tam nie było. Na Merlina, mogła odpuścić sobie to cholerne spotkanie, profesor z pewnością by zrozumiał, a oszczędziłoby to jej wiele dyskomfortu jaki odczuwała w tym konkretnym momencie.
Odwrotu jednak nie było i ponad ramieniem Lyndona ujrzała Slughorna sunącego w ich stronę z szerokim uśmiechem. Cicho zaklęła pod nosem, czego zapewne nie usłyszał żaden z jej towarzyszy i spuściła wzrok, dziękując wszelkim siłom wokół, że profesor zdawał się jej nie rozpoznawać. Nie na długo oczywiście dopisywało jej szczęście, zaraz bowiem do jej uszu dobiegł szereg dziwnych zdań, zakończony czymś w stylu "panno Snape". Przez chwilę nie potrafiła kryć zaskoczenia, zwłaszcza po odpowiedzi ze strony Puchonki, której imienia ani nazwiska za nic nie mogła sobie przypomnieć, co oczywiście nie było niczym dziwnym. Przez cały czas trwania tej nietypowej sytuacji czuła się jak za grubą, szklaną szybą, nie zwróciła więc również uwagi na rozpaczliwe próby Lyndona by wytłumaczyć co też ich spotkało.
Nie odezwała się słowem, nie patrzyła nawet na nikogo konkretnego spośród zebranych, jedynie posłusznie ruszyła za grupką. Zupełnie zignorowała zaskoczone "Severus", które padło z ust blondynki, chociaż miała ogromną ochotę rzucić jakąś zgryźliwą uwagą na ten temat. Zamiast tego przystanęła na tyle blisko rudowłosego na ile było to możliwe i zaczęła niepewnie zezować to na Slughorna, to na wszystko wokół, jakby teraz już była pewna, że zaraz ktoś spróbuje ją otruć.
Prawie wydała z siebie długi, nieprzyjemny syk kiedy usłyszała kolejny głos. Świetnie. Ostatnie czego chciała, to spoufalanie się z ludźmi wokół w takiej formie. Przy przyjacielu czuła się pewna, ale poza nim wszyscy i wszystko zdawało się tak obce i niepasujące do reszty, zupełnie jakby pokryte było żrącą trucizną. Zamiast syku mruknęła jedynie od niechcenia, co prawdopodobnie przypominać miało prychnięcie, niewiele miało z nim jednak wspólnego. Szybko odwróciła wzrok od Puchonki próbując sprawiać wrażenie, że wcale jej tam nie było. Na Merlina, mogła odpuścić sobie to cholerne spotkanie, profesor z pewnością by zrozumiał, a oszczędziłoby to jej wiele dyskomfortu jaki odczuwała w tym konkretnym momencie.
Odwrotu jednak nie było i ponad ramieniem Lyndona ujrzała Slughorna sunącego w ich stronę z szerokim uśmiechem. Cicho zaklęła pod nosem, czego zapewne nie usłyszał żaden z jej towarzyszy i spuściła wzrok, dziękując wszelkim siłom wokół, że profesor zdawał się jej nie rozpoznawać. Nie na długo oczywiście dopisywało jej szczęście, zaraz bowiem do jej uszu dobiegł szereg dziwnych zdań, zakończony czymś w stylu "panno Snape". Przez chwilę nie potrafiła kryć zaskoczenia, zwłaszcza po odpowiedzi ze strony Puchonki, której imienia ani nazwiska za nic nie mogła sobie przypomnieć, co oczywiście nie było niczym dziwnym. Przez cały czas trwania tej nietypowej sytuacji czuła się jak za grubą, szklaną szybą, nie zwróciła więc również uwagi na rozpaczliwe próby Lyndona by wytłumaczyć co też ich spotkało.
Nie odezwała się słowem, nie patrzyła nawet na nikogo konkretnego spośród zebranych, jedynie posłusznie ruszyła za grupką. Zupełnie zignorowała zaskoczone "Severus", które padło z ust blondynki, chociaż miała ogromną ochotę rzucić jakąś zgryźliwą uwagą na ten temat. Zamiast tego przystanęła na tyle blisko rudowłosego na ile było to możliwe i zaczęła niepewnie zezować to na Slughorna, to na wszystko wokół, jakby teraz już była pewna, że zaraz ktoś spróbuje ją otruć.
- Nauczyciele
Re: Nieużywana cieplarnia nr 3
Sob Mar 04, 2017 11:59 pm
Współczuł im to nie ulegało najmniejszej wątpliwości, choć przy tym, co musiał przyznać, był niezmiernie ciekaw wszystkiego, co wiązało się z tym eliksirem jako, że był on czymś nowym na rynku i na dodatek odtworzonym właśnie przez niego. Niebywałe, że efekty potrafiły utrzymywać się tak długo. Pewnie by się martwił, że może to zostać na stałe, gdyby nie fakt, że Nathalie wróciła do swojej poprzedniej postaci. Złodzieje więc niczego z nim "nie kombinowali". A przynajmniej taką nadzieję miał Horacy. No nic! Nie należało się aż tak nadto zamartwiać. Cieszył się, że przyszli i liczył, że nic im nie popsuje tego ostatniego spotkania; w końcu cały Klub Ślimaka z Severusem i Lily na czele byli jego ważnymi gośćmi na tej małej uroczystości. Przyzwyczaił się do tego, że jego wychowanek a raczej... wychowanka milczy toteż jedynie posłał Shirley łaskawy, dobrotliwy uśmiech, niemalże zacierając ręce, że oto para z jego snów stawała się rzeczywistością! Wspaniale, wspaniale. Talent ciągnie do talentu! No ale o czym on tu...
Zajął swój specjalny fotel przy stole z którego mógł każdego obserwować i przy okazji bez większych przeszkód móc delektować się jedzeniem, po czym zwrócił swe błyszczące oczy na Lyndona.
- Och zobaczy pan panie Evans, zobaczy pan! Wszyscy zobaczą - zachichotał i pomachał palcem. - Ale za szybko nie mogę zdradzać swych tajemnic. To nie-spo-dzia-nka! Idealna niemniej na zakończenie roku, nawet nie wiecie jak będzie mi Was brakowało, Li... Lyndonie i Se... Shirley, dobrze, że panna Powell ze mną zostanie!
I rozbawiony zerknął na dziewczynę.
- Siadajcie, moi drodzy, siadajcie! Młode nogi macie, ale przecież cała noc do tańczenia przed nami! Poza tym... chciałbym usłyszeć jak Wam poszło na egzaminach, może coś o planach na wakacje, przyszłej karierze - i puścił im oczko.
- Śmiało, nie ma co się bać, przecież Was nie zjem. Luźno, bez żadnych konsekwencji, to w końcu nie lekcja.
Gości było coraz więcej, długi stół wypełniał się członkami Klubu, choć niektórych brakowało. No ale cóż można było zrobić, impreza musiała trwać!
Zajął swój specjalny fotel przy stole z którego mógł każdego obserwować i przy okazji bez większych przeszkód móc delektować się jedzeniem, po czym zwrócił swe błyszczące oczy na Lyndona.
- Och zobaczy pan panie Evans, zobaczy pan! Wszyscy zobaczą - zachichotał i pomachał palcem. - Ale za szybko nie mogę zdradzać swych tajemnic. To nie-spo-dzia-nka! Idealna niemniej na zakończenie roku, nawet nie wiecie jak będzie mi Was brakowało, Li... Lyndonie i Se... Shirley, dobrze, że panna Powell ze mną zostanie!
I rozbawiony zerknął na dziewczynę.
- Siadajcie, moi drodzy, siadajcie! Młode nogi macie, ale przecież cała noc do tańczenia przed nami! Poza tym... chciałbym usłyszeć jak Wam poszło na egzaminach, może coś o planach na wakacje, przyszłej karierze - i puścił im oczko.
- Śmiało, nie ma co się bać, przecież Was nie zjem. Luźno, bez żadnych konsekwencji, to w końcu nie lekcja.
Gości było coraz więcej, długi stół wypełniał się członkami Klubu, choć niektórych brakowało. No ale cóż można było zrobić, impreza musiała trwać!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach