- Ciril Hootcher
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Nie Sty 04, 2015 9:55 pm
Dziewczyna wiedziała co jest na rzeczy. Mimo, iż pragnienia nie były zdefiniowane, jako te porządne, których każdy chciałby się dopuścić. W końcu ilu jest ludzi na świecie, tyle będzie opinii na temat tego samego zjawiska. Pożądanie adrenaliny, nowych przeżyć, każdorazowo nie miało złego przekazu. Inaczej spogląda się na to dopiero, gdy usłyszy się wieść, co te uciechy ma zapewnić. Ciemność w sercu i ciemność w umyśle to czynniki, które także muszą być zdefiniowane, aby zostały zaszufladkowane jako złe, albo dobre. Przecież nie każdy jest zły do szpiku kości. Nie każdy chce czynić zło, przecież żadna osoba nie chce być odbierana jako ta, która niszczy wszystko. Potrzeba samorozwoju i sam fakt, że chce przeżyć się coś, co przyniesie powiew świeżego powietrza w nudne i smutne życie, nie są złymi pobudkami. Jeśli takie coś miałby przynieść uciechę, to jest gotów to poczynić.
- Zaiste śnieg pięknem swym zachwyca, gdy nieskazitelny. Wiadome, że aby nastała zima, potrzebna jest jesień. A czym jesień bez pięknego teatru obumierającej przyrody, która robi to w tak majestatyczny sposób, że aż nie chce się od niej odrywać wzroku. Przypomnij sobie dziedzińce skąpane w morzu kolorowych liści. Deszcze naruszające spokojne tafle jezior. Wiatr poruszający serca, taki potrafiący tchnąć w serce nieco energii.- powiedział zwracając się w stronę najwyższej wieży w kompleksie szkoły magicznej. Jego cera została oświetlona przez wyglądający zza chmur księżyc.
Nabrał powietrza w płuca, zamknął oczy. Dał się porwać powiewowi zimnego powietrza, który orzeźwił jego umysł. Oczyścił jego myśli, pozwolił powrócić na pierwotny tor.
- Trzeba je przetrwać, majac w pamięci piękno Panienki Zimy i Jesieni… Trzeba wspominać właśnie te czynniki, które symbolem ich , ich wizytówką .- uśmiechnął się.
- Szukam zabawy. Jestem do dyspozycji. Zawsze pomocny.- odpowiedział lakonicznie. … Mój strach twoim narzędziem. To pojęcie względne i podlegające starzeniu się poprzez czas. W końcu jestem Dziedzicem Szczęścia, konsekwencje nigdy mnie nie dosięgają…
Westchnął cicho, pokazał żeby księżycowy, który chyba odpowiadał mu na uśmiech.
- Myślałaś kiedyś o komnacie tajemnic droga Neve?- zapytał.
Znał ją od kilku chwil, a był w stanie dostrzec tę samą charyzmę i zapał. Ona była osobą, której szukał od tak długiego czasu…
- Zaiste śnieg pięknem swym zachwyca, gdy nieskazitelny. Wiadome, że aby nastała zima, potrzebna jest jesień. A czym jesień bez pięknego teatru obumierającej przyrody, która robi to w tak majestatyczny sposób, że aż nie chce się od niej odrywać wzroku. Przypomnij sobie dziedzińce skąpane w morzu kolorowych liści. Deszcze naruszające spokojne tafle jezior. Wiatr poruszający serca, taki potrafiący tchnąć w serce nieco energii.- powiedział zwracając się w stronę najwyższej wieży w kompleksie szkoły magicznej. Jego cera została oświetlona przez wyglądający zza chmur księżyc.
Nabrał powietrza w płuca, zamknął oczy. Dał się porwać powiewowi zimnego powietrza, który orzeźwił jego umysł. Oczyścił jego myśli, pozwolił powrócić na pierwotny tor.
- Trzeba je przetrwać, majac w pamięci piękno Panienki Zimy i Jesieni… Trzeba wspominać właśnie te czynniki, które symbolem ich , ich wizytówką .- uśmiechnął się.
- Szukam zabawy. Jestem do dyspozycji. Zawsze pomocny.- odpowiedział lakonicznie. … Mój strach twoim narzędziem. To pojęcie względne i podlegające starzeniu się poprzez czas. W końcu jestem Dziedzicem Szczęścia, konsekwencje nigdy mnie nie dosięgają…
Westchnął cicho, pokazał żeby księżycowy, który chyba odpowiadał mu na uśmiech.
- Myślałaś kiedyś o komnacie tajemnic droga Neve?- zapytał.
Znał ją od kilku chwil, a był w stanie dostrzec tę samą charyzmę i zapał. Ona była osobą, której szukał od tak długiego czasu…
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Nie Sty 04, 2015 10:29 pm
Ograniczenia w spełnianiu swych pragnień..? One istnieją dla ludzi, dla śmiertelników, zaś ona dawno wymknęła się poza ziemskie perspektywy, zawsze dwa stopnie ponad głowami ludzi, dopóki jeden z nich nie zechciał do niej dołączyć i spojrzeć na świat jej oczyma - nie broniła tego, wręcz przeciwnie - zapraszała do swojej bajki, dziecinnej i radosnej, z której jednak nie spoglądało się na świat godny miana baśniowego, a kiedy potrafiło przeniknąć przez mgłę nie-realiów, a patrzyło na ludzi tak, jakby były zabawkami u stóp, na których można zapleść sznureczki i pociągać za nie w dowolny sposób - trzeba to robić uważnie, oczywiście, że trzeba, te laleczki mają swoją wolę, choć łatwo nią manipulować. Nie boisz się, że jesteś jedną z tych lalek, Cirilu? Nie boisz się, że Królowa Śniegu już cię omamiła swoim spojrzeniem, a odkrywszy twe tajemnice pośle na żer, niczym wypuszczonego ze smyczy tygrysa? Pięknego, bo o pomarańczowym futrze barwy jesiennych liści, ale nadal takiego, który smak smyczy zaznał. Widzisz, mój drogi, dla niej nie istniej ani zło, ani dobro. Dla niej istnieją tylko jej własne pragnienia, zachcianki i plany bardziej dalekosiężne, niż można by ją o to podejrzewać. Była gwiazdą, która przyciągała w swoją stronę podróżnych, przy której gasły wszystkie inne i która wskazywała drogę, wydawałoby się, że taką, którą chce się podążać, ale tak naprawdę czy nie sprowadzi Cię na manowce? Spójrz, jak szybko Jej się poddałeś, jak szybko zrezygnowałeś z jakichkolwiek murów swojej osobowości i jak prędko zechciałeś jej zwierzyć się z tego, co twoim sercem samotnym kierowało. Ty, Samotny Jeździec, Ty - Emancypacja Jesieni, która mogła być tak jak słoneczna, tak i deszczowa i ponura.
Jaką zapowiedzią Zimy będziesz tym razem? Jaką jesteś dzisiaj? Jak wiele położysz barwnych liści u stóp samej Zimy, by potem Ona mogła je z zadowoleniem pochłonąć i przykryć Cię przyjemnym pierzem bieli, miękkim i bezpiecznym, czuwając nad twym snem, dopóki nie nastąpi przebudzenie?
- W moim kraju panuje wieczna zima. Pory roku nie różnią się od siebie niemal niczym, ciągły mróz otacza naturę swoimi bezwzględnymi dłońmi... Barwy..? Jestem tą, która wszystkie je odpycha. - Nieskazitelnie biała - taka już była natura tego koloru. Nie przyjmowała do siebie żadnych odcieni, mimo to właśnie czerń była uznawana za tą ponurą, pomimo tego, że ona posiadała je wszystkie. Pani Zimy była zgoła innego zdania. Zachichotała cicho. - Przemawia przez Ciebie uwielbienie... - Jakże mógłby nie uwielbiać pory roku, która była mu tak bliska? - Twą porą roku rządzi śmierć, której kosa przecina cały świat w pięknym balejażu barw, przez który ludzie zapominają o samej Kostuchnie, którą sprowadzasz... - Fascynuje Cię śmierć, dzielny Bohaterze jednej z wielu ksiąg żyć spisanych niewidzialnym tuszem na niewidzialnym papierze przez mury tego zamku?
Śnieżna Wiedźma skinęła przed tobą z gracją po raz drugi, dygają i pochylając swą głowę, by okazać Ci szacunek - Tobie, który na tą chwilę zdecydowałeś się na przyjęcie barw białej królowej, niczym najemnik, który nigdy nie będzie na tyle wierny, by zostać w tych barwach na zawsze, ale ten, który wyczuwa słodki zapach ekscytacji w spokojnym obliczu tej Władczyni.
Przejechała wzrokiem po otoczeniu - jeszcze był kawałek do godziny policyjnej, ale temperatura nie sprzyjała - może to dlatego było pusto..?
- Pragniesz odwiedzić leże Bazyliszka, którego wrota otworzył sam Władca Ciemności..?
Ten, który na Balu Bożonarodzeniowym nasłał Bazyliszka na uczniów, który zamordował szóstkę uczniów parę dni temu, ten, który był na ustach wielu, a zarazem nikt o nim otwarcie nie mówił, za bardzo się bojąc.
Znów zetknęła z Tobą spojrzenie.
Jeden z jej pionków, którego wykorzystała, powinien leżeć teraz martwy - dała mu to, czego chciał, on tylko przypieczętował swój los.
Biała Królowa była sprawiedliwą Królową, jednak nie należało jej sprawiedliwości mierzyć ludzkimi realiami.
- Nie marnuj swego życia, Błędny Rycerzu, na tak błahe sprawy... Bazyliszek ujawni się prędzej czy później, jego wzrok zabija, podczas gdy jego samego zabić może jedynie legendarna broń, w jakiej posiadaniu nie jesteś ani Ty, ani Ja. - Mówiła to wszystko spokojnie, ale ciepło zmalało - Jej oczy jaśniały porażającym, opalizującym fioletem, jakby jaśniały w tym półmroku własnym blaskiem. - Znam miejsce, któremu znacznie lepiej jest poświęcić swą uwagę... W Zakazanym Lesie zagnieździła się pewna stara wiedźma, która podobno jest ludojadem. Odcięła jednej z uczennic rękę, która ledwo uszła z życiem z jej gniazda... - Rozwinęła nieco swe kąciki warg w łagodnym uśmiechu. - Wiesz, na czym polega sęk dobrej zabawy, Mój Pionku..? Na tym, byś na końcu drogi, którą pościelesz sobie trupami stanął na podium z wieńcem laurowym jako bohater. - Wyciągnęła dłoń i musnęła chłodnymi palcami twój policzek. - Żartowałam. - Zaśmiała się, cofając rękę, którą nakryła usta podczas swego chichotu.
Jaką zapowiedzią Zimy będziesz tym razem? Jaką jesteś dzisiaj? Jak wiele położysz barwnych liści u stóp samej Zimy, by potem Ona mogła je z zadowoleniem pochłonąć i przykryć Cię przyjemnym pierzem bieli, miękkim i bezpiecznym, czuwając nad twym snem, dopóki nie nastąpi przebudzenie?
- W moim kraju panuje wieczna zima. Pory roku nie różnią się od siebie niemal niczym, ciągły mróz otacza naturę swoimi bezwzględnymi dłońmi... Barwy..? Jestem tą, która wszystkie je odpycha. - Nieskazitelnie biała - taka już była natura tego koloru. Nie przyjmowała do siebie żadnych odcieni, mimo to właśnie czerń była uznawana za tą ponurą, pomimo tego, że ona posiadała je wszystkie. Pani Zimy była zgoła innego zdania. Zachichotała cicho. - Przemawia przez Ciebie uwielbienie... - Jakże mógłby nie uwielbiać pory roku, która była mu tak bliska? - Twą porą roku rządzi śmierć, której kosa przecina cały świat w pięknym balejażu barw, przez który ludzie zapominają o samej Kostuchnie, którą sprowadzasz... - Fascynuje Cię śmierć, dzielny Bohaterze jednej z wielu ksiąg żyć spisanych niewidzialnym tuszem na niewidzialnym papierze przez mury tego zamku?
Śnieżna Wiedźma skinęła przed tobą z gracją po raz drugi, dygają i pochylając swą głowę, by okazać Ci szacunek - Tobie, który na tą chwilę zdecydowałeś się na przyjęcie barw białej królowej, niczym najemnik, który nigdy nie będzie na tyle wierny, by zostać w tych barwach na zawsze, ale ten, który wyczuwa słodki zapach ekscytacji w spokojnym obliczu tej Władczyni.
Przejechała wzrokiem po otoczeniu - jeszcze był kawałek do godziny policyjnej, ale temperatura nie sprzyjała - może to dlatego było pusto..?
- Pragniesz odwiedzić leże Bazyliszka, którego wrota otworzył sam Władca Ciemności..?
Ten, który na Balu Bożonarodzeniowym nasłał Bazyliszka na uczniów, który zamordował szóstkę uczniów parę dni temu, ten, który był na ustach wielu, a zarazem nikt o nim otwarcie nie mówił, za bardzo się bojąc.
Znów zetknęła z Tobą spojrzenie.
Jeden z jej pionków, którego wykorzystała, powinien leżeć teraz martwy - dała mu to, czego chciał, on tylko przypieczętował swój los.
Biała Królowa była sprawiedliwą Królową, jednak nie należało jej sprawiedliwości mierzyć ludzkimi realiami.
- Nie marnuj swego życia, Błędny Rycerzu, na tak błahe sprawy... Bazyliszek ujawni się prędzej czy później, jego wzrok zabija, podczas gdy jego samego zabić może jedynie legendarna broń, w jakiej posiadaniu nie jesteś ani Ty, ani Ja. - Mówiła to wszystko spokojnie, ale ciepło zmalało - Jej oczy jaśniały porażającym, opalizującym fioletem, jakby jaśniały w tym półmroku własnym blaskiem. - Znam miejsce, któremu znacznie lepiej jest poświęcić swą uwagę... W Zakazanym Lesie zagnieździła się pewna stara wiedźma, która podobno jest ludojadem. Odcięła jednej z uczennic rękę, która ledwo uszła z życiem z jej gniazda... - Rozwinęła nieco swe kąciki warg w łagodnym uśmiechu. - Wiesz, na czym polega sęk dobrej zabawy, Mój Pionku..? Na tym, byś na końcu drogi, którą pościelesz sobie trupami stanął na podium z wieńcem laurowym jako bohater. - Wyciągnęła dłoń i musnęła chłodnymi palcami twój policzek. - Żartowałam. - Zaśmiała się, cofając rękę, którą nakryła usta podczas swego chichotu.
- Ciril Hootcher
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Nie Sty 04, 2015 11:25 pm
W żadnym wypadku nie była to dziewczyna, która emanowała normalnością. Raczej była zupełnym przeciwieństwem tego słow. Widać było, że jej filozofia podchodzenia do życia różniła się od większości uczniów Hogwartu. Ciril powoli dostrzegał w niej nutę przewodnictwa i potrzeby wielbienia, chociaż nie był tego do końca pewien. Wiele opowiadała o uwielbieniu do Zimy, często wpominała o nim, jako o uosobieniu Jeiseni. Nie znał siebie jeszcze na tyle dobrze, aby ocenić czy miała rację, ponieważ nie zgłębiał swojego jestestwa… Aż do tej pory. Zapewne resztę dzisiejszego wieczoru spędzi na rozmyślaniu i ocenianiu swojej osobowości.
Anglia to kraj wilgotny, wietrzny, w którym praktycznie wszystkie pory roku przepełnione są jesienią. Dlatego też zdziwił się, gdy dziewczyna o tak dobrym angielskim stwierdziła, że pochodzi z kraju, w którym panuje wieczna Zima. Nie spodziewał się, że jest ona cudzoziemką, musiała przebyć szmat drogi, aby znaleźć się w Hogwarcie. Nie to co on, który musiał jedynie pokonać drogę z dworca w Londynie.
- Może to dlatego, że jestem przyzwyczajony do Jesiennej chandry… Dlatego kolory, które dostrzegam, przeważnie poprawiają moje samopoczucie.- skwitował przemyślenia białowłosej.
Wygląda na to, że Neve wiedziała o wiele więcej, niż mógł się tego spodziewać. Słyszał o wydarzeniach z balu. Nie wiedział jednak, że to Bazyliszek był przyczyną wszystkich wypadków. Collins wiedziała o tym dużo, jakby to ona stała za tymi zdarzeniami. Czyżby to ona wprowadziła do Szkoły Magii bestię, która zabija wzrokiem? Jeśli tak, to musiała znać się na rzeczy. Tym samym stała się jeszcze ciekawszą osobą, niż ta, na która spoglądał jeszcze kilka oddechów temu.
- Jeśli mówisz, że nie muszę szukać Bazyliszka, to znaczy, iż zapewne wiesz co mówisz. Zaufam ci, bo zdajesz się być osobą, która może opowiedzieć mi o wiele więcej, niż tego śmiałem.
Właśnie w tej chwili zaczął żałować, że nie było go na miejscu, aby być świadkiem wydarzeń z balu. Nie poszedł na niego, bo nie miał z kim, a miał jeszcze jakieś poczucie własnej wartości, aby nie iść tam sam i nie stać się pośmiewiskiem całego roku.
- Mówiąc mi o tej wiedźmie, masz na myśli, że chciałabyś się z nią zobaczyć? Myślisz, że to dobry pomysł?- zapytał. W trakcie wypowiadania tych słów Neve dotknęła jego policzka. Wraz z tym zdarzeniem po jego ciele przeszedł dreszcz ekscytacji, tak jakby zimno wzbudziło w nim zaciekawienie.
- Nie myślałem jeszcze o tym, że poprzez moje zachowanie może ktoś zginąć. Bardzo możliwe, że będę musiał przywyknąć do tej myśli. Nie wiem na ile to, co powiedziałaś może się sprawdzić… Miejmy nadzieję, że twoje żarty się nie spełnią. W żadnym wypadku nie widzę siebie, jako bohatera…
Anglia to kraj wilgotny, wietrzny, w którym praktycznie wszystkie pory roku przepełnione są jesienią. Dlatego też zdziwił się, gdy dziewczyna o tak dobrym angielskim stwierdziła, że pochodzi z kraju, w którym panuje wieczna Zima. Nie spodziewał się, że jest ona cudzoziemką, musiała przebyć szmat drogi, aby znaleźć się w Hogwarcie. Nie to co on, który musiał jedynie pokonać drogę z dworca w Londynie.
- Może to dlatego, że jestem przyzwyczajony do Jesiennej chandry… Dlatego kolory, które dostrzegam, przeważnie poprawiają moje samopoczucie.- skwitował przemyślenia białowłosej.
Wygląda na to, że Neve wiedziała o wiele więcej, niż mógł się tego spodziewać. Słyszał o wydarzeniach z balu. Nie wiedział jednak, że to Bazyliszek był przyczyną wszystkich wypadków. Collins wiedziała o tym dużo, jakby to ona stała za tymi zdarzeniami. Czyżby to ona wprowadziła do Szkoły Magii bestię, która zabija wzrokiem? Jeśli tak, to musiała znać się na rzeczy. Tym samym stała się jeszcze ciekawszą osobą, niż ta, na która spoglądał jeszcze kilka oddechów temu.
- Jeśli mówisz, że nie muszę szukać Bazyliszka, to znaczy, iż zapewne wiesz co mówisz. Zaufam ci, bo zdajesz się być osobą, która może opowiedzieć mi o wiele więcej, niż tego śmiałem.
Właśnie w tej chwili zaczął żałować, że nie było go na miejscu, aby być świadkiem wydarzeń z balu. Nie poszedł na niego, bo nie miał z kim, a miał jeszcze jakieś poczucie własnej wartości, aby nie iść tam sam i nie stać się pośmiewiskiem całego roku.
- Mówiąc mi o tej wiedźmie, masz na myśli, że chciałabyś się z nią zobaczyć? Myślisz, że to dobry pomysł?- zapytał. W trakcie wypowiadania tych słów Neve dotknęła jego policzka. Wraz z tym zdarzeniem po jego ciele przeszedł dreszcz ekscytacji, tak jakby zimno wzbudziło w nim zaciekawienie.
- Nie myślałem jeszcze o tym, że poprzez moje zachowanie może ktoś zginąć. Bardzo możliwe, że będę musiał przywyknąć do tej myśli. Nie wiem na ile to, co powiedziałaś może się sprawdzić… Miejmy nadzieję, że twoje żarty się nie spełnią. W żadnym wypadku nie widzę siebie, jako bohatera…
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Sty 05, 2015 12:16 am
Naturalnie - gnałeś przecież za potrzebą doświaczania, więc po co miałbyś się zastanawiać, jaki jesteś naprawdę? Nieświadom, jak jedna rozmowa może stać się początkiem czegoś nowego, że jedna osoba może podarować ci gamę emocji, bawiąc się magią słów, które dlań przychodziły naturalnie i swoją naturalnością też emanowała - ciepło i słodycz - od razu przebiłeś się do samego sedna, złapałeś to wiadro z jej studni, nim ona zdążyła ci to cenne naczynie podarować - nabrałeś krystalicznej wody i wtedy nadeszła fascynacja, wtedy nadeszły pytania, których na głos nie wypowiadałeś - wiesz, jest pewne tabu, którego nie wypowiem, pewne tabu, które sprawia, że nie wszystkie nasze przemyślenia ujrzą światło dzienne, a to tylko dlatego, że świat i jednostki bez tajemnic stałyby się nudne i powierzchowne. Ty też swoje tajemnice masz, czyż nie? Wydaje Ci się, że Jej oczy wydarły wszystko z Twego wnętrza, że będąc uzależniającą trucizną samą w sobie wsunęła się pod skórę i czytała wszystko, o czym tylko pomyślałeś - nigdy nie dowiesz się, jaka jest prawda, ni tego, czy dziewczyna włada darem legilimencji, czy to tylko jarmarczne sztuczki... Wam nie dane było zetknąć się na długie godziny, przyszłość nie pisała wam wielokrotnego wracania do siebie na te same ścieżki - tyś Jesienią, Ona Zimą - nie możecie być w tym samym czasie na tych samych drogach, inaczej świat ogarnąłby chaos - wszedłeś na Jej pole wojny, gdzie układała swe figury i chciałeś stać się jedną z nich, aby doświadczyć życia, tak też się stanie, Jesienny Rycerzu, potem możesz wrócić i królować w swojej porze roku.
Los, los, los... Kto wie, co miał w planach i jakie kłody zamierzał podłożyć pod wasze nogi, skoro już razem i tak znaleźliście się pod tym samym światłem wzrastającego księżyca przy promieniach latarni zapalonych, gdy tylko zgasły ostatnie promienie słoneczne?
- Jesteśmy jeno emancypacjami własnych pór roku... Jakże nam sprzeciwiać się własnej naturze? - Ciebie cieszą barwy, Ona również czekała, aby zawiesić na nich oko - chciała zobaczyć kwitnące kwiaty, pąki drzew i trawy, chciała ujrzeć, jak ożywa wszystko wokół niej, zastanawiając się, ile potęgi musi być w Jesieni, która żniwo tak bezlitośnie ściąga. Ty? Ty byłaś jedynie tą, która koronowała dzieło Jesieni i czyniłaś ostatnią posługę, chowając martwą naturę pod grobowcem z bieli śniegów, nic ponad to. To nie Ty byłaś tutaj posłanniczką śmierci.
- Ach, mój miły, skądże! - Zachichotała cichutko, przymykając na drobną chwilę oczy, niewinnie zaprzeczając jego podejrzeniom - skąd wiesz, że możesz jej ufać? Ludzie potrafią wiele mówić, może dajesz się jedynie zwieść przeklętym oczętom? - Jestem ostatnią posługą dzieła jesiennego... czy to jednak znaczy, że możesz mi ufać..? Naiwność jest narzędziem łatwym do wykorzystania, jednak powierzyłeś mi ją równie łatwo, co swój strach. - Dwie rzeczy, którymi najłatwiej manipulować.
Potrzeba uwielbienia..? Neve jej nie potrzebowała, bo choć nie opływała w samym uwielbieniu, to posiadała to, co powinna mieć każda władczyni - niezachwianą pewność siebie wraz ze świadomością swych wad i zalet.
- A Ty pytając o Komnatę Tajemnic czyż nie chciałeś tam pójść, zaspokoić ciekawość, zaspokoić pragnienie przygody? Przecież tego szukasz, Jesienny Panie. Ja jedynie wskazuję kierunek. Czy może teraz, gdy widzisz przed sobą realne zagrożenie, nagle pożera Cię lęk? To jedynie stara wiedźma. Jeśliś dobry we władaniu kijkiem dumnie zwanym różdżką, wszak winieneś sobie z nią poradzić, czyż nie? - Przed Tobą jednak też stoi Wiedźma, Wiedźma Śniegu, klątwiarka i porywaczka serc... czyż twojego serca też już nie porywa? Ludzie ciągną do niej z różnych przyczyn - zauroczenia, fascynacji, wyczuciu możliwości interesu... Ona na każdego spogląda z osobna - jej uśmiech, jej spojrzenie, jest przeznaczone tylko dla Ciebie, to na Tobie spoczywa Jej zainteresowanie - widzisz Cię takim, jakim jesteś, o ile w ogóle jesteś - odpowiedziałeś już sobie na to pytanie, Ty, który pragniesz objęć Nocy?
Los, los, los... Kto wie, co miał w planach i jakie kłody zamierzał podłożyć pod wasze nogi, skoro już razem i tak znaleźliście się pod tym samym światłem wzrastającego księżyca przy promieniach latarni zapalonych, gdy tylko zgasły ostatnie promienie słoneczne?
- Jesteśmy jeno emancypacjami własnych pór roku... Jakże nam sprzeciwiać się własnej naturze? - Ciebie cieszą barwy, Ona również czekała, aby zawiesić na nich oko - chciała zobaczyć kwitnące kwiaty, pąki drzew i trawy, chciała ujrzeć, jak ożywa wszystko wokół niej, zastanawiając się, ile potęgi musi być w Jesieni, która żniwo tak bezlitośnie ściąga. Ty? Ty byłaś jedynie tą, która koronowała dzieło Jesieni i czyniłaś ostatnią posługę, chowając martwą naturę pod grobowcem z bieli śniegów, nic ponad to. To nie Ty byłaś tutaj posłanniczką śmierci.
- Ach, mój miły, skądże! - Zachichotała cichutko, przymykając na drobną chwilę oczy, niewinnie zaprzeczając jego podejrzeniom - skąd wiesz, że możesz jej ufać? Ludzie potrafią wiele mówić, może dajesz się jedynie zwieść przeklętym oczętom? - Jestem ostatnią posługą dzieła jesiennego... czy to jednak znaczy, że możesz mi ufać..? Naiwność jest narzędziem łatwym do wykorzystania, jednak powierzyłeś mi ją równie łatwo, co swój strach. - Dwie rzeczy, którymi najłatwiej manipulować.
Potrzeba uwielbienia..? Neve jej nie potrzebowała, bo choć nie opływała w samym uwielbieniu, to posiadała to, co powinna mieć każda władczyni - niezachwianą pewność siebie wraz ze świadomością swych wad i zalet.
- A Ty pytając o Komnatę Tajemnic czyż nie chciałeś tam pójść, zaspokoić ciekawość, zaspokoić pragnienie przygody? Przecież tego szukasz, Jesienny Panie. Ja jedynie wskazuję kierunek. Czy może teraz, gdy widzisz przed sobą realne zagrożenie, nagle pożera Cię lęk? To jedynie stara wiedźma. Jeśliś dobry we władaniu kijkiem dumnie zwanym różdżką, wszak winieneś sobie z nią poradzić, czyż nie? - Przed Tobą jednak też stoi Wiedźma, Wiedźma Śniegu, klątwiarka i porywaczka serc... czyż twojego serca też już nie porywa? Ludzie ciągną do niej z różnych przyczyn - zauroczenia, fascynacji, wyczuciu możliwości interesu... Ona na każdego spogląda z osobna - jej uśmiech, jej spojrzenie, jest przeznaczone tylko dla Ciebie, to na Tobie spoczywa Jej zainteresowanie - widzisz Cię takim, jakim jesteś, o ile w ogóle jesteś - odpowiedziałeś już sobie na to pytanie, Ty, który pragniesz objęć Nocy?
- Ciril Hootcher
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Sty 05, 2015 10:47 am
Emancypacja ich pór roku. No i bardzo dobrze, co lepiej miałoby się uzupełniać, jeśli nie Jesień i Zima? Wszystko to nie było jedynie mrzonką, która w umniejszonym stopniu działała na uczucia Hootchera i pobudzała je, gdy zobaczy cień nadziei na ciekawsze jutro. To człowiek, który swoją wytrwałością bił wszystkich na głowę. To jemu w dalszym ciągu udaje się pozostać w tych przeklętych murach, gdy wszystkie inne ewentualności aż krzyczą, żeby zakończył tę mrzonkę. Czasami nawet chciał im się poddać, tylko co z tego, jeśli jedyną drogą do domu, jest wyrzucenie ze szkoły, a tego nie uda mu się chyba nigdy dokonać… Dziedzic Szczęścia, Samotny Jeździec, Jesienny Pan. Ciekawe, że wszystko to odzwierciedlało jego duszę. To tak, jakby Neve wyciągnęła magiczne zwierciadło, takie, które mówi tylko prawdę i postawiła je przed nim. Potrafiła wydobyć z niego najistotniejsze szczególiki. Opisała go dokładnie w czterech wyrazach.
Podporządkowanie to coś, co ani nowe, ani stare dla młodego czarodzieja. Spojrzawszy z góry na wcześniejsze dokonania Cirila, można dostrzec, że jedynym, przyjemnym wydarzeniem, które zdarzyło mu się w tej szkole, to złapanie znicza na meczu quidditcha. Można powiedzieć, że wtedy to ludzie pierwszy raz usłyszeli jego nazwisko. Tylko czy je w dalszym ciągu pamiętają? Brak oparcia i samotność, sprowadziły go właśnie w to miejsce. Doprowadziły go do dziewczyny z fioletowymi oczami i białą poświatą, do tej, która posturą swą i wyglądem przypomina ducha. To właśnie przeznaczenie wybrało mu taki los. Dlaczego miałby mu się przeciwstawiać? Taka historia została mu zapisana z chwilą narodzin…
Skrzyżował ręce i pewnym wzrokiem spojrzał na swoją rozmówczynię. Wydawała się zagadką… Chciał ją rozwiązać, aby wiedzieć, co będzie potem.
- Naiwność w żadnym wypadku nie ma tu zastosowania. Gdyby ta rozmowa nie była nam pisana, minęlibyśmy się i dalej żyli swoimi życiami. Los chciał jednak, aby Jesień spotkała się z Zimą, to coś oznacza, to ma głębszy sens. Nawet ty dokładnie nie wiesz co to znaczy…- poważny głos rozbrzmiał po najbliższej okolicy odbijając się od zmarzniętych krzewów i ławeczek. … Czy chcesz, abym ci nie ufał? Może mnie sprawdzasz?- odwrócił się do niej tyłem. Ręce zaplótł za plecami. Zimny wiatr popieścił jego gołe dłonie, loki opadły mu na twarz.
- Jestem ciekaw Komnaty Tajemnic, chciałbym móc zobaczyć Bazyliszka. Ciekawość to pierwsza przesłanka przygody. Wiedźma w lesie zdaje się być niezwykłą okazją do zabawy. Nie łódź się jednak, że poszedłbym tam sam. Nie jestem samobójcą, żądza przygód to także chęć przeżywania. Jak mam przeżywać, kiedy śmierć zabierze mnie ze sobą? Mój strach jest teraz w twoich rękach. Poza tym nigdy nie był na tyle duży, aby mnie paraliżował, więc kiedy twa wątpliwość zostanie rozwiana?
Było mu coraz zimniej. Chłód zaczął ogłupiać nerwy i ogarniać całe ciało…
Podporządkowanie to coś, co ani nowe, ani stare dla młodego czarodzieja. Spojrzawszy z góry na wcześniejsze dokonania Cirila, można dostrzec, że jedynym, przyjemnym wydarzeniem, które zdarzyło mu się w tej szkole, to złapanie znicza na meczu quidditcha. Można powiedzieć, że wtedy to ludzie pierwszy raz usłyszeli jego nazwisko. Tylko czy je w dalszym ciągu pamiętają? Brak oparcia i samotność, sprowadziły go właśnie w to miejsce. Doprowadziły go do dziewczyny z fioletowymi oczami i białą poświatą, do tej, która posturą swą i wyglądem przypomina ducha. To właśnie przeznaczenie wybrało mu taki los. Dlaczego miałby mu się przeciwstawiać? Taka historia została mu zapisana z chwilą narodzin…
Skrzyżował ręce i pewnym wzrokiem spojrzał na swoją rozmówczynię. Wydawała się zagadką… Chciał ją rozwiązać, aby wiedzieć, co będzie potem.
- Naiwność w żadnym wypadku nie ma tu zastosowania. Gdyby ta rozmowa nie była nam pisana, minęlibyśmy się i dalej żyli swoimi życiami. Los chciał jednak, aby Jesień spotkała się z Zimą, to coś oznacza, to ma głębszy sens. Nawet ty dokładnie nie wiesz co to znaczy…- poważny głos rozbrzmiał po najbliższej okolicy odbijając się od zmarzniętych krzewów i ławeczek. … Czy chcesz, abym ci nie ufał? Może mnie sprawdzasz?- odwrócił się do niej tyłem. Ręce zaplótł za plecami. Zimny wiatr popieścił jego gołe dłonie, loki opadły mu na twarz.
- Jestem ciekaw Komnaty Tajemnic, chciałbym móc zobaczyć Bazyliszka. Ciekawość to pierwsza przesłanka przygody. Wiedźma w lesie zdaje się być niezwykłą okazją do zabawy. Nie łódź się jednak, że poszedłbym tam sam. Nie jestem samobójcą, żądza przygód to także chęć przeżywania. Jak mam przeżywać, kiedy śmierć zabierze mnie ze sobą? Mój strach jest teraz w twoich rękach. Poza tym nigdy nie był na tyle duży, aby mnie paraliżował, więc kiedy twa wątpliwość zostanie rozwiana?
Było mu coraz zimniej. Chłód zaczął ogłupiać nerwy i ogarniać całe ciało…
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Wto Sty 06, 2015 3:20 pm
Ach, to zabrzmiało to jak wyzwanie..! Słyszysz, czy słyszysz Wiedźmo, jak oskarżają Cię o niewiedzę, nieświadomość Losu i Przeznaczenia, które Was tutaj zetknęło? Jesienny Chłopiec stojący przed Tobą zastanawiał się nad rzeczami, którym Ty nie poświęcałaś nawet chwili, wszak chwila obecna jest tylko narzędziem do wyrzeźbienia czasu przyszłego; zdarzenia przypadkowe, czy też zaplanowane dawno, dawno temu i wypisane boską ręką na pergaminie, rzeczywiście zaskakiwały nawet Ciebie, posiadającą dar zaglądania w to, co rzeźbiłaś własnymi dłońmi, tym nie mniej nie był to dar, który wykorzystywać można było na zawołanie - to boli, wiem, tak samo jak boląca była niedokładność wizji, które zazwyczaj były rozmyte - wszechwiedza nie przeszkadzałaby albinosce, wręcz przeciwnie, była pożądana, ponieważ dzięki temu można było odpowiednio poruszać się po polu bitwy powszechnie zwanym "życiem", czy też "światem" - większość mówiła, że gdyby wiedzieć wszystko, byłoby nudno - Neve miała do tego całkowicie inne podejście.
- To tylko ciekawość. - Nie mogłeś już dojrzeć uśmiechu, ale radosny ton był wystarczający, by wiedzieć, że grymas ten nie znikał z jej facjaty. - Zaspokajam ją na swoje sposoby. - W końcu Ty też ją odczuwasz, bardzo intensywnie, na tyle, że gotów jesteś podejmować ryzyko przeglądania sekretów skrywanych przez noc, nawet jeśli groziły niebezpieczeństwem.
Była bardzo ciekawa tej odpowiedzi, a to, co otrzymała, wyrosło nawet ponad jej oczekiwania, zadziwiając prostotą i głębią zarazem - wydawałoby się, że powinna być to odpowiedź oczywista, ale wcale taką nie było - sądziłaś, że chłopak nie będzie dbał o własne zdrowie, jeśli tylko podsuniesz mu coś dostatecznie interesującego, co będzie mógł dopaść w swoje ręce - był bystrzejszy, niż założyłaś na początku, to czyniło z niego silniejszą figurę, niż oceniłaś go na samym początku - tego zaskoczenia nie było po niej widać, zmrużyła oczy, wpatrując się w obróconą do niej tyłem sylwetkę - od początku wyczuwał Twoje zimno, Twój mróz, od razu odrzucił ciepło, przyglądając się tylko zimnej Jasności, gdy zwyciężałaś słońce, bo to nie nim byłaś - bliżej ci do tego księżyca, który razem z latarniami oświetla opustoszałą alejkę. Już sądziłaś, że posyłasz Jesiennego Jeźdźca na śmierć, podczas gdy jemu wcale tak śpieszno do śmierci nie było - nie wiedziałaś, jakie miał zdolności magiczne, jego postawa mogła być mylna w ocenie, jak macha różdżką.
- Właśnie została. - I to całkowicie. - Warty sprawdzenia jest również Zakazany Korytarz... Sfinks pilnujący przejścia przepuści Cię, jeśli odgadniesz zagadkę... - Zarówno tamta Wiedźma, jak i Zakazany Korytarz, mogły skrywać coś, co bardzo chętnie dorwałabyś w swoje ręce - Żerlica mieszkająca w lesie mogła posiadać rzadkie składniki na mikstury, bardzo pożądane, zaś sam Korytarz... Cóż, Dumbledore nie zamykałby go bez powodu. Może skrywać wiele ciekawych rzeczy...
- Ja jedynie dzielę się ciekawostkami posłyszanymi w szepczących ścianach. - Zaplotła palce za plecami i pochyliła się lekko.
Szara Eminencja, ba - Biała Eminencja, bawiąca się sznurkami lalek, stojąca na swym piedestale ponad codziennością, jak chora boginii nie mająca żadnych zahamowań, której kręgosłup moralny był jedynie dla ślepych oczu, którzy nie byli w stanie dojrzeć prawdy - prawdy, że ten kręgosłup nie istnieje.
- To tylko ciekawość. - Nie mogłeś już dojrzeć uśmiechu, ale radosny ton był wystarczający, by wiedzieć, że grymas ten nie znikał z jej facjaty. - Zaspokajam ją na swoje sposoby. - W końcu Ty też ją odczuwasz, bardzo intensywnie, na tyle, że gotów jesteś podejmować ryzyko przeglądania sekretów skrywanych przez noc, nawet jeśli groziły niebezpieczeństwem.
Była bardzo ciekawa tej odpowiedzi, a to, co otrzymała, wyrosło nawet ponad jej oczekiwania, zadziwiając prostotą i głębią zarazem - wydawałoby się, że powinna być to odpowiedź oczywista, ale wcale taką nie było - sądziłaś, że chłopak nie będzie dbał o własne zdrowie, jeśli tylko podsuniesz mu coś dostatecznie interesującego, co będzie mógł dopaść w swoje ręce - był bystrzejszy, niż założyłaś na początku, to czyniło z niego silniejszą figurę, niż oceniłaś go na samym początku - tego zaskoczenia nie było po niej widać, zmrużyła oczy, wpatrując się w obróconą do niej tyłem sylwetkę - od początku wyczuwał Twoje zimno, Twój mróz, od razu odrzucił ciepło, przyglądając się tylko zimnej Jasności, gdy zwyciężałaś słońce, bo to nie nim byłaś - bliżej ci do tego księżyca, który razem z latarniami oświetla opustoszałą alejkę. Już sądziłaś, że posyłasz Jesiennego Jeźdźca na śmierć, podczas gdy jemu wcale tak śpieszno do śmierci nie było - nie wiedziałaś, jakie miał zdolności magiczne, jego postawa mogła być mylna w ocenie, jak macha różdżką.
- Właśnie została. - I to całkowicie. - Warty sprawdzenia jest również Zakazany Korytarz... Sfinks pilnujący przejścia przepuści Cię, jeśli odgadniesz zagadkę... - Zarówno tamta Wiedźma, jak i Zakazany Korytarz, mogły skrywać coś, co bardzo chętnie dorwałabyś w swoje ręce - Żerlica mieszkająca w lesie mogła posiadać rzadkie składniki na mikstury, bardzo pożądane, zaś sam Korytarz... Cóż, Dumbledore nie zamykałby go bez powodu. Może skrywać wiele ciekawych rzeczy...
- Ja jedynie dzielę się ciekawostkami posłyszanymi w szepczących ścianach. - Zaplotła palce za plecami i pochyliła się lekko.
Szara Eminencja, ba - Biała Eminencja, bawiąca się sznurkami lalek, stojąca na swym piedestale ponad codziennością, jak chora boginii nie mająca żadnych zahamowań, której kręgosłup moralny był jedynie dla ślepych oczu, którzy nie byli w stanie dojrzeć prawdy - prawdy, że ten kręgosłup nie istnieje.
- Ciril Hootcher
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Wto Sty 06, 2015 4:02 pm
Bardzo hojna. Neve okazała się osobą, która zna wiele tajemnic i ciekawostek. Radar młodego czarodzieja nie mylił się chociaż co do tej jednej przyczyny, dla której rozpoczął rozmowę z Zimową Panią. To z niej emanowała, ta poświata wokół jej sylwetki, to nic więcej, jak ciekawa wiedza, która wypływała z niej i pod wpływem zimna przyjmowała postać materialną. Piękne byłoby to, gdyby okazała się prawdą. Metafora ta jednak bardzo dobrze przemawiała do jego świadomości, podtrzymując przy duchu nieco lepsze samopoczucie. Przyjemnie jest w końcu z kimś normalnie porozmawiać. Bał się, że jego potrzeba przygód za obojętnie jaką cenę, może stać się pretekstem, że ludzie spoglądać zaczną na niego zupełnie inaczej. Teraz jest domorosłym graczem quidditcha, który zabłysnął łapiąc znicz podczas swojego pierwszego meczu. Stara się jakoś przetrwać szósty rok w tych murach i nie popaść w szaleństwo. Potrzebuje odczuwać i do tego właśnie dąży.
- Masz wiele ciekawych historii do opowiedzenia, Neve. Zaczynam żałować, że nie poznałem cię wcześniej…- odpowiedział odwracając się w jej stronę. Spojrzał prosto w jej fioletowe ślepia, jakby świdrując i zakorzeniając się w jej świadomości, że znalazła sobie pomocnika.
Odszedł kilka kroków, poruszał się twarzą w stronę księżyca, który działał tu jak jeden z głównych aktorów, nadając całej scenie odpowiedniego, mistycznego klimatu.
- Wyjaw mi proszę…. Czy masz za sobą kogoś jeszcze? A może kroczysz jako Zima zupełnie sama?- przymrużył oczy starając się dostrzec jakieś plamki na powierzchni satelity.
Nie chciało mu się wierzyć, że taka dziewczyna, z takim urokiem zjednywania sobie ludzi, mogła kroczyć po tym świecie sama i w ten sam sposób spełniać swoje zamierzenia. Na pewno stał za nią ktoś jeszcze, ktoś, kto te wszystkie wiadomości pozyskiwał, ewentualnie ten, który był przyczyną tych wszystkich wydarzeń. Ciekawskość ponownie przejęła stery, chociaż teraz w mniejszym stopniu. Wiedział już sporo, cele do odkrycia znał już nawet trzy. Nie spodziewał się nawet, że uzyska odpowiedź na to, co mogło być przyczyną ataku na balu. Wszystko to skrywała główka ukryta pod lśniącymi jak śnieg włosami.
- Co, poza utrzymaniem białego puchu, jest teraz twoim celem?- zapytał.
- Masz wiele ciekawych historii do opowiedzenia, Neve. Zaczynam żałować, że nie poznałem cię wcześniej…- odpowiedział odwracając się w jej stronę. Spojrzał prosto w jej fioletowe ślepia, jakby świdrując i zakorzeniając się w jej świadomości, że znalazła sobie pomocnika.
Odszedł kilka kroków, poruszał się twarzą w stronę księżyca, który działał tu jak jeden z głównych aktorów, nadając całej scenie odpowiedniego, mistycznego klimatu.
- Wyjaw mi proszę…. Czy masz za sobą kogoś jeszcze? A może kroczysz jako Zima zupełnie sama?- przymrużył oczy starając się dostrzec jakieś plamki na powierzchni satelity.
Nie chciało mu się wierzyć, że taka dziewczyna, z takim urokiem zjednywania sobie ludzi, mogła kroczyć po tym świecie sama i w ten sam sposób spełniać swoje zamierzenia. Na pewno stał za nią ktoś jeszcze, ktoś, kto te wszystkie wiadomości pozyskiwał, ewentualnie ten, który był przyczyną tych wszystkich wydarzeń. Ciekawskość ponownie przejęła stery, chociaż teraz w mniejszym stopniu. Wiedział już sporo, cele do odkrycia znał już nawet trzy. Nie spodziewał się nawet, że uzyska odpowiedź na to, co mogło być przyczyną ataku na balu. Wszystko to skrywała główka ukryta pod lśniącymi jak śnieg włosami.
- Co, poza utrzymaniem białego puchu, jest teraz twoim celem?- zapytał.
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Wto Sty 06, 2015 5:32 pm
Pomocnik... Pomocnik, który był zagrożeniem dla białych murów jej zamku, niosąc ze sobą zbyt wiele kolorów, które wyciągał z rękawa niczym karty dobry pokerzysta kantujący poza wzrokiem widowni, jednocześnie jednak nie był zagrożeniem tak poważnym, by go przepędzać i zamykać dla niego wrota - był ciekawy sam w sobie i dlatego pozwalałaś mu krążyć po zamku, chodząc za jego cieniem, by przyglądać się, co też dalej będzie robił - sądziłaś, że może być narzędziem jednorazowego użytku, a jednak się okazało, że on nim być nie zamierza i gardzi twymi niewidzialnymi sznurkami. Ten Jeździec jeszcze gdzieś zawędruje, a z tej podróży przyniesie cenne łupy, nie ważne, czy materialne, czy też nie i skorzystasz na tym tak jak Ty, tak i On. Nie wydawało Ci się, żeby grał, kręcił, czy próbował Cię okłamać - jego osobowość sama w sobie była przyjemnie złożona i potrafiła wysyłać mylne bodźce, jeśli za szybko się go oceniło.
Poruszyłaś się zaraz za nim, lżejsza niż wiatr, twoje stopy jakby nie dotykały podłoża, kiedy sunęłaś wolno w stronę bram zamku - jego towarzystwo sprawiało, że stawałaś się czujna, a jednocześnie byłaś rada, że pojawił się na twojej szachownicy bardzo sprytny skoczek i zdecydował się przybrać twoje barwy - Skoczek którego nie mogłaś kontrolować własnymi rękoma, ale to dobrze - nie potrzebowałaś tego, jego inteligencja była cenna i mogłaś ją zamienić w bardzo silnego sprzymierzeńca - mógł poruszać się sam, nie wymagał żadnej bliskości - potrzebował jedynie wskazania celu, w którym swą obsesję mógłby skierować i nakręcić serce na nowy rytm funkcjonowania.
- Nie, nie jestem samotną Zimą. - Odparła zgodnie z prawdą, lekko kręcąc głową i wzburzając długie loki do tańca. - Choć niewiele jest osób, które potrafią zwabić mnie na Ziemię z mych wyżyn. - Jak dotąd udało się to zaledwie trzem osobom, a nie była tutaj wszak od wczoraj - zamknięta w swojej bajce mydlanej oglądała świat, bajkowy świat, przez który niewielu udało się przeniknąć. - Zdać egzaminy, naturalnie, by przenieść chlubę memu nazwisku. - Uśmiechnęła się pięknie - czy ktoś taki jak Ona może myśleć tylko o tym..? Nieee, oj nieee - egzaminy, do których oczywiście się uczyła, były w rzeczywistości na szarym końcu listy jej planów i ruchów, jakie wykonywała, lecz szare eminencje nie byłyby szarymi eminencjami, gdyby każdy wiedział, co zamierzają zrobić i zdawali sobie sprawę z tego, że to one mieszają w kotle wydarzeń społeczno-politycznych, bo tak naprawdę co się o Neve Collins mówiło? Uważało się ją za słodką, nieobecną przedstawicielkę dużej rodziny czystej krwi czarodziei, trochę naiwną, często uśmiechniętą i śmiejącą się. Tylko tyle. Albo aż tyle. Nie była to żadna przykrywka, żaden fałsz, żadne złudzenie - Neve była Neve, ciągle tą samą, nie ważne, czy mocno biło jej serce i obdarzała świat ciepłym blaskiem, czy zsyłała na świat chłód i zimny gniew, barwiąc swe dłonie ludzką krwią.
- Musimy koniecznie ponowić to spotkanie, Jesienny Chłopcze. Nie wahaj się wysłać do mnie wiadomość z prośbą o pomoc, gdy pragnienie przygody popcha cię dalej. - Wyprzedziła go wolnym truchtem i zatrzymała na chwilę, by się na niego oglądnąć i pomachać mu, posyłając ostatni ciepły uśmiech, nim nie pobiegła do zamku - godzina policyjna była tuż tuż, lepiej się nie narażać Filchowi.
[z/t]
Poruszyłaś się zaraz za nim, lżejsza niż wiatr, twoje stopy jakby nie dotykały podłoża, kiedy sunęłaś wolno w stronę bram zamku - jego towarzystwo sprawiało, że stawałaś się czujna, a jednocześnie byłaś rada, że pojawił się na twojej szachownicy bardzo sprytny skoczek i zdecydował się przybrać twoje barwy - Skoczek którego nie mogłaś kontrolować własnymi rękoma, ale to dobrze - nie potrzebowałaś tego, jego inteligencja była cenna i mogłaś ją zamienić w bardzo silnego sprzymierzeńca - mógł poruszać się sam, nie wymagał żadnej bliskości - potrzebował jedynie wskazania celu, w którym swą obsesję mógłby skierować i nakręcić serce na nowy rytm funkcjonowania.
- Nie, nie jestem samotną Zimą. - Odparła zgodnie z prawdą, lekko kręcąc głową i wzburzając długie loki do tańca. - Choć niewiele jest osób, które potrafią zwabić mnie na Ziemię z mych wyżyn. - Jak dotąd udało się to zaledwie trzem osobom, a nie była tutaj wszak od wczoraj - zamknięta w swojej bajce mydlanej oglądała świat, bajkowy świat, przez który niewielu udało się przeniknąć. - Zdać egzaminy, naturalnie, by przenieść chlubę memu nazwisku. - Uśmiechnęła się pięknie - czy ktoś taki jak Ona może myśleć tylko o tym..? Nieee, oj nieee - egzaminy, do których oczywiście się uczyła, były w rzeczywistości na szarym końcu listy jej planów i ruchów, jakie wykonywała, lecz szare eminencje nie byłyby szarymi eminencjami, gdyby każdy wiedział, co zamierzają zrobić i zdawali sobie sprawę z tego, że to one mieszają w kotle wydarzeń społeczno-politycznych, bo tak naprawdę co się o Neve Collins mówiło? Uważało się ją za słodką, nieobecną przedstawicielkę dużej rodziny czystej krwi czarodziei, trochę naiwną, często uśmiechniętą i śmiejącą się. Tylko tyle. Albo aż tyle. Nie była to żadna przykrywka, żaden fałsz, żadne złudzenie - Neve była Neve, ciągle tą samą, nie ważne, czy mocno biło jej serce i obdarzała świat ciepłym blaskiem, czy zsyłała na świat chłód i zimny gniew, barwiąc swe dłonie ludzką krwią.
- Musimy koniecznie ponowić to spotkanie, Jesienny Chłopcze. Nie wahaj się wysłać do mnie wiadomość z prośbą o pomoc, gdy pragnienie przygody popcha cię dalej. - Wyprzedziła go wolnym truchtem i zatrzymała na chwilę, by się na niego oglądnąć i pomachać mu, posyłając ostatni ciepły uśmiech, nim nie pobiegła do zamku - godzina policyjna była tuż tuż, lepiej się nie narażać Filchowi.
[z/t]
- Ciril Hootcher
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Wto Sty 06, 2015 8:03 pm
Zatrważająca i inteligentna. Nieco mroczna, jednak w sumie przyjemna. Każda chwila z nią była przeżyciem, które od tej pory odmienia poukładane karty jego losu. Jego życie odwróci się do góry nogami, ponieważ w końcu będzie miał z kim porozmawiać. Znalazł towarzysza do czynienia niekoniecznie chwalebnych rzeczy… Ale czy to ważne? Samotność powoli zaczęła odchodzić w zapomnienie, gdy Zima zaczęła witać Jesień z otwartymi rękoma. Nie było to aż tak bardzo pogmatwane, jednakowoż zaburzało porządek rzeczy. Dziedzic szczęścia miał podążać teraz drogą, która przedtem była dla niego jedynie marzeniem, które widział co wieczór zamykając oczy. Nieco podekscytowany wsłuchiwał się w słowa białowłosej, które nabierały coraz to większego sensu. Wszystko zdawało się nabierać sensu, wszystkie wydarzenia o których słyszał były teraz na wyciągnięcie ręki. Mógłby brać w nich czynny udział, gdyby tylko wcześniej poznał fioletowooką.
- Z całą pewnością już nie jesteś samotną Zimą…- skwitował, jakoby nie pozostawiając jej żadnego manewru do odwrotu.
Ona zapewne nawet nie chciała wracać, teraz była już tylko współpraca. Dwie pory roku, które następowały po sobie, aby czynić piękne przedstawienie. Pokazywały śmierć jako piękny rytuał, cykl życia był ważny, wszystko wymagało poświęcenia. Oni także kiedyś spadną na ziemię, jak jesienne liście zlatujące z drzew, aby zaraz zostać przykryte płachtą zimnego, białego puchu. Przyroda żyła tym cyklem od początku, ludzie musieli się temu cyklowi podporządkować. Nie ma rzeczy niezniszczalnych.
- I oby ci się udało. Życzę ci powodzenia…- powiedział zbliżając się do niej. Z uśmiechem spojrzał w jej fioletowe oczy. Wiedział bardzo dobrze, że to nie był jej cel. Zaliczenie egzaminów było jedynie przykrywką. Ona także poszukiwała przygód, chciała zmian, pożądała ekscytacji i akcji. Mogli to sobie wzajemnie zapewnić. Tylko czy tego chcą?
- Chcą
Godzina policyjna zaczęła zbliżać się nieubłaganie, gdy rozmowa toczyła się w tak interesującym kierunku. Byli siebie pewni, wiedzieli, że żadne nie blefuje, chociaż tak naprawdę nie znali się w ogóle. Ciekawe jest, jak to w ogóle nie mający o sobie pojęcia ludzie, mogą być tak niezwykle podobni… Ewentualnie różni, zależy z której strony się spojrzy.
- Z całą pewnością spotkamy się jeszcze nie raz, droga Pani Zimowego Pałacu. Do zobaczenia, powodzenia w egzaminach!- krzyknął, gdy ta odchodziła w stronę dziedzińca. … z niecierpliwością czekam na wiadomość od ciebie…- mruknął pod nosem ruszając w jej ślady. Szli osobno, do innych dormitoriów.
Dobranoc, droga Neve Collins…
ZT
- Z całą pewnością już nie jesteś samotną Zimą…- skwitował, jakoby nie pozostawiając jej żadnego manewru do odwrotu.
Ona zapewne nawet nie chciała wracać, teraz była już tylko współpraca. Dwie pory roku, które następowały po sobie, aby czynić piękne przedstawienie. Pokazywały śmierć jako piękny rytuał, cykl życia był ważny, wszystko wymagało poświęcenia. Oni także kiedyś spadną na ziemię, jak jesienne liście zlatujące z drzew, aby zaraz zostać przykryte płachtą zimnego, białego puchu. Przyroda żyła tym cyklem od początku, ludzie musieli się temu cyklowi podporządkować. Nie ma rzeczy niezniszczalnych.
- I oby ci się udało. Życzę ci powodzenia…- powiedział zbliżając się do niej. Z uśmiechem spojrzał w jej fioletowe oczy. Wiedział bardzo dobrze, że to nie był jej cel. Zaliczenie egzaminów było jedynie przykrywką. Ona także poszukiwała przygód, chciała zmian, pożądała ekscytacji i akcji. Mogli to sobie wzajemnie zapewnić. Tylko czy tego chcą?
- Chcą
Godzina policyjna zaczęła zbliżać się nieubłaganie, gdy rozmowa toczyła się w tak interesującym kierunku. Byli siebie pewni, wiedzieli, że żadne nie blefuje, chociaż tak naprawdę nie znali się w ogóle. Ciekawe jest, jak to w ogóle nie mający o sobie pojęcia ludzie, mogą być tak niezwykle podobni… Ewentualnie różni, zależy z której strony się spojrzy.
- Z całą pewnością spotkamy się jeszcze nie raz, droga Pani Zimowego Pałacu. Do zobaczenia, powodzenia w egzaminach!- krzyknął, gdy ta odchodziła w stronę dziedzińca. … z niecierpliwością czekam na wiadomość od ciebie…- mruknął pod nosem ruszając w jej ślady. Szli osobno, do innych dormitoriów.
Dobranoc, droga Neve Collins…
ZT
- Mathias Rökkur
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Cze 08, 2015 5:33 pm
I oto Mathias znajduje się w drodze do zamku. Osłonięty szatą i w towarzystwie swojej bratniej duszy w postaci kruka na ramieniu wolnym krokiem podąża w stronę dziedzińca podczas tej wręcz grobowej pogody...
Śmierć.
Dużo śmierci.
Za dużo.
Oddychał głęboko ciesząc się świeżym, czystym powietrzem, która daje ta burza... Przerażająca w swej sile, a zarazem piękna.
Dlaczego Mathias tutaj jest, a nie na pogrzebie? Wcześniej odszedł... Pożegnał na swój sposób ludzi, których za bardzo nie znał i odszedł stamtąd jednocześnie zły i smutny. Zły za to, że wszyscy zdają się mieć związane ręce i smutny z powodu poczucia winy... Był Prefektem w końcu. Powinien był zapobiec czemuś takiemu... A dowiedział się o tym wszystkim po fakcie. Jego charakter zmusił go do tego, że czuje się winny w jakiś sposób śmierci tej jedenastki, którą może opłakują... Co się tam tak naprawdę dzieje, to nie chciał wiedzieć. Nie był w stanie o tym myśleć, targało go wiele emocji i w oczach zarówno jego, jak i kruka można było zauważyć ten mętlik...
Poza tym miał ogromną awersję do Czarnej Magii... Nie lubił szufladkowania, ale ogólnie był zdania, że właśnie Czarna Magia pomimo tego, że da się ją użyć w dobrych celach, to jest źródłem najgorszych emocji i cierpienia... Dlateog między innymi planuje być znawcą magii, czyli jak się nazywa - Arkanistą i łamaczem zaklęć, klątw, które go zawsze interesowały... Miał swoje asy w rękawie i jeśli dożyje odpowiedniej chwili, to ich użyje i sprawi, że czarnoksiężnicy będą mieć kolejnego przeciwnika... Postanowił, że w przyszłości będzie walczyć ze śmierciożercami... Ale na swój sposób... Czas pokaże czy będzie mu dane zrealizować te jakże szczytne plany.
Co robić? Jak działać? Przecież nie można tak bezczynnie siedzieć...
Odwrócił się plecami do Hogwartu i spoglądał na Błonia na tyle, ile mu widoki pozwalały... Kiedyś miejsce pełne pozytywnych wspomnień, a teraz przyćmione tragedią.
Nie wierzę w to, co się dzieje... Musi być do cholery lepiej... MUSI! NIE MOŻNA SIĘ PODDAWAĆ! Mimo wszystko jestem zmęczony... boję się o życie moich bliskich, których mam niewielu... Jak ich stracę, to nie wiem, co ze mną będzie... Nie chcę być zły...
Kręcił głową, a jego oczy roniły łzy żalu na siebie, goryczy i jednocześnie determinacji.
Nie mogę ulec słabości... Nie ugnę się tak łatwo! Jeszcze nie zostałem pokonany!
Walczył sam ze sobą w tym jakże trudnym dla niego okresie... Był dobrym człowiekiem, który przeżył może niezbyt wiele, ale za to też miał swoje przeżycia. Był wykorzystywany przez fałszywych przyjaciół, stracił matkę bardzo młodo i nie było mu dane poznać ciepła miłości do tej pory... Do ojca trudno dotrzeć... Kuzyn kryje jakieś tajemnice... Był praktycznie sam. Osoby, na których mógł polegać mógł liczyć na palcach jednej ręki, ale mimo to cieszył się z tego, że ktoś był... A ostatecznie zawsze też jest Avernus, który w jakiś sposób nie dopuszcza Rokkura do samodestrukcji.
Wszyscy go mają praktycznie za kujona i nudziarza... ale cicha woda brzegi rwie... Niektórzy zdają się o tym zapominać.
Tak czy inaczej spoglądał na te Błonia tkwiąc we własnych myślach, a Avernus siedział spokojnie na jego ramieniu i też zdawało się był nieobecny...
Śmierć.
Dużo śmierci.
Za dużo.
Oddychał głęboko ciesząc się świeżym, czystym powietrzem, która daje ta burza... Przerażająca w swej sile, a zarazem piękna.
Dlaczego Mathias tutaj jest, a nie na pogrzebie? Wcześniej odszedł... Pożegnał na swój sposób ludzi, których za bardzo nie znał i odszedł stamtąd jednocześnie zły i smutny. Zły za to, że wszyscy zdają się mieć związane ręce i smutny z powodu poczucia winy... Był Prefektem w końcu. Powinien był zapobiec czemuś takiemu... A dowiedział się o tym wszystkim po fakcie. Jego charakter zmusił go do tego, że czuje się winny w jakiś sposób śmierci tej jedenastki, którą może opłakują... Co się tam tak naprawdę dzieje, to nie chciał wiedzieć. Nie był w stanie o tym myśleć, targało go wiele emocji i w oczach zarówno jego, jak i kruka można było zauważyć ten mętlik...
Poza tym miał ogromną awersję do Czarnej Magii... Nie lubił szufladkowania, ale ogólnie był zdania, że właśnie Czarna Magia pomimo tego, że da się ją użyć w dobrych celach, to jest źródłem najgorszych emocji i cierpienia... Dlateog między innymi planuje być znawcą magii, czyli jak się nazywa - Arkanistą i łamaczem zaklęć, klątw, które go zawsze interesowały... Miał swoje asy w rękawie i jeśli dożyje odpowiedniej chwili, to ich użyje i sprawi, że czarnoksiężnicy będą mieć kolejnego przeciwnika... Postanowił, że w przyszłości będzie walczyć ze śmierciożercami... Ale na swój sposób... Czas pokaże czy będzie mu dane zrealizować te jakże szczytne plany.
Co robić? Jak działać? Przecież nie można tak bezczynnie siedzieć...
Odwrócił się plecami do Hogwartu i spoglądał na Błonia na tyle, ile mu widoki pozwalały... Kiedyś miejsce pełne pozytywnych wspomnień, a teraz przyćmione tragedią.
Nie wierzę w to, co się dzieje... Musi być do cholery lepiej... MUSI! NIE MOŻNA SIĘ PODDAWAĆ! Mimo wszystko jestem zmęczony... boję się o życie moich bliskich, których mam niewielu... Jak ich stracę, to nie wiem, co ze mną będzie... Nie chcę być zły...
Kręcił głową, a jego oczy roniły łzy żalu na siebie, goryczy i jednocześnie determinacji.
Nie mogę ulec słabości... Nie ugnę się tak łatwo! Jeszcze nie zostałem pokonany!
Walczył sam ze sobą w tym jakże trudnym dla niego okresie... Był dobrym człowiekiem, który przeżył może niezbyt wiele, ale za to też miał swoje przeżycia. Był wykorzystywany przez fałszywych przyjaciół, stracił matkę bardzo młodo i nie było mu dane poznać ciepła miłości do tej pory... Do ojca trudno dotrzeć... Kuzyn kryje jakieś tajemnice... Był praktycznie sam. Osoby, na których mógł polegać mógł liczyć na palcach jednej ręki, ale mimo to cieszył się z tego, że ktoś był... A ostatecznie zawsze też jest Avernus, który w jakiś sposób nie dopuszcza Rokkura do samodestrukcji.
Wszyscy go mają praktycznie za kujona i nudziarza... ale cicha woda brzegi rwie... Niektórzy zdają się o tym zapominać.
Tak czy inaczej spoglądał na te Błonia tkwiąc we własnych myślach, a Avernus siedział spokojnie na jego ramieniu i też zdawało się był nieobecny...
- Ellie Griffith
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Cze 08, 2015 5:57 pm
Mimo, że Ellie nie brała bezpośredniego udziału w zdarzeniach na błoniach, ta cała sytuacja również miała na nią wpływ. Wcześniej nie zwracała większej uwagi na to, że atmosfera w świecie czarodziejów robi się bardzo napięta. Traktowała to lekkomyślnie, skupiając się na swych przyziemnych sprawach. Teraz powoli zaczynała sobie uświadamiać, że niebawem będą musieli poradzić sobie z poważnym i trudnym konfliktem. Nawet Hogwart, dotychczas azyl od zła i niebezpieczeństwa w końcu został skażony czarną magią.
W stosunku do niej, Ellie była bardzo negatywnie nastawiona. Być może to głupie, w końcu każda dziedzina magii w dłoniach nieprawego czarodzieja może stać się zabójczą bronią, jednak dziewczyna miała swoją opinię, której nie zamierzała zmieniać. Zbyt dużo nasłuchała się o jej skutkach.
Założyła czarną sukienkę do kolan, i gdy już miała udać się na pogrzeb, w ostatniej chwili zrezygnowała z tego pomysłu. Nienawidziła pożegnań i zwyczajnie nie potrafiła zmusić się, by tam pójść. Większość tego czasu przesiedziała samotnie w Pokoju Wspólnym, z niecodziennym dla siebie zamyśleniem wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt na ścianie. Rozmyślanie o śmierci, o tym co się wydarzyło i co być może wydarzy się już niebawem nie było zbyt dobrym pomysłem - nie chciała załamać się, nie w chwili, gdy większość jej przyjaciół potrzebowała otuchy i pocieszenia. Musiała wyjść na zewnątrz, czuła że zaraz udusi się w tych czterech ścianach.
Narzuciwszy na siebie płaszcz, pomimo zbierających się chmur zwiastujących burzę, wyszła z Zamku, kierując się w stronę dziedzińca. Nie spodziewała się spotkać tu nikogo, więc gdy tylko jej oczom ukazała się znajoma postać, wyraźnie zaskoczona przystanęła.
W innym dniu i przy innej okazji z pewnością podbiegłaby do niego, nawijając jak katarynka. On z kolei sprawiałby wrażenie obojętnego na jej monolog. Tak było zawsze i niezależnie od jego zachowania, Ellie nie traciła motywacji i chęci do rozpoczęcia rozmowy, za każdym razem gdy się widzieli.
Dziś było inaczej.
Niespecjalnie kryła się z tym, że podchodzi. Jej kroki były spokojne i poważne, brakowało w nich radości, jaką zawsze promieniowała dziewczyna. Delikatnie dotknęła jego ramienia, sygnalizując tym samym swoją obecność.
- Wszystko okej?- odezwała się, bardziej po to, by rozpocząć rozmowę, niż realnie dowiedzieć się, co tam u niego. Widziała przecież jego zachowanie i wyraz twarzy, więc odpowiedź nasuwała się sama.
W stosunku do niej, Ellie była bardzo negatywnie nastawiona. Być może to głupie, w końcu każda dziedzina magii w dłoniach nieprawego czarodzieja może stać się zabójczą bronią, jednak dziewczyna miała swoją opinię, której nie zamierzała zmieniać. Zbyt dużo nasłuchała się o jej skutkach.
Założyła czarną sukienkę do kolan, i gdy już miała udać się na pogrzeb, w ostatniej chwili zrezygnowała z tego pomysłu. Nienawidziła pożegnań i zwyczajnie nie potrafiła zmusić się, by tam pójść. Większość tego czasu przesiedziała samotnie w Pokoju Wspólnym, z niecodziennym dla siebie zamyśleniem wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt na ścianie. Rozmyślanie o śmierci, o tym co się wydarzyło i co być może wydarzy się już niebawem nie było zbyt dobrym pomysłem - nie chciała załamać się, nie w chwili, gdy większość jej przyjaciół potrzebowała otuchy i pocieszenia. Musiała wyjść na zewnątrz, czuła że zaraz udusi się w tych czterech ścianach.
Narzuciwszy na siebie płaszcz, pomimo zbierających się chmur zwiastujących burzę, wyszła z Zamku, kierując się w stronę dziedzińca. Nie spodziewała się spotkać tu nikogo, więc gdy tylko jej oczom ukazała się znajoma postać, wyraźnie zaskoczona przystanęła.
W innym dniu i przy innej okazji z pewnością podbiegłaby do niego, nawijając jak katarynka. On z kolei sprawiałby wrażenie obojętnego na jej monolog. Tak było zawsze i niezależnie od jego zachowania, Ellie nie traciła motywacji i chęci do rozpoczęcia rozmowy, za każdym razem gdy się widzieli.
Dziś było inaczej.
Niespecjalnie kryła się z tym, że podchodzi. Jej kroki były spokojne i poważne, brakowało w nich radości, jaką zawsze promieniowała dziewczyna. Delikatnie dotknęła jego ramienia, sygnalizując tym samym swoją obecność.
- Wszystko okej?- odezwała się, bardziej po to, by rozpocząć rozmowę, niż realnie dowiedzieć się, co tam u niego. Widziała przecież jego zachowanie i wyraz twarzy, więc odpowiedź nasuwała się sama.
- Mathias Rökkur
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Cze 08, 2015 6:23 pm
Ehh... Szkoda, że atmosfera aż tak się popsuła, chociaż niedola zbliża ludzi ponoć, więc może z tego wszystkiego wyjdzie może i coś dobrego? Czy zmarli chcieliby, żeby och opłakiwać? Może zamiast tego lepiej cieszyć się każdymi dobrymi wspomnieniami z nimi związanymi? Każdy ma swój sposób na to. Mathias natomiast nie ma żadnego, bo poczucie winy go pogrąża...
Nie chce nikomu okazać swojej słabości, ale jest człowiekiem. Nie ukryje wszystkich swoich emocji nieważne, jak bardzo by tego chciał.
Kiedy tylko poczuł dłoń na ramieniu, to bez chwili zastanowienia odwrócił się szybko i dobył różdżki wręcz wystraszony... Oj niedobrze z nim, skoro bał się aż tak... ukazał słabość. Mimo wszystko odetchnął, kiedy tylko zorientował się, kto go zaszedł, westchnął ciężko i schował swoją różdżkę. Kruk gdzieś odleciał wystraszony... Ale wróci. On zawsze wraca, więc chłopak się o to nie martwił.
Bez słowa podszedł bliżej i się przytulił do Ellie.
Co prawda uważał, że Prefekt powinien być opiekunem Domu. Tym najrozsądniejszym, najsilniejszym, oparciem dla innych, ale niestety i on potrzebował wsparcie... Czuł, że to wszystko zaczyna go przerastać, że za bardzo tkwi w swoich myślach, których nie potrafi odrzucić w żaden sposób.
- Przepraszam... -
I nic więcej. Wstydził się komentować to, co zobaczyłaś, a zobaczyłaś oczy zaczerwienione od łez i pełne strachu, desperacji, frustracji, poczucia winy, ale i był taki nieśmiały ognik nadziei na lepsze jutro... Wtulił się mocno, jak byś była jego ratunkiem... Chyba tak było, z mało kim miał dłuższe kontakty... Ciebie się aż tak nie wstydził, więc pozwolił sobie na ten gest.
Nie chciał dawać Ci powodu do smutku... On nie lubił, kiedy bliskie dla niego osoby się smuciły, potrzebował i pragnął ich uśmiechu... Źle wyglądałaś smutna w jego oczach... ale nawet jeśli byłaś, to starał się to zmienić. Zawsze. Dlatego też przemilczał odpowiedź na Twoje pytanie i cieszy się z Twojej obecności pomimo tego, że jest nieoczekiwana.
Nie chce nikomu okazać swojej słabości, ale jest człowiekiem. Nie ukryje wszystkich swoich emocji nieważne, jak bardzo by tego chciał.
Kiedy tylko poczuł dłoń na ramieniu, to bez chwili zastanowienia odwrócił się szybko i dobył różdżki wręcz wystraszony... Oj niedobrze z nim, skoro bał się aż tak... ukazał słabość. Mimo wszystko odetchnął, kiedy tylko zorientował się, kto go zaszedł, westchnął ciężko i schował swoją różdżkę. Kruk gdzieś odleciał wystraszony... Ale wróci. On zawsze wraca, więc chłopak się o to nie martwił.
Bez słowa podszedł bliżej i się przytulił do Ellie.
Co prawda uważał, że Prefekt powinien być opiekunem Domu. Tym najrozsądniejszym, najsilniejszym, oparciem dla innych, ale niestety i on potrzebował wsparcie... Czuł, że to wszystko zaczyna go przerastać, że za bardzo tkwi w swoich myślach, których nie potrafi odrzucić w żaden sposób.
- Przepraszam... -
I nic więcej. Wstydził się komentować to, co zobaczyłaś, a zobaczyłaś oczy zaczerwienione od łez i pełne strachu, desperacji, frustracji, poczucia winy, ale i był taki nieśmiały ognik nadziei na lepsze jutro... Wtulił się mocno, jak byś była jego ratunkiem... Chyba tak było, z mało kim miał dłuższe kontakty... Ciebie się aż tak nie wstydził, więc pozwolił sobie na ten gest.
Nie chciał dawać Ci powodu do smutku... On nie lubił, kiedy bliskie dla niego osoby się smuciły, potrzebował i pragnął ich uśmiechu... Źle wyglądałaś smutna w jego oczach... ale nawet jeśli byłaś, to starał się to zmienić. Zawsze. Dlatego też przemilczał odpowiedź na Twoje pytanie i cieszy się z Twojej obecności pomimo tego, że jest nieoczekiwana.
- Ellie Griffith
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Cze 08, 2015 7:06 pm
Zdarzenia jakie miały miejsce na Błoniach miały duży wpływ na Ellie, nawet jeżeli nie znała nikogo osobiście. Śmierć była nieunikniona i każdy w końcu musiał się z nią zmierzyć - jednak dlaczego tak wcześnie? Ci ludzie mieli jeszcze masę rzeczy do zrobienia, tyle lat do przeżycia. Być może i ona powinna przestać być taka beztroska, w końcu a nuż lada moment przyjdzie czas i na nią? Głupie myśli nachodziły człowieka, gdy przesiadywał sam w Pokoju Wspólnym. Samotność, nawet taka chwilowa bardzo źle wpływała na jej psychikę.
Gwałtowne odwrócenie się chłopaka z wyciągniętą w jej stronę różdżką sprawiło, że od razu cofnęła dłoń i odsunęła się o krok. Nie chciała go zaskoczyć, ani tym bardziej przestraszyć. Po tym co się wydarzyło, jego zachowanie było zrozumiałe. Nawet na terenie zamku nie można było czuć się w pełni bezpiecznie.
- Wybacz, powinnam była się odezwać...- mruknęła cicho, nieco zawstydzona tym, co zrobiła. W niemałym bólem serca obserwowała jego wyraz twarzy, to w jaki sposób śmierć tych uczniów na niego wpłynęła. Może znał kogoś z tamtych uczniów, może ktoś był mu bliski? W końcu chłopak nie był tak wyobcowany, za jakiego lubił uchodzić. Domyślała się, że pomimo tego, że nikt nie winił go za to całe zajście. Zdążyła już go poznać i wiedziała, że w pewnych kwestiach jest dosyć podobny do niej - chciał brać odpowiedzialność za wszystko i wszystkich.
Już uchyliła wargi by powiedzieć coś jeszcze, gdy gest jaki wykonał w jej stronę był tak niespodziewany i zaskakujący, że całkowicie zapomniała, co chciała powiedzieć. Bez wahania odwzajemniła go, obejmując chłopaka w pasie i przytulając mocno. Nawet Ci najsilniejsi również byli tylko ludźmi, którym w pewnej chwili mogło zabraknąć sił. To normalne. Jesteśmy tylko ludźmi.
W tej chwili jakiekolwiek słowa pocieszenia wydawały się jej tandetne i niepotrzebne, toteż po prostu milczała. Mogła powiedzieć " Będzie dobrze, nie martw się", ale co by to pomogło? "Mi też jest przykro, nie smuć się?" Jeszcze głupsze. Jakkolwiek przeżywała wszystko wewnątrz siebie, tak trudność sprawiało jej to, by wyrazić swe uczucia słowami w odpowiedni sposób.
Głaszcząc go po plecach, chciała przekazać coś, czego nie potrafiła zrobić słowami. Mógł mieć tą słabszą chwilę i wesprzeć się na jej ramieniu. Chciała dać mu tą możliwość, wiedząc że inaczej nie będzie w stanie oczyścić się z negatywnych uczuć i emocji.
Gwałtowne odwrócenie się chłopaka z wyciągniętą w jej stronę różdżką sprawiło, że od razu cofnęła dłoń i odsunęła się o krok. Nie chciała go zaskoczyć, ani tym bardziej przestraszyć. Po tym co się wydarzyło, jego zachowanie było zrozumiałe. Nawet na terenie zamku nie można było czuć się w pełni bezpiecznie.
- Wybacz, powinnam była się odezwać...- mruknęła cicho, nieco zawstydzona tym, co zrobiła. W niemałym bólem serca obserwowała jego wyraz twarzy, to w jaki sposób śmierć tych uczniów na niego wpłynęła. Może znał kogoś z tamtych uczniów, może ktoś był mu bliski? W końcu chłopak nie był tak wyobcowany, za jakiego lubił uchodzić. Domyślała się, że pomimo tego, że nikt nie winił go za to całe zajście. Zdążyła już go poznać i wiedziała, że w pewnych kwestiach jest dosyć podobny do niej - chciał brać odpowiedzialność za wszystko i wszystkich.
Już uchyliła wargi by powiedzieć coś jeszcze, gdy gest jaki wykonał w jej stronę był tak niespodziewany i zaskakujący, że całkowicie zapomniała, co chciała powiedzieć. Bez wahania odwzajemniła go, obejmując chłopaka w pasie i przytulając mocno. Nawet Ci najsilniejsi również byli tylko ludźmi, którym w pewnej chwili mogło zabraknąć sił. To normalne. Jesteśmy tylko ludźmi.
W tej chwili jakiekolwiek słowa pocieszenia wydawały się jej tandetne i niepotrzebne, toteż po prostu milczała. Mogła powiedzieć " Będzie dobrze, nie martw się", ale co by to pomogło? "Mi też jest przykro, nie smuć się?" Jeszcze głupsze. Jakkolwiek przeżywała wszystko wewnątrz siebie, tak trudność sprawiało jej to, by wyrazić swe uczucia słowami w odpowiedni sposób.
Głaszcząc go po plecach, chciała przekazać coś, czego nie potrafiła zrobić słowami. Mógł mieć tą słabszą chwilę i wesprzeć się na jej ramieniu. Chciała dać mu tą możliwość, wiedząc że inaczej nie będzie w stanie oczyścić się z negatywnych uczuć i emocji.
- Mathias Rökkur
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Cze 08, 2015 7:25 pm
Gadanie nie wróci życia zmarłym. Może i brzmi to brutalnie, ale trzeba iść do przodu i nie dopuścić do kolejnej masakry.
Bycie beztroskim jest piękne i bezcenne... Trzeba z tego jak najdłużej skorzystać. Szkoda tylko, że coraz trudniej o ten stan, ale no właśnie. Nie jest to niemożliwe. W końcu najpiękniejsze promyki są te, które rozświetlają gęste cienie.
Pokręcił głową, kiedy tylko czuł to objęcie i po chwili zawstydzony przestał... Zawstydził się, ale na szczęście ciemność burzy sprawia, że tego tak nie widać. Zdecydowanie czuł się lepiej, ale nienawidził pokazywać tej miękkiej strony charakteru... Zbyt wiele razy się na tym przejechał i czuł się gorszy z tymi cechami przez to wszystko... Tak czy inaczej emocje czynią nas ludźmi, więc... chcąc nie chcąc takie reakcje mają miejsce.
Odpowiedział dopiero wtedy, kiedy spojrzał w Twoje oczy... Zauważyłaś jego poprawę nastroju jak i nieudolnie ukryte zawstydzenie z wielu powodów, no i nawet lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Jest dobrze. Przynajmniej na tyle, ile może być.
- Nie szkodzi... Nie chciałem, żebyś mnie taką widziała... Nikt nie powinien. -
Właśnie... Znajomość jego słabości... Nieważne, jak bardzo komuś ufał, to bał się tego, ale prędzej czy później było to nieuniknione...
Nie znał nikogo ze zmarłych... jedynie z widzenia w sumie. Tyle dobrego, że aż tak to nie bolało, no ale. Może i trochę niepotrzebnie, ale obwiniał się znacząco za śmierć tych osób i niczym bohater chciał zbawić cały świat... Wiedział, że brzmi to jak dziecinna fantazja, ale musi być jakiś cel, do którego się dąży... Dożycie wizji spokojnego świata, gdzie możesz zrealizować swoje ukryte pragnienia i marzenia... Mathias chciał je spełnić, jego ambicje i marzenia lepszego jutra sprawiają, że chce coś zrobić, żeby było lepiej, może i nie może liczyć na wielką pomoc... Ale będzie walczył. Po swojemu.
Rozejrzał się po alejce upewniając się, że nikogo albo czegoś więcej tu nie ma i wrócił do Ciebie spojrzeniem.
- Jeśli chcesz tam iść, to nie zatrzymuję... Ja miałem dość tego miejsca po paru minutach... chyba pójdę do środka. -
Mruknął nieco nieśmiało i złapał się za skronie... Dorobił się bólu głowy, który zaczynał go przyćmiewać... Świeże powietrze niestety niewiele pomaga...
Czekał na to, co Ty powiesz i ewentualnie odprowadzi Cię wzrokiem albo razem znikniecie w odmętach Hogwartu...
W międzyczasie wrócił Avernus i zadowolony zakaraczał do Ciebie i usiadł zadowolony na Twoim ramieniu... Może ta chwila sprawi, że uśmiech pojawi się na ich twarzy, a nie smutne miny. Wystarczająco wiele osób się smuci... Trzeba wyciągnąć wnioski z tego, co się stało i z nadzieją na lepsze jutro działać i zbierać dobre wspomnienia. One mają siłę w końcu.
Bycie beztroskim jest piękne i bezcenne... Trzeba z tego jak najdłużej skorzystać. Szkoda tylko, że coraz trudniej o ten stan, ale no właśnie. Nie jest to niemożliwe. W końcu najpiękniejsze promyki są te, które rozświetlają gęste cienie.
Pokręcił głową, kiedy tylko czuł to objęcie i po chwili zawstydzony przestał... Zawstydził się, ale na szczęście ciemność burzy sprawia, że tego tak nie widać. Zdecydowanie czuł się lepiej, ale nienawidził pokazywać tej miękkiej strony charakteru... Zbyt wiele razy się na tym przejechał i czuł się gorszy z tymi cechami przez to wszystko... Tak czy inaczej emocje czynią nas ludźmi, więc... chcąc nie chcąc takie reakcje mają miejsce.
Odpowiedział dopiero wtedy, kiedy spojrzał w Twoje oczy... Zauważyłaś jego poprawę nastroju jak i nieudolnie ukryte zawstydzenie z wielu powodów, no i nawet lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Jest dobrze. Przynajmniej na tyle, ile może być.
- Nie szkodzi... Nie chciałem, żebyś mnie taką widziała... Nikt nie powinien. -
Właśnie... Znajomość jego słabości... Nieważne, jak bardzo komuś ufał, to bał się tego, ale prędzej czy później było to nieuniknione...
Nie znał nikogo ze zmarłych... jedynie z widzenia w sumie. Tyle dobrego, że aż tak to nie bolało, no ale. Może i trochę niepotrzebnie, ale obwiniał się znacząco za śmierć tych osób i niczym bohater chciał zbawić cały świat... Wiedział, że brzmi to jak dziecinna fantazja, ale musi być jakiś cel, do którego się dąży... Dożycie wizji spokojnego świata, gdzie możesz zrealizować swoje ukryte pragnienia i marzenia... Mathias chciał je spełnić, jego ambicje i marzenia lepszego jutra sprawiają, że chce coś zrobić, żeby było lepiej, może i nie może liczyć na wielką pomoc... Ale będzie walczył. Po swojemu.
Rozejrzał się po alejce upewniając się, że nikogo albo czegoś więcej tu nie ma i wrócił do Ciebie spojrzeniem.
- Jeśli chcesz tam iść, to nie zatrzymuję... Ja miałem dość tego miejsca po paru minutach... chyba pójdę do środka. -
Mruknął nieco nieśmiało i złapał się za skronie... Dorobił się bólu głowy, który zaczynał go przyćmiewać... Świeże powietrze niestety niewiele pomaga...
Czekał na to, co Ty powiesz i ewentualnie odprowadzi Cię wzrokiem albo razem znikniecie w odmętach Hogwartu...
W międzyczasie wrócił Avernus i zadowolony zakaraczał do Ciebie i usiadł zadowolony na Twoim ramieniu... Może ta chwila sprawi, że uśmiech pojawi się na ich twarzy, a nie smutne miny. Wystarczająco wiele osób się smuci... Trzeba wyciągnąć wnioski z tego, co się stało i z nadzieją na lepsze jutro działać i zbierać dobre wspomnienia. One mają siłę w końcu.
- Ellie Griffith
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Cze 08, 2015 8:38 pm
Nawet ona w takich sytuacjach potrafiła zachować powagę. Gdyby okoliczności były inne, z pewnością śmiałaby się serdecznie, ostrzegając, że teraz Krukon będzie musiał robić wszystko o co go poprosi, bo w przeciwnym razie rozpowie wszystkim, że widziała go w takim podłym nastroju. Oczywiście zgrywałaby się tylko, nie była taką osobą, która lubiła dokuczać bliskim. No dobra, w sumie to lubiła, ale nie aż tak. Jej zaczepki i dokuczliwość polegały na czymś zupełnie innym i najczęściej wywoływały uśmiech ze strony drugiej osoby.
Każdy miał swoje obawy i gorsze dni. Nawet najznakomitsi ludzie musieli mieć taki czas, gdy łapało ich przygnębienie i nie mieli ochoty zupełnie na nic. Nawet najweselsi ludzie w głębi serca skrywali przygnębiające tajemnice, które prędzej czy później wychodziły na jaw.
Chłopak mógł dostrzec wyraźną troskę i zmartwienie w jej oczach. Nie musiała mu mówić, że się o niego martwi i chce, żeby było jak najlepiej - sam, bez najmniejszego problemu mógł to wyczytać z jej gestów i zachowania.
- Lepiej ja, niż ktoś obcy. Nikt nie może być silny przez cały czas.- odezwała się, lekko wzruszając ramionami. Na jej twarzy pojawił delikatny uśmiech.
Chciała mu powiedzieć, że nie może obwiniać się o to, co się wydarzyło, bo nie miał na to żadnego wpływu. Mógł wpaść tam niczym superbohater, jednak jak by się to skończyło? Sam, przeciw grupie? Dysproporcja liczbowa zawsze miała wpływ na wynik walki. Jeszcze stałoby się tak, że nie rozmawialiby tu, a Ellie stałaby na Błoniach, wpatrując się w tabliczkę z jego nazwiskiem...
- Prawdę mówiąc miałam iść na Błonie, ale zrezygnowałam. Nienawidzę pożegnań.- przyznała szczerze. Pojawienie się kruka na jej ramieniu wywołało jej uśmiech - delikatnie pogłaskała jego główkę dwoma palcami. Doceniała każde zwierzę, które lubiło jej obecność - przekonała się już na zajęciach, że nie ma ręki do stworzeń.
- Wyszłam, bo Pokój był totalnie pusty. Jeżeli chcesz, możemy tam wrócić.- dodała, chcąc żeby sam zdecydował, gdzie teraz się udadzą. W towarzystwie, szczególnie osób które darzyła sympatią mogła przebywać dosłownie wszędzie.
Ludzie nie płaczą dlatego że są słabi. płaczą bo byli silni zbyt długo.
Każdy miał swoje obawy i gorsze dni. Nawet najznakomitsi ludzie musieli mieć taki czas, gdy łapało ich przygnębienie i nie mieli ochoty zupełnie na nic. Nawet najweselsi ludzie w głębi serca skrywali przygnębiające tajemnice, które prędzej czy później wychodziły na jaw.
Chłopak mógł dostrzec wyraźną troskę i zmartwienie w jej oczach. Nie musiała mu mówić, że się o niego martwi i chce, żeby było jak najlepiej - sam, bez najmniejszego problemu mógł to wyczytać z jej gestów i zachowania.
- Lepiej ja, niż ktoś obcy. Nikt nie może być silny przez cały czas.- odezwała się, lekko wzruszając ramionami. Na jej twarzy pojawił delikatny uśmiech.
Chciała mu powiedzieć, że nie może obwiniać się o to, co się wydarzyło, bo nie miał na to żadnego wpływu. Mógł wpaść tam niczym superbohater, jednak jak by się to skończyło? Sam, przeciw grupie? Dysproporcja liczbowa zawsze miała wpływ na wynik walki. Jeszcze stałoby się tak, że nie rozmawialiby tu, a Ellie stałaby na Błoniach, wpatrując się w tabliczkę z jego nazwiskiem...
- Prawdę mówiąc miałam iść na Błonie, ale zrezygnowałam. Nienawidzę pożegnań.- przyznała szczerze. Pojawienie się kruka na jej ramieniu wywołało jej uśmiech - delikatnie pogłaskała jego główkę dwoma palcami. Doceniała każde zwierzę, które lubiło jej obecność - przekonała się już na zajęciach, że nie ma ręki do stworzeń.
- Wyszłam, bo Pokój był totalnie pusty. Jeżeli chcesz, możemy tam wrócić.- dodała, chcąc żeby sam zdecydował, gdzie teraz się udadzą. W towarzystwie, szczególnie osób które darzyła sympatią mogła przebywać dosłownie wszędzie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach