- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 2:29 am
Tyle że ona nie zamierzała zbawiać całego świata - ba, w ogóle jej ten "cały świat" nie obchodził. Żyła przecież w innej krainie, tam zawsze była sama, to królestwo samotnej duszy, do którego wpuściła tylko i wyłącznie Kyoheia - trudno powiedzieć, czy świadomie, czy nie - serce grało poza rozsądkiem, tym nie mniej ani trochę nie zamierzała mu się opierać, ani z nim walczyć, bo nie miała ku temu żadnych sprzeciwów.
- Hmm... - Odwróciła spojrzenie znowu na słońce - tak było za każdym razem - kiedy chłopak pozwolił sobie na wychylenie się zza muru, potem barykadował się w nim jeszcze bardziej, przeczył sam sobie, błądził, a ona upierdliwie biegała za nim. Więc teraz zamilknęła, nieco zaciskając palce na materiale sukienki - tutaj był ten moment, w którym mechanizm nakazywał mu się tak bronić, by odepchnąć tego, kto atakował, nakazać mu przestać. Dobrze, więc przestanie. Więc usiądzie na krawężniku i będzie czekać, aż znowu będzie mogła pukać, zastanawiając się, co jest po drugiej stronie. Teraz jednak była o miliony mil od tych barykad, więc znowu będzie najpierw musiała przedrzeć się przez okopy.
Spoglądnęła na niego ciekawie - milczenie wcale jej nie przeszkadzało, tym nie mniej smutno jej było, że w tym momencie przegięła, zapędzając się w beztroskiej radości, że ta osoba po prostu jest obok.
- Hmm... - Odwróciła spojrzenie znowu na słońce - tak było za każdym razem - kiedy chłopak pozwolił sobie na wychylenie się zza muru, potem barykadował się w nim jeszcze bardziej, przeczył sam sobie, błądził, a ona upierdliwie biegała za nim. Więc teraz zamilknęła, nieco zaciskając palce na materiale sukienki - tutaj był ten moment, w którym mechanizm nakazywał mu się tak bronić, by odepchnąć tego, kto atakował, nakazać mu przestać. Dobrze, więc przestanie. Więc usiądzie na krawężniku i będzie czekać, aż znowu będzie mogła pukać, zastanawiając się, co jest po drugiej stronie. Teraz jednak była o miliony mil od tych barykad, więc znowu będzie najpierw musiała przedrzeć się przez okopy.
Spoglądnęła na niego ciekawie - milczenie wcale jej nie przeszkadzało, tym nie mniej smutno jej było, że w tym momencie przegięła, zapędzając się w beztroskiej radości, że ta osoba po prostu jest obok.
- Kyohei Takano
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 2:40 am
No i teraz nastało to niezręczne milczenie które w sumie jeszcze bardziej go dobiło.
-Serio...- Odezwał się w końcu jako pierwszy i wsadził skostniałe ręce do kieszeni. Teraz poczuł chłód który uderzył go całą siłą w twarz.
-Po za mną nie mamy innych tematów do rozmów...- Właśnie tego się obawiał. Tak szczelnie się zamknął, że dziewczyna o nim nie wiedziała nic. Tak naprawdę nie miała pojęcia co on lubi (chociaż sam tego nie wiedział), jaki jest jego ulubiony kolor (też tego nie wiedział). Co chciał by robić najbardziej w wolnym czasie (oczywiście po za siedzeniem w miejscu nic mu nie przychodziło do głowy). No tak po raz kolejny pojawiło się to paskudne uczucie, że on sam dla siebie był obcym człowiekiem. Więc dlaczego wymagał od innych, żeby go znali. Jak na każde ich pytanie dotyczące jego osoby odpowiedź była była by jedna "nie wiem".
-Cholera...- Syknął cicho i podrapał się nerwowo w tył głowy. Ostatnio coraz częściej coś takiego mu się zdarzało. Wcześniej starał się unikać swojego tematu, a teraz nie umiał i to go wpędzało w coraz większą frustrację. Podszedł do jakiegoś dużego kamienia który się tutaj znajdował, szybkim ruchem ręki odgarnął śnieg i usiadł na nim. Zaczął sobie nerwowo wyginać palce tak mocno, że aż można było usłyszeć strzelanie stawów.
-Czy może po prostu lubisz patrzeć jak się męczę?- Wiedział, że pewnie przesadził, ale teraz do głosu dochodziły emocje i rozum się wyłączył.
-Serio...- Odezwał się w końcu jako pierwszy i wsadził skostniałe ręce do kieszeni. Teraz poczuł chłód który uderzył go całą siłą w twarz.
-Po za mną nie mamy innych tematów do rozmów...- Właśnie tego się obawiał. Tak szczelnie się zamknął, że dziewczyna o nim nie wiedziała nic. Tak naprawdę nie miała pojęcia co on lubi (chociaż sam tego nie wiedział), jaki jest jego ulubiony kolor (też tego nie wiedział). Co chciał by robić najbardziej w wolnym czasie (oczywiście po za siedzeniem w miejscu nic mu nie przychodziło do głowy). No tak po raz kolejny pojawiło się to paskudne uczucie, że on sam dla siebie był obcym człowiekiem. Więc dlaczego wymagał od innych, żeby go znali. Jak na każde ich pytanie dotyczące jego osoby odpowiedź była była by jedna "nie wiem".
-Cholera...- Syknął cicho i podrapał się nerwowo w tył głowy. Ostatnio coraz częściej coś takiego mu się zdarzało. Wcześniej starał się unikać swojego tematu, a teraz nie umiał i to go wpędzało w coraz większą frustrację. Podszedł do jakiegoś dużego kamienia który się tutaj znajdował, szybkim ruchem ręki odgarnął śnieg i usiadł na nim. Zaczął sobie nerwowo wyginać palce tak mocno, że aż można było usłyszeć strzelanie stawów.
-Czy może po prostu lubisz patrzeć jak się męczę?- Wiedział, że pewnie przesadził, ale teraz do głosu dochodziły emocje i rozum się wyłączył.
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 3:16 am
- Jest ich zapewne bardzo wiele, lecz jest to ciężkie, kiedy nakazujesz wrócić mi do mojego królestwa samotnej duszy i wracasz na swe niziny, bojąc się stawić czoła wywołanej przeze mnie wojnie. - Tak, nie miała co do tego wątpliwości, że była to jej wina, tym nie mniej jej delikatny głos był spokojny - lepiej było, kiedy stawał się taki, bo przynajmniej dawał upust swoim emocjom, a nie udawał, że się uśmiecha, tylko po to, żeby było dobrze - na kłamstwie nie zbuduje niczego... i w ciszy, jaką mu zaproponowała, w której ona czuła się swobodnie, mógł albo się uspokoić, albo... no właśnie, tak jak teraz - przelać czarę goryczy.
Rozszerzyła szeroko oczy, kiedy to powiedział, czując jak jej serce, te nieposłuszne rozsądkowi, które pierwszy raz doznawało takich emocji, zatrzymuje się... i choć potem bije tylko trochę szybciej, to jednak zmienia swój rytm, zdolne do funkcjonowania tylko słowami ufam mu.
A nie powinnaś, takich jak on trzeba zostawić i pozwolić im gnić w samotności, by przestali zatruwać otoczenie wokół siebie.
Przesunęła się płynnie do przodu, żeby stanąć naprzeciwko niego i spojrzeć mu w oczy.
- Moje serce również się trzęsie, kiedy twoje to robi. Jednak bacz na słowa. Masz tą moc, która mnie rani. Więc może ty lubisz patrzeć, jak ja cierpię? -
Rozszerzyła szeroko oczy, kiedy to powiedział, czując jak jej serce, te nieposłuszne rozsądkowi, które pierwszy raz doznawało takich emocji, zatrzymuje się... i choć potem bije tylko trochę szybciej, to jednak zmienia swój rytm, zdolne do funkcjonowania tylko słowami ufam mu.
A nie powinnaś, takich jak on trzeba zostawić i pozwolić im gnić w samotności, by przestali zatruwać otoczenie wokół siebie.
Przesunęła się płynnie do przodu, żeby stanąć naprzeciwko niego i spojrzeć mu w oczy.
- Moje serce również się trzęsie, kiedy twoje to robi. Jednak bacz na słowa. Masz tą moc, która mnie rani. Więc może ty lubisz patrzeć, jak ja cierpię? -
- Kyohei Takano
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 3:30 am
-A co według ciebie mam robić. Walczyć dalej chociaż nie mam już wiary w to, że ta walka ma jaki kowlwiek sens.- Powiedział i skierował na nią swoje brązowe oczy. Niby taki błahy powód jak krótkie milczenie, a sprawiło, że wulkan się obudził i zaczął wyrzucać w powietrze popiół którym został wcześniej zapchany. Kyo bał się ciszy, za długo w niej przebywał, zbyt często go otaczała po tych wszystkich stratach które doświadczył.
-Czasami rozsądniej jest się wycofać Neve- Rzadko używał jej imienia, chyba, że mówił coś śmiertelnie poważnie.
-Nie chcę patrzeć na twoje cierpienie...- Wstał i podszedł do dziewczyny. Wykonał przez chwilę taki gest jak by chciał paść na kolana u jej stóp i chwycić się jej sukienki jak ostatniej deski ratunku.
-Ja tylko...- Urwał... no właśnie co on tylko. Zaczął rozpaczliwie szukać jakiejś odpowiedzi... o co mu tak naprawdę chodziło, co chciał osiągnąć tą rozmową. Czy to było tylko zadawanie ciosów na oślep ponieważ po raz kolejny wziął za wroga kogoś kogo powinien był mieć za przyjaciela.
-Ja chcę tylko świętego spokoju. Chcę usiąść na chwilę, złapać oddech, zasnąć... i jeżeli los pozwoli nigdy więcej się nie obudzić. Bo w tym koszmarze nie da się już żyć.- Miał już powoli tego wszystkiego dosyć. Chciał wreszcie odejść, ale samej śmierci się bał, a żeby nie umrzeć musiał biec.
-Budzę się codziennie rano i myślę "co ja tu robię". Spotykając się z tobą myślę "kiedy los ponownie walnie mi w pysk". Ile razy można wstawać, czy jest jakiś sens w tym jeżeli ponownie mam znowu się potknąć o jakiś gówniany kamień- Wydyszał resztkami sił i oparł się rękami o kamień. Nie wiedział czy ona go zrozumie czy też nie, z resztą już dawno tego przestał oczekiwać od kogo kolwiek.
-Czasami rozsądniej jest się wycofać Neve- Rzadko używał jej imienia, chyba, że mówił coś śmiertelnie poważnie.
-Nie chcę patrzeć na twoje cierpienie...- Wstał i podszedł do dziewczyny. Wykonał przez chwilę taki gest jak by chciał paść na kolana u jej stóp i chwycić się jej sukienki jak ostatniej deski ratunku.
-Ja tylko...- Urwał... no właśnie co on tylko. Zaczął rozpaczliwie szukać jakiejś odpowiedzi... o co mu tak naprawdę chodziło, co chciał osiągnąć tą rozmową. Czy to było tylko zadawanie ciosów na oślep ponieważ po raz kolejny wziął za wroga kogoś kogo powinien był mieć za przyjaciela.
-Ja chcę tylko świętego spokoju. Chcę usiąść na chwilę, złapać oddech, zasnąć... i jeżeli los pozwoli nigdy więcej się nie obudzić. Bo w tym koszmarze nie da się już żyć.- Miał już powoli tego wszystkiego dosyć. Chciał wreszcie odejść, ale samej śmierci się bał, a żeby nie umrzeć musiał biec.
-Budzę się codziennie rano i myślę "co ja tu robię". Spotykając się z tobą myślę "kiedy los ponownie walnie mi w pysk". Ile razy można wstawać, czy jest jakiś sens w tym jeżeli ponownie mam znowu się potknąć o jakiś gówniany kamień- Wydyszał resztkami sił i oparł się rękami o kamień. Nie wiedział czy ona go zrozumie czy też nie, z resztą już dawno tego przestał oczekiwać od kogo kolwiek.
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 3:58 am
- Wolałbym umrzeć, niż wycofać się z pola walki. Jeśli ty nie zostaniesz, będę walczyć sama, nawet jeśli miałabym stawić czoła stu tysięcznej armii i moje ciało miałyby rozszarpać kruki. - Zacisnęła wargi w wąską linię i palce w piąstki - jej oczy zostały pozbawione łagodnego blasku, teraz miały w sobie tą niezachwianą pewność siebie, zaś głos moc, o który trudno było podejrzewać tak delikatne zazwyczaj nuty - lecz Kyohei już to raz słyszał, nawet o wiele gorszym, bo morderczo zimnym wydaniu - wtedy, tego dnia, kiedy miejsce miała bójka na dziedzińcu, a która na szczęście, czy też niestety, nie pociągnęła za sobą żadnych konsekwencji u nauczycieli. - Czy nie walczysz właśnie dla takich chwil, jak przed chwilą? Dla spokoju i ciszy, która cię nie zabijała? Jeśli to nie ma sensu, to dlaczego nie odwrócisz się teraz do mnie plecami i nie odejdziesz? Dlaczego ja tego nie robię? - Bardzo dużo pytań - nie chciałeś rozmawiać o sobie, a zobacz, jak zwykle kończy się na tym samym. Każde wasze spotkanie. Ale tak to musiało być, inaczej... nie byłbyś sobą. Czyli kim? No i właśnie po to te rozmowy są - żebyś się właśnie dowiedział, kim jesteś. Bo ona chciała poznać tą głębię i osobę się w niej kryjącą.
- Kiedy Ja budzę się rano myślę, czy umierasz z samotności w ciszy, czy dobrze spałeś, czy bardzo bolą rany na twojej twarzy. Kiedy spotykam się z tobą zastanawiam się, czy jesteś szczęśliwy i jak to możliwe, że unoszę się wyżej, niż do tej pory latałam... - Coś chyba miała jeszcze dopowiedzieć, ale w końcu zaczęła zupełne inaczej. - Nie wiem jak to jest nie potrafić komuś zaufać. Nie umiałabym pomyśleć, że możesz odejść i zniknąć, zostawiając mnie samą, a nawet jeśli byś to zrobił, wiedziałabym, że masz powody i na pewno wrócisz. Więc trudno mi sobie wyobrazić, co czujesz, kiedy obejmuje cię tak wielki strach... - Opuściła głowę, spoglądając na swoje złożone jedna na drugiej, dłonie na sukience. - Sądzę, że dopóki nie zbierzesz w sobie odwagi... i nie zaufasz mi... będziesz się tylko potykał, ponieważ odrzucasz moją dłoń, kiedy tylko widzisz dłoń. Ja nie jestem zbawicielką świata. Anioł Stróż pilnuje tylko jednej osoby.
- Kiedy Ja budzę się rano myślę, czy umierasz z samotności w ciszy, czy dobrze spałeś, czy bardzo bolą rany na twojej twarzy. Kiedy spotykam się z tobą zastanawiam się, czy jesteś szczęśliwy i jak to możliwe, że unoszę się wyżej, niż do tej pory latałam... - Coś chyba miała jeszcze dopowiedzieć, ale w końcu zaczęła zupełne inaczej. - Nie wiem jak to jest nie potrafić komuś zaufać. Nie umiałabym pomyśleć, że możesz odejść i zniknąć, zostawiając mnie samą, a nawet jeśli byś to zrobił, wiedziałabym, że masz powody i na pewno wrócisz. Więc trudno mi sobie wyobrazić, co czujesz, kiedy obejmuje cię tak wielki strach... - Opuściła głowę, spoglądając na swoje złożone jedna na drugiej, dłonie na sukience. - Sądzę, że dopóki nie zbierzesz w sobie odwagi... i nie zaufasz mi... będziesz się tylko potykał, ponieważ odrzucasz moją dłoń, kiedy tylko widzisz dłoń. Ja nie jestem zbawicielką świata. Anioł Stróż pilnuje tylko jednej osoby.
- Kyohei Takano
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 4:14 am
-Chyba dla pozornego spokoju i ciszy- On nigdy nie zaznał czegoś takiego. Całe jego życie było jedną wielką burzą i chociaż mówił, że nie chce do nikogo się zbliżać bo boi się, że jego serce się rozleci... tylko pytanie czy to było możliwe jeżeli nigdy nie było w jednej całości.
-Nie chcę nigdy usłyszeć kiedyś mówisz mi "przez ciebie". A wiem, że kiedyś to i tak powiesz- Za wiele razy to słyszał. Od wszystkich bliskich. Ojciec mu mówił, że to wszystko przez niego, przyjaciele mówili, że to przez niego wszystko się posypało. Nie chciał od niej usłyszeć, że to przez niego zaczęła się bać.
-Zaufać... niby jak. Ktoś mi niedawno bardzo dobrze powiedział. Ja nie umiem kochać, ale nie tylko do tego nie jestem zdolny. Ostrzegałem... jestem siłą niszczącą- Wyszeptał i odwrócił się do niej plecami. Dobrze, że panował chłód to woda która zebrała się w jego brązowych oczach szybko wyschła.
-Ja... tak bardzo chciał bym cię dotknąć, zbliżyć się ale kiedy wyciągam rękę napotykam na przeszkodę która wyraźnie mi mówi, że ty nie jesteś dla mnie. I mimo, że chce się wycofać. To myśli, że ktoś inny mógł by pokonać tą barierę sprawia, że napieram na to coraz mocniej, ale im mocniej to robię tym bardziej się boję, że ciebie skrzywdzę.- Wyszeptał i pociągnął cicho nosem . Tyle było w nim wątpliwości a nikt nie miał takiej siły w sobie aby je rozwiać.
-Możesz stanąć za mnie do walki, ale tylko ja miałem tą siłę aby ją wygrać. Teraz już jej nie ma- Nie chciał tak myśleć, bał się tego, ale doskonale wiedział, że to był koniec. Przegrał po raz kolejny, a ile razy można zaczynać od zera?
-Nie chcę nigdy usłyszeć kiedyś mówisz mi "przez ciebie". A wiem, że kiedyś to i tak powiesz- Za wiele razy to słyszał. Od wszystkich bliskich. Ojciec mu mówił, że to wszystko przez niego, przyjaciele mówili, że to przez niego wszystko się posypało. Nie chciał od niej usłyszeć, że to przez niego zaczęła się bać.
-Zaufać... niby jak. Ktoś mi niedawno bardzo dobrze powiedział. Ja nie umiem kochać, ale nie tylko do tego nie jestem zdolny. Ostrzegałem... jestem siłą niszczącą- Wyszeptał i odwrócił się do niej plecami. Dobrze, że panował chłód to woda która zebrała się w jego brązowych oczach szybko wyschła.
-Ja... tak bardzo chciał bym cię dotknąć, zbliżyć się ale kiedy wyciągam rękę napotykam na przeszkodę która wyraźnie mi mówi, że ty nie jesteś dla mnie. I mimo, że chce się wycofać. To myśli, że ktoś inny mógł by pokonać tą barierę sprawia, że napieram na to coraz mocniej, ale im mocniej to robię tym bardziej się boję, że ciebie skrzywdzę.- Wyszeptał i pociągnął cicho nosem . Tyle było w nim wątpliwości a nikt nie miał takiej siły w sobie aby je rozwiać.
-Możesz stanąć za mnie do walki, ale tylko ja miałem tą siłę aby ją wygrać. Teraz już jej nie ma- Nie chciał tak myśleć, bał się tego, ale doskonale wiedział, że to był koniec. Przegrał po raz kolejny, a ile razy można zaczynać od zera?
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 4:34 am
Kiedy słuchała tego wszystkiego i patrzyła, jak się odwraca od niej plecami, to wyglądało... jakby miał zaraz odejść i nigdy więcej nie wrócić, jakby tymi słowami chciał jej powiedzieć: żegnaj, nigdy więcej się nie spotkamy, dziękuję za tych parę przyjemnych chwil, kiedy byłaś przy mnie. Pokręciła lekko głową, unosząc spojrzenie na tyle, by znowu go widzieć w pełni, ale już nie mogła szukać zwierciadeł jego duszy.
- Kogo niby niszczysz? Mnie? Musiałbyś mieć tyle siły co Ja, Kyohei, żeby stawić mi czoła i spróbować mnie zniszczyć. Ty niszczysz tylko samego siebie. Nie będę tego akceptować. Obiecałeś mi pewne rzeczy, podarowałeś swoje serce... Więc jeśli coś się stanie, będzie to tylko moja wina. Czy sądzisz, że ta rozmowa jest twoją winą? Nie, to Ja zmuszam cię do ostateczności, to Ja przypieram cię do ściany, przez co twoje wnętrze krzyczy: "broń się". Taki ludzki instynkt, że staje do obrony, kiedy jest zagrożony. - Sama to aż za dobrze odczuła wczorajszego dnia. - Nie powiem, że strach nie jest zły. Istnieje właśnie po to, żeby pewne mechanizmy pobudzać do działania w ludzkim ciele. - Które zwały się na przykład adrenaliną, chociaż teraz chodziło bardziej o kwestię psychiczną, nie tą cielesną. - Mam tą świadomość. Tym nie mniej czy to nie jest dla Ciebie motywacja? - Nie potrafisz starać się dla siebie... a dla kogoś? Sam mówisz, że chciałbyś po nią sięgnąć... - Nic nie dzieje się od razu.
- Kogo niby niszczysz? Mnie? Musiałbyś mieć tyle siły co Ja, Kyohei, żeby stawić mi czoła i spróbować mnie zniszczyć. Ty niszczysz tylko samego siebie. Nie będę tego akceptować. Obiecałeś mi pewne rzeczy, podarowałeś swoje serce... Więc jeśli coś się stanie, będzie to tylko moja wina. Czy sądzisz, że ta rozmowa jest twoją winą? Nie, to Ja zmuszam cię do ostateczności, to Ja przypieram cię do ściany, przez co twoje wnętrze krzyczy: "broń się". Taki ludzki instynkt, że staje do obrony, kiedy jest zagrożony. - Sama to aż za dobrze odczuła wczorajszego dnia. - Nie powiem, że strach nie jest zły. Istnieje właśnie po to, żeby pewne mechanizmy pobudzać do działania w ludzkim ciele. - Które zwały się na przykład adrenaliną, chociaż teraz chodziło bardziej o kwestię psychiczną, nie tą cielesną. - Mam tą świadomość. Tym nie mniej czy to nie jest dla Ciebie motywacja? - Nie potrafisz starać się dla siebie... a dla kogoś? Sam mówisz, że chciałbyś po nią sięgnąć... - Nic nie dzieje się od razu.
- Kyohei Takano
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 4:49 am
-Ja to wiem, że jesteś silniejsza niż kto kolwiek kogo znam, silniejsza niż ja.- No właśnie, więc skoro to wiedział to czego się bał... czy tak naprawdę był egoistą, i zasłaniał się troską o innych. Teraz w sumie to do niego doszło. Czy przez ten cały czas nie dbał o swoje bezpieczeństwo, o swój azyl aby tylko nigdy więcej nie płakać.
-Ale z ciebie kretyn Kyo- Mruknął cicho w myślach i zacisnął delikatnie dłonie w pięści. W końcu podszedł do niej. Czuł, że nogi ma jak z waty. Pierwszy raz wyłączył swój umysł, pierwszy raz postanowił poddać się temu co mu serce dyktuje. Może ono go nie zdradzi. Wyciągnął powoli swoją drżącą rękę w kierunku dziewczyny i przyłożył ją do jej karku.
-To jest cholerną motywacją... nawet nie wiesz jak wielką- Czy to nie on sam sobie wymyślił tej przeszkody która nie pozwalała mu jej dotknąć. A może po prostu próbował jakoś ukryć swój strach przed tym co mogło by się zdarzyć gdyby jego ręka dotknęła tego światła. Nachylił się delikatnie nad nią i oparł swoje czoło o jej wpatrując się w jej fiołkowe oczy.
-Jestem oszustem... próbuję okłamać samego siebie po przez oszukiwanie innych, ale tobie ani razu nie skłamałem. Ani z tym, że zabiorę cię kiedyś w te wszystkie miejsca, że jestem cały twój, że pragnę ciebie ochronić przed wszystkim, ale przed jednym nie jestem w stanie- Wyszeptał a ona mogła wyczuć jego ciepły oddech na swojej twarzy.
-Nie umiem ciebie ochronić przed sobą samym, ale z drugiej strony nie chcę tego robić bo to by oznaczało, że bym musiał ciebie usnąć ze swojego życia, a wtedy bym zginął- I w końcu uderzył w tą barierę tak mocno, że przebił się do niej, poczuł to, wyraźnie to czuł. Zbliżył się do niej jeszcze trochę i bardzo delikatnie i ostrożnie musnął swoimi wargami jej usteczka. Było to niemalże nie wyczuwalne, ale jednak on poczuł jak serce szybciej mu zabiło chcąc się wyrwać na wolność i odtańczyć taniec radości.
-Ale z ciebie kretyn Kyo- Mruknął cicho w myślach i zacisnął delikatnie dłonie w pięści. W końcu podszedł do niej. Czuł, że nogi ma jak z waty. Pierwszy raz wyłączył swój umysł, pierwszy raz postanowił poddać się temu co mu serce dyktuje. Może ono go nie zdradzi. Wyciągnął powoli swoją drżącą rękę w kierunku dziewczyny i przyłożył ją do jej karku.
-To jest cholerną motywacją... nawet nie wiesz jak wielką- Czy to nie on sam sobie wymyślił tej przeszkody która nie pozwalała mu jej dotknąć. A może po prostu próbował jakoś ukryć swój strach przed tym co mogło by się zdarzyć gdyby jego ręka dotknęła tego światła. Nachylił się delikatnie nad nią i oparł swoje czoło o jej wpatrując się w jej fiołkowe oczy.
-Jestem oszustem... próbuję okłamać samego siebie po przez oszukiwanie innych, ale tobie ani razu nie skłamałem. Ani z tym, że zabiorę cię kiedyś w te wszystkie miejsca, że jestem cały twój, że pragnę ciebie ochronić przed wszystkim, ale przed jednym nie jestem w stanie- Wyszeptał a ona mogła wyczuć jego ciepły oddech na swojej twarzy.
-Nie umiem ciebie ochronić przed sobą samym, ale z drugiej strony nie chcę tego robić bo to by oznaczało, że bym musiał ciebie usnąć ze swojego życia, a wtedy bym zginął- I w końcu uderzył w tą barierę tak mocno, że przebił się do niej, poczuł to, wyraźnie to czuł. Zbliżył się do niej jeszcze trochę i bardzo delikatnie i ostrożnie musnął swoimi wargami jej usteczka. Było to niemalże nie wyczuwalne, ale jednak on poczuł jak serce szybciej mu zabiło chcąc się wyrwać na wolność i odtańczyć taniec radości.
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 5:08 am
- Więc czego się boisz? - Zupełnie jakby czytała w twoich myślach, prawda? Ale taka właśnie była prawda. Skoro to wiesz, to dlaczego niby drzemie w tobie lęk? Przecież popatrz na nią - niby taka drobna, przecież niższa nawet od ciebie, chociaż była starsza, niby stworzona z porcelany, a jednak... to ty przy niej byłeś tym bezbronnym i małym, tym, którego się obejmowało ręką i pomagało i komu służono swoją siłą, bo tak się powinno robić. I o to właśnie chodzi. Ktoś tak zniszczony nigdy nie zostanie podniesiony przez kogoś, kto jest równie zraniony przez życie - będą siebie tak naprawdę tylko niszczyć. Nie może być takiej siły obok takiej siły, jeśli próbuje się kogoś uratować, inaczej obie całkowicie zanikną, tracąc już jakiekolwiek siły do życia i motywację. Kiedy zaczynało się kogoś podnosić, nie mogło się też próbować chronić wszystkich wokół i im też podawać dłoń - ręce są tylko dwie, więc można się skupić tylko na jednej osobie, bo jeszcze trzeba się było zatroszczyć o siebie. Neve po raz pierwszy czegoś naprawdę pragnęła i po raz pierwszy w życiu podjęła decyzję tylko na swoich uczuciach, potrzebach i pragnieniach, kierując się nie wolą i chęcią ojca, a tym, co sama w sobie znajdywała. Czemu miałaby czegoś więc żałować? Miała to, co dostawało każde dziecko, kiedy się rodziło - nieśmiertelność, nieskończoną młodość i moc, by władać światem, mając go pod swoimi stopami. Przecież przespała w spokoju tyle lat... czy to dziwne, że ten, który ją obudził, tak szybko skradł jej serce?
Kiedy tylko złapała jego oczy, nie opuściła z nich spojrzenia nawet przez chwilę, wydawało się, że nawet nie mruga - w tym spojrzeniu była ta moc, ta jej część, która przedstawiała władczość i zdecydowanie w momentach takich, jak te, kiedy tego wymagała sytuacja, ponieważ chciała ratować coś dla siebie drogiego, a to coś... ten ktoś raczej... postanawiało ranić samego siebie. Miała się więc nad nim użalać i głaskać po głowie, patrząc, jak to robi? Nie. Nawet jeśli prawda miałaby go bardziej zaboleć, to była dla niego lepsza - wystarczyło, że okłamywał samego siebie, a przez to wszystkich wokół. Ona była dla niego otwarta.
Chciała coś powiedzieć, ale jej oczy zabłyszczały, tracąc ten mocny rezon wobec słów, które usłyszała i które sprawiały, że teraz to ona znów poczuła się tą małą, bezpieczną dzięki jego bliskości, obietnicom i tym, jak zaoferował samego siebie - więc i topniała, bo nawet Śnieżna Księżna miała swój kres wytrzymałości... każdy człowiek je miał - Kyohei sam tak powiedział.
Zadrżała, patrząc w jego oczy i jak się zbliżał, czując jak jego usta dotykają jej - wyciągnęła dłonie, żeby położyć je na jego jego barkach i zacisnąć na materiale kurtki palce, żeby czasem nie odważył się teraz uciekać, albo żeby nie okazał się tylko imaginacją jej umysłu w wielkim i pięknym, ale samotnym ogrodzie - przez chwilę zapomniała, jak się oddycha, a kiedy sobie przypomniała, jej serce rozpędziło się tak, że gwałtowny napływ krwi wprawił ją w wirowanie świata i uczucie niepewności grunt pod nogami. Rozchyliła lekko wargi, którymi poruszyła lekko, jakby chciała coś powiedzieć, ale tym razem słów jej zabrakło.
Kiedy tylko złapała jego oczy, nie opuściła z nich spojrzenia nawet przez chwilę, wydawało się, że nawet nie mruga - w tym spojrzeniu była ta moc, ta jej część, która przedstawiała władczość i zdecydowanie w momentach takich, jak te, kiedy tego wymagała sytuacja, ponieważ chciała ratować coś dla siebie drogiego, a to coś... ten ktoś raczej... postanawiało ranić samego siebie. Miała się więc nad nim użalać i głaskać po głowie, patrząc, jak to robi? Nie. Nawet jeśli prawda miałaby go bardziej zaboleć, to była dla niego lepsza - wystarczyło, że okłamywał samego siebie, a przez to wszystkich wokół. Ona była dla niego otwarta.
Chciała coś powiedzieć, ale jej oczy zabłyszczały, tracąc ten mocny rezon wobec słów, które usłyszała i które sprawiały, że teraz to ona znów poczuła się tą małą, bezpieczną dzięki jego bliskości, obietnicom i tym, jak zaoferował samego siebie - więc i topniała, bo nawet Śnieżna Księżna miała swój kres wytrzymałości... każdy człowiek je miał - Kyohei sam tak powiedział.
Zadrżała, patrząc w jego oczy i jak się zbliżał, czując jak jego usta dotykają jej - wyciągnęła dłonie, żeby położyć je na jego jego barkach i zacisnąć na materiale kurtki palce, żeby czasem nie odważył się teraz uciekać, albo żeby nie okazał się tylko imaginacją jej umysłu w wielkim i pięknym, ale samotnym ogrodzie - przez chwilę zapomniała, jak się oddycha, a kiedy sobie przypomniała, jej serce rozpędziło się tak, że gwałtowny napływ krwi wprawił ją w wirowanie świata i uczucie niepewności grunt pod nogami. Rozchyliła lekko wargi, którymi poruszyła lekko, jakby chciała coś powiedzieć, ale tym razem słów jej zabrakło.
- Kyohei Takano
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 8:37 am
Chłopak uśmiechnął się lekko, a więc jednak to zrobił. Odważył się na ten krok w jedną wielką niewiadomą. Dopiero z czasem mieli się przekonać o tym, że ten wybór przyniesie im kolorową tęczę czy może raczej sprowadzi na ich głowę burzę z piorunami. Teraz jednak kompletnie nie chciał się przejmować. Przyciągnął delikatnie dziewczynę w swoim kierunku i objął delikatnie.
-Mam nadzieje, że takie zaufanie ci wystarczy- Wyszeptał jej do ucha wtulając swoją twarz w jej szyję.
-Teraz ty masz wszystko co jest mi drogie w swoich rękach. Masz mnie... całego większym zaufaniem już nie potrafię nikogo obdarzyć- Dziewczyna mogła poczuć jak jego dłonie zaciskają się lekko na jej plecach. Nie odezwał się już słowem bo uznał, że w tej chwili było to zbędne. Pozwolił aby delikatne drżenie jego ciała mówiło za niego. Chciał by jej opisać to co do niej czuł, ale w tej chwili nie potrafił. Niby było to proste uczucie, ale takie trudne do opisania.
-Jesteś dla mnie wszystkim- Odsunął się w końcu od niej i ponownie popatrzył w jej fiołkowe oczy które tak bardzo lubił. Ponownie zbliżył się do jej twarzy i po raz wtóry złożył delikatny pocałunek na jej ustach, ale ten był już znacznie odważniejszy i pewniejszy. W końcu za pierwszym razem nie uciekła mu a to był dobry znak. Tak naprawdę chłopak zaryzykował naprawdę dużo. Postawił na szali ich znajomość bo co by było gdyby dziewczyna tego nie odwzajemniała. Pewnie wszystko by prysło jak bańka mydlana.
-Mam nadzieje, że takie zaufanie ci wystarczy- Wyszeptał jej do ucha wtulając swoją twarz w jej szyję.
-Teraz ty masz wszystko co jest mi drogie w swoich rękach. Masz mnie... całego większym zaufaniem już nie potrafię nikogo obdarzyć- Dziewczyna mogła poczuć jak jego dłonie zaciskają się lekko na jej plecach. Nie odezwał się już słowem bo uznał, że w tej chwili było to zbędne. Pozwolił aby delikatne drżenie jego ciała mówiło za niego. Chciał by jej opisać to co do niej czuł, ale w tej chwili nie potrafił. Niby było to proste uczucie, ale takie trudne do opisania.
-Jesteś dla mnie wszystkim- Odsunął się w końcu od niej i ponownie popatrzył w jej fiołkowe oczy które tak bardzo lubił. Ponownie zbliżył się do jej twarzy i po raz wtóry złożył delikatny pocałunek na jej ustach, ale ten był już znacznie odważniejszy i pewniejszy. W końcu za pierwszym razem nie uciekła mu a to był dobry znak. Tak naprawdę chłopak zaryzykował naprawdę dużo. Postawił na szali ich znajomość bo co by było gdyby dziewczyna tego nie odwzajemniała. Pewnie wszystko by prysło jak bańka mydlana.
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Gru 03, 2014 9:24 am
Postąpiła ten jeden, minimalny kroczek do przodu jedną i drugą nogą, kiedy ją bliżej do siebie przyciągnął, zaciskając palce jeszcze mocniej na jego kurtce, zupełnie zszokowana, a zarazem mając w sobie coś, co krzyczało: "tak, tak, tak!", ale nie potrafiła zupełnie tego zrozumieć. Co się w zasadzie stało? Jak to się stało, kiedy? Przecież wcale nie zrobił tego nagle, niespodziewanie, poza tym to, co jej powiedział, jak przyznał się do prawdy, robiąc wreszcie rachunek sumienia i otwierając się - huk bramy, którą nagle pchnął, ogłuszyła ją zupełnie i nie potrafiła dowierzyć we wspaniałość lśniącej zbroi rycerza, który jej się objawił. Kolejny głębszy oddech, pozwoliła sobie go puścić, ale tylko na chwilkę, żeby również go objąć i zacisnąć palce na jego plecach - na szczęście przez tą chwilę jej nie uciekł i nie nabrał na niematerialności...
I kiedy znów sięgnął do jej ust przycisnęła się do niego i sięgnęła po jego wargi swoimi, zamykając oczy, rozluźniając wszystkie mięśnie... Dla tej chwili się urodziła, prawda? Po to istniała, żeby trafić w ramiona tego mężczyzny i potrząsnąć nim trochę, ofiarować ciepła, którego potrzebował... Jeśli to nie jest przeznaczenie, że dwie osoby z tak różnych światów, środowisk, kompletnie innych krajów i kultur się spotkały, rozświetlając swe wnętrze uczuciem, to co, przypadek? Istnieją aż tak wielkie przypadki? Neve w to nie wierzyła.
Tym nie mniej nie miała pojęcia, co mu odpowiedź - jego słowa i czyny zagłuszały całą jej świadomość i nagle ta, która zawsze wiedziała, co powiedzieć i potrafiła tyle gadać, kompletnie umilkła - oto, jak się rzuca czary... a Kyo tak nieśmiało mówił, że na czarowaniu się nie zna, no proszę...
- Przez Ciebie... - Wyszeptała tak znienawidzone przez niego słowa. - ...jestem szczęśliwa. - A jednak pociągnęła nosem i w jej oczach pojawiły się łzy z nadmiaru tych pozytywnych emocji. Ze szczęścia też można płakać. Płacz to nic złego. Dobrze, że tych rumieńców nie było widać, bo by była w tej chwili cała czerwona.
I kiedy znów sięgnął do jej ust przycisnęła się do niego i sięgnęła po jego wargi swoimi, zamykając oczy, rozluźniając wszystkie mięśnie... Dla tej chwili się urodziła, prawda? Po to istniała, żeby trafić w ramiona tego mężczyzny i potrząsnąć nim trochę, ofiarować ciepła, którego potrzebował... Jeśli to nie jest przeznaczenie, że dwie osoby z tak różnych światów, środowisk, kompletnie innych krajów i kultur się spotkały, rozświetlając swe wnętrze uczuciem, to co, przypadek? Istnieją aż tak wielkie przypadki? Neve w to nie wierzyła.
Tym nie mniej nie miała pojęcia, co mu odpowiedź - jego słowa i czyny zagłuszały całą jej świadomość i nagle ta, która zawsze wiedziała, co powiedzieć i potrafiła tyle gadać, kompletnie umilkła - oto, jak się rzuca czary... a Kyo tak nieśmiało mówił, że na czarowaniu się nie zna, no proszę...
- Przez Ciebie... - Wyszeptała tak znienawidzone przez niego słowa. - ...jestem szczęśliwa. - A jednak pociągnęła nosem i w jej oczach pojawiły się łzy z nadmiaru tych pozytywnych emocji. Ze szczęścia też można płakać. Płacz to nic złego. Dobrze, że tych rumieńców nie było widać, bo by była w tej chwili cała czerwona.
- Kyohei Takano
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Czw Gru 04, 2014 12:43 am
I ta siła niszczycielska za którą się miał do tej pory, jednak coś stworzyła. Nie było do końca jasne czy to był przypadek czy wszystko było już wcześniej zaplanowane, ale jedno było pewne. Ta ich bajka tak naprawdę zaczynała się w tej chwili. A może to był tylko kolejny rozdział. Chłopak nie znał zakończenia tej historii, i w tej chwili nie chciał go poznawać. Wolał żyć w przekonaniu, że na końcu tej książki znajdą się te słowa które kończą każdą bajkę "i żyli długo i szczęśliwie", ale aby do tego dojść na pewno będą musieli pokonać wiele złych czarownic, okrutne smoki które będą chciały zagrozić ich bezpieczeństwu.
Ludzie mówili, że takie historie podobno nie maja odbicia w realnym świecie a tutaj proszę. Ona bogata, obyta w kulturze, nauczona wielu rzeczy które dla chłopaka były obce. On z kolei zwykły chłopak z ulicy, jedyne co miał przy sobie to piętnaście galeonów i świeże powietrze. To był cały jego dobytek. Jedyne co mógł dać dziewczynie to siebie i obietnice, że zrobi wszystko aby była szczęśliwa.
-K... kocham cię- Wyszeptał cicho do jej ucha. W głowie chłopaka na pewno zapisze się ten śnieżny dzień, który postanowił zrobić im takiego psikusa. Złączył dwie osoby które tak naprawdę nigdy nie miały być razem... co więcej nie powinny być razem. Może ktoś tam na górze wierzył w ich siłę jaką mieli kiedy stawali obok siebie, i wiedział, że sobie dadzą radę ze wszystkim. Nie był niczego pewien, nie wiedział czy nie dostanie po łbie za to co zrobił, czy ona przypadkiem na tym nie ucierpi... z resztą nie myślał o tym za bardzo. Pierwszy raz postanowił być samolubny i pomyśleć o swoim szczęściu, o tym czego on potrzebuję.
-No... to teraz może być już tylko gorzej- Zażartował delikatnie i potargał jej włoski na głowie.
Ludzie mówili, że takie historie podobno nie maja odbicia w realnym świecie a tutaj proszę. Ona bogata, obyta w kulturze, nauczona wielu rzeczy które dla chłopaka były obce. On z kolei zwykły chłopak z ulicy, jedyne co miał przy sobie to piętnaście galeonów i świeże powietrze. To był cały jego dobytek. Jedyne co mógł dać dziewczynie to siebie i obietnice, że zrobi wszystko aby była szczęśliwa.
-K... kocham cię- Wyszeptał cicho do jej ucha. W głowie chłopaka na pewno zapisze się ten śnieżny dzień, który postanowił zrobić im takiego psikusa. Złączył dwie osoby które tak naprawdę nigdy nie miały być razem... co więcej nie powinny być razem. Może ktoś tam na górze wierzył w ich siłę jaką mieli kiedy stawali obok siebie, i wiedział, że sobie dadzą radę ze wszystkim. Nie był niczego pewien, nie wiedział czy nie dostanie po łbie za to co zrobił, czy ona przypadkiem na tym nie ucierpi... z resztą nie myślał o tym za bardzo. Pierwszy raz postanowił być samolubny i pomyśleć o swoim szczęściu, o tym czego on potrzebuję.
-No... to teraz może być już tylko gorzej- Zażartował delikatnie i potargał jej włoski na głowie.
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Czw Gru 04, 2014 2:25 am
Może mówią tak dlatego, że chcą, aby nie miały miejsca - wiele biednych dziewcząt marzy o pokochaniu księcia z bajki, który wyrwie je z bagna i powiedzie do wspaniałego zamku, którego stajnie wypełnione będą najpiękniejszymi rumakami, pokoje wypełnione służbą i gośćmi z samej śmietanki politycznej i kulturalnej, zaś spiżarnie po brzegi pełne najwykwintniejszych dań, natomiast herbata jest tą specjalnie importowaną z Indii, najlepszą z najlepszych, rosnącą na prywatnych polach tuż obok pól kawowych. Tym nie mniej co potem mówi ojciec i matka takiego księcia? "Wyrzuć ją na bruk, ona nieczystej krwi, z biednej rodziny, nie potrzebujemy takiej!" - i szybko aranżują ślub z jakąś bogatą panienką, która zapewni rodzinie dodatkowe wpływy i kontakty. A potem dusili wszystkie plotki, że taka miłość w ogóle zaistniała, bo byłby to zwyczajny skandal, który zniszczyłby ich reputację.
- Trzymaj mnie mocno, słabo mi. - Wyszeptała, czując naprawdę, jak jej kolana się pod nią uginają, gotowa poddać się cała sile tego, który ją teraz trzymał - ufała mu, tak bardzo mu ufała, cokolwiek by nie robił, ona by na niego czekała, mając pewność, że nigdy nie uczyniłby nic na przekór jej - czy to nie zabawna naiwność? Tak naprawdę ile czasu się oni znali? W zasadzie oboje nie byli pewni, co lubią, jakie jest ich ulubione danie, oboje do tej pory śnili dziwny sen, z którego nagle się wynurzyli, a sen ten był koszmarem. Może na tym właśnie polega karma?
- Światło słoneczne zakrada się
Oświetla naszą skórę
Obserwujemy jak mija dzień
Opowieści o tym, co robiliśmy
Sprawiały że myślałam o Tobie...
Sprawiały że myślałam o Tobie...
Trudno powiedzieć, żeby to zaśpiewała, był to raczej szept, tak delikatny, jak te płatki, które leniwie opadały na ich sylwetki - zamknęła oczy, pozwalając sobie trwać w tej chwili, która nadal wydawała jej się całkiem nierealna.
Odchyliła się lekko do tyłu, mając pewność, że jej nie puści i dopiero wtedy rozchyliła powieki, uśmiechając się.
- Kyohei Takano... k... kocham cię. - Zamknęła powieki i zmarszczyła nosek w wesołym, szczęśliwym uśmiechu.
- Trzymaj mnie mocno, słabo mi. - Wyszeptała, czując naprawdę, jak jej kolana się pod nią uginają, gotowa poddać się cała sile tego, który ją teraz trzymał - ufała mu, tak bardzo mu ufała, cokolwiek by nie robił, ona by na niego czekała, mając pewność, że nigdy nie uczyniłby nic na przekór jej - czy to nie zabawna naiwność? Tak naprawdę ile czasu się oni znali? W zasadzie oboje nie byli pewni, co lubią, jakie jest ich ulubione danie, oboje do tej pory śnili dziwny sen, z którego nagle się wynurzyli, a sen ten był koszmarem. Może na tym właśnie polega karma?
- Światło słoneczne zakrada się
Oświetla naszą skórę
Obserwujemy jak mija dzień
Opowieści o tym, co robiliśmy
Sprawiały że myślałam o Tobie...
Sprawiały że myślałam o Tobie...
Trudno powiedzieć, żeby to zaśpiewała, był to raczej szept, tak delikatny, jak te płatki, które leniwie opadały na ich sylwetki - zamknęła oczy, pozwalając sobie trwać w tej chwili, która nadal wydawała jej się całkiem nierealna.
Odchyliła się lekko do tyłu, mając pewność, że jej nie puści i dopiero wtedy rozchyliła powieki, uśmiechając się.
- Kyohei Takano... k... kocham cię. - Zamknęła powieki i zmarszczyła nosek w wesołym, szczęśliwym uśmiechu.
- Kyohei Takano
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Czw Gru 04, 2014 3:46 am
W tej chwili byli niczym ten Romeo i Julia. Ona z rodu tych którzy dbali o czystą krew, on z tych którym było wszystko jedno. Niestety te dwie rodziny nie miały prawa nigdy dojść do porozumienia. A oni musieli walczyć o swoje szczęście z najbliższymi. W sumie ona musiała, bo on nie miał już nikogo bliskiego tylko ją, ale nie ważne co by się działo będzie zawsze przy niej, i będzie ją chronił.
-Mam nadzieję, że mówisz to z pełną świadomością tego co może nas spotkać kiedy w końcu twoja rodzina o tym się dowie- Usłyszał na ten temat wystarczając dużo historii aby móc wyciągnąć wnioski. Na pewno nie zgodzą się na to aby ich córka, jeszcze w dodatku tak piękna córka związała się z jakimś tam mugolakiem... co więcej mugolakiem który jest po prostu na marginesie społecznym i dla takich ludzi jak on jest mało znaczącą istotą, która może sobie żyć obok, ale jeżeli wejdzie w drogę... albo co gorsza do domu to trzeba ją potraktować jak insekta, rozgnieść i wyrzucić.
-Ale już powiedziałem kiedyś. Nie obchodzi mnie twój ojciec... nie zrezygnuję z ciebie za nic. Chyba, że takie będzie twoje życzenie- Ona miała tą moc sprawczą, że ta bajka mogła się zakończyć w każdej chwili. Za sprawą jednego słowa mogli by się obudzić z tego snu, a fabuła tych wydarzeń została by tylko mgiełką wspomnienia która od czasu do czasu pojawia się w trudnych chwilach aby pomóc rozpocząć od nowa życie.
Co z tego, że się nie znali, ale za to rozumieli się doskonale. Z resztą jeszcze zawsze mogą to nadgonić, przez ten cały czas mogą poznać się jeszcze dokładnie. Jeżeli Neve nie odstraszyło te kilka faktów o Kyo, a jego o Neve raczej nie było opcji aby wydarzyło się jeszcze coś takiego co by sprawiło, że nagle by się od siebie odsunęli.
Chłopak objął ją delikatnie w pasie opierając swoją głowę o jej ramię. Chciał po prostu tak stać i tyle, był szczęśliwy, pierwszy raz od dłuższego czasu czuł to szczęście, przyjemne ciepło które rozpływało się po całym jego ciele topiąc odłamki szkła w jego sercu.
-Mam nadzieję, że mówisz to z pełną świadomością tego co może nas spotkać kiedy w końcu twoja rodzina o tym się dowie- Usłyszał na ten temat wystarczając dużo historii aby móc wyciągnąć wnioski. Na pewno nie zgodzą się na to aby ich córka, jeszcze w dodatku tak piękna córka związała się z jakimś tam mugolakiem... co więcej mugolakiem który jest po prostu na marginesie społecznym i dla takich ludzi jak on jest mało znaczącą istotą, która może sobie żyć obok, ale jeżeli wejdzie w drogę... albo co gorsza do domu to trzeba ją potraktować jak insekta, rozgnieść i wyrzucić.
-Ale już powiedziałem kiedyś. Nie obchodzi mnie twój ojciec... nie zrezygnuję z ciebie za nic. Chyba, że takie będzie twoje życzenie- Ona miała tą moc sprawczą, że ta bajka mogła się zakończyć w każdej chwili. Za sprawą jednego słowa mogli by się obudzić z tego snu, a fabuła tych wydarzeń została by tylko mgiełką wspomnienia która od czasu do czasu pojawia się w trudnych chwilach aby pomóc rozpocząć od nowa życie.
Co z tego, że się nie znali, ale za to rozumieli się doskonale. Z resztą jeszcze zawsze mogą to nadgonić, przez ten cały czas mogą poznać się jeszcze dokładnie. Jeżeli Neve nie odstraszyło te kilka faktów o Kyo, a jego o Neve raczej nie było opcji aby wydarzyło się jeszcze coś takiego co by sprawiło, że nagle by się od siebie odsunęli.
Chłopak objął ją delikatnie w pasie opierając swoją głowę o jej ramię. Chciał po prostu tak stać i tyle, był szczęśliwy, pierwszy raz od dłuższego czasu czuł to szczęście, przyjemne ciepło które rozpływało się po całym jego ciele topiąc odłamki szkła w jego sercu.
- Neve Collins
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Czw Gru 04, 2014 4:22 am
Przesunęła jedną dłoń z jego pleców na jego potylicę, by delikatnym ruchem zacząć gładzić jego suche już, gładkie kosmyki włosów, zbierając te niesforne, piękne i miękkie diamenty płynące z chmur, które zdążyły na jego ciemne włosy opaść, by był spokojny i świadom tego, że może tak zostać w jej objęciach, ile tylko zapragnie, ponieważ ona nie zamierza go od siebie odsunąć, nie zamierza go łatwo puścić i zrezygnować tak po prostu - jakaż to musiała być sensacja dla tych wszystkich przechodzących obok, na tej uliczce - Kyohei Takano, ten wielki buntownik, z tą Porcelanową Laleczką z mało lubianej, sławnej ze swej agresji i szaleństwa, rodziny Collinsów - razem, dwa węże na uboczu, tak jak wszyscy inni ich spychali na margines, nie chcąc się z nimi zadawać, nauczyciele woleli się ładnie uśmiechać i omijać, żeby nie było problemu - z jego strony z paskudnym zachowanie, z jej - z rodziną, która choć mieszkała daleko stąd, to przecież główny ród miał swe korzenie właśnie tutaj, w Anglii.
- To prawda, że będę się bać o Ciebie, jednak nigdy nie będę miała życzenia, byś zniknął... Jak mogłabym cię chronić, jeślibym odeszła..? Wtedy strach pożarłby mnie do reszty. - Można chronić to, co cenne, tylko będąc przy tej osobie, w innym wypadku... Trudno było o tym choćby mówić. - Obiecuję. - Wiele obietnic zaczynało ich wiązać, ale jakoś Neve wcale nie czuła się tak, jakby zaczepiały one obciążniki na jej skrzydłach, wręcz przeciwnie - czuła się przez nie spokojniejsza, ponieważ tak jak sama ich dotrzymywała, tak sama ich wymagała i wierzyła w ich bez sprzeczność.
- To prawda, że będę się bać o Ciebie, jednak nigdy nie będę miała życzenia, byś zniknął... Jak mogłabym cię chronić, jeślibym odeszła..? Wtedy strach pożarłby mnie do reszty. - Można chronić to, co cenne, tylko będąc przy tej osobie, w innym wypadku... Trudno było o tym choćby mówić. - Obiecuję. - Wiele obietnic zaczynało ich wiązać, ale jakoś Neve wcale nie czuła się tak, jakby zaczepiały one obciążniki na jej skrzydłach, wręcz przeciwnie - czuła się przez nie spokojniejsza, ponieważ tak jak sama ich dotrzymywała, tak sama ich wymagała i wierzyła w ich bez sprzeczność.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|