- Alistaire Mulciber
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Sty 27, 2016 11:36 pm
Przesłuchania były istną zmorą uczniów Hogwartu. Dotknięci przez systemową niesprawiedliwość najbardziej zostali Ślizgoni - w końcu to oni przecież wszyscy byli poplecznikami Lorda Voldemorta, czyż nie? Błagam. Tylko kretyn założyłby, że ktokolwiek z Domu Węża pozostawiłby po swej zbrodni najmniejsze ślady. To tak, jak gdyby oczekiwać, że jakikolwiek Krukon pozostawi choćby jedną biblioteczną księgę w stanie nieprzeczytania. Nie jestem pewien, czy obsesja dyrektora bardziej mnie wówczas bawiła czy też może rozwścieczała. Wierzcie lub nie, pod skrzydłami Slytherina znajdzie się miejsce na lojalność. Byłem Ślizgonem, więc obelga Dumbledore'a nabrała dość personalnego wydźwięku.
Oczywiście, nie omieszkałem powiadomić tatusia o tej bezczelności.
Pamiętałem, by pisać do mojego pana ojca co najmniej raz w tygodniu. Czasem odpowiadał dopiero na drugi dzień, a mnie rozpierała potrzeba jego niepodzielnej uwagi. Wystarczyło jednakże tylko jedno słowo taty, a ja już wybaczałem mu każde przestępstwo. Zdarzało się, że w swych opóźnionych listach opowiadał mi o swych nowych zwierzątkach, które przyprowadzał do domu.
Pisał, jak strasznie przeżył ich śmierć, jak bardzo niespodziewanym była wydarzeniem. Pomimo tego, że mój Senior nie mógł pozwolić sobie na wiele, zdania napisane jego dłonią przywabiały rumieńce. Och, jakże tęskniłem za rodzinną posiadłością, za silnymi ramionami swego ojca. Na szczęście do wakacji nie zostało już wiele czasu, a powrót dziedzica do domu niewątpliwie zostanie odpowiednio uhonorowany.
Póki co, nie pozostało mi wiele, ponad zapełnianie dłużących się godzin i dni bezcelowym włóczeniem się po zamku. Tylko niektóre z lekcji ratowały mnie przed pogrążeniem się w męczącej nudzie. Jeżeli ktoś, lub coś - cokolwiek - może mnie uratować, to HALO! TUTAJ JESTEM!
O, czy to niebiosa zesłały mi tę urodziwą dziewuszkę? Czy może była prezentem od tatusia? Nosiła jakąś cienką chustę, którą mógłbym z łatwością zawiązać wokół jej bladego gardła. Meh, nic ciekawego. Taka śmierć była zbyt czysta - już nawet preparowanie ingrediencji pod okiem profesor Sprout było bardziej satysfakcjonujące.
- Dzień dobry - przywitałem się, jak na czystokrwistego czarodzieja przystało. Nawet nie zauważyłem padającego deszczu, nim nie spojrzałem na przemoczone włosy dziewczyny. Moje musiały wyglądać podobnie. - Pogoda trochę nam się zepsuła.
Tę pogodę miałem głęboko… w jelicie, aczkolwiek bardzo przypominała mój obecny stan emocjonalny. Ja co prawda nie płakałem, bo tak żałosne zachowanie niewątpliwie zawstydziłoby tatusia. Ale na pewno miałem ochotę nalać na tę całą szkolną społeczność, która nie równała się towarzystwie mego ojca.
Oczywiście, nie omieszkałem powiadomić tatusia o tej bezczelności.
Pamiętałem, by pisać do mojego pana ojca co najmniej raz w tygodniu. Czasem odpowiadał dopiero na drugi dzień, a mnie rozpierała potrzeba jego niepodzielnej uwagi. Wystarczyło jednakże tylko jedno słowo taty, a ja już wybaczałem mu każde przestępstwo. Zdarzało się, że w swych opóźnionych listach opowiadał mi o swych nowych zwierzątkach, które przyprowadzał do domu.
Pisał, jak strasznie przeżył ich śmierć, jak bardzo niespodziewanym była wydarzeniem. Pomimo tego, że mój Senior nie mógł pozwolić sobie na wiele, zdania napisane jego dłonią przywabiały rumieńce. Och, jakże tęskniłem za rodzinną posiadłością, za silnymi ramionami swego ojca. Na szczęście do wakacji nie zostało już wiele czasu, a powrót dziedzica do domu niewątpliwie zostanie odpowiednio uhonorowany.
Póki co, nie pozostało mi wiele, ponad zapełnianie dłużących się godzin i dni bezcelowym włóczeniem się po zamku. Tylko niektóre z lekcji ratowały mnie przed pogrążeniem się w męczącej nudzie. Jeżeli ktoś, lub coś - cokolwiek - może mnie uratować, to HALO! TUTAJ JESTEM!
O, czy to niebiosa zesłały mi tę urodziwą dziewuszkę? Czy może była prezentem od tatusia? Nosiła jakąś cienką chustę, którą mógłbym z łatwością zawiązać wokół jej bladego gardła. Meh, nic ciekawego. Taka śmierć była zbyt czysta - już nawet preparowanie ingrediencji pod okiem profesor Sprout było bardziej satysfakcjonujące.
- Dzień dobry - przywitałem się, jak na czystokrwistego czarodzieja przystało. Nawet nie zauważyłem padającego deszczu, nim nie spojrzałem na przemoczone włosy dziewczyny. Moje musiały wyglądać podobnie. - Pogoda trochę nam się zepsuła.
Tę pogodę miałem głęboko… w jelicie, aczkolwiek bardzo przypominała mój obecny stan emocjonalny. Ja co prawda nie płakałem, bo tak żałosne zachowanie niewątpliwie zawstydziłoby tatusia. Ale na pewno miałem ochotę nalać na tę całą szkolną społeczność, która nie równała się towarzystwie mego ojca.
- Esmeralda Moore
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pią Sty 29, 2016 8:12 pm
Człowiek który z boku obserwował te wesołe pląsy dziewczyny bez problemów mógł by usłyszeć w swojej głowie dziecinne wyliczanki, albo niewinne śmiechy mówiące 'nie dogonisz mnie nigdy". Było w tym zaiste dużo prawdy, bowiem dziewczyna zachowywała się niczym mgła. Każdy ją widział, chociaż raz w całym swoim życiu doświadczył takiego zjawiska, każdy też wiedział o jej istnieniu, ale jeszcze nikt nigdy w życiu nie posiadał jej na własność. Nawet Sahir który najwyraźniej usilnie próbował złapać tą mgłę w słoik i zakręcić szczelnie, do tej pory mu się to nie udało. Cyganka nadal mu się wymykała spomiędzy palców. Nie miał nad nią tak naprawdę żadnej kontroli. Robiła co chciała. Czy przemieniając ją w wampira miał nadzieję, że jej światło w końcu zgaśnie, że osiągnie to co chciał osiągnąć, udowodni jej, że te dzieci nocy nie mogą żyć w pełnym świetle. I chociaż promienie słońca raniły bardzo mocno, to dziewczyna zrozumiała jedno. Nie może sobie pozwolić na to aby w jej duszy zapanował mrok. Jeżeli schowa się zupełnie w cieniu zatraci tak naprawdę samą siebie. W naszym życiu mrok i światło były tak samo potrzebne. Jednak jedno od drugiego nigdy nie może być ważniejsze. Równowaga w świecie jak i w nas samych powinna była zostać zachowana. A dziewczyna w tej chwili miała całkiem poważne plany. Chciała nauczyć się przebywać pomiędzy tymi światami. Między mrokiem i jasnością, między dniem a nocą.
Spomiędzy dźwięku spadających kropel do uszu dziewczyny doszedł czyiś głos. Zatrzymała się nagle, po czym odwróciła się gwałtownie w stronę przybysza. Esmeralda posłała w kierunku chłopaka delikatny i przyjazny uśmiech.
-Witaj- Odpowiedziała na jego przywitanie po czym przełożyła sobie całkiem przemoczone włosy przez ramię. Gdyby tylko wiedziała jakie myśli krążyły po twej głowie, pewnie inaczej by chciała przeprowadzić tą rozmowę. A gdybyś ty wiedział z kim w tej chwili tak naprawdę rozmawiasz, czy dalej by takie myśli krążyły by po twoim umyśle?
-Nie wydaje mi się aby się zepsuła. To ludzie lubią nazywać zepsutym coś na co wpływu nie mogą mieć. A dla niektórych nie ma nic bardziej denerwującego niż brak wpływu- Wszystko na tym świecie miało swój urok. Każde drzewo, każde źdźbło trawy, i każda kropla deszczu miało jakąś swoją określoną rolę. I nawet zepsute krzesło nie zepsuło się bez przyczyny. Cóż fakt, dziewczyna patrzyła na ten świat w zupełnie odmienny sposób niż inny ludzie. Może dlatego nie wiele osób było w stanie zrozumieć to co siedzi w jej głowie. Może dlatego każdy kogo spotkała próbował zniszczyć jej ogród, bowiem nikt nie mógł znaleźć w nim nic znajomego.
Spomiędzy dźwięku spadających kropel do uszu dziewczyny doszedł czyiś głos. Zatrzymała się nagle, po czym odwróciła się gwałtownie w stronę przybysza. Esmeralda posłała w kierunku chłopaka delikatny i przyjazny uśmiech.
-Witaj- Odpowiedziała na jego przywitanie po czym przełożyła sobie całkiem przemoczone włosy przez ramię. Gdyby tylko wiedziała jakie myśli krążyły po twej głowie, pewnie inaczej by chciała przeprowadzić tą rozmowę. A gdybyś ty wiedział z kim w tej chwili tak naprawdę rozmawiasz, czy dalej by takie myśli krążyły by po twoim umyśle?
-Nie wydaje mi się aby się zepsuła. To ludzie lubią nazywać zepsutym coś na co wpływu nie mogą mieć. A dla niektórych nie ma nic bardziej denerwującego niż brak wpływu- Wszystko na tym świecie miało swój urok. Każde drzewo, każde źdźbło trawy, i każda kropla deszczu miało jakąś swoją określoną rolę. I nawet zepsute krzesło nie zepsuło się bez przyczyny. Cóż fakt, dziewczyna patrzyła na ten świat w zupełnie odmienny sposób niż inny ludzie. Może dlatego nie wiele osób było w stanie zrozumieć to co siedzi w jej głowie. Może dlatego każdy kogo spotkała próbował zniszczyć jej ogród, bowiem nikt nie mógł znaleźć w nim nic znajomego.
- Alistaire Mulciber
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sro Lut 10, 2016 5:27 pm
Oczywiście, że Puchoni mogli sobie pozwolić na żałośnie infantylne pląsanie po błoniach; gdyby to Ślizgon oddawał się nienaturalnym aktywnościom, uznałoby się go za a) opętanego, lub b) odprawiającego starożytny, czarnomagiczny rytuał. Cholerna niesprawiedliwość losu. I powiedzcie mi, proszę, jak tutaj zachować zdrowe zmysły, gdy nie można się nawet troszeczkę pobawić? Chociaż nasza definicja zabawy zapewne jest zupełnie inna – mało kto ma tak wyrafinowany gust, jak ja czy mój kochany ojciec. Zresztą, brunetka wyglądała wystarczająco kretyńsko, ze swymi całkiem przemokniętymi szatami zwisającymi z jej ciała i mokrymi włosami, które przyklejały się jej do skóry. Nie mogłem powstrzymać spojrzenia pogardy, jakie rzuciłem w jej stronę, gdy sam założyłem na swe wilgotne już loki kaptur. Jak ja gardzę hipisami i ich pseudogłębokim spojrzeniem na świat.
- Z przyzwoitej zmieniła się na wybitnie chujową – odpowiedziałem na jej wywód, gdy już parsknąłem pogardliwie. – Czy spadku jakości zjawiska nie nazywa się w tych czasach zepsuciem? A może coś umyka mojemu ograniczonemu, śmiertelnemu umysłowi? Wybacz, nie zdążyłem jeszcze wyhodować trzeciego oka.
Miałem wszelkie prawo pokazać czarownicy – jeżeli mogę ją tak w ogóle nazwać, w końcu jej nazwisko nie należy do żadnych, które warto znać – za jak rzadkie łajno hipogryfa uważałem jej refleksje. To brudne dziewczę nie miało prawa nie zgadzać się ze mną czy patronizować mojej opinii, bo indywidua jej statusu miały za zadanie zgadzanie się z opiniami tych wyższych od siebie. Najwidoczniej nie była w stanie tego zauważyć – czyżby jej Karty Tarota nie powiedziały jej jeszcze, że jest żałosną namiastką wiedźmy, która powinna klękać na sam mój widok?
Gęsty deszcz był zmaterializowaniem się mojej nudy, która powoli przesiąkała przez ubrania i samą skórę, zamieniając moje kości (i kręgosłup moralny) w miękką breję. We frustracji kopnął rozmokłą ziemię, zauważając ze złośliwym rozbawieniem, że część błota przykleiła się do szaty brunetki.
- Ups. Przepraszam. – rzuciłem, z zakłamanym uśmiechem na twarzy. Spodobało mi się. Powtórzyłem swój ruch, a brązowe plamki rozmnożyły się na czarnej szacie Puchonki. – Ups.
No dalej, zabaw się ze mną.
Tak dawno nikogo nie przekląłem, cholera. Ciekawe, czy takie ścierwa krwawią szlamem.
- Z przyzwoitej zmieniła się na wybitnie chujową – odpowiedziałem na jej wywód, gdy już parsknąłem pogardliwie. – Czy spadku jakości zjawiska nie nazywa się w tych czasach zepsuciem? A może coś umyka mojemu ograniczonemu, śmiertelnemu umysłowi? Wybacz, nie zdążyłem jeszcze wyhodować trzeciego oka.
Miałem wszelkie prawo pokazać czarownicy – jeżeli mogę ją tak w ogóle nazwać, w końcu jej nazwisko nie należy do żadnych, które warto znać – za jak rzadkie łajno hipogryfa uważałem jej refleksje. To brudne dziewczę nie miało prawa nie zgadzać się ze mną czy patronizować mojej opinii, bo indywidua jej statusu miały za zadanie zgadzanie się z opiniami tych wyższych od siebie. Najwidoczniej nie była w stanie tego zauważyć – czyżby jej Karty Tarota nie powiedziały jej jeszcze, że jest żałosną namiastką wiedźmy, która powinna klękać na sam mój widok?
Gęsty deszcz był zmaterializowaniem się mojej nudy, która powoli przesiąkała przez ubrania i samą skórę, zamieniając moje kości (i kręgosłup moralny) w miękką breję. We frustracji kopnął rozmokłą ziemię, zauważając ze złośliwym rozbawieniem, że część błota przykleiła się do szaty brunetki.
- Ups. Przepraszam. – rzuciłem, z zakłamanym uśmiechem na twarzy. Spodobało mi się. Powtórzyłem swój ruch, a brązowe plamki rozmnożyły się na czarnej szacie Puchonki. – Ups.
No dalej, zabaw się ze mną.
Tak dawno nikogo nie przekląłem, cholera. Ciekawe, czy takie ścierwa krwawią szlamem.
- Esmeralda Moore
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Czw Lut 11, 2016 9:25 pm
Cyganka uśmiechnęła się tylko delikatnie jak to z resztą zawsze robiła. I chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ta rozmowa szła w stosunkowo złym kierunku, a wywnioskowała to już po samym tonie głosu tego chłopaka, to mimo wszystko nie miała najmniejszego zamiaru dać się wyprowadzić z równowagi. Niestety ten jegomość nie dostał tej cennej lekcji która mówiła o tym, że róże były bardzo piękne, ale niestety też posiadały swoje kolce i potrafiły ukuć. Wiele osób widząc ją o tym zapominało. Nie mogła mieć im tego za złe. W końcu mogłoby się wydawać, że jest taka niewinna, delikatna, że na dźwięk chociażby jednego słowa, szmaragdowe oczy które były pewnie osadzone w jej oczodołach zaraz zaszklą, każdy myślał pewnie, że jest tą osobą która kurczowo trzyma się rączki nauczycieli mają w nich jedyne oparcie. Cóż niestety każdy kto tak myślał był w błędzie. Esmeralda to nie była jakaś tam gryfonka która szukała na siłę aprobaty w oczach nauczycieli, nie była tą która uważała, że podlizywaniem można zapewnić sobie dobrą przyszłość. Ona wolała wychodzić z założenia, że wszystko można osiągnąć ciężką pracą. Dlatego też w życiu dawała sobie wyjątkowo dobrze radę, chociaż w chwili swoich narodzin od razu została rzucona na głęboką wodę, to mimo wszystko wypłynęła.
-Trzecie oko nie ma tu nic wspólnego. Chodzi mi tutaj o umiejętność korzystania z naszych oczu i tyle. Chociaż nie wyglądasz mi na osobę która tą umiejętność posiadła. Cóż... szkoda- Co było w niej irytujące... ten spokój, delikatny uśmiech na twarzy, czy może malutkie ogniki które mimo wszystko tańczyły w jej oczach. W Esmeraldzie na szczęście nadal przepływała krew wili, na skutek czego ten dar nie pozwalał jej ugiąć przed nikim karku. Swego rodzaju duma nie pozwoliła jej na pokazanie tego jak bardzo ten chłopak ją już na wstępie zirytował. Co z resztą dla cyganeczki nie było trudne. Posiadała tą cudowną umiejętność kamuflażu. Umiała zamaskować odpowiednio swoje emocje, swoje wszystkie uczucia. Mogła zamknąć je w każdej skrzyni i zablokować w taki sposób aby nikt nigdy nie dowiedział się prawdy. No, chyba, że ona na to wyraźnie pozwoli.
-Na szczęście, żyjemy w tak cudownym świecie, że każdy ma prawo do swoich przekonań, i chociaż się z nimi nie zgadzam to nie mam zamiaru też negować- Romka aż za dobrze znała ten typ człowieka. Chłopak wydawał się być wyjątkowo pewny siebie, te pogardliwe spojrzenia rzucane w jej kierunku utwierdzały ją tylko w przekonaniu, że chłopak został wychowany w przekonaniu, że jest pępkiem świata, że wszystko mu wolno, i że wszystko się należy. Dlatego też dyskusje na temat co jest dobre co nie, kto ma racje, a kto się myli w tej chwili były kompletnie zbędne.
Chlap, chlap raz po raz na szatę dziewczyny lądowała nowa warstwa błota. I w chwili kiedy normalny człowiek już wyzwał by go na pojedynek ona tylko westchnęła cicho schylając się powoli i starła szybkim ruchem to co chłopak rozchlapał.
-A do tej pory miałam jeszcze wiarę w ludzi. Brawo... właśnie ty przyczyniłeś się do tego, że ludzkość weszła na nowy poziom głupoty- W jej głosie nie było ani złości ani rozdrażnienia, a już tym bardziej nie można było usłyszeć w nim ochoty do rozpoczęcia jakiejś walki. Gdyby tylko pozwoliła sobie aby ten zapach krwi z tego worka na kości opanował jej umysł, gdyby pozwoliła sobie na jeden malutki krok... chłoptaś śpiewał by zupełnie inaczej. Mógłby ją błagać o litość. A ona po prostu spiłaby trochę jego krwi oblizując się lubieżnie. Można powiedzieć, że ten chłopak miał więcej szczęścia niż rozumu.
-Naprawdę... jeżeli uważasz, że mnie wyprowadzisz z równowagi to musisz się postarać. Z resztą z dziećmi i tak się nie bawię- Kolce zostały wysunięte, i chociaż róża dalej piękna, to w tej chwili wydawała się warczeć ostrzegawczo, aby ten intruz nie zbliżał się nawet.
-Trzecie oko nie ma tu nic wspólnego. Chodzi mi tutaj o umiejętność korzystania z naszych oczu i tyle. Chociaż nie wyglądasz mi na osobę która tą umiejętność posiadła. Cóż... szkoda- Co było w niej irytujące... ten spokój, delikatny uśmiech na twarzy, czy może malutkie ogniki które mimo wszystko tańczyły w jej oczach. W Esmeraldzie na szczęście nadal przepływała krew wili, na skutek czego ten dar nie pozwalał jej ugiąć przed nikim karku. Swego rodzaju duma nie pozwoliła jej na pokazanie tego jak bardzo ten chłopak ją już na wstępie zirytował. Co z resztą dla cyganeczki nie było trudne. Posiadała tą cudowną umiejętność kamuflażu. Umiała zamaskować odpowiednio swoje emocje, swoje wszystkie uczucia. Mogła zamknąć je w każdej skrzyni i zablokować w taki sposób aby nikt nigdy nie dowiedział się prawdy. No, chyba, że ona na to wyraźnie pozwoli.
-Na szczęście, żyjemy w tak cudownym świecie, że każdy ma prawo do swoich przekonań, i chociaż się z nimi nie zgadzam to nie mam zamiaru też negować- Romka aż za dobrze znała ten typ człowieka. Chłopak wydawał się być wyjątkowo pewny siebie, te pogardliwe spojrzenia rzucane w jej kierunku utwierdzały ją tylko w przekonaniu, że chłopak został wychowany w przekonaniu, że jest pępkiem świata, że wszystko mu wolno, i że wszystko się należy. Dlatego też dyskusje na temat co jest dobre co nie, kto ma racje, a kto się myli w tej chwili były kompletnie zbędne.
Chlap, chlap raz po raz na szatę dziewczyny lądowała nowa warstwa błota. I w chwili kiedy normalny człowiek już wyzwał by go na pojedynek ona tylko westchnęła cicho schylając się powoli i starła szybkim ruchem to co chłopak rozchlapał.
-A do tej pory miałam jeszcze wiarę w ludzi. Brawo... właśnie ty przyczyniłeś się do tego, że ludzkość weszła na nowy poziom głupoty- W jej głosie nie było ani złości ani rozdrażnienia, a już tym bardziej nie można było usłyszeć w nim ochoty do rozpoczęcia jakiejś walki. Gdyby tylko pozwoliła sobie aby ten zapach krwi z tego worka na kości opanował jej umysł, gdyby pozwoliła sobie na jeden malutki krok... chłoptaś śpiewał by zupełnie inaczej. Mógłby ją błagać o litość. A ona po prostu spiłaby trochę jego krwi oblizując się lubieżnie. Można powiedzieć, że ten chłopak miał więcej szczęścia niż rozumu.
-Naprawdę... jeżeli uważasz, że mnie wyprowadzisz z równowagi to musisz się postarać. Z resztą z dziećmi i tak się nie bawię- Kolce zostały wysunięte, i chociaż róża dalej piękna, to w tej chwili wydawała się warczeć ostrzegawczo, aby ten intruz nie zbliżał się nawet.
- Mistrz Gry
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Kwi 11, 2016 10:30 pm
Zamykam wątek ze względu na długą nieobecność Rudolfa.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Natalie Dark
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Czw Kwi 14, 2016 7:47 pm
(przed śniadaniem) 20 maja 1978 roku
Słońce wstało dzisiaj stosunkowo wcześnie. Zapowiadała się naprawdę ładna pogoda. Na niebie gościło tylko kilka chmur, a temperatura całkiem szybko się podnosiła. Jedno było pewne, błonia już niedługo zapełnią się chętnymi do zabawy uczniami.
Ale jeszcze nie teraz. Teraz było na to za wcześnie. Cisza nocna dopiero co dobiegła końca, a śniadanie miało rozpocząć się za pół godziny. Spora część uczniów zamiast myśleć już o harcach, wygrzewała się jeszcze pod kołdrą i marudziła, że trzeba będzie wstawać.
Jednej duszyczki to jednak nie dotyczyło. Natalie jak zwykle była wcześnie na nogach. Z reguły mało sypiała, ale rano było to chyba najlepiej widoczne. O ile siedzący do późna nastolatek nie wzbudzał podejrzeń, o tyle panienka krzątająca się po pokoju wspólnym o wczesnych godzinach porannych była już rzadkim widokiem.
Dla niej nie było to jednak nic szczególnego. Dzień jak każdy inny, rozpoczęty od przebrania się, rozciągnięcia i biegania. Później powrót do dormitorium, szybka kąpiel, mundurek, śniadanie, książka, lekcje, czytanie, ćwiczenia, lekcje... Dziewczyna miała chyba zaplanowaną każdą chwilę dnia. Jej grafik naprawdę mógłby niejednego przerazić. Zwłaszcza, gdy zobaczyłby, co ona uznawała za wypoczynek...
Biegła szybko alejką, nie przejmując się tym, że jest jeszcze zbyt chłodno na koszulkę z krótkim rękawem. Jej w tym momencie nie było zimno. Wysiłek fizyczny jej na tę chwilę wystarczał. Z resztą, zawsze mogła skorzystać z różdżki włożonej do czarnych spodni, bo od czego były zaklęcia rozgrzewające, których się kiedyś uczyła? Wygoda, zwykła wygoda. Wiele znanych jej zaklęć służyło jej głównie do tego by ułatwić sobie życie. Nie po to się przecież tego wszystkiego uczyła by różdżka leżała nieużywana na dnie kufra. Z resztą, każde zaklęcie było okazją do zacieśnienia więzi z upartą różdżką, którą nieraz miała własne pomysły, które nie zawsze przypadały do gustu jej właścicielce lub raczej partnerce, bo ten wredny patyk przecież nie uznawał właściciela. Był na to zbyt dumny.
Słońce wstało dzisiaj stosunkowo wcześnie. Zapowiadała się naprawdę ładna pogoda. Na niebie gościło tylko kilka chmur, a temperatura całkiem szybko się podnosiła. Jedno było pewne, błonia już niedługo zapełnią się chętnymi do zabawy uczniami.
Ale jeszcze nie teraz. Teraz było na to za wcześnie. Cisza nocna dopiero co dobiegła końca, a śniadanie miało rozpocząć się za pół godziny. Spora część uczniów zamiast myśleć już o harcach, wygrzewała się jeszcze pod kołdrą i marudziła, że trzeba będzie wstawać.
Jednej duszyczki to jednak nie dotyczyło. Natalie jak zwykle była wcześnie na nogach. Z reguły mało sypiała, ale rano było to chyba najlepiej widoczne. O ile siedzący do późna nastolatek nie wzbudzał podejrzeń, o tyle panienka krzątająca się po pokoju wspólnym o wczesnych godzinach porannych była już rzadkim widokiem.
Dla niej nie było to jednak nic szczególnego. Dzień jak każdy inny, rozpoczęty od przebrania się, rozciągnięcia i biegania. Później powrót do dormitorium, szybka kąpiel, mundurek, śniadanie, książka, lekcje, czytanie, ćwiczenia, lekcje... Dziewczyna miała chyba zaplanowaną każdą chwilę dnia. Jej grafik naprawdę mógłby niejednego przerazić. Zwłaszcza, gdy zobaczyłby, co ona uznawała za wypoczynek...
Biegła szybko alejką, nie przejmując się tym, że jest jeszcze zbyt chłodno na koszulkę z krótkim rękawem. Jej w tym momencie nie było zimno. Wysiłek fizyczny jej na tę chwilę wystarczał. Z resztą, zawsze mogła skorzystać z różdżki włożonej do czarnych spodni, bo od czego były zaklęcia rozgrzewające, których się kiedyś uczyła? Wygoda, zwykła wygoda. Wiele znanych jej zaklęć służyło jej głównie do tego by ułatwić sobie życie. Nie po to się przecież tego wszystkiego uczyła by różdżka leżała nieużywana na dnie kufra. Z resztą, każde zaklęcie było okazją do zacieśnienia więzi z upartą różdżką, którą nieraz miała własne pomysły, które nie zawsze przypadały do gustu jej właścicielce lub raczej partnerce, bo ten wredny patyk przecież nie uznawał właściciela. Był na to zbyt dumny.
- Bertram Smith
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Czw Kwi 14, 2016 10:38 pm
Za oknem wieży delikatnie pojaśniało. Wiedział, że już nastał ranek. Wstał z łóżka, przeciągnął się. Ubrał się w swoje ciuchy. Na szyi zawiązał krawat w barwach Gryffindoru. Schodził pomału schodami. Pilnował się by nie natknąć się na kotkę Filch'a. Gdy był na parterze pchnął wielkie drzwi. Na chwile przymrużył swoje oczy. Wolnym krokiem ruszył na dziedziniec. Wyczuwalny był lekki wiatr. Szedł powoli, gwizdał sobie pod nosem. Spacerował podziwiając majową pogodę, drzewa zaczęły zakwitać. W dali dostrzegalne były kwiaty w różnych kolorach. Przez krzaki było widać osobę. Bert nie wiedział kto to jest. Nagle zachwiał się i upadł. Wcześniej poczuł lekkie uderzenie. Podparł się ręką, a następnie usiadł na kamieniach.
Hmm, któż to tak mnie przetrącił...
Hmm, któż to tak mnie przetrącił...
- Natalie Dark
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Czw Kwi 14, 2016 11:15 pm
Powoli zbliżała się już ku końcowi swojego treningu. Miała na dzisiaj dość przełajów przez wzniesienia, kamienie i kępy traw. Pół godziny biegu w zupełności jej wystarczyło by zachować kondycję i dobre samopoczucie. Zaczęła powoli zwalniać, aż w końcu przeszła do marszu. Oddychała głęboko, wpatrując się prosto przed siebie. Była zadowolona, że w tym tygodniu mogła już wrócić do normalnego trybu dnia. Kilka dni temu miała zbyt wiele innych męczących spraw na głowie by móc dodatkowo ćwiczyć.
Odetchnęła głęboko napawając się zapachem porannego powietrza. Było chłodne i wilgotne tak jak w lochach, ale pachniało zupełnie inaczej. Trawą? Wiatrem? Deszczem? Pewnie tak by to określiła. Naprawdę lubiła ten zapach.
Zbliżała się powoli do zamku, a co za tym idzie do tej zdecydowanie bardziej zaludnionej części szkoły. Ba, nawet dostrzegła jakieś dwie sylwetki.
Kogóż to wyciągnęło z łóżka o tej porze?
Uśmiechnęła się pod nosem przyglądając się dwóm młodszym chłopakom. Pewnie nie zwróciłaby na nich większej uwagi, gdyby nie fakt, że jeden z nich najwyraźniej nie miał za grosz kultury i uważał się za pępek świata.
Jasnowłosy Ślizgon mijając zamyślonego Bertrama, nie zamierzając nawet o milimetr zmienić swojej trasy, popchnął go mocno ramieniem by utorować sobie drogę i nawet się nie odwrócił by sprawdzić co się stało z chłopakiem.
Natalie zacisnęła zęby i przyspieszyła kroku by po kilku sekundach wyminąć siedzącego na ziemi Gryfona i zatrzymać się kilka kroków za nim.
- Trochę kultury, Bloomer. Uważasz się za żmijowatego arystokratę to tak też się zachowuj, a nie jak byle prostak - warknęła za nim. Gość się odwrócił i mruknął coś pod nosem, o czepialskiej "Perfekt Prefekt", a później poszedł dalej.
Dziewczyna odprowadziła go kawałek wzrokiem, a później wróciła zirytowana do Gryfona.
- A ty mógłbyś bardziej skupiać się na otoczeniu niż na bujaniu w obłokach - rzuciła stając przed nim i zastanawiając się, czy kultura wymaga od niej podania mu ręki i pomocy przy wstawaniu, czy jednak może sobie to darować. Zdecydowanie wolałaby to drugie. Kontakt fizyczny z ledwie znanymi osobami nie był czymś na co miałaby ochotę.
Odetchnęła głęboko napawając się zapachem porannego powietrza. Było chłodne i wilgotne tak jak w lochach, ale pachniało zupełnie inaczej. Trawą? Wiatrem? Deszczem? Pewnie tak by to określiła. Naprawdę lubiła ten zapach.
Zbliżała się powoli do zamku, a co za tym idzie do tej zdecydowanie bardziej zaludnionej części szkoły. Ba, nawet dostrzegła jakieś dwie sylwetki.
Kogóż to wyciągnęło z łóżka o tej porze?
Uśmiechnęła się pod nosem przyglądając się dwóm młodszym chłopakom. Pewnie nie zwróciłaby na nich większej uwagi, gdyby nie fakt, że jeden z nich najwyraźniej nie miał za grosz kultury i uważał się za pępek świata.
Jasnowłosy Ślizgon mijając zamyślonego Bertrama, nie zamierzając nawet o milimetr zmienić swojej trasy, popchnął go mocno ramieniem by utorować sobie drogę i nawet się nie odwrócił by sprawdzić co się stało z chłopakiem.
Natalie zacisnęła zęby i przyspieszyła kroku by po kilku sekundach wyminąć siedzącego na ziemi Gryfona i zatrzymać się kilka kroków za nim.
- Trochę kultury, Bloomer. Uważasz się za żmijowatego arystokratę to tak też się zachowuj, a nie jak byle prostak - warknęła za nim. Gość się odwrócił i mruknął coś pod nosem, o czepialskiej "Perfekt Prefekt", a później poszedł dalej.
Dziewczyna odprowadziła go kawałek wzrokiem, a później wróciła zirytowana do Gryfona.
- A ty mógłbyś bardziej skupiać się na otoczeniu niż na bujaniu w obłokach - rzuciła stając przed nim i zastanawiając się, czy kultura wymaga od niej podania mu ręki i pomocy przy wstawaniu, czy jednak może sobie to darować. Zdecydowanie wolałaby to drugie. Kontakt fizyczny z ledwie znanymi osobami nie był czymś na co miałaby ochotę.
- Bertram Smith
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pią Kwi 15, 2016 3:59 pm
Siedział, oddychał spokojnie, mimo tego, że ktoś właśnie go przewrócił. Spojrzał w stronę zamku. Zauważył jak dziewczyna wydziera się na chłopaka. Skierowała swoje kroki w stronę Berta. Wygwizdywał znajomą melodię, dopóki ona nie zbliżyła się do niego. Gdy swym pretensjonalnym głosem, zwróciła mu uwagę, wstał pomału, otrzepał się z pyłu.
-Zawsze gdy spaceruję, lubię pogwizdywać ulubione melodie z dzieciństwa. Rzadko bujam w chmurach. Musiał mnie nie zauważyć. Poza tym mamy taki ładny dzień. Dlaczego się denerwujesz? -Spokojnym tonem odrzekł.
Dostrzegł również, że była to Ślizgonka. Zwykle spławiał panny z domu węża. Odniósł wrażenie, że ona jest inna niż reszta, z która się nie lubił.
-Zawsze gdy spaceruję, lubię pogwizdywać ulubione melodie z dzieciństwa. Rzadko bujam w chmurach. Musiał mnie nie zauważyć. Poza tym mamy taki ładny dzień. Dlaczego się denerwujesz? -Spokojnym tonem odrzekł.
Dostrzegł również, że była to Ślizgonka. Zwykle spławiał panny z domu węża. Odniósł wrażenie, że ona jest inna niż reszta, z która się nie lubił.
- Natalie Dark
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Kwi 16, 2016 10:24 pm
Zmierzyła młodzieńca wzrokiem, analizując jego mowę ciała i przypominając sobie, kim on właściwie jest. Twarz kojarzyła dość dobrze, więc musiał być jednym ze starszych uczniów, na co wskazywał również jego wygląd.
Zmarszczyła brwi widząc jego podejście do tej sytuacji.
Kolejny lekkoduch, który patrzy na świat przez różowe okulary. Serio, wy wszyscy jesteście tak oderwani od rzeczywistości czy to ja tylko na takich trafiam?
Przewróciła oczami i splotła ręce na piersi.
- Nie wiem jak to wygląda u was, ale u nas toczy się ciągła walka o dominację. A zdenerwowana nie jestem. Co najwyżej zirytowana. Wierz mi, zauważyłbyś gdybym była zła. - Przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, a później spojrzała w kierunku, w którym udał się Ślizgon.
- Poza tym, to nie był wypadek. Raczej mało prawdopodobne by patrząca przed siebie osoba nie widziała kogoś przed sobą. Zwłaszcza, gdy nigdy nie chodzi oderwana od rzeczywistości. - Odsunęła się o kilka kroków od Smitha.
Jak długo można oszukiwać samego siebie, że wszystko dookoła jest piękne, a ludzie noszą w sobie dobro? Naiwność.
Zmarszczyła brwi widząc jego podejście do tej sytuacji.
Kolejny lekkoduch, który patrzy na świat przez różowe okulary. Serio, wy wszyscy jesteście tak oderwani od rzeczywistości czy to ja tylko na takich trafiam?
Przewróciła oczami i splotła ręce na piersi.
- Nie wiem jak to wygląda u was, ale u nas toczy się ciągła walka o dominację. A zdenerwowana nie jestem. Co najwyżej zirytowana. Wierz mi, zauważyłbyś gdybym była zła. - Przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, a później spojrzała w kierunku, w którym udał się Ślizgon.
- Poza tym, to nie był wypadek. Raczej mało prawdopodobne by patrząca przed siebie osoba nie widziała kogoś przed sobą. Zwłaszcza, gdy nigdy nie chodzi oderwana od rzeczywistości. - Odsunęła się o kilka kroków od Smitha.
Jak długo można oszukiwać samego siebie, że wszystko dookoła jest piękne, a ludzie noszą w sobie dobro? Naiwność.
- Bertram Smith
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Kwi 16, 2016 11:07 pm
Sytuacja stała się lekko niezręczna. Niezbyt lubił jak ktoś go mierzył wzrokiem. Przyglądając się dokładniej dziewczynie, skojarzył fakt, że była od niego o rok starsza. Zdarzało się, że bywali wspólnie na zajęciach. Przypomniał sobie, że to pani prefekt Slytherinu.
-Po co to walczyć o dominację. Władza może i jest kusząca, ale często bywa powodem do kłótni. U Nas jest inaczej, staramy się sobie pomagać. - Odetchnął z ulgą kiedy odwróciła od niego wzrok.
Ileż można ten wzrok wytrzymywać.
-Pierwszy raz to się zdarzyło. Zawsze gdy spaceruje jest pusto, albo w tle widać biegającą sylwetkę. Nie pytałem czy jesteś zła. Pewnie bym zauważył gdybyś była zła. A z drugiej strony on też mógł mnie wcześniej zauważyć i ominąć. Czyż nie mógł tego zrobić? - Starał się zachować kontrolę nad swym głosem, koniec pytania mogła usłyszeć z pobrzmiewającą nutą ironii.
Spojrzał w niebo. Słońce zaczęło wznosić się ku górze. Coraz bliżej było do codziennego śniadania w Wielkiej Sali.
-Po co to walczyć o dominację. Władza może i jest kusząca, ale często bywa powodem do kłótni. U Nas jest inaczej, staramy się sobie pomagać. - Odetchnął z ulgą kiedy odwróciła od niego wzrok.
Ileż można ten wzrok wytrzymywać.
-Pierwszy raz to się zdarzyło. Zawsze gdy spaceruje jest pusto, albo w tle widać biegającą sylwetkę. Nie pytałem czy jesteś zła. Pewnie bym zauważył gdybyś była zła. A z drugiej strony on też mógł mnie wcześniej zauważyć i ominąć. Czyż nie mógł tego zrobić? - Starał się zachować kontrolę nad swym głosem, koniec pytania mogła usłyszeć z pobrzmiewającą nutą ironii.
Spojrzał w niebo. Słońce zaczęło wznosić się ku górze. Coraz bliżej było do codziennego śniadania w Wielkiej Sali.
- Natalie Dark
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Kwi 16, 2016 11:22 pm
Gryfoni...
- Tym się właśnie różnimy. Wy może i potraficie żyć w zgodzie. Do Slytherinu trafiają w większości charaktery, które nie potrafią żyć w zgodzie i bezinteresownie sobie pomagać. - Westchnęła, odwracając od niego wzrok. Wiedziała już wszystko, czego chciała się dowiedzieć, więc nie miała już potrzeby się w niego wpatrywać.
- Owszem, mógł to zrobić, ale nie zrobił. Dlatego zwróciłam mu uwagę, bo taka moja rola. Mam w tej szkole pilnować porządku, a już zwłaszcza wśród Ślizgonów. Wy macie Evans i Lupina. U nas jestem ja kontra banda silnych i nieposłusznych charakterów, które nie będą się stosowały do zasad i cię nie posłuchają jeśli nie pokarzesz im, że MUSZĄ cię słuchać. Brutalne, ale tak to u nas działa. - Wyjęła z kieszeni różdżkę i zamachała nią wokół siebie by doprowadzić się wreszcie do porządku pod względem wizualnym. Jak każdy socjopata strasznie dbała o wizerunek i nie lubiła wyglądać niedbale.
- Bez urazy, ale nie przeskoczysz tego. Zupełnie inne spojrzenie na świat, które przydział przez Tiarę tylko pogłębia. W końcu kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one. - Tym razem jej wzrok powędrował w stronę wschodzącego coraz wyżej słońca. Zerknęła na zegarek. Miała jeszcze dość czasu by umyć się i przebrać przed posiłkiem.
- A jeśli wejdziesz między węże, musisz nauczyć się mocno kąsać, bo inaczej pożrą cię żywcem - dodała po chwili nieco ciszej.
Smutna prawda. Ostatnie siedem lat było nieustanną walką o władzę, stopnie, spokój i pozycję. Dakrówna nigdy nie chciała władzy, która dawałaby jej duże profity. Wymagała za to szacunku i posłuszeństwa, gdy było to konieczne. Tylko tyle. Resztę mogła sobie wziąć Rockers. Natalie zależało na tym, jak powinno się traktować prefekta. Jej władzę w tym domu nadano przez dyrektora. Musiała być szanowana. Na szacunek trzeba było sobie jednak zasłużyć, co u Ślizgonów wcale takie łatwe nie było.
- Tym się właśnie różnimy. Wy może i potraficie żyć w zgodzie. Do Slytherinu trafiają w większości charaktery, które nie potrafią żyć w zgodzie i bezinteresownie sobie pomagać. - Westchnęła, odwracając od niego wzrok. Wiedziała już wszystko, czego chciała się dowiedzieć, więc nie miała już potrzeby się w niego wpatrywać.
- Owszem, mógł to zrobić, ale nie zrobił. Dlatego zwróciłam mu uwagę, bo taka moja rola. Mam w tej szkole pilnować porządku, a już zwłaszcza wśród Ślizgonów. Wy macie Evans i Lupina. U nas jestem ja kontra banda silnych i nieposłusznych charakterów, które nie będą się stosowały do zasad i cię nie posłuchają jeśli nie pokarzesz im, że MUSZĄ cię słuchać. Brutalne, ale tak to u nas działa. - Wyjęła z kieszeni różdżkę i zamachała nią wokół siebie by doprowadzić się wreszcie do porządku pod względem wizualnym. Jak każdy socjopata strasznie dbała o wizerunek i nie lubiła wyglądać niedbale.
- Bez urazy, ale nie przeskoczysz tego. Zupełnie inne spojrzenie na świat, które przydział przez Tiarę tylko pogłębia. W końcu kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one. - Tym razem jej wzrok powędrował w stronę wschodzącego coraz wyżej słońca. Zerknęła na zegarek. Miała jeszcze dość czasu by umyć się i przebrać przed posiłkiem.
- A jeśli wejdziesz między węże, musisz nauczyć się mocno kąsać, bo inaczej pożrą cię żywcem - dodała po chwili nieco ciszej.
Smutna prawda. Ostatnie siedem lat było nieustanną walką o władzę, stopnie, spokój i pozycję. Dakrówna nigdy nie chciała władzy, która dawałaby jej duże profity. Wymagała za to szacunku i posłuszeństwa, gdy było to konieczne. Tylko tyle. Resztę mogła sobie wziąć Rockers. Natalie zależało na tym, jak powinno się traktować prefekta. Jej władzę w tym domu nadano przez dyrektora. Musiała być szanowana. Na szacunek trzeba było sobie jednak zasłużyć, co u Ślizgonów wcale takie łatwe nie było.
- Bertram Smith
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Kwi 18, 2016 11:15 am
-Myślę, że coś w tym jest. U Was zawsze same indywidualności, dominujące charaktery. - Starał się zrozumieć ją, dlaczego tak się zachowała.
Widział jak szybko doprowadziła się do porządku. Próbował przypomnieć sobie zaklęcie, które tak działa. Po chwili jednak odpuścił dalsze starania.
Słysząc z jej ust stara jak świat maksymę, że trzeba się dostosować do środowiska, jego usta wygięły się w lekki uśmiech.
-Tu się z Tobą zgodzę, jeśli dasz sobie wejść na głowę, to przepadłeś lub przepadłaś. - Westchnął.
Pozycja słońca zwiastowała, że do śniadania zostało kilka, może kilkanaście minut.
-Myślę, że powinniśmy iść już na śniadanie. Nie będzie miło jak Nas Filch przyłapie, że się szwedamy. - Zwrócił się w stronę Darkówny.
Pomału skierował swoje kroki w stronę zamku.
Widział jak szybko doprowadziła się do porządku. Próbował przypomnieć sobie zaklęcie, które tak działa. Po chwili jednak odpuścił dalsze starania.
Słysząc z jej ust stara jak świat maksymę, że trzeba się dostosować do środowiska, jego usta wygięły się w lekki uśmiech.
-Tu się z Tobą zgodzę, jeśli dasz sobie wejść na głowę, to przepadłeś lub przepadłaś. - Westchnął.
Pozycja słońca zwiastowała, że do śniadania zostało kilka, może kilkanaście minut.
-Myślę, że powinniśmy iść już na śniadanie. Nie będzie miło jak Nas Filch przyłapie, że się szwedamy. - Zwrócił się w stronę Darkówny.
Pomału skierował swoje kroki w stronę zamku.
- Natalie Dark
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Wto Kwi 19, 2016 10:48 am
Nawet trochę się ucieszyła, że w końcu zrozumiał choć trochę jej punkt widzenia. Niestety, spora część Gryfonów, z którymi miała okazję prywatnie porozmawiać, nie potrafiła tego zrobić. Nie potrafili wejść w skórę innej osoby, choć uchodzili za takich serdecznych, pełnych męstwa i chętnych do przyjaźni. Jak widać nawet Ślizgonce z defektem psychicznym nieraz przychodziło to znacznie łatwiej. Niestety, w jej wypadku nie zwiastowało to dobrze jej otoczeniu.
Prychnęła najwidoczniej rozbawiona jego obawami.
- Filch nie może nam nic zrobić. Nie ma już ciszy nocnej, znajdujemy się na wyznaczonym dla uczniów terenie, a lekcje jeszcze się nie zaczęły, więc mamy czas wolny. Nie łamiemy żadnego punktu regulaminu, a i do przeszukania nie ma specjalnie podstaw - wyrecytowała całkowicie pewna swoich słów. Brakowało tu chyba tylko tekstu: "Zaufaj mi. Jestem prefektem!"
Spojrzała w stronę szkoły i ponownie na zegarek.
- Jednak zgodzę się z tobą. Śniadanie pewnie się już zaczęło, a wolałabym się na nie jeszcze załapać. - Kiwnęła głową w jego kierunku i ruszyła w stronę zamku.
[z/t]
Prychnęła najwidoczniej rozbawiona jego obawami.
- Filch nie może nam nic zrobić. Nie ma już ciszy nocnej, znajdujemy się na wyznaczonym dla uczniów terenie, a lekcje jeszcze się nie zaczęły, więc mamy czas wolny. Nie łamiemy żadnego punktu regulaminu, a i do przeszukania nie ma specjalnie podstaw - wyrecytowała całkowicie pewna swoich słów. Brakowało tu chyba tylko tekstu: "Zaufaj mi. Jestem prefektem!"
Spojrzała w stronę szkoły i ponownie na zegarek.
- Jednak zgodzę się z tobą. Śniadanie pewnie się już zaczęło, a wolałabym się na nie jeszcze załapać. - Kiwnęła głową w jego kierunku i ruszyła w stronę zamku.
[z/t]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach