Go down
Mathias Rökkur
Oczekujący
Mathias Rökkur

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Sob Cze 13, 2015 5:34 pm
Szczerze mówiąc, to Mati znał Sahira bardziej ze słyszenia i widzenia. To spotkanie było jednym z niewielu, gdzie zamienili więcej, niż jedno słowo i najwyraźniej takie spotkania im nie służyły... Byli z dwóch różnych bajek, niczym światło i cień... Może i cień teraz górował... Ale cień nie istniałby bez światła...
Tak, Ellie... Byłaś kocicą, więc oprócz miłego futerka miałaś też ostre pazurki, których nie kryłaś specjalnie, ale i z nimi nie brakowało Ci wdzięku...
Może i dobrze, że się to wszystko stało bardzo szybko, bo dzięki temu nie miałaś okazji jeszcze bardziej się narazić. Nie pogrążyłaś się jeszcze bardziej, niż było to możliwe.
Chłopak nadal trzymał dłoń na policzku, a ból nie schodził z twarzy chłopaka. Może i grymas miał, ale głosów bólu ni cholery nie ujawni. Nie przy Tobie. Musi być silny, pomimo swojego, pokojowego usposobienia.
Westchnął cichutko, kiedy się tak oburzyłaś i w tym wszystkim nie myślał o charakterach jego gestów, ale przypatrując się w tym momencie swojej krwistej plamie i pozwalając resztkom krwi upaść, objął dłonią Twoją pięść prosząc Cię o zachowanie spokoju... Liczył się z tym, że Twój koci charakter nie lubi rozkazów, dlatego też prosił, a poza tym on i tak za bardzo się z Tobą liczył, żeby będąc we dwoje rozkazywał Ci. Po prostu prosił spokojnie.
- Ten typ tak ma... Daj spokój. Nie warto się tym przejmować... On i tak już nie ma życia... Nie dobijaj go... Sss... -
Westchnął i jeszcze wypluł jednak trochę krwi. Myślał, że na jednym się skończy, ale uderzenie miało siłę. Może i nos był cały, ale szczęka sporo na siebie przyjęła, co była widać po tym, jak przytrzymywał dłoń i pozbywał się własnej krwi... Ehh... Mogło być gorzej, prawda? Skończyło się tylko na tym. Trzeba mieć nadzieję, że Tobie nie zrobi krzywdy...
Dobrze, że byłaś, bo spotkanie mogło potoczyć się gorzej. Z założenia miało się skończyć, jak skończyć, a przy Tobie Krukon zachował jako taką powściągliwość. Sahir potrafił grać Mathiasowi na nerwach pomimo jego spokojnego usposobienia... To już było coś.
Tak. Przeszłości się nie zmieni. Pora na teraźniejszość.
- Na tyle, ile może być, to jest ok. -
Zaśmiał się chwilowo, ale obolała szczęka szybko przypomniała o sobie, próbował się do Ciebie uśmiechnąć delikatnie, ale uderzenie było jeszcze za świeże. Po chwili jednak odjął dłoń z obolałego miejsca, które było solidnie zaczerwienione. Westchnął cicho.
- Pozwolisz? -
I podszedł bliżej obejmując Cię jedną ręka raczej przyjacielsko. Nie szukał podtekstów, bo nie były mu w głowie w tym momencie. Jedynie miał nadzieję na to, że obdarzysz go swoim cudownym futerkiem. Dawniej by się nie odważył na takie gesty, ale z latami wpłynęłaś na jego odwagę, więc i nabierał pewności siebie, co pozory niekoniecznie mogłyby czasami na to wskazywać. Bezinteresowna nie byłaś, ale chcąc nie chcąc można nawet pokusić się o stwierdzenie, że Mathias jest od Ciebie uzależniony... Bardziej niż jedna osoba, z którą miał dosyć nieprzyjemny epizod... Ale to jest historia na inny dzień. W tej chwili liczyłaś się Ty i Twoje futerko, no i uśmiech w tym wszystkim i radość z wspólnego spędzania czasu.
Uśmiechnął się do Ciebie delikatnie i spojrzał na zamek, a słysząc Twój zadowolony głosik, który sobie bardzo cenił, odpowiedział równie zadowolony z lekkim uśmiechem, na ile mógł Ci go obdarować.
- Wiesz, co... Nie ma sensu moknąć. Chodźmy na naszą wieżę może. Co powiesz na wspólny pokój? Ogrzejemy się przy kominku, a i narzekałaś na pustki, więc temu zaradzimy. -
Po czym najwyraźniej wyglądało na to, że chciał zmierzać w kierunku, który wskazałaś, a Avernusa ani śladu.. Ale wróci. Zawsze wraca.
Kocica kusiła... I to bardzo...
Ellie Griffith
Oczekujący
Ellie Griffith

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Sob Cze 13, 2015 9:48 pm
Nie bała się go. Pobiłby ją? Nie miałaby najmniejszych skrupułów, by mu oddać. Jasne, mówiło się, że kobiety nie bije się nawet kwiatkiem, nie było jednak mowy o rzucaniu uroków czy zaklęć. A w pojedynkach magicznych czuła się akurat jak ryba w wodzie - cóż, Ślizgoni nie zawsze przepadali za mugolakami, a za takowego właśnie się uważała. Gdyby tylko znała prawdę...
W każdym razie, wiedziała że Dyrektor musi ufać Sahirowi, skoro pomimo wampirzej przypadłości pozwala mu przebywać na terenie szkoły. Dlatego być może była taka pewna siebie, że chłopak nie zdoła zrobić jej niczego. Prawdą też było, że Dumbledore często przesadzał ze swym zaufaniem - więc może powinna się o siebie martwić?
Ależ ona nic nie zrobiła!
... no dobrze, Mathias też nic nie zrobił.

- Nie chcesz przedtem odwiedzić skrzydła szpitalnego? - zagadała, gdy ten bez większego zawahania ją objął. Pomyśleć, że kiedyś nie odważyłby się na ten gest - na swój sposób cieszyło ją to, że stał się taki bezpośredni w stosunku do niej. Ceniła to, gdyż sama również była otwarta na ludzi. Szczególnie tych, których uważała za bliskich - a Mathias zdecydowanie królował w tej grupie.
Dla kogoś z boku mogłoby to wyglądać bardzo dziwnie, jednak ona całkowicie nie zwracała uwagi, że jej gesty mogą być dosyć dwuznaczne. Jakkolwiek nie można było odmówić jej pazurków i łatwości w nawiązywaniu kontaktów z innymi, tak była totalnie głupia w sprawach damsko-męskich i to trzeba było jej wybaczyć.
W każdym razie Ellie dotknęła jego policzka i przysunąwszy się nieco, przyjrzała się uważniej jego nosowi. Pozwoliła sobie unieść jego głowę nieznacznie do góry, a to w prawo, a to w lewo. Na samym końcu cofnęła dłoń i odsunęła się o dwa kroki.
- Do wesela się zagoi. To co, kierunek nasza wieża?- zagadała, po czym z radosnym uśmiechem ruszyła w stronę wieży Krukonów.

[zt x2]
Hestia Jones
Sport
Hestia Jones

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Pią Cze 19, 2015 5:54 pm
- Oj, no nie potrzebny ci jest w tej chwili... Weź pożycz. - jęczała Hes, starając się ubłagać współlokatorkę. Chciała użyczyć sobie jej koca na góra dwie godziny a potem grzecznie oddać. Jednak dziewczyna jak zawsze postawiła na swoim i wkrótce wybiegła z dormitorium z granatowym kocykiem pod pachą i jej nieodłącznym akcesorium jakim był gruby notatnik. W sumie to powinna już dawno temu zadbać o własny koc lub coś do niego podobnego. To nie pierwszy już raz kiedy wybrała się na świeże powietrze, żeby w tak piękną pogodę popisać nad gołym niebem.
Wychodząc z zamku, zadowolona z siebie przywitała się z kilkoma znajomymi, ale nie wdawała się w dłuższe dyskusje. inni korzystali ze słońca opalając się, latając na miotle albo przesiadując po prostu z przyjaciółmi nad jeziorem a ona akurat tego dnia miała chęć stworzenia czegoś wyjątkowego. A przynajmniej jej tak się wydawało. Tego dnia od rana ją roznosiło. Nie mogła sobie miejsca znaleźć ani w czasie śniadania, ani obiadu. To był dla niej znak, że powinna tą energię jakoś spożytkować. Miała do wyboru albo wyszaleć się na jakiejś imprezie albo chwycić za pióro. Wybrała to drugie, bo aktualnie żadna impreza się nie zapowiadała.
Ubrana w dżinsowe ogrodniczki i białą koszulkę oraz zwykłe białe tenisówki skierowała się z dziedzińca w stronę alejki, na której umiejscowione było kilka ławeczek. Jednak nie wybrała żadnej z nich, aby usiąść a rozwinęła pożyczony koc na trawie i położyła się na nim na brzuchu, otwierając notes. Prześledziła wzrokiem kilka ostatnich linijek tekstu, które udało się jej kilka dni wcześniej naskrobać... Podrapała się po policzku i chwyciła ołówek, zabierając się za pisanie.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Pią Cze 19, 2015 6:36 pm
Niektórych przepełniała energia, inni odchorowywali Wiosnę - uwierzycie, że jest coś takiego, jak wiosenna depresja..? Blaise nie miejscowił się w żadnej z tych grup i nie to, że chcę z niego zrobić nadmiernego dziwaka czy outsidera - no wiecie, on należał po prostu do tych, którzy "sobie byli" - takie tło, którego nikt nie zauważa, a jemu to bardzo odpowiadało - od czasu do czasu z kimś pogadał, od czasu do czasu z kimś się pohejtował czy pośmiał - i co? I życie biegło do przodu, nie pomijając i jego w swoich rozliczeniach, które prowadziło bardzo dokładny rachunek, w którym zapisywał wszystkie nasze myśli, gesty i czyny, wszystkie znajomości, które zawarliśmy i te, z których zrezygnowaliśmy - nie jest to sekretem, że wszyscy się starzejemy, ale w tym wieku? - kto by na to zważał; mamy przed sobą szerokie perspektywy, słońce wznoszące się nad niebem i horyzont, który nas niczym nie ogranicza - zupełnie, jakbyśmy bez prawa jazdy potrafili kierować autem i ktoś dał nam do niego kluczyki (a był to naprawdę dobry samochód), po czym powiedział: teraz jedź. Masz przed sobą prostą drogę i nieskończone możliwości. Czy ważnym by było, dokąd jedziemy? Wątpię - gnałaby nas jakaś siła i ulotność nienamacalnych uczuć wolności, lekkość w całej jej krasie - przynajmniej sądzę, że rozumiesz, o czym mówię, Hestio - w końcu dzierżysz w dłoni broń, która bardzo często była niedoceniania - przyrząd do pisania - i miałaś przy sobie kartę, która czekała tylko na to, żebyś przyoblekła wszystkie swoje myśli w konkretną formę - jesteś marzycielką? Artystką? Kreujesz światy, które nie są przeznaczone dla tych, którzy oprócz spoglądania nie potrafili widzieć? Różnica między tobą, a tym chłopakiem, który właśnie stał na uliczce i spoglądał na majaczące w oddali, ponure gałęzie Starego Dębu, pod którym w minioną sobotę odbył się pogrzeb, była chyba spora - przynajmniej dzieliło was koło napędowe waszych obecnych odczuć i czynności - Ty, przepełniona witalnymi siłami, która biły od ciebie i przenikały przez skórę tych, co cię mijali i On... i On... Tak, tak, dobrze, bo wkrada się w ten piękny akapit doza melancholii - sądzę, że niezbędnej - ciężar pogrzebu, ciężar śmierci jedenastu uczniów, wciąż okładał się na barkach co poniektórych, chociaż wraz z zagrzebaniem trumien wszystko powinno zostać odtrącone - a jednak takiego Blaise'a uderzała wciąż ulotność ludzkiego życia - wszystkim nam wydaje się, że jesteśmy nieśmiertelni - w naszych żyłach krąży nieskończona siła młodości, która szepce do ucha, że możemy góry przenosić! - trudy życia tylko nas wzmocnią, możemy przeć przed siebie i nie zważać na nic - to właśnie ta obietnica tego auta, tej autostrady i tych nieskończonych perspektyw - a przecież ci, co zmarli przedwcześnie, nie mają już żadnych nadziei na przyszłość.
Jak to możliwe..? Jak mogło do tego dojść..? - Można mielić tego typu pytania w umyśle, można ważyć w głowie, czy lepiej zapomnieć i zachować się nie w porządku wobec tych, którzy nie będą mieli już nic do dodania do naszej pisanej historii, albo zatrzymać się w miejscu i udręczać - żadna z tych opcji nie była na tyle kusząca, by Rain złapał ją za gardziel i wycisnął zeń wszystkie soki - więc brał to jedną kropelką stąd, to drugą stamtąd - wciąż utrzymując się po środku, nie chcąc obierać żadnej z konkretnych stron - chcąc mieć na to wszystko wyjebane - i zdawało się, że tak właśnie było, bo w jego toksycznie oliwkowych, przerażająco jasnych oczach, nie było ni grama smutku - tylko tych parę kropel melancholii zaraz obok bystrości i uważnego przyglądaniu się wszystkiemu, z czym tylko jego dziwaczne, nienaturalne tęczówki miały zetknięcie - tak i rzecz się miała, kiedy przechodząc alejką ku błoniom, napotkał jedną osobę, która postanowiła skorzystać z dobrodziejstwa pięknych, angielskich trawników i doceniając je - wyłożyć się na nich, na kocu - taka skupiona, oderwana od rzeczywistości, pogrążona we własnych myślach - jednak masz tą swoją prywatną krainę, w której można się skryć - swoje sakrum, co? Wiesz, troszeczkę skłamałem z tym byciem miłym - racz przekłamanemu narratorowi wybaczyć - może i z moich wszystkich dzieci ten twór o dłuższych, brązowych, prostych włosach, które muskał wiatr, nie zebranych w żaden kucyk, był on najmilszym istnieniem, nie licząc Śnieżnej Księżniczki, której poziom słodkości przewracał mi czasem w bebechach, ale i miał pewną cechę charakterku, która sprawiała, że jego "bycie miłym" zbaczało z pewnych utartych torów, by wkroczyć na schematyczność zagrania kogoś, na kogo można było mówić "to ten, co ciągnął dziewczynki za warkocze w przedszkolu". I byłaby to prawda - przynajmniej w metaforycznym ujęciu, bo wolałbym nie tykać palcem tego, co nazywane jest "przeszłością" - wybaczcie po raz kolejny - ja tak bardzo kocham tajemnice...
- Accio pergamin! - Tak, wysunął różdżkę z tylnej kieszeni spodni, tak - wymierzył ją w Hestie i, w końcu - tak! - przywołał do siebie pergamin z szatańską wręcz precyzją! I, kontynuując, żeby też nikt się nie dziwił - najbardziej zdziwiony był tutaj sam Blaise, który nagle stał jak zmurowany, z miną szczupaka wyjętego z wody i oczami cielęcia i pergaminem zapisanym przez Hestię w dłoniach - tak, on, który już uważał się za charłaka z jego zdolnością (a raczej jej brakiem) do rzucania czarów... Ale trzeba robić dobrą minę do złej gry! Dobry kit to połowa sukcesu - i właśnie tym pan Rain żył z dnia na dzień. - Ekhem. - Chrząknął z lekkim zakłopotaniem i od razu skierował wzrok na zdobyczny przedmiot. - Co to, co to, jakaś szlama sobie popisuje wierszyki? - Zaglądnął z zaciekawieniem na literki tworzące zdania.


Ostatnio zmieniony przez Blaise Rain dnia Pią Cze 19, 2015 6:39 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Pią Cze 19, 2015 6:36 pm
The member 'Blaise Rain' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Dice-icon
Result : 6, 6
Hestia Jones
Sport
Hestia Jones

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Pią Cze 19, 2015 7:23 pm
Co można powiedzieć o tej niepozornej pasji dziewczyny... Na pewno to, że posiadała ją od niedawna. Naprawdę. Wcześniej nie czytała nawet książek, nie mogła na nie patrzeć bo od najmłodszych lat kojarzyły się jej ze szkołą, której szczerze nie znosiła. Dopiero kiedy starsza siostra kupiła jej w dniu czternastych urodzin opowiadania mugolskiego autora,  zaczęła interesować się niebanalnymi historiami jakie tworzyli mugole. Bo najlepsze książki według niej pisane są przez niemagicznych. To ich przepełnione słowami kartki papieru najbardziej wzruszały, zaskakiwały i rozbawiały. Będąc na piątym roku stwierdziła, że ona nie może być od nich gorsza i od tamtej pory zaczęła zaskakiwać samą siebie.
Pod łóżkiem w swoim pokoju chowała wielkie pudło, które całe było zapełnione grubymi notatnikami, w których kryli się jej bohaterowie i jej światy, często przesycone jej własnymi odczuciami. Bo to był chyba jej największy problem. Czasami zbytnio wczuwała się w swojej postacie, dzięki czemu za bardzo przypominały ją samą lub odwrotnie. Niekiedy bywało tak, że przybierała nastrój którejś z nich. Dziwne, ale charakterystyczne dla Hestii.
Jednak skrobanie po pergaminie dobrze jej robiło. Jednych odprężało bieganie, sport, muzyka, a ona to czego potrzebowała niemal zawsze nosiła przy sobie. I należy zaznaczyć, że było dla niej bardzo intymną rzeczą. Notatnik traktowała trochę jak własny pamiętnik. Nikt nigdy nie miał żadnego z nich w rękach. To było tylko jej. Opowiadania były tylko dla niej i nikt nie miał prawa ich czytać. Między innymi dlatego, że za dużo było tam jej samej i tych myśli których nigdy na głos, jako Hestia Jones by nie wypowiedziała.
I tak jak miała słabość do tańca, w czasie którego po prostu się wyłączała i dawała ponieść się muzyce, tak pisanie było dla niej czymś podobnym. Ulegała wyobraźni i odrywała się od świata rzeczywistego na te kilka chwil, w których przenosiła się tam gdzie istnieli jej bohaterowie. Wtedy nie był to już inny wymiar, należący do nich, ale także był to jej świat. Jej przestrzeń, w której była razem z nimi i razem z nimi mogła w niej podróżować... To było wyjątkowe.
Właśnie dlatego Gryfonka leżąca na kocu i całkowicie zatracona w "swoim świecie" nawet nie zauważyła, że ktoś zbliża się w jej kierunku i niestety nie potrafi uszanować tego jej sacrum. Z momentem, kiedy jej notes nagle wyślizgnął się z jej rąk niczym ciągnięty za niewidzialny sznurek, oszołomiona dziewczyna zamrugała kilka razy i po upływie kilku ułamków sekundy, kiedy doszła do siebie , powędrowała wzrokiem tą drogą, którą przebył przed chwilą jej notatnik.
Zobaczywszy długowłosego chłopaka, w jednej chwili podniosła się do siadu.
- Co robisz? - spytała, patrząc na niego. Już na samą myśl o tym, że jej dziennik jest w rękach kogoś obcego wzbierał w niej niepokój.
Po chwili jednak, usłyszawszy słowo "szlama" niepokój niemal natychmiast zamienił się we wściekłość. Podniosła się z koca i stanęła naprzeciw niego, po czym spiorunowała go wzrokiem.
- Kim jesteś, żeby nazywać mnie szlamą, co? - odezwała się, pełna pewności siebie. - I to czy bazgrole sobie w tym notesie wierszyki czy klątwy na takich jak ty to moja sprawa. Nic ci do tego, więc oddawaj. - dodała, wyciągając tylko otwartą rękę po notatnik.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Pią Cze 19, 2015 7:53 pm
Więc jest - iluzoryczny świat w świecie - wyczuwasz, droga autorko Hestii, tą błędność wszystkiego, co wyszło spod twych palców? Tworzysz inną rzeczywistość, prezentujesz swoją własną bohaterkę, która pozwala ci uciec od rzeczywistości i przestać odczuwać nogami grunt pod nimi, która pozwala ci się unieść i doświadczyć czegoś nowego - chciałaś coś miłego, kurcze, chyba wychodzę na bardzo nie miłego, że prezentuję ci... nie miłą postać dla twojej ogarniętej słodkimi, sennymi marzeniami? Chodź, chodź - nie bój się i nie poddawaj negatywnym emocjom - przecież wszystko może być zabawą i miłym przeżyciem, kwestia spojrzenia z odpowiedniego punktu siedzenia - spróbuj przybliż policzek do klawiatury i zerknąć na tą sytuację pod kątem - wiesz, to trochę tak jak w momencie, kiedy ktoś rysuje romantyczne serduszko na kartce - wystarczy je obrócić, domalować dwie kropki - i już zrobiłeś z serca cycki - dlatego każdy pozytyw można zamienić na negatyw, a negatyw na pozytyw - w photoshopie to kwestia jednego kliknięcia, a tutaj? Tutaj, gdzie wchodzimy w swoistą incepcje - jesteś więc Ty, która pozwalasz oddychać innej istocie, jesteś jej matką - jest więc ona, która również pcha swą wyobraźnię i niemożliwe do realizacji ambicje z tych realiów w inne - czujesz się z nią mocno powiązana? Im bardziej w to brniesz, tym pokaźniejsza głębia przepełnia Zwierciadła Dusz tej laleczki, której nitkami poruszasz - ja ją dostrzegam, tak i dostrzega ją ten, który właśnie trzymał jej notatki - te bardzo prywatne, te bardzo tajemnicze, bo nie ujawniane, z tego, co zrozumiałem, nawet przed rodziną, nawet przed najbliższymi przyjaciółmi - a widzisz? Teraz zostaną ujawnione przed chłopakiem, z którym chodziła do jednej klasy i którego imienia i nazwiska w zasadzie nawet nie musiała znać, jeśli nie przywiązywała wagi do tła, a z uniesioną głową, albo i utrzymaną w stanie normalnym, brnęła przed siebie, otoczona tymi, których znała i tymi, którzy sami do niej przyszli, by podać dłoń i powiedzieć: no cześć, cześć, jak się masz? - ponieważ, pewnie jesteś tego świadoma, w klasie zawsze są ci, co wiodą prym, zawsze są ci społeczni, ci "kujoni", od których się spisuje zadanie domowe, ci "słabi", którzy są klasowymi popychadłami i ci "outsiderzy", których się omija, ponieważ są inni, ponieważ coś z nimi nie tak - do tej ostatniej grupy, zdaje się, należał właśnie Blaise chodzący własnymi ścieżkami i zajmujący ostatnie miejsce w klasie, by od czasu do czasu pozaczepiać niektóre osoby i porobić swoje psikusy, które można określić banalnymi, bardzo nieodpowiedzialnymi i bardzo dziecinnymi - pisałem już o tej teorii warkoczyka, prawda..? Tak więc - Blaise Rain również nie znał twojego imienia i nazwiska, chociaż kojarzył twoją twarz - bez urazy, po prostu mało zazwyczaj obchodziło go, z kim na zajęcia chodzi i z kim jeszcze chodzić mu przyjdzie, zaś jego pamięć do jakichkolwiek imion była wręcz przerażająca - skoro chodzi się na pewne zajęcia z kimś od sześciu lat i nadal można nie kojarzyć poszczególnych osób - to coś oznacza, no nie? Toć i pewnie dlatego zbyt dobrymi ocenami popisać się nie mógł...
Zdziwiony Ślizgon cofnął się o dwa kroki w tył - ktoś za nim zdążył mu ustąpić, nie mniej zdziwiony, jak on sam, unosząc automatycznie rękę w górę - nawet nie zdążył obnażyć tych sekrecików, co to zostały przelane z głębi jaźni Hestii na ten kawałek papieru - ale to uniesienie ręki za wiele to nie dawało - Hestia była niemal tak wysoka, jak on - dzieliła ich różnica może z dziesięciu centymetrów? - tym nie mniej - zdobyczne! Jak to tak oddać zdobyczne trofeum bez walki?
- Ej, ej, eeej, znalezione nie kradzione! - Cofnął się jeszcze o krok - mój Boże, Hestia była jak taran! Jak szarżujący byk, nosorożec..! Kto by pomyślał - a taka niby drobna, smukła dziewoja, która trzyma różę w dłoni..? Coś to musi oznaczać - w końcu badyl róży ma kolce, które bardzo porządnie może uszkodzić opuszki palców i nie raz i nie dwa trzymania ich wymaga większych jaj, niżby można to było sobie wyobrażać - pozory zawsze kochają mylić - emblemat prezentujący dom dziewczyny nie był widoczny na jej piersi - przybrała bardziej luźny strój, rezygnując ze szkolnego mundurka, w którym jeszcze sam Blaise bytował, obnosząc się z zielonymi barwami swego pochodzenia - zupełnie jakby te barwy pomagały w zrozumieniu i objęcia człowieka, czyż nie? - Jezu, Jezu, doobra, doooobra..! - Ciągle się przed nią cofałeś, robiąc uniki, bojąc się, że jak już cię dopadnie, to zostaniesz rozerwany na strzępy - słowo daję, z niewiastami lepiej nie żartować, kiedy przychodziło co do czego! Potwierdzone info! Tak i Rain nie był na tyle głupiutki (bo może w sumie nie był tak do końca dobrze rozwinięty umysłowo..?), by ignorować zagrożenie przed nim - znajdę jeszcze jedno porównanie - niczym ziejąca ogniem smoczyca, której ukradło się skarb bliski sercu. - Masz, masz kobieto! - Wcisnął jej te kartki (chyba niechcący parę się przy tym pogięło, kiedy zdecydował się na ten desperacki kontratak) w wyciągnięte dłonie, przyciskając do piersi, by samemu błyskawicznie swoje łapy cofnąć i je unieść, ciągle z różdżką między palcami. - Już, no uspokój się..!
Hestia Jones
Sport
Hestia Jones

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Pią Cze 19, 2015 9:12 pm
Za każdym razem, kiedy kończę ostatnią stronę książki uświadamiam sobie, że znajduje się w świecie, który zawiera nieskończoną ilość światów w sobie (jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało). Ale wyobraźnia przecież jest po to aby jej używać, prawda? To tylko od nas zależy w ilu wymiarach jesteśmy zamknięci. Czy ogranicza nas tylko i wyłącznie rzeczywistość? A może uwielbiamy to uczucie zagubienia w niekończącej się ilości światów - dokładnie tak jak autorka Hestii.
Ale rzeczywiście więź jaka mnie łączy z moją postacią jest bardzo mocna, dokładnie tak samo jak Jones z jej bohaterami. Rozwijając ją ma się poczucie jakby wychowywało się własne dziecko, które ma swoje wzloty i upadki, ale i tak kocha się je takim jakie jest.
Z jednym potrafię się zgodzić. Rzeczywiście każde złe wrażenie można zamienić w dobre i odwrotnie. Tylko, że... istnieją ludzie, który bardzo polegają na tym pierwszym wrażeniu i jeśli jest ono złe - bardzo trudno im je tak po prostu wymazać. I do takich ludzi niestety należała Hes. Potrzebowała dobrego powodu aby zmienić o kimś zdanie.
Ale jeśli chodzi o samo uosobienie panny Jones, fakt - jest łatwo wpadającą w złość, zawziętą i szaloną dziewczyną, która  czasami bardziej upodabnia się do chłopaka niż do słodkiej Gryfonki. Ale tym sposobem właśnie każdy wie, że lepiej z nią nie zadzierać. I nie przeszkadza jej zbytnio to co inni sobie o niej myślą. Dla niej każdy może mieć swoje zdanie, bo ma do tego prawo, ale ona może się z tym zdaniem nie zgadzać.
To, że nie znała chłopaka, który właśnie naruszył jej prywatność, niezbyt elegancko pozbawiając ją notatnika było chyba jasne. Gdyby go znała, na pewno nie zareagowałaby w ten sposób. Jeśli byłby to kolega, wiedziałaby że to dowcip, a jeśli byłby to ktoś z osób, które jej podpadły, nie zawahałaby się użyć różdżki aby odzyskać swoją własność. Dlatego to, że nie znała Blaise'a było poniekąd szczęściem dla niego.
Widząc, jak ten cofa się kilka kroków do tyłu, dało jej to do myślenia. Może rzeczywiście za wcześnie wybuchnęła? I może nie każdy nieznajomy, który dotknie jej notesu ma od razu złe zamiary?
Słysząc jego słowa, żachnęła się.
- Znalezione to byłoby gdyby sobie leżało na trawce spokojnie, a nie fruwało mi przed nosem. - oznajmiła.
Gdyby wszystko było takie na jakie wygląda, świat byłby nudny, nieprawdaż? Gdyby małe, słodkie kocurki nie miały pazurków kto obroniłby je przed złym światem?
I oczywiście znów postawiła na swoim. Chłopak ustąpił, oddając jej notatnik z wystającymi kartkami pergaminu, niemal wciskając jej go w pierś. Przez krótką chwilę była zaskoczona tym, że tak szybko się poddał, jednak później na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech satysfakcji i jednocześnie poczucie bezpieczeństwa związane z odzyskaniem jej prywatnych zapisek. Odetchnęła z ulgą, po czym spojrzała na chłopaka. Widocznie przerosła go ta reakcja dziewczyny, ale z drugiej strony - mógł tak nie napadać na nią, wyzywając od szlam, bo to przeważyło szalę.
- Czemu wy zawsze musicie tak komplikować? Jakby nie można było normalnie podejść i zagadać, tylko takie cyrki odprawiać? "Szlama", serio?   - mruknęła spokojnie, po czym dalej przyciskając dziennik do piersi jakby bojąc się, że znów ktoś się na niego połakomi - pokręciła lekko głową z niedowierzaniem i posłała chłopakowi znaczące spojrzenie.

//przepraszam, ale zagadała mnie siostra
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Pią Cze 19, 2015 9:37 pm
Wszak w tych światach równie mają swoje książki, które mają światy, a w tych światach kolejne i tak w nieskończoność - dlatego wkraczamy na poziomy incepcji - im bardziej się zagłębiamy, tym mniej możemy rozumieć, tym bardziej się zatracamy, aż w końcu nie wiemy i nie chcemy nawet wiedzieć, czym jest prawda i gdzie się zaszyła - oglądałaś chyba ten film, czyż nie? Oczywiście pytam ciebie, jako autorki - twoja postać, zamknięta w roku 1978 nawet nie ma prawa go sobie wyobrażać - ale ty na pewno o nim słyszałaś, o tej właśnie "Incepcji" - tam w pewnym momencie dowiadujemy się, że jest postać zamknięta po wieloma pozycjami snu, której wyciągnięcie równa się z niemal niemożliwością - ona chyba nawet nie chciała stamtąd wychodzić - a ty? Chciałabyś wejść tutaj, do tego uniwersum, zamienić się miejscami z Hestią, która właśnie została pozbawiona notatnika, która właśnie zamierała w czasie, a my oglądamy tą klatkę, zbierając się ze swojego koca, który został pomięty od jej gwałtownego skoku i pozbierania się do pionu, której ubranie złapało powiew chłodnego powietrza, poddając się jego naturalnemu prawu pędu - chciałabyś, żeby to właśnie tobie został odebrany notatnik w ręce, który i tak miał wrócić (ale jeszcze tego nie wiedziałaś) w bardzo szybkim tempie spowrotem do Ciebie? Twój pilnie strzeżony, smoczy skarb? Problem pojawia się, kiedy bardziej chcemy żyć "tu" niż "tam" - zawsze trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu i nie możemy przed tym uciec - nasza psychologia jakoś działa w tym kierunku - chyba że u osób wciąż radosnych, wciąż pozytywnych - zawsze mnie dziwiło, jak potrafią doceniać i uśmiechać z powodu najmniejszych głupot...
- Jakbyś trzymała, to by nie latało. - Głupia odpowiedź? No jasne, że głupia, arcydebilna wręcz, która poddawała w wątpliwości wrażenie, jakie sprawiały jego toksyczne oczyska skierowane w Zwierciadła Dusz wysokiej kocicy - nie taka drobna, jaką się zdawała i nie taka diablica, jaką ją księża malowali- czy jak tam to powiedzenie szło, zawsze byłem w nim kiepski - znowu mogę powtórzyć, że kit z tym - grunt, że zachowywał się sens i wszyscy wiemy, o co chodzi - kolejne więc wrażenie do tego pierwszego negatywnego, które Hestia mogła dodać w opinii na temat tego Ślizgona "X" (tak go nazwijmy, skoro Hestia zupełnie nie kojarzyła jego imienia)- i znowu negatywne! Najwyraźniej Blaise pracował sobie, by znaleźć się na liście tych "zasłużonych", co odpalali czerwoną lampkę w głowie dziewczyny i mówiła, coby ich: punkt a) unikać, punkt b) celować w nich różdżką przy pierwszej lepszej okazji - niepotrzebne skreślić. Sądzę jednak, że obecność, czy też brak tej obecność, Blaise'a Rain'a, przez jego całkowitą przeciętność, nie mogła wnieść czegokolwiek do życia jakiejkolwiek postaci - pojawił się, zniknie, Hestia wróci do swoich znajomych, Ślizgon pójdzie swoimi drogami - i tak się rozstaną, natrafiając na siebie na zajęciach - o, chodzili na przykład na historię magii wspólnie, czyż nie? Tak, tak, to chyba właśnie stąd najbardziej kojarzył jej twarz, której teraz bez żadnego skrępowania się przyglądał - brak granic? Oj tak. Tak? Chyba tak...
Świat byłby nawet bardzo nudny bez zaskoczeń, miła Hestio! Byłby tak samo nudny, gdyby wszyscy słodko się do siebie uśmiechali - dlatego mam nadzieję, że wybaczysz mi te drobne zamieszanie i pozwolimy rozwijać się przedstawieniu, któremu się przyjrzymy z siedzisk widowni... Dostojewski doskonale to skomentował przy pomocy ust pewnego kota w swoim najsłynniejszym dziele (wszystko przez to, że jest lekturą szkolną) - czym byłoby twoje światło bez moich cieni i czym byłoby twoje dobre, gdyby nie moje zło? - bo i jedno bez drugiego istnieć nie mogło - inaczej wszystko stanowiłoby białą, rutynową plamę, z której nie mielibyśmy ucieczki - i cóż? Pozostałoby nam unosić się w niebycie - nie byłoby wyobraźni, moja słodka Hestio... nie byłoby książek, radości, uniesień, smutków, melancholii i bólu - wszystko to musiało tłoczyć żyły swoim rytmem, byśmy mogli funkcjonować i nazywać się dumnie "istotami myślącymi".
Istotami żyjącymi.
- Do was to z kijem podchodzić i w zbroi najlepiej... - Wymruczał w odpowiedzi, zachowują swoisty dystans, by zaraz zlustrować ją bezczelnie spojrzeniem z góry na dół, wyceniając wszystkie walory, które zostały mu podane na tacy - nie szczególnie obnażone walory, ale to nic! - miał to, co posiadała Hestia: wyobraźnię, więc sam sobie potrafił co nie co dopowiedzieć na temat tego, co skrywały skrawki ubrań... - Co to w ogóle ma znaczyć "my"? - Zaplótł ręce na klatce piersiowej po schowaniu różdżki i lekko się skrzywił - no, zadowolona lwica to łatwiejsza w obejściu lwica, z którą można zamienić słowo albo dwa, ale nadal nie można tracić czujności! Oj nieee, Blaise nie zamierzał zginąć w boju z niewiastą - zbyt szybka byłaby to dla niego śmierć! To tak, jakby rzucać się z motyką na słońce...
Hestia Jones
Sport
Hestia Jones

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Sob Cze 20, 2015 6:01 pm
Incepcja? Ja jako autorka kojarzę ten film. Chyba nawet oglądałam, ale zbyt dawno temu, żeby móc teraz rozmawiać o szczegółach. Ale rzeczywiście wielowymiarowość naszego świata i świata książek można porównać do stanu w jakim znajduje się człowiek podczas snu. Podobnie jak w naszych głowach powstają poszczególne sceny, w których uczestniczą nasze postacie, tak w czasie fazy REM nasza podświadomość kreuje sobie inny wymiar rzeczywistości, próbując ją zastąpić czymś zupełnie innym, czasami całkowicie nieprawdopodobnym z naszego punktu widzenia. Jednak tak naprawdę tego właśnie potrzebujemy. Jeśli podświadomość próbuje zmieniać realia naszego życia to tak naprawdę my też tego chcemy. Gdyby było inaczej, gdybyśmy nie chcieli nawet marzyć o innym świecie, w całkiem odmiennym uniwersum z pewnością ani mnie, ani Ciebie, drogi autorze Blaise'a by tutaj nie było. I to jest odpowiedź na Twoje pytanie. Każdy kto wszedł w tę wyimaginowaną rzeczywistość stworzoną przez panią Rowling tak naprawdę gdzieś w środku pragnie choć przez chwilę poczuć się jak swój bohater i z pewnością choćby raz przeszło mu przez myśl, jak by to było gdyby zamienił się z nią miejscami. Czy postąpiłby tak samo? Czy dałby w owej chwili popalić temu "zabawnemu" Ślizgonowi, który ot tak dla dowcipu nazwał postać tego kogoś szlamą? Hestia wzburzyła się od razu w chwili kiedy usłyszała to słowo, ale ona odziwo nieco różni się od autorki, która nią "kieruje".
I tak oto stojąca naprzeciw długowłosego chłopaka postać w skórze walecznej Gryfonki zdecydowanie miała ochotę na obdarowanie towarzysza jakąś trafną uwagą. Jednakże nie zdążyła, bo owy towarzysz zapragnął zabłysnąć intelektem i rzucić w jej kierunku baaardzo celnym spostrzeżeniem. Jones w samą porę stłumiła parsknięcie śmiechem.
- Wybacz na następny raz użyję całej swojej siły, tylko musisz mnie ostrzec zanim użyjesz różdżki. - rzekła nieco rozbawiona, a z jej tonu zniknęła już całkowicie chłodna nuta. Akurat w przypadku Hestii czasami wystarczyła szczypta humoru, która nie raz już załagodziła sprawę, poprawiając jej humor. Żarty trzymały się tej dziewczyny zawsze i wszędzie.
Pytanie, czy Hestia w ogóle kojarzyła twarz owego Ślizgona. Raczej nawet nie wydawała jej się znajoma. Może i mieli razem historię magii i pare innych przedmiotów, ale skąd Hes mogłaby to wiedzieć skoro rzadko kiedy zaszczyca profesorów swoją obecnością na lekcjach? A jak już przychodzi to siada na końcu sali, żeby tylko przespać lub przebimbać całe zajęcia. Dlatego nie ma nawet opcji, żeby jak już jest na lekcji kojarzyła z niej kogoś bardzo charakterystycznego, a co dopiero takiego outsidera jakim jest Blaise.
Słysząc odpowiedź chłopaka, a raczej jego komentarz do jej wcześniejszych słów pozwoliła sobie swoje trzy słowa za dużo przemilczeć. I dobrze, że to zrobiła, bo mogła zauważyć wzrok Ślizgona, który dosłownie ześlizgnął się z jej twarzy po całej długości jej tułowia, co nie było miłym odczuciem, zważywszy na to, że świadomą tego dziewczynę przeszedł dreszcz.
- Co znaczy? Adekwatnie do "my" w odniesieniu do twojego poprzedniego komentarza. - rzuciła hardo, mocniej zaciskając palce na notatniku, który nadal trzymała przy piersi. - Nie można porównywać żeńskiej części społeczeństwa do męskiej, chyba się z tym zgodzisz. - dodała po chwili i kucnąwszy schowała do niewielkiej torebki zniszczony dziennik.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Sob Cze 20, 2015 6:53 pm
Huh, więc już się pojawiają obietnice? Blaise nie dostrzegał oznak poznania, które mogłyby rozjaśnić oczy Hestii tym charakterystycznym poblaskiem - pozostawały otwarte na nową osobę, którą się jawił w jej umyśle - a to dopiero!, kto by pomyślał, że panienka zdająca się dziewczynką z dobrego domu, będzie takim indywiduum spacerującym własnymi ścieżkami? - i też tak o niej nie myślał sam długowłosy, który oparł dłonie w zagięciach łokci, przypatrując się uważnie swej rozmówczyni i spijając słowa z jej ust - chociaż co do uwagi im poświęcanej mógłbym polemizować - to nie tak w końcu, że ją ignorował, ale o wiele ciekawsze było to, co tańczyło w jej wnętrzu niźli słowa, które, jak wszystkimi wiadomo, były złudne - to zastanowienie, czy to, co mówiła, jest szczere, czy odzwierciedla to, o czym myśli? Rzuciła słowa na wiatr w trywialnym żarcie, a ty nie zamierzałeś tego inaczej odbierać, niż właśnie żartu - Zwierciadła jej Duszy zmieniły się płynnie jak za dotknięciem magicznej różdżki, którą były twoje słowa, nabierając szczerego rozbawienia i ciepła - to ciepło do niej pasowało, zdecydowanie lepiej przylegało do jej ciała, niż gniew, który obsypywał świat swoimi ostrymi iskrami, by nikt nie przegapił, że ten wygasły wulkan właśnie rozgorzał i został doprowadzony do wybuchu - czy wiecie, dlaczego tak wiele ludzi mieszka pod wulkanami, mimo tego, że są takie niebezpieczne? Mimo tej wiedzy, że kiedy magma spłynie po ich stromych stokach, to wszyscy zginą, bo nie ma technologii, która pozwoliłaby odpowiednio wcześnie przed tym ostrzec..? Ponieważ mimo swej śmiercionośnej siły gwarantuje również tą najbardziej życiodajną - doskonały dowód na to, że w naturze nic nie ginie - wszystko wokół nich jest żyzną glebą, gdzie rośliny rosną jak szalone, zalewając podłoże świeżą zielenią... Więc może i Hestia łączyła w sobie te cechy? Przeciwieństwa - gwarantowała ostrą, niebezpieczną grę, w której raz mogła być miła i można było ją głaskać z włosem, by zaraz rozgorzała niczym lawa i zapragnęła poczęstować zbyt śmiałego jegomościa pazurami - huh, skojarzyła się Blaise'owi z fretką - chyba wszystko przez tą witalność, którą promieniowała i dzieliła się z otoczeniem, gwarantując zabawę - ciągnęła wręcz za rękaw kilkoma swymi spojrzeniami - czarowała jak większość niewiast - kolejna wiedźma do kolekcji w tym Zamkniętym Zakładzie Karnym, zwanym dalej potocznie SZKOŁĄ MAGII - dość niezła nazwa, brzmiała tak niewinnie - nie będę zaprzeczał, że Rain, mimo konieczności nauki, której to nie lubił - przepadał za tym miejscem i gdyby mógł, nigdy by go nie opuszczał.
Piotruś Pan, który zawsze chciał pozostać dzieckiem i chłeptać potęgę tańczącej w kusych sukniach Wiosny, łapiąc ją za wianek i wstążki oplatające nadgarstki, by się z nim pobawiła.
- Jasne, następnym razem będę wrzeszczał z dziesięciometrowym wyprzedzeniem. - Odetchnął ciężko, jakby to nie on, a właśnie ona, rzuciła dziwnym tekstem - nie, nie, spokojnie, on nie miał nawet drewnianego miecza w dłoni - nie nadawał się do walk, co innego przekomarzanki, które przecież nikomu nie wadziły - fakt, że słowo potrafiło być potężniejsze od miecza, ale było dwubiegunowym ostrzem - Blaise nie potrafił się takowym posługiwać i tylko sam siebie by mocniej poranił, niż komukolwiek uczynił krzywdę, bo, jak pisałem - swoją drogą czcze przekomarzanki, a co innego, kiedy przychodzi stanąć do prawdziwej batalii. Śmiem twierdzić, że nawet takie pociąganie warkoczyków było nieraz śmiertelnie niebezpiecznie, jak udowodniła to sytuacja sprzed chwili, ale na szczęście udało się stanąć na neutralnej ziemi (cholera, czemu musieli jechać w tym celu aż do Szwecji?), by w błyskawicznym tempie nawiązać porozumienie - może i nie jakoś mocne i trwałe... ale zawsze lepszy rydz, niż nic! Co zaś się tyczy pamiętaniu twarzy i nazwisk - ha! - to przynajmniej teraz Rain wiedział, dlaczego jej twarz pamiętał! - bo też na panną Jones dużo w klasie Gryfoni psioczyli, tracąc przez nią punkty za jej nie pojawianie się na zajęciach! Ale każdemu się zdarza - wagary w końcu nie były czymś nadmiernie skandalicznym, dopóki nie nadużywało się co do nich cierpliwości wychowawców... i samych opiekunów domu.
- Jasne, że nie, płeć męska by całkowicie przepadła gdyby ją do waszego wiedźmiego rodzaju przyłożyć. - Wiedźmiego..? Jest takie słowo..? Chyba nie... No cóż - to już było. Przynajmniej w tym krótkim zdaniu pana Raina się pojawiło i jakoś trzeba było je przetrawić, nawet jeśli było dziwaczną, angielską zlepką, pokraczną w swym brzmieniu, przy której Rain nieco się zaciął i zwolnił, wyraźnie samemu nie uznając tego za wyraz normalny, którego w poprawnej angielszczyźnie używać się powinno. Cóż - właśnie wzbogacił wspaniały język rodzimy o nowe słowo, czy to nie wspaniałe?
Wracając do osoby Hestii: wycenił loszkę 10/10 dosyć wysoko w swoim prywatnym rankingu - czyli loszka zaakceptowana, jest dobrze - teraz byle do przodu. I nie: Rain niewiele miał wspólnego z cudownymi rycerzami i Romeem wyjętym rodem z dramatu Shakespeara.
- Zawsze się tak rzucasz na każdego przedstawiciela płci męskiej?
Hestia Jones
Sport
Hestia Jones

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Sob Cze 20, 2015 8:16 pm
Panienka z dobrego domu? Naprawdę wyglądała na grzeczną i poukładaną córeczkę tatusia? Gdyby to usłyszała wprost to chyba roześmiałaby mu się prosto w twarz. Proszę wybaczyć, szanowny autorze Blaise'a, ale widać że nie masz nawet wyobrażenia o tym jaka może być ta dziewczyna. Może i nie jest wulgarna, niewychowana i tutaj można by było sypać inne antonimy "panienki z dobrego domu", ale na pewno nie wykazywała właściwych cech takowej. Nie zawsze postępowała taktownie i niekoniecznie jej słowa nigdy nikogo nie uraziły. Tak, Hestia ma niewyparzony język i jest pochopna, co sama nazywa czasami mylnie spontanicznością. Nie znosi organizować i planować z wyprzedzeniem, bo to wymaga myślenia, gdybania i bycia zapobiegliwym, a ona po prostu jeszcze nie dorosła do takich rzeczy. Odpowiedzialności boi się jak diabeł święconej wody. Więc lepiej, żeby nikt nigdy na głos nie wypowiedział zdania typu: "Hestia Jones - kulturalna młoda dama", bo to zdecydowanie nie byłoby o niej.
Ale jeśli chodzi o jej usposobienie, to faktycznie bardziej pasowała do niej natura... takiej leśnej nimfy, którą cieszy szczęście innych wokoło a przygnębia rutyna. Co prawda potrafi pokazać pazurki, kiedy ktoś ją sprowokuje, ale sto razy bardziej woli bratać się z kimś niż wojować.
I tak było i w tym wypadku. Nawet jeśli ich rozmowa na początku zapowiadała się raczej przynieść ofiary, to teraz kiedy zeszła na bardziej przyjazny tor można było zaryzykować stwierdzeniem iż dziewczyna już nie przejdzie do ofensywy. Oczywiście do czasu kiedy sytuacja jej do tego nie zmusi.
- Widzisz? I można było to rozwiązać kompromisowo. - rzuciła z uśmiechem, którego już nie mogła sobie darować. Ten chłopak naprawdę nie był taki zły, jeśli współpracował. Nawet jeśli ta wymiana zdań była trochę bez sensu to i tak to sukces, że dało się wybrnąć z tak poważnego zatarcia jakim wydawała się ta rozmowa na początku. I nawet udało jej się zażartować...
Dokładnie. Słowa były dla niej najsilniejszą bronią. Może i po incydencie sprzed kilku chwil trudno w to uwierzyć ale Hestia brzydziła się przemocą. Owszem czasami można zobaczyć ją jak próbuje komuś pokazać jaka to ona jest nieustraszona, ale tak naprawdę chyba nikogo nigdy by nie skrzywdziła. Zdecydowanie bardziej wolała batalie na słowa. Nawet więcej! Uwielbiała się przekomarzać, a czasami nawet z nudów prowokowała jakieś sprzeczki tylko po to aby trochę się z kimś podrażnić. I wspominała już, że uwielbia mieć rację? Nie? No to właśnie. Wręcz kocha uczucie, kiedy wychodzi na swoje i ma to poczucie satysfakcji.
- Wyczuwam nutkę sarkazmu. Ale to nic i tak to zdanie zabrzmiało przepięknie. - oznajmiła zadowolona z siebie, wstając z powrotem i wkładając ręce do kieszeni ogrodniczek (o i kolejny dowód na to, że nie jest panienką z dobrego domu)  - Ale tak na poważnie: MY użeramy się z wami a wy z nami czyli jest sprawiedliwie. - dopowiedziała po chwili, niezbyt długo zastanawiając się nad sensem tego zdania. Zabrzmiało banalnie, ale cóż. Takie było.
O, prywatny ranking. Kto by pomyślał, że nawet Ślizgoni taki prowadzą. Można by było się nieźle przejechać na tych pozorach jakie sprawiał długowłosy.
- Nie, wiesz. Wybieram sobie tylko paru takich  (nieszczęśników) szczęśliwców spośród wszystkich. Gratuluję, znalazłeś się wśród nich. - powiedziała pół żartem, pół serio.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Sob Cze 20, 2015 9:40 pm
Ups, ups! Cóż za wtopa, kto by pomyślał! Teraz wypadałoby mi się tłumaczyć, skąd takie, a nie inne słowa - ale może nie, może nie muszę? Tak naprawdę chyba nikt nie lubi być przyciskanym pod ścianę i mieć na sobie reflektory - dajcie spokój, ja wiem, że niewiasty kochają mieć rację, ostatnie zdanie i utrzymywać na sobie błysk fleszy - tak jak i wiedział to Blaise, dlatego też zachowywał się tak, a nie inaczej - bo, widzisz, droga Hestio - bycie mistrzem pozorów to bycie królem swojej własnej piaskownicy, którą od razu łatwiej jest ogarnąć, jeśli dzikie zwierzęta zrobią sobie z niej kuwetę - no, takim sposobem w paru zdaniach udało mi się wybrnąć z dumą z całego posta, ale... ale to wszystko to tylko kolejny głupi zabieg - no wiecie - zagadajcie partnera, jeśli nie chcecie o czymś mówić i udawajcie, że wszystko jest pod pełną kontrolą - wystarczy parę pięknych uśmiechów i bezbłędnego wpatrywania się w oczy (co właśnie czynił Rain), by pozbawić przeciwnika czujności - zawsze lepiej wyjść z założenia, że ten przed tobą to wróg, co chce wbić sztylety w plecy... ale akurat tego Rain nie wyznawał - nie był aż takim paranoikiem, chociaż nazywanie go odważnym? Wow - jak kiedyś ktoś go takim nazwie, to wstanę i zacznę klaskać uszami, tak jak zrobi Hestia, gdy ją kto nazwie panienką z dobrego domu - wracamy więc do próby rozpatrzenia, dlaczego pojawiły się takie, a nie inne słowa - to problem braku zrozumienia, to problem użycia złych słów do opisania pewnego fenomenu - i to już mój problem, bo i rzeczą ludzką jest odbieranie twórczości subiektywnie - to nie ujma, to bardzo duży atut, zapewniający, że ta konkretna istota jest istotą ludzką i uczuciową, a jej serce bije mocniej, niżbyśmy podejrzewali - tak i teraz przychodziło się dziwić Blaise'owi, którego schematy zostawały przełamywane, a i on zostawał wytrącany ze swojego fotelika żmija - Hestia robiła to bezlitośnie skutecznie i nawet nie do końca świadomie - ale to nie miało znaczenia, ponieważ spełniała swoją rolę w tym przedstawieniu z rolą w rękach, która jest dla mnie nie do przeniknięcia - co powie dalej, jak się zachowa, czy znowu nie wybuchnie złością? - czas pokarze, a ja, tak jak i Blaise, jestem dość cierpliwym graczem Pokera, który może poczekać na następny ruch przeciwnika... Podczas gdy Rain po prostu żył własnym życiem i czerpał z niego garściami, uważając każdy za swoiście cyniczny dar - jeno ten cynizm jeszcze nie przesiąknął przez jego ułudnie dziecięcy świat - i tylko on sam wiedział, jak bardzo kruchy był w budowie.
- Ja nie Francja, a ty nie Anglia, coby chodzić na kompromisy... - Przynajmniej nie myślałeś o tym, żeby ona miała być mieszkanką wspomnianego kraju, zresztą - nie ważne, nie rozważałeś nawet takiej opcji, to było bardzo symboliczne ujęcie, nawiązujące do ciągłych niesnasek na tle historycznych obu tych krajów, które to ciągle walczyły o miano tego pierwszego, ciągle chciały sobie dorównywać i prześcigać w swoich osiągnięciach - w zasadzie Blaise nie sądził, żeby teraz ta sytuacja miała się o wiele lepiej, ale co on się tam znał..? Naprawdę nie był zbyt dobrym uczniem - jego mizerne oceny zresztą to potwierdzały. Ta, z którą przyszło ci rozmawiać, miała to coś, co pozwalało jej władać tym obosiecznym mieczem, którym ty sam władać nie potrafiłeś - dlatego była na swój sposób groźna, ale jednocześnie ty byłeś zbyt... pogodny na swój sposób, żeby od razu kreślić ją jako wroga - nie znosiłeś tego słowa, nie tolerowałeś go i robiłeś wszystko, żebyś u nikogo nie figurował na takowej liście, chociaż... wszystko to zdecydowanie za dużo powiedziane - tak sobie... przemykałeś bokiem... jak na prawdziwą żmiję przystało, pławiącą się w swoim egocentryzmie - jeśli ktoś tutaj widzi nieprawidłowość tych słów, to jestem gotowy wstać i klaskać uszami. Znowu. Z podziwu dla analizatorów. Jeśli zaś o analizę chodzi, przypomniałem sobie (hehe, nie mogę wyzbyć się nawyku do płynnego tłoczenia słów i uciekania od tematów niewygodnych), iż nie wyjaśniłem kwestii "panienki z dobrego domu" - nie, nie - rzeczywiście, choćby po wyglądzie, trudno by było Hestię wziąć za pannicę z rodu czystej krwi, co to pija popołudniowe, angielskie herbatki w towarzystwie przyzwoitki - miałem na myśli po prostu dziewczynę, która pochodzi z normalnego domu, w którym panuje miłość, kwiatki, serduszka i że córce zostało wręczone w prezencie normalne wychowanie i normalne dorastanie - kwestię buntu młodzieńczego i szalejących hormonów odłóżmy już na bok, bo to był bardzo ważny element budujący samą Hestię - bunt dla zasady buntu też był buntem, ale nie będę teraz wyceniać znaczenia tych słów, ani kłaść je jako pytanie, czy tak jest naprawdę - przecież, jak słusznie zostało powiedziane, nie znam jeszcze tej niewiasty, jak i nie znał jej sam Blaise - a uważam, że najwięcej zabawy jest  z otwieraniem Puszeczki Pandory i zobaczeniem, co za potwór z niej wyleci... nie wszyscy taką mają - ale Hestia bynajmniej nie wyglądała na dziewczynę, która w tej mojej idyllicznej wizji domku i kochającej rodziny - nie miała problemów - och, wyczuwam je nosem jak pies tropicielski... a może to kwestia tego, że Blaise, spoglądając w jej Zwierciadła Duszy, dostrzegał coś więcej poza tą wesołością? Może widział złożoność charakteru w jego pozornej prostocie? Wszyscy mamy coś, co chcemy ukryć - on przed chwilą miał fragment tego w swoich dłoniach - niestety nie dane mu było doń zajrzeć...
- Ale to my musimy wam ustępować, nie widzę w tym sprawiedliwości. - Uniósł wyżej brwi, lustrując ją tymi toksycznymi, oliwkowymi oczętami, wprost przeciwstawnie nie ludzkimi do poziomu ludzkości samego Blaise'a. - Czekaj, czekaj, bo tutaj zaczyna się błąd w paragraf wkradać... - Wysunął jedną dłoń ze splotu przedramion na wysokości klatki piersiowej, żeby dźgnąć Hestię w ramię palcem. - To chyba nieczystokrwista powinna się cieszyć, że ma okazję rozmawiać z czystokrwistym... wszystko przekręcasz.

[z/t]
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Pon Sie 03, 2015 3:59 pm
[z/t dla Hestii]
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Sro Sty 27, 2016 6:36 pm
Od przesłuchania cyganki minęło już trochę czasu, a ona sama zdawała się kompletnie o tym już zapomnieć. Zupełnie tak jak by ktoś rzucił na nią zaklęcie zapomnienia. Z resztą, bardzo podobnie było z wieloma innymi wydarzeniami, które do życia każdego normalnego człowieka wniosłyby bardzo dużo smutku, nieszczęścia, być może nawet też koszmarów sennych, które sprawiały by, że człowiek nie byłby w stanie uciec do tej jednej krainy która tylko w mrokach nocy pozwalała odpocząć strudzonemu człekowi. Ktoś kiedyś powiedział, że cyganie nie mają pamięci. I cóż poniekąd była to prawda. Może i tak nawet było lepiej. Gdyby cyganie pamiętali wszystko to co ich spotkała najpewniej pomarliby ze zgryzoty. A tak mogli zająć się tak naprawdę tym co jest teraz, a nie tym co było. Czy Romowie to ludzie wolni od przeszłości? cóż pewnie tak. Chociaż nasza cyganeczka poznała trochę tego świata, i nauczyła się jednego. Nigdy tak naprawdę nie uwolni się od tego co było. Zawsze za ludźmi będą kroczyć ich demony. Tak samo było z nią, dlatego też wytworzyła sobie sama w sobie swego rodzaju naturalną obronę. Po prostu zakładała na swoje malinowe usteczka delikatny uśmiech. Zmuszała te dwa ogniki w jej szmaragdowych oczach aby pojawiały się na każde jej zawołanie. Wyjątkowo zdolna aktorka była z niej. I pewnie nie jeden z was powie, że nie wolno grać całe swoje życie, że jest oszustką... a nawet jeżeli tak było to przecież nie robiła nikomu tym krzywdy. Nawet sobie nie robiła. To była jej metoda zapomnienia o tym wszystkim co się jej przydarzyło. To była metoda na wyrzucenie Sahira ze swojego umysłu. Tego który do pewnego momentu kompletnie nim zawładnął, i zajęło jej to naprawdę dużo czasu aby wyrwać się spod jego czarnego skrzydła. Jeżeli to przesłuchanie coś jej uświadomiło to na pewno to, że ta relacja wcale nie była oparta na symbiozie, ale zupełnie innych relacjach których mimo wszystko dziewczyna do tej pory nie potrafiła zrozumieć.
Romka spacerowała sobie spokojnie po zamku, dzwoniąc cicho swoją chustą z monetkami, która w tej szkole była jej znakiem rozpoznawczym. Dzisiejszy dzień wydawał się być dla niej jakiś inny. Ogarniała ją jakaś bliżej nie nazwana radość, świat który do tej pory wydawał się tracić swoje kolory z dnia na dzień, nagle wybuchnął prawie, że pastelowymi barwami. I chociaż za oknem padał deszcz, to nawet on wydawał się mieć swój niesamowity urok. Ta magia którą cyganka czuła dawno w przeszłości nagle do niej powróciła, pozwalając aby ta anielica na chwile wstała z ziemi, otrzepała resztki swoich niegdyś białych skrzydeł, i mogła spojrzeć w niebo z którego kiedyś pewnie spadła. Mała biała rączka cyganki wodziła spokojnie po kamiennych murach szkoły, czuła pod palcami ten przyjemny chłód kamiennych cegieł. W końcu dotarła do wyjścia szkoły. Wszyscy uciekali przed deszczem, chowając głowy pod płaszczami, torbami, albo po prostu biegli przed siebie nie patrząc na to jak bardzo zmokną. Esmeralda wyciągnęła najpierw jedną rękę a kiedy poczuła na niej zimne, mokre krople deszczu uśmiechnęła się delikatnie. Zrobiła jeden, zaraz potem drugi krok, i poczuła jak deszcz zaczął delikatnie muskać jej twarz. Nie czekając na nic, i nie patrząc na zdziwionych uczniów którzy mijali ją w biegu, poszła przed siebie. Spacerowała tak w deszczu, rozkoszując się tym jak jej włosy, oraz ubranie wchłaniają krople deszczu. W końcu doszła do alejki która prowadziła na dziedziniec. W końcu zatrzymała się i spojrzała w niebo przymykając leniwie oczy niczym kot który właśnie wygrzewał się na słoneczku. Rozłożyła ręce i po prostu zaczęła się kręcić wokół własnej osi. Mokre włosy zostały poderwane w powietrze, jej spódnica zaczęła rozchlapywać wszędzie kropelki wody, a sama cyganka czuła jak wszystko co było w niej negatywnego po prostu ściekało z niej razem w tymi kropelkami wody na ziemię. Czuła się w końcu szczęśliwa, pierwszy raz od dłuższego czasu poczuła prawdziwe szczęście.
Sponsored content

Alejka prowadząca do dziedzińca - Page 8 Empty Re: Alejka prowadząca do dziedzińca

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach