- Natalie Dark
Re: Pokój Wspólny
Nie Kwi 10, 2016 10:13 pm
Zamknęła na moment oczy i skupiła się na zaklęciu, ignorując kilku innych Ślizgonów znajdujących się w pomieszczeniu. Za to własnie kochała dom Salazara. Nikt nie próbował się z nikim na siłę przyjaźnić i nie wpieprzał mu się na chama do jego życia. Chociaż nie, Ślizgoni często to robili, ale zwykle dla jakichś swoich celów, a nie ze zwykłej ciekawości czy chęci zacieśnienia więzów. Przynajmniej o to Natalie się tutaj nie musiała martwić. Wszyscy wrogowie, przyjaciele i znajomi już od dawna zajęli swoje pozycje w relacjach z nią i nie zanosiło się, by chcieli je zmieniać przed końcem roku.
Otworzyła oczy i stuknęła ponownie pergamin, na którym tym razem ukazała się oryginalna notka dotycząca jednego z gwiazdozbiorów.
Ledwie udało jej się tego dokonać, a już odnotowała pojawienie się w pobliżu nowej osoby. Podniosła wzrok znad papieru i zobaczyła jedną z milej widywanych tutaj twarzy.
- Witaj, Kain - rzuciła w odpowiedzi na powitanie i nic sobie nie robiąc z jego obecności, wróciła do ćwiczenia.
Ponownie pomyślała o zaszyfrowaniu tekstu i stuknęła tekst, który w mgnieniu oka rozmazał się i utworzył nową sensowną wiadomość.
Dziewczyna uśmiechnęła się z satysfakcją.
Otworzyła oczy i stuknęła ponownie pergamin, na którym tym razem ukazała się oryginalna notka dotycząca jednego z gwiazdozbiorów.
Ledwie udało jej się tego dokonać, a już odnotowała pojawienie się w pobliżu nowej osoby. Podniosła wzrok znad papieru i zobaczyła jedną z milej widywanych tutaj twarzy.
- Witaj, Kain - rzuciła w odpowiedzi na powitanie i nic sobie nie robiąc z jego obecności, wróciła do ćwiczenia.
Ponownie pomyślała o zaszyfrowaniu tekstu i stuknęła tekst, który w mgnieniu oka rozmazał się i utworzył nową sensowną wiadomość.
Dziewczyna uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Mistrz Gry
Re: Pokój Wspólny
Nie Kwi 10, 2016 10:13 pm
The member 'Natalie Dark' has done the following action : Rzuć kością
'Lekcja' :
Result :
'Lekcja' :
Result :
- Kain Dragomirov
Re: Pokój Wspólny
Nie Kwi 10, 2016 11:26 pm
Przeniosłem powoli wzrok znowu z notatek na Natalie. Przez jej oblicze przemknął chyba cień niezadowolenia i później przeszedł w coś na kształt obojętności. Zmarszczyłem brwi w skupieniu usiłując wychwycić kolejne emocje - chwila skupienia, niepewność i satysfakcja. Dokładnie w tej kolejności. Brak samokontroli był wręcz namacalny w tryumfalnym uśmiechu przyklejonym do bladego lica Natalie, która miała przed sobą jakąś trudną do odczytania notatkę. Wydawała się taka... ludzka? To dobre określenie, chociaż może było to jedna z moich pochopnych ocen względem niemal obcej osoby. Nagle do głowy wpadł mi pomysł.
- Naucz mnie - Szepnąłem ledwo słyszalnie, jednak z pewnością nie umknęło to starszej Ślizgonce całkowicie pochłoniętej w swoim zajęciu. Przekrzywiłem lekko głowę wspartą brodą o kolano i zacząłem skubać niezwykle irytujący skrawek podartych dżinsów, który to śmiał za bardzo odstawać od materiału. Wyżywając się na materiale oczekiwałem w zafascynowaniu reakcji pragnąc chłonąć kolejne emocje, które mogłyby mnie w efekcie doprowadzić do kolejnych znacznych konkluzji w kierunku rozgryzania tego olbrzymiego znaku zapytania jaki stanowiła niewiasta.
- To Zaklęcie Szyfrujące, nieprawdaż? - Drążyłem zainteresowany i po raz pierwszy zbyt długiego czasu mrugnąłem. Oczy mnie piekły... Przynajmniej pochłonięty rozmyślaniem nie zapomniałem o innej niezwykle istotnej czynności jaką było oddychanie. Ciało i rozum w permanentnej niezgodzie chciałoby się powiedzieć.
- Naucz mnie - Szepnąłem ledwo słyszalnie, jednak z pewnością nie umknęło to starszej Ślizgonce całkowicie pochłoniętej w swoim zajęciu. Przekrzywiłem lekko głowę wspartą brodą o kolano i zacząłem skubać niezwykle irytujący skrawek podartych dżinsów, który to śmiał za bardzo odstawać od materiału. Wyżywając się na materiale oczekiwałem w zafascynowaniu reakcji pragnąc chłonąć kolejne emocje, które mogłyby mnie w efekcie doprowadzić do kolejnych znacznych konkluzji w kierunku rozgryzania tego olbrzymiego znaku zapytania jaki stanowiła niewiasta.
- To Zaklęcie Szyfrujące, nieprawdaż? - Drążyłem zainteresowany i po raz pierwszy zbyt długiego czasu mrugnąłem. Oczy mnie piekły... Przynajmniej pochłonięty rozmyślaniem nie zapomniałem o innej niezwykle istotnej czynności jaką było oddychanie. Ciało i rozum w permanentnej niezgodzie chciałoby się powiedzieć.
- Blaise Rain
Re: Pokój Wspólny
Pon Kwi 11, 2016 12:50 am
Nie to, żeby ten dzień miał zapowiadać się źle – jak każdy inny zapowiadał się dobrze! - przecież nic nie może pójść źle, kiedy wstaje się z łóżka prawą nogą, prawda? - dlatego pamiętajcie dzieciaczki, wujek Rain was nauczy – wstawajcie nie lewą, a prawą, zawsze prawą nózią, to może przestaniecie być takimi emosiami – ale dobrze, wróćmy do cudowności aktualnego dnia – no więc dzisiaj..! Dzisiaj nie wydarzyło się kompletnie nic. Na szczęście. I kiedy nie wydarzało się nic, nie miało się sprzeczek ze Ślizgonami i nie trzeba było nikomu próbować udowodnić, że ma się czystą, nieskazitelną krew, było dobrze – wspaniały Książę mógł się godnie przechadzać po swych włościach (?) i być samemu sobie Królem, co się zowie (padalcem w glinianej koronie) – śpiesząc zaś z wyjaśnieniami w dalszym ciągu, dlaczego dzień był dobry, gdy w sumie dobry nie był, bo każdy "normalny" (a czym była normalność? Przecież normalność to przeciętność) zaliczyłby go do neutralnych, to chyba wszystko wyda się bardzo klarowne, kiedy zbierze się w garście pewne istotne informacje – informacje o śmierciach, których trupi odór ciągnął się po wszystkich korytarzach – Blaise to czuł – czuł i widział Kostuchnę, która bezszelestnie unosiła się i przenikała przez kolejne ściany, kiedy wszyscy inni odwracali swoje spojrzenia – jednak smutne było to, że nie słyszał. Nie mówiło się o Balu Bożonarodzeniowym, nie mówiło się o tych, co zmarli (a była to szóstka Ślizgonów) z rąk "Władcy Nocy", który ponoć otworzył Komnatę Tajemnic (czymkolwiek ona by nie była), ani o Błoniach, na których zginęło ponad dziesięciu uczniów, na których cześć wzniesiono pomnik, ni o Hogsmeade, w który uderzyli Śmierciożercy – tyle wydarzeń, a wszystkie one nawet nie musnęły czystej skóry chłopaka o boleśnie jasnych, toksycznie zielonych oczach, które wręcz jarzyły się w półmroku Pokój Wspólnego, w którym się pojawił po wyjściu ze swojego dormitorium – i to było jedyne, co go z tłumu wyróżniało. Jakoś tak się składało, że Blaise był po prostu idealny. Idealny tłem, rzecz jasna. Chodził sobie w tą i spowrotem, od człeka do człeka, od piwa kremowego do piwa i nikt szczególnie nie zauważał jego nieobecności – i przecież o to chodziło, taki był niepisany układ – pewnie, byli tacy, co go przełamywali, ale w sumie czemu nie? - idealność dostosowywania się Blaise'a do każdej sytuacji i do każdej osoby winna dostarczyć mu przynajmniej gratulacji i uścisku pana prezesa – a nie było ani jednego, ani drugiego. Blaise natomiast jak najbardziej był – nie jako tło, a jednak jako oddzielająca się na "tle" tworzonym przez zbitki kamiennych ścian pnących się ku sufitowi i podtrzymujące ciężki, kamienni strop, ciemne meble ozdobione zielenią ku chlubie domu, jaki prezentowali, do którego przynależeli – ot, jako uczeń – jeden z wielu, coby nie powiedzieć, ale jednak, użyję słowa ku chwale współczesnej autorom filozofii, stanowiący indywidualną jednostkę (a każdą indywidualną jednostkę dało się zatargać do pracy, heh)... w sumie mógłbym jeszcze bardziej odpowiednie sformułowanie znaleźć, ale legendy są prawdziwe – jestem leniwy.
U mojego kochanego protagonisty ta leniwość aż tak odczuwalna nie była... dopóki ktoś nie postanowiłby zerknąć do jego notatek z lekcji składających się na narysowane na pergaminach, ruchome kutasy.
Przeraźliwie jasne tęczówki spoczęły na dwóch sylwetkach siedzących na kanapie – dwie sylwetki tak pochłonięte sobą, rozmową i różdżką, która starała się coś wypluć ze swego wnętrza, że w sumie trudno się dziwić, że Blaise tak sobie stał... i stał... i gapił się i stał, zapominając, że przydałoby się czasem mieć jakieś procesy myślowe i coś robić – przynajmniej z zewnątrz z pewnością to tak wyglądało – aż prosiło się o walnięcie tekstem o bezmógu, ale przecież nie wypada autorowi jeździć po własnej postaci, więc tego nie zrobię, nieee, jestem takim mił...
Więc nasz Bezmózg w końcu postanowił się ruszyć – i zrobił to, co każdy Bezmózg zrobić powinien – sięgnął po swoją różdżkę, uznając, że wtrącenie się w tą rozmowę to genialny pomysł – wtrącenie się bardziej... nawet nie rękoczynami, a... różdżką? Bez brzydkich skojarzeń. Coś, czego normalnie by nie zrobił (i znów przekierowuję do pytania, czym ta normalność w takim razie była), ale jedną osobę bardzo dobrze znał – i może dlatego zamiast dwa razy ocenić, czy powinien to robić, czy nie uniósł różdżkę..! I mistrz zaklęć pewnie by jakieś zaklęcie rzucił, ale różdżka Deszcza przeleciała tylko przez pokój – leć, wolna różdżko, już nic cię nie zniewala na tym świecie..! - i pacnęła prosto w głowę panny Dark.
Mina pana Rain'a pozostawała tak samo niewzruszona jak przy całym jego staniu w pomieszczeniu.
Everything calculated and under control.
A się popisałem angielskim, hehe.
Blaise drgnął i lekko wykrzywił wargi – nie w niezadowoleniu, a w skrusze, cofając nieco głowę między ramiona, kiedy jego genialny plan spełznął na niczym – no i różdżka zamiast miotnąć zaklęciem miotnęła samą sobą – najgorsza była świadomość tego, że gdyby chciał tak wycelować w głowę Natalie, to pewnie by nie trafił – nawet na pewno – ale nigdy nie był mistrzem gracji ani rzucania czarów.
Przynajmniej tak można było stwierdzić z zewnątrz, moje dziubki.
U mojego kochanego protagonisty ta leniwość aż tak odczuwalna nie była... dopóki ktoś nie postanowiłby zerknąć do jego notatek z lekcji składających się na narysowane na pergaminach, ruchome kutasy.
Przeraźliwie jasne tęczówki spoczęły na dwóch sylwetkach siedzących na kanapie – dwie sylwetki tak pochłonięte sobą, rozmową i różdżką, która starała się coś wypluć ze swego wnętrza, że w sumie trudno się dziwić, że Blaise tak sobie stał... i stał... i gapił się i stał, zapominając, że przydałoby się czasem mieć jakieś procesy myślowe i coś robić – przynajmniej z zewnątrz z pewnością to tak wyglądało – aż prosiło się o walnięcie tekstem o bezmógu, ale przecież nie wypada autorowi jeździć po własnej postaci, więc tego nie zrobię, nieee, jestem takim mił...
Więc nasz Bezmózg w końcu postanowił się ruszyć – i zrobił to, co każdy Bezmózg zrobić powinien – sięgnął po swoją różdżkę, uznając, że wtrącenie się w tą rozmowę to genialny pomysł – wtrącenie się bardziej... nawet nie rękoczynami, a... różdżką? Bez brzydkich skojarzeń. Coś, czego normalnie by nie zrobił (i znów przekierowuję do pytania, czym ta normalność w takim razie była), ale jedną osobę bardzo dobrze znał – i może dlatego zamiast dwa razy ocenić, czy powinien to robić, czy nie uniósł różdżkę..! I mistrz zaklęć pewnie by jakieś zaklęcie rzucił, ale różdżka Deszcza przeleciała tylko przez pokój – leć, wolna różdżko, już nic cię nie zniewala na tym świecie..! - i pacnęła prosto w głowę panny Dark.
Mina pana Rain'a pozostawała tak samo niewzruszona jak przy całym jego staniu w pomieszczeniu.
Everything calculated and under control.
A się popisałem angielskim, hehe.
Blaise drgnął i lekko wykrzywił wargi – nie w niezadowoleniu, a w skrusze, cofając nieco głowę między ramiona, kiedy jego genialny plan spełznął na niczym – no i różdżka zamiast miotnąć zaklęciem miotnęła samą sobą – najgorsza była świadomość tego, że gdyby chciał tak wycelować w głowę Natalie, to pewnie by nie trafił – nawet na pewno – ale nigdy nie był mistrzem gracji ani rzucania czarów.
Przynajmniej tak można było stwierdzić z zewnątrz, moje dziubki.
- Natalie Dark
Re: Pokój Wspólny
Pon Kwi 11, 2016 6:10 pm
Podniosła wzrok na chłopaka, gdy przez ciche szmery w pomieszczeniu przebił się znów jego głos. Kain nie był specjalnie wylewny, ale Natalie to nawet nie przeszkadzało. Jak dla niej wyrażał się zazwyczaj wystarczająco zrozumiale, by nie musiała się zastanawiać, co też mógł mieć na myśli. Taka lakoniczność bywała czasem lepsza niż przesadna wylewność, która do niczego nie prowadziła. Takie osoby strasznie często denerwowały Ślizgonkę, bo marnowały zbyt wiele jej cennego czasu.
Najczęściej na tę przypadłość cierpiały dziewczęta. Potrafiły paplać na jakiś mało istotny temat przez kilka minut, nie dopuszczając cię do słowa, a na końcu stwierdzić, że powiedziały to wszystko tylko dlatego, że tak chciały. Co kutfa? Dla logicznego umysłu Darkówny to zwyczajnie nie miało sensu. Już działanie magii wydawało jej się bardziej zrozumiałe, niż to, co kryło się w głowach takich osób.
Przesunęła się trochę w stronę kolegi i wzięła do ręki notatki na temat zaklęcia.
- Tak, to Zaklęcie Szyfrujące. Wydaje mi się dość proste. Wystarczy skupić się na zamianie tekstu i stuknąć go różdżką. Reszta to już kwestia praktyki - wytłumaczyła pokrótce i podała mu swoje notatki. Nie dokończyła jednak tej czynności, gdyż poczuła, jak coś twardego trafia ją w tył głowy.
Kto to do cholery zrobił.
Skrzywiła się zirytowana i położyła notatki obok Kaina (chyba, że je od niej wziął). Rozejrzała się za przedmiotem, którym dostała i który powinien teraz leżeć gdzieś obok sofy, ewentualnie na niej. Nie minęło kilka sekund, a pannie Dark udało się zlokalizować różdżkę Blaise'a. Zmarszczyła brwi, wyraźnie zbita z tropu i podniosła ją prawą ręką, gdyż w lewej nadal trzymała swój szary patyk.
Różdżka? Ja rozumiem wiele rzeczy, ale po cholerę rzucać w kogoś różdżką? Już lepiej nią czymś w kogoś rzucić albo trafić daną osobę zaklęciem, a nie...
Odwróciła się w kierunku, z którego najprawdopodobniej nadleciał badyl i odszukała wzrokiem właściciela. Nie musiała się wiele rozglądać. Doskonale wiedziała, kogo szuka. O ile różdżek młodszych roczników nie kojarzyła, o tyle wszystkie patyki starszych Ślizgonów była w stanie rozpoznać. Ot taka mała obsesja na punkcie analizowania psychiki otaczających ją osób na podstawie ich badyli.
- Rain~ - W tym jednym słowie udało jej się jakoś zawrzeć ostrzeżenie, nieme pytanie oraz jej obecne emocje. Nie była jeszcze wściekła, ale lepiej, żeby Ślizgon miał dobre wytłumaczenie dla swojego zachowania.
Cóż, mam twoją różdżkę, a wiele bez niej raczej nie nawojujesz. A swoją drogą, ciekawe czy ktoś tutaj paliłby się do pomagania ci w jej odzyskaniu, gdybym nie zgodziła się jej oddać. Ach tak, jestem prefektem i teoretycznie nie powinnam czegoś takiego robić. Taaa "nie powinnam". Czy ja nie uznałam ostatnio, że te słowa paskudnie mnie irytują i wcale nie muszę się ich trzymać?
Lepiej, żebyś miał dobre wytłumaczenie.
Najczęściej na tę przypadłość cierpiały dziewczęta. Potrafiły paplać na jakiś mało istotny temat przez kilka minut, nie dopuszczając cię do słowa, a na końcu stwierdzić, że powiedziały to wszystko tylko dlatego, że tak chciały. Co kutfa? Dla logicznego umysłu Darkówny to zwyczajnie nie miało sensu. Już działanie magii wydawało jej się bardziej zrozumiałe, niż to, co kryło się w głowach takich osób.
Przesunęła się trochę w stronę kolegi i wzięła do ręki notatki na temat zaklęcia.
- Tak, to Zaklęcie Szyfrujące. Wydaje mi się dość proste. Wystarczy skupić się na zamianie tekstu i stuknąć go różdżką. Reszta to już kwestia praktyki - wytłumaczyła pokrótce i podała mu swoje notatki. Nie dokończyła jednak tej czynności, gdyż poczuła, jak coś twardego trafia ją w tył głowy.
Kto to do cholery zrobił.
Skrzywiła się zirytowana i położyła notatki obok Kaina (chyba, że je od niej wziął). Rozejrzała się za przedmiotem, którym dostała i który powinien teraz leżeć gdzieś obok sofy, ewentualnie na niej. Nie minęło kilka sekund, a pannie Dark udało się zlokalizować różdżkę Blaise'a. Zmarszczyła brwi, wyraźnie zbita z tropu i podniosła ją prawą ręką, gdyż w lewej nadal trzymała swój szary patyk.
Różdżka? Ja rozumiem wiele rzeczy, ale po cholerę rzucać w kogoś różdżką? Już lepiej nią czymś w kogoś rzucić albo trafić daną osobę zaklęciem, a nie...
Odwróciła się w kierunku, z którego najprawdopodobniej nadleciał badyl i odszukała wzrokiem właściciela. Nie musiała się wiele rozglądać. Doskonale wiedziała, kogo szuka. O ile różdżek młodszych roczników nie kojarzyła, o tyle wszystkie patyki starszych Ślizgonów była w stanie rozpoznać. Ot taka mała obsesja na punkcie analizowania psychiki otaczających ją osób na podstawie ich badyli.
- Rain~ - W tym jednym słowie udało jej się jakoś zawrzeć ostrzeżenie, nieme pytanie oraz jej obecne emocje. Nie była jeszcze wściekła, ale lepiej, żeby Ślizgon miał dobre wytłumaczenie dla swojego zachowania.
Cóż, mam twoją różdżkę, a wiele bez niej raczej nie nawojujesz. A swoją drogą, ciekawe czy ktoś tutaj paliłby się do pomagania ci w jej odzyskaniu, gdybym nie zgodziła się jej oddać. Ach tak, jestem prefektem i teoretycznie nie powinnam czegoś takiego robić. Taaa "nie powinnam". Czy ja nie uznałam ostatnio, że te słowa paskudnie mnie irytują i wcale nie muszę się ich trzymać?
Lepiej, żebyś miał dobre wytłumaczenie.
- Kain Dragomirov
Re: Pokój Wspólny
Pon Kwi 11, 2016 7:42 pm
Język jest taką częścią ciała, która najczęściej płatała mi figle. Czasami wyrywał się niepotrzebnie z szeregu i pozwalał sobie na słowa, które przenigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. A jednak stale to robił i umiejętność trzymania go za zębami pojawiła się u mnie dopiero niedawno. Milczenie było wygodniejsze. Zwłaszcza jeżeli ktoś mnie irytował, a ja wcale nie chciałem dopuścić do zbędnych dyskusji z tymże wadliwym delikwentem. Jednak wystarczyło, że emocje wyrwą mi się spod kontroli i wtedy wszystkie granice, które tak uporczywie budowałem zmieniały się w ruinę. A ja czułem się bezbronny, a bezbronność to bardzo drażniące uczucie.
Wróciłem na ziemię dopiero, kiedy Natalie zaczęła mówić. Ucieszyłem się, że mnie nie pogoniła i postanowiła pomóc. Jakby nie było była to nasza Pani Prefekt. Obdarzyłem ją lekkim uśmiechem pełnym wdzięczności, w gruncie rzeczy nie będąc pewnym czy to zauważyła. Po tym ułamku sekundy przeniosłem wzrok na notatki i już miałem mówić pod nosem formułkę... no cóż powiedzieć, stało się to. Coś uderzyło o podłogę z głuchym brzękiem i poturlało się gdzieś na bok. Podniosłem wzrok, a moja twarz wyrażała niedowierzanie mieszające się z przerażeniem. Ktokolwiek to był właśnie popełnił samobójstwo.
Zanim zdążyłem zlokalizować źródło zamieszania panna Dark była już na nogach i najwyraźniej namierzyła sprawcę. Po chwili usłyszałem nazwisko "Rain" i w tym samym momencie dostrzegłem dobrze znaną sylwetkę Ślizgona. Pokręciłem z niedowierzaniem głową i moja głowa zaczęła pracować na najwyższych obrotach. Od razu poderwałem się na równe nogi i wyszedłem przed Natalie.
- Och Blaise, rozumiem końskie zaloty, ale istnieją bardziej wyrafinowane sposoby na przykucie uwagi starszej koleżanki - Powiedziałem aksamitnym głosem stając pomiędzy tym dwojgiem, nie chcąc dopuścić do niepotrzebnego użycia siły. Przeniosłem wzrok na Natalie, która wyraźnie nie była zachwycona, jednak po niej nie mogłem się spodziewać niczego, tak samo jak i po chłopaku.
Nagle wszystkie głosy w dormitorium ucichły i różne pary oczu przeniosły się na nas, wprawiając mnie w irytujące mrowienie na karku.
- Musicie się tak gapić? - Warknąłem w kierunku dzieciarni wyraźnie czekającej na bójkę i przewróciłem wymownie oczami nie obdarowując ich już ani jednym spojrzeniem więcej. Ech... ja i centrum uwagi, to nie wróżyło dobrze.
Wróciłem na ziemię dopiero, kiedy Natalie zaczęła mówić. Ucieszyłem się, że mnie nie pogoniła i postanowiła pomóc. Jakby nie było była to nasza Pani Prefekt. Obdarzyłem ją lekkim uśmiechem pełnym wdzięczności, w gruncie rzeczy nie będąc pewnym czy to zauważyła. Po tym ułamku sekundy przeniosłem wzrok na notatki i już miałem mówić pod nosem formułkę... no cóż powiedzieć, stało się to. Coś uderzyło o podłogę z głuchym brzękiem i poturlało się gdzieś na bok. Podniosłem wzrok, a moja twarz wyrażała niedowierzanie mieszające się z przerażeniem. Ktokolwiek to był właśnie popełnił samobójstwo.
Zanim zdążyłem zlokalizować źródło zamieszania panna Dark była już na nogach i najwyraźniej namierzyła sprawcę. Po chwili usłyszałem nazwisko "Rain" i w tym samym momencie dostrzegłem dobrze znaną sylwetkę Ślizgona. Pokręciłem z niedowierzaniem głową i moja głowa zaczęła pracować na najwyższych obrotach. Od razu poderwałem się na równe nogi i wyszedłem przed Natalie.
- Och Blaise, rozumiem końskie zaloty, ale istnieją bardziej wyrafinowane sposoby na przykucie uwagi starszej koleżanki - Powiedziałem aksamitnym głosem stając pomiędzy tym dwojgiem, nie chcąc dopuścić do niepotrzebnego użycia siły. Przeniosłem wzrok na Natalie, która wyraźnie nie była zachwycona, jednak po niej nie mogłem się spodziewać niczego, tak samo jak i po chłopaku.
Nagle wszystkie głosy w dormitorium ucichły i różne pary oczu przeniosły się na nas, wprawiając mnie w irytujące mrowienie na karku.
- Musicie się tak gapić? - Warknąłem w kierunku dzieciarni wyraźnie czekającej na bójkę i przewróciłem wymownie oczami nie obdarowując ich już ani jednym spojrzeniem więcej. Ech... ja i centrum uwagi, to nie wróżyło dobrze.
- Blaise Rain
Re: Pokój Wspólny
Pon Kwi 11, 2016 8:12 pm
Niektórzy uwalniają orkę, inni... nie wiem, kozę na pastwisku, a Blaise uwolnił różdżkę – i wcale nie czuł się przez to gorszy. No dobra, trochę czuł. Trochę bardzo, kiedy przesłodka, przecudowna Wiedźma Prowodyrowa Ciemności podniosła się z kanapy z jego uwolnioną różdżką w ręku i spojrzała wprost na niego – tak dla pewności Blaise spojrzał po drgnięciu to w prawo, to w lewo, wiecie, tak dla pewności, czy aby na pewno Wiedźma Prowydorwa mówi do niego – i niestety mówiła, jakoś tak się przykro składało, że nie było wokół nikogo, kto mógłby mieć takie same nazwisko, jak on – różdżko, zdradziłaś – miałaś być wolna, a musiała cię akurat przyciągnąć ciemna strona mocy – zaręczam, że nie było tam żadnych ciasteczek i piwa tym bardziej, więc na cholerę tam leciałaś..? Coby pozory sprawiać chłopak powrócił do pozycji wyprostowanej – opuścił rękę, która była wciąż zdradziecko uniesiona, kiedy chciał rzucić o wiele mniej absorbujące zaklęcie, niż... dosłowne rzucenie, tylko nie zaklęcia i trochę ciężko było stwierdzić, co z tymi rękoma zrobić – i co w ogóle z samym sobą zrobić, kiedy część pokoju wspólnego uznała, że potyczka pomiędzy panną Dark i panem Rainem oraz rozjemcą w postaci pana Dragomirova będzie zajebistym widowiskiem! No na pewno będzie, zapowiadało się wręcz miodzio w całej powadze sytuacji, gdzie włoski stawały dęba na karku i stwory spod łóżka tylko czekały, by wyciągnąć swoje szpony i wpleć wstęgi z własnym scenariuszem, dodając trzy grosze do całokształtu już przygotowanych scen – nie śpieszno nam do epilogu, gdy dopiero mówiliśmy o końcu prologu.
- Ekhem. - Przyłożył pięść do warg i odwrócił nieznacznie głowę, zanosząc się tym oczyszczającym głos chrząknięciem – przecież damy trzeba traktować z należytym szacunkiem (bez znaczenia było to, że Hogwart dam posiadał mniej niż fiolek z łzami rudych) i naturalnym stanem rzeczy, jak to wychowanie nakazywało, stawać się przy nich dżentelmenem prosto z romantycznych ksiąg wyjętym. - Dark. - Odpowiedział w takiej samej intonacji – wspominałem, że się wyprostował, prawda? - i zaplótł dłonie za plecami, przyjmując jakże dumną postawę, w której wszystko było pod wielką, wszelaką kontrolą – ale że rzucanie w kogoś różdżką? Ja nie wiem o co chodzi, przecież to na pewno nie ja...
- To jest... wyglądasz dzisiaj tak olśniewająco, Natalie, że zapragnąłem wyczarować ci bukiet kwiatów, tylko wiesz, kiepski jestem w czarach i tak wyszło... - Och, Blaise doskonale wykorzystał włączenia się Kain'a, który opadł z nieba i mocno uderzył plecami o ziemię równie niefortunnie, co sam Samael stojący przed jedną z Wiedźm Naczelnych domu Węży – marną pociechą było to, że sam Wąż udziału w zabawie dwóch zgubionych nie brał i nie kusił nikogo, by zerwać Owoc Poznania – bo i po co, skoro już cudowna Ewka ten owoc zerwała i skazała nas wszystkich na grzech wieczny. - W ramach zadośćuczynienia mogę ci narysować ruchomego kutasa w zeszycie, jestem w tym całkiem dobry. - Pochylił się w przód i teraz jego podbródek niemal opierał się na barku Kaina – och tak, taki to był odważny rycerz z pana Deszcza – i zakrył mu oczy swoimi dłońmi wedle genialnej zasady, że przecież jak ty nikogo nie widzisz, to inni też na pewno nie widzą ciebie, no nie?
To musiało tak działać.
Totalnie.
Blaise nie odrywał jadowitych tęczówek od Ślizgonki.
- Ekhem. - Przyłożył pięść do warg i odwrócił nieznacznie głowę, zanosząc się tym oczyszczającym głos chrząknięciem – przecież damy trzeba traktować z należytym szacunkiem (bez znaczenia było to, że Hogwart dam posiadał mniej niż fiolek z łzami rudych) i naturalnym stanem rzeczy, jak to wychowanie nakazywało, stawać się przy nich dżentelmenem prosto z romantycznych ksiąg wyjętym. - Dark. - Odpowiedział w takiej samej intonacji – wspominałem, że się wyprostował, prawda? - i zaplótł dłonie za plecami, przyjmując jakże dumną postawę, w której wszystko było pod wielką, wszelaką kontrolą – ale że rzucanie w kogoś różdżką? Ja nie wiem o co chodzi, przecież to na pewno nie ja...
- To jest... wyglądasz dzisiaj tak olśniewająco, Natalie, że zapragnąłem wyczarować ci bukiet kwiatów, tylko wiesz, kiepski jestem w czarach i tak wyszło... - Och, Blaise doskonale wykorzystał włączenia się Kain'a, który opadł z nieba i mocno uderzył plecami o ziemię równie niefortunnie, co sam Samael stojący przed jedną z Wiedźm Naczelnych domu Węży – marną pociechą było to, że sam Wąż udziału w zabawie dwóch zgubionych nie brał i nie kusił nikogo, by zerwać Owoc Poznania – bo i po co, skoro już cudowna Ewka ten owoc zerwała i skazała nas wszystkich na grzech wieczny. - W ramach zadośćuczynienia mogę ci narysować ruchomego kutasa w zeszycie, jestem w tym całkiem dobry. - Pochylił się w przód i teraz jego podbródek niemal opierał się na barku Kaina – och tak, taki to był odważny rycerz z pana Deszcza – i zakrył mu oczy swoimi dłońmi wedle genialnej zasady, że przecież jak ty nikogo nie widzisz, to inni też na pewno nie widzą ciebie, no nie?
To musiało tak działać.
Totalnie.
Blaise nie odrywał jadowitych tęczówek od Ślizgonki.
- Natalie Dark
Re: Pokój Wspólny
Pon Kwi 11, 2016 9:02 pm
Była ciekawa. Naprawdę była ciekawa tego, jaką też bajeczkę teraz usłyszy. A może nie bajeczkę? W końcu nie wiedziała wszystkiego. Była do niego tyłem. Naprawdę mógł nie mieć w zamiarach nic złego. Rzut różdżką nadal wydawał jej się wyjątkowo głupim zagraniem, ale przez te wszystkie lata zdążyła się już nauczyć, że w tej szkole nawet najdziwniejsze rzeczy potrafią zdarzać się na porządku dziennym i nie ma się temu co dziwić. Dzień jak co dzień. Trzeba iść dalej. Nawet jeśli jedzona przez kolegę kanapka zamiast zostać zjedzoną, postanowiła zjeść jego. Tutaj to było całkowicie normalne. Dlaczego więc pozbywanie się oręża i rzucanie nim w kogoś miałoby być czymś dziwnym? W sumie, w tym wariatkowie to chyba nawet normalne, nie? Czy może jednak nie? Natalie chyba naprawdę dla bezpieczeństwa swojego zdrowia psychicznego wolała wyłączyć w swoim mózgu wszelkie próby pojęcia tego, co się w tym świecie działo.
Wpatrywała się przez chwilę w winowajcę w oczekiwaniu na jego odpowiedź, zanim zdała sobie sprawę z tego, że i Dragomirov postanowił się wmieszać.
Super. Tylko tego brakowało, by próbował stawać w mojej obronie...
Natalie wcale nie była w tej chwili na tyle wyprowadzona z równowagi, by odsuwanie jej od Bleise'a było konieczne. Dziewczyna posiadała naprawdę wielkie pokłady samokontroli. Nawet do kompletnych debili. Nigdy nie rzucała się na ludzi z pięściami ani nie wydzierała się na nich za takie drobnostki. Najpierw pytała i jeśli delikwent zamiast się wybronić, tylko pogarszał swoją sytuację, to dopiero wtedy mógł odczuć z czym się wiąże drażnienie Ślizgonki.
- Kain, nie musisz mnie bronić. Nic się nie dzieje - mruknęła, gdy zaczął się odgryzać koledze.
Błagam, nie róbcie ze mnie panny w opałach. Może i jestem wychowywana na damę z dobrego domu, ale do cholery jasnej, sama też sobie poradzę.
Uśmiechnęła się kwaśno do Rain'a, który postanowił jednak podążyć ścieżką komizmu i obrócić tę sytuację w jakiś żart.
- Chyba jednak podziękuję. Męskie przyrodzenie to nie jest jedna z rzeczy, które mam ochotę podziwiać, gdy sięgam do notatek - odrzekła z przekąsem, mrużąc przy tym oczy.
Dziewczyna nadal nie dała się sprowokować. Stała niewzruszona w bezpiecznej odległości od chłopców i trzymała w ręku ukochaną różdżkę, w każdej chwili gotową do użycia. W drugiej rzecz jasna nadal ściskała własność Blaise'a. Była więc ustawiona, czyż nie? Nie mógł się nawet na niż rzucić z pięściami, by żywa tarcza zwana też Dragomirov'em dawała jej dość czasu, by rzucić jakieś zaklęcie w razie potrzeby. Na razie jednak niespieszno jej do tego było.
Trochę jednak zaczęło ją martwić to, że Rain tak chętnie naruszał teraz przestrzeń osobistą Kaina, któremu raczej nie powinno się to spodobać. W końcu większość osób trzymających się z dala od ludzi źle reagowało na czyjś niezapowiedziany dotyk.
Nawet nie próbujcie mi się tu bić. Nie cierpię takich teatrzyków, bo to zawsze ja muszę je kończyć. Do tego zwracanie na siebie uwagi. Jak ja tego nie znoszę. Zdecydowanie wolę rolę szarej eminencji niż osoby w centrum uwagi.
Wpatrywała się przez chwilę w winowajcę w oczekiwaniu na jego odpowiedź, zanim zdała sobie sprawę z tego, że i Dragomirov postanowił się wmieszać.
Super. Tylko tego brakowało, by próbował stawać w mojej obronie...
Natalie wcale nie była w tej chwili na tyle wyprowadzona z równowagi, by odsuwanie jej od Bleise'a było konieczne. Dziewczyna posiadała naprawdę wielkie pokłady samokontroli. Nawet do kompletnych debili. Nigdy nie rzucała się na ludzi z pięściami ani nie wydzierała się na nich za takie drobnostki. Najpierw pytała i jeśli delikwent zamiast się wybronić, tylko pogarszał swoją sytuację, to dopiero wtedy mógł odczuć z czym się wiąże drażnienie Ślizgonki.
- Kain, nie musisz mnie bronić. Nic się nie dzieje - mruknęła, gdy zaczął się odgryzać koledze.
Błagam, nie róbcie ze mnie panny w opałach. Może i jestem wychowywana na damę z dobrego domu, ale do cholery jasnej, sama też sobie poradzę.
Uśmiechnęła się kwaśno do Rain'a, który postanowił jednak podążyć ścieżką komizmu i obrócić tę sytuację w jakiś żart.
- Chyba jednak podziękuję. Męskie przyrodzenie to nie jest jedna z rzeczy, które mam ochotę podziwiać, gdy sięgam do notatek - odrzekła z przekąsem, mrużąc przy tym oczy.
Dziewczyna nadal nie dała się sprowokować. Stała niewzruszona w bezpiecznej odległości od chłopców i trzymała w ręku ukochaną różdżkę, w każdej chwili gotową do użycia. W drugiej rzecz jasna nadal ściskała własność Blaise'a. Była więc ustawiona, czyż nie? Nie mógł się nawet na niż rzucić z pięściami, by żywa tarcza zwana też Dragomirov'em dawała jej dość czasu, by rzucić jakieś zaklęcie w razie potrzeby. Na razie jednak niespieszno jej do tego było.
Trochę jednak zaczęło ją martwić to, że Rain tak chętnie naruszał teraz przestrzeń osobistą Kaina, któremu raczej nie powinno się to spodobać. W końcu większość osób trzymających się z dala od ludzi źle reagowało na czyjś niezapowiedziany dotyk.
Nawet nie próbujcie mi się tu bić. Nie cierpię takich teatrzyków, bo to zawsze ja muszę je kończyć. Do tego zwracanie na siebie uwagi. Jak ja tego nie znoszę. Zdecydowanie wolę rolę szarej eminencji niż osoby w centrum uwagi.
- Kain Dragomirov
Re: Pokój Wspólny
Pon Kwi 11, 2016 9:35 pm
Oj, nie chciałem być niczyją tarczą. Co to, to nie, dlatego obdarzyłem Natalie spojrzeniem, które wręcz krzyczało : "nie schlebiaj sobie i mi, ciebie nie znam zbyt dobrze, a ja nie jestem rycerzem w lśniącej zbroi", jednak nie otworzyłem ust. Wpatrywałem się tylko z dezaprobatą na odgrywającą się scenę. Natalie plus dwie różdżki, no i na dodatek nas dwoje z jedną różdżką. Kolorowo, czyż nie? Ale chyba na razie nie zapowiadało się na żadną burdę, albo coś w ten deseń.
Chciałem jeszcze dorzucić swoje trzy knuty, jednak coś mnie wytrąciło z równowagi, a właściwie ktoś. I był to właśnie Blaise Rain...
A ściślej mówiąc jego broda.
Czy wspominałem już, że dotyk drugiej osoby czasami wywołuje we mnie bardzo złą reakcję? Zwłaszcza kiedy się tego nie spodziewam bliskość może u mnie spowodować paraliż wręcz niemożliwy do opanowania. Kiedy broda znajomego znalazła się prawie na moim ramieniu poczułem atak paniki. Chciałem otworzyć usta, lecz moja szczęka zacisnęła się boleśnie uniemożliwiając mówienie. Zamarłem nie poruszając się, kiedy moja wyraźnie nakreślona strefa osobista została naruszona. Ach, gdyby jeszcze wsparł się łokciem, albo dłonią... Jednak ten gest był na tyle osobisty, że poczułem wyraźny dyskomfort. Wzdrygnąłem się i odsunąłem gwałtownie starając się wyjść jakoś z twarzą z sytuacji.
- Prawdziwy artysta z ciebie - Parsknąłem ni to z komizmu sytuacji, ni to z absurdu, jednak wciąż byłem nienaturalnie wyprostowany i spięty. Liczyłem, że mój wybryk zostanie zignorowany i szybko sprawy zejdą na inne tory. Zerknąłem na Natalie trzymającą różdżki z pobłażliwym uśmiechem, licząc, że może jakoś pomoże mi wybrnąć.
Chciałem jeszcze dorzucić swoje trzy knuty, jednak coś mnie wytrąciło z równowagi, a właściwie ktoś. I był to właśnie Blaise Rain...
A ściślej mówiąc jego broda.
Czy wspominałem już, że dotyk drugiej osoby czasami wywołuje we mnie bardzo złą reakcję? Zwłaszcza kiedy się tego nie spodziewam bliskość może u mnie spowodować paraliż wręcz niemożliwy do opanowania. Kiedy broda znajomego znalazła się prawie na moim ramieniu poczułem atak paniki. Chciałem otworzyć usta, lecz moja szczęka zacisnęła się boleśnie uniemożliwiając mówienie. Zamarłem nie poruszając się, kiedy moja wyraźnie nakreślona strefa osobista została naruszona. Ach, gdyby jeszcze wsparł się łokciem, albo dłonią... Jednak ten gest był na tyle osobisty, że poczułem wyraźny dyskomfort. Wzdrygnąłem się i odsunąłem gwałtownie starając się wyjść jakoś z twarzą z sytuacji.
- Prawdziwy artysta z ciebie - Parsknąłem ni to z komizmu sytuacji, ni to z absurdu, jednak wciąż byłem nienaturalnie wyprostowany i spięty. Liczyłem, że mój wybryk zostanie zignorowany i szybko sprawy zejdą na inne tory. Zerknąłem na Natalie trzymającą różdżki z pobłażliwym uśmiechem, licząc, że może jakoś pomoże mi wybrnąć.
- Blaise Rain
Re: Pokój Wspólny
Pon Kwi 11, 2016 10:21 pm
Kain? Bronić Natalie? No to nieźle, tu się rodził znak zapytania zawisający nad głowami zebranych jak... gołąb w piękny, wiosenny poranek, skoro już dajemy ponosić się cudownym opisom – albo tylko ja daje, w sumie co za różnica – fakt był jedna faktem, że Blaise dał się zaskoczyć – niewiasta, która miała nieprzyjemne, zatrzymane w czasie i przestrzeni spojrzenie, które kąsało jak grzechotnik przyczajony pod krzewem róży obdarzonej kolcami, gdzie nikt go nie mógł dosięgnąć, ale skąd ona już sięgać mogła – zbyt pasywna, by być piękną żmiją zygzakowatą, co się zowie, bez siły rozciągającej swe macki na terytoria całego Pokoju Wspólnego, który przygasałby w jej obliczu, a jednocześnie nie tak bezbronna jak padalec – grzechotnik, który pod krzewem róży się usadził i tylko machał krańcem ogona, informując całe otoczenie o swoim bycie w nienaruszający przestrzeń sposób – więc powiadała, że to Kain, ten co zabił własnego brata, ten, który miał wędrować na pola, bez moralności, bez potrzeby zapuszczania korzeni gdzieś koło jednego z tworów boskich, którym do końca swych dni przychodziło pełzać na brzuchu bez godności – i On miałby być różą, tarczą, co chroni? Tylko przed kim? Przed padalcem, w którym tyle drzemało rycerskości, ile w psięciu, co jeszcze jest ślepe i nijak mu się ruszać dalej, niż do ciepła matki leżącej przy jego boku? Oto więc był dowód Grzechotnika na swój byt – oto jego ogon porusza się mocniej i wysuwa się rozdwojony język, przez który poznaje świat i pobiera wszystkie bodźce z niego płynące, by widzieć świat nie przedstawioną prawdą, a zabarwioną barwą tęczówek okalających pionowe źrenice – świat opaczny, świat... zatruty. To był taki świat. Wcale nie gorszy od świata Blaise'a, który tak bezczelnie naruszył przestrzeń osobistą Kain'a – czuł, że chłopak drętwieje i zamiera w bezruchu, zawsze było niemal tak samo i Blaise miał tylko za każdym razem nadzieje, że kolega z dormitorium w końcu nie odwinie mu się łokciem pod żebra albo pięścią w nadmiernie często łamany nochal, by poprawić jego urodę – i zawsze jakimś cudem mu się udawało wysmyknąć – a wierzcie, napięcie było większe niż przy odkryciu, że jego różdżka opuściła jego dłoń i trafiła Natalie w tył głowy – chyba to dlatego, że zawsze powtarzał, że to odpłacanie "pięknego za nadobne". Takie nadrabianie za te nocne pobudki, które czasami mu Kain serwował – i musiał Sędzia Boży wstawać ze swego leża i wyrzucać za przeklętym na te pola, jakby czekając w końcu na słowa Ewy, że dał jej Bóg potomka trzeciego w zamian za Abla – szli więc zabijać? - tylko nikt nie ginął – może prócz nich samych – prócz ich jaźni, które uciekały za nieskończoną plejadą gwiazd tam, gdzie ludzka dłoń nie mogła dosięgnąć.
Efekt jednak tego dotyku zadziałał, jak zadziałać powinien – zakrycie oczu, założenie magicznej kurtyny, która zapadała między tą trójką, a resztą towarzystwa, która w obliczu stresu bliskości całkowicie przestawała mieć znacznie – ach, no i zapomniałbym dodać dalszego ciągu bezczelności tego wybiegu – pan Rain bardzo skrzętnie wykorzystał to odsunięcie się kolegi z drogi i sam postąpił krok w przód – ten brakujący mu element, który go od Natalie odciągał, żeby sięgnąć po swoją różdżkę jakże zgrabnym i kocim ruchem – tylko wiecie, tak bez szaleństw, głupio by było, jakby mu panna Dark jednak oko wydłubała swoim bezcennym patyczkiem – swoją drogą jakby wiedział, że ona wiedziała, że lubiła obserwować innych różdżki i je tak skwapliwie zapamiętywała, to by i był w stanie zabić brawa – serio, serio – heh, to dość smutne, ile te zwykłe patyczki były w stanie o właścicielu powiedzieć... jeśli tylko potrafiło się wiedzieć, co z nich odczytywać.
- Naturaaalnie, damie należy ustępować! - I bez względu na to, czy udać mu się udało, czy też nie – bardzo płynnie przeszedł na bok i ukłonił z istną gracją w kierunku Kaina, zakańczając swoje przedstawienie na dziś – bo czuł, że należy stąd spierdalać i to czym prędzej, póki jeszcze nie dotarło do niego, że to bez sensu, a zaczynało się ździebka gorąco tutaj robić – bo wiecie, tak to właśnie działało, czyż nie? - punkt skupienia na Kainie, który nagle się odsunął, gładki krok do przodu Pana, co tworzył Tło i jakże zgrabna zamiana miejsc – ale kiedy na Tle zaczynało się za bardzo skupiać, wtedy pryskał czar prawdziwego przedstawienia – i wtedy trzeba było zrobić wszystko, żeby jednak na aktorach widownia się znów skupiła... tylko że Kain był raczej kiepskim głównym aktorem – nie dlatego, że nie potrafił grać, ale dlatego, że nie należał do osób, które wypycha się na sam środek sali i karze komicznie wyginać, by publika zaczęła klaskać. A Blaise nie był aż takim chujem, żeby kolegę wykorzystywać. W ogóle nie był chujem... nie był, prawda?
- O żesz w marynowany tyłek Gumochłona! Kain, zapomniałem, że zostawiliśmy w dormitorium żelazko na gazie! - Rain wybałuszył oczy na Ślizgona w prawdziwym przerażeniu i niedowierzaniu, że czegoś tak karygodnego się dopuścili, wyginając dziwacznie swoją rękę, by wskazać za siebie, na schody prowadzące do dormitoriów.
Efekt jednak tego dotyku zadziałał, jak zadziałać powinien – zakrycie oczu, założenie magicznej kurtyny, która zapadała między tą trójką, a resztą towarzystwa, która w obliczu stresu bliskości całkowicie przestawała mieć znacznie – ach, no i zapomniałbym dodać dalszego ciągu bezczelności tego wybiegu – pan Rain bardzo skrzętnie wykorzystał to odsunięcie się kolegi z drogi i sam postąpił krok w przód – ten brakujący mu element, który go od Natalie odciągał, żeby sięgnąć po swoją różdżkę jakże zgrabnym i kocim ruchem – tylko wiecie, tak bez szaleństw, głupio by było, jakby mu panna Dark jednak oko wydłubała swoim bezcennym patyczkiem – swoją drogą jakby wiedział, że ona wiedziała, że lubiła obserwować innych różdżki i je tak skwapliwie zapamiętywała, to by i był w stanie zabić brawa – serio, serio – heh, to dość smutne, ile te zwykłe patyczki były w stanie o właścicielu powiedzieć... jeśli tylko potrafiło się wiedzieć, co z nich odczytywać.
- Naturaaalnie, damie należy ustępować! - I bez względu na to, czy udać mu się udało, czy też nie – bardzo płynnie przeszedł na bok i ukłonił z istną gracją w kierunku Kaina, zakańczając swoje przedstawienie na dziś – bo czuł, że należy stąd spierdalać i to czym prędzej, póki jeszcze nie dotarło do niego, że to bez sensu, a zaczynało się ździebka gorąco tutaj robić – bo wiecie, tak to właśnie działało, czyż nie? - punkt skupienia na Kainie, który nagle się odsunął, gładki krok do przodu Pana, co tworzył Tło i jakże zgrabna zamiana miejsc – ale kiedy na Tle zaczynało się za bardzo skupiać, wtedy pryskał czar prawdziwego przedstawienia – i wtedy trzeba było zrobić wszystko, żeby jednak na aktorach widownia się znów skupiła... tylko że Kain był raczej kiepskim głównym aktorem – nie dlatego, że nie potrafił grać, ale dlatego, że nie należał do osób, które wypycha się na sam środek sali i karze komicznie wyginać, by publika zaczęła klaskać. A Blaise nie był aż takim chujem, żeby kolegę wykorzystywać. W ogóle nie był chujem... nie był, prawda?
- O żesz w marynowany tyłek Gumochłona! Kain, zapomniałem, że zostawiliśmy w dormitorium żelazko na gazie! - Rain wybałuszył oczy na Ślizgona w prawdziwym przerażeniu i niedowierzaniu, że czegoś tak karygodnego się dopuścili, wyginając dziwacznie swoją rękę, by wskazać za siebie, na schody prowadzące do dormitoriów.
- Mistrz Gry
Re: Pokój Wspólny
Pon Kwi 11, 2016 10:21 pm
The member 'Blaise Rain' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 4, 4
'Pojedynek' :
Result : 4, 4
- Natalie Dark
Re: Pokój Wspólny
Pon Kwi 11, 2016 11:27 pm
Niezadowolone spojrzenie Kaina poniekąd zignorowała. Nie miała ochoty się teraz czepiać szczegółów. Chciała po prostu zakończyć całą tę scenkę bez wszczynania zbędnego zamieszania. Krzyki, machanie pięściami, bluzgi i brak kultury. To nie było w jej stylu. Ona przecież zawsze wolała rozwiązywać problemy za pomocą sprytu i inteligencji. Bez niepotrzebnego zamieszania. Przecież zawsze wygodniej było zwyczajnie zająć najlepszą pozycję i uświadomić ją drugiej stronie. Jeśli miała choć odrobinę oleju w głowie to ulegała albo była przynajmniej chętniejsza do zakończenia sporu.
Wygoda. Tak. Darkówna chyba strasznie często się nią kierowała. Nie lubiła ryzyka, wszystko układała wedle własnego planu, rozprzestrzeniała wszędzie swoje macki, by tylko zająć najdogodniejszą pozycję w każdej sytuacji. Macki niezbyt widoczne, wręcz niedostrzegalne, przypominające nieco pajęczą sieć, której jej ofiary nie dostrzegały do momentu, gdy było już za późno.
Ślizgonka naturalnie nie zamierzała tej sieci z byle powodu wykorzystywać. Zwyczajnie się nie opłacało. Nie na błahostki. Zbyt łatwo byłoby wtedy utracić maskę, pod którą chowało się przed światem, a tego przecież nie chciała, czyż nie? Była inteligentną szachistką, której lepiej było nie zachodzić za skórę, nie zimnym i wyrachowanym władcą marionetek, który zawsze miał wszystkich w garści. Lepiej dla niej było nie odkrywać wszystkich kart od razu.
No tak. Paraliż związany z dotykiem. Dość częsta reakcja. Na pewno bezpieczniejsza, niż moje odruchy.
W sumie, wewnątrz ją to nawet trochę rozbawiło. Kain tak chętnie wszedł między nich, by ich w razie czego rozdzielić, a wystarczył jeden dotyk, by zachwiać jego pozycję. Trochę jakby chłopak nie do końca przemyślał to posunięcie. A może rzeczywiście tak było? Ludzie przecież znacznie rzadziej planowali swoje ruchy niż Natalie. Oni częściej dawali się ponieść chwili.
Nie cofnęła się, gdy Rain ruszył w jej kierunku. Co prawda, w pierwszym odruchu miała ochotę walnąć go dość bolesnym zaklęciem, które spokojnie pozwoliłoby jej na znaczne odsunięcie chłopaka od siebie, jednak w porę zorientowała się o jego zamiarach i nie zafundowała mu tych siniaków. Oficjalnie przecież nie zrobił nic, za co miałaby mu robić krzywdę, czyż nie? A bezpodstawne ataki agresji nie były w jej stylu... oficjalnie... Ach ten teatrzyk rozgrywający się na naszych oczach.
Każdy gra swoją rolę tak, jak potrafi. Ja muszę na razie grać swoją. Z resztą, i tak nie zależy mi na poturbowaniu dziś kogoś.
Gdy Blaise sięgnął po różdżkę, podniosła rękę do góry, unikając jego chwytu, ale nie uniemożliwiając mu odebrania własności. Ba, trzymała ją w tym momencie w taki sposób, jakby to ona zdecydowała o oddaniu mu jej, a nie dała ją sobie wyszarpnąć.
- Proszę, Rain. A na przyszłość prosiłabym abyś ostrożniej obchodził się ze swoim patykiem. Jeszcze komuś wydłubiesz nim oko. - Zmrużyła oczy, a gdy Ślizgon odzyskał swoją własność, zrobiła krok na bok, by znaleźć się przy swoich rzeczach, a jednocześnie nie narażać się już na niechciany kontakt fizyczny wywołany jednym z jego dziwnych gestów.
Żelazko na gazie? Sam przypadkiem nie jesteś w tej chwili na gazie?
Westchnęła, znudzona już tą sytuacją i machnięciem różdżki spakowała swoje rzeczy do leżącej obok torebki. Zbyt wiele tego nie było, gdyż Darkówna lubiła zachowywać wokół siebie porządek i wszystko odkładała na miejsce. Jedynie jej notatki na temat Zaklęcia Szyfrującego nadal znajdowały się na fotelu Kaina.
- Do zobaczenia chłopcy. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, więc niestety muszę was opóścić - oświadczyła z typową dla siebie kulturą połączoną z chłodnym, choć nie pasywnie agresywnym tonem.
Spojrzała teraz na Dragomorova.
- Zostawiam ci notatki na temat zaklęcia. Jeśli będziesz miał z czymś problem, to mogę ci później pomóc. - Skinęła mu na pożegnanie, a następnie powtórzyła ten gest wobec Rain'a, choć przy drugim wyraz jej oczu zmienił się na bardziej nieufny.
Wyszła z pokoju wspólnego i udała się do swojego dormitorium, jak zwykle usuwając się w cień, gdy zrobiło się wokół niej zbyt duże zamieszanie.
Ludzie. Dlaczego ludzie zawsze muszą być tacy irytujący? Czy oni naprawdę nie potrafią się zajmować własnymi sprawami tylko zawsze muszą przypadkowo wpadać do cudzego świata? Są w życiu do tego stopnia bezsilni, że nie potrafią się nawet powstrzymać przed pchaniem łap tam, gdzie nie powinni?
[z/t]
Wygoda. Tak. Darkówna chyba strasznie często się nią kierowała. Nie lubiła ryzyka, wszystko układała wedle własnego planu, rozprzestrzeniała wszędzie swoje macki, by tylko zająć najdogodniejszą pozycję w każdej sytuacji. Macki niezbyt widoczne, wręcz niedostrzegalne, przypominające nieco pajęczą sieć, której jej ofiary nie dostrzegały do momentu, gdy było już za późno.
Ślizgonka naturalnie nie zamierzała tej sieci z byle powodu wykorzystywać. Zwyczajnie się nie opłacało. Nie na błahostki. Zbyt łatwo byłoby wtedy utracić maskę, pod którą chowało się przed światem, a tego przecież nie chciała, czyż nie? Była inteligentną szachistką, której lepiej było nie zachodzić za skórę, nie zimnym i wyrachowanym władcą marionetek, który zawsze miał wszystkich w garści. Lepiej dla niej było nie odkrywać wszystkich kart od razu.
No tak. Paraliż związany z dotykiem. Dość częsta reakcja. Na pewno bezpieczniejsza, niż moje odruchy.
W sumie, wewnątrz ją to nawet trochę rozbawiło. Kain tak chętnie wszedł między nich, by ich w razie czego rozdzielić, a wystarczył jeden dotyk, by zachwiać jego pozycję. Trochę jakby chłopak nie do końca przemyślał to posunięcie. A może rzeczywiście tak było? Ludzie przecież znacznie rzadziej planowali swoje ruchy niż Natalie. Oni częściej dawali się ponieść chwili.
Nie cofnęła się, gdy Rain ruszył w jej kierunku. Co prawda, w pierwszym odruchu miała ochotę walnąć go dość bolesnym zaklęciem, które spokojnie pozwoliłoby jej na znaczne odsunięcie chłopaka od siebie, jednak w porę zorientowała się o jego zamiarach i nie zafundowała mu tych siniaków. Oficjalnie przecież nie zrobił nic, za co miałaby mu robić krzywdę, czyż nie? A bezpodstawne ataki agresji nie były w jej stylu... oficjalnie... Ach ten teatrzyk rozgrywający się na naszych oczach.
Każdy gra swoją rolę tak, jak potrafi. Ja muszę na razie grać swoją. Z resztą, i tak nie zależy mi na poturbowaniu dziś kogoś.
Gdy Blaise sięgnął po różdżkę, podniosła rękę do góry, unikając jego chwytu, ale nie uniemożliwiając mu odebrania własności. Ba, trzymała ją w tym momencie w taki sposób, jakby to ona zdecydowała o oddaniu mu jej, a nie dała ją sobie wyszarpnąć.
- Proszę, Rain. A na przyszłość prosiłabym abyś ostrożniej obchodził się ze swoim patykiem. Jeszcze komuś wydłubiesz nim oko. - Zmrużyła oczy, a gdy Ślizgon odzyskał swoją własność, zrobiła krok na bok, by znaleźć się przy swoich rzeczach, a jednocześnie nie narażać się już na niechciany kontakt fizyczny wywołany jednym z jego dziwnych gestów.
Żelazko na gazie? Sam przypadkiem nie jesteś w tej chwili na gazie?
Westchnęła, znudzona już tą sytuacją i machnięciem różdżki spakowała swoje rzeczy do leżącej obok torebki. Zbyt wiele tego nie było, gdyż Darkówna lubiła zachowywać wokół siebie porządek i wszystko odkładała na miejsce. Jedynie jej notatki na temat Zaklęcia Szyfrującego nadal znajdowały się na fotelu Kaina.
- Do zobaczenia chłopcy. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, więc niestety muszę was opóścić - oświadczyła z typową dla siebie kulturą połączoną z chłodnym, choć nie pasywnie agresywnym tonem.
Spojrzała teraz na Dragomorova.
- Zostawiam ci notatki na temat zaklęcia. Jeśli będziesz miał z czymś problem, to mogę ci później pomóc. - Skinęła mu na pożegnanie, a następnie powtórzyła ten gest wobec Rain'a, choć przy drugim wyraz jej oczu zmienił się na bardziej nieufny.
Wyszła z pokoju wspólnego i udała się do swojego dormitorium, jak zwykle usuwając się w cień, gdy zrobiło się wokół niej zbyt duże zamieszanie.
Ludzie. Dlaczego ludzie zawsze muszą być tacy irytujący? Czy oni naprawdę nie potrafią się zajmować własnymi sprawami tylko zawsze muszą przypadkowo wpadać do cudzego świata? Są w życiu do tego stopnia bezsilni, że nie potrafią się nawet powstrzymać przed pchaniem łap tam, gdzie nie powinni?
[z/t]
- Kain Dragomirov
Re: Pokój Wspólny
Wto Kwi 12, 2016 8:58 pm
Bycie w centrum zainteresowania było celem, do którego dążyli głównie Gryfoni z równoległego roku, dla których konwenanse i dobre maniery mogły być jakimś mugolskim daniem na podwieczorek. Zawsze z dezaprobatą traktowałem wybryki żądnych uwagi uczniów, sam stale pozostając w cieniu. Co mi to dało? Pelerynę niewidkę, którą stała się moja skóra i cichy kącik, omijany szerokim łukiem nawet przez wielu znajomych z domu. Tak czy owak czułem się zawsze bezpieczny, a kiedy pojawiał się Blaise ze swoim donośnym głosem i barwną gestykulacją... Cóż, mogłem zapomnieć o anonimowości w obliczu zainteresowania spowodowanego nagłą wrzawą w jego otoczeniu. Jakim sposobem ze sobą wytrzymywaliśmy? Niech to pozostanie dla Was zagadką (no dobra, macie mnie - sama nie znam na to pytanie odpowiedzi... Ale czy to ważne?).
Przewróciłem teatralnie oczami widząc, że atmosfera znów wyraźnie gęstnieje. Westchnąwszy potarłem oczy w zastanowieniu.
- Błagam, przestańcie... - Stwierdziłem jakby zrezygnowany i wsparłem obie ręce na biodrach. Trochę się obawiałem oczekiwania na dalszy rozwój wydarzeń, jednak nie pozostało mi nic innego jak obserwować co ma zaraz nastąpić. Spoglądałem to na Blaise'a to na Natalie a na moją twarz wpełzło zażenowanie. Czym do cholery było to coś na "ż"? Pewnie jeden z wielu wynalazków mugoli, który służył do gotowania. Już chciałem otworzyć usta, jednak przerwała mi dziewczyna.
- Dorośli ludzie... a niech wam bahanki obgryzą w nocy kostki - pomyślałem i w następnej chwili odetchnąłem z ulgą, bowiem Natalie postanowiła odpuścić. Mama zawsze kazała mądrzejszym ustępować.
- Przepraszam - mruknąłem jakby w imieniu Blaise'a w gruncie rzeczy nie spodziewając się, że niewiasta będzie miała okazję usłyszeć to z ust mojego znajomego. - I dziękuję - dodałem, kiedy ta już szła w swoją stronę. Odczekałem chwilę odprowadzając ją spojrzeniem, a kiedy zniknęła z mojego pola widzenia chwyciłem pierwszą lepszą poduszkę, która leżała na fotelu i na oślep rzuciłem w Blaise'a.
- Jak możesz być taki lekkomyślny? - Chwila przerwy na następną poduszkę - zastanów się zanim znowu zrobisz coś głupiego, to się mogło źle skończyć - w tym momencie skończyły mi się poduszki, więc opadłem naburmuszony na fotel, splatając ręce na klatce piersiowej i siedziałem tak przez dłuższą chwilę. Przypomniał mi się bezbłędny rzut za 100 punktów w głowę Natalie i kąciki moich ust zadrgały lekko. Nie powstrzymałem się i wybuchnąłem krótkim śmiechem.
- Ale przyznam, że twój rzut był pierwszorzędny. A teraz powiedz mi co to jest to żela-cośtam. - Rozkazałem zbierając notatki na temat zaklęcia szyfrującego i chowając je do kieszeni.
Przewróciłem teatralnie oczami widząc, że atmosfera znów wyraźnie gęstnieje. Westchnąwszy potarłem oczy w zastanowieniu.
- Błagam, przestańcie... - Stwierdziłem jakby zrezygnowany i wsparłem obie ręce na biodrach. Trochę się obawiałem oczekiwania na dalszy rozwój wydarzeń, jednak nie pozostało mi nic innego jak obserwować co ma zaraz nastąpić. Spoglądałem to na Blaise'a to na Natalie a na moją twarz wpełzło zażenowanie. Czym do cholery było to coś na "ż"? Pewnie jeden z wielu wynalazków mugoli, który służył do gotowania. Już chciałem otworzyć usta, jednak przerwała mi dziewczyna.
- Dorośli ludzie... a niech wam bahanki obgryzą w nocy kostki - pomyślałem i w następnej chwili odetchnąłem z ulgą, bowiem Natalie postanowiła odpuścić. Mama zawsze kazała mądrzejszym ustępować.
- Przepraszam - mruknąłem jakby w imieniu Blaise'a w gruncie rzeczy nie spodziewając się, że niewiasta będzie miała okazję usłyszeć to z ust mojego znajomego. - I dziękuję - dodałem, kiedy ta już szła w swoją stronę. Odczekałem chwilę odprowadzając ją spojrzeniem, a kiedy zniknęła z mojego pola widzenia chwyciłem pierwszą lepszą poduszkę, która leżała na fotelu i na oślep rzuciłem w Blaise'a.
- Jak możesz być taki lekkomyślny? - Chwila przerwy na następną poduszkę - zastanów się zanim znowu zrobisz coś głupiego, to się mogło źle skończyć - w tym momencie skończyły mi się poduszki, więc opadłem naburmuszony na fotel, splatając ręce na klatce piersiowej i siedziałem tak przez dłuższą chwilę. Przypomniał mi się bezbłędny rzut za 100 punktów w głowę Natalie i kąciki moich ust zadrgały lekko. Nie powstrzymałem się i wybuchnąłem krótkim śmiechem.
- Ale przyznam, że twój rzut był pierwszorzędny. A teraz powiedz mi co to jest to żela-cośtam. - Rozkazałem zbierając notatki na temat zaklęcia szyfrującego i chowając je do kieszeni.
- Blaise Rain
Re: Pokój Wspólny
Wto Kwi 12, 2016 10:37 pm
Bull's eye – tylko tyle mogę powiedzieć – różdżka pięknie została przechwycona przez zgrabne paluszki pana Rain'a – ale teraz pora na prawdę, w której srał po gaciach – niemal dosłownie – czując napięcie w całym ciele, ale strojąc nadal wspaniałą minę do dobrej gry – po prostu szybciej, zanim naprawdę dojdzie do nas, że to bez sensu – być po prostu idiotą – klasowym klaunem, którym był zawsze i za którego wszyscy go mieli – serio, mając taką reputację żyło się o wiele prościej i co ważniejsze – weselej – życie jest za krótkie, żeby tracić je na siedzeniu w ciszy w kącie, gdy było tyle ciekawych spraw, o których można było krzyczeć – no może z tym krzykiem bez przesady, nie dosłownie, to tylko w takim metaforycznym sensie, proszę mnie źle nie zrozumieć... ale z mówieniem czegokolwiek panienkom Ślizgońskim bym jednak uważał. Z mówieniem czegokolwiek płci pięknej bym uważał – wszystkie były takimi samymi czarownicami, które ostrzyły swoje pazurki i tylko czekały, by zwabić nieszczęsnych chłopców w czar swych powabnych wdzięków – dobrze, że Dark ich nie miała – wszystko za bardzo przysłoniło jej grzechotnikowa natura, by dopatrywać się w niej czegokolwiek... wdzięcznie kobiecego, jeśli wiecie o co mi chodzi – czegoś takiego, co przykładowo miała Sherisse Rhian albo co posiadała Liv Mendez – po prostu czar – naturalny, kobiecy czar i urok delikatności, co powalał z nóg i sprawiał, że chciało się do nich miło uśmiechać – błąd! One na pewno tylko na to czekały! Wracając jednak do tematu, do Natalie i do biednego Kain'a, który jakimś cudem wydawał się bardziej pokrzywdzony od Blaise'a w całej tej sytuacji, starając się ją załagodzić – heh, też nie wiem jakim cudem Kain jeszcze nie zabił długowłosego kolegi z dormitorium, który... który jakoś miał talent, jak każdy padalec, zdaje się, do wyślizgiwania się bez większych szkód z sytuacji takich, jak ta – w tym wypadku za pośrednictwem biednego Ślizgona, który mógł już tylko załamywać ręce i zastanawiać się, z kim on się właściwie zadaje.
No właśnie, z kim?
- Naturalnie, panienko Dark, będę świecił przykładem dla innych Ślizgonów. - Przyobiecał niewieście – hehe, kit to my, ale nie nam – ale przecież nie to, że Rain był niegrzeczny... w końcu nawet jeszcze nie został notowany u Filcha – i miał nadzieję, że jednak do krańca jego kariery tutaj, albo ogólnie kariery, ta drobna rzecz się nie zmieni. I faktycznie, nie zamierzał przepraszać, ale nie dlatego, że nie chciał – dlatego, że do jego umysłu nie wpłynęła chwilowo myśl o przeprosinach – wszystkie komórki jego ciała nastawione były na przetrwanie – chociaż cieleśnie wyglądał na bardzo rozluźnionego, spokojnego, mającego wszystko pod kontrolą – gówno prawda, ale to tylko dla świadomości autorów – tym nie mniej kiedy przeprosiny się pojawiły skierował automatycznie głowę na Kaina, w pierwszej chwili sądząc, że to jego przeprasza – a dopiero potem przenosząc jadowite tęczówki na Ślizgonkę – skoro już przeprosiny się pojawiły, to wypada przeprosić drugi raz? Wypada – z prostego powodu – nie robienie sobie wrogów było tutaj priorytetem.
- Tak, przepraszam, to był wypadek. - Przyznał grzecznie i zamachał parę razy swoim bezużytecznym kijkiem, który więcej szkód mógł narobić tylko przy użyciu fizycznym – bo przy magicznym był bezużytecznym kawałkiem drewna, który prędzej gotów był ugodzić właściciela, niż cokolwiek zdziałać. - Do zobaczenia... - ... nigdy, mam nadzieję. – co mogło pójść źle? Niedługo VII klasa wybywała z Hogwartu, nadchodziły egzaminy – ach, właśnie, egzaminy – przeklęty, bardzo przeklęty twór... - Ałć! - Długowłosy drgnął i automatycznie uniósł ramiona, cofając w nie głowę, kiedy pierwsza poduszka wylądowała na jego barku – nie bolało, no jasne, że nie, ale reakcja była czysto-mechaniczna – tak samo jak cofnięcie się o dwa kroki, kiedy trzy kolejne poduszki przecięły powietrze, bombardując bezbronnego padalca swoją boską – niby Boska kara, hehe. - E-eeej, to był serio wypadek! Myślisz, że gdybym w nią celował, to bym trafił? - Uniósł brwi i wskazał na swoją różdżkę z miną czystego niedowierzania, by upewnić kolegę, że nie było takiej najmniejszej szansy w całej pierdołowatości Rain'a, z której ten zdawał sobie sprawę. Niestety. Nie był kimś, kogo można by było dumnie określić "pierwszoplanowym bohaterem". Nie nadawał się nawet na drugoplanowca. W ogóle się NIE NADAWAŁ.
Ślizgon się wyprostował i przymknął oczy, poprawiając wolną dłonią niewidzialne okulary, coby dodać swoje sylwetce więcej powagi i godności.
- Naturalnie, Braciszku Tuck, ta strzała była wybitnie wymierzona, w końcu walka szła o serce Lady Marion. - Przez moment, czy dwie, został w tej postawie, niczym doskonała rzeźba mająca odwzorować baśń o Robin Hoodzie, nim się w końcu poruszył i przeskoczył przez oparcie kanapy, by wylądować po jej drugiej stronie, sadzając się obok Kain'a. - Takie urządzenie do prasowania. Przejeżdżasz nim po ciuchach i stają się proste, jeśli są pogniecione. - Ach, no tak, pewnie dlatego tak wielu nie wierzyło Blaise'owi w jego opowiastki o byciu czystej krwi – bo czasmai wyjeżdżał z takimi durnymi tekstami. Ale cóż – zawsze miał usprawiedliwienie, że chodzi na mugoloznawstwo. - Daj spokój, srałem po gaciach, że mi wsadzi tą różdżkę w oko. - Zamachał patykiem przed nosem - tym razem go na szczęście "nie uwolnił" - bezpiecznie zatrzymał go między palcami i skierował wzrok najpierw na kominek, a potem na Kaina.
No właśnie, z kim?
- Naturalnie, panienko Dark, będę świecił przykładem dla innych Ślizgonów. - Przyobiecał niewieście – hehe, kit to my, ale nie nam – ale przecież nie to, że Rain był niegrzeczny... w końcu nawet jeszcze nie został notowany u Filcha – i miał nadzieję, że jednak do krańca jego kariery tutaj, albo ogólnie kariery, ta drobna rzecz się nie zmieni. I faktycznie, nie zamierzał przepraszać, ale nie dlatego, że nie chciał – dlatego, że do jego umysłu nie wpłynęła chwilowo myśl o przeprosinach – wszystkie komórki jego ciała nastawione były na przetrwanie – chociaż cieleśnie wyglądał na bardzo rozluźnionego, spokojnego, mającego wszystko pod kontrolą – gówno prawda, ale to tylko dla świadomości autorów – tym nie mniej kiedy przeprosiny się pojawiły skierował automatycznie głowę na Kaina, w pierwszej chwili sądząc, że to jego przeprasza – a dopiero potem przenosząc jadowite tęczówki na Ślizgonkę – skoro już przeprosiny się pojawiły, to wypada przeprosić drugi raz? Wypada – z prostego powodu – nie robienie sobie wrogów było tutaj priorytetem.
- Tak, przepraszam, to był wypadek. - Przyznał grzecznie i zamachał parę razy swoim bezużytecznym kijkiem, który więcej szkód mógł narobić tylko przy użyciu fizycznym – bo przy magicznym był bezużytecznym kawałkiem drewna, który prędzej gotów był ugodzić właściciela, niż cokolwiek zdziałać. - Do zobaczenia... - ... nigdy, mam nadzieję. – co mogło pójść źle? Niedługo VII klasa wybywała z Hogwartu, nadchodziły egzaminy – ach, właśnie, egzaminy – przeklęty, bardzo przeklęty twór... - Ałć! - Długowłosy drgnął i automatycznie uniósł ramiona, cofając w nie głowę, kiedy pierwsza poduszka wylądowała na jego barku – nie bolało, no jasne, że nie, ale reakcja była czysto-mechaniczna – tak samo jak cofnięcie się o dwa kroki, kiedy trzy kolejne poduszki przecięły powietrze, bombardując bezbronnego padalca swoją boską – niby Boska kara, hehe. - E-eeej, to był serio wypadek! Myślisz, że gdybym w nią celował, to bym trafił? - Uniósł brwi i wskazał na swoją różdżkę z miną czystego niedowierzania, by upewnić kolegę, że nie było takiej najmniejszej szansy w całej pierdołowatości Rain'a, z której ten zdawał sobie sprawę. Niestety. Nie był kimś, kogo można by było dumnie określić "pierwszoplanowym bohaterem". Nie nadawał się nawet na drugoplanowca. W ogóle się NIE NADAWAŁ.
Ślizgon się wyprostował i przymknął oczy, poprawiając wolną dłonią niewidzialne okulary, coby dodać swoje sylwetce więcej powagi i godności.
- Naturalnie, Braciszku Tuck, ta strzała była wybitnie wymierzona, w końcu walka szła o serce Lady Marion. - Przez moment, czy dwie, został w tej postawie, niczym doskonała rzeźba mająca odwzorować baśń o Robin Hoodzie, nim się w końcu poruszył i przeskoczył przez oparcie kanapy, by wylądować po jej drugiej stronie, sadzając się obok Kain'a. - Takie urządzenie do prasowania. Przejeżdżasz nim po ciuchach i stają się proste, jeśli są pogniecione. - Ach, no tak, pewnie dlatego tak wielu nie wierzyło Blaise'owi w jego opowiastki o byciu czystej krwi – bo czasmai wyjeżdżał z takimi durnymi tekstami. Ale cóż – zawsze miał usprawiedliwienie, że chodzi na mugoloznawstwo. - Daj spokój, srałem po gaciach, że mi wsadzi tą różdżkę w oko. - Zamachał patykiem przed nosem - tym razem go na szczęście "nie uwolnił" - bezpiecznie zatrzymał go między palcami i skierował wzrok najpierw na kominek, a potem na Kaina.
- Kain Dragomirov
Re: Pokój Wspólny
Sro Kwi 13, 2016 8:08 pm
Wpatrywałem się w niego usiłując oszacować, czy faktycznie dałby radę trafić w Natalie różdżką. W gruncie rzeczy dobrze, że trafił różdżką, a nie zaklęciem, bo to by mogło być fatalne w skutkach, zważywszy na to, że trafił w głowę. Na Merlina, ten człowiek prawdopodobnie kiedyś trafi do Azkabanu przez przypadek. Podrapałem się po głowie przymykając oczy, a następnie lekko je uchyliłem spoglądając na Blaise'a.
- W sumie to pewnie wtedy rzuciłbyś za siebie - powiedziałem wyraźnie rozbawiony całą tą niezręczną sytuacją. Przeczesałem palcami włosy, a po chwili pociągnąłem kolana pod brodę i splotłem je ramionami.
- A w rzeczywistości, do czego dążyłeś? - Zapytałem unosząc lekko jedną brew, a kącik ust po przeciwnej stronie wciąż wskazywał na tłumiony uśmiech. Jak on to robił, że potrafił mnie rozbawić, nawet jeśli naprawdę nie byłem w nastroju? Tajemnica wiary, auta i dolary. Cóż poradzić, sam kiedyś o to zapytam, ale jeszcze nie dziś.
Przyjrzałem mu się uważnie, kiedy tłumaczył jak działa ten mugolski przyrząd. Moje brwi wystrzeliły gwałtownie do góry, kiedy usiłowałem sobie wyobrazić jak to wygląda. A więc tego uczyli na tym całym mugoloznastwie... Trudno było pojąć jak czarodziej (rzekomo) czystej krwi tak bardzo interesował się technologią niemagicznych.
- Niesamowite - powiedziałem zdziwiony. My do tego używaliśmy różdżek albo skrzatów domowych - Ty to musisz mieć jakiegoś mugola w rodzinie - rzuciłem bez większego zastanowienia patrząc się nieobecnym spojrzeniem przed siebie, jednak zanim zdążyłem na dobre odpłynąć otrzeźwił mnie głos towarzysza.
Parsknąłem śmiechem.
- Niechże tylko twoje liczne fanki się dowiedzą, że bałeś się starcia oko w oko z kobietą - odparłem trochę sarkastycznie przyglądając mu się z nieukrywaną uwagą. Wręcz z irytującą, a nawet dla niektórych zawstydzającą natarczywością.
- W sumie to pewnie wtedy rzuciłbyś za siebie - powiedziałem wyraźnie rozbawiony całą tą niezręczną sytuacją. Przeczesałem palcami włosy, a po chwili pociągnąłem kolana pod brodę i splotłem je ramionami.
- A w rzeczywistości, do czego dążyłeś? - Zapytałem unosząc lekko jedną brew, a kącik ust po przeciwnej stronie wciąż wskazywał na tłumiony uśmiech. Jak on to robił, że potrafił mnie rozbawić, nawet jeśli naprawdę nie byłem w nastroju? Tajemnica wiary, auta i dolary. Cóż poradzić, sam kiedyś o to zapytam, ale jeszcze nie dziś.
Przyjrzałem mu się uważnie, kiedy tłumaczył jak działa ten mugolski przyrząd. Moje brwi wystrzeliły gwałtownie do góry, kiedy usiłowałem sobie wyobrazić jak to wygląda. A więc tego uczyli na tym całym mugoloznastwie... Trudno było pojąć jak czarodziej (rzekomo) czystej krwi tak bardzo interesował się technologią niemagicznych.
- Niesamowite - powiedziałem zdziwiony. My do tego używaliśmy różdżek albo skrzatów domowych - Ty to musisz mieć jakiegoś mugola w rodzinie - rzuciłem bez większego zastanowienia patrząc się nieobecnym spojrzeniem przed siebie, jednak zanim zdążyłem na dobre odpłynąć otrzeźwił mnie głos towarzysza.
Parsknąłem śmiechem.
- Niechże tylko twoje liczne fanki się dowiedzą, że bałeś się starcia oko w oko z kobietą - odparłem trochę sarkastycznie przyglądając mu się z nieukrywaną uwagą. Wręcz z irytującą, a nawet dla niektórych zawstydzającą natarczywością.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach