- Blaise Rain
Re: Pokój Wspólny
Sro Kwi 13, 2016 9:55 pm
Za siebie – albo, tak gwoli ścisłości – różdżka zostałaby w miejscu, a to on by za siebie poleciał – różdżka zostałaby w miejscu, gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości – na tyle zgrabnie własnie Blaise Rain się prezentował. Czyli w ogóle nie zgrabnie. A jednak potrafił chodzić cicho jak Kot – jakby podeszwy jego podartych tenisówek miały kocie poduszki od spodu, które pozwalają gładko przemieszczać mu się nad ziemią – i jednak bez najmniejszego drgnięcia czy zawahania zatańczył piruet i zbliżył się do Natalie, by bezbłędnie odebrać jej swoją różdżkę – to, że dziewczyna nie chciała o nią walczyć, to już zupełnie swoją drogą – i nie było w tym żadnej niezdarności – ale hej – przecież wszystko zależało od punktu siedzenia, prawda? - to, co widzimy, jest czasami tylko grą świateł, które nie do końca chcą nam objawić wszystkie barwy tego, na co padają – i w końcu musimy też uwzględnić wymiarowość przedmiotu i to, że jednej części nigdy nie dojrzymy – tej, która opierała się na ziemi, bo przecież jak wszystko była zależna od grawitacji ziemskiej – niby to przeczy możliwości tego, że Rain mógłby lecieć za siebie, podczas gdy różdżka utknęłaby w powietrzu, załamana debilizmem swojego właściciela, ale okej – to jest świat magii, tutaj nie było rzeczy niemożliwych... I cała ta wypowiedź służyła tylko temu, by powiedzieć, że nawet takiemu idiocie jak Rain czasami coś wychodzi. Ba! - czasami wychodzi mu to nawet bardzo dobrze! Niestety dla niego i dla tych, którzy byli w tym czasie wokół niego – tylko czasami.
Właśnie – bo sytuacja była niezręczna – bo w sumie nie wiadomo, co zrobić, bo wypadało przeprosić, bo niby jakoś się ukłonić, bo kultura nie pozwoliła ot tak damie na odejście stąd z ujmą na honorze – zwłaszcza w tak debilnej sytuacji, która była zwykłym wypadkiem – ale nawet niezręczna sytuacja mogła spłynąć po skórze jak krople deszczu (hehe, deszczu) po gładkiej szybie i nie pozostawić po sobie śladu – bo zaraz opadały na nią zupełnie inne myśli, inne krople, które chwilowy tor poprzedniej zacierały – może dlatego nie było tak tragicznie – bo po raz enty wszystko przeszło gładko i tylko można było wspominać wydarzenie i kręcić głową z dezaprobatą – albo rzucać poduszkami... ale rzucanie poduszkami już zaliczyliśmy – i te leżały teraz na podłodze, bo oczywiście Rain był zbyt leniwy, by się po nie schylić... a tak naprawdę to jakoś o nich zapomniał. A tak naprawdę to autor o nich zapomniał.
Kappa.
- Romantyzm kwitł, Braciszku Tuck, brakowało tylko świec i kolacji przy stole..! - Chłopak uniósł głowę i spojrzał przed siebie, by zaraz, bardzo wolno, przejechać przed swym wzrokiem wyciągniętą na całą długość ramienia ręką, niczym prawdziwy wizjoner, który pragnie podzielić się ze światem wszystkim, co skryło się w jego inteligentnej głowie i potrzebna mu do tego gestykulacja – potrzebuje gestu, magicznego gestu, który sprawi, że oczy zebranych przysłonią się obrazem, który chciał zesłać na ich głowy, aby doświadczyli swoistego objawienia. Czyli objawienia romansującego Kain'a i Natalie? Można to więc było uznać za odpowiedź, co tak naprawdę chciał zrobić, nawet jeśli odpowiedzią było nijaką.
- Nie mam żadnego mugola w rodzinie. - Brunet ściągnął lekko brwi i skierował wzrok na Kain'a, lekko obruszony, reagując wręcz gwałtownie i natychmiastowo na tą posłyszaną... obelgę? Biorąc pod uwagę jego negatywne nastawienie do mugoli, to tak – obelgę – że ktoś w ogóle śmie podejrzewać, że jego krew nie jest czysta jak łza! - Lubię mugoloznawstwo... - Mruknął. - Nauczycielka ma fajne cycki. - Przysunął dłonie do swojej klatki piersiowej i ustawił je na odpowiedniej wysokości, zginając palce, by nadać wrażenia, że właśnie te piersi trzyma w dłoni – i uwydatnić ich kształt.
Oto i był dobry powód do chodzenia na jakiś przedmiot.
- Powiesz im, że to starcie z Dark i wszystkie będą wiedziały, o co chodzi. - Zbagatelizował sprawę, machnąwszy nieco flegmatycznie, od niechcenia, ręką, jakby odganiał tym samym od siebie muchę – tylko że ta mucha nie mogła być chyba zbyt uporczywa... no i koniec końców: żadnej muchy tu nie było. - Trzeba uważać na Grzechotniki. - Podsumował krótko i na temat, chowając wreszcie swoją różdżkę do kieszeni i odwracając od Kain'a wzrok – heh, a to niby jemu mówili, ze nie mogą nawiązywać z nim spojrzenia, bo ma tak jadowite, toksycznie jaskrawe tęczówki, które przeszywały na wskroś – a jednak wzrok Kaina palił jak rozgrzany kawałek żelaza – węgiel, co wsuwał się pod koszulkę i powoli wędrował po całym ciele, szukając słabych punktów – Blaise nie lubił tego spojrzenia – spojrzenia, które wydawało się obdzierać ze wszystkich złudzeń, iluzji i tajemnic, które tak zręcznie wraz z jego jedyną przyjaciółką – różdżką (hehehe, bez brzydkich skojarzeń) tkali – w jego głowie zawsze pojawiało się wtedy pytanie, czy czasem zbyt wiele rzeczy nie jest oczywistych...
Ale nie było.
Bo pan Rain, jakby na to nie patrzeć, był jednak sobą i tylko sobą – nikim udawanym i fałszywym.
Dlatego rozluźnienie również przychodziło naturalnie.
- Nie gap się tak, pomyślę, że jesteś gejem. - Odbił oczyma od ogniska, by skrzyżować je z oczami Kain'a. - A może... ty też masz ochotę wymacać moją różdżkę, tak jak panna Dark? - Wink winknął do chłopaka.
Właśnie – bo sytuacja była niezręczna – bo w sumie nie wiadomo, co zrobić, bo wypadało przeprosić, bo niby jakoś się ukłonić, bo kultura nie pozwoliła ot tak damie na odejście stąd z ujmą na honorze – zwłaszcza w tak debilnej sytuacji, która była zwykłym wypadkiem – ale nawet niezręczna sytuacja mogła spłynąć po skórze jak krople deszczu (hehe, deszczu) po gładkiej szybie i nie pozostawić po sobie śladu – bo zaraz opadały na nią zupełnie inne myśli, inne krople, które chwilowy tor poprzedniej zacierały – może dlatego nie było tak tragicznie – bo po raz enty wszystko przeszło gładko i tylko można było wspominać wydarzenie i kręcić głową z dezaprobatą – albo rzucać poduszkami... ale rzucanie poduszkami już zaliczyliśmy – i te leżały teraz na podłodze, bo oczywiście Rain był zbyt leniwy, by się po nie schylić... a tak naprawdę to jakoś o nich zapomniał. A tak naprawdę to autor o nich zapomniał.
Kappa.
- Romantyzm kwitł, Braciszku Tuck, brakowało tylko świec i kolacji przy stole..! - Chłopak uniósł głowę i spojrzał przed siebie, by zaraz, bardzo wolno, przejechać przed swym wzrokiem wyciągniętą na całą długość ramienia ręką, niczym prawdziwy wizjoner, który pragnie podzielić się ze światem wszystkim, co skryło się w jego inteligentnej głowie i potrzebna mu do tego gestykulacja – potrzebuje gestu, magicznego gestu, który sprawi, że oczy zebranych przysłonią się obrazem, który chciał zesłać na ich głowy, aby doświadczyli swoistego objawienia. Czyli objawienia romansującego Kain'a i Natalie? Można to więc było uznać za odpowiedź, co tak naprawdę chciał zrobić, nawet jeśli odpowiedzią było nijaką.
- Nie mam żadnego mugola w rodzinie. - Brunet ściągnął lekko brwi i skierował wzrok na Kain'a, lekko obruszony, reagując wręcz gwałtownie i natychmiastowo na tą posłyszaną... obelgę? Biorąc pod uwagę jego negatywne nastawienie do mugoli, to tak – obelgę – że ktoś w ogóle śmie podejrzewać, że jego krew nie jest czysta jak łza! - Lubię mugoloznawstwo... - Mruknął. - Nauczycielka ma fajne cycki. - Przysunął dłonie do swojej klatki piersiowej i ustawił je na odpowiedniej wysokości, zginając palce, by nadać wrażenia, że właśnie te piersi trzyma w dłoni – i uwydatnić ich kształt.
Oto i był dobry powód do chodzenia na jakiś przedmiot.
- Powiesz im, że to starcie z Dark i wszystkie będą wiedziały, o co chodzi. - Zbagatelizował sprawę, machnąwszy nieco flegmatycznie, od niechcenia, ręką, jakby odganiał tym samym od siebie muchę – tylko że ta mucha nie mogła być chyba zbyt uporczywa... no i koniec końców: żadnej muchy tu nie było. - Trzeba uważać na Grzechotniki. - Podsumował krótko i na temat, chowając wreszcie swoją różdżkę do kieszeni i odwracając od Kain'a wzrok – heh, a to niby jemu mówili, ze nie mogą nawiązywać z nim spojrzenia, bo ma tak jadowite, toksycznie jaskrawe tęczówki, które przeszywały na wskroś – a jednak wzrok Kaina palił jak rozgrzany kawałek żelaza – węgiel, co wsuwał się pod koszulkę i powoli wędrował po całym ciele, szukając słabych punktów – Blaise nie lubił tego spojrzenia – spojrzenia, które wydawało się obdzierać ze wszystkich złudzeń, iluzji i tajemnic, które tak zręcznie wraz z jego jedyną przyjaciółką – różdżką (hehehe, bez brzydkich skojarzeń) tkali – w jego głowie zawsze pojawiało się wtedy pytanie, czy czasem zbyt wiele rzeczy nie jest oczywistych...
Ale nie było.
Bo pan Rain, jakby na to nie patrzeć, był jednak sobą i tylko sobą – nikim udawanym i fałszywym.
Dlatego rozluźnienie również przychodziło naturalnie.
- Nie gap się tak, pomyślę, że jesteś gejem. - Odbił oczyma od ogniska, by skrzyżować je z oczami Kain'a. - A może... ty też masz ochotę wymacać moją różdżkę, tak jak panna Dark? - Wink winknął do chłopaka.
- Mistrz Gry
Re: Pokój Wspólny
Nie Kwi 17, 2016 8:07 pm
Zaklęcie Szyfrujące opanowywane przez Natalie raz wychodziło a raz nie. Zaklęcie co prawda nie dawało stuprocentowego efektu, gdyż to wymagało częstszego używania, jednakże w końcu dziewczyna je pojęła.
[Możesz wpisać je do swojej Karty Rozwoju, +1 PD]
[Możesz wpisać je do swojej Karty Rozwoju, +1 PD]
- Mistrz Gry
Re: Pokój Wspólny
Pią Maj 27, 2016 5:02 pm
Kończę sesję pomiędzy Kainem a Blaisem z powodu zbyt długiego czekania na odpis.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Czw Wrz 29, 2016 5:16 pm
Obowiązek uczęszczania na zajęcia i poprawy ocen, które niedługo miały zostać uznane za oficjalne na koniec roku, jakoś nieszczególnie podobał się Giotto, zatem chłopak postanowił jak zwykle zostawić wszystko na ostatnią chwilę. Z większości przedmiotów nie miał problemów, aczkolwiek jego częste nieobecności nadrabiały stan ubytku informacji, przez co nawet nauczyciele zaczęli wytykać go palcem, sugerując, iż może się nie doczekać awansu do siódmej klasy. Prawdę powiedziawszy, on miał to jednak wszystko gdzieś. Konsekwentnie dążył do realizacji wszystkich swoich założeń, ostatnimi czasy ruszył nawet sprawę swojego brata, co prawda nie jakoś znacząco, ale zalążek nadziei, że będzie mieć dostęp do Veritaserum w rzeczywistości wystarczył.
Korzystając z chwili wolności, braku napinki między konkretnymi domami, zaaferowaniem dniami kariery oraz ostatecznymi porządkami w listach i ocenach uczniów, ślizgon zdecydował się na odpoczynek przy wężowym kominku w pustym pokoju wspólnym popleczników Salazara. Wobec szalejącego na zewnątrz deszczu musiał zadowolić się klimatem wewnątrz szkoły, zatem o jakichś podróżach na błonia nawet nie myślał.
Wszedł pewien siebie do środka i poluzował jeszcze bardziej krawat mundurka, który miał na sobie. Rozglądając się po pomieszczeniu nie dostrzegł prawie nikogo; czyżby wszyscy byli na zajęciach, albo może na jakichś kółkach zainteresowań? Bardzo możliwe, choć pewnie każdy szukał jakiegoś przytulnego kąciku do nauki. Paradoksalnie najspokojniejszymi miejscami w taką pogodę w szkole były właśnie pokoje wspólne każdego domu: "skoro pada, to pewnie pokój wspólny jest pełen, pouczę się gdzie indziej" - pomyśleli wszyscy ślizgoni i rozeszli się po całym Hogwarcie.
Odetchnął głęboko i położył się na jednej z sof, zajmując ją prawie całkowicie swoim ciałem. Miejsca znajdzie się trochę może tylko wtedy, gdy podniesie jedną nogę, albo postanowi się ścisnąć bardziej. Na to się jednak nie zapowiadało, dlatego skupił się nad tym, co najprzyjemniejsze - podparł głowę rękoma i przymknął oczy, pozwalając sobie na spuszczenie gardy i odprężenie się.
Korzystając z chwili wolności, braku napinki między konkretnymi domami, zaaferowaniem dniami kariery oraz ostatecznymi porządkami w listach i ocenach uczniów, ślizgon zdecydował się na odpoczynek przy wężowym kominku w pustym pokoju wspólnym popleczników Salazara. Wobec szalejącego na zewnątrz deszczu musiał zadowolić się klimatem wewnątrz szkoły, zatem o jakichś podróżach na błonia nawet nie myślał.
Wszedł pewien siebie do środka i poluzował jeszcze bardziej krawat mundurka, który miał na sobie. Rozglądając się po pomieszczeniu nie dostrzegł prawie nikogo; czyżby wszyscy byli na zajęciach, albo może na jakichś kółkach zainteresowań? Bardzo możliwe, choć pewnie każdy szukał jakiegoś przytulnego kąciku do nauki. Paradoksalnie najspokojniejszymi miejscami w taką pogodę w szkole były właśnie pokoje wspólne każdego domu: "skoro pada, to pewnie pokój wspólny jest pełen, pouczę się gdzie indziej" - pomyśleli wszyscy ślizgoni i rozeszli się po całym Hogwarcie.
Odetchnął głęboko i położył się na jednej z sof, zajmując ją prawie całkowicie swoim ciałem. Miejsca znajdzie się trochę może tylko wtedy, gdy podniesie jedną nogę, albo postanowi się ścisnąć bardziej. Na to się jednak nie zapowiadało, dlatego skupił się nad tym, co najprzyjemniejsze - podparł głowę rękoma i przymknął oczy, pozwalając sobie na spuszczenie gardy i odprężenie się.
- Silver Burke
Re: Pokój Wspólny
Czw Wrz 29, 2016 5:58 pm
Nie można było uczyć się cały czas. Po pierwsze było to niezdrowe, a po drugie mogłoby się skończyć docinkami, że jest się nadgorliwym. Z resztą Silver te egzaminy jeszcze tak do końca nie dotyczyły, bowiem w tej klasie warto było po prostu je zaliczyć, a w siódmej dać z siebie wszystko. Przecież w przyszłej pracy nie zażyczą sobie jej wyników egzaminów z poprzednich lat! Chyba... nie, raczej nie. A nawet jeśli to będzie się tym przejmować później.
Zmęczona i znudzona do granic możliwości Silver wypełzła z dormitorium i padła na jeden z rozkosznie miękkich foteli. Rozwaliła się na nim, tak, że nogi zwisały jej z jednego podłokietnika, a głowa z drugiego. Otworzyła leniwie oczy i spojrzała na sufit, który wcale nie był fascynujący. Zaczęła się wiercić z boku na bok, aż uznała, że to bez sensu i rozejrzała się po pokoju. Radar zamieszczony w jej oczach zlokalizował ofiarę o imieniu Giotto. Podniosła się ze stęknięciem i na paluszkach przekradła w okolice kanapy. Zadowolona z siebie oparła dłonie po obu stronach głowy chłopaka i pochyliła się lekko nad nim.
- Śpisz? - Zadała jedno z najbardziej irytujących pytań, które można usłyszeć, kiedy chce się spać. Nie, nie, wcale nie specjalnie, skądże znowu. A jej usta wcale nie wykrzywiły się w zadowolonym z siebie uśmiechu. Uchowaj Merlinie!
Zmęczona i znudzona do granic możliwości Silver wypełzła z dormitorium i padła na jeden z rozkosznie miękkich foteli. Rozwaliła się na nim, tak, że nogi zwisały jej z jednego podłokietnika, a głowa z drugiego. Otworzyła leniwie oczy i spojrzała na sufit, który wcale nie był fascynujący. Zaczęła się wiercić z boku na bok, aż uznała, że to bez sensu i rozejrzała się po pokoju. Radar zamieszczony w jej oczach zlokalizował ofiarę o imieniu Giotto. Podniosła się ze stęknięciem i na paluszkach przekradła w okolice kanapy. Zadowolona z siebie oparła dłonie po obu stronach głowy chłopaka i pochyliła się lekko nad nim.
- Śpisz? - Zadała jedno z najbardziej irytujących pytań, które można usłyszeć, kiedy chce się spać. Nie, nie, wcale nie specjalnie, skądże znowu. A jej usta wcale nie wykrzywiły się w zadowolonym z siebie uśmiechu. Uchowaj Merlinie!
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Czw Wrz 29, 2016 6:33 pm
Nauka w Hogwarcie była bardzo specyficznym tematem, jedni brali ją nazbyt poważnie, inni olewali, zapominając całkowicie o tym, co w tej czynności jest najistotniejsze - przygotowanie do życia poza szkołą. Giotto znajdował się w takim położeniu, że rozumiał już dużo rzeczy, które inni zrozumieją dopiero, gdy rozpoczną pracę w magicznych instytutach i zaczną zarabiać magią na swoje rodziny. Można by rzec, że jest rozwinięty ponad wiek, jednakże nie chodzi tu o umiejętności magiczne, a o postrzeganie świata i świadomość wielu problemów związanych z tym tematem. Przez to zapomniał o tym, by uczyć się dla własnych potrzeb z myślą o dalekiej przyszłości, teraz wszystko sprowadzało się tylko do jednego - "uczę się, by osiągnąć ten jeden cel". Ale co potem?
Chłopak przysnął, nie ma co się oszukiwać. Nie dawał jednak tego po sobie tego usłyszeć. Oddychał cichutko, spokojnie i nie chrapał, przez co gapiom mógł się wydawać na kogoś, kto tylko medytuje na leżąco, czy odwala podobne idiotyzmy rekreacyjne. On jednak zwyczajnie utracił świadomość i śnił sobie o tańczących sernikach, które polewają się kremem z kokosa, pojebane to.
Usłyszał znany sobie głos, wysoki, należał zapewne do jakiejś ślizgonki, która pewnie miała do niego jakiś interes. Była to jednak tak krótka wypowiedź, że nawet nie zrozumiał jej znaczenia, mózgu profesora X z X-menów nie miał, więc próżno było doszukać się bezpośredniej odpowiedzi. Uniósł jedno oko, potem drugie, całe szczęście lampy nie świeciły mu po mordzie, więc mógł bez problemu przystosować wzrok do panujących warunków. Mina jednak zbrzydła mu, gdy zobaczył przed sobą Silver. Nie żeby widok był zły, ale jednak wolał jakiś serniczek kokosowy w to miejsce.
- Czego chcesz? - spytał lekko zaspany, gdyż nawet nie zdążył wejść w dobrą fazę snu. Zdrzemnął się tylko trochę i już był praktycznie w pełni świadomy tego co się wokół niego dzieje. I bynajmniej, dziwne rzeczy się działy, bo nie na co dzień ma się twarz Burke nad swoją głową, która szczerzy się jakby właśnie znalazła odpowiedź na pytanie: "co było pierwsze - kura czy jajko?"
Chłopak przysnął, nie ma co się oszukiwać. Nie dawał jednak tego po sobie tego usłyszeć. Oddychał cichutko, spokojnie i nie chrapał, przez co gapiom mógł się wydawać na kogoś, kto tylko medytuje na leżąco, czy odwala podobne idiotyzmy rekreacyjne. On jednak zwyczajnie utracił świadomość i śnił sobie o tańczących sernikach, które polewają się kremem z kokosa, pojebane to.
Usłyszał znany sobie głos, wysoki, należał zapewne do jakiejś ślizgonki, która pewnie miała do niego jakiś interes. Była to jednak tak krótka wypowiedź, że nawet nie zrozumiał jej znaczenia, mózgu profesora X z X-menów nie miał, więc próżno było doszukać się bezpośredniej odpowiedzi. Uniósł jedno oko, potem drugie, całe szczęście lampy nie świeciły mu po mordzie, więc mógł bez problemu przystosować wzrok do panujących warunków. Mina jednak zbrzydła mu, gdy zobaczył przed sobą Silver. Nie żeby widok był zły, ale jednak wolał jakiś serniczek kokosowy w to miejsce.
- Czego chcesz? - spytał lekko zaspany, gdyż nawet nie zdążył wejść w dobrą fazę snu. Zdrzemnął się tylko trochę i już był praktycznie w pełni świadomy tego co się wokół niego dzieje. I bynajmniej, dziwne rzeczy się działy, bo nie na co dzień ma się twarz Burke nad swoją głową, która szczerzy się jakby właśnie znalazła odpowiedź na pytanie: "co było pierwsze - kura czy jajko?"
- Silver Burke
Re: Pokój Wspólny
Sob Paź 01, 2016 8:48 pm
Ludzie, którzy spali wydawali się nagle niepokojąco bezbronni i całkowicie nieszkodliwi, dlatego Ślizgonka z zainteresowaniem pochłaniała wzrokiem widok, który miała przed oczami. Giotto wydawał jej się zawsze poważny, chłodny i niezbyt przyjazny, a w tamtym momencie jego rysy złagodniały, a twarz wyglądała zupełnie inaczej. No i wtedy postanowił wszystko zepsuć. Otworzył jedno oko i mimo lekkiej dezorientacji, w mgnieniu oka spoważniał. Ale zołza dalej się uśmiechała - liczyło się, że zyskała kompana, który może na chwilę mógł ją czymś zająć.
- Sprawdzałam jak twardy masz sen - rzuciła z lekkim przekąsem, a po chwili powędrowała od drugiej strony kanapy i dość bezczelnie, acz subtelnie przesunęła jego nogi, tak, aby jej cztery litery również zmieściły się na siedzeniu. Stwierdziła, że da mu jeszcze chwilę, żeby wrócił do rzeczywistości, jednocześnie przyglądała mu się z uwagą. Z lekkim rozbawieniem dostrzegła, że jakiś materiał odcisnął się mu na policzku.
- A tak na serio, to umieram z nudów... tylko nie próbuj mi mówić, że mam się rozebrać i pilnować ubrania, ani, że kulturalni ludzie się nie nudzą... - Mruknęła i wsparła czubek głowy na miękkim oparciu kanapy. Faktycznie nienawidziła, kiedy ktoś śmiał dowalić jej między oczy tak poniżającym tekstem, chociaż mentalnie szykowała się, że mimo próśb coś takiego usłyszy. Ślizgoni mieli to do siebie, że jak się prosiło, aby czegoś nie robili, to zazwyczaj przynosiło to całkowicie odwrotny skutek. Albo po prostu taka była Burke, trochę przekorna i bezczelna. A później dziwić się, że nie miała przyjaciół.
- Sprawdzałam jak twardy masz sen - rzuciła z lekkim przekąsem, a po chwili powędrowała od drugiej strony kanapy i dość bezczelnie, acz subtelnie przesunęła jego nogi, tak, aby jej cztery litery również zmieściły się na siedzeniu. Stwierdziła, że da mu jeszcze chwilę, żeby wrócił do rzeczywistości, jednocześnie przyglądała mu się z uwagą. Z lekkim rozbawieniem dostrzegła, że jakiś materiał odcisnął się mu na policzku.
- A tak na serio, to umieram z nudów... tylko nie próbuj mi mówić, że mam się rozebrać i pilnować ubrania, ani, że kulturalni ludzie się nie nudzą... - Mruknęła i wsparła czubek głowy na miękkim oparciu kanapy. Faktycznie nienawidziła, kiedy ktoś śmiał dowalić jej między oczy tak poniżającym tekstem, chociaż mentalnie szykowała się, że mimo próśb coś takiego usłyszy. Ślizgoni mieli to do siebie, że jak się prosiło, aby czegoś nie robili, to zazwyczaj przynosiło to całkowicie odwrotny skutek. Albo po prostu taka była Burke, trochę przekorna i bezczelna. A później dziwić się, że nie miała przyjaciół.
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Sob Paź 01, 2016 9:24 pm
Wiele razy słyszał już podobną opinię, że gdy śpi, albo chociaż udaje, że to robi, to traci na swojej powadze i straszeniu potencjalnych zainteresowanych jego osobą. Zdarzało mu się to dosyć często, nawet na lekcjach, zatem był przyzwyczajony, że korzystali z okazji byleby tylko zbliżyć się do niego, gdy ten uda się do krainy tańczących serników bez rodzynek. Problem w tym, że Nero nie bez powodu spał - on po prostu regenerował siły i dawał odpocząć swoim myślom, które wiecznie są poszargane i ciężko je poszufladkować. Pomimo tego, że na zewnątrz wydawał się zimny jak pierdolona czarownica z Opowieści z Narnii, to wewnątrz wręcz buzowało - cud, że nie choruje na żadną migrenę, ani nie ma jakichś bólów głowy z powodu chowanie wszystkiego.
Ton i pytanie jakie zadał było tak typowe, jak jego spojrzenie, chłód oraz tendencja do zasypiania. Bardziej doświadczeni "czego chcesz" potraktowali by nawet jako "dzień dobry" w wykonaniu Giotto Nero. Niestety Silver przerwała mu sen, a przymusowa pobudka nie jest tym, za czym chłopak przepada. Nikt przecież nie lubi jak się go budzi, nie ważne czy to budzik, opiekun domu, czy ładniutka blondyneczka z domu Salazara.
Ani mu się śniło, by zmieniać wygodną pozycję, zatem tylko przesunął odrobinę nogi, by miała te kilka centymetrów dla siebie. Grunt, że nie sterczała nad nim i nie szczerzyła się głupio bez powodu, tego nie lubił. Z resztą... co on lubi?
Podparł głowę rękami i znowu przymknął oczy, chcąc zlekceważyć ją i spróbować wrócić do poprzedniego stanu - snu. Na nic się jednak to zdało, gdyż chwilę później usłyszał znowu jej głos i tak naprawdę, nie chciał się do tego odnosić. Równie dobrze mógł siedzieć cicho, ale wiedział, że to tylko płachta na byka - jeśli nie odpowie, to ona tylko jeszcze bardziej będzie chciała, by zwrócił na nią uwagę; odpowiadając szczątkowo ma szansę, by nie być zasypywany stosem pytań i bezsensownych rozmów, które nie są mu na rękę i na które zwyczajnie nie ma ochoty.
- Idź się poucz, pognęb jakichś szczyli, puknij jakiegoś przystojniaka ze szkoły, albo powieś się. Masz mnóstwo możliwości. - odparł w swoim stylu i bynajmniej, nie chciał być złośliwy. On mówił serio i to było chyba najbardziej przerażające w tym co powiedział.
Nie miał żadnej wojny z Burke, więc nie musiał być wobec niej chujem, jak w przypadku większej części Hogwartu. Jeśli jednak dziewczyna będzie go wkurzać, niech nie liczy na jakąś taryfę ulgową - chłopak powie jej wszystko, byleby tylko się odpieprzyła i dalej go nie drażniła. Wychodził z jednego założenia - irytująca babka to... irytująca babka, po prostu.
Ton i pytanie jakie zadał było tak typowe, jak jego spojrzenie, chłód oraz tendencja do zasypiania. Bardziej doświadczeni "czego chcesz" potraktowali by nawet jako "dzień dobry" w wykonaniu Giotto Nero. Niestety Silver przerwała mu sen, a przymusowa pobudka nie jest tym, za czym chłopak przepada. Nikt przecież nie lubi jak się go budzi, nie ważne czy to budzik, opiekun domu, czy ładniutka blondyneczka z domu Salazara.
Ani mu się śniło, by zmieniać wygodną pozycję, zatem tylko przesunął odrobinę nogi, by miała te kilka centymetrów dla siebie. Grunt, że nie sterczała nad nim i nie szczerzyła się głupio bez powodu, tego nie lubił. Z resztą... co on lubi?
Podparł głowę rękami i znowu przymknął oczy, chcąc zlekceważyć ją i spróbować wrócić do poprzedniego stanu - snu. Na nic się jednak to zdało, gdyż chwilę później usłyszał znowu jej głos i tak naprawdę, nie chciał się do tego odnosić. Równie dobrze mógł siedzieć cicho, ale wiedział, że to tylko płachta na byka - jeśli nie odpowie, to ona tylko jeszcze bardziej będzie chciała, by zwrócił na nią uwagę; odpowiadając szczątkowo ma szansę, by nie być zasypywany stosem pytań i bezsensownych rozmów, które nie są mu na rękę i na które zwyczajnie nie ma ochoty.
- Idź się poucz, pognęb jakichś szczyli, puknij jakiegoś przystojniaka ze szkoły, albo powieś się. Masz mnóstwo możliwości. - odparł w swoim stylu i bynajmniej, nie chciał być złośliwy. On mówił serio i to było chyba najbardziej przerażające w tym co powiedział.
Nie miał żadnej wojny z Burke, więc nie musiał być wobec niej chujem, jak w przypadku większej części Hogwartu. Jeśli jednak dziewczyna będzie go wkurzać, niech nie liczy na jakąś taryfę ulgową - chłopak powie jej wszystko, byleby tylko się odpieprzyła i dalej go nie drażniła. Wychodził z jednego założenia - irytująca babka to... irytująca babka, po prostu.
- Silver Burke
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 02, 2016 9:44 pm
Silver nie należała do ludzi, którzy łatwo się zrażali chłodnym nastawieniem innych ludzi, toteż słowa Giotto nie zrobiły na niej zbytniego wrażenia. Jedyne co zrobiła, to wymownie westchnęła i wywróciła oczami. Ten to ma zawsze doskonały humor.
- Puknąć to ja mogę ciebie... w tę pustą łepetynę! - Jak powiedziała tak zrobiła, a miękka poduszka zetknęła się z czołem Ślizgona. Wbrew pozorom Burke bardzo ceniła sobie godność i chyba nigdy by się nie poniżyła do tak zawiłego kontaktu fizycznego, jakiego wymagało "puknięcie jakiegoś przystojniaka ze szkoły". Obrzydliwa wymiana zarazków, jakieś dzikie pomruki i wzajemne badanie migdałków nie było czymś, o czym Silver marzyła. Dreszcz przeszedł ją wzdłuż kręgosłupa na samą myśl o tak poniżającym zezwierzęceniu.
- Żałuję, że w ciągu ostatnich lat po raz pierwszy zasięgnęłam twojej rady. Gdybym wcześniej prosiła cię o wsparcie, to z pewnością nie miałabym problemów. - Rzuciła z lekką nutą ironii, jednak w żartobliwym kontekście, niekoniecznie z chęcią zirytowania Giotto. Lubiła się przekomarzać i nie było co do tego wątpliwości. Ale czy na świecie istnieje chociaż jedna osoba, która nie czerpie rozrywki z niewinnych potyczek słownych? Wszyscy to lubią! Chociaż pan Nero prawdopodobnie należy do grona ludzi, którzy nie lubią niczego.
- Czy cokolwiek sprawia ci radość, Giotto? - Zapytała go z zaintrygowaniem. Chcąc lepiej mu się przyjrzeć oparła się łokciem na oparciu kanapy i podciągnęła kolana pod brodę, jednocześnie starając się go nie przydepnąć. Prawdopodobnie już sama jej obecność go irytowała, a co dopiero mógł spowodować niechciany kontakt fizyczny. Nie, żeby się tym jakoś specjalnie przejmowała, ale niekoniecznie uśmiechało się jej szukać kolejnej ofiary swego znudzenia.
- Puknąć to ja mogę ciebie... w tę pustą łepetynę! - Jak powiedziała tak zrobiła, a miękka poduszka zetknęła się z czołem Ślizgona. Wbrew pozorom Burke bardzo ceniła sobie godność i chyba nigdy by się nie poniżyła do tak zawiłego kontaktu fizycznego, jakiego wymagało "puknięcie jakiegoś przystojniaka ze szkoły". Obrzydliwa wymiana zarazków, jakieś dzikie pomruki i wzajemne badanie migdałków nie było czymś, o czym Silver marzyła. Dreszcz przeszedł ją wzdłuż kręgosłupa na samą myśl o tak poniżającym zezwierzęceniu.
- Żałuję, że w ciągu ostatnich lat po raz pierwszy zasięgnęłam twojej rady. Gdybym wcześniej prosiła cię o wsparcie, to z pewnością nie miałabym problemów. - Rzuciła z lekką nutą ironii, jednak w żartobliwym kontekście, niekoniecznie z chęcią zirytowania Giotto. Lubiła się przekomarzać i nie było co do tego wątpliwości. Ale czy na świecie istnieje chociaż jedna osoba, która nie czerpie rozrywki z niewinnych potyczek słownych? Wszyscy to lubią! Chociaż pan Nero prawdopodobnie należy do grona ludzi, którzy nie lubią niczego.
- Czy cokolwiek sprawia ci radość, Giotto? - Zapytała go z zaintrygowaniem. Chcąc lepiej mu się przyjrzeć oparła się łokciem na oparciu kanapy i podciągnęła kolana pod brodę, jednocześnie starając się go nie przydepnąć. Prawdopodobnie już sama jej obecność go irytowała, a co dopiero mógł spowodować niechciany kontakt fizyczny. Nie, żeby się tym jakoś specjalnie przejmowała, ale niekoniecznie uśmiechało się jej szukać kolejnej ofiary swego znudzenia.
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 02, 2016 10:28 pm
Skoro tak nerwowo zareagowała na poniekąd dobry pomysł "puknięcia kogoś", znak to był, iż jest to dla niej drażliwy temat i nie ma co prowokować dziewczyny, chcąc zaobserwować granice jej cierpliwości. W zasadzie rzucił kilka pierwszych pomysłów jakie przyszły mu do głowy, z reguły ludzie w ich wieku robili właśnie to, o czym powiedział, gdy się nudzili. No może z wyjątkiem wieszania się, bo to nie było jeszcze tak modne, jak w Japonii XXI wieku. Poduszka nie zrobiła na nim większego wrażenia i prawdę mówiąc, był tak leniwy, że nawet nie miał zamiaru jej zrzucić z twarzy, poczekał aż sama spadnie. Szczyt opierdallingu.
Właściwie to nigdy nie widział jakichś miłosnych podbojów Silver, więc można by powiedzieć, że w tych sprawach byli oboje tak samo doświadczeni - ani jedno, ani drugie nie należało do grona tych, których weekend zaczyna się i kończy na seksie. Powody były jednak różne: ona czuła obrzydzenie, on nie czuł w ogóle takiej potrzeby. Były rzeczy ważne i ważniejsze, a jego sfera kontaktu fizycznego z inną osobą, albo jakiekolwiek miłostki, były ostatnie w kolejce, która chyba nawet nie ma końca. Chujnia.
- No, to spieprzaj. - odparł odnośnie jej ironii, chcąc zakończyć już uciążliwą rozmowę.
Poduszka spadła z jego twarzy, dlatego blondynka mogła bez problemu usłyszeć co Giotto chciał jej przekazać. Wiedział jednak, że to walka z wiatrakami i tak naprawdę Burke się nie odwali, ale spróbować nie zaszkodziło, wszakże plan szczątkowego odpowiadania na jej pytania dalej istniał.
Biorąc pod uwagę, że było mu dostatecznie wygodnie, nie przejmował się tym, że styka się z nią swoim piszczelem, udem, koniuszkiem palca czy cholera wie czym jeszcze. Grunt, że nie siedziała na nim, nie próbowała mu wejść na głowę, albo nie naparzała go jakimś młotkiem po łbie - to by akurat mogło mu przeszkadzać.
Nie siląc się na otwarcie oczu, ani na jakąś wymyślną wypowiedź, postanowił dalej być sobą, nie czując obowiązku ujawniania jej czegokolwiek.
- Cisza i spokój. - rzucił po chwili. - Zapewne nie wiesz, o czym mówię. - dodał, nie chcąc zagłębiać się w ten temat.
Jego zachcianki i rzeczy, przy których czuje się szczęśliwy nie powinny być obiektem jej zainteresowania, zatem nie czuł też potrzeby dzielenia się z nią czymkolwiek. Wszystko sprowadzało się do tego, że nie ufał jej i nie potrafił się otworzyć. W zasadzie, to on nikomu nie ufał, ale że Burke zaczęła podchody z nim bardzo wcześnie, to teraz jest niestety na przegranej pozycji, np. w zestawieniu z Powell czy Mendez, które zdążył już w miarę poznać i które co nie co o nim wiedzą. Zwłaszcza Nathalie Powell.
- Jak chcesz się do czegoś przydać, to przynieś mi coś do jedzenia. - seksizm pełną gębą, aczkolwiek mówił w tym przypadku szczerze. Był głodny i nie omieszkał o tym nie wspomnieć.
Właściwie to nigdy nie widział jakichś miłosnych podbojów Silver, więc można by powiedzieć, że w tych sprawach byli oboje tak samo doświadczeni - ani jedno, ani drugie nie należało do grona tych, których weekend zaczyna się i kończy na seksie. Powody były jednak różne: ona czuła obrzydzenie, on nie czuł w ogóle takiej potrzeby. Były rzeczy ważne i ważniejsze, a jego sfera kontaktu fizycznego z inną osobą, albo jakiekolwiek miłostki, były ostatnie w kolejce, która chyba nawet nie ma końca. Chujnia.
- No, to spieprzaj. - odparł odnośnie jej ironii, chcąc zakończyć już uciążliwą rozmowę.
Poduszka spadła z jego twarzy, dlatego blondynka mogła bez problemu usłyszeć co Giotto chciał jej przekazać. Wiedział jednak, że to walka z wiatrakami i tak naprawdę Burke się nie odwali, ale spróbować nie zaszkodziło, wszakże plan szczątkowego odpowiadania na jej pytania dalej istniał.
Biorąc pod uwagę, że było mu dostatecznie wygodnie, nie przejmował się tym, że styka się z nią swoim piszczelem, udem, koniuszkiem palca czy cholera wie czym jeszcze. Grunt, że nie siedziała na nim, nie próbowała mu wejść na głowę, albo nie naparzała go jakimś młotkiem po łbie - to by akurat mogło mu przeszkadzać.
Nie siląc się na otwarcie oczu, ani na jakąś wymyślną wypowiedź, postanowił dalej być sobą, nie czując obowiązku ujawniania jej czegokolwiek.
- Cisza i spokój. - rzucił po chwili. - Zapewne nie wiesz, o czym mówię. - dodał, nie chcąc zagłębiać się w ten temat.
Jego zachcianki i rzeczy, przy których czuje się szczęśliwy nie powinny być obiektem jej zainteresowania, zatem nie czuł też potrzeby dzielenia się z nią czymkolwiek. Wszystko sprowadzało się do tego, że nie ufał jej i nie potrafił się otworzyć. W zasadzie, to on nikomu nie ufał, ale że Burke zaczęła podchody z nim bardzo wcześnie, to teraz jest niestety na przegranej pozycji, np. w zestawieniu z Powell czy Mendez, które zdążył już w miarę poznać i które co nie co o nim wiedzą. Zwłaszcza Nathalie Powell.
- Jak chcesz się do czegoś przydać, to przynieś mi coś do jedzenia. - seksizm pełną gębą, aczkolwiek mówił w tym przypadku szczerze. Był głodny i nie omieszkał o tym nie wspomnieć.
- Silver Burke
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 03, 2016 9:47 pm
Milusią uwagę puściła mimo uszu. Dopóki nie przystawił jej różdżki do gardła, albo nie zawiesił ją za gatki na żyrandolu, nie odczuwała aż tak dotkliwie jego niechęci. A z resztą weź tu człowieku znajdź Ślizgona, który miały ochotę pogadać, albo wspólnie się poopierdalać. No nie da się w dzisiejszych czasach - wszyscy są nieufni, ewentualnie zgrywają niedostępnych, bo to przecież jest takie atrakcyjne. A Silver potrafiła się zachować w ten sposób, że sporo ludzi myślało, iż wiedzą o niej wszystko, a w rzeczywistości było zgoła inaczej. Jednak w tamtej chwili faktycznie miała dość ślęczenia nad książkami, więc dręczyła biednego Giotto.
- To czemu wobec tego nie zamknąłeś się w dormitorium, tylko zaległeś tutaj? - Zapytała dostrzegając pewne sprzeczności w jego zachowaniu. Jeżeli faktycznie pragnął ciszy i spokoju, to z pewnością znalazłby ją dosłownie dwadzieścia metrów dalej.
W zasadzie jej pytanie nie miało na celu pogłębiania wiedzy na temat charakteru Ślizgona, ale były to luźno rzucone słowa. Nic osobistego. Na przykład Silver lubiła jeść, zwłaszcza kiedy dopadał ją zły humor. Póki co była młoda i nie było tego po niej widać, ale prawdopodobnie matka natura miała się niechybne na nie zemścić za podjadanie wieczorami pasztecików dyniowych. Wtedy będzie jeszcze bardziej nieszczęśliwa i będzie jadła jeszcze więcej.
- Ej, to jest całkiem niezły pomysł! Pójdę sobie po coś do jedzenia. - Powiedziała i błyskawicznie zniknęła za drzwiami dormitorium dziewcząt, żeby po chwili wrócić z opakowaniem Kociołkowych Piegusków. Jednak niech Giotto się nie łudzi, że przyniosła je dla niego, ponieważ przed oczami już miała wizję jak zjada całe opakowanie czarodziejskich słodyczy. Rozsiadła się znów na kanapie i zaczęła zadowolona z siebie mielić pierwsze ciastko.
- To czemu wobec tego nie zamknąłeś się w dormitorium, tylko zaległeś tutaj? - Zapytała dostrzegając pewne sprzeczności w jego zachowaniu. Jeżeli faktycznie pragnął ciszy i spokoju, to z pewnością znalazłby ją dosłownie dwadzieścia metrów dalej.
W zasadzie jej pytanie nie miało na celu pogłębiania wiedzy na temat charakteru Ślizgona, ale były to luźno rzucone słowa. Nic osobistego. Na przykład Silver lubiła jeść, zwłaszcza kiedy dopadał ją zły humor. Póki co była młoda i nie było tego po niej widać, ale prawdopodobnie matka natura miała się niechybne na nie zemścić za podjadanie wieczorami pasztecików dyniowych. Wtedy będzie jeszcze bardziej nieszczęśliwa i będzie jadła jeszcze więcej.
- Ej, to jest całkiem niezły pomysł! Pójdę sobie po coś do jedzenia. - Powiedziała i błyskawicznie zniknęła za drzwiami dormitorium dziewcząt, żeby po chwili wrócić z opakowaniem Kociołkowych Piegusków. Jednak niech Giotto się nie łudzi, że przyniosła je dla niego, ponieważ przed oczami już miała wizję jak zjada całe opakowanie czarodziejskich słodyczy. Rozsiadła się znów na kanapie i zaczęła zadowolona z siebie mielić pierwsze ciastko.
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 09, 2016 6:09 pm
To prawda, że większość Ślizgonów była skryta i nieufna, przez co ciężej było stworzyć z nimi jakieś względnie normalne relacje, jednakże Giotto należał do tych, którzy nie mają wielkiego ego, nie potrzebują fajerwerków i wielkich zapowiedzi, by tylko podkreślić jak bardzo jest zajebisty, a to również była jedna z cech ludzi z domu Salazara. Podczas gdy wszyscy zieloni afiszowali się ze swoimi umiejętnościami, pozycją, rodziną, Nero pozostawał zawsze cicho i tak naprawdę, nawet jak na Ślizgona, był bardzo tajemniczy. Miał przez to kłopoty z zawieraniem znajomości, ale przynajmniej nie tracił czasu na głupoty i skupiał się na tym, co było dla niego najbardziej istotne.
Zadała dobre pytanie, aczkolwiek powód był bardzo prosty. Chciał sobie poleżeć przy kominku, korzystając z jednej z nielicznych chwil, gdy pokój wspólny paradoksalnie należy tylko do niego. Poza tym, nie miał ochoty na to, by zamykać się w swojej sypialni, gdyż zawsze mógł tam ktoś wejść, a on szukał miejsca w którym będzie mógł być całkowicie sam. Gdyby pogoda za oknem dopisywała, pewnie udałby się do jednej ze swoich samotni na błoniach, teraz jednak był zmuszony do tego, by szukać azylu w murach szkoły. Padło na jeden z bardziej dostępnych.
Puścił to pytanie mimo uszu i wrócił do swojego standardowego podejścia, czyli lekceważenia i zamkniętych powiek, które sugerowały, że po raz kolejny będzie próbował zasnąć. Nawet w obecności tej uroczej blondyneczki, która aktualnie jest tu zbędna. Przez moment nawet pomyślał, że dziewczyna zrezygnowała i poszuka kogoś innego do denerwowania, aczkolwiek próżno było mieć na to nadzieję, gdyż minutę później była tutaj znowu, w tym samym miejscu, może nawet jeszcze bardziej i pewniej się rozwaliła tym swoim tyłkiem.
Czując zapach słodyczy trochę zrzedła mu mina, gdyż liczył na jakieś sensowne jedzenie, które pozwoli mu uzupełnić wszystkie niezbędne witaminy i sole mineralne, tymczasem na samą myśl o słodkim, robiło mu się niedobrze. Nie przepadał za słodyczami i gdy je jadł, to tylko śladowe ilości, dlatego Silver raczej nie ma co się martwić o to, że będzie musiała się z nim dzielić, bądź wydrze jej z rąk przysmaki. Nie jego bajka.
- Marna będzie z ciebie żona. - westchnął, sypiąc ironią, po czym ziewnął lekko, ukazując swoje zmęczenie materiałem.
W zasadzie, to ten komentarz nie miał być niczym uszczypliwym, a zwyczajną obserwacją, może trochę seksistowską, ale to nie lata współczesne, żeby przejmować się feminizmem i mniejszościami etnicznymi czy kulturowymi. W ogóle to nie czasy by zwracać uwagę na ten typ podludzi, czy też na protisty pokroju wegan i vaperów.
Zadała dobre pytanie, aczkolwiek powód był bardzo prosty. Chciał sobie poleżeć przy kominku, korzystając z jednej z nielicznych chwil, gdy pokój wspólny paradoksalnie należy tylko do niego. Poza tym, nie miał ochoty na to, by zamykać się w swojej sypialni, gdyż zawsze mógł tam ktoś wejść, a on szukał miejsca w którym będzie mógł być całkowicie sam. Gdyby pogoda za oknem dopisywała, pewnie udałby się do jednej ze swoich samotni na błoniach, teraz jednak był zmuszony do tego, by szukać azylu w murach szkoły. Padło na jeden z bardziej dostępnych.
Puścił to pytanie mimo uszu i wrócił do swojego standardowego podejścia, czyli lekceważenia i zamkniętych powiek, które sugerowały, że po raz kolejny będzie próbował zasnąć. Nawet w obecności tej uroczej blondyneczki, która aktualnie jest tu zbędna. Przez moment nawet pomyślał, że dziewczyna zrezygnowała i poszuka kogoś innego do denerwowania, aczkolwiek próżno było mieć na to nadzieję, gdyż minutę później była tutaj znowu, w tym samym miejscu, może nawet jeszcze bardziej i pewniej się rozwaliła tym swoim tyłkiem.
Czując zapach słodyczy trochę zrzedła mu mina, gdyż liczył na jakieś sensowne jedzenie, które pozwoli mu uzupełnić wszystkie niezbędne witaminy i sole mineralne, tymczasem na samą myśl o słodkim, robiło mu się niedobrze. Nie przepadał za słodyczami i gdy je jadł, to tylko śladowe ilości, dlatego Silver raczej nie ma co się martwić o to, że będzie musiała się z nim dzielić, bądź wydrze jej z rąk przysmaki. Nie jego bajka.
- Marna będzie z ciebie żona. - westchnął, sypiąc ironią, po czym ziewnął lekko, ukazując swoje zmęczenie materiałem.
W zasadzie, to ten komentarz nie miał być niczym uszczypliwym, a zwyczajną obserwacją, może trochę seksistowską, ale to nie lata współczesne, żeby przejmować się feminizmem i mniejszościami etnicznymi czy kulturowymi. W ogóle to nie czasy by zwracać uwagę na ten typ podludzi, czy też na protisty pokroju wegan i vaperów.
- Silver Burke
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 09, 2016 9:08 pm
Nie lubiła kiedy ktoś ją ignorował, ponieważ miała w zwyczaju niewiele mówić, a zazwyczaj, kiedy już otwierała usta, to inni zlewali ją ciepłym moczem. No i weź tu bądź rozgadany jak inne ćwierkające niewiasty.
Gdy zaś usłyszała wreszcie odpowiedź, uniosła wzrok znad ciastek i parsknęła niemal bezdźwięcznie śmiechem.
- Za to ty masz fenomenalne zadatki na męża. Już rozkazujesz kobiecie leżąc na kanapie, jednak brakuje ci jeszcze dwudziestu kilogramów nadwagi, gazety i koszulki do bicia żony - stwierdziła i zapakowała sobie do ust kolejne ciastko. W gruncie rzeczy to nie do końca zgadzała się z tym co właśnie powiedziała. Jej ojciec mógł się poszczycić wręcz nienaganną jak na swój wiek figurą, a dodatkowo nigdy by się nie poniżył do ubrania brudnego białego podkoszulka. Był przecież czarodziejem, a nie jakimś mugolem z londyńskich slumsów.
- Z resztą nie byłabym złą żoną! - Dodała jakby urażona spoglądając na Giotto kątem oka. - Potrafię być miła i uczynna, ale dzisiaj mi się nie chce - mruknęła tak jakby kiedykolwiek jej się chciało i przymknęła oczy, splatając dłonie na szczęśliwym, pełnym ciastek brzuchu. W gruncie rzeczy to nie żony były od usługiwania, tylko skrzaty domowe. One nigdy nie burczały pod nosem i zawsze z wielką radością wykonywały swoje obowiązki, nie to co one - leniwe baby z humorami.
Gdy zaś usłyszała wreszcie odpowiedź, uniosła wzrok znad ciastek i parsknęła niemal bezdźwięcznie śmiechem.
- Za to ty masz fenomenalne zadatki na męża. Już rozkazujesz kobiecie leżąc na kanapie, jednak brakuje ci jeszcze dwudziestu kilogramów nadwagi, gazety i koszulki do bicia żony - stwierdziła i zapakowała sobie do ust kolejne ciastko. W gruncie rzeczy to nie do końca zgadzała się z tym co właśnie powiedziała. Jej ojciec mógł się poszczycić wręcz nienaganną jak na swój wiek figurą, a dodatkowo nigdy by się nie poniżył do ubrania brudnego białego podkoszulka. Był przecież czarodziejem, a nie jakimś mugolem z londyńskich slumsów.
- Z resztą nie byłabym złą żoną! - Dodała jakby urażona spoglądając na Giotto kątem oka. - Potrafię być miła i uczynna, ale dzisiaj mi się nie chce - mruknęła tak jakby kiedykolwiek jej się chciało i przymknęła oczy, splatając dłonie na szczęśliwym, pełnym ciastek brzuchu. W gruncie rzeczy to nie żony były od usługiwania, tylko skrzaty domowe. One nigdy nie burczały pod nosem i zawsze z wielką radością wykonywały swoje obowiązki, nie to co one - leniwe baby z humorami.
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Czw Paź 13, 2016 9:01 pm
Jej uwaga była trafna, aczkolwiek on chyba nawet nie widział samego siebie w roli męża, bez znaczenia jakiego sortu. Skoro teraz nie były mu w głowie żadne panienki, to co będzie za kilka lat? Chęć dowiedzenia się prawdy, niezłomność i pewien dystans pozwoliły mu na ominięcie procesu wykształcenia pewnej cechy, która dla większości nastolatków wydawała się być wręcz kluczowa - nie nauczył się uczuciowości w aspekcie miłosnym, czyli najprościej pisząc, nie umiał się zakochać. To nie było tak, że on nie chciał, ale raczej tak, że po prostu nie odczuwał żadnej potrzeby takich zachowań, przez co traktował to jako zwykłe umilenie, bądź pogorszenie stanu rzeczy. Podczas gdy śledztwo brata było dla niego sprawą kluczową, która tak naprawdę kierowała jego życiem, tak sfera miłosna była dla niego tym, czym dla Silver byłoby nie zaczepienie go kilka minut wcześniej - nawet o tym nie pomyśli.
Wiedział doskonale o czym dziewczyna mówi, wszakże chłopak wychował się w Liverpoolu i to w mieszanej rodzinie, dlatego też miał styczność i ze światem magii i ze zwykłymi ludźmi, którym działy się różne mniej lub bardziej przyjemne rzeczy. Stąd też wiedział doskonale jak odebrać jej komentarz, czego na ten przykład taki mag z rodowodem raczej nie dałby rady zrozumieć, a nawet sobie wyobrazić.
Prawie parsknął śmiechem, choć do wykazania jakiejkolwiek reakcji zabawowej zabrakło mu jakiegoś 99 procent zaangażowania. Normalnie pewnie by nawet nie pomyślał o Burke jako o żonie dla kogokolwiek, nie był przecież aż takim skurwielem, by komuś tego życzyć, aczkolwiek jak tak bardziej pomyśleć, to pomysł blondynki w roli żony miał nawet ręce i nogi. O ile ktoś by z nią wytrzymał rzecz jasna. Chociaż nie można wykluczyć tego, że zakochana Silver, to może być całkiem inna Silver, toteż nie ma co oceniać nic zawczasu.
Spojrzał na nią jednym okiem i po chwili znowu je zamknął, widząc, że Ślizgonka najadła się już ciastek i teraz najpewniej czeka ją swego rodzaju siesta typu opierdalling.
- Chociaż, biorąc pod uwagę część Ślizgonów, może jednak jest dla ciebie jeszcze jakaś szansa. - rzekł spokojnie, chwilę zastanawiając się.
Nie żeby jakoś szczególnie jej kibicował w tej sprawie, bo tak naprawdę przecież znali się tyle co z widzenia i kilku mniej ciekawych rozmów, głównie z jego powodu, ale wypadało mieć jakąś nadzieję w Projekt Lady Slytherin Edition. Nie należała ani do najbrzydszych, ani do najbardziej sukowatych, zatem nic nie stało na przeszkodzie, by znalazła swojego Tarzan Boya i szalała z nim aż do śmierci, najpewniej zaaranżowanej przez mającego jej dość przyszłego partnera.
- Stresik przed egzaminami? - rzucił nagle, po czym sam zadał sobie pytanie, czemu w ogóle ją o to zapytał, skoro go to nie obchodziło... a może jednak?
Wiedział doskonale o czym dziewczyna mówi, wszakże chłopak wychował się w Liverpoolu i to w mieszanej rodzinie, dlatego też miał styczność i ze światem magii i ze zwykłymi ludźmi, którym działy się różne mniej lub bardziej przyjemne rzeczy. Stąd też wiedział doskonale jak odebrać jej komentarz, czego na ten przykład taki mag z rodowodem raczej nie dałby rady zrozumieć, a nawet sobie wyobrazić.
Prawie parsknął śmiechem, choć do wykazania jakiejkolwiek reakcji zabawowej zabrakło mu jakiegoś 99 procent zaangażowania. Normalnie pewnie by nawet nie pomyślał o Burke jako o żonie dla kogokolwiek, nie był przecież aż takim skurwielem, by komuś tego życzyć, aczkolwiek jak tak bardziej pomyśleć, to pomysł blondynki w roli żony miał nawet ręce i nogi. O ile ktoś by z nią wytrzymał rzecz jasna. Chociaż nie można wykluczyć tego, że zakochana Silver, to może być całkiem inna Silver, toteż nie ma co oceniać nic zawczasu.
Spojrzał na nią jednym okiem i po chwili znowu je zamknął, widząc, że Ślizgonka najadła się już ciastek i teraz najpewniej czeka ją swego rodzaju siesta typu opierdalling.
- Chociaż, biorąc pod uwagę część Ślizgonów, może jednak jest dla ciebie jeszcze jakaś szansa. - rzekł spokojnie, chwilę zastanawiając się.
Nie żeby jakoś szczególnie jej kibicował w tej sprawie, bo tak naprawdę przecież znali się tyle co z widzenia i kilku mniej ciekawych rozmów, głównie z jego powodu, ale wypadało mieć jakąś nadzieję w Projekt Lady Slytherin Edition. Nie należała ani do najbrzydszych, ani do najbardziej sukowatych, zatem nic nie stało na przeszkodzie, by znalazła swojego Tarzan Boya i szalała z nim aż do śmierci, najpewniej zaaranżowanej przez mającego jej dość przyszłego partnera.
- Stresik przed egzaminami? - rzucił nagle, po czym sam zadał sobie pytanie, czemu w ogóle ją o to zapytał, skoro go to nie obchodziło... a może jednak?
- Silver Burke
Re: Pokój Wspólny
Pią Paź 14, 2016 10:07 pm
Dla Silver pojęcie miłości było raczej rozumiane jako przyzwyczajenie. Nikt z jej najbliższej rodziny nie brał ślubu z wyboru. Małżeństwo jej rodziców było aranżowane, dziadków od strony ojca też, od matki również, więc prawdopodobnie jej też będzie. Nie zdziwiłaby się jakoś specjalnie, gdyby tuż po ukończeniu szkoły kochany tatuś przedstawił jej przyszłego męża - dwadzieścia lat starszego, z bogatej rodziny, normalnie cud, miód i orzeszki. Oczywiście, istniał też o wiele lepszy scenariusz, w którym spotkałaby go dopiero na ślubnym kobiercu i przynajmniej nie zdążyłaby się negatywnie nastawić, rozważyć ucieczki z kraju, ewentualnie samobójstwa. Pod tym względem Giotto miał o stokroć łatwiej, bowiem mógł jeszcze przez jakiś czas oddawać się przyjemnościom życia, a następnie otrzymać "w prezencie" młodą, śliczniutką dziewczynę na własność.
Spojrzała na niego zamyślona. Ciekawiło ją w jaki sposób Giotto potrafi mieć wszystko w tak głębokim poważaniu. Sama nie potrafiła tak do końca zlać wszystkiego z góry na dół ciepłym moczem, aczkolwiek z roku na rok wychodziło jej to coraz lepiej. Przynajmniej potrafiła fenomenalnie stwarzać pozory silnej i nieco oziębłej, od czasu do czasu wyłączać myśli (praktyka oklumencji się kłania), ale nigdy mieć tak w stu procentach wywalone.
Wyrwały ją z zamyślenia dopiero słowa leżącego na kanapie Ślizgona i z irytacją dostrzegła, że od dłuższego czasu gapiła się na niego, nawet nie trudząc się mruganiem. Zacisnęła jedną pięść i wysiliła się, aby jej facjata wyglądała naturalnie.
- I tak i nie. Wiem, że poradzę sobie z egzaminami teoretycznymi, ponieważ całkiem sporo się uczyłam. Jedynie martwi mnie część praktyczna... tam może zdarzyć się absolutnie wszystko. Na przykład cały śluz gumochłona upadnie na podłogę, nie zdążę wziąć następnej porcji i eliksir będzie się nadawał tylko do spuszczenia w toalecie. - Odpowiedziała patrząc się przed siebie, jednocześnie dość żywo gestykulując, by po chwili wziąć głęboki oddech i opaść plecami na oparcie kanapy. Leniwie przekrzywiła głowę w kierunku Giotto i zlustrowała go uważnie spojrzeniem.
- A ty? Obstawiam, że nie do końca cię ta kwestia rusza. - Mruknęła właściwie niepotrzebnie odbijając pytanie. Czy pana Nero, kiedykolwiek cokolwiek obchodziło? Silver nigdy nie wiedziała i prawdopodobnie nigdy miała się nie dowiedzieć.
Spojrzała na niego zamyślona. Ciekawiło ją w jaki sposób Giotto potrafi mieć wszystko w tak głębokim poważaniu. Sama nie potrafiła tak do końca zlać wszystkiego z góry na dół ciepłym moczem, aczkolwiek z roku na rok wychodziło jej to coraz lepiej. Przynajmniej potrafiła fenomenalnie stwarzać pozory silnej i nieco oziębłej, od czasu do czasu wyłączać myśli (praktyka oklumencji się kłania), ale nigdy mieć tak w stu procentach wywalone.
Wyrwały ją z zamyślenia dopiero słowa leżącego na kanapie Ślizgona i z irytacją dostrzegła, że od dłuższego czasu gapiła się na niego, nawet nie trudząc się mruganiem. Zacisnęła jedną pięść i wysiliła się, aby jej facjata wyglądała naturalnie.
- I tak i nie. Wiem, że poradzę sobie z egzaminami teoretycznymi, ponieważ całkiem sporo się uczyłam. Jedynie martwi mnie część praktyczna... tam może zdarzyć się absolutnie wszystko. Na przykład cały śluz gumochłona upadnie na podłogę, nie zdążę wziąć następnej porcji i eliksir będzie się nadawał tylko do spuszczenia w toalecie. - Odpowiedziała patrząc się przed siebie, jednocześnie dość żywo gestykulując, by po chwili wziąć głęboki oddech i opaść plecami na oparcie kanapy. Leniwie przekrzywiła głowę w kierunku Giotto i zlustrowała go uważnie spojrzeniem.
- A ty? Obstawiam, że nie do końca cię ta kwestia rusza. - Mruknęła właściwie niepotrzebnie odbijając pytanie. Czy pana Nero, kiedykolwiek cokolwiek obchodziło? Silver nigdy nie wiedziała i prawdopodobnie nigdy miała się nie dowiedzieć.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach