- Mistrz Gry
Re: Korytarze
Pon Sty 19, 2015 7:05 pm
Chłodny powiew był orzeźwiający, zupełnie inny od panującego tutaj bezruchu powietrza, w którym tańczył kurz wzburzany twoimi krokami i mieszał ze świeżą, mydlaną wonią mikstury w wiadrze, która miała zaradzić na ten paskudny napis, by żaden uczeń więcej go nie widział - coś najwyraźniej osobie, która go myła, w myciu tym przeszkodziło, bo wokół ani widu, ani słychu po nim - jedynie te odciski, wciąż mokre, a więc chyba dość świeże, choć trudno stwierdzić - panujący w podziemiach chłód i właśnie brak przepływu świeżego powietrza sprawiał, że wszystko tutaj schło w tempie ślimaczym - pewnie zazwyczaj w ogóle schnąć nie chciało... Tym nie mniej ruszyłaś za tymi śladami - wkroczyłaś w część korytarza, która przestała być oświetlona pochodniami, więc musiałaś iść po omacku, lub też skorzystać z różdżki, by rozpalić na niej promyk światła, o ile uczyłaś się na tyle pilnie, aby tego zaklęcia, dość potrzebnego, nie zapomnieć - droga wiła się przez jakiś czas - nie było żadnych skrętów w lewo, czy w prawo - ciągle prosty korytarz, w nim sporo drzwi, których nie mogłaś otworzyć, choćbyś próbowała na wszystkie sposoby, ale im dalej się przesuwałaś w przód tym wyraźniej wiatr na swoim policzku czułaś - aż w końcu zobaczyłaś schody pnące się w górę - schody, które oświetlał blask dzienny.
Kiedy tylko na nie weszłaś wylądowałaś w tym miejscu.
Przeście w ziemi zamknęło się i od razu zarosło - nie było widać, żeby kiedykolwiek tu było.
[z/t x2]
Możesz pisać dalej w zalinkowanym temacie.
Kiedy tylko na nie weszłaś wylądowałaś w tym miejscu.
Przeście w ziemi zamknęło się i od razu zarosło - nie było widać, żeby kiedykolwiek tu było.
[z/t x2]
Możesz pisać dalej w zalinkowanym temacie.
- Kyohei Takano
Re: Korytarze
Pią Lut 27, 2015 12:25 am
Kyo znad jeziora poszedł prosto do lochów. Pomimo tego, że nienawidził tego miejsca w takich chwilach jak ta coś go ciągnęło tutaj. Czy to był ten mrok który tutaj panował, bo tylko on potrafił przykryć jego poraniona duszę. Tego nikt nie wiedział. Jedno było pewne. W głowie chłopaka cały czas krążyło tylko jedno pytanie "dlaczego spadam"... no właśnie Kyo dlaczego? to jest naprawdę bardzo dobrze postawione pytanie. Niestety nie dostaniesz na nie odpowiedzi, przynajmniej nie tak łatwo. Życie ponownie pozwoliło ci zasmakować trochę bajki, ale tylko po to aby zaraz wylać na to kolorowe płótno wiadro czarnej farby. Ponownie spadałeś z wysokiej góry, łamiąc sobie kości które się zrosły. Poznałeś już różny rodzaj bólu, ale to było coś nowego. Coś co sprawiało, że brakowało ci wręcz oddechu. Nie mogłeś opanować drżenia ciała, a łzy spływały ci po twarzy, nie słuchały kompletnie swojego pana.
Puchon zatrzymał się przy jednej ze ścian. Ramieniem oparł się o tą zimną powierzchnię. Od razu przeszły go dreszcze... dreszcze zimna i niepokoju. Co będzie jutro. Jak tym razem jego życie będzie wyglądać. Ponownie pojawiały się pytania o których do tej pory zapomniał. Kim jest? albo może raczej kim ma być? ponownie na te pytania nie było odpowiedzi. I chociaż wydawało mu się, że już były w zasięgu dłoni, nagle wszystko się posypało. Niespodziewanie... chociaż on sam przyłożył do tego rękę... dlaczego? Cóż musiał, nie miał innego wyjścia. I to było właśnie najstraszniejsze. Musiał zniszczyć sobie życie swoją własną ręką. Ponownie leżał na ziemi twarzą w błocie. I tym razem już nikt nie wyciągnie do niego ręki... bo nie trafi się kolejna osoba która będzie chciał się nad nim ulitować.
Chłopak osunął się po ścianie na ziemię. Wpatrywał się tępo w jedno miejsce. O czym myślał? o niczym. Po prostu w jego głowie była taka sama pustka jak w jego sercu. Nie zostało mu już dosłownie nic. Stracił wszystko to co miał. Ostatni mur tego domu runął na dobre, a w raz z nim nadzieja na lepsze życie.
Puchon zatrzymał się przy jednej ze ścian. Ramieniem oparł się o tą zimną powierzchnię. Od razu przeszły go dreszcze... dreszcze zimna i niepokoju. Co będzie jutro. Jak tym razem jego życie będzie wyglądać. Ponownie pojawiały się pytania o których do tej pory zapomniał. Kim jest? albo może raczej kim ma być? ponownie na te pytania nie było odpowiedzi. I chociaż wydawało mu się, że już były w zasięgu dłoni, nagle wszystko się posypało. Niespodziewanie... chociaż on sam przyłożył do tego rękę... dlaczego? Cóż musiał, nie miał innego wyjścia. I to było właśnie najstraszniejsze. Musiał zniszczyć sobie życie swoją własną ręką. Ponownie leżał na ziemi twarzą w błocie. I tym razem już nikt nie wyciągnie do niego ręki... bo nie trafi się kolejna osoba która będzie chciał się nad nim ulitować.
Chłopak osunął się po ścianie na ziemię. Wpatrywał się tępo w jedno miejsce. O czym myślał? o niczym. Po prostu w jego głowie była taka sama pustka jak w jego sercu. Nie zostało mu już dosłownie nic. Stracił wszystko to co miał. Ostatni mur tego domu runął na dobre, a w raz z nim nadzieja na lepsze życie.
- Elizabeth Cook
Re: Korytarze
Pią Lut 27, 2015 12:47 am
Jej ciało choć lekkie wędrowało po murach tego zamku. Powoli choć stopniowo zaczęła przyzwyczajać się do nowej sytuacji, co śmieszne przyszło jej to bardzo naturalnie i szybko. Choć nie wiedziała dokąd zmierza skierowała swoje półprzezroczyste ciało astralne ku lochom. Po dość krótkiej wędrówce zobaczyła chłopaka, był widocznie zasmucony i może nawet zagubiony. Poleciała w jego stronę powoli by nie przestraszył się jej.
-Witaj. Stało się coś? - głos choć delikatny był bardzo troskliwy. Jej ciało unosiło się niedaleko chłopaka, może z półtora metra od niego. Widzisz? To ona choć martwa nadal się martwi o innych lecz jej aura jest spokojna, a nawet kojąca. Choć sama nie wie czy powinna zagadać, bo przecież nie każdy chce rozmawiać z duchem. Zwłaszcza uczniowie unikają rozmowy ze zmarłymi. Nie wiedząc czemu u niej było wręcz przeciwnie, uczniowie sami do niej zagadywali więc była bardzo miło zaskoczona. Czy i teraz tak będzie?
-Witaj. Stało się coś? - głos choć delikatny był bardzo troskliwy. Jej ciało unosiło się niedaleko chłopaka, może z półtora metra od niego. Widzisz? To ona choć martwa nadal się martwi o innych lecz jej aura jest spokojna, a nawet kojąca. Choć sama nie wie czy powinna zagadać, bo przecież nie każdy chce rozmawiać z duchem. Zwłaszcza uczniowie unikają rozmowy ze zmarłymi. Nie wiedząc czemu u niej było wręcz przeciwnie, uczniowie sami do niej zagadywali więc była bardzo miło zaskoczona. Czy i teraz tak będzie?
- Kyohei Takano
Re: Korytarze
Pią Lut 27, 2015 1:08 am
Usłyszał głos... tak głos, ten głos. Tej dziewczyny... wszędzie by go rozpoznał. Prawie o niej zapomniał przez to całe zamieszenie... zapomniał nie... to złe słowo. Po prostu jak to on nie umiał przyznać się do błędu. To był ten jego problem. Był bardzo dumną osobą, i nigdy nie schylał przed nikim karku. Nie było takiej opcji.
Już się odwracał, już jego brązowe oczy zaświeciły się na samą myśl, że zaraz zobaczy ciebie... i cóż owszem zobaczył, ale nie w takiej postaci w jakiej by chciał. Otworzył szeroko oczy i usta. Jego mokra twarz pobladła... ale nie ze strachu, ale z niedoboru powietrza który sobie zafundował. Wpatrywał się w twoją postać nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
-Nie...- Wyszeptał tylko cicho i zerwał się na równe nogi. Począł się cofać powoli... ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa i chłopak ponownie wylądował na zimnym kamieniu. Poczuł jak jego łokieć zaczął pulsować silnym bólem, ale nie zwracał na to większej uwagi.
-Eli... jak... kiedy... kto...- Nie mógł poskładać myśli. Osoba która była mu tak bardzo bliska, którą chciał chronić. Nie żyła, zawiódł znowu... trzeci raz w całym swoim życiu.
-Nie... to sen...- Wyszeptał i zaczął kręcić głową z niedowierzaniem. Łzy na nowo zebrały się w jego oczach. Miotał się na ziemi jak małe dziecko które właśnie zgubiło drogę do domu. Cóż, on ją zgubił. Gdzieś ta droga się zatarła, nie wiedział jak trafić do tej ostoi która dawała mu tyle spokoju. A może tak naprawdę nigdy jej nie było. Może tylko sobie to wyimaginował. Może tak naprawdę Neve nie była jego dziewczyną, może Elizabeth tak naprawdę nigdy nie istniała... i może ostatecznie on tutaj nie przyjechał.
Uszczypnął się mocno aby przekonać się czy to nie jest sen. Niestety nadal znajdował się w tym samym miejscu. Na zimnej posadzce, z zapłakaną twarzą, złamanym sercem a przed nim stał duch jej przyjaciółki.
Już się odwracał, już jego brązowe oczy zaświeciły się na samą myśl, że zaraz zobaczy ciebie... i cóż owszem zobaczył, ale nie w takiej postaci w jakiej by chciał. Otworzył szeroko oczy i usta. Jego mokra twarz pobladła... ale nie ze strachu, ale z niedoboru powietrza który sobie zafundował. Wpatrywał się w twoją postać nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
-Nie...- Wyszeptał tylko cicho i zerwał się na równe nogi. Począł się cofać powoli... ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa i chłopak ponownie wylądował na zimnym kamieniu. Poczuł jak jego łokieć zaczął pulsować silnym bólem, ale nie zwracał na to większej uwagi.
-Eli... jak... kiedy... kto...- Nie mógł poskładać myśli. Osoba która była mu tak bardzo bliska, którą chciał chronić. Nie żyła, zawiódł znowu... trzeci raz w całym swoim życiu.
-Nie... to sen...- Wyszeptał i zaczął kręcić głową z niedowierzaniem. Łzy na nowo zebrały się w jego oczach. Miotał się na ziemi jak małe dziecko które właśnie zgubiło drogę do domu. Cóż, on ją zgubił. Gdzieś ta droga się zatarła, nie wiedział jak trafić do tej ostoi która dawała mu tyle spokoju. A może tak naprawdę nigdy jej nie było. Może tylko sobie to wyimaginował. Może tak naprawdę Neve nie była jego dziewczyną, może Elizabeth tak naprawdę nigdy nie istniała... i może ostatecznie on tutaj nie przyjechał.
Uszczypnął się mocno aby przekonać się czy to nie jest sen. Niestety nadal znajdował się w tym samym miejscu. Na zimnej posadzce, z zapłakaną twarzą, złamanym sercem a przed nim stał duch jej przyjaciółki.
- Elizabeth Cook
Re: Korytarze
Pią Lut 27, 2015 1:28 am
Jej spokojny i czuły wzrok spoglądał na Ciebie. Nie zrobiła nic podejrzanego czy dziwnego, kiedy tak chłopak na nią zareagował.
-Tak umarłam jak widać. Powiedziałeś moje imię więc znałam Cię za życia prawda? - Głos jej był delikatny, zmartwiony i łagodny skierowany w Twoją stronę. Spoglądała na smutek, który widniał na twarzy chłopaka, chciała poznać powód tego stanu. Wiedziała jednak, że nie powinna wtrącać się w cudze sprawy. Uśmiech choć lekki to jednak był bardzo naturalny na jej pół przejrzystej twarzy. Ludzie dziwnie na nią reagowali, albo szokiem lub nie dowierzaniem, jednak nie widziała jeszcze by ktoś płakał na jej widok. W jakiś stan chłopaka powodował, że sama zaczęła martwić się o jego stan. Wiedziała równie dobrze, że to co zrobi i tak zostanie nie docenione. Taka pewnie wynosi cena za to czego tak bardzo nie chciała: życia. Nie umiała docenić tego co lub kto ją otacza. Teraz już wie, że popełniła wielki błąd, którego naprawić już nie umie.
-Tak umarłam jak widać. Powiedziałeś moje imię więc znałam Cię za życia prawda? - Głos jej był delikatny, zmartwiony i łagodny skierowany w Twoją stronę. Spoglądała na smutek, który widniał na twarzy chłopaka, chciała poznać powód tego stanu. Wiedziała jednak, że nie powinna wtrącać się w cudze sprawy. Uśmiech choć lekki to jednak był bardzo naturalny na jej pół przejrzystej twarzy. Ludzie dziwnie na nią reagowali, albo szokiem lub nie dowierzaniem, jednak nie widziała jeszcze by ktoś płakał na jej widok. W jakiś stan chłopaka powodował, że sama zaczęła martwić się o jego stan. Wiedziała równie dobrze, że to co zrobi i tak zostanie nie docenione. Taka pewnie wynosi cena za to czego tak bardzo nie chciała: życia. Nie umiała docenić tego co lub kto ją otacza. Teraz już wie, że popełniła wielki błąd, którego naprawić już nie umie.
- Kyohei Takano
Re: Korytarze
Pon Mar 02, 2015 1:20 am
Zawalczyłeś z życiem kolejny raz, jeszcze raz dobyłeś swojej broni i ruszyłeś w bój. W twoim sercu przez chwilę pojawiła się iskra nadziei, która sprawiała, że chciałeś wierzyć, że wynik tej potyczki tym razem będzie zupełnie inny. Niestety okazało się, że wcale tak nie było. Dobrałeś sobie zbyt dobrego przeciwnika Kyohei. Pan Życie zbyt wiele takich pojedynków miał za sobą. Zbyt wiele trupów na swoim koncie. I ty tym razem trafiasz na półkę z jego trofeami. Po raz kolejny los pokazał ci, że to życie jest cholernie śliskie. Wystarczy chwila nieuwagi aby zlecieć na sam dół. Ty tak skończyłeś. Co się stało z tą twoją ostrożnością. Gdzie się podziała ta podejrzliwość. Wiedziałeś, że nie przynosiłeś nic dobrego. Tylko śmierć. Ta piękna rzeka o której mówiła Neve, była tylko złudzeniem. Marną iluzją. Byłeś tą niszczycielską siłą, która sprawiała, że ludziom po twarzy płynęły łzy. Widziałeś je, w oczach tej którą podobno kochałeś, a jednak ją skrzywdziłeś. W tej chwili nie liczy się już to czy tego żałowałeś, czy też nie. Liczy się sam czyn. Masz na swoich rękach krew niewinnej istoty (przynajmniej z twojej perspektywy). A może tak naprawdę to perfidnie zaplanowałeś? może te myśli kłębiły się pod burzą brązowych włosów. Kim jesteś Kyohei? kim jesteś?
-N... nie, nie wydaje mi się abyś mnie znała.-Wyszeptał zbierając się do kupy. Musiał bardzo szybko odbudować swoją kryjówkę. I zaszyć się w niej niczym szczur. I nie wychodzić już na światło dzienne do końca swojego życia. Chciałeś polecieć chłopcze, niestety ponownie spadałeś w mrok. To bagno które przez chwilę przestało ciebie wciągać, zaczęło działać z podwojoną siłą. Otóż tak, za wiele się na niego rzuciło w jednej chwili. Nie miał nawet czasu aby sobie to wszystko poukładać, chociaż czy to w ogóle możliwe. Historia toczyła koło, tak jak myślał. Ponownie ktoś przy nim zginął, a on był na tyle tchórzliwy, że nie miał tej odwagi podać jej ręki w chwili kiedy tego najbardziej potrzebowała. Niestety, teraz chłopak dopiero zaczął sobie zdawać sprawę z tego jakim wielkim samolubem był. Przecież przez te wszystkich chwile spędzone z tą dziewczyną mówił tylko o osobie, o tym jak to bardzo był nieszczęśliwy. I jak w takim ciele ktokolwiek mógł dostrzec co dobrego? jak ktoś w ogóle śmiał doszukiwać się w nim jakichkolwiek biały kolorów. Posiadał czarne skrzydła, których pióra były ostre niczym noże. I w chwili kiedy poruszał nimi ranił każdego kto tylko podszedł za blisko.
Kyo wstał z ziemi otrząsając się uprzedniego szoku.
-Po prostu nie jestem przyzwyczajony do rozmowy z duchem.- Czuł nadciągające zimno, czym ono jednak było spowodowane? emocjami, a może po prostu zaczynałeś już zamrażać swoją duszę, na tyle mocno aby żaden powiew ciepła nie było w stanie jej roztopić. Tak upadnij jeszcze niżej aniele. Przecież każdy wie, że potrafisz.
-To nic takiego...- Mruknął cicho spoglądając jej w oczy. Zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Nie pamiętał jaki kolor miały jej ślepka. Po prostu o tym zapomniał, i teraz jak na złość nie mógł sobie tego przypomnieć. Nie doceniał ciebie Elizabeth, niestety wybrałaś sobie za życia bardzo złego człowieka na przyjaciela. Z resztą nie pomagał ci nigdy, z reguły ściągał na dół, nie potrafiąc docenić tego co dostał od losu. Więc nie przejmuj się nim. Zajmij się teraz swoimi sprawami jako duch. Nie zawracaj sobie nim głowy nawet w drugim życiu, bo nie jest tego wart.
-N... nie, nie wydaje mi się abyś mnie znała.-Wyszeptał zbierając się do kupy. Musiał bardzo szybko odbudować swoją kryjówkę. I zaszyć się w niej niczym szczur. I nie wychodzić już na światło dzienne do końca swojego życia. Chciałeś polecieć chłopcze, niestety ponownie spadałeś w mrok. To bagno które przez chwilę przestało ciebie wciągać, zaczęło działać z podwojoną siłą. Otóż tak, za wiele się na niego rzuciło w jednej chwili. Nie miał nawet czasu aby sobie to wszystko poukładać, chociaż czy to w ogóle możliwe. Historia toczyła koło, tak jak myślał. Ponownie ktoś przy nim zginął, a on był na tyle tchórzliwy, że nie miał tej odwagi podać jej ręki w chwili kiedy tego najbardziej potrzebowała. Niestety, teraz chłopak dopiero zaczął sobie zdawać sprawę z tego jakim wielkim samolubem był. Przecież przez te wszystkich chwile spędzone z tą dziewczyną mówił tylko o osobie, o tym jak to bardzo był nieszczęśliwy. I jak w takim ciele ktokolwiek mógł dostrzec co dobrego? jak ktoś w ogóle śmiał doszukiwać się w nim jakichkolwiek biały kolorów. Posiadał czarne skrzydła, których pióra były ostre niczym noże. I w chwili kiedy poruszał nimi ranił każdego kto tylko podszedł za blisko.
Kyo wstał z ziemi otrząsając się uprzedniego szoku.
-Po prostu nie jestem przyzwyczajony do rozmowy z duchem.- Czuł nadciągające zimno, czym ono jednak było spowodowane? emocjami, a może po prostu zaczynałeś już zamrażać swoją duszę, na tyle mocno aby żaden powiew ciepła nie było w stanie jej roztopić. Tak upadnij jeszcze niżej aniele. Przecież każdy wie, że potrafisz.
-To nic takiego...- Mruknął cicho spoglądając jej w oczy. Zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Nie pamiętał jaki kolor miały jej ślepka. Po prostu o tym zapomniał, i teraz jak na złość nie mógł sobie tego przypomnieć. Nie doceniał ciebie Elizabeth, niestety wybrałaś sobie za życia bardzo złego człowieka na przyjaciela. Z resztą nie pomagał ci nigdy, z reguły ściągał na dół, nie potrafiąc docenić tego co dostał od losu. Więc nie przejmuj się nim. Zajmij się teraz swoimi sprawami jako duch. Nie zawracaj sobie nim głowy nawet w drugim życiu, bo nie jest tego wart.
- Elizabeth Cook
Re: Korytarze
Pon Mar 02, 2015 2:42 pm
Pewna była, że on ją znał za życia, czyżby pomyliła się? Wiele osób ją znało chociażby z widzenia więc, kto wie. Uśmiech choć lekki z jej ust nie zniknął z jej ust.
-No nic, wiele osób mnie znało, choć ja teraz nikogo nie pamiętam. Nie przeszkadza mi taki stan rzeczy. - Stwierdziła z lekkim uśmiechem. W końcu teraz to ona nie ma się czym przejmować czy martwić. Jest wolna od ludzkich zmartwień choć uwięziona została w tym zamku teraz jest jako duch. Taka cena jej pozostała po tym jak oddała to czego tak bardzo chciała ronić: życie. Cena była ta bardzo wielka i wysoka, a mimo to zaryzykowała. Głupia była i wiedziała o tym aż za dobrze.
-Nikt do rozmowy z duchami nie jest przyzwyczajony, a mimo to rozmawiasz ze mną jak ze starą znajomą. - Z jej ust wydobył się głośny aczkolwiek wesoły śmiech. Dźwięki wydawane z jej gardła były lekkie, delikatne i...pełne szczęścia. Po chwili jednak jakby zapomniała się przez co ręką zasłoniła sobie usta, czując jakby zrobiła coś nie odpowiedniego. Dostrzegła Twój wzrok na swoim półprzezroczystym ciele. Domyślała się iż wzrok jakby chciał dostrzec coś co przez czas życia było ukryte. Ona nic nie ukrywała. Widziałeś ją i choć wzrok jak i całe ciało było półprzezroczyste, to jednak nie miała jednego konkretnego kształtu. W jej oczach nadal można było dostrzec współczucie i zmartwienie o drugą osobę. Odsunęła rękę od swoich ust.
-No nic, wiele osób mnie znało, choć ja teraz nikogo nie pamiętam. Nie przeszkadza mi taki stan rzeczy. - Stwierdziła z lekkim uśmiechem. W końcu teraz to ona nie ma się czym przejmować czy martwić. Jest wolna od ludzkich zmartwień choć uwięziona została w tym zamku teraz jest jako duch. Taka cena jej pozostała po tym jak oddała to czego tak bardzo chciała ronić: życie. Cena była ta bardzo wielka i wysoka, a mimo to zaryzykowała. Głupia była i wiedziała o tym aż za dobrze.
-Nikt do rozmowy z duchami nie jest przyzwyczajony, a mimo to rozmawiasz ze mną jak ze starą znajomą. - Z jej ust wydobył się głośny aczkolwiek wesoły śmiech. Dźwięki wydawane z jej gardła były lekkie, delikatne i...pełne szczęścia. Po chwili jednak jakby zapomniała się przez co ręką zasłoniła sobie usta, czując jakby zrobiła coś nie odpowiedniego. Dostrzegła Twój wzrok na swoim półprzezroczystym ciele. Domyślała się iż wzrok jakby chciał dostrzec coś co przez czas życia było ukryte. Ona nic nie ukrywała. Widziałeś ją i choć wzrok jak i całe ciało było półprzezroczyste, to jednak nie miała jednego konkretnego kształtu. W jej oczach nadal można było dostrzec współczucie i zmartwienie o drugą osobę. Odsunęła rękę od swoich ust.
- Kyohei Takano
Re: Korytarze
Pon Mar 09, 2015 12:19 am
Nie przeszkadza jej taki stan rzeczy... dobrze usłyszałeś. Czyli wychodzi na to, że o tobie też najpewniej nie chciała by pamiętać. Nie wiedzieć dlaczego ta myśl ugodziła twoje serce tak mocno, że aż gwałtownie złapałeś się za klatkę piersiową, w miejscu gdzie bił ten jakże ważny dla każdego z nas organ. Czułeś tam nieprzyjemne kucie. Coraz trudniej było ci złapać oddech. To wszystko nagle zaczęło się na ciebie zwalać. Czułeś jak gruzy przygniatają twoją osobę, a ty nie mogłeś się ruszyć nawet na milimetr. Zacząłeś ponownie wpychać te wszystkie uczucia, i wspomnienia do kufra który został otwarty. Do tej pory były one ładnie poukładane na półeczkach, a zajmowała się tym Neve, teraz kiedy i jej zbrakło w jego sercu i umyśle zapanował istny rozpierdol. Zrób to co umiesz zrobić najlepiej. Po prostu ucieknij. To jest to co robiłeś przez ten cały czas. Chowałeś się gdzieś w swoich mrocznych kątach udając, że nie istniejesz. Tam byłeś bezpieczny. Może i byłeś martwy, ale przynajmniej nikt ciebie nie krzywdził. Ani ty nikogo nie zabiłeś... nie bójmy się tego słowa. Gdybyś nie nawalił ona by nadal żyła. Weź w końcu odpowiedzialność za swoje czyny.
Chłopak wyprostował się i spojrzał w twoje przezroczyste oczy. Wsadził sobie ręce do kieszeni i westchnął cicho.
-Ja nie widzę w tym niczego śmiesznego. Najwyraźniej bardzo nie doceniałaś swojego życia jeżeli teraz masz ochotę się śmiać- Zranić uczucia ducha... czy to w ogóle możliwe, jeżeli tak to chyba osiągnąłeś nowy poziom.
-Żal mi takich... istot jak ty- No tak powiedzenie ludzi w tej chwili nie było najlepszym pomysłem. Ucieknij do swojej dziupli, i nie wychylaj się już nigdy więcej.
Dlatego też chłopak po prostu odwrócił się do twojej postaci plecami i zaczął iść przed siebie nie zwracając kompletnie uwagi na to gdzie go zaprowadzi ten korytarz. Przecież teraz to nie było wcale ważne.
z/t
Chłopak wyprostował się i spojrzał w twoje przezroczyste oczy. Wsadził sobie ręce do kieszeni i westchnął cicho.
-Ja nie widzę w tym niczego śmiesznego. Najwyraźniej bardzo nie doceniałaś swojego życia jeżeli teraz masz ochotę się śmiać- Zranić uczucia ducha... czy to w ogóle możliwe, jeżeli tak to chyba osiągnąłeś nowy poziom.
-Żal mi takich... istot jak ty- No tak powiedzenie ludzi w tej chwili nie było najlepszym pomysłem. Ucieknij do swojej dziupli, i nie wychylaj się już nigdy więcej.
Dlatego też chłopak po prostu odwrócił się do twojej postaci plecami i zaczął iść przed siebie nie zwracając kompletnie uwagi na to gdzie go zaprowadzi ten korytarz. Przecież teraz to nie było wcale ważne.
z/t
- Elizabeth Cook
Re: Korytarze
Pon Mar 16, 2015 6:54 pm
Nie rozumiała jego zachowania, było to dla niej dziwne, ale jednocześnie miało to coś czego ona już nie miała. On miał uczucia, jednak patrzał na wszystko jako pesymista, więc nie bardzo wiedziała czemu jest negatywnie nastawiony do jej osoby. Wzruszyła lekko ramionami obojętnie.
-Żałuję to co zrobiłam ze swoim życiem, le teraz to jakoś odkupię - Wzruszyła lekko ramionami na jego słowa, które i tak nie zrobiły dla niej większej różnicy.
-Eh, żal mi Ciebie też - odpowiedziała cicho, kiedy tylko zaczął odchodzić. Pokręciła głową z niedowierzaniem, następnie odwróciła się plecami i przeszła przez najbliższą ścianę wędrując dalej ku zamkowych zakamarkach.
z/t
-Żałuję to co zrobiłam ze swoim życiem, le teraz to jakoś odkupię - Wzruszyła lekko ramionami na jego słowa, które i tak nie zrobiły dla niej większej różnicy.
-Eh, żal mi Ciebie też - odpowiedziała cicho, kiedy tylko zaczął odchodzić. Pokręciła głową z niedowierzaniem, następnie odwróciła się plecami i przeszła przez najbliższą ścianę wędrując dalej ku zamkowych zakamarkach.
z/t
- David o'Connell
Re: Korytarze
Nie Maj 03, 2015 10:15 pm
Ściany podziemi nigdy wcześniej nie wyglądały tak kolorowo. Carney potrząsnął głową, ale jedynym efektem, jaki uzyskał, było to, że stracił równowagę. Zaklął i zaśmiał się.
Miał wcześniej nadzieję, że po użyciu śluzu toksyczka da radę sprawnie wrócić do pokoju wspólnego. Teraz liczył po prostu na to, że uda mu się trafić tam przed nocą. Nie chciał spać w tym miejscu – mimo, że przez zażycie narkotycznej substancji mieniło się jak tęcza, wciąż czuł jego chłód i wilgoć unoszącą się w powietrzu. Szumiało mu w uszach, a każdy zakręt wyglądał dokładnie tak samo, jak poprzedni. Nie miał pojęcia, ile czasu już tu spędził, ale powoli zaczynało go irytować to zagubienie. Miał też wrażenie, że kolory dookoła powoli przestają być tak intensywne, jak na początku.
Rozejrzał się, a kiedy ściana po jego lewej stronie uśmiechnęła się do niego spomiędzy różowych rzędów kamieni uznał, że jest wciąż naćpany. Na chwilę zawiesił się tak bardzo, że nie był teraz w stanie przypomnieć sobie kierunku, z którego przyszedł tu przed chwilą.
- Kuuuurwa… - Jęknął, opierając się plecami o lodowate kamienie. Wbił wzrok w załom korytarza. – Kuuuurwa, przecież już tu byłem… Jakieś pięć razy.
Miał wcześniej nadzieję, że po użyciu śluzu toksyczka da radę sprawnie wrócić do pokoju wspólnego. Teraz liczył po prostu na to, że uda mu się trafić tam przed nocą. Nie chciał spać w tym miejscu – mimo, że przez zażycie narkotycznej substancji mieniło się jak tęcza, wciąż czuł jego chłód i wilgoć unoszącą się w powietrzu. Szumiało mu w uszach, a każdy zakręt wyglądał dokładnie tak samo, jak poprzedni. Nie miał pojęcia, ile czasu już tu spędził, ale powoli zaczynało go irytować to zagubienie. Miał też wrażenie, że kolory dookoła powoli przestają być tak intensywne, jak na początku.
Rozejrzał się, a kiedy ściana po jego lewej stronie uśmiechnęła się do niego spomiędzy różowych rzędów kamieni uznał, że jest wciąż naćpany. Na chwilę zawiesił się tak bardzo, że nie był teraz w stanie przypomnieć sobie kierunku, z którego przyszedł tu przed chwilą.
- Kuuuurwa… - Jęknął, opierając się plecami o lodowate kamienie. Wbił wzrok w załom korytarza. – Kuuuurwa, przecież już tu byłem… Jakieś pięć razy.
- Gwendoline Tichý
Re: Korytarze
Nie Maj 03, 2015 10:41 pm
Dni zdawały się mijać w Anglii zdecydowanie szybciej niż we Francji, choć można by to zrzucić na tutejszą, przesyconą wilgocią, pogodę i ciemne chmury jakie nadciągały na niebo w chwili, kiedy blondynka z niecierpliwością wyczekiwała popołudniowego ciepła. Na dodatek jedynym miejscem, na którym można by się cieszyć chociażby minimalnym komfortem otwartej przestrzeni był zatłoczony dziedziniec, ponieważ błonia kilka dni temu kompletnie odcięto i odgrodzono magicznymi barierami, żeby uchronić niewinne oczy wychowanków przed wybebeszonymi zwłokami ich koleżanek i kolegów, którzy mieli nieco mniej szczęścia i posłużyli za dywan dla popleczników Czarnego Pana. Nie pozostawało więc nic do roboty poza nauką albo zgłębianiem tajemnic starego zamczyska na własną rękę. Była wdzięczna za oddanie Monsieur Blacka swej roli jako przewodnika, ale miała pewne wrażenie, że nie był z nią do końca szczery i pominął najsoczystsze kąski, po które najwidoczniej będzie musiała sięgnąć sama. Uprzednio zahaczając o swoje dormitorium tuż po kolacji – dużo bardziej odpowiadało jej eksplorowanie korytarzy nocą, kiedy nie będzie musiała zachowywać się reprezentacyjnie przed oczami braci uczniowskiej.
Zeszła na dół do obmierzłych lochów i przemierzała korytarze z pamięci, wcześniej kilka razy kierując się po nich śladami innych uczniów, póki nie docierała do schodów. Podziemia już nie sprawiały jej problemów. Problemem był dopiero jakiś zastygły w bezruchu czarodziej z czerwonym znacznikiem na szacie, który z fascynacją badał wzrokiem tajniki bloków kamienia na ścianie obok. O ile jego twarz w ogóle nie wydała się znajoma, o tyle jego trochę nieobecne i wyrwane z rzeczywistości zachowanie nie dało jej przejść obojętnie.
- Zgubiłeś się, Gryfonie? - zagaiła z typowo żabojadzim akcentem, pewnymi krokami pokonując dzielącą ich przestrzeń.
Zeszła na dół do obmierzłych lochów i przemierzała korytarze z pamięci, wcześniej kilka razy kierując się po nich śladami innych uczniów, póki nie docierała do schodów. Podziemia już nie sprawiały jej problemów. Problemem był dopiero jakiś zastygły w bezruchu czarodziej z czerwonym znacznikiem na szacie, który z fascynacją badał wzrokiem tajniki bloków kamienia na ścianie obok. O ile jego twarz w ogóle nie wydała się znajoma, o tyle jego trochę nieobecne i wyrwane z rzeczywistości zachowanie nie dało jej przejść obojętnie.
- Zgubiłeś się, Gryfonie? - zagaiła z typowo żabojadzim akcentem, pewnymi krokami pokonując dzielącą ich przestrzeń.
- David o'Connell
Re: Korytarze
Nie Maj 03, 2015 11:12 pm
Był już prawie pewien, że wie, w którą stronę powinien pójść. Zanim jednak zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję z przemyśleń wyrwał go jakiś obcy głos.
Kiedy spojrzał na mówiącą do niego dziewczynę na chwilę zaniemówił. Zza jej pleców biła zielona poświata, a jej skóra była gdzieniegdzie pokryta łuskami. Zakrył oczy ręką, by zaraz zjechać nią na usta. Zamrugał intensywnie. Łuski zniknęły, poświata jednak nie dawała za wygraną. No cóż, pomyślał. Lepiej nie będzie. Zrozumiał, że narkotyk w jakiś dziwny sposób przejaskrawił mu w głowie fakt, że rozmówczyni byłą Ślizgonką. Zupełnie nie pasowała w tym momencie do mieniącego się wieloma barwami otoczenia – faktu tego nie zmieniał nawet słodki wygląd jej twarzy.
O co ona pytała? A, tak. Zmarszczył brwi.
- Nie. – Powiedział, za późno przypominając sobie o dłoni zakrywającej usta. Pospiesznie naprawił swój błąd. – Nie, skąd ten pomysł?
Kiedy spojrzał na mówiącą do niego dziewczynę na chwilę zaniemówił. Zza jej pleców biła zielona poświata, a jej skóra była gdzieniegdzie pokryta łuskami. Zakrył oczy ręką, by zaraz zjechać nią na usta. Zamrugał intensywnie. Łuski zniknęły, poświata jednak nie dawała za wygraną. No cóż, pomyślał. Lepiej nie będzie. Zrozumiał, że narkotyk w jakiś dziwny sposób przejaskrawił mu w głowie fakt, że rozmówczyni byłą Ślizgonką. Zupełnie nie pasowała w tym momencie do mieniącego się wieloma barwami otoczenia – faktu tego nie zmieniał nawet słodki wygląd jej twarzy.
O co ona pytała? A, tak. Zmarszczył brwi.
- Nie. – Powiedział, za późno przypominając sobie o dłoni zakrywającej usta. Pospiesznie naprawił swój błąd. – Nie, skąd ten pomysł?
- Gwendoline Tichý
Re: Korytarze
Nie Maj 03, 2015 11:40 pm
Przyglądała mu się badawczo, rękami splecionymi za plecami tak, że palce obydwóch dłoni miała oplecione dookoła łokci drugiej ręki – taka pozycja zmuszała ją wtedy do maksymalnie wyprostowanej postawy i nawet dodawało jej optycznych centymetrów do niezbyt pokaźnego wzrostu. Spoglądała na swojego wygadanego rozmówcę z powoli rosnącą w miodowych oczach, satysfakcją. Oj tak... rozpoznawała już te źrenice cieniutkie i malutkie jak główki szpilki, lekko spierzchnięte wargi i biegający po jej figurze wzrok, który zdawał się układać sobie jej obraz jak puzzle, kawałek po kawałeczku. Typowe. Brał coś.
- Sama nie wiem... - odparła wodząc wzrokiem za jego wędrującą po twarzy, dłonią, pozwalając by na usta wpełzła jej nikła oznaka rozbawienia. Ciekawe z jakim obrazkiem, który rozlewał mu się teraz przed oczami, tak mocno walczył, że potrzebował dobrej minuty na odpowiedź i zreflektowanie się. Miała dwie głowy czy trzecią rękę? - W Podziemnym Imperium Węży i Borsuków o tej godzinie na oznakowanych na czerwono urządza się polowania. - podjęła delikatnym żartem nie do końca pewna czy będzie on w ogóle zrozumiany. - Przez dobrą minutę wpatrywałeś się nieruchomo w ścianę, stąd mój wniosek. Chyba, że czekasz tutaj na kogoś.
- Sama nie wiem... - odparła wodząc wzrokiem za jego wędrującą po twarzy, dłonią, pozwalając by na usta wpełzła jej nikła oznaka rozbawienia. Ciekawe z jakim obrazkiem, który rozlewał mu się teraz przed oczami, tak mocno walczył, że potrzebował dobrej minuty na odpowiedź i zreflektowanie się. Miała dwie głowy czy trzecią rękę? - W Podziemnym Imperium Węży i Borsuków o tej godzinie na oznakowanych na czerwono urządza się polowania. - podjęła delikatnym żartem nie do końca pewna czy będzie on w ogóle zrozumiany. - Przez dobrą minutę wpatrywałeś się nieruchomo w ścianę, stąd mój wniosek. Chyba, że czekasz tutaj na kogoś.
- David o'Connell
Re: Korytarze
Pon Maj 04, 2015 5:34 pm
Zamknął na chwilę oczy. Pod powiekami ukazał mu się obraz wydrążonych w ziemi tuneli, a w nich borsuków i wielkich węży, przemieszczających się najwyraźniej w poszukiwaniu czegoś. Albo kogoś. Stracił poczucie, gdzie jest góra, a gdzie dół, gdzie prawo, a gdzie lewo. Zapadał się, rozpływał, dostrzegając coraz więcej detali na futrzastych i łuskowatych stworzeniach. Błysk czarnych oczek, ostre zęby, wykrzywione pyski. Twardą szczecinę, której strukturę praktycznie czuł pod palcami. Wilgotną ziemię i jej zapach. Przesycone kolorami zwierzęta węszyły niespokojnie...
...zmusił się do otworzenia oczu. Pogratulował sobie doświadczenia, które pozwoliło mu wyrwać się z tego obrazu. Gdyby to był pierwszy raz - co tam pierwszy! Choćby i dziesiąty - na pewno nie poszłoby tak łatwo. Udało mu się skupić akurat na czas, żeby usłyszeć (i zrozumieć) ostatnie trzy zdania wypowiedziane przez tę dziwną dziewczynę, która najwyraźniej wzięła sobie za punkt honoru zajmować jego myśli do tego stopnia, żeby nie mógł skupić się na szukaniu drogi wyjścia z lochów.
W odpowiedzi na jej słowa zdobył się jedynie na ponowne potrząśnięcie głową. Znowu świat mu zawirował, tym razem jednak chłopak nie zachwiał się - w końcu wciąż stał oparty plecami o ścianę.
- Wiesz co? Mam świetny pomysł. - Oznajmił po krótkiej chwili zastanowienia. - Może sobie stąd pójdziesz? Przeszkodziłaś mi w bardzo ważnych przemyśleniach. - Wbił w nią naglące, tylko trochę nieprzytomne spojrzenie.
...zmusił się do otworzenia oczu. Pogratulował sobie doświadczenia, które pozwoliło mu wyrwać się z tego obrazu. Gdyby to był pierwszy raz - co tam pierwszy! Choćby i dziesiąty - na pewno nie poszłoby tak łatwo. Udało mu się skupić akurat na czas, żeby usłyszeć (i zrozumieć) ostatnie trzy zdania wypowiedziane przez tę dziwną dziewczynę, która najwyraźniej wzięła sobie za punkt honoru zajmować jego myśli do tego stopnia, żeby nie mógł skupić się na szukaniu drogi wyjścia z lochów.
W odpowiedzi na jej słowa zdobył się jedynie na ponowne potrząśnięcie głową. Znowu świat mu zawirował, tym razem jednak chłopak nie zachwiał się - w końcu wciąż stał oparty plecami o ścianę.
- Wiesz co? Mam świetny pomysł. - Oznajmił po krótkiej chwili zastanowienia. - Może sobie stąd pójdziesz? Przeszkodziłaś mi w bardzo ważnych przemyśleniach. - Wbił w nią naglące, tylko trochę nieprzytomne spojrzenie.
- Gwendoline Tichý
Re: Korytarze
Wto Maj 05, 2015 9:58 am
Rozmowa z tym człowiekiem przypominała dziewczynie trochę prace na wiecznie zacinającym się sprzęcie; ktoś inny pewnie dawno by odpuścił i poszedł dalej, zostawiając Gryfona w spokoju, ale ona nie zamierzała. Wbrew temu, co można by myśleć i temu jak niesamowicie do siebie nie pasowali (wiadomo: przepaść kastowa i przepaść... trzeźwości), spadł Ślizgonce z nieba. Choć przez całą niedorzeczność tej sytuacji i jego obraz muszki obijającej się dzielnie o szybę w nadziei, że dostanie się tam gdzie chce się dostać – sądziła, ze to jakiś głupi żart i ktoś mógłby zasadzać na nią pułapkę. Ciekawe tylko czy jej wrogowie sięgali aż tutaj...
Nie mniej, wracając do tematu; nie zostawiała go i była chyba jedynym człowiekiem w tej zacnej placówce, który miał odpowiednią rękę do narkomanów na haju. Nie mylić z „dobrą”.
- Bardzo byś pożałował, gdybym zostawiła cię tutaj samego. - stwierdziła kłamiąc w żywe oczy, kiedy wreszcie wysłuchała jego master-planu na dzisiejszy wieczór. Nie było tu okien, nie miał najmniejszego prawa się domyślić, że na górze jeszcze przez kilka dobrych godzin będzie hulało zamglone chmurkami słoneczko. - Jest już dawno po godzinie nocnej; prefekci i uroczy Pan woźny już rozpoczęli swój obchód po korytarzach, a pewnie kara ze strony tego staruszka jest wręcz proporcjonalna do ilości pięter, jakie dzielą cię od domu i gdzieś zestrojona z ilością trzeźwości, jaką jeszcze posiadasz. - przyhamowała i uniosła delikatnie brwi. - Miej głowę na karku i wykorzystaj mnie.
Zabrzmiało dwuznacznie? Skąd.
- Za małą przysługę, mogę cię bezpiecznie doprowadzić do miejsca, które będzie ci się wydawać wystarczająco znajome, żeby dotrzeć do dormitorium. - zamachała mu ofertą przed nosem. W końcu nie mogła doprowadzić go pod same drzwi, ponieważ siłą rzeczy nie wiedziała gdzie znajduje się wejście do dormitorium Gryffindoru.
Nie mniej, wracając do tematu; nie zostawiała go i była chyba jedynym człowiekiem w tej zacnej placówce, który miał odpowiednią rękę do narkomanów na haju. Nie mylić z „dobrą”.
- Bardzo byś pożałował, gdybym zostawiła cię tutaj samego. - stwierdziła kłamiąc w żywe oczy, kiedy wreszcie wysłuchała jego master-planu na dzisiejszy wieczór. Nie było tu okien, nie miał najmniejszego prawa się domyślić, że na górze jeszcze przez kilka dobrych godzin będzie hulało zamglone chmurkami słoneczko. - Jest już dawno po godzinie nocnej; prefekci i uroczy Pan woźny już rozpoczęli swój obchód po korytarzach, a pewnie kara ze strony tego staruszka jest wręcz proporcjonalna do ilości pięter, jakie dzielą cię od domu i gdzieś zestrojona z ilością trzeźwości, jaką jeszcze posiadasz. - przyhamowała i uniosła delikatnie brwi. - Miej głowę na karku i wykorzystaj mnie.
Zabrzmiało dwuznacznie? Skąd.
- Za małą przysługę, mogę cię bezpiecznie doprowadzić do miejsca, które będzie ci się wydawać wystarczająco znajome, żeby dotrzeć do dormitorium. - zamachała mu ofertą przed nosem. W końcu nie mogła doprowadzić go pod same drzwi, ponieważ siłą rzeczy nie wiedziała gdzie znajduje się wejście do dormitorium Gryffindoru.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach