- Aida Cuthbert
Re: Korytarze
Sro Gru 25, 2013 7:04 pm
Cóż. Aida była przewrotna. Zaskakująca, raczej mało kto ją ogarniał. Ona sama pewnie się nie ogarniała, ale to nie miało znaczenia, bo to co zrobili było naprawdę karygodne. Za szybko, zbyt dziwnie, nie powinno się tak dziać. Nie w tym momencie. Jednak co to miało teraz do rzeczy skoro Syriusz był tak otwarty na kradnięcie jej pocałunków? Nie, nie liczyła się z nikim.
-Black… - Szepnęła gdy ten w końcu pozwolił jej wrócić do normalnej pozycji. Wbiła w niego swoje nieboskie oczka, po czym zamrugała kilka razy. Nie mogli tego dłużej ciągnąć, a przynajmniej nie teraz. Ai- Ai musiała wrócić do dormitorium. Pomyśleć. Dojść do jakiegokolwiek logicznego konsensusu i rozwiązania tej posranej sytuacji.
-Jednak teraz muszę już znikać. Dobrej nocy, Syriuszu… - Szepnęła, zagryzając dolną wargę, i jeszcze na odchodne co by się chłopakowi smutno nie zrobiło. Niewiele trwało to jak zniknęła za obrazem. W końcu nie mogła pozwolić mu się zatrzymywać. Nie tym razem.
/zt.
-Black… - Szepnęła gdy ten w końcu pozwolił jej wrócić do normalnej pozycji. Wbiła w niego swoje nieboskie oczka, po czym zamrugała kilka razy. Nie mogli tego dłużej ciągnąć, a przynajmniej nie teraz. Ai- Ai musiała wrócić do dormitorium. Pomyśleć. Dojść do jakiegokolwiek logicznego konsensusu i rozwiązania tej posranej sytuacji.
-Jednak teraz muszę już znikać. Dobrej nocy, Syriuszu… - Szepnęła, zagryzając dolną wargę, i jeszcze na odchodne co by się chłopakowi smutno nie zrobiło. Niewiele trwało to jak zniknęła za obrazem. W końcu nie mogła pozwolić mu się zatrzymywać. Nie tym razem.
/zt.
- Vincent Nightray
Re: Korytarze
Pon Sty 06, 2014 1:03 am
To nie był przypadek, że środek nocy łączył się nieustannie z mrokiem i kurtyną, która okrywała cały świat, tą, która nie pozwalała dostrzegać szczegółów śmiertelnym - tak miało być. Nie mogli wiedzieć, co kryje się za drzwiami maskarady, inaczej przerażenie ganiałoby nimi jak szczury, owce zaczęłyby uciekać przed wilkami, i cóż? Wiedza nie jest dla wszystkich. Są pewne kategorie zakamarków umysłów, których nie mogą poznać ci, którzy nie byli w stanie jej ogarnąć - czyli porażająca większość... Ale nie tacy, jak ten, który właśnie tej nocy stał oparty, skryty w cieniu, o chropowaty mur, z opuszczoną głową i podbródkiem opartym na obojczykach, z zaplecionymi na rzeźbionej dłutem mistrza klatce piersiowej, zasłoniętej jedynie cienkiej materiałem t-shirtu, z ramionami o napiętych mięśniach osłoniętymi długim do kostek, czarnym płaszczem... Czujesz ten chłód, który pełza po tych korytarzach? Czujesz zagrożenie? Podświadomość powinna wariować, instynkty stawać dęba, wyrażając się wirażem zaciśniętego żołądku w niepokoju o to, co czeka za rogiem. Taak, ta obecność, obecność kogoś ponad ludzi, ponad wilkołaki, ponad wampiry, rozchodziła się w tej czerni, którą tak śmiało nazwaliśmy przed chwilą tajemnicą, ale zaraz pytasz samego siebie "cóż może mi tu grozić, wszakże to Hogwart, tutaj jest bezpiecznie"... To zależy, przed czym chcemy się bronić... Możesz iść i choćbyś chciał, nie dojrzysz go, póki on sam dojrzanym nie zechce być... A przecież wiedział, że się zbliża tutaj jedno z Jego dzieci, marna podróbka rasy, której dał początek, nieczysta... Ale to nie szkodzi, to nie szkodzi... Nie miał obsesji na punkcie czystości linii, miał wielkie i otwarte serce dla każdego z tych, których odrzucił świat...
Otworzył złote ślepia i uniósł głowę.
Zimno spojrzenia zamrażało na miejscu, nakazując się zatrzymać.
Otworzył złote ślepia i uniósł głowę.
Zimno spojrzenia zamrażało na miejscu, nakazując się zatrzymać.
- Asmita Wels
Re: Korytarze
Pon Sty 06, 2014 9:10 pm
Bal. Kolejne bezsensowne wydarzenie, które powoduje zamieszanie większe niż w czarny piątek. Tak jak zawsze kiedy wszyscy byli pochłonięci przygotowaniami, jedna jedyna osóbka postanowiła zostawić wszystko na ostatnią chwilę. Jako jedyna w całej szkole. Reszta uczniów podzieliła się na trzy grupy. Pierwsza, czyli uczniowie którzy już od kilku godzin siedzą w dormitoriach i robią wszystko, aby wyglądać idealnie. Druga, uczniowie którzy swoje podejście skierowali w stronę 'nie obchodzi mnie mój wygląd', oraz trzecia, czyli osoby które nie mają zamiaru się pokazać. Jej nie można zaliczyć do żadnej z grup ponieważ tak jak w wypadku wyjść, czy prac domowych postanowiła zrobić wszystko jakieś 10 minut przed rozpoczęciem. Przecież tacy jak ona, rzeczy trwające kilka godzin robią w kilka minut i zazwyczaj wychodzi to lepiej niż innym, więc po co się spinać?
Asmita postanowiła przeznaczyć ten czas na przyjemny spacerek po szkole. Droga którą chciała przejść, była jednak trochę inna, niż ta którą poszła. Ale ona dalej nie uważała tego za jakiś wielki problem, ponieważ nawet w lochach nie czuła zimna, oraz nie martwiła się, że się zgubi i nie zdąży. To był jej najmniejszy z problemów.
Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej zdechłą mysz. Oh tak, to może wydawać się dziwniejsze niż zwykle jest, ale przecież nawet nietoperze muszą coś jeść. Jak na zawołanie, z drugiej kieszeni wyszedł mały czarny nietoperz, którego obecność wyjaśniałaby zdechłe myszy, gdyby ktokolwiek był tutaj po za nią. Był, ale po co miała o tym wiedzieć? Nie można wszędzie doszukiwać się potworów, duchów i wampirów, nawet jeśli jest się jednym z nich. Jak zwykle w spokoju patrzyła jak jej mały przyjaciel zaczyna powoli zjadać myszkę. Jednak po chwili włożyła go z powrotem do kieszeni, bo ona sama nie lubi jak ktoś patrzy, jak je. Czemu on ma to lubić?
Nagle gwałtownie się zatrzymała. Już kiedyś to widziała, doskonale pamiętała ten dzień, każdą kolejną sekundę i wszystko co się potem działo. To od tych złotych ślepi zaczął się problem, więc wszystko raczej nie mogłoby się na nich zakończyć. Jak zawsze... co raz lepiej...
Asmita postanowiła przeznaczyć ten czas na przyjemny spacerek po szkole. Droga którą chciała przejść, była jednak trochę inna, niż ta którą poszła. Ale ona dalej nie uważała tego za jakiś wielki problem, ponieważ nawet w lochach nie czuła zimna, oraz nie martwiła się, że się zgubi i nie zdąży. To był jej najmniejszy z problemów.
Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej zdechłą mysz. Oh tak, to może wydawać się dziwniejsze niż zwykle jest, ale przecież nawet nietoperze muszą coś jeść. Jak na zawołanie, z drugiej kieszeni wyszedł mały czarny nietoperz, którego obecność wyjaśniałaby zdechłe myszy, gdyby ktokolwiek był tutaj po za nią. Był, ale po co miała o tym wiedzieć? Nie można wszędzie doszukiwać się potworów, duchów i wampirów, nawet jeśli jest się jednym z nich. Jak zwykle w spokoju patrzyła jak jej mały przyjaciel zaczyna powoli zjadać myszkę. Jednak po chwili włożyła go z powrotem do kieszeni, bo ona sama nie lubi jak ktoś patrzy, jak je. Czemu on ma to lubić?
Nagle gwałtownie się zatrzymała. Już kiedyś to widziała, doskonale pamiętała ten dzień, każdą kolejną sekundę i wszystko co się potem działo. To od tych złotych ślepi zaczął się problem, więc wszystko raczej nie mogłoby się na nich zakończyć. Jak zawsze... co raz lepiej...
- Vincent Nightray
Re: Korytarze
Pon Sty 06, 2014 10:00 pm
Chooodź, choodź do mnie, Asmito, przecież nie mogłabyś się oprzeć... Idziesz, taka nieświadoma, wierząc naiwnie w to, że jesteś bezpieczna, bo, chwileczkę, jak to ujęłaś..? Nie ma sensu się doszukiwać wszędzie niebezpieczeństwa. Właśnie, że nie, słodka, właśnie, że nie... Niebezpieczeństwo czai się za każdym rogiem, nawet jeśli próbujemy oszukać samych siebie, że tak wcale nie jest.
I tak on wyszedł, oderwał plecy od ściany, jego ubranie nie wydało nawet najcichszego szelestu, podeszwy butów jakby ginęły w nieistnieniu, kiedy zrobił tych kilka kroków, które go dzieliły od stojącej tutaj niewiasty, kiedy to wyciągnął dłoń o szczupłych palcach artysty, należących do najstarszej istoty, władającej pradawną magią, nieskażoną tym, w co teraz magia została przekształcona w imię niezrozumiałych dlań powodów...
I oto jesteś, Asmito, jest i On, z łagodnym uśmiechem goszczącym na wąskich, równo wykrojonych wargach, aach, zakazane owoce, patrzył na Ciebie z góry - zobacz, poczuj, jaka jesteś maluczka, spoglądaj głęboko w złoto tych oczu, zanurzaj się w wiedzy, którą posiadały, a która teraz wydawała się na wyciągnięcie ręki... Klęknij przed własnym przodkiem, bez którego nie byłabyś taka, jaką jesteś teraz. I kochaj, albo właśnie znienawidź za przekleństwo, które wszystkim oferował.
- Asmito... Moje dziecko... - Miał taki łagodny, spokojny głos, taki miły, taki ciepły, jakby zaklęte w nim było całe dobro tego świata, przecież tak delikatnie dotykał palcami twojego policzka... - Powiedz... Dlaczego skrzywdziłaś swego brata..? - Palce lekko się zacisnęły, jakby paznokcie zaraz miały rozorać całą twoją skórę, pozostawiając krwawe bruzdy... Ale spokojnie, na razie nic się nie działo. Na razie nic się nie działo... Tylko grzecznie pytał... Tak? - Dlaczego piłaś krew wampira? Dlaczego pogwałciłaś moje prawo?
I tak on wyszedł, oderwał plecy od ściany, jego ubranie nie wydało nawet najcichszego szelestu, podeszwy butów jakby ginęły w nieistnieniu, kiedy zrobił tych kilka kroków, które go dzieliły od stojącej tutaj niewiasty, kiedy to wyciągnął dłoń o szczupłych palcach artysty, należących do najstarszej istoty, władającej pradawną magią, nieskażoną tym, w co teraz magia została przekształcona w imię niezrozumiałych dlań powodów...
I oto jesteś, Asmito, jest i On, z łagodnym uśmiechem goszczącym na wąskich, równo wykrojonych wargach, aach, zakazane owoce, patrzył na Ciebie z góry - zobacz, poczuj, jaka jesteś maluczka, spoglądaj głęboko w złoto tych oczu, zanurzaj się w wiedzy, którą posiadały, a która teraz wydawała się na wyciągnięcie ręki... Klęknij przed własnym przodkiem, bez którego nie byłabyś taka, jaką jesteś teraz. I kochaj, albo właśnie znienawidź za przekleństwo, które wszystkim oferował.
- Asmito... Moje dziecko... - Miał taki łagodny, spokojny głos, taki miły, taki ciepły, jakby zaklęte w nim było całe dobro tego świata, przecież tak delikatnie dotykał palcami twojego policzka... - Powiedz... Dlaczego skrzywdziłaś swego brata..? - Palce lekko się zacisnęły, jakby paznokcie zaraz miały rozorać całą twoją skórę, pozostawiając krwawe bruzdy... Ale spokojnie, na razie nic się nie działo. Na razie nic się nie działo... Tylko grzecznie pytał... Tak? - Dlaczego piłaś krew wampira? Dlaczego pogwałciłaś moje prawo?
- Asmita Wels
Re: Korytarze
Czw Sty 16, 2014 10:22 pm
Pogubiła się. Ale przecież to oczywiste. Tyle działo się w jej malutkim świecie, tyle się zmieniało. I choćby nawet próbowała nadążyć, za tempem tego wszystkiego, nie mogła. Nie umiała się do tego zmusić. Nie chciała tego tak samo mocno, jak chciała, aby w jej jak na razie beznadziejnej egzystencji, chociaż na krótki okres czasu, zawitał spokój. Można marzyć, ale marzenia to jedno, a rzeczywistość to drugie.
Jak na razie, tylko słowa mężczyzny, odbijały się echem w jej głowie, żeby dopiero po chwili mogła zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje. Może trwało to sekundę, a może całą wieczność, sama nie wiedziała. Już nic nie wiedziała. A czasem, nawet ona chciała wiedzieć co się dzieje. Dziwne, prawda? Wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Asmita jest tego najlepszym przykładem.
- Asmito... - Powtórzyła cicho pod nosem, jakby chcąc przypomnieć sobie swoje imię. Położyła rękę, na dłoni mężczyzny. Nie myślała o tym, żeby ją zabrać, ani o tym, co się dzieje. Bo to wszystko było bez sensu i koniec, nie musiała wiedzieć nic więcej.
- Ja nie piłam krwi wampira... ja piłam tylko krew Sahir'a... - Właśnie w tym momencie, mogłaby zdradzić komuś swój sekret, może jednak miała szczęście. Może dobrze, że to akurat Vincent, który raczej nikomu nie powie, o tym wszystkim.
- Sahir, jest wampirem...? - Nie wiedziała, a jednak teraz myśląc o tym, to było tak oczywiste. Wiedziała, że było w nim coś innego. A mimo to, nie zauważyła... Wszyscy ci którzy mówili "Asmito, dziecko, musisz zacząć myśleć" teraz nie wydawali jej się tacy dziwni. Ale chyba już za późno.
Jak na razie, tylko słowa mężczyzny, odbijały się echem w jej głowie, żeby dopiero po chwili mogła zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje. Może trwało to sekundę, a może całą wieczność, sama nie wiedziała. Już nic nie wiedziała. A czasem, nawet ona chciała wiedzieć co się dzieje. Dziwne, prawda? Wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Asmita jest tego najlepszym przykładem.
- Asmito... - Powtórzyła cicho pod nosem, jakby chcąc przypomnieć sobie swoje imię. Położyła rękę, na dłoni mężczyzny. Nie myślała o tym, żeby ją zabrać, ani o tym, co się dzieje. Bo to wszystko było bez sensu i koniec, nie musiała wiedzieć nic więcej.
- Ja nie piłam krwi wampira... ja piłam tylko krew Sahir'a... - Właśnie w tym momencie, mogłaby zdradzić komuś swój sekret, może jednak miała szczęście. Może dobrze, że to akurat Vincent, który raczej nikomu nie powie, o tym wszystkim.
- Sahir, jest wampirem...? - Nie wiedziała, a jednak teraz myśląc o tym, to było tak oczywiste. Wiedziała, że było w nim coś innego. A mimo to, nie zauważyła... Wszyscy ci którzy mówili "Asmito, dziecko, musisz zacząć myśleć" teraz nie wydawali jej się tacy dziwni. Ale chyba już za późno.
- Vincent Nightray
Re: Korytarze
Nie Sty 19, 2014 11:35 am
Uśmiechał się tak delikatnie, tak łagodnie spoglądał na jedno ze swych dzieci, może nie był zły, może nie winił ją za tą drobną głupotę..? Niczego nie dało się wyczytać ze spokojnych, złotych ocząt - były krystalicznie czyste, nie zaśmiecane przez żadną z ponurych, gradowych chmur, nie zanieczyszczane przez blaski słońca - były idealne w tych cieniach, odbijając jedynie figlarną zabawę pochodni rozpalonych na ścianach, by uczniowie się nie pozabijali, kiedy by próbowali trafić do dormitorium. Jednak co on tutaj robił? Naprawdę wiedział, że Asmita będzie tędy dziś szła, czy to czysty przypadek? Niby zwykły nauczyciel, bardzo mądry i bardzo wyrozumiały, mający swoje dziwaczne zachowania, ale wciąż będący jednym z tych lepszych, nawet jeśli nauczał bardzo specyficznego przedmiotu.
- Czyżbyś była taka ślepa, że tego nie zauważyłaś? - Wciąż brak złości, czy to dobry objaw..? Może to cisza przed burzą, której tak naprawdę lękamy się jeszcze bardziej, bo nie jesteśmy się w stanie przygotować, ani przewidzieć, jaki huragan nadejdzie po niej - czy może pozostawi jedynie zadrapanie na policzku, które się zagoi i o którym nawet nie wspomnimy, pozwalając odejść temu zdarzeniu w zapomnienie, czy może to będzie coś większego, co zabierze nam dom, rodzinę i ulubionego pieska, którego kochaliśmy od dzieciństwa.
Kim jest Vincent Nightray?
- Czy więc nie zauważyłaś też, kim jestem ja? - Miał tak aksamitny i melodyjny głos - wślizgiwał się do umysłu mimo woli, czarując, a jednocześnie pozwalając się zapamiętać, by już na zawsze tego typu głos porównywać tylko do jego... Zaklęto w nim przerażającą siłę sprawczą, jakby każdym słowem kreował świat i coś w nim zmieniał, wymuszał posłuch i odpowiedzi... A przecież, tak samo jak to jego spojrzenie, był taki spokojny...
Przejechał paznokciami jeszcze raz po jej skórze, jednym z nich ją zarysowując - wyswobodziła się zaledwie jedna kropelka krwi, która w przyjemny sposób zabiła zwyczajową woń podziemnych korytarzy - brunet się pochylił i musnął wargami policzek dziewczęcia, zbierając cenną ciesz - nie mogłaby się zmarnować...
- Asmito, moje dziecko... Spodobał ci się smak krwi brata twego, czyż nie..? - Szept na ucho, jedwabne kosmyki włosów zsuwające się z ramion, dotykające skóry Ślizgonki - czego chce? Nie wie nikt.
Mieliście już to wrażenie, że od tego, co powiecie, zależy wasze życie..?
- Czyżbyś była taka ślepa, że tego nie zauważyłaś? - Wciąż brak złości, czy to dobry objaw..? Może to cisza przed burzą, której tak naprawdę lękamy się jeszcze bardziej, bo nie jesteśmy się w stanie przygotować, ani przewidzieć, jaki huragan nadejdzie po niej - czy może pozostawi jedynie zadrapanie na policzku, które się zagoi i o którym nawet nie wspomnimy, pozwalając odejść temu zdarzeniu w zapomnienie, czy może to będzie coś większego, co zabierze nam dom, rodzinę i ulubionego pieska, którego kochaliśmy od dzieciństwa.
Kim jest Vincent Nightray?
- Czy więc nie zauważyłaś też, kim jestem ja? - Miał tak aksamitny i melodyjny głos - wślizgiwał się do umysłu mimo woli, czarując, a jednocześnie pozwalając się zapamiętać, by już na zawsze tego typu głos porównywać tylko do jego... Zaklęto w nim przerażającą siłę sprawczą, jakby każdym słowem kreował świat i coś w nim zmieniał, wymuszał posłuch i odpowiedzi... A przecież, tak samo jak to jego spojrzenie, był taki spokojny...
Przejechał paznokciami jeszcze raz po jej skórze, jednym z nich ją zarysowując - wyswobodziła się zaledwie jedna kropelka krwi, która w przyjemny sposób zabiła zwyczajową woń podziemnych korytarzy - brunet się pochylił i musnął wargami policzek dziewczęcia, zbierając cenną ciesz - nie mogłaby się zmarnować...
- Asmito, moje dziecko... Spodobał ci się smak krwi brata twego, czyż nie..? - Szept na ucho, jedwabne kosmyki włosów zsuwające się z ramion, dotykające skóry Ślizgonki - czego chce? Nie wie nikt.
Mieliście już to wrażenie, że od tego, co powiecie, zależy wasze życie..?
- Mistrz Gry
Re: Korytarze
Sob Lut 15, 2014 3:23 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Vincentem a Asmitą z powodu zwlekania z postami.
[z/t dla Vincenta i Asmity]
[z/t dla Vincenta i Asmity]
- Susie Salmon
Re: Korytarze
Czw Cze 19, 2014 7:54 pm
Zabawnie brzmi stwierdzenie, że Susie wychowała się w lochach. A jednak to prawda. Nie wiedziała, jakie powinna mieć do tego podejście. Chyba najbardziej drażniący był brak światła, bo przecież dziewczyna sporo czytała. Czasem pojawiały się nawet myśli, że rozmieszczenie pokoi domów miało ukrytą symbolikę. Jednak nad niektórymi rzeczami nie warto było się zastanawiać. Czegoś, co trwało tyle lat i się sprawdzało, nie zmieni drobna Puchonka o bystrym spojrzeniu i przekornej naturze.
Na zewnątrz było jeszcze jasno, ale po tej dziwacznej nocy, którą spędziła z profesorem transmutacji na balkonie, wolała zaszyć się najniżej, jak tylko się da i przemyśleć wszystko jeszcze raz, na spokojnie. Ta! Bo wcale nie myślała o tym non stop przez te dwa dni...
Podczas posiłków nie była już duszą towarzystwa i z wielkim trudem przychodziło jej słuchanie bzdur, które opowiadali niektórzy rówieśnicy. Całą swoją uwagę poświęcała Liadonowi, jakby miała nadzieję, że nagle na jego czole pojawi się napis "kłamca". Nie starała się nawet kryć i była przekonana, że profesor zauważył, że jest obserwowany. Nie śledziła go, jej harmonogram dnia pozostawał bez zmian. Poza Wielką Salą widziała go czasami na korytarzach, grzecznie mówiła dzień dobry i oboje szli w swoją stronę.
Czterdzieści dwie godziny bez dziwnych wizji pozwoliły jej sądzić, że może faktycznie miała zwidy? Przynajmniej chciała tak uważać, bo sama nie mogła siebie przekonać. Nauczyciel kręcił, a ona nie lubiła być stawiana w tak dziwnych i niejasnych sytuacjach. Nie odpuściła i drążyła temat wilkołaków. Wygrzebała stare podręczniki i spędziła sporo czasu w bibliotece. Właściwie czytanie o likantropii zajmowało jej większość wolnego czasu. Ograniczyła naukę do niezbędnego minimum i poświęciła się tematowi, czując coraz większą frustrację i zaintrygowanie.
Tego zimowego popołudnia, rozsiadła się wygodnie na szerokiej i długiej ławce, z kubkiem gorącej czekolady w dłoni i książką na kolanach. Wykorzystała to, że kamienne siedzisko mieściło się w przytulnym zagłębieniu i usadowiła wygodnie, opierając o ścianę i podciągając nogi, by ułożyć na nich lekturę. Ach! Gorąca czekolada była wyborna! Jednym z plusów bycia Puchonem lub Ślizgonem niezaprzeczalnie jest łatwy dostęp do kuchni. Skrzaty ja lubiły, a ona bezczelnie to wykorzystywała.
Na zewnątrz było jeszcze jasno, ale po tej dziwacznej nocy, którą spędziła z profesorem transmutacji na balkonie, wolała zaszyć się najniżej, jak tylko się da i przemyśleć wszystko jeszcze raz, na spokojnie. Ta! Bo wcale nie myślała o tym non stop przez te dwa dni...
Podczas posiłków nie była już duszą towarzystwa i z wielkim trudem przychodziło jej słuchanie bzdur, które opowiadali niektórzy rówieśnicy. Całą swoją uwagę poświęcała Liadonowi, jakby miała nadzieję, że nagle na jego czole pojawi się napis "kłamca". Nie starała się nawet kryć i była przekonana, że profesor zauważył, że jest obserwowany. Nie śledziła go, jej harmonogram dnia pozostawał bez zmian. Poza Wielką Salą widziała go czasami na korytarzach, grzecznie mówiła dzień dobry i oboje szli w swoją stronę.
Czterdzieści dwie godziny bez dziwnych wizji pozwoliły jej sądzić, że może faktycznie miała zwidy? Przynajmniej chciała tak uważać, bo sama nie mogła siebie przekonać. Nauczyciel kręcił, a ona nie lubiła być stawiana w tak dziwnych i niejasnych sytuacjach. Nie odpuściła i drążyła temat wilkołaków. Wygrzebała stare podręczniki i spędziła sporo czasu w bibliotece. Właściwie czytanie o likantropii zajmowało jej większość wolnego czasu. Ograniczyła naukę do niezbędnego minimum i poświęciła się tematowi, czując coraz większą frustrację i zaintrygowanie.
Tego zimowego popołudnia, rozsiadła się wygodnie na szerokiej i długiej ławce, z kubkiem gorącej czekolady w dłoni i książką na kolanach. Wykorzystała to, że kamienne siedzisko mieściło się w przytulnym zagłębieniu i usadowiła wygodnie, opierając o ścianę i podciągając nogi, by ułożyć na nich lekturę. Ach! Gorąca czekolada była wyborna! Jednym z plusów bycia Puchonem lub Ślizgonem niezaprzeczalnie jest łatwy dostęp do kuchni. Skrzaty ja lubiły, a ona bezczelnie to wykorzystywała.
- Severus Snape
Re: Korytarze
Pon Lip 07, 2014 5:43 am
I dla Severusa był to przyjemny dzień. Brzmi dziwnie, prawda? Ostatnie czego spodziewałby się, to posiadanie dobrego humoru. Jak widać, wszystko jest możliwe... wystarczy tylko chcieć i mocno w to wierzyć. Dobry humor znikąd się nie wziął, ot tak, po pstryknięciu palcem. Sprawił to list, który niewyobrażalnie go ucieszył. Już sam nadawca go zaskoczył, a co dopiero treść...
Severusie,
mam się nadzwyczajnie dobrze. Ktoś musiał rzucić urok na ojca, bo zachowuje się zupełnie jak nie on. Przestał się zbliżać, a w domu bywa bardzo rzadko. Nie wiem co robi i nie obchodzi mnie to ani trochę, mogę nawet powiedzieć, że się cieszę z powodu jego nieobecności. Nie mogę się doczekać, aż do mnie przyjedziesz... Stęskniłam się za Tobą.
Niby nic, zwykły list od matki, a jednak wzbudził w nim tyle emocji, że ciężko było mu normalnie oddychać. Snuł się po zamku, szukając Evans. Naturalnie to ona musiała wiedzieć o tym pierwsza! Paradował z listem w dłoni, na pół gloryfikując jego zawartość. Wybiegł z dormitorium, wpadając po drodze na paru gówniarzy z Pucholandu. Nie mógł pojąć jakim cudem te parszywce mają w lochach Pokój, niedaleko szlachetnych dzieci Salazara. Gruby nietakt ze strony osoby decydującej o rozpieszczeniu Pokoi. Swoją drogą, nawet do głowy by mu nie przyszło, że z listem może się coś stać. Nie pomyślał o tym, że kawałek kartki nie jest ze stali, że może mu spaść, podrzeć się, rozerwać, ubrudzić, zgubić, a nawet... wpaść do czyjejś czekolady. Do czekolady osoby, która bezczelnie zasiadała na JEGO ławce. To właśnie tutaj spędzał tyle czasu z panną Evans, rozmawiając o wszystkich sprawach, które ich nurtowały. A teraz... teraz siedziała tutaj jakaś dziewucha, która specjalnie pokierowała lotem kartki tak, by wpadła prosto do jej kubka.
- Coś Ty narobiła? - warknął, nie spodziewając się takiego tonu. - Wygrzeb go i mi oddaj. - wyciągnął rękę i czekał, aż dziewczyna łaskawie wsadzi łapę w kubek i odda mu to, co do niego należało. A przynajmniej śladowe ilości jego własności...
Severusie,
mam się nadzwyczajnie dobrze. Ktoś musiał rzucić urok na ojca, bo zachowuje się zupełnie jak nie on. Przestał się zbliżać, a w domu bywa bardzo rzadko. Nie wiem co robi i nie obchodzi mnie to ani trochę, mogę nawet powiedzieć, że się cieszę z powodu jego nieobecności. Nie mogę się doczekać, aż do mnie przyjedziesz... Stęskniłam się za Tobą.
Eileen
Niby nic, zwykły list od matki, a jednak wzbudził w nim tyle emocji, że ciężko było mu normalnie oddychać. Snuł się po zamku, szukając Evans. Naturalnie to ona musiała wiedzieć o tym pierwsza! Paradował z listem w dłoni, na pół gloryfikując jego zawartość. Wybiegł z dormitorium, wpadając po drodze na paru gówniarzy z Pucholandu. Nie mógł pojąć jakim cudem te parszywce mają w lochach Pokój, niedaleko szlachetnych dzieci Salazara. Gruby nietakt ze strony osoby decydującej o rozpieszczeniu Pokoi. Swoją drogą, nawet do głowy by mu nie przyszło, że z listem może się coś stać. Nie pomyślał o tym, że kawałek kartki nie jest ze stali, że może mu spaść, podrzeć się, rozerwać, ubrudzić, zgubić, a nawet... wpaść do czyjejś czekolady. Do czekolady osoby, która bezczelnie zasiadała na JEGO ławce. To właśnie tutaj spędzał tyle czasu z panną Evans, rozmawiając o wszystkich sprawach, które ich nurtowały. A teraz... teraz siedziała tutaj jakaś dziewucha, która specjalnie pokierowała lotem kartki tak, by wpadła prosto do jej kubka.
- Coś Ty narobiła? - warknął, nie spodziewając się takiego tonu. - Wygrzeb go i mi oddaj. - wyciągnął rękę i czekał, aż dziewczyna łaskawie wsadzi łapę w kubek i odda mu to, co do niego należało. A przynajmniej śladowe ilości jego własności...
- Susie Salmon
Re: Korytarze
Pon Lip 07, 2014 9:05 am
Aż podskoczyła, kiedy skrawek papieru wylądował w jej przepysznej czekoladzie. Zamrugała kilkakrotnie i zaskoczona spojrzała na chłopaka. Całe szczęście książce nic nie było, bo bibliotekarka chyba by jej kark skręciła. Znała tego Ślizgona. O rok od niej starszy, wieczne popychadło Blacka i reszty ferajny. Zdarzało się nawet, że interweniowała w tych najgorszych sytuacjach, kiedy Syriusz i James wyraźnie przesadzali. Nie mieli prawa nikogo dręczyć i swego czasu stracili przez to kilka cennych punktów. Lupin powinien reagować, ale rozumiała jego przyjacielską solidarność. Z nią było zupełnie inaczej i z czystym sumieniem mogła powiedzieć "Wystarczy!".
- Masz, nawet dostajesz gratis czekoladę.- Zmarszczyła brwi, krzywiąc się z obrzydzenia, ponieważ pergamin zaczął rozmakać, a tusz rozpływać się. Ktoś tu miał życiowego pecha i wcale nie była mowa o niej i jej porąbanej psychice. Wsadziła mu w dłoń kubek, po czym skupiła się na lekturze. Nie miała zamiaru wdawać się z nim w dyskusje i wydawała się całkowicie pogodzona z utratą gorącego napoju. Choć w pewnym momencie coś ją tknęło. A jeśli ta kartka była naprawdę ważna? Co jeśli to było zwolnienie, albo jakaś wiadomość dla nauczyciela?
- To było bardzo ważne?- Zapytała, odkładając książkę na bok i uważnie przyglądając się brunetowi.- Będziesz mieć kłopoty?- Dodała po chwili, pełna obaw, że przez ten feralny wypadek, chłopak będzie cierpieć.
- Masz, nawet dostajesz gratis czekoladę.- Zmarszczyła brwi, krzywiąc się z obrzydzenia, ponieważ pergamin zaczął rozmakać, a tusz rozpływać się. Ktoś tu miał życiowego pecha i wcale nie była mowa o niej i jej porąbanej psychice. Wsadziła mu w dłoń kubek, po czym skupiła się na lekturze. Nie miała zamiaru wdawać się z nim w dyskusje i wydawała się całkowicie pogodzona z utratą gorącego napoju. Choć w pewnym momencie coś ją tknęło. A jeśli ta kartka była naprawdę ważna? Co jeśli to było zwolnienie, albo jakaś wiadomość dla nauczyciela?
- To było bardzo ważne?- Zapytała, odkładając książkę na bok i uważnie przyglądając się brunetowi.- Będziesz mieć kłopoty?- Dodała po chwili, pełna obaw, że przez ten feralny wypadek, chłopak będzie cierpieć.
- Severus Snape
Re: Korytarze
Wto Lip 08, 2014 5:49 am
Poczuł złość. Piekielną złość, która napłynęła niechciana. Miał ochotę wrzasnąć i kopnąć w ławkę, na której siedziała Puchonka... Jego list! Jego pieprzony list od matki, dlaczego to akurat on musiał skończyć swój żywot tak marnie, w jakimś kubku? Dopiero teraz zrozumiał skąd ta wściekłość... Zwykły mechanizm obronny. Przecież nie chciał, by dziewczyna zorientowała się, że tak naprawdę poczuł smutek, a jego oczy się zaszkliły... Nie mogła tego zobaczyć! Gdyby się o tym dowiedziała, to pewno poleciałaby do Huncwotów i naopowiadałaby im jakim mięczakiem jest ich ulubieniec, Snape. Ślizgon nie miał najmniejszej ochoty na takie cyrki.
Ochłonął nieco i zajął miejsce obok dziewczyny. Wziął od niej liścik i dyskretnie odczytywał jego treść, nie ujawniając zawartości. Tusz rzeczywiście się rozpłynął, zostawiając pojedyncze słowa, takie jak mogę, dobrze, Eileen. Wspaniale.
- Pieprzyć kłopoty - odparł beznamiętnie. Ta kartka była ważna dla NIEGO! Ostatnia osoba, którą martwiłby się w tym momencie, to nauczyciel. Każdy wtyka nos w nieswoje sprawy i myśli, że pozjadał wszystkie rozumy.
- Liścik miał dla mnie bardzo wielką wartość, ale teraz, dzięki twojej czekoladzie, już na zawsze go straciłem. Dzięki. - był zły i było to widać. Dziewczyna zawiniła tylko tym, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie z nieodpowiednim kubkiem czekolady.
Ochłonął nieco i zajął miejsce obok dziewczyny. Wziął od niej liścik i dyskretnie odczytywał jego treść, nie ujawniając zawartości. Tusz rzeczywiście się rozpłynął, zostawiając pojedyncze słowa, takie jak mogę, dobrze, Eileen. Wspaniale.
- Pieprzyć kłopoty - odparł beznamiętnie. Ta kartka była ważna dla NIEGO! Ostatnia osoba, którą martwiłby się w tym momencie, to nauczyciel. Każdy wtyka nos w nieswoje sprawy i myśli, że pozjadał wszystkie rozumy.
- Liścik miał dla mnie bardzo wielką wartość, ale teraz, dzięki twojej czekoladzie, już na zawsze go straciłem. Dzięki. - był zły i było to widać. Dziewczyna zawiniła tylko tym, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie z nieodpowiednim kubkiem czekolady.
- Mistrz Gry
Re: Korytarze
Pią Paź 10, 2014 4:43 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Susie a Severusem, za zbyt długie zwlekanie z odpisami.
[z/t dla obojga]
[z/t dla obojga]
- Annabelle Gardener
Re: Korytarze
Wto Lis 18, 2014 7:17 pm
Annabelle włóczyła się po lochach, wspominając dawne czasy... Niby minęło już tyle lat, ale to miejsce wciąż niewiele się zmieniało. Wciąż te same, kamienne korytarze i przestrzeń. Uczniowie też w sumie byli cały czas tacy sami. Szczególnie ślizgoni. Można by pomyśleć, że przez tyle lat przejdzie im ta cała obsesja na punkcie czystości krwi. Ale, niestety, bez względu na to ile lat mijało, to zawsze pozostawało bez zmian. Zresztą, chyba nie mogła ich winić, w końcu sama kiedyś była taka sama. Albo chciała być, bo bez względu na to jak bardzo się starała, w środku nigdy nie była w pełni ślizgonką. A teraz, im dłużej musiała męczyć się na tym świecie, tym bardziej ślizgoni ją denerwowali. Ale, kto wie, może znajdzie się ktoś, z kim będzie mogła porozmawiać, albo chociaż się nad nim trochę poznęcać? W przeciwieństwie do niektórych, czasu miała aż nazbyt wiele. I zdecydowanie zbyt mało towarzystwa. Inne duchy były... powiedzmy, że nie w jej typie. Większość z nich była naprawdę stara, a Jęcząca Marta... o niej najlepiej w ogóle nie wspominać.
- Aleksis Burke
Re: Korytarze
Wto Lis 18, 2014 7:28 pm
Aleksis biegł przez korytarz wpatrzony pod nogi. Szukał swojej ulubienicy, Ivy. Wyruszyła na polowanie dzień temu i cały czas nie wracała. Zmartwiony chłopak zaczął jej szukać, ale pomimo trzech godzin patrolowania zamku i okolic, gdzie zazwyczaj się włóczyła Ivy nie mógł jej znaleźć. Oby tylko nie poszła do zakazanego lasu... O rety, tyle razy jej mówiłem, że jest tam bardzo niebezpiecznie, ale zapewne tym razem nie posłuchała... Gdzie jesteś skarbie? Wybiegając zza rogu nie zauważył przelatującego przed nim ducha i wpadł w... przez niego. Kiedy poczuł to wyjątkowo dziwne uczucie przenikania przez kogoś zatrzymał się i rozejrzał. Zobaczył ducha jakieś dziewczyny, po naszywce na szacie stwierdził, że też jest Ślizgonką.
-Eee... wybacz, że przez ciebie przebiegłem... -wydukał.
-Eee... wybacz, że przez ciebie przebiegłem... -wydukał.
- Annabelle Gardener
Re: Korytarze
Wto Lis 18, 2014 7:41 pm
Uch... do tego uczucia chyba nigdy się nie przyzwyczai. Niby duchy nic nie czują, ale to uczucie było czasami nie do zniesienia. Co innego kiedy przechodzisz przez coś, w pełni tego świadoma, a co innego, kiedy nagle ktoś w ciebie czymś rzuca, albo po prostu przez ciebie przebiega.
- Lepiej uważaj jak biegniesz. - powiedziała, posyłając mu wściekłe spojrzenie. Po prostu cali ślizgoni... ale ten przynajmniej przeprosił, a to już coś.
- Śpieszysz się gdzieś? - zapytała po chwili, nie chcąc przegapić okazji do krótkiej, ale zawsze, rozmowy. Mogła nie znosić ślizgonów, ale w tej chwili tak się nudziła, że mogłaby porozmawiać i z wyjątkowo cuchnącym trollem.
Obrzuciła chłopaka szybkim spojrzeniem, zwracając szczególną uwagę na jego prawą rękę, która wyglądała jakoś dziwnie. Nie była pewna z czego jest zrobiona, ale wyglądało to dosyć nienaturalnie i była pewna, że raczej się z nią nie urodził. Chociaż, z drugiej strony, kto wie... w końcu czasy się teoretycznie zmieniają.
- Lepiej uważaj jak biegniesz. - powiedziała, posyłając mu wściekłe spojrzenie. Po prostu cali ślizgoni... ale ten przynajmniej przeprosił, a to już coś.
- Śpieszysz się gdzieś? - zapytała po chwili, nie chcąc przegapić okazji do krótkiej, ale zawsze, rozmowy. Mogła nie znosić ślizgonów, ale w tej chwili tak się nudziła, że mogłaby porozmawiać i z wyjątkowo cuchnącym trollem.
Obrzuciła chłopaka szybkim spojrzeniem, zwracając szczególną uwagę na jego prawą rękę, która wyglądała jakoś dziwnie. Nie była pewna z czego jest zrobiona, ale wyglądało to dosyć nienaturalnie i była pewna, że raczej się z nią nie urodził. Chociaż, z drugiej strony, kto wie... w końcu czasy się teoretycznie zmieniają.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach