- Aleksis Burke
Re: Korytarze
Wto Lis 18, 2014 7:55 pm
Pochwycił spojrzenie ducha i szybko schował prawą rękę za plecami. Nie lubił jak ktoś się na nią patrzył, przypominało mu to o jego niepełnosprawności. Tą dłonią nie mógł robić wielu rzeczy, gdyż nic nie czuł. Na początku było najgorzej, zanim nauczył się oszacowywać zacisk ręki rozbił paręnaście szklanek i złamał rękę jednemu z uczniów. Odpłynął we wspomnienia na chwilę, ale po chwili wrócił do rzeczywistego świata. Ona jest duchem... może widziała gdzieś Ivy?!
-Widziałaś może gdzieś białego węża mniej więcej metrowej długości? Szukam jej od paru godzin... - powiedział, po czym przypomniał sobie, że jeszcze się nie przedstawił -Jestem Aleksis Burke.
-Widziałaś może gdzieś białego węża mniej więcej metrowej długości? Szukam jej od paru godzin... - powiedział, po czym przypomniał sobie, że jeszcze się nie przedstawił -Jestem Aleksis Burke.
- Annabelle Gardener
Re: Korytarze
Wto Lis 18, 2014 8:07 pm
Czy on właśnie powiedział "białego węża mniej więcej metrowej długości"? No jasne, Slytherin i tak dalej, ale... serio? Od kiedy to uczniowie trzymają węże w szkole i pozwalają im łazić gdzie popadnie? Może jednak zmieniło się więcej niż sądziła...
- Eee... nie, raczej nie. - odpowiedziała po chwili. Raczej by go nie przegapiła. Z każdą chwilą miała ochotę zapytać go o co chodzi z tą jego ręką, ale widziała też wyraźnie, że raczej wolał unikać tego tematu.
- Annabelle Gardener. - przedstawiła się, mając nadzieję, że chłopak jej nie kojarzy. Nie to, żeby była jakoś szczególnie znana, albo coś, ale bywały takie osoby, które zdawały się skądś ją znać i, mijając ją, patrzyły na nią ze współczuciem. A tego już naprawdę nie znosiła. Podobnie jak nie lubiła kłamać, chociaż za życia robiła to aż za często. Dlatego też podała swoje prawdziwe imię, chociaż mogłaby teoretycznie wymyślić cokolwiek.
- Skąd jesteś? - zapytała po chwili. Im dłużej przyglądała się chłopakowi, tym większe odnosiła wrażenie, że raczej nie urodził się w tym kraju.
- Eee... nie, raczej nie. - odpowiedziała po chwili. Raczej by go nie przegapiła. Z każdą chwilą miała ochotę zapytać go o co chodzi z tą jego ręką, ale widziała też wyraźnie, że raczej wolał unikać tego tematu.
- Annabelle Gardener. - przedstawiła się, mając nadzieję, że chłopak jej nie kojarzy. Nie to, żeby była jakoś szczególnie znana, albo coś, ale bywały takie osoby, które zdawały się skądś ją znać i, mijając ją, patrzyły na nią ze współczuciem. A tego już naprawdę nie znosiła. Podobnie jak nie lubiła kłamać, chociaż za życia robiła to aż za często. Dlatego też podała swoje prawdziwe imię, chociaż mogłaby teoretycznie wymyślić cokolwiek.
- Skąd jesteś? - zapytała po chwili. Im dłużej przyglądała się chłopakowi, tym większe odnosiła wrażenie, że raczej nie urodził się w tym kraju.
- Aleksis Burke
Re: Korytarze
Nie Lis 23, 2014 9:33 pm
-Urodziłem się w Petersburgu, ale chodziłem do Durmstrangu. Moi rodzice, oni... -w ostatnim momencie ugryzł się w język -Nieważne, wybacz. Musiałem się przeprowadzić i tak trafiłem tutaj. A Ty, od dawna jesteś... no... przeźroczysta? -zapytał nie umiejąc ubrać tego w słowa.
Miał nadzieję, że dziewczyna podąży za tematem i nie zacznie wypytywać się o rodziców, gdyż nie umiał kłamać. Nawet jak się starał to nic z tego nie wychodziło.
Miał nadzieję, że dziewczyna podąży za tematem i nie zacznie wypytywać się o rodziców, gdyż nie umiał kłamać. Nawet jak się starał to nic z tego nie wychodziło.
- Annabelle Gardener
Re: Korytarze
Nie Lis 23, 2014 10:25 pm
Na początku poczuła ulgę, kiedy zauważyła, że o niej nie słyszał. Potem zaciekawienie wzbudziło w niej wyraźne unikanie tematu rodziców. No i do tego ta ręka... Oczywiście, tak łatwo nie odpuści, w końcu go o to zapyta, ale jeszcze nie teraz. To nie był właściwy moment. Skrzywiła się lekko, słysząc, że jest z Durmstrangu. Nie czuła już takiej nienawiści do chłopaka, który ją zabił, ale i tak sama nazwa szkoły, z której pochodził wzbudzała w niej niechęć.
- Jakieś... - Właściwie to ile? Który teraz był rok? To zabawne, jak bardzo czas przestaje mieć znaczenie, kiedy żyje się wiecznie. - Sto pięćdziesiąt lat? - powiedziała w końcu niepewnym tonem. Tak, to powinno być coś koło tego. No bo umarła w... 1792. A który mógł być teraz rok? 1910? 1920? - Który właściwie mamy rok? - zapytała w końcu. Niektóre duchy, jak na przykład Ser Nicholas, obchodziły rocznicę śmierci, czy narodzin... ale Annabelle jakoś nigdy tego nie robiła. Nie widziała w tym żadnego sensu, a to zepsute żarcie... fuj!
- Jakieś... - Właściwie to ile? Który teraz był rok? To zabawne, jak bardzo czas przestaje mieć znaczenie, kiedy żyje się wiecznie. - Sto pięćdziesiąt lat? - powiedziała w końcu niepewnym tonem. Tak, to powinno być coś koło tego. No bo umarła w... 1792. A który mógł być teraz rok? 1910? 1920? - Który właściwie mamy rok? - zapytała w końcu. Niektóre duchy, jak na przykład Ser Nicholas, obchodziły rocznicę śmierci, czy narodzin... ale Annabelle jakoś nigdy tego nie robiła. Nie widziała w tym żadnego sensu, a to zepsute żarcie... fuj!
- Aleksis Burke
Re: Korytarze
Sob Lis 29, 2014 9:56 pm
Zamyślił się. Zawsze zapominał jaki jest rok, zwłaszcza w pierwszych miesiącach. Po prostu umykało to jego uwadze. Jako, że nawet w lecie był w Hogwarcie i każdy dzień był taki sam, zlewały mu się w bezkształtną papkę. Czasami nawet zapominał o swoich urodzinach. Chwila... piąta klasa... mam 15 lat i urodziłem się w '62, ale w tym roku jeszcze nie miałem jubileuszu... Czyli...
-Mamy 1978... Taaaaaaaaaaak... Tak! Na pewno -stwierdził.
Wcześniej się o tym nie zastanawiał, ale dziewczyna sprawiła, że zadał sobie pytanie czy jakby on tak tkwił wieczność na Ziemi nie mogąc praktycznie nic "ludzkiego" zrobić to by zwariował. Chyba tak... Z zamyślenia wyrwało go dziwne uczucie jakby ktoś położył mu na karku rękę. Szybko sięgnął tam dłonią i natrafił na pokrytą łuskami skórę.
-Ivy! -zdjął węża z karku i przytrzymał ją przed oczami -Obiecaj mi, że następnym razem wrócisz trochę wcześniej, jasne? Zaraz... Co ci się stało? -z jej szyi leciała krew.
Aleksis otworzył szeroko oczy ze strachu.
-Ja... ja muszę biec do skrzydła szpitalnego! Na razie, pa! -krzyknął i pobiegł na górę.
[z/t]
-Mamy 1978... Taaaaaaaaaaak... Tak! Na pewno -stwierdził.
Wcześniej się o tym nie zastanawiał, ale dziewczyna sprawiła, że zadał sobie pytanie czy jakby on tak tkwił wieczność na Ziemi nie mogąc praktycznie nic "ludzkiego" zrobić to by zwariował. Chyba tak... Z zamyślenia wyrwało go dziwne uczucie jakby ktoś położył mu na karku rękę. Szybko sięgnął tam dłonią i natrafił na pokrytą łuskami skórę.
-Ivy! -zdjął węża z karku i przytrzymał ją przed oczami -Obiecaj mi, że następnym razem wrócisz trochę wcześniej, jasne? Zaraz... Co ci się stało? -z jej szyi leciała krew.
Aleksis otworzył szeroko oczy ze strachu.
-Ja... ja muszę biec do skrzydła szpitalnego! Na razie, pa! -krzyknął i pobiegł na górę.
[z/t]
- Esmeralda Moore
Re: Korytarze
Nie Gru 21, 2014 4:21 pm
-Cyganka, ja nie wiem skąd przyszłam
Cyganka, jestem córką wielkich dróg
Cyganka, cyganka, nie wiem gdzie jutro dojdę
Cyganka, cyganka, w liniach dłoni mój los kryje się- Po korytarzach roznosił się taki głos który był piękniejszy niż śpiew słowika, który obwieszczał nastanie poranka. Ten kto go usłyszał pragnął iść za nim i pewnie doszedł by na koniec świata, albo nad jakąś przepaść z której by najpewniej zleciał.
Do kogo należał ten piękny głos? do pewnej małej i niewinnej cyganki której zielone oczy nie straciły dziecinnego blasku. W tych dwóch szmaragdowych kamieniach zginęło już wiele osób. Wydawały się być największą bronią która wydawała się nieść tylko zgubę, ale mimo wszystko każdy chciał zaryzykować. Bał się, że gdy tylko odwróci wzrok zmieni się w słup soli. Czy to była ludzka istota czy może raczej anioł który zszedł z nieba, o tym musi zdecydować każdy z osobna. A może była tworem złych mocy, i to ona miała sprowadzać duszyczki ludzi prosto do piekła, ale przecież wystarczy jedno spojrzenie aby ta która miała być potępiona wydawała się zasługiwać na miejsce w niebie bardziej niż kto kolwiek na tej ziemi.
Esmeralda spacerowała sobie spokojnie po korytarzach lochu i podskakiwała sobie spokojnie od czasu do czasu przez co jej chusta z monetkami brzęczała przyjaźnie. Na jej usteczkach przykrytych piękną czerwoną szminką jawił się lekki uśmiech, tak bardzo niewinny i jednocześnie naiwny. Kiedy się z nią rozmawiało wydawało się, że miało się przed sobą dziecko które nie znało tego świata, które głupio wierzyło w dobroć ludzi. Dziecko które nigdy nie poznało prawdziwej miłości.
Romka przełożyła sobie swoje czarne włosy przez ramię które miała dzisiaj spięte w piękny warkocz w którym znajdowało się kilka malutkich kwiatków. Na jej tułowiu znajdowała się cienka bluzeczka w piękne kolorowe kwiaty która bez problemu przepuszczała to co dziewczyna miała pod nią. Odsłaniała jej zgrabne ramionka, za to na biodrach znajdowała się długa brązowa spódnica która mieniła się cudownie różnymi kolorami. Każdy jej ruch był tak delikatny, przez co wydawało się, że za chwile wzleci w niebo, jednocześnie było w tym tyle gracji, że nikt by nie przypuszczał, że dziewczyna nie ma nic wspólnego z jakimś królewskim rodem.
Cyganka, jestem córką wielkich dróg
Cyganka, cyganka, nie wiem gdzie jutro dojdę
Cyganka, cyganka, w liniach dłoni mój los kryje się- Po korytarzach roznosił się taki głos który był piękniejszy niż śpiew słowika, który obwieszczał nastanie poranka. Ten kto go usłyszał pragnął iść za nim i pewnie doszedł by na koniec świata, albo nad jakąś przepaść z której by najpewniej zleciał.
Do kogo należał ten piękny głos? do pewnej małej i niewinnej cyganki której zielone oczy nie straciły dziecinnego blasku. W tych dwóch szmaragdowych kamieniach zginęło już wiele osób. Wydawały się być największą bronią która wydawała się nieść tylko zgubę, ale mimo wszystko każdy chciał zaryzykować. Bał się, że gdy tylko odwróci wzrok zmieni się w słup soli. Czy to była ludzka istota czy może raczej anioł który zszedł z nieba, o tym musi zdecydować każdy z osobna. A może była tworem złych mocy, i to ona miała sprowadzać duszyczki ludzi prosto do piekła, ale przecież wystarczy jedno spojrzenie aby ta która miała być potępiona wydawała się zasługiwać na miejsce w niebie bardziej niż kto kolwiek na tej ziemi.
Esmeralda spacerowała sobie spokojnie po korytarzach lochu i podskakiwała sobie spokojnie od czasu do czasu przez co jej chusta z monetkami brzęczała przyjaźnie. Na jej usteczkach przykrytych piękną czerwoną szminką jawił się lekki uśmiech, tak bardzo niewinny i jednocześnie naiwny. Kiedy się z nią rozmawiało wydawało się, że miało się przed sobą dziecko które nie znało tego świata, które głupio wierzyło w dobroć ludzi. Dziecko które nigdy nie poznało prawdziwej miłości.
Romka przełożyła sobie swoje czarne włosy przez ramię które miała dzisiaj spięte w piękny warkocz w którym znajdowało się kilka malutkich kwiatków. Na jej tułowiu znajdowała się cienka bluzeczka w piękne kolorowe kwiaty która bez problemu przepuszczała to co dziewczyna miała pod nią. Odsłaniała jej zgrabne ramionka, za to na biodrach znajdowała się długa brązowa spódnica która mieniła się cudownie różnymi kolorami. Każdy jej ruch był tak delikatny, przez co wydawało się, że za chwile wzleci w niebo, jednocześnie było w tym tyle gracji, że nikt by nie przypuszczał, że dziewczyna nie ma nic wspólnego z jakimś królewskim rodem.
- Ioannis Undervalder
Re: Korytarze
Nie Gru 21, 2014 6:02 pm
Ioannis dzisiejszego dnia włóczył się po błoniach Hogwartu w niewiadomym celu. No cóż, nic na to nie mógł poradzić, że nudził się dzisiaj niemiłosiernie. Na nieszczęście włóczył się sam, czego kompletnie nie rozumiał, ponieważ zawsze ktoś mu towarzyszył. Szkolne błonia były przez parę dobrych godzin oblężone przez niskiego puchona, a nawet nie miał żadnego pomysłu do tego, ażeby coś przeskrobać. Właśnie wracał do pokoju wspólnego kiedy na korytarzu lochów spotkał Esmeraldę. Dziewczynę o rok od niego starszą. Dziwnie się przy niej czuł, ponieważ jak tylko pojawiła się na horyzoncie on tracił głowę i wszystkie myśli, które miał w głowie ulatywały jak dym z kominka w pokoju wspólnym. I właśnie za tym ciepłem z kominka naprawdę bardzo się stęsknił i bardzo szybko udał się w tym kierunku. Spotkał jednak dziewczynę, która zawsze go oczarowywała.
No cóż. Może się zakochał? Nie. To nie możliwe. Jakby to było zakochanie myślałby o niej również wtedy kiedy jej nie byłoby koło niego a tak nie było. To tylko w jej obecności się tak zachowywał.
- A gdzie panienka się udaje? - zapytał i oparł się o ścianę lochów. Na szczęście w lochach były obrazy dość ciche. Na innych korytarzach za opieranie o ściany dostawało się opieprz, a tutaj nie dlatego je bardzo lubił. Może to nie był jego klimat, ciemno i tak mrocznie, ale przyzwyczaił się do tego w końcu każdego dnia tutaj się przechadzając od sześciu lat. Spoglądał na dziewczynę nie spuszczając z niej wzroku nawet na kilka sekund. Była naprawdę bardzo piękną dziewczyną, nie rozumiał co się z nim dzieje, ale czuł jakby to ona była dla niego w tym momencie najważniejsza.
No cóż. Może się zakochał? Nie. To nie możliwe. Jakby to było zakochanie myślałby o niej również wtedy kiedy jej nie byłoby koło niego a tak nie było. To tylko w jej obecności się tak zachowywał.
- A gdzie panienka się udaje? - zapytał i oparł się o ścianę lochów. Na szczęście w lochach były obrazy dość ciche. Na innych korytarzach za opieranie o ściany dostawało się opieprz, a tutaj nie dlatego je bardzo lubił. Może to nie był jego klimat, ciemno i tak mrocznie, ale przyzwyczaił się do tego w końcu każdego dnia tutaj się przechadzając od sześciu lat. Spoglądał na dziewczynę nie spuszczając z niej wzroku nawet na kilka sekund. Była naprawdę bardzo piękną dziewczyną, nie rozumiał co się z nim dzieje, ale czuł jakby to ona była dla niego w tym momencie najważniejsza.
- Esmeralda Moore
Re: Korytarze
Nie Gru 21, 2014 6:36 pm
Esmeralda nie raz zastanawiała się czy wszyscy reagowali by na nią tak samo w chwili gdyby nie była wilą, czy również potrafili dostrzec w niej piękno. Cóż niestety nie będzie jej dane to sprawdzić bo nie będzie mogła się wyrzec tego daru. Pozostało jej tylko ślepo wierzyć w to, że tak by też było. Chociaż nie ukrywała, czasami ten dar potrafił być naprawdę uciążliwy. Nie wiedziała czy ktoś ja lubił za to jaka była czy za jej wygląd. Odwróciła się gwałtownie tak, że jej czarny warkocz wylądował na jej plecach. Jej zielone oczy zostały utkwione w oczach chłopaka który teraz spoglądał na nią. Na jej usteczkach zakwitł delikatny uśmiech.
-Cóż...- Zaczęła cicho, a jej głosik przywodził na myśl śpiew ptaka.
-Przed siebie... jeżeli to możliwe- Odpowiedziała nie do końca jasno. W końcu dla wielu ludzi ten korytarz się w końcu skończy... nie dla cyganki. Ona kiedy napotka ścianę spróbuje jakoś się przez nią przedostać, a jeżeli nie... to znajdzie jakąś inną drogę. Chociaż w tym wypadku nie było to łatwe. Dlatego nie czuła się najlepiej w tym zamku. Te mury cały czas blokowały jej wolność, stały się poniekąd jej więzieniem. Dla kogoś kto ukochał sobie wolność dom nigdy nie będzie czymś kuszącym. Przyszłość dziewczyny to była jedna wielka droga, nikt nigdy nie mógł przewidzieć gdzie znajdzie się za tydzień. To wszystko było zapisane na jej dłoni, ale nikt nie miał do tej sekretnej wiedzy dostępu.
-Dobrze, że ciebie spotkałam... nie lubię być za długo sama- Powiedziała i założyła sobie za ucho jeden kosmyk włosów który wydostał się z warkocza. To była prawda cyganka nie lubiła samotności, lubiła kręcić się wśród ludzi... nawet jeżeli wiedziała, że z nimi nic a to nic jej nie łączyło... wystarczyło jej, że byli.
-Cóż...- Zaczęła cicho, a jej głosik przywodził na myśl śpiew ptaka.
-Przed siebie... jeżeli to możliwe- Odpowiedziała nie do końca jasno. W końcu dla wielu ludzi ten korytarz się w końcu skończy... nie dla cyganki. Ona kiedy napotka ścianę spróbuje jakoś się przez nią przedostać, a jeżeli nie... to znajdzie jakąś inną drogę. Chociaż w tym wypadku nie było to łatwe. Dlatego nie czuła się najlepiej w tym zamku. Te mury cały czas blokowały jej wolność, stały się poniekąd jej więzieniem. Dla kogoś kto ukochał sobie wolność dom nigdy nie będzie czymś kuszącym. Przyszłość dziewczyny to była jedna wielka droga, nikt nigdy nie mógł przewidzieć gdzie znajdzie się za tydzień. To wszystko było zapisane na jej dłoni, ale nikt nie miał do tej sekretnej wiedzy dostępu.
-Dobrze, że ciebie spotkałam... nie lubię być za długo sama- Powiedziała i założyła sobie za ucho jeden kosmyk włosów który wydostał się z warkocza. To była prawda cyganka nie lubiła samotności, lubiła kręcić się wśród ludzi... nawet jeżeli wiedziała, że z nimi nic a to nic jej nie łączyło... wystarczyło jej, że byli.
- Ioannis Undervalder
Re: Korytarze
Pon Gru 22, 2014 4:50 am
Owszem, wile miały właśnie taki problem, ażeby zobaczyć czy dani mężczyźni tak naprawdę lubią ich czy tylko lecą na ich wygląd. No cóż, akurat tej genetyki się nie wybiera nie? Ioannis nie zna żadnej innej wili, nie zna żadnej z nich. Esme przecież mu tego nie mówiła, a on mógł jedynie snuć podejrzenia. No mniejsza. Nie każdy mężczyzna przecież pada jej urokowi, niektórzy są na to odporni czytał o tym, poza tym mówili im to na zajęciach. Ale wiadomo, że tylko Ci mocni psychicznie, Io na pewno do takich mężczyzn nie należał. Esme go całkowicie onieśmielała i uwodziła, więc mogła zrobić z nim co tylko chciała. Pewnie gdyby wiedział, że jest wilą starałby się jej unikać, bo jednak to jest trochę niesprawiedliwe, a i na pewno musi być drażniące dla tych dziewczyn, chyba że jest romantyczką i flirciarą i lubi takie sytuacje. Jego osobiście by to naprawdę niesamowicie drażniło, jakby każda dziewczyna się do niego kleiła i nie mieć tak naprawdę chwili spokoju.
- W tej sytuacji to nie możliwe, za chwilę jest gabinet profesora Slughorn'a... Ostatnio nie przepada za gośćmi, widzę u niego jedynie grupki ślizgonów zapraszanych na herbatkę... - powiedział przenosząc wzrok na drzwi prowadzące do gabinetu profesora, ale jedynie na chwilę umieścił tam swój wzrok. Zaraz przeniósł go z powrotem na ciemnowłosą puchowatą wilę.
- Wiesz, chyba nikt w głębi serca nie chciałby być sam. - mruknął. Każdy chciałby mieć kogoś przy sobie. Nawet Ci pożal się Boże czystokrwiści ślizgoni potrzebują odrobinę czułości i towarzystwa. Sam nie wiedział dlaczego tak pomyślał o ślizgonach, przecież w głębi serca ich lubił, wcale nie miał tam wrogów, ba! On tam nie miał nikogo ani bliskiego, ani dalekiego, raczej stara się ich unikać jak ognia i mimo iż mieszka tam samo w lochach jak i oni i widzi ich na co dzień udaje mu się to.
- W tej sytuacji to nie możliwe, za chwilę jest gabinet profesora Slughorn'a... Ostatnio nie przepada za gośćmi, widzę u niego jedynie grupki ślizgonów zapraszanych na herbatkę... - powiedział przenosząc wzrok na drzwi prowadzące do gabinetu profesora, ale jedynie na chwilę umieścił tam swój wzrok. Zaraz przeniósł go z powrotem na ciemnowłosą puchowatą wilę.
- Wiesz, chyba nikt w głębi serca nie chciałby być sam. - mruknął. Każdy chciałby mieć kogoś przy sobie. Nawet Ci pożal się Boże czystokrwiści ślizgoni potrzebują odrobinę czułości i towarzystwa. Sam nie wiedział dlaczego tak pomyślał o ślizgonach, przecież w głębi serca ich lubił, wcale nie miał tam wrogów, ba! On tam nie miał nikogo ani bliskiego, ani dalekiego, raczej stara się ich unikać jak ognia i mimo iż mieszka tam samo w lochach jak i oni i widzi ich na co dzień udaje mu się to.
- Esmeralda Moore
Re: Korytarze
Sro Gru 24, 2014 9:53 pm
Dziewczyna przeczesała palcami swoje włosy i uśmiechnęła się delikatnie.
-W moim wypadku nie jest to wcale w głębi serca- Dlaczego tak bardzo ciągnęło ją do ludzi. Może dlatego, że wtedy mogła nie myśleć o tym co ją męczyło... z drugiej jednak strony musiała przy nich zakładać swego rodzaju maskę i udawać, że jest pięknym ptakiem który szybuje pod niebem i obiecuje wszystkim, że w końcu nastanie piękny dzień. Tylko czy to nie było złudzenie, czy tak naprawdę nie była martwym ptakiem, który nawet po śmierci zachwycał ludzi. A może jeszcze dychała tylko spadał w dół... w głupiej nadziei, że ktoś ją złapie w ostatniej chwili, ale im bliżej była ziemi tym bardziej utwierdzała się w tym, że nic takiego się nie stanie. Tak czy inaczej ona stała i krzyczała na cały głos, ale wiedziała, że nikt tego nie usłyszy.
-Zechcesz mi towarzyszyć w drodze powrotnej?- Zapytała się a jej zielone oczy pomimo tego, że w półmroku to i tak zabłysły światłem który odbił się od pochodni która wisiała na ścianie. Nikt nie potrafił wytrzymać jej spojrzenia. Czy to było spowodowane tym, że było tak intensywne iż człowiekowi wydawało się, że przewierca jego duszę, czy może raczej nikt nie umiał wytrzymać tej rozpaczy która krzyczała w jej oczach. Tak czy inaczej wszyscy widzieli w niej tylko ładne opakowanie już dawno przestali się doszukiwać jej samej w niej. Charakter przestał się liczyć, mogła być nawet największą morderczynią, ale i tak wszyscy padali by do jej stóp, wystarczyło, że zamrugała powiekami które przyozdobione były długimi czarnymi rzęsami.
Czy mówiła komuś o tym? niby komu, nie miała nikogo bliskiego, nikogo komu mogła by zaufać. Dlatego zakładała uśmiech na twarz i radowała się życiem bo tylko tyle jej z tego wszystkiego zostało, ale z każdym kolejnym dniem było to coraz trudniejsze. Była cyganką, a ludzie nie wyobrażali sobie cyganki która była szara i nijaka. Czasami się nawet zastanawiała jakie by to było uczucie wtopić się w szary tłum, w końcu się nie wyróżniać. Móc komuś opowiedzieć swoją historię którą się pamiętało, powiedzieć bez zająknienia skąd się pochodzi, albo kim się jest. Była Esmeraldą i cyganką, ale po za tym musiało istnieć coś jeszcze... coś czego ona nigdy nie mogła dotknąć i obrócić w palcach aby poznać ten sekret który życie broniło jak najcenniejszy skarb. A ona nauczona pokory do losu zgadzała się z tym wszystkim i po prostu żyła.
Po chwilce milczenia cyganka otworzyła szeroko swoje szmaragdowe oczy.
-Na śmierć zapomniałam... zajęcia mi się zaczęły- Jęknęła cicho. Cóż Esmeralda była roztrzepana i jeżeli sobie przypomniała o jakiś zajęciach to był istny cud.
-Przepraszam cię...- Wyszeptała i wyminęła go zgrabnie i pognała przed siebie prosto do pokoju wspólnego aby zabrać swoje rzeczy.
z/t
-W moim wypadku nie jest to wcale w głębi serca- Dlaczego tak bardzo ciągnęło ją do ludzi. Może dlatego, że wtedy mogła nie myśleć o tym co ją męczyło... z drugiej jednak strony musiała przy nich zakładać swego rodzaju maskę i udawać, że jest pięknym ptakiem który szybuje pod niebem i obiecuje wszystkim, że w końcu nastanie piękny dzień. Tylko czy to nie było złudzenie, czy tak naprawdę nie była martwym ptakiem, który nawet po śmierci zachwycał ludzi. A może jeszcze dychała tylko spadał w dół... w głupiej nadziei, że ktoś ją złapie w ostatniej chwili, ale im bliżej była ziemi tym bardziej utwierdzała się w tym, że nic takiego się nie stanie. Tak czy inaczej ona stała i krzyczała na cały głos, ale wiedziała, że nikt tego nie usłyszy.
-Zechcesz mi towarzyszyć w drodze powrotnej?- Zapytała się a jej zielone oczy pomimo tego, że w półmroku to i tak zabłysły światłem który odbił się od pochodni która wisiała na ścianie. Nikt nie potrafił wytrzymać jej spojrzenia. Czy to było spowodowane tym, że było tak intensywne iż człowiekowi wydawało się, że przewierca jego duszę, czy może raczej nikt nie umiał wytrzymać tej rozpaczy która krzyczała w jej oczach. Tak czy inaczej wszyscy widzieli w niej tylko ładne opakowanie już dawno przestali się doszukiwać jej samej w niej. Charakter przestał się liczyć, mogła być nawet największą morderczynią, ale i tak wszyscy padali by do jej stóp, wystarczyło, że zamrugała powiekami które przyozdobione były długimi czarnymi rzęsami.
Czy mówiła komuś o tym? niby komu, nie miała nikogo bliskiego, nikogo komu mogła by zaufać. Dlatego zakładała uśmiech na twarz i radowała się życiem bo tylko tyle jej z tego wszystkiego zostało, ale z każdym kolejnym dniem było to coraz trudniejsze. Była cyganką, a ludzie nie wyobrażali sobie cyganki która była szara i nijaka. Czasami się nawet zastanawiała jakie by to było uczucie wtopić się w szary tłum, w końcu się nie wyróżniać. Móc komuś opowiedzieć swoją historię którą się pamiętało, powiedzieć bez zająknienia skąd się pochodzi, albo kim się jest. Była Esmeraldą i cyganką, ale po za tym musiało istnieć coś jeszcze... coś czego ona nigdy nie mogła dotknąć i obrócić w palcach aby poznać ten sekret który życie broniło jak najcenniejszy skarb. A ona nauczona pokory do losu zgadzała się z tym wszystkim i po prostu żyła.
Po chwilce milczenia cyganka otworzyła szeroko swoje szmaragdowe oczy.
-Na śmierć zapomniałam... zajęcia mi się zaczęły- Jęknęła cicho. Cóż Esmeralda była roztrzepana i jeżeli sobie przypomniała o jakiś zajęciach to był istny cud.
-Przepraszam cię...- Wyszeptała i wyminęła go zgrabnie i pognała przed siebie prosto do pokoju wspólnego aby zabrać swoje rzeczy.
z/t
- Anabell Nightmare
Re: Korytarze
Pon Sty 12, 2015 5:38 pm
Ciekawość, powiadają, że to pierwszy stopień do piekła. Lecz ona wiedziała, kiedy nosa nie powinna wtykać w nie swoje sprawy. Nie chce być natrętna oraz dodatkowo mieszać się w sprawy obcych dla niej ludzi. Lecz nie o tym powinna rozmyślać wchodząc właśnie do lochów. Miejsce w któym łatwo się zgubić, ale jednocześnie było to całkiem tajemnicze miejsce, które zapewne kryło w sobie wiele tajemnic i zagadek. Wsunęła powoli ręce do kieszeni swoich spodni po czym przekrzywiła lekko głowę w bok idąc korytarzem. Przystanęła przez chwilę spoglądając na obraz przed sobą. Postać w niej występująca to była starsza kobieta, która siedziała na krześle i chyba coś szydełkowała. Zainteresowała ją ta herbatka w Zakazanym Lesie jednak po części była zmartwiona tym co mogłaby zostać na danym miejscu. Jednak czy szukanie czegokolwiek na własną ręką było odpowiednie? Nie miała pojęcia lecz była na tyle ciekawą osóbką, która sprawdzi jakieś drobne informacje, które mógłby by się jej przydać w niedalekiej przyszłości.
[Herbatka u pewnej wiedźmy]
[Herbatka u pewnej wiedźmy]
- Mistrz Gry
Re: Korytarze
Czw Sty 15, 2015 9:12 pm
Ktoś Ci gdzieś podszepnął o tej herbatce, o wiedźmie, która żyła w Zakazanym Lesie, tylko kto, kiedy, gdzie? Jakoś ta informacja zagubiła się w odmętach twych bogatych myśli i między słowami książek, które lubiłaś czytać - wszak jesteś Krukonką, któż to widział, by jakiś młodzian w błękitnych barwach szydził z wiedzy? Wędrowałaś w poszukiwaniu odpowiedzi, a może tylko dla samej zasady, by odnaleźć w małym skrawku szkoły coś na tyle interesującego, co mogłoby przykuć twoją uwagę - tak, to miejsce natomiast, do którego trafiłaś, z pewnością tą uwagę przykuć potrafiło... tutaj działy się rzeczy niewyobrażalne - krążyły plotki, że łatwo tutaj zniknąć i już nigdy nie odnaleźć drogi powrotnej, ale czy to prawda? Słyszałaś też, że ostatnio miał tu miejsce okrutny, krwawy mord trójki uczniów - i nie były to tylko plotki, albowiem miał się odbyć pogrzeb - podobno to znowu była wina tego Władcy Nocy z Bożonarodzeniowego Balu, który wtedy po raz pierwszy się ujawnił... Tyle znaków zapytania, tyle niepokojących wieści - a co, jeśli śmierć dzisiaj sięgnie właśnie po Ciebie..? Brałaś tą możliwość pod uwagę..?
Postać na portrecie oderwała wzrok od swych szydełek, po czym wskazała Ci niemo palcem kierunek wgłąb lochów, nim wstała, poprawiając suknię i zniknęła, pozostawiając pustą ramę...
Co zrobisz?
Postać na portrecie oderwała wzrok od swych szydełek, po czym wskazała Ci niemo palcem kierunek wgłąb lochów, nim wstała, poprawiając suknię i zniknęła, pozostawiając pustą ramę...
Co zrobisz?
- Anabell Nightmare
Re: Korytarze
Czw Sty 15, 2015 10:05 pm
Stąpała po tej ziemi niczym po cienkie sznurku, nigdy nie dane było jej poznać odpowiedź kiedy umrze. Może teraz, albo za pięć minut? Nigdy się nad tym nie zastanawiała, bo jeżeli los będzie chciał to i umrze dzisiaj albo za pięćdziesiąt lat. Wierzyła, że każdy swój los ma i podążać nim powinien. Uśmiech choć lekki i powiewny zawitał na jej usta, jednak po chwili zaciekawiona wzrok skierowała ku starszej damie na obrazie. Pogłoski o śmierci w tej szkole rozchodzą się szybko, choć mało kto o tym wydarzeniu opowiada. Bo nie wypada? Bo to tajemnica? Nie wiedziała jaka jest odpowiedź więc zagłębiać się w to nie będzie, bo na wszystko nadejdzie czas i miejsce. Brew swą do góry uniosła, kiedy nagle postać w obrazie poruszyła się. Kierunek wskazała jej. Czy posłuchać powinna się? Odpowiedź dla niej prosta była: tak. Jeżeli ktoś drogę jej ukaże to chętnie skorzysta z wskazanej jej wskazówki. Wsunęła ręce do kieszeni swoich spodni i odwróciła się w stronę lochów. Miejsce choć tajemnicze i niezwykłe zagadek wiele w sobie posiada czy choć jedną i jej ukażesz? Czy będziesz dla niej łaskawy? Los własne ścieżki tworzy od setek lat i wiedziała, że sama jedną z nich wybrać musi. Bo teraz i czas nadszedł by ruszyć w głąb lochów. Chód normalny był jednak odgłos odbijanych podeszwy słyszała. Ciekawość w jakimś stopniu górowała lecz o swym logicznym myśleniu nie zapomniała. Rozglądała się niespiesznie na boki w poszukiwaniu czegoś ciekawego, a może jakiegoś tropu na przykład krwi? Kto wie co znajdzie chodząc ścieżkami pełnych tajemnic i nierozwikłanych zagadek. W końcu sama wiele ksiąg czytała i wyobraźnie swoją posiadała, jednak zawsze, ale to ZAWSZE odróżniała rzeczywistość od wyobraźni czy plotek jakie słyszy. Krukonką była i wiedzę swą na pierwszym miejscu stawiała, jednak ciekawość ją pchała ją ku ciemności i nieznanemu wnętrzu tych lochów.
- Mistrz Gry
Re: Korytarze
Pią Sty 16, 2015 1:08 am
Nie myślałaś nad tym, że mógł być to jakiś podstęp? No właśnie, niby tyle się w Hogwarcie dzieje, a wszystko jednak przepływa obok Ciebie, nie możesz tego dosięgnąć, wszystko to jakąś mistyfikacją, ułudą jeno, czy fałszywymi plotkami..? Nie czujesz na skórze powiewu prawdziwego niebezpieczeństwa, ponieważ jest ono dla ciebie zbyt abstrakcyjne - doświadczyłaś tylko bezpieczeństwa tych murów, dlatego też kiedy tylko postać z obrazu wykonała swój gest, Ty poszłaś tam, gdzie Ci wskazała, choć równie dobrze mogła cię pchać prosto w paszczę lwa...
Twoje kroki cicho odbijały się od ścian i niosły echem - w końcu dotarłaś do miejsca, gdzie ostatnio miał miejsce ten mord - na podłodze stało wiadro z wodą i ścierką przewieszoną przez jego ściankę, obok miotła owinięta również szmatą, żeby dało się nią ścierać to, co jeszcze niestarte widniało na ścianie - napis wymazany krwią, która wżarła się w ścianę i chyba nie chciała tak łatwo się poddać - napis krótki i mówiący wszystko: "Władca Nocy" - tylko tyle i aż tyle... Już niemal go nie było widać, ale też nie dało się przegapić, zwłaszcza, że wokół nie było żadnych ozdobników ścian. Kogoś, kto go zmywał, nie było w pobliżu, ciekawe, czemu..?
Poczułaś na twarzy chłodny podmuch wiatru... zaraz - wiatru?! powietrze w podziemiach..? W dodatku wydawał się być to całkowicie świeży powiew... Czyżby gdzieś tutaj było wyjście na zewnątrz..?
Na podłodze widać było mokry ślad butów biegnący od kałuży rozpościerającej się pod ścianą w miejscu, gdzie dokonano okrutnego zabójstwa, ale teraz to nie było krew - to była woda z odrobinami mydlin, pachnąca przyjemną, kwiecistą mieszanką.
Twoje kroki cicho odbijały się od ścian i niosły echem - w końcu dotarłaś do miejsca, gdzie ostatnio miał miejsce ten mord - na podłodze stało wiadro z wodą i ścierką przewieszoną przez jego ściankę, obok miotła owinięta również szmatą, żeby dało się nią ścierać to, co jeszcze niestarte widniało na ścianie - napis wymazany krwią, która wżarła się w ścianę i chyba nie chciała tak łatwo się poddać - napis krótki i mówiący wszystko: "Władca Nocy" - tylko tyle i aż tyle... Już niemal go nie było widać, ale też nie dało się przegapić, zwłaszcza, że wokół nie było żadnych ozdobników ścian. Kogoś, kto go zmywał, nie było w pobliżu, ciekawe, czemu..?
Poczułaś na twarzy chłodny podmuch wiatru... zaraz - wiatru?! powietrze w podziemiach..? W dodatku wydawał się być to całkowicie świeży powiew... Czyżby gdzieś tutaj było wyjście na zewnątrz..?
Na podłodze widać było mokry ślad butów biegnący od kałuży rozpościerającej się pod ścianą w miejscu, gdzie dokonano okrutnego zabójstwa, ale teraz to nie było krew - to była woda z odrobinami mydlin, pachnąca przyjemną, kwiecistą mieszanką.
- Anabell Nightmare
Re: Korytarze
Pon Sty 19, 2015 3:12 pm
Szła niespiesznym krokiem przed siebie jedynie co teraz słyszała to odgłos butów własnych, które dotykały posadzki. Po jakimś czasie doszła na miejsce i stanęła w miejscu spoglądając na miejsce zbrodni. Napis napisany krwią ludzką, skrzywiła się na ten widok. Jednak również była zdziwiona, że nikogo tutaj nie było, w końcu ktoś musiał ten bałagan posprzątać. Skrzaty albo jakiś człowiek. Ktokolwiek. Kiedy jej twarz musnął zimny wiatr zadrżała jednak po chwili zamrugała zdziwiona w takim miejscu nie powinna go czuć, chyba, że było tutaj jakieś tajemne przejście na powierzchnię? Zaczęła się rozglądać na boki w poszukiwaniu miejsce gdzie to świeże powietrze mogło by się wydobywać. Jednak po chwili wzrok skierowała na mydliny i wodę, która była na podłodze. Samo miejsce zbrodni nie było zbyt ciekawe bardziej zainteresował ją powiew świeżego wiatru. Obróciła się bokiem i wolnym krokiem zaczęła szukać źródła. Jednak jeżeli go nie znajdzie to się podda.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach