- Ieva Greengrass
Re: Klasa Eliksirów
Nie Gru 21, 2014 1:02 pm
Otworzyła podręcznik na odpowiedniej stronie i uważnie przeczytała wszystkie instrukcje. Spokojnie poszła po składniki, wybierając te, których wymagał eliksir i wróciła na swoje miejsce. Rozłożyła składniki na stoliku w taki sposób, żeby mieć do nich łatwy dostęp, ale niczego nie strącić na podłogę. W końcu nie chciała zmarnować żadnego z nich. Rozpaliła ogień pod kociołkiem i uważnie przestudiowała pierzy punkt instrukcji. I zabrała się do odmierzania pierwszego składnika. Potem kolejny punkt instrukcji, kolejny składnik... I tak powoli, bardzo ostrożnie tworzyła Eliksir Spokoju.
- Elizabeth Cook
Re: Klasa Eliksirów
Nie Gru 21, 2014 1:46 pm
Uśmiechnęła się pod nosem po czym spojrzała na Alice, następnie wysłuchała tego co ma do powiedzenia psor. Pokiwała lekko głową na zgodę po czym posłuchała tego co ma do powiedzenia psor. Następnie wstała i podeszła do Alice niepewnie się uśmiechając.
-Hej może wspólnie zabierzemy się za eliksir? - Zapytała cicho, w sumie jeżeli się nie zgodzi to pójdzie sama zrobić eliksir. Splotła palce za plecami w oczekiwaniu na odpowiedź krukonki.
-Hej może wspólnie zabierzemy się za eliksir? - Zapytała cicho, w sumie jeżeli się nie zgodzi to pójdzie sama zrobić eliksir. Splotła palce za plecami w oczekiwaniu na odpowiedź krukonki.
- Liv Mendez
Re: Klasa Eliksirów
Nie Gru 21, 2014 3:28 pm
Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy usłyszała, że zdobyła 10 punktów dla swojego domu i to jeszcze z Eliskirów. Uważnie wysłuchała co mówił profesor i kiwnęła głową w geście zrozumienia. Spojrzała na przyjaciółkę, która wskazał jej przepis. Ona również miała otwarty swój podręcznik. Tu i ówdzie znajdowały się niewielkie notatki, które Liv dopisywała gdy dowiedziała się czegoś ciekawego o danym eliksirze, albo od nauczyciela albo z różnych książek.
Czas zacząć pracę. Liv cała swoją uwagę skupiła na tej czynności. Wzięła kociołek, nalała odpowiednią ilość wody i podpaliła go, aby ciecz zaczęła się gotować. Po chwili współlokatorka wróciła ze wszystkimi potrzebnymi składnikami. Riley zaczęła odmierzać sprawną ręką poszczególne składniki. Aby nie tracić czasu Liv postanowiła jej pomóc. Podzieliły się na pól składnikami. Liv w tym momencie całą swoją uwagę skupiła jedynie na tej czynności. Wiedziała, że musi zrobić to perfekcyjnie. Nie zwracała uwagi na to co dzieje się wokół. Nie rozglądała się na jakim etapie są inni. To nie było ważne. Ważne było aby ONA dobrze odważyła swoją część składników oraz aby Riley też nie popełniła żadnego błędu. Kiedy skończyła spojrzała na swoją koleżankę i szeroko się do niej uśmiechnęła. Czuła się w swoim żywiole. Wrzucała składniki zgodnie z kolejnością przepisu w podręczniku. Teraz czekała je jedna z trudniejszych rzeczy, a mianowicie mieszanie. Liv sięgnęła po specjalną łyżkę i jeszcze na chwilę spojrzała na współlokatorkę.
- Będzie dobrze – chciała i jej, i sobie dodać otuchy. Zaczęła mieszać. Na początku zaczęła mieszać zgodnie ze wskazówkami zegara odpowiednią ilość razy. Później zmieniła kierunek mieszania. Liczyła każde okrążenie, aby się nie pogubić i nie pomylić. Ciecz bulgotała w kociołku. W cale nie wyglądała tak źle, ale to nie im idzie oceniać, tylko profesorowi.
- Teraz Twoja kolej. – Zostało ostatnie zadanie. Kolejne trudne zadanie. Temperatura płomieni, na których podgrzewa się mikstura, musi mieć ściśle określony czas zanim poda się ostatni składnik. Miała nadzieję, że Gryfonka wyczuję idealny moment i doda składnik w odpowiednim czasie. Na tym ich zadanie się zakończy. Wywar będzie gotowy do oceniania przez profesora.
Czas zacząć pracę. Liv cała swoją uwagę skupiła na tej czynności. Wzięła kociołek, nalała odpowiednią ilość wody i podpaliła go, aby ciecz zaczęła się gotować. Po chwili współlokatorka wróciła ze wszystkimi potrzebnymi składnikami. Riley zaczęła odmierzać sprawną ręką poszczególne składniki. Aby nie tracić czasu Liv postanowiła jej pomóc. Podzieliły się na pól składnikami. Liv w tym momencie całą swoją uwagę skupiła jedynie na tej czynności. Wiedziała, że musi zrobić to perfekcyjnie. Nie zwracała uwagi na to co dzieje się wokół. Nie rozglądała się na jakim etapie są inni. To nie było ważne. Ważne było aby ONA dobrze odważyła swoją część składników oraz aby Riley też nie popełniła żadnego błędu. Kiedy skończyła spojrzała na swoją koleżankę i szeroko się do niej uśmiechnęła. Czuła się w swoim żywiole. Wrzucała składniki zgodnie z kolejnością przepisu w podręczniku. Teraz czekała je jedna z trudniejszych rzeczy, a mianowicie mieszanie. Liv sięgnęła po specjalną łyżkę i jeszcze na chwilę spojrzała na współlokatorkę.
- Będzie dobrze – chciała i jej, i sobie dodać otuchy. Zaczęła mieszać. Na początku zaczęła mieszać zgodnie ze wskazówkami zegara odpowiednią ilość razy. Później zmieniła kierunek mieszania. Liczyła każde okrążenie, aby się nie pogubić i nie pomylić. Ciecz bulgotała w kociołku. W cale nie wyglądała tak źle, ale to nie im idzie oceniać, tylko profesorowi.
- Teraz Twoja kolej. – Zostało ostatnie zadanie. Kolejne trudne zadanie. Temperatura płomieni, na których podgrzewa się mikstura, musi mieć ściśle określony czas zanim poda się ostatni składnik. Miała nadzieję, że Gryfonka wyczuję idealny moment i doda składnik w odpowiednim czasie. Na tym ich zadanie się zakończy. Wywar będzie gotowy do oceniania przez profesora.
- Riley Acquart
Re: Klasa Eliksirów
Nie Gru 21, 2014 5:02 pm
Dziewczyny radziły sobie całkiem nieźle. Podzieliły się pracą, ale również pomagały sobie nawzajem w każdym wyjątkowym momencie. To była fajna współpraca. Riley kilkukrotnie radziła się koleżanki w niektórych trudniejszych sprawach, bowiem lepiej być w stu procentach pewną niż popełnić jakiś błąd. Liv za to okazała się super pomocną osobą.
- Trzymaj kciuki – odparła łobuziara podchodząc do kociołka z ostatnim, idealnie wyważonym alchemicznym składnikiem.
Czas mijał, a ich eliksir był już prawie na przysłowiowej mecie. Riley podbiła odrobinę temperaturę swą różdżką kierując parę dodatkowych iskier w płomienie i czekała na idealny moment. Właśnie nadszedł czas na ostatni składnik. Dziewczyna dodała go pewnie i bez najmniejszej wątpliwości że był to idealnych czas i temperatura. Teraz wystarczyło poczekać, aż ostatni składnik zaprzyjaźni się z całym wywarem.
Po kilku sekundach z kociołka poczęła wydobywać się delikatna srebrzysta para. Był to dobry znak, ale niema co zapeszać. Końcowa ocena należy do profesora Slughorna. On przecież najlepiej wie jak powinien wyglądać Eliksir Spokoju.
Brunetka otarła swe lekko spocone czoło i spojrzała z uśmiechem na Liv.
- Chyba dobrze nam poszło...
- Trzymaj kciuki – odparła łobuziara podchodząc do kociołka z ostatnim, idealnie wyważonym alchemicznym składnikiem.
Czas mijał, a ich eliksir był już prawie na przysłowiowej mecie. Riley podbiła odrobinę temperaturę swą różdżką kierując parę dodatkowych iskier w płomienie i czekała na idealny moment. Właśnie nadszedł czas na ostatni składnik. Dziewczyna dodała go pewnie i bez najmniejszej wątpliwości że był to idealnych czas i temperatura. Teraz wystarczyło poczekać, aż ostatni składnik zaprzyjaźni się z całym wywarem.
Po kilku sekundach z kociołka poczęła wydobywać się delikatna srebrzysta para. Był to dobry znak, ale niema co zapeszać. Końcowa ocena należy do profesora Slughorna. On przecież najlepiej wie jak powinien wyglądać Eliksir Spokoju.
Brunetka otarła swe lekko spocone czoło i spojrzała z uśmiechem na Liv.
- Chyba dobrze nam poszło...
- Giotto Nero
Re: Klasa Eliksirów
Nie Gru 21, 2014 8:28 pm
Skoro Florence wybrała jego, to można powiedzieć, że po części przeszła swego rodzaju test, wszakże nie rzucała słów na wiatr. Mieli "siedzieć" razem na eliksirach, więc to robili, teraz nawet popracują sobie w duecie. Ciekawe czy Giotto w ogóle to potrafi, dawno już nie korzystał z pomocy kogokolwiek. Kiedy Slughorn wydał polecenie, by zacząć przygotowywać eliksir spokoju, Nero natychmiast otworzył swój podręcznik na stronie z przygotowywaniem mikstury. Kompletnie zlekceważył Floyd, która zapewne chciała już zadać pytania typu "od czego zaczynamy", "co mam robić" i tak dalej. Skupił się tylko i wyłącznie na analizowaniu poszczególnych słów zawartych w podręczniku. Westchnął lekko, zapamiętując dokładnie początek tworzenia eliksiru. Spojrzał na rudą i uśmiechnął się nieszczerze, dając do zrozumienia, że to nie pójdzie tak łatwo jakby się tego spodziewali.
- Leć po te składniki... - podał jej do ręki książkę i wskazał palcem na fragment z przygotowywaniem odpowiednich składników, a sam zajął się ustawianiem temperatury kotła, w którym mieli przygotować eliksir spokoju. Zaiste, włączył się u niego tryb rozkazujący, ale jeśli Floyd chciała zaliczyć dzisiejszą lekcję do udanych, to niech zajmie się tym o co ją poprosił, wszakże nie powinno być to żadnym problemem. Kiedy już dostosował temperaturę do wymogów jakie zapamiętał z książki, poczekał cierpliwie na swoją partnerkę i gdy już zawitała ze składnikami, zajął się ładowaniem kilku pierwszych do środka.
- Tylko pamiętaj, nie przesadzaj i jeśli masz niepewną rękę, to zostaw mi mieszanie... - Gio nie wiedział, czy Florence bez żadnego stresu przygotuje ten eliksir, stąd też swego rodzaju troska. Jeśli nie jest w stanie czegoś zrobić, czegoś dokładnie wymierzyć, to niech zostawi to jemu - osobie, która chyba urodziła się w eliksirze spokoju, a nie drogach rodnych. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i poczekał, aż ruda wykona swoją część roboty.
- Leć po te składniki... - podał jej do ręki książkę i wskazał palcem na fragment z przygotowywaniem odpowiednich składników, a sam zajął się ustawianiem temperatury kotła, w którym mieli przygotować eliksir spokoju. Zaiste, włączył się u niego tryb rozkazujący, ale jeśli Floyd chciała zaliczyć dzisiejszą lekcję do udanych, to niech zajmie się tym o co ją poprosił, wszakże nie powinno być to żadnym problemem. Kiedy już dostosował temperaturę do wymogów jakie zapamiętał z książki, poczekał cierpliwie na swoją partnerkę i gdy już zawitała ze składnikami, zajął się ładowaniem kilku pierwszych do środka.
- Tylko pamiętaj, nie przesadzaj i jeśli masz niepewną rękę, to zostaw mi mieszanie... - Gio nie wiedział, czy Florence bez żadnego stresu przygotuje ten eliksir, stąd też swego rodzaju troska. Jeśli nie jest w stanie czegoś zrobić, czegoś dokładnie wymierzyć, to niech zostawi to jemu - osobie, która chyba urodziła się w eliksirze spokoju, a nie drogach rodnych. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i poczekał, aż ruda wykona swoją część roboty.
- Alice Star
Re: Klasa Eliksirów
Nie Gru 21, 2014 9:32 pm
Spojrzała na Lizzy z wypiekami na policzkach. Nie mogła tego zrobić sama, bo jak? Profesor kazał w parach, ona się posłucha. Kiwnęła do niej głową i spięła swoje włosy w małego koka, a grzywkę wsuwką. Spojrzała na składniki, kociołek i znowu na składniki. Następnie uśmiechnęła się nieśmiało do Lizzy zabrała się do pracy. Co jakiś czas mówiła jej co trzeba podać, lub pytała się o zdanie. Jako, że Alice była niższa to Puchonka musiała mieszać w kociołku. Miała nadzieję, że się im uda chociaż trochę być blisko pierwowzoru. Na szczęście panna Cook była miłą osobą i Alice szybko się do niej przyzwyczaiła, ale nadal ten dystans był. Star cieszyła się, że miała dobrą pamięć.
- Florence Frederica Floyd
Re: Klasa Eliksirów
Nie Gru 21, 2014 10:01 pm
Giotto dobrze znał jej podejście do pracy zespołowej - Florence za nią nie przepadała. Bardziej odpowiadało jej funkcjonowanie jako samotnej jednostki, która sama sobie jest panem i w swoich działaniach nie musi uwzględniać innych osób.
Podczas tej lekcji będzie musiała się przełamać...
Wysłuchała się w słowa profesora, jednocześnie otwierając książkę. Przeleciała wzrokiem po liście składników, czytając ich nazwy po raz kolejny. Eliksiry, jak już każdy wiedział, uwielbiała. Podręcznik od eliksirów był jej lekturą do poduszki, a eliksir spokoju często występował na SUMach, jego recepturę znała więc na pamięć. Nigdy jednak nie miała okazji go uwarzyć, także teraz jej oczy aż błyszczały się z podniecenia. A co, jeśli jej nie wyjdzie? Eliksir był trudny, wszyscy uczniowie siódmej klasy mówili, że nie jest łatwo go przyrządzić.
-Już lecę. - powiedziała, unosząc do góry jedną brew. Cóż to za protekcjonalny ton? Flo westchnęła cicho, wstała i ruszyła po składniki. Książkę, którą łaskawie jej podał, ona odłożyła na ławkę tuż przed jego nosem, uśmiechnęła się do niego uroczo, a na koniec posłała buziaka. Gest ten jednak był przepełniony ironią, jakby chciała powiedzieć "pamiętaj, nie uda Ci się mnie tak łatwo poskromić".
-Kamień księżycowy, sproszkowane kolce jeżozwierza, syrop z ciemiernika czarnego, sproszkowany róg jednorożca... - mruczała do siebie pod nosem, sięgając po odpowiednie składniki. Po chwili miała już te oraz inne czynniki składające się na eliksir spokoju, wróciła do Giotto, odkładając wszystkie rzeczy na ich ławkę. Śledziła przez chwilę wzrokiem jego ruchy, po czym zaczęła przygotowywać składniki potrzebne do ich dalszej pracy. Przewróciła tylko oczyma, słysząc jego kolejne słowa. Jego pewność siebie była w sumie całkiem urocza.
Nie lubiła, gdy ktoś zaglądał jej przez ramię do kociołka i oceniał jej pracę. On pewnie też nie. Ale musieli się się z tym uporać, a to mogło być ciekawe wyzwanie.
-Dodaj sproszkowany kamień księżycowy, zamieszaj trzy razy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, gotuj przez siedem minut, a następnie dodaj dwie krople syropu z ciemiernika czarnego. - zacytowała mu trzeci punkt z podręcznika, podając mu przygotowany wcześniej kamień księżycowy. Na razie wspólna praca jakoś im szła, a Flo zauważyła już, że Giotto na szczęście wie do czego służy kociołek. Oboje byli całkiem nieźli, także doprowadzenie eliksiru do szczęśliwego końca nie wydawało się dla nich trudnym wyzwaniem.
-I jak tam moje zaproszenie do Hogsmeade? - zapytała, gdy chłopak zaczął mieszać eliksir. Kolejne zdanie powiedziane pół żartem, pół serio. Coś dużo było takich w ich znajomości.
Podczas tej lekcji będzie musiała się przełamać...
Wysłuchała się w słowa profesora, jednocześnie otwierając książkę. Przeleciała wzrokiem po liście składników, czytając ich nazwy po raz kolejny. Eliksiry, jak już każdy wiedział, uwielbiała. Podręcznik od eliksirów był jej lekturą do poduszki, a eliksir spokoju często występował na SUMach, jego recepturę znała więc na pamięć. Nigdy jednak nie miała okazji go uwarzyć, także teraz jej oczy aż błyszczały się z podniecenia. A co, jeśli jej nie wyjdzie? Eliksir był trudny, wszyscy uczniowie siódmej klasy mówili, że nie jest łatwo go przyrządzić.
-Już lecę. - powiedziała, unosząc do góry jedną brew. Cóż to za protekcjonalny ton? Flo westchnęła cicho, wstała i ruszyła po składniki. Książkę, którą łaskawie jej podał, ona odłożyła na ławkę tuż przed jego nosem, uśmiechnęła się do niego uroczo, a na koniec posłała buziaka. Gest ten jednak był przepełniony ironią, jakby chciała powiedzieć "pamiętaj, nie uda Ci się mnie tak łatwo poskromić".
-Kamień księżycowy, sproszkowane kolce jeżozwierza, syrop z ciemiernika czarnego, sproszkowany róg jednorożca... - mruczała do siebie pod nosem, sięgając po odpowiednie składniki. Po chwili miała już te oraz inne czynniki składające się na eliksir spokoju, wróciła do Giotto, odkładając wszystkie rzeczy na ich ławkę. Śledziła przez chwilę wzrokiem jego ruchy, po czym zaczęła przygotowywać składniki potrzebne do ich dalszej pracy. Przewróciła tylko oczyma, słysząc jego kolejne słowa. Jego pewność siebie była w sumie całkiem urocza.
Nie lubiła, gdy ktoś zaglądał jej przez ramię do kociołka i oceniał jej pracę. On pewnie też nie. Ale musieli się się z tym uporać, a to mogło być ciekawe wyzwanie.
-Dodaj sproszkowany kamień księżycowy, zamieszaj trzy razy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, gotuj przez siedem minut, a następnie dodaj dwie krople syropu z ciemiernika czarnego. - zacytowała mu trzeci punkt z podręcznika, podając mu przygotowany wcześniej kamień księżycowy. Na razie wspólna praca jakoś im szła, a Flo zauważyła już, że Giotto na szczęście wie do czego służy kociołek. Oboje byli całkiem nieźli, także doprowadzenie eliksiru do szczęśliwego końca nie wydawało się dla nich trudnym wyzwaniem.
-I jak tam moje zaproszenie do Hogsmeade? - zapytała, gdy chłopak zaczął mieszać eliksir. Kolejne zdanie powiedziane pół żartem, pół serio. Coś dużo było takich w ich znajomości.
- Regulus Black
Re: Klasa Eliksirów
Pon Gru 22, 2014 9:19 pm
Ciężko się napracował nad tym eliksirem. Zaczął od posegregowania wszystkich sporządzonych notatek i robił wszystko według instrukcji, co do każdego drgnięcia palca. Nawet sproszkowany księżycowy kamień odmierzył niemal co do jednej malutkiej drobiny. Wydawał koledze z ławki suche polecenia, wskazując na dokładnie opisany plan przygotowania, i nie dawał mu się zbytnio wykazać. Chciał, żeby wywar był idealny i przy okazji zdobyć z niego jak najwyższą ocenę, wiedział jednak, że bez dokładnej instrukcji, dodatkowo wcześniej przez niego opracowanej, zapewne nie udałoby mu się go stworzyć.
Efekt końcowy był zadowalający. Nic się nie zepsuło i eliksir miał działanie takie jak trzeba, jednak czuć było wyraźny brak indywidualnego podejścia do eliksiru. Był idealny, prosty i suchy, zapewne miał krótkie działanie. Regulus działał dokładnie i powoli, dlatego skończył pod sam koniec zajęć. Wykazał kompletny brak jakiejkolwiek kreatywności...
Efekt końcowy był zadowalający. Nic się nie zepsuło i eliksir miał działanie takie jak trzeba, jednak czuć było wyraźny brak indywidualnego podejścia do eliksiru. Był idealny, prosty i suchy, zapewne miał krótkie działanie. Regulus działał dokładnie i powoli, dlatego skończył pod sam koniec zajęć. Wykazał kompletny brak jakiejkolwiek kreatywności...
- Draco Brown
Re: Klasa Eliksirów
Wto Gru 23, 2014 7:20 pm
Wstalem z lawki i podszedłem do szafki, skad zabrałem swój kocioł i wagę, po czym wróciłem na miejsce, otwierając podręcznik na właściwej stronie. Wpierw przeczytałem dokładnie zawartą w nim instrukcję, a następnie zająłem się rozdzielaniem i zgniataniem składników według niej, nie zwracając uwagi na Regulusa, który przyrządzał swój eliksir w całkowitym milczeniu. Zrazu spostrzegłem, iż nie jest to eliksir łatwy w przyrządzaniu. Najgorsze było odmierzanie poszczególnych składników, które kładłem na wagę, w celu prawidłowego wydzielenia, a następnie wrzucałem je do kotła i mieszałem, toteż skupiłem na nim calą swoja uwagę. Przyrządzanie wywaru zajęło mi prawie całą godzinę lekcyjną. Starałem się jak mogłem, by wyszedł mi jak najlepiej, skupiając się tylko na jego ważeniu. Przyrządzanie eliksirów bywało niekiedy naprawdę męczące, zwłaszcza jeśli miało się pierwszy raz do czynienia z ich składnikami, co nie zmieniało bynajmniej faktu, że lubiłem te zajęcia, gdyż fascynowały mnie one, choć nie w takim stopniu jak obrona przed czarną magią, będąda moim ulubionym przedmiotem w tej szkole.
- Nauczyciele
Re: Klasa Eliksirów
Czw Gru 25, 2014 6:40 pm
Profesor Slughorn przechadzał się między ławkami i sprawdzał, jak sobie radzą uczniowie z przyrządzeniem eliksiru spokoju. Jednym szło to naprawdę dobrze, tak że na jego twarzy pojawiał się uśmiech zadowolenia, a drugim...no cóż, szkoda było słów, zwłaszcza kiedy przy jednym kociołku w jego nozdrza uderzył zapach zgniłych jaj, pomieszanych ze starymi skarpetkami, które ktoś nie prał przynajmniej od miesiąca. Największy problem miała z tym Sharon; wyglądała zresztą jakby miała zaraz wylądować głową w swoim kociołku. Nauczyciel Eliksirów jedynie zacmokał z dezaprobatą i ruszył dalej. W końcu wrócił na swoje miejsce i zajął się sprawdzaniem prac domowych uczniów z bodajże IV roku; w między czasie VI zajmował się przygotowaniem eliksiru spokoju. Kiedy już do zakończenia zajęć zostało z 5 minut, profesor Slughorn zarządził koniec by móc jeszcze skontrolować końcowy wynik ich pracy na lekcji. Po przejrzeniu ich kociołków ponownie, zatrzymał się przy swoim biurku.
- Dziękuję wszystkim za pracę na dzisiejszych zajęciach! Prosiłbym by pani, panno Gallagher dostarczyła mi na następne zajęcia próbkę z dobrze przyrządzonym przez siebie eliksirem spokoju. I pan, panie Brown...pana też prosiłbym o to samo. Dzisiaj bowiem niezbyt to panu wyszło. Reszta poradziła sobie z zadaniem całkiem dobrze, na szczególne wyróżnienie zasługuje praca panny Floyd i pana Nero! Oboje otrzymują 10 punktów dla swoich domów! To by było wszystko na dziś.
I tak lekcja Eliksirów dobiegła końca.
[z/t dla wszystkich]
Elizabeth Cook:
+2 PD, +10 fasolek
Regulus Black:
+2 PD, +12 fasolek
Liv Mendez:
+2 PD, +14 fasolek, +10 pkt dla Gryffindoru
Draco Brown:
+2 PD, +9 fasolek
Riley Acquart:
+2 PD, +12 fasolek
Alice Star:
+2 PD, +10 fasolek
Ieva Greengrass:
+2 PD, +10 fasolek
Giotto Nero:
+2 PD, +14 fasolek, +10 pkt dla Slytherinu
Florence Floyd:
+2 PD, +16 fasolek, +10 pkt dla Ravenclawu
Sharon Gallagher:
+2 PD, +8 fasolek
- Dziękuję wszystkim za pracę na dzisiejszych zajęciach! Prosiłbym by pani, panno Gallagher dostarczyła mi na następne zajęcia próbkę z dobrze przyrządzonym przez siebie eliksirem spokoju. I pan, panie Brown...pana też prosiłbym o to samo. Dzisiaj bowiem niezbyt to panu wyszło. Reszta poradziła sobie z zadaniem całkiem dobrze, na szczególne wyróżnienie zasługuje praca panny Floyd i pana Nero! Oboje otrzymują 10 punktów dla swoich domów! To by było wszystko na dziś.
I tak lekcja Eliksirów dobiegła końca.
[z/t dla wszystkich]
Elizabeth Cook:
+2 PD, +10 fasolek
Regulus Black:
+2 PD, +12 fasolek
Liv Mendez:
+2 PD, +14 fasolek, +10 pkt dla Gryffindoru
Draco Brown:
+2 PD, +9 fasolek
Riley Acquart:
+2 PD, +12 fasolek
Alice Star:
+2 PD, +10 fasolek
Ieva Greengrass:
+2 PD, +10 fasolek
Giotto Nero:
+2 PD, +14 fasolek, +10 pkt dla Slytherinu
Florence Floyd:
+2 PD, +16 fasolek, +10 pkt dla Ravenclawu
Sharon Gallagher:
+2 PD, +8 fasolek
- Aberacius Lovegood
Re: Klasa Eliksirów
Pon Sty 05, 2015 5:06 pm
Oj tak, to akurat prawda, Aberacius i Luthias byli zupełnie innymi osobami z charakteru. W czasie kiedy ten pierwszy uczył się tańca i latania na miotle, ten drugi trzymał nos w książkach i przyzwyczajał się do bardzo osiadłego trybu życia. Kiedy obaj oglądali gwiazdy, Aberacius widział piękny obraz namalowany przez naturę, niedoścignione marzenia, nawet tajemniczych przyjaciół, z którymi można nocami porozmawiać, zaś Luth widział gazowe kule, ustawienia, kąty i najchętniej by je wszystkie policzył aby zapisać w zeszycie. I nikt im nie kazał być tak różnymi od siebie.
On wcale nie wpychał na siłę kolorowego atramentu. On raczej powolnie trącał swoim zwojem jej ubrudzony zwój, licząc, że sama pozwoli zapisać na sobie kilka kolorowych literek, chociaż na tyle, aby mógł zobaczyć w oczach szczęśliwie iskierki. To wszystko odbywało się tylko za pozwoleniem, tylko jeśli ona sama zechce odpieczętować swój pergamin i wręczyć mu w dłoń kolorowe pióro wieczne. Nikogo nie chciał zmieniać. Nie ważne jak mocno ubrudzony był pergamin, on nadal nadawał osobie kształt.
Nie widział nic złego w dotyku, pewnie dlatego nie czuł w ogóle jej niechęci do tego. Miał dobre dzieciństwo i wspaniałą rodzinę, nie dotknęło go nic złego, może dlatego w jego życiu panowało tyle szczęścia. Jego dusza nadal szykowała się na pierwsze ciosy i mógł się tylko zastanawiać czy uda mu się zachować pogodę ducha.
- Tacy jak Ty nazwaliby je borówkami - wyjaśnił. Udowodnił tym, że ta dziwność jest wyłącznie jego wyborem. Doskonale wiedział jak ludzie nazywają różne rzeczy, ale niektóre nazywał po swojemu... Tak po prostu miał. Czerwone bobkowy, o których niedawno jej wspomniał to były najzwyklejsze w świecie maliny.
Droga, którą przebyli wyglądała... Ciekawie. Aberacius ciągle chował się za kolumnami i kantami, najpierw zaglądając na drogę, kompletnie ignorując fakt, że wszyscy przechodzący dobrze go widzą i patrzą na niego tak, jakby co najmniej miał już w dłoni bilet do czubków. Ten "koci" krok jeszcze bardziej zwracał na siebie uwagę czyli z góry był stracony [podkład]. Jednocześnie ciągle trzymał dziewczynę za rękę i kazał jej się skradać w podobny sposób, szepcząc coś o Organizacji.
Na szczęście korytarz przy sali profesora Slughorna był całkiem pusty - do lochów mało kto chciał się zapuszczać. Wystarczyło tylko uważać na niektórych Ślizgonów.
- A czy skojarzenia z miłością nie mogą się przez życie zmieniać? - spytał w końcu. Gdyby pokochał kiedyś kogoś, kto pachniałby brudnymi skarpetkami zapewne to poczułby, kiedy do jego nosa dotarłaby woń Amortencji.
Nacisnął klamkę, jednak drzwi były zamknięte, dlatego wyciągnął swoją różdżkę.
- Alohomora - szepnął. Zamek otworzył się i mogli wejść do pustej o tej porze klasy. Niektóre mało groźne eliksiry stały na biurku, gdyż każdy wiedział, że profesor Slughorn lubi przepytywać różnych uczniów z ich znajomości. Wśród nich musiała być Amortencja, wystarczyło tylko znaleźć odpowiednio różową fiolkę.
On wcale nie wpychał na siłę kolorowego atramentu. On raczej powolnie trącał swoim zwojem jej ubrudzony zwój, licząc, że sama pozwoli zapisać na sobie kilka kolorowych literek, chociaż na tyle, aby mógł zobaczyć w oczach szczęśliwie iskierki. To wszystko odbywało się tylko za pozwoleniem, tylko jeśli ona sama zechce odpieczętować swój pergamin i wręczyć mu w dłoń kolorowe pióro wieczne. Nikogo nie chciał zmieniać. Nie ważne jak mocno ubrudzony był pergamin, on nadal nadawał osobie kształt.
Nie widział nic złego w dotyku, pewnie dlatego nie czuł w ogóle jej niechęci do tego. Miał dobre dzieciństwo i wspaniałą rodzinę, nie dotknęło go nic złego, może dlatego w jego życiu panowało tyle szczęścia. Jego dusza nadal szykowała się na pierwsze ciosy i mógł się tylko zastanawiać czy uda mu się zachować pogodę ducha.
- Tacy jak Ty nazwaliby je borówkami - wyjaśnił. Udowodnił tym, że ta dziwność jest wyłącznie jego wyborem. Doskonale wiedział jak ludzie nazywają różne rzeczy, ale niektóre nazywał po swojemu... Tak po prostu miał. Czerwone bobkowy, o których niedawno jej wspomniał to były najzwyklejsze w świecie maliny.
Droga, którą przebyli wyglądała... Ciekawie. Aberacius ciągle chował się za kolumnami i kantami, najpierw zaglądając na drogę, kompletnie ignorując fakt, że wszyscy przechodzący dobrze go widzą i patrzą na niego tak, jakby co najmniej miał już w dłoni bilet do czubków. Ten "koci" krok jeszcze bardziej zwracał na siebie uwagę czyli z góry był stracony [podkład]. Jednocześnie ciągle trzymał dziewczynę za rękę i kazał jej się skradać w podobny sposób, szepcząc coś o Organizacji.
Na szczęście korytarz przy sali profesora Slughorna był całkiem pusty - do lochów mało kto chciał się zapuszczać. Wystarczyło tylko uważać na niektórych Ślizgonów.
- A czy skojarzenia z miłością nie mogą się przez życie zmieniać? - spytał w końcu. Gdyby pokochał kiedyś kogoś, kto pachniałby brudnymi skarpetkami zapewne to poczułby, kiedy do jego nosa dotarłaby woń Amortencji.
Nacisnął klamkę, jednak drzwi były zamknięte, dlatego wyciągnął swoją różdżkę.
- Alohomora - szepnął. Zamek otworzył się i mogli wejść do pustej o tej porze klasy. Niektóre mało groźne eliksiry stały na biurku, gdyż każdy wiedział, że profesor Slughorn lubi przepytywać różnych uczniów z ich znajomości. Wśród nich musiała być Amortencja, wystarczyło tylko znaleźć odpowiednio różową fiolkę.
- Runa Gustavsson
Re: Klasa Eliksirów
Pon Sty 05, 2015 5:52 pm
Runa cały czas czuła się jak pomału oswajany kot, który początkowo kładł uszy po sobie i unikał jakiegokolwiek kontaktu, by z czasem móc po prostu dać się głaskać. Bez warczenia i bez mruczenia. Bez drapania i bez łaszenia się. Do wszystkiego trzeba czasu i podejścia. A Aberacius z każdą chwilą zyskiwał go coraz więcej.
Nie, takie osoby zdecydowanie lepiej radzą sobie z uszczęśliwianiem innych niż z własnymi problemami, które przecież w każdej chwili mogą się pojawić. Gdyby tak dobrą i wesołą istotę jak Aberacius skrzywdził los czymś naprawdę poważnym, chłopak musiałby nagle dostać na twarz kubeł zimnej wody i spojrzeć na świat zupełnie inaczej. Czy zmieniłby swoje podejście do życia? Nie wiadomo. Z kolei małe, dzikie Runy w sytuacjach kryzysowych zachowują zimną krew i kamienną twarz. Jeżeli już od dzieciństwa ćwiczyło się powolne pozbywanie się emocji, to w późniejszym wieku może się mieć zupełnie inny problem-nie można ich włączyć.
-Tacy jak ty...-powtórzyła powoli, marszcząc brwi. Gdyby to nie były lata 70. w Hogwarcie, to powinni teraz zacząć śpiewać "Kolorowy Wiatr" z Pocahontas. Jedyny problem wyszedłby w tym, że nie wiadomo, które z nich jest większym dzikusem. -Na co jeszcze masz własne nazwy?- zapytała szczerze zaintrygowana.
Nie umiała wyrwać Aberaciusowi ręki, no po prostu nie. Chociaż nienawidziła dzieci jeszcze bardziej niż ludzi którzy mówią do niej "hehe młoda"(a ich nienawidziła naprawdę całym sercem!), to zabierając mu własną dłoń, poczułaby się pewnie tak, jakby zabrała dziecku jakiś płomyk radości. Chociaż chłopakowi wyraźnie nie brakowało w życiu wesołości, zapewne po prostu przyporządkowała do do tego rodzaju dzieci, które znała, tych które nie mają nikogo i nie cieszą się z niczego, bo co chwila zostaje im to odebrane. Dzieci z bidula. Takich dzieci, jakim była ona sama.
Gdy po raz piąty A. kazał jej ukryć się za kolumną i mówić do siebie szyfrem, samemu rozglądając się na boki, nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Odrzuciła głowę do tyłu i ukazując swój szeroki uśmiech zaśmiewała się naprawdę szczerze. To nie był głośny, mocny śmiech, a raczej ciągle zduszony gdzieś w środku. Ale szczery i prawdziwy. Zatrzymała się w połowie drogi i nie mogła iść dalej, trzęsąc się ze śmiechu. Prawdopodobnie psując całą tę tajną akcję, znów położyła mu dłoń na czole (stanęła na palcach, ale ćśśś) i samym ruchem warg powiedziała "Choroba psychiczna" otwierając oczy najszerzej jak się da.
Runa lubiła lochy, były zimne i w pewnym sensie tajemnicze, spokojnie mogłaby się tu częściej zapuszczać.
To pytanie zbiło ją z tropu. Zmarszczyła brwi, spuściła wzrok i zastanawiała się przez chwilę. W końcu spojrzała na niego i pewnie powiedziała:
-Mogą.-co najmniej tak, jakby wypowiedziała właśnie zdanie mające uratować komuś życie. Miała wielką nadzieję, ze nie pokocha nikogo takiego bo wolałaby wtedy stracić węch. Poza tym, zapach był jej zdaniem bardzo ważny. Lubiła jak ktoś ładnie pachniał albo chociaż kojarzył jej sie z jakimś zapachem.
Weszła do klasy i rozejrzała się po biurku profesora Slughorna oraz po najbliżej znajdujących się półkach.
-Okej, z tego co pamiętam, Amortencja powinna mieć perłowy odcień i ładnie się dymić, ale odkorkowywanie każdej buteleczki żeby to sprawdzić, byłoby dla nas zgubne. Możemy spróbować na chybił trafił, chyba że zdecydujemy, która pasuje do opisu.-zawsze mogli sięgnąć po leżący gdzieś podręcznik do Eliksirów, albo uważnie poszukać, czy flakoniki są opisane, ale z próbowaniem będzie zabawniej.
Nie, takie osoby zdecydowanie lepiej radzą sobie z uszczęśliwianiem innych niż z własnymi problemami, które przecież w każdej chwili mogą się pojawić. Gdyby tak dobrą i wesołą istotę jak Aberacius skrzywdził los czymś naprawdę poważnym, chłopak musiałby nagle dostać na twarz kubeł zimnej wody i spojrzeć na świat zupełnie inaczej. Czy zmieniłby swoje podejście do życia? Nie wiadomo. Z kolei małe, dzikie Runy w sytuacjach kryzysowych zachowują zimną krew i kamienną twarz. Jeżeli już od dzieciństwa ćwiczyło się powolne pozbywanie się emocji, to w późniejszym wieku może się mieć zupełnie inny problem-nie można ich włączyć.
-Tacy jak ty...-powtórzyła powoli, marszcząc brwi. Gdyby to nie były lata 70. w Hogwarcie, to powinni teraz zacząć śpiewać "Kolorowy Wiatr" z Pocahontas. Jedyny problem wyszedłby w tym, że nie wiadomo, które z nich jest większym dzikusem. -Na co jeszcze masz własne nazwy?- zapytała szczerze zaintrygowana.
Nie umiała wyrwać Aberaciusowi ręki, no po prostu nie. Chociaż nienawidziła dzieci jeszcze bardziej niż ludzi którzy mówią do niej "hehe młoda"(a ich nienawidziła naprawdę całym sercem!), to zabierając mu własną dłoń, poczułaby się pewnie tak, jakby zabrała dziecku jakiś płomyk radości. Chociaż chłopakowi wyraźnie nie brakowało w życiu wesołości, zapewne po prostu przyporządkowała do do tego rodzaju dzieci, które znała, tych które nie mają nikogo i nie cieszą się z niczego, bo co chwila zostaje im to odebrane. Dzieci z bidula. Takich dzieci, jakim była ona sama.
Gdy po raz piąty A. kazał jej ukryć się za kolumną i mówić do siebie szyfrem, samemu rozglądając się na boki, nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Odrzuciła głowę do tyłu i ukazując swój szeroki uśmiech zaśmiewała się naprawdę szczerze. To nie był głośny, mocny śmiech, a raczej ciągle zduszony gdzieś w środku. Ale szczery i prawdziwy. Zatrzymała się w połowie drogi i nie mogła iść dalej, trzęsąc się ze śmiechu. Prawdopodobnie psując całą tę tajną akcję, znów położyła mu dłoń na czole (stanęła na palcach, ale ćśśś) i samym ruchem warg powiedziała "Choroba psychiczna" otwierając oczy najszerzej jak się da.
Runa lubiła lochy, były zimne i w pewnym sensie tajemnicze, spokojnie mogłaby się tu częściej zapuszczać.
To pytanie zbiło ją z tropu. Zmarszczyła brwi, spuściła wzrok i zastanawiała się przez chwilę. W końcu spojrzała na niego i pewnie powiedziała:
-Mogą.-co najmniej tak, jakby wypowiedziała właśnie zdanie mające uratować komuś życie. Miała wielką nadzieję, ze nie pokocha nikogo takiego bo wolałaby wtedy stracić węch. Poza tym, zapach był jej zdaniem bardzo ważny. Lubiła jak ktoś ładnie pachniał albo chociaż kojarzył jej sie z jakimś zapachem.
Weszła do klasy i rozejrzała się po biurku profesora Slughorna oraz po najbliżej znajdujących się półkach.
-Okej, z tego co pamiętam, Amortencja powinna mieć perłowy odcień i ładnie się dymić, ale odkorkowywanie każdej buteleczki żeby to sprawdzić, byłoby dla nas zgubne. Możemy spróbować na chybił trafił, chyba że zdecydujemy, która pasuje do opisu.-zawsze mogli sięgnąć po leżący gdzieś podręcznik do Eliksirów, albo uważnie poszukać, czy flakoniki są opisane, ale z próbowaniem będzie zabawniej.
- Aberacius Lovegood
Re: Klasa Eliksirów
Pon Sty 05, 2015 7:40 pm
Być może to uszczęśliwianie było jego misją na tym świecie. Może istniał tylko po to, aby jak błazen opowiedzieć komuś żart i zagrać na mandolinie jakąś zabawną melodyjkę. Tylko co było złego w byciu takim głupim błaznem? W dawaniu ludziom szczęścia i wywoływaniu uśmiechu na ich twarzach. W ten sposób rozwija się każdy pergamin, a każdy rudy kotek chętniej łasił się do ręki.
Być może człowiek smutny wewnątrz, a szczęśliwy na zewnątrz będzie przyszłością Aberaciusa. Już umie radować serca innych, ale kto wie, może i jego kiedyś zostanie smutne i złamane, gdzieś w kącie, krwawiąc cicho. O ile brat mu na to pozwoli.
O tak, chętnie zaśpiewałby tę piosenkę z dziewczyną, wirując w tańcu jak to miało miejsce w kreskówce, jednak nie miał prawa jej znać... więc tylko by z nią tańczył! To może robić w każdym czasie.
- Na większość leśnych roślin i sporą ilość magicznych stworzeń. Na hipogryfy zwykłem mówić dziobogłowy. - przyznał. Jego brat stosował to znacznie mniej niż on, Luth był tym bardziej racjonalnym bratem, co jednak nie zmieniało faktu, że był bardzo kreatywnym człowiekiem. Gdyby tylko chciał lub miał na to czas, wymyślałby o wiele zabawniejsze rzeczy niż Aberacius.
Na taką dziewczynę chętnie mógł patrzeć. Roześmiana ciepło, z nieułożonymi włosami. Nawet jemu udzielił się ten ciepły nastrój i kiedy sprawdzała stan jego głowy (której temperatura była normalna), tylko obserwował ją roześmianymi, szczęśliwymi oczami. Patrzyłby na nią dalej, jednak mieli do wypełnienia misję!
- Właśnie dlatego uważam, że i zapach mojej Amortencji mógłby się zmienić. - powiedział spokojnie, rozglądając się po fiolkach. Oj, gdyby teraz chwycił za podręcznik zapewne straciłby większość zabawy!
- Weźmy te, które pasują i zróbmy wyliczankę!
Podszedł do fioleczek, które powoli zaczął sprawdzać, przejeżdżając po nich wzrokiem. Zauważył też, że miały malutkie podpisy, co znacznie ułatwiłoby zadanie, gdyby nie fakt, że profesor Slughorn na tak małej nalepce bazgrał nierozczytywalnie. Może chociaż po pierwszej literce cokolwiek rozpoznają.
Wybrał jedną z fiolek z delikatnie perłowym eliksirem, na którego podpisie jako pierwsza litera widniała "A..." jednak co było napisane dalej już nie dało się przeczytać.
- Otwieramy...?
Być może człowiek smutny wewnątrz, a szczęśliwy na zewnątrz będzie przyszłością Aberaciusa. Już umie radować serca innych, ale kto wie, może i jego kiedyś zostanie smutne i złamane, gdzieś w kącie, krwawiąc cicho. O ile brat mu na to pozwoli.
O tak, chętnie zaśpiewałby tę piosenkę z dziewczyną, wirując w tańcu jak to miało miejsce w kreskówce, jednak nie miał prawa jej znać... więc tylko by z nią tańczył! To może robić w każdym czasie.
- Na większość leśnych roślin i sporą ilość magicznych stworzeń. Na hipogryfy zwykłem mówić dziobogłowy. - przyznał. Jego brat stosował to znacznie mniej niż on, Luth był tym bardziej racjonalnym bratem, co jednak nie zmieniało faktu, że był bardzo kreatywnym człowiekiem. Gdyby tylko chciał lub miał na to czas, wymyślałby o wiele zabawniejsze rzeczy niż Aberacius.
Na taką dziewczynę chętnie mógł patrzeć. Roześmiana ciepło, z nieułożonymi włosami. Nawet jemu udzielił się ten ciepły nastrój i kiedy sprawdzała stan jego głowy (której temperatura była normalna), tylko obserwował ją roześmianymi, szczęśliwymi oczami. Patrzyłby na nią dalej, jednak mieli do wypełnienia misję!
- Właśnie dlatego uważam, że i zapach mojej Amortencji mógłby się zmienić. - powiedział spokojnie, rozglądając się po fiolkach. Oj, gdyby teraz chwycił za podręcznik zapewne straciłby większość zabawy!
- Weźmy te, które pasują i zróbmy wyliczankę!
Podszedł do fioleczek, które powoli zaczął sprawdzać, przejeżdżając po nich wzrokiem. Zauważył też, że miały malutkie podpisy, co znacznie ułatwiłoby zadanie, gdyby nie fakt, że profesor Slughorn na tak małej nalepce bazgrał nierozczytywalnie. Może chociaż po pierwszej literce cokolwiek rozpoznają.
Wybrał jedną z fiolek z delikatnie perłowym eliksirem, na którego podpisie jako pierwsza litera widniała "A..." jednak co było napisane dalej już nie dało się przeczytać.
- Otwieramy...?
- Runa Gustavsson
Re: Klasa Eliksirów
Pon Sty 05, 2015 8:52 pm
Tak, czasem naprawdę wystarczy odpowiednie podejście i cierpliwość i można zdziałać bardzo wiele. A w byciu rozweselającym innych błaznem nie było zasadniczo nic złego. O ile nie trafiał się akurat ten zły typ błazna-wesołka ze słabymi żartami, który usilnie stara się zwrócić na siebie uwagę i chyba bardziej chce zaimponować sobie samemu marnym żartem, niż rozbawić kogokolwiek. Dlatego R. cieszyła się, że ma do czynienia z typem być może smutnego wewnątrz chłopaka, który jednak robi wszystko co w jego mocy, żeby inni się uśmiechali.
Teraz wydawało jej się, że ci, którzy Aberaciusa spotkali już w swoim życiu, na sam jego widok uśmiechają się szeroko. Pewnie przechodząc do dormitorium Puchonów, chłopak ściskał dziesiątki rąk, a wszyscy chcieli go zatrzymać, żeby móc sie z nim pośmiać. Chyba, ze było zupełnie inaczej, a on czuł się czasem samotny i niepotrzebny? Tak przecież też sie zdarza. Nigdy nie wiadomo, co tak właściwie kryje się za uśmiechem.
Niestety Edyta Górniak jest dalej czymś mniej niż zygotą, więc Kolorowy Wiatr mogą co najwyżej wymyślić sami. No trudno!
-Dziobogłowy? Ojejku, to brzmi pięknie, nigdy inaczej na nie nie powiem! A lubisz smoki?-zapytała z szeroko otwartymi oczami, jedynie odrobinę podnosząc ton, by aż tak bardzo nie szeptać. Musi przestać, w końcu go to zirytuje, że mówi do niego jak do dziecka "chodź, sprawdzimy czy w zlewie pływają karpie ziejące ogniem".
-To bardzo możliwe. Wiesz, ja swojej nawet nie znam, więc Ci nie powiem. Ale zaraz to sprawdzimy.-mówiła przekładając kolejne fiolki i szukając odpowiedniej.-Powiedz mi, czujemy tylko to, co uważamy za przyjemne? Czy to musi się wiązać z naszymi uczuciami?-zapytała ciekawie, ale spuszczając zupełnie jakiekolwiek emocje ze swojego głosu. Rzadko kiedy odczuwała coś dobrego naprawdę głęboko. Była typową pesymistką. Zawahała sie, nie będąc pewną, czy poczuje cokolwiek. Przygryzła wargę i spojrzała na Aberaciusa.
-No dobrze, spróbujmy.-z wyliczanki wypadła im jedna, zwycięska fiolka, której najbliżej ze znalezionych, było do Amortencji.
-Otwieramy.
Teraz wydawało jej się, że ci, którzy Aberaciusa spotkali już w swoim życiu, na sam jego widok uśmiechają się szeroko. Pewnie przechodząc do dormitorium Puchonów, chłopak ściskał dziesiątki rąk, a wszyscy chcieli go zatrzymać, żeby móc sie z nim pośmiać. Chyba, ze było zupełnie inaczej, a on czuł się czasem samotny i niepotrzebny? Tak przecież też sie zdarza. Nigdy nie wiadomo, co tak właściwie kryje się za uśmiechem.
Niestety Edyta Górniak jest dalej czymś mniej niż zygotą, więc Kolorowy Wiatr mogą co najwyżej wymyślić sami. No trudno!
-Dziobogłowy? Ojejku, to brzmi pięknie, nigdy inaczej na nie nie powiem! A lubisz smoki?-zapytała z szeroko otwartymi oczami, jedynie odrobinę podnosząc ton, by aż tak bardzo nie szeptać. Musi przestać, w końcu go to zirytuje, że mówi do niego jak do dziecka "chodź, sprawdzimy czy w zlewie pływają karpie ziejące ogniem".
-To bardzo możliwe. Wiesz, ja swojej nawet nie znam, więc Ci nie powiem. Ale zaraz to sprawdzimy.-mówiła przekładając kolejne fiolki i szukając odpowiedniej.-Powiedz mi, czujemy tylko to, co uważamy za przyjemne? Czy to musi się wiązać z naszymi uczuciami?-zapytała ciekawie, ale spuszczając zupełnie jakiekolwiek emocje ze swojego głosu. Rzadko kiedy odczuwała coś dobrego naprawdę głęboko. Była typową pesymistką. Zawahała sie, nie będąc pewną, czy poczuje cokolwiek. Przygryzła wargę i spojrzała na Aberaciusa.
-No dobrze, spróbujmy.-z wyliczanki wypadła im jedna, zwycięska fiolka, której najbliżej ze znalezionych, było do Amortencji.
-Otwieramy.
- Aberacius Lovegood
Re: Klasa Eliksirów
Pon Sty 05, 2015 9:20 pm
Zwykle spotykał się z uśmiechem na twarzach ludzi, chociaż jeśli nie przyjmowali jego wygłupów, nie naciskał na takich. Nikt nie musiał być radosny na siłę, ale kiedy widział, że jego starania nie idą na próżno, sam czuł się wesoły. Nie był też człowiekiem, który nigdy nie chce zaszyć się w swojej samotni, choć trochę odpocząć od ludzi. Czasem czuł potrzebę, aby zamknąć za sobą drzwi.
Nie czuł się nigdy niepotrzebny, choć czasem obawiał się, że stanie się szary i zacznie wtapiać w tłum...
Uśmiechnął się cieplutko, kiedy dziewczyna wyraziła zadowolenie z takiego nazywania hipogryfów.
- Uwielbiam smoki! Kiedyś nazywałem je po swojemu także, były to ogniodechy, ale nie przyjęło się za dobrze... - powiedział. Tak, brat wtedy skrytykował, że ta nazwa brzmi jakby stos desek płonął... Więc zostały smoki. - Profesor mówił, że może to być to, co uważamy za pociągające lub z czym mamy dobre skojarzenia... Coś, co lubimy. - wyjaśnił tylko. Nie ważyli tego eliksiru na lekcji, w ogóle nie słyszał kiedykolwiek o ważeniu Amortencji, raczej o jej kupowaniu. Ciekawe, czy fiolkę, którą trzymał w dłoniach przygotował sam profesor Slughorn.
- Gotowa? - spytał tylko i nie czekając na odpowiedź, wyciągnął mały koreczek. Mieli rację... to był ten wywar. Wyczuł to od razu, kiedy uderzyła go woń tak przypominająca noce spędzone na trawie w otoczeniu gwiezdnego firmamentu. Tak, herbata, róże, pergamin...
Nie czuł się nigdy niepotrzebny, choć czasem obawiał się, że stanie się szary i zacznie wtapiać w tłum...
Uśmiechnął się cieplutko, kiedy dziewczyna wyraziła zadowolenie z takiego nazywania hipogryfów.
- Uwielbiam smoki! Kiedyś nazywałem je po swojemu także, były to ogniodechy, ale nie przyjęło się za dobrze... - powiedział. Tak, brat wtedy skrytykował, że ta nazwa brzmi jakby stos desek płonął... Więc zostały smoki. - Profesor mówił, że może to być to, co uważamy za pociągające lub z czym mamy dobre skojarzenia... Coś, co lubimy. - wyjaśnił tylko. Nie ważyli tego eliksiru na lekcji, w ogóle nie słyszał kiedykolwiek o ważeniu Amortencji, raczej o jej kupowaniu. Ciekawe, czy fiolkę, którą trzymał w dłoniach przygotował sam profesor Slughorn.
- Gotowa? - spytał tylko i nie czekając na odpowiedź, wyciągnął mały koreczek. Mieli rację... to był ten wywar. Wyczuł to od razu, kiedy uderzyła go woń tak przypominająca noce spędzone na trawie w otoczeniu gwiezdnego firmamentu. Tak, herbata, róże, pergamin...
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|