- Sahir Nailah
Re: Klepsydry
Czw Paź 22, 2015 12:33 pm
- Miękkie pióro o niewyczuwalnej wadze, delikatne i giętkie, przesiąknięte zapachem gleby i deszczu... - Czarnowłosy splótł ręce na klatce piersiowej, spoglądając w bok, na Ievę która trzymała kalosza. - ... i niemal niewyczuwalnym smrodem starego buta... - Przedmioty znajdowały się w jednym worku, trudno tutaj liczyć na cuda. Zaraz oczy Nailaha wróciły na profesora, którego nie oświecił co do swojego nazwiska - jak sam w końcu pracownik ministerstwa stwierdził: to nie było ważne, więc po co temat poruszać? - Długość około 30-40 centymetrów. Czarne z zielonymi pasmami w formie przebarwień i z czterema niebieskimi kropkami - z obu stron identyczne. Nieznacznie potargane na krańcu chorągiewki. Dutka jest ostro ścięta, ale stępiona, nieco przebarwiona. Krótka oś pióra. - Pióro nie należało do najbardziej skomplikowanych przedmiotów, tym nie mniej pamięć lubiła zwodzić na manowce.
- Riley Acquart
Re: Klepsydry
Pią Paź 23, 2015 4:28 pm
Miało być po kolei. Każdy z uczniów powinien opisać przedmiot jaki otrzymał i to w odpowiedniej chronologii... Tyle tylko, że Gryfonka nie uważała kto w jakiej kolejności zwracał profesorowi przedmiot, a co za tym idzie nie wiedziała kiedy będzie jej pora na odpowiedź. Była w tamtym czasie zajęta badaniem swojego narzędzia i to w naprawdę dużym skupieniu. Dlatego gdy nastała chwilowa cisza po przemówieniu Sahira, młoda czarownica uznała że nadszedł jej moment na wypowiedź.
- Mugolskie nożyczki. Sądzę że były nowe, ponieważ nie nosiły śladów użytkowania. Ostre w strefie cięcia, a zarazem wygodne przy uchwytach. Dodam, że uchwyty były w kolorze różowym... taki pudrowy róż ściślej mówiąc. Natomiast ostrza były barwy jasnej szarości. Lekko matowe. Nożyczki idealnie dopasowały się do mojej dłoni. Były przyjemnie chłodne, bezwonne i stosunkowo ciężkie. Solidnie wykonane. Po rozwarciu ostrzy od wewnętrznej strony był wygrawerowany maleńki napis, Made in Poland. Długość nożyczek odpowiadała długości mojej różdżki, czyli 10 ¾ cala. To chyba tyle... Aaa, zapomniałam dodać że ostrza miały metaliczny posmak. Taki cierpki na języku...
Nastolatka przymrużyła leciutko oczy, błądząc w wyobraźni nad obrazem swojego przedmiotu i starając się przypomnieć coś jeszcze. Ale do swojej wypowiedzi już nic więcej nie dodała.
- Mugolskie nożyczki. Sądzę że były nowe, ponieważ nie nosiły śladów użytkowania. Ostre w strefie cięcia, a zarazem wygodne przy uchwytach. Dodam, że uchwyty były w kolorze różowym... taki pudrowy róż ściślej mówiąc. Natomiast ostrza były barwy jasnej szarości. Lekko matowe. Nożyczki idealnie dopasowały się do mojej dłoni. Były przyjemnie chłodne, bezwonne i stosunkowo ciężkie. Solidnie wykonane. Po rozwarciu ostrzy od wewnętrznej strony był wygrawerowany maleńki napis, Made in Poland. Długość nożyczek odpowiadała długości mojej różdżki, czyli 10 ¾ cala. To chyba tyle... Aaa, zapomniałam dodać że ostrza miały metaliczny posmak. Taki cierpki na języku...
Nastolatka przymrużyła leciutko oczy, błądząc w wyobraźni nad obrazem swojego przedmiotu i starając się przypomnieć coś jeszcze. Ale do swojej wypowiedzi już nic więcej nie dodała.
- Kim Miracle
Re: Klepsydry
Pią Paź 23, 2015 4:48 pm
Spojrzała na Lily i lekko się uśmiechnęła. Gdy była jej kolej na mówienie zaczęła opisywać swój guziczek.
- Niebieski niewielki guzik posiadający trzy oczka, zrobiony z plastiku. Zapach nie był jakiś konkretny, nie kojarzył mi się z niczym, ale istniały na nim feromony należące zapewne do osoby, która jest jego właścicielem - zastanowiła się chwilę. - Kolor guziczka jest przyjemny dla oka i bardzo mi się spodobał. Mieścił mi się na kciuku, więc nie był zbyt duży - powiedziała tyle ile wiedziała.
Co więcej mogła powiedzieć o guziku? Są one bez osobowościowe, niestety.
/jeżu przepraszam, za to coś, ale głowa mnie boli a nie chcę już blokować żadnych tematów ;-;
- Niebieski niewielki guzik posiadający trzy oczka, zrobiony z plastiku. Zapach nie był jakiś konkretny, nie kojarzył mi się z niczym, ale istniały na nim feromony należące zapewne do osoby, która jest jego właścicielem - zastanowiła się chwilę. - Kolor guziczka jest przyjemny dla oka i bardzo mi się spodobał. Mieścił mi się na kciuku, więc nie był zbyt duży - powiedziała tyle ile wiedziała.
Co więcej mogła powiedzieć o guziku? Są one bez osobowościowe, niestety.
/jeżu przepraszam, za to coś, ale głowa mnie boli a nie chcę już blokować żadnych tematów ;-;
- Caroline Rockers
Re: Klepsydry
Nie Paź 25, 2015 1:18 am
Przyszła jako pierwsza, więc i jako pierwsza otrzymała przedmiot. Jej spojrzenie błądziło po sali i było pełne tego znużenia, które lubiło, co jakiś czas dotykać poszczególnych wybrańców. Nic szczególnego i nie było, co się oszukiwać, że jest inaczej. W każdym razie, tutaj sobie rozmawiał Sahir z jakąś ciemniejszą Gryfonką, tam dalej stały szlamy pogrążone w rozmowie... dzień jak co dzień. Dokładnie. Odbiła się delikatnie od ściany, kiwnęła głową w stronę mężczyzny i chwyciła za książkę, którą jej podał. Palce przesunęły się po starej, podniszczonej okładce na której błyszczały złote litery. Po chwili minęła bez zbędnych komentarzy Sahira, Riley i resztę gromadki i oddała przedmiot. Dzisiejszy dzień był tak nudny, że jeszcze trochę i zaczęła przemieszczać się po ścianach. Strzeliła głową raz w prawo i raz w lewo a następnie, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej, dzięki czemu krawat w barwach Slytherinu został przyciśnięty do jej ciała. Kiedy nadeszła jej kolej, C. przemówiła chłodnym, opanowanym tonem.
- Stara, pokryta kurzem książka do Historii Magii na której napis jest ledwo widoczny. Ma złote, bogato zdobione litery. Niektóre kartki zostały potraktowany najpewniej ogniem, który przyczynił się do tego, że podręcznik ten wygląda tak jak wygląda. Średnia wielkość.
Pozostało więc czekać na to, czego ten starszy urzędnik zażyczy sobie teraz.
- Stara, pokryta kurzem książka do Historii Magii na której napis jest ledwo widoczny. Ma złote, bogato zdobione litery. Niektóre kartki zostały potraktowany najpewniej ogniem, który przyczynił się do tego, że podręcznik ten wygląda tak jak wygląda. Średnia wielkość.
Pozostało więc czekać na to, czego ten starszy urzędnik zażyczy sobie teraz.
- Lily Evans
Re: Klepsydry
Wto Paź 27, 2015 3:49 pm
Odetchnęła z ulgą, kiedy mężczyzna zwrócił się w jej stronę i nie zrobił żadnych problemów z powodu jej odezwania się i zwrócenia mu uwagi, że jednak o kimś zapomniał. Przyglądała się mu jak sięga do swojej teczki i nie ruszając się ani o krok, czekała. Nauczyciel Teleportacji podszedł do niej i na jej dłoni znalazł się maleńki pierścionek, który wzbudził zainteresowanie rudowłosej. Jej zielone tęczówki żywo badały strukturę przedmiotu tak cennego, który jednak został jej powierzony. Nie wiedziała zupełnie, co powiedzieć, choć zdawała sobie sprawę, że to wszystko dlatego, że zapewne ów jegomość nie mógł znaleźć niczego innego.
- Wróci, zapewniam pana - odpowiedziała cicho z delikatnym uśmiechem, starając się nie spuścić z oka tego drogocennego pierścionka. Przysłuchiwała się innym, którzy już odnieśli przedmioty i teraz zabierali głos. Ona sama postanowiła to zrobić jako jedna z ostatnich. Przyjrzała się pierścionkowi żony profesora jeszcze raz, zanim uniosła oczy do góry i oddała go mężczyźnie. Miała nadzieję, że zapamiętała wystarczająco dużo. - Mały, mieszczący się w dłoni, złoty pierścionek z rubinem, który znacząco wystaje ponad jego powierzchnię i pulsuje delikatnym blaskiem. Bardzo zadbany.
- Wróci, zapewniam pana - odpowiedziała cicho z delikatnym uśmiechem, starając się nie spuścić z oka tego drogocennego pierścionka. Przysłuchiwała się innym, którzy już odnieśli przedmioty i teraz zabierali głos. Ona sama postanowiła to zrobić jako jedna z ostatnich. Przyjrzała się pierścionkowi żony profesora jeszcze raz, zanim uniosła oczy do góry i oddała go mężczyźnie. Miała nadzieję, że zapamiętała wystarczająco dużo. - Mały, mieszczący się w dłoni, złoty pierścionek z rubinem, który znacząco wystaje ponad jego powierzchnię i pulsuje delikatnym blaskiem. Bardzo zadbany.
- Mistrz Gry
Re: Klepsydry
Wto Paź 27, 2015 3:58 pm
Mężczyzna wysłuchał wszystkich. Nie przerywał im bo i niby po co to oni mieli te przedmioty w dłoniach i to oni najlepiej wiedzieli co mieli mówić. Kiedy w końcu wszyscy skończyli mężczyzna odepchnął się od ściany przy której aktualnie stał i westchnął cicho.
-Dobrze... wydaje mi się, że na tym możemy skończyć nasze zajęcia.- Powiedział po czym ponownie sięgnął do swojej torby i każdemu oddał to co dostał wcześniej. Naturalnie Lily została aktualnie bez niczego.
-Pani będzie miała za zadanie samej sobie wybrać jakąś rzecz. Na następne zajęcia widzimy się już w Hoegsmade. Będziemy wtedy szlifować namysł i wolę. Cel mamy już opracowany. - Powiedział spokojnie i powrócił do swojej torby którą zaraz zarzucił na ramie.
-Jak będą wyglądać nasze następne ćwiczenia? Będą wam potrzebne te przedmioty, dlatego do tego czasu spróbujcie jeszcze bardziej się z nimi... "zaprzyjaźnić". Wtedy będziemy już próbować się przenosić do miejsca gdzie te przedmioty będą się znajdować. Więc nie zapomnijcie ich ze sobą zabrać. Ten kto tego nie zrobi nie będzie mógł brać udziału w kolejnym etapie szkolenia- Tak może i był surowy, ale mimo wszystko doskonale wiedział co robi i od czego zacząć aby nikt mu się na egzaminie przypadkiem nie rozszczepił.
-Dobrze... a teraz to wszystko możecie zająć się swoimi sprawami- Obwieścił koniec zajęć i jako pierwszy wyszedł z sali. Nie pogratulował wam, ani nic... w końcu co trudnego może być w opisaniu zwykłego przedmiotu. Schody zaczną się w chwili kiedy w swoich głowach będziecie musieli umieścić go w konkretnym miejscu, które również musicie sobie wyobrazić.
z/t dla wszystkich
-Dobrze... wydaje mi się, że na tym możemy skończyć nasze zajęcia.- Powiedział po czym ponownie sięgnął do swojej torby i każdemu oddał to co dostał wcześniej. Naturalnie Lily została aktualnie bez niczego.
-Pani będzie miała za zadanie samej sobie wybrać jakąś rzecz. Na następne zajęcia widzimy się już w Hoegsmade. Będziemy wtedy szlifować namysł i wolę. Cel mamy już opracowany. - Powiedział spokojnie i powrócił do swojej torby którą zaraz zarzucił na ramie.
-Jak będą wyglądać nasze następne ćwiczenia? Będą wam potrzebne te przedmioty, dlatego do tego czasu spróbujcie jeszcze bardziej się z nimi... "zaprzyjaźnić". Wtedy będziemy już próbować się przenosić do miejsca gdzie te przedmioty będą się znajdować. Więc nie zapomnijcie ich ze sobą zabrać. Ten kto tego nie zrobi nie będzie mógł brać udziału w kolejnym etapie szkolenia- Tak może i był surowy, ale mimo wszystko doskonale wiedział co robi i od czego zacząć aby nikt mu się na egzaminie przypadkiem nie rozszczepił.
-Dobrze... a teraz to wszystko możecie zająć się swoimi sprawami- Obwieścił koniec zajęć i jako pierwszy wyszedł z sali. Nie pogratulował wam, ani nic... w końcu co trudnego może być w opisaniu zwykłego przedmiotu. Schody zaczną się w chwili kiedy w swoich głowach będziecie musieli umieścić go w konkretnym miejscu, które również musicie sobie wyobrazić.
z/t dla wszystkich
- Natalie Dark
Re: Klepsydry
Sob Gru 05, 2015 7:47 pm
(obiad) 01 maja 1978 roku
Obiad zmierzał powoli ku końcowi. Większość uczniów zdążyła już opuścić salę i udać się do dormitoriów lub na kolejne zajęcia. Tylko Natalie stała cały czas wpatrzona w klepsydry wyznaczające ilość punktów posiadanych przez każdy z domów.
- Niech to szlag. Krukoni jakimś cudem nas wyprzedzili - syknęła do siebie przez zaciśnięte zęby. Panna Dark naprawdę nie lubiła przegrywać. Pewnie dlatego nienawidziła pracy zespołowej. Co z tego, że dawała z siebie wszystko, jeśli jakaś banda palantów mogła to ot tak zniszczyć przez swoje idiotyczne wygłupy? Strasznie nie podobało jej się karanie całej grupy za błędy jednostek. Na szczęście większość ślizgonów była na tyle rozgarnięta, że Natalie nie miała ochoty zamordować ich spojrzeniem bazykiszka.
Westchnęła ciężko.
- Zawsze mogło być gorzej. Gdyby to był Hufflepuff to bym się już chyba załamała - mruknęła.
Tylko kiedy to się stało? Przecież przechodziłam tędy codziennie i cały czas prowadziliśmy.
Westchnęła. Niestety nad poczynaniami innych domów ślizgonka miała niewielka kontrolę. Być może niebiescy byli bardzo aktywni na jakichś zajęciach? A może wykazali się w jakiejś pracy poza nimi? Panna Dark nie mogła już na to nic poradzić. Pozostawało jej tylko zmobilizować siebie i innych zielonych do pracy, by odzyskać należyte miejsce.
W zamyśleniu odwróciła się w stronę wyjścia i ruszyła do dormitorium nie do końca zwracając uwagę na to, czy kogoś na jej drodze nie ma.
Obiad zmierzał powoli ku końcowi. Większość uczniów zdążyła już opuścić salę i udać się do dormitoriów lub na kolejne zajęcia. Tylko Natalie stała cały czas wpatrzona w klepsydry wyznaczające ilość punktów posiadanych przez każdy z domów.
- Niech to szlag. Krukoni jakimś cudem nas wyprzedzili - syknęła do siebie przez zaciśnięte zęby. Panna Dark naprawdę nie lubiła przegrywać. Pewnie dlatego nienawidziła pracy zespołowej. Co z tego, że dawała z siebie wszystko, jeśli jakaś banda palantów mogła to ot tak zniszczyć przez swoje idiotyczne wygłupy? Strasznie nie podobało jej się karanie całej grupy za błędy jednostek. Na szczęście większość ślizgonów była na tyle rozgarnięta, że Natalie nie miała ochoty zamordować ich spojrzeniem bazykiszka.
Westchnęła ciężko.
- Zawsze mogło być gorzej. Gdyby to był Hufflepuff to bym się już chyba załamała - mruknęła.
Tylko kiedy to się stało? Przecież przechodziłam tędy codziennie i cały czas prowadziliśmy.
Westchnęła. Niestety nad poczynaniami innych domów ślizgonka miała niewielka kontrolę. Być może niebiescy byli bardzo aktywni na jakichś zajęciach? A może wykazali się w jakiejś pracy poza nimi? Panna Dark nie mogła już na to nic poradzić. Pozostawało jej tylko zmobilizować siebie i innych zielonych do pracy, by odzyskać należyte miejsce.
W zamyśleniu odwróciła się w stronę wyjścia i ruszyła do dormitorium nie do końca zwracając uwagę na to, czy kogoś na jej drodze nie ma.
- Kathleen Wright
Re: Klepsydry
Sob Gru 05, 2015 8:33 pm
Kogo w ogóle obchodzą jakieś tam punkty?
Nie przecież o wyniki w tym wszystkim chodzi. Dla obu części Kathleen było oczywiste, że by władać trzeba posiadać wiedzę. Im więcej człowiek wie, tym trudniej go kontrolować. Nauka więc w zamku była dla nich obu czymś więcej niż konkursem w przegonieniu innego domu. Liczba punktów była odzwierciedleniem tego, czy są na tyle mądrzy, by nie dać ich sobie odjąć. W normalnym życiu jest zaś bardzo podobnie. Nie chodzi o to, czy robisz coś złego, czy dobrego. Nikogo nie obchodzi, jaka jest twoja droga. Wszystko kręcił się wokół celu. Wiedzy. Widać, że to istna Krukona, prawda? Cóż, nie da się ukryć. Wszystko skupiało się dla niej właśnie w posiadaniu umiejętności, informacji. Otwarta na ich przyjmowanie. Oczywiście będąc dwoma osobami w jednym ciele jest to problematyczne. Żyją w bardzo niestabilnym świecie.
I o dziwo wiedzą o swoim istnieniu, co niczego nie ułatwia.
Teraz jednak po korytarzu szła Leen.
A Leen ma własny charakter, poglądy i usposobienie, oczywiście różny od Kate. Tak więc nie miała żadnego problemu z zaczepieniem nieznajomej.
- Widziałaś może punktację? - Kto na chwilę obecną wykazuje się inteligencją na tyle dużą, by nie tracić wiecznie punktów?
Kto jest mózgiem w tym zamku?
Mało co obchodziły Leen około szkolne sprawy. Są jednak wyjątki. Taki jak ten. I choć są takich maleńkich sprawach do siebie podobne to nigdy się o tym nie dowiedzą. Żadna nie znam myśli drugiej. Jakby jedna osoba za dużo weszła w to ciało. Tak to właśnie jest z chorobą. Masz nieproszonego gościa. Z tej choroby...cóż, tym razem raczej nie wyprosisz swojego towarzystwa. Od tylu lat to samo. Niezły rollercoaster.
I dopiero teraz zaczyna robić się naprawdę trudno. Ale to nieistotne. Liczy się to, co jest, a nie to, czego nie ma. Tak więc sprawa punktów...
Nie przecież o wyniki w tym wszystkim chodzi. Dla obu części Kathleen było oczywiste, że by władać trzeba posiadać wiedzę. Im więcej człowiek wie, tym trudniej go kontrolować. Nauka więc w zamku była dla nich obu czymś więcej niż konkursem w przegonieniu innego domu. Liczba punktów była odzwierciedleniem tego, czy są na tyle mądrzy, by nie dać ich sobie odjąć. W normalnym życiu jest zaś bardzo podobnie. Nie chodzi o to, czy robisz coś złego, czy dobrego. Nikogo nie obchodzi, jaka jest twoja droga. Wszystko kręcił się wokół celu. Wiedzy. Widać, że to istna Krukona, prawda? Cóż, nie da się ukryć. Wszystko skupiało się dla niej właśnie w posiadaniu umiejętności, informacji. Otwarta na ich przyjmowanie. Oczywiście będąc dwoma osobami w jednym ciele jest to problematyczne. Żyją w bardzo niestabilnym świecie.
I o dziwo wiedzą o swoim istnieniu, co niczego nie ułatwia.
Teraz jednak po korytarzu szła Leen.
A Leen ma własny charakter, poglądy i usposobienie, oczywiście różny od Kate. Tak więc nie miała żadnego problemu z zaczepieniem nieznajomej.
- Widziałaś może punktację? - Kto na chwilę obecną wykazuje się inteligencją na tyle dużą, by nie tracić wiecznie punktów?
Kto jest mózgiem w tym zamku?
Mało co obchodziły Leen około szkolne sprawy. Są jednak wyjątki. Taki jak ten. I choć są takich maleńkich sprawach do siebie podobne to nigdy się o tym nie dowiedzą. Żadna nie znam myśli drugiej. Jakby jedna osoba za dużo weszła w to ciało. Tak to właśnie jest z chorobą. Masz nieproszonego gościa. Z tej choroby...cóż, tym razem raczej nie wyprosisz swojego towarzystwa. Od tylu lat to samo. Niezły rollercoaster.
I dopiero teraz zaczyna robić się naprawdę trudno. Ale to nieistotne. Liczy się to, co jest, a nie to, czego nie ma. Tak więc sprawa punktów...
- Natalie Dark
Re: Klepsydry
Sob Gru 05, 2015 9:04 pm
Natalie zatrzymała się gwałtownie, słysząc głos stojącej przed nią krukonki, do której o mało w tej chwili nie dobiła. Syknęła z niezadowoleniem. Nie była zła na dziewczynę za to, że się do niej odezwała ani, że postanowiła stać sobie akurat w miejscu, przez które panna Dark zamierzała własnie przejść. Była raczej rozdrażniona przez własne roztargnienie. To nie byłby chyba pierwszy raz, kiedy wpadła na kogoś w tym tygodniu.
Zmarszczyła brwi, wyrwana z zamyślenia. Pytanie nieznajomej dotarło do niej z lekkim opóźnieniem. Natalie zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów i szybko zanalizowała.
Krukonka. Któryś z młodszych roczników. Nie, nie mam pojęcia, jak ma na imię.
Posłała jej krótki uśmiech.
- Gratulacje. Udało wam się nas w końcu wyprzedzić, ale z pewnością nie na długo - odparła z lekkim przekąsem. Bynajmniej nie miała zaczepnego tonu czy złości wymalowanej na twarzy. Wręcz przeciwnie. Mogła się teraz wydawać nawet rozbawiona. Tylko gdzieś w oczach było jeszcze znać płomyki niezadowolenia.
Ślizgonka nigdy nie uważała tych punktów za coś najważniejszego na świecie. Nie były one dla niej wyznacznikiem wiedzy, inteligencji czy zdolności. Miała lepsze sposoby na budowanie swojego poczucia własnej wartości niż kolorowe diamenciki w klepsydrach. Niemniej jednak, rywalizacja robiła swoje. Violette nienawidziła być gorsza. Inaczej. Chciała by inni widzieli, że nie jest gorsza. Ona i jej dom. Wrodzona duma nakazywała jej zaznaczać na każdym kroku swoją wyższość.
Według niej każdy z domów miał inną motywację i sposób na zdobywanie punktów.
Gryffindor robił to by dopiec ślizgonom. Te dwa domy od zawsze ze sobą konkurowały, jak żadne inne. Czerwonym najpewniej nie zależało na okazaniu swojej wyższości czy pochwaleniu się osiągnięciami. Byli na to za "dobrzy".
Ravenclaw zdobywał punkty za wiedzę. Jego członkowie jak nikt inny radzili sobie na zajęciach i ze względu na odpowiedzialność, nie sprawiali kłopotów. Zwykle nie zależało im na zdobywaniu jak największej ilości punktów. Zgarniali je ot tak, przy okazji podczas swojego dążenia ku zdobyciu jak największej wiedzy.
Slytherin miał tutaj chyb najgorszą z możliwych motywacji, pychę. Każdy z jego członków chciał być uznawany za wspaniałego i wielkiego. Nienawiść do gryfonów, z którymi szli we wszystkim łeb w łeb, tylko podsycał te aspiracje. Zieloni nie mogli pozwolić na to, by tamci wygrali. To byłaby dla nich ogromna zmaza na honorze.
A Hufflepuff? Tutaj akurat Natalie nigdy nie miała zbyt wiele do powiedzenia. W sumie, nie wiedziała nawet czym się ten dom ma wyróżniać. Kiedyś usłyszała, że trafiają tam wyrzutki, których nigdzie indziej nie dało się dopasować i w sumie, takie zdanie jej o nich pozostało. Zawsze czaili się gdzieś na szarym końcu i nie wzbudzali zainteresowania Darkówny.
Zmarszczyła brwi, wyrwana z zamyślenia. Pytanie nieznajomej dotarło do niej z lekkim opóźnieniem. Natalie zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów i szybko zanalizowała.
Krukonka. Któryś z młodszych roczników. Nie, nie mam pojęcia, jak ma na imię.
Posłała jej krótki uśmiech.
- Gratulacje. Udało wam się nas w końcu wyprzedzić, ale z pewnością nie na długo - odparła z lekkim przekąsem. Bynajmniej nie miała zaczepnego tonu czy złości wymalowanej na twarzy. Wręcz przeciwnie. Mogła się teraz wydawać nawet rozbawiona. Tylko gdzieś w oczach było jeszcze znać płomyki niezadowolenia.
Ślizgonka nigdy nie uważała tych punktów za coś najważniejszego na świecie. Nie były one dla niej wyznacznikiem wiedzy, inteligencji czy zdolności. Miała lepsze sposoby na budowanie swojego poczucia własnej wartości niż kolorowe diamenciki w klepsydrach. Niemniej jednak, rywalizacja robiła swoje. Violette nienawidziła być gorsza. Inaczej. Chciała by inni widzieli, że nie jest gorsza. Ona i jej dom. Wrodzona duma nakazywała jej zaznaczać na każdym kroku swoją wyższość.
Według niej każdy z domów miał inną motywację i sposób na zdobywanie punktów.
Gryffindor robił to by dopiec ślizgonom. Te dwa domy od zawsze ze sobą konkurowały, jak żadne inne. Czerwonym najpewniej nie zależało na okazaniu swojej wyższości czy pochwaleniu się osiągnięciami. Byli na to za "dobrzy".
Ravenclaw zdobywał punkty za wiedzę. Jego członkowie jak nikt inny radzili sobie na zajęciach i ze względu na odpowiedzialność, nie sprawiali kłopotów. Zwykle nie zależało im na zdobywaniu jak największej ilości punktów. Zgarniali je ot tak, przy okazji podczas swojego dążenia ku zdobyciu jak największej wiedzy.
Slytherin miał tutaj chyb najgorszą z możliwych motywacji, pychę. Każdy z jego członków chciał być uznawany za wspaniałego i wielkiego. Nienawiść do gryfonów, z którymi szli we wszystkim łeb w łeb, tylko podsycał te aspiracje. Zieloni nie mogli pozwolić na to, by tamci wygrali. To byłaby dla nich ogromna zmaza na honorze.
A Hufflepuff? Tutaj akurat Natalie nigdy nie miała zbyt wiele do powiedzenia. W sumie, nie wiedziała nawet czym się ten dom ma wyróżniać. Kiedyś usłyszała, że trafiają tam wyrzutki, których nigdzie indziej nie dało się dopasować i w sumie, takie zdanie jej o nich pozostało. Zawsze czaili się gdzieś na szarym końcu i nie wzbudzali zainteresowania Darkówny.
- Kathleen Wright
Re: Klepsydry
Nie Gru 06, 2015 10:42 pm
Jak ona nie lubiła tej pychy. Ludzie zawsze mają przekonanie, że coś im się uda. Zakładają, że się wydarzy. Zamiast robić, by skutek osiągnąć, mówią o nim. To takie typowe dla społeczeństwa w ogóle zaś Ślizgoni chyba pokochali wygrywanie bez uzasadnionego powodu. Byleby wygrać, bo przecież zacne tyłki czystej krwi nie są w stanie przyjąć do siebie, iż w życiu także się przegrywa. Skoro w przypadku głupich punktów nie potrafią tego zdzierżyć to trzeba tylko współczuć przyszłości. Wyjdą z zamku, dostaną po dupie i mamy potencjalnego stoczonego, bo co taki przegrany, który nie wstaje ma ze sobą począć? Leen bardzo brała do siebie to, co ludzie mówią. Skoro coś wychodzi z ich ust to ma przyczynę. Szczególnie te niepozorne sprawy ujawniają prawdziwe oblicze tych, którzy sami jeszcze nie wiedzą, co się kryje pod ich czupryną. Dumnych zaś ich pragnienia ranią. Są rykoszetem w serce, gdy nagle przestają być na piedestale. Im wyżej podnosi się głowę, tym bardziej widoczna jest szyja. Jedno ostrze i ich nie ma.
- Przyszłość jest niepewna, więc odradzałabym wróżenie bez kart - Leen lubiła proste, zwyczajne i niewymagające rozmowy. Przelotne spotkania i zabawy. Nie dało się jednak ukryć, że nie bez powodu i Leen i Kate wpasowują się do tego domu. Cała Kathleen u swej podstawy to inteligencja i pragnienie poszerzania wiedzy w każdym zakresie. Sęk w tym, że u Leen bywało tak, iż nie dzieliła się swoimi spostrzeżeniami w sposób nieoczywisty. Teraz zaś sięgnęła po metaforę, co zaskoczyło nawet ją samą. Krukońskie serce bijało jak widać tak samo równo. Dom ten zaś ma o tyle łatwo, że jego członków napędza ich umysł. Nie potrzebują nienawiści do innych, czy jakiś innych tego typu rzeczy. Liczy się to, co w głowie.
Ich nastawienie i chęć napełnienia mózgu po brzegi lub jak niektórzy - bazowanie na tym, co już się ma i nieposzukiwanie więcej, bo i tak jest się w posiadaniu większego zasobu informacji niż przeciętni ludzie.
- Za gratulację jednak mimo wszystko dziękuję - Przekąs zignorowany.
Bo co kogoś, kto życie bierze dosłownie takim, jakim ono jest obchodzi barwa, ton, emocje? To znaczy... to ostatnie jest z pewnością istotne, jednakże nie można dać się temu omotać. Wyciągając to przed nawias zachowuje się to, ale nie wadzi przy tym.
Chyba, że ktoś skróci to działanie, wtedy żegnaj strona emocjonalna człowieku i płyń w bezdenne morze zapomnianego człowieczeństwa.
Nic z tego nie wiąże się jednak z tym, że Krukonka jest głupia i nie załapała, oj nie. Leen chciała wywoływać reakcje brakiem własnych. Nikt nie musi tego działania rozumieć, wystarczy to, iż ona ma świadomość celu takiego zabiegu.
- Przyszłość jest niepewna, więc odradzałabym wróżenie bez kart - Leen lubiła proste, zwyczajne i niewymagające rozmowy. Przelotne spotkania i zabawy. Nie dało się jednak ukryć, że nie bez powodu i Leen i Kate wpasowują się do tego domu. Cała Kathleen u swej podstawy to inteligencja i pragnienie poszerzania wiedzy w każdym zakresie. Sęk w tym, że u Leen bywało tak, iż nie dzieliła się swoimi spostrzeżeniami w sposób nieoczywisty. Teraz zaś sięgnęła po metaforę, co zaskoczyło nawet ją samą. Krukońskie serce bijało jak widać tak samo równo. Dom ten zaś ma o tyle łatwo, że jego członków napędza ich umysł. Nie potrzebują nienawiści do innych, czy jakiś innych tego typu rzeczy. Liczy się to, co w głowie.
Ich nastawienie i chęć napełnienia mózgu po brzegi lub jak niektórzy - bazowanie na tym, co już się ma i nieposzukiwanie więcej, bo i tak jest się w posiadaniu większego zasobu informacji niż przeciętni ludzie.
- Za gratulację jednak mimo wszystko dziękuję - Przekąs zignorowany.
Bo co kogoś, kto życie bierze dosłownie takim, jakim ono jest obchodzi barwa, ton, emocje? To znaczy... to ostatnie jest z pewnością istotne, jednakże nie można dać się temu omotać. Wyciągając to przed nawias zachowuje się to, ale nie wadzi przy tym.
Chyba, że ktoś skróci to działanie, wtedy żegnaj strona emocjonalna człowieku i płyń w bezdenne morze zapomnianego człowieczeństwa.
Nic z tego nie wiąże się jednak z tym, że Krukonka jest głupia i nie załapała, oj nie. Leen chciała wywoływać reakcje brakiem własnych. Nikt nie musi tego działania rozumieć, wystarczy to, iż ona ma świadomość celu takiego zabiegu.
- Natalie Dark
Re: Klepsydry
Wto Gru 08, 2015 9:15 pm
Jak Natalie nienawidziła w swoich gadzich kolegach tego przekonania, że wszystko uda im się bez kiwnięcia placem. To zabawne, że najbardziej pasowała właśnie do domu, w którym najłatwiej stwarzała sobie wrogów. Większość z jego członków całe życie budowała sobie na otrzymanych od rodziców pieniądzach i ich pozycji. Czuli się dumni ze swojego nazwiska, krwi, majątku.. Ze wszystkiego, co otrzymali praktycznie losowo. Na nic z tego nie musieli pracować.
Pannę Dark strasznie to denerwowało, mimo iż jej samej również niczego w życiu nie brakowało. No, może na tle pozostałych ślizgonów nie wypadała już w tym rankingu najlepiej. Ani nie najbogatsza, ani nie z nazwiskiem, którym można by się przechwalać, nawet jej rodzice nie byli jakoś specjalnie znani. Ba, tak na dobrą sprawę, nikt o nich nie słyszał. jej ojciec już o to zadbał. Owszem, czuła się dumna z tego, kim się urodziła, ale nie to było najważniejsze. Bardziej liczył się dla niej jej potencjał. Talent, z którym się urodziła i który od dziecka starała się rozwijać. Jeśli jest coś, z czego miałaby być dumna to właśnie z tego upartego dążenia do celu, jakim była wielkość, ale zbudowana nie na otrzymanych od innych tytułach, a właśnie na wiedzy i ciężkiej pracy.
Zaśmiała się cicho.
- Nie lubię rzucać słów na wiatr. Po prostu wiem, że Slytherin dołoży wszelkich starań by odzyskać miejsce. Za bardzo rozpiera ich duma, by tak łatwo odpuścić - skomentowała, wymijając dziewczynę i jakby zabierając się już do odejścia. Przystanęła jednak po dwóch krokach i ponownie się do niej odwróciła.
Znowu nawet nie zauważyła, gdy postawiła werbalnie granicę między nią a resztą domu. Nawet teraz, po siedmiu latach mieszkania razem, ciężko było się jej z nimi utożsamiać. Z domem owszem, ale nie z tymi ludźmi.
- Mam nadzieję, że wygra najlepszy - rzuciła, uśmiechając się uprzejmie do dziewczyny i lekko się skłaniając.
- A swoją drogą... - Odchrząknęła i wyprostowała się. - Nazywam się Natalie Dark - oświadczyła, ponownie się kłaniając.
Pannę Dark strasznie to denerwowało, mimo iż jej samej również niczego w życiu nie brakowało. No, może na tle pozostałych ślizgonów nie wypadała już w tym rankingu najlepiej. Ani nie najbogatsza, ani nie z nazwiskiem, którym można by się przechwalać, nawet jej rodzice nie byli jakoś specjalnie znani. Ba, tak na dobrą sprawę, nikt o nich nie słyszał. jej ojciec już o to zadbał. Owszem, czuła się dumna z tego, kim się urodziła, ale nie to było najważniejsze. Bardziej liczył się dla niej jej potencjał. Talent, z którym się urodziła i który od dziecka starała się rozwijać. Jeśli jest coś, z czego miałaby być dumna to właśnie z tego upartego dążenia do celu, jakim była wielkość, ale zbudowana nie na otrzymanych od innych tytułach, a właśnie na wiedzy i ciężkiej pracy.
Zaśmiała się cicho.
- Nie lubię rzucać słów na wiatr. Po prostu wiem, że Slytherin dołoży wszelkich starań by odzyskać miejsce. Za bardzo rozpiera ich duma, by tak łatwo odpuścić - skomentowała, wymijając dziewczynę i jakby zabierając się już do odejścia. Przystanęła jednak po dwóch krokach i ponownie się do niej odwróciła.
Znowu nawet nie zauważyła, gdy postawiła werbalnie granicę między nią a resztą domu. Nawet teraz, po siedmiu latach mieszkania razem, ciężko było się jej z nimi utożsamiać. Z domem owszem, ale nie z tymi ludźmi.
- Mam nadzieję, że wygra najlepszy - rzuciła, uśmiechając się uprzejmie do dziewczyny i lekko się skłaniając.
- A swoją drogą... - Odchrząknęła i wyprostowała się. - Nazywam się Natalie Dark - oświadczyła, ponownie się kłaniając.
- Kathleen Wright
Re: Klepsydry
Pią Gru 11, 2015 11:12 pm
Jak widać nie jest w tym osamotniona, tylko jeszcze o tym nie wie. Kathleen w którejkolwiek osobie by się nie przejawiała, nie znosi pychy. Lenie, którym talerz został podstawiony pod nos to ten typ ludzi, który zdecydowanie jej przeszkadzał. Wiedza nie weźmie się znikąd, a oni żyją w przeświadczeniu, iż mają jej dostatecznie dużo. Najgorszą zaś rzeczą, jaką może zrobić sobie człowiek to nieświadomość własnej głupoty. Posiadanie jest rzeczywiście cudowne, ale nieumiejętne korzystanie z własnych zasobów, czy też osiadanie na tym, co już się ma jest rzeczą wyjątkowo zgubną. Łatwo bowiem w jednej chwili stracić wszystko. Pozostając bez możliwości, wiedzy i statusu społecznego mamy pierwszy krok do zostania Nikim.
Paradoksalnie zaś jedynej rzeczy, jakiej jej brakowało to stabilności psychicznej, o czym i tak nikt nie wie. Kate i Leen całkiem nieźle sobie radzą, a mają w posiadaniu wiele. Rodzice czarodzieje, nie czystej jak łza krwi, ale jednak mającej czynny udział od lat w działaniach magicznego świata i nieświadomi mugolskiego życia. Bogaci majątkiem i historią swego rodu. Tak naprawdę to Wrightowie mieli naprawdę sposobność do bycia istotną grupą. Matka Kathleen jednak ginie, ojciec rezygnuje z zaangażowania w to, a dziewczynka mająca niezwykły potencjał dosłownie rozlatuje się duchowo na pół. Tyle zostało z tej całej pięknie zapowiadającej się historii. Najmłodsza z rodu tak istotnego w historii czarodziejskiego świata ma na plecach niezły bagaż.
- Kathleen Wright - odpowiedziała jej, mając świadomość, że raczej jej nazwisko nie przejdzie bez echa. Oczywiście, jest dosyć popularne, ale któż nie zna Bowman'a Wrighta, twórcy pierwszego złotego znicza chociażby z jakiegoś podręcznika? Nie trudno dodać dwa do dwóch. Ten człowiek żył w Dolinie Godryka. Większość ludzi stamtąd uczęszcza później do Hogwart'u.
Ona również jest w tymże zamku i nosi to nazwisko. Do tego było kiedyś głośno o śmierci matki dziewczyny. Opowieść jej rodziny szybko poniosła się w świat.
Szybko też została zapomniana, więc jeśli jej towarzyszka w ogóle nie interesowała się ulubionym sportem czarodziejów to jest duża szansa, że ta teoria nawet nie przeszła przez jej neurony. Znicz, jak znicz dla kogoś, kto ma gdzieś pacanów zrzucających się z mioteł. Do tego nazwisko, jak nazwisko tak w sumie, więc kogo to obchodzi? No dobra, snobów, czarodziejów czystej krwi to interesuje, ale przecież nie wszystkich!
- A tak przy okazji... wiesz, zawsze jest szansa, że znowu ktoś zrobi coś kompletnie idiotycznego i ostatecznie domy stracą tyle punktów, że wygrają Puchoni. Po głupocie nawet duma nikogo nie ocali - Wiedza, wiedza, wiedza...
Rozum.
Niczym piedestał dla czarnowłosej. Mantra.
Paradoksalnie zaś jedynej rzeczy, jakiej jej brakowało to stabilności psychicznej, o czym i tak nikt nie wie. Kate i Leen całkiem nieźle sobie radzą, a mają w posiadaniu wiele. Rodzice czarodzieje, nie czystej jak łza krwi, ale jednak mającej czynny udział od lat w działaniach magicznego świata i nieświadomi mugolskiego życia. Bogaci majątkiem i historią swego rodu. Tak naprawdę to Wrightowie mieli naprawdę sposobność do bycia istotną grupą. Matka Kathleen jednak ginie, ojciec rezygnuje z zaangażowania w to, a dziewczynka mająca niezwykły potencjał dosłownie rozlatuje się duchowo na pół. Tyle zostało z tej całej pięknie zapowiadającej się historii. Najmłodsza z rodu tak istotnego w historii czarodziejskiego świata ma na plecach niezły bagaż.
- Kathleen Wright - odpowiedziała jej, mając świadomość, że raczej jej nazwisko nie przejdzie bez echa. Oczywiście, jest dosyć popularne, ale któż nie zna Bowman'a Wrighta, twórcy pierwszego złotego znicza chociażby z jakiegoś podręcznika? Nie trudno dodać dwa do dwóch. Ten człowiek żył w Dolinie Godryka. Większość ludzi stamtąd uczęszcza później do Hogwart'u.
Ona również jest w tymże zamku i nosi to nazwisko. Do tego było kiedyś głośno o śmierci matki dziewczyny. Opowieść jej rodziny szybko poniosła się w świat.
Szybko też została zapomniana, więc jeśli jej towarzyszka w ogóle nie interesowała się ulubionym sportem czarodziejów to jest duża szansa, że ta teoria nawet nie przeszła przez jej neurony. Znicz, jak znicz dla kogoś, kto ma gdzieś pacanów zrzucających się z mioteł. Do tego nazwisko, jak nazwisko tak w sumie, więc kogo to obchodzi? No dobra, snobów, czarodziejów czystej krwi to interesuje, ale przecież nie wszystkich!
- A tak przy okazji... wiesz, zawsze jest szansa, że znowu ktoś zrobi coś kompletnie idiotycznego i ostatecznie domy stracą tyle punktów, że wygrają Puchoni. Po głupocie nawet duma nikogo nie ocali - Wiedza, wiedza, wiedza...
Rozum.
Niczym piedestał dla czarnowłosej. Mantra.
- Natalie Dark
Re: Klepsydry
Sob Gru 12, 2015 7:16 pm
Natalie, słysząc nazwisko, szybko przewertowała stworzony przed laty w jej głowie spis czarodziejskich rodów. To zabawne, że człowiek, który odciął się od swojego dziedzictwa nadal czuł potrzebę by uczyć go swoje dzieci. Ten, który wyrzekł się jednego z najstarszych rodów czarodziei czuł potrzebę by wbić to do głowy swojemu potomkowi. Ba, przekazać mu nawet dumę z krwi, którą odziedziczył. Jak widać, nawet ogromne chęci nie były w stanie wyprać z niego tego, co wpajano mu od małego. Dumy z nazwiska Black, którego dobrowolnie się wyrzekł i do którego Natalie nie mogła nawet rościć sobie prawa. Nie, Black pół krwi? Zmaza na honorze rodziny. Jedyny powód, dla którego nie była wydziedziczona to ten, że nikt nie był świadom jej istnienia. Dla wszystkich była tylko panną Dark, której drzewo genealogiczne gdzieś się zagubiło.
Uśmiechnęła się nieznacznie, gdy odnalazła w końcu odpowiednią wzmiankę.
A więc Wright, tak? Zbieżność nazwiska raczej nie jest przypadkowa. Nie, wśród czarodziejów.
Ale, czy to było takie ważne? Natalie zachowywałaby się tak samo, gdyby natknęła się na mogolaka albo kogoś krwi tak czystej, że i sto pokoleń wstecz nie można było u niego znaleźć mugola. Dla niej bardziej liczył się potencjał magiczny i to, co dana osoba miała w głowie niż to, kto był jej dziadkiem. Choć oczywiście i ta informacja mogła być bardzo przydatna.
Wzdrygnęła się lekko, słysząc kolejną wypowiedź nowej znajomej i odruchowo zerknęła na klepsydrę puchonów. Nadal wiele im brakowało, ale gdyby uwzględnić najbardziej niefortunny bieg wydarzeń...
Brr. Aż takiego pecha mieć chyba nie możemy.
Wróciła spojrzeniem do Kathleen i delikatnie się uśmiechnęła.
- Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie. Tak wielkie głupoty mogłyby wywołać w szkole wiele komplikacji, a ja wolałabym w spokoju ukończyć tu edukację. - Zaśmiała się serdecznie.
Tak, najpierw chcę skończyć szkołę. Później niech się tu wali i pali skoro chcą. Byleby mnie w to nie mieszali. Z resztą, puchoni? To byłoby okropne zakończenie edukacji. Niee. Niech sobie wygrywają, ale nie na moim ostatnim roku!
Właściwie, nie wiedziała, dlaczego aż tak bardzo ją to obchodzi. Puchar, nie puchar. Tu chodzi przecież tylko o tytuł, który za murami nie będzie miał żadnego znaczenia. A może chodziło o jakieś dobre wspomnienie? Panna dark nie mogła się pochwalić zbyt wielką ich kolekcją i może dlatego tak jej zależało na tym mało istotnym szczególe...
Uśmiechnęła się nieznacznie, gdy odnalazła w końcu odpowiednią wzmiankę.
A więc Wright, tak? Zbieżność nazwiska raczej nie jest przypadkowa. Nie, wśród czarodziejów.
Ale, czy to było takie ważne? Natalie zachowywałaby się tak samo, gdyby natknęła się na mogolaka albo kogoś krwi tak czystej, że i sto pokoleń wstecz nie można było u niego znaleźć mugola. Dla niej bardziej liczył się potencjał magiczny i to, co dana osoba miała w głowie niż to, kto był jej dziadkiem. Choć oczywiście i ta informacja mogła być bardzo przydatna.
Wzdrygnęła się lekko, słysząc kolejną wypowiedź nowej znajomej i odruchowo zerknęła na klepsydrę puchonów. Nadal wiele im brakowało, ale gdyby uwzględnić najbardziej niefortunny bieg wydarzeń...
Brr. Aż takiego pecha mieć chyba nie możemy.
Wróciła spojrzeniem do Kathleen i delikatnie się uśmiechnęła.
- Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie. Tak wielkie głupoty mogłyby wywołać w szkole wiele komplikacji, a ja wolałabym w spokoju ukończyć tu edukację. - Zaśmiała się serdecznie.
Tak, najpierw chcę skończyć szkołę. Później niech się tu wali i pali skoro chcą. Byleby mnie w to nie mieszali. Z resztą, puchoni? To byłoby okropne zakończenie edukacji. Niee. Niech sobie wygrywają, ale nie na moim ostatnim roku!
Właściwie, nie wiedziała, dlaczego aż tak bardzo ją to obchodzi. Puchar, nie puchar. Tu chodzi przecież tylko o tytuł, który za murami nie będzie miał żadnego znaczenia. A może chodziło o jakieś dobre wspomnienie? Panna dark nie mogła się pochwalić zbyt wielką ich kolekcją i może dlatego tak jej zależało na tym mało istotnym szczególe...
- Kathleen Wright
Re: Klepsydry
Nie Gru 13, 2015 5:20 pm
Człowiek to w końcu świetna istota do wyuczania określonych zachowań i postaw. Wystarczy wiedzieć, jak to robić i z łatwością zakoduje się w głowie każdego, co powinien robić. Wszystko zależy tylko od tego, kto i co chce wbić do tej główki. Zasieje ziarno, a ono rozrośnie się i od korzeni nigdy nie oderwie . Dalej zaś później będzie rozsiewać się i przekaże tą samą podstawę. Od korzeni zaś można odłączyć się tylko na dwa sposoby. Umrzeć albo zostać ściętym. Obie opcje są co najmniej nieprzyjemne. Kathleen sama nie wyobrażała sobie żadnej z tych możliwości w realizacji. Ciekawość nie jest grzechem, ale mało interesuje ją, co jest pod drugiej stronie drogi zwanej życiem. Tym bardziej nie próbowałaby oderwać się lub dać powód do usunięcia siebie z rodziny. Straciła matkę, nie mogła pokarać nieszczęśliwego ojca jeszcze własnym odejściem w jakiejkolwiek formie.
Czy gdziekolwiek są rzeczywiście przypadki? Tak naprawdę możemy zaledwie nie rozumieć połączenia jakiś kwestii, które istnieją. Świat równie dobrze może mieć gigantyczny plan, a my tylko nieudolnie próbujemy ukryć fakt, iż pewne rzeczy po prostu się dzieją, a my nie rozumiemy dlaczego tak jest. I stąd mamy przypadki.
Ona jednak czuła, że ich nie ma. Świat jest zbyt trudny, skomplikowany i dokładny, by pozwolił sobie na usterkę w postaci człowieka, któremu bez żadnego powodu się coś przytrafia. Stąd nawet przeszłość ma jakieś znaczenie. Dziadkowie nie dlatego, by mieć świadomość kto jest zdrajcą krwi. Po to by przekalkulować jego zdolności, które dziedziczy się po rodzinie. Ćwiczenia to jedna sprawa, ale drugą jest to z czym się rodzimy. Stąd przecież bierze się nawet to, co interesuje Natalie, czyż nie? Potencjał magiczny jest nierozerwalną częścią czarodzieja.
Z tym potencjałem jest jak z Kathleen. Nigdy nie wiadomo, kiedy się ujawni. Leen właśnie zniknęła, pojawiła się Kate. Zabawnie to brzmi, ale tak właśnie jest. Bez żadnych fajerwerków, wybuchów, drgawek, aury. Po prostu świadomość numer jeden, czyli Kate wróciła do siebie. Nic się nie zmieniło. Kate wiedziała nie od dziś, że musi odnajdywać się w takich sytuacjach. Patrzyła dalej na towarzyszkę wysłuchującej jej do końca.
- Ile zostało Ci jeszcze do końca? - zapytała by przejść na nowy temat, który mogłaby poprowadzić już jako prawdziwa ona. Trudną sprawą jest być sobą, kiedy Twoje drugie "ja" jest bardziej towarzyskie, otwarte i nie możesz z nim nawet pogadać. Dwie dusze w jednym ciele to zbyt wiele.
Ale w tych murach to cel! Puchar to świętość. Jakby wskazujący najlepszych.
A wszyscy chcą tacy być.
Czy gdziekolwiek są rzeczywiście przypadki? Tak naprawdę możemy zaledwie nie rozumieć połączenia jakiś kwestii, które istnieją. Świat równie dobrze może mieć gigantyczny plan, a my tylko nieudolnie próbujemy ukryć fakt, iż pewne rzeczy po prostu się dzieją, a my nie rozumiemy dlaczego tak jest. I stąd mamy przypadki.
Ona jednak czuła, że ich nie ma. Świat jest zbyt trudny, skomplikowany i dokładny, by pozwolił sobie na usterkę w postaci człowieka, któremu bez żadnego powodu się coś przytrafia. Stąd nawet przeszłość ma jakieś znaczenie. Dziadkowie nie dlatego, by mieć świadomość kto jest zdrajcą krwi. Po to by przekalkulować jego zdolności, które dziedziczy się po rodzinie. Ćwiczenia to jedna sprawa, ale drugą jest to z czym się rodzimy. Stąd przecież bierze się nawet to, co interesuje Natalie, czyż nie? Potencjał magiczny jest nierozerwalną częścią czarodzieja.
Z tym potencjałem jest jak z Kathleen. Nigdy nie wiadomo, kiedy się ujawni. Leen właśnie zniknęła, pojawiła się Kate. Zabawnie to brzmi, ale tak właśnie jest. Bez żadnych fajerwerków, wybuchów, drgawek, aury. Po prostu świadomość numer jeden, czyli Kate wróciła do siebie. Nic się nie zmieniło. Kate wiedziała nie od dziś, że musi odnajdywać się w takich sytuacjach. Patrzyła dalej na towarzyszkę wysłuchującej jej do końca.
- Ile zostało Ci jeszcze do końca? - zapytała by przejść na nowy temat, który mogłaby poprowadzić już jako prawdziwa ona. Trudną sprawą jest być sobą, kiedy Twoje drugie "ja" jest bardziej towarzyskie, otwarte i nie możesz z nim nawet pogadać. Dwie dusze w jednym ciele to zbyt wiele.
Ale w tych murach to cel! Puchar to świętość. Jakby wskazujący najlepszych.
A wszyscy chcą tacy być.
- Natalie Dark
Re: Klepsydry
Pon Gru 14, 2015 9:45 pm
Wewnętrzna przemiana Krukonki była doprawdy niedostrzegalna. Umknęła nawet uwadze czujnemu oku panny Dark. Dziewczyna nawet nie drgnęła. Nie skrzywiła się, ani nie okazała zdezorientowania. Jakby nic się nie stało. Widocznie zdołała tu już opanować do perfekcji. W końcu nie miała wyboru jeśli nie chciała zamienić murów Hogwartu na mury św. Munga. Nawet świat magii miał granice swojego dziwactwa. O ile gadające przedmioty i biegające kociołki były tu na porządku dziennym, o tyle wytworzenie drugiej jaźni nie należało tutaj do akceptowanych. Ludzi takich starano się leczyć. Jak? Cóż, najczęściej umieszczając właśnie na oddziale zamkniętym. Niestety, życie tam z pewnością nie należało do przyjemnych, a świadomość przez jakie piekło musi przechodzić rodzina wcale nie poprawiała samopoczucia. Najłatwiej było więc nauczyć się udawać. Ukrywać swoją odmienność i zachowywać swoje dziwactwa tylko dla siebie. Ale jak długo tak można? Przecież ta iluzja w końcu pryśnie. A co wtedy? O tym już chyba lepiej nie myśleć.
Natalie zamrugała kilkukrotnie, wyrwana z zamyślenia. Zmarszczyła brwi, licząc w głowie pozostały czas, po czym westchnęła.
- Mamy już początek maja. Hmm. Niewiele czasu. Do zakończenia roku pozostało tylko siedem tygodni - stwierdziła w zamyśleniu, wpatrując się w przestrzeń, gdzieś nad lewym uchem rozmówczyni.
Siedem tygodni do opuszczenia Hogwartu. Ehh. Kiedy minęło te siedem lat? I pomyśleć, że stąd odejdę; że to wszystko się skończy...
Zmrużyła oczy i potrząsnęła lekko głową.
Nie myśl tak. To po prostu zmiana. Zmiana nie zawsze oznacza koniec. Myśl raczej o rozpoczynającym się nowym rozdziale. Wreszcie będziesz wolna. Nikt nie będzie ci chuchał na kark i zaglądał przez ramię. Będziesz miała większy dostęp do "nie do końca pochwalanych" ksiąg. Zero ciszy nocnej. Wolna ręka do tworzenia zaklęć i eliksirów. Przyszłość po zakończeniu szkoły wcale nie jest taka zła. co z tego, że będziesz tam sama. Bez ludzi, których zmuszono do stania się twoimi "kolegami". Tam przecież też się ktoś znajdzie.
Uśmiechnęła się delikatnie do siebie i spojrzała na panienkę Wright. Takie odpływanie myślami podczas rozmowy nie było zbyt stosowne. Zaśmiała się ciepło.
- I pomyśleć, kiedy to minęło. Tyle wspomnień z tych siedmiu lat. Tyle nowych możliwości przede mną. - westchnęła z lekkim uśmiechem na twarzy.
Ona też potrafiła udawać, że wszystko jest w porządku. Życie ją tego nauczyło. Zdążyła już wykształcić cały zestaw masek na różne okazje.
Puf i była zimna, nieczułą suką.
Puf i była miłą i serdeczną panienką.
Puf i była wszechwiedzącym kujonem.
Puf i była przerażająca.
Puf i była dumną i pewną siebie czarownicą.
Puf i była złośliwym chochlikiem, który nawet z Irytkiem był w stanie się dogadać.
Niestety, w tym wszystkim tak łatwo było zgubić sama siebie. Kim w końcu była? Chyba wszystkimi po trochu, bo przecież nie byłaby w stanie dopasować dobrze maski, w której nie tkwiłoby chociaż ziarenko prawdziwej Natalie.
Natalie zamrugała kilkukrotnie, wyrwana z zamyślenia. Zmarszczyła brwi, licząc w głowie pozostały czas, po czym westchnęła.
- Mamy już początek maja. Hmm. Niewiele czasu. Do zakończenia roku pozostało tylko siedem tygodni - stwierdziła w zamyśleniu, wpatrując się w przestrzeń, gdzieś nad lewym uchem rozmówczyni.
Siedem tygodni do opuszczenia Hogwartu. Ehh. Kiedy minęło te siedem lat? I pomyśleć, że stąd odejdę; że to wszystko się skończy...
Zmrużyła oczy i potrząsnęła lekko głową.
Nie myśl tak. To po prostu zmiana. Zmiana nie zawsze oznacza koniec. Myśl raczej o rozpoczynającym się nowym rozdziale. Wreszcie będziesz wolna. Nikt nie będzie ci chuchał na kark i zaglądał przez ramię. Będziesz miała większy dostęp do "nie do końca pochwalanych" ksiąg. Zero ciszy nocnej. Wolna ręka do tworzenia zaklęć i eliksirów. Przyszłość po zakończeniu szkoły wcale nie jest taka zła. co z tego, że będziesz tam sama. Bez ludzi, których zmuszono do stania się twoimi "kolegami". Tam przecież też się ktoś znajdzie.
Uśmiechnęła się delikatnie do siebie i spojrzała na panienkę Wright. Takie odpływanie myślami podczas rozmowy nie było zbyt stosowne. Zaśmiała się ciepło.
- I pomyśleć, kiedy to minęło. Tyle wspomnień z tych siedmiu lat. Tyle nowych możliwości przede mną. - westchnęła z lekkim uśmiechem na twarzy.
Ona też potrafiła udawać, że wszystko jest w porządku. Życie ją tego nauczyło. Zdążyła już wykształcić cały zestaw masek na różne okazje.
Puf i była zimna, nieczułą suką.
Puf i była miłą i serdeczną panienką.
Puf i była wszechwiedzącym kujonem.
Puf i była przerażająca.
Puf i była dumną i pewną siebie czarownicą.
Puf i była złośliwym chochlikiem, który nawet z Irytkiem był w stanie się dogadać.
Niestety, w tym wszystkim tak łatwo było zgubić sama siebie. Kim w końcu była? Chyba wszystkimi po trochu, bo przecież nie byłaby w stanie dopasować dobrze maski, w której nie tkwiłoby chociaż ziarenko prawdziwej Natalie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach