Strona 2 z 25 • 1, 2, 3 ... 13 ... 25
- Alex White
Re: Sala Wejściowa
Nie Gru 29, 2013 11:06 am
To wszystko co ostatnio ją spotkało, tworzyło w jej wnętrzu mieszankę wybuchową. Akcja na VI piętrze, Arsen, śmierć jej ojca... Gdy tylko pomyślała o tym ostatnim, znów miała wrażenie, że wokół jej klatki piersiowej zaciska się ogromna anakonda. Każdy oddech wydawał się zbawieniem, obietnicą lepszych dni. Jej oczy wciąż były zapuchnięte od płaczu. Łzy płynęły po jej policzkach, gdy tylko była pewna, że nikt nie patrzy. Każdą wolną chwilę spędzała w samotności, starając się opanować ból rozsadzający ją od środka. Najgorsze było to, że na taki ból nic nie poradzi szkolna pielęgniarka. Musiała zmierzyć się z nim sama.
Nogi podświadomie prowadziły ją na kolejne zajęcia, ale ona myślami była daleko i najchętniej zapierałaby się rękami i nogami, aby tylko nie wychodzić z dormitorium. Nie było jej nawet na wczorajszej kolacji, ani dzisiejszym śniadaniu. Nie mogła wmusić w siebie żadnego jedzenia.
Nigdy już nie będę szczęśliwa.- pomyślała, zjawiając się w Sali Wejściowej.- To nierealne. Uśmiech nie jest dla mnie.
Uczniowie zaczęli się już zbierać. Alex stanęła z boku, z miną nie wyrażającą żadnych emocji. Te lekcje zapowiadały się strasznie. Pomijając fakt, że nie umie tańczyć, to sam bal wydawał się teraz okropnym pomysłem. W każdym razie pójście na niego. Jak mogła bawić się i śmiać, kiedy jej ojciec nie żył. Ciotka zajmowała się wszystkimi sprawami dotyczącymi pogrzebu, ale White była przekonana, że ona wolałaby to robić. Chyba chodziło głównie o odwrócenie uwagi od tego przykrego zdarzenia.
Jednak obiecała sobie, że pójdzie na maskaradę. Choćby ze względu na Arsena. Nie mogła go przecież wystawić. Chciała aby tu teraz był. Jedna z dwóch osób w tym przybytku, które sprawiały, że czuła się odrobinę lepiej.
Nogi podświadomie prowadziły ją na kolejne zajęcia, ale ona myślami była daleko i najchętniej zapierałaby się rękami i nogami, aby tylko nie wychodzić z dormitorium. Nie było jej nawet na wczorajszej kolacji, ani dzisiejszym śniadaniu. Nie mogła wmusić w siebie żadnego jedzenia.
Nigdy już nie będę szczęśliwa.- pomyślała, zjawiając się w Sali Wejściowej.- To nierealne. Uśmiech nie jest dla mnie.
Uczniowie zaczęli się już zbierać. Alex stanęła z boku, z miną nie wyrażającą żadnych emocji. Te lekcje zapowiadały się strasznie. Pomijając fakt, że nie umie tańczyć, to sam bal wydawał się teraz okropnym pomysłem. W każdym razie pójście na niego. Jak mogła bawić się i śmiać, kiedy jej ojciec nie żył. Ciotka zajmowała się wszystkimi sprawami dotyczącymi pogrzebu, ale White była przekonana, że ona wolałaby to robić. Chyba chodziło głównie o odwrócenie uwagi od tego przykrego zdarzenia.
Jednak obiecała sobie, że pójdzie na maskaradę. Choćby ze względu na Arsena. Nie mogła go przecież wystawić. Chciała aby tu teraz był. Jedna z dwóch osób w tym przybytku, które sprawiały, że czuła się odrobinę lepiej.
- Erin Potter
Re: Sala Wejściowa
Nie Gru 29, 2013 1:13 pm
Musiała dość wyróżniać się wśród tłumu - dreptała wyraźnie naburmuszona, rozczochrana (no, to akurat u niej typowe), ze zmrużonymi oczami, z rękami umiejscowionymi w kieszeniach. Nakazy, nakazy, nakazy... wciąż to samo. Cały czas, na okrągło. Potter naprawdę nie lubiła, kiedy nakazywano jej czegokolwiek. A to, że rzecz tyczyła się nauki tańca, do tego z jasno narzuconymi partnerami... Merlinie, DLACZEGO?!
Wypuściła z ust powietrze. Nie wiedzieć czemu, wydawało jej się, że doskonale zna swojego przyszłego partnera.
Los lubił z niej kpić.
Ostatnimi czasy zdecydowanie nie była napełniona optymizmem do świata. Wręcz przeciwnie - czuła się dziwnie przytłoczona, męczyły ją wciąż nowe, mroczne myśli i łatwo popadała w melancholię. Nie chciała jednak dawać tego po sobie poznać - przyklejała na usta sztuczny uśmiech, układała słowa w przyjemny dla ucha ton i prócz tego, że dziwnie zbladła, a jej włosy znalazły się w jeszcze gorszym stanie niż zwykle, nic nie mogło wskazywać na jej złe samopoczucie. Wciąż wołano na nią tak, jak zawsze i posyłano lekkie, przyjazne uśmiechy.
Młodej Potter wydawało się, że zdołała oszukać cały świat.
Pytanie jednak czy On dał się oszukać.
Oczywiście, że zauważyła Go niemal od razu. Oczywiście, że co chwila spotykała Go na korytarzach. Oczywiście, że unikała Go przez te wszystkie dni i tygodnie. Teraz też chciała uniknąć konfrontacji. Przy wejściu kiwnęła głową do znajomych sobie osób - nie umknęły jej bowiem twarze kilku Gryfonów - po czym kucnęła sobie w rogu, tam, gdzie nikt by jej nie znalazł. Objęła się rękami i uporczywie wbiła wzrok w podłogę. Wiedziała przecież, że gdyby tylko pozwoliła sobie się rozejrzeć, jej wzrok niemal od razu odnalazłby Jego.
Nie chciała dać mu tej satysfakcji.
Od tamtego pamiętnego spotkania na polanie postanowiła, że go znienawidzi. Ot tak, po prostu wykreśli ze swego życia.
Problem w tym, że on BYŁ całym jej życiem.
Lekko opuściła głowę, uporczywie wbijając wzrok w podłogę. Przygryzała dolną wargę. Zdawała się trząść. Ze strachu. Ze strachu, który po raz kolejny zapukał do jej drzwi. Przez tak długi czas udawało jej się Go unikać, że powoli zaczynała już nawet okłamywać samą siebie - uśmiechała się kpiąco, unikając odpowiedzialności, ciesząc się z wygranej, ze zwycięstwa. Teraz jednak stanęła oko w oko z prawdą, a ta, z drwiącym uśmiechem, uświadomiła ją, że sama nic nie wskóra. Że tak naprawdę nie umie się pozbierać.
Co teraz..?
Pozostało jej jedynie czekać. Czekać na ogłoszenie, z kim przyjdzie jej zatańczyć.
Wypuściła z ust powietrze. Nie wiedzieć czemu, wydawało jej się, że doskonale zna swojego przyszłego partnera.
Los lubił z niej kpić.
Ostatnimi czasy zdecydowanie nie była napełniona optymizmem do świata. Wręcz przeciwnie - czuła się dziwnie przytłoczona, męczyły ją wciąż nowe, mroczne myśli i łatwo popadała w melancholię. Nie chciała jednak dawać tego po sobie poznać - przyklejała na usta sztuczny uśmiech, układała słowa w przyjemny dla ucha ton i prócz tego, że dziwnie zbladła, a jej włosy znalazły się w jeszcze gorszym stanie niż zwykle, nic nie mogło wskazywać na jej złe samopoczucie. Wciąż wołano na nią tak, jak zawsze i posyłano lekkie, przyjazne uśmiechy.
Młodej Potter wydawało się, że zdołała oszukać cały świat.
Pytanie jednak czy On dał się oszukać.
Oczywiście, że zauważyła Go niemal od razu. Oczywiście, że co chwila spotykała Go na korytarzach. Oczywiście, że unikała Go przez te wszystkie dni i tygodnie. Teraz też chciała uniknąć konfrontacji. Przy wejściu kiwnęła głową do znajomych sobie osób - nie umknęły jej bowiem twarze kilku Gryfonów - po czym kucnęła sobie w rogu, tam, gdzie nikt by jej nie znalazł. Objęła się rękami i uporczywie wbiła wzrok w podłogę. Wiedziała przecież, że gdyby tylko pozwoliła sobie się rozejrzeć, jej wzrok niemal od razu odnalazłby Jego.
Nie chciała dać mu tej satysfakcji.
Od tamtego pamiętnego spotkania na polanie postanowiła, że go znienawidzi. Ot tak, po prostu wykreśli ze swego życia.
Problem w tym, że on BYŁ całym jej życiem.
Lekko opuściła głowę, uporczywie wbijając wzrok w podłogę. Przygryzała dolną wargę. Zdawała się trząść. Ze strachu. Ze strachu, który po raz kolejny zapukał do jej drzwi. Przez tak długi czas udawało jej się Go unikać, że powoli zaczynała już nawet okłamywać samą siebie - uśmiechała się kpiąco, unikając odpowiedzialności, ciesząc się z wygranej, ze zwycięstwa. Teraz jednak stanęła oko w oko z prawdą, a ta, z drwiącym uśmiechem, uświadomiła ją, że sama nic nie wskóra. Że tak naprawdę nie umie się pozbierać.
Co teraz..?
Pozostało jej jedynie czekać. Czekać na ogłoszenie, z kim przyjdzie jej zatańczyć.
- Caroline Rockers
Re: Sala Wejściowa
Nie Gru 29, 2013 6:58 pm
Dziewczynko?
Dziewczynko, powiadasz?
Heh, ależ duże słowo, jak na Ciebie, mój drogi. Moja droga zabaweczko, kolejna z marionetek w tym jakże wygórowanym spektaklu. Spodziewasz się więc braw widowni za ledwo widoczny ruch warg, spojrzenie od którego i ona nie mogła oderwać oczu? Więc jednak chcesz się bawić? A nie sądzisz, wilczku, że nie masz do końca racji?
Zabawne rzeczy prawisz, kierując się tym, co widzisz, co słyszysz, a nie tym, czego doświadczyłeś. Bo no cóż, gdybyś znalazł się z nią sam na sam sprawy przybrałyby inny obrót.
A tak jesteśmy skazani na inne postacie występujące na scenie. Ale Ty nie odpuścisz, czyż nie? Będziesz chciał skrupulatnie udowodnić, że Twoje osądy są prawdziwe, że ona naprawdę jest tylko jedną z wielu Ślizgonek, które unoszą wyżej nosy niż własne głowy.
Ona nie pragnie władzy.
Ona nie pragnie poznawać najgorszych tajników magii.
Ona pragnie Twojego cierpienia. Pragnie byś dał jej się poprowadzić w najgorsze odmęty samego siebie, chce Cię sprowokować do tego byś się z nią przepychał, byś reagował.
I jak widzisz udaje jej się. Już teraz podkreślasz, że nie masz humoru, że jesteś gotowy by się z nią zmierzyć.
Wiele? Takiego rodzaju? Och nie do końca, mój drogi.
Ale teraz nie mamy czasu byś się nauczył czegoś nowego, teraz jedynie jest sprawdzanie siebie wzajemnie.
Podeszła jeszcze bliżej, nie przerywając kontaktu wzrokowego, a jej wargi jeszcze wyżej się uniosły tworząc wręcz doskonały wyraz temu, co czuła teraz.
Zbliżyła się naprawdę blisko, tak że mogła już zacząć liczyć blizny na jego twarzy, a on przyjrzeć się lepiej białej twarzy Rockers.
I cóż sobie myślisz, Gryfonie? Wzbudzam w Tobie pogardę, obrzydzenie, litość, a może jednak udajesz, że to jedynie obojętność?
- Ojej, ależ urocze kociątko z Ciebie - zasyczała, niemalże rozbawiona. Obserwowała każdą najmniejszą chociażby zmianę na jego twarzy, każdą zmianę światła odbijającego się w jego oczach.
Była tak nim zaabsorbowana, że nawet zapomniała, że nie są tutaj sami.
Słodkie zaćmienie umysłu. Ach!
Dziewczynko, powiadasz?
Heh, ależ duże słowo, jak na Ciebie, mój drogi. Moja droga zabaweczko, kolejna z marionetek w tym jakże wygórowanym spektaklu. Spodziewasz się więc braw widowni za ledwo widoczny ruch warg, spojrzenie od którego i ona nie mogła oderwać oczu? Więc jednak chcesz się bawić? A nie sądzisz, wilczku, że nie masz do końca racji?
Zabawne rzeczy prawisz, kierując się tym, co widzisz, co słyszysz, a nie tym, czego doświadczyłeś. Bo no cóż, gdybyś znalazł się z nią sam na sam sprawy przybrałyby inny obrót.
A tak jesteśmy skazani na inne postacie występujące na scenie. Ale Ty nie odpuścisz, czyż nie? Będziesz chciał skrupulatnie udowodnić, że Twoje osądy są prawdziwe, że ona naprawdę jest tylko jedną z wielu Ślizgonek, które unoszą wyżej nosy niż własne głowy.
Ona nie pragnie władzy.
Ona nie pragnie poznawać najgorszych tajników magii.
Ona pragnie Twojego cierpienia. Pragnie byś dał jej się poprowadzić w najgorsze odmęty samego siebie, chce Cię sprowokować do tego byś się z nią przepychał, byś reagował.
I jak widzisz udaje jej się. Już teraz podkreślasz, że nie masz humoru, że jesteś gotowy by się z nią zmierzyć.
Wiele? Takiego rodzaju? Och nie do końca, mój drogi.
Ale teraz nie mamy czasu byś się nauczył czegoś nowego, teraz jedynie jest sprawdzanie siebie wzajemnie.
Podeszła jeszcze bliżej, nie przerywając kontaktu wzrokowego, a jej wargi jeszcze wyżej się uniosły tworząc wręcz doskonały wyraz temu, co czuła teraz.
Zbliżyła się naprawdę blisko, tak że mogła już zacząć liczyć blizny na jego twarzy, a on przyjrzeć się lepiej białej twarzy Rockers.
I cóż sobie myślisz, Gryfonie? Wzbudzam w Tobie pogardę, obrzydzenie, litość, a może jednak udajesz, że to jedynie obojętność?
- Ojej, ależ urocze kociątko z Ciebie - zasyczała, niemalże rozbawiona. Obserwowała każdą najmniejszą chociażby zmianę na jego twarzy, każdą zmianę światła odbijającego się w jego oczach.
Była tak nim zaabsorbowana, że nawet zapomniała, że nie są tutaj sami.
Słodkie zaćmienie umysłu. Ach!
- Remus J. Lupin
Re: Sala Wejściowa
Nie Gru 29, 2013 9:00 pm
Dziewczynka. Rozkapryszona istota, która nauczyła się tajników manipulacji i zastraszania innych do perfekcji. Theatrum mundi, powiadasz? Remus to kolejna z Twych marionetek? Myślisz, że możesz wszystko kontrolować? Mówić wszystkim, jak mają grać? Jeśli tego chcesz, mogą zrobić małe, prywatne przedstawienie. Tylko dla siebie. Jakby nikt inny nie istniał. Czy to wystarczy, żeby Cię usatysfakcjonować? Żebyś odeszła?
Próżne groźby, bez pokrycia, nie świadczą najlepiej o wypowiadającej jej osobie. Bo cóż byłabyś w stanie zrobić, gdyby naprawdę znaleźli się tête-à-tête? Nie wiesz, co to śmierć. Żyjesz, karmiąc się pustymi wyobrażeniami o tym, co to słowo znaczy. Marząc o tym, by być jej początkiem i końcem. Gdzieś tam, w środku, jestem pewien, obawiasz się jej bardziej niż każdy ze zgromadzonych w tej sali. Obsesja i chora fascynacja to coś, co łatwo mami zmysły.
Lupin nie musiał niczego udowadniać. Słowa to tylko osiem procent z przekazu, komunikacji. Całą resztę odbiera się właśnie poprzez obserwację otoczki, gestów, mimiki, wszystkiego, co składa się na postać. Prędzej czy później coś Cię zdradzi. Nie można grać przez cały czas. Nawet jeśli udawanie zadufanej w sobie Ślizgonki początkowo było tylko pozą, po pewnym czasie udawanie wchodzi w krew - przestaje być tylko kłamstwem. Albo prawda zostaje obnażona. Nic nie może trwać wiecznie, nawet iluzja.
Tak jak teraz, w jego przypadku. Gdy dostrzegł Ją w tłumie, drgnął nieznacznie, na chwilę zapominając o Ślizgonce. Mimowolnie zrobił krok do przodu, powstrzymując się w ostatniej chwili i zastygł w bezruchu. Objęła się kurczowo ramionami, schowała w rogu, tak jak on, uciekając przed światem. Nie udało jej się go nabrać. Przecież widział wszystko w jej oczach. W ukradkowych spojrzeniach. Był świadkiem tego, jak rozpada się na drobne kawałki w momentach, gdy myślała, że nikt na nią nie patrzy.
To bolało. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że coś takiego może zranić dogłębnie. Że on stał się bezbronny. Z powodu jednej osoby.
Erin zniknęła jednak z pola widzenia chłopaka, gdy bladolica Ślizgonka z jakiegoś powodu przekroczyła intymną granicę połowy metra. Stanęła w ten sposób, że niemal stykali się twarzami. Czuł jej oddech na swojej twarzy. Lekkie zaskoczenie i błysk gniewu pojawił się w jego miodowych oczach, gdy rzucił jej baczne spojrzenie. Nie przywykł do takiej bliskości. Drażniła go podwójnie i nie zamierzał udawać, że wcale go to nie rusza i że wszystko było w porządku.
Gdzie podział się potulny Remus?
Czyżby nauczył się choć trochę walczyć o swoje?
- Raczej mnie z kimś pomyliłaś, jeśli jednak to było o mnie - dzień dobroci dla zwierząt miał już miejsce w tym roku - czwartego października - powiedział, nie siląc się nawet na cięte riposty. Chciała jego uwagi, przedstawienia? Więc po prostu jej to da. A potem niech lepiej odejdzie, odsunie się od niego, wróci na swoje miejsce.
Próżne groźby, bez pokrycia, nie świadczą najlepiej o wypowiadającej jej osobie. Bo cóż byłabyś w stanie zrobić, gdyby naprawdę znaleźli się tête-à-tête? Nie wiesz, co to śmierć. Żyjesz, karmiąc się pustymi wyobrażeniami o tym, co to słowo znaczy. Marząc o tym, by być jej początkiem i końcem. Gdzieś tam, w środku, jestem pewien, obawiasz się jej bardziej niż każdy ze zgromadzonych w tej sali. Obsesja i chora fascynacja to coś, co łatwo mami zmysły.
Lupin nie musiał niczego udowadniać. Słowa to tylko osiem procent z przekazu, komunikacji. Całą resztę odbiera się właśnie poprzez obserwację otoczki, gestów, mimiki, wszystkiego, co składa się na postać. Prędzej czy później coś Cię zdradzi. Nie można grać przez cały czas. Nawet jeśli udawanie zadufanej w sobie Ślizgonki początkowo było tylko pozą, po pewnym czasie udawanie wchodzi w krew - przestaje być tylko kłamstwem. Albo prawda zostaje obnażona. Nic nie może trwać wiecznie, nawet iluzja.
Tak jak teraz, w jego przypadku. Gdy dostrzegł Ją w tłumie, drgnął nieznacznie, na chwilę zapominając o Ślizgonce. Mimowolnie zrobił krok do przodu, powstrzymując się w ostatniej chwili i zastygł w bezruchu. Objęła się kurczowo ramionami, schowała w rogu, tak jak on, uciekając przed światem. Nie udało jej się go nabrać. Przecież widział wszystko w jej oczach. W ukradkowych spojrzeniach. Był świadkiem tego, jak rozpada się na drobne kawałki w momentach, gdy myślała, że nikt na nią nie patrzy.
To bolało. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że coś takiego może zranić dogłębnie. Że on stał się bezbronny. Z powodu jednej osoby.
Erin zniknęła jednak z pola widzenia chłopaka, gdy bladolica Ślizgonka z jakiegoś powodu przekroczyła intymną granicę połowy metra. Stanęła w ten sposób, że niemal stykali się twarzami. Czuł jej oddech na swojej twarzy. Lekkie zaskoczenie i błysk gniewu pojawił się w jego miodowych oczach, gdy rzucił jej baczne spojrzenie. Nie przywykł do takiej bliskości. Drażniła go podwójnie i nie zamierzał udawać, że wcale go to nie rusza i że wszystko było w porządku.
Gdzie podział się potulny Remus?
Czyżby nauczył się choć trochę walczyć o swoje?
- Raczej mnie z kimś pomyliłaś, jeśli jednak to było o mnie - dzień dobroci dla zwierząt miał już miejsce w tym roku - czwartego października - powiedział, nie siląc się nawet na cięte riposty. Chciała jego uwagi, przedstawienia? Więc po prostu jej to da. A potem niech lepiej odejdzie, odsunie się od niego, wróci na swoje miejsce.
- Marlene McKinnon
Re: Sala Wejściowa
Nie Gru 29, 2013 9:04 pm
Lena i taniec? Lena i taniec?!
Gdy doszły ją słuchy o próbie walca w Sali Wejściowej zaczęła się zastanawiać, czy ktoś by zauważył, że weszła pod kołdrę i zaszyła się od środka. Może nie miała problemów z koordynacją ruchową, lecz taniec miał być jej drogą krzyżową. Nienawidziła, gdy ludzie ją obserwowali, chciała zapaść się pod ziemię. Każdy dotyk partnera będzie niczym porażenie prądem. Każdego dnia za wszelką cenę starała się walczyć ze strachem do ludzi, lecz nigdy jej się to nie udawało. Chciała mieć święty spokój, o wiele nie prosiła. Mogła udawać, że źle się czuje, lub po prostu nie iść, lecz jakby to wyglądało? Była prefektem, musiała dawać dobry przykład innym. Chcąc nie chcąc opuściła swoją strefę bezpieczeństwa, czyli dormitorium, i udała się na miejsce zbiórki. Stało tam już kilka osób, więc nie było szansy, aby próba została odwołana. Stanęła gdzieś z boku, aby nikomu się nie narzucać i najzwyczajniej w świecie skierowała swój wzrok w buty. Z pewnością były czyste. Modliła się w myślach, aby to wszystko się już skończyło. Miała nadzieję, że zostanie bez pary. Wystarczyło, że będzie robiła z siebie idiotkę przed całym światem. Jakiś biedny chłopak nie powinien przeżywać tego samego. Zaczęła pod nosem liczyć. Obiecała sobie, że jeśli doliczy do dwustu i próba walca się nie zacznie to sobie pójdzie.
Gdy doszły ją słuchy o próbie walca w Sali Wejściowej zaczęła się zastanawiać, czy ktoś by zauważył, że weszła pod kołdrę i zaszyła się od środka. Może nie miała problemów z koordynacją ruchową, lecz taniec miał być jej drogą krzyżową. Nienawidziła, gdy ludzie ją obserwowali, chciała zapaść się pod ziemię. Każdy dotyk partnera będzie niczym porażenie prądem. Każdego dnia za wszelką cenę starała się walczyć ze strachem do ludzi, lecz nigdy jej się to nie udawało. Chciała mieć święty spokój, o wiele nie prosiła. Mogła udawać, że źle się czuje, lub po prostu nie iść, lecz jakby to wyglądało? Była prefektem, musiała dawać dobry przykład innym. Chcąc nie chcąc opuściła swoją strefę bezpieczeństwa, czyli dormitorium, i udała się na miejsce zbiórki. Stało tam już kilka osób, więc nie było szansy, aby próba została odwołana. Stanęła gdzieś z boku, aby nikomu się nie narzucać i najzwyczajniej w świecie skierowała swój wzrok w buty. Z pewnością były czyste. Modliła się w myślach, aby to wszystko się już skończyło. Miała nadzieję, że zostanie bez pary. Wystarczyło, że będzie robiła z siebie idiotkę przed całym światem. Jakiś biedny chłopak nie powinien przeżywać tego samego. Zaczęła pod nosem liczyć. Obiecała sobie, że jeśli doliczy do dwustu i próba walca się nie zacznie to sobie pójdzie.
- Lily Evans
Re: Sala Wejściowa
Nie Gru 29, 2013 11:00 pm
Po wszystkim, co się wydarzyło pomiędzy nią a Jamesem nie wiedziała, co ma dalej zrobić. Jak unikać tych wszystkich nieprzychylnych jej spojrzeń, plotek za jej plecami, szyderczych uwag z prawie każdej strony. Jakby nie wystarczyło im, że sama cierpi w środku, że czuje się okropnie z powodu tego, że potoczyło się tak, a nie inaczej.
Chyba już cały Hogwart wiedział o tym, jak Evans potraktowała Pottera, a na dodatek krążyły różne, czasami wręcz absurdalne historie o tym, co się wydarzyło i o co tak naprawdę poszło. Lily ledwo powstrzymała śmiech, kiedy jakieś IV-klasistki gorączkowo dzieliły się informacją, że przyczyną tego, co się zdarzyło w Wielkiej Sali było to, że rudowłosa jest w ciąży z jakimś Krukonem i planuje uciec do Hiszpanii.
W sumie sama już nie wiedziała o czym ma myśleć, jak się ma zachowywać w obecności przyjaciół i samego Pottera, jeśli jakimś dziwnym trafem na siebie wpadną. Tak, zdawała sobie sprawę z tego, że James ją nienawidzi i w sumie nie dziwiła się. Przecież sama tego chciała, prawda? Niech więc ułożą sobie obydwoje życie na nowo. Tak będzie lepiej...
W każdym bądź razie weszła do Sali Wejściowej, zupełnie nie wiedząc, co ją czeka i czego może się spodziewać. Była jednak ciekawa, co z tego wyniknie.
Była zachwycona Balem Zimowym, sądziła, że to będzie idealna okazja by choć odrobinę się rozerwać i nie myśleć o problemach; o Petunii, która na wiosnę zaplanowała ślub, o tym ataku wilkołaka, czy o dziwnych nieobecnościach Severusa. A także przede wszystkim o Jamesie Potterze.
Poprawiła rude włosy i rozejrzała się po sali. Posłała mały uśmiech pochłoniętemu w dziwnej wymianie zdań ze Ślizgonką Remusowi, pomachała Riley, oraz Marlene i zbliżyła się do miejsca w którym była Erin.
Erin. Jedna z jej najbliższych, jeżeli nie najbliższa przyjaciółka. Erin, siostra Jamesa.
Przełknęła głośno ślinę, nie wiedząc czego może się spodziewać. Bała się jej reakcji, bała się tego, że nie będzie chciała z nią rozmawiać, ani mieć z nią nic do czynienia.
Lily ciągle zapominała o tym, jak bardzo Erin z wyglądu przypominała brata. Przypominała go tak bardzo, że niemalże czuła ból, kiedy na nią patrzyła.
- Cześć, Eri - przywitała się cicho Evans, chowając dłonie w kieszeniach szaty.
Chyba już cały Hogwart wiedział o tym, jak Evans potraktowała Pottera, a na dodatek krążyły różne, czasami wręcz absurdalne historie o tym, co się wydarzyło i o co tak naprawdę poszło. Lily ledwo powstrzymała śmiech, kiedy jakieś IV-klasistki gorączkowo dzieliły się informacją, że przyczyną tego, co się zdarzyło w Wielkiej Sali było to, że rudowłosa jest w ciąży z jakimś Krukonem i planuje uciec do Hiszpanii.
W sumie sama już nie wiedziała o czym ma myśleć, jak się ma zachowywać w obecności przyjaciół i samego Pottera, jeśli jakimś dziwnym trafem na siebie wpadną. Tak, zdawała sobie sprawę z tego, że James ją nienawidzi i w sumie nie dziwiła się. Przecież sama tego chciała, prawda? Niech więc ułożą sobie obydwoje życie na nowo. Tak będzie lepiej...
W każdym bądź razie weszła do Sali Wejściowej, zupełnie nie wiedząc, co ją czeka i czego może się spodziewać. Była jednak ciekawa, co z tego wyniknie.
Była zachwycona Balem Zimowym, sądziła, że to będzie idealna okazja by choć odrobinę się rozerwać i nie myśleć o problemach; o Petunii, która na wiosnę zaplanowała ślub, o tym ataku wilkołaka, czy o dziwnych nieobecnościach Severusa. A także przede wszystkim o Jamesie Potterze.
Poprawiła rude włosy i rozejrzała się po sali. Posłała mały uśmiech pochłoniętemu w dziwnej wymianie zdań ze Ślizgonką Remusowi, pomachała Riley, oraz Marlene i zbliżyła się do miejsca w którym była Erin.
Erin. Jedna z jej najbliższych, jeżeli nie najbliższa przyjaciółka. Erin, siostra Jamesa.
Przełknęła głośno ślinę, nie wiedząc czego może się spodziewać. Bała się jej reakcji, bała się tego, że nie będzie chciała z nią rozmawiać, ani mieć z nią nic do czynienia.
Lily ciągle zapominała o tym, jak bardzo Erin z wyglądu przypominała brata. Przypominała go tak bardzo, że niemalże czuła ból, kiedy na nią patrzyła.
- Cześć, Eri - przywitała się cicho Evans, chowając dłonie w kieszeniach szaty.
- Nauczyciele
Re: Sala Wejściowa
Nie Gru 29, 2013 11:56 pm
Próbę więc nadszedł czas rozpocząć! Jednakże zanim Filch włączą muzykę, zanim profesor McGonagall i profesor Sprout zaproszą do tańca, należało rozpocząć od wytypowania par do walca angielskiego. Czy byliście na to gotowi? Czy jesteście przygotowani na to, jak wskażą kości? Profesor McGonagall stanęła przed nimi i rozejrzała się wokoło.
- Witajcie na I próbie walca angielskiego! Zanim jednak rozpoczniemy, ustawcie się w szeregu. Czeka Was bowiem losowanie, dzięki któremu poznacie imię i nazwisko waszego partnera w tym pięknym tańcu - zaczęła wicedyrektorka Hogwartu i przyjęła od profesor Sprout czarę pełną numerków.
Teraz wszystko leży w rękach losu.
- Witajcie na I próbie walca angielskiego! Zanim jednak rozpoczniemy, ustawcie się w szeregu. Czeka Was bowiem losowanie, dzięki któremu poznacie imię i nazwisko waszego partnera w tym pięknym tańcu - zaczęła wicedyrektorka Hogwartu i przyjęła od profesor Sprout czarę pełną numerków.
Teraz wszystko leży w rękach losu.
- Alex White
Re: Sala Wejściowa
Pon Gru 30, 2013 12:18 pm
Alex była niesamowicie wdzięczna za przybycie nauczycielki. Co zrobiłaby Rockers tym razem? Nigdy nie potrafiła zrozumieć tej dziewczyny. Lubiła się wyżywać na innych? Miała nudne życie, więc zapewniała sobie rozrywkę kosztem innych? Żałosne.
White z miną męczennicy stanęła w wyznaczonym miejscu. Więc nadszedł czas na losowanie! Świetnie! Jakoś nie mogła wykrzesać z siebie choćby odrobiny radości, zmusić się do uśmiechu. Była trochę jak zombie. Zobojętniała na to co działo się wokoło. To po prostu się działo.
Żałowała, że nie może wyłączyć uczuć. Byłoby o wiele łatwiej. Ale czy lepiej?
White z miną męczennicy stanęła w wyznaczonym miejscu. Więc nadszedł czas na losowanie! Świetnie! Jakoś nie mogła wykrzesać z siebie choćby odrobiny radości, zmusić się do uśmiechu. Była trochę jak zombie. Zobojętniała na to co działo się wokoło. To po prostu się działo.
Żałowała, że nie może wyłączyć uczuć. Byłoby o wiele łatwiej. Ale czy lepiej?
- Kyle Blackwell
Re: Sala Wejściowa
Pon Gru 30, 2013 12:23 pm
Jak zwykle spóźniony, Kyle wcale nie wpadł na to, żeby wejść do Sali „po cichu”, żeby nie zwrócić na siebie większej uwagi osób stojących w szeregu. A że wchodził z dworu, raczej wszyscy spojrzeli się w jego stronę, gdyż nastało krótkie „bach”, po czym pojawił się wyszczerzony blondyn z jakże chwytną koszulką z napisem „I am the be(a)st”. Nie zawracając sobie niczym głowy przeszedł przez salę i z pytaniem w spojrzeniu zatrzymał się przed McGonagall, która skinieniem lodowatego spojrzenia posłała go do szeregu. Wylądował z Gryfonami, co raczej go obeszło, chociaż rozglądał się po ludziach, nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Bo jeśli o niego chodzi, to wiedział jedynie tyle, że ma tu być o tej i o tej godzinie.
„Tańcu?” powtórzył bezgłośnie, nie ogarniając za bardzo. Nie bardzo chciał tańczyć, ale też nie aż tak, żeby uciekać z tego pomieszczenia gdzie pieprz rośnie. W końcu zawsze jakaś okazja do zmacania płci przeciwnej i to w zupełnie uzasadniony sposób.
„Tańcu?” powtórzył bezgłośnie, nie ogarniając za bardzo. Nie bardzo chciał tańczyć, ale też nie aż tak, żeby uciekać z tego pomieszczenia gdzie pieprz rośnie. W końcu zawsze jakaś okazja do zmacania płci przeciwnej i to w zupełnie uzasadniony sposób.
- Mary Macdonald
Re: Sala Wejściowa
Pon Gru 30, 2013 12:31 pm
Natomiast Mary zupełnie odwrotnie, nieznacznie spóźniona wślizgnęła się do pomieszczenia modląc się, żeby nikt nie zwrócił na nią większej uwagi. Wręcz wcisnęła się między znajomych Gryfonów, rozglądając się po osobach, które się zjawiły, kiedy już poczuła się trochę mniej wystawiona na oczy reszty. Miała delikatną nadzieję, na zobaczenie Sahira, chociaż takie miejsce i przyczyna przecież kłóciły się z jego stylem bycia i osobowiścią: przynajmniej z tego, co się orientowała. A jednak bardzo była spragniona kontaktu, niesamowicie zaciekawiona, bo przecież ostatnim razem widziała go, jak leżał na podłodze w łazience Jęczącej Marty… Nawet nie wiedziała, czy przeżył i ogromnie ją to gryzło. Może powinna wysłać sowę?
- Coś mnie ominęło? – szepnęła do Evans, nie do końca świadoma zawirowań Lilkowo-Jamesowych, ale nawet gdyby, pewnie i tak nie zachowywałaby się inaczej. Przecież dadzą sobie radę, byli już prawie dorośli!
Objęła ramiona dłońmi, przysłuchując się McGonagall. Zadrżała lekko na wiadomość, że będzie musiała tańczyć z osobą, której najpewniej nie zna, ale też była tym trochę podekscytowana, toteż jeśli o nią chodzi, napięcie równomiernie rosło.
- Coś mnie ominęło? – szepnęła do Evans, nie do końca świadoma zawirowań Lilkowo-Jamesowych, ale nawet gdyby, pewnie i tak nie zachowywałaby się inaczej. Przecież dadzą sobie radę, byli już prawie dorośli!
Objęła ramiona dłońmi, przysłuchując się McGonagall. Zadrżała lekko na wiadomość, że będzie musiała tańczyć z osobą, której najpewniej nie zna, ale też była tym trochę podekscytowana, toteż jeśli o nią chodzi, napięcie równomiernie rosło.
- Asmita Wels
Re: Sala Wejściowa
Pon Gru 30, 2013 12:53 pm
Och, znowu spóźniona. Mogłaby w końcu trochę bardziej skupić się na punktualności, ale z jej obowiązkami... Ona ma tyle na głowie, że nawet nie ma czasu porządnie zjeść. A w jej przypadku głód może oznaczać śmierć jakiegoś ucznia. Zaliczyła już wpadkę z Sahirem i nie miała zamiaru zrobić czegoś takiego nigdy więcej. Musiała wypić litr zajęczej krwi, aby mieć całkowitą pewność, że nikt nie ucierpi. I to jest powód jej spóźnienia. Mogłaby wejść jak gdyby nigdy nic. Mogłaby udawać, że się nie spóźniła i po cichu wepchnąć się między uczniów, ale po co te cyrki. Profesor McGonagall, jak i inni nauczyciele wiedzieli o jej przypadłości, więc Asmita mogła zawsze wytłumaczyć się im później.
Weszła do sali, zupełnie olewając spojrzenie innych i stanęła na końcu szeregu, chyba, że był to początek, nigdy nie umiała rozróżnić. Pomachała ze słodkim uśmiechem do nauczycielek, bo tak kazało jej 'kulturalne' wychowanie.
- Dzieeeń doobry panią. - Powiedziała trochę jak dzieci w przedszkolu. Rozejrzała się po zgromadzonych. Najprawdopodobniej trafi jej się ktoś z smaczną grupą krwi, bo ona zawsze ma takiego pecha.
Weszła do sali, zupełnie olewając spojrzenie innych i stanęła na końcu szeregu, chyba, że był to początek, nigdy nie umiała rozróżnić. Pomachała ze słodkim uśmiechem do nauczycielek, bo tak kazało jej 'kulturalne' wychowanie.
- Dzieeeń doobry panią. - Powiedziała trochę jak dzieci w przedszkolu. Rozejrzała się po zgromadzonych. Najprawdopodobniej trafi jej się ktoś z smaczną grupą krwi, bo ona zawsze ma takiego pecha.
- Riley Acquart
Re: Sala Wejściowa
Pon Gru 30, 2013 7:22 pm
Czara pełna numerków. Numerków skrywających imiona i nazwiska tanecznych partnerów. Riley ciekawa była czy los będzie dziś dla niej łaskawy. Szczerze mówiąc, dziewczyna nigdy nie miała szczęścia w różnorakich loteriach. Choć z drugiej strony mogła się z tego cieszyć, gdyż według przysłowia „kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości”. Marne pocieszenie, ale zawsze to jakiś plus.
Ustawiła się więc w szeregu i czekała na swoją kolej do zamieszania w czarze. Gryfonka nie miała żadnego konkretnego typu co do swojego przyszłego partnera. Owszem niezbyt ucieszyłaby się z tancerza domu Salazara Slytherina, ale nie taki diabeł straszny jak go malują. I z Ślizgonem da się dogadać. Przynajmniej nie będzie miała wyrzutów, gdy podczas tańca nadepnie mu na stopę.
Ustawiła się więc w szeregu i czekała na swoją kolej do zamieszania w czarze. Gryfonka nie miała żadnego konkretnego typu co do swojego przyszłego partnera. Owszem niezbyt ucieszyłaby się z tancerza domu Salazara Slytherina, ale nie taki diabeł straszny jak go malują. I z Ślizgonem da się dogadać. Przynajmniej nie będzie miała wyrzutów, gdy podczas tańca nadepnie mu na stopę.
- Syriusz Black
Re: Sala Wejściowa
Pon Gru 30, 2013 7:55 pm
Wpadł do sali... spóźniony! Ale nie dbał o to. Chyłkiem zajął miejscem w jednym z kątów... a potem na końcu szeregu, szczerząc się jak głupi do Remusa, który chyba nie miał najlepszego humoru. Okej.. to zobaczymy, co go czeka..
/krótkie, by zdążyć przed MG
/krótkie, by zdążyć przed MG
- Caroline Rockers
Re: Sala Wejściowa
Sro Sty 01, 2014 12:12 pm
Mimo, że słowa stanowią tak małą część komunikacji, to jakże skutecznie działają! A w połączeniu z gestami, z mimiką i uczuciami? Tworzą istną mieszankę wybuchową zdolną zniszczy każdego - wcześniej, czy później.
Żyjesz statystykami, suchymi faktami, które wyczytujesz z książek, które znasz tak doskonale na pamięć. Ale cóż Ci po tym?
No cóż Ci po tym Lupinie? Co kiedy staniesz w obliczu niebezpieczeństwa? Będziesz walczył...?
Dobry żart. Udajesz, że to Cię nie wzrusza, że jesteś obojętny i gotowy na wszystko.
Ale skąd możesz o tym wiedzieć? Wilkołaczku i człowieczku zarazem!
Myślisz, że uda Ci się uwolnić siebie i najbliższych z tej zgubnej machiny? Myślisz, że słowa bez pokrycia z Twojej strony wystarczą?
A to dobre. Naprawdę, uśmiałam się. Sądzisz, że na wszystko jest wytłumaczenie, że wystarczy się wysilić i już masz rozpracowany choćby i najmniejszy szczegół.
Niech panna White też uważa. Bo chyba jej nosek robi się ostatnio za długi i zostaje wtykany w nie swoje sprawy.
Jedną krukońską Śnieżkę już miała w swych zimnych dłoniach. Może zająć się i drugą. To wszak żaden problem, wręcz przyjemność.
Gryfon jednak odsłonił się - na chwilę, ale jednak. I dlaczegóż miała więc nie wykorzystać?
Kolejny motyw. Kolejny wątek w spektaklu.
- No proszę. Kto by się spodziewał. Pan przykładny prefekt potrafić zrobić użytek również ze swoich wad... - zaczęła kpiąco, po czym nachyliła się ku niemu, wargi mając blisko płatka jego ucha.
Bawmy się. Bawmy się. Bawmy się.
Czyż to nie fantastyczne? Coraz więcej osób się tutaj gromadziło i tym większa chęć występowała do działania.
Lodowe tęczówki rozbłysły dziko, a na wargach zamigotał chłodny uśmiech.
- Widzę, jak na nią patrzysz. Doprawdy jest to uroczo...żałosne - wyszeptała, nie mogąc się powstrzymać. Nie ma miłości.
Coś takiego nie istnieje. Czyż nie potraficie tego zrozumieć?
To jest tylko obłuda, chwilowy kaprys, który potem przeraża się w cierpienie.
- Udajesz takiego silnego, takiego dojrzałego. A w środku kim jesteś? Zwykłym tchórzliwym dzieciakiem, nie mającym w sobie dość siły by wziąć los w swoje ręce. Bawisz mnie, jesteś taki naiwny w tym, że siedzisz w pułapce, którą sam stworzyłeś... - zakończyła, niemalże sycząc. Po chwili odsunęła się, rzucając mu kolejne wyzywające spojrzenie. Nie znała go. Bawiła się jednak chwilą.
Nim samym, tą cząstką, która się wręcz z niego wylewała.
Odrzuciła czarne włosy na bok i odeszła od niego, nie mówiąc już nic więcej, tylko rzucając mu ostatnie pełne mściwej satysfakcji spojrzenie.
Czas wszak rozpocząć tę zabawę i wylosować szczęśliwy numerek, który poprowadzi ku przyszłości.
Żyjesz statystykami, suchymi faktami, które wyczytujesz z książek, które znasz tak doskonale na pamięć. Ale cóż Ci po tym?
No cóż Ci po tym Lupinie? Co kiedy staniesz w obliczu niebezpieczeństwa? Będziesz walczył...?
Dobry żart. Udajesz, że to Cię nie wzrusza, że jesteś obojętny i gotowy na wszystko.
Ale skąd możesz o tym wiedzieć? Wilkołaczku i człowieczku zarazem!
Myślisz, że uda Ci się uwolnić siebie i najbliższych z tej zgubnej machiny? Myślisz, że słowa bez pokrycia z Twojej strony wystarczą?
A to dobre. Naprawdę, uśmiałam się. Sądzisz, że na wszystko jest wytłumaczenie, że wystarczy się wysilić i już masz rozpracowany choćby i najmniejszy szczegół.
Niech panna White też uważa. Bo chyba jej nosek robi się ostatnio za długi i zostaje wtykany w nie swoje sprawy.
Jedną krukońską Śnieżkę już miała w swych zimnych dłoniach. Może zająć się i drugą. To wszak żaden problem, wręcz przyjemność.
Gryfon jednak odsłonił się - na chwilę, ale jednak. I dlaczegóż miała więc nie wykorzystać?
Kolejny motyw. Kolejny wątek w spektaklu.
- No proszę. Kto by się spodziewał. Pan przykładny prefekt potrafić zrobić użytek również ze swoich wad... - zaczęła kpiąco, po czym nachyliła się ku niemu, wargi mając blisko płatka jego ucha.
Bawmy się. Bawmy się. Bawmy się.
Czyż to nie fantastyczne? Coraz więcej osób się tutaj gromadziło i tym większa chęć występowała do działania.
Lodowe tęczówki rozbłysły dziko, a na wargach zamigotał chłodny uśmiech.
- Widzę, jak na nią patrzysz. Doprawdy jest to uroczo...żałosne - wyszeptała, nie mogąc się powstrzymać. Nie ma miłości.
Coś takiego nie istnieje. Czyż nie potraficie tego zrozumieć?
To jest tylko obłuda, chwilowy kaprys, który potem przeraża się w cierpienie.
- Udajesz takiego silnego, takiego dojrzałego. A w środku kim jesteś? Zwykłym tchórzliwym dzieciakiem, nie mającym w sobie dość siły by wziąć los w swoje ręce. Bawisz mnie, jesteś taki naiwny w tym, że siedzisz w pułapce, którą sam stworzyłeś... - zakończyła, niemalże sycząc. Po chwili odsunęła się, rzucając mu kolejne wyzywające spojrzenie. Nie znała go. Bawiła się jednak chwilą.
Nim samym, tą cząstką, która się wręcz z niego wylewała.
Odrzuciła czarne włosy na bok i odeszła od niego, nie mówiąc już nic więcej, tylko rzucając mu ostatnie pełne mściwej satysfakcji spojrzenie.
Czas wszak rozpocząć tę zabawę i wylosować szczęśliwy numerek, który poprowadzi ku przyszłości.
- Nauczyciele
Re: Sala Wejściowa
Sro Sty 01, 2014 8:41 pm
Każdy więc wylosował numerek, który jest mu przeznaczony. Pary zostały wybrane i spisane na specjalnym pergaminie profesor McGonagall. A teraz przyszedł czas na I próbę. Zarówno ona, jak i profesor Sprout miały nadzieję, że nie będzie zbyt dużego zamieszania, chociaż z uczniami to nigdy nic nie wiadomo.
- Zanim jednak dobierzecie się w odpowiednie pary, zademonstruję, jak powinien wyglądać walc angielski- zagrzmiała profesor Transmutacji i rozejrzała się po sali. W oczy rzucił jej się Syriusz, który dopiero co wparował do sali. Posłała mu spojrzenie, w którym czaiła się nagana. - Panie Black, zapraszam. Zatańczy pan ze mną. Zapraszam na środek.
- Zanim jednak dobierzecie się w odpowiednie pary, zademonstruję, jak powinien wyglądać walc angielski- zagrzmiała profesor Transmutacji i rozejrzała się po sali. W oczy rzucił jej się Syriusz, który dopiero co wparował do sali. Posłała mu spojrzenie, w którym czaiła się nagana. - Panie Black, zapraszam. Zatańczy pan ze mną. Zapraszam na środek.
Strona 2 z 25 • 1, 2, 3 ... 13 ... 25
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach