Go down
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Pon Lis 17, 2014 3:56 pm
Ano, Florence była pewna, że znajomość z tym Ślizgonem nie będzie należała do łatwych. Wręcz przeciwnie. Ale bez ryzyka nie ma zabawy, prawda? Rudowłosa na pewnie nie raz, nie dwa oberwie od niego po dupie, ale ostatecznie liczy się efekt końcowy - a kto wie, jaki on będzie?
Nie odpowiedziała nic na jego stwierdzenie, że tą rozmowę zawdzięcza tylko temu, że wykazała się inteligencją. Podejście Giotto było słuszne i nie miała co się o nie obrażać, jak to by zrobili niektórzy. Po co chłopak miałby rozmawiać z jakąś piszczącą laską, która go chwali, chcąc mu się przypodobać? O to Flo nie chodziło, o nie. Nie chodziło również o wychwalanie go - po prostu dzieliła się z nim swoimi spostrzeżeniami z meczu i tyle. W Ravenclawie większość osób była skupiona na nauce, Quidditcha traktowali jak coś ciekawego, ale niepotrzebnego do życia. Nawet członkowie drużyny nie zawsze wykazywali się pasją do tego sportu. Poza tym, z nimi nie mogła omówić tego meczu - słowo krytyki i już odchodzili obrażeni...
-Tutaj? Często przebywam poza pokojem wspólnym, ale mam wiele miejsc, do których chodzę, by uciec od Krukonów. To jest po prostu jednym z nich. Ciężko mi określić, czy akurat tu jestem często. - zamyśliła się, przestając na chwilę rysować i patrząc nieobecnym wzrokiem w dal. - Tu jest wyjątkowo urokliwie, jak robi się chłodno; pustka, prawie nikt tędy nie chodzi, hałas Hogwartu tutaj nie dociera...właściwie tak, ostatnio dość często tu przychodzę.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Pon Lis 17, 2014 4:35 pm
Z drugiej strony zabawa nie zawsze musi się skończyć dobrze i w tym przypadku, było to bardzo prawdopodobne. Chłopak nie był kimś, kogo można było traktować jak zabawkę, czy też obiekt zainteresowania. Jeśli Flo naprawdę chciała zaistnieć w jego życiu, będzie musiała się bardzo postarać. On nie dopuści do siebie żadnej tępej cipy, która leci na niego tylko dlatego, że ma zmienny kolor oczek, czy też dobrze napierdala w Quidditcha. A propos zmiennej barwy tęczówki, właśnie teraz Floyd mogła zaobserwować jeden z defektów jego organizmu, który ma miejsce co jakiś czas. Z brązu jego oczy zmieniły się momentalnie na szary i jeśli patrzyła na niego w tym momencie, mogła być nieco zdziwiona. On już do tego przywykł.
- Jest wiele miejsc, w których bywa względnie cicho... - sam właśnie takich miejsc najczęściej poszukiwał, więc jest koneserem, znawcą i swego rodzaju przewodnikiem. Nikomu jeszcze nie powiedział o swoich samotniach i tak chyba zostanie, skoro ewidentnie widać, iż Giotto daleko do jakichkolwiek kontaktów z ludźmi. Chociaż od pewnego czasu można zaobserwować nieznaczną poprawę w tym kierunku. Tu poszedł na imprezę, tu porozmawiał kilkukrotnie z Alexandrą, teraz rozmawia, a raczej rozmawiał z Florence o Quidditchu. Skończyło się na magii tego miejsca.
Chłopak przekręcił głowę w stronę błoni Hogwartu i tak po prostu siedział, uśmiechając się lekko, gdyż atmosfera bardzo mu sprzyjała. Nie wiedział o czym dalej może z nią rozmawiać, gdyż był zwyczajnie kiepski w prowadzeniu dialogów i przywykł do tego, że to on jest pytany o wszystko, nigdy nie musi samemu się silić na jakiekolwiek pytania. I tak zostanie, bo to w końcu ona zagadała, a nie on. Niech się teraz stara więc.
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Pon Lis 17, 2014 10:16 pm
Cóż, Florence nie była "tępą cipą" i jak na razie na nikogo nie leciała. To, że Gio był przystojny i dobrze grał w Quidditcha nie sprawiało wcale, że serce rudowłosej zaczynało bić szybciej. Ba, zmienny kolor oczu też raczej nie był drogą do jej serca.
Ale za to był mega ciekawy!
Mała, spostrzegawcza Flo od razu zauważyła tą zmianę w wyglądzie chłopaka. Zaintrygowana, odstawiła szkicownik na schody i szybko przybliżyła się do Ślizgona, zdecydowanie naruszając jego prywatność. Ale co poradzić, nie mogła się powstrzymać. Wpatrywała się w oczy Giotto z fascynacją, nie zwracając uwagi na to, że dzielą ich milimetry. Obudziła się jej krukońska dusza - chciała posiąść tą wiedzę, natychmiast.
Chwilę zajęło jej ogarnięcie, że jednak wypadałoby mu dać trochę powietrza do oddychania i odsunąć się, a gdy w końcu to zrobiła, nie mogła już utrzymać buzi na kłódkę.
-Twoje oczy to jakiś defekt czy działanie zaklęcia? - zapytała, nadal niezwykle zaintrygowana. - Pierwszy raz widzę coś takiego. Fascynujące.
Rudowłosa w swoim umyśle już zaczęła przeglądać tytuły książek z biblioteki, zastanawiając się, które będzie musiała przeczytać, by dowiedzieć się czegoś o tej interesującej anomalii. A może to wcale nie była anomalia, tylko coś normalnego, ale po prostu rzadkiego?
Czas nadrobić tą wiedzę, Florence....
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Pon Lis 17, 2014 10:30 pm
Całe szczęście, że Florence taka nie była, bo on właśnie takich nie szukał. W gruncie rzeczy takiej typowej blacharze ciężko byłoby nawet wyciągnąć od niego imię, co dopiero być naocznym świadkiem przemiany kolorku jego ślepi. Mimo tego, że defekt ten występuje kilka razy w tygodniu, to jednak nikt nie widział go więcej, niż dwa razy. Chłopak przeważnie przesiaduje sam, więc tylko ktoś kto go obserwuje jest w stanie to dostrzec, ewentualnie ktoś kto ma po prostu szczęście - jak ona.
Czuł się nieswojo, gdy Florence przybliżyła się w jego stronę. Żeby jeszcze zrobiła to jakoś dyskretnie i nie podchodziła tak blisko, to by nic się nie stało, ale jednak czuł się trochę zakłopotany, gdy się tak na niego gapiła, jakby pierwszy raz zmienny kolor oczu widziała. Bo to nie był pierwszy, prawda? Taką przynajmniej Giotto miał nadzieję. Odwrócił szybko głowę w bok, nie chcąc utrzymywać z nią kontaktu wzrokowego. To było strasznie niewygodne... i dziwne.
- To defekt, niegroźny, ale jednak... - miał nadzieję, że skoro mu odpowie, to dziewczyna da mu spokój z tym. No i wtedy stało się... oczy po raz kolejny zmieniło kolor, tym razem na intensywną zieleń. Tym razem jednak nie był tego świadomy, gdyż przez całe to zamieszanie z pierwszą zmianą, nie mógł się skupić nad tym, co odczuwa właśnie w tej chwili.
- Uprzedzam pytanie... mam tak od urodzenia. - założył, że właśnie to pytanie chciała zadać, dlatego też postanowił udzielić odpowiedź szybciej, niż ona zdążyła znowu się na niego gapić.
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Pon Lis 17, 2014 10:57 pm
Cóż, Flo miała nadzieję, że daleko jej do typowej blachary - zarówno pod względem ubioru, jak i z charakteru. W końcu była całkiem inteligentną dziewczynką, co Giotto już chyba zauważył, a i styl miała całkiem niezły. Gustowny płaszczyk nie bardzo jej pasował do wizji typowej blachary, ale kto powiedział, że ruda musi mieć rację?
Wiedziała, że niepotrzebnie naruszyła jego prywatność i było jej z tego powodu trochę głupio - ale tylko trochę. W końcu nie zrobiła nic aż tak strasznego, a i jakieś korzyści z tego były - poza tym, że udało jej się trochę przypatrzeć tym niezwykłym oczom, poczuła również, że Giotto bardzo ładnie pachnie.
Męsko.
Gdy Ślizgon odpowiedział na jej pytanie, Flo zauważyła, że znów doszło do zmiany koloru oczu. Ostatkiem sił powstrzymała się od ponownego przysunięcia się do chłopaka, by móc wpatrywać się z bliska w to niezwykłe zjawisko. Klęczała teraz w połowie trasy między Giotto, a swoim szkicownikiem, nadal bardzo zaintrygowana.
-Od urodzenia...ciekawe. - zamyśliła się, odwracając twarz w stronę krajobrazu i uwalniając do od swojego spojrzenia, by chłopak poczuł się swobodniej. - Myślisz, że to cecha dziedziczna? Twoje dzieci też będą miały takie oczy? Bo wydaje mi się, że to gen dominujący...
Oto cała Flo - znalazła zagadkę i chciała poznać wszystkie jej sekrety. Giotto mógł ją obserwować właśnie w stanie chorej fascynacji nauki. W takich chwilach nikt nie miał wątpliwości, że ruda idealnie nadaje się do Ravenclawu.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Wto Lis 18, 2014 9:47 pm
Co do jej inteligencji nie miał już wątpliwości. Przeszła pomyślnie jego test, więc nawet jeśli na niego leci, to będzie mógł z nią porozmawiać na poziomie. Bo on przecież nie szuka żadnych kobiet, ani poważniejszych relacji, gdyż to może mu przeszkodzić w osiągnięciu celu. Prawdę mówiąc, Giotto byłby zdolny do tego by poświęcić nawet kogoś innego ważnego dla siebie, byle tylko dowiedzieć się czegoś nowego o swoim starszym bracie.
Doskonale czuł na sobie jej wzrok. Nie była pierwszą, która dziwiła się na widok tego defektu, jednakże już dawno nikt mu się tak nie przyglądał jak ona przed chwilą. Czuł się z tym nieswojo i nie widział powodu, by robić z tego coś wielkiego. Ma po prostu tak, nie jest to wyjaśnione i niech tak zostanie. Póki nie zagraża to jego zdrowiu, nie ma czym się martwić. Są dużo ważniejsze rzeczy, którymi trzeba się zająć.
- Nie jestem biologiem, więc Ci tego nie powiem... wiem tylko, że nikt z mojej rodziny nie miał czegoś takiego, jestem pierwszy ze zmiennym kolorem oczu... - przynajmniej czymś się wyróżniał z całego klanu Nero. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i westchnął lekko, myśląc przez chwilę nad stanem swoich oczu. Najwidoczniej skoro znowu na niego spojrzała jakby zobaczyła gwiazdkę z nieba, to kolor oczu musiał się zmienić jeszcze raz. Nie ma jednak jak tego potwierdzić, gdyż nie widzi nigdzie swojego odbicia, ani przedmiotu, który może mu to zapewnić.
- Jeśli jednak moje dzieci będą mieć takie jak ja, przynajmniej będę wiedział, że na pewno są moje. - zaśmiał się lekko, gdy zobaczył wizję siebie z synkiem i córką, którym w jednej chwili zmienia się kolor oczu - każdemu na inny, nie mógł mieć innych myśli. I weź tu teraz skomentuj to tak jak zawsze ciotki robią: "oczy masz po mamie, po mnie i po tacie?!".
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Czw Lis 20, 2014 12:11 am
Florence nie przejawiał zainteresowania facetami. Uważała, że wiązanie się w szkole mogłoby być całkiem dobrą i miłą zabawą, ale właśnie - tylko zabawą. Chęć posiadania kogoś, chęć wyróżniania się z tłumu, chęć zabicia nudy... A gdzie miłość, główny składnik tego wszystkiego? I na dodatek ten ograniczony wybór - ze swojego roku znała wszystkich w jakimś stopniu i nikt nie zwrócił na siebie jej uwagi. Oczywiście, pomijając względy fizycznie - akurat tu mogła pochwalić chłopców z Hogwartu, bo było kilku naprawdę przystojnych - jak chociażby Giotto. Ale jakie to miało znaczenie w obliczu charakteru i inteligencji?
-Zastanawiam się czy to bardziej wpływ magii czy biologia... Wygląda trochę jak metamorfomagia, która obejmuje tylko oczy. Jednak nie możesz tego kontrolować, prawda?
Niezwykły człowiek. I psychicznie, i fizycznie. Przestała podziwiać krajobraz, złapała za szkicownik i zaczęła dalej rysować, nadal jednak rozmyślając o intrygującym spojrzeniu Ślizgona.
-Ano, faktycznie, ciężko będzie znaleźć drugą osobę z takim spojrzeniem.Ale to dobrze, czyni Cię to bardziej niezwykłym. I Twoje dzieci też!
Flo niestey nie znała myśli Gio i nie mogła się z nim pośmiać, ale gdyby było inaczej, na pewno rozśmieszyłaby ją ta historyjka!
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Czw Lis 20, 2014 10:02 pm
Żeby jeszcze Giotto miał takie spojrzenie na wiązanie się z kobietami, co ona z facetami, to jeszcze nie byłoby tak źle. On tego nie traktował nawet jako zabawę. Było to dla niego zbędne, za dużo czasu się traciło przy poświęcaniu każdej wolnej chwili wybrance, tworzyło się z tego powodu mnóstwo problemów oraz powoli mogłoby to zacząć przesłaniać cel, na co Ślizgon nie może sobie pozwolić, zwłaszcza tak ambitny jak on. Z drugiej strony, bycie z kimś umożliwia ci też wiele rzeczy, masz wsparcie, którego nigdy wcześniej nie miałeś, jak dobrze trafisz, to możesz zostać nawet zrozumianym i zaakceptowanym, dzięki czemu miłość nie będzie kolidować z celem, ale taka szansa jest tylko jedna na milion, a Nero nie ma zamiaru próbować nawet być tym jedynym.
- Nie, nie mogę. Niektórzy mówią, że zależy to od zmiany nastroju, inni, że od pogody, a jeszcze inni, że zależy jakiegoś innego czynnika zewnętrznego. Już dawno przestałem się tym martwić... - potwierdził tylko jej stwierdzenie i chwilę pomyślał. W zasadzie nigdy o te oczy się nie martwił, nigdy nie był jakoś szczególnie podziwiany przez tę niezwykłą anomalię, ani też szykanowany przez to. Do pewnego czasu był zbyt szczęśliwy, by przejmować się takimi drobnostkami, paradoksalnie, dziś jest za smutny by to robić.
- O ile, w ogóle się ich doczekam... - zamyślił się na chwilę, po czym potrząsnął głową i przegryzł lekko wargę. Nie potrzebnie głośno myślał w tym momencie, gdyż nie chciał, by Florence ingerowała w jego sferę osobistą w jakikolwiek sposób. Tym bardziej ją do tego nakłoni, odpowiadając w taki głupi sposób. Musi trzymać trochę wyżej gardę, bo się rozluźnił za bardzo. Ostatnimi czasy bywa to zbyt często, gdyż to nie pierwszy raz w tym tygodniu, gdy czuje się jak ktoś ważny dla kogokolwiek.
- Wiesz... bycie zwyczajnym nie byłoby w sumie takie złe. - stwierdził, oddychając głośno. Oddałby wszystko, by żyć tak jak inni. Martwić się szkołą, ocenami, związkami i pracą w przyszłości, niż tym, kto zabił jego brata, tym, że jeśli to jednak była choroba, to może być ona dziedziczna i tym, że może nigdy nie odnaleźć prawdy.
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Pią Lis 21, 2014 10:33 am
Związki były ogólnie ciężkie - miłość to zarówno coś pięknego, jak i okropnego. To, czego Flo najbardziej się obawiała, to przywiązanie. Zależność od drugiej osoby, od jej uczuć. Jezu, jakie to musiało być straszne! Tęsknić za nim, gdy go nie ma, martwić się, czy coś mu się nie stało, czy miłość nie zgasła, czy ładnie wyglądasz, czy spełniasz jego oczekiwania... I jeszcze ta zazdrość! Tak ciężko ją opanować. Wystarczy jeden jego uśmiech wymieniony z inną dziewczyną, jedno spojrzenie, a w Twojej głowie od razu pojawiają się niechciane myśli. I możesz mu ufać, ale te myśli i tak się pojawią. Chociaż i tak najgorsza jest ta zależność. Jeśli umrze, umrze z nim cały Twój świat. Jeśli go nie ma, jeśli Cię olewa - cierpisz.
Czy naprawdę warto?
-Wybacz, że tak Cię wypytuję, ale to cholernie ciekawe. Szkoda, że nie mamy w Hogwarcie zajęć medycznych. Albo jakiejś biologii medycznej...
Florence i jej mania uzdrawiania. Chociaż trzeba przyznać, że zainteresowanie biologią, to nie jest zła cecha - wręcz przeciwnie. Ale mimo wszystko... Chętnie by odkryła sekret oczu Giotto, jej medyczna dusza pragnęła posiąść tą wiedzę. Rozwiązać zagadkę. I kto wie, może kiedyś uda jej się dotrzeć do informacji, które pozwolą jej zrozumieć tą niezwykłą anomalię?
-Ano. Kto wie, jak potoczy się Twoje życie. - wzruszyła ramionami, przyglądając mu się. Był naprawdę przystojny. Ale cóż to znaczyło, skoro otaczała go taka melancholijna aura smutku, zamyślenia i nieprzystępności. Flo dobrze wiedziała, że jeśli jest niemiły, to nie wynika z tego, że został źle wychowany albo chce ją urazić. To było co innego - on po prostu zamknął się w sobie i z trudnością przychodziło mu wyjawianie informacji o swoim życiu. Dlatego starała się go nie wypytywać. Może powinna mówić o sobie? Ale wtedy może go zanudzić... - Ja na przykład chciałabym mieć dzieci. Może...w sumie to nie wiem. To by było trochę straszne, ta ciągła troska i strach, że coś mu się stanie. I, jezu, gdyby coś naprawdę się stało...
Florence zatrzęsła się, a na jej twarzy pojawił się strach. Nigdy nikogo nie straciła, ale była bardzo uczuciowa. Sama myśl o tym, że jej dziecku mogłoby coś się stać, sprawiała, że drżała ze strachu. W jej umyśle utrata ukochanych osób była czymś najgorszym, czymś, czego obawiała się najbardziej.
Prychnęła cicho, zażenowana własną słabością. Ogarnęła włosy zza ucha, żeby zasłonić twarz i znów zapatrzyła się na krajobraz. Uspokajał ją.
-Wybacz.- powiedziała cicho. - Pewnie nie masz takich odczuć, większość osób nie ma. Zwłaszcza w tym wieku.
Florence mówiła to z doświadczenia - nikt nie rozumiał jej wywodów w szkole. Wszyscy robili takie "łeeeeeee, co ona gada, dziwna jakaś". Czemu on miałby zareagować inaczej?
-Cóż, ja jestem całkowicie normalna. Zero ciężkich przeżyć, szczęśliwa rodzina, bez problemów finansowych, zwykłe pragnienia od życia... I faktycznie, jest dobrze.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Nie Lis 23, 2014 8:10 pm
Ciekawość jest rzeczą ludzką, naturalną. Tym bardziej, jeśli sama Florence przyznała, że interesuje się medycyną. Stąd też jej zainteresowanie zmiennymi tęczówkami Giotto nie było niczym dziwnym, przynajmniej dla niego. Może metody, które używała do obserwacji były trochę inne niż zwykle, to jednak w dalszym ciągu chodziło o to samo. Sam Nero przyzwyczaił się już do tego, ale nie raz czuł już na sobie wzrok ludzi, którzy mieli okazje zobaczyć jak jego oczy zmieniają diametralnie kolor i to nie z brązu na piwny, a z brązu na niebieski. To był dopiero ewenement.
- Szkoda? Jakoś nie widzi mi się leżenie rozkrojonym na dwie części... - spojrzał na nią wzrokiem typu "are you fucking kidding me" i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, chcąc przy tym lekko westchnąć. Z pewnością tak by to wyglądało, całe dnie leżałby na stole operacyjnym i tyle z jego życia towarzyskiego... którego i tak nie ma. Nie mógł by jednak żyć jak obiekt badań i królik doświadczalny, co to to nie. Nawet jeśli lekarze naprawdę chcieli mu pomóc, to jednak Giotto sądził, że nie ma w czym. Niby był to pierwszy przypadek w jego rodzinie i nie wiadomo jak może się to skończyć, jednakże sam Nero trzymał się z dala od wszelkich opinii innych ludzi na ten temat. On się czuje z tym dobrze, fizycznie jest wszystko ok, gorzej z psychiką.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz... - mruknął sam do siebie i opuścił głowę, przez co wyglądał jakby potrzebował pomocy. Powiedział to cicho, jednakże jeśli Florence akurat w tym momencie skupiła się na tym co mówi, to mogła to usłyszeć. On miał takie odczucia codziennie, a to był jeden z przykładów tego. Nie tylko Florence się martwiła na zapas, on również, z tym, że on doświadczył już tego co znaczy strata kogoś bliskiego. W gruncie rzeczy, kogoś najbliższego. To ból, którego nie da się złagodzić i tylko jakiś przewrót w życiu mógłby rzucić nowe światło na tę sprawę. Szybko jednak się ogarnął, nie chcąc popaść w rozpacz i smutek, nie przy niej. Wystarczy, że w samotności codziennie myśli o tym, co mógłby zrobić, żeby nie doszło do śmierci brata.
- W takim razie ciesz się. Jeśli oceny to twoje największe zmartwienie, możesz być szczęśliwa... - skwitował to, machając ówcześnie głową po to by się ogarnąć. Odchylił głowę do tyłu i spojrzał na niebo, jakby próbował się czegoś tam doszukać.
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Wto Gru 02, 2014 2:26 pm
Potrząsnęła głową, aby się ogarnąć. Czasem medycyna ją pochłaniała zbyt bardzo. Chociaż...ile w tym było zaciekawienia dziwną anomalią, a ile fascynacji tym niezwykłym spojrzeniem? Już pomijając jego kolor oczu, spojrzenie samo w sobie było wyjątkowe - silne, nieprzeniknione, ale także jakby coś skrywało... Lęk? Smutek? Giotto mógł myśleć, że Flo nadal mu się przypatruje, bo jest zafascynowana jego zmiennymi tęczówkami, ale prawda była inna - teraz czerwonowłosa starała się odkryć jak najwięcej z jego spojrzenia. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy - jego wnętrze skrywało się za kurtyną, którą sam stworzył. A Florence chciała odkryć, co się tam znajduje.
-Rozkrojenie Cię na dwie części nie byłoby zbyt odkrywcze. Sądzę, że o wiele ciekawsze niż sekcja będzie odkrywanie Twojej osobowości na żywo. - stwierdziła, wzruszając ramionami. - I o wiele trudniejsze, w końcu tego nie da się zrobić przy pomocy skalpela...
Spojrzała w zamyśleniu w dal, a potem ze sfrustrowaniem pochyliła się do przodu, opierając głowę na dłoniach. Jezu. Czasem gadała takie durne rzeczy, pseudo filozof, cholerka. Nie potrafiła ująć w słowa swoich myśli, które były o wiele głębsze niż "hej, stary, nie chcę kroić Cię skalpelem tylko lepiej poznać". Zresztą, jaki to ma sens? Ledwo co go poznała, a on wyraźnie okazywał sobą, że nie interesują go kontakty z innymi ludźmi.
Drgnęła, słysząc jego ciche słowa. Odwróciła głowę w jego stronę i zamarła, widząc jego profil, jakby przygnieciony ciężarem smutku. Oto człowiek, który kogoś stracił... Florence nie wiedziała, co zrobić. Chciała podejść, przytulić, ale to nie miało sensu - odepchnąłby ją. Otaczała go bariera, a Flo nie miała najmniejszych szans, by ją przebić, jeszcze nie teraz. O ile w ogóle chciała próbować...
Nie powiedziała nic. Przyjęła taktykę milczenia, bo nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów do tej sytuacji. Wypytywanie go byłoby najgorszą z rzeczy, które mogła zrobić, przytulenie odpadało, a słowa nadal nie nadchodziły - więc milczała. Siedziała cicho, przyglądając mu się z boku i dając czas na dojście do siebie.
Gdy w końcu się odezwał, Flo oderwała od niego spojrzenie z nadzieją, że nie zauważył tego, jak mu się przypatruje. Chociaż, co jej szkodzi - najpewniej i tak uznałby to za kolejny objaw jej zainteresowania jego oczami i nic więcej, na szczęście.
-Jestem szczęśliwa. - powiedziała z przekonaniem. - Doceniam to co mam, cieszę się każdą chwilą spędzoną z rodziną i przyjaciółmi...
...ale brakuje mi miłości. Czuję pustkę. Tego już nie powiedziała, brzmiałoby to zbyt dramatycznie. Poza tym, to już była zachłanność.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Wto Gru 02, 2014 2:54 pm
Przez lata Giotto wypracował, czy też wytrenował wiele rzeczy. Zmysł wzroku, węchu czy słuchu miał dużo lepszy, niż zwyczajny czarodziej, mało tego, nie zaniedbał treningu fizycznego, dzięki czemu może się chwalić nienaganną sylwetką i odnosić korzyści z siły poszczególnych partii swojego ciała. Jedną z rzeczy, które również zostały przez niego "wytresowane" wręcz było jego spojrzenie. Nie opanował co prawda tego perfekcyjnie, ale póki nie jest przybity, bądź nie ma chwili zwątpienia, nie da się z niego nic odczytać. Gdy zachowuje się normalnie, możliwość skruszenia niewidzialnego muru, który postawił, jest jak szansa zmiażdżenia uściskiem ręki diamentu. W tej chwili jednak, przez dosłownie moment, więcej niż ułamek sekundy Florence była w stanie cokolwiek z niego wyczytać. I nie było to nic pozytywnego, gdyż oczy są odzwierciedleniem duszy, a jeśli jest ona zraniona, to w chwili niepewności od razu da się to zauważyć.
- Ciężko mi się do tego odnieść. Nigdy nikogo nie kroiłem, ani nie starałem się wnikać w psychikę czy też osobowość kogokolwiek... - łgał jak pies. Pierwsza część ok, zgadzała się, ale druga była całkowitym przeciwieństwem tego co robił. Bardzo intensywnie studiował zachowania ludzi, czytał dużo książek psychologicznych, poszerzał swoją wiedzę w tym zakresie, tylko po to, by mógł być idealnym człowiekiem do prowadzenia przesłuchań i to nawet tych bardzo bolesnych...
Chłopak w momencie zwątpienia nie potrzebował pocieszenia, pustego przytulenia, czy słów na otuchę. On chciał prawdy, chciał wiedzieć dokładnie co stało się z jego bratem w ten tragiczny dzień kilka lat temu. Przeczuwał, że nie była to zwykła choroba płuc, a efekt trucizny, być może użytej nawet tego samego dnia. W końcu Giotto nigdy nie widział, by brat kaszlał krwią w jakikolwiek dzień, aż tu nagle w dniu końca swojego żywota, ledwo co mógł oddychać. To nie było normalne... Z drugiej strony, nie mógł odrzucić możliwości nagłego ujawnienia się choroby, bo i takie przypadki miały miejsce. Stąd też wiele nieścisłości, wiele teorii i wiele spraw do rozwiązania.
- I każdą chwilą oglądania mnie w quidditcha. - dokończył za nią, jednocześnie delikatnie śmiejąc się. Nie chciał, by zobaczyła w nim coś, czego sam by nie chciał widzieć u niej - słabości. Stąd też udana zmiana tematu, chcąc ograniczyć rozmowy o sobie do minimum. A dlaczego pomyślał akurat o tym? Sam nie wie, po prostu było to pierwsze co rzuciło mu się na język, na rozluźnienie całej tej atmosfery. Nawet jeśli dostrzegła w nim lęk, niemoc, jakąkolwiek inną słabość, to lepiej niech zatrzyma ten komentarz dla siebie, bo jeśli Florence naprawdę chce poznać najmłodszego z rodziny Nero, to musi być cierpliwa, bardzo cierpliwa...
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Wto Gru 02, 2014 5:41 pm
Florence za to w ogóle nie panowała nad swoim spojrzeniem. Chociaż czasem starała się to zmienić, jej wzrok zazwyczaj zdradzał wszystkie jej myśli. Jako osoba bardzo emocjonalna, najpierw reagowała, a dopiero potem myślała nad konsekwencjami, efektem tego zaś były częste spojrzenia niepasujące do sytuacji. Jej myśli często błądziły po dziwnych ścieżkach, przez co zazwyczaj chodziła zamyślona, co doprowadzało czasem do śmiesznych - dla niej - sytuacji. Chociażby ostatnio, gdy siedziała zamyślona na korytarzu z książką w ręce. Kilku chłopców z drugiego roku zaczęło krzyczeć na korytarzu, gdy nagle zjawił się jeden z prefektów i rzekł do nich "Ciszej, chłopcy! Nie widzicie, że ktoś tutaj poważnie się uczy?". Słysząc to, Flo o mało nie parsknęła śmiechem. Nauka? Nie tym razem, ona po prostu w zamyśleniu przyglądała się mrówkom idącym po ścianie zamku...
-Naprawdę? - odrzekła, unosząc brwi w górę z zadumy. Nic więcej nie powiedziała, ale uśmiechnęła się lekko z pogardą. Czyżby jednak uważał ją za idiotkę? Miała sześć lat na jego obserwację, a i ten czas, który spędzali właśnie razem, cały czas dostarczał jej wiedzy o nim.
Ale nie, nie, nie, on nigdy nie starał się wnikać w psychikę innej osoby, oczywiście.
-Oh, owszem, to jest bardzo przyjemne. - uśmiechnęła się szeroko, kiwając głową z entuzjazmem. - Gdy szybujesz na tle nieba wyglądasz naprawdę pięknie.
Wypowiedziała to tak naturalnym tonem, że Giotto musiałby być głupi, aby pomyśleć, że to podryw. Brzmiało to jak podziwianie sztuki, nie podryw. Bo i o to właśnie Florence chodziło.
-Lubisz szachy? - zapytała zupełnie nagle, podnosząc na niego zaciekawione spojrzenie. - Mam nadzieję, że to nie jest zbyt osobiste pytanie...
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Wto Gru 02, 2014 7:12 pm
Gdyby się jej przyglądał tak samo, jak ona jemu, to z pewnością odczytałby wiele z jej oczu. Tego jednak nie robił, więc nie miał punktu odniesienia żadnego. Oceniając ją, kierował się jej spostrzeżeniami, każdym słowem jakie wypowiedziała i co trzecim ruchem, na który zwracał uwagę. Opis się jednak póki co zgadzał, bardzo uczuciowa kujonka, która lubi sobie malować i oglądać Quidditcha, dodajmy, że ładna kujonka i opis prawie kompletny.
- No... musi to być zajebisty widok, tak daleko to chociaż na mordę moją nie trzeba patrzeć. - uśmiechnął się lekko, odbierając jej komentarz jako żart, czyli tak jak powinien. Dziś mógł się trochę rozluźnić, biorąc pod uwagę fakt, że niedługo Slytherin ma trening Quidditcha i może już powoli się nastawiać na bojową atmosferę w drużynie. Wiadomo, że nie ma co teraz każdej rzeczy przenosić na boiskowe normy i zwyczaje, ale jak się trochę pogada o tym zacnym sporcie, to może i wygra się u bukmachera coś, hihi.
- Czy lubię... ciężko powiedzieć. Nie umiem grać, a poza tym wolę sporty wymagające ruchu... - być może lekko ją zdziwił, no bo w końcu taki analityczny umysł powinien być mistrzem szachów, jednakże grać w to nie potrafi. Owszem, kilka tygodni i zapewne byłby na bardzo wysokim poziomie tej gry, ale przez zwyczajne "nie chce mi się" i drużyną Quidditcha, nie był w stanie ogarniać tylu rzeczy na raz, wszakże dochodziła jeszcze bardzo istotna szkoła!
- Jeśli chodzi o sporty, to zdecydowanie sztuki walki... - w dzisiejszych czasach nie było to, aż tak spotykane jak za czasów wojny, dlatego też tym bardziej czuł się wyjątkowy. Ma opanowane karate, wu-shu, taekwondo w stopniu czarnego pasa, więc wyróżnia się nawet na tle innych Ślizgonów i to samymi zainteresowaniami, co dopiero charakterem...
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Wto Gru 02, 2014 9:37 pm
Ładna kujonka lubiąca szkicowanie i Quidditcha - czy aż tak łatwo było mu ją podsumować? Przecież jej charakter krył o wiele więcej niż tylko to. Miłość do natury, pragnienie wolności, chęć niesienia pomocy...
Może on to kiedyś odkryje?
-Akurat twarzyczkę to masz przystojną i zakładam, że dobrze o tym wiesz. - mówiła prawdę, naprawdę był ładny, więc czemu nie mówić tego na głos? - A oglądanie Ciebie w locie jest naprawdę przyjemne. Sporo z tych odczuć wynika zapewne z tego, że Ty czujesz się naprawdę dobrze tam, w powietrzu.
A przynajmniej takie miała odczucia Florence. Zawsze, gdy oglądała mecze Quidditcha, patrząc na Giotto odnosiła wrażenie, że chłopak wraz z oderwaniem się od ziemi odrywa się od problemów i zostawia je tu, na dole. Czy latanie dawało mu chociaż jakieś fragmenty wolności?
O to, niestety, nie mogła się go zapytać. Jeszcze nie.
-Naprawdę? - zdziwiła się lekko. - Robisz dobre strategie dla drużyny, myślałam, że kto jak kto, ale Ty doceniasz sens gry w szachy...
Westchnęła rozczarowana, łapiąc za kubek, w którym nie zostało już zbyt dużo napoju. Liczyła na to, że będzie im dane rozegrać chociaż raz partię szachów, ale jeśli chłopak się tym nie interesował, to co na to poradzi.... Na szczęście osłodą dla jej duszy były jego następne słowa, na których dźwięk rozpromieniła się z radości.
-Karate? - zapytała, a oczy zaświeciły się jej z podniecenia.
Sponsored content

Schody na błonia - Page 5 Empty Re: Schody na błonia

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach