Go down
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Sro Lut 25, 2015 3:09 am
Klnij, kochanie, klnij i przeklinaj samą siebie, że dałaś się skusić okrągłym stolikiem, za którym siedział Mistrz Pokera ze swobodą opierając łokcie na wypolerowanym blacie – wydawał się nietknięty, jakby miała to być pierwsza partia – oj tak, dla Ciebie z pewnością, całkowicie nowiutki, wabiący swym drogim wyglądem i płaskorzeźbami na brzegach, na których jednak trudno było się skupić – Mistrz Rozdania przyciągał bowiem wzrok na swą twarz, byś skupiła się tylko i wyłącznie na warunkach gry, na niczym innym -cały pokój tonie w bezdennej czenri, nie ma tu żadnych dodatkowych gości, nie ma obserwatorów – tylko Ty i On, masz go na swoją prywatność, proszę bardzo! - masz jego skupienie i zainteresowanie, więc teraz bierz do dłoni to, co na stole zostało ci podane – zaledwie dwie karteluszki, które musisz zbadać, musisz zapanować nad mimiką, wszystkimi reakcjami ciała – On wszystko usłyszy, tak jak i teraz słyszał wyraźnie przyśpieszone bicie twego serca, gdy znalazł się bliżej, tak jak nie umknęło mu mocniejsze przełknięcie śliny – a skąd to? Czy to strach, czy to może adrenalina przez obecność drapieżcy? Obcowanie z samym posłańcem Smierci, wokół kogo krążyło stado Kruków zniżających swój lot, by już skubać twe włosy, miła Alice, zawsze wiązało się z pewnymi dreszczykami emocji – właśnie dlatego ze Śmiercią bawić się chciało, nie bacząc na cenę, jakiej potem możezarządać – tak i ty samą siebie wytłumaczyłaś zaufaniem do Dubledora – racja, przecież nie trzymałby mordercy pod swym dachem..! A jednak trzymał: samego nauczyciela, Vincenta Nightraya, który nauczał numerologii i który okazał się właśnie Władcą Nocy, co krwią niewinnego ucznia podpisał się na Balu Bożonarodzeniowym, posyłając nań Bazyliszka. To wszystko jedynie czyste, nie ubarwione niczym fakty – jak to sobie będziesz tłumaczyć? Chyba nie jego pomyłką, ha! - jak można pomyłką nazywać przyjęcie pod ten dach, gdzie było tyle istot, za jakie był odpowiedzialny, przyjęcie krwiożerczej bestii..? Teraz już po ptokach – sławetny, cieszący się popularnością dzięki charakterkowi i wyglądowi Nightray wąchał kwiatki od spodu, bo zginął w tajemniczych okolicznościach z dnia na dzień – nikt nie był obecny przy pogrzebie... Kto wie, czy pogrzeb był, czy może jednak wampiry rozlatywały się w pył, kiedy przekraczały wreszcie granicę Hadesu, z której drwiły dzięki swej wiecznej młodości..?
- Jasne, czemu miałbym sobie nie schlebiać? - Bardzo znaczące pytanie, które było na tyle retoryczne, by zamknąć temat, dając do zrozumienia, że należy do tego typu bezczelnych ludzi, którzy robią, co chcą i mówią, co chcą – tylko że nie bez powodu zostawało się Rozdającym w grze, którą poker był, każdy, kto wyrósł z pieluszek i miał za sobą rachunek sumienia wykonywany w wieku dojrzałości (tej psychicznej, nie fizycznej) wiedział o tym doskonale – nie dlatego, że gadało się, co ślina na język przyniesie... Więc...czemu? Dlatego, że miało się kamienną twarz, dlatego, że zmieniało się maski na swej facjacie wobec swych widzi-mi-się i potrzeby sytuacji? Kącik warg znowu drgnął, tym razem oddał wyraźnie emocje (chociaż, czy aby na pewno mogę to do realnych odczuć zaliczyć?) - był to grymas drapieżnika, który był nad wyraz zadowolony z posłyszanej odpowiedzi i jednocześnie wykazywał tym drobnym gestem cyniczne doń nastawienie – może wkrótce, czając się kroczek za kroczkiem, dojdzie tutaj do czegoś szczerego? Bliżej temu było raczej do niebezpieczeństwa, niźli dobroci czy przyjacielstwa.
- Och, naturalnie... To stąd nagłe przysiadnięcie się do kogoś, kto nawet nie zapraszał... i to szybkie bicie serca... podniecona niebezpieczeństwem? - Bezczelnie, z czystej złośliwości, by się pobawić, skoro już miał z kim, wyciągnął dłoń i musnął kosmyki włosów Alice, ledwo co dotykając jej skóry na skroni, przyglądając się jej z zaciekawieniem, które dzieci poświęcały małpkom w zoo, lub innym egzotycznym, ale w sumie znanym stworzeniom.
Masz przed sobą książkę – proszę, zapraszam, tylko uprzedzam, że jesttoksięga pełna szaleństwa, której poznanie zajmują całe lata.
Masz tyle cierpliwości?
Masz tyle harta ducha i tak silne ciało, by przetrwać wszystkie klątwy, które drzemały na poszczególnych stronicach?
Jak na razie jest to okuta łańcuchem i uwieńczona kłódką, czarna okładka, na tyle ciężka, że nie sposób jej nawet przenieść. I która potrafi gryźć. Całkiem solidnie.
- Heh... Coo, gotowa poznać mój plan podboju Hogwartu? - Skrzywił się z jakimś niezadowoleniem i cofnął rękę, ściągając z niej magnetyczne spojrzenie otchłani, które skierował na las przed sobą – nie umknęła mu uwadze odznaka widniejąca na jej szacie. - Nie robię nic niedozwolonego, więc możesz stąd zjeżdżać, dziecino.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Sro Lut 25, 2015 4:53 pm
Hogwart jest spokojną szkołą. Wszyscy mówią, że nie ma bezpieczniejszego miejsca na ziemi niż ta szkoła. Niestety szkoda, że tak do końca nie było. Spokój ten burzył jeden duch. Poltergeist Irytek, złośliwy duszek który zamieszkiwał mury tego zamku od bardzo dawna. Skąd on się tutaj wziął? jak zginął? cóż nikogo to raczej nie obchodziło. Wszyscy przejmowali się raczej tym, że potrafił naprawdę uprzykrzyć ludziom życie. Pojawiał się nie wiadomo skąd, narobił bałaganu (który oczywiście potem Filch musiał sprzątać) i znikał. Nikt w tej szkole nie mógł czuć się bezpieczny, ani powiedzieć, że ani razu głupie żarty tego irytującego duszka nie dosięgły. Co więcej grono pedagogiczne kompletnie sobie z tego nic nie robiło, bo i oni sami byli obiektem jego żartów. No może po za dyrektorem tej szkoły. W końcu każdy duch miał do niego szacunek. Więc czy był jakiś sposób aby pozbyć się tego wrzodu na tyłku? Owszem był. Irytek najbardziej bał się Krwawego Barona, chociaż do końca nie wiadomo dlaczego. Tak czy inaczej tego ducha tutaj nie ma aktualnie, i wy którzy rozmawiacie sobie spokojnie jesteście poważnie zagrożeni. Usłyszeliście najpierw głośny śmiech, a zaraz potem nad waszymi głowami zaczęła krążyć postać duszka.
-phahahaha... nasz gburowaty wampirek znalazł sobie dziewczynkę... jakie to słodkie- Zarechotał złośliwie i zaczął rozrzucać nad głową Sahir obierki... ale nie byle jakie obierki. Były to skórki czosnku. Ostry zapach uniósł się w powietrzu drażniąc wasze nozdrza. Irytek jako duch nie czuł tego... co więcej taki odór nawet sprawił mu przyjemność.
-Sahir i Alice siedzą na drzewie,
całują i obejmują siebie.
Najpierw miłość,potem ślub i wesele,
będzie w domu wampirzątek wiele...
- Zaśpiewał wesoło. Ah ten Irytek widocznie w powietrzu poczuł już wiosnę i próbuje wszystkich ze sobą swatać.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Sro Lut 25, 2015 6:39 pm
Zblazowany i bezczelny... Trudno było Alice wziąć jego wypowiedź za przejaw pewności siebie. Przygotowana już na wszelkie nieobliczalne ruchy z jego strony nie ruszyła się z miejsca gdy wyciągnął rękę i błądził dłonią przy jej twarzy muskając włosy.
Nie daj się sprowokować... - Powtarzała sobie w duchu widząc, że Sahir wyraźnie sobie z niej drwi. Nie cierpiała okazywać słabości i choć całą sobą miała ochotę odepchnąć chłopaka od siebie i odejść z tego miejsca postanowiła być twarda.
- Cóż... - Nie spuszczała z niego wzroku. - Gdybyś mnie zaprosił zapewne już dawno by mnie tu nie było. - Powiedziała zgodnie z prawdą.
I już dawno nie powinno cię tu być ty nieodpowiedzialna, masochistyczna...
Zamknęła lekko oczy chcąc przerwać potok bluzgów pod własnym adresem. Gdy ponownie je otworzyła i ujrzała jego wykrzywioną twarz nie mogła poradzić nic na kącik ust który delikatnie uniósł się ku górze. Czyżby pan Nic Mnie Nie Rusza poczuł się dotknięty jej osądem? To oznaczało by, że miał w sobie jakieś uczucia... Chociaż rzadko podawała cokolwiek pod wątpliwość w to jednak trudno było uwierzyć jej od razu.
- Skończyłam już dyżur. - Rozsiadła się wygodniej na schodach rozglądając się dyskretnie dookoła. - I nigdzie się nie wybieram.
Nie miała zamiaru poddawać się tak szybko. Zerknęła w stronę lasu i zastanawiała się czy kiedykolwiek znajdzie granice. Wszystko co chciała osiągnąć siadając na kamiennym stopniu już zrealizowała. Czemu więc zamiast cieszyć się z sukcesu upierała się na tym by brnąć dalej? Czemu nigdy nie potrafiła sobie odpuścić?
Głośny śmiech przerwał jej rozmyślania. Poderwała szybko głowę dostrzegając Irytka.
Dlatego nigdy nie twierdź, że nie może być gorzej... - Upomniała samą siebie. Czy na prawdę nie było żadnego limitu? Jakiejkolwiek reguły która ograniczała ilość wrednych stworzeń na metr kwadratowy?
Ślizgoni nie mieli by wtedy wspólnego pokoju. - Potrząsnęła głową patrząc jak wokół twarzy Sahira padają śmierdzące obierki. Czy mogły być dla niego niebezpieczne?
Kusząca wiz... Och zamknij się... - Przywołała się do porządku.
- Irytku kochaniutki! - Krzyknęła w stronę poltergeista z uśmiechem który bardziej przypominał szczerzenie się lwa przed atakiem. Choć w przypadku tej wątłej dziewczyny była to raczej rozeźlona surykatka...
- Czyżbyś znalazł przeźroczystą niewiastę i chcesz by wszyscy podzielali twoje szczęście?
Zacisnęła lekko palce na schowanej w kieszeni różdżce choć wiedziała, że w przypadku tego podłego ducha na niewiele jej się ona przyda.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Sro Lut 25, 2015 7:36 pm
Błąd! Lecz każdy je popełnia, nie martw się, to nic złego, nie ma ideałów (całe szczęście, bo za trudno byłoby się przebijać przez wszelaki ekonkurencje) – to był przejaw siebie i to wielki przejaw siebie – dziwny owal nietykalności oplatał się jedwabną wstążką wokół jego ciała, zlewając z ciemnym ubraniem – nie sposób było jej odróżnić na tle materiału, czasami tylko bardziej zabłyszczała w słońcu, chociaż gdybym miał tak wyliczać mylne sygnały, które czarnowłosy wysyłał w obieg dla opinii społecznej, pół nocy by mi zeszło i pewnie księżyc zdąrzyłby prędzej przede mną umknąć, niżbym tego dokonał – cięcie, proszę o zmienienie więc wątku, który teraz przeniesiemy na bezczelność... panny Alice. Taka obruszona, zbudowana z mocnej konstrukcji dumy, która zawsze była najbardziej fascynującym obiektem do łamania – chciałbym wiedzieć, czy zostałaś stworzona ze stali, czy może to drewno i wystarczy tam wpuścić kilka korników, kiedy nie będziesz patrzeć – czy dojrzałabyś nieprawidłowości w materiale budulcowym, masz na tyle bystre oczy, by widzieć tworzone dziurki, które te milimetrowe szkodniki robią? Mówisz o pragnieniu i konieczności czytania ksiąg i posiadania wiedzy w swej głowie, jednak wiesz, że to działa w obie strony? Im mocniejszy kładziesz nacisk i im bardziej atakujesz, tym łatwiej jest odpierać twe zabiegi i jednocześnie bez większego wysiłku zabierać to, co sama na wierzch wystawiałaś – czy to źle, czy dobrze – pozostawię tą ocenę niezapisaną, wszak nie każdy ma dziwaczną manię na zamykanie samego siebie na świat, byle tylko opaść w gęsty mrok i poddać się dźwięcznie śpiewającym łańcuchom własnej osobowości – niektórzy zostali stworzeni do tego, by stąpać po powierzchni – ty stąpasz lekko, Alice, wiem, Ty tąpasz uważnie, a jednocześnie zauważając śliski kamień, który każdy omijał, obierałaś go za swój cel, by się nie nudzić, by postawić na swoim, ponieważ kierujesz się swymi "challengami" życiowymi i odblokowujesz kolejne achievementy? Wszak życie jest tylko grą – czasem skomplikowaną, czasem prostą, zależy, jaką drogę sobie obierzemy i jak pozwolimy sobie ukształtować charakter – po co więc brać je na poważnie? Jest nawet szansa, że każdy z nas dostanie obiecane "wskrzeszenie"... tylko wykasują nam całą pamięć i zebrane doświadczenie, żebyśmy startowali kompletnie od nowa. Tak, mówię o reinkarnacji, gdybyście się nie domyślili.
- Wielka złośliwość, co się zowie... - Chłopak zaklaskał flegmatycznie – plaśnięcia o siebie dłoni rozniosły się krótkimi odgłosami w eterze, szybko zamierając, nie pozostając w pamięci, a jednocześnie naznaczając nastrój swoistym zagęszczeniem powietrza – jeszcze troszkę, parę miligramów więcej i zaczną się sypać iskry, czujesz to, Alice? Od początku nie było tutaj żadnych szans na coś zdrowego, a im większej ilości minut pozwalacie płynąć, tym one mocniej ostają wokół was, wetknięte pomiędzy rzecz realną i tą wykraczającą poza logiczne rozumowanie, całkowicie abstrakcyjne, a przecież... prawdziwe. - Gdybym Cię zaprosił, prawdopodobnie nie nazywałbym się "Sahir Nailah". - Uśmiechnął się naprawdę pięknie, ciepło, przyjacielsko, nie dało się uwierzyć, że czai się za tym jakikolwiek jad, jakakolwiek ironia, no ale dodając ten grymas do wybrzmiałych dopiero co słów otrzymywało się swoiście sprzeczny obraz, który jakoś trzeba było ze sobą pogodzić – na ten moment znów trzymał na niej spojrzenie czerni – kolejny impuls chłodu, koljeny impuls powiększający odległość – niedługo nie będzie sposób się wzajem nawet dosłyszeć.
Już chciałeś na te słowa wyciągać fajki ze spodni, nie to, że nie brałeś pod uwagę tego, że zostaną one zarekwirowane, skądże znowu! - po prostu, czemu nie? - skoro panienka obwieściła, że dyżuru koniec, to przynajmniej byś sprawdził, na ile go zakończyła i czy poza nimi również bawi się w obrońcę prawa, pewnie nikt i tak nie kwapiłby się dopisywaniem do twojej kartoteki kolejnej zarekwirowanej paczki, nie było tam miejsca na takie pierdołowate rzeczy, ale... "ale" stało się bardzo kluczowym słowem, po której nastąpił bardzo nieprzyjemny dla samego wampira zwrot akcji w postaci pewnej upierdliwej istoty, która jako jedyna miała w głowie tak najebane, żeby wkurwiać wszystkich wokół siebie – zamarłeś słysząc ten cholerny głos z dłonią w kieszeni, w której już trzymałeś zapalniczkę...
- Ja pierdole... - Powiedziałeś na wydechu, przysłaniając ze zmarszczonymi brwiami nozdrza wierzchem ręki od charakterystycznego zapachu, który drażnił twoje nozdrza, ale poza tym żadnej krzywdy nie czynił – białe skórki czosnku opadły w dół, część porwał dość silny wiatr, ale większość i tak opadła na krucze włosy Krukona i na ramiona jego szaty, plątając się również gdzieś z okolic ud, z którego zaraz silne podmuchy je porwały. Wysunąłeś w końcu zapalniczkę ze stoickim spokojem, nie racząc nawet na poltergeista zerknąć, czy też na swoją rozmówczynię – Irytkowi żadne czary nie zaszkodzą, więc nawet się nie pokwapiłeś, żeby chociaż namierzyć swoją różdżkę – wstałeś, by pochylić się i palcami przetrzepać proste kosmyki układające się w iście twórczym nieładzie na twoim łbie, nim się wyprostowałeś, by spróbować doprowadzić do porządku resztę twojej garderoby i wreszcie wetknąłeś fajkę w wargi, żeby ją zapalić i unieść głowę w stronę Złośnika, obserwując jego szybki lot – nie ma to jak żywotliwy duch... jakże paradoksalnie to brzmi... Dym nikotynowy przynajmniej zabije smród czosnku.
Schyliłeś się po torbę i zarzuciłeś ją niedbale na ramię z wyraźną potrzebą pójścia przed siebie, bo o tyle, o ile z chęcią byś się z Puchonką pobawił, tak z Irytkiem nie miałeś zamiaru... już raz skuł cię kajdankami i był to o jeden raz za dużo.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Czw Lut 26, 2015 8:46 pm
O nie droga Panno Alice. To on tutaj jest od bycia irytującą istotą, na pewno ty mu nie zabierzesz tego tytułu. Z resztą udawanie fałszywej uprzejmości wkurza go jeszcze bardziej niż sama uprzejmość. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że najwięcej radości Irytkowi sprawia, kiedy uczniowie próbują w niego ciskać jakimiś zaklęciami, albo przedmiotami, a te radośnie przez niego przelatywały. Chwilami była to iście przydatna umiejętność. I doskonale wiedział, że ci którzy jeszcze żyli często zazdrościli duchom tej wspaniałej umiejętności.
-Och... po co od razu tak złośliwie. Złość piękności szkodzi... chociaż w twoim wypadku obawiam się, że już za późno- Zarechotał złośliwie. I zatoczyła nad puchonką ładne kółko, ale nie był by sobą gdyby od tak by na tym zaprzestał. Prosto na głowę dziewczyny leciała już bomba w postaci balona z wodą, ale to nie byle jaką. Irytek specjalnie dodał do tej wody troszeczkę swędzącego proszku.
BUM balon pękł rozbryzgując wodę dookoła, nawet parę kropel spadło na naszego wampirka. Och jak on uwielbiał robić takie dowcipy. A puchonka wyglądała w tej chwili iście fascynująco. A na skutki swędzącego proszku nie trzeba było czekać długo. Bardzo szybko poczułaś jak skóra na plecach, brzuchu twarzy zaczęła ciebie swędzieć okropnie, a przymus drapania się był wręcz nieodparty. Irytek... cóż po prostu spoglądał na to wszystko z dziką satysfakcją. Nie dość, że będziesz miała piękne czerwone place od drapania się, to w dodatku jesteś cała mokra. Lepiej udaj się do skrzydła szpitalnego w celu pozbycia się tego proszku. Chociaż może to być trudne. Irytek bardzo dokładnie dobierał swoje specyfiki.
Duszek tylko zakręcił się wokół waszej dwójki. Wywalił na Sahira język i po prostu odleciał w kierunku murów zamku. Taka już była jego natura. Robił sporo zamieszania, a potem uciekał do swoich kryjówek. A pozbycie się go... niestety nigdy się nie uda.
z/t
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Czw Lut 26, 2015 9:29 pm
Irytek i Sahir. Sahir i Irytek. Doprawdy, życie było bardzo niesprawiedliwe. Spotkanie z jednym z nich kosztowało młodą Puchonkę więcej nerwów niż wszystkie interwencje razem wzięte. A spotkanie z dwoma naraz? Zaklęła cicho obserwując lot poltergeista.
Gdy towarzyszący jej - o ile można było nazwać tak jego obecność - Krukon wstał i z typową dla siebie obojętnością otrzepał się ze śmierdzących skrawków zrozumiała, że w tej chwili jej problemem wcale nie jest ten wredny, irytujący, szczerzący się i hałaśliwy duszek. Jej problem znajdował się dobre dwa metry bliżej i choć tak samo irytujący, był cichy i zdystansowany, przez to sprawiający o wiele bardziej niebezpieczne wrażenie. W dodatku chcąc chyba sprawić by sytuacja w jakiej się znaleźli wyglądała jeszcze bardziej idiotycznie jak gdyby nic wyciągnął papierosa. Alice podniosła się ze schodów i ignorując wredne zaczepki ze strony o wiele mniej groźnego stworzenia wpatrywała się w Sahira zadzierając głowę.
Aguamenti prosto w tą ukrytą za czarnymi włosami twarz wydawało się najlepszym wyjściem, nie miała jednak czasu na takie głupoty jak wyciąganie różdżki. Uniosła więc rękę i wyciągnęła mu z ust papierosa miażdżąc go następnie stopą na kamiennym stopniu.
- Nie. Tutaj. - Wycedziła ze zmrużonymi ze wściekłości oczami. Gdyby tylko ktoś przyuważył dziewczynę w jego obecności musiała by się nieźle tłumaczyć. A gdyby przy tym ten najzwyczajniej w świecie przy tym palił...
- W co ty grasz Nailah... - Wyszeptała cicho by szalejący nad ich głowami Irytek jej nie dosłyszał. - Uciekasz? - Uśmiechnęła się kpiąco widząc jak chłopak zarzuca na ramię torbę.
I gdy już myślała, że cały ten potworny dzień w końcu dobiega końca coś wstrętnie mokrego spadło jej na głowę a nieznośny swąd rozszedł się po całym jej ciele.
- Ty cholerny, popieprzony, zidiociały... - Drapiąc się wściekle wyrzucała z siebie tak nie pasujące do niej epitety, patrząc jednocześnie za wrednym stworem który umykał z powrotem w stronę zamku.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Czw Lut 26, 2015 10:00 pm
Przepiękny wierszyk już ozdobił atmosferę między wami – wplótł w tą lepką oliwę (ona czeka na podpalenie...) kawałki waty cukrowej, cóż – to wspaniale..! Jeszcze więcej lepkości, jeszcze więcej płynności, w której moglibyście, pomimo ślizgania się nań, lepić do siebie i sprawiać, że ten nonsens, który Irytek wyszczekał, stał się czystą prawdą – niech ktoś im porobi zdjęcia, będzie temat do następnego wydania Portretowego Szmeru, proszę bardzo! Nie ma to jak śledzić ruchy kogoś, kto w ogóle nikogo nie powinien obchodzić, kto wolał ukryć się w cieniu, co w tym takiego ciekawego? Czy ludzie nie mieli swojego życia, że musieli wyczytywać te wszystkie idiotyczne plotki? Mówisz tak, a sam, gdyś siedząc przy szklance whiskey przyuważył ten miesięcznik, sięgnąłeś po niego z ciekawości, co też za bzdety tam nawymyślali: i naturalnie – ta z tym kręci, ten z tą skandal, bo ta czystej krwi, a tamten tylko mugolak, tamten łamie serca, a jeszcze ktoś rozpiewa wszystkie niepoprawne ciekawostki z imprezy w pokoju wspólnym Puchonów, jaka miała miejsce w zeszłym miesiącu i o której większośc istotek pewnie już zapomniała... albo nie zapomnieli i nadal się nią podniecali, jak to niemal pod nosem nauczycieli chlali alkohol, bawiąc się w wielkiej ekipie w najlepsze, a teraz planują powtórkę. Niech się bawią. Czy nie po to jest młodość, żeby z niej korzystać? Mówisz tak, jakbyś sam miał na karku przynajmniej trzydziestkę – zresztą rozmawiając z Nailahem bardzo trudno było odnieść wrażenie, że jest się od niego starszym, a co dopiero, że jest się równym wiekiem – nie chodziło tu o jakiekolwiek wywyższaine się, po prostu... był troszkę jak starszy brat, który nas nie lubi, niezaprzeczalnie nie lubi, ale nie można mu mimo niechęci jego miana odebrać, ponieważ natura tak już wypisała w tej szalonej, pokręconej rodzince chierarchię. Witajcie w psychiatryku! Tutaj każdy się bawi, każdy płacze i wrzeszczy, tutaj na korytarzach tańczą, a w ogrodach rwą świeżo zasadzone kwiaty, żeby schować je pod bluzkę i nazwać najcenniejszymi skarbami – tu nie przelewa się krwi, a potwory nie mają dojścia – wszyscy postawiliśmy wokół siebie bezpieczną barierę, co zła nie przepuszcza. Gorzej, gdy to zło wylęgnie się od środka... O, na przykład od takiej czarnej owieczki...
Sahir rozchylił nieco szerzej powieki, spoglądając w miejsce, gdzie powinien tkwić podtrzymywany przez jego wargi papieros – taaa, brał pod uwagę taką możliwość, dlatego teraz nawet nie skomentował tego władczego tonu, który mówił mu, że w tym konkretnym miejscu nie może palić – doprawdy, jeszcze może zostanie mu założony kaganiec na pysk i obroża na szyję, a szanowna Pani Prefekt dopnie do tej obroży smycz i wyprowadzi cię na spacerek, żebyś obsikał teren, w którym palić już będziesz mógł, odstraszjąc wszystkich od siebie, czy to innych drapieżników, czy też ofiary, skoro kawałek ziemi będziesz mógł nazwać "swoim"?
- Oczywiście. Czy schodek niżej będzie już dobrze? - Jakże spokojny był ten głos, jakże pozbawiony kpiny i szyderstwa, który powinien zawierać..! Bez tego, w jakiś sposób, był tylko bardziej denerwujący – wszystko przez fakt, iż nic bardziej nie rozsierdzało, jak obojętność na konkretne zaczepki, kiedy z drugiej osoby chciało się wyciągnąć jakąś informację. - Wisisz mi fajkę, maleńka. - Spojrzał na nią ulotnie, zanim ją minął – zniszczyłaś jego papierosa, więc teraz będziesz go odkupywać, ha! - jeszcze dostaniesz prześladowcę w postaci wampira, toż to dopiero będzie creepy! Masz jednak JAKĄŚ reakcję – był to kolejny przejaw niezadowolenia i wykrzywienie w niechęci warg – mało brakowało, a by na ciebie nawarczał, powstrzymał się jednak, nie będzie się nadmiernie produkował... Pocieszę Cię, Alice – zapewne tylko pół szkoły się o tym dowie i to jeszcze pod postaci durnego wierszyka, w którym z Nailahem tworzyłąś parę...Więc zapewne: tak. Będziesz musiała się tłumaczyć, jeśli chcesz zachować dotychczasową reputację – I TO SPORO! Plus jest taki, że Irytka większość osób nie bierze pod uwagę, ale wredne grono plotkarskie zawsze potrafi czepić się wszystkiego, byle tylko jakiś skandal i aferę wywołać – tak niestety działała ta dżungla złożona z niby takich bezbronnych dziatek, co to ich chronić trzeba było... Trzymajcie mnie, bo się popłaczę ze wzruszenia...
Czarnowłosy zatrzymał się, ale nie obrócił, kiedy balon pękł na Puchonce – krople rozbiły się na jego plecach i nie dotknęły skóry – chwała temu długiemu płaszczowi, który uchronił go przed czymś iście nieprzyjemnym – zaraz się też obrócił i pokonał odległość dzielącą go od brązowookiej – była to naprawdę niewielka odległość, zważywszy na to, że w swoim kierunku zdążył zdrobić tylko parę kroków, a tu już jego ręka, jak atakujący wąż, z prędkością przekraczającą możliwości ludzkie, sięgnęła do gardła Alice, żeby zacisnąć nań swe palce, mocno i stanowczo, tak, by na pewno poczuła wybrakowanie tlenu w płucach.
- Ta gra to "życie", nie podoba się? - Swoją masą ciała zmusił ją do cofnięcia się, bo nie zatrzymał się nawet na moment, dopóki nie doszli po paru metrach do kamiennej ściany, do której ją przygwoździł, torbę puściwszy już w momencie złapania jej. - Z chęcią bym cię pożarł, ale śmierdzisz czosnkiem, to zmniejsza mój apetyt. - Uśmiechnął się chłodno, z dystansem, pochylając do niej, by wreszcie ją puścić, opierając dłonie na wysokości jej głowy, po obu stronach, by lekko się nachylić. - Tak bardzo boisz się, że Cię zostawię..? Możemy się jeszcze pobawić, skoro tak bardzo nalegasz, Pani Prefekt.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Czw Lut 26, 2015 11:56 pm
Irytek odleciał. Krukon odchodził. I choć wszystko nieznośnie swędziało a mokre włosy targane zimnym wiatrem przyprawiały ją o dreszcze ulżyło jej, że to koniec tej cholernej, dziwacznej eskapady. Opuściła lekko głowę chcąc zatopić twarz w szaliku i nim się obejrzała już stąpała do tyłu i wylądowała boleśnie na ścianie. Widząc twarz Sahira ledwie kilka centymetrów od siebie przestraszyła się i to po raz pierwszy tego popołudnia naprawdę poważnie. Oddech z pewnością uwiązł by jej w gardle gdyby nie fakt, że już teraz żadne powietrze do niego nie dochodziło.
"Ta gra to życie"... Jakie to było proste. Ale czy aby na pewno prawdziwe? Jakoś nie potrafiła zapałać do Irytka wdzięcznością...
Nawet gdyby udało jej się wyciągnąć różdżkę nie miała by z nim szans. Złamał by ją w pół nim dziewczyna zdążyła by powiedzieć chociaż słowo. Dusząc się miała wrażenie, że tego diabelskiego pomiotu nie ruszył by nawet tak zawsze praktyczny kopniak wymierzony starannie w wiadome miejsce. A skoro każda próba ataku skazana była z góry na niepowodzenie nie pozostawało jej nic innego jak podjąć jego chorą grę...
Gdy tylko puścił jej gardło złapała mocno powietrze i chwyciła się za obolałą szyję. Zaraz jednak cofnęła rękę. Panika nigdy nie była wyjściem z żadnej sytuacji. Choć serce nieznośnie mocno tłukło się w piersi Puchonki a jej ręce drżały już nie tyle z zimna co ze zwykłego strachu nie spuściła z niego wzroku gdy się pochylił.
- Nie zabijesz mnie, Nailah. - Wyszeptała a jej ton daleki był od błagalnego jęku. Jeśli chciał to zrobić to na co czekał? - I to nie czosnek jest tu przeszkodą. - Wpatrywała się w jego twarz nie mając nic do stracenia.
- To ty nie chcesz zostać sam... Uwaga o ucieczce tak cię zabolała, prawda? Często uciekasz? Bo gdybym była Tobą chciała bym uciec jak najdalej... Od samej siebie. - Wysyczała mu prosto w twarz wiedząc, że igra z losem. Jeden ruch z jego strony starczył by poległa martwa na kamiennych stopniach. Strach jednak powoli przeradzał się w adrenalinę a położenie w jakim się znalazła nie dawało ogarnąć się logicznymi zasadami.
Mokra, trzęsąca się z zimna i mająca ochotę wydrapać sobie skórę aż do krwi ignorowała fakt, że właśnie została skazana na swój wątpliwy instynkt. Zbyt mocno szumiało jej w głowie by mogła myśleć o czymkolwiek.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Pią Lut 27, 2015 1:04 am
Alice była ładna... zabijcie mnie, ale naprawdę była ładna! Nie wyróżniała się cukierkową urodą, nie miała rys twarzy Marylin Monroe, w zasadzie to trudno było ująć ją w jakiś schemat – i to właśnie pociągało – gdyby ją zobaczyć tak o, na tle tłumu uczniów, to powiedziałoby się, że dziewczyna taka, jakich pełno, jednak tu, z takiego bliska, na osobności, miała w sobie iskrę, potencjał, który... pragnęło się wykorzystać. Jakże doznać niezadowolenia, kiedy napotykało się takie twarde, zdecydowane podejmowania wyzwań spojrzenie, brązowe tęczówki, które chciały bitew i chciały zeń wychodzić z wygraną dłonią, starajac się aurą nadrobić niski wzrost, w którym natura jej poskąpiła dobrego gestu, czyniąc z niej naprawdę delikatną fizycznie... Słyszeliście, że cicha woda brzegi rwie? Rzeka, którą była Alice, z całą pewnością nie była cicha, nawet jeśli stanowiła wąski strumień – przemykała chyłkiem, obserwując i wyciągając swoje własne wnioski, pozwalając tym większym, bardziej szumiącym i grzmiącym, robić swoje, podczas gdy ona wykorzystywała każdą sytuację, by zeń coś uszczknąć dla siebie. Kim jesteś, milutka Puchonko, kryjąca się za tysiącem uśmiechów i dzikich błysknięć nieposkromionych ocząt? Dajesz się zwieść, czy może zostaniesz zwiedzona swymi odważnymi czynami zachodzącymi na głupotę? I w jakiej kategorii miałbym Cię ocenić, stawiając na szali swą głowę, by głowy nie stracić? Wiesz, gra, w której wzięłaś udział, jest wbrew pozorom naprawde prosta – to ludzie ją niepotrzebnie komplikowali, próbując za wszelką cenę wygrać – nie rozumieli, że tutaj nie chodzi o wygranie... w tym Pokerze, gdzie na szali jest własny żywot, chodzi jedynie o przetrwanie... i odpowiednio szybkie wycofanie się z niego, gdy wyczuwało się Siostrę Czarnego Kota na plecach, widziało już błysk kosy w pobliżu, czekającej tylko, aby opaść na miękkie, obnarzone gardło...
Sprawdziłaś już swoje karty, mimo to nadal nie jesteś pewna, na czym stoisz – zamiast skakać więc samobójczo naprzód, robisz coś kompletnie innego, również o nastawanie na swą egzystencję nastawającego – sprawdzasz, czy siła przebicia twych par jest wystarczająco ostra i posyłasz ją na blat – wszystko, albo nic! - wykrzykujesz... I znów masz reakcję – reakcję niezadowolenia na wargach Mistrza Gry, który nie był przygotowany na zagrywkę va bank już przy pierwszym zetknięciu się, przy pierwszym spojrzeniu na swoją taktykę – cóż za szalona z ciebie dziewuszka..! Dłoń wampira powraca na Twoją twarz i chłodne palce łapią cię mocno za podbródek, by szarpnąć nią, spoglądając na szyję wilgotną od wylanej nań wody z dziwnym proszkiem, który zaczerwieniał lekko naturalną bladość lękającą się słońca – rzeczywiście, czosnek był tutaj najmniejszym problem, kiedy wsłuchiwałeś się w to mocne, przyśpieszone bicie serca, gdy słyszałeś szum krwi i widziałeś pulsującą żyłę, w którą chciało się wbić – bezczelna dziewucha, może by się nauczyła, gdzie jej miejsce..? I nie, to nie czosnek był problemem... przeszkodą była pewna osoba, która w Hogwarcie się uczyła i którą chciałeś widzieć przynajmniej raz na jakiś czas, co nie będzie możliwe, jeśli poddasz się tym pierwotnym, beznadziejnym żądzom.
Ona mówiła dalej... Trochę się trzęsła – wiatr był naprawdę nieprzyjemny, mocny i zimny, nic dziwnego, że zaczęła marznąć, ty zaś... twoją twarz rozświetlał coraz szerszy uśmiech, byś wreszcie wybuchnął głośnym śmiechem – pochyliłeś się jeszcze mocniej, opierając o zimny kamień dłońmi na wyprostowanych rękach, żeby nie powracać do nadmiernego kontaktu fizycznego (chociaż już granica prywatności dawno została przekroczona), zanosząc śmiechem, kompletnie rozbawiony z posłyszanych słów.
- Ohahahaa... - Uniosłeś głowę, by móc nawiązać kontakt wzrokowy z odważną Puchonką, uwalniając ją z okowów swych ramion i zwracając niezbędne minimum przestrzeni, żeby swobodnie oddychać – strach ofiary zawsze pobudzał, nic na to nie mogę poradzić – taka już była natura kocia, która mając mysz między łapami nie zagryzał jej od razu – mówienie, że nie wolno się bawić jedzeniem nie tyczyło się tej rasy. - Rozbawiłaś mnie. - Tak o powiedział, jakby Alice tego jednak nie odnotowała... - Uwaga o ucieczce miałaby mnie zaboleć? Niby dlaczego? - Bardzo Cię interesowała jej odpowiedź i jej oczekiwałeś, zaplatając ręce na klatce piersiowej nie ustępując jej na tyle miejsca, by dać jej miejsce na ucieczce – nie, naprawdę miałeś za nic to, że zapewne złapie przeziębienie... że marznie, że pali ją skóra... - Gdybyś była mną, to śmiałabyś się z takich głupiutkich dziewczynek, które dopatrują się jakiś strasznie głębokich myśli z prostej chęci uniknięcia konfrontacji z Irytkiem, którego wygłupy są denne, ale nic się na nie nie da poradzić... W przeciwieństwie do ciebie nie zwykłem rozmawiać z idiotami. - I tutaj miał na myśli poltergeista, który już umknął na całe szczęście w stronę szkoły. - Chciałem ponadto zauważyć, że pozbawienie kogoś krwi nie wiąże się od razu z zabijaniem. Co za niesmaczna uwaga. - Uśmiechnąłeś się pod nosem, przymykając powieki.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Pią Lut 27, 2015 8:32 pm
Zimny i stanowczy dotyk sprawił, że zakręciło jej się w głowie.
Uspokój się. To prowokacja. Idiotyczna prowokacja... - Powtarzała sobie w duchu, chcąc zapanować chociaż nad myślami skoro własne ciało tak bardzo ją zwodziło. I choć tak bardzo nie chciała dać się sprowokować to doprowadzona do skraju wytrzymałości nie potrafiła wycofać się i nie sprowokować wampira.
Gdy usłyszała śmiech a Sahir cofnął się lekko prawie upadła. Zupełnie jak by jej ciało trzymało się już nie dzięki jakiejkolwiek fizycznej sile a dzięki emocją i kiedy te powoli zaczynały ją opuszczać traciła nad sobą całą kontrolę. Dopiero teraz wzięła prawdziwy głęboki oddech i zamrugała gwałtownie kilka razy czując napływające do oczu łzy. Nie ma mowy, nie mogła pozwolić sobie na płacz. Na pewno nie w jego obecności. Nie wiedziała czy faktycznie go rozbawiła... Coś z tyłu głowy szeptało jej, że to tylko usypianie czujności... Nie pogodziła by się z rolą marionetki, musiała więc jak najszybciej wziąć się za siebie.
Oplotła się rękami chcąc odseparować się od niego choć minimalnie A może po prostu musiała się podrapać? To na pewno. Gdyby nie sytuacja w której się znalazła, skakała by już dookoła a nawet tarzała się po ziemi chcąc przerwać ten uporczywy swąd.
- Fakt... Zapomniałam, że ciebie nic nie boli prawda? Czemu miał byś uciekać skoro wszyscy zmieniają kierunek gdy tylko cię dostrzega? Taaak..To z pewnością bardzo przyjemne...
Przestań głupia! Zamknij się w końcu!
Ignorując zimno ściągnęła do końca i tak już ledwie zapleciony wokół szyi szalik i zaczęła drapać się nim po dłoniach. Cholerny Irytek... Gdyby tylko wiedziała co takiego wie Krwawy Baron...
- Ale masz rację. Nie wiem czemu posadziłam cię o jakiekolwiek głębsze myśli. - Pokręciła głową nie wiedząc czy robi to nad nim czy nad sobą. Czemu chcąc nie dać się sprowokować sama prowokowała? W dodatku w tak beznadziejnej sytuacji...
- A rozmowa z idiotami stanie się chyba moją specjalnością. - Wymruczała patrząc na niego z ukosa.
Tak kretynko. Jeszcze pokaż mu język. Gratuluję. Choleraaa jak swędzi...
Uśmiechał się? A może tylko czaił?
- Faktycznie Jak mogłam nie dostrzec tej subtelnej różnicy... Plus czy minus? Przelać ci do butelki czy wolisz świeżą?
Przestań. Już byś nie żyła. - Oparła się o ścianę przyglądając mu się z dołu i rozumiejąc z całej sytuacji jeszcze mniej niż dotychczas. Uspokoiła już oddech a serce powoli zaczynało bić zdrowym rytmem, nadal jednak musiała mrugać by zapanować nad twarzą.
- Kim ty się w ogóle stałeś Nailah... - Zapytała, choć nie nadała swojej wypowiedzi pytającego tonu, sama jednocześnie zastanawiając się nad tym. Strach powoli ustępował miejsca irytacji i choć najbardziej chciała teraz przywalić mu czymś twardym w ten wykrzywiony w dziwnym uśmiechu łeb nie mogła ruszyć się z miejsca.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Pią Lut 27, 2015 9:09 pm
Im więcej słabości pokarzesz, tym większe pole do popisu dasz swojemu napastnikowi, którego sama prowokowałaś do coraz ostrzejszych posunięć – był jak doktor, który złapał wyjątkowo okazałą małpkę i chciał zobaczyć, jak będzie reagować, kiedy zacznie wbijać w różne miejsca szpileczki, jak wysoko podskakiwać, kiedy łzy zatańczą w twoich oczach, kiedy strach przed kimś silniejszym od niej weźmie górę i panika zacznie ją pożerać, a instynkt samozachowawczy budzić się, zmuszając do ucieczki – tylko na to czekał, ten Czarny Kot, ta Czarna Pantera, która nic sobie nie robiła z truchłości ofiary, z jej drżenia i słabości ciała, którą właśnie opanowywała i starała się zwalczyć w zalążku – nie jest to dla Ciebie proste, czyż nie..? Jednak sama chciałaś grać. Więc grasz. Walczysz o swoją pozycję, próbujesz pozbyć się z nadgarstków tasiemek, które cięły dotkliwie, a które wysyłane były z centrum tego ponuro wijącego się, czarnego płomienia, który nie miał w sobie nawet grama ciepła – był zimny – zimny jak sam księżyc wiszący ponad głowami ludzi, który, choć był piękny, to wciąż dla śmiertelnych nieosiągalny, kiedy próbowało się po niego wyciągnąć dłoń – wypaczone marzenie, które pomijało niebezpieczeństwo igrania z tajemnicami nocy i nie patrzyło na fakt, iż Luna była jedyną, której tacy jak On się spowiadali i która oglądała ich obdartych ze wszystkich masek, jakie tylko postanowili na siebie przybrać – sądzisz, że tobie również uda się przebić przez twardą skorupę? To trochę naiwne, to trochę nieodpowiedzialne, ale jakże ambitne, jakże masochistyczne z twojej strony..! Karm, karm dalej jego bestie, a on będzie czerpał satysfakcję z oglądania twojego upadku, bo im dalej wędrowałaś po tej cierniowej drodze, tym zabawniej się robiło i tym mocniej znaczyłaś ją skapującym z nadgarstków szkarłatem, który zapachem wabił drapieżnika... Który z was jest bardziej cierpliwy? Nie wiem, czy jesteś wystarczająco szalona, aby nie znać pewnych ograniczeń – ciągle bierzesz od niego nowe karty w dłonie i ciągle zagrywasz va bank, choć coraz mniej pozostaje Ciebie w sobie samej! Jesteś jak narkoman, który dopadł do narkotyku – tak bardzo podoba ci się adrenalina i burza emocji, którą ci w zamian za bycie pożywką sadyzmu czarnowłosy dostarczał? Skłamałbym, gdybym powiedział, że twoje słowa do niego nie docierały, ponieważ każde po kolei uderzały w czułe punkty – tak i zgrzytnął zębami i znów do Ciebie dopadł, a wszelakie grymasy twarzy, wszystko, co ewentualnie mogłaś zeń wyczytać, zostało schowane w twoich włosach, poza granicą możliwości dostrzegania przez twe brązowe oczy – podtrzymał cię i ponownie postawił na pewniejszych nogach, dociskając do lodowatej ściany, zaś jego wargi przywarły do tej łabędziej szyi... ostre jak brzytwy kły przebiły szyję... Siostra Czarnego Kota rozłożyła skrzydła tuż za jego plecami i zacisnęła swe kościste palce na ramieniu panny Alice, nachylając się ku niej – czujesz jej oddech, czujesz jej chłód, kiedy spoziera na ciebie wzrokiem, którego nawet nie możesz złapać spod czarnego kaptura zasłaniającego Jej facjatę..? Oczywiście, że nie możesz jej dostrzec... Przecież Śmierć pokazywała się tym, których życie dobiegało końca, a tobie do końca było jeszcze bardzo daleko...
- Właśnie, kim jestem... przecież jeszcze pół roku temu nie istniałem. - Wycharczał gardłowym tonem tuż do ucha niewiasty.
Krukon oderwał się po dwóch łykach od Puchonki, ugryzł ją mocno, przelewając nań swój gniew, pozostawił odcisk szczęki i dwie dziury broczące posoką, gdy pchnął ją w końcu mocno w bok, posyłając na spotkanie z glebą i sam wyprostował się, unosząc głowę ku niebu i nabierając w płuca kilku mocniejszych oddechów, by przejechać wierzchem dłoni po podbródku, którego chorobliwą bladość skóry przecinała czerwona kreska, odznaczając się upiornością aktu na tle całej czerni, jaką się otaczał.
Wreszcie na Ciebie spojrzał. Nie było w tym spojrzeniu żadnych przeprosin, żadnej żałości, czy smutku – bardzo próżno czegokolwiek dopatrywać się w otchłani, która wszystko pochłaniała w swój heban, kusząc skarbami i głębią, kusząc tym, że można dosięgnąć jej dna – dno to jednak było jakimś kiepskim żartem... Niespełnioną obietnicą idiotów, którzy chcieli uwierzyć, że w świecie jest coś więcej poza nudną rzeczywistością w której żyli...
- Też nie mam pojęcia, czemu posądzasz mnie o jakiekolwiek głębsze myśli. - Pozwolił na to, by kąciki jego warg drgnęły, gdy obdarzał cię tym przeciągłym, zimnym spojrzeniem, nawet nie ważąc się mrugać... - Znaj swoje miejsce, śmiertelniczko. - Odwrócił się i skierował do swojej torby, wyciągając po drodze ostatniego papierosa, żeby zapalić go różdżką i nie wojować z zapalniczką, tylko że tą krew to bardziej udało mu się rozmazać, niż porządnie wytrzeć i był tego bardzo świadomy – czuł ciągle na sobie zapach Alice...
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Pią Lut 27, 2015 10:27 pm
Szarpnęła się czując go na sobie i choć nie bacząc już na swoje beznadziejne położenie miała ochotę walczyć... zabrakło jej siły. Czując jak przebija się przez skórę na jej szyi wtuliła się w kamienna ścianę.
Żebyś się tym cholernym proszkiem udławił... Pomyślała jeszcze i ledwie słysząc jego słowa z łoskotem upadła na kamienne podłoże.
Leżała przez chwilę czując dokładnie każdy fragment swojego ciała. Przemarznięta, palona cholerną substancją, poobijana.
Jesteś tchórzem Nailah... Podniosła się na klęczki i sięgnęła do szyi a krew otartej o kamień dłoni wymieszała się z tą brodzącą wolną stróżką z szyi. Patrzyła na niego spode łba rozcierając w palcach gęstą posokę.
Jej miejsce... Czy gdyby je miała pozwoliła by sobie na taką nieodpowiedzialność? Czy gdyby na czymkolwiek jej zależało miała by w sobie choć cząstkę odwagi potrzebnej do tego by w ogóle obok niego usiąść? Jej miejscem był Hogwart. I cały ten magiczny światek który ostatnio zdawał się umykać i potrzebować pomocy bardziej niż kiedykolwiek.
Więc jednak na czymś ci zależy... Zaświtało jej w głowie i wstała wolno, zaciskając przy tym zęby i starając się ignorować fakt, że zdarte kolana odmawiały jej posłuszeństwa.
- Tchórz... - Wyszeptała kiedy się odwrócił i nie interesowało jej to czy ją usłyszy. Oparła się o ścianę przyciskając szalik do tętnicy. Patrzyła na niego mrużąc oczy z bólu i wściekłości.
Mogła pobiec do dyrektora. Z pewnością powinna udać się do skrzydła szpitalnego... Ale to oznaczało by koniec... A Alice nie zwykła kończyć kiedy wojna dopiero się zaczynała. A ta tutaj wymagała o wiele radykalniejszych środków niż odjęcie kilku punktów.
Jeszcze będziesz się modlił żeby cię stąd wywalili Nailah...
Oparła głowę na ręce chcąc opanować mdłości nim zrobi choć krok w stronę zamku.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Pią Lut 27, 2015 10:46 pm
Zatrzymałeś się przed swoją torbą i schowałeś różdżkę za pazuchę, żeby nie przeszkadzała dłonią – miały być wolne, wciąż chłodne, gryzione nieco proszkiem, którego siłą rzeczy trochę ściągnął z jej ubrania, kiedy przejeżdżał palcami po jej podbródku i zaciskał je na ramionach, to na jej szyi – szyi, na której pozostanie blizna, może z czasem się wyleczy, może, jeśli tylko Puchonka o nią zadba, zniknie i pozostanie tylko wspomnienie sponiewierania o tym, jak ktoś, kogo obrała sobie za cel, próbując złamać kogoś, kto zwykł łamać, szarpał nią jak szmacianą lalką, którą tak bardzo nie chciała być – duma teraz jest nadwyrężona, ale nadal trzyma się w całości, stworzona z giętkiego materiału – popiecze, popali – nie to, co oblepiało skórę, a to, co tworzyło wnętrze, jednak w końcu przestanie i wszystko wróci do dawnej normy.
Koniec rozgrywki na dziś.
Mistrz rozdania trzasnął swoimi kartami o stół – wreszcie powtórzył gest, który Alive tak pielęgnowała i powtarzała co turę, by udowodnić jej, że jej pary są niczym przy jego pokerze – zostajesz powoli sama przy stoliku, który sobie zarezerwowałaś, początkowo sądząc, że to głupota, a teraz coraz mocniej wytwarzając w sobie konieczność smakowania każdej kolejnej rundy – czujesz ten niedosyt, prawda? Nie często widzi się twarze tych, których Bóg nie chce w niebie i którzy nie błagają przed kapliczkami o zbawienie swych zniszczonych, zaprzedanych diabłu dusz... Tylko z Szatanem mogą pertraktować i ufają tylko własnym dłonią, kiedy coś budują... A ty, Alice? Komu ufasz? Z kim handlujesz własnymi uczuciami i życiem..? Z tym posłańcem Śmierci, który porwał Cię do krótkiego, intensywnego tańca..? Podobało się? To była tylko jedna potyczka, możesz podejmować się kolejnych, dopóki będziesz miała wystarczająco tchu w piersiach...
Nailah uśmiechnął się pod nosem, słysząc to określenie i pokręcił z rezygnacją głową, pochylając się, aby podnieść swoją własność i tak samo jak przedtem przewiesił ją sobie przez plecy, nie zakładając jej na ramię – podtrzymywał ją dwoma palcami i już nawet nie obejrzał się na osóbkę, która zapewniła mu rozrywkę dzisiejszego dnia i której krew rozpłynęła się po jego żyłach, pozwalając odetchnąć pełniejszą piersią... Szkoda tylko, że zszarganych nerwów nie mogła ukoić i choćbyś chciał, nie potrafiłbyś wykorzystać tej cudownej sytuacji, żeby zabrać dla siebie jeszcze parę łyków – chociaż dwa więcej,chociaż trzy...
Już się nie zatrzymał, już nie zawrócił – zszedł po wszystkich stopniach i skierował swe kroki do Zakazanego Lasu, do którego przecież chodzić nie wolno było, a gdyby ktoś się dowiedział, że Puchonka Krukona kryła, to oj! - miałaby kłopoty... Powinna zgłosić wszystko – ugryzienie, tą felerną wycieczkę, papierosy... A on nawet nie raczył się szczególnie kryć, nie próbował prosić, ani grozić, że ją zabije, jeśli cokolwiek wyśpiewa... Czego to był objaw – obojętności, czy może nadmiernej pewności siebie, że Alice jednak tego nie zrobi..?
Heh... sam chciałbym to wiedzieć.
[z/t x2]
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Sro Cze 24, 2015 2:38 pm
Popołudnie zapowiadało się doprawdy wspaniale. Brak prac domowych, brak dodatkowych zajęć, dobra pogoda, słoneczko, które jeszcze nie grzeje, ale z czasem zacznie i przyjemny wiaterek, który osłodzi przebywanie poza czterema ścianami zamku. Jakie miejsce na swój popołudniowy odpoczynek mógł wybrać Giotto? Oczywiście, że schody na błonia. Miejsce było ciche, spokojne, większość ludzi kisiła się w szkole, a on mógł spokojnie usiąść, oprzeć się o jakiś mniej wygodny kamień i albo przysnąć, albo coś poczytać. Nawet on miał takie dni, kiedy chciał się zapoznać z poezją, prozą czy nawet literaturą popularnonaukową. Dziś postanowił zadowolić się książką pt. "Najsilniejsze Eliksiry". Skąd ją miał? To już jego sprawa, możemy być tylko pewni, że jej nie ukradł i należy do niego. Tyle wystarczy.
Zabrał z dormitorium wcześniej wspomnianą literaturę i udał się na błonia, rozpinając przy tym jeden guzik koszuli. Co by nie mówić, uwierała go i nie czuł się zbyt wygodnie w tym wszystkim, dlatego postanowił chociaż trochę ją poluzować. Z lochów udał się prosto na drugie piętro, a potem na dziedziniec szkoły. Pokierował swoje kroczki tam gdzie chciał i już po kilku minutach był na miejscu. Nie było nikogo, tylko on, fajny widok, książka i kamień, o który trzeba się oprzeć. Po ogarnięciu sobie miejscówki, przysiadł i położył plecy na wcześniej wspomniany głaz. Otworzył księgę i zaczął czytać tam, gdzie ją skończył. Amortencję, eliksir pieprzowy, eliksir słodkiego snu, eliksir wielosokowy, wywar żywej śmierci - to już przerobił. Teraz był na eliksirze życia, następny zaś czekał w kolejce wywar tojadowy. Chłopak ugiął jedną nogę i podparł nią rękę, trzymającą książkę. No i czytał, i czytał.
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Czw Cze 25, 2015 12:52 pm
Gdy tylko skończyły się zajęcia z Historii Magii, Liv Mendez jako jedna z pierwszych osób opuściła klasę. Nawet nie zarejestrowała czy ktoś coś do niej mówił, czy ktoś ją wołał, jej myśli były zupełnie gdzie indziej. Długo błąkała się po korytarzach, a może tak tylko jej się wydawało… Po bezsensownym przemierzaniu kolejny raz tej samej trasy, postanowiła się przewietrzyć. Może świeże powietrze na nią dobrze wpłynie. Dotleni się i te sprawy. Ruszyła żwawym krokiem, w kierunku Dziedzińca. Miała nadzieję, że tym razem będzie mogła w spokoju spędzić popołudnie. Och, Mendez… Gdybyś wiedziała co dzisiaj Cię jeszcze czeka, zapewne nie opuściłabyś Dormitorium, ale jednak to zrobiłaś… Teraz trzeba zmierzyć się z tym co przyszykował dla Ciebie Los.
Była już na dziedzińcu, gdy nagle potknęła się o kamień i upadała. Czy wspominałam, że ostatnio poprawiła swoją niezdarność? Hahah, kłamałam. Kiedy jej głowa zaprzątnięta była setkami różnych problemów, nie zwracała uwagi na to jak stawia nogi. Poprawka. Na nic nie zwracała uwagi, a to kończyło się przeważnie tak jak na opisanym obrazku.
- Naprawdę…? – jęknęła i podniosła się z miejsca. Zaczęła otrzepywać szkolną szatę z brudu i rozmasowywać obolałe ramię, na które upadła – Co jeszcze dzisiaj się wydarzy…? – zapytała samą siebie i spojrzała w niebo, jakby tam miała znaleźć odpowiedź, wypisaną na jednej z chmurek. Podeszła do schodów i usiadła na nich. Dopiero po chwili zauważyła, że ktoś siedział na drugim końcu i się jej przyglądał. Giotto. Przymrużyła oczy, zastanawiając się czy chłopak był dzisiaj na zajęciach.
- Co się tak patrzysz? Jestem jakimś okazem w zoo? – powiedziała, może trochę za głośno. Coś jej się przypomniało. Ktoś kiedyś tak samo się do niej odezwał i to nawet na tym dziedzińcu. Poczuła się głupio. Ona się tak nie zachowuje, nawet w przypływie złości. Na dodatek, Nero nic jej nie zrobił. - Przepraszam… – chciała coś jeszcze dodać, ale nie wiedziała co, więc jedynie wbiła wzrok w swoje dłonie.
Sponsored content

Schody na błonia - Page 10 Empty Re: Schody na błonia

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach