Go down
avatar
Oczekujący
Lyrae Fletcher

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Wto Lut 17, 2015 9:56 pm
Dziewczyna ułożyła dłoń na twarzy i cicho się zaśmiała.
- Nie rozpoznajesz swojej dziewczyny... Gdybym nią była, rzuciłabym Cię, Steve. - prychnęła jeszcze na koniec z rozbawieniem. Cóż, żartowała, oczywiście. Nie wiedziała jakim Fluffy był chłopakiem, więc oceniać go nie miała zamiaru. I szczerze, jego nazwisko zawsze go rozbrajało. Zapewne nie tylko ją, bo niektórzy nauczyciele uśmiechali się nawet przy sprawdzaniu obecności, kiedy przychodziła jego kolej.
- A ja tego nie sugerowałam.
Pokręciła głową lekko od razu. Była na to zbyt konserwatywna. Jej rodzice lubili rygorystyczne w tych sprawach wychowanie. Prawie nigdy o tym nie mówili... Co więcej, jej mama płonęła rumieńcem bardziej od niej, kiedy przyszedł czas na rozmowę matki z córką.
- Nie chciałam tego wiedzieć. - teraz odwróciła wzrok i odsunęła się od niego na parę centymetrów. Teraz była bliżej ściany... Wcale nie lepsze położenie, było trudniej uciec.
Oj, był Krukonem, tak, ale chyba nie przykładał się na ONMS. Z resztą przeciez on cały czas pływał w chmurach. Nie było się czym dziwić.
- Oczywiście. Rodzą się w kokonach, a kiedy wychodzą są mniejsze niż dorośli przedstawiciele... Mają kilka miesięcy, aby osiągnąć dorosłość. - no proszę. Już dobrych kilka lat nie chodziła na te zajęcia, ale jakoś udawało jej się zapamiętać niektóre rzeczy. Lubiła przedmioty, które wymagały odrobiny wyobraźni, a nie kucia formułek na pamięć.
Na wspomnienie o Sami-wiecie-kim, najpierw się spięła, jak każdy, ale po chwili cicho się zaśmiała, kiedy pojęła sens tych słów.
- Ja bym jej nie sparowała z Sam-wiesz-kim... To by było dla niego okropne. - sama nawet nie poczuła jaką głupotę teraz popełnia. Przecież żartowała sobie w najlepsze z postrachu tego świata! No i z Czarnego Pana...
Steve Fluffy
Oczekujący
Steve Fluffy

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Wto Lut 17, 2015 10:20 pm
Steve uśmiechnął się w odpowiedzi. Kiwnął głową. Coś w tym było.
- Kto wie czy tego wkrótce nie zrobi? – Uniósł ręce do góry, tak jakby chciał się poddać. – Poszła bawić się w bajkę. Nie wiem, kogo gra. Kto wie, czy nie jest jakąś księżniczką, którą próbuje zdobyć jakiś książę? Być może, kiedy wróci, stwierdzi, że chce odnaleźć swojego księcia. Właściwie to… wcale bym się nie zdziwił! Dorzuciłaby mi jeszcze to, że nie rozróżniam jej od siostry. I pooooleci związek! O tak! Puuuu! – Machnął ręką w taki sposób, jakby chciał udawać lot samolociku. Nie miał żadnej kartki, a dziewczynie nie chciał zabierać pergaminu, więc latawca nie było. – Zresztą… Kto uważa szkolne zawiązki za jakieś poważne? – Poruszył się na swoim miejscu, wyciągnął się. Oparł łokcie o stopień za sobą. Spojrzał przed siebie. Zrobił dziwną minę.
- Nie ma po co się ode mnie odsuwać. Nie zamierzam Ciebie zbałamucić czy coś. Nie potrzebne mi to. Zresztą… Są lepsze miejsca, aby zabrać dziewczynę. Niekoniecznie schody prowadzące na błonia. W dodatku myślę, że dzisiejsza aura pogody nie jest korzystna. – Wysunął język z ust i wydobył z siebie dziwny dźwięk „prr”, tak jakby chciał pierdzieć. Stefkowi wyjątkowo dzisiaj odbijało. Dawno chyba z kimś nie prowadził konwersacji, więc zapomniał jak powinien się grzecznie zachowywać i nikogo do siebie nie zrazić. Ale to była Lyrae, prawda? I tak się do niej przyczepił jak rzep psiego ogona.
- Zapamiętam to. – Kiwnął głową. Stefek nie narzekał na pamięć, więc wielce prawdopodobne, że wiedza, którą uzyskał od Ślizgonki, utrzyma się w jego główce. Chyba właśnie dzięki zdolności szybkiego zapamiętywania Tiara Przydziału postanowiła umieścić go w Ravenclawie.
- Myślisz, że Rocekrs tak bardzo by go przeraziła? – Przyjrzał się uważniej Fletcher. Musiał jej przyznać rację. Ślizgonka, o której była mowa, potrafiła naprawdę zaskoczyć… Nie zawsze pozytywnie. – Pamiętam jej popis na Klubie Magii Nut. Następnym razem muszę zakupić zatyczki do uszu.
avatar
Oczekujący
Lyrae Fletcher

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Wto Lut 17, 2015 11:10 pm
- Nie wiem, nie czułam się zainteresowana tym wszystkim. - mruknęła. Sporo jej znajomych udało się na tę zabawę, ale ona nie miała na to ochoty. Ba, nawet wspomnianej Rockers nie było z tegoż powodu... Niby taka niechętna do wszystkiego, a tu proszę. - Czemu uważasz, że ty nie możesz nim być? To wszystko zależy od twoich starań, prawda?
Spojrzała na niego ciemnymi oczami i uniosła kącik ust do góry. Nie powinien tak pesymistycznie na to wszystko patrzeć...
- Chociaż masz rację... Nastoletnie zauroczenia są głupotą.
Teraz cicho prychnęła. Jakoś nie spieszyło się jej do bycia z kimś, zwłaszcza teraz, kiedy było tyle pracy. Nie stroniła od chłopaków, ani nie próbowała ich odstraszyć, nic z tych rzeczy, po prostu... nie starała się, aby na siłę się w kimś zauroczyć. To powinno przyjść samo, prawda?
Nie odsuwała się dlatego, że myślała, że mógłby coś jej zrobić, nie. Wtedy od razu przyłożyłaby mu książką w głowę i uciekła byle szybciej. Teraz po prostu poczuła się trochę nieswojo.
- W odpowiednim towarzystwie każda aura się ociepla. Ale wątpię, żebym ja takim była. - uśmiechnęła się pogodnie. - I tak nie dałabym Ci się, jak to powiedziałeś, zbałamucić. Nadal masz dziewczynę... A ja nadal nie potrzebuję facetów.
Przewróciła tylko oczami. Mimo odstraszającej dziecinności jakoś to zachowanie nie sprawiało, że miała ochotę wyjść. Steve miał swój własny styl... Jej nic do tego. Mógł robić co chciał.
Byli już dorośli.
- Myślę, że tak. Nie spędziłeś z nią tyle czasu co ja... A mimo to... Wydaje mi się, że w ogóle jej nie znam. - przymknęła oczy w zastanowieniu. Miała z Rockers relacje na pograniczu obojętnych i neutralnych. Musiały się znosić, bo mieszkały razem w dormitorium. Co nie zmienia faktu, że jeszcze niedawno Rockers była nieco inna niż teraz... Mniej przerażała.
- Następnym razem przyjdę posłuchać, bo się zapisałam.
Steve Fluffy
Oczekujący
Steve Fluffy

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Sro Lut 18, 2015 1:52 pm
- I prawidłowo. – Stefek był przeciwny całemu pomysłowi. – Wcale bym się nie zdziwił, gdyby ktoś znowu wyzionął ducha. Dobrze, że moi starzy to mugole i całkowicie nie wiedzą, co się dzieje… Może matka udaje czarownicę i bywa w czarodziejskich miejscach, ale skoro nie dostałem żadnego listu, to znaczy, że nie czytała ostatnich doniesień. I dobrze. Nie potrzebne mi to. Nie chcę nie skończyć Hogwartu, bo rodzice mnie zabrali ze szkoły. – Fluffy machnął dziwnie ręką. Pewnie, był zaniepokojony całą sytuacją, a wyprawę do Zakazanego Lasu będzie pamiętał do końca swojego życia, ale z jego słów wynikało, że… i tak ma to wszystko w dupie.
- Skoro Drops ma w dupie te zabójstwa i organizuje takie zabawy, to my też powinniśmy mieć. Jak to się nazywa? Znieczulica społeczna? – Chyba tak to można było najlepiej określić. Stefek nie znał innego pojęcia na to, co działo się w środku niego. Pewnie całą sytuacją przejąłby się dopiero wtedy, gdyby zginąłby ktoś dla niego bliski.
- Niby mamy po siedemnaście lat, ale i tak… Przyszłość jest dziwna. – Nic już więcej nie miał do dodania. Zobaczy się jak to wyjdzie z panną Nightmare. Jak nie z Anabell to może z Phoebe? A może… A może Rockers się odmieni pod wpływem znajomości ze Stefkiem? Oczywiście po zakończeniu Hogwartu? To by było dopiero śmieszne!
- Kurka wodna. Masz rację. Ana jest dobra w tarocie. Nie wiem czy mam się obawiać czy nie. Może to jakiś talent wróżbiarski, taki prawdziwy. I co będzie, jak to wszystko zobaczy w kartach? Byłbym ugotowany! Najpierw więc muszę nauczyć się wszystkich zaklęć ochronnych, a potem iść na bitwę. Chociaż… Słyszałem, że przed wściekłą kobietą nie uchroni ciebie nic. To prawda? – Ślizgonka była kobietą, więc powinna coś wiedzieć na ten temat, przynajmniej Stefek tak twierdził w teorii.
- To może potrzebujesz jakiejś dziewczyny, co? – Fluffy nie miał nic do osób kochających inaczej. Przecież Dzieci Kwiaty i te inne sprawy, woda z mózgu, rewolucje seksualne, prześladowania i Merlin wie co. Stefek miał na to zwyczajnie wyrąbane.
- Ej. Może ją poderwę, co? Do końca roku szkolnego będzie MOJA. – Zatarł rączki. Będzie musiał popróbować. Rockers pewnie da mu takiego kosza, że wypadnie z Wieży Astronomicznej i będzie leciał o wiele ładniej niż Drops w przyszłości. O ile do tego dojdzie, nie?
- Będziemy robić jakiś program artystyczny „Ku pamięci”. Mam tańczyć. – Kąciki jego ust lekko zaczęły drgać, tak jakby chciał ten cały pomysł wyśmiać.
avatar
Oczekujący
Lyrae Fletcher

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Sro Lut 18, 2015 7:17 pm
- Moi rodzice są czarodziejami... - mruknęła pod nosem. Nie mogła specjalnie narzekać na ich troskę - oboje bardzo ją kochali, starali się być dla córki jak najlepsi. Przynajmniej takie miała wrażenie. I chciała tak sądzić...
Prosiła tylko, żeby nigdy w to nie zwątpić. Niestety, wątpiła. Zwłaszcza wtedy, kiedy kłóciła się z matką...
To było smutne.
- Myślę, że pozwalasz sobie trochę na zbyt dużo. - powiedziała, tonem spokojnym. Nie chciała o nic go oskarżać, ale zdecydowanie nie doceniał dyrektora szkoły. Jeśli organizował tę zabawę, na pewno wiedział co robi. Nikt nie powinien w niej zginąć. W końcu byli tam uczniowie, którzy nic nie zawinili. A pogłoski o tym, że nie będą na to patrzeć były zapewne dla postraszenia.
Ciekawe kim teraz byli jej znajomi ze Slytherinu... Może jakimś złymi postaciami o niechlubnej przeszłości? Caroline byłaby dobrą wiedźmą... Zaraz byłaby? A nie jest?
- Opanuj się. - zmarszczyła brwi lekko. Mówił co mu ślina na język przyniesie, niezbyt dobra cecha. Czasami trzeba było powstrzymywać się od niemiłych komentarzy... Albo od jakichkolwiek komentarzy.
- Wolę nie zagłębiać się aż tak daleko w przyszłość. Wychodzimy z Hogwartu, więc trzeba się uczyć i powoli wybierać zawód. Ale z tym też nie ma się co spieszyć, bo to zależy od OWuTeMów. Chyba, że komuś wystarczają SUMy. W sumie takich mogłoby już nie być w Hogwarcie. Poza tym, nie ma co myśleć o zauroczeniach w trakcie szkoły. Najpierw trzeba ją skończyć.
Obejrzała swój pergamin. Jakoś nie wyobrażała sobie poszukiwań chłopaka w tej chwili. Miała skończone osiemnaście lat... Jasne, że czasem zerknęła sobie na jakiegoś kolegę z roku, ale to nic nie znaczyło. Wolała trochę poczekać.
Kiedy usłyszała jego sugestię, niemal spadła ze schodów. Przez chwilę jej twarz zszarzała całkiem, jakby nie docierała do niej krew.
CO ON JEJ SUGEROWAŁ?!
Dobrze... Kilka razy już słyszała, że młodzi ludzie zaczynają interesować się nadmiernie tymi... sprawami. Zwłaszcza potomkowie mugoli, wszystko z powodu kształtowania się jakichś dziwnych, mugolskich subkultur. Ale ona była wychowana w rodzinie o sporym dystansie do tych spraw. Nie, nie sporym. Ogromnym.
Przy zastanawianiu się nad odpowiedzią zdążyła zzielenieć lekko. Pasowała teraz do swojego domu jak mało kto!
- Ż-żartujesz sobie ze mnie? - wydusiła w końcu, patrząc na niego wielkimi, brązowymi oczyskami jak na co najmniej przybysza z innej planety.
Pokręciła głową od razu. Na myśl o Rockers i Fluffym miała ochotę się roześmiać, ale była zbyt speszona jego dziwnymi podejrzeniami...
Steve Fluffy
Oczekujący
Steve Fluffy

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Sro Lut 18, 2015 9:16 pm
- Oh taka prawda. Pod nosem Dropsa tyle zabójstw i jeszcze ta wiedźma w Zakazanym Lesie. Nie mów mi, że nie słyszałaś. – Stefek aż przesunął okulary na sam koniec nosa, aby móc przyjrzeć się dziewczynie znad nich. Dziwnie wyglądał, ale właściwie to udawał samego Dumbledore’a, który kochał przyglądać się uczniom znad swoich okularów połówek.
- Dzika akcja, dziki koks. Mam co opowiadać przyjaciołom. Ale już nigdy tam nie wrócę. Do tej pory zastanawiam się czy nie rozmawiam z halucynacjami. – Pokręcił dziwnie palcem w okolicy głowy, aby pokazać świrusa. Może nim był? Nie mógł takiej opcji odrzucić.
- Trololoooo! – Wstał ze schodka, słysząc Ly. Czy naprawdę rozmawiał z nią, czy może ktoś ją podmienił?
- Czy naprawdę jesteś pewna, że prawdziwa Twoja dusza weszła do ciała? Bo ja zaczynam mieć wrażenie, że nie rozmawiam z Tobą… Tylko no… Z jakąś podróbką! – To było już poważne oskarżenie, ale takie miał wrażenie. W to, że dziewczyna była ambitna, ale cała ta gadka co chwilę o OWuTeMach wyjątkowo mu nie pasowała. Aż chciało mu się rzygnąć. Był Krukonem, zdobywanie wiedzy było dla niego ważne, ale też… wolał nie ignorować zagrożenia, które nad nimi wisiało. Pomimo tego, że jakiś czas temu mówił o znieczulicy społecznej.
Świr. Kompletny świr.
- Nie no. Skąd. – Wzruszył ramionami. – Każda dziewczyna potrzebuje jakiejś tam przyjaciółki. Tak słyszałem przynajmniej. Jeśli jesteś facetem i chcesz jakąś wyhaczyć lub zaprosić na bal, to prędko zauważysz, że ród damski chodzi w grupach. A Ty no… Jakaś taka kosmitka jesteś troszkę. – Dobrze, że stał… Na wszelki wypadek był gotowy do biegu, gdyby dziewczyna chciała zacząć go ganiać i bić.
avatar
Oczekujący
Lyrae Fletcher

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Czw Lut 19, 2015 10:31 pm
- Jeśli Dumbledore na to pozwala to musi być w tym jakiś cel. - mruknęła tylko. Broniła go, cóż, w końcu gdyby tylko dyrektor chciał, po zamku dawno kręciliby się śmierciożercy a wszyscy mugolacy oraz tacy jak Lyrae zostaliby zamordowani z zimną krwią. Podobno dom węża popierał działalność Voldemorta, czyż nie? Najwyraźniej nie cały.
Dziewczyna złożyła pergamin i ułożyła go na książce na kolanach, po czym oparła się o niego łokciami i spojrzała na Steve'a wzrokiem wyrażającym uczucie oscylujące na granicy zdziwienia i zażenowania.
- Podmieniono? Mówisz tak, jakbym była pierwsza do uganiania się za chłopakami. - mruknęła. A może mówił o jej wywodzie na temat nauki i wychodzenia z Hogwartu? Całkiem często w końcu zdarzało jej się przyjść na lekcję nieprzygotowanej tylko dlatego, że dzień wcześniej zasnęła z książką na głowie na kanapie w pokoju wspólnym. Oczywiście nikt nie był tak miły, żeby ją obudzić... A on wcale nie miała tego ludziom za złe.
Sama też by tego nie zrobiła.
Przyjaciółki, tak? Od razu poczuła, jak na jej usta wstępuje rozżalony uśmiech. Zabawne.
- Najwyraźniej masz rację... - mruknęła. Czasami można było zobaczyć ją w gronie Slizgonek, to jasne jak słońce, jednak głównie trzymała się sama i z nikim specjalnie nie zacieśniała relacji. Sprowadzała relacje z dziewczętami w jej wieku do koleżeńskich... - Ale nikomu nie mów, że to przyznałam! Dziwne, nie? Nie oglądam się za chłopakami i jeszcze do tego nie szukam sobie koleżanek na siłę. Do tego jestem Ślizgonką, a rozmawiam z takim świrem jak Ty całkiem normalnie.
Steve Fluffy
Oczekujący
Steve Fluffy

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Pią Lut 20, 2015 8:09 pm
Powoli rozmowa zaczynała go nudzić, bo praktycznie nie dążyła do niczego. Coś mógł odpowiedzieć dziewczynie, ale właściwie to już mu się nie chciało. Stracił jakiekolwiek zainteresowanie rozmową, chociaż przecież wcześniej sprawiał wrażenie, jakby rozpierała go energia. Nadal padało, więc nie mógł od tak sobie powędrować przez schody na błonia, zwyczajnie musiał sobie darować tę dzisiejszą ekspedycję. Trudno, odłoży ją na nieco pogodniejszy dzień.
Skoro i tak już stał, głupio byłoby tego nie wykorzystać. Nie wahał się ani chwili. W jednej sekundzie odwrócił się na pięcie. Przytulił do sobie książkę, którą zabrał za sobą. Nie wiedział dokąd pójdzie. Do Wieży Ravenclawu nie chciał wracać. Może odwiedzi bibliotekę? To wcale nie był taki głupi pomysł.
- Dobra, ja idę. Pizga tutaj złem. – I tyle go dziewczyna widziała. Wrócił do zamku.

[Opuszczam temat.]
avatar
Oczekujący
Lyrae Fletcher

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Pią Lut 20, 2015 9:33 pm
Dziewczyna zmarszczyła brwi lekko. O czym on do niej mówił? Nie rozumiała go... W niektórych przypadkach rzucał jakieś słowa nie z tej ziemi.. I co miało znaczyć to "trolololo" wcześniej? Że dostanie T z czegośtam? Może, mogło tak być...
- Co? - spytała, jednak chłopak zdążył już zniknąć gdzieś na dziedzińcu. Zdecydowanie dziwny człowiek, tym razem wywołał odrobinę niechęci w Lyrae. Nagle postanowił sobie wyjść... Zabawny paradoks. Musiał być jakiś nie z pełna rozumu. Czasem tacy ludzie są ciekawsi, ale czy mogła w tym przypadku tak stwierdzić...
Cóż, nie znała go najlepiej, więc nie będzie oceniać. Może to jego dziewczyna powinna go ocenić. Tak byłoby najlepiej.
Zbliżały się testy (to była jej największa bolączka), więc wróciła do pisania eseju. Najpierw zerknęła do książki, z której brała informacje, a następnie znów zaczęła powoli pisać.
Okeanos jawił się jako...
Super, nie napisała nawet całego zdania i poczuła, że jest zwyczajnie senna. Chyba nigdy nie zaprzyjaźni się z Historią Magii... Ale OWuTeMy trzeba zdać.
Po tym wróciła do lochów...

[z/t dla Ly]
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Wto Lut 24, 2015 8:52 pm
Myślisz, że płyniesz, myślisz, że jesteś uczniem takim, jak inni – Ja Ci powiem, że nie obchodzi mnie, czy uważasz się za wybrańca, czy sądzisz, że odstajesz z tłumu – widzę Was wszystkich jako jedną, szarą masę – poruszacie się razem, jednym rytmem, tak sobie wszystko upraszczam – mógłbym was prosić: "nie obrażajcie się!", mógłbym przystanąć, zamiast ciągnąć swój egoistyczny rytm, w którym poruszały się miękko nogi czarnowłosego chłopca sunącego przez szkolny korytarz – kiedy zatrzymasz się przy nim, w którego tchnąłem życie, zrozumiesz, czym jest płynięcie. On widzi wszystko o wiele bardziej ograniczonymi oczyma, niż Ja. On widzi wszystko tak, jak Ja chciałbym tego doznać, ale co poradzę – jestem tylko marnym Narratorem, którego dłonie są zwykłymi, bezproduktywnymi narzędziami oddanymi życiu dla jednego chłopaka, który w sumie nie wiele znaczył w tym miejscu... I gdyby się uprzeć, to wszyscy tu niewiele znaczą. Każdy jest ziarnkiem w piaskownicy, a piaskownica ta należy do... sam chciałbym wiedzieć, kogo. Może dla prawdziwych doznań pozwolę już kamerze obniżyć się do odpowiedniego pułapu, byśmy nie musieli wisieć ponad głowami wszystkich tych ludzki, których mijał jeden odmieniec, jaki wcale się ze swym odmieństwem nie krył? Powoli zjeżdżamy w dół – jesteś gotowy, czytelniku, na rozpoczynającą się tego dnia przygodę? Sam chciałbym wiedzieć, jak ona wypadnie – nie, niestety nie jestem aż taki wszechwiedzący, za jakiego mnie macie – przecież już wam mówiłem, że bardzo źle jestem odbierany... Jestem tylko maszyną.
Prawdziwym bóstwem jest tu Ten, który Wierzy.
Każdy może się nim stać.
Mówiłem, że przy Nim rozumiało się, co oznacza słowo "płynąć", płynąć tak po ziemi, rozumiecie, o co mi chodzi? - nie można było odebrać mylnego wrażenia – był drapieżnikiem, był Czarnym Kotem, który na miękkich poduszkach poruszał się ponad myszami – wszystkie miały praktycznie te same barwy, On był Czarny tak, jak sama Noc, gdy nie towarzyszyły jej gwiazdy, a Luna opuściła, woląc zaszyć się w hebanie – gwar dookoła niego mógł cichnąć i słowo daję, że i tak nie dałoby się usłyszeć nawet szelestu materiału, który przy płynnych ruchach unosił się lekko za nim – mówię o tym płaszczu, długim do kostek, czarnym, ze szkolnego mundurku, który na piersi miał dumnie przypięty symbol domu Kruka, o dziwo nie ze zwierzęciem sławetnym przez śmierć, jaką wróżyły, a z orłem – czyż on nie reprezentował właśnie mądrości, spokoju i wolności, gdy dumny szybował po nieskończonym błękicie? Chciałbym nazwać tego Krukona takim właśnie Orłem, lecz on już swe miano posiadał, którego się nie wyrzekał i którym zwykł się sam często... chwalić? Wypowiadał je jak przekleństwo, które automatycznie wtłaczało się w krwiobieg wraz z trucizną, jaką umiarkowanie chował pod naskórkiem, tylko czekając, by się nią podzielić... by ktoś był na tyle niemądry i dał się przyciągnąć przez magnetyczną, zwierzęcą aurę, którą wokół siebie roztaczał, przelewając otchłań spojrzeń po ograniczonych murach, po podłodze, nawet nie zaglądając w ludzkie zwierciadła duszy – no dalej, kto tym razem zasiądzie z tym Pokerzystą do stołu, kto da się skusić na porażającą partyjkę, pozostawiającą chwiejący jestestwem niedosyt, ciągnący wciąż i nieustannie do powracania do tego jednego, specyficznego stolika kogoś, kto został niemal wykluczony ze społeczeństwa i wydawał się być z tego niemalże kontent – bezdenność jego oczu od razu ustawiała wszystkich wokół po drugiej strony przepaści – był on jeden, z tej jednej, z tej swojej i byli wszyscy inni – nie zbudujesz mostu, nie uda ci się zwalić pnia, by przejść dalej, ha! - nawet odważę się napisać, że połowa nie ma szans, by zwrócić na siebie jego spojrzenie...
Drogi Graczu – tutaj panuje zasada mów i słuchaj, lecz nie próbuj sięgać. Nie dotykaj. Dotyk grozi oparzeniem się, którego nie da się ukoić przystawieniem doń paru kostek lodu -może Cię zaboleć, bardzo dokładnie, może ci zostać po nim blizna... Może zapragniesz, by pozostawił na Tobie więcej blizn?
Niespecjalnie zwalniał, niespecjalnie miał też jakikolwiek cel, by torować sobie drogę przez uczniów, którzy zazwyczaj ustępowali mu z drogi – ach, no wiecie, jak ma się taką rewelacyjną opinię o swej osobie (wcale nie to, że kręcił się wokół Władcy Nocy, który został oskarżony o zabójstwo dziesięciu niemal osób i nie to, że sam nieomal dwie zabił) to siłą rzeczy nie było się lubianym i myślano o tobie jako o kimś... niebezpiecznym! Mrał, jak pięknie to brzmi, czyż nie? Zdziczały, wolny Kocur, który uwielbiał skakać po różnych płotach i który nie rościł sobie praw do żadnego z ogrodów, Czarny, przerośnięty Kot, który samymi ślepiami odpychał, mając skłonności do wpatrywania się w świat wokół z pogardą, cynizmem... A kto zazwyczaj przemykał bokiem niezauważony. Bo niezauważanym był przez te wszystkie lata w Hogwarcie. Chłopak, który powinien być już w VII klasie, ale tajemniczo zniknął niemal na rok, by zawalić egzaminy i musi od nowa teraz VI zaliczać. Ten, co mnóstwo czasu spędza w Skrzydle Szpitalnym i chodzi własnymi drogami, jak Cień, z którym miał zwyczaj się stapiać i znikać z oczu wszystkich równie szybko, jak się pojawiał.
Kroki wiodły go przed siebie, na dwór, przeszedł przez główną bramę i skierował się w bok, potrącając po drodze paru Ślizgonów, którzy obejrzeli się za nim skrzywieni – jak miło, że spojrzeli..! Bo Nailah nawet nie raczył zwolnić. Tym bardziej przeszkodzić. Och, och, szczyt buntowniczości! - potrącanie ludzi po drodze! Wszak to nie jego wina, że przypadkowo weszli mu w drogę, czyż nie? Jego emo-aura musiała na chwilę zawieść, albo zwyczajnie tamci nie mieli instynktu przetrwania – u niektórych był on mocnym inwalidą, jakoś dało się to przełknąć, bo były to pojedyncze jednostki... ale jak się przytrafiały i zasiadły do pokera, to potrafiły być jak wrzód na dupie – bardzo, baaardzo upierdliwe...
Czarnowłosy obejrzał się za siebie, ale wokół nie było już nikogo – bez namysłu opuścił swoją torbę na bok, na suchy kawałek trawy i sam przycupnął na krańcu schodu, wyciągając przed siebie nogi, żeby wyciągnąć z kieszeni zapalniczkę i zacząć bawić się kółeczkiem – czasami płomień błyskał, ale bardzo szybko gasł (równie łatwo zakończyć ludzkie życie, wiecie?), by móc zabawić spojrzenie tuż po chwili – zwierciadła duszy, w których jakąkolwiek duszę trudno było znaleźć, zostały skierowane na ciemny las drzemiący w oddali, tak po prostu, tak bez żadnego namysłu, by jaźń uniosła się ponad codzienność, nieosiągalna dla każdego z zewnątrz – to był właśnie ten świat po drugiej stronie bardzo szerokiego kanionu, jakim oddzielił się od świata normalnego...
Czymkolwiek ta "norma" była.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Wto Lut 24, 2015 10:37 pm
Alice szła korytarzem z posępną miną. Remus miał rację. Nie mogła zrozumieć jak mały, kolorowy kawałek blachy mógł tak bardzo odmienić jej życie w zaledwie kilka dni. Wieści w Hogwarcie rozchodziły się szybciej niż spodnie Hagrida, dlatego też wszyscy uczniowie zdawali się umykać nagle na jej widok. Zupełnie jak by dziewczyna padła nagle ofiarą jakiegoś paskudnego zaklęcia, które pokryło jej ciało ropnymi bąblami. Zaczynała powoli tęsknić za anonimowością. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że pozostając w cieniu miała jednak nieco większe pole manewru. Nie była jednak tak nieudolna jak się tego obawiała. W torbie zazwyczaj pełnej książek gościły teraz zarekwirowane zębate frysbi, łajnobomby, niezidentyfikowane jeszcze tabletki a nawet (o zgrozo!) sznur oplatający. Cały ten kramik uzbierał się zaledwie w kilka godzin. Gdyby miała w sobie jakąkolwiek żyłkę do interesów mogła by rozkręcić całkiem niezły podziemny biznes. Nieomal uśmiechnęła się na wyobrażenie siebie samej w podwójnej roli i prawie wpadła na grupkę wyraźnie czymś poruszonych Ślizgonów. Odskoczyła w ostatniej chwili pod ścianę i zerknęła dyskretnie na uczniów domu Salazara.
Bądź obiektywna. Nie wszystko co zielone jest złe. - Przekonywała samą siebie patrząc jak chłopcy znikają powoli za rogiem. Noc zarwana nad książkami i ciągnący się w nieskończoność patrol z pewnością nie działały jej na zdrowie. Bardzo potrzebowała powietrza. Opatuliła się więc mocniej szalikiem i skierowała w stronę prowadzących na błonia schodów.
Gdy była ledwie w połowie drogi jej wzrok spoczął na siedzącym na jednym ze stopni chłopaku. Nie mogąc pojąć kto normalny zdecydował się na odpoczynek w tak wietrznym miejscu podeszła do niego cicho, zastanawiając się czy aby nie potrzebuje pomocy. Skrzywiła się lekko stając nad młodzieńcem i rozpoznając ukrytą za czarnymi włosami twarz.
Sahir Nailah. Szkolna legenda. Krukon, którego nazwanie outsiderem było by ujmą dla trzymających się z dala od zgiełku i który cała swoją osobą dowodził, że zbyt jest dostojny by nazwać go wyrzutkiem. Rozwalił się na kamiennych stopniach i bawił zapalniczką.
- Jeśli masz zamiar zapalić to znajdź lepiej inne miejsce. - Mruknęła,mrużąc przy tym lekko oczy i starając się wyglądać pewnie.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Wto Lut 24, 2015 11:08 pm
Pusto, pusto, pusto – pozwólcie mi, bym używał tego słowa, było piękne samo w sobie; nie mogąc do niego dołączyć słowa "cisza" czułbym się zagubiony – więc oto się pojawia – pustka i cisza – doskonali towarzysze, którzy nigdy Cię nie zdradzą, nigdy nie okłamią, a co najważniejsze – zawsze będą milczeć, obojętnie, jak wiele próbowałbyś mówić do samego siebie – myśli się przelewają, jedna po drugiej, eter je porywa i mąci, jak wody mącą się przed burzą w turkusowych toniach oceanów – nie poznasz tej zmiany po otchłani, która ledwo co odbijała jakiekolwiek blaski, nawet te słoneczne, które niemrawo wyglądały zza białych chmur firmamentu nad waszymi głowami – spędzać czas z tą dwójką, zwłaszcza w Hogwarcie, to niemal przywilej godny króla! Jakoś tak się składało, że ten Kocur, który w dzikiej dżungli spoleczeństwa przecierał samemu sobie nowe szlaki, a które zaraz za nim, ledwo przeszedł parę metrów, porastały nową zielenią, by czasem nikt go nie znalazł i nikt za nim nie wyruszył, wyniuchał wystarczająco wiele miejsc spotkań wspomnianych sław ozwanych dumnie mianem "przyjaciół" – nie tych najważniejszych, no wiecie, mimo wszystko pustka była bardzo względna i powiedziałbym wręcz, że zdradliwa, skoro zawsze coś nas otaczało – tak teraz we włosy Krukona wplatał się choćby wiatr, zabawiając się nimi bezczelnie i nakładając je na twarz, utrudniając spoglądanie na las – zaraz spojrzenie więc przeniósł na trzymaną w dłoni zapalniczkę, poruszył nadgarstkiem, oglądał ją ze wszystkich stron – nie było w niej nic specjalnego – ot, zwykła, tania zapalniczka metalowa, która nosiła na sobie ślady długiego użytkowania, a na jej powierzchni wydrapane czymś ostrym widniały inicjały właściciela – musiała trochę przejść, ale nadal się trzymała i nadawała do użytku... choć miała czays lepsze i gorsze – niech Bóg błogosławi różdżki z ich możliwościami naprawiania nawet najbardziej wiekowych przemdiotów, które rozłamane na części potrafiły dzięki niej odzyskać swą pełną świetność... Charakterystyczne pstrykanie umilkło – zszedł wystarczająco nisko po schodkach, by gwar z dziedzińca do niego nie docierał i zamknął się w niewidzialnych ścianach własnego światka, ledwo muskając ten doczesny, na którym powinien się skupić, tak jak każda zresztą żyjąca istota... Umilkło tylko dlatego, że usłyszałeś czyjeś kroki – bardzo miękkie, bardzo lekkie – nie to, żebyś był szczególnie zainteresowany tym, kto się zbliża, ale sam fakt ludzkiej obecności wzdragnął tobą, nakazując choć krańcem małego palca musnąć rzeczywistość w iście flegmatyczny sposób...
- Jeśli masz zamiar krzywić do kogoś twarz, to znajdź sobie kogoś innego. - Odparł spokojnym tonem, unosząc głowę, kiedy osóbka, jaka się zjawiła, zamiast przejść obok ciebie obojętnie, zatrzymała się i nawet dała ci dobrą radę – ha! - mógłbyś nawet podziękować, bo po prawdzie w szkole surowo zabronione było palenie, tylko czy ty prosiłeś o jakąkolwiek radę? Właśnie nie bardzo... Otchłań napotkała drogę brązu, skonfrontowała się z nią – nie było w tej walce zwycięzców, ani przegranych, a mała istotka dumnie przed tobą pierś wypinająca zdawała się rosnąć w oczach tylko przez to, jak silną aurę wokół siebie roztaczała – zadziwiająco pewną siebie, jak na bycie sarną przy wilku, który teraz leżał, nie bardzo zainteresowany polowaniem – jedna z tych, co nie ma instynktu, czy może właśnie ta, która chce zagrać z Losem i sprawdzić, czy uda jej się wyminąć Twej siostrze, Śmierci, jak sądzisz, Sahirze..? Kogo Przeznaczenie pchnęło tym razem na twe ścieżki, kto kolejny dostanie w rękę karty..? Ona nie wydawała się chętna rozdaniem. Niczym stróż prawa, niczym Mistrz Gry roztoczyła wokół siebie woal nietykalności, a Ty jak na niego odpowiedziałeś..? Zaatakowałeś. Wszystko, co sobą nieznajoma ci osóbka reprezentowała, wybudzała spokojnie drzemiącą w swej klatce Bestię, na której drzwiczkach położyłeś dłoń z niemalże niewinnym uśmiechem – słowo daję, gdyby Anioły istniały, mógłbyś być jednym z nich..!
Tylko że upadłym.
Tym, który sprzedał swą duszę diabłu.
Och, chyba ją kojarzyłeś, chyba kiedyś (to było wieki temu) chodziliście razem do klasy – za tych czasów, kiedy byłeś niewidzialnym tłem, dopóki nie wyrobiłeś sobie kompletnie niechcianej sławy...
Krzemień znów pstryknął i płomień pojawił się nad stalą, zaraz zgaszony przez podmuch wiatru.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Sro Lut 25, 2015 12:42 am
Uniosła lekko brew obserwując jego postawę w której nonszalancja walczyła ze zblazowaniem. Nie mogła zrozumieć jak jeden człowiek może połączyć te dwie cechy w krótkim zdaniu. Pokręciła lekko głową nie ruszając się z miejsca. Na bladych zazwyczaj policzkach dziewczyny pojawiły się purpurowe rumieńce i sama Puchonka nie potrafiła określić czy są one wynikiem mroźnych ciosów zadawanych przez wiatr czy irytacji wywołanej tak wątpliwej jakości towarzystwem. Mogła stąd odejść. Zostawić go w jego własnym świecie i zająć się swoim. Nieco zbyt wiele miała ostatnio na głowie by użerać się ze wszystkimi. A siedzący przed nią chłopak... Cóż. Raczej nikt nie miał by pretensji gdyby machnęła na niego ręką i po prostu zapomniała o całej sprawie. Sahir się zmienił. Podobno. Sama ledwie pamiętała jego obecność w jednej ze szkolnych ławek.
Splotła ręce na piersi chcąc opanować lekko dygotanie. Pokój Wspólny. Kanapa. Kominek. Gorące kakao... Furthark. Conjunctivus. Veritaserum... Tak. Z pewnością miała co robić. Na żadnej liście ani na żadnym rozporządzeniu nie widniał punkt zmuszający Alice do tego by przesiadywała na schodach gdy jest tam Nailah. Zwłaszcza w takie zimno. Z biegu wymieniła by przynajmniej dziesięć rzeczy których robienie teraz sprawiło by jej większą frajdę i nie mogła pozbyć się wrażenia, że nawet towarzystwo przerośniętej glizdy - jak nazywała węża jednego ze swych młodszych kolegów - przyjęła by teraz nad wyraz pozytywnie.
Tamten przynajmniej jest kontaktowy. Niestety. - Zadygotała mocniej na samo wspomnienie gada.
Miała wielką ochotę by obrócić się na pięcie i odejść, być może krzywiąc się po raz ostatni. I być może powinna to zrobić... Zwłaszcza, jeśli krążące po zamku plotki były prawdą... Ale czy gdyby tak było miała by w ogóle okazję się na niego natknąć? Choć wiele decyzji dyrektora budziło w dziewczynie poważne obawy jeśli chodzi o stan jego umysłu, nie mogła by uwierzyć, że Dumbledore trzyma w szkole mordercę.
Przechyliła lekko głowę wpatrując się w Krukona a chęć opuszczenia tego miejsca jak najszybciej walczyła w niej z ciekawością. Ignorował ją do tego stopnia, że z pewnością nie życzył sobie towarzystwa. Uśmiechnęła się kpiąco, dopatrując się w tym swojej szansy. Odstawiła lekko torbę na ziemi pamiętając o jej delikatnej zawartości i przysiadła na stopniu zachowując jedynie niewielki odstęp między sobą a chłopakiem. Utkwiła oczy w bliżej nie określonym punkcie mając pełną świadomość, że wyzwania które sobie stawiała robiły się coraz mniej przyjemne. Postanowiła jednak, że nie odejdzie stąd jako pierwsza.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Sro Lut 25, 2015 1:04 am
On miał o wiele poważniejszy problem! - przynajmniej z mojej perspektywy zmuszał do większego zastanowienia, niż pytanie, jak nonszalancję łączyć ze zblazowaniem (och zgrozo, jak wiele przeciwieństw tańczyło w zrujnowanym umyśle Krukona? - o to sam siebie pytam, Ja, Narrator, a odpowiedzi od wielu, wielu lat nie znalazłem...) - było to zastanowienie nad tym, jak tutaj pogodzić zawstydzenie ciosu bezdennej otchłani, w których, nie ważne, z jakiego bliska się przyglądać i z której strony ich nie badać, nie istniało rozgraniczenie na tęczówkę i źrenicę, z ciągłymi próbami zachownia swej charyzmy, która wynosiła ją ponad śmiertelnych – to była jedna z tych osóbek, które nie mogły się wtopić w tłum, choćby chciały, chociaż i tak twemu spojrzeniu umykały – cóż, nic na to nie poradzę, że czarnowłosy jakoś z rzadka zwracał uwagę na otoczenie, a jednak wiedział równocześnie zadziwiająco wiele – rozpisując to graficznie podzieliłbym go na dwie jednostki, w których jedna, ta kwintesencja jestestwa, wirowała w iluzorycznych przestrzeniach czerni, spacerując po dnie, gdzie niżej zejść się nie da, a druga odbierała wszystkie bodźce z zewnątrz i zajmowała się zapamiętywaniem wszystkiego – trochę jak sekretarka, która potem składa szefostwu, czyli temu głównemu "ja", zapiski na biurku, by ten się z nimi zapoznał z bardzo mądrą miną, ocenił i sam prze szufladkował, co nadaje się do niszczarki, spalenia, a co jest godne uwagi, by przyjrzeć się temu bliżej. Tak więc, wracając do postaci panny Hughes, która z powodzeniem mogłaby zostać wzięta za wampira – te gładkie włosy przylegające do bladej twarzy o podkrążonych oczach, mocne wejrzenie, które chciałeś pokonać, złamać, by ustąpiło twojemu, by okazała uległość – skubana wytrzymywała, na samym starcie dodała punkt do swego konta i zwracała na siebie niezbędną (bardzo zbędną, wierzcie mi, nikt o zdrowym umyśle nie chce do siebie przyciągać kogoś, kto zwiastował nieszczęścia różnego rodzaju, istnego fatum) uwagę, konieczną do zamienienia z nią więcej, niż jednego zdania, a jednocześnie nadal nie taką wysoką, by całkowicie wysunąć się ze swojego pół-światka w lesie za przełęczą – drapieżnik jednak zrozumiał, że jest obserwowany i ofiara czeka na jego ruch, zamierzając podjąć gierkę o własne życie, choć po co..? Zazwyczaj oto nie pytałeś – po prostu się zjawiali, przynosząc rozrywkę i przeicnając rutynę nie-bycia kolorwymi wstęgami, odcinając się od szarości masy prezentowanej przez wszystkich randomowych uczniów przemykających to po lewej, to po prawej – nie tutaj, nie tutaj! Tutaj mieli zapewnioną prywatność – bardzo dużą zresztą prywatność – jak okiem sięgnąć – nikogo! A jednak Puchonka stoi nad Krukonem o bardzo szemranej reputacji i, przynajmniej z tego, co wampir mógł wyczytać z jej oczu, nie wyglądała na wystraszoną, czy spłoszoną... nad czymś się zastanawiała, tylko nad czym..? Na razie tych przemyśleń nie dane ci było poznać – kącik wąskich warg na facjacie czarnowłosego drgnął, uniósł się nieznacznie, chociaż nie potrafię opisać, co ten uśmieszek miał w zasadzie oznaczać, który ukoronował kolejnym pstryknięciem mugolskiego, niby całkowicie niegroźnego przedmiotu, a którego płomień znowu szybko zdmuchnął wiatr – zwolnił wtedy nacisk bielejącego kciuka – była to odpowiedź mimiki na jej kpiący grymas, na który sobie pozwoliła – to dość dziwne, że chociaż to ona tutaj stała, to on jakoś... wcale nie wydawał się być niżej... I kiedy usiadła wsunął spowrotem zapalniczkę do kieszeni spodni i jak gdyby nigdy nic pochylił się w kierunku Alice, opierając jedną dłoń na schodku, by wyciągnąć w jej kierunku przechyloną na bark głowę.
- Cóż za piękne rumieńce... - Kpina? Nie kpina? Nie dało się tego jednoznacznie stwierdzić. Jego mimika bardzo szybko powróciła do normalnej, tak jak i on po chwili powrócił do poprzedniej pozycji, gdy znalazł się już niepokojąco blisko – wystarczyłoby parę centymetrów i chyba by mógł oprzeć brodę na jej ramieniu... - Alice... jeśli mnie pamięć nie myli... Porażona ambicją posiedzenia ze złym wampirem..! Mraał, trzymajcie się, zapowiada się osstro, jak kiepskie, tanie romansidło. - I nadal jego mrukliwy, głęboki głos nie zdradzał swym brzmieniem żadnego cynizmu, tak samo jak próżno było szukać emocji w jego oczach, czy też na twarzy.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Sro Lut 25, 2015 2:45 am
Wyklęła sama siebie gdy dolna część jej ciała dotknęła nieomal że zmrożonych schodów a znoszony płaszcz okazał się nie spełniać zbyt dobrze w roli izolatora. Pozostała jednak na miejscu i gdy kątem oka zobaczyła jak chłopak chowa zapalniczkę do kieszeni z trudem powstrzymała triumfalny uśmiech. Zareagował, a tego właśnie młoda Puchonka oczekiwała od wiecznie niedostępnego i odpychającego od siebie samym spojrzeniem osobnika. Gdy jednak rozwinął swoją reakcję a jego twarz znalazła się tuż przy niej całą swoją siłę woli musiała skupić na tym by się nie cofnąć. Choć serce dziewczyny nieznośnie mocno załomotało w piersi a oczy nieznacznie się rozszerzyły uparcie pozostała na miejscu, z pozoru wyglądając na niewzruszoną tym nagłym wyskokiem. Przełknęła głośno ślinę żałując, że nie jest w stanie zapanować nad bardziej fizycznym aspektem swojej osoby.
- Schlebiasz sobie Nailah. - Wymruczała starając się dopasować do tonu rozmówcy. Cieszyła się, że głos jej nie zadrżał. - Moje ambicje są nieco większe. I raczej w nich nie figurujesz... - Dodała po chwili nie spuszczając wzroku z towarzysza i unosząc nieznacznie jedną brew. Ciekawość która ją wypełniała była wręcz przytłaczająca. Ilość pytań które z pewnością pozostaną bez odpowiedzi przekraczała wszelkie tolerowane przez Alice granice niewiedzy.
- Kombinujesz coś? Czy przyszedłeś oglądać widoki? - Zapytała już normalnie, choć ze zdziwieniem odkryła, że jej głos jest nieco cichszy niż zazwyczaj. Lustrowała przy tym uważnie Krukona starając się przebić przez twardą jak kamień aurę którą ten się otoczył. Puste spojrzenie i martwa twarz niezmiernie ją irytowały. Odgadująca zazwyczaj błyskawicznie intencje innych i w tak samo szybkim tempie przyswajająca wiedzę z książek nie umiała pogodzić się z faktem istnienia czegoś co nie dało się szybko zanalizować i rozłożyć na czynniki. Sfrustrowana zacisnęła lekko usta.
Sponsored content

Schody na błonia - Page 9 Empty Re: Schody na błonia

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach