- Carrie Macmillan
Re: Schody na błonia
Sro Lis 12, 2014 7:05 pm
Skinęła głową, przyznając rację dziewczynie, ale i tak wiedziała swoje. W końcu ochłonęła, mogła więc zmienić kolor włosów na naturalny.
-No okej-odpowiedziała na propozycję Sharllote.
Weszła na szczyt schodów i otworzyła drzwi główne Hogwartu. Pierwsza ruszyła do dormitorium dziewczyn klas piątych Ravenclawu.
z/t, jbc. zacznę ;3
-No okej-odpowiedziała na propozycję Sharllote.
Weszła na szczyt schodów i otworzyła drzwi główne Hogwartu. Pierwsza ruszyła do dormitorium dziewczyn klas piątych Ravenclawu.
z/t, jbc. zacznę ;3
- Sharllote Grisser
Re: Schody na błonia
Sro Lis 12, 2014 7:19 pm
Zawahała się chwilowo, lecz po chwili ruszyła za dziewczyną, nie chcąc jej przypadkiem zgubić. Co do koloru włosów, uznała, że to dość naturalne. Wciąż była pogrążona w myślach, jednak uważała, w razie, gdyby Carrie coś mówiła. Już nie długo po tym, wędrowały do dormitorium.
/ zt.
/ zt.
- Giotto Nero
Re: Schody na błonia
Nie Lis 16, 2014 7:54 pm
Ledwo co zdążył wrócić z błoni, a już nie miał ochoty siedzieć w Hogwarcie, gdyż brakowało mu trochę samotności. Od pewnego czasu stał się zbyt towarzyski, przynajmniej w swoim mniemaniu. Ciężko się z tym nie zgodzić, gdyż pojawił się na imprezie u Puchonów, rozmawiał już kilka razy z Gryfonką, którą poznał właśnie na niej, zaczął się udzielać na lekcjach... Coś jest z nim nie tak. Nie może zapominać o swoim celu, do którego musi dążyć jak najszybciej. Postawił sobie za cel utworzenie veritaserum, dlatego też na tym póki co powinien się skupić.
Musiał po drodze zahaczyć o dormitorium Slytherinu, gdyż swoją kurtkę oddał kompletnie nieprzygotowanej na zimowe warunki Alex, pod starym dębem. Zbyt miły się zrobił dla ludzi i uczynny. Wziął jakąś zastępczą kurteczkę ze swojej torby i udał się od razu na dziedziniec, konkretniej w miejsce nieczęsto odwiedzane przez uczniów - na schody. Szybkim tempem dotarł na drugie piętro i gdy wyszedł na chłód, od razu zajął sobie miejsce w zacisznym kącie, tuż obok schodów. Widok miał z tej pozycji bardzo dobry, dlatego też skupił się na tym, aby zapamiętać tę stronę Hogwartu. Uśmiechnął się lekko sam do siebie i tak po prostu siedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Musiał po drodze zahaczyć o dormitorium Slytherinu, gdyż swoją kurtkę oddał kompletnie nieprzygotowanej na zimowe warunki Alex, pod starym dębem. Zbyt miły się zrobił dla ludzi i uczynny. Wziął jakąś zastępczą kurteczkę ze swojej torby i udał się od razu na dziedziniec, konkretniej w miejsce nieczęsto odwiedzane przez uczniów - na schody. Szybkim tempem dotarł na drugie piętro i gdy wyszedł na chłód, od razu zajął sobie miejsce w zacisznym kącie, tuż obok schodów. Widok miał z tej pozycji bardzo dobry, dlatego też skupił się na tym, aby zapamiętać tę stronę Hogwartu. Uśmiechnął się lekko sam do siebie i tak po prostu siedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Florence Frederica Floyd
Re: Schody na błonia
Nie Lis 16, 2014 8:23 pm
Florence od dłuższej chwili planowała morderstwo. I to wielokrotne.
-Zamkniecie się w końcu? - zapytała głośno, rzucając wściekłe spojrzenie w stronę hałaśliwych dziewczyn z trzeciego roku. Stały w grupce, rzucając zalotne spojrzenia ku przeciwnemu rogu pokoju, gdzie kilku ich kolegów z roku grało w szachy. Niestety, zamiast skupiać się na grze, młodzieńcy cały czas zerkali na swoje koleżanki i szturchali się ramionami, co chwila wykrzykując teksty typu "Julia, Karl Cię kocha!". Dziewczynom ta zabawa najwyraźniej się podobała, bo reagowały na to coraz głośniejszym śmiechem.
Za to Flo miała jej zdecydowanie dość.
Zatrzasnęła książkę, którą starała się czytać i poszła do dormitorium z nadzieją, że znajdzie tam chwilę spokoju. Niestety, na tym polu rudowłosa też miała pecha. Jedna z koleżanek szykowała się na randkę i chociaż starała się jak najmniej przeszkadzać Florence w nauce, jej krzątanina zupełnie wybiła Krukonkę z nastroju do nauki. Westchnęła zrezygnowana i odłożyła książkę - dzisiaj i tak już nic więcej się nie nauczy... Złapała swój czarny płaszczyk, nałożyła go, opatuliła szyję szalikiem, zgarnęła z szafki szkicownik i ołówki, po czym wyszła z dormitorium, rzucając po drodze niechętne spojrzenie w kierunku trzecioklasistów.
Cóż, taki wiek...
Kierowała się do miejsca, które ostatnio odkryła. Ani razu nie widziała tam człowieka, większość osób korzystało z głównego wyjścia na błonia. A ona nie pragnęła teraz towarzystwa, wręcz przeciwnie - cisza i piękny widok, tego oczekiwała od życia. Przezornie, po drodze zaszła jeszcze do kuchni - o tak, wiedziała, gdzie jest. Tajemnicę tą powierzył jej ojciec dawno temu. Poprosiła o kubek gorącej herbaty i tak zaopatrzona - ze szkicownikiem pod pachą, ołówkami w kieszeni i kubkiem herbaty w dłoniach ruszyła w dalszą drogę.
Nie spodziewała się, że kogoś tam zastanie, a jednak - samotna męska postać siedziała na schodach, wpatrując się w dal.
-Oh. A więc ktoś odkrył moją samotnię... - stwierdziła, zbliżając się do chłopaka...a może już mężczyzny? Nie miała pojęcia do kogo się zwraca. Nie potrafiła rozpoznać jego sylwetki.
-Zamkniecie się w końcu? - zapytała głośno, rzucając wściekłe spojrzenie w stronę hałaśliwych dziewczyn z trzeciego roku. Stały w grupce, rzucając zalotne spojrzenia ku przeciwnemu rogu pokoju, gdzie kilku ich kolegów z roku grało w szachy. Niestety, zamiast skupiać się na grze, młodzieńcy cały czas zerkali na swoje koleżanki i szturchali się ramionami, co chwila wykrzykując teksty typu "Julia, Karl Cię kocha!". Dziewczynom ta zabawa najwyraźniej się podobała, bo reagowały na to coraz głośniejszym śmiechem.
Za to Flo miała jej zdecydowanie dość.
Zatrzasnęła książkę, którą starała się czytać i poszła do dormitorium z nadzieją, że znajdzie tam chwilę spokoju. Niestety, na tym polu rudowłosa też miała pecha. Jedna z koleżanek szykowała się na randkę i chociaż starała się jak najmniej przeszkadzać Florence w nauce, jej krzątanina zupełnie wybiła Krukonkę z nastroju do nauki. Westchnęła zrezygnowana i odłożyła książkę - dzisiaj i tak już nic więcej się nie nauczy... Złapała swój czarny płaszczyk, nałożyła go, opatuliła szyję szalikiem, zgarnęła z szafki szkicownik i ołówki, po czym wyszła z dormitorium, rzucając po drodze niechętne spojrzenie w kierunku trzecioklasistów.
Cóż, taki wiek...
Kierowała się do miejsca, które ostatnio odkryła. Ani razu nie widziała tam człowieka, większość osób korzystało z głównego wyjścia na błonia. A ona nie pragnęła teraz towarzystwa, wręcz przeciwnie - cisza i piękny widok, tego oczekiwała od życia. Przezornie, po drodze zaszła jeszcze do kuchni - o tak, wiedziała, gdzie jest. Tajemnicę tą powierzył jej ojciec dawno temu. Poprosiła o kubek gorącej herbaty i tak zaopatrzona - ze szkicownikiem pod pachą, ołówkami w kieszeni i kubkiem herbaty w dłoniach ruszyła w dalszą drogę.
Nie spodziewała się, że kogoś tam zastanie, a jednak - samotna męska postać siedziała na schodach, wpatrując się w dal.
-Oh. A więc ktoś odkrył moją samotnię... - stwierdziła, zbliżając się do chłopaka...a może już mężczyzny? Nie miała pojęcia do kogo się zwraca. Nie potrafiła rozpoznać jego sylwetki.
- Giotto Nero
Re: Schody na błonia
Nie Lis 16, 2014 8:41 pm
Chwilę tak przyglądając się oddali Hogwartu, zmienił pozycję, w której siedział. Pochylił się do przodu i splótł dłonie, podpierając łokcie na swoich udach. Znowu zaczął rozmyślać na temat brata, całe szczęście jednak nie tylko o tym. Przewinął się również temat o szkole i przyszłości, o której dawno już nie myślał. Gdy dowie się prawdy, co dalej? Niby miał ambicje zostać kiedyś aurorem, pracować na jakimś ważnym szczeblu w ministerstwie, czy też reprezentować swój kraj w Quidditcha. Wszystko to było jego marzeniem do czasu, gdy jego brat nie umarł, wtedy świat się zawalił... I nieprędko się odbuduje. Z letargu wyrwał go damski głos, nie usłyszał jednak dokładnie co powiedziała, gdyż był skupiony na czym innym. Odwrócił się w jej stronę i zlustrował ją dokładnie.
- Chcesz czegoś? - była to jego standardowa odzywka bez znaczenia na to, czy zrozumiał to co ktoś powiedział, czy też został wytrącony z zamyślenia. Zwykłe przyzwyczajenie jeszcze za czasów wczesnej nauki w Hogwarcie, gdy multum gówniar zadawało mu niewygodne pytania, bądź nie potrafiło się wysłowić w jego obecności, jednocześnie próbując jakoś zaistnieć w jego życiu.
- Chcesz czegoś? - była to jego standardowa odzywka bez znaczenia na to, czy zrozumiał to co ktoś powiedział, czy też został wytrącony z zamyślenia. Zwykłe przyzwyczajenie jeszcze za czasów wczesnej nauki w Hogwarcie, gdy multum gówniar zadawało mu niewygodne pytania, bądź nie potrafiło się wysłowić w jego obecności, jednocześnie próbując jakoś zaistnieć w jego życiu.
- Florence Frederica Floyd
Re: Schody na błonia
Nie Lis 16, 2014 9:05 pm
-Księżycową Brzytwę. - odparła bez zastanowienia, podając nazwę najlepszej, a zarazem nieosiągalnej miotły, o której zawsze marzyła. Stanęła w pewnej odległości od chłopaka, przypatrując mu się, skoro już odwrócił się w jej stronę.
Ślizgon.
Flo nie interesowały walki między domami. Wielka nienawiść między Slytherinem i Gryffindorem była dla niej dowodem ludzkiej głupoty - ostatecznie i tak każdy, zarówno Ślizgon, jak i Gryfon, kiedyś umrze. Więc po co się kłócić o to, kto jest lepszy?
Jednak, nie mogła być pewna tego, czy siedzący chłopak podziela jej zdanie - większość Ślizgonów czuła się lepsza i rzadko zdarzały się wyjątki od tej postawy. Może miała właśnie przyjemność obcować z takim wyjątkiem, a może nie - to się jeszcze okaże.
Na razie Flo kucnęła obok chłopaka, przypatrując się jego twarzy. Trybiki w jej głowie zaskoczyły i dopasowały wygląd do nazwiska.
Ah, więc to był on...
Odsunęła się od niego i siadła na schodach kawałek dalej, nie chcąc zawracać mu głowy swoją obecnością. Nie bardzo też miała o czym z nim rozmawiać. Nie wyglądał na chętnego do kontaktu, a ona nie chciała się narzucać. Miała szkicownik i herbatkę, Ślizgon nie był jej potrzebny do szczęścia.
Westchnęła cicho i zaczęła szkicować, co jakiś czas rzucając jednak spojrzenie na chłopaka. Może go rysowała? A może po prostu był przystojny i sprawiało jej przyjemność przyglądanie się jego męskiej sylwetce? Kto to wie...
Ślizgon.
Flo nie interesowały walki między domami. Wielka nienawiść między Slytherinem i Gryffindorem była dla niej dowodem ludzkiej głupoty - ostatecznie i tak każdy, zarówno Ślizgon, jak i Gryfon, kiedyś umrze. Więc po co się kłócić o to, kto jest lepszy?
Jednak, nie mogła być pewna tego, czy siedzący chłopak podziela jej zdanie - większość Ślizgonów czuła się lepsza i rzadko zdarzały się wyjątki od tej postawy. Może miała właśnie przyjemność obcować z takim wyjątkiem, a może nie - to się jeszcze okaże.
Na razie Flo kucnęła obok chłopaka, przypatrując się jego twarzy. Trybiki w jej głowie zaskoczyły i dopasowały wygląd do nazwiska.
Ah, więc to był on...
Odsunęła się od niego i siadła na schodach kawałek dalej, nie chcąc zawracać mu głowy swoją obecnością. Nie bardzo też miała o czym z nim rozmawiać. Nie wyglądał na chętnego do kontaktu, a ona nie chciała się narzucać. Miała szkicownik i herbatkę, Ślizgon nie był jej potrzebny do szczęścia.
Westchnęła cicho i zaczęła szkicować, co jakiś czas rzucając jednak spojrzenie na chłopaka. Może go rysowała? A może po prostu był przystojny i sprawiało jej przyjemność przyglądanie się jego męskiej sylwetce? Kto to wie...
- Giotto Nero
Re: Schody na błonia
Nie Lis 16, 2014 9:13 pm
Kolejna wygadana dziewczyna, którą spotkał w tym tygodniu. To jest po prostu jakieś fatum. Co prawda ruda jeszcze zbyt dużo nie powiedziała, ale domyślał się, że nie jest to jej jedyna odzywka. Nie żeby miał z tym jakieś problemy, bo w gruncie rzeczy sam zachował się nie najlepiej, ale wszelakie kontakty z nią będzie ograniczać do minimum.
Doskonale widział to, jak na niego spojrzała. Najwidoczniej wiedziała coś o nim. W sumie, on również ją kojarzył skądś, była dostatecznie długo w tej szkole, żeby mógł ją zidentyfikować, w większym czy mniejszym stopniu. Dostrzegł kawałek uniformu Ravenclaw, więc w myślach dopisał ją właśnie do tej grupy i przypomniał sobie, że jest ona na tym samym roku nauki co on sam. Nie wiedział tylko jak miała na imię, nie przywiązywał do tego wagi, jak z resztą do niczego innego.
Odprowadził ją wzrokiem, gdy ta zajęła sobie miejsce na schodach nieopodal i znowu odwrócił się w stronę błoni Hogwartu. Wyprostował jedną nogę i skupił się tylko na widoku, który miał mu pomóc poukładać myśli. Ona niech sobie rysuje, on trochę porozważa i sobie pójdzie, nie będzie jej przeszkadzać, bo w istocie nie ma nawet z nią tematów do rozmowy. Co jakiś czas jednak dyskretnie na nią zerkał, gdyż miał dziwne wrażenie, że on również jest przez nią obserwowany.
Doskonale widział to, jak na niego spojrzała. Najwidoczniej wiedziała coś o nim. W sumie, on również ją kojarzył skądś, była dostatecznie długo w tej szkole, żeby mógł ją zidentyfikować, w większym czy mniejszym stopniu. Dostrzegł kawałek uniformu Ravenclaw, więc w myślach dopisał ją właśnie do tej grupy i przypomniał sobie, że jest ona na tym samym roku nauki co on sam. Nie wiedział tylko jak miała na imię, nie przywiązywał do tego wagi, jak z resztą do niczego innego.
Odprowadził ją wzrokiem, gdy ta zajęła sobie miejsce na schodach nieopodal i znowu odwrócił się w stronę błoni Hogwartu. Wyprostował jedną nogę i skupił się tylko na widoku, który miał mu pomóc poukładać myśli. Ona niech sobie rysuje, on trochę porozważa i sobie pójdzie, nie będzie jej przeszkadzać, bo w istocie nie ma nawet z nią tematów do rozmowy. Co jakiś czas jednak dyskretnie na nią zerkał, gdyż miał dziwne wrażenie, że on również jest przez nią obserwowany.
- Florence Frederica Floyd
Re: Schody na błonia
Nie Lis 16, 2014 9:58 pm
Upiła trochę herbaty, rozkoszując się jej ciepłem. Dobrze, że ją ze sobą wzięła, inaczej jej artystyczne zamiary kompletnie by nie wyszły przez drżące z zimna dłonie. A tak mogła w każdej chwili rozgrzać je, chwytając ciepły kubek.
Szkicowanie szło jej bardzo dobrze - ciche i piękne miejsce, pozbawione piszczących trzecioklasistów. Tylko jeden element nie pasował do tego popołudnia - Giotto. Człowiek, z którym spędzała całe dnie na zajęciach, ale nigdy, przez całe sześć lat nauki w Hogwarcie, nie zamienili ze sobą ani jednego słowa.
A Flo chętnie by to zmieniła!
Powoli włączał się jej tryb "muszę pomóc mu się otworzyć na świat". A to było bardzo, bardzo złe, bo doskonale wiedziała, że Giotto to ten typ, który prędzej ją zabije, niż pozwoli jej do siebie dotrzeć. Może i nie znali się zbyt dobrze, a właściwie w ogóle, ale miała sześć lat na to, by zauważyć, że ten Ślizgon jest naprawdę tajemniczy i ciężki w kontaktach.
A ona właśnie postanowiła, że to zmieni...naiwna.
Czasami nienawidziła siebie za to, że chciała wszystkim pomagać. A teraz jeszcze bardziej, bo wiedziała, że to jak porywanie się z motyką na słońce.
-Świetnie zagrałeś w ostatnim meczu Quidditcha. - powiedziała, nie podnosząc wzroku znad szkicu. - Od dawna grasz...?
Przy odrobinie szczęścia może nawet coś odpowie.
Szkicowanie szło jej bardzo dobrze - ciche i piękne miejsce, pozbawione piszczących trzecioklasistów. Tylko jeden element nie pasował do tego popołudnia - Giotto. Człowiek, z którym spędzała całe dnie na zajęciach, ale nigdy, przez całe sześć lat nauki w Hogwarcie, nie zamienili ze sobą ani jednego słowa.
A Flo chętnie by to zmieniła!
Powoli włączał się jej tryb "muszę pomóc mu się otworzyć na świat". A to było bardzo, bardzo złe, bo doskonale wiedziała, że Giotto to ten typ, który prędzej ją zabije, niż pozwoli jej do siebie dotrzeć. Może i nie znali się zbyt dobrze, a właściwie w ogóle, ale miała sześć lat na to, by zauważyć, że ten Ślizgon jest naprawdę tajemniczy i ciężki w kontaktach.
A ona właśnie postanowiła, że to zmieni...naiwna.
Czasami nienawidziła siebie za to, że chciała wszystkim pomagać. A teraz jeszcze bardziej, bo wiedziała, że to jak porywanie się z motyką na słońce.
-Świetnie zagrałeś w ostatnim meczu Quidditcha. - powiedziała, nie podnosząc wzroku znad szkicu. - Od dawna grasz...?
Przy odrobinie szczęścia może nawet coś odpowie.
- Giotto Nero
Re: Schody na błonia
Nie Lis 16, 2014 10:21 pm
Biorąc pod uwagę pogodę i ogólną aurę tego miejsca, pomysł przyniesienia herbaty był bardzo dobry, a nawet wskazany. Zwłaszcza jeśli spojrzy się na to ze strony artystki, która chciała uwiecznić ten krajobraz, a normalnie nie da się tego zrobić. Z pewnością sam będzie musiał tego kiedyś spróbować, może będzie mu się lepiej przesiadywać w swoich samotniach, o ile do czasu przyjścia tutaj herbaty mu nie wystygną.
A dlaczego to Giotto nie pasował do tego popołudnia? Nic przecież nie robił, z nikim się nie szarpał, nikogo nie zaczepiał, problemów żadnych nie sprawiał. Był tylko jakąś ozdóbką całego tego krajobrazu, a i tak miał w tym niewielki udział, przez swój dziwny styl bycia. Istotnie, nie znała go, więc zapewne nieznane odtrąca, ale jednak nikomu niczym nie zawinił, więc to czy ma jakiś wpływ na całą tą atmosferę, czy go nie ma, jest zależne tylko od danej osoby, która w tym momencie się tu znajduje.
To prawda, że nie rozmawiali ze sobą nigdy, mimo tego, że byli z tego samego rocznika i po części uczęszczali na te same zajęcia w Hogwarcie. Jednakże jej pytanie, całkowicie zbiło go z tropu. Kolejna dziewucha, która nie może się powstrzymać od wypytywania go o wszystko? Musi się chyba naprawdę zapaść pod ziemię, by wszyscy dali mu święty spokój. Odwrócił głowę w jej stronę i z dużą niechęcią, odpowiedział jej:
- Kilka lat... sam już nie wiem ile... szybko czas leci... - skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przymknął delikatnie oczy, kierując głowę znów w stronę błoni. Zapewne jeśli ją zniechęci odpowiedzią, nic już w jego stronę nie powie i będzie mógł skupić się na tym, na czym naprawdę chce, a raczej musi, bo niekoniecznie jest to jego wola.
A dlaczego to Giotto nie pasował do tego popołudnia? Nic przecież nie robił, z nikim się nie szarpał, nikogo nie zaczepiał, problemów żadnych nie sprawiał. Był tylko jakąś ozdóbką całego tego krajobrazu, a i tak miał w tym niewielki udział, przez swój dziwny styl bycia. Istotnie, nie znała go, więc zapewne nieznane odtrąca, ale jednak nikomu niczym nie zawinił, więc to czy ma jakiś wpływ na całą tą atmosferę, czy go nie ma, jest zależne tylko od danej osoby, która w tym momencie się tu znajduje.
To prawda, że nie rozmawiali ze sobą nigdy, mimo tego, że byli z tego samego rocznika i po części uczęszczali na te same zajęcia w Hogwarcie. Jednakże jej pytanie, całkowicie zbiło go z tropu. Kolejna dziewucha, która nie może się powstrzymać od wypytywania go o wszystko? Musi się chyba naprawdę zapaść pod ziemię, by wszyscy dali mu święty spokój. Odwrócił głowę w jej stronę i z dużą niechęcią, odpowiedział jej:
- Kilka lat... sam już nie wiem ile... szybko czas leci... - skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przymknął delikatnie oczy, kierując głowę znów w stronę błoni. Zapewne jeśli ją zniechęci odpowiedzią, nic już w jego stronę nie powie i będzie mógł skupić się na tym, na czym naprawdę chce, a raczej musi, bo niekoniecznie jest to jego wola.
- Florence Frederica Floyd
Re: Schody na błonia
Nie Lis 16, 2014 11:37 pm
Herbata w takim miejscu smakowała o wiele lepiej niż ta pita podczas śniadania. Może to brzmieć śmiesznie, ale jednak tutaj, na schodach, gdy otaczała ją pustka i zimnie powietrze, herbata nabierała o wiele lepszego smaku. Była częścią nastroju, który tworzyła sobie Florence, aby pogrążyć się w swoim artystycznym świecie. Pomagała jej się zrelaksować, rozgrzewała od środka, pobudzając rudowłosą do tworzenia...
Giotto faktycznie był przyjemnym widokiem dla oczu Florence. Nie mogła zaprzeczyć temu, że był przystojny, oj nie. Ale to była tylko powłoka, cała prawda kryła się głębiej. Jego charakter. To on ją tak peszył. Gio miał silną osobowość, bardzo silną, ruda to wyczuwała i obawiała się tego. Chociaż ona sama posiadała sporo siły ducha, czuła, że nie wygrałabym z nim walki na charaktery. Jej dobroć i naiwność stawały się w tym momencie jej najgorszymi wrogami.
O, właśnie, właśnie! Widzicie, jaki chętny do rozmowy? W ogóle. A przecież ona tak grzecznie pyta... I nawet nie o jakieś prywatne sprawy, tylko o coś zupełnie niewinnego, czego dotyczy większość rozmów w Hogwarcie. Quidditch. Czy to naprawdę aż taki ciężki temat?
-Latałeś tak, jakbyś nie robił nic innego od dzieciństwa. - powiedziała, dalej szkicując. - Jeśli minęło "kilka lat", to gratuluję naturalnego talentu. Rozgromiliście naszą drużynę, Krukońscy zawodnicy nie mieli szans z wami. Patałachy, zero strategii...
Westchnęła cicho, ujmując kubek w dłonie. Upiła kolejny łyk, po czym spojrzała na chłopaka.
-Chcesz się rozgrzać? Czy duma Ci na to nie pozwoli? - zapytała, wyciągając kubek w jego stronę. Nie spodziewała się pozytywnej reakcji, raczej kpin lub ignorancji, ale kto wie czym Giotto ją zaskoczy.
Giotto faktycznie był przyjemnym widokiem dla oczu Florence. Nie mogła zaprzeczyć temu, że był przystojny, oj nie. Ale to była tylko powłoka, cała prawda kryła się głębiej. Jego charakter. To on ją tak peszył. Gio miał silną osobowość, bardzo silną, ruda to wyczuwała i obawiała się tego. Chociaż ona sama posiadała sporo siły ducha, czuła, że nie wygrałabym z nim walki na charaktery. Jej dobroć i naiwność stawały się w tym momencie jej najgorszymi wrogami.
O, właśnie, właśnie! Widzicie, jaki chętny do rozmowy? W ogóle. A przecież ona tak grzecznie pyta... I nawet nie o jakieś prywatne sprawy, tylko o coś zupełnie niewinnego, czego dotyczy większość rozmów w Hogwarcie. Quidditch. Czy to naprawdę aż taki ciężki temat?
-Latałeś tak, jakbyś nie robił nic innego od dzieciństwa. - powiedziała, dalej szkicując. - Jeśli minęło "kilka lat", to gratuluję naturalnego talentu. Rozgromiliście naszą drużynę, Krukońscy zawodnicy nie mieli szans z wami. Patałachy, zero strategii...
Westchnęła cicho, ujmując kubek w dłonie. Upiła kolejny łyk, po czym spojrzała na chłopaka.
-Chcesz się rozgrzać? Czy duma Ci na to nie pozwoli? - zapytała, wyciągając kubek w jego stronę. Nie spodziewała się pozytywnej reakcji, raczej kpin lub ignorancji, ale kto wie czym Giotto ją zaskoczy.
- Giotto Nero
Re: Schody na błonia
Nie Lis 16, 2014 11:54 pm
Nie byłoby wyolbrzymieniem, gdyby Florence stwierdziła, że charakter Giotto jest wręcz unicestwiający. Chęć dominacji nad wszystkimi, przeraźliwie chora ambicja, styl bycia, indywidualizm i brak jakichkolwiek informacji o nim, pomagały mu tworzyć maskę wiecznie samotnego skurwiela, którym niewątpliwie chłopak starał się być. Wyznawał zasadę, że wszelkie relacje i powiązania z ludźmi w Hogwarcie nie są mu potrzebne, jest arogancki, więc nawet nie pomyślał o tym, iż będzie mógł poprosić kogoś o pomoc kiedyś, jeśli uda mu się już z kimś zaprzyjaźnić. Nie liczyło się nic poza prawdą, zagłębił się w to tak daleko, że nie było już odwrotu, tylko jakieś poważne wstrząśnięcie nim, mogłoby coś zmienić w jego życiu... a trudno będzie przebić wieść o śmierci brata.
- Jeśli twierdzisz, że Krukoni byli słabi, to dlaczego uważasz, że mam talent? - złapał ją za słowa, aczkolwiek była to kolejna z jego cech - szczegółowość, o ile tak to można nazwać. Skoro Krukoni byli słabi, to powinni przegrać ze wszystkimi, talent nie musiał tu odgrywać znacznej roli, jeśli drużyna była niepoukładana. Z drugiej strony, doskonale wiedział co dziewczyna chciała przez to powiedzieć, to już jego chora głowa nakazała mu wręcz, zwrócić jej uwagę o takie drobnostki. Giotto widział potencjał drużyny Ślizgonów, która jak co roku mierzyła w puchar, jednakże duża była w tym jego zasługa, gdyż w końcu ktoś poukładał ten syf. A tym kimś był on.
- Dlaczego twierdzisz, że jest mi zimno? - znowu odpowiedział pytaniem na pytanie, tym razem nie łapiąc jej aż tak za słówka. Chłopakowi nie było wcale zimno, a picie herbaty z jednego kubka, było dla niego dziwne. Tak nie robią przypadkowi ludzie, zazwyczaj z jednej szklaneczki piją przyjaciele, albo pary... a oni ani jednym, ani drugim nie byli, więc nie widział potrzeby skosztowania gorącej cieczy.
- Poza tym... nie traktuj dumy jak coś złego... w wielu rzeczach pomaga. - dodał, opierając się plecami o ściankę tuż obok, mając dzięki temu lepszy wgląd na rudą. Cały czas zastanawiał się, jak ona ma na imię...
- Jeśli twierdzisz, że Krukoni byli słabi, to dlaczego uważasz, że mam talent? - złapał ją za słowa, aczkolwiek była to kolejna z jego cech - szczegółowość, o ile tak to można nazwać. Skoro Krukoni byli słabi, to powinni przegrać ze wszystkimi, talent nie musiał tu odgrywać znacznej roli, jeśli drużyna była niepoukładana. Z drugiej strony, doskonale wiedział co dziewczyna chciała przez to powiedzieć, to już jego chora głowa nakazała mu wręcz, zwrócić jej uwagę o takie drobnostki. Giotto widział potencjał drużyny Ślizgonów, która jak co roku mierzyła w puchar, jednakże duża była w tym jego zasługa, gdyż w końcu ktoś poukładał ten syf. A tym kimś był on.
- Dlaczego twierdzisz, że jest mi zimno? - znowu odpowiedział pytaniem na pytanie, tym razem nie łapiąc jej aż tak za słówka. Chłopakowi nie było wcale zimno, a picie herbaty z jednego kubka, było dla niego dziwne. Tak nie robią przypadkowi ludzie, zazwyczaj z jednej szklaneczki piją przyjaciele, albo pary... a oni ani jednym, ani drugim nie byli, więc nie widział potrzeby skosztowania gorącej cieczy.
- Poza tym... nie traktuj dumy jak coś złego... w wielu rzeczach pomaga. - dodał, opierając się plecami o ściankę tuż obok, mając dzięki temu lepszy wgląd na rudą. Cały czas zastanawiał się, jak ona ma na imię...
- Florence Frederica Floyd
Re: Schody na błonia
Pon Lis 17, 2014 12:19 am
I jak z tym wszystkim miała poradzić sobie Flo? Dziewczyna, która chciała otworzyć własny szpital i pomagać ludziom, właśnie próbowała dotrzeć do faceta, który kompletnie nie interesował się otoczeniem, zapatrzony w jeden, jedyny cel. Intrygował ją, to było pewne. Tajemnice z natury są ciekawe, a on był ich pełen. Wiedziała jednak, że przez długi czas nic się o nim nie dowie. Jeśli chce chociaż trochę się z nim zapoznać, czeka ją długa i wyboista droga.
Ale na razie odniosła małe zwycięstwo. Odpowiedział.
-Krukoni byli słabi przez waszą grę. Nie są złą drużyną, latają całkiem przyzwoicie, ale teraz to już za mało, żeby pokonać Ślizgonów. Od kiedy przejąłeś dowodzenie nad drużyną, styl Slytherinu znacząco wzrósł w górę, podczas gdy inne drużyny pozostały na tym samym poziomie co dawniej. Zwycięstwo dała wam ciężka praca i dobra strategia, a za tym zazwyczaj stoi kapitan, którym jesteś Ty. W grze Twojej drużyny widać było strategię, a jej autorem musiała być osoba ze smykałką do Quidditcha, panie Kapitanie. - powiedziała, patrząc w dal. Hogwart miał naprawdę piękne otoczenie. - Poza tym, nie powiedziałam, że Krukoni byli słabi, tylko, że nie mieli strategii. A to różnica.
Ciężka to będzie przeprawa, oj ciężka. Czuła, że będzie musiała przez cały czas udowadniać, że nie jest głupią gąską, za jaką ją bierze.
-Nie jest? Okej. Więcej herbatki dla mnie. - stwierdziła, odkładając kubek na schodek niżej. Wzgardził herbatą tak, jak się tego spodziewała. Ale przez grzeczność musiała zapytać. No i...naprawdę nie było mu zimno? Flo było, i to bardzo.
-O ile jest stosowana z umiarem, to owszem. - zgodziła się z nim na swój sposób, odgarniając włosy opadające jej na twarz za ucho. Uśmiechnęła się lekko, czując na sobie jego spojrzenie. Nie znał jej. Mógł ją kojarzyć z zajęć, ale nie wiedział kim jest. Pod tym względem Flo miała nad nim przewagę i jak na razie nie zamierzała zdradzać mu swojego imienia. Podobała jej się rola tajemniczej nieznajomej.
Ale na razie odniosła małe zwycięstwo. Odpowiedział.
-Krukoni byli słabi przez waszą grę. Nie są złą drużyną, latają całkiem przyzwoicie, ale teraz to już za mało, żeby pokonać Ślizgonów. Od kiedy przejąłeś dowodzenie nad drużyną, styl Slytherinu znacząco wzrósł w górę, podczas gdy inne drużyny pozostały na tym samym poziomie co dawniej. Zwycięstwo dała wam ciężka praca i dobra strategia, a za tym zazwyczaj stoi kapitan, którym jesteś Ty. W grze Twojej drużyny widać było strategię, a jej autorem musiała być osoba ze smykałką do Quidditcha, panie Kapitanie. - powiedziała, patrząc w dal. Hogwart miał naprawdę piękne otoczenie. - Poza tym, nie powiedziałam, że Krukoni byli słabi, tylko, że nie mieli strategii. A to różnica.
Ciężka to będzie przeprawa, oj ciężka. Czuła, że będzie musiała przez cały czas udowadniać, że nie jest głupią gąską, za jaką ją bierze.
-Nie jest? Okej. Więcej herbatki dla mnie. - stwierdziła, odkładając kubek na schodek niżej. Wzgardził herbatą tak, jak się tego spodziewała. Ale przez grzeczność musiała zapytać. No i...naprawdę nie było mu zimno? Flo było, i to bardzo.
-O ile jest stosowana z umiarem, to owszem. - zgodziła się z nim na swój sposób, odgarniając włosy opadające jej na twarz za ucho. Uśmiechnęła się lekko, czując na sobie jego spojrzenie. Nie znał jej. Mógł ją kojarzyć z zajęć, ale nie wiedział kim jest. Pod tym względem Flo miała nad nim przewagę i jak na razie nie zamierzała zdradzać mu swojego imienia. Podobała jej się rola tajemniczej nieznajomej.
- Giotto Nero
Re: Schody na błonia
Pon Lis 17, 2014 12:38 am
Niestety dziewczyna może wymięknąć dużo wcześniej, niż sądzi. Giotto jest bardzo ciężko rozszyfrować, w gruncie rzeczy zasługa to tego, że nikt nie może Ci o nim nic powiedzieć. Dużo osób wie, że jego brat nie żyje, ale mało kto z nich potrafi zrozumieć tę relację, która powinna się zakończyć wraz z przedwczesną śmiercią Alaude, a jednak została w środku młodego czarodzieja i teraz nie może sobie z nią poradzić. Stąd też ciężko jest zaistnieć w jego życiu, a nie wiadomo czy Florence ma nerwy do tego, by próbować to zrobić. Mało tego, jego osobowość to wielkie pole minowe, jeden zły ruch i jeb, zostaje popiół, nic poza tym. Jeśli naprawdę chce go poznać, to mogą minąć miesiące, a nawet lata...
- Więc jednak masz pojęcie o czym mówisz. - uśmiechnął się nieszczerze, kończąc temat słabości Krukonów, obnażonych w meczu ze Slytherinem. Można by rzec, że na swój sposób ją zbadał. Prawda, przez moment traktował ją jak kolejną, pustą panienkę, która szuka przyjaciół na fejsbuka i do zaczepek. Z nim takie numery raczej nie zadziałają, a skoro ona pomyślnie przeszła test, to można kontynuować jakoś rozmowę. Właściwie... co to ten fejsbuk?
- Nie jesteś jak inni Krukoni... Florence... - przypomniał sobie jej imię, gdy pomyślał o ceremonii przydzielenia pierwszorocznych do domów, która miała miejsce kilka lat temu. Mimo, że nie miał pamięci do twarzy, to do imion owszem. Pamiętał również komentarz tiary przydziału, która wyraźnie wahała się wybierając dom dla rudej, porównując to do tego co powiedziała chwilę wcześniej, jego przeczucia okazały się prawdziwe.
- Wystarczy Giotto, nie dowodzę tobą... - odparł po chwili ciszy, nawiązując do tematu Quidditcha i jej zwrocie w jego stronę pt. "pan Kapitan". Musiał przyznać, że rozegrała to dobrze, wyciągnęła jego imię, mimo tego, że chłopak zazwyczaj się nie przedstawia. Rude to, ale sprytne. Interesujące...
- Więc jednak masz pojęcie o czym mówisz. - uśmiechnął się nieszczerze, kończąc temat słabości Krukonów, obnażonych w meczu ze Slytherinem. Można by rzec, że na swój sposób ją zbadał. Prawda, przez moment traktował ją jak kolejną, pustą panienkę, która szuka przyjaciół na fejsbuka i do zaczepek. Z nim takie numery raczej nie zadziałają, a skoro ona pomyślnie przeszła test, to można kontynuować jakoś rozmowę. Właściwie... co to ten fejsbuk?
- Nie jesteś jak inni Krukoni... Florence... - przypomniał sobie jej imię, gdy pomyślał o ceremonii przydzielenia pierwszorocznych do domów, która miała miejsce kilka lat temu. Mimo, że nie miał pamięci do twarzy, to do imion owszem. Pamiętał również komentarz tiary przydziału, która wyraźnie wahała się wybierając dom dla rudej, porównując to do tego co powiedziała chwilę wcześniej, jego przeczucia okazały się prawdziwe.
- Wystarczy Giotto, nie dowodzę tobą... - odparł po chwili ciszy, nawiązując do tematu Quidditcha i jej zwrocie w jego stronę pt. "pan Kapitan". Musiał przyznać, że rozegrała to dobrze, wyciągnęła jego imię, mimo tego, że chłopak zazwyczaj się nie przedstawia. Rude to, ale sprytne. Interesujące...
- Florence Frederica Floyd
Re: Schody na błonia
Pon Lis 17, 2014 1:35 am
Cóż, zobaczymy, jak potoczą się losy ich znajomości. Florence potrafi być naprawdę bardzo uparta, zwłaszcza, gdy obierze sobie jakiś cel. A Giotto był idealnym celem dla rudowłosej - tajemnicze wyzwanie. Chciała przekonać się, czy podoła. Poza tym, chłopak fascynował ją coraz bardziej z każdą kolejną minutą ich krótkiej rozmowy.
-Głupio by było, gdybym wypowiadała się na temat mi nieznany... - stwierdziła, wzruszając ramionami. W głębi duszy jednak skakała z radości, bo wiedziała, że chłopak ją testował, a ona wygrała tą bitwę. Udowodniła, że jej życie wypełnia coś więcej niż buty i ciuchy, oraz, że da się z nią porozmawiać na poziomie. A on to w jakiś sposób na pewno doceni, o!
Florence. A więc pamiętał jej imię. Cóż to był za zaszczyt. Flo naprawdę czuła radość płynącą z faktu, że Ślizgon ją rozpoznał. Stawiało to kolejny kroczek na ich drodze ku poznaniu siebie nawzajem.
-A Ty nie jesteś jak inni Ślizgoni. - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Wiedziała, że jej zachowanie odbiega od norm przyjętych w Ravenclawie. Ale była zadowolona ze swojego charakteru i za nic w świecie by go nie zmieniła na inny.
-Miło mi Ciebie poznać, Giotto. To prawdziwy zaszczyt, zwłaszcza po tych sześciu wspólnych latach. - Powiedziała lekko ironicznie, ale z przyjaznym uśmiechem. - Jak już wiesz, jestem Florence. Florence Frederica Floyd.
I tak oto zaczynała się historia tych dwojga...
-Głupio by było, gdybym wypowiadała się na temat mi nieznany... - stwierdziła, wzruszając ramionami. W głębi duszy jednak skakała z radości, bo wiedziała, że chłopak ją testował, a ona wygrała tą bitwę. Udowodniła, że jej życie wypełnia coś więcej niż buty i ciuchy, oraz, że da się z nią porozmawiać na poziomie. A on to w jakiś sposób na pewno doceni, o!
Florence. A więc pamiętał jej imię. Cóż to był za zaszczyt. Flo naprawdę czuła radość płynącą z faktu, że Ślizgon ją rozpoznał. Stawiało to kolejny kroczek na ich drodze ku poznaniu siebie nawzajem.
-A Ty nie jesteś jak inni Ślizgoni. - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Wiedziała, że jej zachowanie odbiega od norm przyjętych w Ravenclawie. Ale była zadowolona ze swojego charakteru i za nic w świecie by go nie zmieniła na inny.
-Miło mi Ciebie poznać, Giotto. To prawdziwy zaszczyt, zwłaszcza po tych sześciu wspólnych latach. - Powiedziała lekko ironicznie, ale z przyjaznym uśmiechem. - Jak już wiesz, jestem Florence. Florence Frederica Floyd.
I tak oto zaczynała się historia tych dwojga...
- Giotto Nero
Re: Schody na błonia
Pon Lis 17, 2014 2:47 pm
Jeśli Giotto jest dla niej idealnym celem, to naprawdę źle trafiła, bo chłopak nie jest wart tego, by ktokolwiek się nim interesował. Ma swoje zadanie, którego istoty nikt nie zrozumie, nie wychyla się przed szereg, po prostu jest i to powinno wszystkim wystarczyć, wszakże gdyby potrzebował jakiegokolwiek kontaktu, to sam by coś zainicjował. A póki co, szukał jedynie spokoju i co dostał? Mnóstwo pochwał jego gry oraz ofertę wypicia herbatki i weź tu graj skurwiela, jak wszyscy traktują Cię na przekór, niż tego oczekujesz.
- Dlatego też jeszcze rozmawiamy. - skwitował jej wypowiedź, kończąc tym samym temat Quidditcha. Chłopak mógłby go ciągnąć godzinami, bo to przecież sport - to co kocha i z czego do pewnego czasu nawet chciał żyć, teraz jednak jest mniej istotny w jego życiu, ale dalej ważny. To taka mała odskocznia, żeby wyładować się ze wszystkich złych emocji i żeby choć przez chwilę nie myśleć o starszym bracie.
- Często tu bywasz? - nie wiedział w jaki sposób ma dalej prowadzić tę rozmowę, aczkolwiek sam się zastanawiał po co chciał to robić w ogóle. Najwidoczniej była to jakaś podświadoma chęć poznania jej bliżej, wszakże jeśli zapamiętał jej imię i skojarzył je z twarzą, to coś musiało być na rzeczy. Może dziewczyna wisi mu szmalec? Kto to wie.
- Dlatego też jeszcze rozmawiamy. - skwitował jej wypowiedź, kończąc tym samym temat Quidditcha. Chłopak mógłby go ciągnąć godzinami, bo to przecież sport - to co kocha i z czego do pewnego czasu nawet chciał żyć, teraz jednak jest mniej istotny w jego życiu, ale dalej ważny. To taka mała odskocznia, żeby wyładować się ze wszystkich złych emocji i żeby choć przez chwilę nie myśleć o starszym bracie.
- Często tu bywasz? - nie wiedział w jaki sposób ma dalej prowadzić tę rozmowę, aczkolwiek sam się zastanawiał po co chciał to robić w ogóle. Najwidoczniej była to jakaś podświadoma chęć poznania jej bliżej, wszakże jeśli zapamiętał jej imię i skojarzył je z twarzą, to coś musiało być na rzeczy. Może dziewczyna wisi mu szmalec? Kto to wie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach