Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
- Liadon Ichimaru
Re: Gabinet dyrektora
Nie Mar 08, 2015 8:59 pm
Czas leciał nieubłaganie. Nawet Liadon to odczuwał. Niedawno obchodzili boże narodzenia a tu już zaraz lato. Przez ten czas wiele się działo. Zbyt często zdarzało mu się wyjeżdżać na dziwne przygody, w czasie których poszukiwał swego świętego Grala. Nic jednak takiego nie mógł znaleźć. Szkolna biblioteka też nie odpowiadała na jego pytania. Chociaż tego chyba nie powinien się spodziewać. Mimo tego kontynuował poszukiwania i niechętnie dał się od nich oderwać Dumbledorowi. Prosił go o przybycie, ale odkładał to jak najdłużej mógł. Miał sporo wyrzutów sumienia. Pozwolił mu wrócić do szkoły, Wilkołakowi z tak niepewną przeszłością, a on wciąż nie wywiązywał się ze swych wszystkich obowiązków. Jasne starał się zapanować nad wariującym wampirem, ocalił jedną z uczennic od samobójstwa, a innym razem wyciągnął grupkę uczniów z serca zakazanego lasu. Ale nauczanie, cóż nie mógł się tego dobrze uchwycić.
Rozległo się pukanie do drzwi i nie czekając na odpowiedź przeszedł przez próg.
-Witam Dumbledore,- zaczął starając się zachować oficjalny ton.- i przepraszam za małe spóźnienie. Chciałeś się ze mną widzieć?
Jak zwykle miał na sobie brązowy płaszcz podróżny, poprzecierany i stary, jakby zawsze gotowy do wymarszu. Włosy rozwiane w nieładzie podkreślały te wściekle zielone oczy, które mimo zmęczenia widocznego na twarzy bystrze się rozglądały. Jak zwykle lewa ręka była zarękawiczkowana, ukrywając srebrno matową magiczną część ręki.
Rozległo się pukanie do drzwi i nie czekając na odpowiedź przeszedł przez próg.
-Witam Dumbledore,- zaczął starając się zachować oficjalny ton.- i przepraszam za małe spóźnienie. Chciałeś się ze mną widzieć?
Jak zwykle miał na sobie brązowy płaszcz podróżny, poprzecierany i stary, jakby zawsze gotowy do wymarszu. Włosy rozwiane w nieładzie podkreślały te wściekle zielone oczy, które mimo zmęczenia widocznego na twarzy bystrze się rozglądały. Jak zwykle lewa ręka była zarękawiczkowana, ukrywając srebrno matową magiczną część ręki.
- Albus Dumbledore
Re: Gabinet dyrektora
Sro Mar 11, 2015 7:52 pm
Dużo myślał ostatnimi czasy, ale właściwie Albus zawsze dużo myślał. Piastował ważne stanowisko, więc nie myślenie nie wchodziło w grę. Również nie mógł zając się swoim ulubionym zajęciem, jakim było wycinanie zdjęć z kolorowych mugolskich pisemek. Nic go tak, nie odprężało, jak te gazetki. Niespodziewanie jego tok myślenia został skierowany na Liadon'a. Oczekiwał go w swoim gabinecie, ale nie pierwszy raz. Musiał z nim poważnie porozmawiać. Nie musiał czekać długo. Ledwo co rozległo się pukanie do jego gabinetu, a on już stał przed nim.
- Witaj Liadon'ie, proszę usiądź.- Rzekł spokojnie i uśmiechnął się do mężczyzny, najwidoczniej zadowolony z jego wizyty. Dumbledore założył okulary na nos, obserwując Ichimaru swymi błękitnymi oczami za przezroczystych szkieł. Martwił się o niego, zresztą jak o każdego, którego nader sobie cenił.
- Obowiązki szkolne, Liadon'ie. Obowiązki...- Rzekł w zamyśleniu Albus, jego wzrok nieco się zamglił, jakby odpłynął gdzieś myślami. Oj Liadon'ie... Zastygł w bezruchu, jak gargulec, który stał przed wejściem do jego gabinetu. Ten Dumbledore, zawsze taki wrażliwy. Chyba wymiękał na starość.
- Witaj Liadon'ie, proszę usiądź.- Rzekł spokojnie i uśmiechnął się do mężczyzny, najwidoczniej zadowolony z jego wizyty. Dumbledore założył okulary na nos, obserwując Ichimaru swymi błękitnymi oczami za przezroczystych szkieł. Martwił się o niego, zresztą jak o każdego, którego nader sobie cenił.
- Obowiązki szkolne, Liadon'ie. Obowiązki...- Rzekł w zamyśleniu Albus, jego wzrok nieco się zamglił, jakby odpłynął gdzieś myślami. Oj Liadon'ie... Zastygł w bezruchu, jak gargulec, który stał przed wejściem do jego gabinetu. Ten Dumbledore, zawsze taki wrażliwy. Chyba wymiękał na starość.
- Liadon Ichimaru
Re: Gabinet dyrektora
Sro Mar 11, 2015 9:23 pm
Liadon wolnym krokiem zbliżył się do biurka by zająć miejsce. Kilka razy był już w tym gabinecie, zawsze jednak wydawał mu się jeszcze dziwniejszy. Może magiczny to lepsze słowo. Kiedy zajął miejsce spojrzał w kierunku Dumbledora. Był rosłym mężczyzną, dobrze zbudowanym i zazwyczaj górował nad swymi rozmówcami. Nigdy też nie ustępował pola innym, jednak spojrzenie niebieskich oczu dyrektora zdawało się go przygniatać.
-Cóż te chyba należą do uczniów.-Powiedział spoglądając w te błękitne oczy. Był wdzięczny Dumbledorowi za wiele rzeczy. Za to, że pozwolił mu wrócić do Hogwartu, za to że nie zważa na to czym jest. Za to, że mimo wszystkich okropieństw jakich dopuścił się w życiu zawsze spogląda na jaśniejszą stronę jego życia. Mimo t,o nie należało w jego naturze wysłuchiwanie kazań i kajanie się. Obrzucił spojrzeniem gabinet szukając Fewksa, sam również posiadał feniksa. Zawsze fascynowały go te stworzenia.
-Ładny gabinet... Brak tu jednak mugolskiego dotyku, czyżby był wyłącznie do spotkań biznesowych?- Raczej dodał niż zapytał.
-Cóż te chyba należą do uczniów.-Powiedział spoglądając w te błękitne oczy. Był wdzięczny Dumbledorowi za wiele rzeczy. Za to, że pozwolił mu wrócić do Hogwartu, za to że nie zważa na to czym jest. Za to, że mimo wszystkich okropieństw jakich dopuścił się w życiu zawsze spogląda na jaśniejszą stronę jego życia. Mimo t,o nie należało w jego naturze wysłuchiwanie kazań i kajanie się. Obrzucił spojrzeniem gabinet szukając Fewksa, sam również posiadał feniksa. Zawsze fascynowały go te stworzenia.
-Ładny gabinet... Brak tu jednak mugolskiego dotyku, czyżby był wyłącznie do spotkań biznesowych?- Raczej dodał niż zapytał.
- Albus Dumbledore
Re: Gabinet dyrektora
Sob Mar 14, 2015 2:02 pm
Gabinet dyrektora Hogwartu był miejscem na pozór zwykłym, jednakże zazwyczaj każdy kto tu wchodził miał wrażenie, że ta siedziba skrywa w sobie magię i wiele nieodkrytych tajemnic. Może to obecność samego Dumbledore dodawała temu miejscu niezwykłego uroku. Jego broda poruszyła się nieco, kiedy nieznacznie zmienił pozycje. Spojrzał na Liadon'a tym swoim pełnym współczucia spojrzeniem.
- To prawda. Jednakże zauważyłem, że ostatnio zaniedbujesz należyte ci obowiązki.- odparł i wstał. Zerknął w stronę tam, gdzie powinien być Fewks, jednakże nie było tego majestatycznego ptaka. Na dole widniał stary popiół, z którego to stworzenie naradzało się na nowo i umierało...
Jego niebieskie oczy powędrowały do Ichimaru.
- Jak idą poszukiwania?- A mówiąc to Albus miał na myśli świętego Grala, którego od dłuższego czasu poszukiwał mężczyzna, aby sprowadzić za światów swoją ukochaną. Martwił się o Liadon'a. Tak bardzo się o niego martwił... Ale nie należało się teraz rozklejać.
- To prawda. Jednakże zauważyłem, że ostatnio zaniedbujesz należyte ci obowiązki.- odparł i wstał. Zerknął w stronę tam, gdzie powinien być Fewks, jednakże nie było tego majestatycznego ptaka. Na dole widniał stary popiół, z którego to stworzenie naradzało się na nowo i umierało...
Jego niebieskie oczy powędrowały do Ichimaru.
- Jak idą poszukiwania?- A mówiąc to Albus miał na myśli świętego Grala, którego od dłuższego czasu poszukiwał mężczyzna, aby sprowadzić za światów swoją ukochaną. Martwił się o Liadon'a. Tak bardzo się o niego martwił... Ale nie należało się teraz rozklejać.
- Liadon Ichimaru
Re: Gabinet dyrektora
Sob Mar 14, 2015 2:31 pm
Wydawało się iż było to jedynie podsumowanie dotychczasowych działań Liadona, nie zaś pytanie czy oskarżenie. Dlatego Liadon postanowił nic nie mówić. Co było tutaj do powiedzenia, jak mógłby się usprawiedliwić? I to spojrzenie, które mu rzucał. Nie było oskarżycielskie, ale i tak wwiercało się w niego. Zmrużył oczy odpowiadając być może nieco zbyt butnym spojrzeniem. Dopiero pytanie dyrektora sprawiło, że zmieszał się i spuścił nieco wzrok by nie patrzeć na Dumbledora. Albus stracił siostrę, ale nigdy nie wpadł w tak oszalałą potrzebę przywrócenia jej jak Liadon. A być może po prostu już przez to przeszedł.
-Dobrze...- Powiedział powracając spojrzeniem do sędziwego mężczyzny za biurkiem. Głos mu nie zadrżał, ale można było odnieść wrażenie że wcale nie miał namyśli tego co powiedział. Jego poszukiwania na początku skupiały się na ocaleniu jej życia. Przez lata bezowocnych podróży nic nie wskórał. Odkrył źródło młodości, zwiedził Katakumby wampirów, odkrywał sekrety feniksów. Koniec końców jego miłość odeszła z zupełnie innej przyczyny. Skupiony tak obsesyjnie na przedłużeniu jej czasu pośród żywych, zbyt mało uwagi poświęcił by zapewnić jej bezpieczeństwo. Nigdy nie zdradził jak umarła, nigdy też nie przestawał się za to winić. Być może właśnie to pchnęło go w kolejne błędne koło poszukiwań, które być może okażą się równie bezowocne.
-Wciąż nie mogę zlokalizować grobu Akslepiosa,-Był to mityczny bohater, często wzmiankowany w mugolskich mitach. Nawet przekazy czarodziejów wskazują na to, iż faktycznie posiadał moc przywrócenia zmarłych do życia.- Bez ciała jednak...
Zamilkł jednak nim z ust wypłynęło coś więcej.
-Dobrze...- Powiedział powracając spojrzeniem do sędziwego mężczyzny za biurkiem. Głos mu nie zadrżał, ale można było odnieść wrażenie że wcale nie miał namyśli tego co powiedział. Jego poszukiwania na początku skupiały się na ocaleniu jej życia. Przez lata bezowocnych podróży nic nie wskórał. Odkrył źródło młodości, zwiedził Katakumby wampirów, odkrywał sekrety feniksów. Koniec końców jego miłość odeszła z zupełnie innej przyczyny. Skupiony tak obsesyjnie na przedłużeniu jej czasu pośród żywych, zbyt mało uwagi poświęcił by zapewnić jej bezpieczeństwo. Nigdy nie zdradził jak umarła, nigdy też nie przestawał się za to winić. Być może właśnie to pchnęło go w kolejne błędne koło poszukiwań, które być może okażą się równie bezowocne.
-Wciąż nie mogę zlokalizować grobu Akslepiosa,-Był to mityczny bohater, często wzmiankowany w mugolskich mitach. Nawet przekazy czarodziejów wskazują na to, iż faktycznie posiadał moc przywrócenia zmarłych do życia.- Bez ciała jednak...
Zamilkł jednak nim z ust wypłynęło coś więcej.
- Conroy Evers
Re: Gabinet dyrektora
Pon Kwi 06, 2015 5:31 pm
(OK, przepraszam za zwłokę, nie kamieniujcie mnie! Odpisuję, żeby zakończyć temat i już znikam)
Conroy kiwa lekko głową, wyczuwając sygnał do odejścia. Uśmiech mimowolnie pojawia się na jego twarzy, podczas gdy w umyśle króluje niesłychany mętlik i rozgardiasz. Już wie, że nic mu nie grozi, że Hogwart gwarantuje mu pełne bezpieczeństwo, że dalsza nieufność czy obawa byłaby niewybaczalnym grzechem. Gdyby tylko potrafił sprowadzić tu swoją rodzinę!
Czas najwyższy, żeby uzgodnić z dawnym nauczycielem, a obecnym kolegą po fachu, grafik zajęć, a następnie poznać zbieraninę nabuzowanych hormonami nastolatków, do której sam niedawno się kwalifikował.
- Dziękuję za rozmowę, dyrektorze. Pójdę porozmawiać z profesorem Binnsem - obiecuje. - A sprawę wycieczki jeszcze przemyślę.
Skłoniwszy się, Irlandczyk zmierza ku drzwiom wyjściowym i, z wciąż odbitym na twarzy cieniem uśmiechu, przekracza próg pomieszczenia.
[z/t]
(I Bóg zapłać za cierpliwość!)
Conroy kiwa lekko głową, wyczuwając sygnał do odejścia. Uśmiech mimowolnie pojawia się na jego twarzy, podczas gdy w umyśle króluje niesłychany mętlik i rozgardiasz. Już wie, że nic mu nie grozi, że Hogwart gwarantuje mu pełne bezpieczeństwo, że dalsza nieufność czy obawa byłaby niewybaczalnym grzechem. Gdyby tylko potrafił sprowadzić tu swoją rodzinę!
Czas najwyższy, żeby uzgodnić z dawnym nauczycielem, a obecnym kolegą po fachu, grafik zajęć, a następnie poznać zbieraninę nabuzowanych hormonami nastolatków, do której sam niedawno się kwalifikował.
- Dziękuję za rozmowę, dyrektorze. Pójdę porozmawiać z profesorem Binnsem - obiecuje. - A sprawę wycieczki jeszcze przemyślę.
Skłoniwszy się, Irlandczyk zmierza ku drzwiom wyjściowym i, z wciąż odbitym na twarzy cieniem uśmiechu, przekracza próg pomieszczenia.
[z/t]
(I Bóg zapłać za cierpliwość!)
- Mistrz Gry
Re: Gabinet dyrektora
Nie Kwi 19, 2015 7:38 pm
Na razie kończę wątek pomiędzy Albusem Dumbledorem a Liadonem Ichimaru. Trzeba będzie się skupić na zamieszaniu w zamku.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Mistrz Gry
Re: Gabinet dyrektora
Pon Kwi 20, 2015 4:38 pm
Parę dni zdążyło minąć od rozpoczęcia śledztwa w sprawie masakry na błoniach i sam bardzo bym chciał wiedzieć, co tak naprawdę się tam wydarzyło... niestety – nikt tego dokładnie nie wiedział. Snute były przypuszczenia, po Hogwarcie rozpełzały się plotki, wszystkim w uszach dzwoniło jedno słowo: Śmierciożercy... Tak, ci sami, którzy niedawno zaatakowali Hogsmeade, ci sami, którzy służyli Czarnemu Panu, ci sami, którzy przecież mieli być trzymani z dala od Hogwartu – plotki, jak plotki, wszyscy doskonale wiemy, że zawsze jest w nich źródło prawdy, jak i źdźbło kłamstwa – problemem był znalezienie proporcji, idealnego równoważnika, który pozwoliłby oddzielić ziarno od plewu, a ja..? Ja nie wiedziałem, którą z tych opcji podać wam na dłoniach. Może – suche fakty? Te, które tylko Ty, drogi graczu, jako czytelnik, będziesz w stanie nosić w głowie i sercu, a o których twa postać nigdy się nie dowie? Nie było wszak świadków – wszyscy, którzy twierdzili, że się tam pojawili, nie mogli dokładnie wskazać, kto rozpoczął przedstawienie i na kim się ono zakończyło – mówili, że to nie jedna osoba odpowiedzialna była za ból, który przenikał jestestwa i wyrywał dusze z ciał, że to nie jedna osoba odpowiedzialna była za śmierć. Wszystko się rozmywało – im dłużej trwały próby ogarnięcia bałaganu, podczas którego biurko dyrektora Hogwartu uginało się od stosu korespondencji, to z Ministerstwem, to z rodzicami, tym wszystko bardziej się rozmywało w nierzeczywistą ułudę, z której – och, wyrwać się? Wyrwanie się było wręcz niemożliwością – nawet zwykli uczniowie zadawali pytania, chcieli wiedzieć, co się stało, chcieli wiedzieć, gdzie poznikali ich koledzy, koleżanki, wiedzieć, dlaczego jedna z nich, Flame Burnley, oskarżana jest o główną masakrę... Taka cicha, niepozorna, Puchonka, która nigdy nie rzucała się w oczy, można powiedzieć, że scalała się z cieniem – gdy zaś z niego wyszła, to raz, a porządnie. Przy konieczności śledztwa zaczęto przeszukiwać pokoje, sprawdzać większość różdżek – pojawił się nawet sam Minister Magii, Laum Rokkur, z bardzo poważną miną, która nie mogła zwiastować niczego dobrego... tak jak i zresztą mina samego Albusa Dumbledora, zatwardziała, wyraźnie... zła? Zawiedziona? Nie jestem pewny, jakie uczucia miotały serce dyrektora Hogwartu, ale z pewnością nie mogły być to uczucia lekkie i proste do zrozumienia – wszak czyż nie był on znany z tego, że zawsze, ponad wszystko, stawiał bezpieczeńśtwo uczniów..? Że ufał im, potrafił dać im naprawdę bardzo wiele szans..?
Tak i aferą stało się pewne wydarzenie – wydarzenie, w którym jeden z uczniów, Sahir Nailah, wyprowadzony został główną bramą Hogwartu przez dwóch aurorów, zniewolony... prowadzony na przesłuchanie do Ministerstwa Magii w sprawie podejrzenia zabójstwa Vincenta Nightraya i sprawdzenia wiarygodności jego zeznań, które przedstawił Dumbledorowi oraz Laumowi Rokkurowi wraz z nauczycielką Prudence Grisham, która mu towarzyszyła tamtego dnia i przywiodła przed oblicze dyrektora. Takie było żądanie samego Ministra, który uważał, że zbyt wiele razy nazwisko Nailaha przewijało się w podejrzanych tematach, zbyt wiele nacisku było na szkole, by potwór nie uczęszczał do szkoły wraz z innymi normalnymi uczniami.
Trudno było mówić o tym, by szkoła po tym wydarzeniu odzyskała swój dawny, spokojny status.
Mówiło się o pojawieniu Szefa Aurorów w Hogsmeade podczas wypadu do niego i pytano, co on tam robił? Czy wysłało go Ministerstwo, czy chciał zapewnić bezpieczeństwo uczniów? Profesor Liadon Ichimaru oraz Nathalie Deneuve wywiązywali się ze swych obowiązków bez najmniejszej skazy – nawet włosek nie spadł z czubka głowy tych, którzy pojawili się na ognisku.
Nad Hogwartem rozsunęła się bardzo nietrwała woalka azylu, który miał zostać niedługo przerwany przez dalszy ciąg śledztwa i dalszych przesłuchań, które miały się odbywać na dniach, między innymi uważanej za główną prowokatorkę wydarzenia, Caroline Rockers, po ustaleniu jeszcze paru niezbędnych faktów...
Tak jak i wszyscy, zdaje się, oczekiwali przemówienia profesora Dumbledora i jego wyjaśnień.
Tak i aferą stało się pewne wydarzenie – wydarzenie, w którym jeden z uczniów, Sahir Nailah, wyprowadzony został główną bramą Hogwartu przez dwóch aurorów, zniewolony... prowadzony na przesłuchanie do Ministerstwa Magii w sprawie podejrzenia zabójstwa Vincenta Nightraya i sprawdzenia wiarygodności jego zeznań, które przedstawił Dumbledorowi oraz Laumowi Rokkurowi wraz z nauczycielką Prudence Grisham, która mu towarzyszyła tamtego dnia i przywiodła przed oblicze dyrektora. Takie było żądanie samego Ministra, który uważał, że zbyt wiele razy nazwisko Nailaha przewijało się w podejrzanych tematach, zbyt wiele nacisku było na szkole, by potwór nie uczęszczał do szkoły wraz z innymi normalnymi uczniami.
Trudno było mówić o tym, by szkoła po tym wydarzeniu odzyskała swój dawny, spokojny status.
Mówiło się o pojawieniu Szefa Aurorów w Hogsmeade podczas wypadu do niego i pytano, co on tam robił? Czy wysłało go Ministerstwo, czy chciał zapewnić bezpieczeństwo uczniów? Profesor Liadon Ichimaru oraz Nathalie Deneuve wywiązywali się ze swych obowiązków bez najmniejszej skazy – nawet włosek nie spadł z czubka głowy tych, którzy pojawili się na ognisku.
Nad Hogwartem rozsunęła się bardzo nietrwała woalka azylu, który miał zostać niedługo przerwany przez dalszy ciąg śledztwa i dalszych przesłuchań, które miały się odbywać na dniach, między innymi uważanej za główną prowokatorkę wydarzenia, Caroline Rockers, po ustaleniu jeszcze paru niezbędnych faktów...
Tak jak i wszyscy, zdaje się, oczekiwali przemówienia profesora Dumbledora i jego wyjaśnień.
- Irytek
Re: Gabinet dyrektora
Sro Cze 10, 2015 4:57 pm
Nie zdążył nawet wpaść na ocierający się o geniusz pomysł zmiany ubioru, gdy już doszły go słuchy, że Dumbledore pragnie widzieć go w swym gabinecie. "No, czego..." Wystawił język jak niesforny dzieciak, niespiesznie kierując się w stronę drugiego piętra. Po drodze minął grupkę uczniaków idących za jedną, starszą koleżanką i korzystając ze swej niewidzialności podwinął im szaty na głowy, tak by powpadali na siebie, wygłupiając się przed dziewczyną. Tak, teraz mu lepiej. Uśmiechając się, przystanął przed wejściem, z czystego respektu przybierając fizyczną postać i stając na ziemi. Stary Dumby był jedyną osobą w tej szkole, którą w jakimkolwiek stopniu szanował, choć nikt, nawet nauczyciele, nie wiedzieli z jakiego powodu. A ponieważ obaj panowie byli dość powściągliwi jeśli chodzi o informacje osobiste, wokół tematu krążyły jedynie plotki.
Zapukał i założył ręce na głowie. Odczekał chwilę, po czym przeniknął do środka, nie czekając na zaproszenie. Nie potrzebował go, Hogwart był jego domem i jako najstarszy lokator tych murów, nie miał oporów przed wejściem wszędzie, o każdej porze. Czemu w takim razie w ogóle zapowiedział swoje przybycie? Ano tak właśnie okazywał swoje dobre zamiary i poważanie. Rozejrzał się zaciekawiony, mimo wszystko nie bywając zbyt często w tym konkretnym pomieszczeniu, zaciekawiony czy znajdzie coś nowego. Zaczął przechadzać się po komnacie, przeglądając znajdujące się w niej bibeloty, czekając aż starzec wyjaśni mu powód wezwania. W końcu nie prosił go do siebie jakoś nagminnie i to tylko w poważnych sytuacjach.
Zapukał i założył ręce na głowie. Odczekał chwilę, po czym przeniknął do środka, nie czekając na zaproszenie. Nie potrzebował go, Hogwart był jego domem i jako najstarszy lokator tych murów, nie miał oporów przed wejściem wszędzie, o każdej porze. Czemu w takim razie w ogóle zapowiedział swoje przybycie? Ano tak właśnie okazywał swoje dobre zamiary i poważanie. Rozejrzał się zaciekawiony, mimo wszystko nie bywając zbyt często w tym konkretnym pomieszczeniu, zaciekawiony czy znajdzie coś nowego. Zaczął przechadzać się po komnacie, przeglądając znajdujące się w niej bibeloty, czekając aż starzec wyjaśni mu powód wezwania. W końcu nie prosił go do siebie jakoś nagminnie i to tylko w poważnych sytuacjach.
- Nauczyciele
Re: Gabinet dyrektora
Sro Cze 10, 2015 11:56 pm
Dumbledore po pogrzebie musiał jeszcze porozmawiać z rodzicami, uspokoić co poniektórych, spróbować ogarnąć ten skandaliczny eksces, który miał miejsce - na szczęście profesor Charles przyszedł mu z pomocną ręką i nie zostawił z tym samego, tak jak zresztą reszta wychowawców, tak więc mógł wrócić do swojego gabinetu - a miał wszak co robić nawet w nim - życie ostatnio... mu nie popuszczało - uczniowie również nie byli tacy wyrozumiali, jakby można było sobie tego życzyć, a na domiar wszystkiego nie mógł pozbyć się wrażenia, że to wszystko jego wina - ha, nawet nie próbował... Bo to była jego wina. Nie dopilnował uczniów, nie zareagował przedwcześnie, kiedy powinien był zareagować, nie zauważył, że w sercach dzieci, nad którymi miał sprawować pieczę, pojawił się mrok... można powiedzieć, że nie dało się tego uniknąć - przynajmniej chciałoby się puścić taką gadkę dla czystej zasady próby samo usprawiedliwienia, który to temat ostatnio dręczył nie tylko jego głowę, ale i głowy wielu jego podopiecznych.
Skupmy się jednak na "tu" i "teraz", a tu i teraz był on, siedzący za biurkiem, z okrągłymi okularami na nosie, oraz Irytek, który wszedł do środka, a którego już siwowłosy znał na tyle dobrze, by wiedzieć, czego się po nim spodziewać - jego normalne psikusy zazwyczaj... nie dotyczyły spraw tak poważnych, jak ten pogrzeb - znali się parę lat, przecież było wiele takich smutnych uroczystości - nie na aż taką skalę, ale tych, które powagi wymagały i jakoś Irytek zawsze wtedy się gdzieś zaszywał, znikał w tłumie... Więc co się stało dziś, że zostało to zmienione..? Dyrektor nie od razu oderwał się od pisania - po jego ściągniętych brwiach widać było skupienie, twarz wyrażała natomiast zmęczenie i ogromny ciężar, jaki spoczywał na jego barkach, a którego miał świadomość i starał się go teraz jakoś uporządkować, by wyjść na prostą z własnym sumieniem, a co najważniejsze, co stawiał ponad wszystkie inne priorytety - pomóc tym dzieciakom i rodzinom, które najmocniej wobec tej tragedii ucierpiały.
- Witaj, Irytku. - Czarodziej uśmiechnął się blado, odkładając pióro do kałamarza, by spleść palce dłoni, opierając je na blacie i kierując w końcu bystre spojrzenie na gościa. - Jak się czujesz?
Skupmy się jednak na "tu" i "teraz", a tu i teraz był on, siedzący za biurkiem, z okrągłymi okularami na nosie, oraz Irytek, który wszedł do środka, a którego już siwowłosy znał na tyle dobrze, by wiedzieć, czego się po nim spodziewać - jego normalne psikusy zazwyczaj... nie dotyczyły spraw tak poważnych, jak ten pogrzeb - znali się parę lat, przecież było wiele takich smutnych uroczystości - nie na aż taką skalę, ale tych, które powagi wymagały i jakoś Irytek zawsze wtedy się gdzieś zaszywał, znikał w tłumie... Więc co się stało dziś, że zostało to zmienione..? Dyrektor nie od razu oderwał się od pisania - po jego ściągniętych brwiach widać było skupienie, twarz wyrażała natomiast zmęczenie i ogromny ciężar, jaki spoczywał na jego barkach, a którego miał świadomość i starał się go teraz jakoś uporządkować, by wyjść na prostą z własnym sumieniem, a co najważniejsze, co stawiał ponad wszystkie inne priorytety - pomóc tym dzieciakom i rodzinom, które najmocniej wobec tej tragedii ucierpiały.
- Witaj, Irytku. - Czarodziej uśmiechnął się blado, odkładając pióro do kałamarza, by spleść palce dłoni, opierając je na blacie i kierując w końcu bystre spojrzenie na gościa. - Jak się czujesz?
- Irytek
Re: Gabinet dyrektora
Czw Cze 11, 2015 12:43 am
Akurat przyglądał się portretom, gdy usłyszał słowa dyrektora, na które nie umiał zareagować inaczej niż zmieszaniem. Ten człowiek był dosłownie jedynym, który pytał go o samopoczucie i to do tego przy właściwie każdej wspólnej rozmowie! Nie umiał się do tego przyzwyczaić, ale przypuszczał, że to główny powód dla którego szanował tego staruszka.
- Wiesz dobrze, że nic nie czuję. - Przyznał z wahaniem, pierwszy raz niepewien swych słów. Zazwyczaj zbywał go jakimś dowcipem, albo wzruszał ramionami, jednak negatywna aura otaczająca zamek i jego okolice wciąż nie dawała mu spokoju. Owszem, bywało już wiele smutnych sytuacji, które nie przykuwały jednak uwagi poltergeista, który decydował się dać sobie siana, aż ludzie znormalnieją i znów będą stanowić dla niego atrakcję. Tym razem aż poszedł na błonia, jakby jakaś niewidzialna siła ciągnęła go za tłumem, nawet jeśli nie miał podstaw by się tam znajdować. - Czego chcesz ode mnie? Wątpię byś miał czas na koleżeńską rozmowę, zwłaszcza z kimś takim jak ja.
- Wiesz dobrze, że nic nie czuję. - Przyznał z wahaniem, pierwszy raz niepewien swych słów. Zazwyczaj zbywał go jakimś dowcipem, albo wzruszał ramionami, jednak negatywna aura otaczająca zamek i jego okolice wciąż nie dawała mu spokoju. Owszem, bywało już wiele smutnych sytuacji, które nie przykuwały jednak uwagi poltergeista, który decydował się dać sobie siana, aż ludzie znormalnieją i znów będą stanowić dla niego atrakcję. Tym razem aż poszedł na błonia, jakby jakaś niewidzialna siła ciągnęła go za tłumem, nawet jeśli nie miał podstaw by się tam znajdować. - Czego chcesz ode mnie? Wątpię byś miał czas na koleżeńską rozmowę, zwłaszcza z kimś takim jak ja.
- Nauczyciele
Re: Gabinet dyrektora
Czw Cze 11, 2015 11:49 am
Uśmiech Dumbledora poszerzył się, ale nie w ten wulgarny, paskudny sposób, który często sprawiał, że mieliśmy ochotę przyłożyć cwaniaczkom w łeb - nie, to był bardzo łagodny uśmiech, tak, jak chyba tylko ten człowiek potrafił się zachowywać, ta mimika, która była zarezerwowana tylko i wyłącznie dla niego, stanowiąc niemalże jego wizytówkę - ile czasu znał się z Irytkiem i jak długo pracowali na wzajemny szacunek do siebie? Dumbledore roztaczał wokół siebie aurę posłuchu, nie tego wymuszonego, bo i przecież nie był takim typem, który narzucałby wszystkim swoje zdanie - cieszył się z tego, kiedy ktoś potrafił wypowiedzieć swoje, konfrontowanie różnych zdań zawsze przynosiło o wiele lepsze rezultaty, niż zwykłe przytakiwanie i zgadzanie się na wszystko - może dlatego miał, w pewnym sensie, słabość do Irytka? Niezaprzeczalnie lubił tego ducha i był świadom pewnych kwestii... a już na pewno tego, że nie był pozbawiony uczuć. Nie, wręcz przeciwnie - ludzie by się naprawdę zdziwili, gdyby byli w stanie odkryć drugą naturę tej duszy.
- Powiedz proszę, Irytku, co się stało podczas pogrzebu? - Nigdy nie osądzał od razu, nigdy nie wydawał ostatecznego głosu, nie było przedwczesnego bicia młotkiem w stół, zanim nie wysłuchał, co każda ze stron ma do powiedzenia - zamieszanie, które się porobiło, stawiało go w bardzo złym świetle, tak jak i było fatalnym brakiem szacunku wobec zmarłych i tych, którzy po nich płakali - nie można tutaj mówić, że każdemu mogły puścić nerwy... I zdecydowanie Dumbledore nie spodziewał się tego po swych uczniach - ale tak samo nie spodziewał się tej masakry.
- Powiedz proszę, Irytku, co się stało podczas pogrzebu? - Nigdy nie osądzał od razu, nigdy nie wydawał ostatecznego głosu, nie było przedwczesnego bicia młotkiem w stół, zanim nie wysłuchał, co każda ze stron ma do powiedzenia - zamieszanie, które się porobiło, stawiało go w bardzo złym świetle, tak jak i było fatalnym brakiem szacunku wobec zmarłych i tych, którzy po nich płakali - nie można tutaj mówić, że każdemu mogły puścić nerwy... I zdecydowanie Dumbledore nie spodziewał się tego po swych uczniach - ale tak samo nie spodziewał się tej masakry.
- Irytek
Re: Gabinet dyrektora
Czw Cze 11, 2015 3:46 pm
Uh, przesłuchanie. Czemu od razu nie pomyślał, że chodziło o te wygłupy poza zamkiem? Musiał jednak docenić fakt, że czarodziej nie owijał w bawełnę i od razu przeszedł do sedna, jak zwykle zdając się bezstronnym. Przynajmniej zapytał go o zdanie, to całkiem miłe i zaskakująco rzadkie wobec istot magicznych. Nieludzie często nawet jeśli mieli dobre usprawiedliwienie, to nie dostawali szansy na obronę, także gest ten był wielce doceniony ze strony poltergeista.
- Było... nudno. - stwierdził wymijająco, odwracając wzrok, zupełnie jak młody dzieciak tłumaczący się przed rodzicami. Nie wydawał się skory do rozwijania tematu, utrzymując niezręczną ciszę przez dłuższą chwilę. Znając jednak upór staruszka w dążeniu do prawdy, czując na karku jego wyrozumiałe spojrzenie, westchnął głośno, chowając ręce do kieszeni marynarki. - Pogadałem chwilę z Potterem, a jemu coś odwaliło. Nie rozumiem was zupełnie, w jednej chwili się uśmiechacie, a za chwilę rzucacie groźbami. - wzruszył ramionami, wciąż wpatrzony w przestrzeń przed sobą. - Ludzie są dla mnie zbyt dziwni.
Podszedł do okna, wyglądając przez nie jakby tęsknie, choć przecież nie mogło mu być smutno, nie miał podstaw ani predyspozycji do melancholii. Wpatrywał się w dal w milczeniu, czekając na reakcję dyrektora. Czego oczekiwał po istocie paranormalnej? Zamierzał mieć do niego teraz pretensje? Znowu próbować pozbyć się go z zamku? Nikomu się to dotąd nie udało, Irytkowi co najwyżej groziło prześladowanie ze strony Barona vel Sadysty, gościa o którym rudzielec tyle się nasłuchał w swojej długiej karierze, że nie uśmiechało mu się spędzania z nim ani chwili, zwłaszcza sam na sam.
- Było... nudno. - stwierdził wymijająco, odwracając wzrok, zupełnie jak młody dzieciak tłumaczący się przed rodzicami. Nie wydawał się skory do rozwijania tematu, utrzymując niezręczną ciszę przez dłuższą chwilę. Znając jednak upór staruszka w dążeniu do prawdy, czując na karku jego wyrozumiałe spojrzenie, westchnął głośno, chowając ręce do kieszeni marynarki. - Pogadałem chwilę z Potterem, a jemu coś odwaliło. Nie rozumiem was zupełnie, w jednej chwili się uśmiechacie, a za chwilę rzucacie groźbami. - wzruszył ramionami, wciąż wpatrzony w przestrzeń przed sobą. - Ludzie są dla mnie zbyt dziwni.
Podszedł do okna, wyglądając przez nie jakby tęsknie, choć przecież nie mogło mu być smutno, nie miał podstaw ani predyspozycji do melancholii. Wpatrywał się w dal w milczeniu, czekając na reakcję dyrektora. Czego oczekiwał po istocie paranormalnej? Zamierzał mieć do niego teraz pretensje? Znowu próbować pozbyć się go z zamku? Nikomu się to dotąd nie udało, Irytkowi co najwyżej groziło prześladowanie ze strony Barona vel Sadysty, gościa o którym rudzielec tyle się nasłuchał w swojej długiej karierze, że nie uśmiechało mu się spędzania z nim ani chwili, zwłaszcza sam na sam.
- Nauczyciele
Re: Gabinet dyrektora
Czw Cze 11, 2015 4:17 pm
- Nudno, czy może za bardzo poważnie? - Ciężka cisza nadal trwała, przerywana przez dźwięki różnych urządzeń, których użyteczność była wiadoma tylko dyrektorowi tej szkoły - tutaj stał jakiś dziwaczny zegarek, tam jakieś kółko, które dziwnie trzeszczało, kiedy okręcało się wokół własnej osi w jakichś spiralach, tam dalej cicho mruczała Tiara Przydziału - chyba spała - tuż przy niej, na ścianie, drzemały dwa portrety poprzednich dyrektorów - ten pokój miał swój unikalny klimat. Przesiąknął jestestwem Dumbledora, który liczył sobie już naprawdę wiele lat, a przecież nie posiadał kamienia filozoficznego, ni nie starał się osiągnąć nieśmiertelności na siłę - magia, której używał, samoistnie przedłużała jego żywot, karma wracała do niego z błogosławieństwem dobrych czynów, jakie popełniał, gdy starał się pomóc każdej jednostce z osobna - aż dziw brał, że miał na to wszystko siłę, że pomimo tylu potknięć, nadal nie upadł, a za każdym razem potrafił się podnieść i podnosić jeszcze tych, co poupadali wcześniej - anioł w ludzkiej skórze, nie człowiek...
- To prawda, że ludzie są dziwni... - Pozwolił tamtej ciszy trwać, nie naciskając, wiodąc za Irytkiem spojrzeniem, kiedy ten zbliżył się do okna - ten poltergeist był naprawdę wspaniałym istnieniem - szkoda, że większość ludzi nie potrafiła tego docenić i nie próbowała go poznać z innej strony. - Jednak każdy z nas jest dziwny na swój sposób. Oryginalny. Tak jak duchy, wampiry, wile, czy centaury. Rozumiesz, co próbuję ci powiedzieć? - Jego miękki, łagodny głos, ledwo rozbrzmiewał w tym pomieszczeniu, doskonale w niego wnikając, pochłaniany przez mury, w których miał zostać przyswojony i zapisany na kartach historii - miał być przeznaczony tylko dla uszu Irytka. - Wszyscy możemy dosięgać gwiazd, jeśli zbyt szybko się nie poddamy. Więc szukaj dalej. Na pewno w końcu znajdziesz kogoś, kto zrozumie twoje serce tak, jak ten chłopczyk to zrobił. - Wskazał na Irytka palcem - oczywiście miał na myśli tego chłopca, którego formę poltergeist czasami przybierał.
- To prawda, że ludzie są dziwni... - Pozwolił tamtej ciszy trwać, nie naciskając, wiodąc za Irytkiem spojrzeniem, kiedy ten zbliżył się do okna - ten poltergeist był naprawdę wspaniałym istnieniem - szkoda, że większość ludzi nie potrafiła tego docenić i nie próbowała go poznać z innej strony. - Jednak każdy z nas jest dziwny na swój sposób. Oryginalny. Tak jak duchy, wampiry, wile, czy centaury. Rozumiesz, co próbuję ci powiedzieć? - Jego miękki, łagodny głos, ledwo rozbrzmiewał w tym pomieszczeniu, doskonale w niego wnikając, pochłaniany przez mury, w których miał zostać przyswojony i zapisany na kartach historii - miał być przeznaczony tylko dla uszu Irytka. - Wszyscy możemy dosięgać gwiazd, jeśli zbyt szybko się nie poddamy. Więc szukaj dalej. Na pewno w końcu znajdziesz kogoś, kto zrozumie twoje serce tak, jak ten chłopczyk to zrobił. - Wskazał na Irytka palcem - oczywiście miał na myśli tego chłopca, którego formę poltergeist czasami przybierał.
- Irytek
Re: Gabinet dyrektora
Czw Cze 11, 2015 4:52 pm
Powaga równała się nudzie, przynajmniej w jego małym świecie, pozbawionym obowiązków i potrzeb, skupionym na samym trwaniu dalej, dla egzystencji samej w sobie. Bo i co innego mu pozostawało? Był efektem nagromadzenia energii życiowej wielu osób w jednym miejscu, nie miał ani celu ani końca ku którym mógłby zmierzać. Po prostu się stał i miał nigdy nie przestać. Nawet, gdyby Hogwart na zawsze zamknięto czy zburzono, gdyby nikt nie odwiedzał tego miejsca przez stulecia, poltergeist wciąż byłby zagrzebany gdzieś w tych ruinach, gotów przebudzić się przy najmniejszym poruszeniu, uśpiony i nieszkodliwy, a jednak wciąż żywy. I tak przez wieczność. Niech przynajmniej będzie miał co robić przez ten czas!
Dość tego. Otrząsnął się z gonitwy myśli, wysłuchując odpowiedzi dyrektora. Przynajmniej zgadzał się z nim co do jednej rzeczy, to już jakiś postęp. Gorzej, że potem porównał ze sobą wszystkie żywe (lub niegdyś żywe) stworzenia o naturze i inteligencji ludzkiej. Jasne, wszystko co żyje, mówi i myśli jest dziwne i wyjątkowe na swój sposób. Jednak dla Irytka to wciąż były osobniki o naturze człowieka. Każdy z nich czuł i przeżywał, przynajmniej przez jakiś czas. Dorastał, uczył się i miał szansę poznać świat. Wszyscy z nich znali wolność, nawet jeśli ją utracili. Wszyscy pojawili się na tym świecie by kiedyś z niego odejść i liczyli każdy dzień. Osobiście nie miał taki przywilejów ani problemów. Nie robiła mu różnicy ani pora dnia, ani pora roku. O tym co jest poza szkołą dowiadywał się ze słów innych. Dla niego wszyscy oni byli tacy sami i niezrozumiali, zupełnie niepodobni do niego. Dawno zwątpił by kiedykolwiek za nimi nadążył. Już chciał coś o tym wspomnieć, może nie rwać się od razu na litanię, ale wytknąć Dumbledorowi błąd w rozumowaniu, za dużą łatwość z jaką chciał go utożsamić z tak innymi rasami. Otworzył usta, zastanawiając się jak zwięźle uformować argumenty, gdy ten brodaty człowieczek po raz kolejny go zaskoczył, tym razem wyjątkowo srogo.
- ...co? - odwrócił się, patrząc na swego rozmówcę po raz pierwszy prosto w oczy. - Skąd... - zmrużył ślepia, kalkulując sobie wszystko co kiedykolwiek mu o sobie wyjawił. Nie, nie wspominał nigdy o Nim. Nikomu. I nikt kto Jego znał już dawno nie żył. Chociaż... Rzucił okiem na śpiące portrety, prychając z niezadowoleniem. Pieprzeni plotkarze. Odetchnął i po raz kolejny tego dnia wzruszył ramionami, przybierając neutralny wyraz twarzy. - Nie mam serca. I nie wiem do czego zmierzasz. Wezwałeś mnie tu tylko po to by spytać co się stało, chociaż sam byłeś na tej durnej ceremonii? - Uniósł się w powietrze, przypominając Albusowi z kim rozmawiał. - Jeśli nie masz więcej pytań, to może lepiej już pójdę? Masz chyba trochę pracy na głowie, czy coś takiego tam. Nudnego.
Dość tego. Otrząsnął się z gonitwy myśli, wysłuchując odpowiedzi dyrektora. Przynajmniej zgadzał się z nim co do jednej rzeczy, to już jakiś postęp. Gorzej, że potem porównał ze sobą wszystkie żywe (lub niegdyś żywe) stworzenia o naturze i inteligencji ludzkiej. Jasne, wszystko co żyje, mówi i myśli jest dziwne i wyjątkowe na swój sposób. Jednak dla Irytka to wciąż były osobniki o naturze człowieka. Każdy z nich czuł i przeżywał, przynajmniej przez jakiś czas. Dorastał, uczył się i miał szansę poznać świat. Wszyscy z nich znali wolność, nawet jeśli ją utracili. Wszyscy pojawili się na tym świecie by kiedyś z niego odejść i liczyli każdy dzień. Osobiście nie miał taki przywilejów ani problemów. Nie robiła mu różnicy ani pora dnia, ani pora roku. O tym co jest poza szkołą dowiadywał się ze słów innych. Dla niego wszyscy oni byli tacy sami i niezrozumiali, zupełnie niepodobni do niego. Dawno zwątpił by kiedykolwiek za nimi nadążył. Już chciał coś o tym wspomnieć, może nie rwać się od razu na litanię, ale wytknąć Dumbledorowi błąd w rozumowaniu, za dużą łatwość z jaką chciał go utożsamić z tak innymi rasami. Otworzył usta, zastanawiając się jak zwięźle uformować argumenty, gdy ten brodaty człowieczek po raz kolejny go zaskoczył, tym razem wyjątkowo srogo.
- ...co? - odwrócił się, patrząc na swego rozmówcę po raz pierwszy prosto w oczy. - Skąd... - zmrużył ślepia, kalkulując sobie wszystko co kiedykolwiek mu o sobie wyjawił. Nie, nie wspominał nigdy o Nim. Nikomu. I nikt kto Jego znał już dawno nie żył. Chociaż... Rzucił okiem na śpiące portrety, prychając z niezadowoleniem. Pieprzeni plotkarze. Odetchnął i po raz kolejny tego dnia wzruszył ramionami, przybierając neutralny wyraz twarzy. - Nie mam serca. I nie wiem do czego zmierzasz. Wezwałeś mnie tu tylko po to by spytać co się stało, chociaż sam byłeś na tej durnej ceremonii? - Uniósł się w powietrze, przypominając Albusowi z kim rozmawiał. - Jeśli nie masz więcej pytań, to może lepiej już pójdę? Masz chyba trochę pracy na głowie, czy coś takiego tam. Nudnego.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach