- Rosie Bell
Re: Biblioteka
Pią Sie 15, 2014 10:35 pm
/Jak nie czujesz tej sesji Daphne x Doris to trzaśnij blondi w pysk (zasłużyła sobie) i zrób zt, nie chcę Cie przetrzymywać <3/
Przyglądała się z niemym wyrzutem swojej mizernej robótce, która póki co nie przypominała niczego, z tymi oczkami różnej wielkości, zaciągnięciami i krzywym ściegiem, językiem badawczo kontrolując stan swojego palca. Jak Śpiąca Królewna... Przymknęła oczy na chwilę znów uciekając w ten swój mały świat marzeń. Ukuła się w palec a teraz czas się zatrzyma i nie ruszy dopóki Książę z bajki nie ucałuje jej sennych, zimnych ust.
O ironio, że przy takich rozmyślaniach usłyszała jego głos. Przez chwilę nawet wydawało się jej, że go sobie wymyśliła. Zawstydziła się w duchu, że wciąż odkopuje w pamięci ten wibrujący tembr jakby rozdrapywała nieistniejącą ranę, zwalając sytuację na własne rojenia i ocknęła się dopiero, gdy odsunął krzesło. Na jej twarzy malowało sie tak szczere zaskoczenie jakby zobaczyła jednorożca.
Trochę był dla niej jednorożcem, ale ćś.
- Nie wszyscy wysługują się niewolnymi poddanymi. - odpowiedziała skwapliwie, wyciągając palec z ust. Szybko zgarnęła robótki do torby, coby nie zobaczył jak bardzo są marne i zamknęła tomik z ckliwymi wierszami- Poza tym niektóre rzeczy wolę umieć zrobić sama. - babcia robiła jej małe papcie z pomponem kiedy miała pięć lat. Śmieszne i głupie wspomnienie, ale ona też chciała kiedyś zrobić komuś takie domowe pantofelki.
- Umiem nareperować sokowirówkę, a Twoje skrzaty pewnie nawet nie widzą co to jest.
Założyła włosy za ucho i wyprostowała się nieco, zerkając na niego ukradkiem. Nic się nie zmienił. Może trochę spoważniał... Po szkole chodziły różne plotki, chodziła tez po szkole jego widmowa-narzeczona, której Rosie unikała bardziej niż wszystkich innych strasznych rzeczy na ziemi. Nie dlatego, że sama Rockers mogłaby jej coś zrobić... tylko ta świadomość, że Rabastan jest już zupełnie, kompletnie poza jej zasięgiem była, no cóż, bynajmniej przyjemna. Choć nigdy tak na prawdę nie łudziła się, że ktokolwiek jest w jej zasięgu. Biedna dziewczynka z mikrą samooceną.
Spojrzała mu w oczy, na ten prosty profil, prześliznęła wzrokiem po ognistych włosach. Czy tęskniła? Rabastanie...
- A Ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie z dziwną powagą w głosie, choć zaraz zamaskowała to wesołkowym uśmiechem.
"Nie ma nic bardziej niesprawiedliwego niż nieodwzajemniona tęsknota. To nawet gorsze niż nieodwzajemniona miłość."
Przyglądała się z niemym wyrzutem swojej mizernej robótce, która póki co nie przypominała niczego, z tymi oczkami różnej wielkości, zaciągnięciami i krzywym ściegiem, językiem badawczo kontrolując stan swojego palca. Jak Śpiąca Królewna... Przymknęła oczy na chwilę znów uciekając w ten swój mały świat marzeń. Ukuła się w palec a teraz czas się zatrzyma i nie ruszy dopóki Książę z bajki nie ucałuje jej sennych, zimnych ust.
O ironio, że przy takich rozmyślaniach usłyszała jego głos. Przez chwilę nawet wydawało się jej, że go sobie wymyśliła. Zawstydziła się w duchu, że wciąż odkopuje w pamięci ten wibrujący tembr jakby rozdrapywała nieistniejącą ranę, zwalając sytuację na własne rojenia i ocknęła się dopiero, gdy odsunął krzesło. Na jej twarzy malowało sie tak szczere zaskoczenie jakby zobaczyła jednorożca.
Trochę był dla niej jednorożcem, ale ćś.
- Nie wszyscy wysługują się niewolnymi poddanymi. - odpowiedziała skwapliwie, wyciągając palec z ust. Szybko zgarnęła robótki do torby, coby nie zobaczył jak bardzo są marne i zamknęła tomik z ckliwymi wierszami- Poza tym niektóre rzeczy wolę umieć zrobić sama. - babcia robiła jej małe papcie z pomponem kiedy miała pięć lat. Śmieszne i głupie wspomnienie, ale ona też chciała kiedyś zrobić komuś takie domowe pantofelki.
- Umiem nareperować sokowirówkę, a Twoje skrzaty pewnie nawet nie widzą co to jest.
Założyła włosy za ucho i wyprostowała się nieco, zerkając na niego ukradkiem. Nic się nie zmienił. Może trochę spoważniał... Po szkole chodziły różne plotki, chodziła tez po szkole jego widmowa-narzeczona, której Rosie unikała bardziej niż wszystkich innych strasznych rzeczy na ziemi. Nie dlatego, że sama Rockers mogłaby jej coś zrobić... tylko ta świadomość, że Rabastan jest już zupełnie, kompletnie poza jej zasięgiem była, no cóż, bynajmniej przyjemna. Choć nigdy tak na prawdę nie łudziła się, że ktokolwiek jest w jej zasięgu. Biedna dziewczynka z mikrą samooceną.
Spojrzała mu w oczy, na ten prosty profil, prześliznęła wzrokiem po ognistych włosach. Czy tęskniła? Rabastanie...
- A Ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie z dziwną powagą w głosie, choć zaraz zamaskowała to wesołkowym uśmiechem.
"Nie ma nic bardziej niesprawiedliwego niż nieodwzajemniona tęsknota. To nawet gorsze niż nieodwzajemniona miłość."
- Rabastan Lestrange
Re: Biblioteka
Sob Sie 16, 2014 11:25 am
Jak zawsze przyglądał jej się z uwagą. Śledził zmiany zachodzące na drobnej twarzyczce, notował w pamięci ton głosu i każde wypowiedziane słowo. Uczył się jej na pamięć. Jakkolwiek nie brzmiało to romantycznie, było to jego typowym (bardzo nie-romantynczym) zachowaniem w stosunku do wszystkich (nie tylko ładnych dziewcząt!). Każdy człowiek miał jakąś gamę uśmiechów, grymasów i tonów głosu. Im lepiej poznawał ten tajemniczy kod tym łatwiej było mu potem manipulować takimi ludźmi, naginać ich do swojej woli. Jakby uczył się nut, by potem odegrać nowy utwór. Obserwacja Rosie była połączeniem przyjemnego z pożytecznym. Była niezwykle miłym dla oka widokiem.
- Skrzaty nie narzekają. - odparł krótko z lekkim wzruszeniem ramion. - I świetnie gotują. Powinnaś kiedyś wpaść na obiad do mojego domu. Najlepsze ciasto czekoladowe na świecie. - uśmiech nie znikał z jego warg i sam już nie był pewny na ile jest szczery, a na ile udawany. Rosie działała na niego bardzo dziwnie. W jej towarzystwie zachowywał się swobodnie i niemal radośnie. Faktycznie chciałby ją zabrać do siebie na obiad. Choć wolał nie myśleć jak zareagowałaby na to jego matka. I reszta rodziny. I jak zachowałaby się Rosie w domu, w którym połowa mieszkańców zasila szerego Czarnego Pana. Wkrótce może nawet większa połowa. Ojciec dość jasno wyrażał swoje zadanie na temat przyszłości Rabastana. Caroline i śmierciożercy. Może lepiej od razu wrzucić mnie do jeziora z kamieniem u szyi?
- Skoro ja nie wiem co to jest, ona zapewne tym bardziej. - przyznał szczerze, zupełnie niezrażony i jednocześnienie ani trochę nie zainteresowany czym owa sokowirówka jest. Mugolskie wynalzaki zupełnie go nie kręciły. Choć przez jego głowę raz po raz przemykały ponure myśli, nie dawał tego po sobie poznać. Wciąż patrzył na nią zaskakujaco ciepłym i przychylnym wzrokiem. Zupełnie jakby cieszył się na jej widok. Prawie tak jakby się stęsknił...
- Umierałem z tęsknoty. - odparł tonem tak niejednoznacznym, że równie dobrze mógł to być żart, jak i przyznanie się do winy. Jednoznaczne odpowiedzi są przecież takie nudne!
- Jakieś plany na nadchodzące święto zakochanych? Dziergasz szalik dla lubego? - kontynuował rozmowę, jak gdyby nigdy nic. Faktycznie był ciekaw czy ktoś już się zakręcił wokół jego ślicznej puchońskiej Różyczki. Dobrze czytacie. JEGO. Jeśli ktoś raz już był jego, zawsze tak pozostawało. Lubił myśleć o tym, że jego obecność w jakiś sposób naznacza każdą poznaną osobę. Oczywiście to działało w obie strony. Każda istota, która pojawiła się w jego egzystencji, jakoś na nią wpływała. Niekończąca się sieć powiązań. Czyż to nie piękne?
- Skrzaty nie narzekają. - odparł krótko z lekkim wzruszeniem ramion. - I świetnie gotują. Powinnaś kiedyś wpaść na obiad do mojego domu. Najlepsze ciasto czekoladowe na świecie. - uśmiech nie znikał z jego warg i sam już nie był pewny na ile jest szczery, a na ile udawany. Rosie działała na niego bardzo dziwnie. W jej towarzystwie zachowywał się swobodnie i niemal radośnie. Faktycznie chciałby ją zabrać do siebie na obiad. Choć wolał nie myśleć jak zareagowałaby na to jego matka. I reszta rodziny. I jak zachowałaby się Rosie w domu, w którym połowa mieszkańców zasila szerego Czarnego Pana. Wkrótce może nawet większa połowa. Ojciec dość jasno wyrażał swoje zadanie na temat przyszłości Rabastana. Caroline i śmierciożercy. Może lepiej od razu wrzucić mnie do jeziora z kamieniem u szyi?
- Skoro ja nie wiem co to jest, ona zapewne tym bardziej. - przyznał szczerze, zupełnie niezrażony i jednocześnienie ani trochę nie zainteresowany czym owa sokowirówka jest. Mugolskie wynalzaki zupełnie go nie kręciły. Choć przez jego głowę raz po raz przemykały ponure myśli, nie dawał tego po sobie poznać. Wciąż patrzył na nią zaskakujaco ciepłym i przychylnym wzrokiem. Zupełnie jakby cieszył się na jej widok. Prawie tak jakby się stęsknił...
- Umierałem z tęsknoty. - odparł tonem tak niejednoznacznym, że równie dobrze mógł to być żart, jak i przyznanie się do winy. Jednoznaczne odpowiedzi są przecież takie nudne!
- Jakieś plany na nadchodzące święto zakochanych? Dziergasz szalik dla lubego? - kontynuował rozmowę, jak gdyby nigdy nic. Faktycznie był ciekaw czy ktoś już się zakręcił wokół jego ślicznej puchońskiej Różyczki. Dobrze czytacie. JEGO. Jeśli ktoś raz już był jego, zawsze tak pozostawało. Lubił myśleć o tym, że jego obecność w jakiś sposób naznacza każdą poznaną osobę. Oczywiście to działało w obie strony. Każda istota, która pojawiła się w jego egzystencji, jakoś na nią wpływała. Niekończąca się sieć powiązań. Czyż to nie piękne?
- Rosie Bell
Re: Biblioteka
Pon Sie 18, 2014 11:46 pm
Badawczy wzrok ślizgona czasem budził w niej dreszcz niepokoju. Od kiedy przestała być anonimowa w jego życiu na tyle, że wymieniali czasem uprzejmości, bądź jak dziś nawet kilka złożonych zdań, odczuwała to bardziej niż zwykle. Była przecież kiedyś tylko anonimową puchonką, jedną z wielu uczennic, które mu się przyglądały, a to badawcze spojrzenie, które na niej własnie skupiał było nieznaczącym rzutem okiem w tłum. A przynajmniej tak się jej zdawało. Że była kiedyś anonimowa.
- Lubie ciasto czekoladowe, ale nie wierze, że ktoś robi lepsze od mojej mamy. To Ty powinieneś wpaść do mnie. - uśmiechnęła się zadziornie, choć całkiem uroczo.
Zaprosiła Lestrange'a do siebie do domu, co się dzieje z tym światem? Zaraz szybko skarciła się w myślach i potrząsnęła głową, powtarzając sobie w duchu, żeby nie popełniać kretyńskich błędów. Jak się miało okazać, to popołudnie będzie obfitować w kretynizmy bardziej, niżby się sama mogła tego spodziewać.
- O proszę, wielki Lestrange czegoś nie wie. - uniosła jedną brew i pokręciła lekko głową.- Ach, no przecież to tylko godne pożałowania urządzenie zwykłych mugolasów. - ucięła i mimo, że zabrzmiało to jak wyrzut, mrugnęła do niego żartobliwie. Czasem nie rozumiała dlaczego świat czarodziei tak bardzo odcina się od najprostszych mugolskich rzeczy. Miała wrażenie, że niektórym nacisnieniowanym rodom szlacheckim wiele by pomogły wczasy w typowym angielskim miasteczku pozbawionym nawet najmniejszej nuty magii.
Słysząc jego słowa ponownie poczuła dreszcz. Zabrzmiał tak melodramatycznie jak bohater jednej z tych pięknych historii, które tak uwielbiała w wakacje oglądać w kinie. Nachyliła się lekko w jego stronę, trochę zbyt odważnie i zbyt blisko, jednak zajrzała w te chłodne, kalkulacyjne oczy.
- Wiesz, że nie możesz mówić dziewczynie takich rzeczy, jeśli nie masz ich na myśli? - zapytała cicho, zastanawiając się, czy bardziej chce się od niego odsunąć, czy może przysunąć jeszcze bliżej. Pachniał papierosami i wodą kolońską w sposób, który wzbudzał w niej nieznane dotychczas emocje.- Jesteśmy łatwowierne. - no może nie wszystkie. On sam miał na karku zaprzeczenie wszelkiej kobiecości, przynajmniej w mniemaniu Rosie.
Uśmiechnęła się lekko i po chwili wyczekującej ciszy odsunęła się znów na bezpieczną odległość. Pogmerała chwilę w torbie i wyciągnęła żałosną robótkę, dziwiąc się sobie, dlaczego mu ją pokazuje. Chyba tak juz na nią działał...?
- No popatrz. Musiałby być ślepo zakochany, gdyby obdarowany takim szaliczkiem wciąż chciał być moim lubym. - westchnżła. Dobrze by było nie spędzać samotnie walentynek, ale taką była już urodzoną dzikuską samotniczką, że nie zdarzały jej się właściwie żadne, nawet przelotne flirty czy romanse.
- Lubie ciasto czekoladowe, ale nie wierze, że ktoś robi lepsze od mojej mamy. To Ty powinieneś wpaść do mnie. - uśmiechnęła się zadziornie, choć całkiem uroczo.
Zaprosiła Lestrange'a do siebie do domu, co się dzieje z tym światem? Zaraz szybko skarciła się w myślach i potrząsnęła głową, powtarzając sobie w duchu, żeby nie popełniać kretyńskich błędów. Jak się miało okazać, to popołudnie będzie obfitować w kretynizmy bardziej, niżby się sama mogła tego spodziewać.
- O proszę, wielki Lestrange czegoś nie wie. - uniosła jedną brew i pokręciła lekko głową.- Ach, no przecież to tylko godne pożałowania urządzenie zwykłych mugolasów. - ucięła i mimo, że zabrzmiało to jak wyrzut, mrugnęła do niego żartobliwie. Czasem nie rozumiała dlaczego świat czarodziei tak bardzo odcina się od najprostszych mugolskich rzeczy. Miała wrażenie, że niektórym nacisnieniowanym rodom szlacheckim wiele by pomogły wczasy w typowym angielskim miasteczku pozbawionym nawet najmniejszej nuty magii.
Słysząc jego słowa ponownie poczuła dreszcz. Zabrzmiał tak melodramatycznie jak bohater jednej z tych pięknych historii, które tak uwielbiała w wakacje oglądać w kinie. Nachyliła się lekko w jego stronę, trochę zbyt odważnie i zbyt blisko, jednak zajrzała w te chłodne, kalkulacyjne oczy.
- Wiesz, że nie możesz mówić dziewczynie takich rzeczy, jeśli nie masz ich na myśli? - zapytała cicho, zastanawiając się, czy bardziej chce się od niego odsunąć, czy może przysunąć jeszcze bliżej. Pachniał papierosami i wodą kolońską w sposób, który wzbudzał w niej nieznane dotychczas emocje.- Jesteśmy łatwowierne. - no może nie wszystkie. On sam miał na karku zaprzeczenie wszelkiej kobiecości, przynajmniej w mniemaniu Rosie.
Uśmiechnęła się lekko i po chwili wyczekującej ciszy odsunęła się znów na bezpieczną odległość. Pogmerała chwilę w torbie i wyciągnęła żałosną robótkę, dziwiąc się sobie, dlaczego mu ją pokazuje. Chyba tak juz na nią działał...?
- No popatrz. Musiałby być ślepo zakochany, gdyby obdarowany takim szaliczkiem wciąż chciał być moim lubym. - westchnżła. Dobrze by było nie spędzać samotnie walentynek, ale taką była już urodzoną dzikuską samotniczką, że nie zdarzały jej się właściwie żadne, nawet przelotne flirty czy romanse.
- Rabastan Lestrange
Re: Biblioteka
Wto Wrz 09, 2014 9:19 am
/możesz mnie zabić jak chcesz :< /
Jej szybka odpowiedź i zaproszenie na ciasto mamy, wywołały u niego jeszcze szerszy uśmiech. Zaśmiał się cicho, ale bynajmniej nie złośliwie. Był jednym z tych mniej uprzedzonych mieszkańców domu Węża i mając odpowiedni powód zapewne bez wahania wybrałby się do mugolskiej rodziny na obiad. To przecież mogłoby być nadzwyczaj ciekawe doświadczenie. Pytanie tylko czy Rosie byłaby odpowiednim powodem?
- Jeśli pod koniec roku będziesz gotowa powtórzyć zaproszenie to może nawet się skuszę? - odpowiedział pół żartem, pół serio. Dawno nie uśmiechał się tak dużo, jak w ciągu tych kilku minut spędzonych w jej towarzystwie. To było... nietypowe. Ale w gruncie rzeczy miłe. - Będę grzeczny i Twoja mama mnie pokocha. - dodał i nie była to czcza przechwałka. Potrafił być przecież niezwykle czarujący. Jej przytyk skomentował bezgłośnie jedynie lekkim uniesieniem ramion. Cóż poradzić, nie znał się. Nie miał zamiaru się tego wstydzić, ani tym bardziej ciągnąć niezbyt zajmującego tematu mugolskiej technologii.
Kiedy się zbliżyła, jego oczy rozbłysły. Trochę rozbawieniem, trochę zainteresowaniem. Pachniała słodko. Aż miał ochotę ją zjeść. Miłe ciepło przebiegło wzdłuż jego kręgosłupa - i o Merlinie! - jak on się za tym stęsknił. Za polowaniem. Za zdobywaniem. Chciał mieć Rosie. Chciał całować te słodkie usta, czuć jak drży w jego ramiona i wzdycha prosząc o więcej.
- Może właśnie to miałem na myśli? - zapytał, a jego głos obniżył się odrobinę. Drapieżny uśmieszek czaił się w kąciku ust. Rosie się odsunęła, ale to nic nie zmieniło. Nadal obserwował ją głodnym wzrokiem, boleśnie świadomy swoich pragnień. Lekko ujął zaczętą robótką, trochę zbyt długo muskając szczupłymi palcami jej dłoń. Zamruczał cicho pod nosem, oceniając ściegi. Faktycznie szału nie było. To było nawet urocze.
- Cóż... Nie moje kolory. - odparł po krótkich oględzinach oddając jej potencjalny szaliczek. - Ale podobno liczy się gest, czyż nie?
Jej szybka odpowiedź i zaproszenie na ciasto mamy, wywołały u niego jeszcze szerszy uśmiech. Zaśmiał się cicho, ale bynajmniej nie złośliwie. Był jednym z tych mniej uprzedzonych mieszkańców domu Węża i mając odpowiedni powód zapewne bez wahania wybrałby się do mugolskiej rodziny na obiad. To przecież mogłoby być nadzwyczaj ciekawe doświadczenie. Pytanie tylko czy Rosie byłaby odpowiednim powodem?
- Jeśli pod koniec roku będziesz gotowa powtórzyć zaproszenie to może nawet się skuszę? - odpowiedział pół żartem, pół serio. Dawno nie uśmiechał się tak dużo, jak w ciągu tych kilku minut spędzonych w jej towarzystwie. To było... nietypowe. Ale w gruncie rzeczy miłe. - Będę grzeczny i Twoja mama mnie pokocha. - dodał i nie była to czcza przechwałka. Potrafił być przecież niezwykle czarujący. Jej przytyk skomentował bezgłośnie jedynie lekkim uniesieniem ramion. Cóż poradzić, nie znał się. Nie miał zamiaru się tego wstydzić, ani tym bardziej ciągnąć niezbyt zajmującego tematu mugolskiej technologii.
Kiedy się zbliżyła, jego oczy rozbłysły. Trochę rozbawieniem, trochę zainteresowaniem. Pachniała słodko. Aż miał ochotę ją zjeść. Miłe ciepło przebiegło wzdłuż jego kręgosłupa - i o Merlinie! - jak on się za tym stęsknił. Za polowaniem. Za zdobywaniem. Chciał mieć Rosie. Chciał całować te słodkie usta, czuć jak drży w jego ramiona i wzdycha prosząc o więcej.
- Może właśnie to miałem na myśli? - zapytał, a jego głos obniżył się odrobinę. Drapieżny uśmieszek czaił się w kąciku ust. Rosie się odsunęła, ale to nic nie zmieniło. Nadal obserwował ją głodnym wzrokiem, boleśnie świadomy swoich pragnień. Lekko ujął zaczętą robótką, trochę zbyt długo muskając szczupłymi palcami jej dłoń. Zamruczał cicho pod nosem, oceniając ściegi. Faktycznie szału nie było. To było nawet urocze.
- Cóż... Nie moje kolory. - odparł po krótkich oględzinach oddając jej potencjalny szaliczek. - Ale podobno liczy się gest, czyż nie?
- Aida Cuthbert
Re: Biblioteka
Nie Paź 26, 2014 10:22 pm
Wiele się wydarzyło w życiu Aidy, zaczynając oczywiście od bardzo przewrotnego romansu, który zadziałał na nią niezbyt dobrze, a na jakiś ulotnych i czczych uczuciach kończąc. Nie chciała angażować się w żaden sposób w relacje międzyludzkie, które miałyby ją w jakiś sposób naprostować. Stała się jeszcze bardziej wyniosła i zdystansowana do wszystkiego, co przynosiło życie. Nie zwracała uwagi na ludzi, którzy nie byli tego godni, a tym bardziej Syriusz stał się dla niej zwykłym kundlem. Dała mu szansę. Mógł osiągnąć to, czego pragnął, ale on odszedł, nawet nie używając tego nudnego „żegnaj”. Gdzieś to ją ubodło, wszak zakpił z niej po raz kolejny, ale trzeba przecież iść do przodu i nie zwracać uwagi na tak pomniejsze i nic nieznaczące jednostki jak Syriusz Black.
I w ten o to sposób, wymazując całą przeszłość, a przynajmniej znaczącą jej część w końcu dotarła do miejsca, w którym mogła odnaleźć względny spokój, bo przecież o nic więcej jej w tej chwili nie chodziło. Nawet nie analizowała osób, które mijała wzrok mając utkwiony na wysokości swoich butów, a co za tym szło, ewidentnie podchodziła dość olewczo do wszystkiego, co ją aktualnie otaczało. Czy to miało znaczenie jakiekolwiek? Już nie. Zdecydowanie nie.
Zaczytana w książkę, której sensu i tak nie rozumiała, próbowała poskładać się w całość, a następnie przewertować jeszcze raz kartki, by ostatecznie zapisać najważniejsze informacje na kartce, wszak to było istotnym, skoro odrabiała zawzięcie prace domową, a przynajmniej usilnie próbowała. Zmarszczyła lekko brwi dopiero w momencie, gdy zrozumiała, że zaklęcia to wcale nie taka łatwa dziedzina, a już na pewno nie wtedy, gdy człowiekiem szargają przeróżne emocje. Te lepsze jak i zarówno te bardzo złe.
Tkwiąc zawieszona w próżni i czasoprzestrzeni próbowała odszukać na wszelkie możliwe sposoby drogi ewakuacyjnej od własnych myśli, które zaczynały ją coraz bardziej przerażać, bo co jest gorszego, od strachu… Przed samą sobą?
I w ten o to sposób, wymazując całą przeszłość, a przynajmniej znaczącą jej część w końcu dotarła do miejsca, w którym mogła odnaleźć względny spokój, bo przecież o nic więcej jej w tej chwili nie chodziło. Nawet nie analizowała osób, które mijała wzrok mając utkwiony na wysokości swoich butów, a co za tym szło, ewidentnie podchodziła dość olewczo do wszystkiego, co ją aktualnie otaczało. Czy to miało znaczenie jakiekolwiek? Już nie. Zdecydowanie nie.
Zaczytana w książkę, której sensu i tak nie rozumiała, próbowała poskładać się w całość, a następnie przewertować jeszcze raz kartki, by ostatecznie zapisać najważniejsze informacje na kartce, wszak to było istotnym, skoro odrabiała zawzięcie prace domową, a przynajmniej usilnie próbowała. Zmarszczyła lekko brwi dopiero w momencie, gdy zrozumiała, że zaklęcia to wcale nie taka łatwa dziedzina, a już na pewno nie wtedy, gdy człowiekiem szargają przeróżne emocje. Te lepsze jak i zarówno te bardzo złe.
Tkwiąc zawieszona w próżni i czasoprzestrzeni próbowała odszukać na wszelkie możliwe sposoby drogi ewakuacyjnej od własnych myśli, które zaczynały ją coraz bardziej przerażać, bo co jest gorszego, od strachu… Przed samą sobą?
- Mistrz Gry
Re: Biblioteka
Sob Lis 22, 2014 9:59 pm
Z powodu zbyt długiego zwlekania z postami, zakańczam wątek pomiędzy Rabastanem a Rosie. I wątek Aidy również.
[z/t dla Aidy, Rosie i Rabastana]
[z/t dla Aidy, Rosie i Rabastana]
- Sahir Nailah
Re: Biblioteka
Pon Lis 24, 2014 6:40 pm
To takie ustronie, miejsce, w którym do uszu dochodzą cię szepty, lecz z rzadka, takie gdzie w powietrzu zapach papieru, starszego i nowszego, przeplata się ze sobą wraz z magią, jaka je oplata i chroni przed wszelkimi uszkodzeniami - tutaj słyszy się zazwyczaj tylko jego szelest i samemu zajmuje głowę czytaniem, czy uczeniem się, tak i po to zresztą przyszedłeś tutaj Ty, tym nie mniej zamiast oczy skupić na książce, trzymałeś je zamknięte, siedząc w fotelu tuż pod oknem, mając na kolanach otworzony podręcznik do opieki nad magicznymi zwierzętami, z której miałeś zresztą zrobić zadanie domowe - przytrzymywałeś zaciśnięte palce na nasadzie nosa, brwi były lekko ściągnięte - ta twarz trwała w dziwnym, kamiennym zastoju, na którym wyryły się niemal niewidoczne zmarszczki zmartwienia, niepokoju, choć sama sylwetka spokojem tchnęła, znów niczym nieskończona rzeźba, która jest tu i teraz i będzie za wiek, czy dwa, jeśli tylko Los na to pozwoli. Ledwo palce opierały się na okładce, by ją przytrzymywać, aby nie zsunęła się z twoich nóg, tym nie mniej wyglądała na chętną do ucieczki, nawet jeśli nie byłaby daleka, to chwilowy lot na podłogę, zakończony głośnym hukiem, przyciągał ją i wabił - jak na razie niewidzialna siła sprzeciwiała się grawitacji i nie pozwalała jej na to, ale wydawało się kwestią jednego, drobnego bodźca, żeby ten stan rzeczy przerwać i to, co zaklęte w marmur, znów przywrócić do życia.
- Alexandra Grace
Re: Biblioteka
Pon Lis 24, 2014 6:58 pm
Książki. Jak człowiek ich potrzebuje to idzie do biblioteki, co za odkrycie. Nie dziwne, że i ona poczłapała tam. Chciała poczytać trochę o eliksirach. Niby nic wielkiego, ale jakie poświęcenie. Pierw kręciła się między regałami, oberwała jakimś podręcznikiem, który spadł, gdy wyciągała inny, a na koniec, gdy już zmierzała na miejsce siedzące zacięła się kartką w okolicach prawego nadgarstka. Przycisnęła szatą ranę i szła dalej. Taki już los jest. Potwór nawet, jak człowiek próbuje zabrać się za coś niepozornego. Kiedy pokręciła głową w celu pozbycia się włosów z twarzy dostrzegła znajomego. Cóż, może moment średni, ale samotność zawsze jest krzywdząca. Warto niwelować jej ilość.
- Miło Cię widzieć - stwierdziła tylko. Krótko i na temat. Żałowała, że nie rozwinęła się bardziej, ale co poradzić? Czas spędzony w tym miejscu nie należał do najlepszych chwilowo. Czas przerwać złą passę. Jak inaczej jeśli nie rozmową? Ona nie znała za wiele pomysłów na to, jak poprawiać sobie humor. Mogła gadać do siebie albo z kimś. Z dwojga złego drugie jest lepsze, bo przynajmniej nikt przypadkowo nie stwierdzić, że oszalała.
- Miło Cię widzieć - stwierdziła tylko. Krótko i na temat. Żałowała, że nie rozwinęła się bardziej, ale co poradzić? Czas spędzony w tym miejscu nie należał do najlepszych chwilowo. Czas przerwać złą passę. Jak inaczej jeśli nie rozmową? Ona nie znała za wiele pomysłów na to, jak poprawiać sobie humor. Mogła gadać do siebie albo z kimś. Z dwojga złego drugie jest lepsze, bo przynajmniej nikt przypadkowo nie stwierdzić, że oszalała.
- Sahir Nailah
Re: Biblioteka
Pon Lis 24, 2014 7:09 pm
Powoli, nieśpiesznie, rozchyliłeś powieki, pod którymi źrenice, której brak było tęczówek w jej wielkości, lub która zlała się z nią, przez co nie sposób było odróżnić w tej otchłani jednego od drugiego, nie od razu spoczęły na dziewczynie - skierowane w przestrzeń, w jeden z regałów, przesunęły się flegmatycznie na sylwetkę, która przed nim stanęła, a z której zwierciadeł duszy biła irytacja dnia, bądź chwilą, nie mogłeś tego stwierdzić od razu samym spojrzeniem, wszak w myślach natomiast nie czytałeś. Odpowiedź nie pojawiła się od razu, zaś sekundy przeciągały się w nieznośnym tykaniu zegara gdzieś nieopodal w usypiającym i monotonnym rytmie - nie śpieszyło ci się nigdzie, bo niby dokąd? Masz przed sobą całą wieczność!
W końcu jednak twoje wargi uniosły się w górę, przymknąłeś na drobny moment oczy na powrót, ale tylko dla tego uśmiechu, by wyprostować się, pewniej złapać za przedmiot spoczywający na twych udach, by jednak nie poddał się fizycznemu prawu, które go przyciągało i poprawiłeś, podciągając swoją pół-leżącą w zasadzie, sylwetkę w górę, zamykając z trzaskiem bestiologię.
- Znów spotykamy się w miejscu przepełnionym myślami. - Wskazał gestem fotel obok siebie, zapraszając ją do tego, by się przysiadła, jeśli tylko ma czas i chęci. - Witaj, Nadziejo. - Ni sposób stwierdzić, czy sobie żartował, ale nie było słychać w jego głosie żadnej kpiny, która mogłaby na szyderstwo wskazywać. - Wyglądasz na lekko... poirytowaną.
W końcu jednak twoje wargi uniosły się w górę, przymknąłeś na drobny moment oczy na powrót, ale tylko dla tego uśmiechu, by wyprostować się, pewniej złapać za przedmiot spoczywający na twych udach, by jednak nie poddał się fizycznemu prawu, które go przyciągało i poprawiłeś, podciągając swoją pół-leżącą w zasadzie, sylwetkę w górę, zamykając z trzaskiem bestiologię.
- Znów spotykamy się w miejscu przepełnionym myślami. - Wskazał gestem fotel obok siebie, zapraszając ją do tego, by się przysiadła, jeśli tylko ma czas i chęci. - Witaj, Nadziejo. - Ni sposób stwierdzić, czy sobie żartował, ale nie było słychać w jego głosie żadnej kpiny, która mogłaby na szyderstwo wskazywać. - Wyglądasz na lekko... poirytowaną.
- Alexandra Grace
Re: Biblioteka
Pon Lis 24, 2014 7:20 pm
Pół biedy, że wygląda na lekko poirytowaną. Pewnie w rzeczywistości prezentuję się to o wiele gorzej. W końcu kiedy wchodzisz do względnie bezpiecznego pomieszczenia i dzieje Ci się tryliard różnych wypadków to nie da się wyglądać, jak śpiewający o poranku skowronek. Kręciła się wszędzie w zastraszającym tempie i powinna chyba przystopować, bo w końcu skończy jako placek na jakiejś ścianie, bo jej nie zauważy.
- Zawsze lepsze takie miejsce niż żadne - Choć moment mógłby być przystępniejszy. Spotkać ją w stanie, gdy jest wkurzona to okropna rzecz. Albo się uspokoi albo zdetonuje jakąś bombę. Ewentualnie jej zły humor przeniesie się na innego, biednego człowieka.
- Nadzieja czasami też miewa gorsze dni. Chwilowo pobyt w tym miejscu zabija moje myśli i mnie chyba też stara się pozbyć - To bo komu przydarza się tyle wypadków za chęć do życia? Nic nie zrobiła, a tak ją ukarano...
- Oberwałam w głowę książką, moje włosy to gniazdo, a do tego krwawię. Nie mogło być lepiej. A Twoje przeżycia? Jakaś ciekawa lektura? - Mówiąc to pokazała swój nieszczęsny nadgarstek. Potem dosiadła się i schowała książkę do torby. Może chociaż jej nie poplamiła krwią to przy oddawaniu nie zostanie okrzyczana? Pozytyw, oj tak. Starała się oddychać i je widzieć.
- Zawsze lepsze takie miejsce niż żadne - Choć moment mógłby być przystępniejszy. Spotkać ją w stanie, gdy jest wkurzona to okropna rzecz. Albo się uspokoi albo zdetonuje jakąś bombę. Ewentualnie jej zły humor przeniesie się na innego, biednego człowieka.
- Nadzieja czasami też miewa gorsze dni. Chwilowo pobyt w tym miejscu zabija moje myśli i mnie chyba też stara się pozbyć - To bo komu przydarza się tyle wypadków za chęć do życia? Nic nie zrobiła, a tak ją ukarano...
- Oberwałam w głowę książką, moje włosy to gniazdo, a do tego krwawię. Nie mogło być lepiej. A Twoje przeżycia? Jakaś ciekawa lektura? - Mówiąc to pokazała swój nieszczęsny nadgarstek. Potem dosiadła się i schowała książkę do torby. Może chociaż jej nie poplamiła krwią to przy oddawaniu nie zostanie okrzyczana? Pozytyw, oj tak. Starała się oddychać i je widzieć.
- Sahir Nailah
Re: Biblioteka
Pon Lis 24, 2014 7:40 pm
Kiedy spotyka się na swojej drodze kolejne postaci, wszystko było kwestią dobrego dobrania słów, a ty miałeś bardzo lepki język, pieprzony manipulancie - nie żebyś robił to komukolwiek na złość, czy też w pragnieniu osiągnięcia czegoś złego... przynajmniej w większości przypadków. Nadal byłeś tym, który niby Czarny Anioł, któremu odcięto skrzydła, pilnował, czuwając i pozwalając, by był niewidzialny dla większości. Ta niewidzialność czasem była przerywana przez takich, jak Ona. Jaki dar posiadali, by Cię złapać? Ciebie, podatnego na każdy podmuch wiatru pomimo ciężaru, jakim obarczono twoje barki, nakazując ci wziąć odpowiedzialność za zbyt wiele rzeczy i nieść je ze sobą.
- To zdanie zdaje się, że wskazuje naprawdę na minimalną radość z kolejnego spotkania. - Zawsze lepsze to miejsce, niż żadne - w sumie brzmiało to dwuznacznie, pod tą kopułą złego nastroju, jakim się otoczyła, ciężko było dojrzeć, co poeta miał na myśli, zaś ona nie była prosto zbudowana, nie psychicznie - to można było z łatwością stwierdzić już po pierwszym spotkaniu. Niby taka otwarta i szerząca chęć otwierania innych, ha..! Wszystko ma swoje drugie dno i podłożone, tym nie mniej nie doszukiwałeś się, przynajmniej jak na razie, ukrytego sensu, przyjmowałeś za prawdę motywy, jakie ci podawała, bo czemu nie? Każdy tworzy swą własną prawdę, kwestia tego, czy będzie ona pasować do świata tego, z kim będzie się obcować.
- Gdyby nie miewała, świat byłby z pewnością weselszym miejscem. - Albo bardziej tragicznym, zależy, z której strony na to spojrzeć - z pewnością byłoby mniej samobójców, ot co, ludzi z depresją i tym podobnych rzeczy - ale niech będą, taki jest świat - eliminacja najsłabszych zawsze była jego nieodłączną częścią.
Nabrałeś głęboko powietrza w płuca i przestałeś oddychać, niespokojnie się poruszając i napinając mięśnie, już chętny do zerwania się z miejsca, kiedy oczy wyłapały szkarłatne krople - niedobrze, kontroluj się, Sahirze, przecież nie chcesz, by stało się to samo, co z Zackiem, co z Ievą..! Nie w takim publicznym miejscu, zostałbyś od razu napiętnowany..! Chłopak nakrył dłonią usta i nos, znowu przypominając sobie, jak się oddycha, kiedy dziewczyna usunęła się z jego pola widzenia i usiadła obok.
- Zadanie... na Opiekę nad Magicznymi... Stworzeniami. - Kilka oddechów przez rozchylone wargi, lekko się pochyliłeś - zaraz przejdzie, czy może przyjdzie ci stąd uciekać?
Ha, przeżycia... Nie uwierzyłabyś zapewne.
- To zdanie zdaje się, że wskazuje naprawdę na minimalną radość z kolejnego spotkania. - Zawsze lepsze to miejsce, niż żadne - w sumie brzmiało to dwuznacznie, pod tą kopułą złego nastroju, jakim się otoczyła, ciężko było dojrzeć, co poeta miał na myśli, zaś ona nie była prosto zbudowana, nie psychicznie - to można było z łatwością stwierdzić już po pierwszym spotkaniu. Niby taka otwarta i szerząca chęć otwierania innych, ha..! Wszystko ma swoje drugie dno i podłożone, tym nie mniej nie doszukiwałeś się, przynajmniej jak na razie, ukrytego sensu, przyjmowałeś za prawdę motywy, jakie ci podawała, bo czemu nie? Każdy tworzy swą własną prawdę, kwestia tego, czy będzie ona pasować do świata tego, z kim będzie się obcować.
- Gdyby nie miewała, świat byłby z pewnością weselszym miejscem. - Albo bardziej tragicznym, zależy, z której strony na to spojrzeć - z pewnością byłoby mniej samobójców, ot co, ludzi z depresją i tym podobnych rzeczy - ale niech będą, taki jest świat - eliminacja najsłabszych zawsze była jego nieodłączną częścią.
Nabrałeś głęboko powietrza w płuca i przestałeś oddychać, niespokojnie się poruszając i napinając mięśnie, już chętny do zerwania się z miejsca, kiedy oczy wyłapały szkarłatne krople - niedobrze, kontroluj się, Sahirze, przecież nie chcesz, by stało się to samo, co z Zackiem, co z Ievą..! Nie w takim publicznym miejscu, zostałbyś od razu napiętnowany..! Chłopak nakrył dłonią usta i nos, znowu przypominając sobie, jak się oddycha, kiedy dziewczyna usunęła się z jego pola widzenia i usiadła obok.
- Zadanie... na Opiekę nad Magicznymi... Stworzeniami. - Kilka oddechów przez rozchylone wargi, lekko się pochyliłeś - zaraz przejdzie, czy może przyjdzie ci stąd uciekać?
Ha, przeżycia... Nie uwierzyłabyś zapewne.
- Alexandra Grace
Re: Biblioteka
Pon Lis 24, 2014 8:06 pm
Ludzkość ma oczy, by patrzeć. Nie równa się to jednak słowu widzieć. W tym chyba tkwi ta mała tajemnica. Jedni znajdą każdego, wszędzie i o każdej porze. Dostrzegą czarną kropkę w morzu innych, jasnych. Dla jednych to oczywiste. Inni zaś zawszę będą żyli pod powłoką w której każdy dba o siebie i dostrzega wyłącznie własne odbicie.
- Wręcz przeciwnie. Może dzięki temu, że wreszcie usiadłam nie czeka mnie spotkanie z całym regałem - Tej myśli mocno się trzymała. Może i miała nastrój zły, bo jak tu się cieszyć z bolącej głowy, ale nie zmieniało to faktu, że każdy człowiek z którym mogła chociaż na chwilę przystać to mały dar. Szansa na coś. Drugie dno polegało na tym, że ona bardzo ich potrzebuję, a oni jej nie, a raczej tak twierdzą. W ten sposób jest dla wszystkich, a w dziwny sposób dla nikogo, bo nikt nie uznaję jej za istotną. Nadzieja - nawet w jej postaci, została zapomniana przez ludzi.
- Z pewnością. Jednak zawsze muszą być dwie strony. Ciemna i jasna, by zauważyć różnicę między nimi - Okrucieństwo się szerzy, ale bez niego pewnie nikt by nie odkrył dobroci. I nawet jeśli słaby zginie to silny może na jego przykładzie nauczyć się żyć dalej.
Alex z zainteresowaniem zaczęła się przyglądać towarzyszowi. Była dobrą obserwatorką. Nie ciężko było zauważyć taką zmianę w oddechu, jaką jej ukazał. Zachowanie zostało zakodowane w jej główce. Coś było na rzeczy. Istotnego, jak mniemała. I wtedy wszystko zniknęło. Jej zły humor, ból głowy i wojowanie ze światem za te codzienne złośliwości. Liczyło się tylko to, że coś jest nie tak. Tylko dlaczego jej dłoń była temu winna? Położyła ją na stole i przez moment oglądała. Nie licząc idiotycznego zranienia nie dostrzegła niczego wielkiego, co oznaczało, że to nie w niej tkwi problem. Zostawiła więc podziwianie jej na inną okazję i znowu spojrzała na Sahira.
- Fascynujące. Co Ci jest? - zapytała mrużąc oczy z uwagą. Jej oczy skupiły się na jego osobie, jakby chciała wedrzeć się do środka. Tak to z nią bywało, gdy chciała prawdy. I dlatego nie zadała jakże zachęcającego do kłamstwa pytania "czy coś Ci się stało?", bo i na to pytanie sama mogła sobie odpowiedzieć. Powody. Tylko one coś mówią, bo gdyby nie one skutków by nie było.
W prawdę najciężej jest uwierzyć, ale nie oznacza to, że to niemożliwe. W końcu, jak nie ona to kto? Nie miała oczekiwań wobec ludzi, nie chciała żeby lali przy niej łzy. Jedyne o co w duchu każdego prosi to szczerość. By mogła mieć tą nutkę swojej prywatnej nadziei, iż nie jest jedyną, która nie lubi opowiadać kłamstw. Nawet najprostszych.
- Wręcz przeciwnie. Może dzięki temu, że wreszcie usiadłam nie czeka mnie spotkanie z całym regałem - Tej myśli mocno się trzymała. Może i miała nastrój zły, bo jak tu się cieszyć z bolącej głowy, ale nie zmieniało to faktu, że każdy człowiek z którym mogła chociaż na chwilę przystać to mały dar. Szansa na coś. Drugie dno polegało na tym, że ona bardzo ich potrzebuję, a oni jej nie, a raczej tak twierdzą. W ten sposób jest dla wszystkich, a w dziwny sposób dla nikogo, bo nikt nie uznaję jej za istotną. Nadzieja - nawet w jej postaci, została zapomniana przez ludzi.
- Z pewnością. Jednak zawsze muszą być dwie strony. Ciemna i jasna, by zauważyć różnicę między nimi - Okrucieństwo się szerzy, ale bez niego pewnie nikt by nie odkrył dobroci. I nawet jeśli słaby zginie to silny może na jego przykładzie nauczyć się żyć dalej.
Alex z zainteresowaniem zaczęła się przyglądać towarzyszowi. Była dobrą obserwatorką. Nie ciężko było zauważyć taką zmianę w oddechu, jaką jej ukazał. Zachowanie zostało zakodowane w jej główce. Coś było na rzeczy. Istotnego, jak mniemała. I wtedy wszystko zniknęło. Jej zły humor, ból głowy i wojowanie ze światem za te codzienne złośliwości. Liczyło się tylko to, że coś jest nie tak. Tylko dlaczego jej dłoń była temu winna? Położyła ją na stole i przez moment oglądała. Nie licząc idiotycznego zranienia nie dostrzegła niczego wielkiego, co oznaczało, że to nie w niej tkwi problem. Zostawiła więc podziwianie jej na inną okazję i znowu spojrzała na Sahira.
- Fascynujące. Co Ci jest? - zapytała mrużąc oczy z uwagą. Jej oczy skupiły się na jego osobie, jakby chciała wedrzeć się do środka. Tak to z nią bywało, gdy chciała prawdy. I dlatego nie zadała jakże zachęcającego do kłamstwa pytania "czy coś Ci się stało?", bo i na to pytanie sama mogła sobie odpowiedzieć. Powody. Tylko one coś mówią, bo gdyby nie one skutków by nie było.
W prawdę najciężej jest uwierzyć, ale nie oznacza to, że to niemożliwe. W końcu, jak nie ona to kto? Nie miała oczekiwań wobec ludzi, nie chciała żeby lali przy niej łzy. Jedyne o co w duchu każdego prosi to szczerość. By mogła mieć tą nutkę swojej prywatnej nadziei, iż nie jest jedyną, która nie lubi opowiadać kłamstw. Nawet najprostszych.
- Sahir Nailah
Re: Biblioteka
Pon Lis 24, 2014 8:40 pm
Wręcz przeciwnie, czyli jednak nie cieszy? Najpierw mówi tak, potem inaczej, następnie znowu wraca do pierwszej wersji - trochę to było zamieszane i powiedzieć, co artysta ma na myśli stawało się naprawdę ciężkim, powinno go zapewne przestać obchodzić, o co w ogóle toczy się temat, no bo co to za różnica, czy się cieszy ze spotkania, poza chęcią minimalnego zadowolenia i faktu, że sam potrzebowałeś towarzystwa, a towarzystwo zazwyczaj ciebie nie? Byliście do siebie podobni na paru płaszczyznach, ukształtowani przez otoczenie wokół siebie w taki, a nie inny sposób - tylko że ona nadal nosiła w sobie nadzieję. Ciekawe, ile ma lat, do której klasy chodzi - wydawała się taka dojrzała, taka pewna swych myśli, że chciało się ją wynieść już nawet ponad szkolne lata, nie przez wygląd, skądże znowu, a przez aurą, jaką się otaczała. Była jednocześnie na pewien sposób niebezpieczna. Ponieważ widziała. Ponieważ jak ty należała do tych osób, które dostrzegają te maleńkie kropeczki i zapisują je w pamięci, nie po to, by potem wykorzystać je przeciwko tej osobie... choć tak naprawdę pewności w tym drugim mieć nie mogłeś, tym nie mniej nie było to coś, co strącałoby twój spokój ducha z piedestału.
- To rzeczywiście natknięcie się na wolny fotel można uznać za szczęście. - Spotkanie z regałem pełnym książek byłoby... ciężkie do przeżycia. Delikatnie rzecz ujmując. Z pewnością bardziej problematyczne niż spotkanie z jedną książką, ale nie, żebym ja się szczególnie na tym znał, na szczęście szczęśliwemu narratorowi Sahira Nailaha nie spadło żadne tomiszcze na czaszkę, czyniąc go jeszcze bardziej szczęśliwym, niż szczęśliwy był, przy wyobrażeniu, jak bardzo musi to boleć i że jego (znaczy mnie) to nigdy nie spotkało. Sam czarnowłosy bohater spoczywający w fotelu również potrafił docenić brak takiego zdarzenia w swoim ponurym życiorysie. Ciekawe, swoją drogą, co ty napiszesz w CV...
- Na co by się zdało dobro, gdyby nie istniało zło, i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły wszystkie cienie? - Zdecydowanie były to bardzo dobre i prawdziwe słowa, bo dziewczę miało rację - jedno bez drugiego nie mogło istnieć. Świat byłby wypłowiały.
To, co potem się stało, wcale nie było fascynujące, z pewnością nie dla ciebie, kiedy żyły zaczynały płonąć żywym ogniem i tylko słońce kryjące się za chmurami powstrzymało gwałtowniejszą reakcję rzucenia się na niej, przytępiając twe zmysły - i może też to, że nie tak dawno wypiłeś dość sporą ilość krwi, bo jeszcze przed dwoma dniami, zdaje się... Drugą dłoń, której przedramię spoczywało na oparciu fotela, zacisnąłeś mocno na jego krawędzi, narzucając sobie stalową wolę, mocno szarpaną w tym momencie - rzecz przestała się nawet rozchodzić o to, czy się na nią rzucić, czy nie, tylko o to, by opanować ból, jaki bestia przyniosła i która zginała w pół, pragnąc się uwolnić.
- Delirium. - Nie było to kłamstwo - była to prawda w najczystszej postaci... Tylko że uzależnionym można być na różne rzeczy, a te alkoholowe i narkotykowe delirium nie atakowało tak nagle.
- To rzeczywiście natknięcie się na wolny fotel można uznać za szczęście. - Spotkanie z regałem pełnym książek byłoby... ciężkie do przeżycia. Delikatnie rzecz ujmując. Z pewnością bardziej problematyczne niż spotkanie z jedną książką, ale nie, żebym ja się szczególnie na tym znał, na szczęście szczęśliwemu narratorowi Sahira Nailaha nie spadło żadne tomiszcze na czaszkę, czyniąc go jeszcze bardziej szczęśliwym, niż szczęśliwy był, przy wyobrażeniu, jak bardzo musi to boleć i że jego (znaczy mnie) to nigdy nie spotkało. Sam czarnowłosy bohater spoczywający w fotelu również potrafił docenić brak takiego zdarzenia w swoim ponurym życiorysie. Ciekawe, swoją drogą, co ty napiszesz w CV...
- Na co by się zdało dobro, gdyby nie istniało zło, i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły wszystkie cienie? - Zdecydowanie były to bardzo dobre i prawdziwe słowa, bo dziewczę miało rację - jedno bez drugiego nie mogło istnieć. Świat byłby wypłowiały.
To, co potem się stało, wcale nie było fascynujące, z pewnością nie dla ciebie, kiedy żyły zaczynały płonąć żywym ogniem i tylko słońce kryjące się za chmurami powstrzymało gwałtowniejszą reakcję rzucenia się na niej, przytępiając twe zmysły - i może też to, że nie tak dawno wypiłeś dość sporą ilość krwi, bo jeszcze przed dwoma dniami, zdaje się... Drugą dłoń, której przedramię spoczywało na oparciu fotela, zacisnąłeś mocno na jego krawędzi, narzucając sobie stalową wolę, mocno szarpaną w tym momencie - rzecz przestała się nawet rozchodzić o to, czy się na nią rzucić, czy nie, tylko o to, by opanować ból, jaki bestia przyniosła i która zginała w pół, pragnąc się uwolnić.
- Delirium. - Nie było to kłamstwo - była to prawda w najczystszej postaci... Tylko że uzależnionym można być na różne rzeczy, a te alkoholowe i narkotykowe delirium nie atakowało tak nagle.
- Alexandra Grace
Re: Biblioteka
Pon Lis 24, 2014 9:11 pm
Artysta tworzy dla siebie. Może i prace są sprzedawane, ale w zamyśle jest to po prostu sztuka. Ona zaś żyje sama dla siebie. Dla własnego pragnienia i radości tworzenia. Powołuje do życia piękno w najczystszej postaci. Szkoda, że często im to ucieka. Potem zostaje tylko pragnienie, by zdobywać majątek. I nie ma już nowych dzieł.
Jej dorosłość? Może wynika to z kolei rzeczy, że młody nie powinien umierać? A potem gdy otrze się o taką tragedię... nie może być taki sam. Każde przeżycie buduje duszę. A ona po zawaleniu się własnego muru nigdy nie zniszczyłaby cudzego.
- O ile się pode mną nie złamie. Dziś spodziewam się wszystkiego. Złośliwość rzeczy martwych - Lepiej zliczać ilość złych rzeczy, które się nie wydarzyło. Zawsze to jakieś pozytywne wyjście ku optymizmowi.
W CV? Tam to można bujać. Hulaj duszo, piekła nie ma. Tylko tak, by nie było, aż zbyt przesadzone, bo to rola ogrodnika już, nie piszącego. Na następne dosłyszane słowa przytaknęła tylko. Nie było czego wiercić dalej.
Zjawisko nieznane wzbudza chęć poznawania. Alex dostrzegła w chłopaku to czego jeszcze wcześniej nie było. To coś w spojrzeniu. Niewytłumaczalna iskra, pochodzenia równie niewiadomego. Tajemnice, ach tajemnice. Są ciężką sprawą.
Natychmiast było widać, że myśli. Wszystkie trybiki jak szalone próbowały ułożyć puzzle w których brakowało praktycznie każdej części. Nie łatwo znaleźć w tych strzępkach wizję całego obrazu.
- Rodzaj? Pochodzenie? Dlaczego teraz? Uzależnienie raczej nie daje o sobie znać, gdy spotykasz dziewczynę. I to w trakcie rozmowy. Szczególnie po pokazaniu rany. Raczej nie kłamiesz. Nie oznacza to jednak, że mówisz wszystko. Niby nie masz takiego obowiązku, ale... mam przeczucie. Nie mówi mi ono nic, lecz z pewnością nie mogę go zignorować. Co zrobiłam? Wiedz, że nie chciałam niczego złego. Chciałabym zrozumieć, co to takiego, by uniknąć pogłębienia problemu, tylko tyle. Ufaj bądź nie w mojej intencję, wolny wybór - Raczej półprawda. Ominięcie istotnej informacji. Odpowiedzi. Do tego pytania zabrzmiały jak dochodzenie. Prawda jednak sama wychodziła z niej i w pewnych momentach nie miała na nią wpływu. Wypuszczała ją do ludzi, a oni mogą ją zgnieść, zignorować bądź co tam sobie jeszcze zechcą. Odwróciła od niego wzrok i patrzyła na rękę po której spływała tylko jedna kropelka krwi. Niedługo rana zaschnie. Patrzyła w nią, jakby to wszystko było jej winą. Jej zły humor i stan Sahira. Winna wszystkiego. Nie mogła mieć pojęcia, co do jej udziału, ale zostawała pewność, że coś jest nie tak. Aura, która ją owijała sprzyjała jej w takich chwilach. Dostarczała przez swoje odbiorniki komunikaty. Krótkie, zaszyfrowane, ale zawsze jakieś.
Jej dorosłość? Może wynika to z kolei rzeczy, że młody nie powinien umierać? A potem gdy otrze się o taką tragedię... nie może być taki sam. Każde przeżycie buduje duszę. A ona po zawaleniu się własnego muru nigdy nie zniszczyłaby cudzego.
- O ile się pode mną nie złamie. Dziś spodziewam się wszystkiego. Złośliwość rzeczy martwych - Lepiej zliczać ilość złych rzeczy, które się nie wydarzyło. Zawsze to jakieś pozytywne wyjście ku optymizmowi.
W CV? Tam to można bujać. Hulaj duszo, piekła nie ma. Tylko tak, by nie było, aż zbyt przesadzone, bo to rola ogrodnika już, nie piszącego. Na następne dosłyszane słowa przytaknęła tylko. Nie było czego wiercić dalej.
Zjawisko nieznane wzbudza chęć poznawania. Alex dostrzegła w chłopaku to czego jeszcze wcześniej nie było. To coś w spojrzeniu. Niewytłumaczalna iskra, pochodzenia równie niewiadomego. Tajemnice, ach tajemnice. Są ciężką sprawą.
Natychmiast było widać, że myśli. Wszystkie trybiki jak szalone próbowały ułożyć puzzle w których brakowało praktycznie każdej części. Nie łatwo znaleźć w tych strzępkach wizję całego obrazu.
- Rodzaj? Pochodzenie? Dlaczego teraz? Uzależnienie raczej nie daje o sobie znać, gdy spotykasz dziewczynę. I to w trakcie rozmowy. Szczególnie po pokazaniu rany. Raczej nie kłamiesz. Nie oznacza to jednak, że mówisz wszystko. Niby nie masz takiego obowiązku, ale... mam przeczucie. Nie mówi mi ono nic, lecz z pewnością nie mogę go zignorować. Co zrobiłam? Wiedz, że nie chciałam niczego złego. Chciałabym zrozumieć, co to takiego, by uniknąć pogłębienia problemu, tylko tyle. Ufaj bądź nie w mojej intencję, wolny wybór - Raczej półprawda. Ominięcie istotnej informacji. Odpowiedzi. Do tego pytania zabrzmiały jak dochodzenie. Prawda jednak sama wychodziła z niej i w pewnych momentach nie miała na nią wpływu. Wypuszczała ją do ludzi, a oni mogą ją zgnieść, zignorować bądź co tam sobie jeszcze zechcą. Odwróciła od niego wzrok i patrzyła na rękę po której spływała tylko jedna kropelka krwi. Niedługo rana zaschnie. Patrzyła w nią, jakby to wszystko było jej winą. Jej zły humor i stan Sahira. Winna wszystkiego. Nie mogła mieć pojęcia, co do jej udziału, ale zostawała pewność, że coś jest nie tak. Aura, która ją owijała sprzyjała jej w takich chwilach. Dostarczała przez swoje odbiorniki komunikaty. Krótkie, zaszyfrowane, ale zawsze jakieś.
- Sahir Nailah
Re: Biblioteka
Pon Lis 24, 2014 9:41 pm
Spodziewać się wszystkiego, spodziewać się niespodziewanego, to przeczyło samo sobie, jednak to powiedzonko utarło się już w społeczeństwie, mieszcząc w charakteryzacji tego, że wydarzyło się już wiele złego lub nazbyt dziwnego, że uważamy, iż już się zaskoczyć nie damy - tak, ale jak tutaj przewidzieć, co może się stać? Może być zawsze gorzej, mogą do nas napłynąć informacje, które zawrócą nam w głowie, nie koniecznie pozytywnie... I tak, wbrew wszystkim twierdzeniom, że przedmioty nie mogą czynić na przekór, okazuje się, że ich wredota nazbyt często przekracza tą ludzką, istot żyjących.
Ucieczka byłaby najlepsza, byłoby słodko biec przed siebie, nie patrząc nawet, czy ma to jakikolwiek sens, bo przecież to miejsce było ledwo jednym z wielu przystanków, na którym nie trzeba zostawać do końca dni - wszak kto tak niby nakazał? Prawo, które mówiło, że dopóki nie ukończy się pełnoletności nie można stanowić o sobie samym? Po coś to było - między innymi po to, by uchronić tych, co im się w głowach przewraca i buntują się dla zasady, przed rychłym upadkiem i utonięciem w świecie dorosłych, na którego przyjęcie nie byli jeszcze gotowi. Nie musisz nikomu udowadniać, że jesteś silny, nie musisz odczuwać ciągłego poczucia winy - już to drugie wymazałeś, to pierwsze przestało cię obchodzić - tak właśnie traci się sens życia, kiedy instynkt mówi: "biegnij przed siebie!", a ty nadal stoisz w miejscu, ponieważ tak nakazała duma, jej resztki, co kazały udowadniać, że nikt ci nie będzie mówił, co jest dla Ciebie najlepsze, by udowodnić, jak silny być potrafisz... I jak? Żelazna psychika nadal trwa w jednym kawałku?
Cisza, cisza, cisza - nie doskonała, ale zamknięta w tobie, czerń, nadal nie doskonała, widziałeś przebłyski kolorów, kiedy zamknąłeś otchłanie, przysłaniając je powiekami, im dalej się udasz w tą podróż, choć cieleśnie nadal będziesz siedzieć w fotelu, tym będzie lepiej, nie pozwól się rozproszyć - i tak odpowiedź nie nadchodziła, ale za to uspakajał się oddech i mięśnie czarnowłosego rozluźniały, stopień po stopniu, bez pośpiechu - nie ważne, jak długa ta droga była i jakim tempem się szło, ważne, że w końcu doszło się do celu.
Wypuściłeś w końcu głośno powietrze i odchyliłeś, opadając na oparcie i obsuwając się nieznacznie w fotelu, pozwalając, by oblubowana pustka nut wokół was się przeciągała, ta bez słów, bez muzyki - tylko wasze oddechy i bicie ser, które za dnia nie były nawet dla ciebie specjalnie osiągalne - jedynie czułeś, jak twoje niespokojnie obija się o klatkę piersiową w nienaturalnie szybkim tempie, jeszcze trochę i rozbije żebra i wyskoczy na zewnątrz - te potrzebowało zdecydowanie dłuższej chwili, by na dobre się uspokoić.
- Nie... oczywiście, że nie mówię wszystkiego... Przecież nawet nie skończyłem ci całej historii... Wiesz to... Masz dobry instynkt.
Ucieczka byłaby najlepsza, byłoby słodko biec przed siebie, nie patrząc nawet, czy ma to jakikolwiek sens, bo przecież to miejsce było ledwo jednym z wielu przystanków, na którym nie trzeba zostawać do końca dni - wszak kto tak niby nakazał? Prawo, które mówiło, że dopóki nie ukończy się pełnoletności nie można stanowić o sobie samym? Po coś to było - między innymi po to, by uchronić tych, co im się w głowach przewraca i buntują się dla zasady, przed rychłym upadkiem i utonięciem w świecie dorosłych, na którego przyjęcie nie byli jeszcze gotowi. Nie musisz nikomu udowadniać, że jesteś silny, nie musisz odczuwać ciągłego poczucia winy - już to drugie wymazałeś, to pierwsze przestało cię obchodzić - tak właśnie traci się sens życia, kiedy instynkt mówi: "biegnij przed siebie!", a ty nadal stoisz w miejscu, ponieważ tak nakazała duma, jej resztki, co kazały udowadniać, że nikt ci nie będzie mówił, co jest dla Ciebie najlepsze, by udowodnić, jak silny być potrafisz... I jak? Żelazna psychika nadal trwa w jednym kawałku?
Cisza, cisza, cisza - nie doskonała, ale zamknięta w tobie, czerń, nadal nie doskonała, widziałeś przebłyski kolorów, kiedy zamknąłeś otchłanie, przysłaniając je powiekami, im dalej się udasz w tą podróż, choć cieleśnie nadal będziesz siedzieć w fotelu, tym będzie lepiej, nie pozwól się rozproszyć - i tak odpowiedź nie nadchodziła, ale za to uspakajał się oddech i mięśnie czarnowłosego rozluźniały, stopień po stopniu, bez pośpiechu - nie ważne, jak długa ta droga była i jakim tempem się szło, ważne, że w końcu doszło się do celu.
Wypuściłeś w końcu głośno powietrze i odchyliłeś, opadając na oparcie i obsuwając się nieznacznie w fotelu, pozwalając, by oblubowana pustka nut wokół was się przeciągała, ta bez słów, bez muzyki - tylko wasze oddechy i bicie ser, które za dnia nie były nawet dla ciebie specjalnie osiągalne - jedynie czułeś, jak twoje niespokojnie obija się o klatkę piersiową w nienaturalnie szybkim tempie, jeszcze trochę i rozbije żebra i wyskoczy na zewnątrz - te potrzebowało zdecydowanie dłuższej chwili, by na dobre się uspokoić.
- Nie... oczywiście, że nie mówię wszystkiego... Przecież nawet nie skończyłem ci całej historii... Wiesz to... Masz dobry instynkt.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach