- Rabastan Lestrange
Re: Sowiarnia
Sro Sty 02, 2019 3:37 pm
Mogła uważać go za głupka, który tak naprawdę nic nie wie o życiu, a czemu nie jednak tak naprawdę Rabastan nie był takim idiotą jakiego udawał w tym momencie. Posiadał on dość obszerną wiedzę, czytał książki, gdyby chciał to zapewne uczyłby się dobrze, jednak ta chęć do robienia wszystkich innych rzeczy niż zaliczanie egzaminów zdecydowanie rujnuje tą dobrą wizję ucznia jakim mógłby kiedyś być. Jak to mówią niektórzy, byleby zdać z jednej klasy do następnej. Nie wiedział tak naprawdę co chce robić w przyszłości, a raczej miał o tym pojęcie, ale nie mógł mówić o tym głośno ze względu na jego rodzinę i na to, że nikt nie miał prawa mówić o Voldemorcie a tym bardziej go popierać. Jednak w dzisiejszych czasach trudno było cokolwiek osiągnąć, a Lestrange nie należał do tych milutkich osób, które mogłyby ratować świat przed złem i czarną magią. Wręcz przeciwnie, on pałał się nią i chłonął prawie wszystkie książki z działu zakazanych, przez co nie raz już miał na pieńku z bibliotekarką. Nie był zbytnio subtelny, ani dyskretny przy tym, bo tak naprawdę to mało go co obchodziło poza dążeniem do wyznaczonego celu.
Oczywiście wiedział co to pokora; jednak czuł jakąś dziwną satysfakcję z faktu, że ta uważała go nadal za dziecko i sądziła, że jest taki bezbronny bo niewinny to on nigdy nie był i nie będzie. Skrzywił się lekko kiedy nazwała go dzieckiem, co zdecydowanie nie spodobało mu się bo spojrzał na nią jakby chciał nie tylko ukręcić kark temu cholernemu krukowi, który łypał w jego kierunku, ale także i jej. Nie lubił ptaków, oczywiście używał sów, bo czasami się do czego przydawały ale był bardziej zwolennikiem kotów, Saraneth był a raczej była jego pupilką odkąd znalazł ją niedaleko rodzinnej posiadłości, chuda i zmarznięta kotka stała się przyjacielem którego zawsze mu brakowało. Czasami delektuje się ciszą i spokojem ze śpiącym zwierzakiem na kolanach.
- Wiem co to jest, ale dziękuję za wytłumaczenie tego jakże niepotrzebnego słowa - wyrzekł po chwili milczenia, robiąc w jej kierunku lekkie skinięcie głową, jakby to miało ją udobruchać, tak naprawdę to wiedział, że przede wszystkim łatwo nie będzie, a ten lubił wyzwania. Osobistym wyzwaniem było poskromienie Charlotte, która niedługo będzie na każde jego wezwanie.. zadba o to. Na jej oburzenie kącik jego ust drgnął lekko, oparł się o względnie czysty murek, krzyżując ręce na piersi, a jego leniwe spojrzenie prześlizgiwało się z kruka to na nauczycielkę. Jeśli myślała, że teraz ją przeprosi t o nie miała na co liczyć, on dumę swoją posiadał a słowo przepraszam jeszcze nigdy nie opuściło jego ust, nie miał nawet zamiaru to robić bo przecież uparta z niego bestia. Przy nim te jej wszystkie zwierzątka, którymi się interesuje są niczym. W pewnym sensie jest on skrzyżowaniem testrala z hipogryfem, ale takim naprawdę wkurwionym. - To chyba przez tą szminkę, dziewczyny w moim wieku też taką się malują. Strasznie potrafi rozkojarzyć - wyrzekł po chwili milczenia, przenosząc powoli spojrzenie na przyrządy, które pojawiły się przed nim. Ugh.. miał spędzić tutaj wieczność? W sumie to czemu nie, on czas miał i nawet nie chciał się spieszyć ze swoim jakże uroczym zadaniem. Chyba spędzą tutaj nie tylko długi wieczór.. Szkoda tylko, że towarzystwo pozostaje wiele do życzenia.
- Mam nadzieję, że Pani dotrzyma mi towarzystwa - dodał, sięgając po szczoteczkę, żeby się jej spokojnie przyjrzeć. Podobno kiedy ktoś się spieszy to diabeł się cieszy, w tym przypadku sam pomiot piekielny cieszy się patrząc głupio na szczoteczkę w ręce. Szach mat panno Everglade, szach mat.
Oczywiście wiedział co to pokora; jednak czuł jakąś dziwną satysfakcję z faktu, że ta uważała go nadal za dziecko i sądziła, że jest taki bezbronny bo niewinny to on nigdy nie był i nie będzie. Skrzywił się lekko kiedy nazwała go dzieckiem, co zdecydowanie nie spodobało mu się bo spojrzał na nią jakby chciał nie tylko ukręcić kark temu cholernemu krukowi, który łypał w jego kierunku, ale także i jej. Nie lubił ptaków, oczywiście używał sów, bo czasami się do czego przydawały ale był bardziej zwolennikiem kotów, Saraneth był a raczej była jego pupilką odkąd znalazł ją niedaleko rodzinnej posiadłości, chuda i zmarznięta kotka stała się przyjacielem którego zawsze mu brakowało. Czasami delektuje się ciszą i spokojem ze śpiącym zwierzakiem na kolanach.
- Wiem co to jest, ale dziękuję za wytłumaczenie tego jakże niepotrzebnego słowa - wyrzekł po chwili milczenia, robiąc w jej kierunku lekkie skinięcie głową, jakby to miało ją udobruchać, tak naprawdę to wiedział, że przede wszystkim łatwo nie będzie, a ten lubił wyzwania. Osobistym wyzwaniem było poskromienie Charlotte, która niedługo będzie na każde jego wezwanie.. zadba o to. Na jej oburzenie kącik jego ust drgnął lekko, oparł się o względnie czysty murek, krzyżując ręce na piersi, a jego leniwe spojrzenie prześlizgiwało się z kruka to na nauczycielkę. Jeśli myślała, że teraz ją przeprosi t o nie miała na co liczyć, on dumę swoją posiadał a słowo przepraszam jeszcze nigdy nie opuściło jego ust, nie miał nawet zamiaru to robić bo przecież uparta z niego bestia. Przy nim te jej wszystkie zwierzątka, którymi się interesuje są niczym. W pewnym sensie jest on skrzyżowaniem testrala z hipogryfem, ale takim naprawdę wkurwionym. - To chyba przez tą szminkę, dziewczyny w moim wieku też taką się malują. Strasznie potrafi rozkojarzyć - wyrzekł po chwili milczenia, przenosząc powoli spojrzenie na przyrządy, które pojawiły się przed nim. Ugh.. miał spędzić tutaj wieczność? W sumie to czemu nie, on czas miał i nawet nie chciał się spieszyć ze swoim jakże uroczym zadaniem. Chyba spędzą tutaj nie tylko długi wieczór.. Szkoda tylko, że towarzystwo pozostaje wiele do życzenia.
- Mam nadzieję, że Pani dotrzyma mi towarzystwa - dodał, sięgając po szczoteczkę, żeby się jej spokojnie przyjrzeć. Podobno kiedy ktoś się spieszy to diabeł się cieszy, w tym przypadku sam pomiot piekielny cieszy się patrząc głupio na szczoteczkę w ręce. Szach mat panno Everglade, szach mat.
- Charlotte Everglade
Re: Sowiarnia
Sro Sty 02, 2019 4:42 pm
W tym momencie Rabastan z pewnością wyszedł by o wiele lepiej nie robiąc z siebie idioty, gdyż głupota była, kolejną obok kłamstwa, rzeczą która panna Everglade naprawdę nie znosiła. Uczęszczanie do magicznej szkoły i odrzucanie takiej wiedzy jąką oferowała było dla niej naprawdę głupim posunięciem. Ona sama była osobą żądną wiedzy a fakt, że sama w tej szkole uczyła sprawiał, że leniwi i mało roztropni uczniowie jeszcze bardziej działali jej na nerwy, o czym Lastrange z pewnością wiedziałby gdyby choć raz pojawił się na jej zajęciach.
Charlotte posłała chłopakowi niezadowolone spojrzenie widząc, jak patrzy się na nią i jej zwierzę. Nie przejęła się jednak nim za bardzo, doskonale wiedziała że to ona jest tutaj górą. Wystarczyły jedynie rozmowy z odpowiednimi osobami by chłopak został zawieszony bądź wyrzucony z Hogwartu, z czego on najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy gdyż cały czas trzymał tę samą postawę a trzeba przyznać, że panna Everglade z chęcią zobaczyłaby jak chłopak dostaje naprawdę porządną nauczkę, w końcu żadna rodzina nie będzie szczęśliwa jeśli jej członek zostanie wydalony z uczelni. Kobieta zignorowała również jego "podziękowanie" cóż, naprawdę nie sądziła by posiadał aż tak wyszukane słownictwo w jego zasobie słów. I mimo iż starała się być opanowana, młody mężczyzna coraz bardziej działał jej na nerwy.
Słysząc komentarz dotyczący swojej szminki uniosła brew do góry, a znajdujący się obok niej kruk nastroszył pióra, tak jakby doskonale odczytywał emocje swojej właścicielki. Nie podobała jej się ta bezczelność z którą uczeń odzywał się do niej niemal równie bardzo jak treść słów które padały z jego ust.
-Dziewczyny w twoim wieku czyli ty sam? Trudno cię od nich rozróżnić. - Mimo szczerych chęci naprawdę nie potrafiła powstrzymać się przed złośliwym komentarzem który, szczerze mówiąc, nie był daleki od prawdy. Chłopak wyglądał jak zaniedbana, rudowłosa dziewczyna o trochę ostrzejszych rysach i nie zdziwiłoby ją gdyby sam również używał pomadek.
Cóż, jeżeli Lastrange sądził że tak łatwo ją poskromi to był w naprawdę wielkim błędzie gdyż Charlotte nie była kobietą którą dałoby się ujarzmić, w jej charakterze nie było nic, co chociaż trochę wskazywałoby na to że będzie kiedykolwiek komuś posłuszna. Wręcz przeciwnie to ona była tą która wymagała posłuszeństwa i poddania.
Uważnie obserwowała jak ślizgon przygląda się przyrządom którymi dziś miał wyczyścić sowiarnię i przez jedną którą chwilę stwierdziła że zabawne jest to, jak zabiera się do ciężkiej pracy. Nie zmieniało to jednak faktu, że kobieta nie miała zamiaru mu odpuszczać. I nie chodzi tu tylko o to, że wyżywał się na pierwszoklasiście ale i o sposób w jaki z nią rozmawiał zapominając że nie dość że była starszą od niego kobietą, to jeszcze nauczycielką w szkole do której uczęszczał. Jej pierwotny plan przewidywał zostawienie chłopaka w sowiarni, teraz jednak doskonale wiedziała że będzie robił wszystko byleby wymigać się od wystosowanej dla niego kary. Najwidoczniej nie pozostawało jej nic innego jak osobiście nadzorować ten proces.
- Przypominam ci że nie jestem twoją koleżanką a NAUCZYCIELKĄ. Moim zadaniem jest dopilnowanie żebyś wykonał przydzieloną ci karę bądź wystosowanie kolejnej, o wiele surowszej. Przestań więc kłapać dziobem tylko zabieraj się do roboty.- rzekła surowym i zimnym tonem nie znoszącym sprzeciwu. Może inni nauczyciele obchodzili się z nim ostrożnie, ona jednak nie miała zamiaru pozwolić uczniowi na pomiatanie sobą.
Charlotte posłała chłopakowi niezadowolone spojrzenie widząc, jak patrzy się na nią i jej zwierzę. Nie przejęła się jednak nim za bardzo, doskonale wiedziała że to ona jest tutaj górą. Wystarczyły jedynie rozmowy z odpowiednimi osobami by chłopak został zawieszony bądź wyrzucony z Hogwartu, z czego on najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy gdyż cały czas trzymał tę samą postawę a trzeba przyznać, że panna Everglade z chęcią zobaczyłaby jak chłopak dostaje naprawdę porządną nauczkę, w końcu żadna rodzina nie będzie szczęśliwa jeśli jej członek zostanie wydalony z uczelni. Kobieta zignorowała również jego "podziękowanie" cóż, naprawdę nie sądziła by posiadał aż tak wyszukane słownictwo w jego zasobie słów. I mimo iż starała się być opanowana, młody mężczyzna coraz bardziej działał jej na nerwy.
Słysząc komentarz dotyczący swojej szminki uniosła brew do góry, a znajdujący się obok niej kruk nastroszył pióra, tak jakby doskonale odczytywał emocje swojej właścicielki. Nie podobała jej się ta bezczelność z którą uczeń odzywał się do niej niemal równie bardzo jak treść słów które padały z jego ust.
-Dziewczyny w twoim wieku czyli ty sam? Trudno cię od nich rozróżnić. - Mimo szczerych chęci naprawdę nie potrafiła powstrzymać się przed złośliwym komentarzem który, szczerze mówiąc, nie był daleki od prawdy. Chłopak wyglądał jak zaniedbana, rudowłosa dziewczyna o trochę ostrzejszych rysach i nie zdziwiłoby ją gdyby sam również używał pomadek.
Cóż, jeżeli Lastrange sądził że tak łatwo ją poskromi to był w naprawdę wielkim błędzie gdyż Charlotte nie była kobietą którą dałoby się ujarzmić, w jej charakterze nie było nic, co chociaż trochę wskazywałoby na to że będzie kiedykolwiek komuś posłuszna. Wręcz przeciwnie to ona była tą która wymagała posłuszeństwa i poddania.
Uważnie obserwowała jak ślizgon przygląda się przyrządom którymi dziś miał wyczyścić sowiarnię i przez jedną którą chwilę stwierdziła że zabawne jest to, jak zabiera się do ciężkiej pracy. Nie zmieniało to jednak faktu, że kobieta nie miała zamiaru mu odpuszczać. I nie chodzi tu tylko o to, że wyżywał się na pierwszoklasiście ale i o sposób w jaki z nią rozmawiał zapominając że nie dość że była starszą od niego kobietą, to jeszcze nauczycielką w szkole do której uczęszczał. Jej pierwotny plan przewidywał zostawienie chłopaka w sowiarni, teraz jednak doskonale wiedziała że będzie robił wszystko byleby wymigać się od wystosowanej dla niego kary. Najwidoczniej nie pozostawało jej nic innego jak osobiście nadzorować ten proces.
- Przypominam ci że nie jestem twoją koleżanką a NAUCZYCIELKĄ. Moim zadaniem jest dopilnowanie żebyś wykonał przydzieloną ci karę bądź wystosowanie kolejnej, o wiele surowszej. Przestań więc kłapać dziobem tylko zabieraj się do roboty.- rzekła surowym i zimnym tonem nie znoszącym sprzeciwu. Może inni nauczyciele obchodzili się z nim ostrożnie, ona jednak nie miała zamiaru pozwolić uczniowi na pomiatanie sobą.
- Rabastan Lestrange
Re: Sowiarnia
Sro Sty 02, 2019 7:57 pm
Szkoda tylko, że ta nie byłą w stanie pojąć, że tak naprawdę to nie robił z siebie idioty tylko po prostu on nim był. A może udawał, że jest? W każdym razie niezbadany jest umysł młodego Lestrange bo jeszcze nikt z tych odważniejszych osób nie chciał zapuścić się w te rejony bezkresu i ciemności, które nawet najbardziej głębokie czeluści piekielne mogły pozazdrościć. Nie interesował się takimi zajęciami jak ONMS chociażby dlatego, że dla niego jest to niepotrzebny do życia przedmiot a wszyscy, którzy pałają się tymi stworami w jego oczach są uznawani za wariatów, którzy nie mają życia poza tym. Zapewne zakochała się w jakimś ghulu czy innym niezbyt przyjaznym dla niego stworzeniu. Zdecydowanie, ale Ślizgon wolał trzymać się z daleka od takich stworzeń z jednego prostego faktu - nie interesowały go ani trochę. Jego szare oczy nie odrywały się od nauczycielki w gruncie rzeczy to ona nie była aż taka zła za jaką się uważała, było także piękną kobietą, a jej oczy zdecydowanie hipnotyzowały tak, że mimowolnie i z lekką niechęcią odrywał od niej spojrzenie. Przez jego usta przebiegł tylko cień uśmiechu na jej słowa, już wiele razy słyszał takie komentarze na temat swojego wyglądu i zazwyczaj puszczał to drugim uchem bez żadnej odpowiedzi, nie musiał się podobać innym ludziom, ponadto miał już pewne plany, które spowodują, że nie jednemu opadnie szczęka na jego widok. Może także jej? Mimowolnie wyprostował się ze szczoteczką w dłoni, którą uprzednio zamoczył w wodzie, bo przecież idiotą nie był, prawda? Mogłoby ją to zdziwić, ale ten zaczął czyścić powoli najbliższą żerdz nie zerkając w kierunku kobiety. Jeśli myślała, że taki komentarz puści płazem to się srogo myliła, nie miał zamiaru być milutkim uczniem, który kiwnie głową na każde jej słowo i będzie ślepo posłuszny. Te czasy już bardzo dawno minęły, a jemu już tak nie zależało na tej szkole jak wcześniej, chciał się wyrwać z tych okropnych murów i wreszcie zrobić coś co w jego mniemaniu będzie dobre dla świata; pozbyć się tych wszystkich cholernych zdrajców krwii i wprowadzić ład w magicznym świecie. Może nawet kiedyś zostanie Ministrem Magii? Kto wie.
- Mogłaby Pani nie uwierzyć, ale jednak na kobiety to działa. Wprawdzie raczej na te, które mają skłonności do tej samej płci, bo przypominam im prawdziwą kobietę - wyrzekł z lekkim uśmieszkiem w kącikach ust, kiedy palcami przeczesał swoje rude włosy i wrócił do czyszczenia tej okropnej sowiarnii dalej. Oczywiście nie spieszył się ani trochę, z zamiłowaniem czyszcząc to jedno miejsce. Oj w takim tempie to bardzo szybko stąd nie wyjdą, a jak ta go opuści to raczej nie zastanie go sprzątającego dalej, albo posunie się zaledwie o parę metrów dalej. No niestety, ale ten typ tak miał, robił wszystko i wszystkim na przekór chociażby dlatego, że sprawiało mu to okropną radość a dzień bez uprzykrzania komuś życia stanowczo był dniem stracony.
Kiedy ta o mało co nie wybuchła i uniosła głos, podniósł na nią swoje spojrzenie spoza kotary rudych włosów, przybierając minę niewinnego ucznia, który tak naprawdę nie wie co się tutaj stało i właściwie co takiego robi z tą okropną szczotką wielkości jego... nie ważne czego. Co do odpuszczania, to on także nie miał zamiaru tak szybko się poddać, będzie miała jeszcze wiele problemów z jego osobą chociażby dlatego, że ten obrał sobie uprzykrzanie jej życia jako cel do końca nauki. Może i mu się nie uda, ale na pewno nie puści płazem tej zniewagi nawet gdyby była samym Ministrem Magii! No niestety, ale jego rodzina wpoiła mu jego wyższość nad innymi czarodziejami, a coś co zakorzeniło się głęboko bardzo ciężko wyplenić. - No przecież sprzątam, poszłoby szybciej gdybym miał jednak odpowiedni sprzęt do tego zadania, bo w tym tempie to nie wyjdę stąd do kolejnej zimy, a szczerze mówiąc nie uśmiecha mi się przebywanie tutaj w takim okropnym zimnie. Wie Pani, że to może mi zaszkodzić i wyląduje w Skrzydle Szpitalnym z zapaleniem płuc?
Uniósł delikatnie brew do góry, bo jednak przebywanie w takim zimnie nie było dobrym pomysłem.
- Mogłaby Pani nie uwierzyć, ale jednak na kobiety to działa. Wprawdzie raczej na te, które mają skłonności do tej samej płci, bo przypominam im prawdziwą kobietę - wyrzekł z lekkim uśmieszkiem w kącikach ust, kiedy palcami przeczesał swoje rude włosy i wrócił do czyszczenia tej okropnej sowiarnii dalej. Oczywiście nie spieszył się ani trochę, z zamiłowaniem czyszcząc to jedno miejsce. Oj w takim tempie to bardzo szybko stąd nie wyjdą, a jak ta go opuści to raczej nie zastanie go sprzątającego dalej, albo posunie się zaledwie o parę metrów dalej. No niestety, ale ten typ tak miał, robił wszystko i wszystkim na przekór chociażby dlatego, że sprawiało mu to okropną radość a dzień bez uprzykrzania komuś życia stanowczo był dniem stracony.
Kiedy ta o mało co nie wybuchła i uniosła głos, podniósł na nią swoje spojrzenie spoza kotary rudych włosów, przybierając minę niewinnego ucznia, który tak naprawdę nie wie co się tutaj stało i właściwie co takiego robi z tą okropną szczotką wielkości jego... nie ważne czego. Co do odpuszczania, to on także nie miał zamiaru tak szybko się poddać, będzie miała jeszcze wiele problemów z jego osobą chociażby dlatego, że ten obrał sobie uprzykrzanie jej życia jako cel do końca nauki. Może i mu się nie uda, ale na pewno nie puści płazem tej zniewagi nawet gdyby była samym Ministrem Magii! No niestety, ale jego rodzina wpoiła mu jego wyższość nad innymi czarodziejami, a coś co zakorzeniło się głęboko bardzo ciężko wyplenić. - No przecież sprzątam, poszłoby szybciej gdybym miał jednak odpowiedni sprzęt do tego zadania, bo w tym tempie to nie wyjdę stąd do kolejnej zimy, a szczerze mówiąc nie uśmiecha mi się przebywanie tutaj w takim okropnym zimnie. Wie Pani, że to może mi zaszkodzić i wyląduje w Skrzydle Szpitalnym z zapaleniem płuc?
Uniósł delikatnie brew do góry, bo jednak przebywanie w takim zimnie nie było dobrym pomysłem.
- Charlotte Everglade
Re: Sowiarnia
Sro Sty 02, 2019 9:08 pm
Panna Everglade natomiast o wiele bardziej wolała towarzystwo magicznych stworzeń niż przedstawicieli ludzkiego gatunku, chociażby takich jak młody Lestrange. Stworzenia były bardziej honorowe i inteligentne niż nie jeden człowiek a ona, jako osoba która spędziła z ich najróżniejszymi gatunkami naprawdę sporo czasu doskonale o tym wiedziała, zwłaszcza że sama była właścicielką magicznego stworzenia.
W jakiś dziwny sposób nie pasowało jej to, jak młody uczeń na nią patrzy gdyż według niej, w tym spojrzeniu było coś nachalnego i przez jedną, krótką chwilę poczuła się oceniana. Nie dała jednak tego po sobie poznać, zachowując na twarzy maskę lodowato zimnej zołzy pozbawionej wszelkich, możliwych emocji. Jak zawsze przy wszelkich,możliwych rozumnych istotach a zwłaszcza przy uczniach, chociaż akurat temu ślizgonowi do istoty rozumnej brakowało kilku kroków.
Kobieta wywróciła oczami, słysząc jego wypowiedź dotyczącą jego życia. - Nie interesuje mnie twoje życie prywatne Lestrange.- odpowiedziała obojętnie,naprawdę nie chcąc wnikać akurat w te aspekty jego życia. Dla niej byłoby to przekroczenie granicy, jaka powinna znajdować się między nauczycielem a jego uczniem, a tego, możecie być pewni że naprawdę nie chciała. W obecnej chwili darzyła chłopaka dużą niechęcią, jak z resztą każdego innego ucznia który nie przykładał się do nauki i jeszcze śmiał jej pyskować. Charlotte zawsze wymagała bardzo wiele nie tylko od siebie, ale i też od innych ludzi.
Kobieta głaskała swoje zwierzę, kątem oka przyglądając się jak chłopak powoli zabiera się za czyszczenie sowiarnii i szczerze mówiąc, naprawdę nie rozumiała jakim cudem jeszcze nie wyleciał ze szkoły. Gdyby przyjechała nauczać w tej szkole wcześniej z pewnością sama złożyłaby wniosek by pozbyć się go z murów szkoły, chociażby przez to, że pewnie nie zaliczyłby jej zajęć bądź przy odrobinie szczęścia wpakowałby się do zakazanego lasu i coś niby przypadkiem by go zjadło, kto jak kto ale ona doskonale wiedziała co też można było w tym lesie spotkać.
Ich oczy znowu się spotkały i już miała coś powiedzieć gdy ten, zaczął jakże głośno narzekać na wymierzoną mu karę. Pokręciła głową z dezaprobatą, naprawdę nie rozumiejąc tego, co kieruje tym chłopcem.
- Jeżeli nie chcesz siedzieć tu do następnej zimy to lepiej weź się porządnie do roboty, chłopcze. Tylko od ciebie zależy ile będziesz tutaj siedział, bo nie wyjdziesz dopóki tego nie skończysz. - powiedziała spokojnie a w jej głosie, jak zawsze dało się usłyszeć francuski akcent. Dla niej sprawa była prosta, albo wykona zadanie sprawnie bez zbędnego marudzenia albo będzie tu sterczał do świtu. Ona była w stanie się poświęcić i siedzieć z nim tu przez cały ten czas, tylko po to by dać mu odpowiednią nauczkę. Nawet zimno nie wydawało się jej w tej kwestii przeszkadzać, w przeciwieństwie do chłopaka doskonale wiedziała jak ubrać się na chłodne, zimowe wieczory. Kobieta podeszła do ucznia i położyła mu ręce na ramionach niemal w troskliwym geście.
- Och przecież to by było straszne! Może zamiast tego zabiorę cię na piwo kremowe i paszteciki dyniowe? Nie chcemy przecież żebyś się przemęczał..- powiedziała z udawaną troską, posyłając mu nawet lekki uśmiech, tak jakby miała jakieś rozdwojenie jaźni bądź nagły przypływ ludzkich odruchów. Czyżby był jakiś dzień dobroci? Nie, chyba nie. Szybko jednak odsunęła się od niego, uśmiech zniknął z jej twarzy a Charlotte prychnęła pod nosem. - Zapomnij Lestrange, rozgrzejesz się podczas pracy księżniczko.- powiedziała z lekką pogardą w głosie i stanęła znów koło swojego pupila. Delikatnie pogładziła zwierzę po piórach po czym pozwoliła mu wejść na jej przedramię.
- apporte-moi un thé, Cauet- powiedziała cicho do zwierzęcia po czym delikatnie uniosła przedramię do góry. Kruk z skrzeknięciem rozprostował skrzydła i wzbił się w powietrze, a niebieskie tęczówki nauczycielki znów skierowały się ku uciążliwemu ślizgonowi.
W jakiś dziwny sposób nie pasowało jej to, jak młody uczeń na nią patrzy gdyż według niej, w tym spojrzeniu było coś nachalnego i przez jedną, krótką chwilę poczuła się oceniana. Nie dała jednak tego po sobie poznać, zachowując na twarzy maskę lodowato zimnej zołzy pozbawionej wszelkich, możliwych emocji. Jak zawsze przy wszelkich,możliwych rozumnych istotach a zwłaszcza przy uczniach, chociaż akurat temu ślizgonowi do istoty rozumnej brakowało kilku kroków.
Kobieta wywróciła oczami, słysząc jego wypowiedź dotyczącą jego życia. - Nie interesuje mnie twoje życie prywatne Lestrange.- odpowiedziała obojętnie,naprawdę nie chcąc wnikać akurat w te aspekty jego życia. Dla niej byłoby to przekroczenie granicy, jaka powinna znajdować się między nauczycielem a jego uczniem, a tego, możecie być pewni że naprawdę nie chciała. W obecnej chwili darzyła chłopaka dużą niechęcią, jak z resztą każdego innego ucznia który nie przykładał się do nauki i jeszcze śmiał jej pyskować. Charlotte zawsze wymagała bardzo wiele nie tylko od siebie, ale i też od innych ludzi.
Kobieta głaskała swoje zwierzę, kątem oka przyglądając się jak chłopak powoli zabiera się za czyszczenie sowiarnii i szczerze mówiąc, naprawdę nie rozumiała jakim cudem jeszcze nie wyleciał ze szkoły. Gdyby przyjechała nauczać w tej szkole wcześniej z pewnością sama złożyłaby wniosek by pozbyć się go z murów szkoły, chociażby przez to, że pewnie nie zaliczyłby jej zajęć bądź przy odrobinie szczęścia wpakowałby się do zakazanego lasu i coś niby przypadkiem by go zjadło, kto jak kto ale ona doskonale wiedziała co też można było w tym lesie spotkać.
Ich oczy znowu się spotkały i już miała coś powiedzieć gdy ten, zaczął jakże głośno narzekać na wymierzoną mu karę. Pokręciła głową z dezaprobatą, naprawdę nie rozumiejąc tego, co kieruje tym chłopcem.
- Jeżeli nie chcesz siedzieć tu do następnej zimy to lepiej weź się porządnie do roboty, chłopcze. Tylko od ciebie zależy ile będziesz tutaj siedział, bo nie wyjdziesz dopóki tego nie skończysz. - powiedziała spokojnie a w jej głosie, jak zawsze dało się usłyszeć francuski akcent. Dla niej sprawa była prosta, albo wykona zadanie sprawnie bez zbędnego marudzenia albo będzie tu sterczał do świtu. Ona była w stanie się poświęcić i siedzieć z nim tu przez cały ten czas, tylko po to by dać mu odpowiednią nauczkę. Nawet zimno nie wydawało się jej w tej kwestii przeszkadzać, w przeciwieństwie do chłopaka doskonale wiedziała jak ubrać się na chłodne, zimowe wieczory. Kobieta podeszła do ucznia i położyła mu ręce na ramionach niemal w troskliwym geście.
- Och przecież to by było straszne! Może zamiast tego zabiorę cię na piwo kremowe i paszteciki dyniowe? Nie chcemy przecież żebyś się przemęczał..- powiedziała z udawaną troską, posyłając mu nawet lekki uśmiech, tak jakby miała jakieś rozdwojenie jaźni bądź nagły przypływ ludzkich odruchów. Czyżby był jakiś dzień dobroci? Nie, chyba nie. Szybko jednak odsunęła się od niego, uśmiech zniknął z jej twarzy a Charlotte prychnęła pod nosem. - Zapomnij Lestrange, rozgrzejesz się podczas pracy księżniczko.- powiedziała z lekką pogardą w głosie i stanęła znów koło swojego pupila. Delikatnie pogładziła zwierzę po piórach po czym pozwoliła mu wejść na jej przedramię.
- apporte-moi un thé, Cauet- powiedziała cicho do zwierzęcia po czym delikatnie uniosła przedramię do góry. Kruk z skrzeknięciem rozprostował skrzydła i wzbił się w powietrze, a niebieskie tęczówki nauczycielki znów skierowały się ku uciążliwemu ślizgonowi.
- Rabastan Lestrange
Re: Sowiarnia
Sro Sty 02, 2019 11:45 pm
Mogła się poczuć oceniana, bo w rzeczywistości tak właśnie było, oczywiście Lestrange taktem wobec kobiet nie grzeszył, o czym mogła się juz przekonać oraz wieloma innymi sprawami o których jeszcze nie wiedziała, ale jeśli ich znajomość kiedy rozwinie się nieoczekiwanie to będzie musiała się dowiedzieć. Na dzień dzisiejszy czuł tylko i wyłącznie nienawiść i niechęć do jej osoby, tak jakby ta była jakimś odludkiem, czy człowiekiem, który może nieźle namieszać w jego jakże poukładanym życiu i mimo tego, że udawała, że tak naprawdę nic ją nie rusza to w głębi swojej duszy i zlodowaciałego serca wiedział, że kobietę potrafi dotknąć niezbyt miły komentarz, nawet jeśli ta udaje. Mogła uważać go za głupka, nic nie wartego gówniarza, jednak on wiedział swoje i niedługo zapewne się przekona co do jego prawdziwych możliwości i zdolności, ukrytych gdzieś głęboko. Nie wątpił nawet w to, że teraz wolała przebywać wśród swoich stworzonek niż z nim, nawet liczył na jakiś komentarz w tym stylu, ale widocznie się przeliczył bo ta nie była zbyt rozmowna w tej kwestii. Na jej słowa o tym, że nie interesuje ją jego życie prywatne tylko się delikatnie uśmiechnął, do tej cholernej żerdzi, którą próbował wyczyścić. Oczywiście nie udawało mu się to za bardzo, bo jednak wyczyszczenie tego pomieszczenia to zdecydowanie jedna z prac Heraklesa, a on nie był jakimś pieprzonym bohaterem, żeby to robić. Jęknął cicho, po czym odłożył szczotkę do kubła, zerkając w kierunku nauczycielki z prawdziwym mordem w oczach, wyprostował się on krzyżując ręce na piersi, zrobił przy tym jakże niezadowoloną minę. Wiedział, że ta żywi do niego tylko i wyłącznie niechęć, która była wymalowana na jej twarzy, może zaraz po prostu wyrzyga mu wszystko prosto w twarz? Powie jakim to jest aroganckim, bezczelnym i przede wszystkim pewnym siebie do granic możliwości młody czarodziejem i że powinien już dawno wylecieć z tej pieprzonej szkoły na zbity pysk. Nie przejąłby się tym za bardzo, bo dawno już przestało mu zależeć na przebywaniu w tych murach gdzie czasami czuł się jak w więzieniu. Zdecydowanie nie lubił kiedy coś, a raczej ktoś go ograniczał do tego stopnia, że nie mógł nic zrobić. Oczywiście nie powinien popchnąć tego biednego pierwszoklasistę do zaspy, ale tak naprawdę to nie przejmował się tym, że w pobliżu może być nauczycielka, która to wszystko zauważy. Może gdyby ją szybciej dostrzegł to rozwiązałby to w zupełnie inny sposób. Kłamanie akurat miał we krwi więc nic dziwnego, że chciał się z tego wyłgać. A co do jej zajęć, to może kiedyś się tam pojawi, żeby utrzeć jej nosa? Był ciekawy jak się ta zachowa kiedy zobaczy go w tłumie tych wszystkich uczniów wyciągających szyję, żeby spojrzeć na nowe przyprowadzone przez nią stworzenie, tylko w przeciwieństwie do nich on będzie knuł co tutaj zrobić, żeby zniszczyć lekcję. No i żeby nie było na niego! Chociaż teraz sądził, że gdyby znaleźli jakiegoś dzieciaka płaczącego w kącie w murach Hogwartu to cała wina spadłaby właśnie na niego tylko dlatego, że ma takie sławne nazwisko pomiota piekielnego.
- To jasne, że nie chcę tutaj siedzieć proszę Pani. Jednak nie pozostawia mi Pani innego wyboru bo nawet gdybym chciał to nie mogę wyczyścić całej Sowiarni tylko jedną szczotką. Nawet Pani nie byłaby w stanie tego zrobić, więc nie sądzę, że ta kara jest odpowiednia na mój jakże karygodny czyn jakim było pomoc temu biednemu pierwszoroczniakowi wyjść z zaspy do której wpadł. To nie była moja wina - wyrzekł, wzruszając tylko delikatnie ramionami. Jego szare oczy uważnie śledziły każdy jej ruch, zwłaszcza kiedy ta do niego podeszła, o dziwo odkrył że jej oczy są intensywnego koloru od którego trudno jest się oderwać. Tylko, że on nie lubił jak ktoś narusza jego przestrzeń osobistą, dlatego automatycznie czując jej ręce na swoich ramionach cofnął się. Czyżby to podchodziło pod molestowanie? nauczycielka, on biedny uczeń, sami w Sowiarni. Czy ma poskarżyć się o tym dyrektorowi? Oraz, że sprawia jej dziwną radość patrzeć na to jak uczeń cierpi? Och tak, on nadal uważał, że był niewinny. Naiwny on..
- Wolę ognistą whisky, ale dziękuję za zaproszenie - dodał po chwili lekko oschłym tonem, nie odrywając od niej spojrzenia, to w jaki sposób sobie z nim igrała zdecydowanie mu się nie podobał. Nie lubił być czyjąś marionetką, a tym bardziej nie przepadał za tym, kiedy ktoś próbował okazać swoją wyższość nad nim. Miał zbyt duże ego, żeby po prostu tak się poddać jej woli. Obserwował jak ta odchodzi od niego i zbliża się do swojego pupila, jej słowa a mianowicie określenie księżniczka jakoś nie uderzyło zbytnio w jego godność, och gdyby usłyszała to Rockers to zapewne skonałaby teraz ze śmiechu. - Mam nadzieję, że poleciał po coś ciepłego - dodał po chwili milczenia, puszczając mimo uszu język jakim się ta posługiwała, musiałby być głupi gdyby nie wiedział, że to francuski język, akurat jego rodzina a mianowicie matka kładła wielki nacisk na poznanie obcych kultur i języków. Niechętnie wrócił do czyszczenia sowiarni nie posuwając się za bardzo do przodu z tym wszystkim, w pewnym momencie przystanął i odłożył szczoteczkę, unosząc zmarznięte dłonie do twarzy, żeby owiać je gorącym oddechem. Nie narzekał jednak, nie chciał dać jej tej satysfakcji.
- To jasne, że nie chcę tutaj siedzieć proszę Pani. Jednak nie pozostawia mi Pani innego wyboru bo nawet gdybym chciał to nie mogę wyczyścić całej Sowiarni tylko jedną szczotką. Nawet Pani nie byłaby w stanie tego zrobić, więc nie sądzę, że ta kara jest odpowiednia na mój jakże karygodny czyn jakim było pomoc temu biednemu pierwszoroczniakowi wyjść z zaspy do której wpadł. To nie była moja wina - wyrzekł, wzruszając tylko delikatnie ramionami. Jego szare oczy uważnie śledziły każdy jej ruch, zwłaszcza kiedy ta do niego podeszła, o dziwo odkrył że jej oczy są intensywnego koloru od którego trudno jest się oderwać. Tylko, że on nie lubił jak ktoś narusza jego przestrzeń osobistą, dlatego automatycznie czując jej ręce na swoich ramionach cofnął się. Czyżby to podchodziło pod molestowanie? nauczycielka, on biedny uczeń, sami w Sowiarni. Czy ma poskarżyć się o tym dyrektorowi? Oraz, że sprawia jej dziwną radość patrzeć na to jak uczeń cierpi? Och tak, on nadal uważał, że był niewinny. Naiwny on..
- Wolę ognistą whisky, ale dziękuję za zaproszenie - dodał po chwili lekko oschłym tonem, nie odrywając od niej spojrzenia, to w jaki sposób sobie z nim igrała zdecydowanie mu się nie podobał. Nie lubił być czyjąś marionetką, a tym bardziej nie przepadał za tym, kiedy ktoś próbował okazać swoją wyższość nad nim. Miał zbyt duże ego, żeby po prostu tak się poddać jej woli. Obserwował jak ta odchodzi od niego i zbliża się do swojego pupila, jej słowa a mianowicie określenie księżniczka jakoś nie uderzyło zbytnio w jego godność, och gdyby usłyszała to Rockers to zapewne skonałaby teraz ze śmiechu. - Mam nadzieję, że poleciał po coś ciepłego - dodał po chwili milczenia, puszczając mimo uszu język jakim się ta posługiwała, musiałby być głupi gdyby nie wiedział, że to francuski język, akurat jego rodzina a mianowicie matka kładła wielki nacisk na poznanie obcych kultur i języków. Niechętnie wrócił do czyszczenia sowiarni nie posuwając się za bardzo do przodu z tym wszystkim, w pewnym momencie przystanął i odłożył szczoteczkę, unosząc zmarznięte dłonie do twarzy, żeby owiać je gorącym oddechem. Nie narzekał jednak, nie chciał dać jej tej satysfakcji.
- Charlotte Everglade
Re: Sowiarnia
Czw Sty 03, 2019 2:13 am
Charlotte nawet jeśli żywiła niechęć do jednego z uczniów i o wiele bardziej wolałaby rozmawiać z trollem niż z nim nie przyznawała tego otwarcie, wbrew wszelkim pozorom doskonale znała swoje granice i wiedziała co może powiedzieć swojemu uczniowi, a od czego powinna się powstrzymać. Co prawda ten jeden ślizgon sprawiał, że miała ochotę wypchnąć go przez niewielkie okienko sowiarni, wiedziała jednak że nie może tego zrobić, pozostawały jej jedynie wszelkie tego wyobrażenia... Bleh, nie. Z pewnością nie chciała mieć jego postaci w swojej wyobraźni, co to, to nie.
Charlotte doskonale wiedziała, jak ciężką pracą było zlecone chłopakowi zadanie. Sama, jeszcze na praktykach nie raz musiała wykonywać to zajęcie, oczywiście z pomocą magii jednak nawet wtedy nie było to przyjemne. A może po prostu chciała zobaczyć, jak naprawdę twardy jest ten idiota, który wyżywał się na dużo młodszym koledze? Ciężko zgadnąć. Jeżeli jednak już miałaby powiedzieć mu co o nim myśli, z pewnością przede wszystkim użyła by słowa... Leniwy. Bo to, w obecnej chwili raziło ją najbardziej. Dopiero później stwierdziłaby że jest zidiociały, arogancki i ma bardzo spore braki w jakimkolwiek wychowaniu. Niestety, mieszkała tutaj za krótko by wiedzieć czy to cechy całej rodziny czy tylko i wyłącznie tego, jednego przypadku.
- Gdybyś w końcu przestał gadać z pewnością zrobiłbyś o wiele więcej, Lestrange. Nie sądzę, aby druga szczotka jakoś ci pomogła, a zaklęciem poradzi sobie każdy. I przestań w końcu kłamać i dyskutować, nie nabierzesz mnie na te wszystkie twoje gierki.- Odpowiedziała mu obojętnie, naprawdę nie przejmując się tym czy jest mu źle, zimno czy nie dobrze. Dostał od niej zadanie i powinien był je wypełnić. Być może odpuściłaby mu w połowie sowiarni, gdyby widziała że przyjmuje karę jak prawdziwy mężczyzna a nie jak dziecko, które lada chwila może się rozpłakać i szukać mamusi. Dla niej sprawa była prosta - zawinił, kłamał i pyskował więc należy mu się za to kara, którą powinien przyjąć na siebie z honorem i ją wykonać. Bez zbędnego ociągania się i marudzenia, bez głupich komentarzy i udawania że nic nie robi. Jego stawianie się jedynie pogarszało jego sytuację.
Charlotte zdawała się nie zwracać uwagi na to, jak chłopak cofa się pod wpływem jej dotyku, cóż ona same pewnie zrobiłaby to sama gdyby tylko ktoś spróbował jej dotknąć, nie mniej gdzie podziało się to zaufanie do kadry nauczycielskiej? Ech, te czasy! Jednego9 można było być jednak pewnym - w głowie z pewnością nie były jej żadne molestowania czy tego typu rzeczy, co to, to z pewnością nie. Słysząc jego odpowiedź na jej, jakże oczywisty sarkazm rzuciła mu naprawdę nieprzyjemne spojrzenie. Powinien doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że to z pewnością nie było zaproszenie, bo chyba trafiłby ją szlag, jakby miała spędzić ze ślizgonem chociażby kilkanaście minut po za murami szkoły i nadal musząc się hamować.
- Ognistą whisky? W takim razie muszę poprosić pana Flincha żeby odwiedził wasze dormitorium.- odpowiedziała wzruszając ramionami. W końcu uczniowie mieli jasny zakaz posiadania i spożywania alkoholu bądź wyrobów tytoniowych o czym, Rabastan powinien doskonale wiedzieć. Panna Everglade nie mogła z resztą odmówić przyjemności związaniej z odwiedzeniem dormitorium panu Flinchowi i jego uroczej kotce. Nie byłaby sobą, gdyby nie sprawdziła tej, jakże podejrzanej informacji. W końcu nie wiedziała nawet, czy ten uczeń jest już pełnoletni czy też nie.
Słysząc ciekawskie słowa chłopaka, posłała mu kolejne, niezadowolone spojrzenie. W końcu nie jego sprawą było to, po co też wysłała swojego, prywatnego kruka a ta wścibskość z pewnością doprowadzi go kiedyś do naprawdę bardzo złych sytuacji, w końcu nikt nie lubi wścibskich czarodziejów.
-To nie Twoja sprawa, chłopcze.- upomniała go, naprawdę nie mając zamiaru tłumaczyć się byle uczniowi ze swoich poczynań. I zaraz po tych słowach, przestała zwracać na niego jakąkolwiek uwagę. Dopiero po chwili zauważyła, że chłopak znów się zatrzymał. Widziała pociera zmarznięte dłonie i szczerze mówiąc, naprawdę nie było jej go szkoda. Gdyby zajął się tym, czym miał się zająć z pewnością nie byłoby mu teraz zimno, pomińmy fakt, że jego ubiór naprawdę nie pasował do pogody na zewnątrz. I może, gdyby zachował się inaczej dałaby mu porządniejszy sprzęt, abo chociaż większą szczotkę on jednak miał to, na co zasłużył. Trzeba było przyznać że panna Everglade nie odpuszczała jeśli na coś się uparła,zwłaszcza gdy, tak jak teraz to nie ona była na przegranej pozycji.
I już miała zwrócić mu uwagę na to, że powinien wziąć się ponownie do roboty, gdy duży, czarny ptak wleciał z powrotem do sowiarnii. Zwierzę usiadło na ramieniu czarownicy, upuszczając do jej dłoni niewielkie zawiniątko. Charlotte rozwinęła je, umiejscowiła na podłodze w wejściu do sowiarnii, tak by blokować wyjście i rzuciła proste zaklęcie powiększające. W kilka chwil stało przed nią niewielkie krzesełko, stoliczek, na którym już stał niewielki czajniczek i filiżanka. Panna Evergrade nazywała to podręcznym zestawem herbacianym, a trzeba było jej przyznać że herbatę naprawdę lubiła.
- Stanie jak kołek nic ci nie pomoże Lastrange. Będziesz tu siedzieć tak długo, dopóki nie skończysz, dobrze o tym wiesz.- mruknęła karcąco w jego stronę, po to by po chwili usiąść na krześle i zacząć przygotowywać ciepły napar, oczywiście nie miała zamiaru częstować nim nieposłusznego ucznia, co to, to nie. No, chyba że zmieni swoje postępowanie, wtedy z pewnością znajdzie drugą filiżankę. W międzyczasie, kolejny ruch różdżką sprawił że kolejna szczotka, trochę mniejsza od tej którą chłopak dostał na początku, uderzyła o tył głowy chłopaka.
-Narzekałeś że masz za mało szczotek, teraz masz dwie więc weź się w końcu do roboty albo zdechniesz w tej sowiarni.- rzuciła obojętnie, cóż trzeba było jej przyznać że miała rację. Nie dość że była bardziej doświadczona, to jeszcze chłopak nie posiadał swojej różdżki, która spoczywała bezpiecznie schowana w jej szacie. Ech, panie Lastrange, trafił pan na godnego przeciwnika.
Charlotte doskonale wiedziała, jak ciężką pracą było zlecone chłopakowi zadanie. Sama, jeszcze na praktykach nie raz musiała wykonywać to zajęcie, oczywiście z pomocą magii jednak nawet wtedy nie było to przyjemne. A może po prostu chciała zobaczyć, jak naprawdę twardy jest ten idiota, który wyżywał się na dużo młodszym koledze? Ciężko zgadnąć. Jeżeli jednak już miałaby powiedzieć mu co o nim myśli, z pewnością przede wszystkim użyła by słowa... Leniwy. Bo to, w obecnej chwili raziło ją najbardziej. Dopiero później stwierdziłaby że jest zidiociały, arogancki i ma bardzo spore braki w jakimkolwiek wychowaniu. Niestety, mieszkała tutaj za krótko by wiedzieć czy to cechy całej rodziny czy tylko i wyłącznie tego, jednego przypadku.
- Gdybyś w końcu przestał gadać z pewnością zrobiłbyś o wiele więcej, Lestrange. Nie sądzę, aby druga szczotka jakoś ci pomogła, a zaklęciem poradzi sobie każdy. I przestań w końcu kłamać i dyskutować, nie nabierzesz mnie na te wszystkie twoje gierki.- Odpowiedziała mu obojętnie, naprawdę nie przejmując się tym czy jest mu źle, zimno czy nie dobrze. Dostał od niej zadanie i powinien był je wypełnić. Być może odpuściłaby mu w połowie sowiarni, gdyby widziała że przyjmuje karę jak prawdziwy mężczyzna a nie jak dziecko, które lada chwila może się rozpłakać i szukać mamusi. Dla niej sprawa była prosta - zawinił, kłamał i pyskował więc należy mu się za to kara, którą powinien przyjąć na siebie z honorem i ją wykonać. Bez zbędnego ociągania się i marudzenia, bez głupich komentarzy i udawania że nic nie robi. Jego stawianie się jedynie pogarszało jego sytuację.
Charlotte zdawała się nie zwracać uwagi na to, jak chłopak cofa się pod wpływem jej dotyku, cóż ona same pewnie zrobiłaby to sama gdyby tylko ktoś spróbował jej dotknąć, nie mniej gdzie podziało się to zaufanie do kadry nauczycielskiej? Ech, te czasy! Jednego9 można było być jednak pewnym - w głowie z pewnością nie były jej żadne molestowania czy tego typu rzeczy, co to, to z pewnością nie. Słysząc jego odpowiedź na jej, jakże oczywisty sarkazm rzuciła mu naprawdę nieprzyjemne spojrzenie. Powinien doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że to z pewnością nie było zaproszenie, bo chyba trafiłby ją szlag, jakby miała spędzić ze ślizgonem chociażby kilkanaście minut po za murami szkoły i nadal musząc się hamować.
- Ognistą whisky? W takim razie muszę poprosić pana Flincha żeby odwiedził wasze dormitorium.- odpowiedziała wzruszając ramionami. W końcu uczniowie mieli jasny zakaz posiadania i spożywania alkoholu bądź wyrobów tytoniowych o czym, Rabastan powinien doskonale wiedzieć. Panna Everglade nie mogła z resztą odmówić przyjemności związaniej z odwiedzeniem dormitorium panu Flinchowi i jego uroczej kotce. Nie byłaby sobą, gdyby nie sprawdziła tej, jakże podejrzanej informacji. W końcu nie wiedziała nawet, czy ten uczeń jest już pełnoletni czy też nie.
Słysząc ciekawskie słowa chłopaka, posłała mu kolejne, niezadowolone spojrzenie. W końcu nie jego sprawą było to, po co też wysłała swojego, prywatnego kruka a ta wścibskość z pewnością doprowadzi go kiedyś do naprawdę bardzo złych sytuacji, w końcu nikt nie lubi wścibskich czarodziejów.
-To nie Twoja sprawa, chłopcze.- upomniała go, naprawdę nie mając zamiaru tłumaczyć się byle uczniowi ze swoich poczynań. I zaraz po tych słowach, przestała zwracać na niego jakąkolwiek uwagę. Dopiero po chwili zauważyła, że chłopak znów się zatrzymał. Widziała pociera zmarznięte dłonie i szczerze mówiąc, naprawdę nie było jej go szkoda. Gdyby zajął się tym, czym miał się zająć z pewnością nie byłoby mu teraz zimno, pomińmy fakt, że jego ubiór naprawdę nie pasował do pogody na zewnątrz. I może, gdyby zachował się inaczej dałaby mu porządniejszy sprzęt, abo chociaż większą szczotkę on jednak miał to, na co zasłużył. Trzeba było przyznać że panna Everglade nie odpuszczała jeśli na coś się uparła,zwłaszcza gdy, tak jak teraz to nie ona była na przegranej pozycji.
I już miała zwrócić mu uwagę na to, że powinien wziąć się ponownie do roboty, gdy duży, czarny ptak wleciał z powrotem do sowiarnii. Zwierzę usiadło na ramieniu czarownicy, upuszczając do jej dłoni niewielkie zawiniątko. Charlotte rozwinęła je, umiejscowiła na podłodze w wejściu do sowiarnii, tak by blokować wyjście i rzuciła proste zaklęcie powiększające. W kilka chwil stało przed nią niewielkie krzesełko, stoliczek, na którym już stał niewielki czajniczek i filiżanka. Panna Evergrade nazywała to podręcznym zestawem herbacianym, a trzeba było jej przyznać że herbatę naprawdę lubiła.
- Stanie jak kołek nic ci nie pomoże Lastrange. Będziesz tu siedzieć tak długo, dopóki nie skończysz, dobrze o tym wiesz.- mruknęła karcąco w jego stronę, po to by po chwili usiąść na krześle i zacząć przygotowywać ciepły napar, oczywiście nie miała zamiaru częstować nim nieposłusznego ucznia, co to, to nie. No, chyba że zmieni swoje postępowanie, wtedy z pewnością znajdzie drugą filiżankę. W międzyczasie, kolejny ruch różdżką sprawił że kolejna szczotka, trochę mniejsza od tej którą chłopak dostał na początku, uderzyła o tył głowy chłopaka.
-Narzekałeś że masz za mało szczotek, teraz masz dwie więc weź się w końcu do roboty albo zdechniesz w tej sowiarni.- rzuciła obojętnie, cóż trzeba było jej przyznać że miała rację. Nie dość że była bardziej doświadczona, to jeszcze chłopak nie posiadał swojej różdżki, która spoczywała bezpiecznie schowana w jej szacie. Ech, panie Lastrange, trafił pan na godnego przeciwnika.
- Rabastan Lestrange
Re: Sowiarnia
Czw Sty 03, 2019 2:12 pm
On w tym momencie sam wolał stanąć twarzą w twarz z hipogryfem niż męczyć się z nią tutaj w sowiarni, Lestrange nie był zbyt subtelnym człowiekiem i każde jego spojrzenie posłane w stronę (nie ukrywajmy, ale ładnej i przyciągającej spojrzenie) nauczycielki było jakby wyrokiem śmierci z jego strony. Oczywiście mógł ograniczyć się tylko i wyłącznie do spojrzeń, jako że był zwykłym uczniem, który miał niewiele tutaj do gadania. Jednak to co ona tutaj wyprawiała, zdecydowanie podchodziło pod wykorzystywanie ucznia do jakże barbarzyńskich celów jakim było sprzątanie tego okropnego miejsca. Jeśli myślała, że po tym doświadczeniu zastanowi się dwa razy przed wrzuceniem kolejnego piewszoroczniaka do zaspy to się srogo myliła. Tacy ludzie jak on niestety, ale się nie zmieniali i powinnam o tym doskonale wiedzieć, kiedy tylko spojrzała w jego szare oczy, które wyrażają czystą niechęć do otaczającego go świata a teraz szczególnie do jej osoby, która na nerwy działała mu jak mało kto.
On nie był leniwy, po prostu chciał wymigać od tego pieprzonego sprzątania, które tak naprawdę nic w tym momencie nie da, chociażby dlatego, że za parę godzin znowu będzie tak samo brudno. W tym miejscu było tyle sów, że ten czasami czuł się obserwowany przez te zwierzęta. Wzdrygnął się delikatnie na samą myśl, że te zwierzęta wpatrują się w niego niczym sroka w gnat i w pewien sposób z niego szydzą, co na pewno mu się nie podoba. Wiedział, że tej bitwy wygrać nie mógł, ale wojna jeszcze się nie zaczęła, dlatego rzuciwszy jej niezadowolone spojrzenie wziął się dalej za sprzątanie posuwając się tym razem o wiele szybciej niż poprzednio. Oczywiście podczas tego całego procesu nie mógł od tak trzymać buzię na kłódkę. - Może Pani nie zauważyła, ale lubię kiedy mam do kogo buzię otworzyć, można powiedzieć, że wtedy praca zdecydowanie idzie lepiej. Ale muszę wspomnieć, że jest Pani okropną rozmówczynią - dodał po chwili milczenia, odwracając się do niej na moment, żeby znowu wrócić do swojego jakże urokliwego zajęcia jakim było sprzątanie sowich odchodów, chyba będzie mu się to śniło po nocach! Już przez najbliższy czas nie odwiedzi tego przeklętego miejsca, bo będzie mu się nie tylko kojarzyło z tą jakże okrutną karą, ale także z Charlotte, której nie chciał widzieć na oczy w tym momencie. A tym bardziej nie chciał, żeby go ktokolwiek dotykał a zwłaszcza ona. Lestrange czasami był totalnym wyrzutkiem, oczywiście miał przyjaciela, a raczej przyjaciółkę, której powierzyłby nawet swoje życie gdyby taka była potrzeba, ale nic poza tym. Miał zgraję swoich znajomych Ślizgonów, których celem było sianie zamętu w szkole a w przyszłości wstąpienie w szeregi Czarnego Pana, jednak na tym się kończyło, a jako przywódca tejże zgrai musiał o nich dbać jak o swoją rodzinę. Nie była to przyjemna rzecz, bo to słowo kojarzyło mu się tylko wyłącznie z jego matką, która była nie ukrywajmy wymagająca kobietą i faktem, że jest zaręczony z Rockers do której żywił jedno uczucie - nienawiść.
- Nic tam ciekawego nie znajdzie, nie jestem na tyle głupi, żeby trzymać whisky w dormitorium - wyrzekł, po chwili a kącik jego ust drgnął lekko. Był uczniem ostatniej klasy, więc wiadomo, że był pełnoletni. Jednak nie miał zamiaru trzymać takiego trunku w swoim dormitorium, razem ze znajomymi miał jedno miejsce spotkań gdzie zdecydowanie można odkryć wiele dziwnych, przyniesionych przez nich rzeczy. Jeśli uwazała, że trzymałby to wszystko w dormitorium gdzie mógł wejść każdy z kadry pedagogicznej to się bardzo myliła. Przez pewien moment nie interesował się tym co robiła kobieta, skupił się na pracy i na tym, żeby ją skończyć jak najszybciej, albo po prostu paść tutaj z wycieńczenia. Dopiero kiedy się odwrócił zauważył co takiego przyniósł jej kruk, cwana bestia nie ma co. Na jego twarzy pojawił się tylko grymas niezadowolenia, kiedy poczuł woń herbaty. Było mu cholernie zimno, a fakt że ta poczuła się niczym królowa ani trochę mu nie pomogło w tym wszystkim. Jęknął cicho, kiedy druga szczotka uderzyła go w tył głowy, mimowolnie przetarł tamto miejsce, zerkając w stronę nauczycielki. - To podchodzi po wykorzystywanie, znam zdecydowanie przyjemniejsze metody wykorzystywania - burknął po chwili milczenia, odwracając się, żeby zacząć dalej skrobać tę cholerną ścianę. Nagle jego uwagę przykuło ciche huknięcie parę żerdzi wyżej, uniósł głowę, gdzie zobaczył jedną z sów, który siedziała parę metrów wyżej od niego i łypała na chłopaka swoimi czarnymi ślepiami. Ślizgon lekko zagwizdał jak to robił za każdym razem kiedy chciał wysłać list, ale sowa o dziwo nie zareagowała, schowała tylko łeb pod skrzydło jakby się wstydziła, że nie mogła do niego podlecieć. Rudzielec zmarszczył tylko lekko nos, rzucił szczotki gdzieś w bok i wspiął się na wypustkach w ścianie, żeby znaleźć się bliżej zwierzęcia, oczywiście było to bardzo głupie posunięcie bo ono znajdowało się parę metrów wyżej; mógł po prostu spaść i zrobić sobie krzywdę, ale w tym momencie myślał o tym, żeby dotrzeć do sowy. Kiedy znalazł się na jej wysokości, wyciągnął do niej rękę i pogłaskał lekko na co ona przestraszona się poruszyła. Zobaczył wtedy, że jej jedno skrzydło było wykrzywione pod dziwnym kątem, nie wiele myśląc chwycił zwierzę i przygarnął do swojej piersi, a wdzięczna sowa schowała się w połach jego marynarki. Droga na dół była trochę dłuższa ze względu na nowego pasażera, ale kiedy wreszcie stał na nogach dostrzegł niezadowolone spojrzenie nauczycielki.
- Ona jest ranna
Wyrzekł tylko po chwili milczenia, próbując wydobyć zwierzę spod swojej marynarki, ale ono jak na złość uczepiło się chłopaka jakby było ostatnią deską ratunku. Chociaż ktoś go pokochał..
On nie był leniwy, po prostu chciał wymigać od tego pieprzonego sprzątania, które tak naprawdę nic w tym momencie nie da, chociażby dlatego, że za parę godzin znowu będzie tak samo brudno. W tym miejscu było tyle sów, że ten czasami czuł się obserwowany przez te zwierzęta. Wzdrygnął się delikatnie na samą myśl, że te zwierzęta wpatrują się w niego niczym sroka w gnat i w pewien sposób z niego szydzą, co na pewno mu się nie podoba. Wiedział, że tej bitwy wygrać nie mógł, ale wojna jeszcze się nie zaczęła, dlatego rzuciwszy jej niezadowolone spojrzenie wziął się dalej za sprzątanie posuwając się tym razem o wiele szybciej niż poprzednio. Oczywiście podczas tego całego procesu nie mógł od tak trzymać buzię na kłódkę. - Może Pani nie zauważyła, ale lubię kiedy mam do kogo buzię otworzyć, można powiedzieć, że wtedy praca zdecydowanie idzie lepiej. Ale muszę wspomnieć, że jest Pani okropną rozmówczynią - dodał po chwili milczenia, odwracając się do niej na moment, żeby znowu wrócić do swojego jakże urokliwego zajęcia jakim było sprzątanie sowich odchodów, chyba będzie mu się to śniło po nocach! Już przez najbliższy czas nie odwiedzi tego przeklętego miejsca, bo będzie mu się nie tylko kojarzyło z tą jakże okrutną karą, ale także z Charlotte, której nie chciał widzieć na oczy w tym momencie. A tym bardziej nie chciał, żeby go ktokolwiek dotykał a zwłaszcza ona. Lestrange czasami był totalnym wyrzutkiem, oczywiście miał przyjaciela, a raczej przyjaciółkę, której powierzyłby nawet swoje życie gdyby taka była potrzeba, ale nic poza tym. Miał zgraję swoich znajomych Ślizgonów, których celem było sianie zamętu w szkole a w przyszłości wstąpienie w szeregi Czarnego Pana, jednak na tym się kończyło, a jako przywódca tejże zgrai musiał o nich dbać jak o swoją rodzinę. Nie była to przyjemna rzecz, bo to słowo kojarzyło mu się tylko wyłącznie z jego matką, która była nie ukrywajmy wymagająca kobietą i faktem, że jest zaręczony z Rockers do której żywił jedno uczucie - nienawiść.
- Nic tam ciekawego nie znajdzie, nie jestem na tyle głupi, żeby trzymać whisky w dormitorium - wyrzekł, po chwili a kącik jego ust drgnął lekko. Był uczniem ostatniej klasy, więc wiadomo, że był pełnoletni. Jednak nie miał zamiaru trzymać takiego trunku w swoim dormitorium, razem ze znajomymi miał jedno miejsce spotkań gdzie zdecydowanie można odkryć wiele dziwnych, przyniesionych przez nich rzeczy. Jeśli uwazała, że trzymałby to wszystko w dormitorium gdzie mógł wejść każdy z kadry pedagogicznej to się bardzo myliła. Przez pewien moment nie interesował się tym co robiła kobieta, skupił się na pracy i na tym, żeby ją skończyć jak najszybciej, albo po prostu paść tutaj z wycieńczenia. Dopiero kiedy się odwrócił zauważył co takiego przyniósł jej kruk, cwana bestia nie ma co. Na jego twarzy pojawił się tylko grymas niezadowolenia, kiedy poczuł woń herbaty. Było mu cholernie zimno, a fakt że ta poczuła się niczym królowa ani trochę mu nie pomogło w tym wszystkim. Jęknął cicho, kiedy druga szczotka uderzyła go w tył głowy, mimowolnie przetarł tamto miejsce, zerkając w stronę nauczycielki. - To podchodzi po wykorzystywanie, znam zdecydowanie przyjemniejsze metody wykorzystywania - burknął po chwili milczenia, odwracając się, żeby zacząć dalej skrobać tę cholerną ścianę. Nagle jego uwagę przykuło ciche huknięcie parę żerdzi wyżej, uniósł głowę, gdzie zobaczył jedną z sów, który siedziała parę metrów wyżej od niego i łypała na chłopaka swoimi czarnymi ślepiami. Ślizgon lekko zagwizdał jak to robił za każdym razem kiedy chciał wysłać list, ale sowa o dziwo nie zareagowała, schowała tylko łeb pod skrzydło jakby się wstydziła, że nie mogła do niego podlecieć. Rudzielec zmarszczył tylko lekko nos, rzucił szczotki gdzieś w bok i wspiął się na wypustkach w ścianie, żeby znaleźć się bliżej zwierzęcia, oczywiście było to bardzo głupie posunięcie bo ono znajdowało się parę metrów wyżej; mógł po prostu spaść i zrobić sobie krzywdę, ale w tym momencie myślał o tym, żeby dotrzeć do sowy. Kiedy znalazł się na jej wysokości, wyciągnął do niej rękę i pogłaskał lekko na co ona przestraszona się poruszyła. Zobaczył wtedy, że jej jedno skrzydło było wykrzywione pod dziwnym kątem, nie wiele myśląc chwycił zwierzę i przygarnął do swojej piersi, a wdzięczna sowa schowała się w połach jego marynarki. Droga na dół była trochę dłuższa ze względu na nowego pasażera, ale kiedy wreszcie stał na nogach dostrzegł niezadowolone spojrzenie nauczycielki.
- Ona jest ranna
Wyrzekł tylko po chwili milczenia, próbując wydobyć zwierzę spod swojej marynarki, ale ono jak na złość uczepiło się chłopaka jakby było ostatnią deską ratunku. Chociaż ktoś go pokochał..
- Charlotte Everglade
Re: Sowiarnia
Czw Sty 03, 2019 4:14 pm
Jeśli wypowiedziałby tę myśl na głos, nasza kochana Charlotte z pewnością mogłaby mu to załatwić, w końcu sama posiadała jedno z tych, jakże pięknych i wymagających stworzeń. Doskonale wiedziała też, do czego te stworzenia są zdolne jeśli ktoś nie okaże im należytego szacunku, a ten tutaj nie wyglądał jej na takiego, który potrafiłby uszanować jakiekolwiek zwierzę. I nawet nie sądziła, jak bardzo w tej kwestii może się mylić.. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Panna Everglade uważała to nie za wykorzystywanie, a raczej wychowywanie skoro inne metody na niego nie działały musiała spróbować tych, które poznała przez cały miesiąc pobytu w jeszcze innej, niż Beauxbatons szkole magii. I te metody, które wykorzystywała obecnie były naprawdę daleko od tych, iście barbarzyńskich i złych. I szczerze mówiąc, trochę żałowała że ten tutaj uczy się w tak przyjaznej jak Hogwart szkole a nie w innej, trzymającej krócej swoich uczniów. Może i to zadanie wydawało się być zadaniem które nic nie da, w końcu sowiarnia za parę dni znów będzie wyglądać tak, jak wygląda obecnie. Charlotte wiedziała jednak, że nic tak nie uczy manier jak ciężka praca... A może po prostu była ciekawa, jak szybko ten zarozumiały uczeń się złamie? Bardzo możliwe.
Profesor Everglade wywróciła oczami, widząc jak ten znów przerywa swoją pracę by odwrócić się do niej i znów, niezmiennie zacząć kłapać dziobem. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest wymarzonym rozmówcą zwłaszcza dla młodego ucznia którego nie obchodzą sprawy związane z jej przedmiotem bądź w ogóle z nauką.
-Ty również nie należysz do ciekawych rozmówców, Lestrange. Nie mniej, dopóki wykonujesz swoją pracę nie zabraniam ci mówić.- odpowiedziała obojętnie. Jej nie zależało na tym, by praca minęła chłopakowi w przyjemnej atmosferze, w końcu nie jest to istotom kary. Nie powinno się ich lubić, wręcz przeciwnie powinno się je wykonać a później darzyć nienawiścią. Oczywiście wiedziała, że przez niektóre z kar jakie zleca uczniom, jak i to że jest bardzo wymagająca jeżeli chodzi o jej przedmiot, naprawdę spore grono uczniowskie źle jej życzy... Do czasu gdy nie zrozumieją o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Charlotte nie była dla nich skończoną suką tylko po to by uprzykrzać im życie, lecz po to by wyszli oni w tym życiu na ludzi. Dla niej przede wszystkim liczyły się zasady, a jej prywatne przekonania były niemal rzeczą świętą.
Kobieta uniosła z zaciekawieniem brwi, cóż według jej dotychczasowej opinii na temat tego chłopaka był on ta tyle głupi, by posiadać takie rzeczy w dormitorium i jeszcze się nimi chwalić.
-Nie mnie wypowiadać się o twojej inteligencji, nawet jeśli śmiem bardzo mocno w nią wątpić. - To, że temu wszystkiemu zaprzeczył wcale nie sprawiało że mu wierzyła. Doskonale widziała jak potrafi łgać w żywe oczy i jeszcze wmawiać jej że to, co widziała wcale nie jest prawdą. To karygodne zachowanie sprawiło, że czarnowłosa z pewnością porozmawia z panem Flitchem.
Panna Everglade założyła nogę na nogę, skupiając się na sztuce przyrządzania ciepłego naparu. W jednej kwestii chłopak miał wcześniej rację - nie powinna dopuścić do tego, by wylądował w skrzydle szpitalnym nawet, jeśli po cichu by mu tego życzyła. Miała również cichą nadzieję że zapach naparu w jakiś sposób zmotywuje chłopaka do dalszej pracy. Pomińmy fakt że sama, miała niemiłosierną ochotę na ciepły napój, gdyż pilnowanie go było zadaniem naprawdę nudnym.
- To nie jest wykorzystywanie tylko kara chłopcze.- Rzuciła obojętnie, trochę zmęczona jego wiecznym narzekaniem i marudzeniem. W końcu odrobina pracy fizycznej przecież mu nie zaszkodzi, czyż nie? Charlotte nie była typem nauczyciela który wykorzystywałby uczniów, ona jedynie miała co do nich wysokie wymagania zwłaszcza, jeśli dany uczeń uczęszczał na jej zajęcia. W końcu, przy niektórych z magicznych stworzeń nie można sobie pozwolić na nieuwagę i byle jakie zachowanie.
Zajęta przygotowywaniem naparu nie zauważyła nawet, jak młody ślizgon zaczął się wspinać po żerdziach, dopiero po chwili, gdy stał, wydawało się stabilnie na jednej z wyższych żerdzi przeniosła na niego spojrzenie i w jednej chwili aż się w niej zagotowało. Było to zachowanie naprawdę nie rozważne a ona nie wiedziała czy chce uciec przez niewielkie okienko czy może próbuje przysporzyć jej kłopotów, bo gdyby złamał sobie rękę w jej obecności z pewnością nie obyłoby się to bez kłopotów.
-Lestrange! Złaź natychmiast!- warknęła w jego kierunku. I przez chwilę wydawało się jej że chłopak posłuchał jej słów a ona, naprawdę wściekła w pierwszej chwili nie zauważyła sowy pod jego marynarką. Ba, nigdy nie podejrzewałaby akurat tego ucznia o taki gest w kierunku rannego zwierzęcia.
-Miałeś czyścić te żerdzie a nie bawić się w sowę, con.- powiedziała i jedynie w jej oczach widać było gniew. Nie ważne jak bardzo nie znosiła tego ślizgona był on uczniem, a jednym z jej zadań było dopilnowanie aby nic uczniom się nie stało zwłaszcza w jej towarzystwie. Dopiero po chwili zauważyła dziób, wystający spod marynarki chłopaka i delikatnie mówiąc, była w szoku. Oczywiście starała się tego po sobie nie okazywać. W pierwszej chwili chciała nawet zabrać sowę od chłopaka, była ona jednak na tyle daleko pod jego marynarką, że chociażby próba wyciągnięcia zwierzęcia byłaby znacznym przekroczeniem jasnej granicy dzielącej ucznia i nauczyciela.
- To twoja sowa?- zapytała wracając do swojego stolika, gdzie nalała sobie filiżankę herbaty. Po chwili jej czerwone usta zatopiły się w gorącym płynie a ona sama zdawała się być pogrążona w jakiś, niezwykle ważnych rozmyślaniach. Jej wiedza dotycząca stworzeń magicznych mogła się tu przydać, mimo iż sowy magiczne nie były. Zwykle jednak skrzydła zbudowane są tak samo u większości gatunków posiadających je.
-Widziałeś co jej dolega? - zapytała, kolejny raz maczając usta w gorącej herbacie.
Panna Everglade uważała to nie za wykorzystywanie, a raczej wychowywanie skoro inne metody na niego nie działały musiała spróbować tych, które poznała przez cały miesiąc pobytu w jeszcze innej, niż Beauxbatons szkole magii. I te metody, które wykorzystywała obecnie były naprawdę daleko od tych, iście barbarzyńskich i złych. I szczerze mówiąc, trochę żałowała że ten tutaj uczy się w tak przyjaznej jak Hogwart szkole a nie w innej, trzymającej krócej swoich uczniów. Może i to zadanie wydawało się być zadaniem które nic nie da, w końcu sowiarnia za parę dni znów będzie wyglądać tak, jak wygląda obecnie. Charlotte wiedziała jednak, że nic tak nie uczy manier jak ciężka praca... A może po prostu była ciekawa, jak szybko ten zarozumiały uczeń się złamie? Bardzo możliwe.
Profesor Everglade wywróciła oczami, widząc jak ten znów przerywa swoją pracę by odwrócić się do niej i znów, niezmiennie zacząć kłapać dziobem. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest wymarzonym rozmówcą zwłaszcza dla młodego ucznia którego nie obchodzą sprawy związane z jej przedmiotem bądź w ogóle z nauką.
-Ty również nie należysz do ciekawych rozmówców, Lestrange. Nie mniej, dopóki wykonujesz swoją pracę nie zabraniam ci mówić.- odpowiedziała obojętnie. Jej nie zależało na tym, by praca minęła chłopakowi w przyjemnej atmosferze, w końcu nie jest to istotom kary. Nie powinno się ich lubić, wręcz przeciwnie powinno się je wykonać a później darzyć nienawiścią. Oczywiście wiedziała, że przez niektóre z kar jakie zleca uczniom, jak i to że jest bardzo wymagająca jeżeli chodzi o jej przedmiot, naprawdę spore grono uczniowskie źle jej życzy... Do czasu gdy nie zrozumieją o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Charlotte nie była dla nich skończoną suką tylko po to by uprzykrzać im życie, lecz po to by wyszli oni w tym życiu na ludzi. Dla niej przede wszystkim liczyły się zasady, a jej prywatne przekonania były niemal rzeczą świętą.
Kobieta uniosła z zaciekawieniem brwi, cóż według jej dotychczasowej opinii na temat tego chłopaka był on ta tyle głupi, by posiadać takie rzeczy w dormitorium i jeszcze się nimi chwalić.
-Nie mnie wypowiadać się o twojej inteligencji, nawet jeśli śmiem bardzo mocno w nią wątpić. - To, że temu wszystkiemu zaprzeczył wcale nie sprawiało że mu wierzyła. Doskonale widziała jak potrafi łgać w żywe oczy i jeszcze wmawiać jej że to, co widziała wcale nie jest prawdą. To karygodne zachowanie sprawiło, że czarnowłosa z pewnością porozmawia z panem Flitchem.
Panna Everglade założyła nogę na nogę, skupiając się na sztuce przyrządzania ciepłego naparu. W jednej kwestii chłopak miał wcześniej rację - nie powinna dopuścić do tego, by wylądował w skrzydle szpitalnym nawet, jeśli po cichu by mu tego życzyła. Miała również cichą nadzieję że zapach naparu w jakiś sposób zmotywuje chłopaka do dalszej pracy. Pomińmy fakt że sama, miała niemiłosierną ochotę na ciepły napój, gdyż pilnowanie go było zadaniem naprawdę nudnym.
- To nie jest wykorzystywanie tylko kara chłopcze.- Rzuciła obojętnie, trochę zmęczona jego wiecznym narzekaniem i marudzeniem. W końcu odrobina pracy fizycznej przecież mu nie zaszkodzi, czyż nie? Charlotte nie była typem nauczyciela który wykorzystywałby uczniów, ona jedynie miała co do nich wysokie wymagania zwłaszcza, jeśli dany uczeń uczęszczał na jej zajęcia. W końcu, przy niektórych z magicznych stworzeń nie można sobie pozwolić na nieuwagę i byle jakie zachowanie.
Zajęta przygotowywaniem naparu nie zauważyła nawet, jak młody ślizgon zaczął się wspinać po żerdziach, dopiero po chwili, gdy stał, wydawało się stabilnie na jednej z wyższych żerdzi przeniosła na niego spojrzenie i w jednej chwili aż się w niej zagotowało. Było to zachowanie naprawdę nie rozważne a ona nie wiedziała czy chce uciec przez niewielkie okienko czy może próbuje przysporzyć jej kłopotów, bo gdyby złamał sobie rękę w jej obecności z pewnością nie obyłoby się to bez kłopotów.
-Lestrange! Złaź natychmiast!- warknęła w jego kierunku. I przez chwilę wydawało się jej że chłopak posłuchał jej słów a ona, naprawdę wściekła w pierwszej chwili nie zauważyła sowy pod jego marynarką. Ba, nigdy nie podejrzewałaby akurat tego ucznia o taki gest w kierunku rannego zwierzęcia.
-Miałeś czyścić te żerdzie a nie bawić się w sowę, con.- powiedziała i jedynie w jej oczach widać było gniew. Nie ważne jak bardzo nie znosiła tego ślizgona był on uczniem, a jednym z jej zadań było dopilnowanie aby nic uczniom się nie stało zwłaszcza w jej towarzystwie. Dopiero po chwili zauważyła dziób, wystający spod marynarki chłopaka i delikatnie mówiąc, była w szoku. Oczywiście starała się tego po sobie nie okazywać. W pierwszej chwili chciała nawet zabrać sowę od chłopaka, była ona jednak na tyle daleko pod jego marynarką, że chociażby próba wyciągnięcia zwierzęcia byłaby znacznym przekroczeniem jasnej granicy dzielącej ucznia i nauczyciela.
- To twoja sowa?- zapytała wracając do swojego stolika, gdzie nalała sobie filiżankę herbaty. Po chwili jej czerwone usta zatopiły się w gorącym płynie a ona sama zdawała się być pogrążona w jakiś, niezwykle ważnych rozmyślaniach. Jej wiedza dotycząca stworzeń magicznych mogła się tu przydać, mimo iż sowy magiczne nie były. Zwykle jednak skrzydła zbudowane są tak samo u większości gatunków posiadających je.
-Widziałeś co jej dolega? - zapytała, kolejny raz maczając usta w gorącej herbacie.
- Rabastan Lestrange
Re: Sowiarnia
Czw Sty 03, 2019 9:36 pm
Zdecydowanie przy niej nawet nie chciał nawet wypowiadać tego życzenia na głos, bo przecież nigdy nie wiadomo co mogłoby strzelić takiej nauczycielce do głowy, zwłaszcza teraz kiedy jest na etapie jawnego wyżywania się na biednym uczniu, mogła za chwilę przyprowadzić jakiegoś hipogryfa i patrzeć jak ten rozrywa ciało Ślizgona. Bo jeśli chciała, żeby zdjął koszulkę, to mogła po prostu powiedzieć, nie musiała się uciekać do aż tak radykalnych kroków, żeby zobaczyć chociaż trochę jego gołego ciała. Nadal uważał to za wykorzystywanie, zwłaszcza że on przecież nic takiego złego nie zrobił, przechodził tylko koło jakiegoś pierwszoroczniaka, który wpadł do zaspy. No po prostu wielkie rzeczy, które wymagają sprzątania całej sowiarni? Jeśli myślała, że ta ciężka kara coś zmieni to oczywiście była w błędzie.. nie da się zmienić podłego węża i ognistego temperamentu o czym świadczyły jego rude włosy. Mógł w tym momencie stwierdzić jego, że nie przepadał za jej towarzystwem i oceniającym spojrzeniem w którym czaiła się tylko skrajna nienawiść do jego osoby, Lestrange kiedyś może i był przegrywem, który bez żadnego słowa wyczyściłby tą przeklętą sowiarnię, ale od ostatniego roku bardzo się zmienił co uważał tylko i wyłącznie za własną zasługę. Nie lubił kiedy ktoś go ocenia tylko i wyłącznie po jednej wpadce, która tak naprawdę niewiele potrafi powiedzieć o człowieku, a Charlotte zdecydowanie tak go oceniła. Ponadto skoro zasięgnęła pewnej wiedzy u znajomych po fachu, to powinna także wiedzieć, że mimo serca pokrytego lodem, Rudy potrafi mieć pewne przebłyski normalności, oczywiście są one bardzo znikome i ledwo zauważalne ale są zwłaszcza kiedy siedzi sam w dormitorium, ze swoim kotem na kolanach, głaszcząc go delikatnie i rozmyślając o swoim jakże ciekawym życiu i fakcie, że jest zaręczony z jedną najbardziej znienawidzonych przez niego osób. Nie chciał tego ślubu, ale sprzeciwić się woli matki niestety nie mógł, może zrobi to po prostu z czasem kiedy jego serce obudzi się i zabije dla prawdziwej miłości? O ile taki czas nadejdzie..
- Po paru ognistych jestem jednym z ciekawszych rozmówców - wyrzekł po chwili milczenia, nieznacznie unosząc brew do góry i zerkając w stronę kobiety. W kącikach jego ust czaił się delikatny uśmieszek, podobno po alkoholu wszystkim rozwiązuje się język a zwłaszcza takiemu Lestrange, który nie ukrywajmy ale mocnej głowy aż tak bardzo nie ma. Oczywiście to nie przeszkadza mu w piciu tego jakże cudownego trunku, który nie tylko rozpala ciało, zwłaszcza w zimne wieczory, ale i także uderza prosto do głowy co daje o wiele lepszy efekt. Nie raz urządzał małe imprezy w dormitorium czy to w pokoju wspólnym wraz ze swoją zgrają, a nie ma przecież lepszych imprez niż te urządzane spontanicznie, prawda? Często zachodzili także do kuchni, gdzie jakże urocze skrzaty domowe dawały im wszystko co tylko sobie zażyczyli. Rudzielec wiedział jak one pracują, bo w domu posiadał skrzata, który był w jego rodzinie już parę dobrych lat, oczywiście chłopak szanował go, bo jednak miał miękkie serce do magicznych (i nie tylko) stworzeń, lecz nie przyznawał się do tego nawet przed samym sobą. Nie skomentował jej słów na temat inteligencji; nie czuł się debilem czy osobą, która mało wie, zdecydowanie to celował bardziej w tą wyższą półkę zwłaszcza na egzaminach, raczej był on człowiekiem, który kiedy raz coś zobaczył to zapamiętał i nie musiał slęczeć nad książkami całe dnie, a to że po prostu mu się nie chciało okazywać swojej wiedzy to już jest inna sprawa. Nie słyszał nawet jak ta krzyczy, żeby zlazł szczerze to mało go interesowało w tym momencie co tam wyczynia nauczycielka, chciał uratować tą biedną sowę, która teraz schowana i przyczepiona do jego koszulki łypała przestraszonymi ślepiami w stronę siedzącej przy stoliku nauczycielki. Rabastan zbliżył się do niej, kładąc sówkę na stoliku zaraz obok dzbanka z parującą herbatą. Zwierzę skuliło się, chowając łeb pod skrzydło.
- Nie, to jedna z sów szkoły. Czasami wysyłałem nią listy, dlatego się mnie nie przestraszyła kiedy po nią sięgnąłem - wyrzekł, zerkając w stronę zwierzęcia, które chyba chciało znowu skryć się pod marynarką chłopaka bo dreptało do krawędzi stołu po którego stronie stał rudy chłopak. Ten zatrzymał ją ręką, głaszcząc lekko kciukiem jej pióra. - chyba ma coś ze skrzydłem, na pewno nie może latać, bo już dawno by do mnie przyleciała gdy zagwizdałem - dodał, wzruszając delikatnie ramionami. Nie był on typem, który o coś prosi także powinna ona sama się domyślić, że ma pomóc temu biednemu zwierzęciu wyzdrowieć bo przecież ranna sowa tutaj jest do niczego i większość uczniów je ignoruje, albo kiedy są na ziemi po prostu je kopie nie zważając na to, że to zwierze ma jakiekolwiek uczucia no i że przede wszystkim ją to boli.
Och tak.. jeśli chodzi o zwierzęta, to Rabastan ma zbyt miękkie serce.
- Po paru ognistych jestem jednym z ciekawszych rozmówców - wyrzekł po chwili milczenia, nieznacznie unosząc brew do góry i zerkając w stronę kobiety. W kącikach jego ust czaił się delikatny uśmieszek, podobno po alkoholu wszystkim rozwiązuje się język a zwłaszcza takiemu Lestrange, który nie ukrywajmy ale mocnej głowy aż tak bardzo nie ma. Oczywiście to nie przeszkadza mu w piciu tego jakże cudownego trunku, który nie tylko rozpala ciało, zwłaszcza w zimne wieczory, ale i także uderza prosto do głowy co daje o wiele lepszy efekt. Nie raz urządzał małe imprezy w dormitorium czy to w pokoju wspólnym wraz ze swoją zgrają, a nie ma przecież lepszych imprez niż te urządzane spontanicznie, prawda? Często zachodzili także do kuchni, gdzie jakże urocze skrzaty domowe dawały im wszystko co tylko sobie zażyczyli. Rudzielec wiedział jak one pracują, bo w domu posiadał skrzata, który był w jego rodzinie już parę dobrych lat, oczywiście chłopak szanował go, bo jednak miał miękkie serce do magicznych (i nie tylko) stworzeń, lecz nie przyznawał się do tego nawet przed samym sobą. Nie skomentował jej słów na temat inteligencji; nie czuł się debilem czy osobą, która mało wie, zdecydowanie to celował bardziej w tą wyższą półkę zwłaszcza na egzaminach, raczej był on człowiekiem, który kiedy raz coś zobaczył to zapamiętał i nie musiał slęczeć nad książkami całe dnie, a to że po prostu mu się nie chciało okazywać swojej wiedzy to już jest inna sprawa. Nie słyszał nawet jak ta krzyczy, żeby zlazł szczerze to mało go interesowało w tym momencie co tam wyczynia nauczycielka, chciał uratować tą biedną sowę, która teraz schowana i przyczepiona do jego koszulki łypała przestraszonymi ślepiami w stronę siedzącej przy stoliku nauczycielki. Rabastan zbliżył się do niej, kładąc sówkę na stoliku zaraz obok dzbanka z parującą herbatą. Zwierzę skuliło się, chowając łeb pod skrzydło.
- Nie, to jedna z sów szkoły. Czasami wysyłałem nią listy, dlatego się mnie nie przestraszyła kiedy po nią sięgnąłem - wyrzekł, zerkając w stronę zwierzęcia, które chyba chciało znowu skryć się pod marynarką chłopaka bo dreptało do krawędzi stołu po którego stronie stał rudy chłopak. Ten zatrzymał ją ręką, głaszcząc lekko kciukiem jej pióra. - chyba ma coś ze skrzydłem, na pewno nie może latać, bo już dawno by do mnie przyleciała gdy zagwizdałem - dodał, wzruszając delikatnie ramionami. Nie był on typem, który o coś prosi także powinna ona sama się domyślić, że ma pomóc temu biednemu zwierzęciu wyzdrowieć bo przecież ranna sowa tutaj jest do niczego i większość uczniów je ignoruje, albo kiedy są na ziemi po prostu je kopie nie zważając na to, że to zwierze ma jakiekolwiek uczucia no i że przede wszystkim ją to boli.
Och tak.. jeśli chodzi o zwierzęta, to Rabastan ma zbyt miękkie serce.
- Charlotte Everglade
Re: Sowiarnia
Pią Sty 04, 2019 12:02 am
Charlotte bardzo chętnie dałaby chłopaka swojemu osobistemu hipogryfowi na pożarcie, wiedziała jednak że napytałoby jej to o wiele więcej problemów niż co warte... No i istniała możliwość, że biedne zwierzę dostałoby niestrawności, po tak podłym kawałku mięsa jakim był młody ślizgon.
W jej mniemaniu bardzo istotne było pierwsze wrażenie jakie się dawało, a on pierwszego wrażenia nie zrobił na niej w ogóle kłamiąc jej jak z nut prosto w żywe oczy. Bo nauczycielka doskonale widziała co zaszło na tych piekielnych błoniach i nie miała najmniejszego zamiaru odpuszczać mu kary, chociażby za to jakże paskudne kłamstwa które próbował podtykać jej pod nos. Zwłaszcza gdy od swoich znajomych po fachu słyszała jedynie negatywne słowa na jego temat, ot dużo bardziej zapadają one w głowę niż te wszystkie, pozytywne czyny zwłaszcza, kiedy nie były specjalnie duże.
- Domyślam się że niezły z ciebie bajkopisarz, bardzo łatwo przychodzi ci łganie jak z nut.- Odpowiedziała na jego słowa i przez chwilę można było mieć wrażenie że i jej kącik ust się uniósł. Ona sama unikała alkoholu, jedynie czasem racząc się lampką wina. Nie należała do kobiet z bardzo mocną głową a sama nie znosiła tracić kontroli co sprawiało, że alkohol traktowała jak jednego ze swoich wrogów. W swoim całym, długoletnim życiu upiła się tylko raz i to nawet nie z ludźmi co skończyło się w dość kompromitujący dla niej sposób... Ale o tym innym razem. Może właśnie przez to jest taka sztywna w sytuacjach towarzyskich? Cóż, tego chyba nikt, nigdy się nie dowie.
Nie wiedziała co też ten idiota wyprawiać na tych przeklętych żerdziach będąc niemal pewną że byłby w stanie specjalnie z nich wstać i wymyślić do tego jakieś kłamstwo byleby tylko przysporzyć jej nowych problemów... Tak jednak się nie stało a chwilę później chłopak stał koło niej, z podobno rannym zwierzęciem wtulonym w jego ciało. No każdy ma upodobania jakie ma i przez chwilę było jej szkoda biednej sowy.
Kobieta jedynie pokiwała głową na słowa chłopaka, ona sama nie znała wszystkich szkolnych sów z jednego, prostego powodu - posiadała własne zwierzę którego używała do przekazywania korespondencji. Widziała że sowa jest przestraszona to też powoli i spokojnie wyciągnęła ku niej dłoń, uważając by przypadkiem nie dotknąć dłoni młodego ucznia po czym stanowczym ruchem przyciągnęła ją do siebie, sadzając ją na swoich kolanach. Jedna z jej dłoni przyciskała głowę sowy do jej ciała, w ten sposób ją unieruchomiając. Doskonale wiedziała że to, co zaraz zrobi sobie z pewnością nie będzie przyjemne, nie mogła jednak tego pominąć jeśli chciała dowiedzieć się co też jej dolega. Długie i smukłe palce zaczęły jeździć po skrzydle zwierzęcia, z którego dzioba wydawały się odgłosy bólu.
- Ma złamane skrzydło, tutaj nic nie zrobię, muszę zabrać ją do swojego gabinetu.- zakomendowała, po czym odstawiła sowę na stół, dając jej również kilka ziaren znalezionych w kieszeni, jako rekompensatę cierpienia. Upiła kolejny łyk herbaty, nawet nie myśląc o tym, że ślizgon jest pewnie przemarznięty do kości. Po chwili jednak wstała i podała mu sowę.
- Jutro dokończysz czyścić sowiarnię i nie chce słyszeć ani jednego słowa sprzeciwu, pan Flich będzie cię pilnował.- rzuciła stanowczo, cóż, musiał wiedzieć że go nie ominie, ona teraz miała o wiele ważniejszą sprawę na głowie. Jedno, krótkie zaklęcie sprawiło, że stolik znów się spakował w małą paczuszkę którą niemal od razu złapał jej kruk.
- Zaniesiesz sowę do mojego gabinetu. - Rzuciła kolejnym zleceniem po czym odwróciła się zmierzając w kierunku zamku, nawet nie patrząc czy ten za nim idzie, bo tego była niemal pewna.
zt. x2
W jej mniemaniu bardzo istotne było pierwsze wrażenie jakie się dawało, a on pierwszego wrażenia nie zrobił na niej w ogóle kłamiąc jej jak z nut prosto w żywe oczy. Bo nauczycielka doskonale widziała co zaszło na tych piekielnych błoniach i nie miała najmniejszego zamiaru odpuszczać mu kary, chociażby za to jakże paskudne kłamstwa które próbował podtykać jej pod nos. Zwłaszcza gdy od swoich znajomych po fachu słyszała jedynie negatywne słowa na jego temat, ot dużo bardziej zapadają one w głowę niż te wszystkie, pozytywne czyny zwłaszcza, kiedy nie były specjalnie duże.
- Domyślam się że niezły z ciebie bajkopisarz, bardzo łatwo przychodzi ci łganie jak z nut.- Odpowiedziała na jego słowa i przez chwilę można było mieć wrażenie że i jej kącik ust się uniósł. Ona sama unikała alkoholu, jedynie czasem racząc się lampką wina. Nie należała do kobiet z bardzo mocną głową a sama nie znosiła tracić kontroli co sprawiało, że alkohol traktowała jak jednego ze swoich wrogów. W swoim całym, długoletnim życiu upiła się tylko raz i to nawet nie z ludźmi co skończyło się w dość kompromitujący dla niej sposób... Ale o tym innym razem. Może właśnie przez to jest taka sztywna w sytuacjach towarzyskich? Cóż, tego chyba nikt, nigdy się nie dowie.
Nie wiedziała co też ten idiota wyprawiać na tych przeklętych żerdziach będąc niemal pewną że byłby w stanie specjalnie z nich wstać i wymyślić do tego jakieś kłamstwo byleby tylko przysporzyć jej nowych problemów... Tak jednak się nie stało a chwilę później chłopak stał koło niej, z podobno rannym zwierzęciem wtulonym w jego ciało. No każdy ma upodobania jakie ma i przez chwilę było jej szkoda biednej sowy.
Kobieta jedynie pokiwała głową na słowa chłopaka, ona sama nie znała wszystkich szkolnych sów z jednego, prostego powodu - posiadała własne zwierzę którego używała do przekazywania korespondencji. Widziała że sowa jest przestraszona to też powoli i spokojnie wyciągnęła ku niej dłoń, uważając by przypadkiem nie dotknąć dłoni młodego ucznia po czym stanowczym ruchem przyciągnęła ją do siebie, sadzając ją na swoich kolanach. Jedna z jej dłoni przyciskała głowę sowy do jej ciała, w ten sposób ją unieruchomiając. Doskonale wiedziała że to, co zaraz zrobi sobie z pewnością nie będzie przyjemne, nie mogła jednak tego pominąć jeśli chciała dowiedzieć się co też jej dolega. Długie i smukłe palce zaczęły jeździć po skrzydle zwierzęcia, z którego dzioba wydawały się odgłosy bólu.
- Ma złamane skrzydło, tutaj nic nie zrobię, muszę zabrać ją do swojego gabinetu.- zakomendowała, po czym odstawiła sowę na stół, dając jej również kilka ziaren znalezionych w kieszeni, jako rekompensatę cierpienia. Upiła kolejny łyk herbaty, nawet nie myśląc o tym, że ślizgon jest pewnie przemarznięty do kości. Po chwili jednak wstała i podała mu sowę.
- Jutro dokończysz czyścić sowiarnię i nie chce słyszeć ani jednego słowa sprzeciwu, pan Flich będzie cię pilnował.- rzuciła stanowczo, cóż, musiał wiedzieć że go nie ominie, ona teraz miała o wiele ważniejszą sprawę na głowie. Jedno, krótkie zaklęcie sprawiło, że stolik znów się spakował w małą paczuszkę którą niemal od razu złapał jej kruk.
- Zaniesiesz sowę do mojego gabinetu. - Rzuciła kolejnym zleceniem po czym odwróciła się zmierzając w kierunku zamku, nawet nie patrząc czy ten za nim idzie, bo tego była niemal pewna.
zt. x2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach