- Sahir Nailah
Re: Pokój Wspólny
Pon Lis 30, 2015 5:24 pm
To było sporo czasu - to było zdecydowanie zbyt wiele czasu, kiedy było się ledwo piętnastolatkiem i miało się oczy szeroko otwarte na otaczający cię świat, by wyłapywać każde z cennych promieni światła, by sycić się posmakiem świeżego wiatru i kiedy wyciągało się dłonie ku niebu, wierząc w wieczność i nieśmiertelność zgoła inną od tej, którą oferował wampiryzm - ale czy tak naprawdę pozostawało tutaj cokolwiek do dodania, skoro ponad dwa lata minęły od tamtego czasu i chociaż bym chciał - nic nie zmieniło się ku lepszemu? Kiedy to się po prostu stało - i płakanie nad tym faktem było jak płakanie nad szklaną rozlanego mleka - może się rozwodzę, może to nie tak wyglądało - bo tak naprawdę jak ma się strata 250ml mleka do stracenia duszy? Jedni powiedzą, że to tylko zgrabna metafora i się czepiam, inni powiedzą no właśnie, a Nailah? Cóż, Nailah przestał się uśmiechać - ten bezczelny uśmieszek został zdjęty z jego warg jak za dotknięciem magicznej różdżki - tą różdżką były proste słowa - proste, ale prawdziwe - wciąż stał nieruchomo, pozwalając się badać, jakby był wyjątkowym okazem, którego trzeba zmacać w odpowiednich miejscach (ekhem), żeby poznać go "na pewno" - o ile w ogóle poznanie fizyczne cokolwiek tutaj zmieniało - jeśli chciała poznać samą istotę wampiryzmu to rzeczywiście - serce biło o wiele, wiele wolniej niż ludzkie, tak słabo, że można by nawet uznać, że w ogóle nie bije, skóra była miękka, bez skaz, jego szyi nie znaczyły żadne ślady po ugryzieniu, żadna blizna, jakby zupełnie przecząc temu, że tym wampirem został, lecz poza tym? Człowiek jak każdy inny. I ten uśmiech zaraz powrócił na jego twarz - ona się odsunęła, a on lekko pochylił, by podciąć jej nogi swoją ręką i niczym najprawdziwszą księżniczkę zanieść do kanapy, by ją na niej usadzić i kucnąć przed nią, znów zupełnie nic sobie nie robiąc z jakichkolwiek norm kulturowych - oparł się przedramionami na jej kolanach, spoglądając w ożywioną i zbladłą jednocześnie twarz, podczas gdy on nabrał kolorów. Wierzcie lub nie - głaskanie uspokaja, koty lubią, jak przejeżdża się po ich futrze z włosem delikatnymi palcami, które od razu wkradają się do duszy błogimi nutami, które pozwalają rozsunąć swoją aurę na większą przestrzeń i w której z łatwością gościł stoicyzm - nie ukrywając - tak było i tym razem. Czy to zwykła Fortuna prowadziła Kaylin za dłoń, by nie nadziewała się na trujące kolce, kiedy wędrowała po niezgłębionym oceanie i nurkowała raz za razem, czy to jej własna niewinność tworzyła wokół niej nienaruszalną bańkę - spoglądanie na to, co tak czyste i delikatne sprawiało przyjemność, zwłaszcza, gdy Dziecię Światła tak chętnie dzieliło się tą delikatnością i nie okazywało strachu przed drapieżnikiem - wtedy gasły instynkty łowcze, wiecie? Polowanie nie istnieje bez adrenaliny - jeśli ofiara nie ucieka i nie pachnie kusząco przerażeniem, to najedzony potwór nie będzie jej gonić - zamiast tego, ze znudzenia, będzie wolał się z nią pobawić - lub w swej dzikości nawet pozwoli zbliżyć się istocie ludzkiej i dać się pogłaskać - bo czemu by nie?
- Ach tak? A może chciałem zostać wampirem, nie pomyślałaś o tym? - Splótł palce dłoni ze sobą i oparł na nich podbródek, z wciąż ułożonymi rękoma na nogach Krukonki. - Owszem, Panem Nocy. Dlaczego nie miałbym samego siebie uważać za jednostkę wyrastającą ponad ludzką przeciętność, skoro ludzie są dla mnie jedynie pożywieniem? - Uniósł się nieznacznie i zastukał palcami w materiał spodni dziewczyny - na jego palcu serdecznym lewej dłoni widniał rodowy sygnet, wyglądający na srebrny, ale ten typ chyba po prostu tak miał - jeśli dodać do tego wszystkie zawieszki, które zawieszone miał u szyi na rzemieniach.
- A twoje życie, Kaylin? Nie jest ciężkie, skoro ludzie zwykli na ciebie psioczyć o byle kota chodzącego swoimi ścieżkami?
- Ach tak? A może chciałem zostać wampirem, nie pomyślałaś o tym? - Splótł palce dłoni ze sobą i oparł na nich podbródek, z wciąż ułożonymi rękoma na nogach Krukonki. - Owszem, Panem Nocy. Dlaczego nie miałbym samego siebie uważać za jednostkę wyrastającą ponad ludzką przeciętność, skoro ludzie są dla mnie jedynie pożywieniem? - Uniósł się nieznacznie i zastukał palcami w materiał spodni dziewczyny - na jego palcu serdecznym lewej dłoni widniał rodowy sygnet, wyglądający na srebrny, ale ten typ chyba po prostu tak miał - jeśli dodać do tego wszystkie zawieszki, które zawieszone miał u szyi na rzemieniach.
- A twoje życie, Kaylin? Nie jest ciężkie, skoro ludzie zwykli na ciebie psioczyć o byle kota chodzącego swoimi ścieżkami?
- Kaylin Wittermore
Re: Pokój Wspólny
Pon Lis 30, 2015 5:25 pm
Czym była wieczność dla Kaylin? Zapewne tymi kilkoma latami, które dzieliły ją od dorosłości. Kilka lat, które zostały jej do skończenia szkoły, rozpoczęciu stażu i zaczęciu własnych badań - o ile jej się poszczęści. Był to czas, który bardzo chciała przyspieszyć, ale niestety nie umiała. Każdy dzień przypominał jej o tym, że wciąż była dzieckiem. Tak mało znaczącym dla dorosłego mężczyzny, w którego wpatrzona była jak w obrazek. Naiwnie wierzyła, że gdy pokona tę przeszkodę będzie w stanie wkraść się w jego łaski, dotrzeć do jego serca. Jak bardzo się myliła? I jak wiele przyjdzie jej za to zapłacić? Tego jeszcze nie wiedziała, ale nadchodząca przyszłość miała dla niej wiele niespodzianek i nie wszystkie były dobre.
Jakby nie było, dopiero przeżyła jedną z nich. Spotkania z wampirem nie spodziewała się w swoim życiu, a przynajmniej nie tak szybko i nie tutaj, w szkole, która jak by nie było nie miała do zaoferowania wiele jeżeli chodziło o taki rodzaj doznań. Była więc to dla niej niespodzianka i choć wielu mogłoby się z jej opinią nie zgodzić - była to niespodzianka dobra. Mogła poszerzyć jej horyzonty, nauczyć czegoś nowego i przede wszystkim - zaspokoiła jej wewnętrzną żądzę. Badając więc jego twarz, dotykając warg i zębów za nimi ukrytych dziewczyna udowadniała sobie, że to wszystko działo się naprawdę.
Kiedy podciął jej nogi i wziął ją na ręce pisnęła cicho zaskoczona, zupełnie nie spodziewając się takiego obrotu spraw. Złapała się go mocno, serce przyspieszyło rytm a brązowe oczy wpatrywały się w jego twarz, gdy niósł ją do kanapy, na której wkrótce spoczęła. Delikatny, bardzo przyjemny uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy wyciągała dłoń, by znowu go pogłaskać. Robiła to całkiem intuicyjnie, być może właśnie dlatego wszelkie istoty zawsze do niej lgnęły i wręcz rozkładały się pod jej dotykiem, spojrzeniem czy słowem. Zupełnie tak, jak ten Dwurożec na zajęciach ONMS, tak i Sahir zdawał się łagodnieć. Księżniczka wydawała się nie zdawać sobie jednak sprawy ze swojego daru, jakby wierzyła w ciągle powtarzający się łut szczęścia.
- Dziękuję. - Powiedziała całkiem szczerze i ułożyła się wygodnie, cały czas nie spuszczając go z oczu. Jego bliskość zdawała się już jej nie stresować, a wręcz cieszyła się, że po prostu nie zniknął. Że po prostu nadal był w tym samym pokoju.
- Nie wnikam, czy chciałeś zostać wampirem czy nie. Niezależnie jednak od tego, sam proces przemiany musiał być bardzo ciężki, przyzwyczajenie się do, jak podejrzewam, zupełnie innego trybu życia... Mam nadzieję, że teraz jest już lepiej. Choć trochę. - Wypowiedziała te słowa z troską i całkowitą szczerością. Miała w sobie bowiem ogrom dobra i czułości, której nie umiała okazywać zwykłym ludziom, ale której dla istot wszelkiego pokroju miała mnóstwo.
- Uważasz się za lepszego, bo faktycznie tak czujesz czy po prostu kompensujesz sobie to, że jesteś inny? Że jest wokół ciebie tak wiele spraw, których oni nie zrozumieją? - Zapytała cicho wyciągając dłoń w stronę jego dłoni i zaczepiając palcem jego palec.
- Ja zawsze wmawiałam sobie, że jestem lepsza od innych. Że uczenie się jest wyższą formą spędzania wolnego czasu niż zabawa z innymi i że ja przynajmniej coś z tego będę miała. Teraz jednak sądzę, że było w tym sporo zazdrości. - Dokończyła czując potrzebę wyjaśnienia swojego stanowiska. Jakby bała się, że nie zrozumie o co jej chodzi i bardzo starała się, by tak się jednak nie stało.
- Moje życie? Cóż, każdy z nas ma swoje przeszkody do pokonania. Swoje zmory i problemy. Miewam więc trudności, choć ludzie jęczący i powtarzający te same oskarżenia są po prostu męczący, to tak naprawdę nie są moim problemem. Nauczyłam się nie zwracać uwagi na zdanie innych. - Mówiła cicho, ale stanowczo. - Życie jednak nauczyło mnie, czym jest strata kogoś ważnego. Jak ostateczna jest śmierć i jaką pustkę po sobie zostawia. - Tę część dotyczącą braku akceptacji, problemów w byciu istotą socjalną, czy podejrzeń najróżniejszych chorób antyspołecznych z zespołem aspergera na czele pominęła. Podobnie było z problematyczną sytuacją rodzinną i przede wszystkim - sercową. Choć było to dla niej ciężkie uważała, że dla niego byłoby to co najwyżej śmieszne.
Choć może się myliła? Kto wie.
Jakby nie było, dopiero przeżyła jedną z nich. Spotkania z wampirem nie spodziewała się w swoim życiu, a przynajmniej nie tak szybko i nie tutaj, w szkole, która jak by nie było nie miała do zaoferowania wiele jeżeli chodziło o taki rodzaj doznań. Była więc to dla niej niespodzianka i choć wielu mogłoby się z jej opinią nie zgodzić - była to niespodzianka dobra. Mogła poszerzyć jej horyzonty, nauczyć czegoś nowego i przede wszystkim - zaspokoiła jej wewnętrzną żądzę. Badając więc jego twarz, dotykając warg i zębów za nimi ukrytych dziewczyna udowadniała sobie, że to wszystko działo się naprawdę.
Kiedy podciął jej nogi i wziął ją na ręce pisnęła cicho zaskoczona, zupełnie nie spodziewając się takiego obrotu spraw. Złapała się go mocno, serce przyspieszyło rytm a brązowe oczy wpatrywały się w jego twarz, gdy niósł ją do kanapy, na której wkrótce spoczęła. Delikatny, bardzo przyjemny uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy wyciągała dłoń, by znowu go pogłaskać. Robiła to całkiem intuicyjnie, być może właśnie dlatego wszelkie istoty zawsze do niej lgnęły i wręcz rozkładały się pod jej dotykiem, spojrzeniem czy słowem. Zupełnie tak, jak ten Dwurożec na zajęciach ONMS, tak i Sahir zdawał się łagodnieć. Księżniczka wydawała się nie zdawać sobie jednak sprawy ze swojego daru, jakby wierzyła w ciągle powtarzający się łut szczęścia.
- Dziękuję. - Powiedziała całkiem szczerze i ułożyła się wygodnie, cały czas nie spuszczając go z oczu. Jego bliskość zdawała się już jej nie stresować, a wręcz cieszyła się, że po prostu nie zniknął. Że po prostu nadal był w tym samym pokoju.
- Nie wnikam, czy chciałeś zostać wampirem czy nie. Niezależnie jednak od tego, sam proces przemiany musiał być bardzo ciężki, przyzwyczajenie się do, jak podejrzewam, zupełnie innego trybu życia... Mam nadzieję, że teraz jest już lepiej. Choć trochę. - Wypowiedziała te słowa z troską i całkowitą szczerością. Miała w sobie bowiem ogrom dobra i czułości, której nie umiała okazywać zwykłym ludziom, ale której dla istot wszelkiego pokroju miała mnóstwo.
- Uważasz się za lepszego, bo faktycznie tak czujesz czy po prostu kompensujesz sobie to, że jesteś inny? Że jest wokół ciebie tak wiele spraw, których oni nie zrozumieją? - Zapytała cicho wyciągając dłoń w stronę jego dłoni i zaczepiając palcem jego palec.
- Ja zawsze wmawiałam sobie, że jestem lepsza od innych. Że uczenie się jest wyższą formą spędzania wolnego czasu niż zabawa z innymi i że ja przynajmniej coś z tego będę miała. Teraz jednak sądzę, że było w tym sporo zazdrości. - Dokończyła czując potrzebę wyjaśnienia swojego stanowiska. Jakby bała się, że nie zrozumie o co jej chodzi i bardzo starała się, by tak się jednak nie stało.
- Moje życie? Cóż, każdy z nas ma swoje przeszkody do pokonania. Swoje zmory i problemy. Miewam więc trudności, choć ludzie jęczący i powtarzający te same oskarżenia są po prostu męczący, to tak naprawdę nie są moim problemem. Nauczyłam się nie zwracać uwagi na zdanie innych. - Mówiła cicho, ale stanowczo. - Życie jednak nauczyło mnie, czym jest strata kogoś ważnego. Jak ostateczna jest śmierć i jaką pustkę po sobie zostawia. - Tę część dotyczącą braku akceptacji, problemów w byciu istotą socjalną, czy podejrzeń najróżniejszych chorób antyspołecznych z zespołem aspergera na czele pominęła. Podobnie było z problematyczną sytuacją rodzinną i przede wszystkim - sercową. Choć było to dla niej ciężkie uważała, że dla niego byłoby to co najwyżej śmieszne.
Choć może się myliła? Kto wie.
- Sahir Nailah
Re: Pokój Wspólny
Pon Lis 30, 2015 5:26 pm
Co to za Księżniczka, która swych warg nie wygina w podkówki, co to za Księżniczka, która ma więcej rozumu i serca, niż niejeden wielki pan na dworze, na której przyszło jej żyć? I gdzie wszyscy adoratorzy, którzy staraliby się o jej dłoń, gdzie Książę, który zaraz przybiegnie tutaj na swym dzielnym rumaku i wzniesie srebrne ostrze - wszystko dlatego, że Księżniczce zachciało się obcować z potworem w ludzkiej skórze - tym z najgorszych rodzajów, który potrafił się uśmiechać tak, jak teraz, niemal niezauważalnie, łagodnie, w emocjach, które mogły znaczyć tyle, co nic, a które były odbiciem harmonii i spokoju - bardzo fałszywego, bardzo zdradliwego, prowadzącego do omamienia - może już same spojrzenie miało moc hipnotyzującą, ale jeśli tak, to zacząłbym się zastanawiać, kto tu kogo hipnotyzował - i kto robił to bardziej świadomie - nikt tu nie drżał o swoje życia, nikt nie martwił się jednak, że ten rycerz wpadnie - Księżniczka tutaj nie potrzebowała ratunku, ułożona na miękkiej kanapie znajdowała się na swym podeście, na podium, u którego Bestia klęczała i pozwalała się ugłaskiwać - kontynuujmy tą coraz mocniej wydłużającą się listę przyczyn i skutków, zysków i strat - wzajemnego dawania i odbierania bez większych strat dla którejkolwiek ze stron - ta gra na razie bawiła, Księżniczka była wyjątkowo wdzięczną i miękką Lalką w łapach rozkapryszonego, czarnowłosego Kota, który nie czuł na razie potrzeby wyciągania swych pazurów, by dalej sprawdzać granice jej wytrzymałości - przystanęliśmy w jednym z punktów, który wydawał się bardzo ciekawy, który... przesiąkał swa melancholią, jaka wkradała się w karty nadzieją i wiarą - nie chowałaś się z nią, nie musiałaś, pewnie byś nawet nie potrafiła, choćby dlatego, że musiałaś wierzyć, by utrzymywać się przy zdrowych zmysłach i nie dać się porwać ramionom obsesji - na razie to brzmi niegroźnie - na razie chcesz po prostu wydorośleć, naprawdę sądząc, że to cokolwiek zmieni - nie wolno mi poruszać tego tematu, moje usta są zamknięte - wszak on jest tak głęboko zakopany w tunelach twojej świadomości, że potrzeba by legilimencji, by je odczytać... Masz swój skarb - tym skarbem był pewien mężczyzna, który mienił się pozytywnymi barwami, upiększony w twej świadomości, wodziłaś za nim swymi roziskrzonymi oczami - miłość, moi drodzy - oto, jak działała wszechpotężna miłość..! Fałszywa, zdradliwa i niewarta zaufania, bo zawsze, prędzej czy później, prowadząca do tragedii.
W tym wszystkim Nailah zastanawiał się nad jedną rzeczą, kiedy kolejne słowa wybrzmiały z jej usta - bo na "dziękuję" nie odpowiedział, bez przesady, jeszcze ktoś uznałby go (a konkretnie jedna osoba) za nadmiernie miłego - mianowicie zastanawiał się, czy mówienie naprawdę cokolwiek zmienia - przestał w to wierzyć, zdawałoby się, dawno temu - słowa były dla niego sztuką samą w sobie, obracał nimi, bawił się nimi, manipulował nimi - i manipulował też swoimi rozmówcami, jeśli tak było mu wygodniej, sprawdzając, w którą stronę się obrócą, jeśli zastosuje taki a taki wybieg - tak samo było z mimiką, z gestykulacjami - wszystko można było przetworzyć na wspominany już teatr - można było być aktorem, który obcuje z bardziej realną osobą, jaka winna być jedynie widzem - a jednak wciągało się ją na deski i sadzano przy stoliku pokerowym, by zabawiła Mistrza Rozdania swoimi posunięciami - bierz do dłoni te karty - bierz je i przyjrzyj się im, a potem powiedz mi, czy masz tutaj jakiekolwiek szanse - bo On nawet na nie nie zerknął - patrzył jedynie na Ciebie i w swym milczeniu wciąż się zastanawiał - Czy naprawdę warto mówić..? Czy powiedzenie "jest źle, jest tragicznie, nienawidzę życia, chcę umrzeć", zmieni cokolwiek, czy może będą to puste słowa? Ale powiedzie "jest dobrze, jest zajebiście, właśnie czekałem na kumpla, który miał ze mną pić i żartować" - zmienia zazwyczaj bardzo wiele - ludzie chcą egoistycznie słuchać dobrych wieści, ludziom chce się mówić dobre wieści, bo inaczej zostajemy obarczeni winą za ich złe samopoczucie, albo widzimy ich kompletną zlewkę i obojętność - to było fascynujące na swój sposób. Ludzki brak zrozumienia i naturalne odruchy, którym się poddawali, a które wpisane były w ich kod genetyczny - podświadomość, chyba do niej trzeba by tutaj pić... Więc, kończąc salwę przyczynowo-skutkową, która i tutaj miała swoje zależności - Nailah zastanawiał się nad początkami i krańcami podświadomości Kaylin. To, co takie czyste, co w oczach nie nosiło wymagań i chciało dawać, a ty brałeś w swoje łapy i nawet nie zastanawiałeś się nad tym, czy nie bierzesz za dużo, zawsze wzbudzało w tobie wiele niepewności - nie potrafiłeś ich objąć rozumem, zamknąć szybko w konkretne ramy - ciągle szukałeś, czego chcąc - a nie chcieli niczego - ciągle pytałeś samego siebie - czy zniszczyć ją od razu, czy jednak przywiązać się..? Ale przywiązywanie się do zabawek było zakazane.
Wiedziałeś o tym.
Wiesz o tym nadal.
Ona mówiła, a ty nie chciałeś jej odpowiadać.
Chciałeś, by mówiła nadal - wpatrywałeś się w ciepłe, brązowe oczy, które przypominały świeży, nagi, jasny pień drzewa - czysty i nieskażony, którego nie porosła jeszcze nawet kora - przecież był drzewem, silnym, mocnym stworzeniem - co w tym świecie mogłoby mu zagrozić? - wędrował drogami ciemniejszych rys na tęczówkach i plamkach, które poruszały się i migotały jak gwiazdy na granacie firmamentu, zezwalając na zatapianie się w innym wszechświecie - tym snutym przez miękki, miły uszom głos, tym, który tkany był przez równostajny ruch ręki - gotów byłeś przymknąć oczy i usnąć na jej nogach, ale zbyt byłeś łasy na jej kolejne zdania, kolejne myśli, które wyciągałeś i czerpałeś całymi garściami równie łatwo, co gąbce przychodzi chłonąć wodę - tyle że ty bardziej od miękkości gąbki przypominałeś sopel lodu pośród zabielonej ciemną nocą tundry. Przynajmniej tobie samemu tak się wydawało.
- Śmierć jest naturalną koleją rzeczy. Czemu więc nie wyciągnęłaś z tej straty najważniejszej nauki o tym, że odejścia są jedynie przedsmakiem powitań? Śmierć jest czułą kochanką - obojętnie jak okrutna by nie była w chwili wznoszenia kosy, zabiera potem do spokojniejszego i cieplejszego miejsca. Prędzej czy później też tam trafisz. I wtedy na pewno byś nie chciała, by ci, których zostawiłaś na Ziemi wylewali za tobą łzy. Czy może jednak wolałabyś, żeby byli nieszczęśliwi i przez resztę swych dni nosili ze sobą brzemię? To by wzbudzało w tobie poczucie winy i nie pozwoliło zaznać spokoju, czyż nie? - To tak jak z żywymi - kiedy coś sprawia, że musimy ich opuścić, choć nie chcemy i odjeżdżając widzimy, jak płaczą, jak im źle, to i nam serce się kraja.
A wszystko poprzednie? Wszystko poprzednie Nailah po prostu przemilczał... nie potrafiąc znaleźć na to odpowiednich słów.
Nie podejrzewałby jej jednak o wynoszenie się ponad szarość tłumów - huh, no proszę, zazdrość, do której wielu nie chce się przyznawać nawet przed samym sobą, co dopiero przed innymi - jak rysa na idealnym diamencie... ale to dobrze. Bo ideały nie istnieją. Kaylin stawała się coraz bardziej realnym tworem - bardzo zgrabnie i szybko dopasowywałeś elementy układanki do siebie wzajem.
W tym wszystkim Nailah zastanawiał się nad jedną rzeczą, kiedy kolejne słowa wybrzmiały z jej usta - bo na "dziękuję" nie odpowiedział, bez przesady, jeszcze ktoś uznałby go (a konkretnie jedna osoba) za nadmiernie miłego - mianowicie zastanawiał się, czy mówienie naprawdę cokolwiek zmienia - przestał w to wierzyć, zdawałoby się, dawno temu - słowa były dla niego sztuką samą w sobie, obracał nimi, bawił się nimi, manipulował nimi - i manipulował też swoimi rozmówcami, jeśli tak było mu wygodniej, sprawdzając, w którą stronę się obrócą, jeśli zastosuje taki a taki wybieg - tak samo było z mimiką, z gestykulacjami - wszystko można było przetworzyć na wspominany już teatr - można było być aktorem, który obcuje z bardziej realną osobą, jaka winna być jedynie widzem - a jednak wciągało się ją na deski i sadzano przy stoliku pokerowym, by zabawiła Mistrza Rozdania swoimi posunięciami - bierz do dłoni te karty - bierz je i przyjrzyj się im, a potem powiedz mi, czy masz tutaj jakiekolwiek szanse - bo On nawet na nie nie zerknął - patrzył jedynie na Ciebie i w swym milczeniu wciąż się zastanawiał - Czy naprawdę warto mówić..? Czy powiedzenie "jest źle, jest tragicznie, nienawidzę życia, chcę umrzeć", zmieni cokolwiek, czy może będą to puste słowa? Ale powiedzie "jest dobrze, jest zajebiście, właśnie czekałem na kumpla, który miał ze mną pić i żartować" - zmienia zazwyczaj bardzo wiele - ludzie chcą egoistycznie słuchać dobrych wieści, ludziom chce się mówić dobre wieści, bo inaczej zostajemy obarczeni winą za ich złe samopoczucie, albo widzimy ich kompletną zlewkę i obojętność - to było fascynujące na swój sposób. Ludzki brak zrozumienia i naturalne odruchy, którym się poddawali, a które wpisane były w ich kod genetyczny - podświadomość, chyba do niej trzeba by tutaj pić... Więc, kończąc salwę przyczynowo-skutkową, która i tutaj miała swoje zależności - Nailah zastanawiał się nad początkami i krańcami podświadomości Kaylin. To, co takie czyste, co w oczach nie nosiło wymagań i chciało dawać, a ty brałeś w swoje łapy i nawet nie zastanawiałeś się nad tym, czy nie bierzesz za dużo, zawsze wzbudzało w tobie wiele niepewności - nie potrafiłeś ich objąć rozumem, zamknąć szybko w konkretne ramy - ciągle szukałeś, czego chcąc - a nie chcieli niczego - ciągle pytałeś samego siebie - czy zniszczyć ją od razu, czy jednak przywiązać się..? Ale przywiązywanie się do zabawek było zakazane.
Wiedziałeś o tym.
Wiesz o tym nadal.
Ona mówiła, a ty nie chciałeś jej odpowiadać.
Chciałeś, by mówiła nadal - wpatrywałeś się w ciepłe, brązowe oczy, które przypominały świeży, nagi, jasny pień drzewa - czysty i nieskażony, którego nie porosła jeszcze nawet kora - przecież był drzewem, silnym, mocnym stworzeniem - co w tym świecie mogłoby mu zagrozić? - wędrował drogami ciemniejszych rys na tęczówkach i plamkach, które poruszały się i migotały jak gwiazdy na granacie firmamentu, zezwalając na zatapianie się w innym wszechświecie - tym snutym przez miękki, miły uszom głos, tym, który tkany był przez równostajny ruch ręki - gotów byłeś przymknąć oczy i usnąć na jej nogach, ale zbyt byłeś łasy na jej kolejne zdania, kolejne myśli, które wyciągałeś i czerpałeś całymi garściami równie łatwo, co gąbce przychodzi chłonąć wodę - tyle że ty bardziej od miękkości gąbki przypominałeś sopel lodu pośród zabielonej ciemną nocą tundry. Przynajmniej tobie samemu tak się wydawało.
- Śmierć jest naturalną koleją rzeczy. Czemu więc nie wyciągnęłaś z tej straty najważniejszej nauki o tym, że odejścia są jedynie przedsmakiem powitań? Śmierć jest czułą kochanką - obojętnie jak okrutna by nie była w chwili wznoszenia kosy, zabiera potem do spokojniejszego i cieplejszego miejsca. Prędzej czy później też tam trafisz. I wtedy na pewno byś nie chciała, by ci, których zostawiłaś na Ziemi wylewali za tobą łzy. Czy może jednak wolałabyś, żeby byli nieszczęśliwi i przez resztę swych dni nosili ze sobą brzemię? To by wzbudzało w tobie poczucie winy i nie pozwoliło zaznać spokoju, czyż nie? - To tak jak z żywymi - kiedy coś sprawia, że musimy ich opuścić, choć nie chcemy i odjeżdżając widzimy, jak płaczą, jak im źle, to i nam serce się kraja.
A wszystko poprzednie? Wszystko poprzednie Nailah po prostu przemilczał... nie potrafiąc znaleźć na to odpowiednich słów.
Nie podejrzewałby jej jednak o wynoszenie się ponad szarość tłumów - huh, no proszę, zazdrość, do której wielu nie chce się przyznawać nawet przed samym sobą, co dopiero przed innymi - jak rysa na idealnym diamencie... ale to dobrze. Bo ideały nie istnieją. Kaylin stawała się coraz bardziej realnym tworem - bardzo zgrabnie i szybko dopasowywałeś elementy układanki do siebie wzajem.
- Kaylin Wittermore
Re: Pokój Wspólny
Pon Lis 30, 2015 5:27 pm
Życie Księżniczki nie było tak piękne, jak się wszystkim wydawało. Baśnie były tylko baśniami, a pod ręcznie zdobionymi maskami doskonałych laleczek kryły się osobowości trenowane latami. Tego ci nie wolno, to musisz robić, tam być, tak chodzić, a z tym to w ogóle nie rozmawiać. Pod tym względem życie Kaylin, choć przecież do prawdziwej dziedziczki jakiegokolwiek tronu było jej daleko, nie różniło się niczym od życia tejże właśnie Księżniczki. Od małego uczona podstawowych zachowań w świecie zarówno Mugoli i jak i Czarodziejów, ciągle poprawiana a to przez nad wyraz ambitnego ojca, a to strofowana przez matkę, która przez cały czas starała dostosować się do magicznej rodziny nie mając w sobie ani krzty magicznej krwi. Blondynka nie dziwiła jej się jakoś szczególnie, rozumiała presję, jaką kobieta odczuwała za każdym razem, gdy rodzina jej męża zjeżdżała się do ich rodzinnego domu i każdy tylko łypał na mugolkę, która poślubiła głowę rodu. Wyuczyło ją to jednak pewnych zachowań i pozbawiło pewności siebie tak potrzebnej piętnastoletniej dziewczynie, która dopiero co zakochała się po raz pierwszy.
Nie pokochała jednak Księcia, a Bestię ukrytą w ludzkiej skórze. Skórze tak bardzo ją przyciągającej, zarówno fizycznie jak i intelektualnie. Bo czego by nie powiedzieć o Bułhakowie, potrafił oczarować, omamić, zauroczyć ją swoimi słowami. Potrafił kilkoma zdaniami wpoić w nią własne poglądy, a ona nawet nie mrugnąwszy okiem popędziłaby za nim w ogień. Nie miała więc swojego Księcia, rumianego, przystojnego młodzieńca, który starałby się o jej serce ratując z opresji. Miała kilku Rycerzyków, ale ach, nie było ich w pobliżu. Z resztą, czy ona w tej chwili potrzebowała ratunku?
Jak widać Kaylin przyciągała do siebie same Bestie - jedną kochała, a druga właśnie spoczywała u jej stóp. Przy obu była spokojna, jakby miała przed sobą zwyczajnego człowieka, tak samo godnego wszelkich praw i dobroci, jak wszyscy inni. Przyciągała ją do nich samotność, melancholia. Lgnęła do nich jak magnes, choć przecież nie mogła nic na ich niedolę poradzić, jak i nie mogła poradzić na swoją o tyle razy mniejszą niż ich. Mimo to, była, istniała, pozwoliła sobie na zbliżenie się do nich i choć mogło ją to kosztować wiele, nie wycofała się, kiedy miała jeszcze taką okazję.
Wodziła za nim wzrokiem, nadal ciekawa i podekscytowana. A jednocześnie dużo spokojniejsza, jakby zdawała sobie sprawę z tego, że nie straci go z pola widzenia w przeciągu następnych kilku sekund. Nie musiała więc badać go całego, przynajmniej nie w tej chwili. Miała czas na powolne przyglądanie się jego twarzy, każdej rysie jego lica. Potem obserwowała jego ruchy i sama unosząc się na łokciu odrobinę przysunęła twarz w jego stronę. Jakby pragnąć tej bliskości z drugą istotą, tak oswojoną w tej jednej, konkretnej chwili.
- Ze śmiercią kojarzy mi się tylko strach. Bo to czułam wtedy, kiedy leżałam na drodze, obok ciał najbliższych mi do tej pory ludzi i wiedziałam, że niedługo do nich dołączę. Nie byłam w stanie myśleć, a jednak, coś obijało się o moją czaszkę. To, że jestem jeszcze taka młoda, że miałam tyle rzeczy do zrobienia - tak przynajmniej mogłabym mówić teraz. Wtedy był tylko strach, nie związany z niczym konkretnym poza tym jednym, odchodzeniem. - Zaczęła cicho, a oczy zamgliły jej się na chwilę. Wspomnienie tego dnia sprzed kilku laty nadal było w niej żywe, choć przecież na co dzień wcale sobie tego nie przypominała. Nie mówiła też o tym jeszcze nikomu i sama nie wiedziała czemu pozwoliła sobie na to drobne wymsknięcie właśnie przy nim.
- Ale masz rację, na pewno nie chciałabym, by ktoś mi bliski smucił się z mojego powodu. A z drugiej strony - to, że się smucę pokazuje jedynie, że naprawdę będzie mi tego kogoś brakować. - Skończyła uśmiechając się do niego delikatnie, ledwie dostrzegalnie, a jednak.
Nie pokochała jednak Księcia, a Bestię ukrytą w ludzkiej skórze. Skórze tak bardzo ją przyciągającej, zarówno fizycznie jak i intelektualnie. Bo czego by nie powiedzieć o Bułhakowie, potrafił oczarować, omamić, zauroczyć ją swoimi słowami. Potrafił kilkoma zdaniami wpoić w nią własne poglądy, a ona nawet nie mrugnąwszy okiem popędziłaby za nim w ogień. Nie miała więc swojego Księcia, rumianego, przystojnego młodzieńca, który starałby się o jej serce ratując z opresji. Miała kilku Rycerzyków, ale ach, nie było ich w pobliżu. Z resztą, czy ona w tej chwili potrzebowała ratunku?
Jak widać Kaylin przyciągała do siebie same Bestie - jedną kochała, a druga właśnie spoczywała u jej stóp. Przy obu była spokojna, jakby miała przed sobą zwyczajnego człowieka, tak samo godnego wszelkich praw i dobroci, jak wszyscy inni. Przyciągała ją do nich samotność, melancholia. Lgnęła do nich jak magnes, choć przecież nie mogła nic na ich niedolę poradzić, jak i nie mogła poradzić na swoją o tyle razy mniejszą niż ich. Mimo to, była, istniała, pozwoliła sobie na zbliżenie się do nich i choć mogło ją to kosztować wiele, nie wycofała się, kiedy miała jeszcze taką okazję.
Wodziła za nim wzrokiem, nadal ciekawa i podekscytowana. A jednocześnie dużo spokojniejsza, jakby zdawała sobie sprawę z tego, że nie straci go z pola widzenia w przeciągu następnych kilku sekund. Nie musiała więc badać go całego, przynajmniej nie w tej chwili. Miała czas na powolne przyglądanie się jego twarzy, każdej rysie jego lica. Potem obserwowała jego ruchy i sama unosząc się na łokciu odrobinę przysunęła twarz w jego stronę. Jakby pragnąć tej bliskości z drugą istotą, tak oswojoną w tej jednej, konkretnej chwili.
- Ze śmiercią kojarzy mi się tylko strach. Bo to czułam wtedy, kiedy leżałam na drodze, obok ciał najbliższych mi do tej pory ludzi i wiedziałam, że niedługo do nich dołączę. Nie byłam w stanie myśleć, a jednak, coś obijało się o moją czaszkę. To, że jestem jeszcze taka młoda, że miałam tyle rzeczy do zrobienia - tak przynajmniej mogłabym mówić teraz. Wtedy był tylko strach, nie związany z niczym konkretnym poza tym jednym, odchodzeniem. - Zaczęła cicho, a oczy zamgliły jej się na chwilę. Wspomnienie tego dnia sprzed kilku laty nadal było w niej żywe, choć przecież na co dzień wcale sobie tego nie przypominała. Nie mówiła też o tym jeszcze nikomu i sama nie wiedziała czemu pozwoliła sobie na to drobne wymsknięcie właśnie przy nim.
- Ale masz rację, na pewno nie chciałabym, by ktoś mi bliski smucił się z mojego powodu. A z drugiej strony - to, że się smucę pokazuje jedynie, że naprawdę będzie mi tego kogoś brakować. - Skończyła uśmiechając się do niego delikatnie, ledwie dostrzegalnie, a jednak.
- Sahir Nailah
Re: Pokój Wspólny
Pon Lis 30, 2015 5:28 pm
Co ty na to, jeśli przedstawię ci taką teorię, w której to właśnie o to chodziło? O to, by lalki po prostu wyglądały - lalki-księżniczki z porcelany, delikatne, ale jednocześnie mogące być zahartowanymi od środka - i to, że wyglądają, nie do końca wystarcza - mają wyglądać PIĘKNIE, mają być doskonałościami, odzwierciedleniami ludzkich snów, mają cieszyć oczy - i czy teraz właśnie panna Wittemore, której imienia nawet Nailah nie poznał, bo tak jakby zdaje się, że się sobie nie przedstawili (chyba że to autorowi się coś popierdoliło, a to możliwe, bo nie ma możliwości przez swój geniusz wglądu do poprzednich postów, hehe) - ona znała jego, on nie znał jej - ale tylko z imienia. Bo gdyby zobaczyć fakty, jakimi są, to nagle okazywało się, że imię jest zupełnie nieważkie - nie opisuje osoby, nie tworzy jej - jest tylko imieniem, które zupełnie niczego nie wprowadza, jeśli nie znamy tej osoby chociażby w mniejszym stopniu - w tym, który jest czymś więcej niż tą powierzchowną skorupą z porcelany - czymś więcej niż nakazami i sztywnymi ramami, w których się trzymamy ze względu na... coś - cośkolwiek, czego akurat Nailah się nie trzymał - to można było powiedzieć od razu - wyłuskując odpowiednie ziarnko prawdy, jedno z wielu, ze wszystkich plotek, którymi dźwięczały zimne, nieme na ludzkie cierpienia mury - ale przynajmniej w swej obojętności były lepszymi słuchaczami, niż żywe jednostki - zawsze miało się pewność, że nie uciekną, kiedy zechce się z nimi podzielić cząstką siebie... Och cóż, ale niektórzy woleli próbować przemawiać do istnień skrajnie niebezpiecznych. Co kto lubi, moja mała Kaylin, co kto lubi - dobrze, że przynajmniej wiesz w krańcach swojej główki nakrytej ciepłym zbożem włosów, jak bardzo świat potępiłby twoją miłość gorejącą w sercu, gdybyś odważyła się ją wyjawić - nie wyjawiaj, pozostawaj tajemnicza, trzymaj swe sekrety w ramionach - ale przed innymi, do mnie mów - będę słuchał tak samo uważnie, jak te zimne ściany - jestem tak samo zimny, ale przynajmniej nie pozostanę niemy - przecież to chyba nie o to chodziło, czyż nie? Każdy pragnął kontaktu - mniejszego czy większego - ale kontaktu realnego, w którym puszczały granice kłamstewek i słodkich spojrzeń - tam, gdzie rujnował się świat złudzeń - tam właśnie miał fantazję zaglądać - tylko, wiesz, nie dam ci niczego w zamian.
Musiałaś to wiedzieć, kiedy spoglądałaś na moją sylwetkę tonącą w objęciach Whiskey.
To, że nie mam niczego do zaoferowania światu.
- Nie ma się czego wstydzić, strach przed śmiercią jest naturalny... A doświadczyłaś może strachu przed życiem? - Wyciągnął głowę, by zrównać się z nią aktualnie wysokością, niemal stykając się z nią nosem, rozciągając krańce warg ku górze - ale nie był to prawdziwie miły uśmiech - taki chyba w ogóle nie miał prawa zagościć na jego facjacie - uważaj, Kaylin, może to wąż - ten sam, który skusił Ewę, by zerwała jabłko z Drzewa Poznania... Ewa też nie wiedziała, czemu wężowi zaufała. Ale wiesz co? Koniec końców przecież wąż powiedział jej prawdę.
Sama wybrała życie w wiedzy, miast trwać z klapkami na oczach.
- Jednak żyjesz. Twój Anioł Stróż nie poszedł się wtedy zdrzemnąć. - Osiadł spowrotem na łydkach, na podłodze, znów ułożył głowę na splecionych dłoniach, zerkając na nią z dołu. - Są różne rodzaje smutku. Smutek pożegnań istnieje po to, by cieszyć się z powitań - i nie ma w nim niczego złego.
Musiałaś to wiedzieć, kiedy spoglądałaś na moją sylwetkę tonącą w objęciach Whiskey.
To, że nie mam niczego do zaoferowania światu.
- Nie ma się czego wstydzić, strach przed śmiercią jest naturalny... A doświadczyłaś może strachu przed życiem? - Wyciągnął głowę, by zrównać się z nią aktualnie wysokością, niemal stykając się z nią nosem, rozciągając krańce warg ku górze - ale nie był to prawdziwie miły uśmiech - taki chyba w ogóle nie miał prawa zagościć na jego facjacie - uważaj, Kaylin, może to wąż - ten sam, który skusił Ewę, by zerwała jabłko z Drzewa Poznania... Ewa też nie wiedziała, czemu wężowi zaufała. Ale wiesz co? Koniec końców przecież wąż powiedział jej prawdę.
Sama wybrała życie w wiedzy, miast trwać z klapkami na oczach.
- Jednak żyjesz. Twój Anioł Stróż nie poszedł się wtedy zdrzemnąć. - Osiadł spowrotem na łydkach, na podłodze, znów ułożył głowę na splecionych dłoniach, zerkając na nią z dołu. - Są różne rodzaje smutku. Smutek pożegnań istnieje po to, by cieszyć się z powitań - i nie ma w nim niczego złego.
- Kaylin Wittermore
Re: Pokój Wspólny
Pon Lis 30, 2015 9:34 pm
Kaylin właśnie to bycie piękną laleczką nie wystarczało. Miała wrażenie, że stawiało ją to w świetle głupiutkiej dziewczynki, którą za wszelką cenę nie chciała być. Głupota przerażała ją naprawdę mocno, a to przecież z nią musiała zmagać się każdego dnia. Codziennie musiała uczyć się czegoś nowego, ostatnimi czasy nawet starała się pojąć więcej obyczajów i zachowań ludzi, by i wśród nich nie wykazać się czymś niemądrym. Ciągle jednak zdarzały jej się potknięcia. Wiedziała, że ma dopiero piętnaście lat i wiele czasu na to, by zmądrzeć. Ona jednak chciała tego wszystkiego już, w tej chwili.
Imiona nie miały znaczenia. Wittermore zdawała się myśleć podobnie jeszcze całkiem niedawno. Nie obchodziło ją to, jakie imię jej nadano, jakie imię posiadał ktoś inny. Był to tylko zlepek literek, dzięki którym ludzie wiedzieli, jak się do kogoś zwracać. A potem Vakel wyjaśnił jej Numerologię, która pokazała, że wszystko ma znaczenie. Każde imię, każda data urodzenia - ba, każda ważna w naszym życiu data, to wszystko ma sens. To wszystko nas kształtuje, pokazuje naszą osobowość i może ukazać też przyszłość. Choć do tego etapu jeszcze nie doszła. Zadziwiające, jak przez nie całe dwa miesiące udało jej się nadrobić zaległości ostatnich pięciu lat. No ale, puentą tego całego wywodu było to, że jednak imiona mają jakieś znaczenie. Może nie wielkie, może nie znaczące - jednak jest w nich zapisane więcej, niż można się tego spodziewać.
Przerażające, jak szybko przywykła do wiadomości, że jeden z Krukonów, z którymi jakby nie było spędzała dużo czasu w jednej wieży, jest wampirem. Istotą, której obawiało się tak wielu. Ona tymczasem siedziała spokojnie, jakby u jej kolan spoczywał zwykły, domowy kot przeciągający się leniwie i układający z powrotem do snu. On jednak nie spał, patrzył na nią, słuchał i mówił. Prowadzili rozmowę, najzwyklejszą w świecie, choć może odrobinę za poważną jak na nastolatków. Czy powinni plotkować o wynikach ostatniego meczu quidditcha, tym że jedną z Krukonek profesor McGonagall przyłapała w składziku z Gryfonem, a może o wypadzie do Hogsmeade, który miał odbyć się w najbliższym czasie?
Nie, zdecydowanie tor, jaki obrali pasował do sytuacji zdecydowanie lepiej. Przez chwilę Kaylin pomyślała, że może komuś powiedzieć o tym, co czuła gdy traciła ukochanych dziadków. I przede wszystkim o tym, co czuje teraz, tyle lat po tragedii, która zmieniła ją wtedy choć skutki zaczęła odczuwać dopiero niedawno. Spojrzała w oczy Sahira, które znalazły się zdecydowanie bliżej niż jeszcze jakiś czas temu i nawet nie drgnęła.
- Czasami tak. Gdy muszę zmierzyć się z czymś, co mnie przerasta. Na ogół jednak mam dość klarownie ukształtowany cel, do którego dążę nie rozglądając się na boki. - Mówiła spokojnie, uśmiechając się do niego w odpowiedzi na jego uśmiech. Mógł nie być przyjemny, jednak był jakąś zmianą w jego mimice, na którą postanowiła zareagować.
- A ty? Boisz się życia? - Zadała pytanie zastanawiając się, czego na jego miejscu by się bała. Nie znała go, nie oszukujmy się. Mieli okazję rozmawiać ze sobą tak naprawdę pierwszy raz, mimo to - jakiś obraz jego osoby pojawił się w jej głowie. I własnie dlatego pozwoliła sobie postawić hipotezę, w której to lękiem Sahira jest właśnie życie. Sam fakt, iż upijał się w samotności znaczył, że miał problemy, z którymi sobie nie radził. Uciekał do trunku, który wcale mu nie pomoże, ale choć na chwilę przytłumi umysł. A przynajmniej... Tyle wywnioskowała z tych kilku chwil, jakie spędziła w tym pomieszczeniu razem z nim.
- Żyję. Staram się, by to szczęście nie poszło na marne. Szkoda by było, gdybym zmarnowała daną mi szansę, nieprawdaż? - Dodała z odrobinę szerszym uśmiechem i kiwnęła głową na jego kolejne słowa.
- Z drugiej strony, nie bywam zbyt ostrożna. Zawsze chcę wszystko wiedzieć i zdarza mi się pakować w tarapaty. Jak to mówią, ciekawość prowadzi do piekła. Chyba jestem idealnym przykładem tego określenia. - Zaśmiała się cicho, dźwięcznie i przekrzywiła głowę obserwując jego ruchy.
Imiona nie miały znaczenia. Wittermore zdawała się myśleć podobnie jeszcze całkiem niedawno. Nie obchodziło ją to, jakie imię jej nadano, jakie imię posiadał ktoś inny. Był to tylko zlepek literek, dzięki którym ludzie wiedzieli, jak się do kogoś zwracać. A potem Vakel wyjaśnił jej Numerologię, która pokazała, że wszystko ma znaczenie. Każde imię, każda data urodzenia - ba, każda ważna w naszym życiu data, to wszystko ma sens. To wszystko nas kształtuje, pokazuje naszą osobowość i może ukazać też przyszłość. Choć do tego etapu jeszcze nie doszła. Zadziwiające, jak przez nie całe dwa miesiące udało jej się nadrobić zaległości ostatnich pięciu lat. No ale, puentą tego całego wywodu było to, że jednak imiona mają jakieś znaczenie. Może nie wielkie, może nie znaczące - jednak jest w nich zapisane więcej, niż można się tego spodziewać.
Przerażające, jak szybko przywykła do wiadomości, że jeden z Krukonów, z którymi jakby nie było spędzała dużo czasu w jednej wieży, jest wampirem. Istotą, której obawiało się tak wielu. Ona tymczasem siedziała spokojnie, jakby u jej kolan spoczywał zwykły, domowy kot przeciągający się leniwie i układający z powrotem do snu. On jednak nie spał, patrzył na nią, słuchał i mówił. Prowadzili rozmowę, najzwyklejszą w świecie, choć może odrobinę za poważną jak na nastolatków. Czy powinni plotkować o wynikach ostatniego meczu quidditcha, tym że jedną z Krukonek profesor McGonagall przyłapała w składziku z Gryfonem, a może o wypadzie do Hogsmeade, który miał odbyć się w najbliższym czasie?
Nie, zdecydowanie tor, jaki obrali pasował do sytuacji zdecydowanie lepiej. Przez chwilę Kaylin pomyślała, że może komuś powiedzieć o tym, co czuła gdy traciła ukochanych dziadków. I przede wszystkim o tym, co czuje teraz, tyle lat po tragedii, która zmieniła ją wtedy choć skutki zaczęła odczuwać dopiero niedawno. Spojrzała w oczy Sahira, które znalazły się zdecydowanie bliżej niż jeszcze jakiś czas temu i nawet nie drgnęła.
- Czasami tak. Gdy muszę zmierzyć się z czymś, co mnie przerasta. Na ogół jednak mam dość klarownie ukształtowany cel, do którego dążę nie rozglądając się na boki. - Mówiła spokojnie, uśmiechając się do niego w odpowiedzi na jego uśmiech. Mógł nie być przyjemny, jednak był jakąś zmianą w jego mimice, na którą postanowiła zareagować.
- A ty? Boisz się życia? - Zadała pytanie zastanawiając się, czego na jego miejscu by się bała. Nie znała go, nie oszukujmy się. Mieli okazję rozmawiać ze sobą tak naprawdę pierwszy raz, mimo to - jakiś obraz jego osoby pojawił się w jej głowie. I własnie dlatego pozwoliła sobie postawić hipotezę, w której to lękiem Sahira jest właśnie życie. Sam fakt, iż upijał się w samotności znaczył, że miał problemy, z którymi sobie nie radził. Uciekał do trunku, który wcale mu nie pomoże, ale choć na chwilę przytłumi umysł. A przynajmniej... Tyle wywnioskowała z tych kilku chwil, jakie spędziła w tym pomieszczeniu razem z nim.
- Żyję. Staram się, by to szczęście nie poszło na marne. Szkoda by było, gdybym zmarnowała daną mi szansę, nieprawdaż? - Dodała z odrobinę szerszym uśmiechem i kiwnęła głową na jego kolejne słowa.
- Z drugiej strony, nie bywam zbyt ostrożna. Zawsze chcę wszystko wiedzieć i zdarza mi się pakować w tarapaty. Jak to mówią, ciekawość prowadzi do piekła. Chyba jestem idealnym przykładem tego określenia. - Zaśmiała się cicho, dźwięcznie i przekrzywiła głowę obserwując jego ruchy.
- Sahir Nailah
Re: Pokój Wspólny
Wto Gru 01, 2015 12:13 pm
Odwaga, ha! - była tylko ułudą potrzebną do tego, by nie przymknąć nawet oczu, kiedy Otchłań się zbliżała – i była blisko, bardzo blisko... Ale Ona się nie bała – i czy to właśnie była odwaga, głupota, czy może pewność siebie? Wdrożenie jej w bajkowy świat baśni wydawało się nie być takie trudne – wystarczyło parę gestów – zarzucić na nią sieć, tą śliczną Królewnę, która nie chciała tkwić w swojej pustce na jednej z komód, ubrana w fantazyjne falbanki, a prosiła się o wyrwanie z zastoju, by już nikt więcej nie widział tylko jej bladej porcelany i makijażu na szklanych oczach i wydatnych wargach – by docenili coś więcej ponad złote loki i długą, ciemną linię rzęs – żeby się prosić o zupełnie inny rodzaj spojrzenia, odwagę trzeba mieć – stawała się paliwem i podstawą naszego działania, sprawiając, że żadne z potknięć nie wydawało się straszne – nawet to, które pozostawiło zaschniętą już krew na jej skórze, u dołu szyi, gdzie kołnierz został odsunięty na bok, by się nie zabrudził i dwie dziurki, przez które szkarłat przestał już płynąć – tam, gdzie na drobny moment uciekły twoje oczy z myślą, że wcale się nie najadłeś – a ona za bardzo ci ufała i jej dłoń była za bardzo delikatna – tak chyba jednak nie miało być – ona w tej opowieści miała być śliczną lalką na komodzie, a on starą szmacianką rzuconą w oddalony kąt pokoju, gdzie przechodzący goście nawet nie spoglądali – i w zetknięciu się tych światów było coś niepoprawnego, wzbudzającego pierwotny instynkt sprzeciwu przed dalszym obcowaniem z nią w taki sposób – jej względna czystość, zaplamiona upadkiem wewnętrznym, który wwieracał się w jej bok kolcem róży, dając jednocześnie co jakiś czas przypomnienie o tym, by podwójnie cieszyć się otrzymanym życiem, skoro Śmierć została odsunięta od swojej kosy – ten blask wołał o złamanie – w paranoicznych obrazach pochylała się już nad twym uchem i opierała dłonie na twoich ramionach, wbijała paznokcie w barki – bolało – szeptała – zabij mnie – albo to szeptała tylko twoja podświadomość – bo przecież dziewczę nadal siedziało tak, jak na samym początku tej rozmowy, kiedy już usadziłeś ją na kanapie, a ty nadal klęczałeś u jej nóg, nie czując od niej najmniejszego zagrożenia – mogłeś patrzeć na nią z dołu, jednocześnie znajdując się gdzieś ponad w pustym zadufaniu – twój duch nie wznosił się, nie opadał – wciąż tkwił w ciele razem z umysłem i w trójkę knuły, w trójkę szeptały do Ciebie – jakiegoś pierwiastka kwintesencji mającego łączyć te trzy czynniki w jego... Każda z tych pojedynczych części chciała czegoś innego – lub wypiłeś już za dużo whiskey i za mocno zaczynało wirować ci w głowie. Sensowne wytłumaczenie.
Krucha porcelana nie była aż taka delikatna, jak by się na początku wydawało – zaciskałeś mentalne pazury na jej szyi, a jej prostota odpowiedzi sprawiała, że musiałeś rękę cofnąć, co rusz odbijany naturalną samoobroną, która chyba nawet nie była kontratakiem celowym – zadziwiała na pewien sposób, udowadniała, że warto zajrzeć do głębi, bo obraz uzyskany z puzzli jej wnętrza będzie jednym z tych wartych zapamiętania – dziecięcy? Być może – bo faktycznie tylko dziećmi byli, bo w jej twarzy i jej spojrzeniu drzemała młodość ze wszystkimi pięknymi obietnicami, jakie mogła ze sobą nieść, lecz ulegać im? Nie oczekiwałeś oczywistości od swoich rozmówców – oczekiwałeś, że pozwolą ci sięgnąć tam daleko, w zakazane miejsca, które niechętnie nawet obnażali przed samymi sobą – byłeś Czarną Dziurą, w której ginęły wszystkie te tajemnice i prawdopodobnie trafią one razem z tobą do grobu – nigdy nie opisana księga, która mieściła w sobie tajemnice wielu ludzi.
- Dlaczego niby miałbym się go bać, skoro jestem nieśmiertelną istotą u szczytu łańcucha pokarmowego? - Odpowiedź powinna być prosta – "tak" albo "nie" – nie pojawiło się ani jedno z tych słów – bardzo celowo, wszak nie wolno rzucać słów na wiatr, kiedy można się było nimi tak zgrabnie bawić i pieścić je w ramionach – nawet jeśli procent alkoholu we krwi nadawał im dziwacznego brzmienia z perspektywy czasu. Jeszcze kilka spojrzeń, jeszcze dźwięk jej śmiechu cicho rozbrzmiewający na tle trzaskającego drwa w kominku i odwróciłeś się od niej jednym ruchem, by znowu sięgnąć po butelkę – było tylko sprzeciwów, tyle powodów za tym, by nie wykorzystywać kolejnej szansy, jakie dało jej życie – mimo to ona doceniała ten dar odrodzenia i trwała – dlaczego? Miała jakiś cel, jakieś widoczne punkty na mapie, którymi chciała się poruszać? Chyba miała. W jej oczach drzemało coś, co określiłbyś słowem "nadzieja" – skryła tam gwiazdę, która rozjaśniała jej drogę i pozwalała bez spoglądania pod nogi przechodzić nad zwalonymi na drodze kłodami – to nie była ślepota, to było błogosławieństwo.
- Więc to ta ciekawość sprawiła, że tak głupiutko powierzyłaś się ramionom wampira? - Odkręciłeś butelkę i nalałeś bursztynowego trunku do szklanki, pociągając z niej parę łyków po odstawieniu whiskey na swoje honorowe miejsce. - Z ciekawości? - To wydawało się być... tak bardzo abstrakcyjnym argumentem, że nic nie mogłeś poradzić na odruch uśmiechnięcia się, przymknięcia oczu i podparcia czoła na wierzchu dłoni trzymającej naczynie w jakimś połowicznym facepalmie – a przynajmniej załamaniu po tym, co usłyszał.
Krucha porcelana nie była aż taka delikatna, jak by się na początku wydawało – zaciskałeś mentalne pazury na jej szyi, a jej prostota odpowiedzi sprawiała, że musiałeś rękę cofnąć, co rusz odbijany naturalną samoobroną, która chyba nawet nie była kontratakiem celowym – zadziwiała na pewien sposób, udowadniała, że warto zajrzeć do głębi, bo obraz uzyskany z puzzli jej wnętrza będzie jednym z tych wartych zapamiętania – dziecięcy? Być może – bo faktycznie tylko dziećmi byli, bo w jej twarzy i jej spojrzeniu drzemała młodość ze wszystkimi pięknymi obietnicami, jakie mogła ze sobą nieść, lecz ulegać im? Nie oczekiwałeś oczywistości od swoich rozmówców – oczekiwałeś, że pozwolą ci sięgnąć tam daleko, w zakazane miejsca, które niechętnie nawet obnażali przed samymi sobą – byłeś Czarną Dziurą, w której ginęły wszystkie te tajemnice i prawdopodobnie trafią one razem z tobą do grobu – nigdy nie opisana księga, która mieściła w sobie tajemnice wielu ludzi.
- Dlaczego niby miałbym się go bać, skoro jestem nieśmiertelną istotą u szczytu łańcucha pokarmowego? - Odpowiedź powinna być prosta – "tak" albo "nie" – nie pojawiło się ani jedno z tych słów – bardzo celowo, wszak nie wolno rzucać słów na wiatr, kiedy można się było nimi tak zgrabnie bawić i pieścić je w ramionach – nawet jeśli procent alkoholu we krwi nadawał im dziwacznego brzmienia z perspektywy czasu. Jeszcze kilka spojrzeń, jeszcze dźwięk jej śmiechu cicho rozbrzmiewający na tle trzaskającego drwa w kominku i odwróciłeś się od niej jednym ruchem, by znowu sięgnąć po butelkę – było tylko sprzeciwów, tyle powodów za tym, by nie wykorzystywać kolejnej szansy, jakie dało jej życie – mimo to ona doceniała ten dar odrodzenia i trwała – dlaczego? Miała jakiś cel, jakieś widoczne punkty na mapie, którymi chciała się poruszać? Chyba miała. W jej oczach drzemało coś, co określiłbyś słowem "nadzieja" – skryła tam gwiazdę, która rozjaśniała jej drogę i pozwalała bez spoglądania pod nogi przechodzić nad zwalonymi na drodze kłodami – to nie była ślepota, to było błogosławieństwo.
- Więc to ta ciekawość sprawiła, że tak głupiutko powierzyłaś się ramionom wampira? - Odkręciłeś butelkę i nalałeś bursztynowego trunku do szklanki, pociągając z niej parę łyków po odstawieniu whiskey na swoje honorowe miejsce. - Z ciekawości? - To wydawało się być... tak bardzo abstrakcyjnym argumentem, że nic nie mogłeś poradzić na odruch uśmiechnięcia się, przymknięcia oczu i podparcia czoła na wierzchu dłoni trzymającej naczynie w jakimś połowicznym facepalmie – a przynajmniej załamaniu po tym, co usłyszał.
- Mistrz Gry
Re: Pokój Wspólny
Wto Gru 15, 2015 6:48 pm
Z powodu nieobecności Kaylin, kończę sesję.
[z/t dla Kaylin i Sahira]
[z/t dla Kaylin i Sahira]
- Vilia Edwards
Re: Pokój Wspólny
Sro Gru 16, 2015 11:36 am
Livia musiała mieć tego dnia niebywałego pecha. Prawdopodobnym tego powodem był fakt, że jej bliźniacza siostra cieszyła się szczęściem. W końcu los zesłał jej prezent w postaci możliwości poszukiwania ukochanego Planktona. Coś się działo! Akcja, pościgi - czego chcieć więcej? Ano chyba tylko tego, żeby wszechświat dalej był po właściwej stronie mocy. I tak właśnie było, co dla Liv z pewnością oznaczało niebywałego pecha.
Bo jak inaczej nazwać dziwny zbieg okoliczności, który sprawił, że akurat w chwili, w której siostry znalazły się przed wejściem do pokoju Ravenclawu, ktoś z niego wychodził? Vivi nie zamierzała przepuścić okazji. Po prostu pociągnęła za sobą siostrę i niemalże przeleciała przez otwarte przejście. Inaczej, zapewne, Livia odmówiłaby jej wpuszczenia do środka, a sama może nie dałaby sobie rady z kołatką. I niech ktoś powie, że głupi nie ma szczęścia?
Ślizgonka wciągnęła siostrę na środek pokoju i dopiero tam się zatrzymała, rozglądając się dookoła i podziwiając pokój. Prawdopodobnie była to dla niej jedyna w życiu szansa, żeby go odwiedzić. Podziwiała go więc z otwartą buzią i zachwytem w oczach, nie zwracając uwagi na nic innego. Nawet puściła rękę siostry.
- O ja cięęęę....
Tyle zdołała z siebie wykrzesać.
Bo jak inaczej nazwać dziwny zbieg okoliczności, który sprawił, że akurat w chwili, w której siostry znalazły się przed wejściem do pokoju Ravenclawu, ktoś z niego wychodził? Vivi nie zamierzała przepuścić okazji. Po prostu pociągnęła za sobą siostrę i niemalże przeleciała przez otwarte przejście. Inaczej, zapewne, Livia odmówiłaby jej wpuszczenia do środka, a sama może nie dałaby sobie rady z kołatką. I niech ktoś powie, że głupi nie ma szczęścia?
Ślizgonka wciągnęła siostrę na środek pokoju i dopiero tam się zatrzymała, rozglądając się dookoła i podziwiając pokój. Prawdopodobnie była to dla niej jedyna w życiu szansa, żeby go odwiedzić. Podziwiała go więc z otwartą buzią i zachwytem w oczach, nie zwracając uwagi na nic innego. Nawet puściła rękę siostry.
- O ja cięęęę....
Tyle zdołała z siebie wykrzesać.
- Livia Edwards
Re: Pokój Wspólny
Sro Gru 16, 2015 1:12 pm
W mniemaniu Liv sytuacja była krytyczna. Jej siostra właśnie jak gdyby nigdy nic wparadowała do pokoju wspólnego Ravenclawu. Nie to jednak było najgorsze. Po zachowaniu Vil można było wywnioskować, że wcale nie zamierzała zachowywać jakiejkolwiek dyskrecji. Co więcej, wyglądało na to, że zamiast poszukiwać Plato, postanowiła zrobić sobie małą wycieczkę krajoznawczą.
Z ust krukonki wyrwał się mimowolny jęk. Co miała niby zrobić? Próbować wyrzucić ślizgonkę z pokoju, szybko zaciągnąć ją do własnego dormitorium, czy może w ogóle uciec i udawać, że cała ta sytuacja nigdy się nie zdarzyła, a ona sama nie miała z nią nic wspólnego? Spojrzała na rozdziawione usta siostry i lekko zmarszczyła brwi. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Najwyraźniej jej się tu podobało. Zmuszenie Vivi do opuszczenia wieży graniczyłoby teraz z cudem i bez wątpienia zaowocowałoby nikomu niepotrzebną sceną. Nie było wyjścia, trzeba było działać stopniowo i ostrożnie, nawet jeśli Liv marzyła o tym by zwyczajnie wystawić siostrę za drzwi.
-Vivi... A co z sekretną misją?- odezwała się, mając nadzieję, że podkreślenie słowa "sekretne" uświadomi ślizgonce, że nie powinna tu tak beztrosko hasać. Jakby nie było barwy Slytherinu na szatach bez wątpienia przyciągały uwagę. Może gdyby zaciągnąć siostrę do dormitorium i pożyczyć jej jedną ze swoich szat... Nie. Niemożliwe. Nikt o zdrowych zmysłach nie pomyliłby jej z Vivi. Może i wyglądały jak dwie krople wody, ale ich temperamenty były skrajnie różne.
-Miałyśmy szukać Plato...- dodała jeszcze cicho, mając nadzieję, że "instynkt detektywa", który opanował Vivi tego ranka odciągnie jej uwagę od gwiazd na sklepieniu.
Z ust krukonki wyrwał się mimowolny jęk. Co miała niby zrobić? Próbować wyrzucić ślizgonkę z pokoju, szybko zaciągnąć ją do własnego dormitorium, czy może w ogóle uciec i udawać, że cała ta sytuacja nigdy się nie zdarzyła, a ona sama nie miała z nią nic wspólnego? Spojrzała na rozdziawione usta siostry i lekko zmarszczyła brwi. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Najwyraźniej jej się tu podobało. Zmuszenie Vivi do opuszczenia wieży graniczyłoby teraz z cudem i bez wątpienia zaowocowałoby nikomu niepotrzebną sceną. Nie było wyjścia, trzeba było działać stopniowo i ostrożnie, nawet jeśli Liv marzyła o tym by zwyczajnie wystawić siostrę za drzwi.
-Vivi... A co z sekretną misją?- odezwała się, mając nadzieję, że podkreślenie słowa "sekretne" uświadomi ślizgonce, że nie powinna tu tak beztrosko hasać. Jakby nie było barwy Slytherinu na szatach bez wątpienia przyciągały uwagę. Może gdyby zaciągnąć siostrę do dormitorium i pożyczyć jej jedną ze swoich szat... Nie. Niemożliwe. Nikt o zdrowych zmysłach nie pomyliłby jej z Vivi. Może i wyglądały jak dwie krople wody, ale ich temperamenty były skrajnie różne.
-Miałyśmy szukać Plato...- dodała jeszcze cicho, mając nadzieję, że "instynkt detektywa", który opanował Vivi tego ranka odciągnie jej uwagę od gwiazd na sklepieniu.
- Vilia Edwards
Re: Pokój Wspólny
Sro Gru 16, 2015 2:02 pm
Vivi była zbyt zajęta sklepieniem i ogólnym wystrojem pokoju Krukonów, żeby zwrócić uwagę na dramat, jaki rozgrywał się tuż obok niej w głowie jej siostry. Nawet nie usłyszała jej jęku. przecież tu było tyle ciekawych rzeczy...!
O, szafeczki!
Ślizgonka otworzyła kilka szufladek, zaglądając do środka i grzebiąc w szpargałach.
O, pomnik Roweny!
Doskoczyła do niego i dźgnęła jasną statuę w policzek. Jak to się stało, że nikt jej nie ubrał w jakieś śmieszne ciuchy? Przecież w różowym boa i okularach przeciwsłonecznych wyglądałaby odjazdowo!
O, globus!
Vivi dopadła do kuli i zakręciła nią, patrząc z zafascynowaniem na kontynenty.
- Co? - mruknęła w stronę siostry, oderwana nieco od rzeczywistości. A tak, misja. Sekretna misja. ACH, PLANKTON. No tak. Vilia zamaszyście naciągnęła kaptur płaszcza na głowę i zgarbiła się nieco, zupełnie jakby udało jej się sprawić, że jest niedostrzegalna dla otoczenia. Z trudem opanowała chęć poskakania po krukońskich fotelach, zamiast tego podchodząc do siostry i patrząc na nią konspiracyjnie.
- Jak myślisz, gdzie mogli ci zostawić list, w którym żądają okupu...?
O, szafeczki!
Ślizgonka otworzyła kilka szufladek, zaglądając do środka i grzebiąc w szpargałach.
O, pomnik Roweny!
Doskoczyła do niego i dźgnęła jasną statuę w policzek. Jak to się stało, że nikt jej nie ubrał w jakieś śmieszne ciuchy? Przecież w różowym boa i okularach przeciwsłonecznych wyglądałaby odjazdowo!
O, globus!
Vivi dopadła do kuli i zakręciła nią, patrząc z zafascynowaniem na kontynenty.
- Co? - mruknęła w stronę siostry, oderwana nieco od rzeczywistości. A tak, misja. Sekretna misja. ACH, PLANKTON. No tak. Vilia zamaszyście naciągnęła kaptur płaszcza na głowę i zgarbiła się nieco, zupełnie jakby udało jej się sprawić, że jest niedostrzegalna dla otoczenia. Z trudem opanowała chęć poskakania po krukońskich fotelach, zamiast tego podchodząc do siostry i patrząc na nią konspiracyjnie.
- Jak myślisz, gdzie mogli ci zostawić list, w którym żądają okupu...?
- Livia Edwards
Re: Pokój Wspólny
Sro Gru 16, 2015 3:26 pm
Chodziła za siostrą niby w jakim transie, dokładnie poprawiając każdą "szkodę", jaką wyrządziła Vivi. Krzywo postawiona książka, wybebeszona szuflada, zaciapkany dywan... A przecież nie spędziła tu nawet dziesięciu minut! Zacisnęła usta w wąską kreskę, schylając się po leżącą na podłodze książkę i z niemal nabożną czcią odstawiła ją na regał, jak gdyby przepraszała, za wcześniejsze, niecne traktowanie.
Dopiero wtedy spojrzała na siostrę, która z naciągniętym na głowę kapturem wyglądała jak czarny charakter z niskobudżetowego filmu. Jeśli wcześniej mogła zwracać na siebie uwagę przez wzgląd na bycie ślizgonką, to teraz odcinała się już od otoczenia całą swoją osobą, manifestując, że ani trochę nie pasuje do miejsca, w którym się znajdowała.
-Na pewno nie w pokoju wspólnym...- powiedziała spokojnie, jednocześnie spoglądając siostrze w oczy. Chciała jej w ten sposób dać do zrozumienia, że powinny jak najszybciej przenieść poszukiwania w inne miejsce. Miała nadzieję, że Vivi nie uprze się przy dokładnym przeszukaniu każdego "kąta" w pokoju. Było tu zdecydowanie zbyt wiele przedmiotów, które potencjalnie mogłyby skrywać ukrytą wiadomość. Powiodła spojrzeniem ku wejściom do dormitoriów. Marzyło jej się, żeby cała ta farsa już się skończyła. Jeśli z powodu wybryku siostry straci jakieś punkty, albo zostanie ukarana... Z ust krukonki po raz kolejny wyrwało się westchnienie. Dzisiejszego dnia miała zdecydowanie zbyt wiele powodów do bycia ekspresyjną. Nie lubiła takich dni.
Dopiero wtedy spojrzała na siostrę, która z naciągniętym na głowę kapturem wyglądała jak czarny charakter z niskobudżetowego filmu. Jeśli wcześniej mogła zwracać na siebie uwagę przez wzgląd na bycie ślizgonką, to teraz odcinała się już od otoczenia całą swoją osobą, manifestując, że ani trochę nie pasuje do miejsca, w którym się znajdowała.
-Na pewno nie w pokoju wspólnym...- powiedziała spokojnie, jednocześnie spoglądając siostrze w oczy. Chciała jej w ten sposób dać do zrozumienia, że powinny jak najszybciej przenieść poszukiwania w inne miejsce. Miała nadzieję, że Vivi nie uprze się przy dokładnym przeszukaniu każdego "kąta" w pokoju. Było tu zdecydowanie zbyt wiele przedmiotów, które potencjalnie mogłyby skrywać ukrytą wiadomość. Powiodła spojrzeniem ku wejściom do dormitoriów. Marzyło jej się, żeby cała ta farsa już się skończyła. Jeśli z powodu wybryku siostry straci jakieś punkty, albo zostanie ukarana... Z ust krukonki po raz kolejny wyrwało się westchnienie. Dzisiejszego dnia miała zdecydowanie zbyt wiele powodów do bycia ekspresyjną. Nie lubiła takich dni.
- Vilia Edwards
Re: Pokój Wspólny
Sro Gru 16, 2015 4:57 pm
Vivi tajemniczo przysłoniła sobie twarz szatą, wcześniej łapiąc za jej połę i podciągając ją do góry. Brakowało tylko, żeby rzuciła czymś w stylu "noc jest moja!" i zaśmiała się histerycznie. Ale teraz nie było na to czasu. Jej siostra miała rację.
Trzeba było znaleźć Planktona!
Ślizgonka przez chwilę patrzyła na bliźniaczkę, a potem pokręciła głową z niezadowoleniem i rozejrzała się po pokoju jeszcze raz. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że na fotelach siedzą jakieś dzieciaki, zapewne w pierwszego lub drugiego roku. Vivi wyciągnęła różdżkę. Czekała na to całe życie!
- Lumos!
Z różdżki wydobyło się światło. Vilia w paru skocznych krokach pokonała dzielącą ją od dzieciaków odległość i wycelowała w nie różdżką, świecąc im po oczach jak jakiś komisarz przesłuchiwanym podejrzanym lampką. Zrobiła przy tym groźną minę.
- Co robiliście 21 stycznia 1973 roku o godzinie 4:27 rano? - zapytała, zniżając głos. Było to pytanie absurdalne i zupełnie niezwiązane z poszukiwaniami Planktona, ale jakoś nie zwracała w tej chwili na to uwagi.
- Pamiętajcie, że wszystko, co powiecie, może zostać użyte przeciwko wam. Nie radzę utrudniać śledztwa!
Trzeba było znaleźć Planktona!
Ślizgonka przez chwilę patrzyła na bliźniaczkę, a potem pokręciła głową z niezadowoleniem i rozejrzała się po pokoju jeszcze raz. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że na fotelach siedzą jakieś dzieciaki, zapewne w pierwszego lub drugiego roku. Vivi wyciągnęła różdżkę. Czekała na to całe życie!
- Lumos!
Z różdżki wydobyło się światło. Vilia w paru skocznych krokach pokonała dzielącą ją od dzieciaków odległość i wycelowała w nie różdżką, świecąc im po oczach jak jakiś komisarz przesłuchiwanym podejrzanym lampką. Zrobiła przy tym groźną minę.
- Co robiliście 21 stycznia 1973 roku o godzinie 4:27 rano? - zapytała, zniżając głos. Było to pytanie absurdalne i zupełnie niezwiązane z poszukiwaniami Planktona, ale jakoś nie zwracała w tej chwili na to uwagi.
- Pamiętajcie, że wszystko, co powiecie, może zostać użyte przeciwko wam. Nie radzę utrudniać śledztwa!
- Mistrz Gry
Re: Pokój Wspólny
Czw Gru 17, 2015 11:52 pm
Obie siostry wparowały do Pokoju Wspólnego Ravenclawu, wykorzystując moment, kiedy mała Amanda chciała jeszcze wypożyczyć jedną książkę z biblioteki przed jej zamknięciem. Co prawda, miała jeszcze trochę czasu, ale wolała pójść tam wcześniej, zwłaszcza, że miała talent do gubienia się - a wszystko z powodu ruchomych schodów. Kiedy Vilia zajęła się badaniem nowego terenu na którym się pojawiła, a Livia pilnowaniem by jej siostra bliźniaczka nie narobiła żadnych szkód, kilku uczniów z II roku całkowicie zajęło się powtarzaniem materiału na zajęcia Obrony Przed Czarną Magią by nie przynieść wstydu swojemu domowi. Dopiero kiedy Ślizgonka rzuciła Lumos, tym samym oślepiając dwójkę chłopców i jedną dziewczynkę, II - klasiści pisnęli zaskoczeni, po czym zaczęli swoimi dłońmi ochraniać oczy przed jasnym światłem. Na pytanie starszej dziewczyny, jeden z chłopaków postanowił jednak na nią spojrzeć, pomimo Lumosa, który raził go w oczy.
- A co? Kim Ty właściwie jesteś? Masz jakieś papiery? Nawet nie jesteś prefektem naszego domu - odparł dumnie w końcu nie wytrzymując i zwracając spojrzenie gdzieś w bok, gdy zaczęły go szczypać oczy.
- Ja... nie pamiętam. Chyba byłam w domu...? - Odpowiedziała pytająco dziewczynka nadal chowając swoje brązowe tęczówki za dłonią.
- Jadłem ciasto. 21 stycznia zawsze jem ciasto - odpowiedział drugi chłopiec, przyciągając kolana pod samą brodę.
- A co? Kim Ty właściwie jesteś? Masz jakieś papiery? Nawet nie jesteś prefektem naszego domu - odparł dumnie w końcu nie wytrzymując i zwracając spojrzenie gdzieś w bok, gdy zaczęły go szczypać oczy.
- Ja... nie pamiętam. Chyba byłam w domu...? - Odpowiedziała pytająco dziewczynka nadal chowając swoje brązowe tęczówki za dłonią.
- Jadłem ciasto. 21 stycznia zawsze jem ciasto - odpowiedział drugi chłopiec, przyciągając kolana pod samą brodę.
- Vilia Edwards
Re: Pokój Wspólny
Pią Gru 18, 2015 12:25 am
Vivi mogłaby zwrócić uwagę na pytania młodzika. Mogłaby się nimi nawet przejąć i to poważnie, bo najwyraźniej ktoś mógł ją tutaj wpakować w niemałe kłopoty. Mogłaby. Mogła też zwrócić uwagę na odpowiedź dziewczynki, która nie brzmiała zbyt pewnie i zapewne wskazywałaby na jej powiązania ze sprawcami, stojącymi za porwaniem Planktona. Mogłaby. Zamiast tego jednak, jej uwaga skupiła się całkowicie na ostatniej odpowiedzi.
- Jadłeś ciasto?
Głos Ślizgonki rozbrzmiewał zdziwieniem, co zbyt często się nie zdarzało. Zazwyczaj to ona była tą, która szokowała otoczenie i wprowadzała zamęt. Coś dziwnego się działo, że tym razem to otoczenie postanowiło zaszokować ją.
- Jadłeś ciasto o czwartej rano?
Tym razem dało się słyszeć powątpiewanie. Vilia skierowała różdżkę w stronę ciastkowego chłopca i uniosła podejrzliwie brew.
- Jakie ciasto?
To dopiero sprawa życia i śmierci!
No ale przecież wiadomo, że są sprawy ważne i ważniejsze...
- Jadłeś ciasto?
Głos Ślizgonki rozbrzmiewał zdziwieniem, co zbyt często się nie zdarzało. Zazwyczaj to ona była tą, która szokowała otoczenie i wprowadzała zamęt. Coś dziwnego się działo, że tym razem to otoczenie postanowiło zaszokować ją.
- Jadłeś ciasto o czwartej rano?
Tym razem dało się słyszeć powątpiewanie. Vilia skierowała różdżkę w stronę ciastkowego chłopca i uniosła podejrzliwie brew.
- Jakie ciasto?
To dopiero sprawa życia i śmierci!
No ale przecież wiadomo, że są sprawy ważne i ważniejsze...
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach