- Kaylin Wittermore
Re: Pokój Wspólny
Pią Wrz 11, 2015 11:43 pm
Egzystuję.
Przez chwilę powtarzała to w myślach zastanawiając się, jak bardzo jej życie można by podsumować tym właśnie słowem. Czy miała coś wspólnego z Irytkiem? Czy tak samo jak on, tylko egzystowała? Mimo to, miała dużo więcej możliwości od niego. Mogła wiele więcej, a mimo to dalej wiodła takie a nie inne życie. Zrobiło jej się wstyd, ale jednocześnie poczuła jakąś szerszą nić sympatii do poltergeista, który nauczył ją grać w karty.
Nie była na niego zła. Jak sam zauważył, w większości czuła po prostu wstyd, zażenowanie i... odrobinę strachu. Nie bała się jego, tylko tego, co zrobił. Mogło to brzmieć bardzo dziwnie, jednak tak właśnie było. Słuchała go cały czas, mimo trzymania twarzy między kolanami. Podniosła głowę dopiero, gdy zapytał, czy ma zostawić ją samą. Spanikowała.
- Nie, proszę. Kontynuujmy grę. - Powiedziała siadając ponownie prosto i wyciągając przed siebie karty. Nie wiedziała, gdzie skończyli i co teraz. Ale nie chciała żeby ją zostawiał. Polubiła go i przy nim nie czuła się samotna.
- Przepraszam za moją reakcję. Ja po prostu nigdy... - Chrząknęła. - No wiesz. - Znowu się zarumieniła, jednak tym razem była spokojniejsza.
- Musisz mieć ze mnie teraz niezły ubaw. - Zaśmiała się pod nosem, kiedy względnie doprowadziła się do porządku. Serce dalej biło jej szybko z przejęcia, ale już nie odczuwała tego wszystkiego tak mocno. Uspokoiła się i powiedziała sobie, że przecież to nic takiego.
- Pewnie wiele rzeczy widziałeś przez cały ten czas. Nie czujesz się samotny? - Zapytała wracając do tematu, który poruszyli wcześniej. Do tematu koncentrującego się na nim, nie na niej. Tak było łatwiej.
Przez chwilę powtarzała to w myślach zastanawiając się, jak bardzo jej życie można by podsumować tym właśnie słowem. Czy miała coś wspólnego z Irytkiem? Czy tak samo jak on, tylko egzystowała? Mimo to, miała dużo więcej możliwości od niego. Mogła wiele więcej, a mimo to dalej wiodła takie a nie inne życie. Zrobiło jej się wstyd, ale jednocześnie poczuła jakąś szerszą nić sympatii do poltergeista, który nauczył ją grać w karty.
Nie była na niego zła. Jak sam zauważył, w większości czuła po prostu wstyd, zażenowanie i... odrobinę strachu. Nie bała się jego, tylko tego, co zrobił. Mogło to brzmieć bardzo dziwnie, jednak tak właśnie było. Słuchała go cały czas, mimo trzymania twarzy między kolanami. Podniosła głowę dopiero, gdy zapytał, czy ma zostawić ją samą. Spanikowała.
- Nie, proszę. Kontynuujmy grę. - Powiedziała siadając ponownie prosto i wyciągając przed siebie karty. Nie wiedziała, gdzie skończyli i co teraz. Ale nie chciała żeby ją zostawiał. Polubiła go i przy nim nie czuła się samotna.
- Przepraszam za moją reakcję. Ja po prostu nigdy... - Chrząknęła. - No wiesz. - Znowu się zarumieniła, jednak tym razem była spokojniejsza.
- Musisz mieć ze mnie teraz niezły ubaw. - Zaśmiała się pod nosem, kiedy względnie doprowadziła się do porządku. Serce dalej biło jej szybko z przejęcia, ale już nie odczuwała tego wszystkiego tak mocno. Uspokoiła się i powiedziała sobie, że przecież to nic takiego.
- Pewnie wiele rzeczy widziałeś przez cały ten czas. Nie czujesz się samotny? - Zapytała wracając do tematu, który poruszyli wcześniej. Do tematu koncentrującego się na nim, nie na niej. Tak było łatwiej.
- Irytek
Re: Pokój Wspólny
Sob Wrz 12, 2015 12:16 am
Zamrugał zaskoczony, bowiem ostatnią rzeczą jakiej się spodziewał po tym wszystkim była prośba z jej strony by został. Chciała grać dalej, ale pogubiła karty i nie wydawała się pamiętać na czym skończyli. Przeprosiła go, tłumaczyła się, jakby była winna jego występkom. Nie był naiwny, wiedział jak duże znaczenie ma pocałunek dla ludzi. To co przed chwilą miało miejsce było raczej wycieczką we własne wspomnienia i próbą zadośćuczynienia samemu sobie, niż oznaką przywiązania. A przecież zetknięcie ust od niemal zawsze miało specjalną wartość w ludzkiej kulturze, zwłaszcza to pierwsze o którym podobno nigdy się nie zapominało. Odwrócił od niej wzrok, lecz nie zdobył się na żadne słowo pocieszenia. Coś mu ciążyło na psychice, jednak nie było to poczucie winy, ani żadna inna emocja tak potrzebna w tym momencie. Chciałby móc określić to jako złość, czy żal do własnej istoty, ale niemożność zareagowania w przyzwoity sposób była bardziej niż bolesna. Tak samo pochłaniał go mrok, gdy dawno temu nie był w stanie uronić ani jednej łzy w tej najważniejszej chwili, kiedy chyba wszyscy, a najbardziej on sam, tego po nim oczekiwali. To mu uświadomiło jaka przepaść dzieli go od istot żywych. Wtedy zrozumiał, że nigdy nie czuł tak jak reszta, chociaż dobrze to udawał. Kiedy przychodziło co do czego, Irytek nie potrafił przeżyć sytuacji we właściwy sposób, chociaż często mogło się wydawać, że tak właśnie było. Ostatecznie nawet jego ubaw zależał od innych, tak samo powaga czy złość. Nie było w tym ani krztyny prawdy, ni czułości. Tylko pustka.
- Nie. - odezwał się w końcu, choć tym razem zimniejszym, mniej energicznym tonem. Kaylin pytała go czy odczuwał samotność, ale to jej własne lęki i nerwy wprawiały go w takie przygnębienie. A przynajmniej wszystko na to wskazywało, a on wierzył w tę wersję i jej się trzymał. Nie mógł czuć, nawet opuszczenia. Chyba, że cudze. - Ale ty tak. - dalej z niewiadomych dla niego przyczyn, unikał jej wzroku. - A nie musisz. Nie rozumiem tego.
- Nie. - odezwał się w końcu, choć tym razem zimniejszym, mniej energicznym tonem. Kaylin pytała go czy odczuwał samotność, ale to jej własne lęki i nerwy wprawiały go w takie przygnębienie. A przynajmniej wszystko na to wskazywało, a on wierzył w tę wersję i jej się trzymał. Nie mógł czuć, nawet opuszczenia. Chyba, że cudze. - Ale ty tak. - dalej z niewiadomych dla niego przyczyn, unikał jej wzroku. - A nie musisz. Nie rozumiem tego.
- Kaylin Wittermore
Re: Pokój Wspólny
Sob Wrz 12, 2015 12:54 am
Nastała między nimi chwila ciszy, którą zdawali się odbierać inaczej. Irytek był zaskoczony jej reakcją. Ona natomiast bała się, że ją zostawi. Że sobie pójdzie, że on też się nią znudzi. Tyle razy miała szansę z kimś porozmawiać i kończyło się na tej jednej, średnio udanej rozmowie, że tylko tego się teraz spodziewała. Nie chciała znowu zostać sama, nie teraz kiedy tak dobrze bawiła się w jego towarzystwie. I choć w całej szkole mało kto pomyślałby o Irytku jak o idealnym kompanie do zabawy, ona właśnie tak to czuła.
Z czasem cały strach, wstyd i zażenowanie zaczęły ustępować miejsce spokojowi. Gdy była w stanie ponownie na niego spojrzeć uśmiechnęła się nawet ciepło. Nadal nie rozumiała, czemu to zrobił. Cóż to był za żart i czy naprawdę musiał. Uznała jednak, że najwidoczniej miał taką potrzebę, a przecież nie zrobił jej tym krzywdy. Zawstydził, owszem. Ale nie skrzywdził.
- Och. - Słysząc zimny głos poltergeista spojrzała na niego bojąc się, że to jej wina. - Masz rację, że czuję się samotna. Siedzę tutaj od pięciu lat, jako jedna z nielicznych bez przyjaciół i osób, z którymi mogłabym porozmawiać. - Zaśmiała się, choć mógł wyczuć w tym nutę goryczy. Odłożyła karty na stół, zdając sobie sprawę, że dalsza gra nie miałaby teraz sensu. Patrzyła na niego i nie rozumiała, czemu uciekał od niej wzrokiem.
- Nie muszę? Może i racja. Ale nie chcę udawać kogoś kim nie jestem tylko po to, by mieć przyjaciół. Chciałabym, żeby lubili mnie taką, jaka jestem. - Powiedziała podciągając kolana pod brodę i cały czas nie spuszczając go z oczu. Przez chwilę znowu sobie milczeli, co skłoniło dziewczynę do rozmyślań, których unikała od lat.
- Prawdę mówiąc, to chyba po prostu się boję. - Mruknęła wzdychając cicho. Czuła się już lepiej niż jeszcze chwilę temu i Irytek musiał to wyczuć. W końcu w tym był najlepszy, prawda?
- Ale teraz nie czuję się samotna. - Dodała bawiąc się nieporęcznie broszką przytwierdzoną do kamizelki. Mogła mu się wydać dosyć śmieszna, jednak sam fakt, że z nią siedział poprawiał jej humor. Dodawał pewności siebie i po protu cieszył. I choć nie rozmawiali ze sobą długo, a przez większość czasu ją męczył... Zdążyła go polubić.
Z czasem cały strach, wstyd i zażenowanie zaczęły ustępować miejsce spokojowi. Gdy była w stanie ponownie na niego spojrzeć uśmiechnęła się nawet ciepło. Nadal nie rozumiała, czemu to zrobił. Cóż to był za żart i czy naprawdę musiał. Uznała jednak, że najwidoczniej miał taką potrzebę, a przecież nie zrobił jej tym krzywdy. Zawstydził, owszem. Ale nie skrzywdził.
- Och. - Słysząc zimny głos poltergeista spojrzała na niego bojąc się, że to jej wina. - Masz rację, że czuję się samotna. Siedzę tutaj od pięciu lat, jako jedna z nielicznych bez przyjaciół i osób, z którymi mogłabym porozmawiać. - Zaśmiała się, choć mógł wyczuć w tym nutę goryczy. Odłożyła karty na stół, zdając sobie sprawę, że dalsza gra nie miałaby teraz sensu. Patrzyła na niego i nie rozumiała, czemu uciekał od niej wzrokiem.
- Nie muszę? Może i racja. Ale nie chcę udawać kogoś kim nie jestem tylko po to, by mieć przyjaciół. Chciałabym, żeby lubili mnie taką, jaka jestem. - Powiedziała podciągając kolana pod brodę i cały czas nie spuszczając go z oczu. Przez chwilę znowu sobie milczeli, co skłoniło dziewczynę do rozmyślań, których unikała od lat.
- Prawdę mówiąc, to chyba po prostu się boję. - Mruknęła wzdychając cicho. Czuła się już lepiej niż jeszcze chwilę temu i Irytek musiał to wyczuć. W końcu w tym był najlepszy, prawda?
- Ale teraz nie czuję się samotna. - Dodała bawiąc się nieporęcznie broszką przytwierdzoną do kamizelki. Mogła mu się wydać dosyć śmieszna, jednak sam fakt, że z nią siedział poprawiał jej humor. Dodawał pewności siebie i po protu cieszył. I choć nie rozmawiali ze sobą długo, a przez większość czasu ją męczył... Zdążyła go polubić.
- Irytek
Re: Pokój Wspólny
Sob Wrz 12, 2015 2:07 pm
Uspokoiła się, co dobrze zadziałało na rudzielca. Kiedy wspomniała o tym jakoby była "jedną z nielicznych bez przyjaciół", nie mógł powstrzymać się od przewrócenia oczami i głębokiego westchnięcia.
- Czemu wy zawsze z góry zaliczacie samych siebie do jakichś mniejszości? - nie było w jego głosie irytacji, a raczej zmęczenie tematem. Ostatnio przerabiał go aż za często. - Co drugi uczeń tej szkoły nie ma przyjaciół, ani nikogo z kim mógłby porozmawiać. Nie zauważacie siebie nawzajem, bo cały świat przysłaniają wam ci bardziej popularni, jak huncwoci. - spojrzał na nią z powagą, lecz również lekkim rozbawieniem. - Zdziwiłabyś się ile dziewczyn w twoim wieku jest w tej samej sytuacji co ty. Ba, jedna z nich też woli, o dziwo, moje towarzystwo od rówieśników. Dogadałybyście się. - ostatnie słowa poddały mu pewien pomysł, jednak było za późno by brać go teraz pod uwagę. Może jutro, gdy obie panie będą na wspólnych zajęciach... Swoją drogą ciekawe jak Kay zamierzała na nie wstać, skoro pół nocy minęło, a ona w najlepsze rozgadywała się z zamkowym świrusem. Jemu to było na rękę i nie zamierzał jej wyganiać do łóżka. Właściwie to chętnie pograłby w coś jeszcze! - To co teraz chcesz robić? - zapytał z uśmiechem. "Byle nic czego będę jej musiał uczyć" przeszło mu przez myśl, bo chociaż poszerzanie czyjejś wiedzy było nawet satysfakcjonujące, to jednak o tej porze wątpił by tak szybko załapała zasady kolejnej zabawy, a on nie lubił się powtarzać.
- Czemu wy zawsze z góry zaliczacie samych siebie do jakichś mniejszości? - nie było w jego głosie irytacji, a raczej zmęczenie tematem. Ostatnio przerabiał go aż za często. - Co drugi uczeń tej szkoły nie ma przyjaciół, ani nikogo z kim mógłby porozmawiać. Nie zauważacie siebie nawzajem, bo cały świat przysłaniają wam ci bardziej popularni, jak huncwoci. - spojrzał na nią z powagą, lecz również lekkim rozbawieniem. - Zdziwiłabyś się ile dziewczyn w twoim wieku jest w tej samej sytuacji co ty. Ba, jedna z nich też woli, o dziwo, moje towarzystwo od rówieśników. Dogadałybyście się. - ostatnie słowa poddały mu pewien pomysł, jednak było za późno by brać go teraz pod uwagę. Może jutro, gdy obie panie będą na wspólnych zajęciach... Swoją drogą ciekawe jak Kay zamierzała na nie wstać, skoro pół nocy minęło, a ona w najlepsze rozgadywała się z zamkowym świrusem. Jemu to było na rękę i nie zamierzał jej wyganiać do łóżka. Właściwie to chętnie pograłby w coś jeszcze! - To co teraz chcesz robić? - zapytał z uśmiechem. "Byle nic czego będę jej musiał uczyć" przeszło mu przez myśl, bo chociaż poszerzanie czyjejś wiedzy było nawet satysfakcjonujące, to jednak o tej porze wątpił by tak szybko załapała zasady kolejnej zabawy, a on nie lubił się powtarzać.
- Kaylin Wittermore
Re: Pokój Wspólny
Sob Wrz 12, 2015 10:52 pm
Zaśmiała się. Najszczerszym i najdelikatniejszym śmiechem, jaki kiedykolwiek wydobył się z jej gardła. Spojrzała na niego z wesołym, lekko zawadiackim ognikiem w oczach i jednym ruchem przekręciła się na bok tak, że ciałem runęła na kanapę opierając głowę o jeden z podłokietników
- Być może zły dobór słów. Nie sądzę, bym była jedyna. Na pewno wielu ludzi nie ma przyjaciół, zwłaszcza tu, w Hogwarcie. Ale mało kto chce przyjaźnić się z kimś, kto siedzi tyle czasu z nosem w książkach. Poza tym, jedynie dziadkowie rozumieli moją pasję, moje zainteresowanie. - Dodała całkowicie rozbawionym głosem, który był w stu procentach szczery. Zmagała się z samotnością, ale taką wywoływaną przez samego siebie. Z jednej strony cierpiała, z drugiej bała się zmian, a z trzeciej... Wcale ich nie chciała!
- O grupach pokroju Huncwotów się słyszy, to fakt. Jednak czy kiedykolwiek byłam nimi zainteresowana? - Zamyśliła się na chwilę podczas której poczuła jedno, słabe acz odpowiednio zaakcentowane uderzenie serca.
- No, może teraz jestem całkiem zainteresowana. Ale tylko Remusem. - Powiedziała podkładając sobie dłoń pod głowę i mrugając oczami raz po raz, by odgonić sen.
- Ciekawe, czy jeszcze kiedyś ze mną porozmawia... - Zamruczała niby do siebie, ale dostatecznie głośno, by i on to usłyszał. Potem jednak odchrząknęła i ponownie utopiła spojrzenie w czerwonych oczach Irytka.
- Bo jesteś bardzo interesujący, Irytku. Różnisz się od innych duchów, które mamy okazję tutaj spotykać na co dzień. Poza tym, jesteś zabawny. - Krótkie ziewnięcie przerwało jej wypowiedź. - Zdążyłam cię polubić. - Dodała, a powieki zaczęły jej się robić coraz cięższe. Nie zasnęła jednak, jedynie na wpół przymkniętymi oczami patrzyła na poltergeista.
- Zdaje się, że często się nudzisz, co? Może chciałbyś od czasu do czasu ze mną w coś pograć? Wieczorami, jak wszyscy będą już spać... - Powiedziała zaspanym głosem. - Och, nie wiem. Masz jakiś pomysł? - Dodała jakby zapominając o nadchodzącym poranku i Numerologii z panem Bułhakowem.
- Być może zły dobór słów. Nie sądzę, bym była jedyna. Na pewno wielu ludzi nie ma przyjaciół, zwłaszcza tu, w Hogwarcie. Ale mało kto chce przyjaźnić się z kimś, kto siedzi tyle czasu z nosem w książkach. Poza tym, jedynie dziadkowie rozumieli moją pasję, moje zainteresowanie. - Dodała całkowicie rozbawionym głosem, który był w stu procentach szczery. Zmagała się z samotnością, ale taką wywoływaną przez samego siebie. Z jednej strony cierpiała, z drugiej bała się zmian, a z trzeciej... Wcale ich nie chciała!
- O grupach pokroju Huncwotów się słyszy, to fakt. Jednak czy kiedykolwiek byłam nimi zainteresowana? - Zamyśliła się na chwilę podczas której poczuła jedno, słabe acz odpowiednio zaakcentowane uderzenie serca.
- No, może teraz jestem całkiem zainteresowana. Ale tylko Remusem. - Powiedziała podkładając sobie dłoń pod głowę i mrugając oczami raz po raz, by odgonić sen.
- Ciekawe, czy jeszcze kiedyś ze mną porozmawia... - Zamruczała niby do siebie, ale dostatecznie głośno, by i on to usłyszał. Potem jednak odchrząknęła i ponownie utopiła spojrzenie w czerwonych oczach Irytka.
- Bo jesteś bardzo interesujący, Irytku. Różnisz się od innych duchów, które mamy okazję tutaj spotykać na co dzień. Poza tym, jesteś zabawny. - Krótkie ziewnięcie przerwało jej wypowiedź. - Zdążyłam cię polubić. - Dodała, a powieki zaczęły jej się robić coraz cięższe. Nie zasnęła jednak, jedynie na wpół przymkniętymi oczami patrzyła na poltergeista.
- Zdaje się, że często się nudzisz, co? Może chciałbyś od czasu do czasu ze mną w coś pograć? Wieczorami, jak wszyscy będą już spać... - Powiedziała zaspanym głosem. - Och, nie wiem. Masz jakiś pomysł? - Dodała jakby zapominając o nadchodzącym poranku i Numerologii z panem Bułhakowem.
- Irytek
Re: Pokój Wspólny
Sob Wrz 12, 2015 11:44 pm
Obserwował jej reakcję z przyjemnością. Chciał jej przerwać by zauważyć, że czytanie niekoniecznie musi odstraszać innych, co zwyczajnie sprawiać, iż ludzie nie chcą się jej narzucać i gdyby częściej robiła sobie od tego przerwy, pewnie znalazłaby podobne sobie osoby. Zachował jednak tą uwagę dla siebie, o wiele bardziej zaciekawiony jej dalszą wypowiedzią.
- A czemu miałby z tobą nie gadać? - jak tylko te słowa wyszły z jego ust, przypomniał sobie o tym co sam wcześniej o nim wygadywał, dlatego też dla naprostowania sytuacji dodał. - Może i ma tę swoją Erin, ale to mu przecież nie broni rozmawiać z innymi dziewczynami. - "...prawda? Czy znowu coś się pozmieniało?" Chyba zauważyłby, gdyby zaszły kolejne zmiany w relacjach międzyludzkich, co nie? Zresztą, najwyżej Kaylin go poprawi. Przecież nie musiał wiedzieć wszystkiego o wszystkim. - ...nie jestem duchem. - skorygował ją wpół zdania, tym razem zupełnie luźno i bez pretensji. Zazwyczaj gorzej reagował, kiedy ktoś mylił go ze zwykłą zjawą, jednak przyjazna atmosfera i wyraźne zmęczenie krukonki zadziałały na niego łagodząco. Jak gdyby nic, kontynuował pogawędkę. - Jasne, że się nudzę. - wzruszył ramionami, bo co miał ukrywać oczywiste fakty? Zaproszenie przyjął z szerokim uśmiechem i okrążeniem blondynki w powietrzu, przyglądając się jej coraz mniej kontaktującemu spojrzeniu. - Mam kilka pomysłów. Możemy napisać własny artykuł, który potem podrzucę do gotowej wersji nowej gazetki szkolnej. Nie zorientują się przed rozpowszechnieniem jej, a potem będzie już za późno! - z zapałem wziął do rąk notes czarownicy i jedno z walających się na stole piór. - No, to jaki dać tytuł? ...ej, śpisz? - głupie pytanie. Podkrążone oczka nie otwierały się już nawet na chwilę, aby zachować pozory świadomości. Prychnął i zaczął bazgrać coś w jej pamiętniku, co chwila zerkając czy przypadkiem łaskawie nie wstaje. Po kilkudziesięciu minutach najwyraźniej się znudził, gdyż zostawił wszystko w cholerę i zniknął. Czas poszukać zajęcia gdzieś indziej...
[zt]
- A czemu miałby z tobą nie gadać? - jak tylko te słowa wyszły z jego ust, przypomniał sobie o tym co sam wcześniej o nim wygadywał, dlatego też dla naprostowania sytuacji dodał. - Może i ma tę swoją Erin, ale to mu przecież nie broni rozmawiać z innymi dziewczynami. - "...prawda? Czy znowu coś się pozmieniało?" Chyba zauważyłby, gdyby zaszły kolejne zmiany w relacjach międzyludzkich, co nie? Zresztą, najwyżej Kaylin go poprawi. Przecież nie musiał wiedzieć wszystkiego o wszystkim. - ...nie jestem duchem. - skorygował ją wpół zdania, tym razem zupełnie luźno i bez pretensji. Zazwyczaj gorzej reagował, kiedy ktoś mylił go ze zwykłą zjawą, jednak przyjazna atmosfera i wyraźne zmęczenie krukonki zadziałały na niego łagodząco. Jak gdyby nic, kontynuował pogawędkę. - Jasne, że się nudzę. - wzruszył ramionami, bo co miał ukrywać oczywiste fakty? Zaproszenie przyjął z szerokim uśmiechem i okrążeniem blondynki w powietrzu, przyglądając się jej coraz mniej kontaktującemu spojrzeniu. - Mam kilka pomysłów. Możemy napisać własny artykuł, który potem podrzucę do gotowej wersji nowej gazetki szkolnej. Nie zorientują się przed rozpowszechnieniem jej, a potem będzie już za późno! - z zapałem wziął do rąk notes czarownicy i jedno z walających się na stole piór. - No, to jaki dać tytuł? ...ej, śpisz? - głupie pytanie. Podkrążone oczka nie otwierały się już nawet na chwilę, aby zachować pozory świadomości. Prychnął i zaczął bazgrać coś w jej pamiętniku, co chwila zerkając czy przypadkiem łaskawie nie wstaje. Po kilkudziesięciu minutach najwyraźniej się znudził, gdyż zostawił wszystko w cholerę i zniknął. Czas poszukać zajęcia gdzieś indziej...
[zt]
- Kaylin Wittermore
Re: Pokój Wspólny
Nie Wrz 13, 2015 12:49 am
Mimo tego, że była koszmarnie zmęczona i leżała już powoli zasypiając, uśmiechała się zadowolona. Rozmowa z Irytkiem, choć wielu w szkole go nie lubiło, okazała się dla niej bardzo przyjemna. Sama nie wiedziała, czemu tak właśnie było. Jednak każda chwila spędzona z poltergeistem dodawała jej pewności, że zawsze będzie miała się do kogo zwrócić, gdy tylko poczuje się samotna.
- Och. Miałam już kilka takich rozmów z innymi, a potem wszystko kończyło się na tym jednym spotkaniu. Nie często ktokolwiek chce ze mną rozmawiać drugi raz. - Powiedziała i wsłuchała się w drugą część wypowiedzi Irytka. Przymknęła oczy i przytaknęła. W wyobraźni zobaczyła miły uśmiech Remusa, z którym rozmawiała całkiem niedawno.
- Masz rację. Może po prostu wystarczy, że następnym razem, jak go zobaczę to się przywitam. - Dodała bardziej mrucząc niż mówiąc. Zdecydowanie zasypiała i była to raczej odpowiednia pora. Zwłaszcza, że zajęcia zaczynały się całkiem wcześnie, a ona już raz ominęła lekcję pana Bułhakowa. Nie chciała go tym zdenerwować, wolała bowiem nie wpadać w tarapaty z tak błahego powodu, jak zaspanie.
- Nie? - Zapewne gdyby nie zasypiała wypytałaby go, kim w takim razie jest. Zapytałaby o istotę jego egzystencji, czym różni się od duchów. Być może nawet poprosiłaby, żeby jej coś o sobie opowiedział. O życiu, jakie wiódł w Hogwarcie. O tym, co robił wcześniej. Jak zmieniała się szkoła przez stulecia.
Ach, o tyle rzeczy chciała zapytać! Nie było jej to jednak dane, bo nim się zorientowała spała już smacznie.
Obudziła się rano, a całe ciało miała zdrętwiałe od leżenia na twardszej od materaca w łóżku kanapie. Rozejrzała się po pokoju wspólnym przypominając sobie poprzedni wieczór. Podniosła się niechętnie spoglądając na godzinę. Nie było tak źle, miała jeszcze chwilę na to, by się przyszykować. Zgarnęła więc swój pamiętnik, który otworzył jej się przez przypadek i dostrzegła obrazek, którego wcześniej tam nie było.
Szczery, delikatny uśmiech wypłynął na jej usta, gdy przyciskała zeszyt do klatki piersiowej wychodząc z pomieszczenia.
z/t
- Och. Miałam już kilka takich rozmów z innymi, a potem wszystko kończyło się na tym jednym spotkaniu. Nie często ktokolwiek chce ze mną rozmawiać drugi raz. - Powiedziała i wsłuchała się w drugą część wypowiedzi Irytka. Przymknęła oczy i przytaknęła. W wyobraźni zobaczyła miły uśmiech Remusa, z którym rozmawiała całkiem niedawno.
- Masz rację. Może po prostu wystarczy, że następnym razem, jak go zobaczę to się przywitam. - Dodała bardziej mrucząc niż mówiąc. Zdecydowanie zasypiała i była to raczej odpowiednia pora. Zwłaszcza, że zajęcia zaczynały się całkiem wcześnie, a ona już raz ominęła lekcję pana Bułhakowa. Nie chciała go tym zdenerwować, wolała bowiem nie wpadać w tarapaty z tak błahego powodu, jak zaspanie.
- Nie? - Zapewne gdyby nie zasypiała wypytałaby go, kim w takim razie jest. Zapytałaby o istotę jego egzystencji, czym różni się od duchów. Być może nawet poprosiłaby, żeby jej coś o sobie opowiedział. O życiu, jakie wiódł w Hogwarcie. O tym, co robił wcześniej. Jak zmieniała się szkoła przez stulecia.
Ach, o tyle rzeczy chciała zapytać! Nie było jej to jednak dane, bo nim się zorientowała spała już smacznie.
Obudziła się rano, a całe ciało miała zdrętwiałe od leżenia na twardszej od materaca w łóżku kanapie. Rozejrzała się po pokoju wspólnym przypominając sobie poprzedni wieczór. Podniosła się niechętnie spoglądając na godzinę. Nie było tak źle, miała jeszcze chwilę na to, by się przyszykować. Zgarnęła więc swój pamiętnik, który otworzył jej się przez przypadek i dostrzegła obrazek, którego wcześniej tam nie było.
Szczery, delikatny uśmiech wypłynął na jej usta, gdy przyciskała zeszyt do klatki piersiowej wychodząc z pomieszczenia.
z/t
- Gall Cacti
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 19, 2015 7:48 pm
- Chryste Panie, Berry, siad..! - Syknął na wpół z frustracji, na w pół z bólu emanującego z kciuka, który już trzeci raz tego dnia zaliczył bliskie spotkanie trzeciego stopnia z pazurami łysej kotki.
Dla większości ludzi spędzanie czasu ze swoim zwierzątkiem było przyjemnym sposobem na wypełnienie sobie leniwych godzin między ważniejszymi punktami w planie danego dnia, ale przecież Gall nie byłby sobą, gdyby miał choć raz zrobić coś normalnie. Musiał uznać, że powinien obciąć swojej kotce pazury. Musiał uznać, że dobre, mugolskie nożyczki najlepiej się sprawdzą. No i na koniec - musiał polec z kretesem, pocięty jak emocjonalnie niestabilny trzynastolatek w fabryce żyletek.
I nie udało mu się odciąć nawet milimetra.
Podczas gdy on w milczeniu użalał się nad swoim krwawiącym palcem, jego czworonożna muza, jedyna miłość, powód, dla którego śpiewał - zdążyła usadowić się wygodnie na kamiennych stopach Roweny Ravenclaw i wściekle smagała marmur ogonem, wypełniając idealnie cichy (jeśli nie liczyć cichego szelestu kartek dochodzącego z fotela, na którym, jakaś wyjątkowo utalentowana w sztuce ignorowania, piątoklasistka przeglądała podręcznik do transmutacji) salon wspólny miarowymi plaśnięciami skóry o posąg. Wygrała tą bitwę.
Jak zresztą każdą.
Zrezygnowany szatyn ostatni raz posłał jej spojrzenie, które w teorii miało być groźne, po czym opadł ciężko na jeden z kilku wolnych foteli, wygrzebał z kieszeni niewielką rolkę bandaża i zaczął powoli owijać swoją biedną dłoń. Oczywiście mógłby pójść do pielęgniarki i pozbyć się skaleczeń w kilkanaście sekund. Zawsze miał też możliwość podjęcia próby samodzielnego zasklepienia skóry przy pomocy czaru wyszukanego w starym podręczniku z biblioteki, ale prawda była taka, że:
Odpowiedź poprawna to rzecz jasna d.
Dla większości ludzi spędzanie czasu ze swoim zwierzątkiem było przyjemnym sposobem na wypełnienie sobie leniwych godzin między ważniejszymi punktami w planie danego dnia, ale przecież Gall nie byłby sobą, gdyby miał choć raz zrobić coś normalnie. Musiał uznać, że powinien obciąć swojej kotce pazury. Musiał uznać, że dobre, mugolskie nożyczki najlepiej się sprawdzą. No i na koniec - musiał polec z kretesem, pocięty jak emocjonalnie niestabilny trzynastolatek w fabryce żyletek.
I nie udało mu się odciąć nawet milimetra.
Podczas gdy on w milczeniu użalał się nad swoim krwawiącym palcem, jego czworonożna muza, jedyna miłość, powód, dla którego śpiewał - zdążyła usadowić się wygodnie na kamiennych stopach Roweny Ravenclaw i wściekle smagała marmur ogonem, wypełniając idealnie cichy (jeśli nie liczyć cichego szelestu kartek dochodzącego z fotela, na którym, jakaś wyjątkowo utalentowana w sztuce ignorowania, piątoklasistka przeglądała podręcznik do transmutacji) salon wspólny miarowymi plaśnięciami skóry o posąg. Wygrała tą bitwę.
Jak zresztą każdą.
Zrezygnowany szatyn ostatni raz posłał jej spojrzenie, które w teorii miało być groźne, po czym opadł ciężko na jeden z kilku wolnych foteli, wygrzebał z kieszeni niewielką rolkę bandaża i zaczął powoli owijać swoją biedną dłoń. Oczywiście mógłby pójść do pielęgniarki i pozbyć się skaleczeń w kilkanaście sekund. Zawsze miał też możliwość podjęcia próby samodzielnego zasklepienia skóry przy pomocy czaru wyszukanego w starym podręczniku z biblioteki, ale prawda była taka, że:
- Był zbyt leniwy i zmęczony ganianiem kotki po schodach, żeby zmusić się do odwiedzenia skrzydła szpitalnego,
- Mógł użyć poranionej ręki jako wymówki, gdyby nauczyciel postanowił wytknąć mu brak pracy domowej z historii magii,
- Był mugolem z dziada-pradziada i czasami lubił pewne rzeczy utrudniać sobie tylko po to, żeby we własnych oczach zachować pozory normalności. Czasami.
- Wszytko powyżej.
Odpowiedź poprawna to rzecz jasna d.
- Kelly McCarthy
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 19, 2015 8:14 pm
Co chwila podnosiła wzrok na chłopaka, który bawił się z kotem. Ach! Zabawa?
Raczej bitwa na śmierć i życie. Uśmiechała się pod nosem udając, że zawzięcie studiuje książkę od Transmutacji - swoją drogą to jeden z jej ulubionych przedmiotów, nawiązując do jej skrytych marzeń o byciu animagiem. Animagia to potężny dar. Możesz być wszędzie.
Z resztą bieganie nago, bez wstydu po błoniach - to byłoby coś! (W postaci rysia oczywiście, sama McCarthy spaliłaby się ze wstydu, gdyby jako człowiek musiała przebiec tak po zamku.)
Przekładała kartkę za kartką, po każdej z osobna przejeżdżając opuszkami palców, nie czytała, tylko wodziła wzrokiem po literach, które układały się w zdania, zupełnie jakby szukała czegoś konkretnego, a mimo to, nie skupiała się na tym co robi.
- Spryciula. - mruknęła cicho do chłopaka, jednak nie podniosła na niego wzroku, a rude włosy całkowicie zasłaniały jej twarz. Nie muszę pomijać faktu, że pozostałości po (nie)zapomnianym wypadzie wciąż pozostawały widoczne. W końcu dopiero opuściła skrzydło szpitalne.
- Probowałeś ją przekupić? - zapytała, kierując już słowa do chłopaka. Uniosła poobdzieraną twarz, aby spojrzeć na jego minę i zmarszczyć brwi na widok nieudolnego opatrunku. Mężczyźni - nic dodać nic ująć.
Zapewne powinna teraz siedzieć w dormitorium i się kurować, ale potrzebowała towarzystwa. Samotność sprawiała, że jej myśli wędrowały do tamtego wieczoru, kiedy to wszystko się wydarzyło. Zastanawiała się, układała w głowie niestworzone historie, skąd się wzięły wszystkie jej siniaki, zadrapania, rana na czole, która do tej pory nie zamierzała się zagoić, a pielęgniarka stwierdziła, że nie będzie jej truć kolejnymi lekarstwami i pozostawi tę sprawę naturze, cóż... Zapomniałabym dodać jak cierpiała z powodu utraty połowy włosów, gdzieś na czubku głowy, które starannie zaczesywała, aby nie było widać ich braku. Uśmiechnęła się do niego serdecznie, nie zważając na ból, który pojawiał się w okolicy skroni przy każdym poruszeniu, chociażby najmniejszym mięśniem twarzy.
Raczej bitwa na śmierć i życie. Uśmiechała się pod nosem udając, że zawzięcie studiuje książkę od Transmutacji - swoją drogą to jeden z jej ulubionych przedmiotów, nawiązując do jej skrytych marzeń o byciu animagiem. Animagia to potężny dar. Możesz być wszędzie.
Z resztą bieganie nago, bez wstydu po błoniach - to byłoby coś! (W postaci rysia oczywiście, sama McCarthy spaliłaby się ze wstydu, gdyby jako człowiek musiała przebiec tak po zamku.)
Przekładała kartkę za kartką, po każdej z osobna przejeżdżając opuszkami palców, nie czytała, tylko wodziła wzrokiem po literach, które układały się w zdania, zupełnie jakby szukała czegoś konkretnego, a mimo to, nie skupiała się na tym co robi.
- Spryciula. - mruknęła cicho do chłopaka, jednak nie podniosła na niego wzroku, a rude włosy całkowicie zasłaniały jej twarz. Nie muszę pomijać faktu, że pozostałości po (nie)zapomnianym wypadzie wciąż pozostawały widoczne. W końcu dopiero opuściła skrzydło szpitalne.
- Probowałeś ją przekupić? - zapytała, kierując już słowa do chłopaka. Uniosła poobdzieraną twarz, aby spojrzeć na jego minę i zmarszczyć brwi na widok nieudolnego opatrunku. Mężczyźni - nic dodać nic ująć.
Zapewne powinna teraz siedzieć w dormitorium i się kurować, ale potrzebowała towarzystwa. Samotność sprawiała, że jej myśli wędrowały do tamtego wieczoru, kiedy to wszystko się wydarzyło. Zastanawiała się, układała w głowie niestworzone historie, skąd się wzięły wszystkie jej siniaki, zadrapania, rana na czole, która do tej pory nie zamierzała się zagoić, a pielęgniarka stwierdziła, że nie będzie jej truć kolejnymi lekarstwami i pozostawi tę sprawę naturze, cóż... Zapomniałabym dodać jak cierpiała z powodu utraty połowy włosów, gdzieś na czubku głowy, które starannie zaczesywała, aby nie było widać ich braku. Uśmiechnęła się do niego serdecznie, nie zważając na ból, który pojawiał się w okolicy skroni przy każdym poruszeniu, chociażby najmniejszym mięśniem twarzy.
- Gall Cacti
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 19, 2015 9:17 pm
Gall podniósł nieco nieprzytomnie głowę, słysząc jakiś szept, ale sala wciąż była pusta, jeśli nie liczyć jego, rudzielca i córki kociego szatana. Świetnie. Teraz jeszcze oszaleje, bo okaże się, że gdy nie patrzył Berry władowała się w jakiś nieudany eliksir, który wypali mu układ nerwowy i zmieni w śliniące się warzywo, a wszyscy będą patrzeć na jego obślinioną twarz i kręcić ze smutkiem głowami, myśląc o świetlanej przyszłości wytwórcy różdżek, która na niego czekała, dopóki nie postanowił wziąć w dłoń nożyczek i ruszyć na kota.
"Był taki młody, taki utalentowany. Szkoda że idiota".
- Moja dusza to za mało..? - Zapytał bez entuzjazmu, choć poczuł niemałą ulgę, że usłyszany przez niego głos należał do dziewczyny, a nie Mrocznego Kosiarza.
Zrezygnowany pochylił się mocno do przodu, aż jego łokcie i kolana w końcu się zetknęły. Po krótkich oględzinach doszedł do wniosku, że może i opatrunek był beznadziejny i zmieniał jego dłoń w mniej apetyczną wersję pianki do pieczenia, ale przynajmniej nic nie wskazywało na to, żeby miał w przeciągu najbliższych kilku minut spaść.
Gall jeden, grawitacja zero.
- Ale hej. Ja stracę najwyżej rękę, ty wyglądasz, jakby ktoś próbował odpalić ci na twarzy kosiarkę... - Mruknął w końcu odrywając wzrok od własnej dłoni. Znał dziewczynę z widzenia, wiedział, że miała na imię Kelly albo Kailyn, ale poza tym nie przypominał sobie, żeby mieli okazję pogadać w samotności tak jak teraz.
Szkoda, że jak raz pojawiła się okazja do podrywu, dziewczyna była w stanie bardziej pasującym do czasów nazistowskich zrzutów bomb, niż sielankowych lat nauki w szkole magii.
Ostatecznie, skoro już poruszył temat i pozbawił go uroków "słonia w pokoju", postanowił iść dalej.
- Zgaduję też, że jesteś mądrzejsza ode mnie i byłaś z tym u pielęgniarki. Ostatnio na ONMS było ostro, chyba coś z Dwurożcem. Byłaś na linii ognia? Wiesz, nie musisz mi odpowiadać, głupie samce zawsze wciskają nosy nie tam, gdzie trzeba, a że mój jest wielki, to dźgam mocniej... - Odruchowo chciał podrapać się po głowie, gdy dotarło do niego jak idiotycznie to wszystko brzmi, ale tylko poklepał się po głowie palcorówkami z bandaży. Brawo Gall.
- I sorry za tą wojnę z kotem, normalnie podrzucam ten pomiot piekielny Kaylin, ale aktualnie wybyła, a ja chciałem pokazać jej kto jest szefem - Tu lekko pomachał zabandażowaną prawicą na wysokości swoich uszu, - ale pozostaje mi wierzyć, że blizny wojenne wciąż są seksowne. Może testosteronem nadrobię braki w takcie, co nie? - Uśmiechnął się nieco krzywo, po czym zwiesił smętnie głowę.
- Już jestem cicho, tego wszystkiego nie było. Ładny dywan, nie?Jest taki... niebieski.
"Był taki młody, taki utalentowany. Szkoda że idiota".
- Moja dusza to za mało..? - Zapytał bez entuzjazmu, choć poczuł niemałą ulgę, że usłyszany przez niego głos należał do dziewczyny, a nie Mrocznego Kosiarza.
Zrezygnowany pochylił się mocno do przodu, aż jego łokcie i kolana w końcu się zetknęły. Po krótkich oględzinach doszedł do wniosku, że może i opatrunek był beznadziejny i zmieniał jego dłoń w mniej apetyczną wersję pianki do pieczenia, ale przynajmniej nic nie wskazywało na to, żeby miał w przeciągu najbliższych kilku minut spaść.
Gall jeden, grawitacja zero.
- Ale hej. Ja stracę najwyżej rękę, ty wyglądasz, jakby ktoś próbował odpalić ci na twarzy kosiarkę... - Mruknął w końcu odrywając wzrok od własnej dłoni. Znał dziewczynę z widzenia, wiedział, że miała na imię Kelly albo Kailyn, ale poza tym nie przypominał sobie, żeby mieli okazję pogadać w samotności tak jak teraz.
Szkoda, że jak raz pojawiła się okazja do podrywu, dziewczyna była w stanie bardziej pasującym do czasów nazistowskich zrzutów bomb, niż sielankowych lat nauki w szkole magii.
Ostatecznie, skoro już poruszył temat i pozbawił go uroków "słonia w pokoju", postanowił iść dalej.
- Zgaduję też, że jesteś mądrzejsza ode mnie i byłaś z tym u pielęgniarki. Ostatnio na ONMS było ostro, chyba coś z Dwurożcem. Byłaś na linii ognia? Wiesz, nie musisz mi odpowiadać, głupie samce zawsze wciskają nosy nie tam, gdzie trzeba, a że mój jest wielki, to dźgam mocniej... - Odruchowo chciał podrapać się po głowie, gdy dotarło do niego jak idiotycznie to wszystko brzmi, ale tylko poklepał się po głowie palcorówkami z bandaży. Brawo Gall.
- I sorry za tą wojnę z kotem, normalnie podrzucam ten pomiot piekielny Kaylin, ale aktualnie wybyła, a ja chciałem pokazać jej kto jest szefem - Tu lekko pomachał zabandażowaną prawicą na wysokości swoich uszu, - ale pozostaje mi wierzyć, że blizny wojenne wciąż są seksowne. Może testosteronem nadrobię braki w takcie, co nie? - Uśmiechnął się nieco krzywo, po czym zwiesił smętnie głowę.
- Już jestem cicho, tego wszystkiego nie było. Ładny dywan, nie?Jest taki... niebieski.
- Kelly McCarthy
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 19, 2015 9:37 pm
McCarthy powoli zatrzasnęła książkę, którą trzymała na kolanach. Będzie to chyba dłuższa rozmowa niż przypuszczała i została zmuszona odłożyć naukę na inny dzień - taki, w którym nie będzie musiała kibicować albo kotu, albo jego właścicielowi. Gdyby miała szczerze obstawiać, zawsze wybrałaby kota. To były zwinne istoty, o bardzo mocnym charakterze, a ludzie... To tylko ludzie, jak w tym przypadku, ponoszą straty, a kot zawsze spada na cztery łapy.
- Dusza? - uniosła jedną brew, wciąż jednak się uśmiechając.
- Nie jesteś właścicielem, tylko poddanym, także kotom nie daje się duszy, a całego siebie. - szepnęła konspiracyjnie nachylajac się w jego kierunku. Nieco teatralnie, jakby zamierzała zachować te słowa w tajemnicy przed kotem. Szybko jednak znów odchyliła się do tyłu, jednak nie oparla pleców, to wiązałoby się ze zbyt dużym ryzykiem. W końcu czuła się, jak wcześniej wspomniałam, jakby została potrącona przez pociąg, a potem brała udział w triatlonie! Na słowa o odpalanej kosiarce, zaśmiała się cicho, niemal bezgłośnie, a jej dłoń powędrowała ku czole.
- Stawiałam raczej na pociąg albo przynajmniej spadnięcie z wieży widokowej, ale twoja historia jest ciekawsza. - pokiwała głową z uznaniem, słuchając go z ogromną uwagą, wymalowaną na jej twarzy. Spojrzenie wodziło za chłopakiem krok w krok, zupełnie jakby oglądała pokaz fajerwerków, a nie zwykłego uczniaka. Chyba bardzo brakowało jej kogoś, kto nie robi dramatów... Oj tak.
Chciała jeszcze dodać kilka słów, ale postanowiła, że wystarczy, zaciskając wargi w cienką linię. Miała rację, bo chłopak zaraz znów zaczął mówić.
Był w tym chyba lepszy niż ona... Będzie musiała spędzać z nim chyba więcej czasu. To bardziej ekscytujące, kiedy ktoś z tobą ROZMAWIA, a nie tylko przytakuje bądź użala się nad sobą, cóż... Musiała przyznać przed własnym sumieniem, że nie spotkała jeszcze nikogo takiego.
- Nie, to nie dwurożec. Skąd wiesz, może to twój nos mnie tak uszkodził? Skoro tak mocno nim dźgasz. Albo zapatrzyłam się na zeza McGonagall i uderzyłam w drzewo? Albo to włosy Snape'a, dodam, że nie myte od czasów wojny z goblinami mnie tak zafascynowały i upadłam na kamień? - uniosła jedną brew starając się zachować powagę, co było niemalże niemożliwe, więc jej kąciki ust powoli drgały. Nie zawsze obgadywała innych, to nie było w jej stylu, ale jeżeli już to robiła, to z wrodzonym urokiem, prawda?
Na resztę słów zaśmiała się już nieco głośniej.
- Dywan się chowa przy twoim testosteronie. - pokiwała głową i wydęła usta w kaczy dzióbek, aby dodać tej sytuacji "powagi".
- Dusza? - uniosła jedną brew, wciąż jednak się uśmiechając.
- Nie jesteś właścicielem, tylko poddanym, także kotom nie daje się duszy, a całego siebie. - szepnęła konspiracyjnie nachylajac się w jego kierunku. Nieco teatralnie, jakby zamierzała zachować te słowa w tajemnicy przed kotem. Szybko jednak znów odchyliła się do tyłu, jednak nie oparla pleców, to wiązałoby się ze zbyt dużym ryzykiem. W końcu czuła się, jak wcześniej wspomniałam, jakby została potrącona przez pociąg, a potem brała udział w triatlonie! Na słowa o odpalanej kosiarce, zaśmiała się cicho, niemal bezgłośnie, a jej dłoń powędrowała ku czole.
- Stawiałam raczej na pociąg albo przynajmniej spadnięcie z wieży widokowej, ale twoja historia jest ciekawsza. - pokiwała głową z uznaniem, słuchając go z ogromną uwagą, wymalowaną na jej twarzy. Spojrzenie wodziło za chłopakiem krok w krok, zupełnie jakby oglądała pokaz fajerwerków, a nie zwykłego uczniaka. Chyba bardzo brakowało jej kogoś, kto nie robi dramatów... Oj tak.
Chciała jeszcze dodać kilka słów, ale postanowiła, że wystarczy, zaciskając wargi w cienką linię. Miała rację, bo chłopak zaraz znów zaczął mówić.
Był w tym chyba lepszy niż ona... Będzie musiała spędzać z nim chyba więcej czasu. To bardziej ekscytujące, kiedy ktoś z tobą ROZMAWIA, a nie tylko przytakuje bądź użala się nad sobą, cóż... Musiała przyznać przed własnym sumieniem, że nie spotkała jeszcze nikogo takiego.
- Nie, to nie dwurożec. Skąd wiesz, może to twój nos mnie tak uszkodził? Skoro tak mocno nim dźgasz. Albo zapatrzyłam się na zeza McGonagall i uderzyłam w drzewo? Albo to włosy Snape'a, dodam, że nie myte od czasów wojny z goblinami mnie tak zafascynowały i upadłam na kamień? - uniosła jedną brew starając się zachować powagę, co było niemalże niemożliwe, więc jej kąciki ust powoli drgały. Nie zawsze obgadywała innych, to nie było w jej stylu, ale jeżeli już to robiła, to z wrodzonym urokiem, prawda?
Na resztę słów zaśmiała się już nieco głośniej.
- Dywan się chowa przy twoim testosteronie. - pokiwała głową i wydęła usta w kaczy dzióbek, aby dodać tej sytuacji "powagi".
- Gall Cacti
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 19, 2015 10:06 pm
- Racja. To nie jakiś podrzędny demon, to sam władca piekieł... - Odpowiedział jej równie teatralnym szeptem, ale on dodatkowo spojrzał na (wciąż wylegującą się na posągu) kotkę z kwaśną miną. Zwierze jak zwykle musiało go przebić i odpowiedziało jeszcze bardziej rozdrażnionym zmrużeniem oczu i jeszcze bardziej wymownym odwróceniem uszu w drugą stronę.
Powinien jej zrobić zdjęcie. "Ignorancja pańska" AD 1978.
- Przyznaję, samo opracowanie przemycenia do szkoły kosiarki jest ciekawsze od "wzięłam i spadłam", a to byłby dopiero prolog - Konspiracyjny kaszel, który miał ukryć mało pasujący do dość namacalnych uszkodzeń dziewczyny śmiech, szybko przerodził się w prawdziwe udławienie, więc Gall postanowił dać sobie spokój z udawaniem taktownego, zanim na poważnie umrze w tym fotelu. Poza tym dziewczyna wydawała się dość optymistycznie nastawiona do całej tej sytuacji, w końcu jeszcze mu nie...
Zaraz, "Stawiałam"?
Już miał ją zapytać skąd ta niepewność, w końcu raczej była obecna w momencie, w którym coś, lub ktoś, robiło jej krzywdę, ale po co dowiadywać się więcej o innych, gdy można dłużej rozmawiać o sobie?
Tak na poważnie, stworzył mentalną notkę, żeby poruszyć ten temat, po prostu zostawił to na później.
- Obstawiam mój nos. Moc zeza zatrzymałaby cię w miejscu i zmusiła do kontemplowania sensu rzeczywistości i tego, czy ona patrzy na ciebie, czy na własne paznokcie, a nos? Widziałaś go? Jest dłuższy od lancy Lancelota i mówię tu o tej większej! - Dramatycznie wskazał palcem (już teraz sprawnej ręki, na tej zabandażowanej usiadł) na swoją twarz, po czym zaczął się tym samym palcem z zastanowieniem pukać po policzku. - A może to włosy? Podobno dają dobry poślizg na posadzce, może się poślizgnęłaś, wjechałaś na balkon i wypadłaś w dół, po drodze uderzając w coś głową? Bo... nie pamiętasz co się stało?
Gall, ty mistrzu retoryki, ty. Takie riposty tylko w klasztorach milczenia.
Tekst o testosteronie wyrwał z niego już całkowicie szczery śmiech, na dodatek tak donośny, że Berry zerwała się na równe nogi i powędrowała za okupowany przez rudzielca fotel, wyraźnie oburzona tym, że jej podwładny raczył zakłócić jej spokój. Po kilku sekundach nawet wystawiła łeb zza oparcia i nawiązała z szatynem kontakt wzrokowy tylko po to, żeby na niego syknąć i schować się z powrotem. Gall wskazał oskarżycielsko na miejsce, w którym jeszcze chwilę temu znajdowała się głowa bestii, z miną która mogła być określona tylko jako przerysowana wersja pięciolatka donoszącego opiekunce na złodzieja klocków.
"To nie ja zaczynam, proszę pani, to on!"
- Co ja mogę? - Zapytał komicznie zniżonym głosem, z rozbawieniem prezentując ukrytą pod koszulą, minusową masę mięśniową jak rasowy kulturysta. - Duża paczka, dużo testosteronu. Chcesz to powtórzyć, gdy w pokoju będzie więcej kobiet? Subtelna reklama i te sprawy.
Powinien jej zrobić zdjęcie. "Ignorancja pańska" AD 1978.
- Przyznaję, samo opracowanie przemycenia do szkoły kosiarki jest ciekawsze od "wzięłam i spadłam", a to byłby dopiero prolog - Konspiracyjny kaszel, który miał ukryć mało pasujący do dość namacalnych uszkodzeń dziewczyny śmiech, szybko przerodził się w prawdziwe udławienie, więc Gall postanowił dać sobie spokój z udawaniem taktownego, zanim na poważnie umrze w tym fotelu. Poza tym dziewczyna wydawała się dość optymistycznie nastawiona do całej tej sytuacji, w końcu jeszcze mu nie...
Zaraz, "Stawiałam"?
Już miał ją zapytać skąd ta niepewność, w końcu raczej była obecna w momencie, w którym coś, lub ktoś, robiło jej krzywdę, ale po co dowiadywać się więcej o innych, gdy można dłużej rozmawiać o sobie?
Tak na poważnie, stworzył mentalną notkę, żeby poruszyć ten temat, po prostu zostawił to na później.
- Obstawiam mój nos. Moc zeza zatrzymałaby cię w miejscu i zmusiła do kontemplowania sensu rzeczywistości i tego, czy ona patrzy na ciebie, czy na własne paznokcie, a nos? Widziałaś go? Jest dłuższy od lancy Lancelota i mówię tu o tej większej! - Dramatycznie wskazał palcem (już teraz sprawnej ręki, na tej zabandażowanej usiadł) na swoją twarz, po czym zaczął się tym samym palcem z zastanowieniem pukać po policzku. - A może to włosy? Podobno dają dobry poślizg na posadzce, może się poślizgnęłaś, wjechałaś na balkon i wypadłaś w dół, po drodze uderzając w coś głową? Bo... nie pamiętasz co się stało?
Gall, ty mistrzu retoryki, ty. Takie riposty tylko w klasztorach milczenia.
Tekst o testosteronie wyrwał z niego już całkowicie szczery śmiech, na dodatek tak donośny, że Berry zerwała się na równe nogi i powędrowała za okupowany przez rudzielca fotel, wyraźnie oburzona tym, że jej podwładny raczył zakłócić jej spokój. Po kilku sekundach nawet wystawiła łeb zza oparcia i nawiązała z szatynem kontakt wzrokowy tylko po to, żeby na niego syknąć i schować się z powrotem. Gall wskazał oskarżycielsko na miejsce, w którym jeszcze chwilę temu znajdowała się głowa bestii, z miną która mogła być określona tylko jako przerysowana wersja pięciolatka donoszącego opiekunce na złodzieja klocków.
"To nie ja zaczynam, proszę pani, to on!"
- Co ja mogę? - Zapytał komicznie zniżonym głosem, z rozbawieniem prezentując ukrytą pod koszulą, minusową masę mięśniową jak rasowy kulturysta. - Duża paczka, dużo testosteronu. Chcesz to powtórzyć, gdy w pokoju będzie więcej kobiet? Subtelna reklama i te sprawy.
- Kelly McCarthy
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 19, 2015 10:27 pm
Pokiwała głową z uznaniem na jego stwierdzenie. Dosyć teatralnie. W ogóle miała wrażenie, że to całe spotkanie jest spontaniczną komedią, wartą conajmniej Oskara.
Albo oklasków! Dużo, głośnych oklasków! Owacji na stojąco i żądania bisu!
- Przynajmniej masz już jakieś kontakty z władcą piekieł. Może załatwisz nam tam dobre miejsce. - wzruszyła ramionami wychylając głowę za kotem, który czmychnął za jej fotel. To był znak, że chyba nie darzy zbytnią sympatią swojego opiekuna, co było dla dziewczyny conajmniej dziwne. Był tak zupełnie inny od jej sierściucha, że aż ciężko było jej uwierzyć, w istnienie tak okropnego charakterku wśród kocich istot.
Dziewczyna podkuliła nogi pod siebie, nie mając zamiaru wstawać w najbliższym czasie, chyba że krukon stwierdzi nagle, że jest kiepską rozmówczynią i pójdzie bratać się ze swoim zwierzakiem, co było raczej dość wątpliwe.
- Kosiarka... Może Filch ma? Skoro jest charłakiem, to bardzo prawdopodobne, że posiada coś, czym kosi trawę. Kiedyś go o to zapytam. - zamyśliła się na moment, inscenizując sobie tą sytuację w głowie. Woźny raczej nie pojąłby żartu z jego braku zdolności magicznych i wtedy faktycznie dostałaby może przyrządem do koszenia trawy. Nie zaliczyłaby tego spotkania do miłych. Wzdrygnęła się na samą myśl stanięcia z nim twarzą w twarz. Filch był gorszy od zeza McGonagall.
Jak to mawiają?
"Jedno oko na Maroko, drugie na Kaukaz."
Zaśmiała się na słowa o nosie. Pierwszy raz spotkała się z takim dystansem do samego siebie. Niemal można było oprawić chłopaka w ramkę i powiesić gdzieś tutaj - na przykład nad kominkiem. Tak, żeby każdy go widział i brał z niego przykład.
Może wtedy mniejsza ilość uczniów użalałaby się nad sobą, że ma tutaj dwa kilogramy za dużo, że nie nadaje się do tego czy tamtego. Och, może Snape wreszcie umyłby włosy, a Minerwa poszłaby do okulisty? Bo oni raczej ignorowali swoje problemy, a powinni się z nich śmiać i coś zrobić.
- Słyszałam różne legendy na temat nosów. - wyszczerzyła się głupkowato, powoli dając mu znać, aby powiódł za jej spojrzeniem, które zatrzymało się na jego kroczu, po czym najzwyczajniej wybuchnęła naturalnym śmiechem.
Szybko postanowiła zmienić temat, na bardziej... Obślizgły?
- Stawiam na Snape'a! Pewnie jest jak mówisz. Muszę go dorwać, żeby mi opowiedział jak to było, bo tak jak mówisz... Nic nie pamiętam. - podrapała się po brodzie jak detektywi w serialach.
Kiwając głową, wzięła głęboki wdech w płuca, jednak za chwilę wypuściła powietrze z głuchym świstem.
- Mam wołać koleżanki? - uniosła brwi i oblizała usta, przygotowując się do krzyku.
Albo oklasków! Dużo, głośnych oklasków! Owacji na stojąco i żądania bisu!
- Przynajmniej masz już jakieś kontakty z władcą piekieł. Może załatwisz nam tam dobre miejsce. - wzruszyła ramionami wychylając głowę za kotem, który czmychnął za jej fotel. To był znak, że chyba nie darzy zbytnią sympatią swojego opiekuna, co było dla dziewczyny conajmniej dziwne. Był tak zupełnie inny od jej sierściucha, że aż ciężko było jej uwierzyć, w istnienie tak okropnego charakterku wśród kocich istot.
Dziewczyna podkuliła nogi pod siebie, nie mając zamiaru wstawać w najbliższym czasie, chyba że krukon stwierdzi nagle, że jest kiepską rozmówczynią i pójdzie bratać się ze swoim zwierzakiem, co było raczej dość wątpliwe.
- Kosiarka... Może Filch ma? Skoro jest charłakiem, to bardzo prawdopodobne, że posiada coś, czym kosi trawę. Kiedyś go o to zapytam. - zamyśliła się na moment, inscenizując sobie tą sytuację w głowie. Woźny raczej nie pojąłby żartu z jego braku zdolności magicznych i wtedy faktycznie dostałaby może przyrządem do koszenia trawy. Nie zaliczyłaby tego spotkania do miłych. Wzdrygnęła się na samą myśl stanięcia z nim twarzą w twarz. Filch był gorszy od zeza McGonagall.
Jak to mawiają?
"Jedno oko na Maroko, drugie na Kaukaz."
Zaśmiała się na słowa o nosie. Pierwszy raz spotkała się z takim dystansem do samego siebie. Niemal można było oprawić chłopaka w ramkę i powiesić gdzieś tutaj - na przykład nad kominkiem. Tak, żeby każdy go widział i brał z niego przykład.
Może wtedy mniejsza ilość uczniów użalałaby się nad sobą, że ma tutaj dwa kilogramy za dużo, że nie nadaje się do tego czy tamtego. Och, może Snape wreszcie umyłby włosy, a Minerwa poszłaby do okulisty? Bo oni raczej ignorowali swoje problemy, a powinni się z nich śmiać i coś zrobić.
- Słyszałam różne legendy na temat nosów. - wyszczerzyła się głupkowato, powoli dając mu znać, aby powiódł za jej spojrzeniem, które zatrzymało się na jego kroczu, po czym najzwyczajniej wybuchnęła naturalnym śmiechem.
Szybko postanowiła zmienić temat, na bardziej... Obślizgły?
- Stawiam na Snape'a! Pewnie jest jak mówisz. Muszę go dorwać, żeby mi opowiedział jak to było, bo tak jak mówisz... Nic nie pamiętam. - podrapała się po brodzie jak detektywi w serialach.
Kiwając głową, wzięła głęboki wdech w płuca, jednak za chwilę wypuściła powietrze z głuchym świstem.
- Mam wołać koleżanki? - uniosła brwi i oblizała usta, przygotowując się do krzyku.
- Gall Cacti
Re: Pokój Wspólny
Sro Paź 21, 2015 12:43 am
Gall westchnął ciężko i zarzucił mocno głową, mając nadzieję, że przydługa grzywka go posłucha i przestanie wciskać mu się do oczu.
- Patrząc po tym jak się do mnie odnosi, pewnie dostanę bardzo specjalne miejsce w piekle, ale nie wiem, czy mam się z tego powodu cieszyć... A tak na poważnie: zwierzęta mnie po prostu nie lubią - Skrzywił się lekko, a następnie opadł ciężko do tyłu i wyciągnął szyję, żeby zobaczyć liżącą się po łapie kotkę, wciąż tkwiącą za fotelem.
Berry od zawsze była bardzo specyficznym (dodatkowo bardzo złośliwym i inteligentniejszym, niż ktokolwiek by przypuszczał) stworzeniem, ale dopiero wyjazd do Hogwartu pokazał, jakim wrzodem na odwłoku potrafi być. Kotka miała swój teren, którego broniła zaciekle jak lwica swoich młodych, a później sam Gall musiał się tłumaczyć, że nie ma nad zwierzęciem kontroli i zjedzenie przez nią cudzego szczura to przypadek, a nie jego mroczny plan.
Niestety bycie dwumetrowym, ciemnowłosym i ciemnookim mężczyzną o urodzie dilera narkotyków działało na jego niekorzyść. Szczególnie, gdy musiał udowodnić swoją niewinność młodzikom.
Komentarz o woźnym podsumował tylko wzruszeniem ramion. Twarz Filcha nie była czymś, co wyobrażał sobie podczas upojnych chwil świętego spokoju w ramach medytacji relaksacyjnych. A mężczyzna mógł z czasem wyglądać tylko gorzej...
- Udam, że nie wiem co insynuujesz, więc moja wdzięczność za komplement pojawi się tutaj tylko w domyśle - Rozsiadł się wygodniej na fotelu, wymownie krzyżując nogi na amerykańską czwórkę.
Zazwyczaj cieszył się, że jego rodzinę od Hogwartu dzielą setki kilometrów i granice przekonań, ale w takich chwilach jak tam naprawdę chciałby ich mieć w zasięgu słuchu. Tylko po to, żeby widzieć ich miny, gdy dociera do nic, że ich syn nie jest jedynym antychrystem w tym kraju.
- Jeśli wiedzą, w jakim jesteś stanie i nie zwalą tego na mnie - nie będę cię powstrzymywał. Ale poczekaj z tym kilka minut...
Powoli, ostrożnie, Gall podniósł się z fotela i zgięty w pół ruszył do fotela dziewczyny, powoli kładąc palec na usta. Berry powoli zaczynała układać się do snu, więc jeśli miał mieć w ciągu następnych dni szansę na pozbawienie ją pazurów - to był właśnie ten moment. Wykonując jak najmniej gwałtownych ruchów otoczył mebel, zachodząc ignorującą całe zajście kotkę... Trzy... Dwa... Jeden...
Bez większej delikatności chłopach chwycił Sfinksa pod łapami i poderwał w powietrze jak odbezpieczoną bombę. Posunięcie okazało się nie najgorsze, bo sycząca i prychająca jakby ją skalpowano łyżką kotka nie miała zamiaru poddać się bez walki i miotała się na wszystkie strony, tnąc powietrze na oślep. Dotychczas spokojny pokój wspólny nagle wypełniły piski, wrzaski, soczyste bluźnierstwa, groźby i syki godne chóru palonych czajników. Z korytarza prowadzącego do dormitoriów wychylił się nawet jakiś zaintrygowany całym zajściem blondyn, ale obrazek chłopaka szamoczącego się z kotem nie wymagał większych wyjaśnień. Tym bardziej, że Berry była wszem i wobec znana ze swojego paskudnego charakteru.
- Mam cię... - Wysapał w końcu Gall, czując jak krew nieprzyjemnie pulsuje mu na skroni, a pokaleczona prawica daje mu do zrozumienia, że w umowie mówiącej o poszerzeniu listy obowiązków z okazji dojrzewania nie było mowy o takich eskapadach.
Tak czy inaczej Berry zawisła bezwładnie w jego uścisku, bijąc ogonem powietrze. Teraz musiał tylko wyjąć nożyczki i obciąć pazury...
- K..? - Zapytał niepewnie, patrząc to na kota, to na dziewczynę z miną sapera, który zapomniał wziąć z domu szczypce na. - Mogę cię poprosić, o malutką przysługę..? W spodniach mam nożyczki, za to nie mam wolnej ręki, więc jakbyś mogła... - Odchrząknął zażenowany, lekko wychylając biodro w kierunku dziewczyny, jednocześnie mając nieprzyjemne wrażenie, że krew gotująca mu się do tej pory w mózgu przez adrenalinę zaczyna radośnie i bez zwłoki spływać mu na policzki. - Nie będę cię zmuszać, to dziwne jak cholera, w ogóle zapomnijmy, że to proponuję, ale jeśli ją puszczę, to w nocy wydrapie mi oczy, a jeśli jej obetnę pazury istnieje szansa, że nie przetnie powiek zanim się obudzę, powiedz mi, że masz własne nożyczki. - Wybełkotał na jednym wydechu, po czym odwrócił głowę w kierunku okna tak gwałtownie, że coś w jego karku chrupnęło nieprzyjemnie. Dzięki Bogu, że jego przygoda w tej szkole się kończyła i tytuł Niebieskiego Gwałciciela Młodzieży nie przylgnie do niego na długo.
Żarty żartami, słowa słowami, ale ni czuł się komfortowo ze świadomością, że poprosił praktycznie obcą dziewczynę o macanie go po biodrach w poszukiwaniu nożyczek. Nawet on wiedział jak źle wyglądała ta sytuacja.
- Patrząc po tym jak się do mnie odnosi, pewnie dostanę bardzo specjalne miejsce w piekle, ale nie wiem, czy mam się z tego powodu cieszyć... A tak na poważnie: zwierzęta mnie po prostu nie lubią - Skrzywił się lekko, a następnie opadł ciężko do tyłu i wyciągnął szyję, żeby zobaczyć liżącą się po łapie kotkę, wciąż tkwiącą za fotelem.
Berry od zawsze była bardzo specyficznym (dodatkowo bardzo złośliwym i inteligentniejszym, niż ktokolwiek by przypuszczał) stworzeniem, ale dopiero wyjazd do Hogwartu pokazał, jakim wrzodem na odwłoku potrafi być. Kotka miała swój teren, którego broniła zaciekle jak lwica swoich młodych, a później sam Gall musiał się tłumaczyć, że nie ma nad zwierzęciem kontroli i zjedzenie przez nią cudzego szczura to przypadek, a nie jego mroczny plan.
Niestety bycie dwumetrowym, ciemnowłosym i ciemnookim mężczyzną o urodzie dilera narkotyków działało na jego niekorzyść. Szczególnie, gdy musiał udowodnić swoją niewinność młodzikom.
Komentarz o woźnym podsumował tylko wzruszeniem ramion. Twarz Filcha nie była czymś, co wyobrażał sobie podczas upojnych chwil świętego spokoju w ramach medytacji relaksacyjnych. A mężczyzna mógł z czasem wyglądać tylko gorzej...
- Udam, że nie wiem co insynuujesz, więc moja wdzięczność za komplement pojawi się tutaj tylko w domyśle - Rozsiadł się wygodniej na fotelu, wymownie krzyżując nogi na amerykańską czwórkę.
Zazwyczaj cieszył się, że jego rodzinę od Hogwartu dzielą setki kilometrów i granice przekonań, ale w takich chwilach jak tam naprawdę chciałby ich mieć w zasięgu słuchu. Tylko po to, żeby widzieć ich miny, gdy dociera do nic, że ich syn nie jest jedynym antychrystem w tym kraju.
- Jeśli wiedzą, w jakim jesteś stanie i nie zwalą tego na mnie - nie będę cię powstrzymywał. Ale poczekaj z tym kilka minut...
Powoli, ostrożnie, Gall podniósł się z fotela i zgięty w pół ruszył do fotela dziewczyny, powoli kładąc palec na usta. Berry powoli zaczynała układać się do snu, więc jeśli miał mieć w ciągu następnych dni szansę na pozbawienie ją pazurów - to był właśnie ten moment. Wykonując jak najmniej gwałtownych ruchów otoczył mebel, zachodząc ignorującą całe zajście kotkę... Trzy... Dwa... Jeden...
Bez większej delikatności chłopach chwycił Sfinksa pod łapami i poderwał w powietrze jak odbezpieczoną bombę. Posunięcie okazało się nie najgorsze, bo sycząca i prychająca jakby ją skalpowano łyżką kotka nie miała zamiaru poddać się bez walki i miotała się na wszystkie strony, tnąc powietrze na oślep. Dotychczas spokojny pokój wspólny nagle wypełniły piski, wrzaski, soczyste bluźnierstwa, groźby i syki godne chóru palonych czajników. Z korytarza prowadzącego do dormitoriów wychylił się nawet jakiś zaintrygowany całym zajściem blondyn, ale obrazek chłopaka szamoczącego się z kotem nie wymagał większych wyjaśnień. Tym bardziej, że Berry była wszem i wobec znana ze swojego paskudnego charakteru.
- Mam cię... - Wysapał w końcu Gall, czując jak krew nieprzyjemnie pulsuje mu na skroni, a pokaleczona prawica daje mu do zrozumienia, że w umowie mówiącej o poszerzeniu listy obowiązków z okazji dojrzewania nie było mowy o takich eskapadach.
Tak czy inaczej Berry zawisła bezwładnie w jego uścisku, bijąc ogonem powietrze. Teraz musiał tylko wyjąć nożyczki i obciąć pazury...
- K..? - Zapytał niepewnie, patrząc to na kota, to na dziewczynę z miną sapera, który zapomniał wziąć z domu szczypce na. - Mogę cię poprosić, o malutką przysługę..? W spodniach mam nożyczki, za to nie mam wolnej ręki, więc jakbyś mogła... - Odchrząknął zażenowany, lekko wychylając biodro w kierunku dziewczyny, jednocześnie mając nieprzyjemne wrażenie, że krew gotująca mu się do tej pory w mózgu przez adrenalinę zaczyna radośnie i bez zwłoki spływać mu na policzki. - Nie będę cię zmuszać, to dziwne jak cholera, w ogóle zapomnijmy, że to proponuję, ale jeśli ją puszczę, to w nocy wydrapie mi oczy, a jeśli jej obetnę pazury istnieje szansa, że nie przetnie powiek zanim się obudzę, powiedz mi, że masz własne nożyczki. - Wybełkotał na jednym wydechu, po czym odwrócił głowę w kierunku okna tak gwałtownie, że coś w jego karku chrupnęło nieprzyjemnie. Dzięki Bogu, że jego przygoda w tej szkole się kończyła i tytuł Niebieskiego Gwałciciela Młodzieży nie przylgnie do niego na długo.
Żarty żartami, słowa słowami, ale ni czuł się komfortowo ze świadomością, że poprosił praktycznie obcą dziewczynę o macanie go po biodrach w poszukiwaniu nożyczek. Nawet on wiedział jak źle wyglądała ta sytuacja.
- Kelly McCarthy
Re: Pokój Wspólny
Sro Paź 21, 2015 7:48 pm
Siedziała spokojnie słuchając każdego słowa, trzeba było przyznać, że z niemałym zaangażowaniem. Wymagało to od niej sporo skupienia, bo nie dosyć, że chłopak tak wiele mówił, to ból głowy nie sprzyjał całej tej sytuacji.
Może to nie tak, że Berry go nienawidziła?
Może to po prostu brak podejścia? Nie miała jednak zamiaru mu tego zarzucać i tylko kiwała głową, jakby siedziała na jakimś super wykładzie, u najważniejszego profesora na świecie, u którego podważanie slowa kończyło się karami cielesnymi.
- Mówi się, że zwierzęta mają nosa do ludzi. - rzuciła żartobliwym tonem i odłożyła książkę trzymaną na kolanach gdzieś obok, bo ciężar opasłego tomiska zaczął jej trochę przeszkadzać, przyprawiając o drętwienie nóg.
Dobrze, że jej zwierzaki nie sprawiały tylu problemów. Co prawda sowa, którą niegdyś dostała od swojej chrzestnej potrafiła gubić listy, niekiedy nawet je pożerała albo dostarczała komu innemu, ale uwielbiala ją ponad wszystko i nie zamieniłaby jej na żadną inną. Ginger za to była prawdziwym leniem i tylko na krótkie momenty wychylała się po za swoje królestwo (lóżko), tak więc współczuła trochę chłopakowi takiej bestii, nad którą ciężko było zapanować. Nie miała dla niego tak naprawdę żadnej rady, co powinien w takiej sytuacji zrobić.
Już miała się odezwać, kiedy chłopak dał jej jasno, do zrozumienia, że ma być cicho i zanim się zorientowała toczył walkę na śmierć i życie, co skomentowała jedynie krotkim i cichym śmiechem. Kotka szamotała się, wyrywała i zapewne gdyby mogła, to porysowałaby swoimi pazurami połowę z uczniów w ramach zemsty za atak na jej majestatyczną osobę.
- Kelly. - rzuciła szybko nie bardzo wiedząc, czy chłopak zapomniał zwyczajnie jej imienia, czy tylko chciał oszczędzić sobie czasu na wymawianie go w całości. Powoli wstała z foteja, jakby bała się, że kolejny gwałtowny ruch może spowodować jeszcze większą furię u futrzaka. To było dosyć... Głupie? Nie. Do odważnych świat należy, jak to mawiają.
Stanęła gdzieś obok niego, zdając sobie sprawę jak duża różnica wzrostu ich dzieli, musiała całkiem wysoko zadrzeć głowę, aby móc spojrzeć na krukona i szamoczące się zwierzę.
- Nawet nie wiesz ile dziewczyn poczułoby się zgorszonych. - pokręciła głową z rozbawieniem i sięgnęła dłonią do kieszeni jego spodni, ot tak. Bez wyzwisk od zboczeńców, bez obrażania się i innych.
Przyjacielska przysługa, tak to nazwijmy.
Szybko odnalazła to czego szukała i wyminęła ich, stając twarzą w twarz z diabłem wcielonym.
- Chwyć ją za skórę między łopatkami, bliżej karku. - poinstruowała i spojrzała ze stoickim spokojem w miodowe oczy kotki, jakby chciała jej dodać otuchy i przekonać ją, że nie ma zamiaru zrobić jej krzywdy.
Może to nie tak, że Berry go nienawidziła?
Może to po prostu brak podejścia? Nie miała jednak zamiaru mu tego zarzucać i tylko kiwała głową, jakby siedziała na jakimś super wykładzie, u najważniejszego profesora na świecie, u którego podważanie slowa kończyło się karami cielesnymi.
- Mówi się, że zwierzęta mają nosa do ludzi. - rzuciła żartobliwym tonem i odłożyła książkę trzymaną na kolanach gdzieś obok, bo ciężar opasłego tomiska zaczął jej trochę przeszkadzać, przyprawiając o drętwienie nóg.
Dobrze, że jej zwierzaki nie sprawiały tylu problemów. Co prawda sowa, którą niegdyś dostała od swojej chrzestnej potrafiła gubić listy, niekiedy nawet je pożerała albo dostarczała komu innemu, ale uwielbiala ją ponad wszystko i nie zamieniłaby jej na żadną inną. Ginger za to była prawdziwym leniem i tylko na krótkie momenty wychylała się po za swoje królestwo (lóżko), tak więc współczuła trochę chłopakowi takiej bestii, nad którą ciężko było zapanować. Nie miała dla niego tak naprawdę żadnej rady, co powinien w takiej sytuacji zrobić.
Już miała się odezwać, kiedy chłopak dał jej jasno, do zrozumienia, że ma być cicho i zanim się zorientowała toczył walkę na śmierć i życie, co skomentowała jedynie krotkim i cichym śmiechem. Kotka szamotała się, wyrywała i zapewne gdyby mogła, to porysowałaby swoimi pazurami połowę z uczniów w ramach zemsty za atak na jej majestatyczną osobę.
- Kelly. - rzuciła szybko nie bardzo wiedząc, czy chłopak zapomniał zwyczajnie jej imienia, czy tylko chciał oszczędzić sobie czasu na wymawianie go w całości. Powoli wstała z foteja, jakby bała się, że kolejny gwałtowny ruch może spowodować jeszcze większą furię u futrzaka. To było dosyć... Głupie? Nie. Do odważnych świat należy, jak to mawiają.
Stanęła gdzieś obok niego, zdając sobie sprawę jak duża różnica wzrostu ich dzieli, musiała całkiem wysoko zadrzeć głowę, aby móc spojrzeć na krukona i szamoczące się zwierzę.
- Nawet nie wiesz ile dziewczyn poczułoby się zgorszonych. - pokręciła głową z rozbawieniem i sięgnęła dłonią do kieszeni jego spodni, ot tak. Bez wyzwisk od zboczeńców, bez obrażania się i innych.
Przyjacielska przysługa, tak to nazwijmy.
Szybko odnalazła to czego szukała i wyminęła ich, stając twarzą w twarz z diabłem wcielonym.
- Chwyć ją za skórę między łopatkami, bliżej karku. - poinstruowała i spojrzała ze stoickim spokojem w miodowe oczy kotki, jakby chciała jej dodać otuchy i przekonać ją, że nie ma zamiaru zrobić jej krzywdy.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach