Strona 1 z 2 • 1, 2
- Mistrz Labiryntu
Ukryta Plaża
Nie Paź 29, 2017 12:49 am
Niewielka plaża w Cardiff na którą zostały nałożone zaklęcia, by tylko czarodzieje byli w stanie tutaj dotrzeć i to jedynie ci, którzy miłują sobie spokój nad wszystko inne. Nie ma na tej plaży za wiele atrakcji, jeśli nie licząc naprawdę pięknych widoków i małych skrytek w których można odnaleźć ciekawe pamiątki oraz alkohol produkowany w warunkach domowych, który albo smakuje wybitnie albo okropnie.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Ukryta Plaża
Nie Paź 29, 2017 3:26 am
Dawno nie pachniał nikim. Nie żeby było w tym coś złego, w końcu była to jego decyzja; miał wszak więcej spraw. Więcej ważniejszych spraw od tego by pachnieć kimś, kobietą, w przedziale wiekowym od dwudziestu trzech do trzydziestu dziewięciu lat. Noce były teraz w większości ciepłe, nie miał za bardzo głowy by za każdym razem odnajdywać na nowo łóżko, tarzać się w pościeli z istotą, która po kilku godzinach ponownie stanie mu się obca. Doceniał to, oczywiście, takie czynności spalały jego energię, zabierały z barków większość frustracji, zamykały odpowiednie drzwiczki w jego głowie bez potrzeby picia eliksirów od których łatwo szło się uzależnić, ale coś za coś. Zawsze coś za coś. Podczas lipcowych dni odnajdywał czas na czytanie większej ilości książek i pisanie prac na temat zaklęć i klątw, które badał w ukrytym laboratorium w swoim domu. Dziwnie było wrócić po tak długim czasie przebywania w hogwarckich komnatach, ale dzięki temu poczuł ulgę i przyjemność w zaznajamianiu się z pomieszczeniami na nowo. Dzisiaj, w ten słoneczny czwartek dwudziestego trzeciego lipca, pragnął jednak czegoś innego. Świeżego powietrza, wody, piasku pod stopami... spokoju i braku ścian i nagłych listów. Tylko dzisiaj, w ten słoneczny czwartek dwudziestego trzeciego lipca, za pomocą świstoklika znalazł się w Walii w Cardiff. Współrzędne ukrytej plaży znał, był już tu kiedyś, dawno temu, w innych czasach.
Dzisiaj nie miał na sobie żadnej szaty, ilość pierścieni ograniczył do trzech na jednej dłoni i dwóch na drugiej. Koszula była lniana, biała, dość zwyczajna jak na niego, ale za to było w niej chłodno i łatwiej było w niej wtopić się w tłum. Spodnie przewiewne, jasnobrązowe, kończące się na wysokości kolan. Znowu wygrała potrzeba komfortu, tak samo przy butach, którymi okazały się sandały. Na nosie miał jeszcze okulary z ciemnymi szkłami na które zostało nałożone odpowiednie zaklęcie by lepiej mu się czytało, bo w kieszeniach znajdowało się kilka zmniejszonych książek. Różdżka była za pazuchą. Odetchnął, kiedy był już na miejscu a jego oczy zarejestrowały jedynie kilka pojedynczych osób w różnych częściach plaży. Przeszedł się więc kawałek, próbując znaleźć idealne miejsce dla siebie i w końcu mu się udało. Usiadł przy końcu zielonej części ziemi, zakopując nieznacznie stopy w piasku i sięgając do kieszeni po pierwszą książkę.
Na pierwszy ogień poszedł Giovanni Boccaccio.
Dzisiaj nie miał na sobie żadnej szaty, ilość pierścieni ograniczył do trzech na jednej dłoni i dwóch na drugiej. Koszula była lniana, biała, dość zwyczajna jak na niego, ale za to było w niej chłodno i łatwiej było w niej wtopić się w tłum. Spodnie przewiewne, jasnobrązowe, kończące się na wysokości kolan. Znowu wygrała potrzeba komfortu, tak samo przy butach, którymi okazały się sandały. Na nosie miał jeszcze okulary z ciemnymi szkłami na które zostało nałożone odpowiednie zaklęcie by lepiej mu się czytało, bo w kieszeniach znajdowało się kilka zmniejszonych książek. Różdżka była za pazuchą. Odetchnął, kiedy był już na miejscu a jego oczy zarejestrowały jedynie kilka pojedynczych osób w różnych częściach plaży. Przeszedł się więc kawałek, próbując znaleźć idealne miejsce dla siebie i w końcu mu się udało. Usiadł przy końcu zielonej części ziemi, zakopując nieznacznie stopy w piasku i sięgając do kieszeni po pierwszą książkę.
Na pierwszy ogień poszedł Giovanni Boccaccio.
- Alistaire Mulciber
Re: Ukryta Plaża
Nie Paź 29, 2017 7:19 pm
Alistaire rzadko pachniał sobą. Swój zapach nosił na skórze niczym futro, chroniące go przed chłodem pomiędzy jednym łożem, a drugim. Gubił je na progach nieswoich pokoi, w nieswojej pościeli czy w nieswoich ramionach.
A chociaż tak często i chętnie pozbywał się tej woni, uwielbiał doń wracać.
Nigdy nie był wielkim fanem Hogwartu, nie darzył go ogromnym sentymentem, więc powrót do domu przyniósł mu ulgę - przynajmniej do pewnego stopnia.
Z czasem jednak niewidzialny ciężar, który tłumił swobodną atmosferę w posiadłości Mulciberów stał się nie do zniesienia. Wynajdywał sobie co więcej rozrywek, towarzyszy, miejsc.
Tym razem za towarzysza obrał sobie książkę - pierwszą ze stosu jeszcze nieprzeczytanych lektur, w kieszeni niósł piersiówkę i paczkę papierosów. Zwyczajowy ekwipunek poszukiwacza wrażeń.
Cardiff wyglądało ładnie na mapie. Właśnie, Alistaire odkrył w sobie zamiłowanie do map. Bardzo podobała mu się ich prostota, to jak wszystko pięknie się łączyło, odnajdywało sens w chaosie.
Zdjął buty, odpalił papierosa i ruszył brzegiem plaży, doceniając chłód wody.
Nie podwinął spodni, uprzednio rzucając nań imperviusa. Ubrany był lekko, przewiewnie, jeżeli nieco ekscentrycznie.
Podążał sobie spokojnie, podziwiając wirujące chmury i fale i czasem nawet ludzi zebranych na plaży.
A chociaż tak często i chętnie pozbywał się tej woni, uwielbiał doń wracać.
Nigdy nie był wielkim fanem Hogwartu, nie darzył go ogromnym sentymentem, więc powrót do domu przyniósł mu ulgę - przynajmniej do pewnego stopnia.
Z czasem jednak niewidzialny ciężar, który tłumił swobodną atmosferę w posiadłości Mulciberów stał się nie do zniesienia. Wynajdywał sobie co więcej rozrywek, towarzyszy, miejsc.
Tym razem za towarzysza obrał sobie książkę - pierwszą ze stosu jeszcze nieprzeczytanych lektur, w kieszeni niósł piersiówkę i paczkę papierosów. Zwyczajowy ekwipunek poszukiwacza wrażeń.
Cardiff wyglądało ładnie na mapie. Właśnie, Alistaire odkrył w sobie zamiłowanie do map. Bardzo podobała mu się ich prostota, to jak wszystko pięknie się łączyło, odnajdywało sens w chaosie.
Zdjął buty, odpalił papierosa i ruszył brzegiem plaży, doceniając chłód wody.
Nie podwinął spodni, uprzednio rzucając nań imperviusa. Ubrany był lekko, przewiewnie, jeżeli nieco ekscentrycznie.
Podążał sobie spokojnie, podziwiając wirujące chmury i fale i czasem nawet ludzi zebranych na plaży.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Ukryta Plaża
Nie Paź 29, 2017 7:49 pm
A chociaż zyskiwałem pochwały i estymę ludzi pełnych ogłady, co o tych sprawach zasłyszeli, to przecież wiele srogiego bólu miłość ta mi sprawiła; przyczyną jego było jednakoż nie okrucieństwo miłowanej damy, lecz zbytni ogień mojej duszy, trafionej niepowściągliwym appetitem.
Dekameron zdobył jego uwagę, słowa z oczu trafiały do mózgu i niżej, jeszcze niżej do serca, bo o to obcował ze sztuką tak starą, tak piękną i strony pachniały obietnicą, pachniały tak jak sam chciał pachnieć Charles. Czy młody panicz, przyszły dziedzic fortuny, był w stanie to zrozumieć, poczuć? Okryć się szczelnie tym zapachem? Wątpił, bo go nie znał. Wątpił, bo już zamknął go z tym futrem w szafie, sam zaślepiony uprzedzeniami. Obecna woń Hucksberry'ego była za mocna, za dominująca by był w stanie zgubić ją w obcych ramionach i pościelach - to prędzej jego towarzyszki zaczynały pachnieć nim a nie na odwrót.
Hogwart był przystanią, wracał doń jak spragnione dziecko, trochę zagubione w dorosłym świecie, spragnione bezpieczeństwa i znajomego wrzasku. Jednak teraz, po tak długim powrocie, więcej był w stanie docenić, ale też więcej przez to pragnął. Jaka książka mogła mu towarzyszyć? Tak mógłby się zastanawiać, gdyby zauważył swojego byłego ucznia pogrążonego w lekturze, być może ze zmarszczonym czołem i zarumienionymi od czytania policzkami. Czy byłoby to coś pospolitego, banalnego?
Cardiff było pięknym miejscem, Walia miała sporo zamków, wybrzeży, obfitowała w dobry rum porzeczkowy, ale to dla tej ukrytej plaży tutaj przybył. Dla tej namiastki bezludnej wyspy, pozbawionej większych śladów ingerencji człowieka.
Nie potrafił znaleźć wystarczająco wygodnej pozycji, nieznacznie się wiercąc na miejscu, nie będąc w stanie oderwać oczu od książki, od Giovanni'ego, który go zaczarował swym językiem, odebrał przywiązanie do dźwięków. Dopiero po dziesięciu stronach, Charles uniósł głowę i rozejrzał się, wdychając świeże morskie powietrze i patrząc jak fale rozmywają piasek. Zignorował postać idącą brzegiem, nie rozpoznając jej pomimo niewielkiej odległości. Może też powinien trochę się przejść? Rozciągnął się z książką w ręku i westchnął ukontentowany, wypełniony nowelami Boccaccio. Bezwstydnie. Długo czasu mu zajęło zanim w końcu podniósł się by rozprostować kości, wydać pozwolenie wiatru by potargał jego włosy i ubrania, okulary umieścić na czubku głowy. Jego miodowe spojrzenie objęło prawie całą plażę, zorientował się, że oprócz jednej samotnej jednostki, która od pewnego czasu się nie ruszała, nie było nikogo więcej. Gdzieś mignęła mu zagubiona zabawka, ślady kopania, a przy stawianiu kroków w stronę wody by trochę ochłodzić nogi, dostrzegał dziko rosnące pojedyncze kwiaty, których nie był w stanie rozpoznać i różne kolory mieniące się na horyzoncie. Nie był w stanie zidentyfikować mężczyzny - zresztą zakładał, że i tak nie mogła być to osoba, którą znał, jeszcze nie, nieznajomy był w końcu do niego zwrócony tyłem. Kiedy więc w końcu znalazł się w jego pobliżu, postanowił się przywitać.
- Dzień dobry - grzecznie, niezobowiązująco wymówił te słowa, nie kłaniając się jednak, nie spoglądając na niego, jedynie wyciągając jedną stopę do przodu by przyzwyczaić się do chłodnej wody. Aż dostał ciarek.
Dekameron zdobył jego uwagę, słowa z oczu trafiały do mózgu i niżej, jeszcze niżej do serca, bo o to obcował ze sztuką tak starą, tak piękną i strony pachniały obietnicą, pachniały tak jak sam chciał pachnieć Charles. Czy młody panicz, przyszły dziedzic fortuny, był w stanie to zrozumieć, poczuć? Okryć się szczelnie tym zapachem? Wątpił, bo go nie znał. Wątpił, bo już zamknął go z tym futrem w szafie, sam zaślepiony uprzedzeniami. Obecna woń Hucksberry'ego była za mocna, za dominująca by był w stanie zgubić ją w obcych ramionach i pościelach - to prędzej jego towarzyszki zaczynały pachnieć nim a nie na odwrót.
Hogwart był przystanią, wracał doń jak spragnione dziecko, trochę zagubione w dorosłym świecie, spragnione bezpieczeństwa i znajomego wrzasku. Jednak teraz, po tak długim powrocie, więcej był w stanie docenić, ale też więcej przez to pragnął. Jaka książka mogła mu towarzyszyć? Tak mógłby się zastanawiać, gdyby zauważył swojego byłego ucznia pogrążonego w lekturze, być może ze zmarszczonym czołem i zarumienionymi od czytania policzkami. Czy byłoby to coś pospolitego, banalnego?
Cardiff było pięknym miejscem, Walia miała sporo zamków, wybrzeży, obfitowała w dobry rum porzeczkowy, ale to dla tej ukrytej plaży tutaj przybył. Dla tej namiastki bezludnej wyspy, pozbawionej większych śladów ingerencji człowieka.
Nie potrafił znaleźć wystarczająco wygodnej pozycji, nieznacznie się wiercąc na miejscu, nie będąc w stanie oderwać oczu od książki, od Giovanni'ego, który go zaczarował swym językiem, odebrał przywiązanie do dźwięków. Dopiero po dziesięciu stronach, Charles uniósł głowę i rozejrzał się, wdychając świeże morskie powietrze i patrząc jak fale rozmywają piasek. Zignorował postać idącą brzegiem, nie rozpoznając jej pomimo niewielkiej odległości. Może też powinien trochę się przejść? Rozciągnął się z książką w ręku i westchnął ukontentowany, wypełniony nowelami Boccaccio. Bezwstydnie. Długo czasu mu zajęło zanim w końcu podniósł się by rozprostować kości, wydać pozwolenie wiatru by potargał jego włosy i ubrania, okulary umieścić na czubku głowy. Jego miodowe spojrzenie objęło prawie całą plażę, zorientował się, że oprócz jednej samotnej jednostki, która od pewnego czasu się nie ruszała, nie było nikogo więcej. Gdzieś mignęła mu zagubiona zabawka, ślady kopania, a przy stawianiu kroków w stronę wody by trochę ochłodzić nogi, dostrzegał dziko rosnące pojedyncze kwiaty, których nie był w stanie rozpoznać i różne kolory mieniące się na horyzoncie. Nie był w stanie zidentyfikować mężczyzny - zresztą zakładał, że i tak nie mogła być to osoba, którą znał, jeszcze nie, nieznajomy był w końcu do niego zwrócony tyłem. Kiedy więc w końcu znalazł się w jego pobliżu, postanowił się przywitać.
- Dzień dobry - grzecznie, niezobowiązująco wymówił te słowa, nie kłaniając się jednak, nie spoglądając na niego, jedynie wyciągając jedną stopę do przodu by przyzwyczaić się do chłodnej wody. Aż dostał ciarek.
- Alistaire Mulciber
Re: Ukryta Plaża
Czw Lis 23, 2017 7:41 pm
Chciał pachnieć kurzem i stęchlizną? Zaiste, pasujący byłby to do niego zapach. I na pewno woń wystarczająco intensywna, by przytłumić wszelkie inne nuty. Hogwart był miejscem, jak każdym innym. Z jakiegoś powodu Alistaire wcale nie czuł się tam bardziej bezpiecznie, niż gdziekolwiek indziej.
Nie powinien zdradzać miłemu profesorowi takich sekretów. Alistaire doceniał urok tego miejsca. Zawsze darzył pewną sympatią horyzonty i to właśnie tam zmierzał teraz jego wzrok. Nie zauważył więc Hucksberry’ego, kiedy ten zdecydował się do niego dołączyć. Wszedł troszkę głębiej w wodę, która sięgała mu teraz do połowy łydki. Była zimna, lodowata może, ale Mulciber uznałby to za raczej korzystne. Mile widziana dystrakcja, podczas gdy jego myśli mimowolnie wracały do tematów niepokojących i przygnębiających. Chciał wejść jeszcze odrobinkę głębiej, albo jeszcze bardzo głębiej, poczuć wodę w nozdrzach, uszach, poddać się bezwładnie przypływom. Wydawało się to tak łatwe.
Znajomy głos wyrwał go z toni - zwrócił twarz ku mężczyźnie, troszkę przestraszony. Zaraz jednak zmrużył nieznacznie oczy, bo któż to zaszczycił jego oczy swym widokiem?
- Dzień dobry - odpowiedział i odwrócił się znów w stronę wody. Wszedł trochę głębiej, wcale nie dlatego, że chciał się od drogiego pana profesora odsunąć.
Nie powinien zdradzać miłemu profesorowi takich sekretów. Alistaire doceniał urok tego miejsca. Zawsze darzył pewną sympatią horyzonty i to właśnie tam zmierzał teraz jego wzrok. Nie zauważył więc Hucksberry’ego, kiedy ten zdecydował się do niego dołączyć. Wszedł troszkę głębiej w wodę, która sięgała mu teraz do połowy łydki. Była zimna, lodowata może, ale Mulciber uznałby to za raczej korzystne. Mile widziana dystrakcja, podczas gdy jego myśli mimowolnie wracały do tematów niepokojących i przygnębiających. Chciał wejść jeszcze odrobinkę głębiej, albo jeszcze bardzo głębiej, poczuć wodę w nozdrzach, uszach, poddać się bezwładnie przypływom. Wydawało się to tak łatwe.
Znajomy głos wyrwał go z toni - zwrócił twarz ku mężczyźnie, troszkę przestraszony. Zaraz jednak zmrużył nieznacznie oczy, bo któż to zaszczycił jego oczy swym widokiem?
- Dzień dobry - odpowiedział i odwrócił się znów w stronę wody. Wszedł trochę głębiej, wcale nie dlatego, że chciał się od drogiego pana profesora odsunąć.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Ukryta Plaża
Czw Lis 23, 2017 8:15 pm
Może niekoniecznie, ale i do tego zapachu by się przyzwyczaił - pewnie dobrze uzupełniałby jego. Byłoby to zabójczym połączeniem, z całą pewnością. Tak? Czuł go już, że takie śmiałe wnioski miał w swojej krnąbrnej głowie? Teraz oprócz zapachów w jego głowie, głowie Hucksberry'ego, czaiły się obrazy. Soczyste, pokryte delikatnymi plamami czerwieni jasnopomarańczowe kawałki, niemalże wyblakłe jakby za długo przebywały na słońcu. Skórka delikatnie się od nich odrywała, wskazywała niewidzialnym palcem na niego by skosztował, by przypomniał sobie tamten smak. Słodki lecz kwaskowaty i warty grzechu, mimo że cała broda bywała od tej rozkoszy mokra. Czy panicz Mulciber lubił zagadki? Czy już odkrył, czym był ten przykładowy obraz lata - bo właśnie tak według niego, obecnie byłego, profesora Obrony Przed Czarną Magią prezentowała się ta magiczna, upalna pora roku. I tak wyglądało wtedy niebo, gdy słońce zachodziło. Jak każde inne? Nie, to nie tak, może zrozumie po czasie, tak jak zrozumiał to Charles. Może za kilkanaście lat powróci do tych czasów i zatęskni za drobiazgami, które pozornie były dla niego bez znaczenia. Treść książki, którą czytał była zakazana? A może wykradł ją potajemnie z biblioteczki swego ojca i teraz się wstydził? Rodziło się w nim sporo pytań, ale zarówno Alistaire jak i Charles wiedzieli, że nie spyta o to wszystko na głos. Horyzonty niezmącone, sprawiające, że człowiek zaczyna myśleć, co znajduje się tam dalej, tam gdzie słońce się chowa i czy w ogóle możliwe jest by znaleźć się w jego pobliżu i się przy tym nie spalić. Dołączenie to za dużo powiedziane, zwyczajnie znalazł się w pewnym miejscu o pewnym czasie, możliwe, że była to złośliwość rzeczy martwych, takich jak jego magiczny zegarek, który wcale nie pokazywał czasu. Nadal miał na swoich stopach buty i właśnie jeden mókł. Charles zadrżał nieco, bo w istocie była bardzo zimna, ale za to przyjemna, doskonała na lato. Dużo miał w sobie tych niepokojących i przygnębiających myśli? Czyżby wspominał swoje końcowe egzaminy? Mnóstwo pytań. Przez pana Mulcibera w jego głowie mimowolnie pojawiały się kolejne pytania.
Mógł popływać, czy to w ubraniach czy w samym stroju kąpielowym o ile takowy posiadał. Bał się go? Czy bał się tego, kim mógłby być? To na pewno nie tak, że panicz Mulciber specjalnie się od niego odsuwał. Na pewno.
Spojrzał w końcu na niego, rozpoznając nieznajomego, przypominając sobie ich ostatnie, dość niefortunne spotkanie. Przyglądał się jego kolejnym ruchom, dziwiąc się tym jak los lubił robić sobie z nich żarty. Zdecydowanie powinien popływać. Pływanie w końcu sprzyja myśleniu.
- Hmm... - powiedział na głos, do siebie, zanim ściągnął buty, koszulę i spodnie i poskładał je kawałek od wody, by przypadkiem nie porwały jego rzeczy fale. Wszedł beztrosko, dalej niż Alistaire, nie odzywając się do niego ani słowem. Zanurkował i wypłynął po dwóch minutach kawałek dalej, rzucając chłopakowi krótkie spojrzenie, jakby chciał się upewnić, że nadal tam jest.
Mógł popływać, czy to w ubraniach czy w samym stroju kąpielowym o ile takowy posiadał. Bał się go? Czy bał się tego, kim mógłby być? To na pewno nie tak, że panicz Mulciber specjalnie się od niego odsuwał. Na pewno.
Spojrzał w końcu na niego, rozpoznając nieznajomego, przypominając sobie ich ostatnie, dość niefortunne spotkanie. Przyglądał się jego kolejnym ruchom, dziwiąc się tym jak los lubił robić sobie z nich żarty. Zdecydowanie powinien popływać. Pływanie w końcu sprzyja myśleniu.
- Hmm... - powiedział na głos, do siebie, zanim ściągnął buty, koszulę i spodnie i poskładał je kawałek od wody, by przypadkiem nie porwały jego rzeczy fale. Wszedł beztrosko, dalej niż Alistaire, nie odzywając się do niego ani słowem. Zanurkował i wypłynął po dwóch minutach kawałek dalej, rzucając chłopakowi krótkie spojrzenie, jakby chciał się upewnić, że nadal tam jest.
- Alistaire Mulciber
Re: Ukryta Plaża
Czw Lis 23, 2017 11:16 pm
Nie miał w zwyczaju wąchać profesora Hucksberry’ego. Zaledwie uznał, iż te zapachy pasowałyby do jego osobowości. W końcu tak samo, jak i on, te wonie wcale nie były ciekawe. Idealne dopasowanie, prawda?
Nie zamierzał bawić się z nim w zgadywanki. W nic nie zamierzał się z nim bawić, skąd taki pomysł?
Aczkolwiek mógłby pomyśleć o pomarańczach, grejpfrutach.
Może brzoskwiniach.
Być może zatęskni za starym zamkiem, nieprzewidywalnością tych murów, sekretami zapomnianych komnat. Wątpił w to jednak. Książki, jakie czatujemy, dużo o nas w końcu mówią. Zbyt dużo mogłyby powiedzieć Hucksberry’emu, gdyby dane byłoby mu nań zerknąć. Horyzonty, trochę jak nadzieja na coś lepszego, fascynującego; trochę jak widmo niemożliwego; trochę jak pocieszenie, przypomnienie o małości ich istnienia. Nie myślał o egzaminach. A może i one gdzieś miały swoje miejsce w tym chaosie, choć nie skupiał się na nich. Nie, nie bał się. Zaledwie nie chciał przebywać w towarzystwie mężczyzny.
Nie odwrócił się, uparcie usiłując pozbyć się obecności Hucksberry’ego ze swej przestrzeni, jak gdyby samą myślą mógł go przegnać. Przez szum fal nie usłyszał szelestu tkanin. Dopiero plecy jego byłego nauczyciela, szokująco blade na tle błękitu, zwróciły jego uwagę.
Zmarszczył brwi, zmarszczył nos, może i chaos by się zmarszczył, zgniótł, skurczył, na moment całkiem okrzesany myślą „Co on, do chuja Merlina, robi?”.
Stał, skonfundowany, zastanawiając się, co doprowadziło go do tej sytuacji. Jak bardzo musiał zabłądzić, by teraz się tu znaleźć? Dopiero to spojrzenie wyrwałoby go ze stanu niedowierzania. Nie musiało być wyzywające, by to właśnie wyzwanie Alistaire w nim znalazł. Przez chwilę bił się z myślami, lecz ostatecznie...
Ostatecznie rozebrał się niespiesznie, wyciągając swój dobytek z kieszeni, składając wszystko w stosunkowo bezpiecznym miejscu. Wszedł do wody, przeszedł kawałek w tym zimnie, które dość skutecznie topiło całe zamieszanie w jego głowie i na wystarczającej głębokości, zanurkował.
Płynął, dopóki płuca nie piekły go z braku powietrza, dopóki głowa nie zaczęła go pobolewać, dopóki dno pod stopami nie było zaledwie wspomnieniem. Wynurzył się w końcu, rozkoszując się tlenem, oddychając ciężko. Gdy się obejrzał, Hucksberry był znacznie w tyle.
Wcale jednak się z nim w nic nie bawił.
Nie zamierzał bawić się z nim w zgadywanki. W nic nie zamierzał się z nim bawić, skąd taki pomysł?
Aczkolwiek mógłby pomyśleć o pomarańczach, grejpfrutach.
Może brzoskwiniach.
Być może zatęskni za starym zamkiem, nieprzewidywalnością tych murów, sekretami zapomnianych komnat. Wątpił w to jednak. Książki, jakie czatujemy, dużo o nas w końcu mówią. Zbyt dużo mogłyby powiedzieć Hucksberry’emu, gdyby dane byłoby mu nań zerknąć. Horyzonty, trochę jak nadzieja na coś lepszego, fascynującego; trochę jak widmo niemożliwego; trochę jak pocieszenie, przypomnienie o małości ich istnienia. Nie myślał o egzaminach. A może i one gdzieś miały swoje miejsce w tym chaosie, choć nie skupiał się na nich. Nie, nie bał się. Zaledwie nie chciał przebywać w towarzystwie mężczyzny.
Nie odwrócił się, uparcie usiłując pozbyć się obecności Hucksberry’ego ze swej przestrzeni, jak gdyby samą myślą mógł go przegnać. Przez szum fal nie usłyszał szelestu tkanin. Dopiero plecy jego byłego nauczyciela, szokująco blade na tle błękitu, zwróciły jego uwagę.
Zmarszczył brwi, zmarszczył nos, może i chaos by się zmarszczył, zgniótł, skurczył, na moment całkiem okrzesany myślą „Co on, do chuja Merlina, robi?”.
Stał, skonfundowany, zastanawiając się, co doprowadziło go do tej sytuacji. Jak bardzo musiał zabłądzić, by teraz się tu znaleźć? Dopiero to spojrzenie wyrwałoby go ze stanu niedowierzania. Nie musiało być wyzywające, by to właśnie wyzwanie Alistaire w nim znalazł. Przez chwilę bił się z myślami, lecz ostatecznie...
Ostatecznie rozebrał się niespiesznie, wyciągając swój dobytek z kieszeni, składając wszystko w stosunkowo bezpiecznym miejscu. Wszedł do wody, przeszedł kawałek w tym zimnie, które dość skutecznie topiło całe zamieszanie w jego głowie i na wystarczającej głębokości, zanurkował.
Płynął, dopóki płuca nie piekły go z braku powietrza, dopóki głowa nie zaczęła go pobolewać, dopóki dno pod stopami nie było zaledwie wspomnieniem. Wynurzył się w końcu, rozkoszując się tlenem, oddychając ciężko. Gdy się obejrzał, Hucksberry był znacznie w tyle.
Wcale jednak się z nim w nic nie bawił.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Ukryta Plaża
Sob Lis 25, 2017 1:20 am
Nie? Nie wyczuwał niczego na korytarzach, gdy się mijali, w Wielkiej Sali, w sali lekcyjnej? Albo nie pamiętał. Na pewno tak. Na pewno nie pamiętał. Profesor Hucksberry jednak się tego spodziewał, wszak jego zapach nie potrzebował pamięci jednego ucznia, jednej z wielu twarzy, która zniknie w falach przeszłości, w oparach tajemniczego eliksiru. Jaka była więc osobowość nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią? Czekał z niecierpliwością na definicję, na konkretną i wyrazistą odpowiedź, bo wiedział, że stać go na więcej, że to nie wszystko. Brak artystycznych marzeń, brak wyobraźni, brak tego czegoś - czyżby panicz Mulciber dysponował mniejszą ilością atutów niż przypuszczał Hucksberry? Któraś z tych odpowiedzi była prawdziwa, więc trafił. Skoro do takich rzeczy się odwoływał to prawdopodobieństwo, że zatęskni, rośnie. Mógł wątpić, oczywiście, że mógł - każdy człowiek wątpił, lecz czy serce i tak nie robiło po swojemu, nie wiedziało lepiej? I tak nie dowiedziałby się tego na głos; zapewne nie pokusiłby się o przeczytanie tytułu z okładki, bo musiałby podejść bliżej. A przecież nie podejdzie za blisko. Co by mogło to powiedzieć? Że jest ckliwy, jeśli zaczytywał się w romansach? Że być może nie brakuje mu odwagi, jeśli czyta o strasznych rzeczach z takim spokojem? Że jest bardziej rozsądny niż przypuszczał Charles, jeśli porywa go literatura oparta na faktach bądź autobiografie? Ależ on musiał być nieufny ten panicz Mulciber. Horyzonty, które zdają się dzielić świat na pół, które przypominają o tym, że wciąż się coś pojawia i znika. Piękno nieuchwytne. Duży był ten chaos młodego chłopaka, który już musi decydować o swojej przyszłości? Dziedzica fortuny? Przyszłego reprezentanta swojego rodu? Auć, to mogło zaboleć, gdyby o tym wiedział i by mu na tym zależało. Auć.
Powinien lepiej się skupić, poćwiczyć zaklęcia, wtedy z pewnością by go przegnał, bo, niestety lub też nie, nie miał takiej siły by samą myślą, ukrytym słowem, pozbył się go, zwłaszcza, kiedy Charles sam chciał tutaj przebywać. Widoki, cisza, wiatr, woda, piasek... jak mógł się temu oprzeć? Jak tak po prostu odejść jak był tu zaledwie chwilę? Piękna melodia i w sumie był wdzięczny, że fale tak tłumiły wszelkie małe dźwięki. Nigdy się nie opalał, przynajmniej nie specjalnie a ostatnimi czasy więcej czasu spędzał w domu, zajmując się pracą badawczą. Zainteresował się akurat tym? Cóż, na pewno nie robił striptizu dla swojego byłego ucznia, ba!, zupełnie nie patrzył na to z tej strony, jakby normalnym było rozebrać się do bielizny i wskoczyć do wody. Pewnie połowa czarodziejskiej społeczności by się zgorszyła, bo nie miał specjalnego stroju kąpielowego. Aż tak bardzo nie wierzył, że zobaczy jakiegokolwiek nauczyciela z Hogwartu pływającego sobie w morzu? Nie było wyzywające, w sumie ciężko było stwierdzić jakie to spojrzenie właściwie było. Przyglądał się mu krótko, po czym zaczął sobie spokojnie pływać, przyzwyczajając się do tego chłodu. Nie spodziewał się, że panicz Mulciber cokolwiek z tym zrobi, wszak pewnie miał ważniejsze rzeczy do zrobienia. Ponownie zanurkował, na krótko, a gdy wypłynął, zauważył, że chłopak znajduje się spory kawałek przed nim i właśnie na niego patrzy. Uniósł pytająco jedną brew do góry, jakby próbując zrozumieć o co mu chodzi, po czym nabrał sporej ilości powietrza i znowu zanurkował. Miał to szczęście, że miał dłuższe nogi, ale minusem był fakt, że były mniej wyćwiczone. W każdym razie po dość znacznym wysiłku, czując trochę wody w ustach, wynurzył się kolejny raz i obejrzał za siebie. Przyglądał się teraz mu dłużej, jakby próbował zrozumieć, co chodzi mu po głowie.
Chyba jednak była to zabawa.
Położył się na wodzie i powoli płynął, ruszając cyklicznie rękoma i nogami.
- Lekko się chwieje głębiną, wznosząc przeźroczość pian,
Wybrzeża, co w nią wglądają, w zwarte całują ją usta,
I nie wie, czy to w niej widnej mijany odbija się łan - wyrecytował, czując nieopisaną ulgę i przyjemność.
Powinien lepiej się skupić, poćwiczyć zaklęcia, wtedy z pewnością by go przegnał, bo, niestety lub też nie, nie miał takiej siły by samą myślą, ukrytym słowem, pozbył się go, zwłaszcza, kiedy Charles sam chciał tutaj przebywać. Widoki, cisza, wiatr, woda, piasek... jak mógł się temu oprzeć? Jak tak po prostu odejść jak był tu zaledwie chwilę? Piękna melodia i w sumie był wdzięczny, że fale tak tłumiły wszelkie małe dźwięki. Nigdy się nie opalał, przynajmniej nie specjalnie a ostatnimi czasy więcej czasu spędzał w domu, zajmując się pracą badawczą. Zainteresował się akurat tym? Cóż, na pewno nie robił striptizu dla swojego byłego ucznia, ba!, zupełnie nie patrzył na to z tej strony, jakby normalnym było rozebrać się do bielizny i wskoczyć do wody. Pewnie połowa czarodziejskiej społeczności by się zgorszyła, bo nie miał specjalnego stroju kąpielowego. Aż tak bardzo nie wierzył, że zobaczy jakiegokolwiek nauczyciela z Hogwartu pływającego sobie w morzu? Nie było wyzywające, w sumie ciężko było stwierdzić jakie to spojrzenie właściwie było. Przyglądał się mu krótko, po czym zaczął sobie spokojnie pływać, przyzwyczajając się do tego chłodu. Nie spodziewał się, że panicz Mulciber cokolwiek z tym zrobi, wszak pewnie miał ważniejsze rzeczy do zrobienia. Ponownie zanurkował, na krótko, a gdy wypłynął, zauważył, że chłopak znajduje się spory kawałek przed nim i właśnie na niego patrzy. Uniósł pytająco jedną brew do góry, jakby próbując zrozumieć o co mu chodzi, po czym nabrał sporej ilości powietrza i znowu zanurkował. Miał to szczęście, że miał dłuższe nogi, ale minusem był fakt, że były mniej wyćwiczone. W każdym razie po dość znacznym wysiłku, czując trochę wody w ustach, wynurzył się kolejny raz i obejrzał za siebie. Przyglądał się teraz mu dłużej, jakby próbował zrozumieć, co chodzi mu po głowie.
Chyba jednak była to zabawa.
Położył się na wodzie i powoli płynął, ruszając cyklicznie rękoma i nogami.
- Lekko się chwieje głębiną, wznosząc przeźroczość pian,
Wybrzeża, co w nią wglądają, w zwarte całują ją usta,
I nie wie, czy to w niej widnej mijany odbija się łan - wyrecytował, czując nieopisaną ulgę i przyjemność.
- Alistaire Mulciber
Re: Ukryta Plaża
Wto Lut 27, 2018 10:50 am
A czy profesor Hucksberry był amatorem spijania z powietrza zapachów rozochoconej młodzieży? Lubował się w zapachu potu, źle używanych perfum, szalejących hormonów? Kolejny punkt, który pojawić się może tuż pod skrzacimi stópkami.
Merlinie, aż tak spragniony był atencji? Uraczy go więc drobnym kąskiem, z dobroci swego serduszka – był aroganckim chujem.
Alistaire nie był nieufny, skądże. Niektóre aspekty swej jakże skromnej osoby zostawiał dla siebie, nieskalane cudzą opinią, niedotknięte obcym wzrokiem.
Chaos na pewno nie był większy od ego Hucksberry’ego. Właśnie, nie potrzebował dla niego pontonu? A może zajmowało ono już wystarczająco dużo przestrzeni, by całkiem się wyindywidualizować, zyskać świadomość i nauczyć się pływać?
Był to wystarczająco niespodziewany widok, by zwrócił nań uwagę. Nie powinien traktować tego, jak pochlebstwo.
Zmrużył oczy, zirytowany, wpatrując się w jego beztroską sylwetkę. Żadna zabawa.
Wiersz również pochłonęły fale. Szkoda, że nie pochłonęły i mężczyzny.
Sam miał ochotę chwycić go za mokre włosy i pociągnąć na dno. Właśnie dlatego odwrócił się i rezolutnie zaczął płynąć w kierunku brzegu. Nie podobało mu się. Nie podobała mu się swoja impulsywność, kretynizm Hucksberry’ego, całe te jebane wakacje.
Wyszedł z wody i pochylił się, spuszczając głowę, by strząsnąć z włosów chociaż odrobinę osiadłych nań kropli. Zabrał swoje ubrania i przeszedł się kawałek wzdłuż brzegu, z daleka od wybranego przez nauczyciela miejsca.
W końcu wyciągnął się na piasku, a raczej na ubraniach, które uprzednio zaczarowane przed sobą rozłożył, susząc się w promieniach słońca. Schował twarz w złożonych ramionach, oddychając w rytmie fal.
Merlinie, aż tak spragniony był atencji? Uraczy go więc drobnym kąskiem, z dobroci swego serduszka – był aroganckim chujem.
Alistaire nie był nieufny, skądże. Niektóre aspekty swej jakże skromnej osoby zostawiał dla siebie, nieskalane cudzą opinią, niedotknięte obcym wzrokiem.
Chaos na pewno nie był większy od ego Hucksberry’ego. Właśnie, nie potrzebował dla niego pontonu? A może zajmowało ono już wystarczająco dużo przestrzeni, by całkiem się wyindywidualizować, zyskać świadomość i nauczyć się pływać?
Był to wystarczająco niespodziewany widok, by zwrócił nań uwagę. Nie powinien traktować tego, jak pochlebstwo.
Zmrużył oczy, zirytowany, wpatrując się w jego beztroską sylwetkę. Żadna zabawa.
Wiersz również pochłonęły fale. Szkoda, że nie pochłonęły i mężczyzny.
Sam miał ochotę chwycić go za mokre włosy i pociągnąć na dno. Właśnie dlatego odwrócił się i rezolutnie zaczął płynąć w kierunku brzegu. Nie podobało mu się. Nie podobała mu się swoja impulsywność, kretynizm Hucksberry’ego, całe te jebane wakacje.
Wyszedł z wody i pochylił się, spuszczając głowę, by strząsnąć z włosów chociaż odrobinę osiadłych nań kropli. Zabrał swoje ubrania i przeszedł się kawałek wzdłuż brzegu, z daleka od wybranego przez nauczyciela miejsca.
W końcu wyciągnął się na piasku, a raczej na ubraniach, które uprzednio zaczarowane przed sobą rozłożył, susząc się w promieniach słońca. Schował twarz w złożonych ramionach, oddychając w rytmie fal.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Ukryta Plaża
Wto Lut 27, 2018 11:10 pm
Panicz Mulciber był niepoważny. Teraz w sumie był jeszcze bardziej niepoważny z tymi swoimi zarzutami przeciwko niemu. Pytał retorycznie czy jednak oczekiwał odpowiedzi? Bo jeśli ma taką ochotę może mu odpowiedzieć. W sumie i tak to zrobi, co by nie doszło ponownie do takich pomyłek, wszak nie można pozwolić by zrobiła się z tego grecka tragedia, czyż nie? Lubił zapachy, ale te, które były czymś więcej niż mieszaniną potu, hormonów i niedobranych perfum. Zapachy, które mówiły coś więcej o tym z kim ma do czynienia. Coś więcej niż to, że dany przedstawiciel ludzkiego gatunku dopiero uczy się życia, kontrolowania swoich feromonów. Kwiatowe mieszanki, mydlane, słodkie lub gorzkie były bardziej w jego guście, tak jak i naturalna woń łącząca się z ciężką pracą, naturą, nawet z eliksirami. Do końca życia zamierzał wspominać te skrzacie stópki? Doprawdy niefortunne i niedojrzałe, sam sobie różdżką strzelał w kolano. Powinien spojrzeć dalej, dostrzec malownicze horyzonty, chłonąć świeżość, zamiast tak kurczowo dzierżyć w swym arsenale utarte schematy. Charles pewnie sam nie był lepszy, ale był też starszy - pewne zmiany wymagały czasu, a młodość je przecież przyspieszała. Ależ nie, absolutnie, niech sobie nie przeszkadza, nie musi przecież zwracać na niego uwagi. Był na tyle dorosły, że potrafił radzić sobie z takimi sprawami, co innego taki panicz Mulciber, który musiał uciekać się do wyzwisk by poczuć się lepiej. Kto tu tak naprawdę tej uwagi łaknie? Przerysowywał go, tworzył karykaturę, próbował ośmieszyć. I po co? I dlaczego? To on wypadał śmiesznie, przewidująco. Jak niezadowolony z oceny uczeń, bo przecież to musiało go tak boleć, nie? W myślach oboje mogli się skutecznie obrażać, ale ważniejsze pytanie to takie, czy odważy się to wszystko mu powiedzieć, bo jakoś na ten moment wolał wszystko trzymać w sobie. Typowa reakcja na stres. Biedny, zestresowany absolwent Hogwartu na wakacjach, a przecież pogoda była taka piękna i zachęcała do odetchnięcia. No nic, należało się tylko z tym pogodzić. Hucksberry nie szukał komplementów tam, gdzie ich nie było. Nie był przecież taki chciwy. W ogóle nie było to istotne, co ludzie mówią.
Spodziewał się złości, rywalizacji? Znowu, zero zaskoczenia, zwłaszcza kiedy Charles igrał sobie z nim, uważając jego reakcje za zabawniejsze od robienia zawodów, z których panicz Mulciber i tak zrezygnował. To był ładny wiersz, mężczyzna miał wrażenie, że dalej poniosły go fale, dzieląc się tym pięknem. Czuł się znakomicie, nic nie zamierzało go pochłonąć, ale to miłe z jego strony, że tak się troszczył. Pragnienia te były niepokojące, powinien to skonsultować z jakimś uzdrowicielem - nigdy nie wiadomo, czy to nie jest przypadkiem zalążek jakiejś choroby psychicznej. Znowu spojrzał w jego stronę, próbując sprawdzić jego położenie. Nieznacznie się zdziwił, kiedy się okazało, że chłopak wrócił na brzeg, najwyraźniej mając dość pływania. Zauważył, że przeniósł się dalej, jakby uciekając przed czymś lub przed kimś. Ale jak to? Ucieczka? Przecież nic takiego się nie stało. Charles wrócił więc do pływania, pokonując całkiem zadowalający dystans, zanim sam nie postanowił wrócić na brzeg. Otrzepał się z wody, pozwolił by piasek pokrył jego stopy i przed ubraniem się, postanowił podejść do leżącego całkiem spory kawałek od niego panicza Mulcibera. Znalazłszy się przy nim, kucnął i szturchnął go palcem w bark.
- Wszystko z panem w porządku, panie Mulciber?
Spodziewał się złości, rywalizacji? Znowu, zero zaskoczenia, zwłaszcza kiedy Charles igrał sobie z nim, uważając jego reakcje za zabawniejsze od robienia zawodów, z których panicz Mulciber i tak zrezygnował. To był ładny wiersz, mężczyzna miał wrażenie, że dalej poniosły go fale, dzieląc się tym pięknem. Czuł się znakomicie, nic nie zamierzało go pochłonąć, ale to miłe z jego strony, że tak się troszczył. Pragnienia te były niepokojące, powinien to skonsultować z jakimś uzdrowicielem - nigdy nie wiadomo, czy to nie jest przypadkiem zalążek jakiejś choroby psychicznej. Znowu spojrzał w jego stronę, próbując sprawdzić jego położenie. Nieznacznie się zdziwił, kiedy się okazało, że chłopak wrócił na brzeg, najwyraźniej mając dość pływania. Zauważył, że przeniósł się dalej, jakby uciekając przed czymś lub przed kimś. Ale jak to? Ucieczka? Przecież nic takiego się nie stało. Charles wrócił więc do pływania, pokonując całkiem zadowalający dystans, zanim sam nie postanowił wrócić na brzeg. Otrzepał się z wody, pozwolił by piasek pokrył jego stopy i przed ubraniem się, postanowił podejść do leżącego całkiem spory kawałek od niego panicza Mulcibera. Znalazłszy się przy nim, kucnął i szturchnął go palcem w bark.
- Wszystko z panem w porządku, panie Mulciber?
- Alistaire Mulciber
Re: Ukryta Plaża
Wto Lut 27, 2018 11:30 pm
Panicz Mulciber był niezmiernie poważnym, dojrzałym mężczyzną.
Odpowiedzi Hucksberry’ego nie przejmowały go zbytnim zainteresowaniem.
Nie sądził, by miły pan profesor mógł zaoferować mu coś ciekawego.
Naturalnie. Skrzacie stópki pozostawiły swój odcisk na postaci Charlesa Hucksberry’ego, całkiem trwały.
Cóż w tym opisie było karykaturalnego? Wszystko oparte było w końcu na obliczu profesora, jaki mężczyzna mu przedstawił.
Chuj z oceną, powiedziałby Alistaire. Z jeszcze większym przekonaniem - chuj z Hucksberrym.
Nie był wcale biednym, zestresowanym absolwentem. Powinien przestać.
Wiersz nietrafiony, nie pływali w końcu w Strumieniu.
Żadna ucieczka. Strategiczny odwrót, rezygnacja z nieobiecującej bitwy.
Ciepło przyjemnie rozlewało się po jego skórze, pożerało lśnienie wilgoci, wślizgiwało się przez pory pod skórę. Rozluźnił się w którymś momencie, oddał ciało i umysł Febowi, kołysany muzyką fal.
Zasypiał już może, duchem będąc gdzieś w gajach owocowych, gdzieś przy fontannie, gdzieś w ruinach.
Drgnął, ściągnięty wprost na walijskie piaski.
Wolałby dalej wsłuchiwać się w żywioł, lecz nie było mu to dane.
Odwrócił głowę w kierunku głosu Hucksberry’ego, uchylił jedno oko i spojrzał na niego bez entuzjazmu.
- Tak - odpowiedział po chwili czekania, aż jego twarz rozpłynie się w nieprzyjemny obłok na bezchmurnym do tej pory niebie.
Odpowiedzi Hucksberry’ego nie przejmowały go zbytnim zainteresowaniem.
Nie sądził, by miły pan profesor mógł zaoferować mu coś ciekawego.
Naturalnie. Skrzacie stópki pozostawiły swój odcisk na postaci Charlesa Hucksberry’ego, całkiem trwały.
Cóż w tym opisie było karykaturalnego? Wszystko oparte było w końcu na obliczu profesora, jaki mężczyzna mu przedstawił.
Chuj z oceną, powiedziałby Alistaire. Z jeszcze większym przekonaniem - chuj z Hucksberrym.
Nie był wcale biednym, zestresowanym absolwentem. Powinien przestać.
Wiersz nietrafiony, nie pływali w końcu w Strumieniu.
Żadna ucieczka. Strategiczny odwrót, rezygnacja z nieobiecującej bitwy.
Ciepło przyjemnie rozlewało się po jego skórze, pożerało lśnienie wilgoci, wślizgiwało się przez pory pod skórę. Rozluźnił się w którymś momencie, oddał ciało i umysł Febowi, kołysany muzyką fal.
Zasypiał już może, duchem będąc gdzieś w gajach owocowych, gdzieś przy fontannie, gdzieś w ruinach.
Drgnął, ściągnięty wprost na walijskie piaski.
Wolałby dalej wsłuchiwać się w żywioł, lecz nie było mu to dane.
Odwrócił głowę w kierunku głosu Hucksberry’ego, uchylił jedno oko i spojrzał na niego bez entuzjazmu.
- Tak - odpowiedział po chwili czekania, aż jego twarz rozpłynie się w nieprzyjemny obłok na bezchmurnym do tej pory niebie.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Ukryta Plaża
Sro Lut 28, 2018 12:02 am
Wkradł się błąd w pierwszym zdaniu, a nawet dwa błędy. Po pierwsze, absolutnie był niepoważny, po drugie zapomniał o nie przed dojrzałym. Bycie mężczyzną było tutaj dość umowne, ale powiedzmy, że mógł na to przymknąć oko. Nie? A jednak zwracał na nie uwagę, nawet jeśli nie mógł ich usłyszeć i zrozumieć. Pewnie tak szczerze nie byliby w stanie ze sobą porozmawiać, tym bardziej jak równy z równym. Nie chciał mu niczego oferować, w tym mieściło się również coś ciekawego, coś, co mogłoby przedstawiać jakąś wartość. Ale było to przecież odwzajemnione, nie spodziewał się innej odpowiedzi. Ten konkretny ślad istniał tylko w małej, krnąbrnej głowie byłego ucznia, a na to nic nie mógł poradzić Charles, który zupełnie nie znał się na zaklęciach uzdrawiających, a tym bardziej na eliksirach. Ach tak? Powiedziałby, że to prędzej nadinterpretacja, przyrost formy nad treścią, ale cóż, nie będą się teraz kłócić i do tego we własnych głowach, aż tak nie był szalony. Znów wyrażał się brzydko, bardzo niepoprawnie, zupełnie jakby zapomniał o podstawach, które z pewnością były mu wpajane od dziecka. Jego przodkowie przewracają się w grobach. On też mógł przestać, ale żaden z nich nie chce tego zrobić pierwszy. Wiersz najbardziej trafny z wszystkich, które miał w głowie. Po co się przejmuje, przecież i tak nie słyszał, albo tylko kłamie jak pewnie często. Gra. Udaje. Nie ma bitwy, nie ma więc zwycięstwa - i co o tym sądzi? Podoba mu się ten wynik? Słońce szybko dawało się we znaki również Charlesowi, kiedy pokonywał ten mały dystans między nimi. Krople wody, zwłaszcza we włosach, nadal zdawały się lśnić pod wpływem ciepłych promieni, a przyjemny chłód towarzyszył mu przez całą wędrówkę. Przerwał, bo ktoś musiał to zrobić. Jeśli nie on, zająłby się tym niezadowolony Posejdon, którego wodami wzgardził panicz Mulciber.
Ominął fontannę, ruiny, sięgnął po niego, wyrwał z objęć Morfeusza, taki był okrutny. Nie było czasu na sen.
- Na pewno? Nie wygląda pan najlepiej - wtrącił swoje trzy knuty, bo tak, bo na wakacjach był nadal nauczycielem, nawet jeśli on już nie wracał do Hogwartu. - Będzie panu przeszkadzała moja obecność, jeśli postanowię usiąść obok?
Kusił los? Pewnie tak i sam nie rozumiał dlaczego właściwie to robi.
Ominął fontannę, ruiny, sięgnął po niego, wyrwał z objęć Morfeusza, taki był okrutny. Nie było czasu na sen.
- Na pewno? Nie wygląda pan najlepiej - wtrącił swoje trzy knuty, bo tak, bo na wakacjach był nadal nauczycielem, nawet jeśli on już nie wracał do Hogwartu. - Będzie panu przeszkadzała moja obecność, jeśli postanowię usiąść obok?
Kusił los? Pewnie tak i sam nie rozumiał dlaczego właściwie to robi.
- Alistaire Mulciber
Re: Ukryta Plaża
Sro Lut 28, 2018 12:32 am
Hucksberry w istocie był piekielnie niekompetentny, jeżeli nawet w takich kwestiach się mylił. Alistaire był niezmiernie poważnym i ponad miarę dojrzałym mężczyzną.
Z uprzejmości tylko zaszczycił je odrobiną swojej uwagi. Taki był dobrze wychowany.
Po co mieliby ze sobą rozmawiać? Uprzejmość też miała swoje granice, lepiej jej nie nadwerężać.
Być może. Być może jeszcze ktoś znał ten brudny sekret pana profesora?
W swojej głowie był całkiem sam, nie musiał się pilnować.
Merlinie, cóż to za obraz Alistaire’a Hucksberry miał w głowie! Kłamie, gra, udaje, oszukuje, naciąga, manipuluje... coś jeszcze?
To, że nie było bitwy uznać mógł za małe zwycięstwo.
Posejdon przymknąłby na tę krótką drzemkę oko, w końcu Alistaire słuchał go tak uważnie.
Najgorszy był.
Czemu innemu miał więc poświęcić swój czas?
Zmrużył nieco to jedno oko.
- Nieuprzejmie, panie Hucksberry - zwrócił nauczycielowi uwagę, bo cóż to za zniewaga? Alistaire zawsze wyglądał najlepiej. - Miewam się przyzwoicie, lecz dziękuję za pańską troskę.
Cóż też on zrobił światu, by sobie na to zasłużyć?
Skądże - skłamał gładko i znów schował twarz, próbując ułożyć się wygodnie. Przeciągnął się, powiercił trochę, westchnął i mruknął, przechodząc cały rytuał usadawiania się, aż w końcu uznał swą pozycję za wystarczająco wygodną.
Z uprzejmości tylko zaszczycił je odrobiną swojej uwagi. Taki był dobrze wychowany.
Po co mieliby ze sobą rozmawiać? Uprzejmość też miała swoje granice, lepiej jej nie nadwerężać.
Być może. Być może jeszcze ktoś znał ten brudny sekret pana profesora?
W swojej głowie był całkiem sam, nie musiał się pilnować.
Merlinie, cóż to za obraz Alistaire’a Hucksberry miał w głowie! Kłamie, gra, udaje, oszukuje, naciąga, manipuluje... coś jeszcze?
To, że nie było bitwy uznać mógł za małe zwycięstwo.
Posejdon przymknąłby na tę krótką drzemkę oko, w końcu Alistaire słuchał go tak uważnie.
Najgorszy był.
Czemu innemu miał więc poświęcić swój czas?
Zmrużył nieco to jedno oko.
- Nieuprzejmie, panie Hucksberry - zwrócił nauczycielowi uwagę, bo cóż to za zniewaga? Alistaire zawsze wyglądał najlepiej. - Miewam się przyzwoicie, lecz dziękuję za pańską troskę.
Cóż też on zrobił światu, by sobie na to zasłużyć?
Skądże - skłamał gładko i znów schował twarz, próbując ułożyć się wygodnie. Przeciągnął się, powiercił trochę, westchnął i mruknął, przechodząc cały rytuał usadawiania się, aż w końcu uznał swą pozycję za wystarczająco wygodną.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Ukryta Plaża
Sro Lut 28, 2018 1:33 am
Młodzieniec powinien uważać jakimi określeniami żongluje, bo może się w końcu przeliczyć, kiedy wszystkie spadną mu na głowę i narobią guzów. Nie zdziwiłby się, gdyby jego percepcja była odrobinę upośledzona. Z uprzejmością. Oczywiście. Kogo próbuje przekonać do tego, że był dobrze wychowany? Jego? A może samego siebie? To było kłamstwo. Ile sobie je wmawiał by uznać je za prawdę? Pewnie bardzo długo. Współczuł mu niezmiernie. Biedny panicz. Gdyby rzeczywiście był uprzejmy i dobrze wychowany to wiedziałby, że taka rozmowa jest bardzo mile widziana, zwłaszcza że oboje reprezentowali swoje rody, czyż nie, nawet jeśli dzieliła ich potężna przepaść. Chciał więc milczeć? Zniósłby milczenie w jego towarzystwie? Nie miał żadnych brudnych sekretów, był absolutnie 'czysty'. No proszę, nawet potrafił z tego żartować. Warto mu wierzyć. Nauczycielom się wierzy, bo w końcu czyż nie oni odpowiadają za kształtowanie młodych umysłów? Co prawda umysł Alistaire'a Mulcibera był nieco problematyczny. Pewnie dobrze o tym wiedział. Nie? Na pewno? Teraz, przy nim, również zdawał się nie pilnować, nie kontrolować swoich reakcji. To jak to było? Jakby był dobry w zaklęciach, ten panicz Mulciber, to po prostu wyciągnąłby różdżkę i rzucił, na przykład, takie Oblivate i bez problemu by się go pozbył. Sam Alistaire nie miał lepszego obrazu o profesorze Hucksberrym w swojej głowie, więc przyganiał kocioł garnkowi. Nie uważa, myśli o niebieskich migdałach, łatwo się poddaje... i chyba już koniec. Jak zamierzał triumfować, kiedy jego niedoszły przeciwnik tego zwycięstwa absolutnie nie widział? To dopiero zero zabawy. Ale nie pozwalał bogowi wód się dotykać wystarczająco długo, to przecież mogło zostać uznane za zniewagę. Było dużo rzeczy wokół niego. Piasek, pas pokryty roślinnością, pogłoski o ukrytych skarbach zakopanych na terenie plaży. Szkoda marnować taki piękny dzień. To nie była żadna zniewaga.
- Niech więc pan wybaczy - odparł jakby to nie było nic takiego, nawet nie udawał skruchy. Mężczyzna się nie znał, więc nie miał zamiaru się na ten temat wypowiadać. - W takim razie, jestem już spokojny.
Uciekł, stchórzył, pomyślał negatywnie o swoim byłym nauczycielu. Niech wybierze którąś opcję. Kiwnął krótko głową na znak wdzięczności i usiadł na piasku, oddychając spokojnie tym morskim powietrzem. Oparł głowę o dłoń, nie poprawiając kosmyków, które przykleiły się mu do czoła. Zerknął krótko na chłopaka, próbując zrozumieć, co też takiego ten czyni, po czym jak gdyby nigdy nic, zaczął kopać w piasku.
Szybka zmiana planów. Czas znaleźć jakieś skarby.
- Niech więc pan wybaczy - odparł jakby to nie było nic takiego, nawet nie udawał skruchy. Mężczyzna się nie znał, więc nie miał zamiaru się na ten temat wypowiadać. - W takim razie, jestem już spokojny.
Uciekł, stchórzył, pomyślał negatywnie o swoim byłym nauczycielu. Niech wybierze którąś opcję. Kiwnął krótko głową na znak wdzięczności i usiadł na piasku, oddychając spokojnie tym morskim powietrzem. Oparł głowę o dłoń, nie poprawiając kosmyków, które przykleiły się mu do czoła. Zerknął krótko na chłopaka, próbując zrozumieć, co też takiego ten czyni, po czym jak gdyby nigdy nic, zaczął kopać w piasku.
Szybka zmiana planów. Czas znaleźć jakieś skarby.
- Alistaire Mulciber
Re: Ukryta Plaża
Sro Lut 28, 2018 9:45 am
Upośledzona? Skąd taki wniosek?
To był żart, panie profesorze. Sarkazm.
I o czym mieliby rozmawiać? O planach swych rodów, wizjach przyszłości, interesach? Tego można spodziewać się po przedstawicielach rodów.
Oczywiście. Dobrze znosił milczenie w ogóle.
Pomijając te stópki, oczywiście.
Bo i po co? Szkoda energii.
Uważał Hucksberry’ego za aroganckiego chuja, nie kłamcę, oszusta i manipulanta. Jest wielka różnica.
Triumfował przez miłą drzemkę.
Prychnął cicho na te przekonywujące przeprosiny.
Chociaż zajęło mu to więcej czasu w obecności byłego nauczyciela, w końcu odnalazł drogę powrotną do ślicznych krajobrazów.
I ktoś obsypał go piaskiem i zaczął szurać i uprzykrzać mu życie.
Zmarszczył nos i znów obrócił głowę, by sprawdzić, o chuj temu Hucksberry’emu chodzi.
Dlaczego on kopie w piasku?
Obserwował to dłuższą chwilę.
Oszalał już do reszty.
To był żart, panie profesorze. Sarkazm.
I o czym mieliby rozmawiać? O planach swych rodów, wizjach przyszłości, interesach? Tego można spodziewać się po przedstawicielach rodów.
Oczywiście. Dobrze znosił milczenie w ogóle.
Pomijając te stópki, oczywiście.
Bo i po co? Szkoda energii.
Uważał Hucksberry’ego za aroganckiego chuja, nie kłamcę, oszusta i manipulanta. Jest wielka różnica.
Triumfował przez miłą drzemkę.
Prychnął cicho na te przekonywujące przeprosiny.
Chociaż zajęło mu to więcej czasu w obecności byłego nauczyciela, w końcu odnalazł drogę powrotną do ślicznych krajobrazów.
I ktoś obsypał go piaskiem i zaczął szurać i uprzykrzać mu życie.
Zmarszczył nos i znów obrócił głowę, by sprawdzić, o chuj temu Hucksberry’emu chodzi.
Dlaczego on kopie w piasku?
Obserwował to dłuższą chwilę.
Oszalał już do reszty.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|