- Mistrz Labiryntu
Plaża
Sob Lis 11, 2017 12:38 am
Piaszczysto-kamienista plaża o dosyć wąskiej, ale długiej linii brzegowej, jest niewątpliwie dumą mieszkańców miasteczka. To dzięki niej co roku do Allhallows przyjeżdża chociaż garstka turystów spragnionych odpoczynku. Zejścia są tu zazwyczaj strome, a woda nie osiąga zbyt wysokiej temperatury, zwłaszcza że kilkadziesiąt kilometrów dalej Tamiza uchodzi do Morza Północnego, które nie jest zbyt ciepłe. Z pewnością jednak nawet same widoki są warte pojawienia się tutaj.
- Syriusz Black
Re: Plaża
Sob Lut 24, 2018 5:59 pm
Jedno było pewne - nikt przy zdrowych zmysłach, mający choćby szczątkowe pojęcie o wędkowaniu, nie przyszedłby w to miejsce. A przynajmniej nie w celu złowienia czegokolwiek, bo raczej nietrudno byłoby takiej osobie domyślić się, że jedynym, co dałoby się tutaj złowić byłby jakiś porzucony but. Albo garść wodorostów. Beztrosko wyrzucone przez kogoś najróżniejszej maści śmieci. Ale na pewno nie ryby. Ryby byłyby raczej ostatnim, czego można byłoby spodziewać się w tym konkretnym miejscu.
Na szczęście ani James, ani Syriusz nie mieli bladego pojęcia o wędkowaniu. W przeciwnym wypadku miejsce mogłoby im jakoś przeszkadzać, a tymczasem... mogli po prostu ucieszyć się, że udało im się dotrzeć nad jakąś wodę z całym tym sprzętem wyszperanym z najciemniejszych zakamarków strychu. Prawdopodobnie ani jeden, ani drugi nie byliby w stanie określić, co właściwie skłoniło ich do zniesienia tego wszystkiego na dół i urządzenia wielkiej wyprawy na ryby, skoro obaj nie mieli na ten temat zielonego pojęcia, ale... czy to ważne? Grunt, że najwyraźniej żaden z nich nie miał lepszego pomysłu na spędzenie tego dnia. Zresztą... usłyszawszy możliwości wędkowania, Syriusz wkręcił się w to na tyle, że pewnie i tak nie odpuściłby przyjacielowi, gdyby ten z jakiegoś powodu spróbował zrezygnować z tego pomysłu. Jasne, nie miał najmniejszego pojęcia, jak całe to wędkowanie działało, jak obsługiwało się wędkę i jakie miejsce najlepiej byłoby wybrać.
Żadne z powyższych jednak ani trochę mu nie przeszkadzało.
Prawdopodobnie entuzjazm Blacka znacznie by zmalał, może nawet zniknąłby zupełnie, gdyby tylko ktoś raczył powiedzieć mu, jak bardzo nudnym zajęciem było łowienie ryb. Gdyby tylko ktoś uświadomił go, że całość przedsięwzięcia powinna polegać na siedzeniu w ciszy w jednym miejscu i czekaniu aż cokolwiek złapie się na haczyk, ani nawet przez moment nie pomyślałby o tym, żeby tego spróbować.
Ale nikt go nie uświadomił.
Z szerokim uśmiechem na twarzy, z wędką w dłoni, mógł więc wkroczyć wraz Jamesem na wybraną plażę. Nawet radośnie pomachał jakiemuś mugolowi, którego minęli w drodze na upatrzone przez Blacka miejsce, a który przyglądał im się z wymalowaną na twarzy konsternacją. Zupełnie, jakby nigdy w swoim - na oko - czterdziestoparoletnim życiu nie widział ludzi wybierających się na ryby. Na plaży. Mimo wszystko Syriusz miał wystarczająco dobry humor, żeby zignorować wymowne spojrzenie mijanego mężczyzny i ograniczyć się po prostu do pomachania mu. Pewnie wcale nie sprawiło to, żeby w oczach mugola miał wyglądać na choćby odrobinę bardziej normalnego, ale... hej, kto by się tym przejmował, skoro ryby czekały? Gdzieś tam... W szerokim świecie. Bo na pewno nie tutaj, na plaży. O tym jednak Black wciąż jeszcze nie wiedział, dlatego z niemalejącym entuzjazmem klapnął w końcu tyłkiem na piasku, poklepawszy ręką miejsce obok siebie.
- Tu mi się podoba, więc pewnie będzie dobrze - zawyrokował, w rzeczywistości miejsce wybrawszy zupełnie losowo i chyba bardziej kierując się tym, że zbyt długi spacer po piasku był po prostu męczący. Nie chciało mu się dalej iść, więc można było uznać, że właśnie to miejsce, w którym doszedł do tego wniosku, było idealne, żeby rozpocząć łowienie.
- Dobra, to... jak to właściwie działa? - obejrzał przytarganą wędkę, starając się rozgryźć jej mechanizm i działanie. W rzeczywistości bardziej zastanawiając się, czy nie łatwiej byłoby po prostu użyć różdżki w razie, gdyby okazało się, że obsługa wędek jednak ich przerastała. Nawet zerknął kontrolnie w miejsce, gdzie wcześniej minęli tego mugola, żeby upewnić się, że w razie czego nic nie zauważy.
Na szczęście ani James, ani Syriusz nie mieli bladego pojęcia o wędkowaniu. W przeciwnym wypadku miejsce mogłoby im jakoś przeszkadzać, a tymczasem... mogli po prostu ucieszyć się, że udało im się dotrzeć nad jakąś wodę z całym tym sprzętem wyszperanym z najciemniejszych zakamarków strychu. Prawdopodobnie ani jeden, ani drugi nie byliby w stanie określić, co właściwie skłoniło ich do zniesienia tego wszystkiego na dół i urządzenia wielkiej wyprawy na ryby, skoro obaj nie mieli na ten temat zielonego pojęcia, ale... czy to ważne? Grunt, że najwyraźniej żaden z nich nie miał lepszego pomysłu na spędzenie tego dnia. Zresztą... usłyszawszy możliwości wędkowania, Syriusz wkręcił się w to na tyle, że pewnie i tak nie odpuściłby przyjacielowi, gdyby ten z jakiegoś powodu spróbował zrezygnować z tego pomysłu. Jasne, nie miał najmniejszego pojęcia, jak całe to wędkowanie działało, jak obsługiwało się wędkę i jakie miejsce najlepiej byłoby wybrać.
Żadne z powyższych jednak ani trochę mu nie przeszkadzało.
Prawdopodobnie entuzjazm Blacka znacznie by zmalał, może nawet zniknąłby zupełnie, gdyby tylko ktoś raczył powiedzieć mu, jak bardzo nudnym zajęciem było łowienie ryb. Gdyby tylko ktoś uświadomił go, że całość przedsięwzięcia powinna polegać na siedzeniu w ciszy w jednym miejscu i czekaniu aż cokolwiek złapie się na haczyk, ani nawet przez moment nie pomyślałby o tym, żeby tego spróbować.
Ale nikt go nie uświadomił.
Z szerokim uśmiechem na twarzy, z wędką w dłoni, mógł więc wkroczyć wraz Jamesem na wybraną plażę. Nawet radośnie pomachał jakiemuś mugolowi, którego minęli w drodze na upatrzone przez Blacka miejsce, a który przyglądał im się z wymalowaną na twarzy konsternacją. Zupełnie, jakby nigdy w swoim - na oko - czterdziestoparoletnim życiu nie widział ludzi wybierających się na ryby. Na plaży. Mimo wszystko Syriusz miał wystarczająco dobry humor, żeby zignorować wymowne spojrzenie mijanego mężczyzny i ograniczyć się po prostu do pomachania mu. Pewnie wcale nie sprawiło to, żeby w oczach mugola miał wyglądać na choćby odrobinę bardziej normalnego, ale... hej, kto by się tym przejmował, skoro ryby czekały? Gdzieś tam... W szerokim świecie. Bo na pewno nie tutaj, na plaży. O tym jednak Black wciąż jeszcze nie wiedział, dlatego z niemalejącym entuzjazmem klapnął w końcu tyłkiem na piasku, poklepawszy ręką miejsce obok siebie.
- Tu mi się podoba, więc pewnie będzie dobrze - zawyrokował, w rzeczywistości miejsce wybrawszy zupełnie losowo i chyba bardziej kierując się tym, że zbyt długi spacer po piasku był po prostu męczący. Nie chciało mu się dalej iść, więc można było uznać, że właśnie to miejsce, w którym doszedł do tego wniosku, było idealne, żeby rozpocząć łowienie.
- Dobra, to... jak to właściwie działa? - obejrzał przytarganą wędkę, starając się rozgryźć jej mechanizm i działanie. W rzeczywistości bardziej zastanawiając się, czy nie łatwiej byłoby po prostu użyć różdżki w razie, gdyby okazało się, że obsługa wędek jednak ich przerastała. Nawet zerknął kontrolnie w miejsce, gdzie wcześniej minęli tego mugola, żeby upewnić się, że w razie czego nic nie zauważy.
- James Potter
Re: Plaża
Sob Lut 24, 2018 9:00 pm
A możeby tak… pójść na ryby? Taki oto durny pomysł wpadł Potterowi do głowy, a gdy przypomniał sobie, że na strychu widział nawet kiedyś jakieś wędki to już nic nie mogło go powstrzymać przed wcieleniem go w życie. Po prostu nagle poczuł, że jeżeli teraz nie spróbuje wędkowania to jego egzystencja będzie po stokroć uboższa. Tak więc ściągnęli z Syriuszem ten definitywnie przestarzały sprzęt ze strychu i udali się na plaże w celu… uwędkowania?, zdecydowanie lepiej będzie tu brzmiało: upolowania zwierzyny morskiej na obiad, jak to robili prawdziwi mężczyźni!
Tak więc kroczył teraz u boku swego najlepszego przyjaciela po plaży przy Allhallows, dzierżąc w dłoni swą wędkę niczym najdłuższą w świecie różdżkę i miał zamiar odprawić nią w tej magicznej morskiej wodzie niesamowite czary i zaopatrzyć się w zapas ryb na cały rok. W plecaku brzęczały mu butelki, a na ustach również gościł mu pełen entuzjazmu uśmiech, tak jak i u Syriusza.
Bryza owiewała im twarze i targała włosami, a lekko wzburzone morze szumiało przyjemnie. James odetchnął pełną piersią i z przyjemnością walnął się na piasku przy Blacku. Ten to się znał na rzeczy, wybrał idealne miejsce!
- Genialna pogoda na ryby, czyż nie? – dodał, gdyż również chciał się na czymś w kwestii wędkowania znać, chociaż nie miał bladego pojęcia jaka pogoda rzeczywiście była dobra na połów i czy w ogóle miało to jakiekolwiek znaczenie. Zrzucił plecak i natychmiast sięgnął po dwie butelki Portera Merlina.
- A bo ja wiem? – odparł, ale i tak wziął swą wędkę w dłoń i zaczął ją oglądać. W tym jednak momencie wydała mu się użyteczna do całkowicie innej czynności i otworzył nią, a dokładnie to tym takim stalowym kółkiem na który nawinięta była żyłka, oba piwa i podał jedno Łapie. Tak, był to czas gdy picie alkoholu w miejscach publicznych nie było zakazane, a w knajpach bez obaw można było jarać szlugi kadząc wszystkich dookoła.
Upił łyk, a później jeszcze następny, ciągle w głębokiej konsternacji oglądając wędkę. Przecież nie mogło to być trudne, czyż nie? Co to za filozofia, kawałek badyla, trochę żyłki, czary mary i do wody! Każdy mugol to potrafił, a oni nie daliby sobie rady? Pokręcił trochę kołowrotkiem i zamachał całym tym kijem.
- Nie wystarczy zwyczajnie… zarzucić i samo się zrobi? – stwierdził genialnie i również zerknął w stronę z której przyszli, gdzie na horyzoncie widzieli jeszcze małą postać mugola którego mijali wcześniej – Jakoś dziwnie gapił się na nas ten koleś… Pewnie nam pozazdrościł i leci teraz do domu po sprzęt – dodał z dumnym uśmiechem i upijając kolejny łyk, wstał by rozpocząć testy wędki.
Podrzucił ją w dłoni, w głowie szukając jakichś użytecznych informacji, które podpowiedziałyby mu jak się w ogóle powinien zamachnąć. W efekcie wykonał dość fantazyjny taniec z wędką, który za nic w świecie nie był tym co powinien osiągnąć, a żyłka, oczywiście, wysunęła się, ale zamiast w stronę wody poleciała gdzieś do tyłu zapewne w celu złowienia robaków o których chłopaki totalnie zapomnieli.
Tak więc kroczył teraz u boku swego najlepszego przyjaciela po plaży przy Allhallows, dzierżąc w dłoni swą wędkę niczym najdłuższą w świecie różdżkę i miał zamiar odprawić nią w tej magicznej morskiej wodzie niesamowite czary i zaopatrzyć się w zapas ryb na cały rok. W plecaku brzęczały mu butelki, a na ustach również gościł mu pełen entuzjazmu uśmiech, tak jak i u Syriusza.
Bryza owiewała im twarze i targała włosami, a lekko wzburzone morze szumiało przyjemnie. James odetchnął pełną piersią i z przyjemnością walnął się na piasku przy Blacku. Ten to się znał na rzeczy, wybrał idealne miejsce!
- Genialna pogoda na ryby, czyż nie? – dodał, gdyż również chciał się na czymś w kwestii wędkowania znać, chociaż nie miał bladego pojęcia jaka pogoda rzeczywiście była dobra na połów i czy w ogóle miało to jakiekolwiek znaczenie. Zrzucił plecak i natychmiast sięgnął po dwie butelki Portera Merlina.
- A bo ja wiem? – odparł, ale i tak wziął swą wędkę w dłoń i zaczął ją oglądać. W tym jednak momencie wydała mu się użyteczna do całkowicie innej czynności i otworzył nią, a dokładnie to tym takim stalowym kółkiem na który nawinięta była żyłka, oba piwa i podał jedno Łapie. Tak, był to czas gdy picie alkoholu w miejscach publicznych nie było zakazane, a w knajpach bez obaw można było jarać szlugi kadząc wszystkich dookoła.
Upił łyk, a później jeszcze następny, ciągle w głębokiej konsternacji oglądając wędkę. Przecież nie mogło to być trudne, czyż nie? Co to za filozofia, kawałek badyla, trochę żyłki, czary mary i do wody! Każdy mugol to potrafił, a oni nie daliby sobie rady? Pokręcił trochę kołowrotkiem i zamachał całym tym kijem.
- Nie wystarczy zwyczajnie… zarzucić i samo się zrobi? – stwierdził genialnie i również zerknął w stronę z której przyszli, gdzie na horyzoncie widzieli jeszcze małą postać mugola którego mijali wcześniej – Jakoś dziwnie gapił się na nas ten koleś… Pewnie nam pozazdrościł i leci teraz do domu po sprzęt – dodał z dumnym uśmiechem i upijając kolejny łyk, wstał by rozpocząć testy wędki.
Podrzucił ją w dłoni, w głowie szukając jakichś użytecznych informacji, które podpowiedziałyby mu jak się w ogóle powinien zamachnąć. W efekcie wykonał dość fantazyjny taniec z wędką, który za nic w świecie nie był tym co powinien osiągnąć, a żyłka, oczywiście, wysunęła się, ale zamiast w stronę wody poleciała gdzieś do tyłu zapewne w celu złowienia robaków o których chłopaki totalnie zapomnieli.
- Syriusz Black
Re: Plaża
Sob Lut 24, 2018 9:36 pm
Zerknął w niebo, kiedy James wspomniał coś na temat idealnej pogody do wędkowania. Przez moment przyglądał się tak przetaczającej się leniwie chmurze, jakby rzeczywiście zastanawiał się, czy pogoda jakkolwiek sprzyjała połowom. Było... w porządku. Nie miał jednak pojęcia, jakie kryteria powinno się przyjąć, kiedy oceniało się warunki pogodowe w czasie łowienia ryb.
- Eee... Chyba tak - stwierdził więc w końcu, widocznie dochodząc do wniosku, że udawanie jakiegoś profesjonalizmu w tej kwestii nie miało najmniejszego sensu. W końcu to nie on na swoim strychu znajdował jakieś wędki, prawda? Najpewniej gdyby postanowił kiedyś wybrać się do swojego rodzinnego domu, żeby przekopać w nim strych, mógłby tam znaleźć co najwyżej trochę przestarzałych składników potencjalnie śmiercionośnych eliksirów, kilka przeklętych przedmiotów codziennego użytku, których jego matka nie zdołała upchnąć na honorowym miejscu w salonie i masę innych rzeczy, których... chyba nawet nie chciałby znajdować. Na pewno jednak nie byłoby tam żadnych wędek. Ani niczego innego, co można byłoby uznać za typowo mugolskie przedmioty. Chyba, że miałyby należeć do zaginionych w niewyjaśnionych okolicznościach mugoli, którzy bezmyślnie narazili się czymś pani Black.
W każdym razie... skoro jasnym było, że o wędkowaniu Syriusz nie mógł wiedzieć zupełnie nic, to jakakolwiek próba rozwijania tematu pogody nie wchodziła w grę. Za to dość sceptycznie przyjrzał się wędce raz jeszcze, kiedy już wziął od przyjaciela podane mu piwo i pociągnął z butelki kilka łyków.
- Serio? Tak po prostu? - mruknął, zmarszczywszy przy tym brwi chyba nie do końca przekonany. - A nie trzeba tych ryb... no nie wiem, jakoś zawołać, czy zachęcić? No bo w sumie po co miałyby chcieć połykać jakiś dyndający im przed nosem haczyk?
W sumie było też oczywiście możliwe, że ryby były zwyczajnie głupie i tak po prostu wskakiwały sobie na haczyki, które dyndały im przed nosami, ale... to wydawało się jednak zbyt proste. Mimo wszystko sam nie miał wcale lepszego pomysłu na jakąś niezawodną technikę łowienia ryb, dlatego ostatecznie sam również podniósł się z zajętego przed momentem miejsca. Na krótką chwilę zerknął jeszcze w kierunku oddalającego się mugola.
- Pewnie się wkurzył, że zajęliśmy mu takie fajne miejsce - stwierdził, następnie rozejrzawszy się dookoła. Nikogo innego w pobliżu. A już tym bardziej nikogo innego z wędkami. Wniosek? Miejsce po prostu idealne! Przynajmniej nie musieli przejmować się jakąś konkurencją i mogli być pewni, że wszystkie ryby w okolicy należały do nich. Chociaż niestety, Black nie zdążył zrobić nawet kroku w stronę wody - i całe szczęście... - kiedy przed nosem zadyndał mu haczyk wędki zarzucanej jakże profesjonalnie przez Pottera.
- Ej, uważaj z tym trochę - parsknął śmiechem, omijając przeszkodę i podchodząc bliżej wody. - Może i nigdy nie łowiłem ryb, ale coś mi mówi, że prędzej znajdziesz jakąś w wodzie niż pełzającą po piasku.
Po tej niewątpliwie przydatnej radzie postanowił, że lepiej byłoby samemu uniknąć podobnej kompromitacji. A skoro i tak nikogo nie było w pobliżu... pozwolił sobie na drobne oszustwo. Sięgnąwszy po różdżkę, za jej pomocą sprawił, by żyłka jego wędki grzecznie rozwinęła się w kierunku wody. Prawda, że to proste? Teraz pozostawało już tylko czekać na te setki ryb, które powinni złowić.
- Eee... Chyba tak - stwierdził więc w końcu, widocznie dochodząc do wniosku, że udawanie jakiegoś profesjonalizmu w tej kwestii nie miało najmniejszego sensu. W końcu to nie on na swoim strychu znajdował jakieś wędki, prawda? Najpewniej gdyby postanowił kiedyś wybrać się do swojego rodzinnego domu, żeby przekopać w nim strych, mógłby tam znaleźć co najwyżej trochę przestarzałych składników potencjalnie śmiercionośnych eliksirów, kilka przeklętych przedmiotów codziennego użytku, których jego matka nie zdołała upchnąć na honorowym miejscu w salonie i masę innych rzeczy, których... chyba nawet nie chciałby znajdować. Na pewno jednak nie byłoby tam żadnych wędek. Ani niczego innego, co można byłoby uznać za typowo mugolskie przedmioty. Chyba, że miałyby należeć do zaginionych w niewyjaśnionych okolicznościach mugoli, którzy bezmyślnie narazili się czymś pani Black.
W każdym razie... skoro jasnym było, że o wędkowaniu Syriusz nie mógł wiedzieć zupełnie nic, to jakakolwiek próba rozwijania tematu pogody nie wchodziła w grę. Za to dość sceptycznie przyjrzał się wędce raz jeszcze, kiedy już wziął od przyjaciela podane mu piwo i pociągnął z butelki kilka łyków.
- Serio? Tak po prostu? - mruknął, zmarszczywszy przy tym brwi chyba nie do końca przekonany. - A nie trzeba tych ryb... no nie wiem, jakoś zawołać, czy zachęcić? No bo w sumie po co miałyby chcieć połykać jakiś dyndający im przed nosem haczyk?
W sumie było też oczywiście możliwe, że ryby były zwyczajnie głupie i tak po prostu wskakiwały sobie na haczyki, które dyndały im przed nosami, ale... to wydawało się jednak zbyt proste. Mimo wszystko sam nie miał wcale lepszego pomysłu na jakąś niezawodną technikę łowienia ryb, dlatego ostatecznie sam również podniósł się z zajętego przed momentem miejsca. Na krótką chwilę zerknął jeszcze w kierunku oddalającego się mugola.
- Pewnie się wkurzył, że zajęliśmy mu takie fajne miejsce - stwierdził, następnie rozejrzawszy się dookoła. Nikogo innego w pobliżu. A już tym bardziej nikogo innego z wędkami. Wniosek? Miejsce po prostu idealne! Przynajmniej nie musieli przejmować się jakąś konkurencją i mogli być pewni, że wszystkie ryby w okolicy należały do nich. Chociaż niestety, Black nie zdążył zrobić nawet kroku w stronę wody - i całe szczęście... - kiedy przed nosem zadyndał mu haczyk wędki zarzucanej jakże profesjonalnie przez Pottera.
- Ej, uważaj z tym trochę - parsknął śmiechem, omijając przeszkodę i podchodząc bliżej wody. - Może i nigdy nie łowiłem ryb, ale coś mi mówi, że prędzej znajdziesz jakąś w wodzie niż pełzającą po piasku.
Po tej niewątpliwie przydatnej radzie postanowił, że lepiej byłoby samemu uniknąć podobnej kompromitacji. A skoro i tak nikogo nie było w pobliżu... pozwolił sobie na drobne oszustwo. Sięgnąwszy po różdżkę, za jej pomocą sprawił, by żyłka jego wędki grzecznie rozwinęła się w kierunku wody. Prawda, że to proste? Teraz pozostawało już tylko czekać na te setki ryb, które powinni złowić.
- James Potter
Re: Plaża
Nie Lut 25, 2018 9:30 pm
James natomiast nie miał zielonego pojęcia skąd u niego na strychu wzięły się te wędki. Po prostu pamiętał, że były tam… od zawsze i już. W życiu ani on, ani jego ojciec nie byli na rybach, nie mówiąc nawet o mamie, czy Erin. Przynajmniej on nic takiego nie pamiętał, a może właśnie wymazał to ze swojej pamięci? Nie no, chyba nie mogłoby być to aż tak traumatycznie nudne, co nie? Nigdy mu również nie przyszło do głowy by o te wędki kogokolwiek zapytać, bo zdecydowanie bardziej wolał łapać Znicze niż ryby, przynajmniej tak twierdził, chociaż stuprocentowej pewności nie mógł mieć, bo w końcu nigdy na tych rybach nie był, chociaż... Nie no, nie był, już nie popadajmy w paranoję.
Więc skąd nagle ten pomysł na połowy? Ponieważ zaczął się wrzesień, a oni po raz pierwszy nie wracali do Hogwartu, tylko mieli się zająć swym… dorosłym życiem. A czy dorośli właśnie nie chodzą na ryby? Chodzą, a przynajmniej tak właśnie wmawiał sobie James, by zająć się czymś, czymkolwiek, co oderwie jego myśli od tego jak bardzo wszystko poszło się chrzanić.
Zgromił więc swojego przyjaciela spojrzeniem znad okularów za kapkę ironii w jego wątpliwościach.
- Tak po prostu! – potwierdził uparcie, jednak gdy Syriusz rozwinął swa myśl, coś zaświtało również w głowie Pottera. Ryba głupia, czy nie, musiała mieć jakiś powód by za ten haczyk łapać – Przynęta! – i rzucił swą wędkę w piach by dorwać się do dalszej zawartości plecaka. Czy miał tam coś na skuszenie rybek? Och tak, James był przygotowany na wszystko i… wyciągnął paczkę fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta.
- Myślisz, że się nada? – sam za nimi nie przepadał, więc w sumie na rękę było mu się ich pozbyć – Tyle smaków… Z pewnością trafimy w gust którejś z rybek – zawyrokował i chwycił losową fasolkę by wbić ją na haczyk. Nie okazało się to w żaden sposób trudne, co innego z zarzuceniem wędki. Chciał to zrobić jak należy. Zamachnąć się i posłać ten haczyk w morze tyle ile żyłka pozwoli. Nigdy jednak tego nie robił, a zdecydowanie był po stokroć lepszy w łapaniu, niż w wyrzucaniu, w końcu nie bez powodu został Szukającym.
- Wybacz – skwitował, również parskając śmiechem, gdy o mało nie ułowił samego Blacka. Zamiast ryby, złowiłby psa, w sumie… Dość obiecujący początek.
Kompromitacja, czy nie, James po kursie teleportacji już chyba nie wstydził się niczego. Raz jeden, dziesiąty i w końcu mu się uda… Tu przynajmniej mógł co najwyżej komuś wydłubać oko haczykiem, na teleportacji natomiast poznał jak to jest obudzić się bez chyba każdej części ciała.
Chwycił więc uparcie za korbkę by z powrotem nawinąć żyłkę i nawet zagryzł wargę w skupieniu, gdy… Syriusz zwyczajnie posłużył się różdżką i jego haczyk bez najmniejszego problemu zanurzył się w wodzie.
Gorzka fala klęski spłynęła po Rogaczu. Tak się starał, taki chciał być profesjonalny… A Black kija obsłużył kijem. James znowu rzucił swą wędkę w piasek, walnął się obok Łapy i sięgnął po paczkę fajek z kieszeni by zaczadzić swój żal. Wkładając papierosa do ust przyglądał się tylko jak genialnie zarzucona przez Syriusza żyłka powoli wraca niesiona przez fale na brzeg. Odpalił różdżką ogień, a moment w którym haczyk utknął w końcu w mokrym piasku przed nimi, tak jakby morze samo go wypluło, obaj skwitowali dłuższą chwilą sromotnej ciszy.
- Hm… Chyba coś jest nie tak – stwierdził w końcu Potter, podając paczkę papierosów Syriuszowi.
Więc skąd nagle ten pomysł na połowy? Ponieważ zaczął się wrzesień, a oni po raz pierwszy nie wracali do Hogwartu, tylko mieli się zająć swym… dorosłym życiem. A czy dorośli właśnie nie chodzą na ryby? Chodzą, a przynajmniej tak właśnie wmawiał sobie James, by zająć się czymś, czymkolwiek, co oderwie jego myśli od tego jak bardzo wszystko poszło się chrzanić.
Zgromił więc swojego przyjaciela spojrzeniem znad okularów za kapkę ironii w jego wątpliwościach.
- Tak po prostu! – potwierdził uparcie, jednak gdy Syriusz rozwinął swa myśl, coś zaświtało również w głowie Pottera. Ryba głupia, czy nie, musiała mieć jakiś powód by za ten haczyk łapać – Przynęta! – i rzucił swą wędkę w piach by dorwać się do dalszej zawartości plecaka. Czy miał tam coś na skuszenie rybek? Och tak, James był przygotowany na wszystko i… wyciągnął paczkę fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta.
- Myślisz, że się nada? – sam za nimi nie przepadał, więc w sumie na rękę było mu się ich pozbyć – Tyle smaków… Z pewnością trafimy w gust którejś z rybek – zawyrokował i chwycił losową fasolkę by wbić ją na haczyk. Nie okazało się to w żaden sposób trudne, co innego z zarzuceniem wędki. Chciał to zrobić jak należy. Zamachnąć się i posłać ten haczyk w morze tyle ile żyłka pozwoli. Nigdy jednak tego nie robił, a zdecydowanie był po stokroć lepszy w łapaniu, niż w wyrzucaniu, w końcu nie bez powodu został Szukającym.
- Wybacz – skwitował, również parskając śmiechem, gdy o mało nie ułowił samego Blacka. Zamiast ryby, złowiłby psa, w sumie… Dość obiecujący początek.
Kompromitacja, czy nie, James po kursie teleportacji już chyba nie wstydził się niczego. Raz jeden, dziesiąty i w końcu mu się uda… Tu przynajmniej mógł co najwyżej komuś wydłubać oko haczykiem, na teleportacji natomiast poznał jak to jest obudzić się bez chyba każdej części ciała.
Chwycił więc uparcie za korbkę by z powrotem nawinąć żyłkę i nawet zagryzł wargę w skupieniu, gdy… Syriusz zwyczajnie posłużył się różdżką i jego haczyk bez najmniejszego problemu zanurzył się w wodzie.
Gorzka fala klęski spłynęła po Rogaczu. Tak się starał, taki chciał być profesjonalny… A Black kija obsłużył kijem. James znowu rzucił swą wędkę w piasek, walnął się obok Łapy i sięgnął po paczkę fajek z kieszeni by zaczadzić swój żal. Wkładając papierosa do ust przyglądał się tylko jak genialnie zarzucona przez Syriusza żyłka powoli wraca niesiona przez fale na brzeg. Odpalił różdżką ogień, a moment w którym haczyk utknął w końcu w mokrym piasku przed nimi, tak jakby morze samo go wypluło, obaj skwitowali dłuższą chwilą sromotnej ciszy.
- Hm… Chyba coś jest nie tak – stwierdził w końcu Potter, podając paczkę papierosów Syriuszowi.
- Syriusz Black
Re: Plaża
Nie Lut 25, 2018 10:37 pm
O, więc jednak nie planowali łowić tylko tych głupich ryb, które miałyby wskakiwać na haczyk, nie mając ku temu kompletnie żadnego powodu... Z początku dość krytycznie spojrzał na wyciągniętą paczkę fasolek, by ostatecznie po prostu skwitować tę przynętę wzruszeniem ramion. Lepsze to niż nic.
- Pewnie najwięcej poleci na te o smaku wosku z uszu - stwierdził, idąc w ślady Pottera i wyciągając z opakowania jedną fasolkę, żeby nadziać ją na haczyk. Przez krótką chwilę jeszcze przyglądał jej się, zastanawiając się, czy aby na pewno powinien poświęcić ją na przynętę, czy może jednak zjeść samemu... Finalnie postawił jednak na to pierwsze - ta konkretna fasolka zdecydowanie wyglądała zbyt podejrzanie, żeby miał ją próbować. Już lepiej spróbować nakarmić nią ryby.
Szkoda tylko, że w jego przypadku nadziewanie przynęty wcale nie okazało się tak banalnie proste. Oczywiście, że musiał dziabnąć się tym cholernym haczykiem w palec, w efekcie czego mógł już poszczycić się pierwszymi obrażeniami z wyprawy. Ale to nic! W końcu to tylko skaleczony palec - cena, którą jak najbardziej warto było zapłacić za udany połów. Nawet więc nie zwrócił na to za bardzo uwagi, ostatecznie umieszczając fasolkę na haczyku i ignorując skaleczenie. Nic wielkiego, raczej od tego nie umrze.
I nie, nie czuł się ani trochę źle ze swoim małym oszustwem, kiedy już wykorzystał różdżkę do zarzucenia wędki. Wręcz przeciwnie - był z siebie dość dumny. Bo w końcu jemu udało się za pierwszym razem, prawda? Co z tego, że w przeciwieństwie do Jamesa postanowił skorzystać z magii? Liczył się efekt końcowy, a ten był taki, że haczyk wraz z fasolkową przynętą znalazł się pod wodą. Teraz pozostało więc już tylko czekać, aż jakaś ryba rzeczywiście skusi się na tę przepyszną przekąskę. Syriusz wpatrywał się więc z niecierpliwością w miejsce, w którym żyłka niknęła w wodzie. Wpatrując się tam w nią jednak... nie sposób byłoby nie zauważyć, że żyłka z każdą chwilą przybliżała się coraz bardziej i bardziej. Black zaś czuł, że z każdym kolejnym calem, z którym ta przybliżała się do brzegu, jego entuzjazm stopniowo malał. Już wtedy, jeszcze zanim James się odezwał, mógł domyślić się, że coś było nie tak. Póki co nie odzywał się jednak, nie komentował tej oczywistej porażki, a po prostu gapił się na tę żyłkę, jakby samym tylko spojrzeniem zamierzał zmusić ją do tego, żeby grzecznie wróciła tam, gdzie jej miejsce.
- To bez sensu - stwierdził wreszcie, kiedy już morze wypluło haczyk na brzeg, a on sam po prostu klapnął tyłkiem na piasku. Podobnie jak wcześniej Potter, również rzucił wędkę na ziemię, zwalniając tym samym rękę po to, żeby móc sięgnąć po jednego z wyciągniętych w jego stronę papierosów.
- Beznadziejny jesteś w tym całym wędkowaniu - dodał, odpaliwszy papierosa i przy okazji upijając solidny łyk piwa. Chyba miał już na dziś dość ryb i prób ich łapania. - Nie miałeś na tym strychu jakiejś instrukcji do tego? To twoje wędki, powinieneś wiedzieć, o co w tym chodzi.
A jednak nie poddał się jeszcze do końca. Wbił butelkę w piasek, żeby przypadkiem się nie przewróciła i, zaciągnąwszy się uprzednio papierosowym dymem, podszedł do smętnie tkwiącego w piasku haczyka.
- Może smak nie ten? Chcesz spróbować? - rzucił z uśmiechem, podnosząc częściowo już rozpuszczoną fasolkę.
- Pewnie najwięcej poleci na te o smaku wosku z uszu - stwierdził, idąc w ślady Pottera i wyciągając z opakowania jedną fasolkę, żeby nadziać ją na haczyk. Przez krótką chwilę jeszcze przyglądał jej się, zastanawiając się, czy aby na pewno powinien poświęcić ją na przynętę, czy może jednak zjeść samemu... Finalnie postawił jednak na to pierwsze - ta konkretna fasolka zdecydowanie wyglądała zbyt podejrzanie, żeby miał ją próbować. Już lepiej spróbować nakarmić nią ryby.
Szkoda tylko, że w jego przypadku nadziewanie przynęty wcale nie okazało się tak banalnie proste. Oczywiście, że musiał dziabnąć się tym cholernym haczykiem w palec, w efekcie czego mógł już poszczycić się pierwszymi obrażeniami z wyprawy. Ale to nic! W końcu to tylko skaleczony palec - cena, którą jak najbardziej warto było zapłacić za udany połów. Nawet więc nie zwrócił na to za bardzo uwagi, ostatecznie umieszczając fasolkę na haczyku i ignorując skaleczenie. Nic wielkiego, raczej od tego nie umrze.
I nie, nie czuł się ani trochę źle ze swoim małym oszustwem, kiedy już wykorzystał różdżkę do zarzucenia wędki. Wręcz przeciwnie - był z siebie dość dumny. Bo w końcu jemu udało się za pierwszym razem, prawda? Co z tego, że w przeciwieństwie do Jamesa postanowił skorzystać z magii? Liczył się efekt końcowy, a ten był taki, że haczyk wraz z fasolkową przynętą znalazł się pod wodą. Teraz pozostało więc już tylko czekać, aż jakaś ryba rzeczywiście skusi się na tę przepyszną przekąskę. Syriusz wpatrywał się więc z niecierpliwością w miejsce, w którym żyłka niknęła w wodzie. Wpatrując się tam w nią jednak... nie sposób byłoby nie zauważyć, że żyłka z każdą chwilą przybliżała się coraz bardziej i bardziej. Black zaś czuł, że z każdym kolejnym calem, z którym ta przybliżała się do brzegu, jego entuzjazm stopniowo malał. Już wtedy, jeszcze zanim James się odezwał, mógł domyślić się, że coś było nie tak. Póki co nie odzywał się jednak, nie komentował tej oczywistej porażki, a po prostu gapił się na tę żyłkę, jakby samym tylko spojrzeniem zamierzał zmusić ją do tego, żeby grzecznie wróciła tam, gdzie jej miejsce.
- To bez sensu - stwierdził wreszcie, kiedy już morze wypluło haczyk na brzeg, a on sam po prostu klapnął tyłkiem na piasku. Podobnie jak wcześniej Potter, również rzucił wędkę na ziemię, zwalniając tym samym rękę po to, żeby móc sięgnąć po jednego z wyciągniętych w jego stronę papierosów.
- Beznadziejny jesteś w tym całym wędkowaniu - dodał, odpaliwszy papierosa i przy okazji upijając solidny łyk piwa. Chyba miał już na dziś dość ryb i prób ich łapania. - Nie miałeś na tym strychu jakiejś instrukcji do tego? To twoje wędki, powinieneś wiedzieć, o co w tym chodzi.
A jednak nie poddał się jeszcze do końca. Wbił butelkę w piasek, żeby przypadkiem się nie przewróciła i, zaciągnąwszy się uprzednio papierosowym dymem, podszedł do smętnie tkwiącego w piasku haczyka.
- Może smak nie ten? Chcesz spróbować? - rzucił z uśmiechem, podnosząc częściowo już rozpuszczoną fasolkę.
- James Potter
Re: Plaża
Wto Lut 27, 2018 11:37 pm
Bladoróżowa fasolka zwieńczyła haczyk Jamesa za co ten postanowił nagrodzić się potężnym haustem piwa. Zlekceważył uwagę Syriusza, bo w końcu jeżeli chciał to mógł lecieć wydłubywać te robaki z ziemi jak to się… chyba robi na klasycznych połowach. On jednak wolał poświęcić paczkę tych traumatycznych fasolek wszystkich niesmaków. Skoro rzesza niby inteligentnych czarodziejów kupuje tysiące paczek tego świństwa rocznie, to chyba ryby nie mogły być od nich mądrzejsze, co nie?
- Miałeś nabić fasolę, nie siebie – rzekł jak wielki znawca, ale jego pajacowanie szybko się zakończyło, gdy to żyłka Syriusza pierwsza zanurzyła się w wodzie. Zatkał więc sobie usta papierosem i tylko co jakiś czas przepłukiwał je piwem. Z posępna miną i włosami targanymi przez wiatr wpatrywał się w monotonne fale, które poradziły sobie z haczykiem zdecydowanie sprawniej niż oni sami razem wzięci.
- Mogłyby tak również wypluć kilka rybek… - dodał do swego złotego spostrzeżenia z jakąś taką obojętnością i to również zapił piwem.
Czy to całe ich łowienie było bez sensu? No nie mógł się z tym nie zgodzić… Definitywnie tego nie przemyśleli, nie zaplanowali, a przecież mogli wybrać miejsce gdzie fale nie wypluwają na brzeg wszystkiego co się w nie wrzuci, powiedzmy takie… – Mogliśmy wybrać się nad jezioro – rzekł na głos, niby bez emocji, ale aż mu się cisnęło na usta A NIE MÓWIŁEM?!, gdyż jezioro było pierwszym co zaproponował James gdy postanowili że udadzą się na połowy. Łapa jednak miał swoją wizję, a że Allhallows samo w sobie wydawało się dużo bardziej atrakcyjne od jezior w ich okolicy, to wylądowali właśnie tu, a nie gdzie indziej.
Ta drobna uwaga jednak musiała uszczypnąć trochę Blacka… Delikatny się zrobił na starość.
- Ja beznadziejny?! – oburzył się Potter nie wyjmując papierosa z ust, jak widać obaj zrobili się drażliwi – I nagle to MOJE wędki?! MÓJ strych?! A ty to wcale nie przejąłeś POŁOWY DOMU przez zasiedzenie?! – to mówiąc zaczął ściągać buty. Nie przyszła góra do Mahometa to Mahomet pójdzie do góry, czy jak się to tam mówi… James postanowił pójść na łowy w morze, dosłownie, chociaż zaczynał wątpić, że jakiekolwiek ryby w ogóle pływają tak blisko linii brzegowej. Po prostu miał ochotę trochę się potaplać, a kto wie, może przy okazji uda mu się coś przy tym ułowić.
Upił kolejny łyk piwa i wbił je w piasek za przykładem Syriusza. Bosy chwycił w jedną rękę wędkę, w drugiej dzierżąc papierosa i ruszył w stronę wody.
- Wybacz, nie jestem wampirem – odparł nawiązując przy tym do przygody Łapy z haczykiem. Może to właśnie przez to żadna ryba nie chciała zjeść jego fasolki?
Nie spodziewał się, że ich wyprawa zwieńczona będzie jakimś spektakularnym sukcesem, ale… Nie zamierzał również siedzieć bezczynnie i zbyt wiele myśleć nic nie robiąc. Zimne fale obmyły mu stopy, a jemu aż dreszcz przeszedł po plecach, ale i tak brnął przez nie dalej, póki wody nie miał po kolana. Wtedy dopiero się zatrzymał i już bez zbędnych tańców i wygibasów, zarzucił swą wędkę na otwarte morze i… Zaczął czekać.
Początkowo nie było tak źle. Szum fal, chluptająca woda, bezkresne widoki, papieros w ręce… Było w tym coś błogiego, coś niemalże przyjemnego… James jednak nie należał do osób cierpliwych, a gdy tylko papieros mu się skończył, zaczął się zwyczajnie nudzić.
- Miałeś nabić fasolę, nie siebie – rzekł jak wielki znawca, ale jego pajacowanie szybko się zakończyło, gdy to żyłka Syriusza pierwsza zanurzyła się w wodzie. Zatkał więc sobie usta papierosem i tylko co jakiś czas przepłukiwał je piwem. Z posępna miną i włosami targanymi przez wiatr wpatrywał się w monotonne fale, które poradziły sobie z haczykiem zdecydowanie sprawniej niż oni sami razem wzięci.
- Mogłyby tak również wypluć kilka rybek… - dodał do swego złotego spostrzeżenia z jakąś taką obojętnością i to również zapił piwem.
Czy to całe ich łowienie było bez sensu? No nie mógł się z tym nie zgodzić… Definitywnie tego nie przemyśleli, nie zaplanowali, a przecież mogli wybrać miejsce gdzie fale nie wypluwają na brzeg wszystkiego co się w nie wrzuci, powiedzmy takie… – Mogliśmy wybrać się nad jezioro – rzekł na głos, niby bez emocji, ale aż mu się cisnęło na usta A NIE MÓWIŁEM?!, gdyż jezioro było pierwszym co zaproponował James gdy postanowili że udadzą się na połowy. Łapa jednak miał swoją wizję, a że Allhallows samo w sobie wydawało się dużo bardziej atrakcyjne od jezior w ich okolicy, to wylądowali właśnie tu, a nie gdzie indziej.
Ta drobna uwaga jednak musiała uszczypnąć trochę Blacka… Delikatny się zrobił na starość.
- Ja beznadziejny?! – oburzył się Potter nie wyjmując papierosa z ust, jak widać obaj zrobili się drażliwi – I nagle to MOJE wędki?! MÓJ strych?! A ty to wcale nie przejąłeś POŁOWY DOMU przez zasiedzenie?! – to mówiąc zaczął ściągać buty. Nie przyszła góra do Mahometa to Mahomet pójdzie do góry, czy jak się to tam mówi… James postanowił pójść na łowy w morze, dosłownie, chociaż zaczynał wątpić, że jakiekolwiek ryby w ogóle pływają tak blisko linii brzegowej. Po prostu miał ochotę trochę się potaplać, a kto wie, może przy okazji uda mu się coś przy tym ułowić.
Upił kolejny łyk piwa i wbił je w piasek za przykładem Syriusza. Bosy chwycił w jedną rękę wędkę, w drugiej dzierżąc papierosa i ruszył w stronę wody.
- Wybacz, nie jestem wampirem – odparł nawiązując przy tym do przygody Łapy z haczykiem. Może to właśnie przez to żadna ryba nie chciała zjeść jego fasolki?
Nie spodziewał się, że ich wyprawa zwieńczona będzie jakimś spektakularnym sukcesem, ale… Nie zamierzał również siedzieć bezczynnie i zbyt wiele myśleć nic nie robiąc. Zimne fale obmyły mu stopy, a jemu aż dreszcz przeszedł po plecach, ale i tak brnął przez nie dalej, póki wody nie miał po kolana. Wtedy dopiero się zatrzymał i już bez zbędnych tańców i wygibasów, zarzucił swą wędkę na otwarte morze i… Zaczął czekać.
Początkowo nie było tak źle. Szum fal, chluptająca woda, bezkresne widoki, papieros w ręce… Było w tym coś błogiego, coś niemalże przyjemnego… James jednak nie należał do osób cierpliwych, a gdy tylko papieros mu się skończył, zaczął się zwyczajnie nudzić.
- Syriusz Black
Re: Plaża
Pon Mar 05, 2018 9:38 am
Nie, zdecydowanie nie miał zamiaru grzebać w ziemi w poszukiwaniu robaków. Może naszłaby go na to ochota, gdyby miał cokolwiek wspólnego z kurą i gdyby szukanie robactwa w ziemi uważał z tego powodu za jakkolwiek atrakcyjne, ale... z kurami nic go nie łączyło. I tak, oczywiście, psy również kopią w ziemi. Ale nie po to, żeby szukać jakiegoś przeklętego robactwa, prawda?
I oczywiście, że uwaga Jamesa tycząca się wyboru miejsca była całkiem słuszna. Pewnie. Nawet Syriuszowi przyszło to przez chwilę na myśl, jeszcze zanim Potter wspomniał o tym na głos. Bo przecież pamiętał, że to właśnie jego przyjaciel zaproponował w pierwszej kolejności. Tyle tylko, że Black zdecydowanie nie byłby Blackiem, gdyby do jakiegoś swojego błędu przyznał się na głos. Po prostu nie i już. Sam zaproponował plażę, w tamtym momencie uważał to miejsce za najlepsze i nawet jeśli w tej chwili doskonale już wiedział, że plaża była kompletnym niewypałem, to jednak zamierzał swojego pomysłu zawzięcie bronić. Co zresztą nie było przecież żadną nowością. A Potter znał go wystarczająco dobrze, żeby mieć tego pełną świadomość.
- A co to niby za różnica? Tu też jest woda, nawet więcej niż w jeziorze. No i tu też na pewno pływają jakieś ryby - stwierdził, w zasadzie też całkiem słusznie. Bo przecież były ryby w morzu i te też jakoś się łowiło. Po prostu w całym tym swoim logicznym rozumowaniu pominął zgrabnie fakt, że najprawdopodobniej nikt znający się na rzeczy nie próbował łowić morskich ryb za pomocą wędki, stojąc na brzegu.
Niestety, najwyraźniej żadnego kutra i sieci rybackich na strychu Potterów nie było.
- Ale tylko tę połowę bez strychu. Strych jest twój, więc wędki też twoje i nie próbuj mi wmawiać, że nie - nawet postarał się, żeby jego odpowiedź zabrzmiała śmiertelnie poważnie, choć w duchu świetnie zdawał sobie sprawę z tego, jak absurdalnie to brzmiało. Ba, z tego akurat zdawał sobie sprawę jeszcze zanim w ogóle wypowiedział swoją myśl na głos. Ale w końcu... zarzut Pottera w kwestii przejmowania połowy domu nie był niby absurdalny?
Bez wypowiadania cisnącego się na usta komentarza przyglądał się przez dłuższą chwilę, jak James ściąga buty i pcha się do wody. Jemu akurat wcale nie spieszyło się do kąpieli. Taplanie się w zimnej wodzie zdecydowanie nie było tym, na co miałby choćby minimalną ochotę, więc po prostu dopalił swojego papierosa, niedopałek rzucając następnie w mokry piach. Po chwili namysłu schylił się zaś, żeby zgarnąć w dłonie trochę tego piachu i uformować z niego pozostawiającą wiele do życzenia kulkę.
- Myślisz, że McGonagall już za nami tęskni? Pewnie będzie się strasznie nudzić bez nas w Hogwarcie... - to mówiąc, cisnął swoją piaskową kulką w stronę Jamesa. Widocznie temat ryb postanowił porzucić już całkowicie, szukając jakiejś ciekawszej rozrywki. A ponieważ przemyślenia związane z nudą, jaka musiała nastać od tego roku w szkole wcale nie były wystarczające, rzucenie w przyjaciela mokrym piaskiem było tego świetnym zwieńczeniem. W końcu skoro okazywało się, że wędkowanie wcale nie było tym, czym mógłby zająć się zaczynając dorosłe życie, warto było poszukać jakiejś innej rozrywki. Choćby takiej chwilowej. Bo jednak czegoś istotnego w kwestii łowienia ryb zdążył się przynajmniej w ciągu tej krótkiej przygody nauczyć - było to niesamowicie nudne zajęcie. I nie było sensu zaprzątać tym sobie dłużej głowy.
I oczywiście, że uwaga Jamesa tycząca się wyboru miejsca była całkiem słuszna. Pewnie. Nawet Syriuszowi przyszło to przez chwilę na myśl, jeszcze zanim Potter wspomniał o tym na głos. Bo przecież pamiętał, że to właśnie jego przyjaciel zaproponował w pierwszej kolejności. Tyle tylko, że Black zdecydowanie nie byłby Blackiem, gdyby do jakiegoś swojego błędu przyznał się na głos. Po prostu nie i już. Sam zaproponował plażę, w tamtym momencie uważał to miejsce za najlepsze i nawet jeśli w tej chwili doskonale już wiedział, że plaża była kompletnym niewypałem, to jednak zamierzał swojego pomysłu zawzięcie bronić. Co zresztą nie było przecież żadną nowością. A Potter znał go wystarczająco dobrze, żeby mieć tego pełną świadomość.
- A co to niby za różnica? Tu też jest woda, nawet więcej niż w jeziorze. No i tu też na pewno pływają jakieś ryby - stwierdził, w zasadzie też całkiem słusznie. Bo przecież były ryby w morzu i te też jakoś się łowiło. Po prostu w całym tym swoim logicznym rozumowaniu pominął zgrabnie fakt, że najprawdopodobniej nikt znający się na rzeczy nie próbował łowić morskich ryb za pomocą wędki, stojąc na brzegu.
Niestety, najwyraźniej żadnego kutra i sieci rybackich na strychu Potterów nie było.
- Ale tylko tę połowę bez strychu. Strych jest twój, więc wędki też twoje i nie próbuj mi wmawiać, że nie - nawet postarał się, żeby jego odpowiedź zabrzmiała śmiertelnie poważnie, choć w duchu świetnie zdawał sobie sprawę z tego, jak absurdalnie to brzmiało. Ba, z tego akurat zdawał sobie sprawę jeszcze zanim w ogóle wypowiedział swoją myśl na głos. Ale w końcu... zarzut Pottera w kwestii przejmowania połowy domu nie był niby absurdalny?
Bez wypowiadania cisnącego się na usta komentarza przyglądał się przez dłuższą chwilę, jak James ściąga buty i pcha się do wody. Jemu akurat wcale nie spieszyło się do kąpieli. Taplanie się w zimnej wodzie zdecydowanie nie było tym, na co miałby choćby minimalną ochotę, więc po prostu dopalił swojego papierosa, niedopałek rzucając następnie w mokry piach. Po chwili namysłu schylił się zaś, żeby zgarnąć w dłonie trochę tego piachu i uformować z niego pozostawiającą wiele do życzenia kulkę.
- Myślisz, że McGonagall już za nami tęskni? Pewnie będzie się strasznie nudzić bez nas w Hogwarcie... - to mówiąc, cisnął swoją piaskową kulką w stronę Jamesa. Widocznie temat ryb postanowił porzucić już całkowicie, szukając jakiejś ciekawszej rozrywki. A ponieważ przemyślenia związane z nudą, jaka musiała nastać od tego roku w szkole wcale nie były wystarczające, rzucenie w przyjaciela mokrym piaskiem było tego świetnym zwieńczeniem. W końcu skoro okazywało się, że wędkowanie wcale nie było tym, czym mógłby zająć się zaczynając dorosłe życie, warto było poszukać jakiejś innej rozrywki. Choćby takiej chwilowej. Bo jednak czegoś istotnego w kwestii łowienia ryb zdążył się przynajmniej w ciągu tej krótkiej przygody nauczyć - było to niesamowicie nudne zajęcie. I nie było sensu zaprzątać tym sobie dłużej głowy.
- James Potter
Re: Plaża
Czw Mar 08, 2018 7:08 pm
Black przynajmniej miał jakiekolwiek predyspozycje do grzebania w ziemi, James ino kopytkiem mógł sobie postukać, tyle. Jednak czego by nie zrobili osiągnęłoby to tak samo marne skutki, a tak przynajmniej znalazł się zbyt na niechciane fasole. Tyle wygrać!
Potter znacząco wywrócił oczami robiąc przy tym również zamaszysty ruch głową by podkreślić wagę swego teatralnego gestu. Wiedział dobrze, że Black uparty był jak osioł, a swego honoru bronić gotów był jak lew. Pomimo iż psem był z natury, to czasami można było dostrzec w nim niemal całe zoo, eh…
- Różnica jest w położeniu ryb względem brzegu – rzucił Rogacz wielce inteligentnie i z trochę kwaśną miną dalej wgapiał się w morze. Ich największy problem w tej chwili stanowiły fale, ciężko by jakakolwiek ryba zbliżyła się do miejsca gdzie morze… wydala wszystko co mu nie leży na przysłowiowej wątrobie. Potter zaciągnął się papierosem w wielkim zamyśleniu, a jego zaczadzony mózg podsunął mu jedyne rozwiązanie jakie było możliwe w aktualnych warunkach. Zaczął ściągać buty.
- Bez strychu? – zmarszczył brwi ciskając z oczu piorunami w stronę Blacka – To co mi… - już miał dodać i Erin, ale ugryzł się w język gdy tylko zdał sobie sprawę z tego automatycznego, bolesnego zamysłu, odchrząknął - jeszcze łaskawie zostawiłeś? – dokończył już łagodniej i ruszył boso w kierunku wody. To, że woda była zimna wcale mu nie przeszkadzało, dużo gorzej znosił wysokie temperatury. Nie był jednak pewny czy idzie w morze łowić te ryby bo rzeczywiście dalej mu zależało by wykonać to zadanie z sukcesem, czy po prostu robił to dla zabicia nudy. Z jednej strony może i chciał złowić coś chociaż raz w życiu, z drugiej chyba bardziej bał się tego, że siedząc bezczynnie w tych sentymentalnych plażowych warunkach zacznie za dużo myśleć. A to ostatnimi czasy zdecydowanie źle się kończyło.
Stanął w miejscu które wydawało mu się wtedy dogodne na połowy, a przynajmniej bardziej dogodne niż sam brzeg, i niczym rybak z pierwszego zdarzenia, zaczął swój połów – wędka w ręce, fajeczka w ustach, czegóż więcej potrzeba? A no widocznie więcej cierpliwości i zdecydowanie więcej fajek, szczególnie przy jego ostatnimi czasy całkowitym uzależnieniu od tego wynalazku. Kto by pomyślał, że jeszcze pół roku temu ilość wypalonych papierosów w ciągu całego życia mógłby policzyć pewnie na palcach. Teraz nie wystarczyło by mu palców w całej Anglii…
Problem więc pojawił się gdy skończył mu się papieros, zdecydowanie nic nie brało, a woda wyssała chyba całe ciepło z jego ciała, chociaż to ostatnie najmniej mu przeszkadzało, przynajmniej czuł się rześko.
- Tęskni? Mało powiedziane… - nie dokończył jednak swego zdania, gdyż nagle coś pacnęło go w tył głowy, aż wędka sama wypadła mu z rąk. I tyle by było z łowienia… Z początku milczał w lekkim szoku, by chwilę później odwrócić się w stronę Syriusza ze spojrzeniem żądnym mordu – TY…!!! – już miał się odgryźć i sięgnął nawet po różdżkę, ale wtedy zdał sobie sprawę, że zostawił ją w plecaku na brzegu. Zaklął więc tylko siarczyście i nabzdyczony ruszył w stronę Syriusza i ich małego obozowiska. Kiedyś może i to gapiostwo z różdżką będzie kosztowało go życie, teraz jednak pewnie uratowało ich oboje, a przynajmniej Syriusza.
Wybiegając z wody James nabrał całe ręce błocka i z dzikim okrzykiem ruszył z nim na Syriusza.
Potter znacząco wywrócił oczami robiąc przy tym również zamaszysty ruch głową by podkreślić wagę swego teatralnego gestu. Wiedział dobrze, że Black uparty był jak osioł, a swego honoru bronić gotów był jak lew. Pomimo iż psem był z natury, to czasami można było dostrzec w nim niemal całe zoo, eh…
- Różnica jest w położeniu ryb względem brzegu – rzucił Rogacz wielce inteligentnie i z trochę kwaśną miną dalej wgapiał się w morze. Ich największy problem w tej chwili stanowiły fale, ciężko by jakakolwiek ryba zbliżyła się do miejsca gdzie morze… wydala wszystko co mu nie leży na przysłowiowej wątrobie. Potter zaciągnął się papierosem w wielkim zamyśleniu, a jego zaczadzony mózg podsunął mu jedyne rozwiązanie jakie było możliwe w aktualnych warunkach. Zaczął ściągać buty.
- Bez strychu? – zmarszczył brwi ciskając z oczu piorunami w stronę Blacka – To co mi… - już miał dodać i Erin, ale ugryzł się w język gdy tylko zdał sobie sprawę z tego automatycznego, bolesnego zamysłu, odchrząknął - jeszcze łaskawie zostawiłeś? – dokończył już łagodniej i ruszył boso w kierunku wody. To, że woda była zimna wcale mu nie przeszkadzało, dużo gorzej znosił wysokie temperatury. Nie był jednak pewny czy idzie w morze łowić te ryby bo rzeczywiście dalej mu zależało by wykonać to zadanie z sukcesem, czy po prostu robił to dla zabicia nudy. Z jednej strony może i chciał złowić coś chociaż raz w życiu, z drugiej chyba bardziej bał się tego, że siedząc bezczynnie w tych sentymentalnych plażowych warunkach zacznie za dużo myśleć. A to ostatnimi czasy zdecydowanie źle się kończyło.
Stanął w miejscu które wydawało mu się wtedy dogodne na połowy, a przynajmniej bardziej dogodne niż sam brzeg, i niczym rybak z pierwszego zdarzenia, zaczął swój połów – wędka w ręce, fajeczka w ustach, czegóż więcej potrzeba? A no widocznie więcej cierpliwości i zdecydowanie więcej fajek, szczególnie przy jego ostatnimi czasy całkowitym uzależnieniu od tego wynalazku. Kto by pomyślał, że jeszcze pół roku temu ilość wypalonych papierosów w ciągu całego życia mógłby policzyć pewnie na palcach. Teraz nie wystarczyło by mu palców w całej Anglii…
Problem więc pojawił się gdy skończył mu się papieros, zdecydowanie nic nie brało, a woda wyssała chyba całe ciepło z jego ciała, chociaż to ostatnie najmniej mu przeszkadzało, przynajmniej czuł się rześko.
- Tęskni? Mało powiedziane… - nie dokończył jednak swego zdania, gdyż nagle coś pacnęło go w tył głowy, aż wędka sama wypadła mu z rąk. I tyle by było z łowienia… Z początku milczał w lekkim szoku, by chwilę później odwrócić się w stronę Syriusza ze spojrzeniem żądnym mordu – TY…!!! – już miał się odgryźć i sięgnął nawet po różdżkę, ale wtedy zdał sobie sprawę, że zostawił ją w plecaku na brzegu. Zaklął więc tylko siarczyście i nabzdyczony ruszył w stronę Syriusza i ich małego obozowiska. Kiedyś może i to gapiostwo z różdżką będzie kosztowało go życie, teraz jednak pewnie uratowało ich oboje, a przynajmniej Syriusza.
Wybiegając z wody James nabrał całe ręce błocka i z dzikim okrzykiem ruszył z nim na Syriusza.
- Syriusz Black
Re: Plaża
Czw Mar 08, 2018 9:40 pm
Kto by pomyślał, że w tak niedługim czasie Potter stanie się znawcą wędkowania w dostatecznym stopniu, żeby wypowiadać się na temat położenia ryb względem brzegu? Prawdopodobnie Syriusz mógłby mu wytknąć, że skoro już był tak obeznany z tematem, to wcześniej mógł przeforsować swoją propozycję. Pewnie mógłby dodać do tego, że jakoś wcale James nie oporował jakoś szczególnie, kiedy już pojawiła się w rozmowie propozycja udania się na plażę. Oczywiście, że by mógł. Tyle tylko, że już wtedy coraz mniej mu na tym całym łowieniu zależało, więc nie widział większego sensu w tym, żeby na darmo strzępić sobie język.
Swoje i tak wiedział - wielkiej różnicy między morzem i jeziorem nie było.
- Ogród - stwierdził więc tak po prostu, po kolejnej wypowiedzi Pottera. - Możesz sobie wziąć ogród, wykopać w nim staw i tam będziesz się popisywał swoją specjalistyczną wiedzą na temat łowienia ryb.
Oczywiście, że mimo wszystko po prostu musiał w jakiś sposób skomentować tę zaskakująco rozległą wiedzę Rogacza w kwestii ryb, ich upodobań i położenia względem brzegu. Nieumiejętność gryzienia się w język była przecież kolejną - jedną z wielu - cech, bez których zwyczajnie nie byłby sobą. Co gorsza, najwyraźniej sam Syriusz musiał świetnie zdawać sobie sprawę z tego, że znacznie zatraciłby na swojej syriuszowatości, gdyby jakkolwiek zaczął nad sobą pracować, żeby pozbyć się niektórych, rzekomo negatywnych, cech usposobienia. Nigdy więc nawet przez myśl nie przeszło mu, że miałby choćby próbować cokolwiek w sobie zmienić. Wobec czego... chyba jednak miał sporo szczęścia, skoro udało mu się znaleźć osoby, które - jak James - mimo wszystko były w stanie wytrzymać w jego towarzystwie.
Widok Pottera w roli rybaka był najwyraźniej obrazkiem zbyt spokojnym, żeby Black mógł pozwolić trwać mu tak bez jakichkolwiek zakłóceń. Najzwyczajniej w świecie musiał wtrącić tu jakoś coś od siebie, a skoro nie miał najmniejszego zamiaru brodzić w zimnej wodzie... pozostawała mu tylko niemała satysfakcja, kiedy błotna kulka trafiła dokładnie tam, gdzie trafić miała. Przez moment z szerokim uśmiechem przyglądał się temu, jak jego przyjaciel z rządzą mordu gramolił się z wody. Bo jednak nie czuł potrzeby natychmiastowego oddalania się z miejsca, skoro wylezienie z morza musiało Potterowi trochę zająć. Chociaż fakt, przez moment odruchowo sam miał zamiar sięgnąć po różdżkę, kiedy zauważył tę chęć u Jamesa. Skoro jednak ten najwyraźniej nie miał przy sobie tego magicznego kawałka drewna, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby zmarnować kilka chwil na ten pełen zadowolenia uśmiech posłany przyjacielowi.
- Utopiłeś wędkę - zauważył jeszcze, zanim wreszcie doszedł do wniosku, że warto byłoby oddalić się szybkim krokiem. Żadnym wielkim odkryciem nie było jednak to, że uciekanie po piasku wcale nie było dużo łatwiejsze od gramolenia się z wody. Przynajmniej nie wtedy, kiedy miało się do dyspozycji dwie nogi... Ten stan rzeczy Black zmienił jednak dość szybko, doszedłszy do wniosku, że w psim ciele zdecydowanie łatwiej będzie zostawić Pottera w tyle. I rzeczywiście, zyskawszy cztery łapy, mógł bez większego trudu odbiec od niego dość daleko, żeby w końcu zatrzymać się i odwrócić, dla sprawdzenia, co w tej sytuacji zamierzał zrobić Potter. Przy tym zaś pewnie nawet zupełnie postronny obserwator - gdyby tylko taki się trafił - mógłby przysiąc, że na psim pysku wciąż malował się równie zadowolony uśmiech, jakim wcześniej Black uraczył Jamesa jeszcze w swoim ludzkim wcieleniu.
Swoje i tak wiedział - wielkiej różnicy między morzem i jeziorem nie było.
- Ogród - stwierdził więc tak po prostu, po kolejnej wypowiedzi Pottera. - Możesz sobie wziąć ogród, wykopać w nim staw i tam będziesz się popisywał swoją specjalistyczną wiedzą na temat łowienia ryb.
Oczywiście, że mimo wszystko po prostu musiał w jakiś sposób skomentować tę zaskakująco rozległą wiedzę Rogacza w kwestii ryb, ich upodobań i położenia względem brzegu. Nieumiejętność gryzienia się w język była przecież kolejną - jedną z wielu - cech, bez których zwyczajnie nie byłby sobą. Co gorsza, najwyraźniej sam Syriusz musiał świetnie zdawać sobie sprawę z tego, że znacznie zatraciłby na swojej syriuszowatości, gdyby jakkolwiek zaczął nad sobą pracować, żeby pozbyć się niektórych, rzekomo negatywnych, cech usposobienia. Nigdy więc nawet przez myśl nie przeszło mu, że miałby choćby próbować cokolwiek w sobie zmienić. Wobec czego... chyba jednak miał sporo szczęścia, skoro udało mu się znaleźć osoby, które - jak James - mimo wszystko były w stanie wytrzymać w jego towarzystwie.
Widok Pottera w roli rybaka był najwyraźniej obrazkiem zbyt spokojnym, żeby Black mógł pozwolić trwać mu tak bez jakichkolwiek zakłóceń. Najzwyczajniej w świecie musiał wtrącić tu jakoś coś od siebie, a skoro nie miał najmniejszego zamiaru brodzić w zimnej wodzie... pozostawała mu tylko niemała satysfakcja, kiedy błotna kulka trafiła dokładnie tam, gdzie trafić miała. Przez moment z szerokim uśmiechem przyglądał się temu, jak jego przyjaciel z rządzą mordu gramolił się z wody. Bo jednak nie czuł potrzeby natychmiastowego oddalania się z miejsca, skoro wylezienie z morza musiało Potterowi trochę zająć. Chociaż fakt, przez moment odruchowo sam miał zamiar sięgnąć po różdżkę, kiedy zauważył tę chęć u Jamesa. Skoro jednak ten najwyraźniej nie miał przy sobie tego magicznego kawałka drewna, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby zmarnować kilka chwil na ten pełen zadowolenia uśmiech posłany przyjacielowi.
- Utopiłeś wędkę - zauważył jeszcze, zanim wreszcie doszedł do wniosku, że warto byłoby oddalić się szybkim krokiem. Żadnym wielkim odkryciem nie było jednak to, że uciekanie po piasku wcale nie było dużo łatwiejsze od gramolenia się z wody. Przynajmniej nie wtedy, kiedy miało się do dyspozycji dwie nogi... Ten stan rzeczy Black zmienił jednak dość szybko, doszedłszy do wniosku, że w psim ciele zdecydowanie łatwiej będzie zostawić Pottera w tyle. I rzeczywiście, zyskawszy cztery łapy, mógł bez większego trudu odbiec od niego dość daleko, żeby w końcu zatrzymać się i odwrócić, dla sprawdzenia, co w tej sytuacji zamierzał zrobić Potter. Przy tym zaś pewnie nawet zupełnie postronny obserwator - gdyby tylko taki się trafił - mógłby przysiąc, że na psim pysku wciąż malował się równie zadowolony uśmiech, jakim wcześniej Black uraczył Jamesa jeszcze w swoim ludzkim wcieleniu.
- James Potter
Re: Plaża
Wto Mar 13, 2018 11:09 pm
Jak to się mówi: praktyka czyni mistrza! I tak oto przynajmniej James wiedział już, że ryb na brzegu morza zwyczajnie nie ma, bo oczywiście tego, że nie potrafił ich ułowić nie brał nawet pod uwagę. I zdecydowanie nie mógł dojść do takiego wniosku wcześniej, bo takie rozważania o rybach i ich położeniu względem brzegu nawet nie przyszły mu wtedy do głowy. Nie wykluczone, że jakby jednak zdecydowali się na jezioro to i tak rezultat byłby taki sam i pewnie również by się kłócili tylko kto inny oskarżałby kogo innego, a wnioski zapewne byłyby następujące: po cholerę łowić ryby tam gdzie woda się nawet nie rusza i wszystko pewnie zdechło z nudów, jak nad morzem fale same wyrzucają ryby na brzeg!
- Twoja hojność nie zna granic – odparł teatralnie rozczulony, chwytając się przy tym za serce, szybko jednak zmarszczył brwi, gdyż Syriusz już dawno osiągnął Wybitny w swej uszczypliwości – W życiu nie zdradzałbym tej tajemnej wiedzy ze świadomością, że kradniesz mi ją gapiąc się przez okno w salonie! – odgryzł się przywołując na usta parszywy, dumny uśmieszek.
I wyruszył na połów w dziką toń morską, ale nawet tu dopadła go zazdrość Blacka o jego tajemną wiedzę łowcy ryb. Łapa zgrabnie pozbawił go różdżki do tego przeznaczonej, czyt. wędki, a zimny piasek wsypał się Jamesowi za koszulę potęgując jego wściekłość. Walić wędkę, walić to całe łowienie ryb które okazało się przestraszliwie nudne. Możliwość odegrania się na Syriuszu wydawała się po stokroć ciekawsza!
Ruszył więc z naręczem błocka i z krzykiem godnym berserka.
- Módl się bym nie utopił i ciebie! – odkrzyknął tylko, a błoto poleciało w stronę zrywającego się z piachu Blacka, który postanowił być na tyle cwany, by przywdziać swoją drugą skórę i czmychnąć wzdłuż brzegu w postaci psa.
James zaledwie sekundę poświęcił na szybkie rozejrzenie się dookoła czy aby żaden postronny mugol nie był świadkiem tej przedziwnej przemiany. Ani on, ani Syriusz nie słynęli z rozsądku, tym razem jednak mieli zwyczajnego farta, a cała nudna plaża na której za nic w świecie nie brały ryby, należała tylko i wyłącznie do nich.
Jak ganiający po plaży pies był raczej normą, tak nie można było tego powiedzieć o jeleniu. Jednego mugola już tu spotkali i chociaż w tej chwili byli tu sami, nikt nie mógł im zagwarantować, że za pięć minut będzie tak samo. W końcu ten mugol miał im pozazdrościć pomysłu i wrócić tu ze swoim sprzętem, czyż nie?
I mimo iż James lubił być w centrum uwagi, to jakoś nie uśmiechało mu się być obiektem zainteresowania ludności z Allhallows, czy jeszcze gorsze, jakichś turystów. A co innego miał do wyboru w zaistniałych okolicznościach?
Aport, drogi Syriuszu. Może i jeleń był zbyt ekstrawagancki, ale biegający po plaży chłopak z patykiem i swoim psem, już nie! James spokojnym krokiem ruszył więc do swego plecaka i korzystając z faktu, że Black w swej postaci był właściwie bezbronny, wyciągnął różdżkę.
Jak na psa, Syriusz za bardzo obawiał się wody. James już nawet miał rzucić mu jakąś kąśliwą uwagę, o tym że mentalnie większy z niego kot niż kundel, ale co innego już mu się kluło w głowie. Na jego ustach zagościł tylko niecny uśmiech, a zaklęcie bez wypowiedzenia go na głos, tak, James coraz lepiej radził sobie z magią niewerbalną, wystrzeliło z jego różdżki w postaci chmary czarnych ptaków, które nim Potter je odwołał, zagnały Syriusza do wody. Potem James z równą łatwością rzucił zaklęcie zniewalającej łaskotki i chociaż było ono celne, nie miało już takiej mocy jak poprzednie. Miał jednak nadzieję, że wystarczająco wytarga Łapę w wodzie z tym jego uroczym psim uśmiechem wymalowanym na mordce.
__________
Wszystkie zaklęcie +1 za PD
Avifors 5,6
Rictusempra 5,3
- Twoja hojność nie zna granic – odparł teatralnie rozczulony, chwytając się przy tym za serce, szybko jednak zmarszczył brwi, gdyż Syriusz już dawno osiągnął Wybitny w swej uszczypliwości – W życiu nie zdradzałbym tej tajemnej wiedzy ze świadomością, że kradniesz mi ją gapiąc się przez okno w salonie! – odgryzł się przywołując na usta parszywy, dumny uśmieszek.
I wyruszył na połów w dziką toń morską, ale nawet tu dopadła go zazdrość Blacka o jego tajemną wiedzę łowcy ryb. Łapa zgrabnie pozbawił go różdżki do tego przeznaczonej, czyt. wędki, a zimny piasek wsypał się Jamesowi za koszulę potęgując jego wściekłość. Walić wędkę, walić to całe łowienie ryb które okazało się przestraszliwie nudne. Możliwość odegrania się na Syriuszu wydawała się po stokroć ciekawsza!
Ruszył więc z naręczem błocka i z krzykiem godnym berserka.
- Módl się bym nie utopił i ciebie! – odkrzyknął tylko, a błoto poleciało w stronę zrywającego się z piachu Blacka, który postanowił być na tyle cwany, by przywdziać swoją drugą skórę i czmychnąć wzdłuż brzegu w postaci psa.
James zaledwie sekundę poświęcił na szybkie rozejrzenie się dookoła czy aby żaden postronny mugol nie był świadkiem tej przedziwnej przemiany. Ani on, ani Syriusz nie słynęli z rozsądku, tym razem jednak mieli zwyczajnego farta, a cała nudna plaża na której za nic w świecie nie brały ryby, należała tylko i wyłącznie do nich.
Jak ganiający po plaży pies był raczej normą, tak nie można było tego powiedzieć o jeleniu. Jednego mugola już tu spotkali i chociaż w tej chwili byli tu sami, nikt nie mógł im zagwarantować, że za pięć minut będzie tak samo. W końcu ten mugol miał im pozazdrościć pomysłu i wrócić tu ze swoim sprzętem, czyż nie?
I mimo iż James lubił być w centrum uwagi, to jakoś nie uśmiechało mu się być obiektem zainteresowania ludności z Allhallows, czy jeszcze gorsze, jakichś turystów. A co innego miał do wyboru w zaistniałych okolicznościach?
Aport, drogi Syriuszu. Może i jeleń był zbyt ekstrawagancki, ale biegający po plaży chłopak z patykiem i swoim psem, już nie! James spokojnym krokiem ruszył więc do swego plecaka i korzystając z faktu, że Black w swej postaci był właściwie bezbronny, wyciągnął różdżkę.
Jak na psa, Syriusz za bardzo obawiał się wody. James już nawet miał rzucić mu jakąś kąśliwą uwagę, o tym że mentalnie większy z niego kot niż kundel, ale co innego już mu się kluło w głowie. Na jego ustach zagościł tylko niecny uśmiech, a zaklęcie bez wypowiedzenia go na głos, tak, James coraz lepiej radził sobie z magią niewerbalną, wystrzeliło z jego różdżki w postaci chmary czarnych ptaków, które nim Potter je odwołał, zagnały Syriusza do wody. Potem James z równą łatwością rzucił zaklęcie zniewalającej łaskotki i chociaż było ono celne, nie miało już takiej mocy jak poprzednie. Miał jednak nadzieję, że wystarczająco wytarga Łapę w wodzie z tym jego uroczym psim uśmiechem wymalowanym na mordce.
__________
Wszystkie zaklęcie +1 za PD
Avifors 5,6
Rictusempra 5,3
- Mistrz Gry
Re: Plaża
Wto Mar 13, 2018 11:09 pm
The member 'James Potter' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 4, 5
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 4, 2
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 4, 5
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 4, 2
- Mistrz Gry
Re: Plaża
Wto Cze 12, 2018 5:30 pm
Zakończenie sesji z powodu zbyt długiego zwlekania z postami.
[z/t x2]
[z/t x2]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach