Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Mistrz Labiryntu
Ukryta piwnica
Pon Wrz 02, 2013 2:15 pm
Głębiej w lesie, pomiędzy drzewami, znaleźć można drzwi skryte pomiędzy zaroślami, a za tymi ciężkimi drzwiami niemal puste pomieszczenie, w którym wala się jedynie stary stół, rozbite szkło brzęczy pod stopami, a łańcuchy zwisają z sufitu, brzęcząc przy dotknięciu. Wszystkie ściany umalowane są zeschniętą krwią, upstrzone makabrycznymi napisami wołającymi o pomoc i odbiciami dłoni...
- Vincent Nightray
Re: Ukryta piwnica
Czw Gru 04, 2014 8:16 pm
On nie zwykł dawać komuś prezentów, on jedynie sam sobie je robił, chyba że ktoś wkupił się w jego łaski, a dziewczyna wolała z nim walczyć. Owszem, noże również były zabawkami - wbijało się je w ciała takich zabawek, jaką była Grace. Wszystko czemuś służyło - ludzie byli dużymi lalkami, których wspaniałość polegała właśnie na tym, że mieli swoją wolę, dziwne odpały, że niektórzy potrafili się opierać sznurkom, jakie się na nich zaplatało - niestety prawda jest taka, że każdego można złamać, tylko że jedni potrzebują więcej uwagi i czasu, inni mniej... Alex należała do tych osób, które potrzebowałyby pełni uwagi. Tym nie mniej ona niewiele się tutaj liczyła - była tylko przejściową kukiełką, którą sobie złapał, narzędziem... czemu miała posłużyć? Był niezmiernie ciekaw w sumie, jak ta dziewczyna będzie reagować na wszystko, co mówi, co robi, jej siła opierania się była doprawdy zdumiewająca, tym nie mniej prócz uśmiechu, kiedy rozorała sobie twarz, nie wskórała u niego żadnej innej reakcji.
Przeszli niezauważeni przez całą szkołę, chociaż mijali wielu uczniów, nawet prefektów, wyszli niezaczepiani przez nikogo, chociaż mijali nawet Filcha, tak i nikt nie zatrzymywał ich, kiedy wchodzili do Zakazanego Lasu, miast zwalniać, zagłębiając się oraz dalej i dalej - nie zapaliła się żadna lampka, różdżka Alex tkwiła bezpieczna za pazuchą Vincenta - mróz na dworze i ciemność, kiedy księżyc się nie wychylał poza chmury, musiały gryźć Alex, która wpadała co rusz na pomniejsze i większe gałązki, które sam Nightray omijał, ale jakoś nie bardzo martwił się o to, ile razy ona sama się potknie, narażając się na coraz bardziej wydłużający się, a więc i nasilający, ból i jak bardzo się przy tym poobija.
Zszedł z nią po pochyłym, miękkim mchu w dół i zatrzymał - dziewczyna mogła usłyszeć skrzypienie ciężkich drzwi, które ledwo się najwyraźniej otwierały i dopiero tutaj dotarł do niej blask światła pochodni zapalonej na ścianie po prawej stronie od wejścia na samym końcu prostokątnego pomieszczenia, które oprócz tego małego kąta tonęło w mroku.
Nightray wszedł z dziewczyną do środka i ponownie złapał ją za podbródek, przyciągając jej twarz do siebie.
- Zapamiętaj wszystko, co tu zobaczysz i pamiętaj, że będę robił to tak długo, jak mi się tylko spodoba, bo możesz zrobić z tym tyle, co nic. Zapamiętaj moją twarz, ponieważ im więcej czasu będzie mijać, tym będziesz mniej widzieć, aż zatoniesz w całkowitej czerni. Zapamiętaj, że takie nic nie warte stworzenia nie powinny być godne nawet mojego dotyku... Ale za bardzo lubię się wami bawić, żeby z tego zrezygnować.
Ból znowu uderzył w jej ciało, okrywając jej oczy całkowitą czernią, gdy jego słowa echem odbiły się od ścian jej umysłu mocą sprawczą - i ból ten wzrastał aż do momentu utraty przytomności.
Chłodny podmuch wiatru wpadł do środka, przysłaniając woń wilgoci przemieszany ze smrodem krwi.
Obudziłaś się dopiero po dwóch godzinach. Nightraya już nie było, a przy tobie leżała twoja różdżka.
[z/t]
Przeszli niezauważeni przez całą szkołę, chociaż mijali wielu uczniów, nawet prefektów, wyszli niezaczepiani przez nikogo, chociaż mijali nawet Filcha, tak i nikt nie zatrzymywał ich, kiedy wchodzili do Zakazanego Lasu, miast zwalniać, zagłębiając się oraz dalej i dalej - nie zapaliła się żadna lampka, różdżka Alex tkwiła bezpieczna za pazuchą Vincenta - mróz na dworze i ciemność, kiedy księżyc się nie wychylał poza chmury, musiały gryźć Alex, która wpadała co rusz na pomniejsze i większe gałązki, które sam Nightray omijał, ale jakoś nie bardzo martwił się o to, ile razy ona sama się potknie, narażając się na coraz bardziej wydłużający się, a więc i nasilający, ból i jak bardzo się przy tym poobija.
Zszedł z nią po pochyłym, miękkim mchu w dół i zatrzymał - dziewczyna mogła usłyszeć skrzypienie ciężkich drzwi, które ledwo się najwyraźniej otwierały i dopiero tutaj dotarł do niej blask światła pochodni zapalonej na ścianie po prawej stronie od wejścia na samym końcu prostokątnego pomieszczenia, które oprócz tego małego kąta tonęło w mroku.
Nightray wszedł z dziewczyną do środka i ponownie złapał ją za podbródek, przyciągając jej twarz do siebie.
- Zapamiętaj wszystko, co tu zobaczysz i pamiętaj, że będę robił to tak długo, jak mi się tylko spodoba, bo możesz zrobić z tym tyle, co nic. Zapamiętaj moją twarz, ponieważ im więcej czasu będzie mijać, tym będziesz mniej widzieć, aż zatoniesz w całkowitej czerni. Zapamiętaj, że takie nic nie warte stworzenia nie powinny być godne nawet mojego dotyku... Ale za bardzo lubię się wami bawić, żeby z tego zrezygnować.
Ból znowu uderzył w jej ciało, okrywając jej oczy całkowitą czernią, gdy jego słowa echem odbiły się od ścian jej umysłu mocą sprawczą - i ból ten wzrastał aż do momentu utraty przytomności.
Chłodny podmuch wiatru wpadł do środka, przysłaniając woń wilgoci przemieszany ze smrodem krwi.
Obudziłaś się dopiero po dwóch godzinach. Nightraya już nie było, a przy tobie leżała twoja różdżka.
[z/t]
- Alexandra Grace
Re: Ukryta piwnica
Czw Gru 04, 2014 8:56 pm
To jak wyzwanie. Wojna, którą sobie wywołała. Nie ma sukcesów bez poświęceń. Za to ona zyskała powód do tego, by takich ludzi się pozbywać. Nie dosłownie, bo w przeciwieństwie do takiej hołoty nie jest mordercą. O nie. Mogli sobie być władcami marionetek. Mistrzowie najczęściej upadają. Nie miała pojęcia jak, ale załatwi mu tak mocny upadek, że już nie wstanie. Nie chciała chwilowo myśleć o niczym. Ciągle musiała iść za nim.
A nikt nic nie widział. Jak wiele takich tajemnic skrywał ten zamek? Ilu ludzie przeszło niezauważonych? Dosłownie i przenośnie. Była cholernie anonimowa. Tak się dzieję, jak się nie ma przyjaciół. Stajesz się jedną z wielu osób.
Potem las...
Cholerne gałęzie, cholerna ciemność, cholerne rośliny, cholerny popapraniec.
Po swoim wypadku miała rozwaloną czaszkę i pogruchotane kości, ale tylu siniaków nawet wtedy.
I ten chłód...
W sumie z takim połączeniem była niczym żywy trup. Potem do tego miejsce, które mogłoby uchodzić za grobowiec. Po prostu umierać, a nie żyć.
- Zdechniesz - tylko tyle udało się jej powiedzieć za nim zaczęła się kolejna seria wrażeń. Popisał się. Było już o wiele podobnie do tego, co już przechodziła. I jeszcze ta świadomość, że bezpowrotnie masz coś stracić. Raz było to życie, a teraz wzrok. Ten własnie wewnętrzny ból, wywołany świadomością przyjścia nie możliwego do uniknięcia był najgorszy.
Nawet taka sama ciemność ją spowiła, a ostatnie, co zobaczyła to były ślady jej własnej krwi.
Po jakimś czasie otworzyła oczy. Jej ciało przeszedł dreszcz. Była wyziębiona, czuła to. Do tego po utracie swojej ukochanej grupy AB rh -. Widziała tylko swoją różdżkę i chwyciła ją machinalnie w dłoń.
Chciała krzyczeć, ale wiedziała, że to bezsensu. Nikt jej nie usłyszy. Nikt nie pomoże. Nikt nie pamięta.
Musiała poczekać, aż zbierze się sama w sobie, by móc wstać. Nic więcej jej nie pozostało.
Powtarzała więc na głos swoją mantrę, która przypomniała jej, kim jest.
Dodała jednak do niej coś nowego.
"Nazywam się Alexandra Maria Grace. Jestem córką mugoli, Josepha i Jane Grace. Urodziłam się w Szkocji w miejscu narodzin Marii Stuart i Jakuba V- Linlithgow. Moje imię znaczy "obrońca ludzi" i taka powinnam być. Broniąca prawdy i drugiego człowieka. Noszę je po babci. Drugie imię mam na cześć wspomnianej królowej. Nigdy nie byłam ułożona i kulturalna. Chcę pomagać ludziom, bo kiedyś zostałam potrącona i prawie umarłam. Wtedy moje relację z rodziną się poprawiły, a ja zrozumiałam, że żyć to nie znaczy tylko oddychać. Swoje życie trzeba przeżyć. Jedyne co zostało mi po tym wydarzeniu to blizna na karku. Obecnie jestem uczennicą V roku w domu Gryffindor'a. Nie wolno mi o tym wszystkim zapomnieć. Walczę o nadzieję i jestem dumna z tego, kim jestem. W przyszłości będę niewidoma, a o wydarzeniach, które do tego doprowadziły, również nie zapomnę. Wiem, że ta osoba zostanie ukarana"
W kółko to powtarzała, aż znajdzie siłę, by wstać lub ktoś jej pomoże.
A nikt nic nie widział. Jak wiele takich tajemnic skrywał ten zamek? Ilu ludzie przeszło niezauważonych? Dosłownie i przenośnie. Była cholernie anonimowa. Tak się dzieję, jak się nie ma przyjaciół. Stajesz się jedną z wielu osób.
Potem las...
Cholerne gałęzie, cholerna ciemność, cholerne rośliny, cholerny popapraniec.
Po swoim wypadku miała rozwaloną czaszkę i pogruchotane kości, ale tylu siniaków nawet wtedy.
I ten chłód...
W sumie z takim połączeniem była niczym żywy trup. Potem do tego miejsce, które mogłoby uchodzić za grobowiec. Po prostu umierać, a nie żyć.
- Zdechniesz - tylko tyle udało się jej powiedzieć za nim zaczęła się kolejna seria wrażeń. Popisał się. Było już o wiele podobnie do tego, co już przechodziła. I jeszcze ta świadomość, że bezpowrotnie masz coś stracić. Raz było to życie, a teraz wzrok. Ten własnie wewnętrzny ból, wywołany świadomością przyjścia nie możliwego do uniknięcia był najgorszy.
Nawet taka sama ciemność ją spowiła, a ostatnie, co zobaczyła to były ślady jej własnej krwi.
Po jakimś czasie otworzyła oczy. Jej ciało przeszedł dreszcz. Była wyziębiona, czuła to. Do tego po utracie swojej ukochanej grupy AB rh -. Widziała tylko swoją różdżkę i chwyciła ją machinalnie w dłoń.
Chciała krzyczeć, ale wiedziała, że to bezsensu. Nikt jej nie usłyszy. Nikt nie pomoże. Nikt nie pamięta.
Musiała poczekać, aż zbierze się sama w sobie, by móc wstać. Nic więcej jej nie pozostało.
Powtarzała więc na głos swoją mantrę, która przypomniała jej, kim jest.
Dodała jednak do niej coś nowego.
"Nazywam się Alexandra Maria Grace. Jestem córką mugoli, Josepha i Jane Grace. Urodziłam się w Szkocji w miejscu narodzin Marii Stuart i Jakuba V- Linlithgow. Moje imię znaczy "obrońca ludzi" i taka powinnam być. Broniąca prawdy i drugiego człowieka. Noszę je po babci. Drugie imię mam na cześć wspomnianej królowej. Nigdy nie byłam ułożona i kulturalna. Chcę pomagać ludziom, bo kiedyś zostałam potrącona i prawie umarłam. Wtedy moje relację z rodziną się poprawiły, a ja zrozumiałam, że żyć to nie znaczy tylko oddychać. Swoje życie trzeba przeżyć. Jedyne co zostało mi po tym wydarzeniu to blizna na karku. Obecnie jestem uczennicą V roku w domu Gryffindor'a. Nie wolno mi o tym wszystkim zapomnieć. Walczę o nadzieję i jestem dumna z tego, kim jestem. W przyszłości będę niewidoma, a o wydarzeniach, które do tego doprowadziły, również nie zapomnę. Wiem, że ta osoba zostanie ukarana"
W kółko to powtarzała, aż znajdzie siłę, by wstać lub ktoś jej pomoże.
- Sahir Nailah
Re: Ukryta piwnica
Pią Gru 05, 2014 9:18 am
Widzisz, Alex..? Tak się łamie ludzi... doprowadza się ich na skraj, gdzie Śmierć kładzie dłoń na ramieniu i delikatnie uśmiecha, nie pozwalając się obejrzeć, by ją dojrzeć, chociaż dla nas jest i tak oczywistym, że tam jest, zmusza się ich do walczenia, gdzie próbujemy się wyrwać i uniknąć jej dotyku, od którego płynie tylko zimno i niepokój - w Śmierci nie było nic romantycznego, nie oferowała żadnej obietnicy - była końcem, dosłownym końcem wszystkiego, który czernią odcinał nad od możliwych do osiągnięcia piedestałów. Wobec niej jesteśmy doprawdy niczym, jak takie dzieciątka w tej piaskownicy, a Ona..? Nieuchwytna i doskonała, będąca wszędzie tam, gdzie ostatnie tchnienia wołają jej imię melodią wygrywanego nam ostatnią serenadę Losu. Kiedy już przestajemy walczyć i staje nam się obojętne, co się z nami stanie, kiedy chcemy już tylko uniknąć cierpienia i zapomnieć czym są własne myśli, emocje i wspomnienia dobrych, starych lat, które nigdy już nie powrócą - wtedy jesteśmy złamani. Ja wiem, widzę, Ty walczysz, nie pozwalasz sobie zapomnieć o wszystkim, czym i kim byłaś, zbierasz myśli pośród mrozu, który wstrząsa twoim ciałem, w całkowitych ciemnościach, bo już zgasła nawet pochodnia, która jako jedyna oferowała troszeczkę ciepła pomarańczy w tym pustym grobowcu, do którego wrota zostały otworzone. Do twych uszu dociera szmer łańcuchów dzwoniących na delikatnych tchnieniach wiatru i krucze zawodzenie, kiedy jeden z tych ptaków odezwał się z przysłaniających niebo, iglastych koron drzew, a zaraz za nim ozwał się wilczy zew - gdzieś daleko, poza twoim zasięgiem, poruszając membranami w powietrzu i wkradając się strachem do serca, że wataha jest bliżej, niż chciałabyś sądzić, zaś to jedynie echo niosło tak złudnie wszelakie odgłosy. Nie wiesz dokładnie, gdzie jesteś - to, że w Zakazanym Lesie, nijak Ci nie pomaga, bo przecież możesz być wszędzie. Prowadzona tutaj nie widziałaś, skąd przyszłaś, kierunek ciężko było rozpoznać, nawet gdybyś chciała nie mogłabyś zrobić ruchu bez obawy, że na coś nie wpadniesz. Ledwo byłaś w stanie dostrzec kraniec własnego nosa - tylko różdżka była jakimś bardziej widocznym punktem, jakby próbowała cię do siebie przywołać, przemówić, byś wreszcie się zebrała z lodowatej podłogi...
Koszmarne wizje przebłyskami przebiegały przez twój umysł - wizje Nightraya z pasją wbijającego sztylet w twoje ciało i żłobiącego nim kolejne napisy, opuszczającego bicz na twoje plecy, to rozpalało cię pragnienie, to wszystko gasło jakby rozmazane, gdy twoje ręce tkwiły w uwięzi kajdan, nie pozwalających ci usiąść, ani się położyć - były to ledwo pięciosekundowe przebłyski, które jakby na złość tobie próbowały ci zamazać pamięć o tym, kim tak naprawdę jesteś...
- Alex, słyszysz mnie..? - Rozległ się przy tobie znajomy głos, zaraz też poczułaś, jak ktoś nakrywa cię chłodnym płaszczem przesyconym zapachem tego pomieszczenia, a potem czyjeś zimne ręce sięgając po ciebie i delikatnie unoszą, przerywając natłok obrazów, które rozpłynęły się w nicości... i więcej nie powróciły. - Alex. - Ktoś, kto podciągnął cię nieco na swe uda, klęcząc i przysiadając na łydkach, potrząsnął cię lekko, chcąc wyrwać z otępienia, w które wpadłaś.
Koszmarne wizje przebłyskami przebiegały przez twój umysł - wizje Nightraya z pasją wbijającego sztylet w twoje ciało i żłobiącego nim kolejne napisy, opuszczającego bicz na twoje plecy, to rozpalało cię pragnienie, to wszystko gasło jakby rozmazane, gdy twoje ręce tkwiły w uwięzi kajdan, nie pozwalających ci usiąść, ani się położyć - były to ledwo pięciosekundowe przebłyski, które jakby na złość tobie próbowały ci zamazać pamięć o tym, kim tak naprawdę jesteś...
- Alex, słyszysz mnie..? - Rozległ się przy tobie znajomy głos, zaraz też poczułaś, jak ktoś nakrywa cię chłodnym płaszczem przesyconym zapachem tego pomieszczenia, a potem czyjeś zimne ręce sięgając po ciebie i delikatnie unoszą, przerywając natłok obrazów, które rozpłynęły się w nicości... i więcej nie powróciły. - Alex. - Ktoś, kto podciągnął cię nieco na swe uda, klęcząc i przysiadając na łydkach, potrząsnął cię lekko, chcąc wyrwać z otępienia, w które wpadłaś.
- Alexandra Grace
Re: Ukryta piwnica
Pią Gru 05, 2014 5:22 pm
Z tego wniosek, że nie wolno przestawać walczyć. Mogła się złamać. Nawet rozsypać na miliony maleńkich kawałeczków. Poddać się. Nie doczekać pomocy. Pogrążyć się w owej ciemności i dać przyjść śmierci. Jak się mawia: do trzech razy sztuka. Drugi jednak chwilowo nie wypalił. Czyżby ktoś o niej jednak pamiętał?
Słysząc głos pomyślała, że Bóg jednak o niej nie zapomniał, a jej Nadzieja wcale nie jest słabością. Przerwała powtarzanie mantry, dokańczając jeden raz całą frazę. Taka zasada, była cała przeszłość, a niej fragment, więc uroiła sobie, że nie może jej wspominać wybiórczo.
Wróciła do niej rzeczywistość, co skutkowało tym, że mogła odpowiedzieć. Miała milion rzeczy do wyrzucenia z siebie, ale w obecnej sytuacji nie była w stanie tego zrobić. Wszystkie wydarzenia znacznie wpłynęły na jej kondycję, więc nie pozostało jej nic innego, jak ograniczyć tym razem swój, jakże charakterystyczny słowotok. Istnieją jednak sprawy, które potrafiło się wybrać z pośród reszty, a ona miała także głowę i łączyła fakty. Nieco wolniej, ale jednak to robiła.
- Nic Ci nie jest? - Przypomniała sobie każdy szczegół, jakim została obdarzona. Rewelacji nie było, ale strach o tego człowieka miała najwyżej na liście. W końcu dlatego dała się zaciągnąć gdzieś, skąd nie potrafiłaby przecież wrócić. Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale był tutaj. A równie dobrze mogła go sobie wyobrazić. Lub gorzej - być tworem jej własnych pomieszanych zmysłów bądź też zaplanowaną grą, która miała znowu doprowadzić ją do czegoś strasznego.
- Jak trzęsiesz mną to boli bardziej - Chciała się rozwinąć tak bardzo, jak nigdy wcześniej. Zapytać, czy to na pewno on między innymi, bo równałoby się to temu, że nie zrobi jej krzywdy i nie jest jej wymysłem. Musiała jednak streszczać własne myśli, bo sił wcale nie miała jakoś wiele, a chciała możliwe najwięcej jej oszczędzić. Zebrać się w całość i samemu podnieść, a nie po raz kolejny być sieroctwem w sprawie samozaparcia i wytrzymałości. Powiedziała więc jedyną rzecz, która w jej mniemaniu pokaże jej z kim ma do czynienia. Przecież nie chciałby pogorszyć jej stanu, tak? Wierzyła w to, a z racji tego, iż lepszego planu nie miała, więc nie było niczego do stracenia. I bolało, choć przyznanie tego było dla niej niepotrzebne. Głupi domyśliłby się, że raczej nie odtańczyłaby samby w obecnym stanie.
Nie mówiąc już o tym, że przyznanie tego przeszło jej ciężko przez gardło.
Cały ten czas był ciężki...
Słysząc głos pomyślała, że Bóg jednak o niej nie zapomniał, a jej Nadzieja wcale nie jest słabością. Przerwała powtarzanie mantry, dokańczając jeden raz całą frazę. Taka zasada, była cała przeszłość, a niej fragment, więc uroiła sobie, że nie może jej wspominać wybiórczo.
Wróciła do niej rzeczywistość, co skutkowało tym, że mogła odpowiedzieć. Miała milion rzeczy do wyrzucenia z siebie, ale w obecnej sytuacji nie była w stanie tego zrobić. Wszystkie wydarzenia znacznie wpłynęły na jej kondycję, więc nie pozostało jej nic innego, jak ograniczyć tym razem swój, jakże charakterystyczny słowotok. Istnieją jednak sprawy, które potrafiło się wybrać z pośród reszty, a ona miała także głowę i łączyła fakty. Nieco wolniej, ale jednak to robiła.
- Nic Ci nie jest? - Przypomniała sobie każdy szczegół, jakim została obdarzona. Rewelacji nie było, ale strach o tego człowieka miała najwyżej na liście. W końcu dlatego dała się zaciągnąć gdzieś, skąd nie potrafiłaby przecież wrócić. Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale był tutaj. A równie dobrze mogła go sobie wyobrazić. Lub gorzej - być tworem jej własnych pomieszanych zmysłów bądź też zaplanowaną grą, która miała znowu doprowadzić ją do czegoś strasznego.
- Jak trzęsiesz mną to boli bardziej - Chciała się rozwinąć tak bardzo, jak nigdy wcześniej. Zapytać, czy to na pewno on między innymi, bo równałoby się to temu, że nie zrobi jej krzywdy i nie jest jej wymysłem. Musiała jednak streszczać własne myśli, bo sił wcale nie miała jakoś wiele, a chciała możliwe najwięcej jej oszczędzić. Zebrać się w całość i samemu podnieść, a nie po raz kolejny być sieroctwem w sprawie samozaparcia i wytrzymałości. Powiedziała więc jedyną rzecz, która w jej mniemaniu pokaże jej z kim ma do czynienia. Przecież nie chciałby pogorszyć jej stanu, tak? Wierzyła w to, a z racji tego, iż lepszego planu nie miała, więc nie było niczego do stracenia. I bolało, choć przyznanie tego było dla niej niepotrzebne. Głupi domyśliłby się, że raczej nie odtańczyłaby samby w obecnym stanie.
Nie mówiąc już o tym, że przyznanie tego przeszło jej ciężko przez gardło.
Cały ten czas był ciężki...
- Sahir Nailah
Re: Ukryta piwnica
Sob Gru 06, 2014 12:07 pm
Pośród tych cieni niemożliwym dla Alex było, żeby zobaczyć sylwetkę Nailaha, za to on widział ją bardzo dokładnie - kolejny plus bycia wampirem? Wyczulone zmysły, a na dodatek dlań nie istniało pojęcie "sekretów mroku" - jakiego znowu mroku? Każda czerń była możliwa do przeniknięcia, krajobraz był bardziej wyraźny niż za dnia, kiedy słońce raziło i sprawiała, że chciało się jedynie uciec do jakiejś piwnicy i zamknąć w niej, zaś bez okularów przeciwsłonecznych ani rusz. Kompletne przeciwieństwo człowieka, chociaż obie rasy na pierwszy rzut oka były identyczne.
- Głupia, nie pytaj teraz o takie rzeczy... - Jego głos, chociaż ciągle przyjemnie miękki dla ucha, był napięty z niepokoju widoku ledwo kontaktującej z rzeczywistością dziewczyną, którą właśnie przytrzymywał w ramionach i mając pewność, że jest w stanie odpowiadać, nawet jeśli nie bezpośrednio, bo trudno za odpowiedź na pytanie: "czy mnie słyszysz?" uznać... inne pytanie. Średnia istotność tego faktu pozwoliła go odłożyć na bok - czarnowłosy odetchnął mocno i uniósł głowę, rozglądając się po pomieszczeniu, nader dobrze mu znanemu - zapach Nigtraya dawno się stąd ulotnił, śmiałeś podejrzewać, że nie zamierzał on tutaj wrócić i was zamknąć, ale mimo to nie potrafiłeś się rozluźnić i uwierzyć tej myśli - przy tej istocie wolałeś zakładać wszystkie najgorsze opcje, czyli aktualnie trzeba było jak najprędzej stąd wyjść.
Poprawiłeś uchwyt, zmieniając pozycję do kucek, zamrugałeś mocno parę razy, wiedziony tą naiwną nadzieją, że obraz przestanie się dzięki temu rozjeżdżać i sam zyskasz pewność gruntu.
- To dobrze, przynajmniej masz pewność, że żyjesz. - Odparłeś, nie spuszczając oczu z wyjścia. - Musimy wstać i wrócić do Hogwartu. Dasz radę wstać? Pomogę ci.
- Głupia, nie pytaj teraz o takie rzeczy... - Jego głos, chociaż ciągle przyjemnie miękki dla ucha, był napięty z niepokoju widoku ledwo kontaktującej z rzeczywistością dziewczyną, którą właśnie przytrzymywał w ramionach i mając pewność, że jest w stanie odpowiadać, nawet jeśli nie bezpośrednio, bo trudno za odpowiedź na pytanie: "czy mnie słyszysz?" uznać... inne pytanie. Średnia istotność tego faktu pozwoliła go odłożyć na bok - czarnowłosy odetchnął mocno i uniósł głowę, rozglądając się po pomieszczeniu, nader dobrze mu znanemu - zapach Nigtraya dawno się stąd ulotnił, śmiałeś podejrzewać, że nie zamierzał on tutaj wrócić i was zamknąć, ale mimo to nie potrafiłeś się rozluźnić i uwierzyć tej myśli - przy tej istocie wolałeś zakładać wszystkie najgorsze opcje, czyli aktualnie trzeba było jak najprędzej stąd wyjść.
Poprawiłeś uchwyt, zmieniając pozycję do kucek, zamrugałeś mocno parę razy, wiedziony tą naiwną nadzieją, że obraz przestanie się dzięki temu rozjeżdżać i sam zyskasz pewność gruntu.
- To dobrze, przynajmniej masz pewność, że żyjesz. - Odparłeś, nie spuszczając oczu z wyjścia. - Musimy wstać i wrócić do Hogwartu. Dasz radę wstać? Pomogę ci.
- Alexandra Grace
Re: Ukryta piwnica
Sob Gru 06, 2014 7:45 pm
Na swoje własne szczęście jeszcze słyszała. Powiedzmy, że również świadoma. Wciąż jest tą samą osobą, więc jej reakcja była "logiką Alex". Do tego dała się pokiereszować, bo chciała pomóc jemu. Zgodziła się, zaryzykowała, a gdyby się uprzeć to teoretycznie go zobaczyła, a raczej usłyszała. Istotnym było, czy ma się dobrze. Skończyła w takim miejscu, bo chciała to wiedzieć. Ktoś, kiedyś powiedział jej, że gdy psychopata grozi Ci to lepiej się zgodzić niż go prowokować. Ile z tego prawdy? Różnie bywa. Była sobie wymęczona, ledwo zipiąca. Kontaktowała w ogromnie skróconej formie. Nie zebrała siły na kłócenie się, że jej pytanie było istotne. W sumie nie odpowiedziała wcale, bo nie tyle, co jej ciało (choć też umęczone), ale umysł wołał o odpoczynek.
- Muszę wstać - Nie było mowy o tym, że powie inaczej. Sama nie czuła się zbyt dobrze zmyślą, że to nie musi być koniec na ten jeden raz. W sumie ogólnie nie czuła się dobrze. Cieszyła się jedynie z tego, że jest przytomna. Tyle rzeczy dzieję się w czasie, gdy zamykamy oczy, iż ciężko nie bać się tego. Nieświadomość to złodziej, który twierdzi, że był po prostu gościem, którego nie zauważyliśmy. Zebrała w sobie energię, jaka jeszcze się w niej tliła, by zacząć się poruszać. Jej mózg nie chciał współpracować, ale musiał. Zmuszała go usilnie. Będzie potrzebowała podpory, ale ruszy dalej. Uśmiechnęła się nawet. Był to ten rodzaj miny w której ciężko powiedzieć, czy to radość.
Chyba raczej zrobiła to z przyzwyczajenia.
Owy człowiek, który tak ją urządziły odpowiedział także na jej pytanie. Jak to jest, że nie płacze? Nie tak, iż nie potrafi, czy też nie może. Po prostu istnieje inny rodzaj bólu. Taki przy którym nie roni się łez, tylko cierpi w milczeniu. Alexandra nauczyła się pośród łez i krzyków zabijać nawet własny ból, by nikt nie mógł uznać jej za przykład osoby, która sama potrzebuje pomocy.
- Muszę wstać - Nie było mowy o tym, że powie inaczej. Sama nie czuła się zbyt dobrze zmyślą, że to nie musi być koniec na ten jeden raz. W sumie ogólnie nie czuła się dobrze. Cieszyła się jedynie z tego, że jest przytomna. Tyle rzeczy dzieję się w czasie, gdy zamykamy oczy, iż ciężko nie bać się tego. Nieświadomość to złodziej, który twierdzi, że był po prostu gościem, którego nie zauważyliśmy. Zebrała w sobie energię, jaka jeszcze się w niej tliła, by zacząć się poruszać. Jej mózg nie chciał współpracować, ale musiał. Zmuszała go usilnie. Będzie potrzebowała podpory, ale ruszy dalej. Uśmiechnęła się nawet. Był to ten rodzaj miny w której ciężko powiedzieć, czy to radość.
Chyba raczej zrobiła to z przyzwyczajenia.
Owy człowiek, który tak ją urządziły odpowiedział także na jej pytanie. Jak to jest, że nie płacze? Nie tak, iż nie potrafi, czy też nie może. Po prostu istnieje inny rodzaj bólu. Taki przy którym nie roni się łez, tylko cierpi w milczeniu. Alexandra nauczyła się pośród łez i krzyków zabijać nawet własny ból, by nikt nie mógł uznać jej za przykład osoby, która sama potrzebuje pomocy.
- Sahir Nailah
Re: Ukryta piwnica
Nie Gru 07, 2014 9:25 am
Właśnie, to była niezaprzeczalna prawda, że nie ważne, gdzie byli, nie ważne, jaki był dzień, jaka godzina - przecież Alex była nadal tą samą Alex, którą poznałeś, albo może nie poznałeś? Siła tej dziewczyny była niesamowita, niby taka krucha, kiedy spoczywała w twoich ramionach, niby taka zimna i taka delikatna, mógłbyś złapać jej głowę, nawet nie zauważyłbyś, jakbyś złamał jej kark, niczym zapałkę, gdyby tylko mocniej ją przekręcić - tym było właśnie życie ludzi w oczach wampirów, czyż nie? Balansujesz między tymi dwoma pojęciami, ale mimo wszystko nadal chcesz jakąś swoją częścią uważać się za człowieka, tak, wrócić do tych dni, kiedy życie było cenne, dlatego o nie walczyłeś, nie o swoje, ale o innych, by ich podnosić raz za razem, kiedy upadali, cieszyć się, kiedy i oni się cieszyli - gdzie są te czasy? Przepadły w mroku nocy i sile, które rozpiera żyły, pragnąc gonić do przodu i nie oglądać się za tym, co było, marnym życiem, które właśnie, jak ta zapałka, zajaśniało i równie szybko zgasło, będąc zupełnie niczym - całą taką paczkę można kupić za marne grosze w każdym pierwszym lepszym sklepie czy kiosku, a i na co one czarodzieja, kiedy można rozpalić wszystko za pomocą różdżki jedną tylko myślą, jednym zaklęciem?
- Tak, musisz wstać. - Ile razy jeszcze powtórzysz to słowo? Nie stać cię w danym momencie na żadne lepsze, sprowokowany przez konieczność prostoty w zbieraniu myśli, które się chwiały i chciały, byś ją zostawił i się tutaj po prostu położył - umrzesz, nie umrzesz, co za różnica, nikt i tak nie będzie za tobą płakał, spełni się twoje marzenie, by odjeść w ciszy tam, gdzie nikt cię nie znajdzie... Teraz jednak, kiedy spoglądałeś na tą bladą twarz, patrząc w jej oczy i na jej słaby uśmiech, nie mógłbyś tego zrobić.
I tak oto powstaje z popiołów, unosi się wśród kąśliwej pani zimy, która podgryza kończyny i ugina je pod ciężarem własnego ciała, co dopiero pod dodatkowym obciążeniem w postaci Tej, która powstać najbardziej chciała - oboje wymęczeni, oboje na krańcach własnych możliwości, jeden trochę dalej, druga nieco bliżej, tam, gdzie ramiona Morfeusza stają się namacalnie prawdziwe i nie sposób zaprzeczyć ich istnienia. Widzicie je? Doń bardzo blisko. Obyście nie zboczyli i w nie nie zabłądzili, nim nadejdzie odpowiednia chwila.
Chłopak przełożył sobie ramię dziewczyny przez kark i podniósł się razem z nią na szeroko rozstawionych nogach, żeby utrzymać ich ciężar, choć ciemniało mu przed oczyma i nawet sztuka oddychania ciążyła na ciele w nieznośnej konieczności ciągłego powtarzania.
- Stoisz? - Nie ruszyłeś od razu, żeby dać jej czas na złapanie równowagi. - Będę szedł powoli... Uważaj pod nogi... Śniegu tu nie ma... ale grunt jest nierówny. - Jakby nie pamiętała, jak ją tutaj Nightray ciągnął... ale oprócz tego, jak Vincent przyszedł i powiedział, że masz Alex uratować, albo umrze i wskazał jej miejsce pobytu, nie miałeś pojęcia, jak się tutaj znalazła... tym nie mniej szrama na policzku i fakt, że to było TO miejsce... mówił wiele o tym, że Grace miała bliższe spotkanie z tą Przedwieczną Istotą.
- Tak, musisz wstać. - Ile razy jeszcze powtórzysz to słowo? Nie stać cię w danym momencie na żadne lepsze, sprowokowany przez konieczność prostoty w zbieraniu myśli, które się chwiały i chciały, byś ją zostawił i się tutaj po prostu położył - umrzesz, nie umrzesz, co za różnica, nikt i tak nie będzie za tobą płakał, spełni się twoje marzenie, by odjeść w ciszy tam, gdzie nikt cię nie znajdzie... Teraz jednak, kiedy spoglądałeś na tą bladą twarz, patrząc w jej oczy i na jej słaby uśmiech, nie mógłbyś tego zrobić.
I tak oto powstaje z popiołów, unosi się wśród kąśliwej pani zimy, która podgryza kończyny i ugina je pod ciężarem własnego ciała, co dopiero pod dodatkowym obciążeniem w postaci Tej, która powstać najbardziej chciała - oboje wymęczeni, oboje na krańcach własnych możliwości, jeden trochę dalej, druga nieco bliżej, tam, gdzie ramiona Morfeusza stają się namacalnie prawdziwe i nie sposób zaprzeczyć ich istnienia. Widzicie je? Doń bardzo blisko. Obyście nie zboczyli i w nie nie zabłądzili, nim nadejdzie odpowiednia chwila.
Chłopak przełożył sobie ramię dziewczyny przez kark i podniósł się razem z nią na szeroko rozstawionych nogach, żeby utrzymać ich ciężar, choć ciemniało mu przed oczyma i nawet sztuka oddychania ciążyła na ciele w nieznośnej konieczności ciągłego powtarzania.
- Stoisz? - Nie ruszyłeś od razu, żeby dać jej czas na złapanie równowagi. - Będę szedł powoli... Uważaj pod nogi... Śniegu tu nie ma... ale grunt jest nierówny. - Jakby nie pamiętała, jak ją tutaj Nightray ciągnął... ale oprócz tego, jak Vincent przyszedł i powiedział, że masz Alex uratować, albo umrze i wskazał jej miejsce pobytu, nie miałeś pojęcia, jak się tutaj znalazła... tym nie mniej szrama na policzku i fakt, że to było TO miejsce... mówił wiele o tym, że Grace miała bliższe spotkanie z tą Przedwieczną Istotą.
- Alexandra Grace
Re: Ukryta piwnica
Nie Gru 07, 2014 4:15 pm
Pomyślmy jednak, że niegdyś zapałki były użyteczne. Do tego są sytuacje w których trzeba ich użyć z różnych przyczyn. Natura nie tworzy niczego "od czapy". Niezachwiany porządek musi być. Może i niewielka jest cena, by je dostać, ale ich światło, nawet jeśli krótkie kosztuje już więcej. Powiedzenie, więc że to nic jest przesadą.
Alexandra pomyślała nagle o słowach, jakie niegdyś posłyszała. "Nic nie muszę, wszystko mogę". I przestawiła swoje myślenie właśnie na to drugie słowo. Nie chciała zaledwie musieć. Pozwoliła swojej duszy zadziałać autosugestią. W końcu przecież nie jest prawie zdechłą muchą, a poturbowaną dziewczyną. Zaczęła wierzyć w to, że nie jest ograniczona mrozem ani innymi czynnikami. Mózg załapał o co chodzi (ha! nawet go da się oszukać!). Wstała. Nie był to wyczyn godny zgrabnej baletnicy, ale nie warto narzekać, gdy jest się w takiej sytuacji. Małe dzieci także zaczynają uczyć się chodzić dosłownie kroczek po kroczku. I wcale nie jest to idealne, a mimo to każdy się cieszy, że jakiś już etap został pokonany, by móc zacząć dalej ruszyć.
- Raczej nie lewituję - O tak, jakże wspaniale myśleć o tym, że zaraz znowu będzie na zewnątrz i to jeszcze w tej samej okolicy, gdzie się potykała. Stwierdzenie, że grunt jest nierówny nie było więc odkrywcze. W końcu niby kto bawiłby się w jego ogarnianie i wyrównywanie.
- Idźmy - Chciała się zbierać jak najszybciej. Byleby nie siedzieć w tym obskurnym miejscu.
Alexandra pomyślała nagle o słowach, jakie niegdyś posłyszała. "Nic nie muszę, wszystko mogę". I przestawiła swoje myślenie właśnie na to drugie słowo. Nie chciała zaledwie musieć. Pozwoliła swojej duszy zadziałać autosugestią. W końcu przecież nie jest prawie zdechłą muchą, a poturbowaną dziewczyną. Zaczęła wierzyć w to, że nie jest ograniczona mrozem ani innymi czynnikami. Mózg załapał o co chodzi (ha! nawet go da się oszukać!). Wstała. Nie był to wyczyn godny zgrabnej baletnicy, ale nie warto narzekać, gdy jest się w takiej sytuacji. Małe dzieci także zaczynają uczyć się chodzić dosłownie kroczek po kroczku. I wcale nie jest to idealne, a mimo to każdy się cieszy, że jakiś już etap został pokonany, by móc zacząć dalej ruszyć.
- Raczej nie lewituję - O tak, jakże wspaniale myśleć o tym, że zaraz znowu będzie na zewnątrz i to jeszcze w tej samej okolicy, gdzie się potykała. Stwierdzenie, że grunt jest nierówny nie było więc odkrywcze. W końcu niby kto bawiłby się w jego ogarnianie i wyrównywanie.
- Idźmy - Chciała się zbierać jak najszybciej. Byleby nie siedzieć w tym obskurnym miejscu.
- Sahir Nailah
Re: Ukryta piwnica
Nie Gru 07, 2014 5:32 pm
Poczekałeś, aż ten pion złapie, ale jej opryskliwa odpowiedź w ironicznym stylu wróżyła bardzo dobrze - kiedy zaczniecie iść powinna się jeszcze bardziej rozbudzić i trochę ocieplić, siłą rzeczy, w końcu mięśnie zaczną jej pracować, a to równało się wydzielaniu ciepła... Tak, na pewno będzie lepiej, więc w końcu postanowiłeś ruszyć do przodu, bo zastojem mogłeś tylko doprowadzić do tego, że oboje upadniecie i ty już się wtedy nie podniesiesz, przynajmniej nie z nią - pierwszy krok, drugi, powoli, bez pośpiechu, patrzysz pod jej nogi, chociaż tutaj była droga akurat prosta, nie obawiałeś się, że się wywróci na jakiejś nierówności. Podeszliście pod górkę, z którego to spadku wchodziło się do tej podziemnej zabudowy, która Bóg jeden wie czemu w zasadzie służyła ongiś i po co ktokolwiek coś takiego w środku lasu budował? Chyba tylko kolejny taki psychopata jak Nightray, który musiał mieć swoje odosobnione miejsce do ukazywania swojej chorej, sadystycznej natury.
Szeptałeś jej na ucho, kiedy tylko przed wami było więcej gałęzi, które odgarniałeś rękoma, kiedy były nierówności, dołki, pień, nad którym trzeba było przejść - gęstość lasu nie pozwalała zboczyć z tej ścieżki, którą zapamiętałeś (to nawet ścieżką nie było) - oznaczona zapachem droga była jedyną, którą poważyłeś się udać, wszędzie indziej za łatwo by było zboczyć ze szlaku i już nigdy byście się nie odnaleźli. Takim sposobem, bez przerwy, doszliście w końcu do Hogwartu, już cichego i wetkniętego w bezruch przez ciszę nocną, która tutaj panowała - nie wiedziałeś, która jest godzina, poczucie czasu było ci całkowicie obce - zawędrowałeś z Grace do skrzydła szpitalnego i tam, tak jak stanąłeś na środku, tak upadłeś na posadzkę, tracąc przytomność - twoja ręka wysunęła się spod ramienia dziewczyny, ześlizgnęła po jej boku, pod którym ją podtrzymywałeś i chyba tylko szczęście sprawiło, że nie pociągnąłeś jej za sobą.
[z/t x2]
Szeptałeś jej na ucho, kiedy tylko przed wami było więcej gałęzi, które odgarniałeś rękoma, kiedy były nierówności, dołki, pień, nad którym trzeba było przejść - gęstość lasu nie pozwalała zboczyć z tej ścieżki, którą zapamiętałeś (to nawet ścieżką nie było) - oznaczona zapachem droga była jedyną, którą poważyłeś się udać, wszędzie indziej za łatwo by było zboczyć ze szlaku i już nigdy byście się nie odnaleźli. Takim sposobem, bez przerwy, doszliście w końcu do Hogwartu, już cichego i wetkniętego w bezruch przez ciszę nocną, która tutaj panowała - nie wiedziałeś, która jest godzina, poczucie czasu było ci całkowicie obce - zawędrowałeś z Grace do skrzydła szpitalnego i tam, tak jak stanąłeś na środku, tak upadłeś na posadzkę, tracąc przytomność - twoja ręka wysunęła się spod ramienia dziewczyny, ześlizgnęła po jej boku, pod którym ją podtrzymywałeś i chyba tylko szczęście sprawiło, że nie pociągnąłeś jej za sobą.
[z/t x2]
- Sahir Nailah
Re: Ukryta piwnica
Wto Lis 17, 2015 8:05 pm
Napisać list, czy nie? Czy w ogóle chciałeś zapamiętać to, co tam się działo? Gdybyś tak mógł wykasować całe swoje życie, zacząć od nowa - chyba tego chciałeś, nawet jeśli potem miałbyś wrócić znów na tą drogę - chwilę świeżości, chwilę bezwładnego spadania prosto w Niebo - tam, gdzie były dziury prowadzące do Niebiańskiego Świata Boga - wyimaginowanego, martwego, ślepego, mądrego, wszechmocnego, jedynego, prawdziwego - był wszystkim i niczym, był doskonałością i zwykłym karaluchem - mną i tobą - miejsce lepsze od tego tutaj, na Ziemi - a los o przeszłości została przesądzona - wraz z sową wysłaną do Coletta Warpa i opisem tego, co się działo - i co miało przejść do tej historii, byś potem nie dowierzał, coś najlepszego uczynił... Jaka drzemie w tym świadomość? Ile w tym twojej woli? Mój drogi, ty przed swoimi oczami masz tylko ponure, nagie drzewa, które próbują pokryć się świeżą zielenią na dobre rozgoszczonej Wiosny - jasne, błąkasz się, jak zawsze - i wiesz, że to błąkanie się i niezrozumienie będzie większe, kiedy jutro się obudzisz - ale to będzie jutro, a dzisiaj jest dzisiaj - zastanawianie się nad wczoraj innymi słowy - brzmi dziwnie? - wierzcie na słowo - nie jest takie skomplikowane, jakim się wydaje, jeśli tylko dowiemy się, że On był Istotą z Wczoraj - żyjącą cieniami zamierzchłych czasów, które dawno obszarpały jego skórę skuteczniej, niż srebrne haczyki, wżarły się pod mięso i pozwoliły ranom zrosnąć, nie pozostawiając żadnego fizycznego śladu - to wczoraj, kiedy mówiło się o ciepłym ognisku, naprawianiu hamaku i rąbaniu drewna, gdy świat mimo wszystko był kolorowy i realny - bo tak było łatwiej, jeśli to dzisiaj, nasze "teraz", było zimnem rysującym się dreszczami na naskórku przy każdym twoim kolejnym kroku, gdy niosłeś butelki przytulone do piersi, a do kieszeni włożyłeś eliksiry. Nie mogłeś wszystkiego zapomnieć. Nie byłbyś w stanie tak dobrze rozplanować wspomnień, by nie pominąć najmniejszych szczegółów - a nawet jedno fałszywe uderzenie motylich skrzydeł poddawałoby świat pod wątpliwość, burzyło posady, by udowadniać kolejno, jak ułudne i fałszywe były - a znalazłbyś ten fałsz - przecież zawsze za dużo analizowałeś. Dlatego nie chciałeś tego robić. Bałeś się, co się stanie, jeśli twój mózg połączy fakty i zacznie ciągnąć za cugle jeszcze bardziej ku ziemi, by się czołgać, kpina pojęcia człowieczeństwa plująca ziemią w twarz - widziałeś wyraźnie ten brak granic w swoim postanowieniu, by trwać przy boku osoby, która nadała twemu życiu sens, nawet jeśli nie miałeś pojęcia, skąd masz siłę na podejmowanie jakichkolwiek działań, miast trwać w bezruchu i spoglądać, jak życie cię omija - i jak wszyscy wokół ciebie podejmują decyzję o tobie samym za ciebie - spójrz - idziesz przez Zakazany Las, zmęczony, obolały, gałązki pękały pod twoim ciężarem ciała tak jakby to miało cokolwiek wspólnego z twoim znużeniem - ano miało, gdy ten odgłos fałszem wdzierał się w twoje bębenki uszne i napawał wrażeniem, że coś czai się w mroku tych drzew czuwających nad spokojem boru pod zachmurzonym, ciężkim niebem, które tego dnia gotowe były schylać się ku ludziom, by zmiażdżyć ich pozornie nieważkimi dłońmi zbudowanych z czarnych chmur. Nie chciałeś się zastanawiać, jak to możliwe. I czy to w ogóle jest możliwe - byłeś pewien, że wkrótce to się stanie - że firmament coraz bardziej zacieśnia się wokół ciebie, a powyginane w koszmarne zygzaki gałęzie tylko czekają na odpowiedni moment, by wpleść się we włosy, pochwycić kostki, podstawić nogę... o, właśnie się potknąłeś. I musiałeś wyciągnąć przed siebie rękę, żeby nie upaść, podpierając się o strzelistego chojaka, którego korony próżno było teraz szukać. Zwłaszcza, gdy chichotał w swym zaciszu i od tego chichotu drżała ściółka leśna - a nie, to tylko śliski mech zjeżdżał ci spod podeszew butów, gdy przypadkowo stanąłeś na jego fragmencie nakrytym liśćmi z zeszłej jesieni. Już widziałeś punkt swojej wędrówki. Zakryte krzewami, głęboko, głęboko w tym przeklętym Lesie, gdzie nawet Ty przestawałeś być drapieżnikiem, co się zowie, bo w ciemnościach czekały koszmary, jakich nawet twojej spaczonej jaźni nie udało się wywołać w chwilach kryzysu - podszedłeś do ciężkich drzwi i pchnąłeś je - runy zamigotały pod twoim dotykiem, ale bardzo szybko wyblakły - nieuważny obserwator nawet nie zwróciłby na nie uwagi - by wejść do okolonego całkowitą ciemnością pomieszczenia woniącego krwią - a może tak tylko ci się wydawało? Może to ten dreszcz zgrozy, może jednoczesne poczucie bezpieczeństwa w świadomości, że nikt cię tutaj nie dostanie? Wszystko na raz przewlekało się przez siebie, a ty po prostu zamknąłeś te drzwi za sobą - i wszedłeś do środka, wyciągając różdżkę, by wyczyścić szkło, które zachrupotało ci pod nogami, nim podszedłeś do stołu, na którym położyłeś butelki z krwią - które zresztą natychmiast odkręciłeś, by rzucić się do nich jak wygłodniały zwierz - heh, dosłownie - nawet nie kłopocząc się z zaklęciem zapalającym światło... w pierwszym momencie. Bo kiedy duszkiem opróżniłeś pierwszą z butelek i głód przestał aż tak przysłaniać rzeczywistość, to miejsce i ten mrok zaczęły do ciebie docierać - i teraz już wiedziałeś na pewno, że na zewnątrz niebo musiało runąć, a komety posypać się na ziemię po trąbach grzmiących o Apokalipsie - twojej mało-wielkiej, prywatnej Apokalipsie, której nikt inny prócz ciebie nie odczuwał, nikt o niej nie wiedział - odstawiłeś powoli, osowiale, jak najciszej się tylko dało, szklaną butelkę na blat i sięgnąłeś po różdżkę - powolutku, by nie wydać najmniejszego szmeru, nie ważąc się odwrócić, by Aniołowie nie zorientowali się, że Ciebie na zewnątrz już nie ma - by te demony, które wychodziły z Piekła za twoimi plecami, nie rzuciły się gwałtownie do twego gardła - miały wielkie oczy, czujne ślepia, wymierzone w twój kark - wyliczały wartość szpiku kostnego i w nim widziały każdy grzech, który wyostrzał ich szpony. Czekały. A Ty nie mogłeś się odwrócić.
- Lumos. - Szepnąłeś i dopiero teraz się odwróciłeś, unosząc różdżkę, by drugą dłonią podeprzeć się kantu stołu - gwałtownie i nagle, by jak najszybciej odpędzić Tych, których Nikt Nie Miał Dostrzec - nikt nie potwierdził ich istnienia, nikt ich nie widział - i nie musiał, one po prostu były - sprytniejsze od ludzi, szybsze, doskonalsze - przebiegłeś wzrokiem po wszystkich kątach tego pokoju nasiąkniętego wspomnieniami - teraz ich tu nie było - nie lubiły światła - ale czułeś, jak korzystają z twojego własnego cienia i znów podciągają się na twoich plecach - one już wiedzą, że o nich wiesz - trzeba było nie zapalać światła... Więc opuściłeś głowę i je zgasiłeś, a potem rozłożyłeś ręce, zamykając oczy, czując, jak przenikają twoje jestestwo.
Moje Dzieci, Pan Nocy wrócił...
Nailah bardzo powoli, nieśpiesznie, zwrócił się znów do stolika, by sięgnąć po drugą butelkę i wypić ją, tym razem nieco wolniej, nie tak łapczywie - krew nie stawała mu w gardle i przynajmniej nadążał ją połykać - i ta butelka zniknęła bardzo szybko, roznosząc wokół świeży zapach, który ludziom kojarzył się bardziej ze Śmiercią - tobie z Życiem - i przyszło ci zaważyć flakonik, który zamówiłeś, w dłoni.
Każdy czyn ma swoją konsekwencję, prawda?
Nałożyłeś płatek rdestu na język i poukładałeś dokładnie wspomnienie, upewniając się po raz kolejny, że ta wersja wiążę się ze wszystkim, co zrobiłeś i powiedziałeś do tej pory. I uśmiechnąłeś się. Z ironią, smutkiem, z rozbawieniem i żalem, kpiną i wyrzutami sumienia - ze wszystkim, co mogło tylko pomieścić się w "ludzkim" uśmiechu z powodu głupiej myśli o tym, że teraz kwestia oszustw wchodziła na całkowicie inny poziom...
Mało śmieszne, no nie?
Wypiłeś haustem eliksir, dodając zaraz po nim eliksir snu i owinąłeś się płaszczem, włażąc na stół, by położyć się na boku i wyśnić swój sen idealny - ten, w który każdy od tej pory miał wierzyć.
Nawet Ty sam.
[z/t]
- Lumos. - Szepnąłeś i dopiero teraz się odwróciłeś, unosząc różdżkę, by drugą dłonią podeprzeć się kantu stołu - gwałtownie i nagle, by jak najszybciej odpędzić Tych, których Nikt Nie Miał Dostrzec - nikt nie potwierdził ich istnienia, nikt ich nie widział - i nie musiał, one po prostu były - sprytniejsze od ludzi, szybsze, doskonalsze - przebiegłeś wzrokiem po wszystkich kątach tego pokoju nasiąkniętego wspomnieniami - teraz ich tu nie było - nie lubiły światła - ale czułeś, jak korzystają z twojego własnego cienia i znów podciągają się na twoich plecach - one już wiedzą, że o nich wiesz - trzeba było nie zapalać światła... Więc opuściłeś głowę i je zgasiłeś, a potem rozłożyłeś ręce, zamykając oczy, czując, jak przenikają twoje jestestwo.
Moje Dzieci, Pan Nocy wrócił...
Nailah bardzo powoli, nieśpiesznie, zwrócił się znów do stolika, by sięgnąć po drugą butelkę i wypić ją, tym razem nieco wolniej, nie tak łapczywie - krew nie stawała mu w gardle i przynajmniej nadążał ją połykać - i ta butelka zniknęła bardzo szybko, roznosząc wokół świeży zapach, który ludziom kojarzył się bardziej ze Śmiercią - tobie z Życiem - i przyszło ci zaważyć flakonik, który zamówiłeś, w dłoni.
Każdy czyn ma swoją konsekwencję, prawda?
Nałożyłeś płatek rdestu na język i poukładałeś dokładnie wspomnienie, upewniając się po raz kolejny, że ta wersja wiążę się ze wszystkim, co zrobiłeś i powiedziałeś do tej pory. I uśmiechnąłeś się. Z ironią, smutkiem, z rozbawieniem i żalem, kpiną i wyrzutami sumienia - ze wszystkim, co mogło tylko pomieścić się w "ludzkim" uśmiechu z powodu głupiej myśli o tym, że teraz kwestia oszustw wchodziła na całkowicie inny poziom...
Mało śmieszne, no nie?
Wypiłeś haustem eliksir, dodając zaraz po nim eliksir snu i owinąłeś się płaszczem, włażąc na stół, by położyć się na boku i wyśnić swój sen idealny - ten, w który każdy od tej pory miał wierzyć.
Nawet Ty sam.
[z/t]
- Kyohei Takano
Re: Ukryta piwnica
Czw Cze 23, 2016 7:17 pm
Kyo może i nie należał do jakichś tam przesądnych ludzi, ale mimo wszystko jednorożec wydawał się mu być tak naprawdę promykiem światła w tym całym bagnie w jakim się znalazł. Tak... odejść ze szkoły niby było łatwo, niby nic... ale teraz kiedy zaczął się nad tym poważniej zastanawiać, nie miał zielonego pojęcia gdzie mógł by się udać. W Londynie nie miał tak naprawdę żadnej rodziny, żadnych przyjaciół, nikogo u kogo mógł by się zatrzymać. Cóż... dziurawy kocioł mu jeszcze został i tamtejsze pokoje, ale na ile noclegów było by go tam stać... max dwie noce. A do tego wszystkiego trzeba było doliczyć to, że chłopak musiał w końcu coś jeść, ubrać się w coś. Latem może i nie byłoby z tym problemu, ale zimą. Nie mógł przecież przez cały rok biegać w tych samych ubraniach. Kyohei jak zawsze zadziałał zbyt pochopnie, nie przemyślał wielu skutków swojego działania. A już na pewnie nie wziął pod uwagę tego, że ten las była cholernie wielki. Mimo wszystko szedł dalej dzielnie przed siebie, przyświecając sobie różdżką ścieżkę po której szedł. Nie chciał w końcu potknąć się o żadną gałąź, czy też wystający korzeń.
W końcu światło różdżki padło na jakieś drzwi... skąd drzwi w środku lasu. W tej chwili większość z was najpewniej by zmieniła nagle kierunek swojego marszu, ale Kyo uznał, że i tak jest już w głębokiej dupie... co jeszcze gorszego może się zdarzyć. Po za tym drzwi w środku lasu... wydawały się aż krzyczeć aby je otworzyć. Dlatego też podszedł do nich bliżej po czym chwycił za klamkę i szarpnął mocno w nadziej, że drzwi mu ustąpią.
W końcu światło różdżki padło na jakieś drzwi... skąd drzwi w środku lasu. W tej chwili większość z was najpewniej by zmieniła nagle kierunek swojego marszu, ale Kyo uznał, że i tak jest już w głębokiej dupie... co jeszcze gorszego może się zdarzyć. Po za tym drzwi w środku lasu... wydawały się aż krzyczeć aby je otworzyć. Dlatego też podszedł do nich bliżej po czym chwycił za klamkę i szarpnął mocno w nadziej, że drzwi mu ustąpią.
- Mistrz Gry
Re: Ukryta piwnica
Czw Cze 23, 2016 10:53 pm
Jednakże czy to rzeczywiście jednorożec kazał mu tam wejść? Czy w ogóle chciał, żeby chłopak otworzył drzwi do ukrytej piwnicy? Nie wiadomo, ale chyba właśnie o to w tym chodziło. O ciągle pojawiające się znikąd niewiadome... szkoda niemniej, że Takano nie wykazywał się takim rozsądkiem wcześniej, jeszcze przed wejściem do Zakazanego Lasu i zapuszczeniu się tak daleko. Na dodatek zrobiło się ciemno, a to dawało idealną okazję wielu stworzeniom by złapać ucznia w swoje sidła i już nie wypuścić. Oświecał więc sobie ścieżkę, przynajmniej tyle dobrego, bo Lumos spełniło swoje zadanie, aż w końcu o coś się przewrócił i trafił wprost na te nieszczęsne drzwi. Na swoje szczęście - albo i nie, to dopiero miało się okazać. Miał i tak niepokojącego farta, że udało mu się, aż do tej chwili pozostać żywym. Dawno nikt nie zapuszczał się w te rejony lasu i było to widoczne gołym okiem. Drzwi drgnęły, choć trochę im to zajęło i chłopak musiał jednak użyć więcej siły by je pchnąć i zrobić sobie wystarczających rozmiarów przejście by wejść do środka. I gdy w końcu się tam znalazł, coś wbiło mu się w stopę, przebijając nawet podeszwę buta. To musiało zaboleć.
Rzucasz kością.
Kyohei Takano: -5 PŻ
Rzucasz kością.
Kyohei Takano: -5 PŻ
- Kyohei Takano
Re: Ukryta piwnica
Czw Cze 23, 2016 11:35 pm
Ignorancja Kyohei'a była chwilami tak wielka, że każdy szanujący się czarodziej najpewniej popukał by się w głowę kilka razy na widok tego co ten nieszczęsny puchon odwala. Przecież co złego może spotkać ucznia, który zapuścił się do zakazanego lasu bez znajomości terenu. A już tym bardziej za tajemniczymi drzwiami, które zdecydowanie nie powinny były znajdować się w tym lesie. Już nie wspomnę o tym, że tylko jakiś skończony tłuk wszedł by do tego pomieszczenia bez ówczesnego zbadania terenu, pod kątem jakich kolwiek niebezpieczeństw. No, ale dobrze... spróbujmy zrzucić wszystko na stres, i chęć jak najszybszego wydostania się z tego lasu.
Kyo nagle poczuł jak coś bardzo ostrego wbija mu się w podeszwową stronę stopy. Ból był straszny, a po chwili zaczął rozchodzić się po całym ciele, chociaż uszkodzoną w tej chwili miał tylko nogę. W tym wypadku nie ważne jak bardzo chciałby powstrzymać krzyk bólu, było to wręcz nie możliwe. Jego twarz wygięła się w grymasie pełnym bólu, a z gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Chwycił jedną ręką za swoją kostkę, trochę powyżej miejsca w które coś zostało wbite. Chłopak zacisnął mocno oczy i wziął spokojnie głęboki wdech, przy okazji czując wyraźny zapach stęchlizny. Tak... zdecydowanie nie powinien był tutaj wchodzić. Różdżka Azjaty od razu została skierowana w stronę zranionej nogi w celu ustalenia co tak bardzo ją poharatało. W tej chwili nasz nieszczęśnik był przytwierdzony do ziemi. Dlatego też wziął ponownie duży haust powietrza do swoich płuc, zacisnął oczy i szybkim ruchem pociągnął nogę do góry w nadziei, że to co wbiło mu się w stopę zostanie z niej usunięte w miarę bezbolesny sposób... chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że było to wręcz nie możliwe. Teraz chłopak już doskonale wiedział, że nie chce być w tym miejscu ani chwili dłużej... pytanie tylko jak daleko uda mu się zajść z przebitą prawie, że na wylot stopą, na której czuł już tą ciepłą posokę.
Kyo nagle poczuł jak coś bardzo ostrego wbija mu się w podeszwową stronę stopy. Ból był straszny, a po chwili zaczął rozchodzić się po całym ciele, chociaż uszkodzoną w tej chwili miał tylko nogę. W tym wypadku nie ważne jak bardzo chciałby powstrzymać krzyk bólu, było to wręcz nie możliwe. Jego twarz wygięła się w grymasie pełnym bólu, a z gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Chwycił jedną ręką za swoją kostkę, trochę powyżej miejsca w które coś zostało wbite. Chłopak zacisnął mocno oczy i wziął spokojnie głęboki wdech, przy okazji czując wyraźny zapach stęchlizny. Tak... zdecydowanie nie powinien był tutaj wchodzić. Różdżka Azjaty od razu została skierowana w stronę zranionej nogi w celu ustalenia co tak bardzo ją poharatało. W tej chwili nasz nieszczęśnik był przytwierdzony do ziemi. Dlatego też wziął ponownie duży haust powietrza do swoich płuc, zacisnął oczy i szybkim ruchem pociągnął nogę do góry w nadziei, że to co wbiło mu się w stopę zostanie z niej usunięte w miarę bezbolesny sposób... chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że było to wręcz nie możliwe. Teraz chłopak już doskonale wiedział, że nie chce być w tym miejscu ani chwili dłużej... pytanie tylko jak daleko uda mu się zajść z przebitą prawie, że na wylot stopą, na której czuł już tą ciepłą posokę.
- Mistrz Gry
Re: Ukryta piwnica
Czw Cze 23, 2016 11:35 pm
The member 'Kyohei Takano' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 1
'Pojedynek' :
Result : 1
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach