Go down
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Sob Wrz 17, 2016 12:51 am
Pogrążył się we wspomnieniach tak bardzo, że zapomniał, gdzie jest i co właściwie robi, nie mówiąc już o tym, że nie jest sam. Mimo otwartych oczu i wzroku wbitego w ścianę nie widział bałaganu i belek stropowych, zamiast tego uczestnicząc w przewijających mu się w głowie wspomnieniach. Wracały tym łatwiej, że na co dzień były zepchnięte daleko w te części umysłu, do których w ogóle nie zaglądał. Pojawiały się zwykle w momentach, których później nie pamiętał. Dzisiaj nie był aż tak mocno odurzony, ale do wyzwolenia wspomnień przyczynił się przypadkowo znaleziony przedmiot i kilka wypowiedzianych słów za dużo.
- W tym całym zamieszaniu dużo rzeczy się psuło. - Odpowiedział na zadane pytanie, mimo, że ciągle nie pamiętał, że ktoś koło niego siedzi. Mówił właściwie do siebie, dlatego zdania nie objaśniały niczego, a jedynie stanowiły wyrwane z kontekstu myśli. - Jak to kto? Kurwa, na pewno nie ja! Nie w domu.
Kiedy Pam dotknęła jego ręki popatrzył najpierw na leżące razem dłonie, a potem przeniósł na nią spojrzenie. Przez bardzo krótką chwilę wyglądał tak samo, jak podczas wygłaszania tej nietypowej przemowy, ale zaraz wzrok nabrał nieco więcej trzeźwości. Na tyle, na ile pozwalał narkotyk, oczywiście. Całe spektrum zachowań i emocji, które okazywał, posiadało jedną niezmienną cechę - nawet w nagłych przypływach gniewu David nie był ani trochę spięty. Podobnie działała na niego porządna bójka (z tą różnicą, że świat nie stawał się tak odrealniony), dlatego tak bardzo podobało mu się uczestniczenie w mordobiciu. Jeszcze raz rzucił spojrzeniem na dłonie, potem znowu na dziewczynę. Gwałtownie zabrał rękę. Rzucił wszystkim, co trzymał. Przedmioty stały się towarzystwem dla resztek przyczyny całego zamieszania.
- Ach... Kurwa. Przepraszam, zamyśliłem się. Wiesz, dobrze, że nie nazwali mnie Claude. Chyba bym tego nie zniósł. - Carney wytarł ręce w koszulę. I tak od dłuższego czasu już nie była biała. - Chcesz wiedzieć, kto? - Czy Pam cały czas siedziała tak blisko? Nie odsunął się, ale oparł się na nowo zwolnionej ręce. - Bardzo nie lubię o nim mówić. Zagramy w grę? Prawda za prawdę.
Był w takim stanie, że z pewnością dało się go łatwo okłamać. Równie prosto byłoby zmienić temat, zaproponować nowe zajęcie, zwrócić jego uwagę na przypadkowy przedmiot czy przypomnieć o wciąż leżących koło jego nóg kawałków melona. Czekał na odpowiedź, patrząc na Gryfonkę i nawet przy tym nie mrugając.
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Sob Wrz 17, 2016 12:19 pm
Dziwne zachowanie o'Connella z chwili na chwilę stawało się coraz bardziej osobliwe. Nawet Pamela zwracała na to większą uwagę. Jej serce zaczęło bić szybciej, poczuła ucisk w gardle... może lepiej byłoby to zostawić? Ale nie. Na jej ustach mimo wszystko igrał pewien uśmiech, trochę inny niż zwykle. Oczy błyszczały - jakkolwiek już nie od wesołości. Miała do czynienia z czymś dla niej niecodziennym i chociaż mogło to być nieco ryzykowne, nie zrażała się i brnęła w to dalej, możliwe że nieświadomie się pogrążając. Niebezpieczeństwo zazwyczaj miało drugą stronę medalu, która była znacznie bardziej ekscytująca.
Z jego słów nic nie wynikało. Kontekst zamiast się ujawniać, nadal skrywał się gdzieś w głębokim cieniu. Zamieszanie? W domu? Zdenerwowany David. Nie umiała tego połączyć w logiczną całość. Układanka nie wydawała się być tak trudna, gdyby nie to, że często łatwo przeoczyć najprostsze rozwiązanie. Lecz nieważne, przynajmniej chłopak w końcu odrzucił szkło. Nie czuła się nijak zrażona jego gwałtownym ruchem, nie starała się go już dotykać. Osiągnęła zamierzony skutek chociaż w tym jednym - należało cieszyć się również tymi małymi sukcesami.
I znowu nie rozumiała. Claude? Co do tego miał jakiś Claude? Nie powiązała tego ze znaczeniem imienia, którego nie znała. Przeważnie nie przywiązywała wagi do takich rzeczy. Zdawało jej się także, że to miało mniejsze znaczenie, jednak mogła się mylić. Nie nadążała za ciągiem myśli Gryfona, nie była w stanie powiedzieć, co jest istotne, a co nie. Na pierwsze zadane pytanie skinęła głową. Potem usłyszała, że David nie lubił o nim mówić... i... co? Prawda za prawdę?
Nie chciała go zmuszać do rozmowy na tematy, których chłopak nie miał ochoty poruszać. Ale co jeżeli musiał to z siebie wyrzucić? Na dodatek dla niej zabrzmiało to trochę jak wyzwanie. A wyzwań się nie odrzuca. Nie odchodzi się w strachu, nie kuli bojaźliwie. Stawia się im czoła. Nie miała zamiaru kłamać, lecz po raz kolejny... cóż miała do zaoferowania? Chyba nic. Tak jej się wydawało w tym właśnie momencie.
- Okej, zagrajmy w grę. Prawda za prawdę. - Zadarła nieco głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. - Tylko... - zawahała się. - Jak chcę wiedzieć kto. A ty, co chcesz wiedzieć? - Zadała to pytanie zupełnie niewinnie. Nie była świadoma... tak na dobrą sprawę niczego. Znalazła się w tym przypadkowym miejscu o przypadkowym czasie i starała się jakoś dopasować, choć jej to nie wychodziło. I zżerała ją ciekawość. Jaka tajemnica kryła się za tymi wybuchami gniewu przy przeglądaniu zwyczajnej skrzyni? Do jakiego świata znikał David, kiedy jej nie pozostawało nic innego, jak obserwować, gdy odpływał. Od zawsze ciągnęło ją do nieznanego i nieraz już wpakowało ją to w kłopoty. Jak powiadają - bez ryzyka nie ma zabawy.
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Sob Wrz 17, 2016 10:39 pm
- Znajdzie się kilka pytań. - Jedyną zmianą, jaka zaszła w twarzy o'Connella było rozciągnięcie się uśmiechu. Był zachwycony rozmową. Wiadomo, wpływ zakazanej substancji, ale nie tylko - na co dzień głównie milczał, czasem tak długo, że aż głos stawał mu się zachrypnięty (chociaż warto pamiętać, że przyczyniały się do tego też namiętnie palone papierosy). Zdarzały się tygodnie, w których wypowiadał się tylko w dwóch okolicznościach: na lekcjach i do sowy. Nie ubolewał nad tym, bardzo pasowało mu spędzanie czasu w samotności. Ale kiedy już nadarzyła się okazja, zwykle sprowokowana używkami, zaczynał robić się całkiem rozmowny. - Nie chcesz chyba skończyć na jednym?
Zawsze miał trochę (czy tam bardzo) zachwiane poczucie empatii, a teraz było dodatkowo rozstrojone. Cały był rozstrojony. Tylko dlatego był w stanie wypełnić swoją część wyzwania. Właściwie tylko dlatego był w stanie grać w całą tę grę, którą zresztą również tylko dlatego zaproponował. Od początku, kiedy pojawiła się Pam, robił rzeczy "tylko dlatego".
- Claude David. - Wypowiedział imiona, a po twarzy przeszedł mu skurcz, jakby coś go zabolało. - Mój ojciec. - Brzydził się tym człowiekiem tak bardzo, że nawet na trzeźwo nie byłby w stanie tego ukryć. Odraza wypisała się na jego twarzy bardzo wyraźnie, ale tylko na chwilę - zaraz wrócił do poprzedniej miny. Dzięki temu, że bez ustanku patrzył na siedzącą obok Gryfonkę nie zapominał kontekstu rozmowy. - A teraz powiedz mi - zawiesił na chwilę głos i odchylił trochę głowę - po co się tak starasz? Dla kogo? Zawsze się uśmiechasz. Trudno mi uwierzyć, że po prostu ciągle jesteś wesoła... Jeśli się mylę, wyprowadź mnie z błędu.
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Nie Wrz 18, 2016 12:36 am
Faktycznie. Pytań mogło być znacznie więcej. Sama nie miała zamiaru kończyć na jednym, bo nie zaspokoiłaby tym całej swej ciekawości. Dlatego jedynie skinęła głową. Potem zaś trochę się wyjaśniło... choć nadal niewiele. Jego ojciec Claude. David nie żywił do niego ciepłych uczuć i było to wyraźnie widać. Rozwikłana została także kwestia imienia... Wciąż za mało.
Już miała zastanawiać się nad następnym pytaniem, gdy usłyszała Carneya. Nieco się nawet zdziwiła... tym, że zauważył. Nie wyglądał jej na takiego, który zwraca uwagę na otoczenie i zawsze martwiło ją, że tak się izoluje. A tutaj proszę...
Chciała odpowiedzieć, że naprawdę ciągle jest wesoła, lecz coś sobie przypomniała. Mały głosik w jej głowie napomknął, że miała być szczera. Z tego powodu uśmiech na chwilę opuścił jej twarz... Gryfonka spojrzała w oczy o'Connella, ale i swój wzrok zaraz przeniosła na ścianę. Przełknęła głośno ślinę. Okej, to nic strasznego, nie robiła nic złego... a jednak i tak czuła, jakby się spowiadała. Jej odpowiedź stanowczo nie była tak krótka jak kolegi.
- Masz rację – przyznała cicho. To, co działo się na strychu i tak na nim pozostanie. Wciągnęła powietrze i kontynuowała. - Wiesz, wychowywali mnie wujek i ciocia. Jak byłam całkiem mała, ponoć sporo płakałam i przysparzałam im tym wiele zmartwień. Starali się mnie pocieszyć i sprawić, bym była radośniejsza, nie rozpamiętywała niczego. Żebym przyzwyczaiła się do nowego miejsca. Dużo wychodziłam w poszukiwaniu przygód poza domem. Ale zrozumiałam, że w ten sposób im nie pomagam. No i w końcu odkryłam najprostszy sposób, by wszystko było lepsze. Zaczęłam się uśmiechać. Ludzie się nie przejmowali, sami odpowiadali uśmiechem... Tak chyba najłatwiej poradzić sobie z problemami. Jak się chce, nie tak trudno dostrzec choćby te malutkie powody do wesołości. - Wzruszyła ramionami, lecz nadal nie patrzyła mu w oczy. Nie mówiła wprost, że lepiej było udawać szczęśliwą. W ten sposób mniej osób cierpiało, a przynajmniej ona tak to widziała. Sedno wypowiedzi było jasne, nie umiała tego po prostu ubrać w takie słowa. Zanim się rozmyśliła, zadała kolejne pytanie. - Jaki jest powód twojego gniewu? Co złego robił twój ojciec, że tak bardzo nie lubisz o nim mówić?
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Nie Wrz 18, 2016 2:15 am
Słuchał uważnie, nie przerywając ani słowem. Wyglądało na to, że trafił w dziesiątkę. Pam przeniosła wzrok na ścianę, ale David nie odwracał od niej spojrzenia. Spodziewał się podobnej odpowiedzi. Gdyby do tej rozmowy jakimś cudem doszło w zwykłych okolicznościach, pewnie próbowałby ją jakoś pocieszyć, dodać otuchy, a tak tylko siedział bez ruchu. Kiedy wspomniała o poszukiwaniu przygód przejechał językiem po zębach, jak wtedy, kiedy po swoim odpowiedniku tej czynności musiał upewniać się, czy aby na pewno nie brakuje mu kilku siekaczy albo trzonowców.
Historia wydawała się bardzo prywatna, bardzo ludzka. Tym bardziej coś mocno skręciło go w środku na następne wymyślone przez dziewczynę pytania. Tak bezpośrednie postawienie przed Carneyem spraw, o których nie myślał i niemyślenie to doprowadził praktycznie do perfekcji (zupełnie jak niemyślenie o przyszłości) spowodowało, że gwałtownie podskoczył mu poziom adrenaliny. Źrenice, które zdążyły stać się odrobinę normalniejsze, znowu wróciły do pełnego rozszerzenia.
- To dwa różne pytania. - Zwrócił uwagę. - I jestem całkiem pewien... - Chciał dokończyć "że nie chcesz znać odpowiedzi", ale tylko poruszył ramionami. - No dobrze, ale następne dwa są moje.
Ręce mu się zatrzęsły. Wyglądał trochę, jakby był chory. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wsadził w zęby jeden z egzemplarzy napchanych, oprócz tytoniu, czwartą częścią dawki Słodkiego Mordownika.
- Muszę. - Wyjaśnił tylko, zanim podpalił skręta przy pomocy różdżki. - Nigdy o tym nie mówiłem. - Stwierdził jakby ze zdziwieniem. Poruszył niecierpliwie palcami, podrapał się po głowie, wypuścił chmurę gryzącego dymu.
- Chyba po prostu mam taki temperament. - Powiedział w końcu, ponownie wbijając spojrzenie w Pam, po czym zaśmiał się. Widać było, że wierzy w swoje słowa. Zaczynał czuć się bardzo źle. - Zanim zaczęły się problemy dużo razy słyszałem, że jestem taki sam. Bardzo podobny do ojca. Był z tego bardzo dumny. - Zaciągnął się papierosem i częściowo zakrył twarz ręką. Mówił dalej, uwalniając jednocześnie dym z płuc. - On jest jebanym sadystą, Pam. Jebanym sadystą. Pił, a kiedy wracał... - Zawiesił głos. Zaśmiał się jeszcze raz, ale zupełnie bezgłośnie. Wyglądało na to, że nie będzie w stanie powiedzieć więcej na ten temat. Wrócił za to do poprzedniego. - Gniew pojawia się, kiedy mam za mało rozrywki. - W połączeniu z tym, co aktualnie sobą reprezentował Gryfon, wypadło to niezbyt fortunnie. - Moje pytanie brzmi: czy myślisz, że byłbym w stanie skrzywdzić człowieka? - Zapomniany papieros dymił w daleko odsuniętej ręce. - I drugie, tylko nie kłam. Czy czujesz niepokój?
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Nie Wrz 18, 2016 12:06 pm
Gdy zwrócił jej uwagę, już myślała, że nie odpowie. Że będzie robił jakieś wymówki. Jednak tak się nie stało. Zaskoczona nadal nie odwracała głowy w jego stronę, słuchając równie uważnie co przedtem. A przynajmniej miała taki zamiar, bo chłopak zamiast odpowiedzieć, wyjął papierosa i go zapalił. Ostatecznie skierowała na niego swoje spojrzenie. Wyglądał gorzej niż wcześniej... czy to była jej wina? Taka myśl nie dawała jej spokoju, przez co nijak nie skomentowała zatruwania powietrza tej niewielkiej przestrzeni. Wywietrzenie tego strychu może nie być potem takie proste...
Słuchała. Zmartwiło ją stwierdzenie, że nigdy o tym nie mówił, lecz nie powinno jej to szczególnie dziwić. Taki temperament? Zmarszczyła czoło, jednak powstrzymała się, by nie przerywać - będzie miała swoją kolej. Sadysta? David chyba nie był w stanie mówić na ten temat, a ona sama nie wiedziała, czy potrafiłaby dalej drążyć, co robił mężczyzna po powrocie do domu. Może i by dociekała... aczkolwiek już wiedziała, jakie będzie jej pytanie w następnej kolejce. Na dodatek gniew receptą na brak rozrywki? Z nudów robi się różne rzeczy, ale...
- Zaraz – powiedziała stanowczo, słysząc pytania. Trzymała w sobie komentarz przez całą jego wypowiedź, a to już było dla niej za długo. - Nie ma dwóch takich samych osób. Nie powinni oceniać cię jak twojego ojca. I... To na pewno nie przez jakiś wrodzony temperament, coś musiało się dziać! Nie możesz się obwiniać! - Była przejęta i wzięła jedynie krótki oddech, po czym szybko kontynuowała. - Dobrze, mogę teraz odpowiadać. - Patrzyła bez strachu na jego twarz, nieważne czy zasłoniętą ręką, czy też nie - dla niej nie miało to chwilowo znaczenia. - Tak. Myślę, że każdy jest w stanie kogoś skrzywdzić, zwłaszcza człowieka. To jest zbyt łatwe. Robimy to niekiedy nieświadomie. Ale i tak mamy wybór i sami o sobie decydujemy. Chociaż to może być ciężkie. - Była skupiona i jak nigdy poważna. - Nie będę kłamać. Jeszcze niedawno czułam jakiś dziwny niepokój, ale nie wiem czym on był dokładnie wywołany. Poza tym bardziej przypominał dreszczyk emocji, który lubię – przyznała rozbrajająco szczerze. - Ale teraz nie czuję już żadnego niepokoju... - Oparła się dłońmi o ziemię za swoimi plecami, nie odrywając wzroku od Carneya. Nawet jeżeli miała powody do obaw, nie zauważała ich. - Moja kolej. Czy masz momenty, w których czujesz się naprawdę szczęśliwy?
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Nie Wrz 18, 2016 11:47 pm
Przypomniał sobie o niedokończonym skręcie, odkrył wreszcie twarz i wziął kolejnego bucha. Posłał w stronę ściany kilka kółek z dymu.
Nawet jeśli tak naprawdę zgadzał się ze słowami Pam, nie przyznał jej racji. Jedna rozmowa po ćpaniu najtańszego gówna na rynku nie mogła zmienić tego, że się obwiniał, zwłaszcza, że sam nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Zamknął się na wydarzenia z przeszłości i koniec - wpływały na niego, ale nic z tym nie robił. Był zdania, że żyje teraz i nie potrzebuje wracać do tego, co było.
Krzywdzenie kogoś ciężkie? Carney spędził ostatnie kilka lat powstrzymując się od obijania mord ludziom, którzy nie dali mu pretekstu. Dla niego to powstrzymywanie się było ciężkie.
Zgasił niedopałek na spodzie buta i wyprostował nogi. Stojąca przed nimi skrzynia utrudniała to zadanie, ale przesunął ją, opierając o nią stopy. Kolejna porcja narkotyku wniknęła mu do krwi, serce zabiło mu kilka razy poza rytmem. Miał końskie zdrowie. Mógł sobie pozwolić na dużo więcej, niż inni ludzie i robił to z premedytacją.
Znowu uderzyła go fala bodźców. Jego skupienie objęło po kolei kilka przypadkowych rzeczy, zanim wróciło do siedzącej obok osoby: podłogowa deska, której krawędź była nieco wyszczerbiona; zwinięty dywan, którego wzór zasługiwał przy odrobinie dobrej woli na określenie "nieładny"; skaleczenie na dłoni, które mimo, że niegroźne, było denerwujące; barwa głosu zadającego pytania i jego poważny ton.
To, że dziewczyna nie zdradzała oznak obawy, utrzymywało w nim spokój.
- Masz o mnie zdecydowanie za dobre zdanie. - Stwierdził i również oparł się na rękach. Jego wzrok był już tak przećpany, że oczy miały tyle samo wyrazu, co dwa guziki. Do twarzy bez przerwy miał przyklejony uśmiech, wyglądał też na zmęczonego, chociaż jego zachowanie na to nie wskazywało. Zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią na zadane pytanie. - Mam. Tak mi się wydaje. Jest parę rzeczy, które... No... Nie myślę wtedy za dużo. - Nie umiał lepiej tego wyjaśnić, nie rozwijał też tematu - w końcu pytanie brzmiało "czy", a nie "jakie", a w tym stanie bardzo dosłownie traktował wypowiedzi. - Hmm... - Dźwięk, który wydał z siebie w chwili zastanowienia nad następnym pytaniem był pierwszą rzeczą tego dnia, która pasowała do codziennego Carneya. - Czego się boisz najbardziej?
Było to dla niego o tyle ciekawe, że sam nie bardzo potrafiłby na to odpowiedzieć.
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Wto Wrz 20, 2016 12:08 am
Prychnęła, słysząc jego komentarz.
- To ty masz o sobie zbyt złe zdanie – odpowiedziała mu, a na jej ustach ponownie zagościł uśmiech. Tak było idealnie. Pewnie sama nie zdawała sobie sprawy, czemu był szczery. David wyglądał... nie najlepiej, jakoś nienaturalnie. Lecz nie przejmowała się tym tak bardzo jak zwykle. Z jednej strony coś nie grało, a z drugiej w końcu można było z nim otwarcie porozmawiać.
Wyciągnęła nogi przed siebie. W jej głowie zrodziła się myśl, że jest naprawdę mała i jakby dopiero teraz dostrzegła tę różnicę na podstawie rozprostowanych przed sobą kończyn. Nie wiedziała, co musiałaby zrobić, by jakoś dosięgnąć do skrzyni, o którą Carney bez problemu się opierał. Nie peszyło jej to jednak i zamachała lekko stopami, na moment odlatując myślami. Ale, ale, czas się skupić.
- To dobrze, że masz coś, co daje ci szczęście. Każdy powinien mieć coś takiego – powiedziała, a jej głos stał się nieco pogodniejszy. - Jestem ciekawa, co to takiego, ale wszystko po kolei! - Oglądanie butów było już mniej interesujące niż chwilę wcześniej, stąd jej wzrok powędrował gdzie indziej. Kolejny raz zatrzymał się na twarzy kolegi. -  I czego boję się najbardziej... - Znowu zapatrzyła się na swoje stopy, jakby niezdecydowana. Miała wrażenie, że niczego się nie boi, a powodem tego był brak pewnej istotnej cechy... mianowicie instynktu samozachowawczego. Niemniej jak każdy nie była nieustraszona, tylko... - Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, wiesz? - Spojrzała na niego, odrobinę zaskoczona tym faktem. Machając tak głową, najwyraźniej myślała, że gdy popatrzy pod innym kątem na otaczającą rzeczywistość, to coś się zmieni. - Nie mam lęku wysokości czy tam lęku przed pająkami jak wiele innych osób. Lubię wyzwania i niebezpieczeństwa... hmmm... - Miała trudny orzech do zgryzienia, lecz chciała być w stanie odpowiedzieć na zadane jej pytanie. - Nie wiem! - wykrzyknęła i uderzyła rękami o podłogę. Zaraz jednak się zreflektowała. - Ale okej... chyba najbardziej obawiałabym się... hmm... że nie będę mogła pomóc komuś bliskiemu? Jakbym była w złym miejscu albo bezradna... coś w tym stylu. Nie umiem tego lepiej sprecyzować, przykro mi – zakończyła z prawdziwą skruchą. Nie chciała go przecież zawieść.
Zaczynała ją również zastanawiać ta zabawa. Mogła go dalej ciągnąć za język, aczkolwiek cóż by to dało... Może by tak spróbować coś urozmaicić?
- Mam propozycję! - wypaliła po chwili. - Może zmienić nieco reguły i dać wyzwanie za wyzwanie? Nie chodzi mi tu o nic głupiego! - Szybko pokręciła głową na zaprzeczenie. Jej włosy nie były mogły wyjść po tej rozmowie bez szwanku - tak nimi zarzucała. - Ale wiesz, chciałabym zobaczyć jak więcej się uśmiechasz! Teraz to robisz, ale zwykle raczej nie. I teraz jest inaczej... nie wiem, co jest inaczej, ale coś nie gra. - Była całkiem poważna, choć sama niezupełnie wiedziała, co mówi. - Coś tam nawet wspominałeś, że masz taką twarz... Ja tego nie kupuję! Mam wrażenie, że sam siebie nie doceniasz i starasz się karać. A czy potrafiłbyś żyć bardziej dla siebie? Myśleć pozytywnie? To by było moje wyzwanie...
Sama nie była pewna, czego oczekiwała. Jak zawsze działała pod wpływem impulsu, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co też takiego wyprawia. Nie wiadomo czemu, nie obawiała się Davida i nie powstrzymywała się przed wypowiadaniem bzdur, mogących rozeźlić jej przyjaznego kompana.

David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Wto Wrz 20, 2016 3:12 pm
Pokręcił głową. Nie widział sensu w kolejnej próbie przekonania dziewczyny, że się co do niego myli. Przy odrobinie szczęścia nigdy się tego nie dowie. Biorąc pod uwagę, jak rzadko Carney przebywał w czyimś towarzystwie, było to bardzo prawdopodobne.
Nie zdziwiło go, że ciężko jej znaleźć odpowiedź na zadane pytanie. W końcu obydwoje należeli Gryffindoru, którego mieszkańcy mieli - podobno - charakteryzować się odwagą. Przyglądał się, jak się męczy, kiedy do głowy nie przychodziła jej żadna rzecz, którą uważa za straszną. David już zaczął myśleć, że wygrał (o ile w tej grze byli jacyś zwycięzcy), że Pam nie da rady powiedzieć nic na temat, ale dziewczyna w końcu wyrzuciła z siebie swoje obawy. Odpowiedź wydała mu się trochę znajoma. W wydźwięku, nie w treści, ale była bardzo podobna do tej, którą musiałby udzielić sam.
Uśmiechnął się szerzej na propozycję z wyzwaniem.
- Podoba mi się ten pomysł. - Sam był zdania, że im głupsze (a konkretniej - bardziej niebezpieczne) zadanie, tym lepiej. Za to treść wyzwania ze słowa na słowo skrzywiała mu ten nowy uśmiech. Spodziewał się czegoś niebezpiecznego, lekkomyślnego, a w zamian za to dostał wyzwanie, z którego wybrzmiewała troska i niezrozumienie. Nie lubił, kiedy ktoś mu wmawiał, że swoim zachowaniem robi sobie karę, że nie myśli pozytywnie. Po części stwierdzenie było prawdziwe - tak, nie myślał pozytywnie, ale tylko dlatego, że starał się nie myśleć w ogóle, tylko skupiać się na życiu, z którego dało się wyciągnąć zabawę. Bardzo dużo zabawy, która, niestety, niekoniecznie podobała się innym. I o ile jego problemy z ciągłym zdenerwowaniem mogły faktycznie wynikać z nierozwiązanych problemów i starych spraw, o tyle pociąg do niebezpieczeństwa, adrenaliny i krwawej walki były nieodłączną częścią jego charakteru. Wiedział, że to może kiedyś doprowadzić do sytuacji, w której straci życie. Starał się tego unikać - w końcu nie był głupi, nie chciał umierać - ale ocena, czy ryzyko jest prawie śmiertelne, czy może już śmiertelne, była ciężka. - To nie tak. To zupełnie nie tak. Żadnej kary, żadnych zmartwień. Ja żyję dla siebie... I tylko dla siebie, Pam.
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Wto Wrz 20, 2016 4:12 pm
Dziewczyna myliła się często i równie często nie zdawała sobie z tego sprawy. Odpowiedź o'Connella zmusiła ją do ponownego zastanowienia. Trybiki w jej głowie pracowały na najwyższych obrotach, a ona i tak nie potrafiła dojść do żadnych stanowczych wniosków. Czyżby chłopak mówił prawdę? Miała wrażenie, że nie stara jej się okłamywać, na dodatek nie posądzałaby go o to. A samooszukiwanie? Nie. Pokręciła głową do swoich myśli. To ona przesadzała. Nie powinna była się wtrącać, a zrobiła to kolejny raz i znowu próbowała go pouczać...
Siedziała bez ruchu przez jakiś czas, co było dla niej dość nienaturalnym stanem. Zwykle co chwilę machała rękami, nogami, włosami... czymkolwiek. Musiała ciągle się poruszać. Ale teraz skupiła się i w końcu w jej oczach pojawiło się zrozumienie. Czy to do kolegi, czy całej sytuacji – nie wiadomo. Nie wiadomo nawet czy było słuszne, czy Gryfonka nie wyciągnęła jak zawsze błędnych wniosków. Doszła jednak do jednego – zrobiła źle.
- Przepraszam – odezwała się. Spojrzała Davidowi w oczy, a jej wzrok pełen był... determinacji? - Masz rację - taki jesteś i robisz to, co uważasz za słuszne. - Usiłowała przyznać, że nie powinna chcieć go zmieniać, lecz jakoś nie umiała tego z siebie wykrztusić akurat tymi słowami. - Wiesz, mam do powiedzenia jeszcze dwie rzeczy. - Nieco nieśmiało się uśmiechnęła. - Pierwsza: lubię cię, więc bądź, kim chcesz być – zapewniła go z absolutną niewinnością, na jaką chyba tylko ją było stać. Choć chłopak nie potrzebował przecież niczyjej aprobaty, to ona i tak chciała pokazać, że będzie po jego stronie. Nie przyjaźnili się nawet, niemniej taka już była i to do niej pasowało. Niepotrzebnie wtrącała swoje trzy grosze, czym zazwyczaj zamiast pomagać, jedynie sprawiała więcej kłopotów. - Druga: w takim razie spełniłeś moje wyzwanie bez najmniejszego problemu... bo cały czas tak żyjesz. Wyłącznie przez swoją głupotę założyłam inaczej. - Wzruszyła ramionami. Nieustannie słyszała, że do mądrych to ona nie należy i pogodziła się z tym, jak również nie przeszkadzało jej to. - To znaczy, że teraz twoja kolej i możesz dać cokolwiek chcesz - coś niebezpiecznego, strasznego... cokolwiek!
Było jej trochę przykro, że niewłaściwymi założeniami mogła zasmucić czy też zdenerwować Carneya, lecz w swej bezsilności nie była w stanie tego zrekompensować. Przekonała się za to o jednym – jej obawy bycia bezradną były prawdziwe i były czymś, czego najbardziej wolałaby unikać. Schowała się jednak za dobrodusznym uśmiechem, szukając pozytywów i tutaj.

David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Wto Wrz 20, 2016 9:21 pm
Wyglądała na taką zaangażowaną. Owszem, David odpowiadał na pytania i zadawał własne, nie kłamał, nie omijał informacji (przynajmniej nie naumyślnie), ale ciągle, mimo wszystko, był zdystansowany. To, co zwykle robiło przyzwyczajenie zachowywania rezerwy do każdego spotkanego człowieka, teraz było powodowane nietrzeźwością. Choćby opowiedział wszystkie szczegóły swojego życia, choćby zdradził nikomu nie opowiadane myśli (co zresztą robił) nie zmieniało to niczego. Dopiero jasne i proste przyznanie "lubię cię" poruszyło w Carneyu stare, zardzewiałe tryby odpowiedzialne za budowanie zdrowych, normalnych relacji z ludźmi. Nie znaczyło to, że nagle zacznie zachowywać się zupełnie inaczej, czy choćby trochę inaczej. Oznaczało to mniej więcej tyle, że kiedy przyglądał się w milczeniu Pam, zaczął rozumieć, że dziewczyna mówi poważnie. Ciągle napędzała go niezdrowa substancja, ale przez tępą wesołość przebił się cichy niepokój. Nie chciał tego. Nie potrzebował czyjejś sympatii, nie potrzebował czyjegoś niepokoju o swoje zachowanie.
Byłoby łatwiej, gdyby niczym się nie przejmowała.
- Nie przepraszaj mnie. Nie masz powodu. - Powiedział cicho i bez uśmiechu, zaraz jednak twarz mu się rozjaśniła, kiedy przyszła jego kolej na wymyślanie zadania. Błyskawicznie całą swoją uwagę przeniósł na tę część rozmowy. Był teraz pod tym względem trochę jak małe dziecko, któremu po rozbiciu kolana wystarczy dać lizaka, żeby przestało ryczeć i zaczęło cieszyć mordę (tak szybko, że ciągle ma na policzkach ślady po łzach). Po poprzednich przemyśleniach w głowie Carneya nie został najmniejszy ślad.
Gdyby Gryfonka była Gryfonem najpewniej bez zastanowienia zażyczyłby sobie bójki. Zamyślił się na chwilę, przerzucając w głowie różne trudne zadania. Większość od razu odrzucał - nie był aż tak zaćpany, żeby kazać Pam robić coś niebezpiecznego. Warto jednak pamiętać, że miał trochę skrzywione poczucie, co jest niebezpieczne.
- Może... Cholera, nie jestem dobry w wymyślaniu. - Przyznał zgodnie z prawdą. Trudne pytania to jedno, ale akcja - na brak własnej inicjatywy nie pomagały nawet narkotyki. Co więcej, nie chciał wysyłać dziewczyny poza obręb strychu, co ograniczało nieco pole do manewru. - Może następne wymyślę ciekawsze... - Nie chciał wstrzymywać zabawy, a nie mógł wpaść na nic ciekawszego. - Pokaż mi najbardziej lamerskie zaklęcie, jakie znasz.
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Sro Wrz 21, 2016 7:28 pm
Zdawało jej się, że chłopak znowu lepiej się poczuł, po tym jak zeszli na temat wyzwań. Czyli poprzednia sprawa została zamknięta - proste! Jej poczucie winy co prawda całkiem nie zniknęło, niemniej na to raczej nie dało się na razie nic poradzić. Czas skupić się na grze. (Nie)cierpliwie czekała aż Gryfon coś zadecyduje. Gdy w końcu do tego doszło, odrobinę żałowała, że jej zadanie nie było niebezpiecznie, a pokusić by się można o stwierdzenie, że dla niej nieco nudne. Kojarzyło jej się z nauką, a tego to w szkole człowiek ma po dziurki w nosie.
- Lamerskie zaklęcie? Hmm... - Wyciągnęła różdżkę i podrapała się nią po głowie, unosząc przy tym parę niesfornych loków. - Wiele z nich ma dziwne zastosowanie. Na przykład to zamieniające w gęś! - Już chciała je rzucić, kiedy przypomniała sobie jedno – nie znała przeciwzaklęcia. A gdyby faktycznie zamieniła Davida w dziobatego zwierzaka, ten zapewne nie przyjąłby tego zbyt pozytywnie. Ale co jeszcze... - Wiem! - Wycelowała różdżką w buty Carneya. Nie chciała mu nic zrobić, a on akurat się nimi o coś opierał. - Colloshoo – powiedziała radośnie. - Zaklęcie przykleja buty do podłoża! Naprawdę, ciekawe kto je wymyślił i po co. - Roześmiała się. - Przecież są zwykłe zaklęcia klejące, więc te jest trochę niepotrzebne. - Wzruszyła ramionami. A jednak je znała. No, nigdy nie wiadomo, co się może w życiu przydać!
I chwila... czy teraz przypadkiem to nie ona miała wymyślać zadanie?! Rozejrzała się po strychu, w poszukiwaniu wskazówek, zapominając zupełnie o rzuconym przed momentem zaklęciu. Wielkiego pola do popisu nie mieli ze względu na niedużą, zagraconą przestrzeń. Może dałoby się znaleźć coś w skrzyniach... Lecz zanim zdążyłaby zacząć w nich grzebać, a uprzednio wstać, jej wzrok przyciągnęło małe stworzonko nieopodal nich. Jeden z mnóstwa pająków, znajdujących się na poddaszu. Miało niby nie być takich głupot... ale toż takie zabawy to zawsze były same niedorzeczne pomysły - kto tu chciał kogo oszukać.
- Nie wiem czy to przejdzie, wiesz... - Uśmiechnęła się do niego, patrząc z niemym wyzwaniem w oczach. - Ale jak sądzisz, byłbyś w stanie zjeść pająka? - Ponownie zerknęła w kierunku ich mniejszego kolegi. No bo... to nie samo jedzenie ją interesowało, a to, czy Carney w ogóle by na to przystał. Mógł wszak oświadczyć, że to bez sensu albo że to zbyt obrzydliwe. Jednak cóż, kiedy miało się tak ograniczone środki, należało korzystać z tego, co miało się pod ręką. A jak nie pod ręką, to obok ręki - na pajęczynie.

David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Czw Wrz 22, 2016 12:19 am
- Zmieniające w gęś jest świetne. - Powiedział, co myślał. Był w końcu wielkim entuzjastą transmutacji i każde zaklęcie, nawet bezużyteczne, traktował jak ciekawostkę. Lubił je tym bardziej, że nie zdarzało mu się zamienić w gęś siebie zamiast celu, i tym bardziej, że mogło to przytrafić się osobom słabszym z tej dziedziny magii. On... On był w tym zwyczajnie dobry.  
Sam był zdania, że zaklęcie wymienione przez Pam jest bardzo, bardzo pożyteczne. Zwłaszcza, kiedy ktoś zaczyna uciekać, zanim zabawa zacznie się na dobre. Poruszył palcami w butach, których podeszwy nierozerwalnie scaliły się z powierzchnią kufra. Nie miał pojęcia, ile to zaklęcie może trwać. Patrzył na swoje stopy, ciekawy, czy same zostaną uwolnione, czy musi im pomóc.
Zaraz zapomniał, że w ogóle trafiło go zaklęcie, bo jego uwagę całkiem odwrócił nowy pomysł Gryfonki.
- Tak, byłbym. - Powiedział po prostu. Zaśmiał się na myśl o wszystkich obrzydliwościach, które zdążył mieć już w ustach - czy to z własnej woli, kiedy szukał najtańszych metod na naćpanie się, czy też pod przymusem, kiedy po przegranej bójce przeciwnik postanowił dodatkowo upokorzyć go, napychając mu do ust błoto albo inne równie przyjemne rzeczy.
Przyklejone do skrzyni buty przypomniały o sobie, kiedy David ponownie tego dnia próbował czegoś dosięgnąć. Tym razem, dla odmiany, jednego z łażących po strychu pająków. Butów wciąż nie odkleił, mimo to udało mu się wsadzić rękę do jednego z ciemnych zakamarków. Kiedy wyjął z niego dłoń zwieszał się z niej trzymany za nogę, okazały egzemplarz pajęczaka. Carneyowi trochę było go szkoda, ale nie na tyle, żeby zrezygnować z realizacji wyzwania. Nie był aż tak współczujący, żeby martwić się losem czegoś, co nawet nie ma kręgosłupa.
Ciągle jednak nie robił nic więcej, tylko przyglądał się, jak złapana sztuka próbuje uciec, rozpaczliwie machając odnóżami.
- Ale to by oznaczało wojnę. - Po tych słowach uśmiechnął się najnormalniejszym tego dnia uśmiechem.
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Czw Wrz 22, 2016 1:38 am
Chłopak nie dość, że stwierdził, że byłby w stanie zjeść pająka, to jeszcze się zaśmiał! Pam była zachwycona. Sama nie była pewna dlaczego, ale to zwiastowało dobry początek... zabawy? Albo czegoś głupszego, lecz nie czas na przejmowanie się pierdołami. W końcu zaczynała odzyskiwać rezon. Przez to też nadal nie myślała o rzuconym na Gryfona zaklęciu. Takie tam... zapomniała. Nie była również aż taka dobra w odwracaniu skutków czarów. Jakoś to tam szło, coś na f... wyleciało jej akurat z głowy. David musiał radzić sobie sam - no, chyba że dziewczyna sobie przypomni, co było dość wątpliwe przy okazałym poziomie rozproszenia jej uwagi w tym momencie. Mówi się trudno i cieszy się chwilą.
- Wojnę, mówisz? - Jej oczy wręcz rozbłysły. Przecież nie mogło być lepiej! Czy wtedy Carney przestanie się tak powstrzymywać i naprawdę będą mogli bez przeszkód zapewnić sobie zadania, które nie tak łatwo wykonać? Na samą myśl o tym aż zadrżała z ekscytacji i tylko siłą woli powstrzymywała się, by nie zacząć skakać dookoła. Na razie siedziała, lecz nie w bezruchu. Na dodatek jej usta cały czas były ułożone w wielkim, szczęśliwym uśmiechu. Przypuszczalnie takim z serii najbardziej naiwnych. - Dajesz! Tylko uprzedzam, że nie mam zamiaru przegrać! Liczę na twoją kreatywność.
Mówiła poważnie i była zdeterminowana. Uwielbiała innych ludzi - zrobiłaby dla niejednego znacznie więcej, niż większość osób dla swego najlepszego przyjaciela. Niemniej gdy w grę wchodziła rywalizacja, to było co innego. Zdrowe współzawodnictwo, na które zgadzały się obie strony, było czymś, co pociągało ją od najmłodszych lat. Miała w sobie coś z tej gryfońskiej natury, sprawiającej, że chciała wygrać i nie bała się podjąć każdego ryzyka. Różnie się to dla niej kończyło, ale przynajmniej na jedno narzekać nie mogła - na nudę, której za wszelką cenę starała się nie wpuszczać do swojego życia. Jest wyzwanie? Nie ma co od niego uciekać, choć może warto przyspieszyć, by to ono nie uciekło od ciebie.

David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Pią Wrz 23, 2016 12:26 am
Z kreatywnością mógł mieć problem, ale wypełnienie zadania? Łatwizna.
Nie czekał na nic więcej. Podniósł pająka na wysokość oczu, rzucając mu przy tym ostatnie spojrzenie, odwrócił wzrok na Pam, po czym... Połknął go w całości, nawet się przy tym nie krzywiąc. Chciał się odwrócić i obdarzyć dziewczynę tryumfującym spojrzeniem, ale przyklejone do wielkiej skrzyni buty uniemożliwiły mu ruch. Mruknął coś pod nosem i wyjął różdżkę.
- Trochę włochaty. - Rzucił pogodnie. - Myślałem wcześniej, żeby dać ci za zadanie zjedzenie papierosa. - Zaczął i wycelował magiczny patyk w swoje podeszwy. - Finite Incantatem. - Zgiął nogi i trochę się odwrócił. - Ale czym jest papieros przy pająkach? Jak myślisz, byłabyś w stanie powtórzyć moje zadanie... - Nachylił się nieco. - ...i dokładnie przeżuć?
Z doświadczenia wiedział, że kiedy chodziło o zjadanie niekoniecznie smacznych (czy kulinarnie ciekawych) rzeczy, najłatwiej było po prostu wepchnąć je prawie w gardło i zapomnieć, że ma się zęby. Nie mógł się pozbyć z głowy pomysłu na zadanie, które wyprowadzi ich z poddasza, ale ciągle chciał tu być, zresztą powinien tu być - walczył więc sam ze sobą. Pierwsze, mocne uderzenie narkotyku już dawno minęło, nie zmieniało to jednak tego, że siedzenie w nieuczęszczanej dziurze ciągle było najbardziej praktyczne. Poza tym naprawdę podobało mu się to miejsce. Zdecydowanie już zdążył zacząć trzeźwieć, ale jeszcze nie dotarło do niego, co właściwie robi.
Położył obok siebie różdżkę i sięgnął po nietknięty kawałek melona, o którym był w końcu w stanie sobie przypomnieć. Żuł go, w wyczekiwaniu patrząc na koleżankę.
Sponsored content

Wejście na strych - Page 5 Empty Re: Wejście na strych

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach