Go down
Lincoln Wright
Oczekujący
Lincoln Wright

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Czw Cze 30, 2016 1:43 am
Czyżby kolejny ród znany z tego, że jest znany? Niczym współcześni celebryci - wiesz, że są sławni, ale czym się zaszczycili, by uzyskać ten tytuł? Lincoln mógł wyjść na ignoranta, jeśli rodzina Mulciber rzeczywiście była znana, ale nigdy o nich nie słyszał. Pewnie ich fortuna nie obejmowała tak ckliwych rzeczy jak służba zdrowia i mugolsko-czarodziejski półświatek, w którym obracała się familia Puchona. Nie wstydził się też, zresztą tak jak swojej przynależności do Hufflepuffu, że jest półkrwi. Właściwie to 3/4. Tyle, że wiedział i widział jak czystokrwiści reagują na wiadomość o mieszaniu krwi, więc mówienie na głos o tym, szczególnie w obecności "jedynego dziedzica", mogłoby zniweczyć jakiekolwiek plany na spędzenie przyjemnego popołudnia. Miał wrażenie, że w domach panowała pewna hierarchia - najlepiej mugole i spowinowaceni z nimi półkrwiści traktowani byli w Hufflepuffie, bo u nich liczyły się przede wszystkim lojalność, wartość przyjaźni, spokój ducha. W Ravenclawie przyjmowali ludzi głodnych wiedzy, dobrych w nauce - tak przynajmniej zakładał - więc i tam dobry kujon, mugol czy nie, zagrzeje miejsce przy książkach. Gryffindor mógł przychylniej spoglądać na odważnych i szczerych mugoli, niemal sięgających ku brawurze, byle z silną osobowością i pewnością siebie. Niestety, pospolici zjadacze chleba nie zagrzewają miejsca w domu węża. Lincoln cieszył się, że nie trafił do Slytherinu. Nie byłby tym samym człowiekiem, co przed Hogwartem, chociaż ciekaw był jak wygląda tam opowiadanie kawałów? Czy zgodne z prawdą jest to, że głównie kręcą się wokół szykanowania wszystkiego co się rusza i jest słabsze?
W odpowiedzi na miłe poznawanie, bo to musiał być wysiłek, żeby coś takiego powiedzieć w stronę kogoś takiego jak Lincoln, chłopak uśmiechnął się szeroko. Ładnie. Siedząc, jego wzrost nie grał pierwszych skrzypiec, da się zapomnieć o tym, jeśli wystarczająco długo nie wstanie.
- Czym się zajmuje twoja rodzina? Jeśli można spytać - odparł nie odwracając wzroku, bez speszenia swoją niewiedzą, próbując zagaić rozmowę. Podświadomie miał wrażenie, że Alistaire jest typem człowieka, który mógłby godzinami mówić o tym, co jest w nim najlepsze. Już to podkreślenie dziedziczności wzbudziło podejrzenia, więc kierowanie small talku w tę stronę, mogło wyjść im na dobre. Jeśli odmówi mówienia o rodzinie, Lincoln od razu przejdzie do pytania o ewentualne zainteresowania, nie tracąc pewności siebie. Może też lubi bawić się w kociołku? Skupianie tematu wokół tego ślizgońskiego narcyza może poskutkować pozytywną reakcją, bo nie sądził, żeby Mulciber wykazał się inicjatywą, by zadać i mu jakieś pytanie. Jeśli się myli, będzie pozytywnie zaskoczony.
Alistaire Mulciber
Oczekujący
Alistaire Mulciber

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Wto Lip 05, 2016 9:17 pm
Moja rodzina... Moja rodzina robi wiele wspaniałych rzeczy. Mój tatuś na przykład jest wysoko postawionym, szanowanym Śmierciożercą, chociaż woli nazywać się politykiem. Moja matka jest kobietą, którą szanują wszystkie inne czystokrwiste damy, a w mojej rodzinie już od pokoleń płynie tylko czysta krew. Mamy bardzo dużą posiadłość z rozbudowanym kompleksem piwnic, winnic i lochów, a także strych, równie duży. Moi przodkowie byli okropnie ważnymi ludźmi. Coś mówi mi, że takiej odpowiedzi ów Puchon nie mógłby docenić. Mieszkańcy domu Helgi Hufflepuff mają straszliwy gust i jeszcze gorszy smak.
- Moja rodzina od wielu pokoleń zajmuje się wytwarzaniem magicznej biżuterii najwyższej kategorii – zamiast tego odpowiedziałem, pełen zadowolenia. - Pierścienie ochronne, przyciągające naszyjniki, tego typu potężne przedmioty.
Na moment zapadła cisza, która z jakiegoś powodu wprawiła mnie w zakłopotanie. Nie byłem pewien, co mógłbym zeń wywnioskować. Już chciałem zacząć rozwijać temat pracy mojego tatusia, gdy przypomniałem sobie kolejny punkt małej listy, którą kiedyś sobie napisałem. Moja mama lubi nazywać ją pieszczotliwie odpowiedzią na pytanie: „jak nie być pozbawionym manier, prymitywnym bucem”. Otrząsnąłem się więc. I zastanowiłem porządnie. Myślałem dość długo, lecz geniusz wymaga czasu.
- A Twoja? Nie przypominam sobie, bym kiedyś czytał cokolwiek o rodzinie Wright – zapytałem, wyjaśniając jednocześnie swą niewiedzę.
Miałem przynajmniej pewność, że wciąż byłem lepszy od Puchona. Nawet, jeżeli wiedział, gdzie można znaleźć wygodne pufy i jak rozmawiać z ludźmi. Nie miałem powodu, by być zazdrosnym.
Lincoln Wright
Oczekujący
Lincoln Wright

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Czw Lip 07, 2016 11:28 am
Lincoln zbywał wzruszeniem ramion marne starania osób, które dowartościowywały się na innych, dopóki ten ktoś się nie rozochocił jego biernością i luzem. W Hogwarcie największą wartość miała czystość krwi, za tym często szła fortuna i uznanie w świecie czarodziei. Bogatszy mugol znaczył znacznie mniej. Co do półkrwi, tutaj zdania były podzielone - skrajni konserwatyści uważali ich za zdrajców krwi, zaś bardziej współczesne towarzystwo zbywało to wzruszeniem ramion.
Puchon nie narzekał na swoją sytuację materialną. Zawsze miał co jeść i to całkiem nieźle, bo jego mama oprócz eliksirów, uwielbiała gotować. Na urodziny dostawał najnowsze modele mioteł, dobrze wiedząc, że to trochę nadwyręża ich portfele. Pozwalali sobie na tyle, ile dyktował im ich biznes, o którym Lincoln chciałby po krótce Alistairowi powiedzieć. Mile zaskoczyło go to pytanie.
- Prowadzimy sklep z artykułami związanymi z eliksirowarstwem leczniczym. Potocznie nazywany apteką - odparł uśmiechając się. Był dumny ze swoich rodziców i prawdopodobnie któregoś dnia przejmie biznes, o ile nie zechce pójść na uzdrowiciela. To było jego skromne marzenie. - Nic tak poważnego, ale bardzo przydatnego. Na eliksirach i zielarstwie można błyszczeć wiedzą!
- Pewnie cholernie drogi jest taki naszyjnik, nie? Nie interesują mnie za bardzo bajery, magia i eliksiry wystarczają mi z zupełności, ale chyba nie ma osoby, która nie spojrzy na coś takiego z zainteresowaniem - podjął na nowo temat majętności rodziny Mulciber. Jeśli pan Przechwałka uchyli mu rąbka tajemnicy - a sądził, że tak się stanie - chętnie dowie się czegoś ciekawego na ten temat.
- Da się odróżnić naszpikowaną magią biżuterie od normalnej czy na to też są jakieś triki? - spytał szczerze zaciekawiony. W zwyczaju Lincolna leżało podtrzymywanie rozmowy mimo wszystko, chyba, że już naprawdę nie ma o czym rozmawiać. Na razie jest, a gdy się skończą tematy, pewnie pójdzie coś zjeść albo do dorma na drzemkę.
Alistaire Mulciber
Oczekujący
Alistaire Mulciber

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Sob Lip 23, 2016 7:42 pm
Nie, Alistaire nie musiał się dowartościowywać; on doskonale znał swoją wartość, która nieprzypadkowo była znacznie wyższa niż ta, którą szczycić mogła się większość uczniów Hogwartu, jeśli nie i całego czarodziejskiego społeczeństwa. Był to najbardziej z oczywistych faktów i jeśli ktokolwiek mógł go przeoczyć, młody Mulciber skory był do przypomnienia takiemu delikwentowi, dlaczego jest odeń lepszy. Ważniejszy. Zdolniejszy. Bogatszy. Przystojniejszy. Po prostu... lepszy, w każdym aspekcie.
Słuchał z pewną dozą zainteresowania słów Puchona, zauważając uśmiech, jaki zagościł na jego twarzy. Jasne, Puchoni mieli tendencję do uśmiechania się z najbardziej idiotycznych powodów; najwidoczniej każdy z nich był masochistą. Nie tylko skazywali się na tragiczny wygląd, ale i wieczne zakwasy mięśni twarzy, które uparcie nadwerężali swoim głupkowatym szczerzeniem się. Musiał jednak przyznać, że ten rodzaj uśmiechu dobrze znał i jego widok pozwolił mu się rozluźnić. Nawet, jeżeli Lincoln nie miał ku temu powodów, zdawał się być zadowolony i dumny ze swej rodziny, co było dla Alistaire'a całkowicie zrozumiałe.
Zamyślił się w odpowiedzi na pytanie chłopaka.
- Hm... Cóż. Dla osoby, która miała styczność z tego rodzaju skarbami niewątpliwie wyczucie tej magii nie jest wyzwaniem, lecz trzeba wiedzieć, czego szukać. Oprócz tego, wydaje mi się, że zewnętrznie nie różnią się zbytnio. Zależnie od swojego celu, mogą wydawać się bardziej lśniące, kolorowe czy pociągające, ale to chyba wszystko – wzruszył ramionami, troszkę zmieszany swą niewiedzą. - Aczkolwiek osoby zaznajomione z oklumencją mogą być w stanie wyczuć wpływ, jaki ma na nich taka biżuteria. Poza tym, pozostają chyba tylko odpowiednie zaklęcia wykrywające klątwy i tym podobne, lecz są one raczej skomplikowane. I tak, koszta są z reguły wysokie, ale mój drogi ojciec obraca się w towarzystwie, które potrafi docenić dobrą jakość.
Alistaire nie miał zamiaru się przyznawać, że w gruncie rzeczy niewiele wiedział o zawodzie swego ojca. Interesował go on tylko dlatego, że musiał dzielić się uwagą tatusia z jego profesją, co bywało niezwykle frustrujące. Przez chwilę na jego twarzy pojawił się wyraz złości, który jednakże czujnie przegonił, spoglądając ukradkiem na Puchona. Miał nadzieję, że ów nic nie zauważył.
- Interesujesz się eliksirami? – spytał, próbując zmienić temat. Przynajmniej w tym zakresie mógł się wypowiedzieć.
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Wto Wrz 13, 2016 10:41 pm
[Pozwalam sobie pisać w tym temacie, bo poprzednia sesja była rozgrywana jakieś dwa miesiące temu.]


Od kilkunastu minut siedział pod ścianą i rolował tytoń z niedawno nabytym proszkiem. Zostawił sobie paczkę po Chochliczych Piskach, żeby schować do niej gotowe skręty. Jak już miałby oberwać za posiadanie papierosów, to lepiej, żeby nikt nie domyślił się, że nie są to zwykłe papierosy. Wcześniej tego dnia udało mu się w końcu spotkać z Gwendoline - rozczarowanie brakiem postępów ich wspólnej sprawy zrekompensował mu produkt, jak twierdziła Jaszczurka, najwyższej jakości. Doświadczenie Carneya kazało wierzyć jej na słowo. Wydał całe trzy galeony, żeby dostać sześć gramów Słodkiego Mordownika.
W powietrzu unosił się zapach kurzu, którego niewielka ilość lądowała w starannie formowanych skrętach. David nie przejmował się tym za bardzo - i tak ładował do środka coś gorszego dla zdrowia. Zdążył już wypełnić większość paczki - szesnaście sztuk zawierało w sobie tylko część dawki, miało działać głównie uspokajająco. Ale na początek... Na początek szykował sobie coś specjalnego.Trzęsącymi rękami skończył zwijać bletkę na tytoniu zmieszanym z pełnym gramem substancji. Kiedy przeszedł do drugiego prawie wszystko rozsypał. Zaklął głośno. Zmienił zdanie. Proszek wciągnął nosem, po czym (już nieco spokojniej) zwinął kilka zwykłych papierosów. Jednego z nich wsadził w zęby. Zamknął oczy i oparł głowę o ścianę. Czekał.
Najpierw przyszło rozluźnienie, którego tak bardzo potrzebował. Wziął głęboki wdech nosem, wciągając przy okazji trochę kurzu. Podpalił papierosa zaklęciem i zaczął puszczać kółka z dymu. Potem przyszła dziwna wesołość, a zaraz za nią zainteresowanie. Przyglądał się, jak drobiny brudu powoli osiadają na wieku pobliskiej skrzyni. Było kwestią czasu, kiedy specyfik zacznie działać tak, jak powinien w tej dawce - coraz bliżej był moment, w którym Carney zacznie czuć euforię.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Wto Wrz 13, 2016 10:50 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Lincolnem a Alistairem z powodu zbyt długiego zwlekania z postami.
[z/t x2]
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Wto Wrz 13, 2016 11:10 pm
Uciekała przed tą okropną kotką, która szwendała się po korytarzach zamku i nie dawała uczniom spokojnie żyć. Przecież Pam nie robiła nic złego! To, że próbowała nauczyć się żonglować było nieszkodliwe... a to, że przy tym przypadkiem walnęła melonem w zbroję, która się rozpadła... to były już tylko mało znaczące szczegóły. Niemniej właśnie z tego powodu musiała biec co sił w nogach. Na szczęście zdawało się, że zgubiła te wredne stworzenie i nikt nie powiąże jej z tym wydarzeniem. Bardzo dobrze. Mimo to nie zwalniała. Uśmiechała się szeroko i była podejrzanie wesoła, ale jak dla niej to nic dziwnego. Należało umieć czerpać radość z małych rzeczy i raz na jakiś czas narozrabiać, by przynajmniej potem mieć co wspominać!
Na wszelki wypadek, by całkiem zgubić ewentualną pogoń, postanowiła schować się na strychu. Klapa w suficie wydawała się być raczej czymś nie do przeskoczenia dla Pani Norris, która latać nie umiała... w końcu takiej umiejętności nie chowa się jako asa w rękawie - czy tam futrze - przez tyle lat. Mogła więc bezpiecznie założyć, że znajdzie tam dla siebie schronienie. Podejrzewała jednak, że nikogo tam nie zastanie. Wspięła się na górę, po czym na powrót zamknęła za sobą klapę. Uf. Udało się.
Dopiero wtedy rozejrzała się i zauważyła, że nie była sama. Opierając się o ścianę, siedział nie kto inny, jak o'Connell, którego ostatnio zdarzało jej się częściej dręczyć. Starszy od niej Gryfon wyglądał nieco inaczej niż zwykle... chyba był jakoś tak mniej spięty czy coś. Papieros trzymany w ustach mógł być tego powodem, lecz Pamela za bardzo tego nie łączyła, jako że sama nigdy nie próbowała żadnych podobnych specyfików. Ona wolała żonglować melonami. Tak. Miała je zresztą nadal ze sobą, o czym najwyraźniej już zdążyła zapomnieć.
- Cześć! – przywitała się entuzjastycznie, machając przy tym rękami. - Co tutaj robisz?
Intrygowało ją, dlaczego akurat w tym miejscu spotkała Davida. Nie pomyślała, że ten zapewne szukał odrobiny samotności czy prywatności, gdzie tam. Dlatego też podeszła do niego bliżej, by z zainteresowaniem przyjrzeć się, czy skrywał coś ciekawego. Może jakieś śmieszne zwierzątka? Albo nielegalny zapas przedmiotów, służących do robienia psikusów! Co z tego, że za grosz nie pasowało to do Carneya, kto by się tym przejmował. Na pewno nie ona.
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Sro Wrz 14, 2016 12:37 am
Rzeczywistość była jak we śnie. Wszystko było przesycone kolorami, a dźwięki i zapachy zwracały na siebie większą niż zwykle uwagę. Powietrze było suche. Teraz oprócz woni kurzu wyraźna stała się nuta starego papieru, drewna i podrdzewiałego metalu. Samo gładzenie ręką faktury desek podłogowych było wystarczająco ciekawe, żeby robić to od kilku minut. Carney sprzed pół godziny najpewniej opuściłby to miejsce tylko słysząc, że ktoś się zbliża - aktualny Carney kiedy zorientował się, że nie jest sam, zerwał się na nogi, ale nie w celu ucieczki. Był ciekawy, kto przyszedł. Mógł teraz porozmawiać z każdym. Chciał porozmawiać. Co, oczywiście, nie gwarantowało, że ten "każdy" nie oberwie, jeśli na to zasłuży. David wstał, żeby podejść trochę bliżej klapy, ale zabrał się za to trochę zbyt entuzjastycznie. Uderzył głową w jedną z niskich belek z siłą, która aż ugięła pod nim nogi.
- Cześć! - Powiedział z uśmiechem, kiedy rozpoznał koleżankę. Złapał za bolące miejsce, ale nawet się nie skrzywił. - Właśnie... Przed chwilą znalazłem to miejsce. - Wolną ręką machnął na wnętrze, jakby je prezentował. - Witam w moim nowym królestwie. - I zaśmiał się.
Wesołe odrealnienie ogarnęło go już na tyle, że działał jak w transie. Oczy błyszczały mu jak dwie szklane kule. Źrenice miał szerokie jak kot przed zaatakowaniem ofiary, przez co jasność tęczówek przestała być wyraźna. Przyglądał się dziewczynie z niespotykanym u niego zainteresowaniem - a wszystko przez krążącą w jego żyłach substancję. Dostrzegał teraz szczegóły, całe mnóstwo szczegółów, a jeden był bardziej interesujący od drugiego.
- A ty? Co tu robisz? - Lekko schylony, a nie - jak zwykle - zgarbiony, co wbrew pozorom robiło sporą różnicę, podszedł kilka kroków w stronę Pam. Utkwił w niej wyczekujące, nieruchome spojrzenie. Ręka, w której ciągle trzymał paczkę papierosów powędrowała do kieszeni.
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Sro Wrz 14, 2016 1:18 am
Widząc zachowanie Davida, w pierwszej chwila zastanowiła się, czy ktoś go przypadkiem nie podmienił. Jednak zaraz zrozumiała, jak głupia była to myśl. Niby coś tutaj nie grało... ale chłopak wyglądał na szczęśliwszego niż zwykle, a to było najważniejsze, prawda? Już chciała się dowiadywać czy wszystko w porządku, gdy Gryfon przywalił głową w belkę, niemniej najwyraźniej belka nie była wystarczająco twarda, by zrobić mu zauważalną krzywdę. Nie było więc czym się przejmować. Wcale.
Kiedy usłyszała śmiech o'Connella, w jej oczach pojawiły się radosne ogniki. Chyba nigdy nie widziała go tak wesołego, a przynajmniej nie przypominała sobie takiej sytuacji. Uśmiechała się teraz od ucha do ucha, rozglądając się po królestwie Carneya, skoro takowym je mianował. Nie stresował jej również jego wzrok, wydający się być nawet nieco nachalny. A może nie tyle nieco, co bardzo. Szerokie źrenice zwróciły jej uwagę. Co to oznaczało? Że ktoś był śpiący? Kurcze, nie pamiętała... lecz to przecież nie mogło być nic ważnego!
- Uciekałam przed kotem, któremu nie spodobało się niewinne rzucanie owocami – odpowiedziała, wzruszając ramionami. Nie traciła jednak pogodnej postawy, a na jej ustach cały czas igrał uśmiech. - Mam nadzieję, że udzielisz mi schronienia w swym cudownym, nowym królestwie. Jeżeli tak, w darze ofiaruję ci tego melona. - Wskazała na obiekt trzymany w ręce. - Wielu o tym nie wie, ale melony są nie tylko smaczne, ale i bardzo zdrowe! - Ostatnio nie wiadomo dlaczego zainteresowała się tym tematem i zaczęła szukać w tym zakresie różnych informacji... tak to było, gdy pochłaniały ją pierdoły. - Melony są dobre na nerwy, poprawiają nastrój i pozwalają się lepiej skupić. Jak ktoś ma problemy ze snem albo stresem, powinien jeść ich jak najwięcej. Są też dobre na nadciśnienie i inne poważniejsze choroby. Wspomagają pracę oczu i dobrze wpływają na skórę. Nie wiem, czemu tak mało ludzi o tym myśli! Poza tym są taaakiee doobre. Soczyste, wspaniale pachną i mają różne kolory! Ten intensywny zapach, miękka skórka i duży ciężar to same atuty. Na dodatek owalny kształt sprawia, że idealnie nadają się do żonglowania! - zakończyła w końcu swój przydługawy wywód.
W pewnym sensie czuła się jak na lekcji, gdzie starała się przekonać nauczyciela do swojego zdania i tego, że ma rację. Tutaj jednak chodziło o coś znacznie istotniejszego... musiała wszak przekonać chłopaka, by pozwolił jej zostać w jego nowym królestwie za opłatą jednego, pysznego melona. No, ale kto by się na to nie skusił?
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Sro Wrz 14, 2016 2:18 pm
Dopiero dzisiaj znalazł to miejsce, ale naprawdę czuł się teraz tak, jakby było jego. Idealnie nadawało się do większości rzeczy, które lubił robić. Gruba warstwa kurzu jasno wskazywała, że woźny nie interesował się tym zakątkiem, a po starych śladach łatwo było wysnuć wniosek, że i inne osoby trafiają tu raczej rzadko. Fakt, że Pam pytała, czy może zostać, tylko pogłębił wrażenie własności. Bawiło go to. Udał, że się zastanawia nad odpowiedzią, chociaż cieszył się, że ma towarzystwo.
- Hmm... Dobre na nerwy, tak? - Sięgnął po owoc i złapał go w obie dłonie. Przyglądał mu się, jakby pierwszy raz miał w rękach coś podobnego. Podrzucił go, złapał, powąchał - mimo, że skórka była nienaruszona, mógł poczuć jego zapach przez wyczulone Mordownikiem zmysły. - Skoro naprawdę są takie wspaniałe, pasuje mi taki układ. Rozgość się. - Odwrócił się i szurnął włosami po suficie. Szybko wrócił do schylonej pozycji, orientując się, że bardzo mało dzieliło go od powtórzenia bliskiego spotkania głowy z belką. Podszedł do dużej, uchylonej skrzyni, klęknął przy niej, odłożył na bok melona i zaczął przeglądać jej wnętrze. Wyciągnął dziurawy kociołek, w którym nie zmieściłoby się chyba nawet pół litra wody i jakąś żółtą szmatę, która prawdopodobnie kiedyś była peleryną. Następna była ramka na zdjęcia z pękniętą szybką. Nie było w niej żadnej fotografii. Przez chwilę patrzył na nią, żeby zaraz cisnąć ją ze złością pod ścianę, przy okazji niszcząc ją doszczętnie. Jego myśli pędziły jak szalone, przez co zwykły rupieć był w stanie wywołać niekontrolowaną lawinę skojarzeń, które w tym konkretnym przypadku okazały się być niezbyt dobre. Wrócił do grzebania w starociach, jakby nie zrobił nic dziwnego. Wygrzebał całkiem normalną, oblepioną pajęczynami czarną tiarę i założył ją na głowę, nie zwracając uwagi na uciekające mu po koszuli pająki.
- Mam chyba taką samą... Ciekawe, czemu ich nie nosimy. - Ciągle przetrząsał zawartość kufra. Wyraźnie czegoś szukał. - A tak w ogóle, to skąd wzięłaś melony?
Nie zostało w nim nic z krótkiego ataku zdenerwowania, który wywołała przypadkowo znaleziona ramka. Znowu wyglądał na wesołego i rozluźnionego.
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Sro Wrz 14, 2016 4:38 pm
Wypuściła głośniej powietrze z ulgi, jakby naprawdę stresowała się tym, czy Carney pozwoli jej zostać. Teoretycznie mieli takie samo prawo przebywania tam, niemniej zostało już ustalone, że to on królował na tym terenie. Nie ma zmiłuj, należało się podporządkować... w końcu to była swego rodzaju interesująca gra!
- Uważaj – powiedziała cicho ze śmiechem, dostrzegając, jak chłopak nie radzi sobie z niskim sufitem. Na szczęście tym razem wszystko zakończyło się bez obitej głowy, która mogłaby już zacząć protestować po kolejnym takim nieplanowanym spotkaniu z twardym drewnem.
Pam z zaciekawieniem przyglądała się dalszym poczynaniom Gryfona. Zaczął przetrząsać jedną ze starych skrzyń, skrywających niezwykłe sekrety... albo jedynie nieprzydatne pierdoły. Gdy jej oczom ukazała się peleryna, sięgnęła po nią - zwłaszcza że David odłożył ją bez jakiegokolwiek poświęcania jej uwagi. Zarzuciła ją na siebie, okrywając się tym samym warstwą kurzu, która sprawiła, że dziewczyna zakaszlała. Mówi się trudno i żyje się dalej. Już miała się odezwać, zachwalając odzienie, kiedy chłopak rzucił ze złością ramką o ścianę. Czyżby coś ją ominęło? Czegoś nie zauważyła? Przez chwilę patrzyła na rozwaloną oprawę, po czym znowu skierowała wzrok na kolegę. Nie wyglądał na zdenerwowanego... Było to co najmniej dziwne, jednak postanowiła to zignorować. Typowo.
- Jakbyś nosił taką tiarę, to przy twoim wzroście na pewno ciągle byś o coś zahaczał – odpowiedziała przytomnie. Dla niej to był bardzo racjonalny powód dla którego nikt nie nosił tiar - przecież nie można było nikogo wykluczać! - A melony mam z kuchni. Jak się ładnie poprosi, to można tam znaleźć dużo dobrego jedzenia, chociaż nie ma co próbować go kraść! Zależy też na kogo się trafi, bo niektórzy dużo zrzędzą i nie chcą pomóc... ale to najpewniej przez natłok pracy. Niedawno jak leżałam w skrzydle szpitalnym, dostałam od koleżanek melona i wręcz je pokochałam! Znaczy ten. Melony. - Widać było, że cieszyła się nie tylko z tej raczej nudnej pogawędki o owocach, a bardziej radował ją fakt, że o'Connell, zwykle spięty i wiecznie się pilnujący, teraz wyglądał na rozluźnionego... a nawet podejrzanie szczęśliwego! - W ogóle wypatrujesz czegoś konkretnego? A! I nie lubisz zdjęć? - spytała, zastanawiając się, czy nie przewidziało jej się z tą ramką. Lecz zamiast poczekać na odpowiedź, kontynuowała, zbaczając nagle z tematu. Tak czasami miała, a jej myśli lubiły lecieć kilkoma torami naraz. - I może poszukamy czegoś przydatniejszego niż stara tiara? Może jest tu coś, co pomoże mi we wspinaczce... wiesz, chciałam spróbować pochodzić po murach zamku, ale nigdy nie miałam okazji...
Nie patrząc chwilowo na twarz Gryfona, zaczęła grzebać w innej skrzyni, wyróżniającej się sporą wielkością spośród pozostałych. W pewnym momencie z triumfalnym okrzykiem wyciągnęła z niej wędkę. Dopiero wtedy ponownie skupiła swój wzrok na koledze. Ona sama zdawała się być podekscytowana, choć nie dość, że przez minutę czy dwie nie do końca kontaktowała, to nie wiadomo było, czy miała jakiś plan, czy też zwyczajnie zachwycił ją widok kolejnego bezużytecznego grata. Niekiedy ciężko było ją zrozumieć.
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Czw Wrz 15, 2016 12:23 am
- I tak zahaczam. - Mruknął trochę do siebie. Był zadowolony ze swojego wzrostu - zresztą, nie należał do ludzi, którzy mieliby doszukiwać się w sobie jakichś wad. Fakt faktem, ostatnimi czasy dość często zdarzało mu się zaryć głową o niskie sklepienie. Bardzo możliwe, że wszystko przez zamiłowanie do włażenia w różne nietypowe miejsca, jak choćby strychy czy dziwne, wystające z podłogi łazienki rury.
- Z kuchni? - Odwrócił głowę do Pam. Tiara przechyliła mu się na głowie, ale w porę zdążył ją poprawić, żeby nie spadła. - Nigdy nie byłem w kuchni. Szczerze mówiąc nawet nie wiem, gdzie ona jest.
Wyjął ze skrzyni kilka połamanych, nadjedzonych przez mole piór.
- Szukam noża, albo jakiegoś ostrego kawałka drewna. - Odpowiedział na pytanie pogodnie. Zaraz jednak zawiesił się na chwilę na wzmiankę o zdjęciach. - Nie chodzi o zdjęcia. - Wbił przećpany wzrok gdzieś w przestrzeń. Zdanie utonęło jednak w następnym słowotoku dziewczyny, co w zasadzie było dobrym zbiegiem okoliczności - Carney od razu oderwał się od poprzedniej myśli. Nie powiedział na razie nic więcej. Wstał od skrzyni, w której - jak uznał - nie było nic ciekawego. Tiara od razu znalazła się na podłodze, zgubiona na pierwszej napotkanej belce. David przez chwilę kręcił się po pomieszczeniu zatopiony we własnych przemyśleniach i fascynacji otoczeniem, aż w końcu wrócił na poprzednie miejsce, trzymając w ręku spory kawałek zbitego lustra. Usiadł przy skrzyni, tym razem po turecku, sięgnął po melona, którego tam zostawił, i przystąpił do żałosnej próby pokrojenia owocu. Oczywiście skaleczył przy tym rękę, ale lekko i niegroźnie, nawet nie pojawiło się za dużo krwi. Przypomniał sobie o strąconym kapeluszu. Złapanie przez materiał może by pomogło...
Rozejrzał się za zgubą. Wyciągnął się na podłodze, próbując go dosięgnąć, ale był za daleko. Wyjął różdżkę.
W tym momencie Pam znalazła wędkę i wydała z siebie radosny okrzyk. Kiedy przeniosła wzrok na Davida zobaczyła go właśnie w takim położeniu - rozciągnięty jak długi na deskach, próbujący dosięgnąć czegoś, co było zdecydowanie za daleko, w jednej ręce trzymający kawałek lustra, w drugiej, wyciągniętej, różdżkę.
- Accio. - Tiara podjechała do niego leniwie, tworząc w warstwie kurzu wyraźną smugę. Parsknął śmiechem i podniósł się do siadu. Ponownie spróbował pokroić melon, tym razem z nieco lepszym skutkiem. Niewłaściwe dopasowanie narzędzia do czynności nadrabiał siłą. Przeniósł wzrok znów na dziewczynę, nie przerywając zabawy ostrym narzędziem. - Umiem zamieniać świece w ryby. - Powiedział, kiedy zobaczył wędkę. Znowu się zaśmiał. - To zaklęcie jest bez sensu.
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Czw Wrz 15, 2016 1:39 pm
Okej. Widok, który zastała, był nieco... niecodzienny. David z odłamkiem lustra i różdżką leżał cały rozwalony na podłodze. Jednak to nadal nie było dla niej najdziwniejsze. Bo skąd w tej skrzyni wzięła się wędka?! Mugolska wędka na strychu magicznej szkoły. Czy w szkolnym jeziorze ktoś łowił trytony? Jeżeli tak, to czy było to trudne? Hmm... Gdy chłopak wciąż siłował się z melonem, ona zastanawiała się nad tym, do czego innego jeszcze mogłoby posłużyć jej to narzędzie. A gdyby tak iść na jakieś niższe piętro i z okna zaskakiwać uczniów, próbując złapać ich na haczyk? To by dopiero było coś!
Momencik, czy słuch jej nie mylił i właśnie usłyszała o zaklęciu zamieniającym świece w ryby? Czyżby przerabiali to na transmutacji? A może nie... Może tak...
Nie kojarzyła za bardzo. Trudno.
- Śmieszne zaklęcie – odpowiedziała. - Ale ryby, hmm... można by coś złapać, niekoniecznie ryby! Może kogoś. - Zaśmiała się i wstała. Zarzucając peleryną, przeszła się po strychu. Machnęła wędką, jednocześnie zrzucając jakiś zakurzony wazon i go tłukąc. Ups. - Chociaż nie... jesteśmy za wysoko, nawet jakby wyrzucić przynętę przez okno, to żyłka byłaby za krótka. Tu na pewno nic nie złowimy. – Zaraz sama porzuciła swój pomysł, odrzucając znalezisko na bok. Jak nie zapomni, wróci do tego później. A zniszczenia? Jakie tam zniszczenia, szczegóły, szczegóły, a szczegółami nie warto się interesować.  
Rozejrzała się ponownie z uśmiechem i wyciągnęła rękę, by móc dotknąć jednej z belek. Ona nie miała takich problemów jak chłopak - jej niski wzrost sprawiał, że pomieszczenie było dla niej idealną i nader wygodną kryjówką. Podeszła więc bez żadnych utrudnień do Carneya i usiadła obok niego, tak jak on po turecku. - Widzę, że zająłeś się już melonem. Sam zobaczysz, są niezwykle smaczne! Kiedyś zresztą pokażę ci kuchnię, niektórzy nadal nie wiedzą, gdzie jest, a naprawdę warto. I chwila... - Zamyśliła się na moment. - O co w końcu chodzi z tymi zdjęciami? - Chyba nie zarejestrowała odpowiedzi Gryfona i znowu sobie przypomniała o tym pytaniu. No bo... tutaj taki wesoły, a tam nagle rzuca ramkami. Coś musiało za tym stać!
Pam była całkiem rozluźniona i położyła się na podłodze z rękami pod głową, czekając na odpowiedź. Jak zawsze widziała i słyszała tylko to, co chciała i nie zauważyła nawet tego, że chłopak się skaleczył. Może to i dobrze, po co siać panikę przy niewielkiej rance. Niby może wdać się zakażenie i inne takie... ale raz się żyje i nie ma co przejmować się takimi pierdołami!
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Czw Wrz 15, 2016 11:09 pm
Trzeba było przyznać, że robili na strychu coraz większy bałagan. Już wcześniej nie było tu szczególnie czysto, ale nie walało się aż tyle ostrych odłamków. Carney nie znał żadnego zaklęcia do sprzątania (bo była to jedna z dziedzin, które nie interesowały go ani trochę), zresztą - nawet gdyby znał, nie miałby zamiaru go używać. Tłuczone resztki na podłodze ładnie błyszczały i przywodziły mu skojarzenie z miejscami, w których czuł się na miejscu. Często leżały tam roztrzaskane butelki i kiepy. Tak, zdecydowanie brakowało mu na tej podłodze jeszcze kilku niedopałków.
- Może byśmy złowili szczura... Albo kota. - Powiedział, nie specjalnie przykładając wagę do swoich słów, kompletnie pochłonięty przez swoje zadanie - krojenie. Udało mu się w końcu podzielić owoc na kawałki, które dało się jeść. Zabrał się za jeden, a ręką trzymającą szkło wykonał zachęcający gest, mający oznaczać "częstuj się, jeśli chcesz". Usta miał akurat zajęte. Przełknął pierwsze kęsy i wytarł w szatę rękę trzymającą prowizoryczny nóż. Przy okazji odrobinę rozdarł krawędź ubrania, ale tym też się nie przejął, jak wieloma innymi rzeczami tego dnia. Żuł melona razem ze skórką. Wyraźnie mu smakował.
W końcu jednak znalazło się coś, co wytrąciło go ze względnej równowagi i zmyło mu na chwilę z twarzy ćpuński uśmiech - kolejne przypomnienie o ramce, tym razem zawieszone bez podążającej za nim porcji słów, które skutecznie odwracały uwagę. David przez chwilę, mgnienie oka, wyglądał na bardzo zdenerwowanego, zaraz jednak uśmiech wrócił mu na twarz. Ale był to już uśmiech zmieniony, mniejszy, mniej wesoły i na pewno mniej bezpieczny. Nie patrzył na koleżankę, tylko gdzieś przed siebie, w ciemny kąt pomieszczenia.
- To ta ramka, ta zasrana ramka. - Zaczął mówić powoli i spokojnie, ale z każdym słowem wypowiedź nabierała na tempie i sile. - Znajdowałem taką za każdym razem, bo przecież nigdy się tym nie przejmował. Szkło prawie nigdy z nich nie wypadało, pękały i tyle. A potem chodziła i rzucała na nie reparo, później były całe i nie było jak ich pokazać. Te kurewskie ramki. Kubki i tak się nie nadawały, w końcu każdy czasem zbije kubek, każdy kiedyś zbił kubek, chociaż nie aż tyle. Ramki szły częściej nawet od nich, dosłownie za każdym razem, nawet jak nic innego. - Wyrzucał z siebie słowa w nieprzyjemny, maniakalny sposób, ciągle się przy tym uśmiechając, i nic nie zapowiadało, żeby miał przestać. - Zbierałem je, bo i tak by to zrobiła. Ten... - W uśmiechu pojawiło się coś bardzo złego. - Skurwiel... - Fragment melona trzymany w ręce był już kompletnie zmiażdżony. Kawałek lustra na szczęście zabezpieczony był prowizoryczną rączką ze zwiniętej tiary, ale ściskany był z podobną siłą.
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Pią Wrz 16, 2016 2:12 pm
Ona sprzątać również nie zamierzała. Zazwyczaj żyła w bałaganie i w nim lepiej się czuła. Gdy dookoła panował sterylny porządek, nieco wytrącało ją to z równowagi. Nie było w tym swobody - wszystko na wierzchu, a jednak ukryte. Dlatego też wolała artystyczny nieład. A jakieś walające się szkło na podłodze? Póki się w nie nie wdepnęło, nikomu nie przeszkadzało! Sytuacja była pod kontrolą! Do czasu...
Melona także nie wzięła. Był podarunkiem, więc nie było co się nim teraz interesować. Wolała poleżeć. Niemniej nie spodziewała się, że odpowiedź kolegi będzie tak... ciężka. Ponownie wróciła do siadu, przyglądając się twarzy chłopaka z troską. Zauważyła w nim zmianę. Stanowczo poruszyła zły temat, a przynajmniej tak wnioskowała po jego reakcji. Nieprzymuszona wesołość zniknęła, zastąpiona czymś mroczniejszym. Tylko o co chodziło? Nie rozumiała. Pęknięte ramki, stłuczone kubki, jakieś osoby niewymienione z imienia... Ta historia miała jakiś kontekst, który nie był jej znany. Jedno było pewne. Carney coś sobie przypomniał i nie były to żadne miłe wspomnienia.
Widziała zmiażdżony melon i ściskane szkło. Nie wyglądało to za dobrze. Nie do końca wiedziała, co powiedzieć. Starała się, by jej głos brzmiał poważnie, a zarazem dość pogodnie. Gdyby sama zareagowała negatywnymi emocjami, mogłoby to mieć na niego gorszy wpływ w jej mniemaniu.
- Czemu ramki pękały? Kto zbijał kubki?
Czuła, że nie mogła tu nic poradzić, ale chciała chociaż więcej zrozumieć. Położyła delikatnie dłoń na dłoni Davida – tej, w której trzymał odłamek szkła zawinięty w materiał tiary. Miała nadzieję, że nastolatek nieco rozluźni chwyt i nie zrobi sobie dużej krzywdy. Owoc raczej wiele nie mógł mu zaszkodzić, więc nim się nie przejmowała. Z powodu tego wyraźnego zdenerwowania Gryfona nie odsunęła się, a przybliżyła na tyle, ile mogła, siedząc już całkiem przy nim. Zapewne zdawała sobie sprawę, że chłopak nie jest osobą, której będzie można dodać otuchy samą swoją obecnością, zwykle przecież niemile widzianą, lecz na razie nie miała pojęcia, co innego miała do zaoferowania. Gorączkowo zastanawiała się, czy jest jakiś sposób, w jaki może mu pomóc. W tej chwili niczego więcej nie pragnęła. W swej niewiedzy była niestety zdana na niego i nie umiejąc przewidzieć jego kolejnych słów czy zachowań, postanowiła po prostu czekać. Zobaczy się, co będzie. Ponoć właśnie coś takiego dodawało dreszczyku emocji, a czyż nie tego poszukiwali Gryfoni?
Sponsored content

Wejście na strych - Page 4 Empty Re: Wejście na strych

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach