- Rosie Bell
Re: Czytelnia
Sob Mar 07, 2015 2:59 pm
Rosie od dłuższego czasu kręciła się po bibliotece i czytelni w każdej swojej wolnej chwili. Od zawsze jej miłość do literatury pochłaniała jej wiele czasu, ale niewątpliwie teraz nie miała chyba raczej żadnych innych pasji. Gdyby sie tak głębiej zastanowić, to chyba zaczęła tu niemalże mieszkać gdzieś na początku lutego...
W walentynki..?
Przyniosła kilka kolejnych tomów traktujących o transmutacji i obudowała sobie nimi jedno z miejsc na stoliku. Gdy usiadła na krześle - prawie nie było jej widać. Mała twierdza, bezpieczna forteca, w książkach, z książkami, za książkami.
Właściwie mało znał Rose dobrze, mało kto znał te taktyki, powody dla których wybierała Czytelnie czy Cieplarnie. Była przecież takim introwertycznym, cichym dzieciakiem unikającym większego towarzystwa. Często łatwo się zawstydzała i była zbyt wrażliwa na spędzanie czasu z większością ludzi w swoim wieku. Nie umiała nawet udawać rozbawienia ich niewybrednymi żartami i często nie rozumiała celowości niektórych działań - a to frustrowało ją jeszcze bardziej, uświadamiając jak bardzo w głowie, w Rosie, różni się od innych. Lubiła ten swój magiczny świat książek, zanurzać się i znikać w jakichś swoich imaginacjach związanych z lekturami. Może tylko Nancy wiedziała, że ten tu zamek z trzech tomów "Zasad transmutacji organicznej" i kilkunastu odcinków gazetki "Mutacje na przestrzeni lat" to tak na prawdę sposób na ucieczkę. Że Ros w ten właśnie sposób odreagowywała swoje stresy, niepokoje, wpadając w wir nauki walczyła z lękami i gniewem. I choćby miała się uczyć wątpliwie fascynującego życia pierwotniaków, zrobi to chętniej niż będzie zastanawiać się nad swoimi uczuciami i tym co w niej wywołują.
Z satysfakcją dziś otworzyła wielka encyklopedię sukcesów mistrzów sztuki transmutacyjnej i rozwinęła kilka pergaminów. Ucz sie Rosie ucz bo nauka...
Kogo Ty chcesz oszukać. Może te artykuły odwrócą Twoją uwagę od niego ale w nocy i tak będziesz płakać.
W walentynki..?
Przyniosła kilka kolejnych tomów traktujących o transmutacji i obudowała sobie nimi jedno z miejsc na stoliku. Gdy usiadła na krześle - prawie nie było jej widać. Mała twierdza, bezpieczna forteca, w książkach, z książkami, za książkami.
Właściwie mało znał Rose dobrze, mało kto znał te taktyki, powody dla których wybierała Czytelnie czy Cieplarnie. Była przecież takim introwertycznym, cichym dzieciakiem unikającym większego towarzystwa. Często łatwo się zawstydzała i była zbyt wrażliwa na spędzanie czasu z większością ludzi w swoim wieku. Nie umiała nawet udawać rozbawienia ich niewybrednymi żartami i często nie rozumiała celowości niektórych działań - a to frustrowało ją jeszcze bardziej, uświadamiając jak bardzo w głowie, w Rosie, różni się od innych. Lubiła ten swój magiczny świat książek, zanurzać się i znikać w jakichś swoich imaginacjach związanych z lekturami. Może tylko Nancy wiedziała, że ten tu zamek z trzech tomów "Zasad transmutacji organicznej" i kilkunastu odcinków gazetki "Mutacje na przestrzeni lat" to tak na prawdę sposób na ucieczkę. Że Ros w ten właśnie sposób odreagowywała swoje stresy, niepokoje, wpadając w wir nauki walczyła z lękami i gniewem. I choćby miała się uczyć wątpliwie fascynującego życia pierwotniaków, zrobi to chętniej niż będzie zastanawiać się nad swoimi uczuciami i tym co w niej wywołują.
Z satysfakcją dziś otworzyła wielka encyklopedię sukcesów mistrzów sztuki transmutacyjnej i rozwinęła kilka pergaminów. Ucz sie Rosie ucz bo nauka...
Kogo Ty chcesz oszukać. Może te artykuły odwrócą Twoją uwagę od niego ale w nocy i tak będziesz płakać.
- Remus J. Lupin
Re: Czytelnia
Sob Mar 07, 2015 3:44 pm
Opustoszałe korytarze Hogwartu zachęcały do dłuższego spaceru, nęcąc nie tylko przedziwną ciszą, wywołaną zapewne faktem, że większość krzyczącej hałastry postanowiła skorzystać z propozycji dyrektora, ale również przerwą obiadową, gdy uczniowie siedzieli albo w Wielkiej Sali, albo odpoczywali w swoich dormitoriach. Dlatego Remus podejrzewał, że biblioteka nie będzie teraz zbytnio oblegana i będzie mógł w spokoju rozejrzeć się za książkami, które przydałyby mu się do powtarzania astronomii.
Nie dane mu było jednak dość do działu poświęconego gwiazdom, księżycom i planetom, bo w połowie drogi zauważył na jednym ze stolików dziwne zjawisko. No może nie do końca takie dziwne, bo sam niekiedy robił dokładnie to samo, chowając się za książkami i udając, że się pilnie uczył (co robił zazwyczaj wtedy, gdy Evans była w pobliżu, aby wywołać u niej irytację i przerażenie faktem, że sama się bezczelnie obija, podczas gdy on zakuwa w każdej wolnej chwili). Tym razem jednak zjawisko było o tyle ciekawe, że nad czubkiem góry książek wystawały ciemne włosy, które Lupin skądś kojarzył. Och, jasne, że w Hogwarcie było pewnie dziesiątki, jeśli nie setki podobnych czupryn, ale ta uparcie nie dawała mu spokoju. Przeszedł obok fortecowego stolika raz, potem drugi i dopiero przy trzecim zorientował się, że taki sam widok miał na lekcjach, gdy zdarzyło mu się siedzieć za pewną Puchonką.
Nie zastanawiając się już ani chwili dłużej, kierowany jakimś dziwnym impulsem, kompletnie obcym i nieznanym Remusowi, który raczej nie należał do ludzi tak po prostu zaczepiających innych, usiadł naprzeciwko dziewczyny. Oddzielała go on niej jedynie gruba przeszkoda z książek, która jednak zdawała się nie mieć chęci na to, by nagle po prostu zniknąć. Oparł łokiec na blacie stolika i zapukał w jedno z grubych tomiszczy, które odpowiedziało mu głuchym pomrukiem, a czupryna lekko zafalowała.
- Heeej - uniósł wzrok dokładnie w tej chwili, gdy znad książek wyłoniła się twarz dziewczyny. - Jestem pod ogromnym wrażeniem umiejętności architektonicznych, jakie zaprezentowałaś - uśmiechnął się lekko, obrzucając spojrzeniem wcale pokaźną książkową twierdzę. - Ale musisz uważać na bibliotekarkę, której takie konstrukcje niespecjalnie się podobają. Wierz mi, doświadczyłem tego na własnej skórze - wspomnienie o ostatnim nieprzyjemnym spotkaniu ze szkolną bibliotekarką było jednym z tych, o których Remus wolał jak najszybciej zapomnieć, ale ilekroć spojrzał na książki, wracało uparcie jak okropny bumerang.
Nie dane mu było jednak dość do działu poświęconego gwiazdom, księżycom i planetom, bo w połowie drogi zauważył na jednym ze stolików dziwne zjawisko. No może nie do końca takie dziwne, bo sam niekiedy robił dokładnie to samo, chowając się za książkami i udając, że się pilnie uczył (co robił zazwyczaj wtedy, gdy Evans była w pobliżu, aby wywołać u niej irytację i przerażenie faktem, że sama się bezczelnie obija, podczas gdy on zakuwa w każdej wolnej chwili). Tym razem jednak zjawisko było o tyle ciekawe, że nad czubkiem góry książek wystawały ciemne włosy, które Lupin skądś kojarzył. Och, jasne, że w Hogwarcie było pewnie dziesiątki, jeśli nie setki podobnych czupryn, ale ta uparcie nie dawała mu spokoju. Przeszedł obok fortecowego stolika raz, potem drugi i dopiero przy trzecim zorientował się, że taki sam widok miał na lekcjach, gdy zdarzyło mu się siedzieć za pewną Puchonką.
Nie zastanawiając się już ani chwili dłużej, kierowany jakimś dziwnym impulsem, kompletnie obcym i nieznanym Remusowi, który raczej nie należał do ludzi tak po prostu zaczepiających innych, usiadł naprzeciwko dziewczyny. Oddzielała go on niej jedynie gruba przeszkoda z książek, która jednak zdawała się nie mieć chęci na to, by nagle po prostu zniknąć. Oparł łokiec na blacie stolika i zapukał w jedno z grubych tomiszczy, które odpowiedziało mu głuchym pomrukiem, a czupryna lekko zafalowała.
- Heeej - uniósł wzrok dokładnie w tej chwili, gdy znad książek wyłoniła się twarz dziewczyny. - Jestem pod ogromnym wrażeniem umiejętności architektonicznych, jakie zaprezentowałaś - uśmiechnął się lekko, obrzucając spojrzeniem wcale pokaźną książkową twierdzę. - Ale musisz uważać na bibliotekarkę, której takie konstrukcje niespecjalnie się podobają. Wierz mi, doświadczyłem tego na własnej skórze - wspomnienie o ostatnim nieprzyjemnym spotkaniu ze szkolną bibliotekarką było jednym z tych, o których Remus wolał jak najszybciej zapomnieć, ale ilekroć spojrzał na książki, wracało uparcie jak okropny bumerang.
- Rosie Bell
Re: Czytelnia
Sob Mar 07, 2015 4:45 pm
Była gdzieś pomiędzy nowożytnością, a ucięciem krótkiej drzemki podparta podbródkiem o swój nadgarstek kiedy z zamyślenia wyrwało ja dyskretne opukiwanie okładki jednego z tomów. Wiesz jak to jest, kiedy zapadniesz w naukę tak głęboko, że nie wiesz czy jest noc czy dzień, czy ktoś obok przechodzi, czy mówi coś do Ciebie - możesz się domyśleć, że Rose była całkowicie zaskoczona tym dźwiękiem.
Wychyliła ostrożnie głowę, niczym waleczny żołnierz czubek swego hełmu z bezpiecznego okopu i jakie było jej zdziwienie widząc Remusa po drugiej stronie stołu.
- Hej. - bąknęła szybko, trochę wystraszonym głosem, wycierając usta wierzchem dłoni w obawie, że zdążyła się pewnie lekko poślinić przysypiając nad lekturą. Poza tym to właśnie to uczucie, kiedy jesteś gdzieś na granicy trzeźwej świadomości, ktoś Cię z niej wyrwie, a Ty potrzebujesz chwili, żeby upewnić się, że nic się nie stało.- Och. Dzięki. - uśmiechnęła się jednak troche dumna ze swej budowli, by zaraz się zreflektować - A nie, przepraszam! - i poukładała książki pąsowiejąc lekko na policzkach.
Grupowała notatki chwilę dłuższą niż można by się spodziewać, uparcie przyglądając się krawędzi na wpół zapisanego pergaminu, jakby była to niezwykle, wybitnie ważna sprawa. W rzeczywistości Remus ją zaskoczył i speszyła się jak dziecko, więc postanowiła się trochę uspokoić wgapiając w papier i zajmując ręce.
Lubiła Lupina. Nie znali się specjalnie dobrze, jakoś tak po prostu z zajęć. Czasem przysiadała się do niego na Zielarstwie, kiedy nie był otoczony swoimi znajomymi, bo nie robił z tego wielkiej sprawy i był mądry, a ona lubiła mądrych ludzi. Wiedziała o nim też, że przyjaźni się z dosyć głośną i owianą dyskusyjną sławą grupą Gryfonów, których to sama Rosie unikałaby jak ognia, gdyby tylko wiedzieli o jej istnieniu.
Potarła oczy palcami i westchnęła znów opierając żuchwę na nadgarstku.
- Jak wy to robicie. - powiedziała zagadkowo, wpatrując się jakoś tak bezwiednie gdzieś w okolice jego lewego oka i przestrzeni za jego głową.- W sumie to kretyńskie pytanie. Nie na obiedzie, Remus? Ponoć dziś są szwedzkie klopsiki... - uśmiechnęła się lekko.
Wychyliła ostrożnie głowę, niczym waleczny żołnierz czubek swego hełmu z bezpiecznego okopu i jakie było jej zdziwienie widząc Remusa po drugiej stronie stołu.
- Hej. - bąknęła szybko, trochę wystraszonym głosem, wycierając usta wierzchem dłoni w obawie, że zdążyła się pewnie lekko poślinić przysypiając nad lekturą. Poza tym to właśnie to uczucie, kiedy jesteś gdzieś na granicy trzeźwej świadomości, ktoś Cię z niej wyrwie, a Ty potrzebujesz chwili, żeby upewnić się, że nic się nie stało.- Och. Dzięki. - uśmiechnęła się jednak troche dumna ze swej budowli, by zaraz się zreflektować - A nie, przepraszam! - i poukładała książki pąsowiejąc lekko na policzkach.
Grupowała notatki chwilę dłuższą niż można by się spodziewać, uparcie przyglądając się krawędzi na wpół zapisanego pergaminu, jakby była to niezwykle, wybitnie ważna sprawa. W rzeczywistości Remus ją zaskoczył i speszyła się jak dziecko, więc postanowiła się trochę uspokoić wgapiając w papier i zajmując ręce.
Lubiła Lupina. Nie znali się specjalnie dobrze, jakoś tak po prostu z zajęć. Czasem przysiadała się do niego na Zielarstwie, kiedy nie był otoczony swoimi znajomymi, bo nie robił z tego wielkiej sprawy i był mądry, a ona lubiła mądrych ludzi. Wiedziała o nim też, że przyjaźni się z dosyć głośną i owianą dyskusyjną sławą grupą Gryfonów, których to sama Rosie unikałaby jak ognia, gdyby tylko wiedzieli o jej istnieniu.
Potarła oczy palcami i westchnęła znów opierając żuchwę na nadgarstku.
- Jak wy to robicie. - powiedziała zagadkowo, wpatrując się jakoś tak bezwiednie gdzieś w okolice jego lewego oka i przestrzeni za jego głową.- W sumie to kretyńskie pytanie. Nie na obiedzie, Remus? Ponoć dziś są szwedzkie klopsiki... - uśmiechnęła się lekko.
- Remus J. Lupin
Re: Czytelnia
Sob Mar 07, 2015 7:08 pm
Patrząc na jej zaspane oczy i nerwowe pocieranie dłonią o usta domyślił, że musiał ją wybudzić z drzemki. Pewnie zarywała noce, ucząc się do egzaminów albo po prostu powtarzając stary materiał, a teraz odsypiała, korzystając z ciszy i spokoju, jakie panowały w bibliotece. A może po prostu to właśnie ta cisza sprawiła, że zapadła w drzemkę bez większego powodu, każdy przecież lubi sobie czasem podrzemać, ukryty za twierdzą z książek i częściowo odcięty od reszty świata.
Dał dziewczynie chwilę czasu na ogarnięcie się, rozglądając się w tym czasie dookoła, ale w pobliżu nie kręcił się nikt niepowołany. Najbliższe stoliki były puste i tylko trzy rzędy dalej siedział jakiś Ślizgon, zbyt zajęty panicznym przepisywaniem notatek, by interesować się dwójką obcych uczniów. Zastukał palcami w blat, dopiero po chwili orientując się, że mogło to wyglądać na gest zniecierpliwienia. Uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie jestem zbyt głodny, a ostatnio karmię się praktycznie samą nauką - machnął ręką w stronę książek, które teraz leżały w idealnym porządku. - Chociaż nie polecam takiej diety, jest mniej pożywna od szwedzkich klopsików - z powrotem położył dłonie na stoliku, przysuwając krzesło bliżej i pochylając się nieznacznie w stronę dziewczyny. - Jeśli zgłodnieję, to nadrobię to na kolacji albo zajdę do kuchni i obsłużę się sam - przekrzywił lekko głowę, zastanawiając się, co go podkusiło, by podejść do Puchonki i rozpocząć z nią rozmową. Impuls, jasne, ale Remus dawno przestał wierzyć w przypadkowe impulsy, który zwykle okazywały się chwilową zabawką losu.
Zazwyczaj to on był tym, który chował się za książkami i któremu w drzemce przeszkadzał jakiś troll, najczęściej w postaci któregoś z Huncwotów albo właśnie bibliotekarki. A dzisiaj on okazał się osobą przerywającą Bogu ducha winnej dziewczynie popołudniową drzemkę. Chyba powinien przeprosić, ale obawiał się, że tym samym mógł ją wprawić w pewne zawstydzenie, w końcu nie wszyscy lubią być przyłapani na tym, jak spali i jak się rozbudzali... szczególnie że w niektórych przypadkach ten moment rozbudzenia wyglądał naprawdę ciekawie.
Dał dziewczynie chwilę czasu na ogarnięcie się, rozglądając się w tym czasie dookoła, ale w pobliżu nie kręcił się nikt niepowołany. Najbliższe stoliki były puste i tylko trzy rzędy dalej siedział jakiś Ślizgon, zbyt zajęty panicznym przepisywaniem notatek, by interesować się dwójką obcych uczniów. Zastukał palcami w blat, dopiero po chwili orientując się, że mogło to wyglądać na gest zniecierpliwienia. Uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie jestem zbyt głodny, a ostatnio karmię się praktycznie samą nauką - machnął ręką w stronę książek, które teraz leżały w idealnym porządku. - Chociaż nie polecam takiej diety, jest mniej pożywna od szwedzkich klopsików - z powrotem położył dłonie na stoliku, przysuwając krzesło bliżej i pochylając się nieznacznie w stronę dziewczyny. - Jeśli zgłodnieję, to nadrobię to na kolacji albo zajdę do kuchni i obsłużę się sam - przekrzywił lekko głowę, zastanawiając się, co go podkusiło, by podejść do Puchonki i rozpocząć z nią rozmową. Impuls, jasne, ale Remus dawno przestał wierzyć w przypadkowe impulsy, który zwykle okazywały się chwilową zabawką losu.
Zazwyczaj to on był tym, który chował się za książkami i któremu w drzemce przeszkadzał jakiś troll, najczęściej w postaci któregoś z Huncwotów albo właśnie bibliotekarki. A dzisiaj on okazał się osobą przerywającą Bogu ducha winnej dziewczynie popołudniową drzemkę. Chyba powinien przeprosić, ale obawiał się, że tym samym mógł ją wprawić w pewne zawstydzenie, w końcu nie wszyscy lubią być przyłapani na tym, jak spali i jak się rozbudzali... szczególnie że w niektórych przypadkach ten moment rozbudzenia wyglądał naprawdę ciekawie.
- Rosie Bell
Re: Czytelnia
Sob Mar 07, 2015 7:54 pm
Westchnęła lekko myśląc o klopsikach. Od jakiegoś czasu nie mogła niczego utrzymać w żołądku na dłużej, więc przyjmowała głównie posiłki składające sie z produktów łatwych do zwymiotowania. Jogurty, soki, miękkie owoce, makaron. Chyba miała jakieś wrzody żołądka, może jakiegos wirusa? Taak, może robaki. Fu! Zaraz zaraz od kiedy to juz tak trwało...
Od walentynek?
- Znam tę taktykę. - mrugneła do niego porozumiewawczo- Wejście do kuchni jest niedaleko naszego Pokoju Wspólnego. - szepnęła konspiracyjnym szeptem i pogładziła się po brzuchu.
Kiedyś zakradała się zimowymi popołudniami do kuchni po kakao albo ciepłe mleko z miodem i przed snem ukrywala sie w kącie sali kominkowej Huffa. Czytała wtedy swoje ukochane romantyczne historie o miłości, która się nie zdarza i zasypiała ze słodkim smakiem marzeń w ustach. Gdzie te czasy, Rosie, dokąd uciekły te wszystkie marzenia i wiara w to, że książkowe bajki są przetkane nićmi prawdy?
Czuła sie troche pokruszona tam w środku, jakby coś się zgięło i pękło bez perspektywy zrośnięcia. Starała się jak mogła o tym nie myśleć, uciekała do nauki, do zajęć, do czegokolwiek, ale ta szczelinka wciąż była tam wewnątrz. I gwizdał w niej wiatr.
Mimo to umiała się dalej uśmiechać tym samym uśmiechem i starała się nie przestawać tego robić. Przyglądała mu się z pewnym zamyśleniem i zagadkowym wyrazem twarzy przez dłuższą chwilę w zupełnym milczeniu, po czym machneła ręką, jakby sama ze sobą przedyskutowała sprawę i wyraźnie doszła do odpowiedzi przeczącej.
- Wyjechałabym gdzieś. - powiedziała w końcu cicho, lekko rozmarzony tonem jednak patrząc na niego badawczo. Nie przyjaźnili się blisko, a jednak miała poczucie, że może z nim rozmawiać jak z bliskim kolegą. Może już takie sprawiał wrażenie? Ciepłego, normalnego faceta. Nie chciała się może do tego przyznać, ale tak bardzo pasował jej w głowie do tych wydumanych rozmyślań o książkowych perypetiach.
Jak bardzo się myliła, raz w miesiącu przecież stawał się bestią żądną krwi niewinnych.
- Tęsknie do wakacji. Tęsknię, żeby było ciepło już. Żeby Błonia pachniały ziołami i można było przesiadywać na Dziedzińcu. Wdychanie kurzu z książek bibliotecznych przyprawi mnie niedługo o jakąś chorobę...- co to za słowotok panno Bell.
Od walentynek?
- Znam tę taktykę. - mrugneła do niego porozumiewawczo- Wejście do kuchni jest niedaleko naszego Pokoju Wspólnego. - szepnęła konspiracyjnym szeptem i pogładziła się po brzuchu.
Kiedyś zakradała się zimowymi popołudniami do kuchni po kakao albo ciepłe mleko z miodem i przed snem ukrywala sie w kącie sali kominkowej Huffa. Czytała wtedy swoje ukochane romantyczne historie o miłości, która się nie zdarza i zasypiała ze słodkim smakiem marzeń w ustach. Gdzie te czasy, Rosie, dokąd uciekły te wszystkie marzenia i wiara w to, że książkowe bajki są przetkane nićmi prawdy?
Czuła sie troche pokruszona tam w środku, jakby coś się zgięło i pękło bez perspektywy zrośnięcia. Starała się jak mogła o tym nie myśleć, uciekała do nauki, do zajęć, do czegokolwiek, ale ta szczelinka wciąż była tam wewnątrz. I gwizdał w niej wiatr.
Mimo to umiała się dalej uśmiechać tym samym uśmiechem i starała się nie przestawać tego robić. Przyglądała mu się z pewnym zamyśleniem i zagadkowym wyrazem twarzy przez dłuższą chwilę w zupełnym milczeniu, po czym machneła ręką, jakby sama ze sobą przedyskutowała sprawę i wyraźnie doszła do odpowiedzi przeczącej.
- Wyjechałabym gdzieś. - powiedziała w końcu cicho, lekko rozmarzony tonem jednak patrząc na niego badawczo. Nie przyjaźnili się blisko, a jednak miała poczucie, że może z nim rozmawiać jak z bliskim kolegą. Może już takie sprawiał wrażenie? Ciepłego, normalnego faceta. Nie chciała się może do tego przyznać, ale tak bardzo pasował jej w głowie do tych wydumanych rozmyślań o książkowych perypetiach.
Jak bardzo się myliła, raz w miesiącu przecież stawał się bestią żądną krwi niewinnych.
- Tęsknie do wakacji. Tęsknię, żeby było ciepło już. Żeby Błonia pachniały ziołami i można było przesiadywać na Dziedzińcu. Wdychanie kurzu z książek bibliotecznych przyprawi mnie niedługo o jakąś chorobę...- co to za słowotok panno Bell.
- Remus J. Lupin
Re: Czytelnia
Nie Mar 08, 2015 11:15 am
Próbował wyrzucić z głowy wizję całego stołu zastawionego klopsikami i innym przepysznym jedzeniem, bo im dłużej o tym myślał, tym bardziej był pewien, że jednak jest trochę głodny. Oczywiście nie aż tak, by pędem wybiegać z biblioteki, potrącając po drodze każdego kto się nawinie, ale ssanie w żołądku było jednak mimo wszystko dostrzegalne. Zignorował to, skupiając się na dziewczynie, która w czasie pełni zapewne posłużyłaby mu za taki klopsik. I to bez żadnych dodatków urozmaicających smak.
Spokojny ton jej głosu przebił się do świadomości Remusa, odłożył więc na później rozmyślanie o uciekającym puchońskim obiedzie, który teraz tak spokojnie siedział tuż przed nim, marząc o jakichś wyprawach i podróżach, gdy jego rozmówca zastanawiał się, jak dziwnie byłoby biegać za dziewczyną po lesie, zatrzymując się co chwila, by wysłać w niebo tęskne wycie. Otrząsnął się. Pełnia zaczynała na niego za bardzo działać, stawał się nie tylko niespokojny, ale dopuszczał do siebie absurdalne myśli. Już dawno przecież obiecał sobie, że nikogo nie skrzywdzi, a przeznaczona tylko dla niego Wrzeszcząca Chata w Hogsmeade była w miarę skuteczną ochroną... nie tylko dla innych ludzi, ale i dla niego samego.
Przywołał na usta jeden ze swoich uspokajających uśmiechów.
- Tęsknisz do wakacji? - powtórzył za nią lekko zdziwionym tonem. Dla niego wakacje były czymś tam odległym, że wręcz niepojętym. Oznaczały nie tylko koniec szkoły, co wiązało się z egzaminami, owutemami, zakuwaniem po nocach i całymi dniami, ale koniec tego wszystkiego, co poznał przez ostatnie siedem lat. Wakacje były dla Remusa definitywnym zerwaniem z młodością, będzie musiał wkroczyć w dorosłe życie, przed którym do tej pory był chroniony, znaleźć jakieś zajęcie, pracę. A kto chciałby zatrudnić wilkołaka?
- Sam nie pogardziłbym odrobiną ciepła, zima mi się już przejadła, ale wolałbym, żeby wiosna trwała jak najdłużej. Wakacje mnie trochę przerażają. Gdybym miał zmieniacz czasu, nie wahałbym się ciągle z niego korzystać, aby na nowo przeżywać jakiś piękny wiosenny dzień - za dobrze jednak siebie znał i doskonale wiedział, że z równą rozkoszą skorzystałby ze zmieniacza, by zyskać więcej czasu na naukę. Nie tęsknił do przeszłości, starał się żyć tym, co przynosił każdy nowy dzień, ale czasami... czasami warto było się cofnąć myślami w to, co było.
Spokojny ton jej głosu przebił się do świadomości Remusa, odłożył więc na później rozmyślanie o uciekającym puchońskim obiedzie, który teraz tak spokojnie siedział tuż przed nim, marząc o jakichś wyprawach i podróżach, gdy jego rozmówca zastanawiał się, jak dziwnie byłoby biegać za dziewczyną po lesie, zatrzymując się co chwila, by wysłać w niebo tęskne wycie. Otrząsnął się. Pełnia zaczynała na niego za bardzo działać, stawał się nie tylko niespokojny, ale dopuszczał do siebie absurdalne myśli. Już dawno przecież obiecał sobie, że nikogo nie skrzywdzi, a przeznaczona tylko dla niego Wrzeszcząca Chata w Hogsmeade była w miarę skuteczną ochroną... nie tylko dla innych ludzi, ale i dla niego samego.
Przywołał na usta jeden ze swoich uspokajających uśmiechów.
- Tęsknisz do wakacji? - powtórzył za nią lekko zdziwionym tonem. Dla niego wakacje były czymś tam odległym, że wręcz niepojętym. Oznaczały nie tylko koniec szkoły, co wiązało się z egzaminami, owutemami, zakuwaniem po nocach i całymi dniami, ale koniec tego wszystkiego, co poznał przez ostatnie siedem lat. Wakacje były dla Remusa definitywnym zerwaniem z młodością, będzie musiał wkroczyć w dorosłe życie, przed którym do tej pory był chroniony, znaleźć jakieś zajęcie, pracę. A kto chciałby zatrudnić wilkołaka?
- Sam nie pogardziłbym odrobiną ciepła, zima mi się już przejadła, ale wolałbym, żeby wiosna trwała jak najdłużej. Wakacje mnie trochę przerażają. Gdybym miał zmieniacz czasu, nie wahałbym się ciągle z niego korzystać, aby na nowo przeżywać jakiś piękny wiosenny dzień - za dobrze jednak siebie znał i doskonale wiedział, że z równą rozkoszą skorzystałby ze zmieniacza, by zyskać więcej czasu na naukę. Nie tęsknił do przeszłości, starał się żyć tym, co przynosił każdy nowy dzień, ale czasami... czasami warto było się cofnąć myślami w to, co było.
- Rosie Bell
Re: Czytelnia
Pon Mar 09, 2015 6:34 pm
Z pewnością gdyby wybiegł wpędziłby nieszczęsną Rosie w jeszcze większą konsternację niż teraz. Gdyby wiedział ile ma w sobie cech, które wprowadziły by ją w niepewność pewnie by się zdziwił. Nie to, żeby ją jakoś było wybitnie łatwo zestresować, no ale cóż, był sobą, był Lupinem, a ona beznadziejną romantyczką o pękniętym sercu.
Przyglądała mu się, kiedy opowiadał o zmieniaczu i cała była w podziwie jaki był... po prostu normalny. Kto by mógł się spodziewać po takim chłopaku takich szalonych myśli, takich szalonych nocy spędzonych w bólu i żądzy krwi? Na pewno nie Różyczka.
Gdybyś ją spotkał w nocy w swojej brutalnej wersji na pewno zapłakałaby nad Twoim smutnym losem. Chociaż raz, nim oddzieliłbyś jej głowę od korpusu.
- Gdybym miała zmieniacz, chyba bym nie umiała być sprawiedliwa. - przyznała niepewnie.- Wykorzystywałabym go w bardzo trywialnych celach... - westchnęła, myśląc o tych wszystkich chwilach, które mogłaby przeżywać w kółko zachwycając się ich niewypowiedzianym pięknem. O tych wszystkich wschodach i zachodach słońca, o pierwszych spotkaniach z niezwykłymi ludźmi, o wieczorach pełnych marzeń, nocach spędzonych na niezwykłych rozmowach, o wszystkich słowach, których słuchała z bijącym sercem, a których już nikt jej nie powtórzy.
- Zmieniacz czasu jest czymś tak niezwykłym. Czasem, kiedy myślę o tym, że nie istnieje nic prócz obecnej chwili, kiedy zastanawiam się nad przeszłością, która istnieje tylko w naszych głowach, każdej sekundzie, która umiera i znika na zawsze robi mi się dziwnie słabo. czasem smutno. Trudno tak bez żalu rozstać się z nawet krótką chwilą swojego życia, a świadomość tego, że nigdy nie wróci jest... - niewypowiedzianą stratą. Ale się znów rozgadała. Chrząknęła i przeczesała ciemne włosy palcami posyłając mu lekki uśmiech.
Znowu zmaściła sprawę. Zawsze musi wyjść na rozmyślającą o głupotach dziwaczkę, żyjącą w urojonym świecie obłudnych marzeń. Za dużo książek Rosie, za dużo literatury mugoli o filozofii. Filozofia robiła jej dużą dziurę w sercu i głowie, której nie można było zapełnić niczym innym, niż dywagacjami nad rzeczami na które się nie ma wpływu. Czy była już uwolnionym z platońskiej jaskini oświeconym?
- Przepraszam, czasem gadam co mi ślina przyniesie na język. - spróbowała się usprawiedliwić w nieporadny sposób, spuszczając wzrok gdzieś na swoje notatki z transmutacji.
Przyglądała mu się, kiedy opowiadał o zmieniaczu i cała była w podziwie jaki był... po prostu normalny. Kto by mógł się spodziewać po takim chłopaku takich szalonych myśli, takich szalonych nocy spędzonych w bólu i żądzy krwi? Na pewno nie Różyczka.
Gdybyś ją spotkał w nocy w swojej brutalnej wersji na pewno zapłakałaby nad Twoim smutnym losem. Chociaż raz, nim oddzieliłbyś jej głowę od korpusu.
- Gdybym miała zmieniacz, chyba bym nie umiała być sprawiedliwa. - przyznała niepewnie.- Wykorzystywałabym go w bardzo trywialnych celach... - westchnęła, myśląc o tych wszystkich chwilach, które mogłaby przeżywać w kółko zachwycając się ich niewypowiedzianym pięknem. O tych wszystkich wschodach i zachodach słońca, o pierwszych spotkaniach z niezwykłymi ludźmi, o wieczorach pełnych marzeń, nocach spędzonych na niezwykłych rozmowach, o wszystkich słowach, których słuchała z bijącym sercem, a których już nikt jej nie powtórzy.
- Zmieniacz czasu jest czymś tak niezwykłym. Czasem, kiedy myślę o tym, że nie istnieje nic prócz obecnej chwili, kiedy zastanawiam się nad przeszłością, która istnieje tylko w naszych głowach, każdej sekundzie, która umiera i znika na zawsze robi mi się dziwnie słabo. czasem smutno. Trudno tak bez żalu rozstać się z nawet krótką chwilą swojego życia, a świadomość tego, że nigdy nie wróci jest... - niewypowiedzianą stratą. Ale się znów rozgadała. Chrząknęła i przeczesała ciemne włosy palcami posyłając mu lekki uśmiech.
Znowu zmaściła sprawę. Zawsze musi wyjść na rozmyślającą o głupotach dziwaczkę, żyjącą w urojonym świecie obłudnych marzeń. Za dużo książek Rosie, za dużo literatury mugoli o filozofii. Filozofia robiła jej dużą dziurę w sercu i głowie, której nie można było zapełnić niczym innym, niż dywagacjami nad rzeczami na które się nie ma wpływu. Czy była już uwolnionym z platońskiej jaskini oświeconym?
- Przepraszam, czasem gadam co mi ślina przyniesie na język. - spróbowała się usprawiedliwić w nieporadny sposób, spuszczając wzrok gdzieś na swoje notatki z transmutacji.
- Remus J. Lupin
Re: Czytelnia
Wto Mar 10, 2015 9:09 pm
Doskonale rozumiał jej obawę, a może nawet i pragnienie, by korzystać ze zmieniacza w przyziemnych celach; by kilkukrotnie przeżywać radosne chwile, momenty warte zapamiętania, które zapewne musiały budzić uśmiech na jej twarzy. Sam nie byłby lepszy, a sprawiedliwość w takim wypadku zeszłaby na dalszy plan. Zachowanie jej pozorów nawet bez zmieniacza było trudne, a co dopiero dbanie o nią wtedy, gdy ma się pod ręką tak silny magiczny przedmiot. No i cała ta szopka z niemieszaniem się do przeszłości była nie tylko skomplikowana, ale i niebezpieczna.
Zabębnił palcami w blat, obserwując dziewczynę, gdy mówiła. Ciągle wyglądała na lekko speszoną, żeby nie powiedzieć że zestresowaną. Jakby nigdy nikt wcześniej nie przysiadł się do jej stolika w bibliotece i nie podjął z nią rozmowy. W ogóle dlaczego on się na to zdecydował, zamiast po prostu zająć się swoimi sprawami? Znów dał się pokierować losowi, poddając się jego zachciankom bez żadnego ale. Skoro jednak już tu siedział, to powinien skorzystać z sytuacji; to nawet spory wstyd, że jako uczęszcza do Hogwartu już siódmy rok, a tak mało wie o swoich koleżankach i kolegach z roku. Zupełnie jakby cały czas był zamknięty na swój własny świat i pewnie w dużym stopniu tak było.
- Wiesz, to bardzo przyjemnie porozmawiać czasem z kimś, kto ciągle nie truje o egzaminach - powiedział z lekkim uśmiechem, by zachęcić ją do dalszej rozmowy. Widząc uczennicę siódmej klasy spodziewał się raczej, że od razu zacznie rozmowę o nawale nauki i był mile zaskoczony, gdy nawet nie zająknęła się na ten temat. - Zostało jeszcze mnóstwo czasu - dodał zaraz, kompletnie świadomy, że niektórzy rozszarpaliby go na miejscu, gdyby wiedzieli, że dla Remusa niecałe trzy miesiące to długi okres - a większość moich znajomych panikuje. Chodzą słuchy, że jakiś piątoklasista sprzedaje sproszkowany kieł bazyliszka, który daje takiego kopa, że się nie śpi całymi dniami... ale niestety jeszcze nie trafiłem na delikwenta - zakończył pochmurnie. Nie to, że sam chciałby spróbować tego specyfiku, ale doskonale wiedział, jak niebezpieczne może być zażywanie takich substancji. Chociaż podejrzewał, że ktoś zwyczajnie zwęszył okazję i sprzedaje sproszkowane kły zwykłych węży, które nikomu nie powinny zaszkodzić, a groziły jedynie częstymi wizytami w łazience.
Zabębnił palcami w blat, obserwując dziewczynę, gdy mówiła. Ciągle wyglądała na lekko speszoną, żeby nie powiedzieć że zestresowaną. Jakby nigdy nikt wcześniej nie przysiadł się do jej stolika w bibliotece i nie podjął z nią rozmowy. W ogóle dlaczego on się na to zdecydował, zamiast po prostu zająć się swoimi sprawami? Znów dał się pokierować losowi, poddając się jego zachciankom bez żadnego ale. Skoro jednak już tu siedział, to powinien skorzystać z sytuacji; to nawet spory wstyd, że jako uczęszcza do Hogwartu już siódmy rok, a tak mało wie o swoich koleżankach i kolegach z roku. Zupełnie jakby cały czas był zamknięty na swój własny świat i pewnie w dużym stopniu tak było.
- Wiesz, to bardzo przyjemnie porozmawiać czasem z kimś, kto ciągle nie truje o egzaminach - powiedział z lekkim uśmiechem, by zachęcić ją do dalszej rozmowy. Widząc uczennicę siódmej klasy spodziewał się raczej, że od razu zacznie rozmowę o nawale nauki i był mile zaskoczony, gdy nawet nie zająknęła się na ten temat. - Zostało jeszcze mnóstwo czasu - dodał zaraz, kompletnie świadomy, że niektórzy rozszarpaliby go na miejscu, gdyby wiedzieli, że dla Remusa niecałe trzy miesiące to długi okres - a większość moich znajomych panikuje. Chodzą słuchy, że jakiś piątoklasista sprzedaje sproszkowany kieł bazyliszka, który daje takiego kopa, że się nie śpi całymi dniami... ale niestety jeszcze nie trafiłem na delikwenta - zakończył pochmurnie. Nie to, że sam chciałby spróbować tego specyfiku, ale doskonale wiedział, jak niebezpieczne może być zażywanie takich substancji. Chociaż podejrzewał, że ktoś zwyczajnie zwęszył okazję i sprzedaje sproszkowane kły zwykłych węży, które nikomu nie powinny zaszkodzić, a groziły jedynie częstymi wizytami w łazience.
- Sahir Nailah
Re: Czytelnia
Nie Kwi 12, 2015 5:55 pm
Ostatnimi dniami (godzinami?) czas leciał naprawdę szybko - nie było mowy o przystanięciu i zaczerpnięciu tchu w tym zrozumieniu zmęczonego człowieka, który jedynego, czego pragnie, to spokoju i małego zakątku z miejscem, w którym odetnie się od bożego świata - chociaż może tak tylko mi się wydawało? W końcu czarnowłosy wampir za bardzo nie zmienił swojego stylu bycia, nie przestał spokojnym, bezszelestnym krokiem przechadzać się między śmiertelnymi (za nic mając sobie ich żywot?) - w całej wszechrzeczy, z której zbudowana była rzeczywistość tej jednej, konkretnej postaci, bezruch był czymś, czego nie można się było pozbyć, nawet jeśli wokoło spadały bomby, a ziemia trzęsła się i nakazywała brać nogi na pas. On by nadal stał... lub dawno by go tam nie było. Ponoć każdy miał swój schemat zachowań, jednak nie Nailah. Chociaż... co to was w zasadzie obchodzi? Czarnowłosy był trochę zbzikowany, trochę antyspołeczny, trochę chodzący swoimi ścieżkami (to "trochę" dodajemy dla zmniejszenia poziomu dziwności), aczkolwiek nikomu z tą swoją dziwnością się nie narzucał - dla niektórych potrafił być obłędnie miłym przez parę chwil, żeby zaraz (w całkowitej stateczności emocjonalnej, oczywiście) zamienić się w prawdziwego sukinsywna. Właśnie tak płynął ten jego względnie przeżywany czas, w którym mijał bokiem wszystkich... prawdziwie żyjących. Cokolwiek to "prawdziwie" miałoby oznaczać w tamtym zdaniu - pozwolę wam doszukiwać się weń głębokiego, ukrytego sensu.
Pewnie i tak nie będzie wam się chciało.
Tak więc, w całym tym uroczym (albo i nie) pierdoleniu, przechodząc do sedna sprawy - czarnowłosy siedział w fotelu, w czytelni, na udach trzymając podręcznik do historii magii (chyba najnudniejszy przedmiot w szkole), któremu zresztą, przynajmniej w tej konkretnej chwili, poświęcał tyle zainteresowania, co zakopany stosem papierów biurokrata przelatującej obok muchy - skoro już, bardzo plastycznie, przedstawiłem wam, z jakim zaangażowaniem podchodził (w tej chwili oczywiście, podkreślam! - W TEJ CHWILI) Nailah do nauki historii, to mogę przesunąć się dalej i powiedzieć, że lekko opierając policzek na dłoni wpatrywał się w jeden z regałów... Tylko że każdy głupi mógł powiedzieć, że to wcale nie ten regał, i nie książki na nim, skupiały jego myśli - zatapiał się gdzieś we własnym korytarzu myśli, błądząc po nich, chyba nawet z pełną świadomością tego, że na jawie odleciał, jednak nad czym tak dumał pozostawało tajemnicą... nawet dla mnie! Zresztą, o zgrozo, ale z was dociekliwce - niech sobie myśli, grunt, że jakikolwiek proces tego typu zachodził pod tymi zmierzwionymi, czarnymi włosami...
Miał w końcu o czym rozmyślać, spoglądając na ostatnie wydarzenia.
Pewnie i tak nie będzie wam się chciało.
Tak więc, w całym tym uroczym (albo i nie) pierdoleniu, przechodząc do sedna sprawy - czarnowłosy siedział w fotelu, w czytelni, na udach trzymając podręcznik do historii magii (chyba najnudniejszy przedmiot w szkole), któremu zresztą, przynajmniej w tej konkretnej chwili, poświęcał tyle zainteresowania, co zakopany stosem papierów biurokrata przelatującej obok muchy - skoro już, bardzo plastycznie, przedstawiłem wam, z jakim zaangażowaniem podchodził (w tej chwili oczywiście, podkreślam! - W TEJ CHWILI) Nailah do nauki historii, to mogę przesunąć się dalej i powiedzieć, że lekko opierając policzek na dłoni wpatrywał się w jeden z regałów... Tylko że każdy głupi mógł powiedzieć, że to wcale nie ten regał, i nie książki na nim, skupiały jego myśli - zatapiał się gdzieś we własnym korytarzu myśli, błądząc po nich, chyba nawet z pełną świadomością tego, że na jawie odleciał, jednak nad czym tak dumał pozostawało tajemnicą... nawet dla mnie! Zresztą, o zgrozo, ale z was dociekliwce - niech sobie myśli, grunt, że jakikolwiek proces tego typu zachodził pod tymi zmierzwionymi, czarnymi włosami...
Miał w końcu o czym rozmyślać, spoglądając na ostatnie wydarzenia.
- Elizabeth Cook
Re: Czytelnia
Nie Kwi 12, 2015 7:19 pm
Niezwykle rzadko spotyka miłych ludzi tak jak Chris, było to dla niej mile zaskoczenie widząc iż jeszcze chociaż w małym stopniu istnieje ktoś kto nie odrzuci jej, choć jest tylko duchem. Ciało jej półprzezroczyste przeszło przez ścianę,a po chwili zaczęła wędrować powoli i nie spiesznie po zakamarkach tejże czytelni. Ostatnio bardzo wiele czasu poświeciła na przemyślenia i to co stało się całkiem niedawno, martwił ją w jakiś sposób harmider stworzony w szkole jednak nie znała jej przyczyny, chociaż częściowo chciała ją poznać, bo coś nie dawało jej spokoju. Po chwili wędrówki ku jej zdziwieniu dostrzegła Sahira wiec powoli przysunęła się w jego stronę. Kiedy była blisko niego zauważyła iż spogląda w jedno miejsce, a to oznaczało albo iż był zainteresowany regałem, albo sam pogrążył się w myślach w takim cichym miejscu.
-Witaj Sahirze - przywitała się po chwili milczenia, a była i tak na tyle blisko by ten ja usłyszał, jednak czy w tym czasie ocknie się z swoich rozmyślań? Uśmiechnęła się pod nosem po chwili zastanowienia.
-Witaj Sahirze - przywitała się po chwili milczenia, a była i tak na tyle blisko by ten ja usłyszał, jednak czy w tym czasie ocknie się z swoich rozmyślań? Uśmiechnęła się pod nosem po chwili zastanowienia.
- Sahir Nailah
Re: Czytelnia
Nie Kwi 12, 2015 8:29 pm
Gdybym tak mógł się porozwodzić nad tym tematem (a wierzcie mi, uwielbiam rozpływać się nad przeróżnymi tematami), to doszedłbym do wniosku, że ponieważ ludzki gatunek skazany jest na życie w stadzie, to coś z tym mówieniem wokół, że każdy rodzi się egoistą jest nie tak. Albo i bardzo tak. Widzicie... to genetyczne rozłożenie wprowadzało wielki misz masz w naszą strukturę rozumowania – niby jesteśmy zwierzętami stadnymi, łębimy się w miastach, zakładamy rodziny, by przedłużyć gatunek, niby już zostajemy w tych rodzinach i nie jesteśmy jak tygrysy, które partnera dobierają sobie tylko na czas rozpłodu, a potem niech każdy wypierdala na swoje terytorium – no jasne, nie mogibyśmy być, Bóg chyba już w dziele stworzenia przewidział, jak mocno będziemy wysysać siły witalne z naszej Matki Ziemi, którą otrzymaliśmy na początku czystą i nie skażoną (sami jesteśmy skażeniem doskonałym samym w sobie, hehe) – tak więc, w sumie, gdyby popatrzeć na wszystkie za i przeciw, mogę z ręką na sercu powiedzieć: jednak ten egoizm nami kieruje (jednych mniej, innych bardziej), a decydującym argumentem jest fakt, że w gruncie rzeczy chcemy nie tyle samego przetrwania, co przetrwania w jak największym luksusie. Groza rozrastających się skupisk ludzkich wraz z ich naturalnym doborem tych zdolnych, którzy potrafią coś osiągnąć, zmienia się gładko w skupiska ludzkie, w których najwyżej stoją ci, co "mają znajomości". Więc – czy to dziwne, że tak mało jest osób miłych? Nawet jak się takowe trafiają, to zazwyczaj ograniczamy się do jednego przeświadczenia: "pewnie był miły na siłę". Ponieważ tak nakazywało dobre wychowanie.
Nailah drgnął, jego blade palce mocniej zacisnęły się na brzegach książki, szczęki poruszyły i w tej ciszy, jaka tutaj panowała, niemal można było usłyszeć, jak zgrzytnęły o siebie, gdy chłopak, ocknięty ze swej zadumy, podciągnął się nieco wyżej na fotelu, mając na sobie jedynie czarną koszulę rozpiętą pod szyją i czarne spodnie – zresztą, proszę was, jeśli ktokolwiek widział kiedyś Nailaha w czymś, co nie jest czarne, to niech podniesie ręce w górę (BANG! wiem, że nikt nie podniesie, nie musicie mi mówić, że niczego nie zobaczę po drugiej stronie monitora) – krawat się nie liczy! Tak samo szalik, jakie każdy z domu, w odpowiednich kolorach, dostaje wraz z munduriem.
Skrzywiony nieco uniósł wzrok – bardzo powoli, nie śpiesząc się, by przejechać spojrzeniem po półprzeźroczystym ciele Elizabeth – dziewczę, poniekąd, miało wielkiego pecha, ze względu na nastrój, w jakim czarnowłosego zastała, a jednocześnie znajdowało się tutaj szczęście w nieszczęściu, które większy pech odwracało na samego Czarnego Kota, kiedy to robił on dobrą minę do złej gry... Mimo to gdyby samo spojrzenie mogło zabijać, to chyba Nailah dorównywałby teraz samemu Bazyliszkowi.
- Dzień dobry. - Odparł na wydechu, biorąc kolejny głębszy, jakby dopiero ocknął się z głębokiego snu i próbował złapać rytm rzeczywistości. - Miło cię... widzieć. - Mrugnął mocniej, by wreszcie skupić już wyłagodniały wzrok na jej twarzy i pozwolić ciszy zalęgnąć się między nimi.
Nailah drgnął, jego blade palce mocniej zacisnęły się na brzegach książki, szczęki poruszyły i w tej ciszy, jaka tutaj panowała, niemal można było usłyszeć, jak zgrzytnęły o siebie, gdy chłopak, ocknięty ze swej zadumy, podciągnął się nieco wyżej na fotelu, mając na sobie jedynie czarną koszulę rozpiętą pod szyją i czarne spodnie – zresztą, proszę was, jeśli ktokolwiek widział kiedyś Nailaha w czymś, co nie jest czarne, to niech podniesie ręce w górę (BANG! wiem, że nikt nie podniesie, nie musicie mi mówić, że niczego nie zobaczę po drugiej stronie monitora) – krawat się nie liczy! Tak samo szalik, jakie każdy z domu, w odpowiednich kolorach, dostaje wraz z munduriem.
Skrzywiony nieco uniósł wzrok – bardzo powoli, nie śpiesząc się, by przejechać spojrzeniem po półprzeźroczystym ciele Elizabeth – dziewczę, poniekąd, miało wielkiego pecha, ze względu na nastrój, w jakim czarnowłosego zastała, a jednocześnie znajdowało się tutaj szczęście w nieszczęściu, które większy pech odwracało na samego Czarnego Kota, kiedy to robił on dobrą minę do złej gry... Mimo to gdyby samo spojrzenie mogło zabijać, to chyba Nailah dorównywałby teraz samemu Bazyliszkowi.
- Dzień dobry. - Odparł na wydechu, biorąc kolejny głębszy, jakby dopiero ocknął się z głębokiego snu i próbował złapać rytm rzeczywistości. - Miło cię... widzieć. - Mrugnął mocniej, by wreszcie skupić już wyłagodniały wzrok na jej twarzy i pozwolić ciszy zalęgnąć się między nimi.
- Elizabeth Cook
Re: Czytelnia
Pon Kwi 13, 2015 12:23 pm
Przechyliła lekko głowę w bok, kiedy chłopak w końcu na nią spojrzał. Widocznie mocno był zamyślony skoro nawet nie słyszał jak do niego powiedziała. I tak nie była tym faktem zdziwiona zawsze mogła po prostu odlecieć, a i tak nikt by nie zauważył, że tu wgl była, no chyba, że jacyś uczniowie, ale w tym miejscu bywa ich naprawdę mało, aczkolwiek jest ich całkiem wiele przed egzaminem.
-Mi również, wiem, że w szkole jest jakieś zamieszanie, wiesz coś o tym? - zapytała po chwili zaciekawiona. Chociaż to nie świat do, którego już należy chciała się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Zwłaszcza, że widziała ostatnio dużo większe przerażenie na twarzach uczniów niż zazwyczaj, zmartwiło ja to. Zmarszczyła lekko brwi, nieco w śmieszny sposób jednak po chwili spojrzała na chłopaka z nadzieją, że wie on coś na ten temat, jeżeli nie...cóż zapewne pytanie to nigdy nie zaistniało z jej ust.
-Mi również, wiem, że w szkole jest jakieś zamieszanie, wiesz coś o tym? - zapytała po chwili zaciekawiona. Chociaż to nie świat do, którego już należy chciała się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Zwłaszcza, że widziała ostatnio dużo większe przerażenie na twarzach uczniów niż zazwyczaj, zmartwiło ja to. Zmarszczyła lekko brwi, nieco w śmieszny sposób jednak po chwili spojrzała na chłopaka z nadzieją, że wie on coś na ten temat, jeżeli nie...cóż zapewne pytanie to nigdy nie zaistniało z jej ust.
- Sahir Nailah
Re: Czytelnia
Pon Kwi 13, 2015 6:58 pm
Och, bynajmniej, doskonale słyszał jej powitanie, dlatego też, miast milczeć i nadal ślęczeć w świecie swych urojeń i prywatnych przestrzeni, to zszedł, wielce wspaniałomyślnie, na podłoże rzeczywistości, w którym możliwe było między... eee... no przecież nie powiem, że między-ludzkie! Zgrozo, ani Nailah, ani Elizabeth nie byli ludźmi... Tak czy siak – mieli umożliwioną już teraz, gdy wszystko było jasne i klarowne, kontakt wzrokowy nawiązany, tak jak i porozumienie na pewno doszło do skutku – mogli zacząć rozmawiać. Komunikacja, jak widać, ciągle chodzi nam o komunikowanie się! - mogło śmiało zacząć się odbywać na wszelakich płaszczyznach, od błahych słów zaczynając, na odbieraniu ruchów ciał kończąc.
Na samym początku nie było żadnej reakcji – czarnowłosy nadal się przypatrywał swej rozmówczyni, lecz tym razem nie tak samo, jak wpatrywał się w tamten regał, żeby nie było nieporozumień – definitywnie skupił się na niej i pytaniu, jakie zostało zadane, by w końcu nawet skrzywić się leciutko z niezadowoleniem i cicho, głęboko, by skierować otchłań oczu na książkę, którą zdążył już zamknąć, po której okładce przejechał opuszkami palców... czy wiedział? Czy wiedział o tym, co się dzieje..?
- Poplecznicy Sama-Wiesz-Kogo zaatakowali wczoraj Hogwart na błoniach... nie słyszałaś o tym? - Odpowiedział, po czym od razu odbił pytanie w jej stronę, znów unosząc spojrzenie. - To była... rzeź. Zaklęcia latały na prawo i lewo... - Kolejny cięższy oddech, mówiłeś bardzo cicho, jednak na tyle stonowanie, by mieć pewność, że zostaniesz dosłyszany. - Uwierzysz w to, że próbowali wyczarować nawet Mroczny Znak? - Skrzywił się jeszcze bardziej, z wyraźnym niesmakiem.
Na samym początku nie było żadnej reakcji – czarnowłosy nadal się przypatrywał swej rozmówczyni, lecz tym razem nie tak samo, jak wpatrywał się w tamten regał, żeby nie było nieporozumień – definitywnie skupił się na niej i pytaniu, jakie zostało zadane, by w końcu nawet skrzywić się leciutko z niezadowoleniem i cicho, głęboko, by skierować otchłań oczu na książkę, którą zdążył już zamknąć, po której okładce przejechał opuszkami palców... czy wiedział? Czy wiedział o tym, co się dzieje..?
- Poplecznicy Sama-Wiesz-Kogo zaatakowali wczoraj Hogwart na błoniach... nie słyszałaś o tym? - Odpowiedział, po czym od razu odbił pytanie w jej stronę, znów unosząc spojrzenie. - To była... rzeź. Zaklęcia latały na prawo i lewo... - Kolejny cięższy oddech, mówiłeś bardzo cicho, jednak na tyle stonowanie, by mieć pewność, że zostaniesz dosłyszany. - Uwierzysz w to, że próbowali wyczarować nawet Mroczny Znak? - Skrzywił się jeszcze bardziej, z wyraźnym niesmakiem.
- Elizabeth Cook
Re: Czytelnia
Pon Kwi 13, 2015 7:54 pm
Jej wzrok skierowany na wampira był spokojny i nadal pełen uczuć, jej pytanie było proste, a odpowiedź już zapewne taka nie będzie. Nie słyszała za wiele od uczniów na to co działo się poza murami zamku, albo po prostu nie chcieli mówić z nią, albo ogólny strach nakazywał im milczeć bojąc się o własne życie. Jak dla niej obie te rzeczy miało prawo istnieć.
-Atakowali...błonie? - powiedziała cicho przez co jej wzrok rozszedł się trochę na boki jakby chciała przypomnieć sobie dokładnie to miejsce, mimo starań widziała wszystko jak za zaparowanej szyby. Mimo wszystko wiedziała gdzie znajduje się to miejsce.
-Niestety, nie słyszałam nic. - dodała po chwili milczenia. Rozumiała fakt iż nikt z nią rozmawiać nie chce, a nawet jeżeli to mogła podsłuchać czyjąś rozmowę, choć nie lubiła takich rzeczy to czasami musiała to robić. Zniżyła jakoś automatycznie ciało swoje tak, że "siedziała" na ziemi po turecku, a jej wzrok swój opuściła, wiedziała, ze w Hogwarcie bywało źle, ale żeby aż tak? Im dalej myślała tym bardziej stwierdziła iż to miejsce już nie należy do bezpiecznych, powoli rozumiała strach uczniów. Oczy jej się szerzej otworzyły słysząc jego słowa o Mrocznym Znaku.
-Znak? Chcieli wyczarować znak u kogoś ze szkoły? - spytała po chwili unosząc powoli swoją głowę i swoimi dużymi choć zmartwionymi oczyma spojrzała na chłopaka. Czyżby niepotrzebnie martwiła się o uczniów w szkole? Sama nie była tego do końca pewna, był to jej dom, tylko tutaj mogła się czuć swobodnie. Tutaj zapominała o swoich problemach i kłopotach, choć nie raz musiała z nimi stawać czoła i nie raz była na straconej pozycji. Walczyła do samego końca, nawet przed śmiercią i teraz choć jest w innej... postaci pragnęła by pomóc, lecz czy to możliwe? Wątpiła w to bardzo, a i choć nadzieja matką głupich chciała wierzyć, że istnieje bardzo mały procent, że komuś swoimi słowami pomóc może.
-Atakowali...błonie? - powiedziała cicho przez co jej wzrok rozszedł się trochę na boki jakby chciała przypomnieć sobie dokładnie to miejsce, mimo starań widziała wszystko jak za zaparowanej szyby. Mimo wszystko wiedziała gdzie znajduje się to miejsce.
-Niestety, nie słyszałam nic. - dodała po chwili milczenia. Rozumiała fakt iż nikt z nią rozmawiać nie chce, a nawet jeżeli to mogła podsłuchać czyjąś rozmowę, choć nie lubiła takich rzeczy to czasami musiała to robić. Zniżyła jakoś automatycznie ciało swoje tak, że "siedziała" na ziemi po turecku, a jej wzrok swój opuściła, wiedziała, ze w Hogwarcie bywało źle, ale żeby aż tak? Im dalej myślała tym bardziej stwierdziła iż to miejsce już nie należy do bezpiecznych, powoli rozumiała strach uczniów. Oczy jej się szerzej otworzyły słysząc jego słowa o Mrocznym Znaku.
-Znak? Chcieli wyczarować znak u kogoś ze szkoły? - spytała po chwili unosząc powoli swoją głowę i swoimi dużymi choć zmartwionymi oczyma spojrzała na chłopaka. Czyżby niepotrzebnie martwiła się o uczniów w szkole? Sama nie była tego do końca pewna, był to jej dom, tylko tutaj mogła się czuć swobodnie. Tutaj zapominała o swoich problemach i kłopotach, choć nie raz musiała z nimi stawać czoła i nie raz była na straconej pozycji. Walczyła do samego końca, nawet przed śmiercią i teraz choć jest w innej... postaci pragnęła by pomóc, lecz czy to możliwe? Wątpiła w to bardzo, a i choć nadzieja matką głupich chciała wierzyć, że istnieje bardzo mały procent, że komuś swoimi słowami pomóc może.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach