- Ismael Blake
Re: Łóżka w drugiej części sali
Pią Wrz 09, 2016 4:01 pm
Isma niemal zawsze wiedziała co robić, jednak zwykle nie wiedziała co czuje. Te dwa aspekty konfrontowały się wewnątrz niej i ścierały ze sobą, bo o ile to pierwsze przedstawiało prostolinijność, to drugie prezentowało skomplikowanie na najwyższym poziomie. Mogła z precyzją i konsekwencją podejmować jakieś akcje, jednak gdy do gry wchodziły emocje: silne, gwałtowne, najczęściej te kojarzone z melancholią i smutkiem, stawała się bezradna. I zgrozo, jeśli to nie ona była ich źródłem, a inni. Wtedy przepadała. Wtedy zaczynała się zachowywać jakby nie mogła znaleźć sobie miejsca i nagle traciła rezon. Może dlatego próbowała jakoś kryć to wszystko pod warstwą dumy, arogancji i bezczelności. Parła do przodu i nie oglądała się na innych nie dlatego, że o nich nie dbała, ale dlatego, że tak było łatwiej. Kiedy była sama, brakowało jej tych negatywnych bodźców, które wybijały ją z równowagi, a to znaczyło, że było lepiej. Może dlatego jawiła się większości jako odległa i po prostu – osamotniona. Trzymała się z większością po równi. Niektórych lubiła mniej, niektórych bardziej, ale z reguły trudno było ją dopasować do jakiejś grupy znajomych. Była niczyja. Swoja własna.
Naprawdę więc nie obchodziło jej, jak szkolna społeczność, z którą wcale nie była zżyta, miała by odebrać jej sparzenie się, bo uważała, że była to tylko i włącznie jej sprawa. Ona najpewniej czułaby złość i rozgoryczenie, w kontekście kogoś tak lekkomyślnego jak ona sama. W swoim wypadku jednak nie widziała w tym niczego złego, bo też nie potrafiła zachować się inaczej. Nie potrafiła wczuć się odpowiednio i zachować, bo miała wrażenie, że wtedy okazałaby słabość. A nie chciała być słaba. Chciała pomagać, a nie wymagać pomocy.
Na Alice spoglądały chłodne, barwne oczy, które posyłały jej zniecierpliwione, lekko rozdrażnione spojrzenie. Tego, czego Blake między innymi nie lubiła, to zabawa w kotka i myszkę, gdzie ona zadawała pytanie, a ktoś uciekał. Sama była w miarę konkretna, a przynajmniej w większości przypadków i wręcz wymagała tego od innych. A kiedy tego nie dostawała, reagowała negatywnie. Czasem nieco za bardzo. Tym razem jednak nie zrobiła nic, ponad pochwycenie uciekającej prefekt za nadgarstek. Chłodne palce młodszej puchonki zacisnęły się na nadgarstku Alice, zatrzymując ją i nie pozwalając ruszyć dalej, w poszukiwaniu Sharon.
- Prawdę. Prawda byłaby całkiem przyjemna. - odpowiedziała jej, równie jak ona: rzeczowo i spokojnie. Ściskała ją, jednak nie na tyle mocno, by powodować ból – chciała zaledwie przez krótką chwilę odwlec jej odejście. - Chcę ci tylko pomóc Alice, nic więcej. - zamilkła na chwilę, taksując ją badawczym spojrzeniem. - Mam tylko nadzieję, że masz kogoś, komu możesz się wyżalić. Bo inaczej to wszystko cię zeżre od środka i przepadniesz. - dodała jeszcze, nieco ciszej i łagodnie. I puściła ją w końcu.
Naprawdę więc nie obchodziło jej, jak szkolna społeczność, z którą wcale nie była zżyta, miała by odebrać jej sparzenie się, bo uważała, że była to tylko i włącznie jej sprawa. Ona najpewniej czułaby złość i rozgoryczenie, w kontekście kogoś tak lekkomyślnego jak ona sama. W swoim wypadku jednak nie widziała w tym niczego złego, bo też nie potrafiła zachować się inaczej. Nie potrafiła wczuć się odpowiednio i zachować, bo miała wrażenie, że wtedy okazałaby słabość. A nie chciała być słaba. Chciała pomagać, a nie wymagać pomocy.
Na Alice spoglądały chłodne, barwne oczy, które posyłały jej zniecierpliwione, lekko rozdrażnione spojrzenie. Tego, czego Blake między innymi nie lubiła, to zabawa w kotka i myszkę, gdzie ona zadawała pytanie, a ktoś uciekał. Sama była w miarę konkretna, a przynajmniej w większości przypadków i wręcz wymagała tego od innych. A kiedy tego nie dostawała, reagowała negatywnie. Czasem nieco za bardzo. Tym razem jednak nie zrobiła nic, ponad pochwycenie uciekającej prefekt za nadgarstek. Chłodne palce młodszej puchonki zacisnęły się na nadgarstku Alice, zatrzymując ją i nie pozwalając ruszyć dalej, w poszukiwaniu Sharon.
- Prawdę. Prawda byłaby całkiem przyjemna. - odpowiedziała jej, równie jak ona: rzeczowo i spokojnie. Ściskała ją, jednak nie na tyle mocno, by powodować ból – chciała zaledwie przez krótką chwilę odwlec jej odejście. - Chcę ci tylko pomóc Alice, nic więcej. - zamilkła na chwilę, taksując ją badawczym spojrzeniem. - Mam tylko nadzieję, że masz kogoś, komu możesz się wyżalić. Bo inaczej to wszystko cię zeżre od środka i przepadniesz. - dodała jeszcze, nieco ciszej i łagodnie. I puściła ją w końcu.
- Alice Hughes
Re: Łóżka w drugiej części sali
Pon Wrz 12, 2016 2:50 pm
Czymś czego nie lubiła Alice, było zainteresowanie jej osobą. Puchonka nie potrafiła odnaleźć się w centrum uwagi i nie miało tu większego znaczenia, czy chodziło o odpowiadanie na lekcji czy zwykłą rozmowę. Przyzwyczajona do ct egoś zgoła innego - zazwyczaj to ona zadawała w końcu pytania i dochodziła do prawdy - stosowała więc odwrót tak często, jak było to możliwe. I - o ironio! - również nie widziała w tym nic złego. W końcu to była jej bajka a nic takiego się nie działo. Wszyscy ostatnio trochę głupieli i nie było sensu się nad tym rozwodzić. Ciągle było tyle rzeczy do zrobienia! W sumie nieco za dużo... I zdecydowanie za dużo jak na kruche fundamenty... Ale skąd niby miała to wiedzieć?
Czując na nadgarstku dłoń Ismael przystanęła i ostatkami samokontroli zmusiła się do tego, by się nie szarpnąć. W jej mniemaniu Blake zwyczajnie coś sobie ubzdurała. Nie wiedziała o co właściwie chodzi dziewczynie, a już na pewno nie miała zamiaru o to pytać.
- Ismael... - zaczęła po cichu, a puchonka kontynuowala swoją wypowiedź o pomocy. Alice zacisnęła wargi i pokręciła głową. To tylko testrale. Tylko cholerne, głupie testrale... Nie wszyscy muszą je lubić! - przekonywała w myślach samą siebię i wreszcie obróciła się lekko w jej stronę. Ze spokojną twarzą i oczami zmęczonymi zdecydowanie bardziej niż kilkanaście minut temu przełknęła powoli ślinę.
- Jeśli chcesz mi pomóc to nie spóźnij się na następną lekcję. I wytrzymaj jakoś do końca roku. - Przytuliła do piersi oswobodzoną rękę i ostatni raz zerknęła w te dwukolorowe oczka. - Nic mi nie jest. A teraz wybacz, Sharon czeka. - Skinęła puchonce głową i zdecydowanym krokiem, nie oglądając się za siebie opuściła Skrzydło Szpitalne. Gdy tylko dębowe drzwi zatrzasnęły się z cichym szczęknięciem, puściła się biegiem. Tak, jak biegała na codzien, by chyba już tylko sobie udowodnić, że potrafi i wiedząc, że jeśli tylko się zatrzyma to nie da rady ruszyć znowu.
z/t x2
Czując na nadgarstku dłoń Ismael przystanęła i ostatkami samokontroli zmusiła się do tego, by się nie szarpnąć. W jej mniemaniu Blake zwyczajnie coś sobie ubzdurała. Nie wiedziała o co właściwie chodzi dziewczynie, a już na pewno nie miała zamiaru o to pytać.
- Ismael... - zaczęła po cichu, a puchonka kontynuowala swoją wypowiedź o pomocy. Alice zacisnęła wargi i pokręciła głową. To tylko testrale. Tylko cholerne, głupie testrale... Nie wszyscy muszą je lubić! - przekonywała w myślach samą siebię i wreszcie obróciła się lekko w jej stronę. Ze spokojną twarzą i oczami zmęczonymi zdecydowanie bardziej niż kilkanaście minut temu przełknęła powoli ślinę.
- Jeśli chcesz mi pomóc to nie spóźnij się na następną lekcję. I wytrzymaj jakoś do końca roku. - Przytuliła do piersi oswobodzoną rękę i ostatni raz zerknęła w te dwukolorowe oczka. - Nic mi nie jest. A teraz wybacz, Sharon czeka. - Skinęła puchonce głową i zdecydowanym krokiem, nie oglądając się za siebie opuściła Skrzydło Szpitalne. Gdy tylko dębowe drzwi zatrzasnęły się z cichym szczęknięciem, puściła się biegiem. Tak, jak biegała na codzien, by chyba już tylko sobie udowodnić, że potrafi i wiedząc, że jeśli tylko się zatrzyma to nie da rady ruszyć znowu.
z/t x2
- Tomas Duncan
Re: Łóżka w drugiej części sali
Pon Wrz 19, 2016 8:52 pm
W ciszy przemierzał korytarze zamku. Mijał uczniów, nie bardzo jednak się na nich skupiał, jedynie co jakiś czas posyłał komuś delikatny uśmiech. Po ostatnim nawale zajęć praktycznych i nieszczęsnym szlabanie na boisku puchon zaczynał się czuć coraz gorzej. Liczne zadrapania na ciele dawały w kość, wciąż piekąc nieznośnie, do tego ostatnimi czasy pobolewała go głowa. No i, co tu dużo mówić, nie czuł się najlepiej. Naciągając więc rękawy swetra ukrytego pod szatą skierował swe kroki do skrzydła szpitalnego.
Żywił głębokie nadzieje, że pielęgniarka potraktuje go tylko jakimś wywarem na poprawienie zdrowia i na tym się skończy. Zdecydowanie leżenie w sali i zastanawianie się nad sensem własnego życia nie było jego ulubionym zajęciem, on stale chciał działać. A o własnym zdrowiu paradoksalnie zawsze zapominał, bagatelizował, chociaż przecież zależało mu na leczeniu innych. Nie miał czasu skupiać się na sobie. W końcu tak dużo się działo, tak wiele było osób, które znacznie bardziej potrzebowały uwagi. On na dobrą sprawę, gdyby tylko miał trochę więcej czasu, zapewne sam potraktowałby się uwarzonym w dormitorium eliksirem wiggenowym. Teraz jednak zdecydowanie szybszą i pewniejszą opcją było nawiedzenie skrzydła szpitalnego.
Przekroczył próg pomieszczenia i rozejrzał się. Nie widział nigdzie żadnej z uzdrowicielek i chociaż mógłby podejść do ich kanciapy i zapytać o jakiś "syropek", nie chcąc im przeszkadzać po prostu oparł się o jedno z łóżek. Na pewno zaraz któraś z nich się tutaj pojawi, w końcu one wyczuwały chorych jak jakąś aurę.
Żywił głębokie nadzieje, że pielęgniarka potraktuje go tylko jakimś wywarem na poprawienie zdrowia i na tym się skończy. Zdecydowanie leżenie w sali i zastanawianie się nad sensem własnego życia nie było jego ulubionym zajęciem, on stale chciał działać. A o własnym zdrowiu paradoksalnie zawsze zapominał, bagatelizował, chociaż przecież zależało mu na leczeniu innych. Nie miał czasu skupiać się na sobie. W końcu tak dużo się działo, tak wiele było osób, które znacznie bardziej potrzebowały uwagi. On na dobrą sprawę, gdyby tylko miał trochę więcej czasu, zapewne sam potraktowałby się uwarzonym w dormitorium eliksirem wiggenowym. Teraz jednak zdecydowanie szybszą i pewniejszą opcją było nawiedzenie skrzydła szpitalnego.
Przekroczył próg pomieszczenia i rozejrzał się. Nie widział nigdzie żadnej z uzdrowicielek i chociaż mógłby podejść do ich kanciapy i zapytać o jakiś "syropek", nie chcąc im przeszkadzać po prostu oparł się o jedno z łóżek. Na pewno zaraz któraś z nich się tutaj pojawi, w końcu one wyczuwały chorych jak jakąś aurę.
- Julie Blishwick
Re: Łóżka w drugiej części sali
Pon Wrz 19, 2016 9:44 pm
Zwlekała z pójściem do Skrzydła Szpitalnego. Gdyby ktoś zauważył, że nie obciąża jednej stopy i zaciągnął ją siłą do pielęgniarki... Problem byłby rozwiązany już dawno. Próbowała sama przygotować maści i eliksiry, jednak nie posiadała wszystkich niezbędnych składników. Nie pomyślała nawet, że mogłaby je wykraść. Bycie grzeczną uczennicą miała we krwi. Wszystko, aby tylko nie iść do pielęgniarki i nie pokazywać swojej rany. Co niby miała odpowiedzieć, kiedy zapyta, skąd to zranienie. A już dawno przestało być bolącym oparzeniem. Teraz paskudnie śmierdziało ropą, ponieważ domowej roboty lekarstwa zaogniły zakażenie.
Nocami nie mogła już spać, na zajęcia chodziła niewyspana. Do tego stres egzaminami... Oczy miała przekrwione i podkrążone. Cerę jeszcze bladszą, o ile to było w ogóle możliwe, a włosy wypadały garściami przez osłabienie organizmu. Przecież tylko nauka się liczyła... Nie, nie będzie przeszkadzać pielęgniarkom swoim problemem. Zawróciła na korytarzu, lecz nie uszła ani jednego kroku w normalny sposób. Wszędzie było pełeno ludzi, lecz nikt nie zauważył jej twarzy skrzywionej z bólu. Zaczęła ponownie dreptać w stronę Skrzydła. Starała się nie myśleć, bo ostatnio było to najlepsze rozwiązanie dla niej samej. Otworzyła drzwi i skierowała się w stronę łóżek. W sali nie było żadnej uzdrowicielki, a też nie zauważyła na początku pacjentów. Chciała tylko jak najszybciej usiąść. Dopiero po chwili wyczuła czyjąś obecność i na sąsiednim łóżku dostrzegła starszego chłopaka. Szybko odwróciła wzrok, a policzki oblał rumieniec. Szkoda tylko, że nie uroczo dziewczęcy, tylko w paskudnych plamach, jakby miała chorobę skóry.
- Och, nie... nie chcę przeszkadzać... Jeśli teraz czekasz do pie-pielęgniarki, to może po-czekam na zewnątrz...? - rzekła cicho, nieśmiało i jak zwykle pod wpływem stresu, jąkała się. Już chciała wstać i wyjść, ponieważ chłopak mógł sobie nie życzyć czyjejś obecności w trakcie leczenia. Jednak stanęła na chorej stopie i ponownie opadła na łóżko, przy czym powstrzymała stęknięcie.
Nie bądź taka bezradna, jak księżniczka z mugolskich bajek. Powinnaś była sama znaleźć sposób na swoją ranę, a nie obnażać się ze swoimi problemami.
W oczach miała łzy. Ze zdenerwowania i przez swoją beznadziejną sytuację.
Nocami nie mogła już spać, na zajęcia chodziła niewyspana. Do tego stres egzaminami... Oczy miała przekrwione i podkrążone. Cerę jeszcze bladszą, o ile to było w ogóle możliwe, a włosy wypadały garściami przez osłabienie organizmu. Przecież tylko nauka się liczyła... Nie, nie będzie przeszkadzać pielęgniarkom swoim problemem. Zawróciła na korytarzu, lecz nie uszła ani jednego kroku w normalny sposób. Wszędzie było pełeno ludzi, lecz nikt nie zauważył jej twarzy skrzywionej z bólu. Zaczęła ponownie dreptać w stronę Skrzydła. Starała się nie myśleć, bo ostatnio było to najlepsze rozwiązanie dla niej samej. Otworzyła drzwi i skierowała się w stronę łóżek. W sali nie było żadnej uzdrowicielki, a też nie zauważyła na początku pacjentów. Chciała tylko jak najszybciej usiąść. Dopiero po chwili wyczuła czyjąś obecność i na sąsiednim łóżku dostrzegła starszego chłopaka. Szybko odwróciła wzrok, a policzki oblał rumieniec. Szkoda tylko, że nie uroczo dziewczęcy, tylko w paskudnych plamach, jakby miała chorobę skóry.
- Och, nie... nie chcę przeszkadzać... Jeśli teraz czekasz do pie-pielęgniarki, to może po-czekam na zewnątrz...? - rzekła cicho, nieśmiało i jak zwykle pod wpływem stresu, jąkała się. Już chciała wstać i wyjść, ponieważ chłopak mógł sobie nie życzyć czyjejś obecności w trakcie leczenia. Jednak stanęła na chorej stopie i ponownie opadła na łóżko, przy czym powstrzymała stęknięcie.
Nie bądź taka bezradna, jak księżniczka z mugolskich bajek. Powinnaś była sama znaleźć sposób na swoją ranę, a nie obnażać się ze swoimi problemami.
W oczach miała łzy. Ze zdenerwowania i przez swoją beznadziejną sytuację.
- Tomas Duncan
Re: Łóżka w drugiej części sali
Wto Wrz 20, 2016 7:01 pm
Leniwie rozglądał się na boki, rejestrując wszystko co znajdowało się w sali. Szereg łóżek, kilka blaszanych szafek w których zapewne trzymane były gotowe wywary. Właściwie niewiele tutaj było rzeczy, na których można by zawiesić wzrok. Zaczął więc przyglądać się własnym butom. Nieco znoszona, wytarta skóra gdzieniegdzie pokryta była zeschniętym błotem i źdźbłami trawy. Nigdy nie pamiętał o tym, żeby czyścić je dostatecznie często. Gdyby to robił, być może dłużej wyglądałyby na nowsze. Ale on lubił gdy buty wyglądały staro. Właściwie, to lubił wszystko co stare.
Z zamyślenia wybudził go szczęk otwieranych drzwi, a następnie cichy tupot stóp. Podniósł głowę i ujrzał dziewczynę, prawdopodobnie z młodszego roku, bo kompletnie jej nie kojarzył. Chociaż nie. W głowie zaświtało mu kilka lekcji, na których się pojawiła. Wciąż jednak nie mógł skojarzyć imienia krukonki, a przecież zwykle pamiętał większość ludzi którzy chodzili na te same zajęcia co on.
Już miał zamiar odezwać się i przywitać, kiedy tajemnicza osóbka z zaskoczeniem przyjęła do wiadomości fakt, że w sali znajduje się ktoś jeszcze.
-Nie, spokojnie, to nic takiego, przecież od tego są łóżka, żeby na nich czekać. - Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, ta jednak zdążyła zaaferowana wstać, zupełnie jakby automatycznie miała zamiar kierować się do wyjścia. Daleko jednak by nie zaszła, bo tak szybko jak wstała, tak również upadła z powrotem na łóżko. Nie umknęło uwadze Toma, że dziewczyna już wcześniej kuśtykała, zerwał się więc nieco przestraszony i podszedł do dziewczyny.
-Wszystko w porządku? Coś z nogą? Zawołam pielęgniarkę, powinna cię natychmiast zbadać, mną się nie przejmuj. - Przyjrzał jej się uważnie, zupełnie jakby miała mieć więcej jakichś ran lub tym podobnych. Zdanie zakończył machnięciem ręki. W końcu jemu praktycznie nic nie było, a nie chciał, by dziewczynę coś bolało gdy będzie musiała czekać. Stał teraz dość blisko niej, zupełnie nie zwracając uwagi na czerwone plamy rumieńca rozlane po jej twarzy. Szczęśliwie powstrzymał się przed przykucnięciem i samodzielnym sprawdzeniem jej stopy, prawdopodobnie wtedy krukonka spaliłaby się ze wstydu. Albo kopnęła go i okrzyczała jakimś tekstem w stylu "pozwalasz sobie". Zamiast tego stał i w wyczekiwaniu patrzył na nią, licząc, że powie co jest nie tak.
Z zamyślenia wybudził go szczęk otwieranych drzwi, a następnie cichy tupot stóp. Podniósł głowę i ujrzał dziewczynę, prawdopodobnie z młodszego roku, bo kompletnie jej nie kojarzył. Chociaż nie. W głowie zaświtało mu kilka lekcji, na których się pojawiła. Wciąż jednak nie mógł skojarzyć imienia krukonki, a przecież zwykle pamiętał większość ludzi którzy chodzili na te same zajęcia co on.
Już miał zamiar odezwać się i przywitać, kiedy tajemnicza osóbka z zaskoczeniem przyjęła do wiadomości fakt, że w sali znajduje się ktoś jeszcze.
-Nie, spokojnie, to nic takiego, przecież od tego są łóżka, żeby na nich czekać. - Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, ta jednak zdążyła zaaferowana wstać, zupełnie jakby automatycznie miała zamiar kierować się do wyjścia. Daleko jednak by nie zaszła, bo tak szybko jak wstała, tak również upadła z powrotem na łóżko. Nie umknęło uwadze Toma, że dziewczyna już wcześniej kuśtykała, zerwał się więc nieco przestraszony i podszedł do dziewczyny.
-Wszystko w porządku? Coś z nogą? Zawołam pielęgniarkę, powinna cię natychmiast zbadać, mną się nie przejmuj. - Przyjrzał jej się uważnie, zupełnie jakby miała mieć więcej jakichś ran lub tym podobnych. Zdanie zakończył machnięciem ręki. W końcu jemu praktycznie nic nie było, a nie chciał, by dziewczynę coś bolało gdy będzie musiała czekać. Stał teraz dość blisko niej, zupełnie nie zwracając uwagi na czerwone plamy rumieńca rozlane po jej twarzy. Szczęśliwie powstrzymał się przed przykucnięciem i samodzielnym sprawdzeniem jej stopy, prawdopodobnie wtedy krukonka spaliłaby się ze wstydu. Albo kopnęła go i okrzyczała jakimś tekstem w stylu "pozwalasz sobie". Zamiast tego stał i w wyczekiwaniu patrzył na nią, licząc, że powie co jest nie tak.
- Julie Blishwick
Re: Łóżka w drugiej części sali
Wto Wrz 20, 2016 10:15 pm
Zawsze miała na sobie przyduże, stare ubrania, które kupowała jej ciotka. Tylko nieliczne rzeczy otrzymała od matki, a ponieważ był niezwykle piękne, to nie nosiła ich na co dzień. Zwykle ubierała szkolny mundurek, więc zwykle nikt nie domyślał się, że jej garderoba świeci pustkami. Za to zawsze miała dokładnie przeczesane włosy, które sięgały jej do talii. Naturalnie były w doskonałym stanie, proste i lśniące. Czasem się kołtuniły, lecz dziewczyna miała cierpliwość do ich rozczesywania. Rzadko spinała niesforne włosy, aby w razie krępującej sytuacji schować się za czarnym woalem i nie pokazywać swojej czerwonej buzi. Dziś nawet ta zasłona nie pomogła, gdy była kłębkiem nieszczęść. Rano ktoś wylał na nią sok dyniowy i nawet tego nie zauważył, więc musiała oddać mundurek do prania. Kolejny opaskudziła jej własna sowa, gdy wysyłała list do matki. Trzeciego już nie założyła, gdyż skończyły się lekcje. I tak na cienkim swetrze noszonym poza zajęciami były plamy atramentu, bo chwilę temu pisała wypracowanie na zadanie domowe. W takim stanie doczłapała do Skrzydła Szpitalnego. Przynajmniej nikt jej nie nadepnął na stopę, zwłaszcza tą zranioną. W tej kwestii też była pechowcem i niezwykle rzadko jej buty nieskazitelnie lśniły.
Siedziała bezradnie wpatrując się we własne dłonie, które schowała w przydługich rękawach. Jak zwykle w krępujących sytuacjach wyobrażała sobie, że przygląda się całej scenie z oddali, jak fotograf, który chce uwiecznić scenę z życia codziennego, albo jak artysta uwielbiający malarstwo rodzajowe. Pomagało to jej się zdystansować do całej sytuacji, nabrać nieco pewności siebie... Zresztą było to zaskakujące, że jeszcze niedawno zrobiła krok do przodu, a teraz znowu dwa do tyłu. Nie wydarzyło się przecież coś, co mogłoby wpłynąć na ponowne zamknięcie się w sobie... Więc dlaczego? Przecież rozmowa z nieznajomym chłopakiem nie była bardziej stresująca od tej z inną osobą, którą znała. Ponieważ wszystkie były stresujące.
Została na łóżku, choć krępowała ją myśl, że będzie badana przy kimś trzecim. Kiedy chłopak stanął na przeciwko nastolatki, odważyła się podnieść wzrok na niego. Zza ciemnych włosów wyłoniły się zeszklone niebiesko-zielone oczy dużego dziecka. Rozpoznawała Puchona, bowiem miała pamięć do twarzy i imion. Usta drgnęły jej w lekkim uśmiechu. Nawet ona musiała w duchu przyznać, że to miłe uczucie, gdy ktoś się o ciebie martwi. Tylko czy to dobrze, jeśli nie zawsze jest to bezinteresowna troska? Oj, cienka była granica między litością.
- Nie, nie trzeba, to nic poważnego. Tylko się oparzyłam jakiś czas temu i teraz wygląda to gorzej...
"Się"? Nawet kłamać nie potrafisz. Kto normalny oparzyłby sobie stopę! Do kominka ją włożyłaś?!
- Co właściwie tobie dolega? - zapytała przyglądając się dłoniom i twarzy Puchona, ale niczego nie dostrzegła.
Siedziała bezradnie wpatrując się we własne dłonie, które schowała w przydługich rękawach. Jak zwykle w krępujących sytuacjach wyobrażała sobie, że przygląda się całej scenie z oddali, jak fotograf, który chce uwiecznić scenę z życia codziennego, albo jak artysta uwielbiający malarstwo rodzajowe. Pomagało to jej się zdystansować do całej sytuacji, nabrać nieco pewności siebie... Zresztą było to zaskakujące, że jeszcze niedawno zrobiła krok do przodu, a teraz znowu dwa do tyłu. Nie wydarzyło się przecież coś, co mogłoby wpłynąć na ponowne zamknięcie się w sobie... Więc dlaczego? Przecież rozmowa z nieznajomym chłopakiem nie była bardziej stresująca od tej z inną osobą, którą znała. Ponieważ wszystkie były stresujące.
Została na łóżku, choć krępowała ją myśl, że będzie badana przy kimś trzecim. Kiedy chłopak stanął na przeciwko nastolatki, odważyła się podnieść wzrok na niego. Zza ciemnych włosów wyłoniły się zeszklone niebiesko-zielone oczy dużego dziecka. Rozpoznawała Puchona, bowiem miała pamięć do twarzy i imion. Usta drgnęły jej w lekkim uśmiechu. Nawet ona musiała w duchu przyznać, że to miłe uczucie, gdy ktoś się o ciebie martwi. Tylko czy to dobrze, jeśli nie zawsze jest to bezinteresowna troska? Oj, cienka była granica między litością.
- Nie, nie trzeba, to nic poważnego. Tylko się oparzyłam jakiś czas temu i teraz wygląda to gorzej...
"Się"? Nawet kłamać nie potrafisz. Kto normalny oparzyłby sobie stopę! Do kominka ją włożyłaś?!
- Co właściwie tobie dolega? - zapytała przyglądając się dłoniom i twarzy Puchona, ale niczego nie dostrzegła.
- Mistrz Gry
Re: Łóżka w drugiej części sali
Sro Wrz 21, 2016 1:25 pm
Poppy Pomfrey nie umknęło pojawienie się w Skrzydle Szpitalnym nowych osób. Ponieważ jednak stali oni o własnych siłach i nie zdradzali żadnych niepokojących oznak, praktykantka postanowiła w pierwszej kolejności zająć się tymi bardziej potrzebującymi i skończyć swój obchód. Oczywiście cały czas zerkała w stronę przybyszy, przez co prawie wyhodowała młodej gryfonce dodatkowy nos, zamiast usunąć jej pryszcza, jednak na całe szczęście obyło się bez wzywania pani Selwyn. W końcu odniosła tacę z lekami na miejsce i - upijając wcześniej duży łyk mocnej i słodkiej herbaty - ruszyła w kierunku Julie i Tomasa.
- Dzień dobry. Co was sprowadza? - brązowe oczy krążyły od chłopaka do dziewczyny. Byli trochę bladzi, ale wyglądali całkiem stabilnie.
- Dzień dobry. Co was sprowadza? - brązowe oczy krążyły od chłopaka do dziewczyny. Byli trochę bladzi, ale wyglądali całkiem stabilnie.
- Tomas Duncan
Re: Łóżka w drugiej części sali
Czw Wrz 22, 2016 5:33 pm
Ze skupieniem wyraźnie rosnącym w jego oczach przyglądał się dziewczynie. Była drobniutka, ewidentnie nieśmiała i raczej niezbyt skora do kontaktów z innymi. Teraz jednak skazana była na obecność i pomoc Toma, w końcu on nie potrafiłby odwrócić się i nie odzywać do kogoś potrzebującego pomocy, nawet gdy ten ktoś tego sobie życzył. Widział, że chyba nieco ją zaskoczył, a wręcz speszył swoją żywiołową reakcją. W końcu nie każdy z takim "entuzjazmem" rzuca się do pomocy innym. Puchon jednak musiał dumnie reprezentować swój dom i pomagać jak tylko mógł.
Ciemne brwi ściągnięte miał blisko nasady nosa, a brodę tak uniesioną, że patrząc na dziewczynę niemal zezował. Wciąż jednak gdzieś w kącikach ust majaczył przyjazny, ciepły uśmiech. Chciał dodać jej otuchy. W końcu nie było się czego bać. A skoro już tutaj przyszła, oznaczało to, że naprawdę coś było nie tak. On sam rzadko bywał na skrzydle szpitalnym, nie lubił skupiać się na błahostkach. Było to dość nietypowe zjawisko w jego osobie, biorąc pod uwagę, że wiązał swoją przyszłość z leczeniem ludzi.
-Oparzenie? Musi okropnie boleć, oparzeliny najlepiej goją się, kiedy oddychają. - Ostatnie słowo podkreślił gestem dłoni sugerującym cudzysłów. Nie miał podstaw do tego by nie wierzyć dziewczynie, jeśli się oparzyła, to zapewne tak było. Zresztą, to nie było szczególnie istotne, widać było, że coś po prostu było nie tak z jej stopą. -A mną się nie przejmuj, to tylko kilka drobnych zadrapań po ostatnich zajęciach.
Przeczesał dłonią i tak już dostatecznie zmierzwione włosy a uśmiechając się niemal przymknął oczy. Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy obok nich pojawiła się pani Pomfrey. Tom musiał przyznać, że nieco go zaskoczyła, nie zauważył jej bowiem wcześniej, zbyt zaaferowany swoją towarzyszką. Teraz jednak odetchnął z ulgą, ktoś musiał się nią koniecznie zająć! A i ona pewnie ucieszyła się, że nie będzie skazana na nadgorliwość jakiegoś dziwnego puchona.
-O, tak, wspaniale. To znaczy... Koleżanka zraniła się w stopę, to chyba coś poważnego. - Wskazał na siedzącą na łóżku dziewczynę, a jego spojrzenie sugerowało jakoby co najmniej straciła całą nogę. Cóż mógł poradzić, szybko zaczynał się martwić innymi.
Ciemne brwi ściągnięte miał blisko nasady nosa, a brodę tak uniesioną, że patrząc na dziewczynę niemal zezował. Wciąż jednak gdzieś w kącikach ust majaczył przyjazny, ciepły uśmiech. Chciał dodać jej otuchy. W końcu nie było się czego bać. A skoro już tutaj przyszła, oznaczało to, że naprawdę coś było nie tak. On sam rzadko bywał na skrzydle szpitalnym, nie lubił skupiać się na błahostkach. Było to dość nietypowe zjawisko w jego osobie, biorąc pod uwagę, że wiązał swoją przyszłość z leczeniem ludzi.
-Oparzenie? Musi okropnie boleć, oparzeliny najlepiej goją się, kiedy oddychają. - Ostatnie słowo podkreślił gestem dłoni sugerującym cudzysłów. Nie miał podstaw do tego by nie wierzyć dziewczynie, jeśli się oparzyła, to zapewne tak było. Zresztą, to nie było szczególnie istotne, widać było, że coś po prostu było nie tak z jej stopą. -A mną się nie przejmuj, to tylko kilka drobnych zadrapań po ostatnich zajęciach.
Przeczesał dłonią i tak już dostatecznie zmierzwione włosy a uśmiechając się niemal przymknął oczy. Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy obok nich pojawiła się pani Pomfrey. Tom musiał przyznać, że nieco go zaskoczyła, nie zauważył jej bowiem wcześniej, zbyt zaaferowany swoją towarzyszką. Teraz jednak odetchnął z ulgą, ktoś musiał się nią koniecznie zająć! A i ona pewnie ucieszyła się, że nie będzie skazana na nadgorliwość jakiegoś dziwnego puchona.
-O, tak, wspaniale. To znaczy... Koleżanka zraniła się w stopę, to chyba coś poważnego. - Wskazał na siedzącą na łóżku dziewczynę, a jego spojrzenie sugerowało jakoby co najmniej straciła całą nogę. Cóż mógł poradzić, szybko zaczynał się martwić innymi.
- Julie Blishwick
Re: Łóżka w drugiej części sali
Czw Wrz 22, 2016 10:12 pm
Rzadko spotyka się ludzi, którzy potrafią wpłynąć na innych. Kiedy się uśmiechają, to wszyscy wkoło także, jakby chcieli dostosować się do tej jednej osoby. Rzadko Julie spotyka ludzi, którzy potrafią wpłynąć na nią, tak aby chciała odsłonić swoje zasłony i spojrzeć na świat. Wtedy widzi słońce, więc uśmiecha się do niego. Promyki łaskoczą buzię, ponieważ śmiech jest zaraźliwy, a szczęście ociepla również od wewnątrz. Przychodziło jej to niezwykle trudno w pierwszych minutach spotkania z nieznajomym. Więc może wcale nie zrobiła korku wstecz, tylko na chwilę się zatrzymała? W końcu delikatnie uśmiechnęła się do Puchona. Jego energia była zaraźliwa, lecz dziewczyna nie miała sił na więcej. Poczuła się lepiej, niż w chwili gdy weszła do sali.
Siedziała bardzo zgarbiona, ale odgarnęła włosy. Spoglądała na chłopaka, który wydawał się szczerze martwić jej zdrowiem. Dziwnie czuła się doświadczając takiej troski, ponieważ nawet jej matka nie zapytała się, skąd jej córka ma blizny na ciele. Przecież każda kochająca matka chciałaby wiedzieć, gdy dziecku dzieje się krzywda, a nie milcząco na to przyzwalać. Oczywiście, Julie sama się nie okaleczała. Nie cierpiała na depresje, ani stany lękowe. Była chorobliwie nieśmiałą osobą, lecz wystarczyło wiedzieć, jak do niej dotrzeć, a pojawiała się całkiem inna osóbka.
Niestety sama ucierała maść (już wcześniej stosowaną, ale na mniejsze rany), a ponieważ musiała nosić buty, to obwiązywała ranę bandażem. Nieprofesjonalne leczenie jeszcze bardziej pogorszyło jej stan.
- Dlaczego... mi pomagasz? - zapytała cicho, lecz chłopak nie miał szansy odpowiedzieć. Nagle pojawiła się przy nich pielęgniarka. Przy nowej osobie ponownie schowała się za swoimi włosami. Puchon wypowiedział się w jej imieniu, a ona wcale nie miała nic przeciwko. Gorzej, że dalej i tak musiała mówić sama.
- T-tak, oparzyłam się, zanim przyjechałam z powrotem do Hogwartu - wytłumaczyła się szybko, aż słowa zbijały się w niezrozumiały szum. Powoli zdjęła but i skarpetkę, pokazując czysty, ale trochę znoszony bandaż owinięty wielokrotnie wokół stopy. Nie miała już odwagi zdjąć opatrunku, więc siedziała tak ze stopą opartą o ramę łóżka. Bandaż odsłoniłby ranę o okrągłym kształcie, lecz z zarysem jakiegoś dziwnego symbolu, który był zdeformowany przez zakażenie wokół oparzenia. Od dwóch tygodni wcale się nie goiło. Można było poczuć nieprzyjemną woń oraz dostrzec kilka bąbli. Maść, którą dziewczyna stosowała, w ogóle nie pomagała, gdyż była za słaba. Do tego sama Julie była osłabiona z podkrążonymi oczami i przeźroczystą skórą. Od kilku dni mało jadała ze stresu i bólu, co było widać po wystającym obojczyku i kościstych palcach.
Siedziała bardzo zgarbiona, ale odgarnęła włosy. Spoglądała na chłopaka, który wydawał się szczerze martwić jej zdrowiem. Dziwnie czuła się doświadczając takiej troski, ponieważ nawet jej matka nie zapytała się, skąd jej córka ma blizny na ciele. Przecież każda kochająca matka chciałaby wiedzieć, gdy dziecku dzieje się krzywda, a nie milcząco na to przyzwalać. Oczywiście, Julie sama się nie okaleczała. Nie cierpiała na depresje, ani stany lękowe. Była chorobliwie nieśmiałą osobą, lecz wystarczyło wiedzieć, jak do niej dotrzeć, a pojawiała się całkiem inna osóbka.
Niestety sama ucierała maść (już wcześniej stosowaną, ale na mniejsze rany), a ponieważ musiała nosić buty, to obwiązywała ranę bandażem. Nieprofesjonalne leczenie jeszcze bardziej pogorszyło jej stan.
- Dlaczego... mi pomagasz? - zapytała cicho, lecz chłopak nie miał szansy odpowiedzieć. Nagle pojawiła się przy nich pielęgniarka. Przy nowej osobie ponownie schowała się za swoimi włosami. Puchon wypowiedział się w jej imieniu, a ona wcale nie miała nic przeciwko. Gorzej, że dalej i tak musiała mówić sama.
- T-tak, oparzyłam się, zanim przyjechałam z powrotem do Hogwartu - wytłumaczyła się szybko, aż słowa zbijały się w niezrozumiały szum. Powoli zdjęła but i skarpetkę, pokazując czysty, ale trochę znoszony bandaż owinięty wielokrotnie wokół stopy. Nie miała już odwagi zdjąć opatrunku, więc siedziała tak ze stopą opartą o ramę łóżka. Bandaż odsłoniłby ranę o okrągłym kształcie, lecz z zarysem jakiegoś dziwnego symbolu, który był zdeformowany przez zakażenie wokół oparzenia. Od dwóch tygodni wcale się nie goiło. Można było poczuć nieprzyjemną woń oraz dostrzec kilka bąbli. Maść, którą dziewczyna stosowała, w ogóle nie pomagała, gdyż była za słaba. Do tego sama Julie była osłabiona z podkrążonymi oczami i przeźroczystą skórą. Od kilku dni mało jadała ze stresu i bólu, co było widać po wystającym obojczyku i kościstych palcach.
- Tomas Duncan
Re: Łóżka w drugiej części sali
Sob Wrz 24, 2016 2:38 pm
Jak na dłoni widać było, że dziewczyna nie do końca wiedziała jak odebrać tę całą sytuację. Zapewne nieczęsto ktoś z własnej nieprzymuszonej woli interesował się nią i jej zdrowiem. Tom jednak nie miał czasu zastanawiać się, czy swoją troską narzuca jej się, czy też sprawia przyjemność. Kto by się tam zajmował zastanawianiem nad czymś takim. Wciąż więc uśmiechając się ciepło w stronę dziewczyny zerkał na jej stopę. Nie miał problemu z martwieniem się o innych, każdy, nie ważne czy znajomy czy nie, człowiek czy zwierzę - wszyscy zasługiwali zawsze na chwilę troski.
Dopiero po chwili dotarło do niego jej pytanie, nie mając więc już zbyt dużo czasu na odpowiedź wzruszył nieznacznie ramionami. A dlaczego by nie? Wyglądała na przestraszoną, zagubioną i ewidentnie nie chciała tutaj być, chciał więc jakoś dodać jej otuchy, pokazać, że nie ma się czym przejmować. Poza tym Puchon lubił poznawać nowych ludzi, a ową ciemnowłosą istotkę tylko kojarzył, nawet nie wiedział, jak ma na imię. No właśnie! Powinien się przedstawić.
-Jestem Tomas, tak w ogóle. - Dodał szybko, przekrzywiając nieco głowę, niczym mały piesek. Zaraz jednak uwagę skupił na uzdrowicielce i zaczął przyglądać jej się w oczekiwaniu. Miał nadzieję, że jak najszybciej zajmie się stopą dziewczyny. Najchętniej sam odwiązałby bandaż, nie chciał jednak zbytnio przesadzać. Ani dostać po głowię od pielęgniarki, za wtrącanie się i nieostrożność. W końcu bandaż na oparzelinie mógł się przykleić i zdjęcie go w nieodpowiedni sposób mogłoby zaboleć, a nie chciał zrobić jej krzywdy.
[czekałam na MG no ale... Dlatego tylko króciutki post]
Dopiero po chwili dotarło do niego jej pytanie, nie mając więc już zbyt dużo czasu na odpowiedź wzruszył nieznacznie ramionami. A dlaczego by nie? Wyglądała na przestraszoną, zagubioną i ewidentnie nie chciała tutaj być, chciał więc jakoś dodać jej otuchy, pokazać, że nie ma się czym przejmować. Poza tym Puchon lubił poznawać nowych ludzi, a ową ciemnowłosą istotkę tylko kojarzył, nawet nie wiedział, jak ma na imię. No właśnie! Powinien się przedstawić.
-Jestem Tomas, tak w ogóle. - Dodał szybko, przekrzywiając nieco głowę, niczym mały piesek. Zaraz jednak uwagę skupił na uzdrowicielce i zaczął przyglądać jej się w oczekiwaniu. Miał nadzieję, że jak najszybciej zajmie się stopą dziewczyny. Najchętniej sam odwiązałby bandaż, nie chciał jednak zbytnio przesadzać. Ani dostać po głowię od pielęgniarki, za wtrącanie się i nieostrożność. W końcu bandaż na oparzelinie mógł się przykleić i zdjęcie go w nieodpowiedni sposób mogłoby zaboleć, a nie chciał zrobić jej krzywdy.
[czekałam na MG no ale... Dlatego tylko króciutki post]
- Julie Blishwick
Re: Łóżka w drugiej części sali
Wto Wrz 27, 2016 8:44 pm
Nie wierciła się na swoim miejscu. Ze zdenerwowania siedziała sztywno wyprostowana, jakby ktoś przyłożył jej z tyłu dechę i siłą kazał przycisnąć się całymi plecami. Nie chciała patrzeć, jak pielęgniarka powoli patrzy na jej ranę i beszta za brak jakiegokolwiek rozumu u Krukonki. Wydawało jej się, że teraz stopa boli ją jeszcze bardziej. Jednak było to tylko złudzenie wywołane przez umysł dziewczyny. Patrzyła przed siebie, a to zerkała na chłopaka. Wszystko było dobre, aby nie skupiać się na tym, co za chwilę się stanie. Jeszcze nic się nie wydarzyło, a szczękę zaciskała z całych sił, jakby za chwilę pielęgniarka miała jej siłą wlać jakiś okropny płyn prosto do gardła.
Słabo się uśmiechnęła, gdy chłopak się przedstawił.
- Julie - odparła. - Pamiętam cię zajęć zielarstwa o tentakuli - dodała prawie nie otwierając ust. Zacisnęła oczy, gdy pielęgniarka zaczęła odwiązywać bandaż. Chociaż wcale ten proces nie bolał, to sama świadomość, jak brzydko wygląda zaogniona rana sprawiało psychiczne cierpienie. Była już przygotowana, że pielęgniarka nakrzyczy na nią i na wymyśla, jaka jest nieodpowiedzialna. Może nawet stopa mogła jej odpaść? Yy...
Skóra lekko przykleiła się do płótna, ale pielęgniarka umiejętnie odrywała opatrunek. Mimo to Julie się skrzywiła, bo nawet doskonale przeprowadzona operacja była odczuwalna. Czerwony okrąg na środku stopy tuż przed palcami z kilkoma ropiejącymi ranami po bąblach nie wyglądał pięknie. Było czuć bardzo nieprzyjemny zapach ropy. Obrzęk tego miejsca był od razu widoczny, ale na szczęście nie był brudny. Tylko przez nieodpowiednie leczenie, właściwie jego brak, oparzenie w ogóle się nie goiło.
[nie chciało mi się czekać, a myślę, że MG przy takiej ilości obowiązków nie obrazi się, jak będziemy kontynuować ;)]
Słabo się uśmiechnęła, gdy chłopak się przedstawił.
- Julie - odparła. - Pamiętam cię zajęć zielarstwa o tentakuli - dodała prawie nie otwierając ust. Zacisnęła oczy, gdy pielęgniarka zaczęła odwiązywać bandaż. Chociaż wcale ten proces nie bolał, to sama świadomość, jak brzydko wygląda zaogniona rana sprawiało psychiczne cierpienie. Była już przygotowana, że pielęgniarka nakrzyczy na nią i na wymyśla, jaka jest nieodpowiedzialna. Może nawet stopa mogła jej odpaść? Yy...
Skóra lekko przykleiła się do płótna, ale pielęgniarka umiejętnie odrywała opatrunek. Mimo to Julie się skrzywiła, bo nawet doskonale przeprowadzona operacja była odczuwalna. Czerwony okrąg na środku stopy tuż przed palcami z kilkoma ropiejącymi ranami po bąblach nie wyglądał pięknie. Było czuć bardzo nieprzyjemny zapach ropy. Obrzęk tego miejsca był od razu widoczny, ale na szczęście nie był brudny. Tylko przez nieodpowiednie leczenie, właściwie jego brak, oparzenie w ogóle się nie goiło.
[nie chciało mi się czekać, a myślę, że MG przy takiej ilości obowiązków nie obrazi się, jak będziemy kontynuować ;)]
- Tomas Duncan
Re: Łóżka w drugiej części sali
Sro Wrz 28, 2016 4:57 pm
Posłał jej ciepły uśmiech, przytaknięciem dziękując za to, że się przedstawiła. Właściwie, to chyba nie posłał, bo i tak uśmiechał się prawie cały czas. No może za wyjątkiem kiedy w przejęciu zerkał na pielęgniarkę, zupełnie co najmniej jakby on był tutaj uzdrowicielem, a ona zwykłym uczniem i zaraz miała coś zrobić źle. Nieszczęsnej lekcji zielarstwa nie skomentował, również kojarzył, że dziewczyna się na niej pojawiła, i z pewnością poradziła sobie na niej lepiej niż on.
Zauważył niepewność wymalowaną na twarzy Julie, podszywaną być może nawet lekkich strachem. Przecież nie było się czego bać, prawda? To zwykłe badanie, chyba nie sparzyła się specjalnie. Tomas zamyślił się na chwilę, co wskazywał grymas skupienia na jego twarzy, przypominający nieco minę zdziwionego szczeniaczka. Nie, przecież to byłoby bezsensu, gdyby specjalnie się oparzyła. Kto normalny robi takie rzeczy? A może któryś z uczniów jej dokucza i zrobił jej krzywdę... Bohaterski Tom momentalnie zaczął wyobrażać sobie biedną dziewczynę kulącą się przed jakimś paskudnym ślizgonem. Nie żeby był uprzedzony, tak jakoś pierwszy na myśl przyszedł mu ślizgon... Z letargu wyrwało go ciche westchnięcie pani Pomfrey, kiedy odbandażowała całkowicie stopę uczennicy.
-I jak, to coś poważnego? - Nachylił się nad jej ramieniem, zerkając na bosą stopę, po czym skrzywił się niemal nieznacznie. Nie z obrzydzenia, a raczej współczucia. Rana była paskudna, prawdopodobnie nieudolnie leczona domowymi sposobami, albo pozostawiona sama sobie. Domyślał się, że musiała sprawiać spory dyskomfort. Dlaczego w takim razie, nikt w domu Julie nie zajął się raną należycie?
-Twoi rodzice tego nie widzieli? Paskudna sprawa, powinnaś od razu to komuś pokazać. - Spojrzał na dziewczynę wyraźnie zaskoczony, przecież tej rany ewidentnie nie widział na oczy żaden profesjonalista. Albo profesjonalista, który się nim nazywać nie powinien. W czasie kiedy on wbijał jasne tęczówki w bladą Julie, uzdrowicielka zaczęła krzątać się wokół, zapewne w poszukiwaniu jakichś leków, mamrocząc stale pod nosem.
Zauważył niepewność wymalowaną na twarzy Julie, podszywaną być może nawet lekkich strachem. Przecież nie było się czego bać, prawda? To zwykłe badanie, chyba nie sparzyła się specjalnie. Tomas zamyślił się na chwilę, co wskazywał grymas skupienia na jego twarzy, przypominający nieco minę zdziwionego szczeniaczka. Nie, przecież to byłoby bezsensu, gdyby specjalnie się oparzyła. Kto normalny robi takie rzeczy? A może któryś z uczniów jej dokucza i zrobił jej krzywdę... Bohaterski Tom momentalnie zaczął wyobrażać sobie biedną dziewczynę kulącą się przed jakimś paskudnym ślizgonem. Nie żeby był uprzedzony, tak jakoś pierwszy na myśl przyszedł mu ślizgon... Z letargu wyrwało go ciche westchnięcie pani Pomfrey, kiedy odbandażowała całkowicie stopę uczennicy.
-I jak, to coś poważnego? - Nachylił się nad jej ramieniem, zerkając na bosą stopę, po czym skrzywił się niemal nieznacznie. Nie z obrzydzenia, a raczej współczucia. Rana była paskudna, prawdopodobnie nieudolnie leczona domowymi sposobami, albo pozostawiona sama sobie. Domyślał się, że musiała sprawiać spory dyskomfort. Dlaczego w takim razie, nikt w domu Julie nie zajął się raną należycie?
-Twoi rodzice tego nie widzieli? Paskudna sprawa, powinnaś od razu to komuś pokazać. - Spojrzał na dziewczynę wyraźnie zaskoczony, przecież tej rany ewidentnie nie widział na oczy żaden profesjonalista. Albo profesjonalista, który się nim nazywać nie powinien. W czasie kiedy on wbijał jasne tęczówki w bladą Julie, uzdrowicielka zaczęła krzątać się wokół, zapewne w poszukiwaniu jakichś leków, mamrocząc stale pod nosem.
- Julie Blishwick
Re: Łóżka w drugiej części sali
Sro Wrz 28, 2016 5:55 pm
Szkolna pielęgniarka jakiś czas oglądała ranę, to tu uciskała, to tam, a Julie krzywiła się, gdy odczuwała ból. I pomyśleć, że odczuwała ból już ponad dwa tygodnie. Nawet nie pamiętała dokładnie kiedy, lecz okoliczności owszem. Na początku nie wiedziała, że do ciotki docierają listy z upomnieniem. Nie mogła już ukryć czyjejś wizyty. Nie znała tego człowieka. Był ubrany w doskonale skrojoną ciemną szatę, zdjął melonik na wejściu i lekko pokłonił się gospodyni. Wydawał się spokojny i poważny, za to stara kobieta po chwili zaczęła się na niego wydzierać i wyprosiła z domu. Julie z czasem się domyśliła, że próbują ją przekonać, aby jej podopieczna kontynuowała naukę w szkole. Bez tego dziewczyna nie mogłaby czarować... W końcu dotarło to do starej panny Blishwick, lecz wcześniej nie traciła czasu i wyżywała się na piętnastolatce. Tuż przed powrotem dziewczyny do Hogwartu przypaliła jej skórę. Powód nie był istotny, bo zawsze był błahy: jakaś drobna pomyłka w trakcie gry na fortepianie lub niedokładne wyuczenie się kilku stron książki o historii magii na pamięć. Tej kobiecie z pewnością nie mogła poskarżyć się na ból, zresztą nigdy nie uważała, aby rany dziewczyny zasługiwały na opatrunek. Jakby liczyła na jej śmierć z powodu zakażenia lub złapanej choroby. Liczyła się sprawowana kontrola nad podopieczną i nic więcej.
Rodzice? Aż zeszkliły jej się oczy. Nie przyszło jej do głowy pisać do matki, zresztą już wcześniej nie wierzyła albo bagatelizowała skargi córki. Teraz nie byłoby lepiej. Odruchowo masowała bliznę we wnętrzu lewej dłoni. Często tak robiła, gdy wspominała ojca. Czuła, że to przez niego opiekunka zadała jej tą pierwszą ranę. Napiętnowała dziecko za grzechy Blishwicka.
- Nie... - powiedziała powoli w zamyśleniu. - To był wypadek i nie było okazji... - dodała szybko zerkając na chłopaka, to na pielęgniarkę, która zresztą już odwróciła się szukać jakichś medykamentów dla uczennicy.
- Chyba nie odetnie mi stopy? - powiedziała poważnie obserwując kobietę w białym kitlu, jak się kręci poddenerwowana.
Rodzice? Aż zeszkliły jej się oczy. Nie przyszło jej do głowy pisać do matki, zresztą już wcześniej nie wierzyła albo bagatelizowała skargi córki. Teraz nie byłoby lepiej. Odruchowo masowała bliznę we wnętrzu lewej dłoni. Często tak robiła, gdy wspominała ojca. Czuła, że to przez niego opiekunka zadała jej tą pierwszą ranę. Napiętnowała dziecko za grzechy Blishwicka.
- Nie... - powiedziała powoli w zamyśleniu. - To był wypadek i nie było okazji... - dodała szybko zerkając na chłopaka, to na pielęgniarkę, która zresztą już odwróciła się szukać jakichś medykamentów dla uczennicy.
- Chyba nie odetnie mi stopy? - powiedziała poważnie obserwując kobietę w białym kitlu, jak się kręci poddenerwowana.
- Tomas Duncan
Re: Łóżka w drugiej części sali
Sob Paź 01, 2016 2:51 pm
Zauważył dziwną zmianę na twarzy Julie, a przede wszystkim w jej oczach, gdy wspomniał o jej rodzicach. Czyżby poruszył nieprzyjemną kwestie? Zrobiło mu się nieco głupio, potarmosił więc i tak już mocno sfatygowane włosy i zerknął gdzieś w bok. Starał się od początku raczej pocieszyć dziewczynę i dodać jej otuchy, a tymczasem chyba powiedział coś niezbyt okej. Sam doskonale wiedział, jakie relacje można mieć z rodzicami. Jego rodzice niemal nie zwracali na niego uwagi, pozostawał niczym cień w swoim własnym domu kiedy wracał tam na wakacje. Właściwie to nie mógł już doczekać się, aż wyprowadzi się i zamieszka gdzieś w magicznej części Londynu.
Nie miał im za złe tego, jacy byli i jak się do niego odnosili. Doskonale rozumiał, że magia i posiadanie czarodzieja w rodzinie była dla nich czymś ciężkim do zaakceptowania. Cieszył się z tego, że przynajmniej ich miał. Wiedział, że wiele osób w szkole nie miało rodzin, bądź żyła z nimi w paskudnych relacjach. Smuciło go, że życie tak musi wyglądać i nic z tym nie może zrobić.
-Rozumiem... - Wymamrotał tylko, siadając na łóżku naprzeciw niej, co jakiś czas zerkając na ranę na jej stopie, większość czasu jednak przyglądając się jej twarzy. Była ładna, ale wyglądała na bardzo wychudzoną i zmęczoną. Nie był pewien, czy to była wina skaleczonej stopy, czy może czegoś więcej. Zaczynał coraz poważniej martwić się o nowo poznaną dziewczynę, coś w jej zachowaniu kazało mu twierdzić, że coś ewidentnie jest nie tak. Zmarszczył brwi, niepewny co mógłby zrobić, by jakoś do niej dotrzeć.
-Och, spokojnie, na pewno od razu utnie ją przy kolanie. - Uśmiechnął się, próbując jakoś zażartować, jednak zamiast tego poczuł się jeszcze bardziej zażenowany. Co on wyrabiał? Przecież Julie była widocznie zdenerwowana. -To znaczy, uhm, przepraszam.
Pocierając o siebie dłonie w zdenerwowaniu zaczął szukać spojrzeniem uzdrowicielki, która na chwilę zniknęła gdzieś z ich pola widzenia.
Nie miał im za złe tego, jacy byli i jak się do niego odnosili. Doskonale rozumiał, że magia i posiadanie czarodzieja w rodzinie była dla nich czymś ciężkim do zaakceptowania. Cieszył się z tego, że przynajmniej ich miał. Wiedział, że wiele osób w szkole nie miało rodzin, bądź żyła z nimi w paskudnych relacjach. Smuciło go, że życie tak musi wyglądać i nic z tym nie może zrobić.
-Rozumiem... - Wymamrotał tylko, siadając na łóżku naprzeciw niej, co jakiś czas zerkając na ranę na jej stopie, większość czasu jednak przyglądając się jej twarzy. Była ładna, ale wyglądała na bardzo wychudzoną i zmęczoną. Nie był pewien, czy to była wina skaleczonej stopy, czy może czegoś więcej. Zaczynał coraz poważniej martwić się o nowo poznaną dziewczynę, coś w jej zachowaniu kazało mu twierdzić, że coś ewidentnie jest nie tak. Zmarszczył brwi, niepewny co mógłby zrobić, by jakoś do niej dotrzeć.
-Och, spokojnie, na pewno od razu utnie ją przy kolanie. - Uśmiechnął się, próbując jakoś zażartować, jednak zamiast tego poczuł się jeszcze bardziej zażenowany. Co on wyrabiał? Przecież Julie była widocznie zdenerwowana. -To znaczy, uhm, przepraszam.
Pocierając o siebie dłonie w zdenerwowaniu zaczął szukać spojrzeniem uzdrowicielki, która na chwilę zniknęła gdzieś z ich pola widzenia.
- Julie Blishwick
Re: Łóżka w drugiej części sali
Sob Paź 01, 2016 8:41 pm
Z jednej strony mugole nie akceptowali w pełni swojego bliskiego jako czarodzieja, a z drugiej czarodziejska rodzina nie uznawała mieszańca, jakim była Julie. Dwa światy siedziały naprzeciwko siebie i doświadczyły odrobiny złego od siebie. Dziewczyna nigdy nie winiła rodziców za swoje pochodzenie. Chociaż mądra, to bardzo prostoduszna, więc nie rozumiała całego zamieszania wokół niej o czystości krwi. Nie czuła się gorsza, chociaż wciąż jej to wpajano. Nie potrafiła poczuć się lepiej nawet blisko swojej matki. Dopiero w Hogwarcie, nawet anonimowa i bez przyjaciół, czuła, że jest we właściwym miejscu. Jednak, co będzie później? Odnalezienie się w wielkim świecie czarodziejów dla zagubionej duszyczki będzie gigantycznym wyzwaniem. Tak nieporadnie radziła sobie między ludźmi, ale tutaj już przynajmniej znała nauczycieli, pielęgniarki, duchy, a nawet niektórych uczniów: z widzenia lub osobiście. Ona zapamiętywała i te znajome twarze dodawały otuchy, zwłaszcza gdy szła na lekcje i zastanawiała się, czy dobrze trafiła. Tak, ponieważ rozpoznawała rówieśników. Wówczas wielki kamień spadał jej z serca, lecz nie zmieniła z nikim słowa...
Na bladą twarz opadały długie pasma kruczoczarnych włosów - niewielki procent tego, co otrzymała od matki. Mleczna karnacja po ojcu, Angliku, który wydawał się nigdy nie wychodzić z czterech ścian. Tylko te dziwne oczy, ni to niebieskie, ni to zielone, wpatrywały się w Tomasa i niepozornie wyłapywały każdy drobny gest, który wykonał. Kościste dłonie z schludnie przyciętymi paznokciami drżały, a w nerwach ocierały się o siebie. Jakby jedna próbowała pocieszyć drugą. Nogami delikatnie machała. Bez zdjętej skarpety było wyraźnie widać szczupłą nogę, która chociaż w łydce powinna mieć ciut ciała. Może to duch siedział na łóżku w Skrzydle Szpitalnym, a może kościotrup?
Podniosła gwałtownie głowę, gdy chłopak wspomniał o ucięciu nogi. Oczy wielkie jak złoty znicz zeszkliły się ze strachu.
- Aa... - mruknęła, gdy uświadomiła sobie, że żartował. Później będzie się tego nieporozumienia śmiać, a czerwienić na myśl o swoim głupim pytaniu, lecz teraz naprawdę bała się reakcji pielęgniarki.
Pani Pomfrey energicznym krokiem podeszła do uczniów. I trzeba powiedzieć wprost: ochrzaniła Krukonkę za lekkomyślne zachowanie oraz za swój straszny wygląd.
- Wypij natychmiast ten eliksir - mówiła stanowczo, lecz łagodnie. Sama skropiła czymś ranę na stopie, która momentalnie przestała ropieć i powoli się goić. Specyfik przyjemnie pachniał, chociaż kolor miał niepokojąco zielony. Julie niechętnie, ale wypiła miksturę, którą podała jej pielęgniarka. Nie było tego wiele, lecz wzmocniło jej organizm.
- Rana nie jest poważna, lecz niepotrzebnie się z nią męczyłaś - mówiła dalej z rękoma opartymi na biodrach. Następnie zwróciła się w stronę chłopaka. - A ty? Jaką masz sprawę?
Jeszcze na chwilę pochyliła się nad stopą uczennicy i ponownie skropiła ranę, po której pozostała tylko zaczerwieniona, pomarszczona skóra oraz tępy ból. Już zwróciła ponownie twarz w stronę Puchona.
Julie również spojrzała na Tomasa. Na jej twarzy widać było ulgę, jak i zawstydzenie całą sytuacją. Jednak dzięki eliksirowi na zmęczenie buzia dziewczyny wyglądała znacznie lepiej. Cienie pod oczami nie były tak wyraźne oraz zniknął ból pleców od pochylania się nad podręcznikami. Uśmiechnęła się, ponieważ naprawdę odczuła ulgę. I była wdzięczna Tomasowi za towarzystwo.
Na bladą twarz opadały długie pasma kruczoczarnych włosów - niewielki procent tego, co otrzymała od matki. Mleczna karnacja po ojcu, Angliku, który wydawał się nigdy nie wychodzić z czterech ścian. Tylko te dziwne oczy, ni to niebieskie, ni to zielone, wpatrywały się w Tomasa i niepozornie wyłapywały każdy drobny gest, który wykonał. Kościste dłonie z schludnie przyciętymi paznokciami drżały, a w nerwach ocierały się o siebie. Jakby jedna próbowała pocieszyć drugą. Nogami delikatnie machała. Bez zdjętej skarpety było wyraźnie widać szczupłą nogę, która chociaż w łydce powinna mieć ciut ciała. Może to duch siedział na łóżku w Skrzydle Szpitalnym, a może kościotrup?
Podniosła gwałtownie głowę, gdy chłopak wspomniał o ucięciu nogi. Oczy wielkie jak złoty znicz zeszkliły się ze strachu.
- Aa... - mruknęła, gdy uświadomiła sobie, że żartował. Później będzie się tego nieporozumienia śmiać, a czerwienić na myśl o swoim głupim pytaniu, lecz teraz naprawdę bała się reakcji pielęgniarki.
Pani Pomfrey energicznym krokiem podeszła do uczniów. I trzeba powiedzieć wprost: ochrzaniła Krukonkę za lekkomyślne zachowanie oraz za swój straszny wygląd.
- Wypij natychmiast ten eliksir - mówiła stanowczo, lecz łagodnie. Sama skropiła czymś ranę na stopie, która momentalnie przestała ropieć i powoli się goić. Specyfik przyjemnie pachniał, chociaż kolor miał niepokojąco zielony. Julie niechętnie, ale wypiła miksturę, którą podała jej pielęgniarka. Nie było tego wiele, lecz wzmocniło jej organizm.
- Rana nie jest poważna, lecz niepotrzebnie się z nią męczyłaś - mówiła dalej z rękoma opartymi na biodrach. Następnie zwróciła się w stronę chłopaka. - A ty? Jaką masz sprawę?
Jeszcze na chwilę pochyliła się nad stopą uczennicy i ponownie skropiła ranę, po której pozostała tylko zaczerwieniona, pomarszczona skóra oraz tępy ból. Już zwróciła ponownie twarz w stronę Puchona.
Julie również spojrzała na Tomasa. Na jej twarzy widać było ulgę, jak i zawstydzenie całą sytuacją. Jednak dzięki eliksirowi na zmęczenie buzia dziewczyny wyglądała znacznie lepiej. Cienie pod oczami nie były tak wyraźne oraz zniknął ból pleców od pochylania się nad podręcznikami. Uśmiechnęła się, ponieważ naprawdę odczuła ulgę. I była wdzięczna Tomasowi za towarzystwo.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach